Konieczność zdecydowania i konsekwencji /Jadwiga Chmielowska, Mariusz Patey, Janusz Kowalski, „Kurier WNET” 84/2021

Budujmy sojusze geopolityczne w UE w oparciu o twarde interesy. Zastanówmy się, co możemy zrobić od strony politycznej, żeby projekt Odessa–Brody–Płock–Gdańsk wszedł w końcu w fazę realizacji.

Jadwiga Chmielowska, Mariusz Patey, Janusz Kowalski

Dzisiejsza polityka zmierzająca ku dywersyfikacji dostaw nośników energii skupiła się na gazie. Mamy w tym pewne sukcesy – gazoport działa, proces realizacji Baltic Pipe trwa. Jednak w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego powstała koncepcja spółki Sarmatia, której udziałowcami zostali narodowi operatorzy ropociągów z Polski, Litwy, Ukrainy, a także azerski koncern wydobywczy SOCAR. W przypadku powodzenia tego projektu wytworzyłby się ekosystem biznesowy m.in. na Ukrainie czy w Gruzji, związany z rynkiem Polski, a nie z Federacją Rosyjską. Część środków, które teraz płacimy za transport ropy, nie trafiałaby na Białoruś czy do międzynarodowych przewoźników, ale do krajów, w których mamy także interesy polityczne. Czas rządów PO to zamrożenie tego projektu. Czy widzi Pan szanse, by zrealizować go w obecnych warunkach? Co musiałoby się stać, by ropa popłynęła do polskich i czeskich rafinerii tym szlakiem?

Strategia dywersyfikacji dostaw węglowodorów do Polski, a więc gazu ziemnego i ropy naftowej, przygotowana na przełomie 2006 i 2007 roku przez rząd premiera Jarosława Kaczyńskiego pod patronatem i z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, opierała się na trzech projektach. Bezpośrednim powodem przygotowania dwóch pierwszych projektów, które dotyczyły dywersyfikacji dostaw gazu do Polski, był szantaż gazowy, którego dopuścił się na przełomie lat 2005/2006 wobec Polski rosyjski Gazprom. Chodzi o słynną wyszantażowaną przez Kreml zmianę warunków cenowych kontraktu jamalskiego oraz wprowadzenie jako dostawcy gazu dla Polski do 2010 r. podstawionej spółki RosUkrEnergo, w której Gazprom miał 50% udziałów.

Pierwszym projektem było zainicjowanie w 2006 r. budowy terminalu LNG na polskim Wybrzeżu. W 2007 r. wybrano Świnoujście jako lokalizację pierwszego w basenie Morza Bałtyckiego gazoportu. Drugim projektem była budowa gazociągu Baltic Pipe. W 2007 r. weszliśmy w fazę projektową; zabrakło roku, półtora, żeby wejść w fazę realizacyjną. Niestety projekt został zatrzymany przez premiera Tuska na początku rządów PO-PSL.

Trzeci projekt, Odessa–Brody–Płock–Gdańsk, jest mi najbliższy. Uczestniczyłem w nim jako pracownik Ministerstwa Gospodarki, przygotowując dwa szczyty energetyczne: w maju 2007 r. w Krakowie i w październiku w 2007 r. w Wilnie. Przywódcy Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu i Litwy, przy udziale specjalnego przedstawiciela Kazachstanu, wzięli udział w szczycie w Krakowie. Prezydent Alijew zadeklarował tam wówczas 10 mln ton ropy naftowej, jako że żaden taki projekt nie może ruszyć bez kontraktu na surowiec. Projekt umożliwiałby przesył ropy z Morza Kaspijskiego w naszą część Europy, bez pośrednictwa Rosji.

W Wilnie spędziłem ponad tydzień, pracując przy strategicznej umowie realizacji projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk, której istotą była budowa 100-km odcinka łączącego ukraińskie Brody z polskim punktem ropociągu Przyjaźń – Adamowem. Szczyt wileński w zasadzie potwierdził zasady realizacji projektu oraz model funkcjonowania spółki Sarmatia, która miała przede wszystkim zbudować brakujący odcinek. W latach rządów PO-PSL ukraińskie i białoruskie rafinerie odbierały już nawet ropę naftową za pomocą części tej infrastruktury, tj. przez Gruzję, następnie tankowcami przez Morze Czarne do Odessy i ropociągiem do Brodów czy do białoruskich rafinerii.

Nam brakowało jedynie tego krótkiego odcinka, by przesyłać 10–20 mln ton ropy naftowej via Gdańsk do innych zainteresowanych kontrahentów oraz oczywiście do polskich rafinerii w Gdańsku i Płocku.

Warto tutaj wspomnieć, że sprzedaż ropy naftowej jest najbardziej dochodowym źródłem gospodarki Federacji Rosyjskiej. (…)

Rząd Łukaszenki aresztuje polskich działaczy społeczno-kulturalnych. Polska rok do roku płaci olbrzymią dywidendę bezpośrednio do budżetu białoruskiego, właśnie z tytułu przesyłu ropy i gazu. We wspomnianym już 2013 r. przekazała pośrednio stronie białoruskiej 650 mln USD. Czy ropociąg dałby nam narzędzie wpływu również na politykę białoruską?

Osobiście przyznaję rację najlepszemu w mojej ocenie polskiemu geopolitykowi, prof. Przemysławowi Żurawskiemu vel Grajewskiemu, który w swojej znakomitej książce pt. „Polska polityka wschodnia 1989–2015”, podsumowującej 25 lat polityki Polski względem państw byłego Związku Sowieckiego, stawia smutną, choć prawdziwą tezę: Polska przez ćwierć wieku nie prowadziła realnie żadnej polityki względem Białorusi. Są tutaj bowiem dwa wektory: interesy Polaków mieszkających na Białorusi, które wymagają, aby Polska zrobiła wszystko, by o swoich rodaków dbać; z drugiej strony, mając świadomość, że na terenie Białorusi interesy mają również inne państwa UE, przede wszystkim Niemcy, musimy mieć narzędzia wzmacniania polskiej obecności gospodarczej u wschodniego sąsiada, by Białoruś nie pogłębiała współpracy z Kremlem.

Realna polityka polega na tym, że jeśli jest możliwość, należy z niej bezwzględnie korzystać. Polska teoretycznie może użyć własnej infrastruktury gazowej i paliwowej do dostarczania ropy i gazu ziemnego na Białoruś poza Federacją Rosyjską; takie symulacje były robione za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Błędem jest rezygnacja z myślenia, że możemy wzmocnić suwerenność Białorusi, której niepodległość leży w żywotnym interesie Polski, ponadto poprawiać sytuację Polaków na Białorusi i wreszcie – zarabiać na tym. Należy wziąć pod uwagę wszystkie te czynniki.

Białoruś jest rok w rok szantażowana w obszarze dostaw węglowodorów przez Władimira Putina. W dobrym scenariuszu w tej dekadzie mogliśmy wykorzystywać gazociąg jamalski, przy pełnej konsekwencji i determinacji polskiego państwa, do przesyłu gazu ziemnego na Białoruś. Z kolei infrastrukturę projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk należałoby wpisać w scenariusz uniezależnienia Białorusi od dostaw rosyjskiej ropy naftowej. Jego realizacja na pewno uzyskałaby poparcie dużej części państw UE, rozumiejących, jak ważne jest stworzenie dla Białorusi infrastrukturalnej alternatywy.

Ale niestety sami będziemy potrzebować gazu ziemnego. Polska bowiem ponownie weszła na szybką ścieżkę uzależnienia się od surowca z Federacji Rosyjskiej.

Decyzja likwidacji polskiej suwerenności energetycznej opartej na zasobach krajowego węgla brunatnego i kamiennego, i przestawiania polskiej gospodarki na gaz ziemny, którego w Polsce po prostu nie ma, jest arcyniebezpieczna. Wszystkie prognozy wskazują, że za 15 lat będziemy potrzebowali 35–40 mld m3 gazu, co spowoduje drastyczne uzależnienie się od dostaw z Rosji.

Puentując: dobrze mieć marchewkę, ale i biczyk na władze w Mińsku?

Lepiej uzależnić relacje od inwestycji i budować je w oparciu o twarde interesy, a nie emocje. Jest w tym coś niezwykłego. Polskie podejście do Białorusi jest zupełnie pozbawione realizmu. Polskie firmy powinny być obecne na Białorusi. Jest ona naszym najbliższym sąsiadem, dlaczego zatem mieliby tam zarabiać Francuzi, Niemcy, czy przede wszystkim Chińczycy? Z drugiej strony za wzór stawiamy często znacznie groźniejszy komunistyczny reżim ChRL, który technologicznie chce opanować wolny świat.

Realną polityką jest uznanie, że interesy Polaków na Białorusi wymagają również oferty geopolitycznej i gospodarczej. Polskie firmy, zdobywając miejsca firm rosyjskich, będą uderzały gospodarczo w reżim Putina. Ropociągi i gazociągi to najlepsza metoda odsunięcia Białorusi od Rosji. Musimy zatem odpowiedzieć na pytanie: czy w polskim interesie jest wzmacnianie niezależności politycznej i gospodarczej od Kremla wszystkich naszych wschodnich sąsiadów? Jestem tu zwolennikiem koncepcji Piłsudskiego. W obecnych realiach współpracujmy z Ukrainą, z Rumunią, która jest bardzo ważna i której jestem wielkim przyjacielem, z państwami bałtyckimi. Budujmy sojusze geopolityczne w UE w oparciu o twarde interesy. Zastanówmy się, co możemy zrobić od strony politycznej, żeby projekt Odessa–Brody–Płock–Gdańsk wszedł w końcu w fazę realizacji.

Jedna z dwóch czeskich rafinerii kontrolowanych przez Orlen już pracuje na azerskiej ropie, która obecnie jest transportowana z terminali położonych nad Adriatykiem. Czy inne polskie rafinerie mogłyby przerabiać ropę z Azerbejdżanu?

To jest wyłącznie kwestia przystosowania części instalacji rafineryjnych do uzyskiwanych z przerobu ropy produktów oraz logistyki magazynowej. Pamiętajmy jednak, że infrastrukturalnie budowa odcinka Odessa–Brody–Płock–Gdańsk daje możliwości eksportowe, nawet gdyby polskie rafinerie nie chciały być odbiorcami tego surowca. (…)

Polska jest również dużym absorbentem CO2 ze względu na zalesienie. Gdyby UE wyliczała emisję netto CO2, prawdopodobnie ten bilans nie byłby dla Polski aż tak zły, nawet w porównaniu z takimi krajami jak Belgia czy Holandia.

Jak już mówiłem – brakuje nam po prostu narodowej strategii energetycznej i twardej konsekwencji w jej realizacji. Każda strategia dotycząca bezpieczeństwa energetycznego jest obliczana na 20–30 lat. Nie można planować budowy elektrowni węglowej, jeśli chwilę później z powodów ideologicznych plan zostaje zawieszony, jak w przypadku elektrowni w Ostrołęce, która w mojej ocenie powinna powstać jako elektrownia węglowa, a nie zasilana potencjalnie rosyjskim gazem. Jestem zwolennikiem patrzenia na ten temat w sposób zimny, bardzo spokojny i konsekwentny. I budować wokół realizacji strategicznych interesów Polski szeroki konsensus polityczny.

O budowie elektrowni atomowych mówiło się w Polsce w latach 70. XX w., już w XI wieku, mówiło się w 2015 roku. Dalej stoimy w miejscu.

Zgoda na likwidację polskiego górnictwa, czyli walka z surowcem, jest fundamentalnym błędem. Na całym świecie zwiększa się wydobycie i zużycie węgla. Transformacja energetyczna to proces inwestycji w nowoczesne technologie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by polski węgiel ustawić w centrum polskiej transformacji energetycznej i w niego inwestować.

Są dwa modele transformacji: norweski i niemiecki. Norwegowie, rozumiejąc gospodarkę niskoemisyjną, od kilku lat inwestują w wytwarzanie wodoru z gazu ziemnego. Potrafią wykorzystać „błękitne paliwo” w projektach „zielonych”.

Niemiecka ścieżka polskiej transformacji energetycznej to faktyczne uzależnienie się od importu niemieckich technologii OZE i rosyjskiego surowca z Nord Stream. Jest to najdroższy z możliwych modeli – tracimy suwerenność energetyczną i przepłacamy za to setki miliardów złotych, wzmacniając niemiecką gospodarkę. A ideologia zderza się z rzeczywistością w taki sposób, że Niemcy likwidują atom, likwidują węgiel i za chwilę nie będą mieli z czego produkować energii elektrycznej. My idziemy w dokładnie tym samym kierunku – nie mamy atomu, a już eliminujemy węgiel, nie mając nic w zamian. Za kilka dosłownie lat będziemy skazani na import energii elektrycznej. Jedyne, co zostanie, to gaz ziemny, a to są ogromne koszty. Będziemy musieli kupować go z Rosji, nie ma bowiem innej możliwości, by polską gospodarkę zaopatrzyć w taką ilość gazu ziemnego, której z uwagi na realizowaną ideologiczną dekarbonizację będziemy jeszcze w tej dekadzie potrzebować.

Wydobywamy 4 mld m3, a nasze zużycie chcemy ustawić na poziomie 40 mld m3. W tym sensie Polska robi wielki prezent Władimirowi Putinowi.

Cały wywiad Jadwigi Chmielowskiej i Mariusza Pateya z posłem SP Januszem Kowalskim, pt. „Polityka Polski. Konieczność zdecydowania i konsekwencji”, znajduje się na s. 1 i 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Jadwigi Chmielowskiej i Mariusza Pateya z posłem SP Januszem Kowalskim, pt. „Polityka Polski. Konieczność zdecydowania i konsekwencji”, na s. 1 i 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Homo schwabus” to nowy człowiek, którym mamy stać się w niedalekiej przyszłości / Adam Gniewecki, „Kurier WNET” 84/2021

WIELKI RESET to plan całkowitego globalnego wyzerowania systemu finansowego, gospodarczego, politycznego, ekologicznego i technicznego, w celu dalszego transferu bogactw z rąk 99% populacji w ręce 1%.

Adam Gniewecki

Świat według Schwaba

Przed rozpoczęciem dorocznego Forum Ekonomicznego w Davos w roku 2020 szwajcarska policja poinformowała o zdemaskowaniu dwóch szpiegów, z których jeden był przebrany za hydraulika, obaj zaś legitymowali się rosyjskimi paszportami dyplomatycznymi. Fakt, że ambasada rosyjska w Bernie zaprzeczyła prowadzeniu „prac przygotowawczych” do szpiegowania na Światowym Forum Ekonomicznym, potwierdza prawdziwość informacji.

Poza tym kontrola hydrauliczna przed nieprzewidzianą, nawet wirtualną wizytą rosyjskiego przywódcy to tradycja i zrozumiała konieczność. I oto w roku 2020 w Davos niespodziewanie i wirtualnie, ale jednak, pojawił się Władimir Putin, który ostrzegł, że pandemia koronawirusa zaostrzyła wcześniejszy brak równowagi i napięcie na świecie do tego stopnia, że może rozpocząć się walka „wszystkich przeciwko wszystkim”. Rosyjski prezydent powiedział, że „pandemia stała się głównym wyzwaniem dla ludzkości i przyspieszyła zmiany strukturalne, których warunki wstępne już istniały” i dodał, że kryzys zwiększył rozwarstwienie społeczne, populizm, radykalizm prawicowy i lewicowy, a wewnętrzne procesy polityczne stały się bardziej gwałtowne. Pojawienie się rosyjskiego przywódcy wzbudziło zrozumiałe kontrowersje, choć Klaus Schwab, założyciel i Dyrektor Wykonawczy WEF, przedstawiając Putina powiedział, że Rosja jest wieloletnim uczestnikiem Forum i że „w czasach sporów i różnic ważna jest kontynuacja dialogu”.

Kto zna sylwetkę pana Klausa Schwaba, zrozumie, że podkreślające ogólne zagrożenie, niepewność i nieuchronność zmian strukturalnych, słowa Putina były muzyką dla jego uszu i miodem na serce. Tym, którzy go nie znają, jego fascynującą osobowość, zapatrywania, plany i działania postaram się przybliżyć.

Klaus Martin Schwab urodził się 30 marca 1938 r. w Ravensburgu w Niemczech, gdzie w Humanistisches Gymnasium zdał maturę. W 1961 r. ukończył jako inżynier mechanik i doktor nauk technicznych ETH Zürich (Szwajcarski Federalny Instytut Technologii), następnie na Uniwersytecie we Fryburgu uzyskał doktorat z ekonomii, a tytuł magistra administracji publicznej w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda. W latach 1972–2003 Schwab wykładał politykę biznesową na Uniwersytecie Genewskim, którego profesorem honorowym pozostaje do dzisiaj. Jest także profesorem honorowym Uniwersytetu Ben Guriona w Izraelu oraz Uniwersytetu Spraw Zagranicznych Chin. Cieszy się siedemnastoma doktoratami honorowymi, w tym: London School of Economics, Narodowego Uniwersytetu w Singapurze, Koreańskiego Instytutu Nauki i Zaawansowanych Technologii, uniwersytetów w Hajfie i Bangkoku. W październiku 2017 r. został Doktorem Honorowym Politechniki w Kownie za „szerzenie wiedzy o gospodarce i innowacyjnych pomysłach, wspieranie przedsiębiorczości społecznej i wspieranie młodych przedsiębiorstw oraz wkład w opracowanie koncepcji czwartej rewolucji przemysłowej.

W latach 2001–2018: otrzymał nagrodę Candlelight Award z rąk ówczesnego Sekretarza Generalnego ONZ Kofi Annana, został pasowany przez królową Elżbietę na rycerza – Komandora Kawalera Orderu św. Michała i św. Jerzego, został udekorowany japońskim Orderem Wschodzącego Słońca na Wielkiej Wstędze i dostał Medal Przyjaźni Reformy Chin za „promowanie międzynarodowej wymiany gospodarczej i współpracy z Chinami”.

Fakt, że od prezydenta Bronisława Komorowskiego w 2012 r. otrzymał Order Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, mocno mnie i zapewne czytelników zaskakuje. Czym prof. Schwab zasłużył się naszemu krajowi? Zupełnie nie wiem. Jedyne wytłumaczenie widzę w magicznym wpływie odznaczonego na wielkich tego świata. W latach 1993–1995 był członkiem Rady Doradczej Wysokiego Szczebla ONZ ds. Zrównoważonego Rozwoju, zaś okresie 1996–1998 wiceprzewodniczącym Komitetu ONZ ds. Planowania Rozwoju. Zasiadał w zarządach firm, takich jak The Swatch Group, The Daily Mail Group i Vontobel Holding. Jest członkiem honorowym FC Bayern Monachium.

Gdyby nawet zupełnie hipotetycznie nie należeć do wielbicieli Klausa Schwaba, nie można się nie zgodzić, że jest szeroko i głęboko wykształcony, a jego wiedzę potwierdziły i uhonorowały liczne instytucje naukowe oraz międzynarodowe i rządy na całym świecie.

Trudno o listę zaprzyjaźnionych z nim osobistości z najwyższych światowych szczebli decyzyjnych, politycznych, finansowych, biznesowych, a gdyby takową zdobyć, byłaby bardzo długa i rozgałęziona.

Od 1979 r. publikuje coroczny, opracowany przez sztab ekonomistów raport globalnej konkurencyjności, oceniający potencjał wzrostu gospodarczego i produktywności krajów na całym świecie. Raport opiera się na opracowanej przez Schwaba metodzie mierzenia konkurencyjności nie tylko produktywnością, ale także pod kątem zrównoważonego rozwoju, czyli takiego, który zaspokaja potrzeby obecne, nie zagrażając możliwościom zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń. Rozwoju opierającego się na pojęciu „potrzeb” (szczególnie podstawowych) najbiedniejszych na świecie, którym należy nadać najwyższy priorytet oraz „ograniczeń” – narzuconych zdolności środowiska do zaspokojenia potrzeb obecnych i przyszłych przy pomocy techniki i organizacji społecznej. Tej definicji nie można zarzucić braku humanitaryzmu i troski o przyszłość planety oraz następnych pokoleń jej mieszkańców. Z drugiej strony wiadomo, ile wątpliwych moralnie, etycznie i merytorycznie pokrętnych działań, choćby dotyczących rolnictwa czy zdrowia i liczebności populacji naszej planety, pod pozorem zrównoważonego rozwoju już zrealizowano oraz planuje się przeprowadzić.

Ulubiony przez Klausa Schwaba, zrównoważony rozwój jest odmieniany przez wszystkie przypadki w ONZ i stał się motywem przewodnim jej Agendy 2030, a w ramach Dekady Działania na rzecz osiągnięcia celów zrównoważonego rozwoju do 2030 r., we wrześniu lub październiku 2021 r. ONZ zwoła, już z góry kontestowany przez organizacje rolników, a nawet ekologów, szczyt Food Systems Summit.

Zrównoważony rozwój wpisano w Art. 5 naszej aktualnej konstytucji: „Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”.

Skoro mowa o Klausie Schwabie jako doktorze ekonomii i jej wykładowcy, corocznie publikującym raport o potencjale wzrostu gospodarczego i produktywności krajów świata oraz orędowniku zrównoważonego rozwoju, przyjrzyjmy się sprawom bliżej i merytorycznie.

W pojęciu produktywności mieszczą się i znacząco o niej decydują czynniki związane z procesem produkcyjnym, jak: postęp techniczny oraz organizacja, a także metody i techniki pracy. Te ostatnie mają na celu zwiększenie produktywności pracy poprzez usprawnianie samego jej procesu. Potężnie wspierający wydajność postęp techniczny wzrasta lawinowo. Jest jak kula śniegowa. Czym go więcej, tym go szybciej przybywa. Z kolei miarą efektywności pracy jest wielkość produkcji przypadająca na jednego zatrudnionego. Czyli, jakby rzeczy nie obracać, produktywność zależy od wydajności pracy. Ponadto obie na przestrzeni dziejów wzrastają. W okresie 100 lat wieku XX wydajność wzrosła 13,6 razy [„Le Monde Diplomatique”, edycja polska, nr 11 (105), 2014]. Wydajność pracy z końca zeszłego wieku należałoby pomnożyć jeszcze przez kilka, by dowiedzieć się, ile razy w ciągu ostatnich 120 lat w sumie wzrosła.

Gdy Karol Marks pisał Manifest komunistyczny, w systemie kapitalistycznym udział pracowników w wytworzonej przez nich wartości wynosił kilkanaście procent. Reszta przypadała tzw. właścicielom środków produkcji. W zachodnim kapitalizmie udział pracowników w podziale wartości dodanej urósł od owych kilkunastu procent w końcu XIX w. do 60% w latach 50.–70. ubiegłego stulecia, które nazwano złotą erą kapitalizmu. Potem trend zaczął się odwracać, choć – przynajmniej dotychczas – proporcje z czasów Marksa nie wróciły

Globalizacja przyniosła przeniesienie dużej części produkcji do krajów rozwijających się, zwykle „mało demokratycznych” gdzie większość albo całość wartości dodanej bierze władza. Jednocześnie w krajach rozwiniętych płace klasy średniej przestały rosnąć, a nawet spadły. Kto więc dzisiaj zarabia najwięcej? Nie, nie właściciele środków produkcji, których relatywnie umiarkowane dochody są wrażliwe na koronawirusy i uzależnione od ciągłości dostaw z drugiego końca świata.

Teraz to obracająca kapitałem finansjera notuje rekordowe zyski. Na przykład majątek Georga Sorosa, jednego z braci w wierze Klausa Schwaba, pochodzi ze spekulacji finansowych. Soros skupował akcje tzw. śmieciowych przedsiębiorstw, czyli spółek stojących u progu bankructwa. Wychodził z założenia, że jeśli firmy przetrwały najgorsze, to w przyszłości kurs ich wzrośnie, i trafiał. Ten sam Soros w 1992 r. uznał, że funt szterling jest przewartościowany i dokonał spekulacji przeciw tej walucie, inwestując 10 mld USD i grając na spadek kursu. W rezultacie Bank Anglii musiał wycofać swój pieniądz z mechanizmu kursów walutowych. Soros zarobił około miliarda USD i został nazwany „człowiekiem, który złamał Bank Anglii”.

Inny, wyznający GREAT RESET i nowy początek świata multimiliarder, Bill Gates, od 2006 r. stopniowo wycofywał się z pełnionej w Microsofcie funkcji, by zająć się zarabianiem na obracaniu kapitałem. Na przykład w ten sposób w 2020 r., mimo pandemii, zwiększył swoje aktywa o 2 mld USD. Spekulacje finansowe przynoszą największe zyski, ale nie pomnażają dóbr. Nie produkują niczego prócz nowego pieniądza, a ten wkrótce nie będzie miał pokrycia w niczym, nawet w samym sobie i dlatego będzie musiał zniknąć.

Twierdzi się, że czas pracy uległ skróceniu. Owszem, w porównaniu z tym sprzed kilkudziesięciu lat. Obecnie opóźnia się wiek emerytalny, a wielu bez szemrania pracuje o wiele dłużej niż to przewiduje umowa. Czy stopa życiowa obywateli świata wzrosła, choćby w grubym przybliżeniu, adekwatnie do przedstawionego powyżej przyrostu wydajności pracy? Tych, którzy powiedzą „tak”, zapytam: po co w takim razie walka o zaspokojenie podstawowych ludzkich potrzeb i skąd zmagania z coraz powszechniejszym ubóstwem głodem i chorobami? Gdzie podziewają się nadwyżki pochodzące z galopująco rosnącej wydajności pracy? Ich lwią część zgarnia 1% populacji! Według Oxfam (międzynarodowa organizacja humanitarna, zajmującą się walką z głodem na świecie i pomocą w krajach rozwijających się) 1% najbogatszych ludzi świata „zgarnia” ponad 80% wypracowanych zysków i posiada dwukrotnie większy majątek niż wszyscy pozostali razem wzięci. Według danych podanych niedawno dysproporcja ta jeszcze bardziej się pogłębiła w czasie „kryzysu covidowego”, przy jednoczesnym, wykładniczym wręcz wzroście zadłużenia państw.

Masa pieniędzy i pochodzącej z nich władzy rośnie i pomnaża mega, a nawet gigadobrobyt, który już właścicielom nie wystarcza. Trzeba czegoś mocniejszego. Władza to narkotyk, a absolutna, boska władza to supernarkotyk. Trzeba utrzymać przewagę oraz tak zmienić świat i ludzi, żeby nigdy jej nie utracić. Żyć w zaprojektowanym przez nas – stwórców – nowym świecie. Czystym, ekologicznym, zaopatrzonym w konieczną liczbę podporządkowanych wykonawców.

Nie dajmy się nabrać na ideę zrównoważonego rozwoju. To nic genialnego. Wszak każdy normalny człowiek kocha dzieci i wnuki oraz chce zostawić im świat w jak najlepszym stanie. Mamy to w genach i we krwi. Tacy jak pan Klaus Schwab są potrzebni, by wpędzać nas w permanentne zbiorowe poczucie winy i konieczności jej odkupienia – według ich recepty.

Klaus Schwab kręci się od dawna wokół i pośród najmożniejszych. Sprzedaje, wpaja, konsekwentnie szerzy swoje idee i pomysły oraz znajduje aliantów. Wykłada, występuje i publikuje wiele oraz pisze książki: w 1971 r. – Moderne Unternehmensführung im Maschinenbau (Nowoczesne zarządzanie przedsiębiorstwem w inżynierii mechanicznej) z Heinem Kroosem; w 2016 r. – The Fourth Industrial Revolution (Czwarta Rewolucja Przemysłowa); w 2018 r. – Shaping the Fourth Industrial Revolution (Kształtowanie przyszłości czwartej rewolucji przemysłowej) – z Nicholasem Davisem; w 2020 r. – Covid-19: The Great Reset (z Thierrym Malleretem), oraz w styczniu 2021 r., kontynuującą idee zawarte we wcześniejszych publikacjach – Stakeholder Capitalism (Kapitalizm interesariuszy) – z Peterem Vanhamem.

Klaus Schwab jest tak dynamiczny, twórczy i ruchliwy, że trudno nadążyć za jego inicjatywami i dokonaniami, np. w dziedzinie fundacji. W 1998 r. założył wraz z żoną Hilde Foundation for Social Entrepreneurship, wspierającą innowacje społeczne na całym świecie; w 2004 r. Forum Młodych Liderów Globalnych, a następnie w 2011 – społeczność Global Shapers. Był też aktywistą i członkiem komitetu sterującego skupiającej wpływowych plutokratów Grupy Bilderberg.

Ale cofnijmy się do roku 1971, do czasu, gdy Klaus Schwab założył Europejskie Forum Zarządzania, którego członkowie spotykali się w szwajcarskim Davos, radząc, jak kontynuować przedwojenną myśl wykorzystania państwa do ochrony i wspierania interesów zamożnej elity, a Schwab promował ideologię „kapitalizmu interesariuszy”, w którym przedsiębiorstwa ściśle współpracują z rządami. Magazyn „Forbes” uznał kapitalizm interesariuszy za „efekciarską pustą etykietę” i pozorowanie „koncentracji firmy na zaspokajaniu potrzeb swoich interesariuszy, czyli klientów, pracowników, partnerów, społeczności i społeczeństwa jako całości.

„Forbes” zauważył, że w ten sposób „firmy mogą nadal prywatnie przekazywać pieniądze swoim akcjonariuszom i kadrze zarządzającej, zachowując jednocześnie publiczny obraz wrażliwości społecznej i altruizmu”. Społeczeństwo jest tu postrzegane jako biznes, którego jedynym celem jest rentowność. Taki program Schwab po raz pierwszy przedstawił w 1971 r. w książce Moderne Unternehmensführung im Maschinenbau (Nowoczesne zarządzanie przedsiębiorstwem w inżynierii mechanicznej), w której przy pomocy określenia ‘interesariusze’ przemianował nas, czyli istoty ludzkie, na podrzędnych uczestników globalnego przedsięwzięcia komercyjnego, których celem życia ma być „osiągnięcie długotrwałego wzrostu i dobrobytu”, czyli ochrona i powiększanie bogactwa elit.

Pojęcie ‘czwartej rewolucji przemysłowej’ – 4IR (ang. 4 Industrial Revolution) – logicznie wypływa z historii rozwoju ludzkości i techniki. Klaus Schwab kolejno wymienia: rewolucję agrarną, rewolucję przemysłową, czyli zastąpienie siły mięśni siłą maszyn od XVIII w.: pierwszą rewolucję przemysłową związaną z wynalezieniem maszyny parowej, drugą rewolucję przemysłową – epokę masowej produkcji dzięki wykorzystaniu energii elektrycznej, trzecią rewolucję przemysłową – erę komputerów i internetu oraz opiewaną przez siebie i właśnie rozpoczętą – czwartą rewolucję przemysłową, integrującą byt fizyczny, biologiczny i cyfrowy oraz dającą początek globalnemu społeczeństwu nowych, zachipowanych „ludzi 4IR” o różnych typach, modelach i numerach seryjnych.

W swojej Czwartej rewolucji przemysłowej Schwab przedstawia wspaniałości Nowego Wspaniałego Świata, poprzedzonego przez WIELKI RESET. Obniżą się koszty, a zyski wzrosną. Praca zostanie częściowo lub całkowicie zautomatyzowana. Za kilka lat prawie wszystkie serwisy informacyjne będą generowane przez maszyny. Rozmarza się o „rewolucji”, która ma zmienić sposób i zasady życia oraz widzi ją jako „niepodobną do wszystkiego, czego ludzkość doświadczyła wcześniej”. Odlatuje wyobraźnią do nie tak, jego zdaniem, dalekiej chwili sprzężenia, za pośrednictwem urządzeń mobilnych, miliardów ludzi, co ma dać nieosiągalną obecnie moc obliczeniową, możliwości przechowywania informacji i łatwy dostęp do nich.

Skoki postępu technicznego, jak sztuczna inteligencja (AI), internet rzeczy (IoT), robotyka, pojazdy autonomiczne, druk 3D, nanotechnologia, biotechnologia, materiałoznawstwo, magazynowanie energii, obliczenia kwantowe itd. oraz ich naturalną synergię przedstawia jako momenty przełomowe w historii ludzkości. I tu nas zadziwia naiwnością, ale nie zaskakuje nowiną, bo już na początku tego tekstu sami odkryliśmy, że postęp techniczny wzrasta lawinowo i czym go więcej, tym szybciej go przybywa. Poza tym może być narzędziem przełomu na dobre albo złe.

Nie pozwólmy się mamić, postęp techniczny niekoniecznie jest przełomem dobrego postępu. Klaus Schwab chce, żeby „wszystko było inteligentne i połączone z internetem”. Nawet, przepraszam, bydło, bo „czujniki podłączone do niego bezprzewodowo będą mogły komunikować się ze sobą za pośrednictwem sieci telefonii komórkowej”.

Z zachwytem opisuje „inteligentne fabryki komórek”, które „przyspieszyłyby wytwarzanie szczepionek” i technikę Blockchain, czyli rozproszone przechowywanie informacji, gwarantujące ich niezmienność, będące podstawową architekturą kryptowalut i zdecentralizowaną bazą danych o transakcjach, ich rejestrem albo zapisem zdarzeń.

Podczas lektury Czwartej rewolucji przemysłowej trudno nie zauważyć, że w istocie opowieść służy gloryfikacji, zdaniem autora, „wartości”, a bystrego czytelnika – po prostu zysku. Beneficjentami 4IR będą elity polityczne, biznesowe i intelektualne, ponieważ „stworzy ona całkowicie nowe źródła wartości” i „zapoczątkuje ekosystemy tworzenia wartości, których nie można sobie wyobrazić w warunkach rewolucji trzeciej.

Jak przyznaje sam prof. Schwab, techniczne narzędzia czwartej rewolucji przemysłowej, przy wykorzystaniu sieci 5G, umożliwiając nowe formy nadzoru i kontroli, są bezprecedensowym zagrożeniem dla wolności.

Określanie kosmicznej turystyki i chmur dronów nad głowami mianem czwartej rewolucji przemysłowej może wywołać uśmiech. Ale ten znika, gdy w następnej książce K. Schwaba – Kształtowanie przyszłości czwartej rewolucji przemysłowej czytamy, że „technologie 4IR nie będą już częścią otaczającego nas fizycznego świata, a staną się częścią nas”, „aktywne wszczepiane mikroczipy przełamią barierę naszych ciał”, technika zaś pozwoli „wtargnąć do przestrzeni naszych umysłów, odczytywać myśli i wpływać na nasze zachowanie”.

Część książki omawia „zmianę człowieka”, gdzie prof. Schwab wskazuje na „zdolność nowej techniki do stania się częścią nas” – jak w cyborgu – „kombinacji życia cyfrowego i analogowego, co zredefiniuje naszą naturę”.

Autor żegluje po wodach biotechnologii, biologii syntetycznej, „pisania” DNA, neurotechnologii, sztucznej inteligencji, „inteligentnych tatuaży”, „komputerów biologicznych”, „organizmów zaprojektowanych na zamówienie” i nurkuje coraz odważniej w głębiny, nomen omen, utopii. Rodzą się uzasadnione pytania o granicę między człowiekiem i maszyną oraz co teraz ma oznaczać bycie człowiekiem. Jeśli wspomnieć program eugeniczny Niemiec hitlerowskich, w których prof. Schwab urodził się i spędził pierwsze 6 lat życia, a obecnie głosi „urbi et orbi” odrodzenie eugeniki, czas wyciągać wnioski.

W książce o 4IR prof. Schwab porusza i próbuje wzruszyć z posad właściwie wszystkie aspekty dzisiejszego – powoli i naturalnie ewoluującego – świata. Przy okazji narzeka na biurokrację spowalniającą wdrażanie żywności zmodyfikowanej genetycznie, której stosowanie zdecydowanie popiera. „Globalne bezpieczeństwo żywnościowe zostanie osiągnięte tylko wtedy, gdy przepisy dotyczące żywności modyfikowanej genetycznie zostaną dostosowane tak, aby odzwierciedlały prawdę, że edycja genów stanowi precyzyjną, wydajną i bezpieczną metodę ulepszania upraw”.

