Nigdy bym nie przypuszczał, że może mi być po drodze z Leninem… / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” nr 66/2019

Nauki pedagogiczne doznały niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy. Lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie korzenie, ma podobne oblicze.

Herbert Kopiec

Było niejasno i daremnie

Nie zawsze jesteśmy zadowoleni, kiedy okazuje się, że nasze przewidywania były trafne. X Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny w Warszawie (18–20 IX 2019), mimo buńczucznych zapowiedzi liderów salonowej pedagogiki, wypowiedzianych w owsiakowym slangu (będzie się działo), zakończył się jak zawsze, czyli sztucznym entuzjazmem. W rzeczywistości było raczej niejasno i daremnie.

Inaczej być nie mogło, bo poszła w niepamięć intuicja, w myśl której „umysłowa praca uczonego polega na przyswajaniu i określaniu na swój użytek podstawowych prawd, które podług surowych zasad logiki zasługują na jego zgodę. Wychodząc od tychże prawd, wyciąga on wnioski – zawsze podług surowych zasad logiki”. Inaczej mówiąc, „jeśli ktoś działając na jakimś polu krok po kroku zgodnie z logiką osiąga szczyt prawdy, to działając krok po kroku niezgodnie z logiką, osiąga dno absurdu” („Polonia Christiana” 53/2016). Owo dno absurdu na pedagogicznym polu zostało już w gruncie rzeczy osiągnięte. Przybrało zróżnicowaną postać i sporo o niej w moich felietonach. Dość wskazać chociażby na rzekome dobrodziejstwa wynikające z rehabilitacji ambiwalencji, czyli z prawa do „skrajnego zwrotu w myśleniu”. Wciąż więc kiepsko z nadziejami na odrodzenie się zaufania w akademickiej pedagogice, o którym równocześnie wciąż wielu marzy.

Co gorsza, można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że wzmiankowana wyżej sztuczność bywa przez licznych, zwłaszcza młodszych uczestników Zjazdu, nierozpoznawalna. Oddychają nią jak zatrutym powietrzem bez świadomości, że zabija to w nich wrażliwość na prawdę.

Owa sztuczność została już dawno w czasach kryzysu cywilizacyjnego/kulturowego oswojona i uznana za normę, towarzyszy bowiem kilku pokoleniom pedagogów, choć trzeba przyznać, że nie uszła uwadze liderów akademickiej pedagogiki. Występują w moich felietonach jako naukowi koryfeusze, pedagogiczne olbrzymy, agenci transformacji, humaniści i eksperci itp.

Jeden z nich (prof. Z. Kwieciński) już na otwarciu III Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego 21–23 września 1998 r. w Poznaniu słusznie zauważył, że do współczesnych znamion kryzysu cywilizacyjno-kulturowego należy m.in. „fragmentaryczność wszystkiego i sztuczność zamiast autentyczności” (Edukacja wobec nadziei i zagrożeń współczesności, s.7). Dwadzieścia lat później ów kryzys opisywany bywa za pomocą znacznie bardziej drastycznych sformułowań. Oto prof. Andrzej Nowak – konserwatywny historyk – stwierdza: „Wchodzimy w nowy etap tej cywilizacji, która zaczyna się od apelu Pica della Mirandoli: przystępujemy do zmiany natury człowieka – w kierunku bydlęcia. I współczesna szkoła coraz częściej służy temu procesowi, a nie próbuje go hamować” (Nowa cywilizacja zmienia człowieka w kierunku bydlęcia, wywiad z prof. A. Nowakiem, GP, kwiecień 2019).

Po naszymu da się powiedzieć, że na X Zjeździe Pedagogicznym psinco się działo takiego, czego by się nie dało z góry przewidzieć. Nauki pedagogiczne doznały bowiem niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy, której sensowny badacz powinien przecież poszukiwać. Jakoż nie oznacza to wcale, że pluję sobie w brodę, bo zmarnowałem czas. To oczywiste, że gdyby mnie tam nie było, nie mógłbym poinformować Szanownych Czytelników o paru sprawach, o których można jedynie powziąć wiedzę u samego źródła. Wiedza ta jest o tyle interesująca, że wiąże się ściśle z hasłem X Zjazdu Pedagogicznego: „Pedagogika i edukacja wobec kryzysu zaufania, wspólnotowości i autonomii”.

Szczupłość miejsca zezwala mi zasygnalizować zaledwie parę wątków mniej lub bardziej bezpośrednio związanych z kwestią kryzysu zaufania w środowisku akademickiej pedagogiki. Okazuje się, że jego istnienia nikt nie kwestionuje. Nie ma natomiast zgody przy próbie odpowiedzi na pytanie: kto nas tak urządził i kto za to powinien beknąć?

Moje stanowisko w tej kwestii jest Czytelnikom dobrze znane, ale słuchając wykładu prof. B. Śliwerskiego – przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN – i prof. Z. Kwiecińskiego – honorowego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego – odniosłem wrażenie, że powinienem je skorygować. Zwróciło moją uwagę, że nasi sternicy akademickiej pedagogiki bardziej niż zwykle zajęci są ostatnio czytaniem prac innych pedagogów, sięganiem do mądrości swoich naukowych Mistrzów. Śliwerski przywołał K. Kotłowskiego i zacytował czeskiego barda Karela Kryla (1944–1994), który śpiewał, że „każda generacja ma swoją rewolucję i własną emigrację i własnych męczenników”. Czy ci męczennicy rekrutują się też z Uniwersytetu Warszawskiego? Faktem jest, że prof. Śliwerski przytoczył jeszcze jeden cytat, który odnosi się do kryzysu w funkcjonowaniu społeczności uczonych tej uczelni: „Od jakiegoś czasu jest zabawnie. Coraz więcej pracowników nie mówi sobie dzień dobry, a dawni koledzy zaczynają sobie grozić pozwami. Wszystko przez politykę i to, że wielu naukowców zaczęło ją stawiać na piedestale”. Nieprzypadkowo więc przed destrukcyjną mocą wikłania się uczonego w politykę prof. Śliwerski postanowił przestrzec, posiłkując się doświadczeniami i mądrością swojego umiłowanego Mistrza – Karola Kotłowskiego: „Jak uczył mnie mój profesor K. Kotłowski – naukowiec, który jest w strukturach władzy, już nie docieka prawdy, tylko ją głosi”. Wygląda na to, że prof. Kotłowski (1910–1988) wiedział, co mówi. Przekonują o tym dociekania naukowe prof. K. Kotłowskiego nad wychowaniem patriotycznym „w naszej socjalistycznej ojczyźnie”, pomieszczone w książce Rzecz o wychowaniu patriotycznym (Zakład Narodowy Ossolińskich, 1974).

Zanim zajrzymy do tej książki, posłuchajmy, jak zachował w swojej pamięci prof. Kotłowskiego jego wdzięczny wychowanek – prof. Śliwerski: „Wszyscy, którzy poznali go osobiście, byli pod urokiem jego niezwykłej kultury osobistej, wszechstronnego wykształcenia i jakże rzadkiej zdolności mówienia o sprawach trudnych, nawet metafizycznych, w sposób niezwykle klarowny i z troską o piękną polszczyznę. Był nie tylko wspaniałym naukowcem, ale i prawdziwie miłującym ludzi pedagogiem (…). Był bowiem wierny swojej zasadzie troski o młode pokolenie – studentów i naukowców”.

Sięgając do innego tekstu swojego Mistrza (O przyczynach upadku pedagogiki uniwersyteckiej w Polsce Ludowej, Nowa Szkoła 1957, nr 3, s. 373), prof. Śliwerski cytuje: „Wielkich pedagogów należy po prostu obarczyć obowiązkiem kształcenia pedagogicznego narybku, o wartości uczonego powinny decydować nie tylko jego dzieła, lecz i ludzie, jakich po sobie pozostawi”.

Widać najwyraźniej, że prof. Kotłowski ze swojego obowiązku wielkiego pedagoga się wywiązał. Pozostawił nam narybek w postaci rozmiłowanego w swoim Mistrzu i usiłującego go naśladować prof. Śliwerskiego.

Lenin jako autorytet naukowy

Mistrz prof. Śliwerskiego na 8 stronach rozważań wstępnych do książki Rzecz o wychowaniu patriotycznym na autorytet naukowy W. Lenina w różnych kontekstach powołał się 20 razy. W zakończeniu swojej książki napisał: „Wierzę, iż przekonałem czytelnika, że patriotyzm (…) jest do dziś potężną siłą, której nie wolno lekceważyć przy budowie społeczeństwa socjalistycznego, a nawet komunistycznego, odwrotnie – trzeba go wykorzystywać, sprzęgając nierozwiązalnie z walką ludów o wyzwolenie ekonomiczne i klasowe. Starałem się też udowodnić, że ta właśnie droga postępowania wynika z testamentu Lenina”.

Profesorowi Kotłowskiemu zawdzięczamy też m.in. znajomość tego, co Lenin myślał o tak zwanej nowej etyce seksualnej, sięgnął bowiem do źródła (W.I. Lenin, t. XXVII, 1949) i w swojej książce Lenina skrupulatnie zacytował (s. 152). Zapoznajmy się z tą impresją: „Chociaż nie jestem bynajmniej ponurym ascetą, to jednak tak zwane »nowe życie płciowe« młodzieży, a często również i dorosłych, nierzadko wydaje mi się na wskroś burżuazyjne, jest to jakby odmiana zwyczajnego burżuazyjnego domu publicznego. Nie ufam tym, którzy stale i uporczywie pochłonięci są zagadnieniami płci, tak jak fakir indyjski wpatrywaniem się we własny pępek”.

Cóż tu powiedzieć? Ten brak sympatii Lenina do osobników nadmiernie skoncentrowanych na płci nie spodoba się zapewne aktywistom LGBT. A swoją drogą nigdy bym nie przypuszczał, że może mi być po drodze z Leninem…

Dzięki prof. Kotłowskiemu polski czytelnik mógł się też dowiedzieć o walorach i licznych przewagach socjalizmu nad kapitalizmem: „Socjalizm ożywia narody, wyzwala z nich siły, których istnienia nikt dotąd nie podejrzewał, nie pozwala im zasypiać w błogostanie, podnieca i zmusza do ciągłej walki przede wszystkim z własnym zacofaniem i wszelkimi objawami swej słabości, jest wielką szansą dla wszystkich narodów, a przede wszystkim dla tych, które w kapitalizmie nie miały żadnych możliwości rozwoju”.

Mistrz prof. Śliwerskiego nie omieszkał też zauważyć, że w związku z coraz szybszym procesem laicyzacji społeczeństwa, „Bóg przestaje być skutecznym uzasadnieniem postępowania. Istnieją wszelkie podstawy, aby sądzić, że w świadomości większości Polaków zanikło już utożsamianie wyznania z narodowością, a tym samym mit o nierozerwalności losów Polski i katolicyzmu należy w naszym narodzie do przeszłości”. Z książki Kotłowskiego (chodzi o ocenę klimatu społecznego w Polsce lat 70. ubiegłego wieku) wieje entuzjazmem: „Z każdym rokiem zacierają się coraz bardziej dawne antagonizmy, które nie mają już racji bytu w nowych, socjalistycznych stosunkach produkcji. Nigdy w historii nie mieliśmy tak korzystnych warunków do wychowania w duchu patriotyzmu-internacjonalizmu jak obecnie i od nas tylko zależy, aby te warunki wykorzystać w stopniu maksymalnym” (s. 176).

Tej książki nie da się czytać

Zdarzyło się (co nie zdarza się zbyt często), że powyższego entuzjastycznego bełkotu nie wytrzymał nawet prof. B. Śliwerski. W swoim blogu (11 listopada 2016) wygarnął nieżyjącemu już mentorowi: „Po czterdziestu latach nie da się tej książki czytać jako studium o uniwersalnych przesłankach pedagogicznych, gdyż zostało ono wpisane w doktrynę marksizmu-leninizmu.

Rozprawa powinna być ostrzeżeniem dla kolejnych pokoleń, jak instrumentalnie można wykorzystać wartość patriotyzmu do zdominowania pod pozorem budowania zjednoczonej różnorodności państw podmiotu dominacji nad nimi. Może zarazem uświadamiać nam, jak dalece można za pośrednictwem oddziaływań aparatu władzy i sprzężonej z nim polityki oświatowej niszczyć tożsamość narodową w imię ideologicznie, społecznie, kulturowo, gospodarczo, militarnie a nawet wyznaniowo (ateizacja, wychowanie w światopoglądzie świeckim, antyreligijnym) globalnych interesów”.

Chciałoby się powiedzieć: Panie profesorze Śliwerski – tak trzymać! Jakoż na przestrzeni lat prof. Śliwerski poddawał swojego Mistrza zróżnicowanym zabiegom manipulacyjnym. Bywało, że bez większych ceregieli modyfikował jego życiorys naukowy. Oto w Leksykonie pod swoją redakcją stwierdził, że K. Kotłowski „krytykował teorię i praktykę wychowania socjalistycznego” (PWN, 2000, s. 105), ale dwa lata wcześniej był ostrożniejszy i napisał, że jego umiłowany Mistrz „należał do niezwykle kontrowersyjnych postaci w naukach o wychowaniu w okresie PRL, gdyż jego karierę naukową cechowała zarówno niezwykle śmiała publiczna krytyka polskich naukowców za ich prosowiecki serwilizm i pseudonaukowy żargon, jak i podjęcie się beznadziejnej próby powiązania wielkiej humanistyki z koniecznością kształcenia refleksyjnych nauczycieli i wychowania młodych pokoleń w zniewolonej Polsce” (B. Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s. 48).

Kotłowski identyfikuje się z założeniami wychowania socjalistycznego. Świadczy o tym m.in. odwołanie się do B. Suchodolskiego, lidera pedagogiki socjalistycznej w Polsce. „Dla pedagogiki – napisał prof. Kotłowski – nie jest najważniejsze, czym jest dziecko, lecz – jak mówi B. Suchodolski – czym być może i czym być powinno” (Aksjologiczne podstawy wychowania moralnego, 1976, s. 22). Czy można sobie wyobrazić bardziej wyraziste wyznanie wiary pedagogicznego kreatora/doktrynera?

Jedynie słuszna droga

„Wszystko wskazuje na to – pisał K. Kotłowski – że w najbliższej przyszłości należy szukać rozwiązania wielu problemów nie w indywidualizmie, lecz kolektywizmie, że nie wizja postulowana przez Rousseau realizuje się na naszych oczach, lecz wizja Marksa i Lenina” (Aksjologiczne…, s. 52). „Również w duchu marksizmu – napisał w innej swojej książce (Filozofia wartości a zadania pedagogiki, 1968, s. 203) – zaczyna się pojmować takie podstawowe pojęcia jak: demokracja, wolność, internacjonalizm i humanizm. Fakt ten musi nas napawać radością i optymizmem, utwierdzając w przekonaniu, że droga wybrana przez nas należących do obozu socjalistycznego jest słuszna, jest jedynie słuszna”.

W zarysowanym przez prof. Kotłowskiego optymistycznym kontekście wygląda na to, że lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie postępowe korzenie, ma też podobne oblicze. Choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, rozpoznałem go w ostatnim dniu Zjazdu Pedagogicznego. Wiem, co mówię. Dysponuję narzędziem porównawczym. Bywałem za czasów PRL-u na propagandowych imprezach.

Otóż miałem poczucie, że nad zakończeniem Zjazdu unosił się znany mi z tamtego okresu osobliwy duch zdominowany cwaniacką tendencją do sztucznego wywoływania atmosfery ENTUZJAZMU. Zewsząd lała się pełna deklarowanej ufności radosna serdeczność i satysfakcja – a to z powodu, że w Zjeździe „reprezentowane były wszystkie ośrodki w kraju”, a to, że na Zjeździe osobiście pojawiła się (leciwa już) sztandarowa przedstawicielka pedagogiki socjalistycznej, prof. I. Wojnar.

Organizatorzy Zjazdu nawzajem składali sobie wyrazy szacunku, uznania, podziękowania i gratulacje. Było sporo kwiatów i zapewnień „o wyjątkowości tego jubileuszowego zjazdu, podczas którego prof. Śliwerski i Kwieciński wnieśli wiele nowych myśli”.

Z nadzieją na zwiększenie klarowności wywodu zobaczmy jeszcze, o czym mówił prof. Śliwerski, który rozpoczął swój wykład od przywołania Ucieczki od wolności Ericha Fromma (1900–1980), mieszając zapewne w głowach słuchaczy (o ile rozumieli to, co mówi, i znali poglądy E. Fromma). Przypomnijmy zatem, że Fromm, którego myśli (o zgrozo!) podobają się wielu katolikom, należy do czołowych przedstawicieli lewicy intelektualnej (Nauki o wychowaniu w Polsce w XX wieku, Kielce 1998). Ale tego słuchacze od prof. Śliwerskiego się nie dowiedzieli. Tymczasem znany z zachwalania tzw. religii humanistycznych Fromm przekonywał, że nie chodzi w nich o „głos autorytetu, lecz własny głos człowieka. W religiach humanistycznych – pisał – nie ma głosu Boga w nas, czyli sumienia, lecz tylko głos jednostki jako boga”. Fromm twierdzi, że jednostka może sama kreować normę. W Szkicach z psychologii religii pisał: „W istnieniu ludzkim istotny jest fakt, że człowiek wyłonił się ze świata zwierząt. Człowiek stworzył nowy świat rządzony własnymi prawami i własnym przeznaczeniem. Patrząc na swoje dzieło – indoktrynował E. Fromm – może powiedzieć, że zaprawdę jest ono dobre”.

Co istotne, Fromm dowodził, że w humanistycznych nurtach religii „nie ma ducha nienawiści i nietolerancji”, bo one rzekomo „patrzą na właściwą człowiekowi skłonność człowieka do gwałcenia norm życia ze zrozumieniem i miłością, a nie z pogardą” (A. Ciborowska, Nasz Dziennik, 2019). Każdy przyzna, że w czasach agresywnej i nieubłaganej walki z nienawiścią dobrze się tego słucha.

Zbliżając się do końca dzisiejszej refleksji – proszę organizatorów Zjazdu, aby mi to darowali – muszę się podzielić jeszcze jednym spostrzeżeniem. Otóż przebieg końcówki Zjazdu przypominał trochę opisaną przez A. Płatonowa (1899–1951) dramaturgię kopania dołu przez proletariat, który (jak powszechnie na gruncie marksizmu było wiadomo) żyje entuzjazmem. Kopacze – przypomnijmy – ryją dół pod fundamenty wszechproletariackiego domu, pod fundamenty komunizmu.

„– Dziś sobota – stwierdził inżynier – czas kończyć(…). – Jak to kończyć? – zapytał Czyklin. – Wywali jeszcze każdy kubik albo półtora, wcześniej nie ma co kończyć. – Trzeba kończyć – sprzeciwił się kierownik odcinka. – Pracujecie już ponad sześć godzin, a jest przepis. – To przepis tylko dla elementów wycofanych – nie ustępował Czyklin – a mnie jeszcze ciutek siły się został i spać się nie wycofuję. Kto co myśli? – zapytał wszystkich. – Do wieczora daleko – stwierdził Safronow – co ma życie ginąć po próżnicy, lepiej coś zróbmy. Nie jesteśmy zwierzęta, możemy przecież żyć entuzjazmem!”.

Otóż to! Mam wrażenie, że elementy owego apelu Safronowa: „lepiej coś zróbmy” – obecne były w niektórych stwierdzeniach kończących zjazd (dyskusji, głosów, zapytań z sali nie przewidziano). „Wszyscy czekamy na zakończenie zjazdu, bo obiad czeka. Następny zjazd w 2022 roku” – poinformowali w ostatnim słowie organizatorzy. Słysząc to, szeregowy pedagogiczny proletariusz może więc spokojnie odetchnąć. Dzięki aktywności postępowych sterników akademickiej pedagogiki (zorganizują mu kolejny zjazd) nie musi się martwić, że grozi mu, iż będzie żył po próżnicy. A bardziej serio: w zarysowanym kontekście warto przywołać przypowieść, którą Jezus opowiedział swoim uczniom, gdyż nie straciła na aktualności:

„Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” Oczywiste jest, a zdaje się tego dowodzić także historia dotychczasowych Ogólnopolskich Zjazdów Pedagogicznych, że niewidomy nie może być przewodnikiem dla niewidomego. Niewidomego musi prowadzić ktoś, kto widzi.

PS

Wszelkie talmudyczne tłumaczenia lewoskrętnego salonu pedagogicznego o respektowaniu przez nich pluralizmu, wolności, tolerancji, demokracji itp. nie zmienią prostego faktu, że stoją oni po stronie postmodernistycznego barbarzyństwa. Przyglądając się zmienności, zygzakowatości ocen dorobku naukowego akademickiej pedagogiki, można ją ocenić mniej więcej tak, jak pewien pułkownik francuski sytuację po upadku Francji w roku 1940: „Sytuacja jest poważna, ale nie beznadziejna, lub też beznadziejna, ale niepoważna; trudno się zorientować”.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Było niejasno i daremnie” znajduje się na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Herberta Kopca pt. „Było niejasno i daremnie” na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakie związki chemiczne i surowce odpowiadają w rzeczywistości za zagrożenia ekologiczne w ostatnich 40 latach?

Może to strach przed ostracyzmem ze strony kolegów lub zwykła autocenzura dla zachowania tzw. poprawności naukowej nie pozwala wielu naukowcom sprzeciwić się zawężaniu nauki przez polityków do CO2?

Jacek Musiał, Karol Musiał

Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom. Kontynuacja artykułu „Hipoteza Wrocław”

W artykule Hipoteza Wrocław. Metan i gaz ziemny przyczyną największej nowożytnej klęski ekologicznej, opublikowanym w numerze 62 „Kuriera WNET” z sierpnia 2019 roku, została zasygnalizowana szokująca hipoteza, zgodnie z którą to gaz ziemny odpowiada za globalne ocieplenie. Przywołany wykres zmian temperatury w reprezentatywnych europejskich miastach, przypominający „kij hokejowy”, na który tak chętnie powołują się akolici IPCC i interesu giełdy*) spekulującej emisjami CO2, jednak wcale nie pasuje do wykresu historii spalania węgla jako paliwa stałego, lecz wręcz wpisuje się w krzywą wzrostu spalania gazu ziemnego. Artykuł został zakończony pytaniem, czy to w ogóle jest możliwe?

Czy możliwe jest, aby to faktycznie gaz ziemny, zwany niewinnie błękitnym paliwem, a w szczególności zawarty w nim metan, był główną przyczyną klęski ekologicznej obserwowanej w ostatnich 40 latach?

Sam tylko metan ma kilka kluczowych oddziaływań na środowisko. Po pierwsze jest gazem cieplarnianym. Po drugie – wraz z innymi paliwami węglowodorowymi podczas spalania jest źródłem wody – najważniejszego gazu cieplarnianego. Po trzecie, ku zaskoczeniu wielu tych, którym wydaje się, że podczas spalania gazu ziemnego powstaje tylko „zwykła woda”, okazuje się, że gaz ziemny jest niedocenianym, cichym i podstępnym źródłem smogu, o czym będzie w osobnym artykule.

Efekt cieplarniany

O efekcie zwanym cieplarnianym napisano już ponad 10 tysięcy prac naukowych. Odpowiadać mają za niego gazy o cząsteczkach ponaddwuatomowych, co związane jest z możliwością przechwytywania przez nie promieniowania podczerwonego Ziemi i przez to opóźniać ustaloną szybkość oddawania przez Ziemię w Kosmos promieniowania, jakie Ziemia w szerszym spektrum przyjmuje od Słońca w ciągu dnia. Jakieś pół wieku temu przypisano gazom pewne współczynniki, mające charakteryzować ich zdolność do podnoszenia temperatury na Ziemi. Poprawność wyznaczenia tych współczynników budzi współcześnie wiele wątpliwości, przyjmowane są jednak wciąż bezkrytycznie za twarde dane wyjściowe do tworzenia modeli klimatycznych i na tej bazie powstały setki, jeśli nie tysiące lepszych lub gorszych prac uważanych za naukowe. Ta opinia nie dotyczy baz danych HITRAN i podobnych, które służą za dobre i coraz lepsze źródło informacji dla ludzi zajmujących się spektroskopią. Jako gazy cieplarniane wymieniane są tam w kolejności: para wodna z chmurami, dwutlenek węgla, a metan dopiero na trzecim miejscu.

O niedoskonałościach tak powstałych modeli globalnego ocieplenia będzie obszerniej w osobnym artykule.

W drugiej części przywołanego na wstępie artykułu o CO2 zostały podane suche dane statystyczne, uzmysławiające, że spalanie paliw węglowodorowych przyczynia się na świecie do emisji o 40% więcej dwutlenku węgla niż spalanie węgli stałych (w dwóch miejscach we wspomnianym artykule wkradł się błąd podający Gt zamiast Mt, co jednak nie ma wpływu na końcowe wyniki i wnioski).

A może to nie CO2, lecz woda jest winowajcą globalnego ocieplenia?

Czy woda jest niewinna?

Wielu klimatologów zdaje sobie sprawę ze złożoności zjawisk termodynamicznych globu ziemskiego, a także z ogromu naszej niewiedzy w tej dziedzinie. Dla wygodnickiego uproszczenia, jakim posłużył się kiedyś Arrhenius, przyjmują, że w bilansie energetycznym wyłącznie promieniowanie gruntu z zakresu podczerwieni (a nie przewodnictwo i konwekcja ani promieniowanie atmosfery) miałoby pełnić decydującą rolę w chłodzeniu Ziemi. W swoich pracach często przytaczają teorie dotyczące CO2 pochodzące sprzed 100 lat, bagatelizując problem wpływu pary wodnej na efekt cieplarniany, wykręcając się dyplomatycznie, w stylu „wpływ pary wodnej jest bardzo złożony i trudny do pełnej interpretacji”. Czyż nie jest to ucieczka od odpowiedzialności przed przyszłymi pokoleniami, dla których spekulanci CO2 w swojej chciwości szykują deindustrializację dekarbonizacyjną w krajach, które można wyeliminować z konkurencji, lub wprost „oskubać”? Może to strach przed ostracyzmem ze strony kolegów lub zwykła autocenzura dla zachowania tzw. poprawności naukowej nie pozwala wielu naukowcom sprzeciwić się zawężaniu nauki przez polityków do CO2?

O wodzie

Opisanie właściwości wody na łamach czasopisma jest niewykonalne. O wielu ciekawostkach dotyczących wody można dowiedzieć się z fascynującej, wydanej w 2018 r. popularnonaukowej Książki o wodzie, napisanej przez zawsze uśmiechniętą polską naukowiec, dr n.fiz. Aleksandrę Kardaś. Książka ta powinna zostać przedstawiona w postaci filmowej w stylu „Galileo” lub „National Geografic”. Trudno zgodzić się z jednym tylko jej fragmentem, powołującym się na starą teorię dwutlenkowego efektu cieplarnianego i globalnego ocieplenia, z marginalizacją pary wodnej. Szkoda, bo w ten sposób świetna autorka książki swoim autorytetem poparła celebrytów, sprawiających wrażenie, jakby dostali udziały giełdy handlującej emisjami CO2. Precyzja obserwacji świata i dociekliwość naukowa pozwoliłoby Autorce na własne, lepsze hipotezy, gdyż stara, choć zgrabnie skonstruowana teoria globalnego ocieplenia, wyolbrzymiająca udział CO2, adresowana jest głównie do gimnazjalistów i polityków. W miarę zgłębiania wiedzy stara hipoteza powinna budzić coraz większe wątpliwości. W jednym z przyszłych artykułów spróbujemy wykazać nieścisłości w teorii globalnego ocieplenia od CO2 (prawdopodobnie wywodzące się z ośrodka Kondratiewa, ZSRR) i powołamy się na cytat właśnie z Książki o wodzie.

Amatorzy sensacji (ostrzegamy widzów nieodpornych na pseudonaukowe fake newsy) obejrzeć mogą film Woda – wielka tajemnica. To rosyjska produkcja z 2006 roku, którą można nazwać naukowopodobną, zbudowaną na podstawie sensacyjnych doniesień naukowych przeplatanych z informacjami prawdziwymi, hipotezami i przeinaczeniami, pochodzącymi głównie od rosyjskich uczonych, a dla wzmocnienia wiarygodności podpartą kilkoma zagranicznymi tzw. autorytetami. Film do złudzenia przypomina sensacje o globalnym ociepleniu, jakie kiedyś z radzieckich wojskowych instytutów wyciekły na Zachód.

Czy woda może szkodzić?

Woda –jako podstawowy i niezbędny składnik życia i jego środowiska – na pozór wydaje się być przyjaznym, a przynajmniej obojętnym związkiem chemicznym. Człowiek dorosły w naszym klimacie wypija przeciętnie 2,5 l wody na dobę. Jej niedobór dla organizmu może być tragiczny w skutkach. Okazuje się, że jej nadmiar czasem także.

Szwajcarsko-austriacko-niemiecki przyrodnik i lekarz – Filip Paracelsus (1493–1541) zapisał się w historii między innymi sentencją: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka decyduje, czy dana substancja nią jest, czy nie jest”.

Gdy organizm jest zdrowy, sam reguluje ilość przyjmowanych i wydalanych płynów. Przewodnienie wiąże się z konkretnymi stanami chorobowymi, jako skutek, ale i jako przyczyna. Powiązane tematy to: nadmierne, patologiczne przyjmowanie płynów – polidypsja, zaburzenia elektrolitowe, nieprawidłowe przesunięcie płynów ustrojowych pomiędzy tkankami i narządami, zaburzenia wydalania płynów, zatrucie wodne. Do przewodnienia może doprowadzić ktoś z zewnątrz, jeśli ingeruje w organizm człowieka, np. podając nieadekwatną do potrzeb ilość płynów w kroplówce. W skrajnych przypadkach zaburzenia płynowe mogą być śmiertelne.

Potraktujmy naszą planetę jako organizm. Przez kilka miliardów lat ustalał się w biosferze poziom równowagi wieloczynnikowej, dotyczący składu chemicznego, parametrów fizycznych, otoczenia biologicznego, a ten znany nam – ludzkości – kształtował się w ostatnich kilkudziesięciu tysiącach lat. Skład i funkcjonowanie istot żywych odzwierciedla ziemskie środowiska, w tym np. ewolucyjne (świetne dostosowanie ras człowieka do klimatów, w jakich się rozwinęły). Biorąc pod uwagę różnorodność środowisk życia człowieka, ten optymalny stan mieści się we względnie szerokich granicach. Liczne mechanizmy stabilizujące, zwane ogólnie buforami (nie tylko o te chemiczne tu chodzi), zapewniają niewielkie tylko odchylenia od stanów średnich. Do najważniejszych czynników należy woda ze swoimi szczególnymi właściwościami fizycznymi i chemicznymi. Co się jednak może stać, jeśli w jakimś przedziale ziemskich zbiorników nastąpi przesunięcie istotnych mas wody? Nie przypadkiem wcześniej została wymieniona podobna sytuacja w organizmie człowieka.

Ile wody może dostarczać spalanie paliw węglowodorowych?

W artykule Dwutlenek węgla po ludzku cz.I („Kurier WNET” nr 64, październik 2019) zostało wykazane, ile podczas spalania paliw węglowodorowych zużywa się tlenu, ile powstaje CO2, i zostało to porównane do spalania węgli stałych, z wnioskiem, że w skali globalnej za większą część emisji dwutlenku węgla odpowiada spalanie paliw węglowodorowych.

W numerze 62 „Kuriera WNET” (Hipoteza Wrocław) została przedstawiona zależność czasowa i ilościowa tendencji wzrostowej temperatury przygruntowej warstwy troposfery i wielkości wydobycia gazu ziemnego. Pytanie: jak to jest możliwe? Wiarygodnym wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy wydaje się przypisanie decydującej roli pary wodnej powstającej podczas spalania paliw węglowodorowych. To nie jedyny spośród kilku negatywnych skutków uwalniania gazu ziemnego. W tym miejscu zwolennicy zwiększenia obciążeń społeczeństw spekulacjami emisjami CO2 mogliby odtańczyć taniec zwycięstwa pod hasłem np. „wreszcie złapaliśmy autorów tej serii artykułów na niekompetencji, bo nie wiedzą, że zwiększanie ilości gazów cieplarnianych wpływa na efekt cieplarniany w sposób logarytmiczny; nie znają równania Clapeyrona”. Podobne, mało dociekliwe są np. argumenty na poziomie bloga Skeptical.

Skoro jednak obserwacje przeczą starej, „CO2-centrycznej” teorii, to nie można tego faktu zbywać odpowiedziami ludzi zanadto pewnych siebie, lecz trzeba pilnie znaleźć wyjaśnienie!

Może zjawisk znanych ze spektroskopii nie można wprost transponować na atmosferę, jak spekulował swojego czasu Arrhenius? Może to wszystko działa jeszcze inaczej? Szerzej na ten temat postaramy się napisać w przyszłości.

Globalne ocieplenie – water impact

Poniżej przedstawione są wyliczenia, które mogą się wydać spekulacjami, jednak zapewniamy, że luki zawarte w tym ciągu rozumowania nie są większe od luk, jakie można wykazać w popularnej wciąż jeszcze w Starym Świecie teorii globalnego ocieplenia od CO2.

Przyjmujemy, że ze spalania trzech grup paliw powstaje (na podst. KOBIZE: Wartości Opałowe i Wskaźniki Emisji CO2 do raportowania w ramach Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji za rok 2018) odpowiednio: z ropy naftowej 72kg/GJ, z gazu ziemnego 56 kg/GJ i z węgla (około) 100 kg/GJ. Na podstawie danych BP z 2019 roku za rok 2018, ropa naftowa dostarczyła 1,95x1020J energii, gaz ziemny 1,39x1020J i węgiel 1,58x1020J. Przyjmując, że ze spalania wymienionych grup paliw, wody H2O dostarczają odpowiednio: ropa naftowa 0,03 kg/MJ, gaz ziemny 0,038kg/MJ i węgiel 0,003 kg/MJ (pomijamy w tym miejscu, na razie, uwalnianie pary wodnej w chłodniach kominowych). Wyliczone ilości CO2 wynoszą odpowiednio: z ropy naftowej 1,4x1010t, z gazu ziemnego 0,8x1010t i z węgla 1,6x1010t, oraz H2O: z ropy naftowej 6x109t, z gazu ziemnego 6x109t i z węgla 0,6x109t. Nie wchodzimy w szczegóły nowoczesnych instalacji kondensacyjnych. Okazuje się, że spalanie tych trzech grup paliw dostarcza odpowiednio (za 2018 rok) 54% objętościowych CO2 i 46% objętościowych pary wodnej, co zostało przedstawione na diagramie kołowym „Objętości gazów cieplarnianych: CO2 i H2O powstających podczas spalania 3 głównych paliw (gaz ziemny, ropa naftowa, węgiel)”.

Ten wykres nie robi wielkiego wrażenia, bo i tak nieco więcej powstaje CO2 niż H2O. Ale po raz pierwszy uzmysławia to, że „nie tylko CO2”. Wyliczenia dostarczają też informacji, że spalanie paliw węglowodorowych odpowiada za emisję 95% wody powstającej ze spalania wszystkich paliw kopalnych. Już obecnie ilość powstających cząsteczek H2O ze spalania wszystkich trzech grup paliw jest zbliżona do CO2, a ze względu na rosnące zużycie gazu ziemnego te proporcje wkrótce mogą się okazać jeszcze mniej korzystne dla klimatu. Jak to się przekłada na efekt cieplarniany?

Na próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „o ile silniejszy jest efekt cieplarniany H2O niż CO2?”. Można tylko szacować, w zależności od przyjętych kryteriów.

Można powoływać się na wartości podawane przez różnych autorów i oprzeć się na „eminence based science”. Tak jest z porównaniami efektu cieplarnianego powodowanego przez metan wobec dwutlenku węgla, gdzie w literaturze można znaleźć wartości od 20x do ponad 120x. Nie znajdzie się też takiej odpowiedzi w bazach typu HITRAN. Można bardzo zgrubnie próbować szacować, biorąc z tych baz dane pomocne w technice spektroskopowej lub w projektowaniu laserów gazowych, warto wszakże zauważyć, że np. dopiero od niedawna można znaleźć tam informacje o wpływie na pasma pochłaniania innych, „towarzyszących” gazów (i to zaledwie kilku). A gilotyna podatkowa już dawno, na podstawie fałszywych oskarżeń, skazała dwutlenek węgla na karę śmierci. Może tylko zasygnalizujemy, że na tzw. poszerzenie pasm absorpcyjnych mają wpływ masa optyczna (w uproszczeniu – ilość badanego gazu), ciśnienie gazu, obecność pól wektorowych, np. elektrycznego i magnetycznego, obecność innych gazów (towarzystwo), jonizacja, pH, obecność izotopów. Wpływ wymienionych czynników próbuje się opisywać równaniami półempirycznymi (prekursorem był genialny fizyk holenderski Henryk Lorentz, 1853–1928) z odpowiednimi współczynnikami, które same obowiązują tylko w określonych, ograniczonych, zwykle dość wąskich warunkach, lecz są bardzo pomocne w zastosowaniach laboratoryjnych i technicznych. Nie są to jednak wystarczające dane pozwalające na wiarygodne porównanie head-to-head tzw. wymuszenia radiacyjnego różnych gazów cieplarnianych w jakże złożonej atmosferze ziemskiej (vide wymieniony powyżej metan i 500% niepewności współczynnika od 20 do 120). Nie jest to jedyny powód, dla którego nie można doświadczeń spektroskopowch wprost, bezrefleksyjnie ekstrapolować na atmosferę, chociażby z uwagi na przemiany fazowe wody i obecność chmur.

Przyjmujemy hipotetyczne współczynniki dla pary wodnej – scenariusze: a. para wodna tylko 2,5x silniejsza od CO2; b. para wodna tylko 5x silniejsza od CO2 i c. para wodna 20x silniejsza od CO2. Przez skromność powstrzymamy się od zastosowania wyższych współczynników.

Obliczony w ten sposób wpływ spalania 3 głównych paliw został przedstawiony na trzech kolejnych diagramach kołowych, gdzie tym razem uderzający jest nieporównanie większy efekt cieplarniany powodowany przez spalanie paliw węglowodorowych.

 

Bardzo ważne jest jeszcze kolejne, bezpośrednie porównanie gazu ziemnego i węgla. Gaz ziemny obecnie dostarcza już tylko 12% mniej energii niż węgiel. Wkrótce te wielkości się odwrócą. Tabela przedstawia wyliczenia zsumowanego efektu cieplarnianego dla gazu ziemnego i węgla w przypadku trzech scenariuszy (współczynników).

 

Kolejne diagramy słupkowe przedstawiają, o ile mniejszy jest efekt cieplarniany powodowany przez spalanie węgla w porównaniu do spalania gazu ziemnego w tychże scenariuszach. Czy to wystarczająco wyjaśnia przedstawioną w hipotezie Wrocław niezgodność dotychczas obowiązującej, „CO2-centrycznej” teorii z obserwacjami?

Jeśli emisja gazów cieplarnianych, a teraz, jak się okazuje – głównie pary wodnej, ma faktycznie istotny wpływ na zmianę klimatu i jeśli ta zmiana miałaby być tak straszna, jak to w swoim czarnowidztwie przedstawiają animatorzy IPCC oraz spekulanci świadectwami emisyjnymi (i przy okazji gazem ziemnym), to jaka jest perspektywa dla świata? W nr. 60 „Kuriera WNET” z czerwca 2019, w artykule Dobrobyt a energia przedstawiliśmy implikacje i powiązania. Na świecie nie ma chętnych do cofnięcia się z poziomem życia do najbiedniejszych krajów z konsumpcją energii sprzed 2000 lat.

Co więcej, obserwowane ocieplenie klimatu powoduje, że gaz ziemny z rejonów podbiegunowych zaczyna się ulatniać i albo ulegnie on bezpowrotnej, samoistnej stracie do atmosfery, albo państwa, dla których ten gaz ziemny jest potencjalnym źródłem dochodu, zdążą go jeszcze dobrze sprzedać, zanim się ulotni lub zanim jego ceny krytycznie spadną (Gaz ziemny gorący towar, „Kurier WNET” nr 61, lipiec 2019 ). Długo nie da się ukrywać, jak poważnym gazem cieplarnianym jest para wodna i jakie zagrożenia dla klimatu (w istniejącej narracji, że globalne ocieplenie miałoby być katastrofą) niesie wydobycie i spalanie gazu ziemnego.

Cykl hydrologiczny

W tym miejscu trzeba przytoczyć pewne liczby, aby Czytelnik miał wyobrażenie o problemie. Masa atmosfery to 5×1015 ton. Ilość wody na Ziemi to 1,4×1018 ton. Z tego w atmosferze jest 1,4×1013 ton, czyli 10-5, czyli 0,0001% całkowitej wody. Ten niewielki odsetek wody pełni kluczową rolę w cyklu hydrologicznym i w kształtowaniu klimatu. Tylko spalanie paliw kopalnych dostarcza do atmosfery rocznie 1,3×1010 ton wody, czyli 0,1% wody zawartej w atmosferze. Na pozór – mało. Czy mało? – będzie opisane w jednym z kolejnych artykułów poświęconym właśnie cyklowi hydrologicznemu.

To nie ostateczny argument

Być może przedstawiona hipoteza zawiera pewne luki. Niektóre są pozorne i mogą od Czytelnika wymagać głębszych przemyśleń. Dokładniejsze wyjaśnienia nie mieszczą się w ramach tego miesięcznika. Nieścisłości te jednak są mniejszego kalibru aniżeli te, które można wykazać w wyolbrzymionej kondratiewowskiej teorii globalnego ocieplenia od dwutlenku węgla. Przedstawiona hipoteza Wrocław wydaje się o wiele lepiej odzwierciedlać rzeczywistość.

Czy faktycznie to gazy cieplarniane z wodą na czele odpowiadają za obserwowany wzrost temperatury na podobieństwo „kija hokejowego”, tak jak to zostało przedstawione w Hipotezie Wrocław, czy to tylko koincydencja innych przyczyn – zamierzamy opisać w kolejnych, może mocniejszych nawet hipotezach, konkurencyjnych dla hipotezy „CO2-centrycznej”.

W międzyczasie jeszcze będą poruszone nieopisane dotychczas, negatywne oddziaływania gazu ziemnego na środowisko i nasze zdrowie oraz uzupełnione informacje o CO2 i groźnych pomysłach animatorów IPCC zatapiania tego gazu w oceanach.

Czy w świetle przedstawionych faktów uczciwe są działania polityków (lobbystów?), którzy próbują narzucić niesprawiedliwe ciężary społeczne w postaci horrendalnych podatków za prawo emisji CO2? Należy przypomnieć, że koszty obciążające fabryki i elektrownie w rozrachunku i tak są przerzucane na ostatecznych konsumentów („Kurier WNET” nr 56 i 57, luty, marzec 2019). To może być i śmieszne, i tragiczne.

Czy to jest element nowoczesnej, hybrydowej wojny gospodarczej na wyniszczenie przeciwnika, z włączeniem machiny propagandowej i paranauki? Czy chciwi macherzy od handlu emisjami doraźny, potężny zysk, budowany na półprawdach ekologicznych cenią ponad dobro i zrównoważony rozwój miliardów tych, których powinni traktować jako swoich bliźnich?

*) W Unii Europejskiej, po sprowokowaniu Wielkiej Brytanii do Brexitu i praktycznej marginalizacji londyńskiej giełdy ICE, dominującą giełdą handlującą uprawnieniami do emisji CO2 staje się Giełda EEX w Lipsku (dawne NRD) – European Energy Exchange AG. Giełda ta, poza dotychczasowym, bardzo pożytecznym i niezbędnym zakresem handlu energią elektryczną i gazem ziemnym, przejmuje właśnie handel emisjami CO2, co w perspektywie kilku lat daje możliwość astronomicznego wzrostu obrotów świadectwami z kilkunastu miliardów € do rzędu bilionów € oraz potencjalnej możliwości eliminacji z rynku tych rodzajów energii lub surowców energetycznych, którymi sama aktualnie nie handluje, np. węgla lub ropy naftowej.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom” znajduje się na s. 9 i 11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom” na s. 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Bronię doktora Tomasza Grodzkiego, mimo że jest marnym politykiem / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Próba wyeliminowania polityka Grodzkiego jest absurdalna i niebezpieczna. W żaden sposób nie zmieni patologicznego systemu lecznictwa. A może dowieść jedynie tego, że marszałek Grodzki był lekarzem.

Bronię, chociaż nie jestem nawet byłym ubekiem 😉 Ale bronię lekarza Grodzkiego, a nie polityka, którym próbuje być, choć nie potrafi. I jest dla mnie przykładem politycznej targowicy. Bronię z prostego powodu, dla którego kiedyś wystąpiłem w obronie doktora G., a którego to powodu w naszym zacietrzewieniu nie chcemy zauważać. Zapędzani na seanse nienawiści przez różne polityczne władze.

Najpierw budujemy patologiczny system lecznictwa, a potem oczekujemy uczestnictwa w nim tylko kryształowo uczciwych ludzi. Niezłomnych doktorów Judymów, którzy głodując i niedosypiając, będą leczyć nas z wszelkich możliwych dolegliwości. Dla idei, a nie korzyści własnej. Zarazem jednak zdajemy sobie sprawę, będąc prostymi pacjentami, że to system jest najbardziej chory.

Brnąc od 20 lat w tej społecznej schizofrenii, dobrnęliśmy do zapaści w naszym patologicznym systemie. (Opisałem to w tekście: Jak ugryźć 90 miliardów…). Bo nowo wyrosłe pokolenie lekarzy nie chce w tej patologii uczestniczyć i wybiera emigrację zarobkową. I dlatego mamy najmniej lekarzy w Europie.

Marszałem Tomasz Grodzki jest marnym politykiem, działającym przeciwko Polsce. Politykiem, jakich od czasów upadku I Rzeczpospolitej nigdy nie brakowało. Ale to nie znaczy, że jest brzydkim kurduplem i śmierdzi mu z gęby, i że na dodatek jest złodziejem, bo był/jest lekarzem.

Powiem wprost: lepiej nie wykazujmy lekarzowi Grodzkiemu nieuczciwości w postaci prywatnych płatnych wizyt, przekładających się potem na możliwość leczenia w państwowym szpitalu. Bo po takim precedensie będziemy musieli oskarżyć o podobną nieuczciwość całą kadrę lekarską w Polsce. W konsekwencji zmobilizujemy ją przeciwko nam – uzdrowicielom państwa – i przegramy kolejne wybory. Zamiast uzdrowić państwo, zakonserwujemy jedynie zastaną patologię.

Ostatnia próba wyeliminowania polityka Grodzkiego, podjęta m.in. przez „Gazetę Polską” za pomocą dowodzenia… że był lekarzem, jest absurdalna i niebezpieczna. Podejmowanie takich doraźnych działań w żaden sposób nie zmieni patologicznego systemu lecznictwa. A może dowieść jedynie tego, że marszałek Grodzki był lekarzem.

Chyba, że jest to próba udowodnienia Tomaszowi Grodzkiemu sprawstwa autorskiego patologicznego systemu lecznictwa w Polsce. Jeżeli tak, to temu śledztwu dziennikarskiemu sam przyklasnę. Oczekując zarazem prezentacji nowych systemowych rozwiązań, które po wdrożeniu przez obóz Dobrej Zmiay, polski system opieki zdrowotnej definitywnie uzdrowią.

Zaraz, zaraz, taka refleksja na koniec mnie ogarnęła: a może prezes Marian Banaś ze swoją Najwyższą Izbą Kontroli przeorałby wreszcie najwyższą kontrolą ten patologiczny system. Przeznaczamy na jego obsługę 25% budżetu, a on dalej nie działa. A może jest podobnie jak z tym zamówieniem w więzieniu w Kaliszu? Kupuje się za 369 tysięcy złotych coś, co warte jest najwyżej 65.

Jakby co, uprzejmie służę swoją wiedzą pacjenta publiczno-prywatnej służby zdrowia.

Jan A. Kowalski

PS. Jako czwarta władza 😊 nadal cierpliwie czekam na informację z Prokuratury, co stało się z naszymi obywatelskimi 300 tysiącami złotych ukradzionymi w Kaliszu.

Uroczystość uczczenia powstańców w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu w 100 rocznicę wybuchu I powstania śląskiego

Oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego, a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud.

Stanisław Florian

W Łaźni Łańcuszkowej przy kompleksie zabudowań dawnej kopalni „Królowa Luiza” na terenie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność ʼ80 przy JSW KOKS SA, Irena Przybysz, zorganizowała 22 listopada 2019 r. uroczyste spotkanie z okazji stulecia wybuchu powstań śląskich.

W spotkaniu wzięło udział ponad 80 osób – członków MOZ NSZZ Solidarność ʼ80 z JSW KOKS SA. Na zaproszenie organizatorów spotkanie uświetnili swoją obecnością: Jadwiga Wiśniewska – Europoseł PiS, Barbara Dziuk – Poseł PiS, Waldemar Andzel – Poseł PiS (dojechał na spotkanie w drugiej części), Krzysztof Sitarski – Poseł VIII kadencji, najpierw Kukiz’15, później PiS; Adam Słomka – działacz niepodległościowy ze środowiska KPN-Obóz Patriotyczny, Dariusz Czech – przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ʼ80 oraz przedstawiciele Zarządu JSW KOKS SA z Prezesem Robertem Małłkiem na czele.

Spotkanie, które sprawnie poprowadził Marek Filas, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu państwowego i hymnu górniczego. Po powitaniu przybyłych gości przez Irenę Przybysz Roman Adler – historyk kultury pracy na Śląsku, członek NSZZ Solidarność ʼ80 w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach – przedstawił prezentację zatytułowaną Powstania Śląskie a tradycje kultury pracy na Górnym Śląsku – gawęda trochę rodzinna.

Prelegent nie tylko skrótowo przypomniał przebieg powstań, ale zwrócił uwagę na ich szczególne znaczenie i specyfikę: po 570 latach od pokoju w Namysłowie (1348 r.) polskość na Śląsku, mimo germanizacji, była tak żywa, że polscy Ślązacy gotowi byli przelać krew, żeby się połączyć z Polską.

W tym sensie powstania śląskie wyróżniają się spośród innych powstań polskich, które miały miejsce na ziemiach wchodzących do 1795 r. w skład I Rzeczypospolitej. Podbój większości Śląska w latach 1740–1763 przez Prusy i oderwanie ich od Korony Królestwa Czech Habsburgów rozpoczęły zabory pozostałych ziem, zamieszkałych przez ludność polską, a bez zaboru Śląska, Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski w 2 połowie XVIII w. militaryzm junkrów i biurokracji Prus nie miałby demograficznych i gospodarczych podstaw mocarstwowości. Dlatego oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud: chłopi i robotnicy nauczeni solidnej pracy, dbania o rodzinę, trwania przy wierze przodków, ale wyszkoleni w armii pruskiej. (…)

Roman Adler zachęcił uczestników spotkania, aby zmobilizowali swoje rodziny i znajomych do sprawdzenia, czy w ich domach nie zachowały się dokumenty dotyczące powstańców śląskich. Wskazał możliwe sposoby podtrzymywania pamięci o nich. (…)

W drugiej części spotkania uczestnicy przy muzyce mogli wziąć udział w konkursie na temat powstań śląskich i zatańczyć, kultywując najlepsze tradycje patriotycznych spotkań na Śląsku.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” znajduje się na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy dziecko z Kresów może napisać książkę do nauki języka polskiego i figurować jako autor w Bibliotece Narodowej?

TAK! Rusza unikalny projekt kresowy „Z kuferka prababci”, który doprowadzi do znacznej aktywizacji młodych Polaków mieszkających za wschodnią (i północno-wschodnią) granicą naszego kraju.

Marcin Niewalda

Problem motywacji potomków Polaków na Kresach do edukacji narasta lawinowo w ostatnich latach. Kraje byłych republik radzieckich prowadzą aktywne programy kulturowe w celu zaznaczenia swojej odrębności narodowej. Nieuchronnym pokłosiem tych działań jest gwałtowne obniżenie poczucia dumy u potomków Polaków i chęci do pogłębiania swoich tradycji odczuwanych jako wstydliwe. Nakładają się to na często błędne decyzje organizacji, instytucji, a nawet parafii polskich, które nauczanie dzieci polskojęzycznych łączą z innymi „dla uproszczenia”, zakazują śpiewania polskich pieśni patriotycznych na polskich uroczystościach lub po prostu nie mają odpowiednich materiałów wspomagających proces szkolny.

Fot. Genealogia Polaków

W odpowiedzi na ten problem powstał ten wyjątkowy, autorski program, składający się z dwóch etapów.

  1. W pierwszym etapie dzieci i młodzież z 5 polskich ośrodków na Kresach wezmą udział w konkursie na opisanie żywej i ciekawej historii z ich rodziny lub regionu.
  2. Najlepsze opowiadania zostaną przetworzone przez polonistów, którzy na ich podstawie opracują ćwiczenia do języka polskiego i scenariusz lekcji. Następnie całość zostanie wydana przy współpracy grafików w formie książek (osobna dla każdego regionu), a książki te w 1000 egzemplarzach rozdane rówieśnikom w każdym regionie.

W rezultacie projektu na Kresach pojawi się 5000 dobrze opracowanych książek inspirujących do nauki i napisanych przez same dzieci tam mieszkające.

Projekt ten został doceniony przez Fundację „Orlen – Dar Serca”, która sfinansowała przeważającą część kosztów.

Tegoroczny projekt został poprzedzony edycją testową w ośrodku na Litwie w roku 2017 i osiągnął fantastyczny rezultat edukacyjny i tożsamościowy. W efekcie działań dzieci i młodzież otrzymują materiał napisany przez rówieśników i oparty na historii ich własnych społeczności. Jest to ogromna motywacja do nauki, wzrost poczucia dumy narodowej i konsolidacja środowisk polskich.

Projekt ma też ogromne przełożenie na kształcenie przyszłych liderów. Już po pierwszym konkursie testowym młodzi uczestnicy brali udział w Akademii Dziennikarza na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i uczestniczyli w programach radiowych (również w ramach organizowanego przez naszą Fundację przyjazdu), a obecnie tworzą gazetki szkolne i mają udział w pisaniu artykułów do mediów polonijnych.

Można wesprzeć to działanie przez zbiórkę online https://pomagam.pl/kresowo. Gorąco o to prosimy, gdyż im więcej nagród, tym szerszy krąg zatoczy program.

Fundacja „Genealogia Polaków” – www.fundusz.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” znajduje się na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Za komuny ZOMO pałowało protestujących przeciw podwyżkom cen. Dzisiejsze metody podwyższania opłat są podobne

Rada Miasta Bielska-Białej uchwaliła w spokoju i pełnej harmonii drastyczną, niemal stuprocentową podwyżkę opłat za wywóz śmieci, a strażnik, który mnie przyduszał, śmiał się ze mnie do rozpuku!

Rajmund Pollak

Cały Ratusz był od rana wypełniony funkcjonariuszami Straży Miejskiej uzbrojonymi w czarne pały i paralizatory elektryczne! Gdy Przewodniczący odczytał projekt uchwały o drastycznej podwyżce podatku od nieruchomości, a Pan Prezydent Klimaszewski z władczą gorliwością uzasadniał, że to dla dobra mieszkańców, zaprotestowałem, stwierdzając, że jako mieszkaniec jestem przeciwny takiej podwyżce.

Stolarz okrągłostołowy, pełniący obecnie jedną z najwyższych funkcji w mieście, natychmiast doniósł Straży Miejskiej, że ma uciszyć wszelkie protesty.

Otrzymałem słowne ostrzeżenie od samego Sekretarza Miasta, że mam być cicho, bo w programie Sesji z dnia 19 XI 2019 roku nie ma punktu dotyczącego jakichkolwiek protestów przeciw podwyżkom cen!

W następnym punkcie programu Pan Janusz Okrzesik z posłuszną mu większością Rady Miejskiej uchwalił następne podwyżki – tym razem podatku od środków transportu dla przedsiębiorców, które w praktyce uderzą w małe firmy.

Gdy z kolei wiceprezydent Bielska-Białej wciskał radnym (bezradnym?) ciemnotę o konieczności niemal stuprocentowej podwyżki opłat za wywóz śmieci, uzasadniając to wymogami postawionymi rzekomo przez Rząd RP, ośmieliłem się głośno stwierdzić, że czytałem przedmiotowy akt prawny i nie ma tam wymogu stuprocentowej podwyżki cen!

Wtedy Przewodniczący Janusz Okrzesik wydał Prezydentowi Miasta ustne polecenie, że ma zarządzić rozwiązanie siłowe.

Jarosław Klimaszewski, jako polityk lojalny wobec stolarzy Okrągłego Stołu, natychmiast wydał rozkaz do podjęcia szturmu na galerii. Zostałem brutalnie zaatakowany przez czterech uzbrojonych funkcjonariuszy Straży Miejskiej Bielska-Białej, z których trzech unieruchomiło mi ręce, a czwarty wskoczył mi na plecy i zaczął mnie przyduszać, zakładając nelsona jak w klatkach walki MMA. (…)

Zatem mamy okrągłostołową demokrację w Bielsku-Białej, a kto jest przeciwko podwyżkom cen, to albo go wyrzuci z Ratusza Straż Miejska, albo mu zakneblują usta groźbą wyrzucenia z pracy!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Drakońskie podwyżki w Bielsku-Białej uchwalone drakońskimi metodami” znajduje się na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Drakońskie podwyżki w Bielsku-Białej uchwalone drakońskimi metodami” na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Państwo w sprawie dzietności może zrobić niewiele, choć, naturalnie, rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować

To nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Bez porównania ważniejsze są względy kulturowe – to, jak widzą swoje życie młode kobiety i ich często partnerzy, a nie mężowie.

Henryk Krzyżanowski

Czy polityka może wpływać na demografię? W państwie totalitarnym może wpływać negatywnie, co pokazała polityka jednego dziecka z przymusowymi aborcjami w Chinach.

A w okupowanej Polsce w roku 1942 Artur Greiser, namiestnik Kraju Warty, zakazywał zawierania małżeństw Polakom poniżej 28 roku życia, a Polkom poniżej 25 roku. Wysyłał ich za to pod przymusem do niewolniczej pracy w Niemczech.

Greisera powieszono po wojnie nie za demografię, a za ludobójstwo, czyli fizyczną eksterminację Polaków, w tym kradzież polskich dzieci odbieranych na zniemczenie. A co do pozytywnego wpływu na demografię, to było z tym w III Rzeszy znacznie gorzej. Mimo prowadzenia aktywnej polityki pronatalistycznej, naziści zdołali jedynie spowolnić trwający od dziesięcioleci spadek dzietności Niemek.

W PRL władza miała na głowie inne rzeczy niż demografię. Pamiętam, że w roku 1978 na ostatnim roku anglistyki większość moich studentek była zamężna, a wiele z nich było w ciąży. W Polsce aborcja była wtedy dostępna na życzenie. Komuna borykała się z permanentnym kryzysem gospodarczym, a zdobycie własnego mieszkania przez młode małżeństwo graniczyło z cudem. Przy tym wszystkim przyrost naturalny wzrastał, by osiągnąć swój szczyt w okolicach roku 1983.

W roku 2016 przeciętny wiek zawierania małżeństw to 29 lat dla panów, a 26 dla pań. Polacy jeżdżą masowo do pracy w Niemczech, całkowicie dobrowolnie.

Wskaźnik przyrostu naturalnego oscyluje wokół zera i raczej się obniża. Mamy więc demograficzną zapaść, ale czy zawinioną przez polityków? Cóż, nawet gdyby uniknięto części błędów tzw. transformacji po roku 1989, młodych Polaków wypchnęłaby za granicę likwidacja miejsc pracy w kraju oraz dysproporcja w zarobkach między Zachodem a dawnymi demoludami.

A czy politycy mogą tę sytuację zmienić? Mimo optymistycznych deklaracji premiera Morawieckiego, jestem sceptykiem. Gdy porównać rok 1978 i Polskę dzisiejszą, widać wyraźnie, że to nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Bez porównania ważniejsze są względy kulturowe – to, jak widzą swoje życie młode kobiety i ich – no właśnie – często partnerzy, a nie mężowie. Państwo może tu zrobić niewiele, choć naturalnie rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować.

Ciekawe, że młodzi Polacy żyją teraz obok siebie w dwu odmiennych kulturach. W jednej mamy kohabitację par o niezłych zarobkach i rozbudowanych apetytach konsumpcyjnych. A w drugiej dwoje ludzi, którzy po studiach szybko decydują się na ślub, a potem wspólnie wychowują dzieci.

Kulturę dzietności, którą tworzą, widać nie tylko na placach zabaw, w przedszkolach czy kościołach; także w internecie na forach rodzicielskich i fejsbuku.

Nasza demograficzna przyszłość zależy od tego, która z tych kultur będzie dominować w kolejnych rocznikach młodzieży. Od działań państwa zależy to w stopniu niewielkim.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O demografii i polityce” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku. Za zmianę terminu przepraszamy.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O demografii i polityce” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – najpoważniejsza współczesna inicjatywa dotycząca tego zrywu niepodległościowego

Na interaktywnej mapie „Szlak 1863” oznaczono już ponad 2000 skrupulatnie zweryfikowanych miejsc bitew, mogił, pomników, powstańczych dworów, krzyży powstańczych i tablic pamiątkowych.

Marcin Niewalda

Krzyż powstańczy w Wilkach | Fot. ze zbiorów autora

Powstanie 1863–1864 jest źródłem nowoczesnego patriotyzmu i było punktem wyjścia do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Genealogia Polaków” w 100 rocznicę wybuchu tego zrywu niepodległościowego uruchomiła serwis bazy danych, zbierający wszelkie informacje na temat powstańców, bitew, a także miejsc związanych z powstaniem. Chodzi nie tylko dokładnie oznaczone miejsca bitew. W serwisie są gromadzone i – co najważniejsze – stale weryfikowane takie punkty, jak groby, pomniki, kuźnie, dwory, gdzie zbierali się powstańcy, miejsca pracy na emigracji, miejsca zsyłek, a nawet szkoły, kościoły pod wezwaniem świętych powstańców itp. (…)

Fundacja „Genealogia Polaków” współpracuje z grupami eksploratorskimi, które weryfikują takie miejsca w terenie na podstawie badań nieinwazyjnych oraz kwerend archiwalnych. (…)

„Szlak 1863” już inspiruje do działania szkoły, drużyny harcerskie, organizacje społeczne. Włączają się one biernie i czynnie, np. weryfikując, podając dalsze informacje, aktualizując zdjęcia i stan obecny, zapalając znicze w czasie ważnych świąt. Jedną z takich grup jest np. Szkoła Polska w Grzegorzewie na Litwie oraz drużyna harcerska ze Starych Trok. Młodzież pod kierunkiem opiekunów podjęła w tym roku już po raz drugi akcję weryfikacji. W ten sposób nie tylko zaznajamia się z historią, ale także uczy się wykorzystywać nowoczesne metody pracy „w chmurze” online oraz narzędzia cyfrowe. „Szlak 1863” korzysta bowiem z nowoczesnych technik zarówno pod względem gromadzenia i prezentacji, jak i pod względem współpracy grupowej, pomagając w ten sposób nabywać nowe umiejętności, przydatne np. w późniejszym czasie w pracy zawodowej.

Katalog miejsc, łączony z bazą danych o powstańcach, jest przekazywany do wykorzystania instytucjom takim jak Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób społeczna praca np. polskiej młodzieży z Litwy jest doceniana na całym świecie przez wszystkich, którzy korzystają z portalu i katalogu.

„Szlak 1863” jest działalnością non-profit. Można ją wesprzeć, przekazując wsparcie na cele statutowe Fundacji „Genealogia Polaków” – https://genealogia.okiem.pl/fundusz/darowizny/

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – https://szlak.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” znajduje się na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Adiunkt jako środek chwastobójczy w polskim środowisku akademickim, które od lat stanowi ogród nieplewiony

Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, przyprzężony – dobrze określa jego pozycję w systemie akademickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/nagradzanego.

Józef Wieczorek

To, że środowisko akademickie, uformowane/sformatowane w czasach czerwonej zarazy i funkcjonujące w czasach zarazy tęczowej, stanowi ogród nieplewiony, od lat jest chyba wiedzą powszechną. Jeśli nawet wyrosły w nim piękne drzewa, to są one tłumione przez chwasty, które nieraz je oplatają niczym liany.

Na niektórych uczelniach powstały co prawda ogrody profesorskie, i to czasem na miejscu dawnych latryn, ale smród akademicki nie przestał się unosić także poza ogrodami. Nie może być inaczej, gdyż akademickie, w tym profesorskie afery na uczelniach są na porządku dziennym, choć rzadko medialnym.

Ogród nieplewiony

To, że nasz system akademicki mimo ciągłych reform jest patologiczny, a nawet wręcz przyjazny patologiom, nie jest tajemnicą.

Trudno, aby było inaczej, skoro świat akademicki, mający na celu poszukiwanie prawdy, przez dziesiątki lat funkcjonował w systemie kłamstwa. Schizofreniczna sytuacja nie mogła pozostać bez wpływu na społeczność akademicką i struktury akademickie sformatowane w czasach czerwonej zarazy. Oczyszczenia pozytywnego podczas transformacji nie było, a przed transformacją przeprowadzono oczyszczenie negatywne, którego skutków niemal nikt nie chce poznać.

Moralna zapaść środowiska akademickiego jest faktem, choć przez lata jakby nie zauważano jego postępującej degradacji, niskiego poziomu etycznego kadr akademickich, a szczególnie tych osób, które winny stać (formalnie stojących!) na straży jego należytego poziomu. Można mówić, że polski system akademicki patologiami stoi, a w gruncie rzeczy leży, jeśli się porówna jego moc z nauką światową. Wzrost utytułowania kadry i imponujący wzrost ilości nieruchomości akademickich w warunkach patologicznych nie przekłada się na wzrost poziomu naukowego.

Jak z tym skutecznie walczyć? Żadne reformy, bez względu na to, przez jaką opcję polityczną przeprowadzone, nie dały sobie rady z naprawą systemu akademickiego, w tym z odchwaszczeniem – jak obrazowo się określa – środowiska akademickiego.

System akademicki jak był, tak i pozostał ogrodem nieplewionym.

W rolnictwie do odchwaszczania z powodzeniem stosuje się preparat noszący nomen omen akademicką nazwę „adiunkt”, dopuszczony do stosowania przez Ministerstwo Rolnictwa (numer zezwolenia R-27/2016). Zapewne wszyscy wiedzą, że w systemie akademickim adiunkt to stanowisko obejmowane zwykle przez osoby posiadające stopień doktora. Znany profesor od doskonałości naukowej i udoskonalania adiunktów, a zarazem niestrudzony bloger – Bogusław Śliwerski (pisałem o nim w „Kurierze WNET” nr 63/2019 – O doskonałości pedagoga) zadał na swoim blogu Pedagog prowokacyjne pytanie: Czy adiunkci wypalą chwasty w nauce? (26.10.2019), jakby nawołując do zastosowania w resorcie nauki doświadczeń wypracowanych w resorcie rolnictwa.

Nauka adiunktami stoi

Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, ‘przyprzężony’ – dobrze określa pozycję adiunkta w systemie akademickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/nagradzanego, a nader często „dołowanego”, szczególnie wtedy, gdy uchyla się od stosowania znanego ukazu carskiego „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”, jakby respektowanego do dnia dzisiejszego w polskim systemie akademickim.

Na uczelniach i w instytutach badawczych na ogół się mówiło, że stoją one adiunktami, jako że moc pracy akademickiej spoczywała zwykle na adiunktach, niezbędnych do realizacji zadań dydaktycznych i badawczych, w sytuacji gdy tzw. samodzielni pracownicy akademiccy nie zawsze do tej pracy byli skłonni czy przysposobieni. Zresztą często ci ostatni, jako wieloetatowcy, pozbawieni jednak zdolności do bi- czy multilokacji, na taką działalność nie zawsze znajdowali czas, o ile jeszcze mieli na nią ochotę.

Bez adiunktów uczelnie nie byłyby w stanie funkcjonować, a zresztą bez wypromowania doktorów nie można było zostać profesorem, więc do awansu do nadzwyczajnej kasty adiunkci byli niezbędni. Potem można było się ich pozbywać, gdy zagrażali „samodzielnym” i/lub najlepszemu z systemów.

Aby system nauki z takich oczyszczać, ogłaszano zazwyczaj, że jest problem z adiunktami, którzy się nie rozwijają i trzeba ich z systemu eliminować, aby dać szansę młodszym. Fakt, że wielu się nie rozwijało formalnie, bo byli tak dobierani na etaty, aby jedynie służyć do rozwoju ich „przyłożonym”. Inni na rozwój formalny nie mieli szans, bo swoje pasje naukowe mogli realizować jedynie w konspiracji przed panującymi w nauce, a ujawnienie rezultatów zapisywanych – o zgrozo – jedynie na swoje konto (z pominięciem panujących) skazywało ich na wykluczenie z systemu.

Mimo cyklicznych akcji czyszczenia uczelni z niepotrzebnych już, wyeksploatowanych adiunktów, jakoś ustawiczny problem „niedorozwoju” adiunktów ani problem spadania poziomu nauki nie zostały rozwiązane. Widocznie czyszczenie systemu z ludzi hierarchicznego środka, bez czyszczenia hierarchicznych szczytów, nic w tej materii nie daje.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Adiunkt jako środek chwastobójczy w środowisku akademickim” znajduje się na s. 14 i 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Adiunkt jako środek chwastobójczy w środowisku akademickim” na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ślady polskości na Białorusi – kościół w Mińsku Białoruskim, ufundowany przez ziemianina Edwarda Woyniłłowicza

Edward Woyniłłowicz zmarł w niepodległej Polsce w 1928 roku, ale nie został zapomniany na Białorusi. W 2016 roku na wniosek diecezji mińsko-mohylewskiej rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Joanna Pyryt

„Czerwony kościół” w Mińsku Białoruskim pw. św. Szymona i św. Heleny został ufundowany i zbudowany w latach 1905-1910 przez polskiego ziemianina Edwarda Woyniłłowicza (1847–1928) dla uczczenia jego zmarłych dzieci – syna Szymona, zmarłego w wieku 9 lat i córki Heleny, zmarłej w wieku 19 lat. „Czerwony kościół” podzielił los innych kościołów i cerkwi w ZSRR, był niszczony, przeznaczony na kino, ale na skutek licznych protestów i działań katolików został im zwrócony w kwietniu 1990 roku (jeszcze w ZSRR).

Edward Woyniłłowicz był właścicielem odziedziczonego po ojcu majątku Sawicze koło Nieświeża. Prowadził wzorowo to gospodarstwo i cieszył się powszechnym szacunkiem. Po ukończeniu studiów inżynierskich w Petersburgu początkowo pracował w petersburskiej fabryce parowozów, gdzie jego ojciec był dyrektorem. Na Białorusi działał na rzecz ziemiaństwa – był prezesem Towarzystwa Rolniczego Mińskiego i założycielem banku pożyczkowego. Wspierał też Białorusinów (dofinansowywał ich ruch narodowy) oraz Tatarów i Żydów (założył komitet obrony ich praw). Łożył też na budowę cerkwi. W 1906 roku został wybrany do rosyjskiej Rady Państwa, gdzie przewodniczył kołu Królestwa Polskiego, Litwy i Rusi.

Majątek Sawicze po traktacie ryskim znalazł się za granicą niepodległej Polski. Edward Woyniłłowicz osiadł w Bydgoszczy, gdzie żył w bardzo skromnych warunkach i zmarł w 1928 roku. Niestety II Rzeczpospolita nie znalazła dla niego dobrego zajęcia. Nie został jednak zapomniany na Białorusi – w 2006 roku ekshumowano jego szczątki z cmentarza w Bydgoszczy i pochowano je przy czerwonym kościele w Mińsku. A w 2016 roku na wniosek diecezji mińsko-mohylewskiej rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Edwarda Woyniłłowicza. Postulatorem apostolskim był pallotyn, śp. ksiądz Henryk Kietliński.

W poprzednim numerze „Kuriera WNET” w artykule p. Joanny Pyryt zdjęcie przedstawiające opisany wyżej „czerwony kościół” zostało omyłkowo opatrzone podpisem, który powinien znaleźć się przy fotografii na górze strony 18 nr. 65 KW, przedstawiającej kościół i klasztor bazylianów w Witebsku, ufundowany przez Adama Kisiela w miejscu kaźni Jozafata Kuncewicza. Przepraszamy Autorkę artykułu.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „»Czerwony kościół« w Mińsku Białoruskim pw. św.św. Szymona i Heleny” znajduje się na s. 19 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Joanny Pyryt pt. „»Czerwony kościół« w Mińsku Białoruskim pw. św.św. Szymona i Heleny” na s. 19 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego