Pensję minimalną podnieść, koszt działalności obniżyć, biurokrację zlikwidować!/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Musimy podnieść pensję netto, czyli to, co pracownik dostaje na rękę lub na konto. A nie to, co odbiera jemu i pracodawcy państwo. Kiedyś bolszewickie, a teraz jedynie opresyjne i biurokratyczne.

Wszyscy chcą gadać, niektórzy nawet pisać (najchętniej wulgaryzmy), a nikt nie chce liczyć. Bo to zajęcie niegodne ich wielkich umysłów, a w sam raz dla przyziemnych liczykrup. Ponieważ Pan Bóg nie obdarzył mnie umysłem wielkim, za to prawdziwą zawziętością w sprawdzaniu danych, policzę Wam to wszystko, co w tytule.

  1. Pensję minimalną należy podnieść. Oczywiście, że tak. Ale nie pensję minimalną brutto, co obiecuje nasz umiłowany przywódca, a za nim cała opozycja – totalna, lewicowa i obyczajowa. Musimy podnieść pensję netto, czyli to, co pracownik dostaje na rękę, do kieszeni lub na konto. A nie to, co odbiera jemu i pracodawcy państwo. Kiedyś bolszewickie, a teraz jedynie opresyjne i biurokratyczne.
  2. Och, ucieszyliby się prywatni przedsiębiorcy, gdyby ich pracownik mógł więcej zarabiać i nie marudzić, a oni sami mniej wydawać na zarobienie każdej złotówki. Netto, brutto, tara. Już w podstawówce się tego nauczyłem. Bo odnośnie do pracy gadamy ciągle o brutto, rzadziej o netto, a o tarze w ogóle. A to właśnie tara – opakowanie naszego biznesu – decyduje o naszej konkurencyjności w globalnym świecie. A zatem o wszystkim; o naszym miejscu na światowym rynku i o pomyślności finansowej nas wszystkich i państwa polskiego również.
  3. Okłamują nas nasi światli przywódcy od co najmniej 1972 roku w sprawie tary. Dopiero w 1972 roku, prawie 30 lat po zdobyciu władzy przez bolszewików, wzrosła z 15% (jak było za II RP) do 20% stawka ubezpieczenia społecznego pracownika. Narodziło się bolszewikom dzieci i trzeba było im jakieś godne ich pochodzeniu stanowiska pracy stworzyć. Bo praca fizyczna byłaby przecież ujmą dla ich rodziców i ich samych. W roku 1972, drugim roku Gierka, narodziła się w Polsce biurokracja. (Jeżeli ktoś uzna, że odrodziła się na wzór II RP, dla uniknięcia niepotrzebnych sporów jestem gotowy to uznać).

A teraz? Tara, czyli koszt naszej pracy, płacony łącznie przez pracownika i pracodawcę, wynosi prawie 60%. Na co składa się ZUS i podatek dochodowy. Bo chociaż za Gierka, a potem Jaruzelskiego, namnożyło się bolszewików, to władzę w państwie sprawowała jedna Partia. I gąb do wyżywienia z pracy nas wszystkich było mniej.

Po roku 1989, po włączeniu w struktury władzy dotychczasowej opozycji, partii jest cztery – Kazik Staszewski o tym śpiewał – musiała wzrosnąć i tara. Tara, koszt życia nas wszystkich. To, co eufemistycznie nazywamy państwem. I jeszcze każą nam być z niego dumnymi. Oni – biurokraci.

Przecież ktoś: ja, Ty, on (ci państwo – jak powtarzają za starą reklamą mniej lotne umysły) musimy na nich płacić. W roku 1980 było ich 140 000, w roku 1991 – 110 000. Obecnie jest ich 1 200 000 (słownie: jeden milion dwieście tysięcy). Dlatego chyba nikogo nie powinien dziwić wzrost tary z 15% do 60%. Przecież z czegoś ci ludzie muszą żyć. A ta ich potrzeba życia na nasz koszt przymusza nas wszystkich do ponoszenia dodatkowych kosztów biurokratycznych. Zagwarantowania im alibi ich istnienia i sensowności pracy. Spełniania wymogów urzędniczych w normalnym kraju (w Anglii na przykład) niespotykanych.

I moglibyśmy się tak bawić do końca świata, nawet do 70% i 2 milionów biurokratów, gdyby nie globalizacja. To globalizacja, fejsbukowy durniu! – że sparafrazuję klasyka – powoduje to, że taka zabawa jest niebezpieczna dla naszego narodu i dla naszej ojczyzny. Obniża drastycznie naszą konkurencyjność na światowym rynku pracy i w światowej gospodarce.

To dlatego moje pracownice wcale nie ucieszyły się z ostatnich zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego odnośnie do skokowego wzrostu płac. Bo przeżyły już okres braku zleceń produkcyjnych dla naszej firmy, bezpłatnych urlopów, przymusowych wyjazdów za chlebem. Było to w czasie skokowego wzrostu wartości złotówki do 1 USD = 2 zł. A wzrost ten nastąpił z wartości 1 dolar = 4,80 złotego. I prawie cała produkcja odpłynęła do Chin, a zwłaszcza zamówienia polskich firm. Bo bez najmniejszej naszej winy nasza produkcja na światowym rynku dwukrotnie zdrożała. Dlatego moje pracownice rozumieją, czym może zakończyć się podrożenie kosztów produkcji.

Przetrwaliśmy, ja i one, tylko kosztem ogromnych wyrzeczeń. Od tego czasu wiemy, że można zadekretować i wzrost płacy minimalnej netto, i nawet ogromny wzrost obciążenia tej płacy, czyli tary. Co w sumie daje płacę minimalną brutto. Jednego jednak nie da się zadekretować – przymusu dokonywania zakupów w polskich firmach produkcyjnych przez inne firmy polskie i światowe.

To dlatego – dawno już tego nie powtarzałem – musimy zlikwidować biurokrację! To ona, wzrastająca wraz z umacnianiem się patologicznego systemu władzy , skutecznie podnosi koszt naszego (prze)życia w każdym jego wymiarze, nie tylko gospodarczym. Bo nie jesteśmy żadną wyspą. Bo w globalnym świecie nie ma już wysp.

Jesteśmy tylko punktem w plątaninie globalnej sieci. I albo będziemy punktem atrakcyjnym do produkowania, inwestowania i życia, albo będziemy punktem martwym. Dla świata i dla nas samych.

Jan A. Kowalski

PS Jakiś czas temu zdiagnozowałem trafnie (proszę się nie sprzeczać 😊), że sercem polskiej biurokracji jest Sejm, w obecnym kształcie. Od tego czasu zrozumiałem, że jej wątrobą (?) jest ordynacja wyborcza i to nią zajmę się następnym razem.

„Ludzie atakowani przez tę samą chorobę sympatyzują ze sobą”. Polska i Hongkong mają wspólnego wroga, tj. komunizm

Biały terror, brutalne tłumienie demonstracji, inwigilacja, które rząd komunistyczny stosował w Polsce w ostatnim stuleciu, zostały teraz wprowadzone przez rząd Hongkongu wobec jego obywateli.

Hanna Shen

Ken Lee jest Hongkończykiem mieszkającym w Polsce. W czerwcu był jednym z organizatorów na pl. Zamkowym w Warszawie pikiety solidarności z protestującymi w Hongkongu.

(…) Protestujący domagają się całkowitego wycofania prawa dotyczącego ekstradycji, powołania komisji śledczej w sprawie brutalności policji, zaprzestania określania protestujących jako „uczestników zamieszek”, amnestii dla aresztowanych i powszechnych wyborów zarówno do Rady Legislacyjnej, jak i na szefa administracji Hongkongu. Jednak rząd odrzuca wszelkie możliwe ustępstwa lub zgodę na te żądania. Proponuje teraz wprowadzenie stanu wyjątkowego, co dałoby nieograniczone uprawnienia szefowi administracji, na przykład możliwość wprowadzenie zakazu działania mediów, blokadę internetu, aresztowanie obywateli bez wystarczających dowodów. W Hongkongu zapanuje wtedy totalitaryzm. (…)

Trzydzieści lat temu świat stał po stronie Polaków i innych walczących o wolność narodów żyjących pod kontrolą sowiecką. Dziś Hongkong stoi w obliczu zagrożeń ze strony komunistycznych Chin.

(…) Chiny, m.in. poprzez ekspansję gospodarczą, stanowią zagrożenie dla reszty świata, także dla Polski. Polska jest jednym z krajów sygnatariuszy chińskiej inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku. To nie jest zwykła współpraca gospodarcza między Chinami a państwami, które się w to angażują. Jest to kolonizacja. (…)

Biały terror, brutalne tłumienie demonstracji, inwigilacja, czyli to, co rząd komunistyczny stosował w Polsce w ostatnim stuleciu, jest teraz prowadzone przez rząd Hongkongu. Ludzie w Hongkongu naprawdę potrzebują światowego wsparcia w walce z dyktaturą. Jeśli Hongkong upadnie, Chiny będą bardziej agresywne w swoich planach ekspansji. (…)

Chapman Chen, hongkoński dziennikarz, był jednym z założycieli internetowego radia „My radio”. Obecnie prowadzi dwujęzyczny portal informacyjno-publicystyczny Hong Kong Bilingual News.

(…) W 1920 r. Polacy powstrzymali ekspansję komunizmu. Dzięki poświęceniu i odwadze Polaków imperializm komunistyczny został ograniczony i nie powrócił aż do drugiej wojny światowej, dwie dekady później. Dziś podobnie Hongkong znajduje się na pierwszej linii między wolnym światem a komunistycznymi Chinami. Podstawowymi wartościami w Hongkongu są wolność, chrześcijańska miłość, równość oraz konfucjańska dobrotliwość. Te wartości są całkowicie niezgodne z systemem w ChRL. Hongkong nie chce być jak Chiny. (…)

Chiny są podobne do nazistowskich Niemiec w trzech aspektach: ekspansjonizmu, totalitaryzmu i ultranacjonalizmu. Chiny najwyraźniej są zdecydowane eksportować na cały świat chiński model rządzenia, który jest połączeniem nazistowskiego totalitaryzmu i kapitalizmu państwowego. (…)

Jeśli chodzi o totalitaryzm – Chiny, podobnie jak nazistowskie Niemcy i sowiecka Rosja, rządzone są przez jedną partię kierowaną przez jednego dyktatora, Xi Jinpinga, o absolutnej władzy, który objął urząd prezydenta na całe życie. (…)

W rzeczywistości Chiny kupiły większość mediów w Hongkongu, zarówno głównego nurtu, jak i online. Pekin kupuje też media zagraniczne i „pracuje nad” zagranicznymi dziennikarzami, aby „dobrze opowiadali historię Chin”. (…)

Ważnym elementem ultranacjonalizmu jest czystka etniczna lub ludobójstwo. Chiny utworzyły obozy koncentracyjne podobne do Auschwitz w prowincji Xinjiang, aby uwięzić tam miliony niewinnych Ujgurów. Ponadto policja w Hongkongu utworzyła obozy koncentracyjne w San Uk Ling na granicy między Hongkongiem a Chinami, w celu przetrzymywania tam dysydentów, w tym kobiet i dzieci, z których wielu jest torturowanych. Kobiety, które brały udział w protestach, są tam rozbierane do naga i wykorzystywane seksualnie. Co więcej, od początku ostatnich protestów w Hongkongu policja wystrzeliła 2000 naboi z bardzo trującym, zawierającym wysoki poziom cyjaniny gazem łzawiącym, nie tylko na ulicach, ale także w domach osób starszych, budynkach mieszkalnych, na stacjach kolejowych, stacjach metra. To naprawdę budzi skojarzenia z komorami gazowymi, takimi jak te wykorzystywane przez nazistowskie Niemcy do eksterminacji Żydów. (…)

Jest takie chińskie powiedzenie: „Ludzie atakowani przez tę samą chorobę sympatyzują ze sobą”. Polska i Hongkong mają wspólnego wroga, tj. komunizm. Współczesna Polska powinna wystrzegać się ze strony Chin pułapki zadłużenia, żądzy przejęcia polskich kopalń i podstępnej gry na osłabienie pozycji Polski w NATO.

Cały artykuł Hanny Shen pt. „Wydarzenia w Hongkongu będą miały wpływ na naszą wolność” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Hanny Shen pt. „Wydarzenia w Hongkongu będą miały wpływ na naszą wolność” na s. 12 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Metropolita ryski: Europa Wschodnia może nauczyć resztę Europy zdrowego rozsądku

Ks. arcybiskup Zbigniew Stankiewicz o godności i tożsamości Europy Wsch., tym jak powinny wyglądać jej relację z Europą Zach. i na czym powinna być oparta Unia Europejska.

Nie da się rozwinąć na dłuższą metę biznesu, jeśli ten biznes nie jest nastawiony na pracownika i na klienta, szanując go i dbając o jego godność.

Ks. arcybiskup Zbigniew Stankiewicz jest prelegentem na Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie mówił o etyce w biznesie. Metropolita ryski odpowiada na pytanie, czego Europa Wschodnia może nauczyć inne kraje europejskie. Jak stwierdza, może ona ofiarować reszcie Europy zdrowy rozsądek, w czasie kiedy w niej „zaczyna zwyciężać ideologia, która ze zdrowym rozsądkiem nie ma nic wspólnego”.

Byliśmy za żelazną kurtyną przez długi czas i przez to wiadomo, dużo straciliśmy, ale też coś niecoś zyskaliśmy, bo te trendy, które na Zachodzie zaczęły się z rewolucją seksualną i zmianą modelu rodziny do nas dotarły później i nasze społeczeństwo jeszcze nadal jest zdroworozsądkowe pod tym względzie, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny i mamy to nawet wpisane do konstytucji na Łotwie.

Hierarcha podkreśla, że jeśli mówimy o rozwoju demograficznym, to musi być on oparty na rodzinie, a nie na jakiejś jej „modernizacji”. Jak mówi, „trzymać się tego, co naprawdę buduje społeczeństwo”. Dodaj, że obie części dawnej żelaznej kurtyny mają coś, czego mogą się od siebie nauczyć.

Unia będzie silna, jeśli będą silne państwa narodowe. Mamy co zaoferować Zachodowi, ale mamy też czego się od nich uczyć.

Arcybiskup krytykuje siły, które „chcą stworzyć superpaństwo”. Podkreśla wagę tożsamości narodowej i zachowania własnych wartości. Stwierdza, że zwolennicy centralizacji UE nie wyciągnęli wniosków z brexitu. Wielka Brytania, nie jest jednak, jak zaznacza, słabym i odległym krajem, który Zachodnia Europa mogłaby zignorować. Unia Europejska zdaniem abpa Stankiewicza, nie powinna zajmować się narzucaniem długości ogórków, tylko opierać się na zasadzie pomocniczości, pomagając krajom członkowskim w tym, w czym same sobie nie radzą.

Metropolita ryski odpowiada na pytanie o stan wiary na Łotwie.

Straciliśmy prawie trzecią część ludności, odkąd komuna padła. Na początku było duże przebudzenie religijne, wszyscy przyjmowali chrzty i zawierali śluby kościelne.

Na początku lat 90. masy Łotyszy opuściło swój kraj, korzystając z możliwości wyjazdu na Zachód. Początkowy entuzjazm religijny osłabł. Obecnie jak stwierdza, „musimy znaleźć właściwą odpowiedź na wyzwania naszych czasów”. Pomocą w tym są spotkania takie jak te organizowane w Krynicy, które są promocją dla Polski i szansą na integrację innych krajów regionu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) – kolejny miraż emerytury pod palmami / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta: jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Na początek anegdota. Do amerykańskiego króla stali, a potem znakomitego filantropa (np. Carnegie Hall) Andrew Carnegiego (1835–1919) podszedł kiedyś młodzieniec z prośbą o poradę w sprawie skutecznego wzbogacenia się. – Omijaj drink-bary i giełdę, chłopcze! – odpowiedział najbogatszy człowiek świata. Czy ten młody człowiek posłuchał rady geniusza wolnego rynku, tego nie wiem. Jednak większość jego rówieśników na pewno nie posłuchała. Miraż dostatniego życia na kredyt i fortuny zbijanej na giełdzie zapanował nad umysłami Amerykanów na okres 10 lat. I prysł 10 lat po śmierci Andrew Carnegiego. 24 października 1929 roku tąpnięcie na nowojorskiej giełdzie, zwane „czarnym czwartkiem”, rozpoczęło najboleśniejszą korektę życiowych oczekiwań. Utracone samochody, domy, stanowiska pracy; samobójstwa. Taka była cena za beztroskie podejście do życia dla milionów Amerykanów.

Ale nie wszyscy stracili. Niektórzy wtedy właśnie zdobyli fortuny, przejmując na przykład połowę ziemi rolnej w Stanach. Tej ziemi, dla której zdobycia idący na zachód osadnicy ryzykowali własnym życiem. Czy dla przeprowadzenia tak prostej operacji beztroskim młodzieńcom zaproponowano wcześniej miraż luksusu dzięki skredytowaniu w 90% zakupu giełdowych akcji? Nawet nie spróbuję na to pytanie odpowiedzieć. Rozpisałem się tak długo o giełdzie i jej mało stabilnych fundamentach nie bez powodu.

W kontekście przyjętych przez Sejm regulacji to właśnie spekulacja giełdowa (sorry, oczywiście, że inwestowanie) ma zapewnić nam bezpieczną i dostatnią starość. Specjalne fundusze przejmą 4% naszego zarobku + 2% od państwa i skutecznie grając na rynkach finansowych, zarobią na naszą bezpieczną starość. Przy założeniu, że ZUS na to wszystko nie wydoli.

Wysłuchałem kilku opinii za PPK i kilku przeciw, opinii eksperckich i profesorskich. I jako Wasz samozwańczy ekspert od wszystkiego zostałem wprowadzony w stan głębokiego zdumienia. Nie tylko dlatego, że niczego nie rozumiem. Otóż dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta – jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Racje przeciwników PPK są oczywiste. Tak jak oczywiste były racje przeciwników OFE. Obietnica, że tym razem środki będą lepiej inwestowane i za niższe wynagrodzenie, jest tylko i wyłącznie obietnicą. A ucieszyć może jedynie dużych, zagranicznych rekinów, widzących ławicę leszczy. Zagrożenie tej części naszych pieniędzy jest zatem ogromne. Bo chociaż 80% pozostałych w OFE środków to pieniądze teoretyczne, bo obligacje skarbu naszego państwa, to przy zmianie właściciela zmienią się one w naszego państwa obciążenie rzeczywiste.

Jednak twierdzenie, że ZUS jest lub może być gwarantem naszej spokojnej starości jest co najmniej na wyrost. Pomimo tego, że wyniki ZUS były lepsze niż OFE. Bo takie twierdzenie nie uwzględnia prawdy oczywistej – już dziś przy 2 pracujących na 1 emeryta, dla wypłacania należności emerytalno-rentowych, z budżetu państwa musi być rokrocznie przesuwanych do ZUS ok. 40 miliardów złotych.

Zamiast zatem czarować się wzajemnie mirażami, poszukajmy prawdy oczywistej, która tylko czeka na odkrycie. Najpierw odgrzebmy fakty.

Fakt 1. ZUS nie ma zgromadzonych żadnych środków własnych, które mogłyby wystarczyć na obsłużenie zwiększającej się z roku na roku liczby emerytów (dla jasności spojrzenia pomijam tu innych świadczeniobiorców). Płacone przez nas co miesiąc składki tylko księgowo są zapisywane na naszym koncie. Tych wpłacanych przez nas pieniędzy brakuje na wypłatę bieżących emerytur.

Fakt 2. 45 000 pracowników ZUS kosztuje nas, podatników, 3 miliardy 600 milionów złotych za rok 2017. Zatem jeden pracownik ZUS kosztuje nas rocznie 80 000 złotych, co stanowi 2% zebranych składek.

Fakt 3. Mamy na tyle wadliwą strukturę zatrudnienia narodowego, że żadna kreatywna księgowość nie pomoże. Żeby to zmienić na proporcje odpowiednie dla normalnego państwa (Czechy lub Szwecja, sami wybierzcie), musi nas pracować nie 17, ale 21 milionów. Ale sensownie pracować, bo z zatrudnionych obecnie 16,5 miliona tylko 15 jest zatrudnionych według kategorii efektywności. Półtora miliona źle zatrudnionych to 1 milion 100 tysięcy urzędników i 400 tysięcy nauczycieli publicznych. Należy ich natychmiast przekierować do pracy efektywnej, opłacalnej dla państwa i nas wszystkich.

Znamy już fakty, zatem dokonajmy paru obliczeń. Zakładając jedno: że skarbiec emerytalny jest pusty. I liczymy na najniższych kwotach, tak składek, jak i świadczeń.

15 mln pracowników efektywnych ma za zadanie utrzymać 8 mln emerytów (w tym rencistów i in.) i uzbierać na własną emeryturę. 15 mln x 12 000 zł rocznie (zapłaconych składek) = 180 mld złotych rocznie. A za rok 2017 ZUS wypłacił 210 mld złotych. Zatem rzecz niemożliwa, jakby tego nie księgować.

Ale już 20 mln pracowników x 12 000 zł = 240 mld złotych. Czyli wystarczyłoby na obecne świadczenia, a 30 miliardów moglibyśmy odłożyć do narodowej skarpety. Tylko czy to nas zadowala? Chyba nie, skoro każdy pracuje średnio 35 lat przed przejściem na emeryturę. Zatem policzmy: 35 lat x 12 000 zł = 420 000 wypracowanych na stare lata przez każdego pracownika najmniej zarabiającego. Przy średniej przeżycia 16,5 roku na emeryturze i odliczeniu 20 000 zł na pogrzeb (a co!), wyszłoby nam 2000 zł miesięcznie według dzisiejszych cen. Obecna średnia emerytura wypłacana z ZUS wynosi 1400 zł miesięcznie.

A teraz rozwiązanie tego węzła gordyjskiego.

1.     Likwidujemy ZUS z jego skomplikowanym systemem liczenia, który wymaga 45 tysięcy pracowników i generuje niepotrzebne koszty w wysokości 3,6 miliarda rocznie, i wprowadzamy powszechną emeryturę obywatelską na poziomie 1 600 zł miesięcznie.

2.     Oszczędzamy na 1,5 milionie źle zatrudnionych i opłacanych przez nas z budżetu państwa. Premier Morawiecki podał jakiś czas temu, że 450 000 urzędników kosztuje nas 50 mld rocznie, co dawałoby koszt 110 000 zł za jednego. Ale przyjmijmy schemat ZUS, choć zarobki tu należą do najniższych, i policzmy: 1,5 mln x 80 000 zł rocznie = 120 miliardów złotych do skarbonki państwa.

Takie rozwiązanie pozwoli na odtworzenie w ciągu 10–15 lat funduszy emerytalnych nas wszystkich pracujących. Co więcej, pozwoli na przyzwoitą emeryturę dla każdego Polaka. Pozwoli też na dużo więcej, ale to osobny temat.

Dla tych natomiast, którzy chcą spędzić jesień swojego życia pod palmami lub gdziekolwiek i potrzebują więcej pieniędzy niż 1600 zł miesięcznie, musimy wprowadzić możliwość inwestowania dodatkowych pieniędzy zwolnionych z opodatkowania. Dobrowolnego inwestowania.

Jedyną sprawdzoną i gwarantowaną przez państwo metodą takiego oszczędzania może być państwowy bank inwestycyjny. Gromadzone środki powinny być inwestowane tylko i wyłącznie w rozwój gospodarki narodowej. W jej pewne i dochodowe przedsięwzięcia. W te działy, które obsługują potrzeby życiowe nas wszystkich, 38 milionów dochodowych jednostek.

Tylko takie inwestowanie utrzyma wartość i pomnoży oszczędzane na starość pieniądze, i pozwoli zbudować narodowy kapitał. A tym samym uniezależni nas od światowych spekulantów giełdowych, którzy tylko czekają, żeby ogołocić nas przy każdej nadarzającej się okazji. Ogołocić z tak ciężko wypracowywanych pieniędzy i tylko przy okazji pozbawić bezpiecznej starości.

Jan A. Kowalski

W 2030 roku Polska może wejść do czołówki w gospodarce światowej

Polska ma szansę rozwijać się w tempie nawet 5 proc. rocznie, a wartość gospodarki może się podwoić – z 477 mld euro w 2018 r. do 890 mld w 2030 e. w cenach stałych – informuje McKinsey & Company.

W raporcie przedstawionym przez McKinsey & Company oraz miesięcznik „Forbes” zostały opublikowane szczegółowe analizy, a także katalogi działań, których Polska powinna się podjąć, aby wykorzystać możliwość wzrostu gospodarki.

W raporcie przygotowanym we współpracy z miesięcznikiem „Forbes”, przedstawione zostały dwie potencjalne ścieżki rozwoju gospodarczego dla Polski. W pierwszym, bazowym scenariuszu kraj rozwija się na poziomie ok. 3 proc. rocznie. Jednak w drugim, bardziej ambitnym planie, Polska może wejść do czołówki w światowej gospodarce i z powodzeniem konkurować na globalnym rynku. Według tych bardziej ambitnych założeń, tempo wzrostu gospodarczego do 2030 r. mogłoby sięgnąć 5 proc. rocznie.

Aby zrealizować ten scenariusz, Polska powinna skupić się na 5 obszarach. Są to m.in.: zwiększenie produktywności, przygotowanie dodatkowych projektów inwestycyjnych i zapewnienie kapitału na ich realizację, zwiększenie wydatków na badania i rozwój obecnego 1 proc. PKB do średniego poziomu w Unii Europejskiej oraz podniesienie jakości życia mieszkańców.

Warto podkreślić, że 15 lat temu Polska była jednym z najmniej zamożnych krajów w UE. PKB na osobę mierzony parytetem siły nabywczej wynosił 16 tys. dolarów. Bezrobocie przekraczało 19 proc., a średnia pensja wynosiła mniej niż 2300 złotych. Polacy wiązali jednak wielkie nadzieje m.in. z otwarciem granic, możliwością emigracji zarobkowej oraz z napływem środków unijnych na inwestycje. Nie mylili się.

M.N.

Krysiak: Projekt budżetu bez deficytu w Polsce ma miejsce po raz pierwszy od 25-ciu lat

Prof. Zbigniew Krysiak mówi o projekcie budżetu bez deficytu na 2020 rok, złożonego przez Mariana Banasia.

 

 

Minister Finansów – Marian Banaś złożył projekt, który wcześniej był konsultowany wspólnie z innymi ministrami. Jest to sytuacja, która zaskoczyła niemal wszystkich, a szczególnie tych, którzy w jakiś sposób od wielu lat przyzwyczaili się do tego, że niemożliwy jest budżet bez deficytu. W tym momencie brak deficytu oznacza, że nie będziemy się zadłużać czyli nie potrzebujemy zaciągać kolejnych kredytów – mówi prof. Zbigniew Krysiak.

Taka sytuacja ma miejsce po raz pierwszy od 25-ciu lat. Jak dodaje gość „Popołudnia WNET”: „Doszliśmy do tego małymi krokami, od 4 lat budżet wciąż się poprawia, a jego deficyt się zmniejsza”.  Jednocześnie obserwowane były wydatki w celu poprawy kondycji gospodarstw domowych, a jednocześnie poprawy kondycji małych i średnich przedsiębiorstw, gdyż na takich podmiotach spoczywa cały ciężar gospodarki.

Obserwowaliśmy inwestycje, czyli wydatki z budżetu. Jego poprawa przede wszystkim nastąpiła przez ostatnie 4 lata, kiedy obecny minister Marian Banaś został szefem administracji skarbowej, podejmując się wysiłku reformy krajowej administracji skarbowej. Polegało to na tym, że wszystkie służby, które były z nią związane zostały zintegrowane – twierdzi prof. Zbigniew Krysiak.

M.N.

Zieliński: Sztutowo nie ma długów. Wraz z moimi pracownikami udało nam się zamknąć budżet z 1,5 mln nadwyżką [VIDEO]

Robert Zieliński liczy na rozwój gospodarczy dla gminy Sztutowo po zrealizowaniu projektu przekopu Mierzei Wiślanej. Ma nadzieję również, że jego gminie wzrosną wpływy do budżetu z turystyki.

Wójt gminy Sztutowo Robert Zieliński mówi o przekopie Mierzei Wiślanej. Dotychczas wycięty został las, a inwestycja czeka na dalszy rozwój. Opowiada również o sytuacji ekonomicznej gminy.


To czy jestem za czy przeciw wycince drzew na Zalewie wiślanym nie ma największego znaczenia. Najważniejsze jest to, co gmina Sztutowo może zyskać dzięki temu przekopowi, a jednoznacznie można powiedzieć, że w 100% przekop będzie miał pozytywny rozwój dla gminy. Zadaniem wójta jest robienie wszystkiego, aby przekop miał wpływ na rozwój swojej gminy – mówi Robert Zieliński.

Gość „Poranka WNET” opowiada, że cała inwestycja ma swoje uwarunkowania. Jednym z nich jest oddziaływanie na środowisko. Wycinka drzew miała miejsce wczesną wiosną, ponieważ tylko w tym momencie można było te drzewa wyciąć. Jak podkreśla rozmówca: „Gdyby tego nie zrobiono wiosną to trzeba by było czekać kolejny rok, albo przynajmniej do jesieni, kiedy to mają się rozpocząć kolejne prace takie jak przesadzanie szuwar na Zalewie wiślanym”.

W okolicach przekopu ma powstać duża, sztuczna wyspa. Częściowo będzie ona rekompensacją dla przyrody, będzie siedliskiem dla ptaków i roślinności wodnej, ale zarazem będzie to miejsce składowania nadwyżki piachu i wszystkiego co zalega na dnie zalewu – opowiada Robert Zieliński.

Gmina Sztutowo nie ma długów. W ciągu ostatnich 10-ciu miesięcy wójtowi gminy i jego pracownikom udało się zamknąć budżet z ponad półtoramilionową nadwyżką. Poza turystyką, która prężnie się rozwija w Sztutowie nie ma większych firm i inwestycji, ponieważ cała gmina znajduje się na obszarze „Natura 2000”. Mieszkańcy zakładają małe, lokalne firmy budowlane, przetwórcze czy rolne.

M.N.

Marcin Buchna (Nasza Ziemia): Zrzut odpadów górniczych z budowy zbiorników gazu spowodował problemy na łowiskach ryb

Był to rok 2013. Rybacy zasygnalizowali, że pojawił się duży spadek populacji ryby. […] Został przerwany pewien cykl produkcyjny — dodaje prezes stowarzyszenia „Nasza Ziemia”.

 

Marcin Buchna, prezes stowarzyszenia „Nasza Ziemia” wprowadza słuchaczy w problemy Bałtyku. Niedawno Unia Europejska  wydała rozporządzenie zakazujące rybakom połów dorsza na większej, wschodniej części naszego morza:

Zatoka Pucka czy Zatoka Gdańska są kluczowe dla stada wschodniego. Te ryby w pierwszej fazie życia żyją właśnie w tych obszarach. Jest to tak zwane przedszkole i ta pierwsza faza ma wpływ na stan stada wschodniego.

Jak mówi gość „Poranka WNET”, istnieje również korelacja czasowa, pomiędzy rozpoczęciem zrzutu odpadu górniczego z budowy podziemnych zbiorników gazu a pojawieniem się problemów na łowiskach w pobliżu strefy zrzutu:

Był to rok 2013. Rybacy zasygnalizowali, że pojawił się duży spadek populacji ryby. […] Fitoplankton, bentos czy zooplankton, jako najbardziej delikatne, miały problem z rozrodem. Są one treścią, którą zjadają większe ryby. […] Został przerwany pewien cykl produkcyjny, później pojawiły się chore ryby, pięciokrotnie wzrosła umieralność foki szarej oraz tutejszego ptactwa.

 

Bronisław Wildstein: Trzeba umieć się przeciwstawić i oprzeć – audycja „Jesteśmy razem” [VIDEO]

Kto właściwie rządzi światem i czyja opinia na ten temat jest najbliższa prawdy? Marek Kalbarczyk zapytał o to Bronisława Wildsteina, intelektualistę, pisarza i publicystę.

To nie przypadek, kogo zaprosił autor audycji. Redaktor Wildstein bada ten i jemu pokrewne kwestie od lat 70. To ważne co ma w tej sprawie do powiedzenia. Obaj panowie zgłębiali ideę bycia razem i wspólnego działania na rzecz dobra.

Zastanawiali się, czy dąży do tych celów ten, kto rządzi światem. Może chodzi mu o inne cele – egoistyczne, nawet szaleńcze? Jakie mamy szanse na to, by mimo wszystko ziściły się nasze marzenia, a nie wróciła władza środowisk marksistowskich?

Opinie Bronisława Wildsteina w dużym stopniu pokrywają się z tezami wystąpienia arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, na którym skupiło się oburzenie ideologów LGBT. Tymczasem zarówno ksiądz arcybiskup, Bronisław Wildstein, a także gospodarz audycji nie eliminują z życia publicznego nikogo, a jedynie przeciwstawiają się obcej naszej kulturze ideologii. Chcemy być i pracować razem, a nie dzielić ludzi na tych, którzy ją popierają i tych, którzy się jej przeciwstawiają.

Audycja z muzyką:

Skoro Polska tak pięknie się rozwija, to dlaczego przedsiębiorcy płaczą? (2) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

500-. Oddajcie nasze pieniądze! to piękny program dla prawicowej i patriotycznej opozycji w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości, na które zagłosuję na jesieni, bo nie mam na razie alternatywy.

Poprzednim razem podałem trochę danych i obliczeń jednoznacznie dowodzących, że to polscy przedsiębiorcy utrzymują państwo polskie. I to właśnie oni ponoszą koszt ambitnych programów socjalnych obozu Dobrej Zmiany. Utrzymują w sposób bezpośredni i pośredni, poprzez swoich pracowników. Jednak ich punktu widzenia i interesów nie reprezentuje dziś nie tylko socjalistyczny obóz Dobrej Zmiany, ale też żaden z odłamów totalnej opozycji. Bo totalna opozycja chce tylko i wyłącznie odzyskać utracone żerowisko, nawet za cenę utraty państwa. I nie przedstawia żadnego sensownego programu, a tylko licytuje się z Prawem i Sprawiedliwością na jeszcze większe rozdawnictwo. Z kieszeni nieswoich, rzecz jasna.

Dlatego dziś, trochę zazdroszcząc Klaudii Jachirze, przedstawię swój program dla opozycji wobec obozu Dobrej Zmiany. Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego odcinka, nazwijmy go: 500-. Oddajcie nasze pieniądze!

Taki program jest bardzo potrzebny, bo jak prorokuję od co najmniej dwóch lat, w połowie przyszłej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości zabraknie w kasie państwa pieniędzy. Zabraknie naprawdę i nie pomoże ich dodrukowywanie (za ostatni rok podaż pieniądza w Polsce wzrosła o 10%). Bo rozhuśta to tylko inflację lub padną prywatne firmy, a tym samym padnie najlepszy polski rząd po roku 1939, nie licząc tego na emigracji. Nie chcąc zatem powrotu totalnej opozycji i totalnej patologii zarazem, zawczasu musimy stworzyć odpowiedzialną opozycję. Odpowiedzialną i patriotyczną. Zatem, jako Wasz odpowiedzialny i patriotyczny główny ideolog, zamysł cały poniżej przedstawię.

500-. Oddajcie nasze pieniądze! to program dla wszystkich Polaków, którzy odrzucają 500+. Bo 500+ to bardzo kosztowna redystrybucja, powodująca jedynie rozrost biurokracji. I kosztująca każdego pracującego Polaka, przedsiębiorcę i pracownika co najmniej 1000 zł miesięcznie – na utrzymanie biurokratycznego półtoramilionowego molocha, który próbuje nam wmówić, że to on jest państwem. Państwem patriotycznym, sprawiedliwym i łaskawym, bo rozdaje lekką ręką.

Polityka jest głupia, nudna i wzbudza u większości normalnych ludzi jedynie obrzydzenie. I tylko z tego powodu politycy mogą nam wszystkim wmówić tak niesłychane dyrdymały, jak te o rozdawaniu przez nich pieniędzy. Gdy tymczasem są to nasze pieniądze, odebrane nam wcześniej i rzeczywiście później rozdawane, po potrąceniu pięćdziesięcioprocentowej prowizji dla zbierających.

Program 500-. Oddajcie nasze pieniądze!, przyniesie co najmniej kilka korzyści wprost. Wymieńmy je:

1.      15 milionów ludzi (= pracowników) w dniu wypłaty dostanie na rękę lub na konto dodatkowe 500 zł lub więcej.

2.      1,6 miliona przedsiębiorców zaoszczędzi na każdym zatrudnionym pracowniku co najmniej 500 złotych.

3.      1,5 miliona osób niepotrzebnie zasilających państwowego molocha biurokracji trafi na rynek pracy, tak spragniony pracownika, że aż wymuszający na władzach państwowych nielimitowany import pracowników z Azji. (Dostałem na mejla taki elaborat z BCC [Bussines Centre Club, czyli Klubu Czerwonych Biznesmenów, w tłumaczeniu na polski] i powiem tak: aż strach się bać).

Program 500-. Oddajcie nasze pieniądze!, przyniesie też kilka korzyści nie wprost:

1.      Wróci do Polski 2,5 miliony naszych rodaków, wypchniętych wcześniej przez nienasycony apetyt państwowego molocha.

2.      Wróci na rynek pracy 2 miliony ludzi szarej strefy, pracujących dorywczo w Polsce i za granicą.

3.      Rząd zajmie się rządzeniem, czyli sprawnym zarządzaniem państwem, a nie odbieraniem nam pieniędzy i fałszywą filantropią. Co za sztuka odebrać wszystkim po 1000 złotych, żeby potem rozdać nielicznym po 500?

4.      Odzyskamy konkurencyjność na globalnym rynku, obniżając drastycznie koszty pracy dla naszych firm.

5.      To w Polsce, dzięki naszej pracowitości i naszym polskim pieniądzom, będziemy wytwarzać narodowy dobrobyt, mając gdzieś unijne i każde inne zagraniczne fundusze, które nas uzależniają i demoralizują. Żeby w końcu doprowadzić nas do ruiny.

Prawda, że piękny program dla polskiej, prawicowej i patriotycznej opozycji w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości, na które zagłosuję na jesieni, bo nie mam na razie alternatywy?

Aha, nie liczcie na mnie. Ideolog nie jest od tego, żeby poza światłą ideą cokolwiek tworzyć, wdrażać lub uczestniczyć 🙂

Jan A. Kowalski