Za pośrednictwem Voice for the Planet Schwab lansuje globalny Nowy Ład dla Natury, zainaugurowany w 2019 r. na WEF w Davos przez Global Shapers – organizację utworzoną przez Schwaba w 2011 r. – „zajmującą się” młodzieżą. Global Shapers została określona przez Cory’ego Morningstara, dziennikarza śledczego, jako „groteskowy pokaz korporacyjnych nadużyć podających się za DOBRO”.

W „Czwartej rewolucji przemysłowej” Schwab szczerze i otwarcie przedstawia sposób wykorzystywania fałszywego „aktywizmu młodzieżowego” i młodej naiwności do realizacji kapitalistycznych celów. Pisze: „Aktywizm młodzieżowy rośnie na całym świecie, rewolucjonizowany przez media społecznościowe, które zwiększają mobilizację w stopniu, który wcześniej byłby niemożliwy.

Przyjmuje wiele różnych form, od niezinstytucjonalizowanego udziału politycznego po demonstracje i protesty oraz dotyczy tak różnych zagadnień, jak zmiana klimatu, reformy gospodarcze, równość płci i prawa osób LGBTQ. Młode pokolenie zdecydowanie stoi na czele zmian społecznych. Nie ma wątpliwości, że będzie on katalizatorem zmian i źródłem krytycznego impulsu dla WIELKIEGO RESETU”.

W 1971 r. Klaus Schwab założył Europejskie Forum Zarządzania i prawie natychmiast potem zorganizował w Centrum Kongresowym w szwajcarskim kurorcie Davos pierwsze Europejskie Sympozjum Zarządzania. Wydarzenie, w którym uczestniczyło 450 dyrektorów firm zachodnioeuropejskich, objęła patronatem Komisja Europejska i kilka europejskich stowarzyszeń przemysłowych. Rok później na Forum Zarządzania pojawił się był szef rządu Luksemburga, Pierre Werner, a w następnych corocznych mitingach uczestniczyło coraz więcej coraz większego kalibru polityków, roztrząsane zagadnienia zaś nie dotyczyły jedynie zarządzania i gospodarki.

W roku 1986 Schwab przekształcił Europejskie Forum Zarządzania w Światowe Forum Ekonomiczne (ang. World Economic Forum – WEF), którego pozostaje Prezesem Wykonawczym. Kompetencje zgromadzenia oficjalnie poszerzono o sprawy dotyczące konfliktów międzynarodowych. Siedziba WEF znajduje się w położonym pod Genewą szwajcarskim miasteczku Cologny. Forum ma również biura w Nowym Jorku, Pekinie i Tokio, w październiku 2016 r. zaś WEF ogłosiło otwarcie nowego Centrum Czwartej Rewolucji Przemysłowej w San Francisco. WEF to poważna i bardzo wpływowa organizacja, co uznały władze Szwajcarii, przyznając Forum w 2015 r. rangę organizacji pozarządowej o statusie „innego organu międzynarodowego”. A to już, zgodnie ze szwajcarskim prawem o państwie przyjmującym, ranga dyplomatyczna na poziomie ONZ-owskim.

Oprócz dorocznej konferencji w Davos i publikacji raportów, Światowe Forum Ekonomiczne organizuje spotkania regionalne. Specjalne Doroczne Spotkanie 2021 w Singapurze, wcześniej zapowiedziane na maj, a następnie przełożone na 17–20 sierpnia, ostatecznie ma się odbyć w pierwszej połowie 2022 r. Miejsce i data mają zostać określone latem br. na podstawie oceny sytuacji. Kilka dni temu, w specjalnym oświadczeniu WEF zakomunikowało: „Z przykrością stwierdzamy, że tragiczne okoliczności na całym świecie, niepewne perspektywy podróży, różne tempo wprowadzania szczepień i niepewność co do nowych wariantów (koronawirusa) uniemożliwiają zorganizowanie globalnego spotkania z przywódcami politycznymi, biznesu i społeczeństwa obywatelskiego z całego świata na taką skalę, jak planowano”.

W ten sposób koronawirus zniweczył plany związane z pierwszym globalnym szczytem przywódców, który miał zająć się wyzwaniami związanymi z odbudową świata po jego inwazji, czyli pandemii Covid-19 i stworzeniem podstaw dla bardziej integracyjnego i zrównoważonego świata, jak zapowiadało WEF. Kto pod kim dołki…

Dlaczego? Proszę czytać dalej – o trzech krokach do osiągnięcia WIELKIEGO RESETU.

Prof. Klaus Schwab jest zagorzałym zwolennikiem całkowitego WIELKIEGO RESETU obecnego porządku, koniecznego do stworzenia od zera Nowego Wspaniałego Świata. WIELKI RESET to w istocie plan całkowitego globalnego „wyzerowania” systemu finansowego, gospodarczego, politycznego, ekologicznego i technicznego, w celu dalszego transferu bogactw z rąk 99% populacji w ręce 1% tworzących oligarchiczną władzę, która za jakiś czas stanie się oficjalnie rządem światowym. To nie teoria spiskowa, to konkretny plan, o którym mówi się głośno na Forum. To jest ogólnoświatowa akcja mająca doprowadzić do upadku obecnego systemu finansowego i przekształcenie go w opartą na technice dyktaturę – globalny technoimperializm. Na swojej stronie internetowej WEF przedstawia się jako „globalna platforma współpracy publiczno-prywatnej”, a pożyteczni „zwolennicy” świadczą, jak buduje „partnerstwo między biznesmenami, politykami, intelektualistami i innymi przywódcami społecznymi w celu definiowania, omawiania i rozwijania kluczowych kwestii globalnego programu. „Partnerstwa”, które tworzy WEF, mają na celu zastąpienie przywództwa demokratycznie wybranych rządami wybrańców. W swojej The Fourth Industrial Revolution Profesor przyznaje: „Krótko mówiąc, globalne zarządzanie znajduje się w centrum wszystkich innych kwestii”. Dodajmy, że zarządzać będzie nomenklatura, własność zostanie zlikwidowana, a jej los podzielą pieniądze. W 2016 roku WEF opublikowało wideoklip, w którym przedstawia 8 przepowiedni Klausa Schwaba na rok 2030:

  1. „Nic nie będziesz mieć” – i „będziesz z tego powodu szczęśliwy”.
  2. „Stany Zjednoczone nie będą wiodącym supermocarstwem na świecie”.
  3.  „Nie umrzesz, czekając na dawcę narządów” – zostaną wykonane na drukarkach 3D.
  4. „Zjesz znacznie mniej mięsa” – mięso będzie „okazjonalnym przysmakiem, a nie podstawowym produktem, dla dobra środowiska i naszego zdrowia”.
  5. „Miliard ludzi zostanie przesiedlonych z powodu zmian klimatycznych” – Otwarte Granice Sorosa.
  6. „Zadymiacze atmosfery będą musieli zapłacić za emisję dwutlenku węgla” – „będzie globalna cena węgla, co pomoże w odesłaniu paliw kopalnych do historii”.
  7.  „Mógłbyś przygotowywać się do lotu na Marsa” – naukowcy „wymyślili, jak zachować zdrowie w kosmosie”.
  8. „Zachodnie wartości zostaną przetestowane do granic wytrzymałości” – „nie można zapomnieć o kontroli i równowadze, które stanowią podstawę naszych demokracji”.

Klaus Schwab pozostaje w zażyłych stosunkach ze zdumiewającą liczbą najmożniejszych tego świata, których z zadziwiającą łatwością przekonuje do swoich wizji. Wśród nich jest popierający ideę WIELKIEGO RESETU Joe Biden, którego pierwszą decyzją jako prezydenta USA był powrót Stanów Zjednoczonych do paryskiego porozumienia klimatycznego, czyli odwrócenie decyzji Donalda Trumpa z 2017 r. Sprawy klimatyczne to jeden z filarów ideologii zrównoważonego rozwoju i Agendy 2030 ONZ. Jeden ze straszaków, które mają nas przekonać o konieczności przebudowania dotychczasowego, prowadzącego do totalnej klęski, porządku świata.

Drogę do osiągnięcia RESETU Schwab widzi w trzech następujących krokach:

  1. „Ogłoś zamiar reformy wszystkich aspektów życia społeczeństw przez wprowadzenie globalnego zarządzania i przesłanie powtarzaj.
  2. Jeśli to nie przekonuje, symuluj fałszywe scenariusze pandemii, które pokażą, dlaczego świat potrzebuje WIELKIEGO RESETU.
  3. Jeśli fałszywe scenariusze pandemii nie są wystarczająco przekonujące, poczekaj, na prawdziwy globalny kryzys i powtórz krok pierwszy”.

Po wybuchu pandemii COVID-19 Prezes Wykonawczy Forum zauważył, że „pandemia stanowi rzadkie, ale wąskie okno okazji do refleksji, nowego wyobrażenia i zresetowania naszego świata, by stworzyć zdrowszą, bardziej sprawiedliwą i dostatnią przyszłość”.

3 czerwca ubiegłego roku, podczas Światowego Forum Ekonomicznego, Klaus Schwab i brytyjski książę Karol uroczyście zapowiedzieli rozpoczęcie WIELKIEGO RESETU. Obok spadkobiercy brytyjskiego tronu i Prezesa Wykonawczego WEF, w Davos gościli wówczas: Antonio Guterres – obecny sekretarz ONZ, były przewodniczący Międzynarodówki Socjalistycznej i były Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców – oraz Kristalina Georgievna – dyrektor zarządzająca MFW, a także wielu bardzo ważnych polityków i światowych osobistości oraz przedstawicieli finansjery z najwyższej półki, jak Gatesów czy Rockefellerów. Nie zabrakło Grety Thunberg, której Schwab jest wielbicielem. Nieco już „przerośnięta” nastolatka przemówiła w Davos natychmiast po zakończeniu swego jednoosobowego chodnikowego protestu sztokholmskiego.

Czy idea „WIELKIEGO RESETU według Klausa Shwaba” to nowość czy kontynuacja? Wszak już w XVIII w. Oświecenie pchnęło naukę i technikę ku pierwszej fazie wielkiej rewolucji przemysłowej i przemian społecznych oraz ich kontynuacji, drogą kolejnych etapów rozwoju myśli społecznej, nauki i techniki oraz rewolucji doprowadzając cywilizację zachodnią do ustroju nazwanego demokracją liberalną – opartą na wolności jednostki, równości i prawach naturalnych oraz wolnym rynku, swobodach obywatelskich, własności prywatnej i równości wobec prawa.

Na drodze kolejnych WIELKICH PRZEŁOMÓW znajdujemy się od ponad 250 lat. Zamiana nazwy PRZEŁOM na nową i nośną – RESET oraz gigantomańska chęć pokierowania losami świata nie zmienią wyznaczonego przez naturę biegu rzeczy. Mogą go najwyżej na chwilę zakłócić. Poza tym WIELKI RESET to kolejna odsłona permanentnej ewolucji i kolejnych rewolucji. To nie nowość, to KONTYNUACJA. Profesorze Schwab, „konia kują, a Pan nogę podstawia”! Nieładnie przypisywać sobie tytuł proroka przyjścia nieuniknionego!

WIELKI RESET to koncepcja, która powstała w wyniku kryzysu finansowego w 2008 r., opisana w roku 2010 w książce The Great Reset: How New Ways of Living and Working Drive Post-Crash Prosperity, w której Richard Florida przedstawił krach gospodarczy nie jako kryzys, ale okazję do „zresetowania”, pokazując jak będzie wyglądać gospodarka i społeczeństwo, życie i praca w przyszłości. Wydany w 2016 r. Wielki reset walki ze złotem i koniec systemu finansowego Willema Middelkoopa przedstawia „zresetowanie” systemu jako nieuchronne i przewiduje konieczność znalezienia do 2020 r. „nowej kotwicy” światowego systemu finansowego, koniecznej dla utrzymania wiodącej roli USA, jednocześnie rezerwując znaczące pozycje dla waluty europejskiej i chińskiej. Przewiduje ponowne użycie złota jako jednego z filarów kolejnej fazy globalnego systemu finansowego oraz przeszacowanie jego ceny, która może osiągnąć poziom 7 tys. USD za uncję.

Thierry Malleret, który napisał wraz z prof. Klausem Schwabem książkę Covid-19: The Great Reset, to pokrewna Profesorowi dusza, współzałożyciel i główny autor „Monthly Barometer”, analitycznego biuletynu prognoz makroekonomicznych dla decydentów wysokiego szczebla, współwłaściciel genewskiej firmy doradztwa inwestycyjnego dla osób o „bardzo wysokich dochodach” i właściciel podobnego przedsiębiorstwa o nazwie Rainbow Insight. Na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos Malleret przez wiele lat z rzędu tworzył i wdrażał program oraz kierował założoną przez siebie Globalną Siecią Ryzyka.

Wybuch pandemii COVID-19 zapewne nie zdziwił Schwaba ani Mallereta, gdyż WEF był współgospodarzem ćwiczenia „Event 201”, które odbyło się w Nowym Jorku nieco ponad dwa miesiące przed jej początkiem i polegało na symulacji epidemii wywołanej przez nowego koronawirusa. Pokaz zakończono w chwili, gdy na całym świecie umarło 65 mln osób.

Jak mówią autorzy, książka Covid-19: The Great Reset ma na celu prezentację „przypuszczeń i pomysłów co do obrazu świata po pandemii”. Schwab i Malleret przyznają, że Covid-19 to „jedna z najmniej śmiertelnych pandemii w ciągu ostatnich 2000 lat” oraz że „jej konsekwencje pod względem uszczerbków na zdrowiu i śmiertelności będą stosunkowo łagodne”. W książce Covid-19… tę „niegroźną” chorobę autorzy przedstawiają jako pretekst do bezprecedensowej i totalnej przemiany pod nazwą „WIELKI RESET”

Schwab i Malleret umieszczają Covid-19 w ciągu wydarzeń, które umożliwiły radykalne zmiany w społeczeństwach. Za przykład podają II wojnę światową, która w ich mniemaniu miała porównywalną skalę mocy transformacyjnej z obecną pandemią, a potencjał obu jest wystarczający do powstania kryzysu transformacyjnego na niewyobrażalną wcześniej skalę.

Przyszłych panów „pocovidowego”, „zresetowanego” świata książka nazywa „oświeconym przywództwem”. Autorzy zachęcają i z góry chwalą: „Niektórzy liderzy i decydenci, którzy już stali na czele walki ze zmianami klimatycznymi, mogą chcieć wykorzystać szok wywołany pandemią do wprowadzenia długotrwałych i szerszych zmian środowiskowych. W efekcie dobrze wykorzystają pandemię, nie pozwalając, by kryzys poszedł na marne. „To nasz decydujący moment” – ekstatycznie deklarują, dorzucając olśniewające wizje: „wiele rzeczy zmieni się na zawsze”… „pojawi się nowy świat”… „przewrót społeczny wywołany przez COVID-19 będzie trwał latami, a być może pokoleniami”. Stawiają problem i sami go rozwiązują: „Wielu z nas zastanawia się, kiedy sytuacja wróci do normy. Krótka odpowiedź brzmi: nigdy”. I dalej jadą „bez trzymanki”, proponując podział historii na „erę przedpandemiczną” i „świat po pandemii”.

W sprawie „resetu środowiskowego” Schwab i jego prawa ręka zauważają: „Na pierwszy rzut oka pandemia i środowisko mogą wydawać się tylko odległymi krewnymi, ale są znacznie bliżej i bardziej ze sobą powiązane, niż się nam wydaje”. Autorzy twierdzą, że zjawiska klimatyczne oraz obecna, a może i przyszłe pandemie „mają charakter globalny i dlatego można im skutecznie zaradzić tylko w sposób skoordynowany na całym świecie”. Tak WEF et consortes przekonują do globalnego zarządzania.

Zielona i postpandemiczna gospodarka przynoszą zyski często tym samym grupom interesu, a według Schwaba i Mallereta „ankiety i raporty potwierdzają opinie, że strategie ESG (ESG – czynniki, w oparciu o które tworzone są ratingi i oceny pozafinansowe przedsiębiorstw, państw i innych organizacji. Składają się one z 3 elementów: E – Środowisko, S – Społeczna odpowiedzialność i G – Ład korporacyjny) skorzystały na pandemii i powinny przynieść dalsze korzyści. Dane wskazują, że w pierwszym kwartale 2020 r. sektor zrównoważonego rozwoju osiągnął lepsze wyniki niż fundusze konwencjonalne”.

Potentaci „sektora zrównoważonego rozwoju” radują się na myśl o fortunach, które mogą zbić na WIELKIM RESECIE zainicjowanym przez covid, gdy państwa będą służyć finansowaniu hipokryzji ubranej w ideową poprawność.

U.S. Business Roundtable (nieoficjalna rada biznesu USA) w 2019 r. przedstawiła stanowisko właścicieli i zarządców 200 firm amerykańskich, którzy zapowiedzieli ewolucję „kapitalizmu właścicieli” – shareholders capitalism – w kierunku „kapitalizmu interesariuszy” – stakeholders capitalism, gdzie przymioty i doświadczenie pracowników, klientów, dostawców i otoczenia społecznego firm staną się równie ważne jak te inwestorów i zarządców. Niespełna rok później, w maju 2020 r., prof. Bill George z Harvardu, obserwując przewartościowania liderów firm adaptujących się do „covidowego” kryzysu, opublikował artykuł, który odbił się szerokim echem: Stakeholders capitalism is here to stay (Kapitalizm interesariuszy zostaje na dobre).

W styczniu 2021 r. Klaus Schwab wraz z Peterem Vanhamem wydali książkę Stakeholder Capitalism, która stanowi kontynuację idei dotychczas prezentowanych przez prezesa WEF, bo już w 1971 r. K. Schwab zastanawiał się, jak kontynuować przedwojenną myśl wykorzystania państwa w interesach elity i promował ideologię „kapitalizmu interesariuszy”, która zdaniem „Forbesa” jest pozorowaniem „koncentracji firmy na zaspokajaniu potrzeb swoich interesariuszy, czyli klientów, pracowników, partnerów, społeczności i społeczeństwa jako całości”, by pod tym szyldem „nadal prywatnie przekazywać pieniądze swoim akcjonariuszom i kadrze zarządzającej, zachowując jednocześnie publiczny obraz wrażliwości społecznej i altruizmu”.

Kapitalizm interesariuszy przekonuje, że gospodarka globalna działa na rzecz postępu, ludzi i planety i że jeśli nie zaczniemy od rozpoznania prawdziwego kształtu problemów, nasz obecny system nadal będzie nas zawodził. Opisując obecną sytuację, Kapitalizm interesariuszy wskazuje sposoby zaradzenia problemom. Rozdział po rozdziale prof. Schwab pokazuje, że każdy i na każdym z poziomów społecznych może przyczynić się do przekształcenia „zepsutych” elementów globalnej gospodarki oraz – kraj po kraju, firma po firmie i obywatel po obywatelu – skleić je z powrotem w sposób, który przyniesie korzyści wszystkim. Zgodnie z hasłem Ministerstwa Prawdy: „By żyło się lepiej, by żyło się lepiej wszystkim”.

W artykule „Nadchodzi homo schwabus”, prof. Adam Wielomski napisał: „Homo schwabus to nowy człowiek, którym mamy stać się w niedalekiej przyszłości, aby ponadnarodowe korporacje mogły zwiększać swoje zyski i władzę”. Ja dodam: jeżeli pozwolimy, żeby to się udało, to tym razem w 75 lat się nie wywiniemy. Nie dajmy się więc oszwabić!

Niektórzy zastanawiają się, czy prof. Klaus Schwab jest prorokiem, czy szarlatanem. Ja sądzę, że tym drugim, ale nie jestem całkiem pewien, czy jest ręką czy narzędziem. A jeżeli on jest narzędziem, to kto jest ręką?

Dziękuję Panu Stanisławowi Kubielasowi – profesorowi Wydziału Nauk Ekonomicznych UW za konsultacje dotyczące niektórych zagadnień ekonomicznych.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Świat według Schwaba” znajduje się na s. 8–9 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Świat według Schwaba” na s. 8–9 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ceny truskawek będą spadać. Ale jeszcze nie teraz

Kosmiczne ceny polskich truskawek powinny już powoli spadać. Póki co, wciąż są droższe niż rok temu o tej samej porze. Sprawę komentują polscy sadownicy i ekonomista Credit Agricole Bank Polska.

Ceny polskich truskawek powinny już niedługo spadać. Zmiany możemy już zaobserwować na niektórych bazarach, lecz następują bardzo powoli i nie w każdym miejscu. Zdaniem ekspertów powodem ceny nadwyżek są m.in. zimne noce, przez które truskawki później dojrzewają. Przypomnijmy, że tegoroczny kwiecień był najzimniejszym kwietniem od 1997 r. Kolejnym powodem drożyzn jest zwiększony import owoców z m.in. Hiszpanii i Grecji.

Sprawą zajął się portal sad24.pl, który porównał ceny z kilku targowisk z początku czerwca. Z ustaleń portalu wynika, że Nowym Przybojewie łubianka truskawek kosztuje od 14 do 20 zł. Z kolei w Broniszach łubiankę truskawek kupimy już za 12 do 28 zł, a Elizówce na Lubelszczyźnie cena łubianki może osiągać 30 zł (ok. 12-15 zł za kilogram).

Również zdaniem Anny Kaszewiak z Warszawskiego Rolno-Spożywczego Rynku Hurtowego w Broniszach, na tegoroczne ceny truskawek na początku sezonu wpływ miała wyjątkowo zimna wiosna:

Jesteśmy jednak dopiero na początku sezonu, wystarczy chwila słońca i ceny na pewno będą spadać – komentowała w wywiadzie z portalem Wiadomoscihandlowe.pl.

Co więcej, na wygórowane ceny tegorocznych polskich truskawek zwracał również Jakub Olipra. Ekonomista w Credit Agricole Bank Polska wyliczył, że na początku sezonu 2021 ceny truskawek przewyższają ubiegłoroczne o 20 procent:

Ceny zaczęły spadać, choć są nadal o ok. 20 proc. wyższe niż przed rokiem. W najbliższych tygodniach spadek cen wyraźnie przyspieszy wraz ze zwiększeniem podaży – komentował pod koniec maja na Twitterze Jakub Olipra.

Pomimo początkowego rozczarowania miłośników letnich owoców, nadchodzą pozytywne wieści. Mimo, że za truskawki wychodowane w Polsce w sklepie zapłacić trzeba około kilkudziesięciu zł za kg, to ceny w hurcie rozpoczynają się już od 10 zł za kg. Według Łukasza Różyca, który wraz z żoną prowadzi gospodarstwo sadownicze, za truskawki płacimy teraz sporo, ponieważ na rynku dostępne są owoce spod wysokich osłon, tzw. tuneli. Sadownik przewiduje też spadek wygórowanych cen, który nastąpi wraz z wprowadzeniem tradycyjnych metod hodowli:

Ceny będą spadać, bo z czasem wejdą do sprzedaży tradycyjne, gruntowe. Łukasz Różyc przewiduje, że w czerwcu, w szczycie sezonu będzie to 10-12 zł za dwukilogramową łubiankę, czyli od 5 do 6 zł za kg w hurcie. To oznaczać będzie ceny detaliczne na poziomie 7-8 zł za kg.

N.N.

Źródło: Business Insider Polska

Siedem firm w jednym samochodzie, czyli ryba psuje się od głowy / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Skoro uzdrawiamy Polskę Nowym Ładem, stwórzmy takie prawo, które wyeliminuje tę patologię. Zacznijmy od TVP, bo skoro ryba psuje się od głowy, to proces uzdrowienia też od głowy należy rozpocząć.

Wymieńmy najpierw te firmy:

  1. Kierowca.
  2. Kierownik produkcji.
  3. Reżyser/dziennikarz.
  4. Operator kamery.
  5. Dźwiękowiec.
  6. Oświetleniowiec.
  7. Efekty specjalne.

Siedem firm jednoosobowych potrzebnych jest do wyprodukowania filmu dokumentalnego lub jakiegokolwiek programu. Wystarczyło dodać jeszcze dwie firmy, montażystę i ilustratora muzycznego. A potem pokazać film widzom. Zleceniodawcą takiej produkcji była nasza państwowa Telewizja Polska.

TVP była prekursorem w zmuszaniu swoich pracowników do przechodzenia na samozatrudnienie. Dzięki temu nasza najlepsza telewizja pozbyła się pracowników i problemów z nimi związanych. Wypchnęła ich na samozatrudnienie, tworząc fikcyjną rzeszę prywatnych przedsiębiorców.

Operacja została przeprowadzona w latach 1993–94. Pierwszym prezesem TVP po likwidacji komuszego Radiokomitetu był Wiesław Walendziak. Wywodził się z Ruchu Młodej Polski. Na koniec swojej kariery politycznej został członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Był przywódcą tzw. pampersów w TVP i nadzieją polskiej prawicy. Po ostatecznej utracie wiarygodności trafił do Zygmunta Solorza. A dziennikarz domagający się interwencji Państwowej Inspekcji Pracy, chwilowo szef holdingu grupującego siedem niezależnych firm w jednym samochodzie, na bruk.

Resztę dziennikarzy wyrzucił z pracy etatowej na samozatrudnienie (Agencja Pracy Czasowej Leasing Team) kolejny solidarnościowy prezes, Juliusz Braun, w roku 2014. Unia Wolności nie mogła być gorsza.

W roku 2021 telewizją publiczną rządzi kolejny były pampers, Jacek Kurski. A kolejny solidarnościowy (choć walczący) premier, Mateusz Morawiecki, ogłosił właśnie Nowy Polski Ład społeczny i gospodarczy. Zatem wszystko dobrze się składa. Nareszcie możemy skończyć z patologią samozatrudnienia, zapoczątkowaną kiedyś przez naszą ukochaną TVP (nie oglądam tylko dlatego, że nie mam telewizora 😊).

TVP była prekursorem w dziedzinie wymuszonego samozatrudnienia. W jej ślad poszło wiele firm, zwłaszcza dużych. Obecnie tych fikcyjnych przedsiębiorców jest w Polsce około jednego miliona. Skoro uzdrawiamy Polskę Nowym Ładem, stwórzmy takie prawo, które wyeliminuje tę patologię. Zacznijmy od TVP, bo skoro ryba psuje się od głowy, to proces uzdrowienia też od głowy należy rozpocząć. Po solidnej dawce disco polo nasz najlepszy prezes Jacek Kurski chyba da radę.

Nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Likwidując patologię nie likwidujmy zarazem prywatnej drobnej przedsiębiorczości. Warstwy, która tworzy bogactwo i stabilność naszego państwa.

Warstwy, która jest gwarantem naszej obywatelskiej wolności z jednego prozaicznego powodu – dysponuje niezależnym od władzy politycznej kapitałem. Obok Kościoła katolickiego jest to drugi gwarant naszej obywatelskiej niezależności. Pamiętajmy o tym.

Oczyszczenie warstwy przedsiębiorców z grupy przymusowo samozatrudnionych niech będzie początkiem reformy wadliwej struktury polskiego zatrudnienia. Jednak prawdziwych przedsiębiorców – ponad milion osób – nie obciążajmy dodatkowym podatkiem w wysokości 9%. Nie spowoduje to natychmiastowego upadku tej grupy. Mojej firmy również nie. Skutkiem ubocznym będzie jednak podniesienie i tak już bardzo wysokiego progu wejścia w prywatny biznes. I skostnienie tej grupy poprzez pozbawienie jej dopływu świeżej krwi. W I Rzeczypospolitej taki zabieg zakończył się ostatecznie upadkiem szlachty (= drobnych przedsiębiorców) i państwa.

W każdym cywilizowanym państwie europejskim obciążenie przedsiębiorcy – w tym obciążenie ubezpieczeniem społecznym – zaczyna się dopiero po osiągnięciu określonego pułapu dochodu. Na zaczynającego działalność przedsiębiorcę dmucha się i chucha.

Bo wiadome jest mądrym księgowym takiego państwa (Niemcy, Anglia), że jego działalność owocuje dodatkowym dobrem wspólnym, społeczeństwa i państwa. Zwalnia państwo i całą wspólnotę z obowiązku utrzymywania współobywatela. I przynosi dodatkową korzyść w postaci płaconych do wspólnej kasy podatków.

W Polsce 2021, Polsce Mateusza Morawieckiego i Jacka Kurskiego, powinniśmy wreszcie zmienić nasze postrzeganie przedsiębiorcy. Ze skrzywionego postrzegania bolszewickiego jako krwiopijcy i wyzyskiwacza, na postrzeganie zgodne z cywilizacją łacińską – człowieka tworzącego bogactwo społeczeństwa i państwa. I do takiego postrzegania powinniśmy jak najszybciej dostosować przepisy polskiego prawa,

czego życzy sobie z utęsknieniem prawdziwy polski przedsiębiorca

Jan Azja Kowalski

Nowy Polski Ład – zagrożenie dla naszej przedsiębiorczości, wolności i państwa/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Stracą wszyscy zarabiający powyżej 10 000 zł miesięcznie. Wolne zawody i przedsiębiorcy najbardziej. W imię solidarności społecznej – tak się to tłumaczy. I jest to tłumaczenie bardzo niebezpieczne.

Kolejny raz i pewnie nie ostatni piszę o Polskim Ładzie. Ponieważ pogoda końca maja nastraja do rozmyślań, dziś będzie trochę filozoficznych i historycznych refleksji. Oczywiście na tytułowy temat. Ponieważ dowiedziałem się właśnie, że moje teksty oprócz zwykłych czytelników czytają też bezkompromisowi zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, pragnę na początku złożyć oficjalne oświadczenie:

W całej rozciągłości popieram linię Partii i Rządu. Uznaję jego koalicyjne poświęcenie w służbie naszej ukochanej ojczyzny i akceptuję każdy pomysł naszego Rządu, przyjęty i odrzucony. Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia drobnych niedociągnięć pozwolą naszej Partii je usunąć, a naszemu Rządowi jeszcze bardziej rządzić.

(czytelny podpis: Jan Kowalski)

No!, to teraz możemy zaczynać 😊 18 milionów Polaków zyska na zmianach, jak wyczytałem w programie. Kto zatem straci? Czy w ogóle ktoś straci na wprowadzanych zmianach?

Wygląda na to, że stracą wszyscy zarabiający powyżej 10 000 zł miesięcznie. Wolne zawody i przedsiębiorcy najbardziej. W imię solidarności społecznej – tak się to tłumaczy. I jest to tłumaczenie bardzo niebezpieczne. Wprowadza w nasze myślenie o państwie czynnik, który kiedyś doprowadził do upadku I Rzeczypospolitej. Ten czynnik to cementowanie struktury stanowej poprzez wyeliminowanie awansu społecznego dla świeżej krwi. Chociaż może wydać się to zabawne, zwłaszcza niczego nierozumiejącym z historii Polski, wraz z Nowym Polskim Ładem historia właśnie zatacza kilkusetletnie koło.

Dwa stulecia wielkości Polski, I Rzeczypospolitej, zbudowały pokolenia polskich przedsiębiorców; ich duch wolności osobistej i ryzyka wynikający wprost z chrześcijaństwa. Chrześcijańska wolność osobista i brak lęku przed doczesnym niepowodzeniem (wierząc w życie wieczne, nie boimy się życia doczesnego) zbudowały fenomenalne państwo wolności i bogactwa. Niech nie zwiedzie Was to, że nazywaliśmy ich i nazywamy szlachtą.

Szlachcice, czyli przedsiębiorcy gospodarujący w swoich folwarkach, stanowili 10% ówczesnego polskiego społeczeństwa. To oni stanowili ówczesną klasę średnią. Rozwijali Polskę gospodarczo, bronili jej osobiście i na swój koszt. Podobnej warstwy średniej nie miało żadne sąsiednie państwo.

Prusy miały militarny reżim, a Rosja – cara z jego knutem. Oba reżimy traktowały własnych poddanych – bo nie obywateli – jak niewolników. Ich państwa były utożsamiane tylko i wyłącznie z ośrodkiem władzy. W odróżnieniu od nich obywatele Polscy sami wybierali króla. Zarządcę państwa podlegającego prawu. Dlatego mogli się szczycić, że „Polska nie rządem stoi, ale swobodami obywateli”. Po 200 latach wszystko zepsuliśmy i I Rzeczpospolita upadła. Dzięki wybitnej pomocy zamordystycznych mocarstw sąsiednich, które nie dopuściły do przeprowadzenia koniecznych reform państwa. A trzymając za mordy własnych poddanych, gwarantowali anarchię i psucie państwa pod szczytnym hasłem wolności obywatelskiej.

Rozmawiałem ostatnio z trzema osobami. Każda była Polakiem z wyboru swoich przodków – Niemców, Rusinów, Litwinów. Zdumiało mnie to na tyle, że zacząłem rozmyślać, czy poza mną, rzecz jasna 😀, są jeszcze w Polsce polscy Polacy. Dlaczego ich przodkowie wybrali Polskę na swoją ojczyznę? Odpowiedź w każdym wypadku była oczywista. Właśnie dla wolności obywatelskiej Niemcy, Rusini, Litwini i inni stawali się Polakami. Polakami z wyboru.

Dopiero bezmyślne zniszczenie drobnej i średniej szlachty doprowadziło do upadku Rzeczypospolitej. A potem Polska odrodziła się pod marką II Rzeczypospolitej i niestety nie wróciła do źródeł naszej wielkości. Nie chcę czynić z tego zarzutu ani w stosunku do piłsudczyków, ani w stosunku do zwolenników Romana Dmowskiego. Nie obarczam tym nawet ludowców. Czasy na taki powrót były wyjątkowo niekorzystne.

Żyjąc teraz w III RP (choć wolałbym żyć już w V), widzimy ten sam potencjał, który zbudował potęgę I Rzeczypospolitej – warstwę polskich przedsiębiorców. Ryzykujących własnym majątkiem, często zdrowiem, rozwój własnych firm. Ten potencjał został wyzwolony częściowo w sposób niezamierzony. Wielu przypisuje go wprost Mieczysławowi Wilczkowi, komunistycznemu ministrowi komunistycznego rządu Mieczysława Rakowskiego. Ustawa Wilczka, dozwalająca w gospodarce wszystko, co nie jest zakazane, pozwoliła uwłaszczyć się komunistom. Po to przecież została wprowadzona. Jednak spowodowała również rozwój polskiej prywatnej przedsiębiorczości.

Kolejnym krokiem milowym w rozwoju polskiej przedsiębiorczości była decyzja komunistycznego rządu Leszka Millera. Wprowadził on 19% podatek liniowy dla przedsiębiorców w miejsce progresywnego, który odbierał 40% dochodu po przekroczeniu bariery 2000 złotych.

To podatek liniowy stał się podwaliną pod budowę polskiego kapitału. Dzięki niemu polscy przedsiębiorcy mogą obecnie zatrudniać 75% wszystkich pracowników i tworzyć 55% polskiego PKB. Polscy przedsiębiorcy, jeżeli doliczymy do tego rodziny, stanowią 10% całego społeczeństwa. Podobnie jak kiedyś szlachta. Są gwarantem siły państwa i jego ostoją.

Jeżeli teraz, pod hasłem zwiększenia składki zdrowotnej, obciążymy ich (nas – jestem przedsiębiorcą) dodatkowym 9% podatkiem, to łączny podatek przedsiębiorcy wzrośnie do 27%. I wielu wykończy, powodując wzrost bezrobocia i osłabienie gospodarcze naszego państwa. A polscy przedsiębiorcy będą znowu wyczekiwać komunistycznego rządu, który zmiłuje się nad ich losem. Narażając się na zarzut braku patriotyzmu, wyartykułowany kwieciście przez nowe pokolenie papierowych patriotów. Niepotrafiących nawet kur wyprowadzić na spacer.

Jako lojalny wyznawca jedynie słusznej linii, aczkolwiek dostrzegający pewne niedociągnięcia, zakończę znanym cytatem:

„Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie, dla Was to jest igraszka, nam idzie o życie!”

Jan Azja Kowalski

PS Pytanie, dlaczego polskie elity polityczne zapomniały o źródłach naszej wolności i przyjęły schemat zarządzania państwem od wrogów naszej wolności, jest na tyle frapujące, że zajmę się tym w osobnym felietonie.

Smoliński o odrzuceniu przez Senat poprawek do Funduszu Odbudowy: Gdyby to nie było takie tragiczne, to byłoby śmieszne

W „Poranku WNET” poseł PiS Kazimierz Smoliński mówi o czwartkowym głosowaniu w Senacie. Izba wyższa parlamentu przegłosowała ostatecznie ustawę ratyfikującą unijny Fundusz Odbudowy bez poprawek.

W porannej rozmowie z Łukaszem Jankowskim Kazimierz Smoliński opowiada o czwartkowym głosowaniu w Senacie. W trakcie głosowania Izba Wyższa Parlamentu przegłosowała ostatecznie ustawę ratyfikującą unijny Fundusz Odbudowy bez poprawek, na których zależało opozycji. Poseł PiS wskazuje, że nie nikt nie spodziewał się takiego wyniku procedowania Senatu:

Prawdę mówiąc nie liczyliśmy na takie rozwiązanie. Gdyby to nie było takie tragiczne to byłoby śmieszne. Jesteśmy już takim krajem w Europie, który będzie ratyfikował zasoby własne Unii Europejskiej. Nic nie stało na przeszkodzie żebyśmy to już dawno zrobili.

Poseł Kazimierz Smoliński odbiera ostatnie działania Senatu jako nieracjonalne. Według rozmówcy Łukasza Jankowskiego w Izbie Wyższej Parlamentu zachodzi nietypowy i nielogiczny tryb pracy:

Senat jako izba refleksji zastanawiał się przez 30 dni nad preambułą, a potem zrobił to „na prędce”. Jak to powiedział senator Bierecki „na kolanie” – mówi Kazimierz Smoliński.

Kazimierz Smoliński podsumowuje swoje rozczarowanie decyzją Senatu. Poseł sugeruje senatorom brak logiki i wyraża swoje głębokie rozczarowanie zaistniałą sytuacją:

Można liczyć na to, że ta większość w Senacie jest w stanie coś zrobić według własnego umysłu, a okazuje się, że jednak nie. Brak słów – komentuje Kazimierz Smoliński.

Poseł PiS wypowiada się również na temat różnych kandydatów na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Według Kazimierza Smolińskiego Piotr Wawrzk nie miał dużych szans, za to rozmówca Łukasza Jankowskiego spore nadzieje pokładał w Bartłomieju Wróblewskim:

Mamy teraz kandydata z Senatu. Wydawało mi się, że kolega Wróblewski miał szanse, były wypowiedzi kilku senatorów, że jest bardzo dobrym kandydatem. Ja osobiście myślałem, że Wróblewski przejdzie.

Kazimierz Smoliński mówi również o kandydaturze prof. Wiącka na RPO. Według posła PiS nie jest to zła kandydatura, choć on sam osobiście by jej nie zgłaszał:

Ma centrowe poglądy, więc spełnia moje wymogi co do Rzecznika, ale ja bym go nie zgłaszał. (…) Nie jest złym kandydatem. Wszyscy kandydaci, którzy są zgłaszani są odpowiedni, poza tymi, którzy mają bardzo wyraźne progresywne czy lewicowe poglądy. Takich kandydatów ja bym nie poparł.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Dr Bartosiak: Amerykanie mają większe problemy niż Nord Stream 2 i Rosja

W najnowszym „Poranku WNET” gości ekspert ds. geopolityki, dr Jacek Bartosiak, który analizuje ostatnie wydarzenia na Białorusi pod kątem geopolitycznym.


W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim dr Jacek Bartosiak dokonuje geopolitycznej analizy ostatnich wydarzeń na Białorusi w związku z uprowadzeniem samolotu Ryanair na linii Ateny-Wilno. Jak wskazuje ekspert ds. geopolityki jest to kolejny poziom eskalacji na linii Zachód-Rosja:

To jest kolejny krok na linii eskalacyjnej, który ma pokazać – poniżej progu otwartej wojny, która może uruchomić Art. 5 – że i tak musicie się z nami liczyć. I, że nie możecie nam nic zrobić – komentuje dr Jacek Bartosiak.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wskazuje, że ostatnie działania Rosji mieszczą się w szarej strefie i stanowią jeden z elementów prowadzonej przez wschodnie mocarstwo tzw. wojny hybrydowej:

To działanie w szarej strefie, przemocowe. (…) I to bardzo skutecznie rozbija spójność NATO i państw Zachodu, różnicując interesy państw zainteresowanych i nie zainteresowanych tą sprawą. (…) To jeden z instrumentów wojny nowej generacji jaką prowadzi Rosja.

Ekspert podaje również powody, dla których Rosja dopuszcza się przemocowych i niebezpośrednich działań. Według dr Jacka Bartosiaka jest to upomnienie, że bez Rosji nie sposób negocjować ładu w Europie:

Chcą zademonstrować to, że bez nich nie można ustalać spokoju w Europie i muszą być zaproszeni do spółki systemu europejskiego – zaznacza dr Jacek Bartosiak.

Ponadto, ekspert ds. geopolityki opowiada też o bieżących problemach Stanów Zjednoczonych. Zdaniem dr Jacka Bartosiaka są one dużo poważniejsze niż same spięcia z Rosją:

Amerykanie mają większe problemy niż Nord Stream i Rosja. Mają wielkie problemy z Chinami, problemy wewnętrzne, problemy z utrzymaniem globalnej obecności. I bardzo potrzebują Niemiec do tego żeby nie przegrać z Chinami.

Gość porannej audycji rozwija także temat polityki polsko-amerykańskiej. Według eksperta Polska pokłada w niej zbyt duże nadzieje, a spotyka nas raczej rozczarowanie:

Amerykanie nie zabezpieczają naszych interesów tak jak myślimy – mówi na antenie Radia WNET dr Jacek Bartosiak.

Ponadto, rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego mówi także o rosyjskiej potrzebie ingerencji w sprawy Europy Wschodniej:

Rosjanie nie są w stanie wziąć udziału w dealu jakim jest system europejski bez ubezwłasnowolnienia Europy Środkowo-Wschodniej. (…) Państwa bałtyckie na pewno czują się zagrożone i to od kilku lat.

Na koniec, dr Jacek Bartosiak porusza kwestię dot. sposobu wykonywania politycznych analiz. Wskazuje na to, że należy zawsze patrzeć na strategię polityczną, a nie na poszczególne wypowiedzi polityków:

Polityk jest tylko pionkiem, który porusza się po matrycy zwanej strategia. Musi się podporządkować matrycy. Dlatego ważniejsza jest analiza tej matrycy niż tego co oni mówią – podkreśla dr Jacek Bartosiak.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!


N.N.

Welconomy Forum w Toruniu. Dr Janiszewski: Będzie tam cały szpaler wybitnych ludzi. Gwarantuję dobrą wymianę poglądów

W najnowszej audycji „Studia 37” gości dr Jacek Janiszewski, który opowiada o swojej inicjatywie Welconomy Forum. W czerwcu tego roku w Toruniu odbędzie się już 28 edycja projektu.

W środowym programie „Studia 37” dr Jacek Janiszewski przybliża słuchaczom tematykę związaną ze zbliżającą się 28 edycją projektu Welconomy Forum. Wydarzenie potrawa od 21 do 22 czerwca w Toruniu. Jak zaznacza dr Jacek Janiszewski, celem forum jest dialog o przyszłości Polski ponad podziałami:

Welconomy Forum powstało właśnie po to żeby naprawiać różne polityczne drogi, które się wybrało albo zwrócić uwagę na to co może się wydarzyć w przyszłości – komentuje dr Jacek Janiszewski.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego zapowiada, że na toruńskiej 28. edycji konferencji nie zabraknie znakomitych gości ze świata nauki i polityki. Gość „Studia 37” podkreśla, że będą to także osoby bardzo odmienne poglądowo:

Już dziś mogę powiedzieć, że będzie cały szpaler wybitnych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Będą też osoby różniące się sposobem patrzenia na polską przyszłość. Gwarantuję dobrą wymianę zdań i poglądów – mówi dr Jacek Janiszewski.

Jak zaznacza gość dublińskiej audycji, jest nadzieja, że między różnymi uczestnikami forum uda się nawiązać dialog ponad różnicami w poglądach i podziałami politycznymi. Dr Jacek Janiszewski wspomina, że często politycy mają wspólne cele, a różni ich jedynie sposób, którym zamierzają je osiągać:

Być może uda się też spłaszczyć dystans między politykami, którzy mimo różnic mają wspólne cele – świetna i bogata Polska i szczęśliwi obywatele. Tylko mają różne drogi dochodzenia do tego – podkreśla dr Jacek Janiszewski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Dr Sadowski: Polski Ład to niegotowy plan, a zaledwie przesłanie. Wobec kryzysu potrzebujemy działań tu i teraz

Wiele wskazuje na to, że polski rząd utrzyma rasizm wobec własnych przedsiębiorców – ocenia prezydent Centrum im. Adama Smitha.


Dr Andrzej Sadowski omawia założenia Polskiego Ładu. Wskazuje, że ma on charakter przesłania oddalonego w czasie, a nie planu działań mających na celu szybkie pokonanie kryzysu. Zdaniem ekonomisty:

W przypadku zapaści gospodarczej potrzebne są działania tu i teraz.

Ponadto, redystrybucja dochodu narodowego sama w sobie nie jest silnym czynnikiem rozwojowym. Wręcz przeciwnie:

Trudno spodziewać się spodziewać większego zapału Polaków do pracy. Kolejne transfery socjalne raczej go osłabią. Pracowitości należy przywrócić moc sprawczą. […] Bez radykalnej zmiany kierunków […] nie będziemy mieli szansy na szybkie wyjście z zapaści.

Rozmówca Adriana Kowarzyka stwierdza, że rządzący powinni wdrażać nowe rozwiązania wedle swojej najlepszej wiedzy, kierując się przede wszystkim zamiarem zwiększenia potencjału gospodarczego państwa.

Niestety, w swoim przesłaniu polski rząd utrzymał rasizm wobec własnych przedsiębiorców.

Prezydent Centrum im. Adama Smitha przypomina, że obniżka podatków wprowadzona za poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości miała bardzo pozytywne skutki dla krajowej gospodarki; powstało kilkaset tysięcy nowych miejsc pracy. Przestrzega, że proponowane obecnie przez rząd doprowadzą do rozszerzenia się „szarej strefy”.

Dzięki rozsądnym działaniom władzy w latach 2007-2009 w Polsce nie było kryzysu, tylko spowolnienie gospodarcze.

Zdaniem gościa „Kuriera w samo południe” należy się spodziewać, że po wprowadzeniu planowanych zmian systemu podatkowego polscy przedsiębiorcy będą rejestrować swoją działalność w innych krajach.

Czechy, Irlandia czy Litwa staną się naturalnymi kierunkami emigracji.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Jak sprawnie wymieniać się dobrani i usługami, gdy nie mamy gotówki / Piotr Krupa-Lubański, „Kurier WNET” nr 83/2021

Wzajemniak jest rozwiązaniem pośrednim między szlachetnym oddaniem czegoś za darmo a próbą sprzedania za złotówki na jakimś portalu ogłoszeniowym, co zwykle kończy się sprzedażą za ułamek wartości.

Piotr Krupa-Lubański

Wzajemniak.pl, czyli alternatywna ekonomia

Wzajemniak to społeczność, klub wzajemnej wymiany dóbr i usług rozliczanych punktami, czyli czymś w rodzaju lokalnej waluty. Historia lokalnych walut jest bardzo długa. Są dobrym rozwiązaniem na czasy kryzysów i braku dostępu do normalnej gotówki. Świetnie też integrują lokalne społeczności. Najciekawsze przykłady pochodzą sprzed 100 lat, z czasów wielkiego kryzysu, gdy funkcjonowały w Austrii, Niemczech, Szwajcarii, USA.

Współcześnie kluby wzajemnej wymiany działają w Ameryce Południowej, Kanadzie, Europie Zachodniej. W Polsce nie są znane tylko dlatego, że od dwóch dekad nasza ekonomia jest wspierana dotacjami UE i cały czas się rozwija. W Hiszpanii, we Włoszech czy Francji, gdzie bezrobocie wśród absolwentów jest istotnym problemem, systemy wzajemnego wsparcia są szerzej znane.

Wzajemną wymianę warto jednak prowadzić nie tylko ze względów ekonomicznych. To również sposób na większą integrację społeczną, na przykład lokalną – wśród mieszkańców osiedla, dzielnicy czy miasteczka. To szansa na to, żeby się lepiej poznać z szeroko rozumianymi sąsiadami i nauczyć funkcjonowania z mniejszym użyciem gotówki, a więc również zaoszczędzić ją na rzeczy, których nie da się kupić w ramach lokalnej wymiany.

Wymiana to też ekologia. Zamiast wyrzucać niepotrzebne rzeczy, możemy dać im drugie życie – spróbować je wymienić, czyli sprzedać komuś z klubu za punkty, za które potem od kogoś innego kupimy coś nam potrzebnego. Oczywiście zbędne rzeczy można też oddać na „fejsbuku” (prawie przy każdej miejscowości jest grupa pod tytułem „jedzie śmieciarka”). Wzajemniak jest rozwiązaniem pośrednim między szlachetnym oddaniem czegoś za darmo a próbą sprzedania za złotówki na jakimś portalu ogłoszeniowym, co zwykle kończy się sprzedażą za ułamek prawdziwej wartości. Na Wzajemniaku mamy szansę sprzedać coś za realną cenę, choć z użyciem „waluty” o węższym zasięgu, takiej znanej tylko znajomym i sąsiadom.

Wzajemniak to również, a może przede wszystkim, wymiana usług – na przykład wymiana lekcji języków obcych, wszelkiego rodzaju korepetycji, usług remontowych, a nawet wzajemnego podwożenia się sąsiadów do pracy (to temat naszego nowego startupu, na jesień tego roku). Dzięki temu może nie trzeba już będzie kupować korepetycji z matematyki za gotówkę? Może wystarczy udzielić komuś chętnemu lekcji z francuskiego, a potem za te punkty kupić od kogoś innego korki z matematyki dla naszego dziecka ? Ekonomiści nazywają takie działanie „wielobarterem”, chociaż jest to w rzeczywistości zwykły zakup i sprzedaż z użyciem substytutu pieniądza, którego pewną, niewielką pulę dostajemy z góry na start, trochę jak w grze Monopoly (no może bardziej pożyczamy niż dostajemy; nie jest to dosłowna darowizna). I to jest istota pomysłu – w normalnym świecie brak gotówki uniemożliwia wymianę i w ogóle funkcjonowanie, a w świecie Wzajemniaka, jeśli tylko mamy cokolwiek na wymianę, nawet własny wolny czas, gotówka przestaje być problemem, przestaje być ograniczeniem.

Wzajemniak został wymyślony na czasy kryzysu i bezrobocia, czyli zjawisk nieznanych w Polsce od dekad. Może być jednak swego rodzaju zabezpieczeniem na przyszłość – nigdy nie wiadomo, jakie zamieszanie przyniosą jeszcze epidemie, jeśli potrwają dłużej.

Ciekawostką jest to, że światy wzajemniakowych społeczności, dzięki punktowej walucie oraz operowaniu na podstawowych dobrach i usługach wymienianych między znajomymi czy sąsiadami, mogą być odporne na zawirowania i kryzysy rynkowe na poziomie kraju. To może być kiedyś jego poważną zaletą.

Wzajemniak odtwarza warunki i relacje z małych społeczności plemiennych, gdzie wszyscy wszystkich znają. Tutaj wszystko jest oparte na zaufaniu. Jedną z zasad Wzajemniaka jest to, że saldo naszego konta punktowego jest widoczne dla innych użytkowników – naszych znajomych. Dzięki temu unikamy „pasażerów na gapę”, a każdy ma motywację do utrzymywania „społecznej postawy”. Jeśli nasze saldo będzie przez długi czas ujemne i nic z tym nie zrobimy (nic nie sprzedamy ani nie wykonamy żadnej usługi), to znajomi będą widzieć jak na dłoni, że trochę „pasożytujemy”. Trochę jak w rodzinie lub małej wiosce: wszyscy z grubsza wiedzą wszystko o wszystkich, co będzie nas motywować do pilnowania się, aby mniej więcej tyle samo dawać z siebie społeczności, co od niej brać, czyli pilnować, aby nasze saldo nie było zbyt długo i głęboko na minusie. To takie zdrowe, fundamentalne zasady ekonomii społecznej.

Wzajemniak składa się z trzech niezależnych części: uproszczonego „fejsbuka”, gdzie utrzymujemy swój profil, posty i linkujemy się ze znajomymi, serwisu ogłoszeniowego, w którym zamieszczamy oferowane przedmioty i usługi, wyceniane w punktach, złotówkach lub obu tych walutach naraz. Trzecia część to system rejestrowania w punktach transakcji dokonywanych między użytkownikami.

To kluczowa część systemu – dzięki saldom punktowym wiemy, jak wyglądają nasze relacje ekonomiczne z innymi członkami „plemienia” Wzajemniaka.

Salda naszych kont oraz ilości przeprowadzonych transakcji są widoczne dla wszystkich znajomych (bez szczegółów na temat tego, co i za ile kupiliśmy/sprzedaliśmy). Dzięki temu wszyscy wiedzą, na ile jesteśmy aktywni w społeczności.

Do Wzajemniaka warto jest wchodzić tylko razem, namawiając od razu grupę swoich znajomych czy lokalną społeczność. Tylko wtedy wymiana będzie szła sprawnie. Jeśli chciał(a)byś zostać moderatorem takiej lokalnej, wzajemniakowej grupy, skontaktuj się z nami.

Wzajemniak został założony przez kilkuosobowy zespół Fundacji Demokracji Bezpośredniej (KRS 400498, nasz adres to: www.demok.pl/fundacja, budujemy, między innymi, systemy internetowe do demokracji lokalnej, na przykład: www.Podkowa.Demok.pl – podobny możemy uruchomić też w Twojej miejscowości, skontaktuj się z nami). Był też wielokrotnie konsultowany z ekonomistami z Uniwersytetu Warszawskiego oraz Polskiej Akademii Nauk.

Zapraszamy do udziału w zabawie, a poniżej lista dobrych rad – krótki przewodnik po korzystaniu z portalu www.Wzajemniak.pl.

Dobre rady – jak używać Wzajemniaka:

  1. Załóż konto i wypełnij starannie profil. Tu nie można być anonimowym – wszystkie zasady funkcjonowania Wzajemniaka odnoszą się do zasad funkcjonowania pierwotnych plemion ludzkich. Wprowadź oferty przedmiotów, które masz na sprzedaż (lub możesz pożyczać znajomym) oraz usług, które możesz wykonywać w ramach wymiany.
  2. Ceny swoich usług i przedmiotów możesz ustalić w punktach lub złotówkach (lub jednym i drugim), przyjmując, że 1 punkt ma taką samą wartość, jak 1 złotówka. Możność wyceniania przedmiotów i usług jednocześnie w punktach i złotówkach przydaje się wtedy, gdy nie chcesz sprzedawać pewnych usług wyłącznie za punkty, bo potrzebujesz również złotówek. Dla przykładu: używany rower może być wyceniony na 200 zł plus 300 punktów, co oznacza, że jego wartość szacujesz na 500 zł.
  3. Poszukaj w serwisie znajomych i zlinkuj się z nimi. Jeśli im ufasz, udziel im rekomendacji i poproś ich o to samo. To pozwoli administratorowi przyznać Ci pulę punktów „na start” w formie prawa do debetowania konta z punktami. Twój profil musi być jednak przedtem w miarę kompletnie wypełniony. Zaproś jak najwięcej swoich znajomych do Wzajemniaka – tylko wtedy, gdy będzie nas dużo i będzie można znaleźć w nim każdy rodzaj usług, stanie się przydatny dla wszystkich.
  4. Dbaj o to, aby saldo Twojego konta nie pozostawało zbyt długo ujemne, ponieważ to świadczy o tym, że więcej bierzesz od społeczności, niż jej dajesz, a między jednym a drugim warto zachować zdrową równowagę. Saldo konta z punktami we Wzajemniaku nie świadczy o Twoim stanie posiadania, lecz o bilansie Twoich rozliczeń z całą społecznością jego użytkowników – warto o tym pamiętać.

Regulamin:

1. PROFIL i dane osobowe

Ponieważ portal służy do rozliczania wzajemnej wymiany pracą, usługami czy innymi dobrami, PROFIL musi zawierać prawdziwe dane i w miarę rozpoznawalne, chociażby dla znajomych, zdjęcie. Zdjęcie kota zamiast własnego też ujdzie, ale wtedy Moderator raczej nie przyzna nam prawa do debetu w punktach. Adres podajemy tylko orientacyjnie (kod pocztowy, miejscowość, ewentualnie ulica, ale bez numeru domu). Numer telefonu czy e-mail również jest potrzebny, ale system pokazuje go tylko tym użytkownikom, których sami oznaczymy jako znajomych.

2. ZNAJOMI

Wzajemniak to nie Fejsbuk. Przez znajomych oznaczamy tylko osoby, które rzeczywiście znamy i których profili jesteśmy pewni. Dzięki temu zminimalizujemy ryzyko pojawienia się w portalu anonimowych osób, które chętnie coś przyjmą, ale nic nie dadzą od siebie.

3. PUNKTY i złotówki

Przy pomocy punktów (i ew. złotówek) kupujemy i sprzedajemy przedmioty i usługi. Robimy to poza systemem, w nim notujemy tylko transakcję. Ceny staramy się ustalać tak, jak robilibyśmy to w złotówkach (1 pkt = 1 zł). Punkty po prostu zastępują złotówki. Jeśli pewnych rzeczy (czy usług) nie jesteśmy w stanie oferować bliźnim wyłącznie za punkty, możemy je wycenić jednocześnie w złotówkach i punktach. Wtedy, wystawiając na sprzedaż np. stary rower, wpisujemy w formularz, że sprzedamy go, na przykład, za 100 zł plus 200 punktów, bo uważamy, że jest wart łącznie ok. 300 zł.

4. DEBET i saldo konta punktowego

Jeśli saldo punktów na naszym koncie wynosi zero, to raczej musimy zacząć działalność od sprzedania czegoś, a dopiero potem będziemy mogli coś kupić. Możemy też poprosić Moderatora, aby przyznał nam debet (rodzaj kredytu w walucie punktowej), który zrobi to, o ile nasze konto będzie wyglądać wiarygodnie. Debety są potrzebne, bo bez nich w ogóle nie doszłoby do pierwszych transakcji w systemie. Saldo konta mówi nam, jaka jest relacja pomiędzy ilością pracy/dóbr, jaką przekazaliśmy innym użytkownikom, czyli ile zrobiliśmy dla społeczności. Jeżeli nasze saldo jest przez dłuższy czas ujemne, to powinniśmy coś wystawić na sprzedaż i raczej nie odmawiać prośbom o nasze usługi ze strony innych użytkowników, bo mogą nas uznać za pasożytów. Co ważne, saldo punktowe każdego użytkownika jest widoczne dla wszystkich innych użytkowników, trochę jak w małej plemiennej wiosce, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Jawność aktualnego salda konta jest jedną z głównych reguł działania Wzajemniaka.

5. DANE o transakcjach

Dane o transakcjach są przechowywane w systemie przez 3 miesiące (nie chcemy trzymać Waszych, potencjalnie wrażliwych danych o zakupach/pracach/sprzedażach na serwerze). Saldo pozostaje aktualne przez cały czas. Dane o transakcjach można sobie ściągnąć ze swojego konta w formie pliku PDF.

6. TRANSAKCJE I PUNKTY

Operator portalu Wzajemniak nie wymienia punktów na złotówki ani odwrotnie. Zanim zdecydujemy się sprzedać coś za punkty, korzystając ze Wzajemniaka, sprawdźmy, czy na portalu są jakieś usługi lub towary, które chcielibyśmy potem za te punkty kupić lub zaakceptujmy fakt, że trzeba będzie poczekać, aż się pojawi się to, co będzie nas interesować. Tym bardziej, że dopiero rozkręcamy ten eksperyment ekonomii społecznej.

7. BEZPIECZEŃSTWO DANYCH

Twój numer telefonu oraz email są widoczne tylko dla osób, które oznaczysz jako znajomych.

Informacja o plikach cookies

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczek) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, wskutek czego nie będą zbierane żadne informacje.

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Wzajemniak.pl” znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „Wzajemniak.pl” na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego