Poznaniacy mogą pomarzyć o nowoczesnej hali widowiskowo-sportowej na wzór innych wielkich i mniejszych miast Polski

Czy stolicy Wielkopolski nie stać na obiekt sportowo-kulturalny na miarę XXI wieku? W tego typu budowle zainwestowały mniejsze i uboższe miasta. Szkoda, że włodarze kwestionują potrzebę budowy hali.

Małgorzata Szewczyk

Oczywiście można powiedzieć, że hala widowiskowo-sportowa nie jest najpilniejszym i najbardziej niezbędnym obiektem w mieście, ale Atlas Arena, Ergo Arena, Wrocław Orbita, Tauron Arena, Arena Gliwice, Azoty Arena, Orlen Arena mają światowej klasy ofertę kulturalną, a co się z tym wiąże, świętują też sukcesy biznesowe, promocyjne i rozwijają usługi. Koncerty najpopularniejszych artystów organizowane w tych miejscach przyciągają rzesze słuchaczy, a przy tym obiekty te zarabiają na siebie rzeczywiście niemałe pieniądze, choć owszem, powstały za naprawdę duże sumy. Warto podkreślić, że hale te zostały wybudowane przez władze samorządowe. To najważniejsze centra kulturalne oraz sportowe w Polsce. Są nowoczesne, wielofunkcyjne, a przede wszystkim każda z nich może pomieścić kilkanaście tysięcy osób. (…)

Trwa dyskusja na temat przyszłości poznańskiej Areny, nad którą zarząd pełnią obecnie MTP. W mediach pojawiły się informacje, że koszty remontu obiektu mogą wynieść nawet 70 mln zł. Miasto ustami swoich urzędników deklaruje, że remont legendarnego obiektu jest optymalnym rozwiązaniem, bo Poznania na budowę nowego nie stać. Dzięki modernizacji Arena miałaby się zmienić w nowoczesne i atrakcyjne miejsce. Przypomnijmy, że może ona pomieścić dziś 5100 tysięcy osób (z dodatkowymi), co plasuje ją na ostatnim miejscu wśród tych najpopularniejszych w Polsce. W dzisiejszych realiach miasta dyskusyjne pozostaje jej umiejscowienie, możliwości dojazdu, zaplecze parkingowo-usługowe itp. No chyba że ktoś wychodzi z założenia, że zawsze można podjechać tam rowerem, a to, że wokół obiektu nie powstały jeszcze czerwone pasy ścieżek rowerowych, jest tylko chwilowym przeoczeniem.

Cały komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Poznaniakom wolno marzyć” znajduje się na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Poznaniakom wolno marzyć” na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (8). Kto z Was lubi swój Urząd Skarbowy?/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Żeby nie było niejasności, od razu odpowiadam: ja lubię! Poważnie 🙂 I piszę to w pełni świadomie, zdrowy na ciele i umyśle, tuż po zakończeniu kolejnej kontroli mojej firmy.

I chociaż początek felietonu może na to nie wskazywać, to w trakcie wszystko się wyjaśni.

Zacznijmy zatem od niefortunnego początku. Był początek września ubiegłego roku. Wygrzewałem swoje kości (coraz starsze) na opuszczonej przez „szkołę” nadbałtyckiej plaży, gdy zadzwonił mój telefon. Dowiedziałem się o tym zaraz po powrocie do pensjonatu, gdzie leżał, czyli zdecydowanie po godzinie 16.00. To był ten numer. Oddzwoniłem następnego dnia, zaraz po śniadaniu i odbyłem bardzo nieprzyjemną rozmowę z kontrolerką US, wzywającą mnie do stawienia się w urzędzie następnego dnia. W końcu udało mi się wytłumaczyć, że to niemożliwe (700 km). Wizytę ustaliliśmy na dwa tygodnie później. Niemniej ton głosu kontrolerki nie był zachęcający.

Mielibyście łagodne brzmienie głosu, gdyby ktoś postraszył Was bronią? A taki właśnie przypadek odnotowała w swoim życiorysie moja kontrolerka. Zresztą z własnej winy, bo gdy ktoś wjeżdża na prywatne podwórko i pyta o Waszego brata, to chyba powinien się przedstawić, nieprawdaż? Zamiast odmowy podania powodu i nazwiska. O tym wszystkim dowiedziałem się właśnie podczas pierwszej wizyty w Urzędzie. Dowiedziałem się też, jak działa Jednolity Plik Kontrolny i od tego dnia stałem się jego zdeklarowanym zwolennikiem. JPK pozwala bowiem w szybkim czasie wykryć fikcyjną sprzedaż naszą lub brak jej odnotowania u naszego kontrahenta albo zwykłe gapiostwo. Co przydarzyło się niżej podpisanemu.

A potem było już tylko lepiej. Okazało się w konkluzji protokołu pokontrolnego, że na dodatek nierzetelnie prowadzę księgowość, bo nieodpowiednio księguję wpływy.

A sumienna kontrolerka, którą zdążyłem polubić (mam nadzieję, z wzajemnością), dokonała wszelkich wymaganych korekt w moich deklaracjach. Dla usprawiedliwienia podam, że jakieś 85% firm, z którymi zawieram transakcje, tak samo nieodpowiednio księguje swoje wpływy i wydatki.

Te, dla mnie drobne, uchybienia nie zakończyły się grzywną ani mandatem. Za poprzednich rządów i instrukcji ministra Kapicy dostałbym od progu co najmniej 500 zł mandatu. Najmniejszy możliwy wymiar kary, o czym ze zbolałą miną poinformowałaby mnie inna urzędniczka. I już chciałem napisać tekst wychwalający nowe czasy Dobrej Zmiany, gdy dotarło do mnie to pismo. Pismo z Urzędu Skarbowego, nawet nie pytajcie którego, wzywające mnie do zapłacenia 15 000 zł Vat za I i II kwartał 2018 i 750 zł odsetek. I straszące upublicznieniem mojego nazwiska, gdybym tego nie dokonał w przeciągu 30 dni.

Już wyjaśniam. Urząd oddał mi 16 000 złotych nadpłaconego Vat-u, zakwestionował kolejne 15 000, bo były niewłaściwie zaksięgowane. Będę miał prawo do zwrotu dopiero po złożeniu korekt do faktur sprzedaży, czyli po I kwartale br. Ale oddał mi 16 000 zł na dwa dni przed zakończeniem kontroli. I uznał za fakt bez znaczenia to, że wpłaciłem pieniądze w przewidzianym terminie. W dniu zakończenia kontroli pieniędzy na koncie Urzędu nie było, a zatem zostałem dodatkowo obciążony odsetkami, jakby ich nigdy nie było.

Wiem, w V Rzeczypospolitej coś takiego nie będzie się mogło zdarzyć. Ale żyjemy tu i teraz, w tej III i ½… i jestem w kropce. Bo mogę, co prawda, zwrócić się do naczelnika o umorzenie tych niesprawiedliwie naliczonych odsetek, ale tym samym ryzykuję wlepienie mi mandatu za nierzetelnie prowadzoną księgowość. Wychodzi na to samo, dlatego chyba nie będę się odwoływał.

A dlaczego lubię swój urząd skarbowy? Bo zdarzyło mi się poznać inne i wszystkie były gorsze. Dwa razy udało się mojemu ulubionemu urzędowi mnie pozbyć, na krótko. To wszystko geografia historyczna. Mój ulubiony urząd jest położony na terenie byłego zaboru rosyjskiego. Nawet w urzędzie inne jest podejście do wymogów formalnych, bardziej ludzkie. W urzędach byłego zaboru austriackiego, skąd zdarzyło mi się być wyrzucanym z racji fizycznego przebywania, jest pod tym względem dużo bardziej nieznośnie. Mój znajomy, na przykład, pod koniec lat 90. wysłał do naczelnika urzędu w jednym z miast galicyjskich wiersz jako wyjaśnienie. W zasadzie dwuwiersz o tym, że spóźnił się z deklaracją VAT o 1 dzień „nie ze złośliwości, ale z ludzkiej ułomności”. Tak to zgrabnie ujął i pojechał na urlop. A po powrocie czekała już na niego decyzja Urzędu: to, co wpłacił w terminie, ale bez deklaracji, razy trzy, jako kara za słaby rym.

A w moim urzędzie? Nawet jak zdarzało mi się być ukaranym podczas kolejnych kontroli, w sumie czterech na przestrzeni 20 lat, to zawsze łagodnie.

Wiem, mógłbym jeszcze mieć w papierach superporządek. Ale ponieważ jestem bałaganiarzem, to musiałbym komuś za ten superporządek płacić 6 000, albo nawet 10 000 złotych rocznie. Mandaty i te drobne niesprawiedliwości, jak ostatnia, kosztują mnie dużo, dużo mniej. Taka postawa jest zatem dla mnie zdecydowanie bardziej opłacalna. O opłacalności dla państwa (i Państwa też) będzie następnym razem.

Jan A. Kowalski

Polscy naukowcy z londyńskiego PUNO przyjęli ambitny cel badania efektywności rządzenia w demokratycznych państwach

Na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w Londynie (PUNO) powstał Zakład Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją. Będzie analizował funkcjonalność i dysfunkcjonalność form demokracji na świecie.

Mirosław Matyja

Demokracja, jak się wielu może wydaje, nie jest ustrojem panującym nad innymi ustrojami, czymś nadanym z góry i stabilnym. Świadczy o tym fakt, że mamy kilka podstawowych form demokratycznego sprawowania władzy i trudno jest określić, która z nich jest najbardziej funkcjonalna i skuteczna.

Wielu politologów uważa, że najlepszym ustrojem demokratycznym jest demokracja bezpośrednia w wydaniu szwajcarskim. Ale i ona nie jest pozbawiona cech dysfunkcjonalnych. Poza tym sukcesy polityczne czy ekonomiczne w danym państwie nie świadczą wcale o funkcjonalności albo dysfunkcjonalności panującego tam sposobu rządzenia. Niemniej jednak najbardziej efektywną formą demokracji – z tym zgodzą się wszyscy – jest sposób zarządzania państwem, który jest najbliższy obywatelom i wciąga ich w proces decyzyjny zarówno na szczeblu ogólnokrajowym, jak i lokalnym. Nie ma jednak na świecie idealnej demokracji – każda z jej form wymaga ustawicznych korekt.

Demokracja jest systemem niepewnym, który musi ciągle się bronić w obliczu narastających zagrożeń oraz alternatyw ponowoczesnego świata. Na pewno nie jest ona „ustrojem ponad ustrojami”.

Na przykład system prezydencki w USA pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak prezydencko-premierowski sposób rządzenia we Francji, kanclerski w Niemczech albo bezpośrednio-demokratyczny w Szwajcarii itd. (…)

Teoretyczna i praktyczna korzyść z prac Zakładu jest nie do podważenia, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy funkcjonalność sprawdzonych przez lata form demokracji stawiana jest często pod znakiem zapytania. Ważna pozycja uniwersytetu w Londynie sprawia, że Zakład znajduje się w dość uprzywilejowanej sytuacji już na początku swojej działalności. Uniwersytet jest polski, mimo to oddalony od ojczyzny na tyle, aby na politykę Rzeczypospolitej spoglądać z dystansu. Wielka Brytania ma doświadczenia członkostwa Unii Europejskiej, ale również usamodzielnienia się od tego ugrupowania politycznego.

Uniwersytet nie ulega wpływom np. macronizmu ani hasłom typu «America first again», nie ciąży nad nim też komunistyczny miecz Damoklesa.

Ta doza obiektywizmu jest potrzebna, aby skupić się na niezależnych, bezstronnych badaniach różnych form współczesnych demokracji, analizować ich cechy funkcjonalne i dysfunkcjonalne. Demokracja nie jest bowiem czymś niezmiennym i nie ma jedynie aspektu politycznego. Nie wolno zapominać, że demokracja to również ludzie, obywatele tworzący społeczeństwo, które powinno funkcjonować optymalnie w określonych strukturach państwowych. (…)

Mirosław Matyja – politolog, ekonomista i historyk. Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Uniwersytetu w Bazylei. Doktorat w dziedzinie nauk ekonomicznych na Université de Fribourg w Szwajcarii w 1998 r., w dziedzinie nauk humanistycznych na Polskim Uniwersytecie Na Obczyźnie PUNO w Londynie w 2012 r. oraz w dziedzinie nauk społecznych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie w 2016 r. Profesor PUNO, gdzie pełni funkcję dyrektora Zakładu Kultury Politycznej i Badań nad Demokracją. Autor i współautor 13 monografii i ponad 150 artykułów naukowych i popularnonaukowych w języku polskim, niemieckim i angielskim. Autor książki Szwajcarska demokracja szansą dla Polski, wydanej w kwietniu 2018 r. przez wydawnictwo PAFERE. Z zamiłowania alpinista i himalaista oraz badacz najnowszej historii Polski. Mieszka i pracuje w Szwajcarii, żonaty, ma dwóch bliźniaczych synów.

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Polskie badania nad demokracją w Londynie” znajduje się na s. 15 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Polskie badania nad demokracją w Londynie” na s. 15 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kryzys demokracji w Polsce: referenda na wzór szwajcarski lekarstwem na brak konstruktywnego dialogu obywatelskiego

Weto ludowe mogłoby zaistnieć w Polsce na żądanie 250–300 tys. obywateli. Następstwem weta byłoby referendum na zasadzie TAK albo NIE, najlepiej bez progu procentowego, którego decyzja byłaby wiążąca.

Mirosław Matyja

Wszyscy mówią o uzdrowieniu polskiej gospodarki i polityki – brakuje jednak wizji dalekosiężnych celów. Szybko nie zrobimy z Polski ani Japonii, ani Irlandii, ani Szwajcarii. Możliwa wydaje się jednak ewolucja polskiego systemu politycznego przez uświadomienie obywatelom, że są suwerenem państwa, w którym istnieje obstrukcja poważnego ich traktowania przez wybranych do parlamentu przedstawicieli.

Warto przypomnieć, że proces współdecydowania jest rezultatem praktykowania i utrwalania instytucji oraz wartości społeczeństwa demokratycznego, opartego na poczuciu obywatelskości. Obywatelskość postrzegana jest z kolei jako aktywne uczestnictwo w rozwoju społecznym i politycznym państwa, czyli w procesie polityczno-decyzyjnym, jest zakorzeniona w procesie rozwoju państwowości i kształtowana w praktyce na przestrzeni historii.

Wizja społeczeństwa obywatelskiego to wizja społeczeństwa, które chce jak największy obszar życia wyjąć spod władzy i kontroli polityków i administracyjnej biurokracji.

Czyli społeczeństwo chce podejmować decyzje dotyczące spraw z nim związanych. Rodzi się pytanie: jak to zrobić? (…) Szukając nowych rozwiązań systemowych, zauważamy wspomniany kierunek wprowadzenia rozwiązań bezpośrednio-demokratycznych. Oczywiście na wzór szwajcarski, bo innego praktycznie nie ma. (…) Oczywiście rozwiązania szwajcarskie są rozwiązaniami wzorcowymi. Chodzi jednak o to, aby je przełożyć na polskie warunki. Protestów i idei w polskim świecie politycznym nie brakuje. Tzw. praca od podstaw pozostawia jednak sporo do życzenia. I tu jest pies pogrzebany. (…)

Duopol partyjny PiS-PO nie jest zainteresowany problemami społeczeństwa, lecz własnymi konfliktami i walką o władzę. W konsekwencji w społeczeństwie wzrasta niechęć do politycznego zaangażowania się w sprawy publiczne. Nie dziwi więc fakt, że aktualnie dialog obywatelski w Polsce w większym stopniu jest przestrzenią walki niż rzetelnej debaty publicznej. Liczne przykłady obecnych w nim konfliktów, manipulacji, pozorowania działań demokratycznych, które w rzeczywistości mają wymiar semidemokratyczny, służą osiąganiu partykularnych korzyści przez partnerów dialogu. Społeczeństwo nie ma nań wpływu – media głównego obiegu są zmonopolizowane przez wielkie ośrodki partyjne. (…)

Wszyscy zgadzają się z tym, że referendum jest narzędziem kontroli władz, kształtowania ustroju i wyrazem woli społeczeństwa.

Art. 125 konstytucji z 1997 r. przewiduje co prawda przeprowadzenie referendum, lecz nie na wniosek obywateli, co byłoby na wskroś normalne, lecz sejmu bądź prezydenta za zgodą senatu. Jest to więc klasyczne błędne koło, bowiem tego rodzaju referendum nie ma nic wspólnego z demokracją oddolną, wywodzącą się od obywateli, a więc faktycznego suwerena polskiego państwa.

Inicjatywa referendum winna wyjść od społeczeństwa, które zna najlepiej swoje problemy i bolączki, a głosowanie ogólnopaństwowe – doprowadzić do zmiany danej ustawy bądź zapisu w konstytucji. Jeśli chodzi o zmianę ustawy, bodźcem do przeprowadzenia referendum na wzór szwajcarski powinno być weto ludowe, a więc pewna forma protestu wobec istniejącej już ustawy lub chęć wprowadzenia nowej.

W Szwajcarii weto obywatelskie – jako instrument, który ma na celu wprowadzenie nowej ustawy bądź odrzucenie ustawy już istniejącej – dochodzi do skutku na żądanie 50 tys. obywateli. Porównywalnie liczbowo ze Szwajcarią, takie weto ludowe mogłoby zaistnieć w Polsce na żądanie 250-300 tys. obywateli. Należałoby ustalić okres na zebranie podpisów, np. 100 dni. Następstwem weta byłoby referendum na zasadzie tak albo nie, najlepiej bez progu procentowego, którego decyzja byłaby wiążąca. Dlaczego bez progu procentowego? Bowiem próg procentowy to bariera, a każda bariera jest zaprzeczeniem demokracji.

Nikt nikomu nie zabrania brać udziału w referendum. Kto nie idzie do urny, głosuje również, ale pasywnie, akceptując biernie wynik referendum.

Podobnie jest z inicjatywą obywatelską, która w Szwajcarii ma charakter inicjujący zmianę zapisu w konstytucji lub wprowadzenie do niej nowego zapisu. Ten instrument demokratyczny, podobnie jak weto obywatelskie, generowałby referendum, w którym obywatele mogliby się wypowiedzieć również na zasadzie za albo przeciw.

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Ewolucja – bez rewolucji” znajduje się na s. 15 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Ewolucja – bez rewolucji” na s. 14 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

My, niezależni uczestnicy spotkania, mieliśmy nadać temu partyjniacko-lobbystycznemu wydarzeniu znamion wiarygodności

Jak wyglądał „początek historii światowej polityki klimatycznej” – tak określił konferencję klimatyczną w Katowicach jej prezydent Michał Kurtyka – w relacji niezależnego uczestnika COP24?

Stanisław Florian

Wiceminister środowiska, prezydent 24. Konferencji Klimatycznej ONZ w Katowicach Michał Kurtyka uważa, że „w Pakiecie katowickim uwzględnione zostały interesy wszystkich Stron. Ale co ważniejsze, jego wpływ na świat będzie pozytywny. Dzięki niemu uczynimy wielki krok w kierunku realizacji ambicji zapisanych w porozumieniu paryskim. Ambicji, które sprawią, że nasze dzieci spojrzą kiedyś wstecz na nasze dziedzictwo i uznają, że ich rodzice podjęli właściwe decyzje w ważnym dziejowym momencie. (…) Stworzyliśmy pewien podręcznik reguł. Teraz, wracając do domu, wszystkie państwa będą mogły określić, w jaki sposób będą podejmowały swoje zobowiązania – to określenie jest zgodne z zasadą suwerenności państw i to jest jedna z fundamentalnych zasad ONZ. Nie można suwerennemu państwu coś nakazać, natomiast można zbudować system, w którym suwerenne państwa zobowiązują się w sposób regularny przekazywać sobie kontrybucje, jakie zamierzają wnieść do tej solidarnej, globalnej polityki klimatycznej, a następnie w sposób transparentny, przejrzysty, informować się o uzyskanych postępach. To jest sedno Katowic, absolutnie fundamentalny system” – podsumował prezydent COP24. Niesiony falą entuzjazmu powiedział nawet, że „w Katowicach zaczyna się historia światowej polityki klimatycznej”. (…)

W ocenie jednego uczestników warsztatów „Zielona wizja Śląska”, największą słabością tego szczytu i wszystkich kolejnych jest, a niestety wygląda na to, że nadal będzie, brak woli porozumienia między tzw. aktywistami ekologicznymi, którzy w imię partyjniackich ideologii chcą narzucić przy okazji takich szczytów doktrynerskie rozwiązania typu „dekarbonizacja Polski”.

Ów brak woli ujawnił się podczas warsztatów SmartLab „Zielone Laboratorium Idei”, realizowanych jako wydarzenie towarzyszące COP24 5 i 6 grudnia 2018 r. w ramach projektu Sieć Regionalnych Obserwatoriów Specjalistycznych w Procesie Przedsiębiorczego Odkrywania, finansowanego z Działania 1.3 Profesjonalizacja IOB Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2014–2020. Ich organizatorem był Park Naukowo-Technologicznego EURO-Centrum w Katowicach.

Partnerami owego „Zielonego Laboratorium Idei” było Stowarzyszenie BOMiasto, które podczas wyborów samorządowych w Katowicach wprowadziło kilku swoich członków do Rady Miasta, oraz Heinrich Böll Stiftung, niemiecka fundacja, która – jak można przeczytać na jej oficjalnej, polskiej stronie internetowej – jako część politycznego ruchu Zielonych działa międzynarodowo na rzecz „zrównoważonego rozwoju, demokracji płci, ponadkulturowego porozumienia i wspierania edukacji obywatelskiej”. Jak można było zauważyć na podstawie roll-upów, które były ustawione na Sali, oraz bezpłatnych wydawnictw, które leżały an stolikach – całe „Zielone Laboratorium Idei” było w jakimś stopniu sponsorowane przez ten Stiftung.

Wszystkie dostępne podczas warsztatów bezpłatnie wydawnictwa: Śląsk kobiet – tradycja, aktywność i ekologia (zeszyt 17 „Studia i analizy Colegium Civitas”), Polityka klimatyczna – fakty i mity oraz 37 numer Magazynu Nieuziemionego „Kontakt” były sponsorowane przez tę niemiecką fundację… (…)

Mój rozmówca, jako współorganizator i uczestnik działań protestacyjnych przeciw wycince 4,5 ha i 1464 drzew w lesie na Górze Hugona w Świętochłowicach (1.02–30.04.2018 r.) oraz groźbie wycinki ok. 15 ha drzew na terenie MTK w obrębie Parku Śląskiego w Chorzowie (poł. października – pocz. grudnia 2018 r.), chciał zwrócić uwagę uczestników szczytu na zagrożenia wynikające z działań mafii samorządowo-deweloperskiej w centrum Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. (…) jedna z działaczek Zielonych głośno oświadczyła, że tu się nie będzie dyskutowało o drzewach, tylko o alarmie smogowym i dekarbonizacji. (…)

Kiedy jednak zaczęło się układanie haseł do manifestu „Zielona przyszłość Śląska”, odezwała się aktywistka Zielonych, która już wcześniej próbowała narzucić, że warsztat ma być o smogu i dekarbonizacji, i zażądała, że musi być do niego wpisana dekarbonizacja. Kiedy mój rozmówca zaproponował, aby ogólnie wpisać konieczność odchodzenia od paliw kopalnych, co poparło jeszcze kilku uczestników warsztatu, ponowiła żądanie. Mój rozmówca oświadczył, że się na to nie zgadza. „Zielona” zażądała głosowania, ale przypomniał moderatorowi, że nie taka była formuła spotkania i jeśli złamie reguły – wyjdzie i nagłośni manipulacje podczas warsztatów. Kiedy „Zielona” dalej atakowała, zażądał, aby ujawniła, kto każe, aby wpis o dekarbonizacji znalazł się w manifeście. Gdy po tym pytaniu zamilkła, wpisujący hasła do manifestu aktywista z Katowic ominął zapis o dekarbonizacji, wprowadzając frazę: „węgiel, który kiedyś był skarbem Śląska, dziś jest przekleństwem”… Wobec ostrej wymiany zdań moderator zaczął naciskać na zakończenie warsztatu ze względu na brak czasu, ale sygnalizując, że w takiej atmosferze nie widzi możliwości uzgodnienia manifestu. Kiedy uczestnicy zaczęli się rozchodzić, „Zielona” od dekarbonizacji próbowała nadal naciskać na wprowadzającego hasła do manifestu, a mój rozmówca poinformował moderatora, że jeśli zapis pojawi się, mimo że przy żadnym stoliku nie został wyartykułowany – on postara się, aby kulisy manipulacji wyszły na jaw…

Właśnie takie naciski niektórych aktywistów Zielonych podczas COP24 można odczytywać jako efekt lobbingu czy to niemieckiej fundacji, czy niewidocznych sponsorów z GAZPROMU lub niemieckiej centrali redystrybucji jego gazu w UE.

Próby przedefiniowania hasła warsztatu „Zielona wizja Śląska” można było natomiast rozumieć w sensie iście partyjniackim: jako wizji Śląska według działaczek partii Zieloni. – My, niezależni uczestnicy spotkania, mieliśmy nadać temu partyjniacko-lobbystycznemu wydarzeniu znamion wiarygodności – konkluduje mój rozmówca.

Można jednak odnieść wrażenie, że stanowcza postawa „spontanicznych” uczestników warsztatów odniosła częściowy skutek: w manifeście „Zielona przyszłość Śląska” przekazanym uczestnikom szczytu, w tym ministrowi środowiska, nie znalazło się hasło dekarbonizacji, podkreślono też potrzebę zwiększania obszarów zieleni w naszych miastach.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Szczyt klimatyczny ważnym wydarzeniem był…” znajduje się na s. 1 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Szczyt klimatyczny ważnym wydarzeniem był…” na s. 4 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skandal na COP24. Nie polskie władze, ale niemiecka minister środowiska stanęła w obronie honoru polskich górników

Należało natychmiast zwołać konferencję prasową i wyjaśnić „drogim” gościom, co dla nas znaczy słowo „nazista” i jak odbiera je nie tylko górnik, ale każdy Polak! Należało również zażądać przeprosin!

Marek Adamczyk

Czy sukcesem można nazwać szczyt, którego ranga, poprzez nieobecność przywódców krajów najbardziej emitujących CO2 do atmosfery, została zdegradowana z ekstraklasy do 2 ligi? Przypomnę tylko, że na COP24 nie przyjechali (lista wg wielkości emisji CO2 do atmosfery): prezydent Chin, prezydent Stanów Zjednoczonych, prezydent Indii, prezydent Rosji, premier Japonii, kanclerz Niemiec, prezydent Francji – itd.

Czy sukcesem można nazwać wizję płacenia przez Polskę po 2020 roku corocznych ogromnych składek na rzecz Zielonego Funduszu Ziemi, w sytuacji gdy sami musimy ponieść kilkusetmiliardowe nakłady na rzecz dostosowania się naszego systemu energetycznego do dyrektyw klimatycznych UE? Czy sukcesem można nazwać bierność władz wobec incydentów, które miały miejsce w czasie szczytu klimatycznego Ziemi?

O czym mówię? O ataku aktywistów Greenpeace na komin elektrowni w Bełchatowie oraz o skandalicznych wypowiedziach niektórych działaczy klimatycznych na temat górników wydobywających w Polsce węgiel! Tamci, będąc w amoku „religii klimatycznej”, na spotkaniach w Katowicach krzyczeli i wznosili hasła: „Górnicy to NAZIŚCI!”.

Dziwne, że nie wywołało to natychmiastowej reakcji organizatorów na te ohydne i obraźliwe dla nas słowa. Nasuwają się kolejne pytania. Gdzie byli reprezentanci rządu polskiego na szczyt klimatyczny Ziemi? Czy delegaci NSZZ Solidarność obecni na COP24 słyszeli coś o tej sprawie?

Najlepiej schować głowę w piasek i udawać, że nic się nie widzi i nic się nie słyszy. Należało wtedy natychmiast zwołać konferencję prasową i wyjaśnić „drogim” gościom, co dla nas znaczy słowo „nazista” i jak odbiera je nie tylko górnik, ale każdy Polak! Należało również zażądać przeprosin! (…)

Za polskimi górnikami wstawiła się niemiecka minister środowiska Pani Svenja Schulze, która w wystąpieniu na COP24 powiedziała m.in.: „Naprawdę nie można mówić, że jeżeli ktoś jest górnikiem, to znaczy, że jest nazistą. A takie hasła się pojawiają. To jest niedopuszczalne, nie możemy w ten sposób dyskutować”.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „COP24. Nie wolno nazywać górnika nazistą!” znajduje się na s. 1 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „COP24. Nie wolno nazywać górnika nazistą!” na s. 1 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W XX wieku wystarczyło trochę chęci i każdy mógł zostać górnikiem, i zarabiać trochę lepiej aniżeli w innych zawodach

Także dziś, kiedy zarobki górnicze są dalekie od wyobrażeń tych, którzy w sieci plują na nielicznych już górników, internauci, zamiast bezproduktywnie ich obrażać, mogą podjąć pracę w górnictwie.

Jacek Musiał

Jakież proste było zlikwidowanie przemysłu w porównaniu z wizją mozolnej i kosztownej jego modernizacji! Odbyło się to w atmosferze przekonania społeczeństwa, że to dla jego dobra i dla ochrony świata przed efektem cieplarnianym powodowanym przez polski (!) CO2. Można było odnieść wrażenie, że powtarzana w mediach mantra o szkodliwości węgla i CO2 oraz zafałszowana interpretacja efektu cieplarnianego (który jest faktem, ale raczej w innym mechanizmie) jakby zostały przygotowane przez socjotechników pracujących dla lobby paliw płynnych i energetyki jądrowej.

Oglądając debaty telewizyjne na temat węgla i górników, spoglądając w niektóre gazety i przeglądając portale internetowe, dochodziło się do wniosku, że węgiel jest zły, że górnictwo jest złe, że przemysł jest zły, a górnicy to ludzie zasługujący na szczególne piętnowanie.

Węgiel, który kiedyś określano mianem czarnego złota, od tej pory zaczął być wpisywany w społeczne emocje jako najgorsze zło, i to wraz z górnictwem, przemysłem i Śląskiem. Największe odium spadło na górników. Na tych emerytowanych i tych obecnie ciężko pracujących. Prestiżowy, szanowany i niebezpieczny zawód, który kiedyś był powodem niezwykłej dumy, stał się teraz w Polsce obiektem zmasowanego ataku w mediach, a szczególnie na funkcjonujących w sieci forach. Pod każdym tendencyjnym artykułem na temat efektu cieplarnianego, w sieci pojawiały się setki wpisów na temat polskiego górnictwa i górników, gdzie „wszystkowiedzący” internauci ubliżali górnikom. Media ewidentnie przyzwalały im na wylewanie swojej zawiści i zazdrości z powodu przywilejów i zarobków… jakie górnicy zasłużenie mieli w minionym wieku. Ale przecież w ubiegłym wieku nie było w Polsce bezrobocia i wystarczyło tylko trochę chęci, a każdy mógł zostać górnikiem i zarabiać trochę lepiej aniżeli w innych zawodach. Także dziś, kiedy realia zarobków górniczych są dalekie od wyobrażeń tych, którzy w sieci plują nadal na nielicznych już górników, ci obecnie zawistni internauci, zamiast bezproduktywnie obrażać, też mogą podjąć pracę w górnictwie. Nikt przecie tego nie bronił wtedy, nie broni i teraz. (…)

Dla przeciętnego Kowalskiego nie ma też wielkiej różnicy pomiędzy smogiem i CO2 utożsamianym z węglem. Smog może powstawać w sprzyjających warunkach hydrometeorologicznych podczas spalania węgla (ale i ropy, i gazu) w wadliwie wykonanych instalacjach (piecach, kotłach). Nie występuje podczas spalania we współczesnych elektrociepłowniach.

Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że w Paryżu nie spala się węgla, a smog paryski jest gorszy od polskiego.

CO2 to zaś gaz nietrujący, niezbędny dla życia roślin, gaz, który w latach 80. ubiegłego wieku został obwiniony jako domniemany główny sprawca globalnego ocieplenia. Kolejną sprawą jest wiarygodność istotności wpływu dwutlenku węgla na globalne ocieplenie. Jeszcze do ok. 2004 roku było to przyjmowane za dogmat. Polscy pogromcy mitów – studenci AGH – podważyli tę tezę. Ale do dziś obowiązuje ona jako pretekst do nakładania przez państwa podatków.

Cały artykuł Jacka Musiała pt. „Śląsk, Zagłębie i polski górnik ofiarami kłamstwa ekologicznego?” znajduje się na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Musiała pt. „Śląsk, Zagłębie i polski górnik ofiarami kłamstwa ekologicznego?” na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tzw. urodziny Hitlera zaaranżowane przez dziennikarzy? Wymiana pism Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP z prokuraturą

Obowiązkiem Prokuratury – czytamy w piśmie – jest wszechstronne wyjaśnienie wszystkich istotnych okoliczności bulwersującego opinię publiczną zdarzenia, w tym wątku dotyczącego pracowników TVN.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP

Tylko u nas. Znamy kulisy śledztwa w sprawie „urodzin Hitlera”. W tle tajemniczy zleceniodawcy, duże pieniądze i dziennikarka TVN. Taki tytuł nosiła zamieszczona 8.11.2018 r. na portalu wPolityce informacja.

W związku z tą publikacją Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wysłało 14 listopada ub.r. pismo do Prokuratury w Gliwicach z prośbą o przedstawienie ustaleń Prokuratury w sprawie udziału nadawcy audycji (Spółki TVN SA) w wydarzeniach będących przedmiotem śledztwa oraz informacji na temat roli dziennikarzy w tej sprawie.

17 grudnia 2019 r. do CMWP SDP dotarło pismo z Prokuratury Regionalnej w Katowicach, w którym poinformowano, iż brak jest podstaw prawnych do udzielenia informacji dotyczących prowadzonego postępowania przygotowawczego. (…)

Następnego dnia, 18 grudnia 2018 r., CMWP SDP otrzymało odpowiedź na swoje pismo od Pierwszego Zastępcy Prokuratora Generalnego, Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego. Miała ona zupełnie inny charakter. Prokurator Krajowy napisał w niej m.in., iż w sprawie wydarzeń, które miały miejsce 13 maja 2017 r. w lesie w Wodzisławiu Śląskim, Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zakończyła już zasadnicze śledztwo i w najbliższym czasie planuje skierowanie aktu oskarżenia przeciwko kolejnym sześciorgu uczestnikom „urodzin Hitlera”, zarzucając im m.in. publiczne propagowanie ustroju faszystowskiego.

„Obowiązkiem Prokuratury – czytamy w piśmie – jest jednocześnie wszechstronne wyjaśnienie wszystkich istotnych okoliczności bulwersującego opinię publiczną zdarzenia, w tym również opisywanego przez media wątku dotyczącego pracowników TVN, do czego obligują prokuraturę gromadzone w sprawie dowody”.

W „Wielkopolskim Kurierze WNET” przytaczamy w całości obie odpowiedzi Prokuratury – Regionalnej w Katowicach i Krajowej.

Cała informacja Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich pt. „Urodziny Hitlera”. Korespondencja CMWP SDP z prokuraturą” znajduje się na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja CMWP SDP pt. „Urodziny Hitlera”. Korespondencja CMWP SDP z prokuraturą” na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nial Ring, Mícheál Mac Donncha, Jarosław Płachecki, Michał Kłosowski – Poranek WNET – 21 stycznia 2019 – z Dublina

Poranka WNET można słuchać od 7:10 do 9:00 (wtorek i piątek) / 10:00 (poniedziałek, środa, czwartek) na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie oraz 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Krzysztof Skowroński.

Goście Poranka WNET:

Nial Ring – obecny burmistrz Dublina;

Jarosław Płachecki – dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie;

Eryk Kozieł – mieszkaniec Dublina;

Mícheál Mac Donncha – polityk Sinn Féin; były burmistrz Dublina;

dr Maria Giedz – dziennikarka specjalizująca się w tematyce kurdyjskiej;

Marcin Natorski – właściciel firmy projektowo-wykonawczej NDevelopment;

Przemysław Łozowski – dyr. polskiej szkoły „Wspólna Wyspa” w Droghedzie, muzyk, dyrygent;

Michał Kłosowski – korespondent Radia WNET w Panamie;

Jolanta Oliwiak – sekretarz Zarządu polskiej macierzy szkolnej w Irlandii;

Tomasz Szustek – dziennikarz, fotograf dokumentalny.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński, Tomasz Wybranowski

Wydawca: Lech Rustecki

Realizatorzy: Karol Smyk (Dublin) i Paweł Chodyna (Warszawa)


 

Część pierwsza:

Wywiad z burmistrzem Dublina.

Eryk Kozieł mówi o irlandzkich realiach politycznych. W tym kraju rządzi partia Fine Gael, która jest konserwatywna właściciwe tylko z nazwy. Gorącym tematem politycznym w Irlandii jest obecnie Brexit. To ona, jako kraj, graniczy z Wielką Brytanią.

Gość Poranka WNET mówił o nastrojach na Wyspie, po sobotniej eksplozji samochodu – pułapki. Ładunek eksplodował w sobotę, przed budynkiem sądu w miejscowości Derry. Do wybuchu doszło trzydzieści minut po tym, jak policja otrzymała ostrzeżenie dotyczące podejrzanego auta. Za zamachem stoi organizacja „Nowa IRA”.

Michał Kłosowski o wydarzeniach w Panamie, gdzie niebawem odbędą się Światowe Dni Młodzieży.

 

Część druga:

Dublin, bulwary nad Liffey / Fot. arch. progr. Studio Dublin, Radio WNET

Jarosław Płachecki o dublińskim wydziale Staropolskiej Szkoły Wyższej oraz o boomie gospodarczym w Irlandii.

Mówił także o charakterze katolicyzmu w tym kraju oraz o Towarzystwie Irlandzko-Polskim, najstarszej tamtejszej organizacji polonijnej, która obchodzi w tym roku czterdziestą rocznicę powstania.

Mícheál Mac Donncha opowiada o Polakach w Irlandii oraz o spojrzeniu Irlandczyków na Brexit.

 

Część trzecia:

Maria Giedz / Fot. Radio WNET

Przegląd prasy o godzinie 8:00 przeprowadzony przez Antoniego Opalińskiego.

Marcin Natorski mówił przedsiębiorczości Polaków w Irlandii, oraz o wyzwaniach biznesu w obliczu Brexitu. Porównał także prowadzenie firm w Polsce i na Szmaragdowej Wyspie.

Jak się okazuje, w Republice Irlandii o wiele łatwiej jest prowadzić swój biznes niż w Polsce. Irlandzkie procedury i prawo ułatwiają życie przedsiębiorców. Gość Poranka WNET mówi łtakże o kiepskiej skuteczności działań polskich placówek dyplomatycznych w Irlandii. Promowanie polskości przez MSZ i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest nikłe.

Dr Maria Giedz o kolejnych bombardowaniach w Jemenie. Tym razem saudyjskie bomby spadły na Sanę – stolicę Jemenu. Pociski wystrzelone przez myśliwce uszkodziły miedzy innymi jeden z tamtejszych szpitali, fabrykę plastiku i bazę wojskową Al-Dulaimi. Jest to jeden z największych ataków w ostatnim okresie. Gość Poranka WNET tłumaczy również, dlaczego w Jemenie trwa wojna.

 

Część czwarta:

Polskie dzieci z Droghedy (Eire) – sonda radiowa z polskimi dziećmi, które uczęszczają do weekendowej polskiej szkole „Wspólna Wyspa” w Droghedzie (Irlandia).

Jolanta Oliwiak o polskiej edukacji w Irlandii, oraz działaniach Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii.

Przegląd prasy o godzinie 9:00 przeprowadzony przez Antoniego Opalińskiego.

 

Część piąta:

Dublin / Fot. Papagnoc, Pixabay.com

Nial Ring mówi, jak to jest być Irlandczykiem oraz o historii jego kraju. Jednym z palących problemów Irlandii jest nierówność społeczna. Ponadto stwierdza, że wśród obcokrajowców to Polacy włożyli największy wkład w budowę wyspiarskiego kraju.

Przemysław Łozowski opowiadał o pasji muzykalnego i kulturowego łączenia Irlandczyków i Polaków, oraz o potrzebie edukacji polskich dzieci urodzonych już na Szmaragdowej Wyspie.

Tomasz Szustek opowiada o swoim wyjeździe pełnym przygód do Tunezji. Przez to, że znalazł się „w złym czasie i w złym miejscu”  w tym kraju, trafił do tunezyjskiego więzienia. Okazało się, że jego wygląd przypomina rysopis jednego z uczestników zamachu na inżyniera współpracującego z ruchami militarnymi w Gazie i Palestynie.

 


Posłuchaj całego Poranka WNET!


 

W styczniu 1919 r. Wielkopolska zyskała rangę niezależnego państwa z własnym rządem, wojskiem, gospodarką i dyplomacją

Życie ludzkie nie jest najwyższą wartością, bo dobra reprezentowane przez ojczyznę są z reguły wartościami wyższymi. Skądinąd pod względem doczesnym człowiek jest tylko częścią społeczeństwa.

abp Stanisław Gądecki

(…) W przeddzień I wojny światowej wielkopolskie społeczeństwo było już dobrze zorganizowane, zdyscyplinowane, posiadało swoich naturalnych przywódców, co jeden z nich podsumował: „Prusacy, chcąc nas wytępić doszczętnie, wyświadczyli nam usługę dziejowej doniosłości, mianowicie wytworzyli w swym zaborze warunki przyśpieszonego przekształcenia nas na społeczeństwo czynne, pełne energii bojowej, zdolne do zdobywania sobie bytu w najcięższych warunkach. Zmusili oni i zmuszają coraz bardziej zachodni odłam naszego narodu do wydobycia z siebie tych zdolności, tych sił, które są nie tylko potrzebne do istnienia dzisiaj, ale które jedynie umożliwią nam w przyszłości zdobycie samoistnego bytu politycznego i utrzymanie żywotnego, silnego państwa polskiego” (Roman Dmowski).

Konkretną wolę odrodzenia państwa polskiego po raz pierwszy wyraził Polski Sejm Dzielnicowy, który obradował w Poznaniu od 3 do 5 grudnia 1918 r. W jego obradach wzięło udział ok. 1100 Polaków zamieszkujących ziemie pozostające w granicach Rzeszy niemieckiej. Byli to delegaci 4 mln Polaków z terenów dawnego polskiego Pomorza, z Prus Królewskich, ze Śląska, z Prus Książęcych, Warmiacy i Mazurzy oraz Polacy przebywający na wychodźstwie. W tej grupie znalazło się 75 katolickich księży oraz 129 kobiet.

Warto zwrócić uwagę na to, że choć uczestnicy Polskiego Sejmu Dzielnicowego byli świadomi tego, że głównymi wrogami wskrzeszenia Polski byli Niemcy, nie byli jednak przeciwni wszystkim Niemcom w ogóle: „Nie chcemy walki z tą częścią ludności niemieckiej zasiedziałej, która zawsze w zgodzie żyła z Polakami i która z nami w przyszłości także w zgodnem pozostanie współżyciu. Wrogami jesteśmy tylko tej nielicznej klasy urzędników i agitatorów hakatystycznych, którzy wnieśli do naszych dzielnic zarzewie nienawiści i teorię niesprawiedliwości, którzy podżegali ludność niemiecką przeciw ludności polskiej i krzywdę i gwałt Polakom zadawane sławili jako zdobycz prawdziwie niemieckiego ducha” – notował Dziennik Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu w grudniu 1918 r.

Uroczystości rocznicowe pod pomnikiem Powstańców Wielkopolskich. Fot. Jolanta Hajdasz

W końcu 26 grudnia przybył do Poznania Ignacy Jan Paderewski, witany z niebywałym entuzjazmem, i sprawy nabrały tempa. Sam artysta – z obawy przed nieprzewidzianymi rezultatami swojej wizyty – oficjalnie „zachorował” i do końca roku nie pokazywał się na zewnątrz hotelu Bazar. Mimo to 27 grudnia wybuchło powstanie, które w kilka dni oswobodziło Poznań. Ostatni akt wyzwalania miasta dokonał się 6 stycznia, gdy opanowano lotnisko i magazyny lotnicze na Ławicy, ostatni punkt kontrolowany przez Niemców.

Wszystko to było możliwe, ponieważ na przyjazd Paderewskiego ściągnięto do Poznania z okolicznych miejscowości oddziały Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa. Ponadto w czasie wielkiej wojny w armii niemieckiej służyło 780 tys. Polaków z Wielkopolski, Śląska i Pomorza. W związku z tym wielu żołnierzy, którzy stanęli na czele oddziałów powstańczych, było już dobrze wyszkolonych i miało doświadczenie wojenne z armii pruskiej. Niemcy sami sobie wyszkolili przeciwników. (…)

Wbrew obiegowym opiniom, Warszawa nie była obojętna wobec wielkopolskich wydarzeń. W Poznaniu działali nieoficjalni przedstawiciele rządu polskiego i dowództwa Wojska Polskiego. Dwaj pierwsi szefowie sztabu w Poznaniu byli wcześniej legionistami. Z nominacji Piłsudskiego przybył do Poznania – wraz z zaufanymi ludźmi – generał Józef Dowbor-Muśnicki. Dzięki temu już 26 stycznia 1919 roku na placu Wilhelma (czyli Wolności) polscy żołnierze wypowiadali słowa przysięgi: „W obliczu Boga Wszechmogącego w Trójcy Świętej jedynego ślubuję, że Polsce, Ojczyźnie mojej i sprawie całego narodu Polskiego zawsze i wszędzie służyć będę, że kraju Ojczystego i dobra narodowego do ostatniej kropli krwi bronić będę…”.

Tak to w styczniu 1919 roku Wielkopolska – nie należąca już do Niemiec, ale nie należąca jeszcze do Polski – de facto zyskała rangę niezależnego „Państwa Wielkopolskiego” (z własnym rządem, wojskiem, gospodarką i dyplomacją), zorientowanego na połączenie się z niepodległą Polską.

Było w tym coś cudownego, gdyby bowiem w lutym nie podpisano umowy rozejmowej z Niemcami w Trewirze (6.02.1919), powstanie mogło zostać łatwo stłumione przez wojska niemieckie, które po rozprzężeniu spowodowanym rewolucją listopadową nadciągały do Wielkopolski w coraz większych ilościach. Gdyby nie powstanie wielkopolskie, to zgodnie z ówczesną praktyką o przynależności terenów spornych zadecydowałby zapewne plebiscyt, w którego wyniku wiele terenów północnej, zachodniej i południowej Wielkopolski mogło przypaść Niemcom.

Potem – 28 czerwca 1919 r. – został podpisany traktat pokojowy, na mocy którego całość ziem zajętych przez powstanie została przekazana państwu polskiemu. Trzy dni później zniesiono granicę celną między Wielkopolską a Rzeczpospolitą. A 28 sierpnia 1919 r. armia wielkopolska weszła w skład wojska polskiego. W ten sposób ziemia Piastów – twórców polskiej państwowości – stała się integralną częścią odrodzonej Rzeczpospolitej. Wkrótce potem oddziały wielkopolskie – najbardziej zdyscyplinowane i najlepiej wyszkolone – zostały przesunięte na Wschód, na tereny wojny polsko-bolszewickiej. Tak więc w sumie w latach 1918–1921 życie oddało ok. 8 tys. Wielkopolan, czyli niemal co dziesiąty z tych, którzy trafili do szeregów powstańczych, a następnie do Armii Wielkopolskiej.

Hołd postawie ówczesnych Wielkopolan złożył sam Józef Piłsudski, witany w Poznaniu 26 października 1919 r. Powiedział on wówczas: „Wy, Wielkopolanie, rzuceni zostaliście do walki, którą wam wróg nieubłagany wypowiedział w tej dziedzinie, w której Polska zawsze w wielkim stopniu najsłabsza była. […] Walka została wam rzucona w dziedzinie organizacji, w dziedzinie umiejętności wytwarzania codziennego, szarego, pełnego obowiązków i pełnego trudu życia. […] Gdy myślę o zadaniach stojących przed Polską, chciałbym wnieść od was do Polski całą waszą namiętność pracy, która by Polskę przeniknęła, dać umiejętność organizowania pracy sumiennej, umiejętność pracy uczciwej”.

Cała homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Naród i Ojczyzna są nie do zastąpienia”, wygłoszona w farze poznańskiej w 100. rocznicę wybuchu powstania wielkopolskiego 27.12.2018 r., znajduje się na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Naród i Ojczyzna są nie do zastąpienia”, wygłoszona w farze poznańskiej w 100. rocznicę wybuchu powstania wielkopolskiego 27.12.2018 r., na s. 6 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego