Jubileusz dziesięciolecia działalności Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej im. gen. pilota Andrzeja Błasika

Klub w Poznaniu należy do najaktywniejszych i największych. Organizował wielotysięczne marsze w Poznaniu i poza jego granicami. To wielki oddział ludzi zaangażowanych w obronę tego, co nam najdroższe.

Andrzej Karczmarczyk

Poznański Klub Gazety Polskiej im. gen. pilota Andrzeja Błasika zorganizował 11 stycznia 2019 roku w murach Pałacu Działyńskich spotkanie z okazji dziesięciolecia swojej działalności.

Uroczystość rozpoczęła się od śpiewania kolęd, by umożliwić uczestniczenie w obchodach rocznicowych redaktorowi Tomaszowi Sakiewiczowi, który utknął na bramce autostrady A2.

Fot. A. Karczmarczyk

Od początku uroczystości obecny był gość specjalny Antoni Macierewicz, a także wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffman, minister Szymon Szynkowski vel Sęk, poseł Tadeusz Dziuba, poseł Bartłomiej Wróblewski i reprezentant Garnizonu Poznań. Naszą uroczystość zaszczycili swą obecnością przedstawiciele okolicznych Klubów Gazety Polskiej. Po odśpiewaniu kilkudziesięciu kolęd licznie przybyli na tę uroczystość goście przenieśli się w inne miejsce pałacu, gdzie czekał na nich przygotowany przez organizatorów spotkania tort urodzinowy wraz z innymi pysznymi, słodkimi przysmakami.

W drugiej części wieczoru, już w obecności redaktora Tomasza Sakiewicza, przewodnicząca poznańskiego KGP Maria Zawadzka przedstawiła przebieg jego 10-letniej działalności. Opowieść została zilustrowana zdjęciami i filmem obrazującym istotne działania klubowiczów podczas tego okresu.

Następnie Redaktor Naczelny „Gazety Polskiej” wręczył uczestnikom spotkania przywiezione przez siebie upominki i powiedział m.in.: „Klub w Poznaniu należał zawsze do najaktywniejszych i największych. Organizował wielotysięczne marsze w Poznaniu i poza jego granicami. Krzewi kulturę i polskość. To wielki oddział ludzi zaangażowanych w obronę tego, co nam najdroższe. Dziękuję mu za te dziesięć lat i życzę 100 lat!”.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Jubileusz X-lecia działalności poznańskiego Klubu Gazety Polskiej” znajduje się na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Jubileusz X-lecia działalności poznańskiego Klubu Gazety Polskiej” na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Polsce potrzeba radykalnej zmiany. Wszyscy to widzą i czują, niewielu jednak ma receptę na jej przeprowadzenie

Podział na lewicę i prawicę to fikcja i propaganda, mająca służyć zamydleniu oczu społeczeństwu polskiemu i światu, że istnieje w Polsce ideologiczny pluralizm i spełnione są wymagania demokracji.

Mirosław Matyja

Przejście z epoki komunizmu do systemu semidemokratycznego w Polsce było 30 lat temu skokowe, nacechowane wyprzedażą majątku narodowego, aferami gospodarczymi, nieudanym planem Balcerowicza i przejęciem władzy przez ustalone z góry elity polityczno-ekonomiczne? Niestety, tak było i… ta sytuacja trwa. (…) Polska straciła na tej „pierestrojce” od pół do dwóch bilionów dolarów. Dług Gierka z lat 70. ubiegłego wieku przedstawia się w tym porównaniu jako zwykle „kieszonkowe”. To bezprecedensowe w skali świata ogołocenie polskiego narodu z jego własności doprowadziło do sytuacji, w której tylko praca jest własna, bowiem kapitał znajduje się w obcych rękach. Majątek banków i przemysłu został upłynniony za ok. 10% jego wartości – w ten sposób polska gospodarka uzależniła się od obcych gospodarek. Z gospodarką, głównie w rękach zagranicznych, można oczekiwać, że polityka też może przejść w ręce zagraniczne – jak wiadomo politykę trudno oderwać od gospodarki.

W historycznym wymiarze, jakim była strategiczna decyzja akcesji Polski do UE, została ona podjęta jednomyślnie przez prawicę i lewicę. Mało tego, oba te ugrupowania prześcigały się w tym, kto z nich dostąpi „zaszczytu” podpisania unijnego traktatu.

Rzeczowych i rzetelnych negocjacji z biurokracją UE nie było – były tylko pertraktacje polityczne i jednomyślność ideologiczna, aby podporządkować Polskę biurokratycznym strukturom unijnym.

Społeczeństwo polskie nie sprzeciwiało się nigdy budowie wspólnej Europy. Wątpliwości budziły jednak zawsze ideologiczne fundamenty UE, dominacja w niej Niemiec i miejsce, jakie Polsce wyznaczono w tym supermocarstwie. Wepchnięcie Polski do Unii Europejskiej zasłoniło wszystkie dotychczasowe korupcyjne afery prywatyzacyjne, do których doprowadziły tzw. władze i reformatorzy w pierwszych latach polskiej niepodległości. Te elity polityczno-ekonomiczne zdążyły się w międzyczasie ustabilizować, a ich antypaństwowe działania poszły w niepamięć.

Ciekawe jest to, że w momencie akcesji Polski do UE stanowisko prawicy (PiS i PO) było tożsame ze stanowiskiem lewicy (SLD). Potwierdza to standard na polskiej scenie politycznej, jakim jest praktyczny brak ideologicznych różnic między lewicą i prawicą. Oba te ugrupowania nie prowadzą ze sobą walki ideologicznej, lecz jedynie nieustanną walkę o władzę, czyli dominację w społeczeństwie. Podział na lewicę i prawicę to fikcja i propaganda, mająca służyć zamydleniu oczu społeczeństwu polskiemu i światu, sugerując w ten sposób, że istnieje w Polsce coś takiego, jak ideologiczny pluralizm i tym samym spełnione są wymagania demokracji. Poza tym podział ten jest potrzebny „władzy” – umożliwia bowiem politykom i mediom manipulowanie społeczeństwem.

Z reguły funkcjonuje w Polsce zasada, że wybory wygrywa opozycja, która jest mniej skompromitowana skandalicznym rządzeniem w państwie. A o tym, że aktualna opozycja poprzednio rządziła w tym samym stylu, co obecna partia rządząca, zdezorientowani obywatele zdążyli albo zapomnieć, albo po prostu nie mają innego wyjścia, jak tylko wybrać opozycję.

Elektorat oddaje swój głos na „swoich” aktorów z kiepskiego teatru, nabierając się za każdym razem. Inni znowu łudzą się, że tym razem wygrają wolnościowcy, narodowcy albo inni „odłamcy”, tak jakby to miało zmienić sytuację w kraju na lepsze. Tymczasem jest obojętne, kto wygra wybory w Polsce i będzie rządzić przez najbliższe cztery lata.

W Polsce ukształtował się w ostatnich 30 latach semidemokratyczny system rządzenia przez tzw. elity polityczne, który nie ma nic wspólnego z pluralizmem demokratycznym. Jest to system równoległy: z jednej strony „władza“, a z drugiej społeczeństwo, czyli podział według zasady „my i wy”. Takie namiastki demokracji jak wolne wybory, wolne media, trójpodział władzy to tylko medialna fasada i propaganda dla manipulacji finansowych, wyprzedaży majątku narodowego i biegania za ochłapami spadającymi z brukselskiego stołu. Te namiastki są potrzebne, aby uspokoić Polki i Polaków oraz społeczność międzynarodową. Faktem jest natomiast, że zasady demokratyczne w Polsce zostały w ostatnich latach jawnie naruszone.

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Potrzeba radykalnej zmiany” znajduje się na s. 8 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Potrzeba radykalnej zmiany” na s. 8 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wielkopolska Wiktoria 1918-2018. Wyjątkowo huczne obchody stulecia zwycięskiego powstania wielkopolskiego

Wypada mieć nadzieję, że 100 rocznica wybuchu zwycięskiego powstania wielkopolskiego, o której było tym razem nieco głośniej w całej Polsce, na dobre przebije się do świadomości rodaków.

Przemysław Terlecki

Tak jak sto lat temu niemal każda wielkopolska rodzina zaangażowana była w pomoc powstańcom i walkę o niepodległość, tak w 2018 roku chyba wszyscy mieszkańcy regionu wzięli aktywny udział w niezliczonych uroczystościach i wydarzeniach organizowanych na stulecie Niepodległej. (…)

Rynek wydawniczy obrodził ciekawymi książkami, encyklopediami i monografiami. Niezwykle na tej długiej liście prezentują się Encyklopedia Powstania Wielkopolskiego 1918–1919 pod redakcją prof. Janusza Karwata i Marka Rezlera, wydany przez AWR Chronica z Szamotuł album pt. Nasze Powstanie czy starannie wydany, bogato ilustrowany i udokumentowany nieznanymi dotąd źródłami album pt. Ziemia Gnieźnieńska w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919, także autorstwa wspomnianego prof. Karwata.

Fot. J. Hajdasz

Z inicjatywy poznańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, przy współpracy z wieloma instytucjami nauki i kultury stworzono niezwykły portal edukacyjny poświęcony powstaniu (pw.ipn.gov.pl lub powstaniewielkopolskie.ipn.gov.pl). Jego uroczysta inauguracja odbyła się pod koniec roku w Belwederze w Warszawie. W połowie listopada w gmachu Sejmu, z inicjatywy Wojewody Wielkopolskiego, Archiwum Państwowego w Poznaniu oraz Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i Fundacji Zakłady Kórnickie, pokazano dwie wystawy. Na jednej zaprezentowano nieznane rozkazy dzienne Dowództwa Głównego Powstania, podpisywane przez majora

Stanisława Taczaka i gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego, zilustrowane słynnymi zdjęciami Kazimierza Gregera.

Fot. J. Hajdasz

Druga zaś wystawa opowiadała zapomnianą historię obrad Polskiego Sejmu Dzielnicowego zwołanego do Poznania w dniach 3–5 grudnia 1918 roku, stanowiącego swoiste preludium do wybuchu powstania wielkopolskiego. Stulecie obrad tego Sejmu, który po raz pierwszy przyznał kobietom bierne i czynne prawa wyborcze, uczczono organizując w centrum Poznania barwny, patriotyczny Pochód Polski, w którym maszerowali między innymi potomkowie delegatów na Sejm. Zarówno pochód, jak i wspomniane wystawy objął honorowym patronatem Marszałek Sejmu Marek Kuchciński.

Niecodzienny przebieg miały uroczystości państwowe na placu Wolności, zorganizowane przez wojewodę w dniu Narodowego Święta Niepodległości. Wzięły w nich udział tysiące poznaniaków i gości, a największą atrakcją, oprócz Pikniku Powstańczego, był specjalnie przygotowany na tę okazję multimedialny pokaz (mapping) wyświetlany na gmachu budynku Arkadii, sugestywnie i w sposób bardzo plastyczny opowiadający historię zwycięskiego powstania. Dzień wcześniej, już po raz ósmy Koncert Niepodległościowy w Auli UAM zorganizował Akademicki Klub Obywatelski.

Fot. J. Hajdasz

Na uwagę zasługują także bez wątpienia: emitowany ze Starego Rynku w Poznaniu na antenie ogólnopolskiej koncert pn. „Wielkopolanie śpiewają Niepodległej. W chwilach próby zwycięstwo!”, którego głównym organizatorem była TVP3 Poznań oraz Wielkopolskie Muzeum Niepodległości, Piknik Lotniczy zorganizowany w stulecie zdobycia Stacji Lotniczej Ławica, a także współczesna przysięga żołnierzy 12 Wielkopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej, połączona z rekonstrukcją historycznej przysięgi Armii Wielkopolskiej, jaka odbyła się na ówczesnym placu Wilhelmowskim (dziś Wolności) 26 stycznia 1919 roku. (…)

Dwa lata temu Narodowe Centrum Kultury przeprowadziło zakrojone na szeroką skalę badania na temat rozpoznawalności ważnych w historii Polski dat i rocznic oraz naszych oczekiwań związanych z ich czczeniem. Okazuje się, że najbardziej rozpoznawalna datą jest 11 listopada. To bardzo dobrze, zwłaszcza że Narodowe Święto Niepodległości oficjalnie ustanowiono dopiero w 1937 roku, po wojnie znieśli je komuniści, a wróciło dopiero w wolnej Polsce po 1989 roku. Drugie miejsce to święto Konstytucji 3 maja, a dalej, i tu duże zaskoczenie – 1 sierpnia 1944 roku, czyli rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Niestety wśród wymienionych przez ankietowanych Polaków dat nie ma powstania wielkopolskiego ani żadnego innego wydarzenia z historii naszego regionu. Wypada mieć nadzieję, że obchodzona w wyjątkowy sposób, w wyjątkowym roku 100 rocznica wybuchu zwycięskiego powstania wielkopolskiego, o której było tym razem nieco głośniej w całej Polsce, na dobre przebije się do świadomości rodaków, a wiele trwałych śladów naszej pamięci o wydarzeniach sprzed stu lat, jakie powstały w minionym roku, skutecznie wzmocni przekaz o Wielkopolskiej Wiktorii.

Cały artykuł Przemysława Terleckiego pt. „Raz na 100 lat. Wielkopolska Wiktoria 1918-2018” znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Przemysława Terleckiego pt. „Raz na 100 lat. Wielkopolska Wiktoria 1918-2018” na s. 3 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stanowisko OKOPZN i polskiego lobby przemysłowego wobec rządowego projektu polityki energetycznej Polski do 2040 roku

Głównymi nośnikami energetycznymi w naszym projekcie są geotermia i wodór pozyskany z podziemnego procesowania węgla kamiennego i brunatnego, uzupełniane energią z wody, biogazu i biomasy.

Obywatelski Komitet Obrony Polskich Zasobów Naturalnych

Wizja i wartości nadrzędne PEP 2040 wg Ministerstwa Energii

W świetle obecnej polityki Unii Europejskiej prezentowany przez Ministerstwo Energii projekt PEP 2040 uwzględnia wymóg ciągłego ograniczania emisji ze spalania węgla kamiennego i brunatnego poniżej 550 g/kWh zgodnie z BAT (najlepszych nowych dostępnych technik i technologii) oraz wymóg dynamicznego wzrostu bez emisyjnego wytwarzania energii z energetyki jądrowej (EJ) i OZE (farm wiatrowych i fotowoltaicznych), co wymusza konieczność wprowadzenia kosztownego rynku mocy.

Oznacza to w sposób niepodważalny, że koszty produkcji energii w 2040 r. w obecnym Krajowym Systemie Energetycznym (KSE) będą kształtowały się na górnych możliwych poziomach wytwarzania prądu ciepła i chłodu, co pozbawi gospodarkę krajową konkurencyjności a samorządy i gospodarstwa domowe doprowadzi na skraj ubóstwa energetycznego.

Wizja miksu energetycznego Polski w 2040 r. wg Ministerstwa Energii

  1. Węgiel – < 60% (nie określono % udziału w rynku 2040 r.),
  2. OZE – > 25% (zwiększanie udziału w rynku z OZE w 2040 r.),
  3. EJ – ok. 10 – 15% (6 – 9 GW),
  4. Kinetyka wody – ok. 5%.

(…) Wizja i wartości nadrzędne PEP 2040 wg strony społecznej

Nowy model Krajowego Systemu Energetycznego PEP 2040 proponowany przez stronę społeczną uwzględnia, podobnie jak model ME, konieczność ograniczenia emisji, z tą jednak różnicą, że bardziej restrykcyjnie podchodzi do ochrony środowiska naturalnego poprzez stopniowe wyłączanie z obiegu generatorów prądu, ciepła i chłodu opartych na technologii spalania węgla kamiennego i brunatnego i zastąpienie ich gazem uzyskiwanym z podziemnego procesowania węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego oraz w oparciu o krajowe, w większości odnawialne źródła energii. Głównymi nośnikami energetycznymi w naszym projekcie PEP 2040 jest geotermia oraz wodór pozyskany z podziemnego procesowania węgla kamiennego i brunatnego, uzupełniane energią z wody, biogazu i biomasy, przy równoczesnym minimalnym wykorzystaniu drogiej i niestabilnej energii z wiatru i słońca. Wszystkie te źródła energii są paliwami prawie bezemisyjnymi, które będą wykorzystane w nowych inwestycjach w energetyce rozproszonej (prosumenckiej) w generatorach niskiej mocy, w samobilansujących się energetycznie klastrach wspomaganych przez lokalne magazyny energii. Zaproponowany przez stronę społeczną nowy model energetyczny PEP 2040 zapewni większe bezpieczeństwo państwu, a gospodarce, samorządom i gospodarstwom domowym – bardzo konkurencyjne ceny i satysfakcjonujące wskaźniki SAIDI i SAIFI.

Skutkiem ubocznym wdrożenia nowego modelu dla spółek PGE, Energa, Enea i Tauron oraz operatora przesyłu (PSE) i spółek dystrybucji energii będzie systematyczne zmniejszanie się ich udziału w wytwarzaniu i sprzedaży energii z dotychczasowego KSE, opartego na dużych jednostkach wytwórczych, generujących drogą i niestabilną energię emisyjną. Rynki i przychody tych spółek z roku na rok będą przejmowane przez podmioty gospodarcze, które będą inwestować w energetykę rozproszoną opartą na cieple ziemi i gazie, w tym uzyskiwanym z podziemnego procesowania węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego oraz na innowacyjnych technologiach.

Ze względu na maksymalizację stopnia bezpieczeństwa energetycznego kraju, maksymalizację wpływów do budżetu oraz możliwość generowania potężnych zysków, które powinny zasilać Narodowy Fundusz Emerytalny, zaproponowany przez stronę społeczną obywatelski model PEP 2040 nieodwołalnie wymaga pełnej kontroli Skarbu Państwa nad tym najbardziej strategicznym sektorem w gospodarce.

Alternatywnym rozwiązaniem sprawowania kontroli nad strukturą geologiczną Polski i sektorem paliwowo-energetycznym przez Skarb Państwa, jeszcze bardziej wpisującym się w oczekiwania spauperyzowanego społeczeństwa, byłoby uwłaszczenie obywateli na zasobach naturalnych. Uniemożliwiłoby to korzystania osobom nieuprawnionym z bogactwa, jakim obdarzyła nasz kraj matka natura. Zrekompensowałoby to polskim obywatelom dotychczasowe wywłaszczenie z nieruchomości na powierzchni ziemi oraz ciągle rosnące zadłużenie państwa, samorządów, firm i gospodarstw domowych w okresie 30-letniej transformacji ustrojowej.

Polityka energetyczna Polski do 2040 r. według strony społecznej

Zdaniem strony społecznej nowy model biznesowy przyszłego sektora paliwowo-energetycznego powinien być oparty na maksymalnym udziale energetyki rozproszonej w klastrach energii wytwarzanej z dwóch podstawowych nośników energetycznych:

  1. Geotermii i wód termalnych jako krajowego i bezemisyjnego, odnawialnego, prawie niewyczerpalnego źródła energii, z którego można korzystać na obszarze 2/3 powierzchni Polski;
  2. Wodoru pozyskanego (po dopracowaniu technologii) z podziemnego zgazowania węgla kamiennego i brunatnego, który z naszych zasobów, wg wiarygodnych szacunków, moglibyśmy wytworzyć w ilości ok. 100 bln m3, co zaspokoiłoby potrzeby krajowe – przy dzisiejszym popycie – na ok 10 tys. lat.

Wizja miksu energetycznego Polski w 2040 r. wg strony społecznej

  1. Geotermia głęboka w skałach plutonicznych – ok. 20%;
  2. Wodór, CH4 – z podziemnego zgazowania węgla kamiennego i brunatnego (np. metodą górnictwa otworowego oraz BAT ) – ok. 40%;
  3. Węgiel oparty na dotychczasowej technologii spalania – ok. 20%, z tendencją malejącą w następnych latach;
  4. Biogaz, biomasa – ok. 10%, z zastosowaniem najlepszych technologii;
  5. Kinetyka wody – ok. 5%;
  6. Wiatr, słońce – malejące z dotychczasowych technologii, zwiększające się w miarę rozwoju nowych technologii, które byłyby stabilniejsze i nie wymagałyby rządowego wsparcia finansowego – ok. 5%.

(…) Projekt Polityki Energetycznej Polski 2040 autorstwa Ministerstwa Energii opracowywany był bardzo długo (12 lat) i przez prawie te same osoby, które zasiadały w rządzie również w latach 2005–2007, a później były posłami opozycyjnymi podczas 8-letnich rządów koalicji PO-PSL. Autorzy projektu jako przedstawiciele rządu i opozycyjni posłowie partyjni, finansowani milionowymi subwencjami z budżetu państwa, oprócz ogromu czasu mieli również do dyspozycji dodatkowo setki mln zł, tysiące urzędników, setki ekspertów oraz dziesiątki prawników na jego przygotowanie. Pomimo stworzenia przez naród takich komfortowych warunków pracy i płacy, autorzy przygotowali dokument, który pod żadnym pozorem nie powinien być zaakceptowany do realizacji przez żadną stronę reprezentującą społeczeństwo.

W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni do wysunięcia żądania w myśl art. 4 Konstytucji RP, aby rząd wydłużył okres konsultacji społecznych do 31 marca 2019 r. w celu powołania kilkuosobowego zespołu reprezentującego stronę społeczną, któremu rząd zapewni skromne środki finansowe, techniczne i organizacyjne, aby bezkolizyjnie i systematycznie prowadził negocjacje z delegacją rządową celem wypracowania wspólnego stanowiska z udziałem komisji parlamentarnych.

Cały tekst Stanowiska OKOPZN i polskiego lobby przemysłowego wobec projektu polityki energetycznej Polski do 2040 r. opracowanego przez Ministerstwo Energii znajduje się na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Stanowisko OKOPZN i polskiego lobby przemysłowego wobec projektu polityki energetycznej Polski do 2040 r. opracowanego przez Ministerstwo Energii na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wypowiedź polskiego ambasadora: „W Polsce panuje większy pluralizm w mediach niż w Niemczech” wywołała oburzenie Niemców

Wielkie niemieckie stacje telewizyjne ARD i ZDF zawsze krytykowane są jako telewizja państwowa. Naczelni redaktorzy czy dyrekcje studiów dbają o to, by nie emitować materiałów krytycznych wobec rządu.

Jan Bogatko

O tym, że w Polsce wolności mediów nie ma po tym, jak władzę przejęła (czy były wybory?) z rąk koalicji liberalnych demokratów i PSL prawicowo-nacjonalistyczna (jakim to przymiotnikiem niemieckie media ją opatrują) partia Prawo i Sprawiedliwość, Niemcy wiedzą ze swych jakże wolnych mediów. (…) Zgodnie z rankingiem [organizacji Reporterzy bez Granic] Polska zajmuje od względem wolności pracy miejsce 58 (na 181 państw!) i na mapie wolności mediów tej organizacji zaznaczona jest kolorem ciemnożółtym (jak Węgry czy Ukraina), a nie białym, jak oczywiście Niemcy, w których np. media publiczne są całkowicie pod kontrolą rządzących partii i dla inaczej myślących nie ma tam miejsca, co ilustruje sprawa Claudii Zimmermann z WDR. (…)

Wywołała ona burzę na łamach niemieckich mediów (w większości krytykujących dziennikarkę za jej swobodę wypowiedzi). (…)

Claudia Zimmermann odważyła się na rzecz niespotykaną. Mianowice zarzuciła ona była w jakiejś audycji radia holenderskiego, w samym epicentrum tak zwanego „kryzysu uchodźczego”, że media publiczne w Niemczech „dostały nakaz relacjonowania przebiegu wydarzeń zgodnie ze stanowiskiem rządu”.

WDR zareagowało z oburzeniem na słowa pani Zimmermann, zdementowało tę wypowiedź i… pozbyło się dziennikarki. Wydaje mi się, że dziś korzysta ona w większym stopniu z wolności słowa, niż w czasach pracy w WDR, który tę wolność ewidentne ograniczał. Udzielając wywiadów bardziej niszowym mediom, Zimmermann mówi, że „przede wszystkim wielkie stacje telewizyjne ARD i ZDF zawsze krytykowane są jako telewizja państwowa i moim zdaniem tak jest w istocie. Zbyt mało poświęca się krytycznej uwagi rządowi. Nie wynika to z tego, że dziennikarze nie są dobrzy. To system funkcjonuje z góry na dół. Naczelni redaktorzy czy dyrekcje studiów dbają o to, by nie emitować krytycznych materiałów”. (…)

Wolność słowa jest dobrem niezwykle cennym. O tym, że można słono zapłacić za korzystnie z tej wolności, przekonał się niemiecki bloger Michael Stürzenberger.

W 2017 roku sąd w Monachium skazał go na sześć miesięcy pozbawienia wolności za rzekome „rozpowszechnianie materiałów propagandowych organizacji antykonstytucyjnych”. Jakiej to zbrodni w państwie wolnych mediów dopuścił się Stürzenberger? A więc: jako ilustrację do swego materiału autor zamieścił zdjęcie bonzy NSDAP z hakenkreuzem na ramieniu. Tym samym – stwierdził prokurator – sprowokował on możliwość ożywienia antykonstytucyjnych dążeń w Niemczech. Problem polega na tym, że zdjęcie, jakie zamieścił, ilustrowało historyczny sojusz islamu z narodowym socjalizmem. Dokładnie to samo zrobiła monachijska lewacka SZ w artykule z 16 czerwca 2016 r., pt. Hakenkreuz i Półksiężyc. Prawo tego nie zabrania, ale co wolno… (…)

„Za mało pluralizmu? Polski ambasador krytykuje niemieckie media”. Deutschlandfunk w dwa tygodnie po frankfurckiej dyspucie zebrał się na odwagę i przełamał milczenie: „Polski ambasador krytykuje niemieckie media. W porównaniu z Niemcami, w Polsce panuje faktyczny pluralizm w mediach. Stawiając takie tezy, polski ambasador Andrzej Przyłębski wywołał oburzenie – także w polskich mediach i wśród medioznawców. Dlaczego akurat teraz ambasador pokazuje się z niedyplomatycznej strony? – pyta Deutschlandfunk, zamieszczając materiał Martina Sandera opatrzony zdjęciem ambasadora z podpisem: „Obok mediów niemieckich polski ambasador w Niemczech, Andrzej Przyłębski, krytykuje także prywatne polskie media”. (…)

Wielka szkoda, że Deutschlandfunk na tej pierwszej tezie Przyłębskiego kończy. Może jakiś czytelnik czy słuchacz miałby ochotę poznać dalsze? Dla wywołania większego oburzenia niemieckich ekspertów, którzy oczywiście na sprawach polskich znają się dużo lepiej niż ambasador (co do tego autor nie ma chyba wątpliwości) Sander cytuje Andrzeja Przyłębskiego:  – Państwo łatwo mogą sobie wyobrazić, na jakich argumentach opiera się moja krytyka mediów niemieckich: przede wszystkim materiały o moim kraju, o Polsce, jakich muszę być świadkiem od trzech lat, to znaczy od chwili zmiany rządu w moim kraju. W „FAZ”, w „Die Welt”, w „Die Zeit”, w „Tagesspiegel“, i tak dalej, i tak dalej.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „Wolność, wolność ponad wszystko” – jak co miesiąc, na stronie 3 „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr lutowy 56/2019, gumroad.com.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „Wolność, wolność ponad wszystko” na s. 3 „Wolna Europa” lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Procesy cywilne przeciw osobom i instytucjom zniesławiającym Polaków i przeszłość Polski okazują się skuteczne

Kpt. Zbigniew Radłowski, żołnierz AK: „Róbcie, co możecie, żeby obronić prawdę, żebyście nie musieli wstydzić się i przepraszać za winy niepopełnione przez waszych ojców, dziadów czy pradziadów”.

Józef Wieczorek

Karol Tendera, 96-letni były więzień KL Auschwitz numer 1000430 i KL Birkenau, od wielu lat prowadzi batalię z niemiecką publiczną telewizją ZDF, która na swojej stronie internetowej umieściła określenie „polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz”. Ofiara niemieckich zbrodni domaga się zakazania stronie pozwanej rozpowszechniania określeń „polski obóz zagłady” lub „polski obóz koncentracyjny”, a także przeprosin wraz z ogłoszeniem ich w prasie i na portalu.

Karol Tendera Świadkiem Historii. 30 listopada 2017 r. | Fot. J. Wieczorek

Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił powództwo Karola Tendery reprezentowanego przez mec. Lecha Obarę. Sąd Apelacyjny zmienił jednak wyrok, nakazując stronie pozwanej przeprosić naród polski i Karola Tenderę. Ponieważ ZDF uchylała się od wykonania wyroku, sprawa trafiła pod Wyższy Sąd Krajowy w Koblencji, który przyznał rację Karolowi Tenderze. Według mec. Obary to postanowienie niemieckiego sądu jest przełomowe, gdyż otwiera Polsce możliwość dochodzenia prawdy historycznej na terenie Niemiec. Możliwość została otwarta, ale realizacja tej możliwości jeszcze nie . Po stronie ZDF stanął niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości, twierdząc, że wyrok sądu w Koblencji nie może być egzekwowany w Niemczech, bo naruszałby fundamentalne prawo wolności opinii oraz mediów. Została więc złożona skarga do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego i można sądzić, że w końcu skarga Karola Tendery trafi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. (…)

Kpt. Zbigniew Radłowski, 94-letni kombatant, wraz ze Światowym Związkiem AK pozwał twórców serialu za naruszenie dóbr osobistych. (…) Po niemal trzech latach trwania procesu, przesłuchaniach świadków, odtworzeniu całego serialu na sali sądowej, zapadł wyrok korzystny dla strony polskiej. Kancelaria Pasieka, Derlikowski, Brzozowska i Partnerzy tak informuje o wyroku Sądu Okręgowego w Krakowie: „W piątek 28.12.2018 r. w krakowskim sądzie okręgowym zapadł precedensowy wyrok w sprawie przeciwko producentom serialu Nasze matki, nasi ojcowie. Sąd podzielił argumentację Powodów – kapitana Z. Radłowskiego oraz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – którzy domagali się przeproszenia, zaniechania dalszych naruszeń oraz zadośćuczynienia. Sąd nakazał producentom serialu, tj. niemieckiej telewizji oraz firmie UFA-Fiction przeproszenie w polskiej telewizji, na kilku kanałach telewizji niemieckiej oraz na stronach internetowych producentów”. (…) Wyrok w sprawie serialu nie jest prawomocny, a telewizja zapowiedziała odwołanie się od tego wyroku, jako że krakowski sąd podobno nie uwzględnił w należytym zakresie wolności twórczości artystycznej. Sąd określił rzeczywiście, że wolność dowolnego fałszowania historii, naruszania dóbr osobistych ma swoje granice. Ten serial nie był filmem kategorii science fiction, lecz filmowym środkiem do realizacji określonej polityki historycznej, przeznaczonym dla młodego pokolenia Niemców, aby ci nie czuli wyrzutów z powodu czynów swoich matek i ojców.

Krystian Brodacki ze zniesławiającym zdjęciem. Rozprawa 7 grudnia 2017 r.

Z grupy procesów w ramach walki o prawdę historyczną trzeba przypomnieć także proces Krystiana Brodackiego z polskojęzycznym portalem onet.pl kontrolowanym przez niemiecko-szwajcarski koncern Ringier Axel Springer Polska. Sprawa dotyczyła zdjęcia jako ilustracji tekstu o prostytucji kobiet podczas okupacji, opublikowanego 15 marca 2016 roku na stronie tego portalu. Jedną z tych kobiet, prowadzonych na egzekucję w Palmirach, była rozpoznana na zdjęciu matka Krystiana Brodackiego – konspiratorka Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej, która została rozstrzelana przez Niemców w Palmirach wiosną 1940 r. Maria Brodacka pomagała w ucieczce żydowskiemu oficerowi PLAN i została wydana gestapo przez nianię jej 2,5-letniego syna Krystiana Brodackiego, który jako 2,5 letnie dziecko został sierotą. Sprawa została wygrana i onet.pl musi przeprosić za zniesławienie matki Krystiana Brodackiego i naruszenie jego dóbr osobistych.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Polityka historyczna Niemiec przegrywa w polskich sądach” znajduje się na s. 2 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Polityka historyczna Niemiec przegrywa w polskich sądach” na s. 2 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Profesor Andrzej Nowak uhonorowany 26 stycznia statuetką Pana Cogito przez Akademicki Klub Obywatelski w Poznaniu

Uczysz cnoty patriotyzmu, zachęcasz do wysiłku przezwyciężania narodowych wad. Nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu.

Jolanta Hajdasz

Nagroda to uznanie za działalność naukową i społeczną. Historyk, znawca stosunków polsko-rosyjskich i publicysta odebrał tę nagrodę 26 stycznie br. za szczególne zasługi dla rozwoju polskiej nauki i kultury. Profesor Andrzej Nowak jest kierownikiem Zakładu Historii Europy Wschodniej i Studiów nad Imperiami XIX i XX wieku w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk oraz Zakładu Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoją wiedzą na temat rosyjskiej myśli politycznej wielokrotnie dzielił się na uczelniach w Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji.

Jest autorem ponad 30 książek i 200 artykułów oraz recenzji naukowych. Twórczy patriotyzm profesora Nowaka, jak podkreślała kapituła przyznająca statuetkę, wyraża się także w jego działaniach społecznych.

Na statuetce znajdują się słowa „Bądź wierny” z wiersza Zbigniewa Herberta, który stworzył fikcyjną postać Pana Cogito, człowieka inteligentnego i wykształconego, często nie mogącego pogodzić się z otaczającym go światem.

Akademicki Klub Obywatelski nagrodę przyznał po raz czwarty. Wcześniej uhonorowani byli tą nagrodą Jarosław Rymkiewicz (2015), Jan Pietrzak (2016) i Bronisław Wildstein (2017).

Fragmenty laudacji wygłoszonej przez dra hab. Wiesława Ratajczaka, przewodniczącego kapituły Statuetki Pan Cogito

Szanowny Laureacie! (…) Twoja interpretacja dziejów Rzeczpospolitej pozwala zrozumieć wytrwałe, dumne dążenie wspólnoty do wolności i sprawiedliwości, do życia świadomego, wiernego dziedzictwu przodków i prowadzonego z odpowiedzialnością za los przyszłych pokoleń. (…)

Kardynał Wyszyński dla opisania wysiłku historyka posłużył się przejmującą metaforą: „Skrzętnie zbieramy okruchy dziejowe jak okruchy ewangeliczne, bo są one zawsze pożywne. Najdrobniejsza okruszyna Ewangelii żywi ducha. Podobnie okruchy dziejów Narodu są siewcą jego ducha. Trzeba więc podawać młodemu pokoleniu to pożywienie, aby Naród nie zatracił związku z dziejami. Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości”. Twój wysiłek zbierania okruchów, spełniający się w monumentalnym cyklu Dziejów Polski, dzięki połączeniu literackiego kunsztu z nieskazitelnym warsztatem historyka przyniesie naszemu i następnym pokoleniom panoramę dziejów i trwały fundament tożsamości. (…)

Należysz do tych nielicznych humanistów, którzy pracę naukową potrafią twórczo łączyć z uczestnictwem w życiu publicznym. Twoje artykuły i prelekcje o sprawach współczesnych wolne są od skazy doraźności.

Przyszły historyk dziejów Rzeczpospolitej przełomu XX i XXI wieku odszuka zapewne w Twej publicystyce (i w redagowanych przez Ciebie periodykach) najważniejsze wątki polskich sporów, dziś będących naszym udziałem. I doceni to, że choć byłeś obywatelem głęboko przejętym sprawami swego kraju i stroniącym od kompromisów rozmywających prawdę, to nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu. Nie ustępujesz w staraniach o oryginalny kształt humanistyki akademickiej, pozostającej dziś pod wpływem intelektualnych mód i płasko pojętego utylitaryzmu. Jasno wskazujesz cel: by państwo polskie służyło wolności polskiej myśli.

Wskazałeś, że mistrz Wincenty przeniósł centrum opowieści o polskich dziejach z osoby władcy na wspólnotę zdolną do samostanowienia. Po wiekach jesteśmy połączoną prawem i pamięcią wspólnotą obywateli, co pomagasz nam zrozumieć, docenić, pielęgnować i rozwijać.

Zbigniew Herbert w 1994 r. przypominał: „Podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. (…) Myśleć to znaczy zastanawiać się nad tym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to siłą rzeczy odpowiedzialność za słowo”. Poeta z odrazą odnosił się do współczesnego konformizmu, kłamstwa i banału, którym Ty także, Szanowny Laureacie, z uporem i dobrym skutkiem się przeciwstawiasz.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” znajduje się na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poglądy prymasa Augusta Hlonda na człowieka i historię/ Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” nr 56/2019

Uważał, iż na silnych charakterach opierały się narody, pomyślność kraju i Kościoła. O potędze stanowiły nie miliony pospólstwa, lecz „wielka ilość ludzi uczciwych, światłych i z charakterem”.

Zdzisław Janeczek

Prymas Hlond o człowieku i historii

Humanizm prymasa Augusta Hlonda miał źródło w wykształceniu ogólnym, przyswojeniu filozofii nie tylko chrześcijańskiej (od św. Pawła do Augustyna i od św. Tomasza do współczesnych mędrców Kościoła), w nieustannym dążeniu do wzbogacania swej wiedzy historycznej oraz dążeniu do poznania cywilizacji antycznej, a także kultur innych narodów. W życiu i działalności duszpasterskiej kierował się priorytetem norm etyki chrześcijańskiej.

Był człowiekiem nadzwyczaj skromnym, stroniącym od blichtru, rozgłosu, uprzejmym i życzliwym, wyróżniającym się dużą sprawnością oratorską i zdolnościami pisarskimi.

Pierwszym nauczycielem historii był dla Augusta jego ojciec, człowiek hołdujący tradycji, przepojony uczuciem godności i chwały Rzeczypospolitej, syn powstańca 1863 r. Historia Polski stanowiła dlań punkt wyjścia do analizy teraźniejszości. Miejsce szczególne zajmowała zaś utrata suwerenności i walka o niepodległość. Jan Hlond często śpiewał synowi pieśń Jeszcze Polska nie zginęła, ponadto wiadomym było, iż ukrywał przed pruską policją broń, oczekując stosownej chwili, gdy Ślązacy podejmą walkę z zaborcą. W domu były czytane polskie gazety i książki, m.in. pisma Piotra Skargi. Jak wspominał Kajetan Morawski, „w tym właśnie przypominał Korfantego – wrodzone, atawistyczne, nie zawsze dostosowane do współczesnej rzeczywistości piastowskie poczucie polskości przepajało do cna jego śląską duszę”.

August był uczniem pilnym i nieprzeciętnym, o czym świadczyły oceny celujące nie tylko z historii. Przedmiot ten zajmował istotne miejsce w edukacji. August Hlond po ukończeniu nauk we Włoszech kontynuował swoje zainteresowania, tworzył własny obraz dziejów, konfrontując go z otaczającą rzeczywistością. Biegła znajomość wielu obcych języków ułatwiła mu zapoznanie się z bogatą literaturą zachodnioeuropejską. W Poznaniu u Żyda Mieczysława Kronenburga pobierał także lekcje języka hebrajskiego, aby czytać Biblię w oryginale i być bliżej „wewnętrznej treści” słowa Bożego. Studiował historię starożytnej Grecji i Rzymu oraz Polski, czytał pamiętniki, opracowania i pisma dotyczące wielkich filozofów i doktorów Kościoła. Sięgał również po literaturę piękną, wiele uwagi poświęcił romantykom: Adamowi Mickiewiczowi i Juliuszowi Słowackiemu. Jednak obce mu były „Ognie mesjanizmu Mickiewicza z fałszywego mesjanizmu Towiańskiego”. Jego miłość do Ojczyzny, jej kultury i przeszłości pogłębił władający 12 językami salezjanin ks. Wiktor Grabelski (1857–1902).

Pod urokiem pisarzy sarmackich

Nieprzypadkowo uczestniczył w uroczystości odsłonięcia w Węgrowcu pomnika znanego teologa ks. Jakuba Wujka (1541–1597), którego tłumaczenie Biblii odegrało fundamentalne znaczenie dla kształtowania się polskiego języka i stylu biblijnego. Upowszechniał również dzieło profesora filozofii św. Jana Kantego (1390–1473) i kult Władysława z Gielniowa (1440–1505), kaznodziei i twórcy pieśni religijnych w języku polskim. Jako Ślązakowi szczególnie bliski był mu język Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego i Piotra Skargi, za to, jak wspominał bp Józef Gawlina, trudniej mu było „wniknąć w finezje nowoczesnego stylu powieściowego”. O jego znawstwie kultury staropolskiej świadczyła wypowiedź z okazji kanonizacji jezuity Andrzeja Boboli, gdy z wielką swobodą i erudycją powoływał się na takich krzewicieli „ducha i oświaty”, jak Stanisław Hozjusz, Jan Szczęsny Herburt, Krasowski, Krzysztof Warszewicki, Jakub Wujek, Piotr Skarga, Marcin Laterna, Stanisław Grodzicki, Benedykt Herbest, Maciej Sarbiewski, Łęczycki, Jackowski, Morawski i Załęski. Znał poglądy Thomasa Carlyle‘a i Maxa Stirnera, którzy główną rolę w historii przypisywali wybitnym jednostkom, a krzewiony przez nich kult indywidualizmu miał być skutecznym lekiem na schorzenia Europy. Najprawdopodobniej znał Księcia Niccolo Machiavellego oraz Marksa, Engelsa i Lenina, których bardzo surowo cenzurował. Historię traktował jako mistrzynię życia, wyznając pogląd, iż nauki czerpiemy nie tylko z doświadczenia – widział w niej drogowskaz przyszłości.

W jego wypowiedziach, notatkach, książkach i korespondencji odnajdujemy ślady dojrzałej refleksji historycznej. W wykładach na temat roli patriotyzmu w życiu narodu podejmował śmiałe i krytyczne interpretacje dziejów ojczystych i Europy. Można by zredagować antologię jego sentencji o charakterze przestróg dla rządzących. W dziejach dawnej Rzeczypospolitej dostrzegał nie tylko dni chwały, ale także sprzeczne pasje, intrygi i chaos. Utyskiwał na brak autorytetów, spory i walki rozmaitych frakcji politycznych oraz ograniczenie wzrostu ludności. Jako Prymas uczył polityków i zwykłych obywateli nie tylko patriotyzmu; w jego wystąpieniach znajdowali oni etyczne i historyczne uzasadnienie podejmowanych poczynań. Podnosił zwłaszcza moralną wartość polskiego czynu zbrojnego i ofiary krwi, złożonej na narodowym ołtarzu:

„Nigdy nie było wojen zaborczych w dawnej Polsce; zamiłowania do wojny jako do podbojowego środka nie było; nie łupiliśmy sąsiadów, biliśmy się dla własnej obrony i wtedy byliśmy bohaterami. Dlatego wojnę nazywano potrzebą. Polak jest stworzony do pracy pokojowej”.

Podobnie jak bitwę pod Grunwaldem – odsiecz wiedeńską Hlond zaliczał do wydarzeń historycznych, których pamięć ukształtowała święta narodowe usuwające w cień spory, jednoczące społeczność polską w kraju i za granicą. Zwycięstwo pod Wiedniem było „koniecznością dziejową” i wyrosło „z wyższości ducha polskiego, spotęgowanego pięciowiekowym bojowaniem o wiarę i cywilizację”. Hlond nauczał, iż szło ono „od pól legnickich poprzez Warnę, Cecorę, Chocim. Dojrzewało w bojach i wyprawach bez liku. Było finałem wielkiego zmagania się z naporem zbrojnym półksiężyca”. W podobnym duchu rozpatrywał „cud nad Wisłą” gdy w 1920 r. zbrojne „hufce bezbożnego materializmu” stanęły pod murami Warszawy i „zażądały wolnej drogi do Europy”. Tym razem do walki Polacy musieli stanąć osamotnieni. Dlatego Hlond znacznie wyżej ocenił ten czyn zbrojny w porównaniu z 1683 r. „Stawka większa była niż pod Wiedniem. Trud wojenny niezrównany”. Rozgromienie „potęgi orężnej wschodu” było zdaniem Prymasa możliwe tylko dzięki instynktowi dziejowemu Polaków i głębokiej wierze Chrystusowej. „Ratując raz jeszcze wiarę i kulturę europejską, Polska przysądziła sobie dawne tytuły chwały, a zwycięską krwią przypieczętowała swoje niezestarzałe prawa do bytu i posłannictwa”. Wiedeń i Warszawa w historii symbolizowały niezwyciężone twierdze Zachodu. Z kolei o żołnierzach września napisał: „bili się bez wytchnienia, bez snu, bez zmiany, bez spodziewania się pomocy, bez amunicji, bez połączenia – dniami, tygodniami, jak upiory wcielonego rycerstwa i heroizmu”.

Hlond, przywołując powstania narodowe i wojnę 1939 r., tworzył wizję narodu walczącego i bohaterskiego, przywiązanego do idei wolności i wiary, w przeszłości swoją potęgę budującego bez rewolucyjnych przewrotów i bez rozlewu krwi. Z dumą też podkreślał przywiązanie Polaków do Maryi Wspomożycielki Wiernych, którą szlachta obwołała Królową Polski i której wizerunek zdobił ryngrafy rycerskie i sztandary pułkowe. W trudnych chwilach przypominał, iż gdy Polsce groziła zguba od Szwedów i wrogów ościennych, wtenczas z serca króla Jana Kazimierza i narodu wyszło to krótkie wezwanie: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. Porównując zasługi orężne Hiszpanów i Polaków wskazywał, iż walczyli pod wspólnym sztandarem: „Pod Lepanto chrześcijanie niszczyli flotę turecką, wzywając Ją pod ślicznym tytułem: Maryjo, Wspomożenie Wiernych, módl się za nami. Z tym samym hasłem zwyciężał wielki Sobieski Turków pod Wiedniem”. Królowa Polski także „Dzieliła upokorzenia, zsyłki, katorgi Polski rozbiorowej, dzieliła powstania i ponosiła ich następstwa polityczne, dzieliła porywy zmartwychwstania, dzieliła z Warszawą jej koleje jako stolicy Rzeczypospolitej, dzieliła dwie okupacje”.

W odczuciu Hlonda optymistyczny, niekiedy wprost apologetyczny pogląd na dzieje Polski sprzyjał integracji społeczeństwa. Nigdy go też nie opuściła nadzieja życia wyzwolonego z ucisku państwa totalitarnego.

Wierzył w Polaków wolną zbiorowość, która nie dała się zgnębić caratowi, nie uległa germanizacji i nigdy nie pozwoli wtłoczyć się w autorytarne struktury komunizmu. „Zżyliśmy się z biedą, nigdy nie zżyliśmy się z niewolą […] wolność jest pasją Polaka, jego mistyką, namiętnym zapatrzeniem jego ducha, tajemnicą jego bytu. Instynkt odrębności narodowej jest u Polaka tak hardy, że wtłoczony przez wypadki w kotłowisko szczepów, nigdy się z nimi całkowicie nie zleje”.

O kształtowaniu charakteru narodu i jednostki

Wypowiadając się na temat charakteru narodowego, mówił o odwadze, gościnności, szczodrości i gotowości do poświęceń w dobrej sprawie oraz szacunku do przeciwnika i umiłowaniu pokoju. Polakom za cel stawiał wykształcenie pokolenia o zdrowym rozsądku i nieugiętej woli, ludzi nie ulegających obcym wpływom, stałego charakteru. Ten bowiem „jest najważniejszą sprężyną człowieka w porządku społecznym i moralnym. Brak charakteru podkopuje uczciwość, sprawiedliwość, umiarkowanie, wierność obietnicom i obowiązkom, odstręcza od poświęcenia i psuje każdą cnotę”. Przywoływał myśl Chamforta, iż ludzie bez charakteru nie są ludźmi, lecz rzeczami. Wyrażał głębokie przekonanie, iż na silnych charakterach opierały się narody, na nich spoczywała pomyślność kraju i Kościoła. O potędze stanowiły więc nie miliony pospólstwa, lecz „wielka ilość ludzi uczciwych, światłych i z charakterem”. Przemyśleniami swoimi w kraju dzielił się także z młodzieżą, a w czasie wyjazdów zagranicznych występował w obronie polskiego honoru i godności, mówiąc o zaletach narodowego charakteru.

Zdaniem Hlonda historia XVIII i XIX stulecia oraz druga wojna światowa zamieniła Polaków we wspólnotę ludzi odpowiedzialnych, zdolnych do działań grupowych, w zbiór jednostek gotowych do największych poświęceń w imię wartości.

Interesowała go rola wybitnej jednostki w dziejach, przy każdej okazji akcentował jednak znaczenie zachowań moralnych. Zwracał dużą uwagę na praktyczne realizowanie w życiu społecznym ideałów i norm moralnych obowiązujących w poszczególnych epokach, dociekał także przyczyn subiektywizmu i namiętności ludzkich mających wpływ na werdykty historyczne. Uważał, iż „wielcy ludzie podlegają surowszemu osądowi niż inni i dzielą los, że mimowolnie są osądzani namiętnie i rozmaicie […]. Błąd oceny tkwi zwykle w tym, że krytycy nie uwzględniają epok, wśród których bohater żył, i tła epoki, do której należał; zna się ich czyny – nie docieka się ich przyczyn i powodów, zna pogląd na zewnętrzne kroki – nie bada się prawdziwych”. Zwracał także stale uwagę na to, że podstawowym fundamentem istnienia jednostki jest jej związek z Bogiem. „Życie ludzkie jest syntezą czynu człowieczego i wpływu Bożego – usuwając to co boskie, człowiek ubożeje i nie idąc w górę, stacza się w dół niżej człowieka”.

W historii Polski intrygowały Prymasa początki państwa piastowskiego, czasy wielkich osobowości Mieszka I i Bolesławów oraz postaci świętych: Wojciecha, Stanisława ze Szczepanowa, Jacka Odrowąża, Jadwigi, Bronisławy i Kingi. Z dumą przypominał , iż „nasza polska ziemia Matką świętych słusznie nazwana”. W jego kazaniach grób św. Wojciecha urastał do symbolu niepodległości i potęgi Polski.

Świadom odpowiedzialności przed historią za naród, z którym niegdyś łączyły nas struktury państwowe, Hlond nie pozwalał Polakom zapominać o dziedzictwie Jagiellonów i świętej ofierze królowej Jadwigi Andegaweńskiej oraz Litwie Maryi – Ojczyźnie świętych, męczenników i bohaterów. Przypominał, że to Władysław Jagiełło był praktycznie ponownym fundatorem Jasnej Góry i że to on zajął się sprawą odnowienia obrazu po zniszczeniu w 1430 r. On sam i jego potomkowie wielokrotnie pielgrzymowali do jasnogórskiego sanktuarium. Toteż gdy ruina zagroziła słynnej wileńskiej świątyni, Hlond stanął na czele komitetu i 28 III 1933 r. wystosował Odezwę: „Ratujmy Bazylikę Wileńską”. Dając przykład obywatelski, ofiarował na ten cel znaczną sumę pieniężną. Ponadto ogłosił w całej Polsce dzień ratowania tej cennej pamiątki przeszłości, w której murach mieściły się groby królów polskich i prochy św. Kazimierza. Za przykładem Hlonda poszli mieszkańcy Ziem Zachodnich, m.in. wojewoda poznański Roger Raczyński, biskup sufragan poznański Walenty Dymek, dyrektor Muzeum Wielkopolskiego i szambelan papieski Edward Potworowski. Na znak jedności z Litwinami na warszawskim biurku Prymasa w gmachu Nuncjatury Papieskiej przy ul. Szucha 12 stał wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Prymas, charakteryzując dzieje Polski, zawsze wskazywał na brak autorytetów, spory i walki rozmaitych frakcji partyjnych oraz spadek wzrostu ludności. Przestrzegał także przed brakiem porządku i nadużywaniem wolności, wichrzeniem i hołdowaniem rewolucyjnym i anarchistycznym „wybrykom”.

Równocześnie utrwalał wizerunek narodu ciężko doświadczonego przez historię. Do powstańców wielkopolskich dotkniętych bezrobociem i trudami życia zwracał się ze czcią i uznaniem za ich karność i wierność polskim ideałom rycerskim: „Kto się z Wami spotyka – mówił Prymas – zadrgać musi i uczcić krew, która się za Polskę lała. Nie dla awantury poszliście w bój. Nie wiódł Was na wielkie orężne zmagania fatalizm ślepy. Mieliście świadomość swych nieprzedawnionych praw do Polski. Wierzyliście, że Jej spętanie i zhańbienie to gwałt i przekreślenie zamiarów Opatrzności. […] I tak przyczyniliście się do wskrzeszenia Polski i wytyczenia Jej granic, łącząc się twórczo z losami kraju, wrastając w Jego nowe życie i krwią gwarantując Jego przyszłość”.

W równie ciepłych słowach zwracał się do swych braci Ślązaków, weteranów zmagań wolnościowych z lat 1919–1921. Według niego „stare piastowskie skiby” wciąż pachniały krwią powstańczych walk, a dziejowe wyzwolenie było główną treścią przeżyć pokolenia Wojciecha Korfantego, Karola Gajdzika, Walentego Fojkisa i innych, bohaterów spod Kędzierzyna i Góry św. Anny. Wciąż pamiętał swoje konferencje z kardynałem Aleksandrem Kakowskim, którego zachęcał do popierania praw Polski do ziem śląskich u ówczesnego delegata i nuncjusza apostolskiego Achillesa Rattiego. Gdy ówczesne władze polskie krytycznie oceniały udział Rattiego w tych negocjacjach, podejrzewając go o niechęć do sprawy polskiej na Górnym Śląsku, to w chwili zakończenia jego misji Hlond razem z kardynałem Kakowskim wpłynął na decyzję rządu, aby w przededniu konklawe przyznać Achillesowi Rattiemu, przyszłemu papieżowi, Order Orła Białego. W tym czasie dawał liczne dowody swojego zaangażowania, miłości do Ojczyzny i gotowości do ofiar na rzecz Śląska, co znajdowało wyraz m.in. w jego listach pasterskich. Dopiero w 1922 r. mógł stwierdzić, iż wraz z powrotem Śląska do Macierzy skończyło się wreszcie „nadużywanie Kościoła do wynaradawiania ludu śląskiego”, a słowo polskie bez ograniczeń pruskiej cenzury upowszechniał „Gość Niedzielny”. Jego redaktorzy (byli współpracownicy Hlonda, gdy był on metropolitą katowickim): bp Teodor Kubina, ks. prałat Jan Kapica, ks. prałat Aleksander Skowroński, ks. prałat Michał Lewek, ks. kanclerz Emil Szramek i ks. proboszcz Wilk pisali prosto, językiem potocznym o sprawach Śląska. Jak wspominał Hlond, „odbijano go w takim nakładzie, jakiego przed nim nie miało na Śląsku żadne inne pismo polskie. Bo „Gość Niedzielny” stał się z miejsca pismem ulubionym, któremu już wtedy bez zastrzeżeń wierzono. Był przyjacielem, nauczycielem, doradcą zarówno zacnym górnikom, hutnikom i kolejarzom, jak i ruchliwemu mieszczaństwu oraz tym kochanym gospodarzom, którzy z polskim uporem od wieków orzą lekką śląską glebę”.

Rola tradycji i jednostki w dziejach

U schyłku II Rzeczypospolitej prymas Hlond – przywódca religijny – obok Józefa Piłsudskiego – męża stanu i „ojca narodu” – urósł do rangi autorytetu. Wówczas obie postaci wiele dzieliło, a próba ich porównania i doszukiwanie się podobieństw uznana zostałaby za przesadną. Dzisiaj, po doświadczeniach z komunizmem, dzielący ich dystans uległ zmniejszeniu. Obok wielkich różnic można także doszukiwać się analogii. Wprawdzie pochodzili z różnych kręgów kulturowych i społecznych:

Piłsudski był szlachcicem, a Hlond synem dróżnika kolejowego, jednak obaj mieli krytyczny stosunek do idei skrajnego liberalizmu. I Naczelnik, i Prymas byli z urodzenia i z instynktu nie tyle konserwatystami, co tradycjonalistami, dla których historia była czymś więcej aniżeli nauczycielką życia.

Obaj byli wpatrzeni w przeszłość, w epokę chwały swojej Ojczyzny. Hlond swój patriotyzm budował na tradycji piastowskiej, a Piłsudski na dorobku Rzeczypospolitej Obojga Narodów i orientacji jagiellońskiej. Trudno powiedzieć, u którego z nich silniejszy był regionalizm. Hlond, związany ze Śląskiem i Polską Zachodnią, stale podkreślał rosnącą rolę świata słowiańskiego w powszechnym Kościele, którą łączył z dziedzictwem św. Wojciecha. Z kolei Piłsudski, marzący o wskrzeszeniu unii z Litwą, snujący prometejskie plany, chciał odrodzenia Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Drugą cechą, która sprawiała, iż byli do siebie podobni, była antypatia do partyjnictwa, warcholstwa i niechęć do komunizmu, który postrzegali jako główne niebezpieczeństwo dla niepodległego bytu narodu polskiego. Zawsze na pierwszym miejscu stawiali dobro narodu i Polski oraz wyrażali troskę o dziedzictwo – patrimonium, o prawo do własnej tożsamości we wszystkich jej przejawach i swobodnego osądu wartości łączących wspólnoty ludzkie. Mimo wielu rozbieżności i różnicy poglądów Hlond wysoko oceniał zasługi Piłsudskiego dla Polski. W rozmowie z królem Belgów Leopoldem podkreślił zasługi zmarłego marszałka dla armii, która była najbardziej „jednolitą pod względem ideowym armią w Europie”, a układ z Niemcami z 1932 r. uznał jako „genialne posunięcie” normalizujące sytuację na kontynencie.

Hlond, mimo przywiązania do tradycji, nie pogrążał się w kontemplowaniu przeszłości. Dobrze rozumiał konieczność przemian ustrojowych i prawo przemijania, co oddaje jego wypowiedź: „Żadna polityka jako ustrój wypracowany nie jest wieczna. Każdy ustrój nawet najlepszy w swym powstaniu, może być dobry tylko pewien czas, potem zmiany warunków będą wymagały poprawek, zmian, może rewolucji. Konserwatyzm ustrojowy jest szkodliwy, bo tłumi, jest uporem w formie”. Zasady te odnosił także do historii Polski:

„Błędem byłoby chcieć żywcem wskrzeszać ustrój okresu piastowskiego, odtwarzać w wiernym wydaniu nowym czasy jagiellońskie itd., można z nich przejąć niejedną ideę, ale nie to, co się z czasem skończyło na zawsze […]. Z nauk czasu trzeba korzystać, a to co było przed trzema laty, jest nam może bardziej obce niż to, co było za Sobieskiego”.

Rodakom wskazywał na rolę historii w ich życiu. Starał im się uzmysłowić, iż „ze świadomości dziejowej, z wiary we własne przeznaczenie rodzą się w duszy polskiej niebywałe energie i niewyczuta dotąd odpowiedzialność”.

Przywiązany do mitu dawnej wielkości Polski, ustroje i wydarzenia polityczne oceniał Hlond pod względem ich przydatności do stworzenia nowej Rzeczypospolitej. Już w wystąpieniu do przedstawicieli władz na dworcu poznańskim w dniu ingresu oświadczył, iż „łączy się z myślą państwową polską”. W przemówieniu wygłoszonym 29 VI 1927 r. na Zamku Warszawskim z okazji otrzymania biretu kardynalskiego z rąk Ignacego Mościckiego nawiązał do tradycji, gdy z upoważnienia papieskiego polscy kardynałowie z królewskich rąk otrzymywali oznaki swej godności. Był świadom swojej roli jako spadkobierca wielkich historycznych Prymasów Polski, którzy „już za Piastów i Jagiellonów pierwsze po królu zajmowali miejsce i sprawowali nie tylko duchowe, ale i państwowe rządy”. Odwoływał się do autorytetu Bogumiła Poraja z XII wieku (27 V 1925 r. papież Pius XI zaliczył go w poczet świętych) i Mikołaja Trąby (1412–1422), który na soborze w Konstancji uzyskał uroczyste potwierdzenie swej prymasowskiej godności i był podobno kandydatem do tiary papieskiej. Czuł się odpowiedzialny za dziedzictwo, jakim były stworzone przez jego poprzedników zrzeszenia i instytucje, Katolicka Szkoła Społeczna, Drukarnia i Księgarnia Świętego Wojciecha i zasłużony „Przewodnik Katolicki”. Akcentował trwałą i stabilną politykę Kościoła oraz urzędu prymasowskiego, podkreślał jego działania na rzecz odbudowy kraju. „Świadomość, że on, syn śląskiego robotnika stał się prymasem Polski, wydała mu się symbolem losów ziemi przez wieki oderwanej, wydała mu się ziszczeniem własnej i kraju legendy” historycznej.

Rozważając powody przetrwania do dnia dzisiejszego polskości na Śląsku, uznał za akt wagi historycznej wybór swojej osoby na Prymasa całej Polski (24 VI 1926). Słusznie obserwatorzy tego wydarzenia oceniali je jako symboliczne zaślubiny Śląska z Warszawą. „Prymasostwo nie było dla ks. Hlonda tylko piękną tradycją, było pojęciem wyrosłym z przeszłości, ale nadal pełnym żywej treści. Ten, kto je sprawował, miał szczególne zadania do spełnienia i był za kraj, za naród współodpowiedzialny”. Opinię tę wypowiedział dyplomata i przedstawiciel Polski w Lidze Narodów, Kajetan Dzierżykraj-Morawski.

Hlond rozumiał, iż historia i urząd prymasa nakładały na niego dodatkowe obowiązki względem narodu i państwa, uświęcone tradycją. Od pierwszego bezkrólewia w 1572 r. prymas jako przewodniczący senatu uzyskał oficjalne stanowisko „międzykróla” – interrexa, głowy państwa i reprezentował kraj na zewnątrz, kierował jego administracją, zwoływał sejmy i sejmiki oraz przygotowywał elekcję nowego władcy. Ponadto miał prawo, wywodzące się ze średniowiecza, koronacji króla i królowej. Z racji swego stanowiska arcybiskup gnieźnieński zajmował drugie miejsce w państwie po królu. Odzwierciedleniem takiego pojmowania i interpretacji przez Hlonda przeszłości były jego notatki: „To piszę jako interrex – nie jako przedstawiciel Kościoła, który się z żadną formą rządu nie łączy i nie identyfikuje, ale każdą władzę popiera”. W trosce o przyszłość rodaków opracował Kartę interrexa do narodu, która zakładała eliminację „błędów wieków” i „grzechów 20-lecia” oraz zebranie naszych „zdrowych tradycji dziejowych”. Ogłosił ponadto pielgrzymkę narodową do Częstochowy, poświęcenie Polski Najświętszemu Sercu Jezusowemu oraz wzniesienie Bazyliki Opatrzności.

„Wysokie pojmowanie uprawnień i obowiązków prymasowskich stało się dla kardynała Hlonda źródłem jego wojennej tragedii. Gdy Niemcy uderzyli na Polskę, zwrócił się doń prezydent Rzeczypospolitej, prosząc o natychmiastowe przybycie do Warszawy. Nie sądził, aby mógł wezwaniu temu odmówić […]. Najwyższe czynniki w państwie nalegały, by powagą swą i wpływem służył sprawie polskiej w wolnym świecie.

Wielokrotnie rozpatrywano jego kandydaturę na następcę prezydenta Rzeczypospolitej, w pewnej chwili proponowano mu objęcie przewodnictwa rządu. Premierostwa kardynał z miejsca odmówił, co do prezydentury rozumiał, że byłaby trudna, jeśli nie niemożliwa do pogodzenia z suknią duchowną, a zwłaszcza z rzymską purpurą.

Nie przeszkadzało to, iż w tych ciężkich chwilach daleki był od wyrzekania się historycznych obowiązków interrexa; jeśli kunsztowna procedura konstytucyjna miałaby zawieść, gotów był w tym charakterze autorytet swój rzucić na szalę, aby ciągłość państwową utrzymać”. