Lisicki: Powstaje społeczeństwo, w którym ludzie będą poddawani coraz większej tresurze przez inżynierów społecznych

Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” o słowach Jarosława Gowina ws. negocjacji unijnych, ideologizacji mediów i tym, jaki świat szykują dla nas George Soros i Marta Lempart.

Jest to rozbrojenie własnej strony.

Paweł Lisicki komentuje słowa Jarosława Gowina o możliwości kompromisu ws. warunkowości wypłat środków unijnych, Przyznaje, że w trakcie negocjacji faktycznie teoretycznie możliwy jest kompromis. Mówienie o tym w tym momencie jest  jednak osłabianiem własnej pozycji negocjacyjnej, przez stwierdzenie de facto, że

Będziemy walczyli, ale tak nie do końca.

Mamy do czynienia, jak ocenia redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”  z ukłonem wobec krajowego elektoratu umiarkowanego,  który obawia się możliwości utraty środków zapisanych w nowym unijnym budżecie.  Jarosław Gowin mógł wypowiadać się jednak w imieniu rządu, który daje w ten sposób znać o swej gotowości do ustępstw.

Redaktor naczelny mówi również o uznaniu przez „Financial Times” Martę Lempart za jedną z najbardziej wpływowych kobiet 2020 roku.

Widzimy jak kreuje się chory, absurdalny wizerunek Polski.

Dziennikarz bardzo krytycznie ocenia ruch brytyjskiego tytułu. Wskazuje, iż kiedyś mógł wierzyć w rzetelność gazet takich jak Financial Times. Obecnie zaś

Te media stały się częścią machiny orwellowskiego świata.

Ponadto nasz gość komentuje coraz bardziej prawdopodobne zwycięstwo Joe Bidena w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Ironicznie przedstawia jego zapowiedzi zmian w USA.

Joe Biden będzie musiał się bardzo postarać, żeby dogonić Justina Trudea, który dzierży palmę pierwszeństwa jako najbardziej postępowy polityk północnoamerykański.

Stwierdza, że sposób myślenia Marty Lempart jest wciąż marginesem w Polsce, ale w innych krajach jest już większością. Wyjaśnia rolę ideologii LGBT w tworzeniu nowego społeczeństwa. Prowadzi ono do „chorych wyobrażeń niszczących człowieka”.

Powstaje społęczeństwo, w którym ludzie będą coraz mniej szczęśliwi, gdyż będą poddani coraz większej tresurze przez inżynierów społecznych.

Dziennikarz wskazuje, że nie przypadkiem finansiści tacy jak George Soros uważają się także za wybitnych intelektualistów. Zaznacza, iż ideologia może kształtować gospodarkę.

Nowy świat potrzebuje nowej gospodarki.

Nowy porządek to”tyrania doczesności”, w której człowiek będzie bardziej rozwiniętym zwierzęciem, którego głównymi potrzebami są te seksualne. Stanowi zaprzeczenie klasycznych ideałów państwa: Platona, Cycerona i przede wszystkim św. Augustyna, które zaznaczały, że wspólnota polityczna ma wymiar także duchowy. Paweł Lisicki wskazuje na symboliczny wymiar nakazu noszenia maseczek:

W ich oczach maseczka jest dowodem braku wolności.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Maciejewski o aktywistach proaborcyjnych: To są polityczni wyrzutkowie. Sprytnie przejęli oburzenie społeczne

Anglojęzyczne biogramy Marty Lempart i Klementyny Suchanow to gotowce dla zachodnich dziennikarzy, chcących pisać o rzekomym ciemiężeniu kobiet w Polsce – ocenia publicysta.

Jakub Maciejewski mówi o tym, że na anglojęzycznej Wikipedii znajdują się szczegółowe biogramy liderek Strajku Kobiet. Zwraca uwagę, że 20-latka, która przepracowała jeden dzień w restauracji wege ma stronę w anglojęzycznej Wikipedii, a Krzysztof Wyszkowski nie. Tą ostatnią przez trzy lata robiło 30 osób.

Biografii Wyszkowskiego moglibyśmy poświęcić wiele rozmów.

Dziennikarz ocenia, że powstanie anglojęzycznych biogramów członków Rady Konsultacyjnej Strajku Kobiet to bardzo dobrze zorganizowana akcja.

Nagle wyskoczył gotowiec dla zachodnich dziennikarzy, chcących pisać o rzekomym ciemiężeniu kobiet w Polsce. Wszystko oczywiście można, ale nie wszystko wypada.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego wskazuje na książkę Klementyny Suchanow pt. „To jest wojna”. Uczestnicy protestów brali więc udział w promocji jej książki.

W najnowszym numerze tygodnika „Sieci” znajduje się artykuł o politycznej przeszłości członków tzw. Rady Konsultacyjnej. Jakub Maciejewski stwierdza, że:

To są polityczni wyrzutkowie. Sprytnie przejęli oburzenie społeczne, by usankcjonować się jako gremium żądające niemożliwych rzeczy.

Gość „Popołudnia WNET” wskazuje, że dziennikarze są bardziej radykalni od polityków. Pozwalają się nawet obrażać swoim skrajnie  lewicowym gościom. Jak zauważa publicysta:

Konfederacja zajmuje się wmawianiem ludziom, że Bill Gates próbuje nas zaszczepić szczepionkami z 5G.

Jakub Maciejewski punktuje, że foermacja Krzysztofa Bosaka, Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna zachowała się zaskakująco biernie wobec ataków na kościoły

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P. / A.W.K.

Filozofia nosa. Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony

Jezus nie był gejem ani nie może przyjść jako kobieta. Wcielenie dokonało się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę.

Sławomir Zatwardnicki

Wrzucam w wyszukiwarkę hasło „stand-up bez przekleństw”. Klikam w drugą od góry pozycję zatytułowaną Jezus „Miłujcie się”. Uszy stają na sztorc. (…)

Za występem Jezus „Miłujcie się” stoi Grupa Filmowa Darwin. (…) Zamyślam się nie nad przesłaniem, ale nad światem, w którym mogło się ono pojawić. Patrzę na twarz bruneta z brązową peruką. Coś tu nie pasuje. Nic tu się nie klei, choć skrojone jest niby po mistrzowsku. Jezus Ewangelii nie przypomina Jezusa stand-upu.

Jak to pisał był G.K. Chesterton? „Musiało rzeczywiście być coś nie tylko tajemniczego, ale i wszechstronnego w Chrystusie, skoro można wykroić z Niego tylu mniejszych Chrystusów”.

Musi być też coś małego w dzisiejszym rozumie, że grubymi nićmi wszechtolerancji fastryguje pokawałkowany światopogląd.

Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony. Patrzę zatem na jakby znajomą twarz scenicznego Andrzeja-Jezusa, ale widzę nos z wosku. Nie tylko Jana Jurkowskiego, ale wszystkich jemu podobnych. „A co, jeśli Jezus też był gejem?” – pada zza mikrofonu bardzo oryginalne jak na dzisiejsze czasy pytanie, zadane chyba całkiem na poważnie. Że niby nic nie wiemy na pewno, bo wszystko jest domniemane. Ale co byłoby – zawisa w powietrzu retoryczna pauza – gdyby wrócił jako gej albo jako kobieta? Może zaakceptowalibyśmy Go i w końcu wszyscy pokochaliby wszystkich – ciągnie Jurkowski.

Gdyby miało to być dla śmiechu, trzeba by śmiechem odpowiadać. Ale skoro mówi się tutaj całkiem na poważnie, trzeba chyba odpowiadać „na serio”. Otóż tak się składa, że ani nie chodzi o domniemania, ani Jezus nie był gejem, ani nie może przyjść jako kobieta, bo Wcielenie – z samej swojej natury – dokonuje się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę w realizacji odwiecznego planu zaaplikowanego nie przypadkiem w tym a nie innym czasie. (…)

Dobra Nowina Jurkowskiego polega na tym, że jak poradziliśmy sobie z segregacją rasową i brakiem równouprawnienia kobiet, tak i przez dzisiejszą niesprawiedliwość jakoś przejdziemy

Idące pod prąd prawa naturalnego postulaty LGBT zostały tutaj postawione w jednym szeregu z tym, co wprost z prawa naturalnego wynika. Zgodnie z filozofią nosa woskowego wolno tak zrobić.

To wystarczy, by mieć prawie trzy miliony odsłon, jakieś 300 razy więcej niż wynosi nakład „Kuriera WNET”, który Państwo właśnie czytacie. Naprawdę, wystarczy posłuchać stand-upowca, który nie przeklina. I wykrojonego z Ewangelii Jezusa, który nie zbawia od grzechu, lecz indoktrynuje ideologią. Zamienić „miłujcie się” na „tolerujcie się” (por. odpowiedź w stylu „oko za oko, skecz za skecz” autorstwa Tomasza Samołyka pt. Tolerujcie się (Mój coming out)).

Taki to stand-up bez przekleństw, za to z dildo. Żal mi Jurkowskiego. Żal mi siebie. Miało być śmiesznie, a jest smutno i straszno.

Facet ma nos z wosku. Mógłby zapalić świecę do modlitwy, a dał zwieść swoją wrażliwość na manowce. Ale przecież nie o nim jest ten tekst. Raczej o tych wszystkich, którzy na potęgę wykręcają swoje nosy. O tej większości, która z mniejszości robi normę. O upadku wszelkich norm, o normie budowanej na piasku braku normalności.

O ranie duszy i ciała, którą leczy się zapewnieniem, że wszystko jest OK. O pofragmentaryzowanym świecie klejonym taśmą klejącą tolerancji, królowej wszystkich innych cnót, które wyparowały.

Cały artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” znajduje się na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zgierski: Policja bardziej pilnowała obrońców kościołów niż protestujących

Aborcja do 9. miesiąca dla kobiet i osób niebinarnych. Jakub Zgierski o Strajku Kobiet w Lublinie: jego hasłach, uczestnikach i postawie policji.

Jakub Zgierski mówi, że w Lublinie pod katedrą i innymi kościołami gromadzili się ludzie, aby obronić świątynie przed dewastacją z rąk protestujących. Ci ostatni to w znacznej mierze wielkomiejska, postępowa młodzież.

Średnia wieku to jest jakieś 15-18 lat i są to głównie młode dziewczęta.

Na protestach można było usłyszeć żądania aborcji do 9. miesiąca ciąży dla kobiet i osób niebinarnych. Zauważa, że policjanci otaczający kordonem kościoły i ich obrońców stali przodem do tych ostatnich.

Bardziej oni tam byli po to, żebyśmy my czegoś nie zrobili. […] Ci, którzy przyszli chronić kościołów byli traktowani jako mogący coś zrobić.

Obawia się, że  sami funkcjonariusze mogą popierać protestujących. Tymczasem ruch w mieście został sparaliżowany w wyniku manifestacji.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Totalitaryzm nie zawsze przychodzi w mundurze gestapowca i ubowca. Dziś skrywa się za fałszywie pojętą wolnością

Rozum podpowiada, że toleruje się tylko to, co jest złe. Nikt przecież nie toleruje tego, co dobre, bo dobro jest akceptowalne i samo się broni. Zło zaś tolerujemy, bo nie potrafimy się go pozbyć.

Herbert Kopiec

Nie da się utrzymać twierdzenia, iż wielkie totalitaryzmy odeszły do lamusa historii wraz z końcem XX wieku. Jest poza dyskusją, że cywilizacja zachodnia przełomu tysiącleci przeżywa głęboki kryzys. Obraz rzeczywistości ukazuje nieustanną walkę dobra ze złem, kultury łacińskiej (zachodniej), opartej na Ewangelii, ukształtowanej w starożytności i średniowieczu na bazie chrześcijaństwa i filozofii greckiej, z kulturą liberalną, mającą swoje korzenie w oświeceniowym racjonalizmie.

Głosiciele „wolności i tolerancji” jako wartości najwyższych coś ważnego przeoczyli. Natarczywie mówią o absolutnej wolności jako jądrze i podwalinach demokracji, ale nie zauważają, że demokracja chwieje się z braku zasad.

(…) Wielu Polaków bez pomocy nie jest w stanie dostrzec, że za frazesami o wolności, tolerancji i demokracji skrywa się inna rzeczywistość. Aby to sobie uświadomić, trzeba nieco oderwać się od stereotypowego przekonania, że totalitaryzm zawsze musi przychodzić w mundurze gestapowca i ubowca. Tak bardzo uwierzyliśmy w to, że źli mogą być jedynie faszyści i komuniści, że nie jesteśmy w stanie dostrzec zła przychodzącego pod postacią walki z nietolerancją, ksenofobią i fanatyzmem religijnym. Jesteśmy do tego stopnia przytłoczeni wypowiedziami o wydumanej dyskryminacji rozmaitych egzotycznych grup w rodzaju gejów, że przestaliśmy zwracać uwagę na faktyczną dyskryminację ludzi myślących inaczej, choćby w kwestii gejowskiej. Antykatolickie środowiska to usprawiedliwiają i hodują groźny dla Europy kryzys kultury, od dawna widoczny gołym okiem. Póki co indyferentyzm moralny, zalecany przez skrajny liberalizm, nieuchronnie spycha jego wyznawców do rynsztoka wulgarności i prostactwa. Pozostając tam, prościej jest trwać w zepsuciu, niż czynić wysiłki ku nawróceniu. Innymi słowy: łatwiej jest być ideologicznie leniwym, niż walczyć. (…)

Przecież wszystko jest konwencją, grą i nie można od nikogo wymagać odpowiedzialności za swoje przekonania. Szare jest piękne! Nic nikogo nie obowiązuje w życiu publicznym, nawet za to, co powie czy zrobi. Wszystko stało się możliwe i względne zarazem.

(…) Trzeba, aby ogół Polaków miał większą świadomość, że ludzka wolność jest uwarunkowana także przez możność wybrania zła. I to się w Polsce stało. Brak dekomunizacji był wyborem zła. Wyjątkowo zasmucające jest to, że Polska wychodziła z komunizmu bogata w wiedzę i przemyślenia, czym jest stalinizm, terror, kłamstwo ideologicznej indoktrynacji. A mimo to po 1989 roku całe to doświadczenie uległo stopniowej banalizacji i stępieniu. Udało się zaatakować podstawy patriotyzmu polskiego, zakwestionować i zbagatelizować męczeństwo Polaków w XX wieku oraz zohydzić rolę katolicyzmu w polskiej historii. (…)

Większość Polaków udało się nabrać na brak dekomunizacji. Część bezbronnej polskiej młodzieży, wyrastająca w rzeczywistości nieokreślonej, nieukształtowanej ostatecznie, gdzie widma PRL i mentalność postkomunistyczna ciągle są żywe, chętnie sięga do efektownych wzorców światłej Europy. Bawi się w parady feministyczne czy gejowskie, jak kulę u nogi traktując historię, tradycję, moralne rozterki. A gdzie sprawdzone wzorce? Czego się trzymać? Gdzie dobro, a gdzie zło? Wszystko staje się splątane, płynne, brakuje oparcia. Nieprzypadkowo więc tym oparciem uczyniono… wolność i tolerancję! Mało. Wprowadzono terror, dyktaturę wolności i tolerancji. Dzisiaj bycie nietolerancyjnym oznacza bycie NIEBEZPIECZNYM. Mocno propagowane w walce z prawdą hasło tolerancji (fascynacja tolerancją!) ma przecież w rzeczywistości oznaczać oswajanie się z brakiem sprzeciwu wobec zła.

(…) Katolik nie może stawać jednocześnie po stronie prawdy i kłamstwa, dla własnej wygody stawiać między nimi znaku równania. Nie może TOLEROWAĆ milczenia, kiedy trzeba głośno mówić. Mamy niewątpliwie do czynienia z lewacką (póki co bezkrwawą/aksamitną) rewolucją dążącą do przebudowania społeczeństwa według barbarzyńskiego wzoru. W tej przebudowie poczesne miejsce zajmuje promowanie zdegenerowanej wolności i tolerancji. Notabene warto może odnotować, że to już było.

Do naszych czasów doskonale odnosi się charakterystyka społeczeństwa angielskiego i indyjskiego z czasów Gandhiego, słynnego hinduskiego moralisty, który wymienił siedem grzechów głównych owych społeczeństw. Są to: bogactwo bez pracy, przyjemność bez sumienia, wiedza bez charakteru, biznes bez moralności, nauka bez człowieczeństwa, religia bez gotowości do ofiary, polityka bez zasad.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Zdegenerowana wolność i tolerancja” znajduje się na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Herberta Kopca pt. „Zdegenerowana wolność i tolerancja” na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakub Maciejewski: To przemyślany atak na Kościół, z pomocą zagranicznych finansów, polskich degeneratów, byłej bezpieki

Jakub Maciejewski o wulgarnych protestach wokół wyroku TK ws. ustawy antyaborcyjnej, atakach na Kościół i tym, kto za nimi stoi oraz o postawie duchowieństwa idącego na kompromis z rzeczywistością.

Te „bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach” wpadały w jakiś amok, szał, trzęsły się, wrzeszczały.

Jakub Maciejewski nawiązuje do utworu „Potęga Smaku” Zbigniewa Herberta opisując trwające protesty w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Wskazuje, że na „strajku kobiet” było dużo mężczyzn oraz przedstawicieli środowisk LGBT. Zauważa, że nastroje społeczne się zmieniają, przypominając, iż kara śmierci została w Polsce zniesiona w momencie, gdy większość społeczeństwa nie była przeciw niej. Lewica zwraca uwagę na nastroje społeczne, gdy jest to na niej wygodne. Nasz gość wskazuje, że część działaczy LGBT wprost przyznaje, że Kościół ze swoją doktryną jest przeciw ich postulatom. Odnosi się do kwestii upolitycznienia Kościoła:

Nie znam biskupa bardziej sprzyjającego Platformie Obywatelskiej niż metropolita Kazimierz Nycz […]. W Gazecie Wyborczej, Tygodniku Powszechnym, czy TVN-ie są dyżurni duchowni, którzy tłumaczą Kościół tak, że prawica wychodzi na katofaszystów.

Według dziennikarza stężenie manipulacji wokół tematu antyaborcyjnego jest ogromne. Podkreśla, że cokolwiek by Kościół nie robił i tak będzie atakowany przez skrajną lewicę.

Jest to atak na Kościół, przemyślany, z pomocą zagranicznych finansów, degeneratów w Polsce, byłej bezpieki, niedouczonej młodzieży.

Protesty w kościołach i na ich terenach wynikają z taktyki lewicy, której głównym celem jest zanegowanie wartości chrześcijańskich. Dodaje, że ten atak jest przemyślany i wspierany przez instytucje zagraniczne. W wulgarnych manifestacjach brali udział również małoletni- 13-15 latki.

Lewica obyczajowa w Polsce jest po prostu antypolska. […] Lewica przyszła tak jak KPP w latach 20, 30 do II RP, jako element obcy dla społeczeństwa. Bardzo współczuję ludziom, którzy dali się na to nabrać.

Maciejewski krytykuje „miękkich konserwatystów”, którzy nie chcą zauważać trwającego ataku na Kościół. Tłumaczy, że wyrok TK nie ma mocy ustawodawczej. Podkreśla, że

Ten zapis był furtką do robienia aborcji także na dzieciach zdrowych.

Ponadto mówi, iż to nie jest żadna rewolucja, a podkreślenie zapisów konstytucyjnych, które mówią o ochronie życia człowieka. Obecna sytuacja, jak mówi, pokazuje, że duchowni idący na kompromis z rzeczywistością przeliczyli się, gdyż i tak stali się ofiarą ataków.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja w myśl polityki George’a Sorosa?/ Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” nr 76/2020

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

Andrzej Świdlicki

Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?

8 września na Węgrzech rozpoczął działalność finansowany przez Amerykanów nowy nadawca – Szabad Európa Rádió. Nazwa kojarzyły się z Radiem Wolna Europa, nadającym z Monachium w latach 1950–1995 w pięciu językach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym po węgiersku do 1993 r. W odróżnieniu od pierwowzoru, mutant Szabad Európa nie korzysta z częstotliwości radiowej, lecz platformy cyfrowej, a jego publiką są użytkownicy Facebooka i Instagramu.

W programie ma m.in. codzienny, trzyminutowy newsletter, cotygodniowa audycja o Unii Europejskiej, podcasty, materiały z archiwum dźwiękowego węgierskiej rozgłośni RWE. Szabad Európa ma działać w publicznym interesie, być obiektywne, faktograficzne.

Dlaczego Amerykanie tak troszczą się o publiczny interes na Węgrzech (także w Bułgarii i w Rumunii, gdzie mutacje Radia Wolna Europa działają od 2019 r.) i jak go pojmują?

Komunikat prasowy obwieszczający uruchomienie nowej internetowej platformy ubolewa nad upadkiem „pluralizmu węgierskich mediów i degradacji informacyjnego krajobrazu”. Powołuje się przy tym na rankingi pozarządowych organizacji Reporterzy bez Granic i Freedom House. Żadna z tych organizacji nie dała się poznać z odważnych wystąpień w obronie Juliana Assange’a, krytyki cenzury online ani z napiętnowania medialnego mainstreamu za szerzenie propagandy covidowego strachu.

Reporterzy bez Granic i Freedom House nie widzą lub nie chcą widzieć, że „upadek pluralizmu” i „degradacja informacyjnego krajobrazu” bierze się z centralizacji mediów i że to zjawisko globalne. Jak wytłumaczyć, że różne publikatory myślą tak samo, niezależnie od szerokości geograficznej? Co spowodowało, że nawiedzona, pozbawiona odrobiny uroku Greta Thunberg objawiła się jako sumienie świata, choć nie miała niczego do powiedzenia poza banałami? Amerykański bloger Paul Craig Roberts, urawniłowkę medialnego przekazu tłumaczy „kazirodczymi stosunkami między dziennikarzami, agencjami wywiadu, biznesem, politykami i celami amerykańskiej polityki zagranicznej”. Według niego ten gatunek kazirodztwa jest tak rozgałęziony, że przestał kogokolwiek poruszać i tylko nieliczni dziennikarze mają trudności z podporządkowaniem się mu (Paul Craig Roberts, 13 XI 2019).

Redaktorka „New York Timesa” Barri Weiss w liście do wydawcy gazety, w którym wymówiła pracę, napisała: „W prasie wyłonił się nowy konsensus, szczególnie widoczny w tej gazecie [NYT]: prawda przestała być procesem zbiorowego odkrywania, ale [stała się] ortodoksją z góry znaną nielicznym oświeconym, których zadaniem jest informowanie ogółu”.

W świetle tego stwierdzenia może wydać się dziwne, że Radio Wolna Europa w 1950 r. powołane do walki z cenzurą, nie zajmuje się przeciwdziałaniem „degradacji informacyjnego krajobrazu” na własnym, amerykańskim podwórku. Oczywiście dziwne to nie jest, bo na promowanie pluralizmu mediów na Węgrzech są pieniądze, a na realizowanie pokrewnego celu w USA nikt by ich nie wyłożył, a jeśli nawet, to nie Radiu Wolna Europa.

A zatem jest zupełnie bez znaczenia, że mediów opozycyjnych jest na Węgrzech więcej niż rządowych i mają się dobrze, a każdy Węgier może powiedzieć, co chce, bez żadnych konsekwencji. Rzeczywistym powodem zainstalowania Węgrom mutanta Radia Wolna Europa jest to, że lewicowi liberałowie o orientacji globalistycznej są w wojnie z tradycyjnie pojmowanym konserwatyzmem osadzonym na idei suwerennego, narodowego państwa, wyznającego wartości chrześcijańskie.

W przemówieniu na spotkaniu z młodzieżą w Baile Tusnad (Tusnádfürdő) w lipcu 2014 r. premier Viktor Orbán uznał, że kryzys finansowy z 2008 r. był punktem zwrotnym, który dowiódł, że „era liberalnej demokracji dobiegła końca”. Według niego zachodni model państwa z rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych wyczerpał się, jest niewypłacalny i nie do utrzymania. Jego dalsze naśladownictwo nie przyniesie Węgrom niczego dobrego. „Będziemy dążyć do organizacji społeczeństwa nieosadzonej w dogmatycznych ideologiach przyjętych w świecie zachodnim” – zapowiedział.

Spór Orbana z lewicowymi liberałami nie ogranicza się do ideologii. Premier Węgier skrytykował organizacje pozarządowe, których pracownicy to opłacani przez zagranicę polityczni aktywiści, promujący obce interesy. Organizacje te (NGOs) często działają pod szyldem filantropii, oferują granty i stypendia, programy edukacyjne itp., ale potrafią też zmontować polityczną opozycję i przygotować jej program.

Rząd Orbana jest solą w oku nie tylko międzynarodówki liberałów, ale także eurokratów: chce handlować z Rosją, by zmniejszyć zależność od europejskiego rynku, powierzył Rosji zmodernizowanie elektrowni atomowej w Pacs, sprzeciwił się nałożeniu na Rosję sankcji po zajęciu Krymu, zamknął granice dla imigrantów z Bliskiego Wschodu, usunął z Węgier „Uniwersytet Sorosa”, wstrzymał finansowanie studiów nad gender, rozumie, że za finansowym kredytem idzie polityczna zależność.

Europejscy postępowcy nie pozostali mu dłużni. Węgry Orbana są rekordzistą w liczbie potępieńczych rezolucji Parlamentu Europejskiego. Oksfordzki profesor Timothy Garton Ash oskarżył premiera Węgier o „rozmontowywanie demokracji” i oburzał się na to, że otrzymuje unijne pieniądze. To ostatnie oburzać go nie powinno, bo po brexicie nie są to już pieniądze brytyjskie. Ale jak widać, trudno mu oprzeć się pokusie rozdysponowywania pieniędzy cudzych: „Na europejskim kontynencie jest miejsce dla różnych reżimów, ale Unia Europejska musi być społecznością demokracji” – napisał, sugerując, że w UE dla Węgier miejsca być nie powinno („The Guardian”, 20 VI 2019). Tak jak Edek w Tangu Mrożka, Ash poucza, że każdy może mieć zdanie, jakie chce, byle zgodne z jego.

Jeszcze dalej posunął się publicysta centrolewicowego, progresywnego „The Atlantic”, Franklin Foer, porównując Victora Orbana do Pol Pota i Stalina, „marzących o zlikwidowaniu inteligencji [jako klasy społecznej, ograniczeniu publicznej oświaty i urobieniu posłusznych ludzi”. „To autokrata, który nie musi polegać na pałce ani na pukaniu do drzwi w środku nocy, bo jego atak na społeczeństwo obywatelskie dokonuje się pod szyldem legalizmu podkopującego instytucje zdolne rzucić wyzwanie jego władzy” (czerwiec 2019).

Foer trafił w sedno: mutant Szabad Európa powstał dlatego, że wpisuje się w cel wygenerowania na Węgrzech tzw. społeczeństwa obywatelskiego, mającego podkopać nielubiane przez lewicowych liberałów konserwatywne rządy, by utorować drogę do wprowadzenia kulturowych i obyczajowych wzorów zachodnich.

Idea społeczeństwa obywatelskiego, cokolwiek ma znaczyć, aprobowana jest przez duże korporacje i finansjerę, bo też wyznają różnorodność.

Lewica od dawna niedowidzi na jedno oko. Ash i Foer, ochoczo piętnujący domniemany autorytaryzm Victora Orbana, nie sprzeciwili się autorytaryzmowi rządu Borysa Johnsona czy gubernatorów stanowych USA, wprowadzających antywirusowe obostrzenia łamiące prawo do prywatności i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nie dali się poznać jako obrońcy pluralizmu opinii w środowisku lekarskim, gdzie głosy pandemicznych sceptyków, krytyczne wobec przyjętych przez rządy rozporządzeń rujnujących dla gospodarki, szkodliwych społecznie i nieskutecznych w zwalczaniu wirusa, są filtrowane przez prorządowe media, jak BBC.

Szabad Európa wpisuje się w myślenie i polityczne oczekiwania multimilionera George’a Sorosa, sprowadzające się do kulturowego, obyczajowego, faktycznie cywilizacyjnego unicestwienia tego, co przywykliśmy uważać za europejskie dziedzictwo.

Dokonuje się to pod szyldem obywatelskiego społeczeństwa, pluralizmu, otwartych granic, upodmiotowienia obyczajowego marginesu, różnorodności, a faktycznie – odrzucenia norm i nietolerancji dla tego, co jest uznane za politycznie niepoprawne.

Czy Soros – finansujący Fundację Otwartego Społeczeństwa, anty-brexitowe inicjatywy w Wlk. Brytanii, Helsińską Fundację Praw Człowieka, organizacje społecznego nacisku na rządy, jak np. Human Rights Watch, przybudówki partii demokratów w USA i rozmaitych progresistów w Europejskim Parlamencie, by nie wspomnieć o wkładzie w tzw. plan Balcerowicza – nie mógłby dorzucić się do finansowania mutanta Wolnej Europy na Węgrzech? Mógłby. I to nie tylko dlatego, że odpowiada mu ideowo, ale dlatego, że dokładał się wcześniej.

W końcówce działalności Radia Wolna Europa w Monachium, będący jego wyodrębnioną częścią dział badań i analiz (od 1990 r. jako Research Institute) porozumiał się z Sorosową Fundacją Open Society w sprawie przenosin do Pragi pod nową nazwą Open Media Research Institute. Do końca 1996 r. OMRI miał finansować Kongres USA, a przez następne cztery – fundacja Sorosa.

Wraz ze zmianą chlebodawcy poszła zmiana profilu Instytutu. Miał się zajmować szkoleniem dziennikarzy, analityków i młodych naukowców w idei „open society”, czyli przygotowaniem kadr pod przyszłe kolorowe rewolucje,

a więc takie, w których uzasadnione poczucie krzywdy części społeczeństwa lub inna ważna kwestia polityczna lub społeczna przechwytywana jest w aranżowanej przez Stany Zjednoczone bądź ich konfratrów operacji wymiany ekipy rządzącej, zwykle z nacjonalistycznej na proamerykańską i proglobalistyczną. Okazją ku temu są wybory przegrane przez opozycję, która nie akceptuje przegranej, mobilizuje młodzież w mediach społecznościowych pod hasłami walki z korupcją, upodmiotowienia itp.

Nie wiem, czy Soros finansuje mutanta RWE na Węgrzech, ale dziwiłbym się, gdyby sponsorzy tej inicjatywy, wiedząc o tym, że miał na pieńku z Viktorem Orbanem, nie zwrócili się do niego.

W przeszłości Węgrzy byli w awangardzie rozmaitych zmian politycznych i społecznych, nieraz płacąc za to – jak np. w 1956 r. – wysoką cenę. Z początkiem lat 60., za rządów Jánosa Kádára, eksperymentowali z tzw. mechanizmem rynkowym, osiągając wyższy poziom życia niż inne ludowe demokracje. W latach 80. uchodziły za prymusa pierestrojki, a w 90. pierwsze spośród państw dawnego obozu moskiewskiego sprywatyzowały majątek państwowy. Ostatnio jako pierwsze publicznie dały wyraz rozczarowaniu zachodnioeuropejskim modelem liberalnej demokracji i zatrąbiły do odwrotu. Pokarano ich zainstalowaniem Szabad Európy na Facebooku i Instagramie. Czy to forpoczta kolorowej rewolucji?

Cały Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Czy Węgrom grozi kolorowa rewolucja?” na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść (6). Spekulacja, fałszywe pieniądze…/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Odrzucenie wartości duchowych, które ukształtowały naszą łacińską cywilizację, teraz owocuje jej upadkiem w świecie i w naszych narodach. Tak upadła I Rzeczpospolita i tak może upaść Ameryka.

W poprzednim odcinku jako największe zagrożenie dla Imperium Wolności opisałem korporacje, kiedyś amerykańskie, a obecnie światowe. Kumulacja bogactwa, wynikająca z wadliwego systemu gospodarczego ostatnich dekad, czyli globalizacji, osłabiła struktury wolnościowe w samych Stanach Zjednoczonych. W Amerykę wierzą już tylko niższe warstwy amerykańskiego społeczeństwa, biznes i armia. Warstwy wykształcone na amerykańskich marksizujących uniwersytetach już takiej wiary nie wykazują. Dla uzupełnienia: im wyższy prestiż uczelni, tym bardziej lewicowa kadra.

Nie myślałem, że jest aż tak źle. Jednak dane podane przez Samuela Huntingtona, przywołanego przeze mnie poprzednim razem, rozwiały moje optymistyczne wyobrażenia.

Jako liberałowie (=socjaliści) określa się jedynie 25% amerykańskiego społeczeństwa. Reszta jest konserwatywna. Jednak amerykańskie elity rządowe, społeczne i medialne w przedziale 90–50% uważają się za liberałów. Wyjątek stanowi właśnie biznes (14%) i armia (9%). To są dane do roku 2000 i nie wygląda na to, żeby coś zmieniło się na lepsze w ostatnich latach.

Zwłaszcza, że w armii od roku 2011 (Obama), a szczególnie od 2013, osoby LGBT mogą już bez przeszkód afiszować się swoją orientacją seksualną, łącznie z legalnymi związkami. Na marginesie: wzrosła zdecydowanie liczba homoseksualnych gwałtów na towarzyszach broni.

Jest w tym pewna zależność. Lewicowość obyczajowa idzie w parze z brakiem religijności, co również wynika z przytaczanych przez Profesora badań. A w czym widzi nadzieję dla Ameryki ten konserwatywny intelektualista? W przebudzeniu religijnym Amerykanów. I nawet podaje garść faktów mających za tą tezą-nadzieją przemawiać. Tylko wracając do religii, Ameryka może powrócić do swoich korzeni i wartości, które ją zbudowały. Wartości te to: wolność, równość, demokracja, indywidualizm, prawa człowieka, rządy prawa i własność prywatna.

Mam nadzieję, że nadzieja Samuela Huntingtona spełnia się na naszych oczach. Donald Trump zostanie ponownie prezydentem. Globalizacja zostanie unieważniona na rzecz rozwoju wewnętrznej gospodarki amerykańskiej. Korporacje zostaną podzielone i podporządkowane państwu, a Chiny skutecznie powstrzymane w ich światowej ekspansji. Sam bym tego chciał ze względu na interes Polski – jak go widzę i rozumiem.

Czy to wezwanie Samuela Huntingtona nie przypomina Wam wezwania i przestrogi polskiego prymasa, Stefana Wyszyńskiego: Albo Polska będzie katolicka, albo nie będzie jej wcale?

Jak to się ma do siły państwa i narodu, do gospodarki, spekulacji i fałszywych pieniędzy? I po co piszę o wartościach duchowych w tekście o pieniądzach? Otóż występuje tu prosty związek przyczyna-skutek, chociaż upadłe elity twierdzą coś zgoła przeciwnego. Upadłe elity, którym pozwoliliśmy zarządzać naszymi narodami. I które doprowadziły do negacji związku przyczyna-skutek w ocenie zjawisk lokalnych i światowych w umysłach młodych ludzi. Przecież sami uwierzyliśmy, że ornitolog nie musi latać, a drogowskaz iść w kierunku, który wskazuje. Prawda, że śmieszne?

Tymczasem odrzucenie wartości duchowych, które ukształtowały naszą łacińską cywilizację, teraz owocuje jej upadkiem w świecie i w naszych narodach. Tak upadła I Rzeczpospolita i tak może upaść Ameryka. Jej elita już nie wierzy w wartości, które stworzyły najpotężniejsze państwo wolnych obywateli.

Bo jeżeli tracimy wiarę w Boga, który stworzył nas równymi i wolnymi, to co nas powstrzyma przed wykorzystaniem i zniewoleniem słabszych na ciele i umyśle?

Albo przed zdeprawowaniem, skoro słowa Pana Jezusa o kamieniu młyńskim i utopieniu jako lepszym wyborze dla tych, co gorszą maluczkich, wywołują na naszym obliczu jedynie uśmiech politowania?

To dlatego, po uznaniu Dekalogu i nauki Jezusa za bajeczki dla niedouczonych, możemy myśleć już tylko o własnej doczesności. O urządzeniu się w szczęśliwości i dostatku kosztem ogromnych ciemnych mas, bo już przecież nie naszych bliźnich.

To dlatego możemy fałszować pieniądz, doprowadzać do upadku firmy i lokalne rynki. Grać bezkarnie na giełdzie i pompować kolejne spekulacyjne bańki na mieszkania, kawę, ropę, na cokolwiek. A wszystko w oderwaniu od myślenia o losie i życiu właścicieli i pracowników firm, a nawet całych narodów. I swoich państw, rzecz jasna.

Gdy przypomnimy sobie jeszcze raz składowe amerykańskiego credo, to już możemy się zacząć śmiać. Zwłaszcza teraz, w czasie rzekomej pandemii Covid-19.

Wolność? – chyba co do kształtu i koloru obowiązkowej maseczki. To samo dotyczy równości, demokracji – możemy jeszcze zagłosować na określoną grupę interesu (chociaż w Stanach nie jest tak źle, jak w Polsce i Europie). I co jeszcze znaczą prawa człowieka, rządy prawa i indywidualizm? Przecież obecne rozumienie tych pojęć jest kompletnie sprzeczne z rozumieniem ich twórców, amerykańskich Ojców-Założycieli.

I wreszcie własność prywatna.

Cały spekulacyjny mechanizm obecnej światowej gospodarki jest nastawiony na zniszczenie własności prywatnej. W interesie korporacji, przeciwko człowiekowi – posiadaczowi firmy, ziemi, domu.

Chociaż jeszcze do Margaret Thatcher (1979–90) wiedzieliśmy, że upowszechnienie własności stanowi fundament stabilności państwa i konserwatywnego ładu społecznego. Temu zniszczeniu służy również ogólnoświatowa kampania odchodzenia od pieniądza w jego dotychczasowej, fizycznej postaci. Kreowanie z niczego ogromnych pieniędzy (rzekomo ratujących gospodarkę) i atak na pieniądz w postaci fizycznej (monet i banknotów) ma spełnić jeden cel. Ten cel to ostateczne zniszczenie materialnej – a co za tym idzie każdej – niezależności zwykłego Jana Kowalskiego i Johna Smitha od państwa podporządkowanego korporacjom.

Po ogromnym kryzysie, który niechybnie nastąpi, i utracie większości majątku i oszczędności, zdecydowana większość z nas będzie chciała bezpieczeństwa na każdych warunkach. I takie bezpieczeństwo dostaniemy, na przykład w postaci punktów przysługujących nam na przeżycie miesiąca. Najmniej przydatni dostaną 100. Korpo-szczurki dostaną 200–300 i w ramach tej walki będą się wzajemnie zagryzać w interesie korporacji. Politycy dostaną od 300 do 1000 i tu będzie dopiero rzeźnia.

Wszyscy zostaniemy pozbawieni indywidualnej własności i pieniądza – miernika jej wartości. Będziemy wszystkiego jedynie używać, na poziomie zależnym od naszej przydatności dla władców świata.

W ten sposób oprócz własności i pieniądza pozbawieni zostaniemy indywidualnej wolności, o prawach i demokracji nie wspominając. W ten sposób upadnie amerykańskie Imperium Wolności. Nie tyle w wyniku przegranej wojny z Chinami (oczywiście, że się przyłączą ze swoją armią i systemem), ile w wyniku wewnętrznej przegranej wartości, które to państwo zbudowały.

Samuel Huntington jako lekarstwo na odbudowę potęgi Stanów Zjednoczonych – Imperium Wolności – wskazał odrodzenie religijne (=moralne). No dobrze, ale przecież 85% Amerykanów deklaruje swoją głęboką wiarę w Boga. Gdyby to była ta sama wiara, jaka cechowała Ojców-Założycieli, to żadne odrodzenie nie byłoby potrzebne. I żaden kandydat nie musiałby krzyczeć: Make America Great Again!

I właśnie tym dylematem zajmę się w najbliższym czasie. Nie martwcie się, nigdzie nie wyjeżdżam. Zagubionych chrześcijańskich głów mamy w Polsce pod dostatkiem J

Jan Azja Kowalski

Człowiek, który nie do końca wie, kim jest, łatwo daje posłuch tym, którzy mu wbijają do głowy nową tożsamość

To nie jest teoria spiskowa ani kasandryczne czarnowidztwo. Wystarczy śledzić poziom tego, co jeszcze niektórzy nazywają kulturą – forpocztę dekadencji. Zawsze zapowiada to, co niechybnie nastąpi.

ks. Zygmunt Zieliński

Parlament Europejski, opanowany w większości przez dziś coraz bardziej nihilistyczną lewicę, uznaje za niepraworządne wszystko, co opiera się tej nowej przebudowie świata, która w społeczeństwach zachodnich charakteryzuje się odrzuceniem korzeni, co zawsze skutkuje uwiądem, rezygnacją z własnej tożsamości i oddawaniem w tempie szybszym lub wolniejszym pałeczki nowym właścicielom świata postchrześcijańskiego.

Ten świat z odziedziczonej kultury zachował jeszcze tylko wyrafinowany konsumpcjonizm. Wielowiekowe parcie islamu na Europę Zachodnią kończy się jej kapitulacją, wymuszoną bynajmniej nie orężem półksiężyca, ale uwiądem i degeneracją jego ongiś potężnego przeciwnika. (…)

To nie jest ani teoria spiskowa, ani kasandryczne czarnowidztwo. Wystarczy tylko śledzić poziom tego, co jeszcze niektórzy nazywają kulturą. To jest forpoczta dekadencji. Zawsze zapowiada to, co niechybnie nastąpi.

W europarlamencie, jaki dzisiaj mamy, wszystko, co sprzeciwia się nihilistycznej wizji świata i człowieka, nosi cechy niepraworządności. Tak samo niepraworządni, choć inaczej nazywani, byli przeciwnicy Hitlera, komunizmu i w ogóle wszyscy mający odwagę posługiwać się własnym rozumem, a nie narzucanymi schematami. Jeśli mniejszość homoseksualna obraża większość o orientacji normalnej i wprost terroryzuje swą obecnością szeroki ogół, to wszystko w porządku. Jeśli policja stara się nie dopuścić do ekscesów wzniecanych przez lobby LGBT, jest to uznawane za niepraworządność. Podobnie kiedy policjanci bronią swej nietykalności, do czego są zobowiązani.

Przynamniej lewica – niech się ona nazywa jak chce, ale przecież jest w istocie komunistyczna – powinna tu zdobyć się na odrobinę rozsądku, jeśli komukolwiek w pamięci pozostały manifestacje hitlerowskie. Bojówki hitlerowskie mogły rozbijać manifestacje SPD i KPD, ale jeśli tamci się bronili, to już nazywało się naruszeniem prawa. I policja weimarska w tym duchu postępowała. Dziś to są kalki tamtych wydarzeń. (…)

Polska jest nieszczęsnym krajem, bo zawsze, kiedy mogło ją spotkać coś dobrego, znaleźli się tacy, którzy gdzieś się odwołali, by to zniszczyć. W XVIII wieku grupa warchołów do Katarzyny, w 1944 r. „Związek Patriotów Polskich” do Stalina, w PRL do bratniego narodu radzieckiego; w sumie przez cały czas do Moskwy. Teraz zaś do Brukseli.

Dlatego warto zapamiętać tych, którzy tak jak tamci wtedy, dziś także skarżą Polskę – tyle że nie w Moskwie, a w Strasburgu – z powodu rzekomej niepraworządności. Czy popierający ich tam europosłowie wiedzą, o jaką niepraworządność chodzi? Przecież nie o co innego, jak tylko o zmianę rządów w Polsce, by było tak jak było, by miast dla dzieci i rodzin, nadwyżki wpadały do kieszeni także rodzin, ale ich własnych. O to chodzi, by nie ścigać gangsterów i mafiosów, bo przecież są takie czy inne powiązania, a ludzie interesu też żyć muszą. Bo to jest właśnie praworządność według receptury unijnej: kruk krukowi oka nie wykole.

Zatem należy zapamiętać, kto za czym głosował, kto za Polską, a kto przeciw niej. O podobnych rzeczach nie pamiętano w 1989 roku i dlatego mamy chore sądownictwo, dlatego mamy dobrze ustawionych i bliskich władzy dawnych luminarzy MSW.

Bo Mazowiecki zrobił grubą kreskę. Pod nią znalazła się Polska i dlatego jest taka chwiejna, że przeciętny obywatel o nią zatroskany czuje się jak na statku pośród nawałnicy na morzu. Dlatego pamiętajmy chociaż dziś, kto nas chce uczęstować swoją praworządnością odwołującą się do najlepszych wzorców z czasów PRL i III RP – obie staruszki stale jeszcze u nas żywotne. A w UE hołubione.

Cały artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Do Moskwy czy do Brukseli, byle przeciw Polsce” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Do Moskwy czy do Brukseli, byle przeciw Polsce” na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Są protesty wybuchające z ważnych powodów społecznych, a są też takie, których inaczej niż pastiszem nazwać nie można

Zdecydowanie większą sympatię budzą we mnie walczący o wolność Hongkończycy czy protestujący przeciwko korupcji młodzi Libańczycy niż amerykańska lewica, posiłkująca się sfrustrowanymi obywatelami.

5 czerwca w Warszawie przed ambasadą USA odbyła się demonstracja „solidarnych z dotkniętymi rasizmem Afroamerykanami” – jak mi wyjaśniła jedna z demonstrujących nastolatek.

Skąd młodzież dowiedziała się o tej „imprezie”? Wiele osób wiedzę czerpie z portali społecznościowych, ale część zostało zachęconych przez… swoich nauczycieli.

Pojawiły się osoby widoczne na tzw. czarnych marszach, walczące o prawo do zabijania dzieci nienarodzonych, jak też społecznie wrażliwi antyglobaliści z czarnymi sztandarami i kilku internacjonalistów z czerwoną flagą. Widziałem także walczące o polityki afiliacyjne grupki aktywistów LGBT.

Na pytanie, dlaczego nie demonstrują pod ambasadą Federacji Rosyjskiej, prowadzącej znacznie bliżej granic Polski wojnę napastniczą, młodzież reagowała zdziwieniem i niedowierzaniem; tak samo jak na pytanie o chińskie ofiary przemocy wobec osób myślących inaczej niż oficjalne władze Chin.

I tu nasuwa się komentarz. Są protesty wybuchające z ważnych powodów społecznych, a są też takie, których inaczej niż pastiszem nazwać nie można.

Obarczanie innych winą za swoje niepowodzenia życiowe to mechanizm znany nie tylko w polskim społeczeństwie. Prawda jest jednak taka, że brak zadowolenia z życia jest głównie wynikiem własnych zaniechań i błędów. W Polsce brak spójności społecznej część środowisk lewicy tłumaczyła spadkiem po pańszczyźnie, a prawicy – po komunizmie. To, że w Polsce człowiek urodzony w popegeerowskim osiedlu nie szuka lepszej pracy poza miejscem zamieszkania, ale woli spotykać się z kolegami przy piwie pod sklepem spożywczym, nie jest winą państwa ani mitycznych „elit wielkomiejskich”. Problem jest w konkretnym człowieku.

W USA przyczyną tego, że ktoś pracuje dla półświatka, nie jest kolor jego skóry. Prawo daje wszystkim równe szanse. W USA dodatkowo – ze względu na aktywną politykę afiliacyjną – ambitni tzw. Afroamerykanie mają większe możliwości zrobienia kariery niż biali.

Dodatkowo – czy w Polsce, czy w USA – jeśli podczas protestu na terenie, gdzie ten się odbywa, następuje podpalanie samochodów, niszczenie innego mienia i rabunki, to organizatorzy nie mogą się tłumaczyć, że oni osobiście nie są ich sprawcami, a więc nie ponoszą odpowiedzialności za zaistniałe akty wandalizmu.

Jeśli protestujący zajmują ulice, nie wpuszczają tam policji – to ponoszą odpowiedzialność za porządek na tych ulicach.. Organizując protest i odmawiając jednocześnie siłom porządkowym prawa do wykonywania ich pracy, stają się na równi odpowiedzialni za przemoc, która wówczas ma miejsce, jak ci, co jej dokonują.

Oczywiście nie neguję tego, iż w systemach demokratycznych – czy to w USA, czy w Europie – istnieją problemy, ale trzeba do nich przykładać odpowiednią miarę. Czym innym są protesty w Hongkongu czy na ulicach Bejrutu, a czym innym w USA.

Zdecydowanie większą sympatię budzą we mnie walczący o wolność Hongkończycy czy protestujący przeciwko korupcji młodzi Libańczycy niż amerykańska lewica, posiłkująca się sfrustrowanymi obywatelami.

Mariusz Patey