Studio Dublin – 21 grudnia 2018 – Goście: [*] Maciej Smoleński, Ernest Bryll, Tomasz Szustek, B. Feręc i A. Sławiński

W przedświątecznym „Studiu Dublin”, obok najważniejszych informacji z Wysp, w tym prawdopodobnego drugiego referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, świąteczne i radiowe podsumowanie roku.

Studio Dublin rozpoczęliśmy od wizyty w Londynie, gdzie jest nasz dziennikarz i korespondent Alex Sławiński. Mimo, że czas świąt na wyciągnięcie ręki, to polityka i sprawy około Brexitowe zaprzątają uwagę Brytyjczyków i rezydentów. Coraz częściej mówi się o możliwości II referendum – jak relacjonuje Alex Sławiński.

 

Alex Sławiński z ambasadorem Arkadym Rzegockim i jego małżonką.

Co ciekawe, gorącym orędownikiem takiego rozwiązania jest „ojciec chrzestny” Brexitu – Boris Johnson. Oto rozmowa z Aleksandrem Sławińskim.

 

 

Z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska – IE (partnerem Radia WNET), rozmawialiśmy o złych prognozach dla irlandzkiej gospodarki w przyszłym, 2019 roku.

 

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE, i jego cotygodniowe komentarze, nie tylko polityczne. Foto: arch. Bogdana Feręca.

 

Przedświąteczną porą zastanawialiśmy się także nad kondycją polskiej duszy emigranta pod niebem Republiki Irlandii. Rozmowa z Bogdanem Feręcem tutaj:

 

Sporych rozmiarów pagórek koło wioski Newgrange w hrabstwie Meath był od dawna uważany za starożytny kurhan. Wszak na okolicznych polach było i jest nadal sporo tego typu pamiątek po przodkach, które miejscowi mieszkańcy traktowali z szacunkiem i omijali je przy oraniu pól. Obiekt ten przez długi czas nie przykuwał nawet specjalnej uwagi archeologów.

Tomasz Szustek, dziennikarz, podróżnik i fotograf. Fot. arch. Tomasza Szustka.

Nikt wtedy nie przypuszczał, że ten zabytek stanie się niegdyś wizytówką irlandzkiej archeologii i zostanie wpisany na Światową Listę Zabytków Kultury UNESCO – mówi Tomasz Szustek.

Odkrywcy natrafili na wejście do wąskiego korytarza, który po 19 metrach doprowadził ich do niewielkiej komory grobowej. Sufity i ściany, wykonane były z płyt kamiennych, a całość konstrukcji była w doskonałym stanie i sprawiała wrażenie jakby zrobiono ją przed tygodniem, a przecież nie było tam nikogo od 5 tysięcy lat!

 

Wykopaliska na tym stanowisku zaczęto dopiero w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Fot. Tomasz Szustek.

W komorze grobowej znaleziono niewiele, przepalone kości ludzkie, ułamki naczyń glinianych, paciorki kamienne i gliniane. Zmarły został więc przed pochówkiem spalony wraz przedmiotami, które służyły mu za życia doczesnego i które współcześni zapewne podarowali mu na wyprawę w zaświaty.

 

Co to ma wspólnego z grudniową porą? Ano bardzo wiele. Dokonano pod tym kątem szacunkowych obliczeń, pomiarów i oględzin grobowca. Rezultaty tych badań przeszły najśmielsze oczekiwania, jednak do końca nie wierzono, że po tylu latach przewidywany efekt będzie widoczny. W napięciu czekano wyznaczonej daty.

Cały spektakl zaczął się o świcie najkrótszego dnia roku, 21 grudnia, tj. w przesilenie zimowe.

Pierwsze promienie wschodzącego słońca, wpadły wprost na otwór nad wejściem do grobowca, po czym powoli, w miarę jak słońce wschodziło, sięgały coraz dalej w głąb korytarza by po paru minutach, ten jedyny raz w roku rozświetlić całe wnętrze komory grobowej, pierwszy raz od momentu zawalenia się kurhanu kilka tysięcy lat temu. Ekipa archeologów, pierwsi widzowie tego zjawiska oniemieli z wrażenia.

I o tym opowiada Tomasz Szustek:

 

 

W czasie świąt Bożego Narodzenia, irlandzka Polonia wspomina profesora Macieja Smoleńskiego, jednego z założycieli Towarzystwa Irlandzko-Polskiego, jego wieloletniego prezesa, działacza polonijnego Ogniska Polskiego i Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Dublinie, Wielkiego Polaka.

 

Prof. Maciej Smoleński. Fot. archiwum Irish – Polish Society.

Był emerytowanym profesorem Royal Irish Academy of Music w Dublinie. Po raz pierwszy wywiad sprzed lat z profesorem Maciejem Smoleńskim na radiowej antenie:

 

 

O Irlandii i Irlandczykach rozmawiałem z jednym z najwybitniejszych polskich poetów współczesnych – Ernesta Brylla. 

 

Ernest Bryll. Rysunek Katarzyny Sudak.

Ernest Bryll – poeta, tłumacz, dziennikarz, podróżnik, ale i dyplomata. W 1991 roku otrzymał tekę ambasadora RP w Republice Irlandii.

To on przecierał po roku 1989 pierwsze szlaki dyplomatyczne między Polską a Irlandią.

 

 

To ostani program „Studio Dublin” przed świętami Bożego Narodzenia, stąd gorące życzenia dla współpracowników, przyjaciół i osób związanych z Radiem WNET i naszą wyspiarską redakcją:

 

Partnerem programu „Studio Dublin” i Radia WNET jest portal Polska – IE, którym zarządza Bogdan Feręc.

 

Powieść o transformacji. Zderzenie marzeń o kapitalizmie z rzeczywistością. Historia opowiedziana przez jej uczestnika

Te wydarzenia mamy wciąż w pamięci – przemiany ustrojowe, podczas których zostaliśmy „ograni” nie tylko przez wszystkich, po których należało się tego spodziewać, ale i przez tych, którym zaufaliśmy.

Magdalena Słoniowska

Kanwą utworu stała się historia sprzedaży Polakom przez koncern Fiat licencji na cinquecento, a następnie zakupienia przez Włochów Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. Historię rokowań, ich szczegółowy przebieg czyta się jak kryminał. Śledzimy przebieg rozmów, zachowanie postaci reprezentujących obie strony rozmów, niekompetencję, beztroskę, cynizm i brak kultury przedstawicieli strony polskiej, przebiegłość Włochów, górujących wiedzą i doświadczeniem nad polskimi aparatczykami partyjnymi występującymi w nieswojej roli specjalistów od negocjacji biznesowych.

Krok po kroku odbywa się przejmowanie fabryki przez włoską firmę, czemu nie można przyglądać się bez emocji. Nie tylko dlatego, że zostało to zajmująco przedstawione, ale przede wszystkim z tego powodu, że są to wydarzenia widziane oczami ich rzeczywistych uczestników, ukrytych pod postaciami bohaterów powieści. Nazwiska niektórych z nich łatwo rozszyfrować.

Na przykładzie sprzedaży Fabryki Aut obserwujemy wkraczanie do Polski kapitalizmu, tak wytęsknionego i wyidealizowanego przez nasze społeczeństwo, a który okazał się tak daleki od wyobrażeń, jakie mieli na jego temat Polacy, oddzieleni żelazną kurtyną od zachodniego świata.

Następuje zderzenie marzeń z rzeczywistością. Powieść pokazuje, do jakiego stopnia oczekiwania milionów członków Solidarności okazały się naiwnością, a przez lata komunizmu karmiliśmy się złudzeniami. Okazuje się, że nowi, europejscy właściciele polskiego zakładu chcą tylko i wyłącznie zarabiać na nas pieniądze. Organizacja pracy może się i poprawia, ale pracownicy są traktowani przedmiotowo w większym jeszcze stopniu niż za komuny, nagradzane jest donosicielstwo, Solidarność – konsekwentnie marginalizowana. Nawet francuskie związki zawodowe, do których zwracają się przedstawiciele zakładowej Solidarności, tak skutecznie walczące o swoich pracowników, odsyłają Polaków z kwitkiem. (…)

Nastroje w powieści zmieniają się jak w kalejdoskopie, podobnie jak zwroty akcji. Nocne czuwanie w kolejce po pralkę, obiad we włoskiej stołówce pracowniczej, omawianie przez towarzyszy z najściślejszej góry PZPR odnowy swojego wizerunku czy proces doboru współpracowników-donosicieli przez włoskich właścicieli fabryki i wiele innych epizodów jest przedstawionych z często finezyjnym humorem. Humor przewija się zresztą przez całą powieść, jest obecny nawet w opisach dramatycznych wydarzeń, choćby takich jak strajk w Tychach.

Poczucie humoru zawsze pomagało Polakom przetrwać, spojrzeć z dystansem na siebie i własną historię. Jeszcze większość z nas ma tę historię w pamięci – zarówno okres socjalis­tycznej niedoli i niedostatku, jak i przemiany ustrojowe, podczas których społeczeństwo zostało „ograne” nie tylko przez wszystkich, po których należało się tego spodziewać, ale i przez tych, którym niemal bezgranicznie zaufało. Tak też zostało to przedstawione przez Rajmunda Pollaka.

Znajdujemy powagę i patos w sytuacjach, które tego wymagają, jednak nad wszystkim góruje poczucie humoru, które nie przeszkadza trzeźwemu spojrzeniu na rzeczywistość, a wręcz jest jego świadectwem. (…)

Powieść jest reprezentatywna dla pokolenia, które zakosztowało życia w komunie, należało do Solidarności i stworzyło etos – i wierzyło w niego – w którym było miejsce na prawdę, wolność, solidarność, sprawiedliwość i poczucie bezpieczeństwa. W pewien sposób jest głosem dzieci i wnuków tych, o których pisał Piotr Semka w My, reakcja – i którzy nadal są „reakcją”, i znowu nie mają swojego miejsca, są spychani na margines jako ci, których poglądy łatwo określić jako nieracjonalne, idealistyczne, czasem śmieszne.

Wiele osób znajdzie w książce Rajmunda Pollaka swoje wspomnienia, emocje i postawy. Innym pomoże zrozumieć sposób myślenia pokolenia Solidarności. A na pewno nikt nie będzie się nudził podczas lektury.

Rajmund Pollak, Capo z licencją. Cena odwagi cywilnej, Editions Spotkania, Warszawa 2018

Cały artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „Capo z licencją. Powieść o najnowszej historii Polski” znajduje się na s. 16 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „Capo z licencją. Powieść o najnowszej historii Polski” na s. 16 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Cokolwiek Putin zrobi, nie należy reagować, byle go nie drażnić? Polemika J. Chmielowskiej z M. Iwanowem z „Do Rzeczy”

Niczego nie róbmy, by nie dawać pretekstu Putinowi do kłamstw i manipulacji. Na tej zasadzie pewnie poddały się wojska ukraińskie na Krymie – nie przeciwstawiać się, bo to będzie uznane za prowokację.

Jadwiga Chmielowska

Kornel Morawiecki przesadził i skompromitował się twierdząc, że Putin jest demokratą itp. Autor próbuje to odkręcić, tytułując swój tekst „Kornel nie jest putinofilem”. Usiłuje twierdzić, że za 15 lat Rosja będzie normalnym, demokratycznym krajem. Co ciekawe, w plejadzie nazwisk wymienianych przez niego demokratów znalazł się siedzący w więzieniu Nawalny, który nawet za kratami ucieszył się, że „Krym jest nasz”.

Śmiem twierdzić, że demokratyzacja Rosji nie nastąpi nawet za 150 lat. Jedynie czynniki zewnętrzne i twarde stanowisko międzynarodowe mogą zmusić Rosję do zmiany postępowania.

Tak, jak to było z pierestrojką Gorbaczowa, która wymknęła się spod kontroli. Czas demokraty Jelcyna traktowany jest jako okres „smuty”. Niemcow i Nowodworska, ostatni rosyjscy demokraci, już nie żyją, a Bukowski jest chory i stary.

Prawdą jest natomiast to, że sprawa Kornela Morawieckiego wykorzystywana jest przez Kreml do destabilizacji rządu jego syna Mateusza Morawieckiego. Pisałam o tym zagrożeniu kilka miesięcy temu. Mateusz Morawiecki publicznie odciął się od poglądów ojca. Od razu Kornel Morawiecki zniknął z mediów, w tym rosyjskich. Oręż został wytrącony. Ale nikt nie kompromitował Kornela Morawieckiego Robił to sam, na własne życzenie.

Cel napisania artykułu wyjaśnia ostatni akapit: „Uważamy (Kornel Morawiecki i Mikołaj Iwanow – przyp. red.) jednak, że złagodzenie rosyjskich imperialnych tendencji leży w granicach naszych możliwości. Jak widać, nowe sankcje jedynie wzmacniają Putina, jednoczą naród wokół niego i jego reżimu. Czy zatem tędy droga?”.

Czyli cokolwiek Putin zrobi, należy go dalej wspierać, dawać pieniądze i nie reagować. Kornel Morawiecki wręcz twierdził, że Krym się Rosji należy. Tymczasem przeważająca większość Rosjan popiera Putina, bo odpowiada im Rosja mocarstwowa, imperialna.

Wyrażanie ubolewań i cyrk urządzony przez Francję i Niemcy w Mińsku do niczego nie prowadzą. Rosja ustępuje tylko przed siłą i stanowczością.

Nord Stream jest najlepszym dowodem, do czego dążą Niemcy. Armia europejska i osłabienie NATO, promowane przez Niemcy i Francję, są w interesie Rosji. Mikołaj Iwanow chwali współpracę niemiecko-francuską.

Wielu niedouczonych polskich patriotów może się niestety nabrać na głupie, prymitywne rosyjskie hasła.

Jak wygląda rosyjska polityka pokojowa, widać teraz w ataku na okręty ukraińskie na Morzu Azowskim. Moskwa chce z tego akwenu zrobić wewnętrzne jezioro. Blokuje w ten sposób ukraiński port w Mariupolu. Most przez Cieśninę Kerczeńską zbudowano przy pomocy zachodnioeuropejskich firm. Pieniądze nie śmierdzą. A „gawnojedów” i pożytecznych idiotów zawsze dostatek!

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na służbie Moskali. Naiwność czy premedytacja?” znajduje się na s. 2 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na służbie Moskali. Naiwność czy premedytacja?” na s. 2 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Płużański o dekomunizacji: Są w Polsce elity rządzące, którym dobrze było za komuny i nadal chciałyby żyć w PRL-u

Dlaczego prezydent Warszawy nie chce po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego uregulować nazw ulic stolicy tak, aby przeprowadzić choćby częściową ich dekomunizację… – opowiada Tadeusz Płużański

7 grudnia Naczelny Sąd Administracyjny podtrzymał wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o uchyleniu ponad 40 zarządzeń wojewody, dotyczącym zmiany nazw Warszawskich ulic. Sąd uważa, że decyzje były podjęte niezgodnie z literą prawa i nie były wystarczająco uzasadnione. Oprócz zmiany w nazwie ulicy al. Armii Ludowej na al. Lecha Kaczyńskiego prawomocne stały się m.in. uchylenia zmian nazw ulic Stanisława Wrońskiego na Anny Walentynowicz, czy Małego Franka na Danuty Siedzikówny „Inki”.

Żołnierze wyklęci niestety stracili swoje ulice w Warszawie. Należą do nich. m.in. Danuta Siedzikówna „Inka”, dlatego poczuliśmy się w obowiązku aby zaprotestować przed tym precedensem. Nie może być tak, aby w miejsca przeznaczone dla bohaterów były zastępowane zbrodniarzami komunistycznymi, funkcjonariuszami dawnego systemu – komentuje Tadeusz Płużański, gość Poranka Wnet, prezes fundacji Łączka, szef publicystyki w TVP Historia.

Obecnie mamy rocznice tragicznych dat grudniowych, m.in. pacyfikacji Kopalni Wujek. Ulica Bohaterów z kopalni będzie teraz nosiła imię komunistycznego przodownika pracy Wincentego Pstrowskiego. Jak podaje portal Do Rzeczy, górnicy z kopalni Wujek już zaczęli strajkować w związku z tą decyzją, napisali również list adresowany do Rafała Trzaskowskiego, w którym możemy przeczytać m.in. : „Po blisko trzech dekadach wolnej Polski, w roku stulecia odzyskania Niepodległości, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, śmieje się Pan w twarz Bohaterom. Jest to haniebne postępowanie, które jest nie tylko niezrozumiałe, ale również podłe”.

Zdaniem Tadeusza Płużańskiego, powodów decyzji cofnięcia dekomunizacji nazw ulic przez rządzących stolicą jest wiele.

Pierwszy to brak rozumu, drugi to pycha władzy: wygraliśmy, więc możemy sobie pozwolić na wszystko. Trzeci powód jest najpoważniejszy; są siły, które czuwają, aby nasza prawdziwa historia nie przebijała się do świadomości polaków. Te siły dbają, żeby wciąż przebijała komunistyczna propaganda. Można się domyślać, że te siły są na zapleczu u Rafała Trzaskowskiego”- dodaje historyk.

Gość Poranka WNET mówi także o drugiej bulwersującej reformie nowego prezydenta Warszawy. Dotyczy ona sprawy afery reprywatyzacyjnej.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

 

Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (3). Pieniędzy zabraknie za 3 lata / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Niemcy mają pieniądze, Szwedzi je mają, nawet Czesi mają, a my, kurna, nie mamy i nic nie możemy zrobić. Otóż właśnie że mamy, ale w odróżnieniu od naszych sąsiadów, pieniądze te marnujemy.

Pieniędzy zabraknie za trzy lata.

A zabraknie ich na pewno w kasie państwowej z oczywistego powodu – wadliwej, wręcz patologicznej struktury zatrudnienia w Polsce. Pisałem o tym poprzednio. Spada, kolejny rok z rzędu, ogólna ilość pracowników zatrudnionych w sektorze prywatnym (czy do 9 osób, czy do 1000 to nie ma znaczenia; wyjaśnienie dla mojego krytyka z FB). Rośnie natomiast liczba zatrudnionych w sferze budżetowej. Rosną nam szeregi biurokracji, i to w sposób niespotykany dotychczas na świecie. Mamy obecnie – licząc na jednego mieszkańca – 2-krotnie więcej biurokracji niż socjalistyczna Szwecja, 2,5-krotnie więcej niż biurokratyczne Niemcy i 5-krotnie więcej niż wolnorynkowe Stany Zjednoczone.

Ta patologiczna struktura polskiego zatrudnienia wynika wprost z filozofii myślenia obecnych elit politycznych o państwie jako strukturze zarządzania wspólnotą narodową. Tak rządzących, jak i opozycyjnych. Słowem-kluczem do zrozumienia tego zamysłu jest ‘redystrybucja’. W wydaniu obecnego obozu Dobrej Zmiany jest to na dodatek ‘sprawiedliwa redystrybucja’. Co skutkuje jeszcze większym przyrostem armii urzędniczej niż w epoce patologicznego bezprawia Platformy Obywatelskiej. Żeby było naprawdę sprawiedliwie, jeszcze większa ilość biurw musi z bliska obejrzeć każdą złotówkę przeznaczoną na programy socjalne. I jeszcze więcej tych złotówek musi trafiać bezpośrednio do Centrali. Dla porównania, w Szwecji „tylko” 50% wszystkich podatków trafia do skarbu państwa. W Polsce 82%.

Jak pisałem jakiś czas temu, ta rozdęta biurokratyczna armia przejada rokrocznie ok 90 miliardów złotych. 90 miliardów złotych, które powinny służyć rozwojowi polskiego narodu. To z tych właśnie marnowanych pieniędzy powinna być skorygowana podstawowa wada polskiego zatrudnienia, jaką jest ogromny pozapłacowy koszt zatrudnienia pracownika. Nie będę tu wspominał o pracownikach budżetowych, bo przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej zupełnie mnie nie interesuje.

Ale dla 12 milionów pracowników i zatrudniających ich przedsiębiorców prywatnych obniżenie składki ubezpieczenia do poziomu angielskiego skutkowałoby wprost ogromnym wzrostem atrakcyjności pracy w Polsce i ogromną premią biznesową dla przedsiębiorców. (Dodatkowe 6000 zł rocznie dla pracownika i 6000 zł dla przedsiębiorcy za każdego pracownika).

90 miliardów złotych to tylko bezpośredni koszt związany z przerostem biurokracji (już co dziesiąty zatrudniony w Polsce jest urzędnikiem). Nie sposób dokładnie oszacować wpływu tej biurwokracji na koszty prowadzenia biznesu, ale spróbujmy. 60 brytyjskich funtów, czyli niecałe 300 złotych kosztuje małego przedsiębiorcę w Anglii prowadzenie rocznej księgowości. Sprowadza się ona do nabijania na jeden gwóźdź faktur zakupów, a na drugi faktur sprzedaży w okresie jednego roku kalendarzowego. A zatem co najmniej 20-krotnie taniej niż w Polsce. Nie mówiąc już o sytuacji zatrudniania księgowego w firmie, bo wtedy koszt prowadzenia księgowości jest dużo, dużo wyższy.

Zapytałem wczoraj moją kontrolerkę w urzędzie skarbowym, czy nie uprościłoby to sprawy, ale popatrzyła na mnie dziwnie. W związku z czym obróciłem wszystko w żart; w końcu chcę jakoś dożyć do głodowej emerytury. A między nami, już nie żartując, jeżeli pomnożymy ten koszt przez 1,5 miliona firm, otrzymamy wynik równy prawie 9 miliardom złotych. Do tego musimy jeszcze doliczyć koszt trwałego wypchnięcia 2,5 miliona Polaków za granicę za chlebem. I brak jakiegokolwiek opodatkowania 2 milionów naszych rodaków żyjących w szarej strefie, nie-bezrobotnych i nie-pracujących na stałe.

Opodatkowanie 4,5 miliona tylko 10% (w końcu byłem kiedyś liberałem) podatkiem od zarobków 2000 zł miesięcznie stanowi wartość prawie 11 miliardów złotych. Mamy zatem już 20 dodatkowych miliardów złotych rocznie w budżecie, uwzględniając jedynie proste działania księgowe, bez uwzględnienia niepoliczalnego impulsu wzrostowego. Gdybyśmy go uwzględnili w wysokości 10% wzrostu dochodów państwa, co jest wielkością bardzo ostrożną, to przybędzie nam dodatkowo 40 miliardów złotych. I to już w drugim roku funkcjonowania zmienionej zasady zarządzania państwem. Bo w pierwszym – pamiętamy? – musimy wypłacić roczne odprawy wszystkim zwolnionym z państwowej posady urzędnikom.

Wiem, to niesprawiedliwe społecznie, ale w myśleniu o państwie musimy kierować się zyskiem jako pierwszą zasadą. Sprawiedliwość może być dopiero na drugim miejscu. Dlatego prawie polubiłem Angelę Merkel, gdy na koniec panowania wygłosiła właśnie takie słowa.

Po co napisałem wszystko co powyżej, nie będąc ekonomistą i zdając kiedyś na słabą trójkę (pst, ściągałem) maturę z matematyki? Bo ostateczną odpowiedzią, jaka pada na rynku na pytanie o możliwość uzdrowienia państwa, jest właśnie brak pieniędzy. Niemcy mają pieniądze, Szwedzi je mają, nawet Czesi mają, a my, kurna, nie mamy i nic nie możemy zrobić. Otóż właśnie że mamy, ale w odróżnieniu od naszych sąsiadów, pieniądze te marnujemy. I zamiast być wolnym i bogatym państwem wolnych i zamożnych obywateli, staczamy się coraz bardziej w odmęty żebractwa.

Bo podliczmy na koniec w miliardach: 90 (zlikwidowanie biurokracji) + 9 (zmniejszenie kosztów księgowych prowadzenia firmy) + 11 (opodatkowanie Polaków pracujących poza polskim systemem) + 40 (impuls wzrostowy po ich powrocie) = 150 miliardów złotych rocznie. A na zmniejszenie obciążenia płacy kosztami ubezpieczenia potrzeba, z moich wyliczeń, jedynie 140 miliardów. Oprócz namacalnych w naszych kieszeniach złotówek, operacja ta przysłuży się uzdrowieniu polskiego rynku pracy i naprawie państwa. Zmianie chorej struktury zatrudnienia i zarządzania na zdrową i efektywną. Co wreszcie zaowocuje powstaniem Wspaniałej V Rzeczypospolitej – naszej narodowej dumy.

Jeżeli takiego generalnego remontu nie przeprowadzimy, ta III i ½ – z jaką mamy do czynienia obecnie – upadnie, dobita kolejnymi żądaniami płacowymi sfery budżetowej. Co, jak się wydaje, już się zaczyna. Czy będzie to za 3 lata, jak prorokuję w tytule, czy trochę później, nie ma chyba większego znaczenia?

Jan A. Kowalski

PS. W sumie należy przyjąć, że większość ze zwolnionych urzędników znajdzie bez trudu zatrudnienie na złaknionym pracownika polskim rynku. Ale na razie, jak na humanistę przystało, nie chce mi się tego dodawać J

„Dobro kraju jest najważniejsze. Nie zgadzam się na dyktat klimatystów!”. Czy takie słowa padną z ust naszych polityków?

Polska nie ma mężów stanu takich jak Donald Trump, który potrafił w imię ochrony gospodarki amerykańskiej powiedzieć w 2017 roku na szczycie G7 zdecydowane NIE dla polityki klimatycznej świata.

Marek Adamczyk

W dniach od 3 do 14 grudnia 2018 roku po raz trzeci na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat odbędzie się w Polsce międzynarodowy Szczyt Klimatyczny Ziemi – COP24. Organizator zakłada, że uczestniczyć w nim będzie ok. 30 tys. osób z całego świata. (…)

Trzeci szczyt będzie rekordowy, jeśli idzie o koszty i ilość uczestników, o czym napisałem powyżej. Rekordowe zapewne będą też żądania uczestników co do dalszego ograniczenia stosowania paliw kopalnych, w tym przede wszystkim węgla kamiennego i brunatnego, w sektorze wytwarzania energii oraz dalszego zwiększenia udziału OZE w produkcji tzw. zielonej energii. Pojawią się również naciski na dalsze wzrosty opłat za emisję dwutlenku węgla, mające na celu doprowadzenie elektrowni węglowych do bankructwa. W Polsce, według szacunków ekspertów, dodatkowe koszty związane z wypełnieniem nakazów zawartych w europejskich dyrektywach klimatycznych mogą sięgnąć kwoty od 700 do 1000 miliardów złotych do 2030 roku. To doprowadzi nasz przemysł do ruiny!

Co robią nasi politycy w tym zakresie? Przecież widzą nadciągającą katastrofę. Oni z pietyzmem implementują, czyli wdrażają polecenia płynące z Brukseli, choć prywatnie mają co do tego (teorii globalnego ocieplenia) wiele wątpliwości.

(…) Wbrew faktom, robimy swoje – likwidujemy kopalnie węgla kamiennego, zarzynamy energetykę na nim opartą i osłabiamy swoje bezpieczeństwo energetyczne. Jak zwykle, za kilka lat obudzimy się z ręką w nocniku i powiemy, że tego nie dało się przewidzieć. Kto za to zapłaci? Nie politycy z górnej półki obecnie nami rządzący, a bierny dzisiaj naród.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Taki mamy klimat…” znajduje się na s. 2 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Taki mamy klimat…” na s. 2 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Atrakcyjny patriotyzm w Zbąszyniu. Zdumiewająco zgodna współpraca lokalnych władz i stowarzyszeń dla wspólnego dobra

Zbąszyń, 3 listopada 2018 roku… Godzinny poranne. Przy Kładce Koźlarzy nieopodal rzeki zostaje ustawiona armata prawosławna, a w parku ckm-y. Na ulicach miasta pojawiają się żołnierze…

Adam Olech, Łukasz Szaferski

Nie jest to początek scenariusza jakiegoś filmu, lecz wprowadzenie czytelnika w trzecią już edycję gry miejskiej „Zbąszyńska Niepodległa”. Gry, która ma za zadanie uczyć historii Zbąszynia i okolic poprzez zabawę. Może w niej brać udział każdy, kto będzie w stanie zebrać sześcioosobową drużynę, aby móc przystąpić do wykonania misji – w tej edycji 9. misji. Na trasę gry wyszło 15 drużyn, czyli około 90 uczestników (…)

Fot. TDH 57 pp

Stowarzyszenie Patriotyczny Zbąszyń zostało zawiązane pod koniec 2015 roku, a dokładniej – przekształcone z nieoficjalnej grupy sympatyków – kibiców Lecha Poznań, która funkcjonowała na terenie gminy Zbąszyń. Misją stowarzyszenia jest umacnianie patriotyzmu i dumy narodowej, kształtowanie szacunku do symboli narodowych, propagowanie tradycji i kultury regionu i ojczystego kraju. Po zawiązaniu Stowarzyszenia i zgłoszeniu organizacji do KRS kontynuowaliśmy działanie pierwotnej, nieoficjalnej grupy, które stało się mobilizacją do założenia stowarzyszenia, a mianowicie odrestaurowanie 6 mogił 58 Powstańców Wielkopolskich w miejscowości Nowa Wieś Zbąska. (…)

Od 2016 roku organizujemy bieg Tropem Wilczym, który z roku na rok zyskuje coraz większą liczbę uczestników. W minionej edycji biegło 150 uczestników (chętnych było znacznie więcej, ale ze względów organizacyjnych możemy przyjąć najwyżej 150 osób), a pakiety startowe rozeszły się w 3 dni. (…)

Następnym cyklicznym wydarzeniem jest opisana wcześniej gra miejska „Zbąszyńska Niepodległa”, która uczy historii naszej małej ojczyzny poprzez zabawę. Przy organizacji imprez niezastąpioną pomoc otrzymujemy od zaprzyjaźnionej z nami grupy rekonstrukcji historycznych z Bukowca – Towarzystwa Działań Historycznych im. Feliksa Pięty w barwach 57 Pułku Piechoty Karola II Króla Rumunii.

Również corocznie organizujemy konkurs wiedzy o powstaniu wielkopolskim dla uczniów zbąszyńskiej szkoły podstawowej. Jest wyczekiwany przez uczestników i można być dumnym z ich wiedzy i mieć pewność, że pamięć o naszych bohaterach nie zaginie.

Fundusze na tegoroczną grę zostały pozyskane z budżetu Gminy Zbąszyń oraz – dzięki Zbąszyńskiemu Centrum Kultury i Bibliotece Publicznej w Zbąszyniu – z ministerialnego projektu „Niepodległa”. Wiosną tego roku rozpoczęliśmy akcję sprzątania ogrodów parafialnych i terenu wokół naszego kościoła parafialnego w podziękowaniu naszemu proboszczowi Zbigniewowi Piotrowskiemu za nieodpłatne użyczanie nam Domu Katolickiego na nasze potrzeby. Nie mógłbym również zapomnieć o naszym burmistrzu Tomaszu Kurasińskim z jego ekipą, na których możemy liczyć w realizacji naszych pomysłów i zamierzeń.

Cały artykuł Adama Olecha i Łukasza Szaferskiego pt. „Atrakcyjny patriotyzm w Zbąszyniu” znajduje się na s. 7 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Adama Olecha i Łukasza Szaferskiego pt. „Atrakcyjny patriotyzm w Zbąszyniu” na s. 7 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Interwencja na łamach „Kuriera WNET” przyczyniła się do pozytywnego rozwiązania problemu, choć nie dla samorządowców PiS

Ludzie chcą konkretów, a tych wielkopolscy samorządowcy nie zapewnili. Przed wyborami nie pojawiły się nowe miejsca pracy w Leszczach, domy w Kole i Turku nie będą też ogrzewane energią geotermalną.

Danuta Franczak

Minister Środowiska odwołał kuriozalną decyzję wstrzymującą inwestycję wydaną 2 lata temu przez Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska. Zmiany następują jak w kalejdoskopie, więc zobaczymy, jaki będzie finał tej dziwnej historii

Na razie, przy okazji tych kompromitujących wydarzeń, można przeprowadzić szerszą analizę porażki wyborczej PiS w samorządach Wielkopolski. Już wiemy, że wyborcy nie będą głosowali na obietnice, potrzebują konkretów, ale nie lubią też, jak ktoś ich oszukuje i manipuluje. (…)

Streszczając w jednym zdaniu szczegółowo opisaną w majowym „Kurierze” historię, można powiedzieć, że poseł z Wrocławia Mariusz Jędrysek bez uzasadnienia wstrzymał w 2016 r. przygotowaną i właśnie rozpoczynającą się w Leszczach inwestycję PIG. Jak się dowiadujemy z odpowiedzi na interpelację sejmową, jego zdaniem działka była krzywa.

Minister Środowiska po zapoznaniu się ze sprawą zmienił decyzję GGK i – co ogłosili posłowie i dyrektor PIG-PIB – inwestycja będzie kontynuowana. Poseł Leszek Galemba stwierdził, że powstaną nowe miejsca pracy, a budżet samorządu gminy Kłodawa powiększy się, bo będą spływać podatki. Decyzją Ministra Środowiska PIG-PIB wybuduje w Leszczach największy w Polsce, nowoczesny magazyn próbek geologicznych, zgodnie ze światowymi standardami.

Dlaczego w ogóle piszę o tej sprawie? Oczywiście ma ona znaczenie dla lokalnej społeczności (nowe miejsca pracy), dla PIG (racjonalne wydanie zainwestowanego już wcześniej ponad 1 mln zł oraz nowoczesny magazyn badawczo-laboratoryjny dla naukowców). (…) W 2016 r. wszystko było gotowe i wydawało się, że zgodnie z planem inwestycja będzie ukończona w 2018 r. Można powiedzieć, że wszystko temu sprzyjało, nawet kalendarz wyborczy, gdyż politycy mogliby tuż przed wyborami samorządowymi pochwalić się sukcesem. (…)

Ta dopięta na ostatni guzik inwestycja została zahamowana w ostatniej chwili przez Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska. Decyzja o tyle dziwna, gdyż otwarcie takiej inwestycji tuż przed Świętem 100-lecia Niepodległości byłoby dla niego wymarzonym punktem w karierze politycznej. Niestety, jak widać, minister Jędrysek miał inne plany i podobno chciał przenieść inwestycję w inne miejsce. Gdzie? Tego przez dwa lata nie udało mu się nigdy sprecyzować. Osoby dobrze poinformowane twierdzą, że celem był Wrocław, który miał się w planach Pana Jędryska stać centrum polskiej geologii. Takie zamierzenia mogłyby wyjaśniać niechęć GGK do inwestycji w Leszczach.

Jak widać, tuż przed wyborami lokalnym samorządowcom oraz dyrekcji PIG udało się odwrócić tę ze wszech miar złą decyzję. Bardzo dobrze, że magazyn będzie budowany zgodnie z pierwotnymi planami.

Kandydatka na burmistrza miasta i gminy Kłodawa pani Aneta Niestrawska powiedziała podczas uroczystości, że jest to ogromny sukces gminy Kłodawa. Podjęte działania wpisywały się w program wyborczy pani Niestrawskiej w zakresie działań związanych ze zrównoważonym rozwojem i otwarciem gminy na świat.

Niestety politycznie trudno mówić tu o sukcesie, gdyż ludzie nie wierzą już w obiecanki, chcą konkretów, a tych wielkopolscy samorządowcy nie byli w stanie zapewnić. Przed wyborami nie pojawiły się nowe miejsca pracy w Leszczach, domy w Kole i Turku nie będą też ogrzewane energią geotermalną. Oczywiście opisane tu przykłady na pewno nie są jedynym powodem słabych wyników PiS w wielkopolskich miastach. (…)

Na przykładzie Leszcz widać jak w krzywym zwierciadle, że politycy ze szczebla centralnego próbują mieszać się w lokalną politykę. Niestety wszyscy na tym tracą.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Cóż tam, panie, w polityce? Geolodzy trzymają się mocno” znajduje się na s. 3 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Cóż tam, panie, w polityce? Geolodzy trzymają się mocno” na s. 3 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Skąd idziecie we mgle?”… W normalnym życiu i sytuacji potraktowałbym to jak okruch poezji – [*] Marek Jackowski

Marek Jackowski był legendą polskiego rocka, kompozytorem, twórcą muzyki filmowej i eksperymentalnej, ale także dziennikarzem i tłumaczem, znawcą literatury angielskiej i irlandzkiej. Gdyby był pośród nas, 11 grudnia obchodziłby 72. rocznicę urodzin. W Radiu WNET pamiętamy o Nim, i Jego twórczości. Dość powiedzieć. że wraz z naszym redakcyjnym kolegą Milo Kurtisem, w grudniu 1975 r. założył zespół Maanam, którego został liderem. Od 1965 r. intensywnie, do swojej śmierci w 2013 roku, działał […]

Marek Jackowski był legendą polskiego rocka, kompozytorem, twórcą muzyki filmowej i eksperymentalnej, ale także dziennikarzem i tłumaczem, znawcą literatury angielskiej i irlandzkiej.

Gdyby był pośród nas, 11 grudnia obchodziłby 72. rocznicę urodzin. W Radiu WNET pamiętamy o Nim, i Jego twórczości. Dość powiedzieć. że wraz z naszym redakcyjnym kolegą Milo Kurtisem, w grudniu 1975 r. założył zespół Maanam, którego został liderem.

Od 1965 r. intensywnie, do swojej śmierci w 2013 roku, działał na rynku muzycznym – najpierw w łódzkiej grupie Impulsy, potem w Piwnicy pod Baranami. Na cztery lata zagościł w kultowej Anawie, z którą nagrał płyty: „Marek Grechuta & Anawa” oraz „Korowód”. Później grał z zespołem Osjan.  A nadszedł czas platynowego Maanamu.

 

W rocznicę stanu wojennego przypominam jedną z wielu rozmów, które przeprowadzałem z Nim. Rzecz o kulisach nagrań podczas sesji „Nocny Patrol” i nocy stanu wojenngo. 

 

Marek Jackowski, na tle ulubionego drzewa pieprzowego. Foto archiwum rodziny Jackowskich.

 

TOMASZ WYBRANOWSKI: Lata osiemdziesiąte XX wieku były dla pana i Maanamu „złotym okresem” grupy. Laury Festiwalu Piosenki w Opolu, szczyty list przebojów, zwycięstwa w rankingach popularności magazynu „Non – Stop” i setki koncertów. Debiutancki materiał nagrywaliście w gorącym okresie sierpnia 1980 roku.

MAREK JACKOWSKI: Chwile spędzone w studiu nagraniowym Polskiego Radia Lublin były dla nas wielkim wydarzeniem. Muzycznie spełniały się nasze marzenia. Kora powiedziała nawet po nagraniach, że gdyby teraz miała odejść na drugą stronę, to umierałaby szczęśliwa i spełniona. Ale to był także czas historyczny. Szczególnie zapamiętałem dzień 31 sierpnia 1980 roku, kiedy w Gdańsku podpisywano „Porozumienia sierpniowe”. Pamiętam jak redaktor Jerzy Janiszewski, legendarna postać polskiego eteru, wbiegał co kilka minut do studia i wykrzykiwał: „Zaraz podpiszą porozumienie, zaraz to się stanie!”. Mija kilka chwil i znowu pojawia sie w studiu mówiąc z ekscytacją: „Już siedzą przy stole! Już podpisują! Wałęsa z wielkim długopisem z fotografią Jana Pawła II!”. Potem wielki szał radości, łzy szczęścia i padanie sobie w ramiona. To był niesamowity czas…

– Była wtedy w nas nadzieja i wiara, że będzie inaczej. Ale zaraz potem, niespełna pół roku później, ogłoszono stan wojenny. To wszystko, co działo się po 13 grudnia zmieniło ludzi i charaktery…

– Tak jak wszyscy Polacy wiedzieliśmy, że żyć trzeba dalej. Robić wszystko co się da by nie zwariować, by się nie poddać. Nie zawsze to było bezpieczne. ZOMO królowało na ulicach i tak naprawdę wszystko mogło się zdarzyć. Stan wojenny obfitował w wiele tragicznych zdarzeń, sytuacji potwornych. Dlatego nasza trzecia płyta „Nocny patrol” przesiąknięta jest atmosferą tamtych czasów. Tamtych tragicznych dni…

– Album nagrywaliście w studiu Teatru STU w Krakowie. Teksty Kory są pełne katastrofizmu, wołania o azyl i przestrzeń bez przemocy. „Krakowski spleen” w moich programach radiowych zapowiadam jako hymn do normalności i chęci zwykłego życia. Przejmujące „Polskie ulice”, „Jestem kobietą”, z zaśpiewem Kory „nie wyobrażam sobie, abyś na wojnę szedł” i tytułowy, otwierający płytę „Nocny patrol”… Do dziś, gdy słucham tej płyty mam ciarki na całym ciele.

– „Nocny patrol” to jest płyta prawdziwa, bo płyta życia. Jest w niej emocja i anturaż tamtych czasów. Ta płyta jest niezwykła, bo czasy były niezwykłe, choć straszne i dziwne. Sami przeżywaliśmy, to co sią działo. W nocy baliśmy się wychodzić, bo godzina policyjna, bo patrole ZOMO, bo zatrzymania… A trzeba było normalnie życ i funkcjonować. Bardzo często zatrzymywali nas pijani zomowcy. Pamiętam taką scenę, jak z czarnego snu. Zostajemy zatrzymani. Z samochodu wytacza sie kompletnie pijany dowódca i wymachuje bronia przed naszymi twarzami. Młodsi rangą musieli go uspokajać, aby nie doszło do jakiegoś tragicznego zdarzenia. Boże, jak wtedy baliśmy się. Pamiętam pytanie jednego z tych młodszych zomowców: „Skąd idziecie we mgle?”. Nie wiem dlaczego, ale zapamiętałem to pytanie na całe życie…

– „Skąd idziecie we mgle?”… W normalnym życiu i sytuacji potraktowałbym to jak okruch poezji.

– We mgle było słychać tylko kroki nocnego patrolu i nasze. Słyszeliśmy jak zbliżamy się do siebie. Oni słyszeli nasze kroki, my słyszeliśmy ich. Wiedzieliśmy jedno, jeśli zaczniemy uciekać, to oni wszczęliby pościg i użyli broni. O Boże Ty mój (z ciężkim westchnieniem w głosie). Piosenka Kory „Jestem Kobietą” związana jest z tamtym wydarzeniem. Potem powstał tekst „Nocny patrol” i we mnie zakiełkowała melodia do instrumentalnego utworu „Zadymione ulice” (późniejszy tytuł „Polskie ulice”, przypomina autor).

 

– Zawsze nie mogłem sie nadziwić, że cenzura przepuściła do tłoczenia płytę, a potem większość tych protest-songów zagościła na antenach radiowych.

Wspaniałe jest to, że wielka moc i odwaga cechowała ówczesnych ludzi radia. Pamiętam jakim przeżyciem było dla mnie jak usłyszałem w Trójce radiowej „Polskie ulice”. Radiowcy, z krwi i kości o których myślę, to legendarne postaci: Piotr Kaczkowski, wspominany już Jerzy Janiszewski, czy Marek Niedźwiecki. Oni się nie bali i dla wielu dzisiejszych dziennikarzy mogą być wzorem.

– Nie zagraliście w Sali Kongresowej z okazji rewolucji i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i dostaliście szlaban niemal na wszystko. Mimo, że nie wolno było grać waszych nagrań, to Marek Niedźwiecki się nie bał i grał je w zestawieniach Listy Przebojów Programu 3. W końcu i tam nie można było grać Maanamu. Ale i na to znalazł się sposób. Gdy padała nazwa Maanam w kolejnym zestawieniu i tytuł piosenki, to odzywały się werble, wstęp do nagrania „To tylko tango”.

– To było niesamowite. W tych charakterystycznych werblach z „Tanga”, w ich złowróżbnym pogłosie w całej Polsce było wiadomo, że coś się dzieje z Maanamem. Zespół jest, ale skazany został na banicję. Rodziły sie pytania: co mogło się stać i dlaczego? Fani doskonale wiedzieli o tym. Szacunek dla Marka Niedźwieckiego za to co zrobił wtedy.

– „Nocny patrol” to jednak album z gamą światła na końcu tunelu złych czasów i losu.

– Na początku lat osiemdziesiątych Polacy byli przesiąknięci ideą pierwszej, wielkiej „Solidarności”. Była świadomość, że walczy się o wolną Polskę, że wspiera nas papież Jan Paweł II. , który w tym czasie pielgrzymował do Ojczyzny. Mój Ty Boże, te miliony ludzi na Błoniach w Krakowie i we wszystkich innych miejscach, gdzie On się pojawiał i zasiewał w nas spokój, niezłomność i wiarę. A dzisiaj czytamy tabloidy, oglądamy gwiazdy we wszystkich możliwych programach i formatach. Ba, wszyscy są gwiazdami, bo nagle okazuje się, że pani która reklamuje groszek, czy marchewkę jest … gwiazdą. Nagle okazuje się, że w stacjach radiowych nie ma rockowej i ambitnej muzyki. Na szczęście jest Facebook, gdzie ludzie przekazują sobie piosenki i ważne nagrania. Są polonijne audycje w rozgłośniach zachodnich, które strzegą płomienia żywej i szczerej muzyki. I to cieszy, to jest genialne.

– Wciąż w nas nadzieja, że jeszcze będzie przepięknie. Dziękuję za rozmowę.

 

Tomasz Wybranowski

współpraca Katarzyna Sudak

Wspomnienie stanu wojennego [*] Marka Jackowskiego – Muzyczna Polska Tygodniówka – zaprasza Tomasz Wybranowski

Trzeci album zespołu Maanam „Nocny patrol” wydany jesienią 1983 roku, to jedna z najważniejszych pozycji w klasyce polskiego rocka. Najwybitniejsze dzieło Maanamu naznaczone piętnem stanu wojennego .

 

 

O nocy wojennej, piętnie 13 grudnia 1981 roku, krokach we mgle i wszechogarniającym strachu i żądzy słońca i normalności opowiada w wywiadzie – rzece Tomaszowi Wybranowskiemu, Marek Jackowski, współzałożyciel i lider grupy Maanam.

 

Marek Jackowski. Foto z archiwum Marka Jackowskiego, przekazane do użytku Tomaszowi Wybranowskiemu.

 

 

 

Tegoroczną zbiórkę funduszy pragniemy przekazać na budowę hospicjum na Litwie: zrzutka.pl/wnetpomaga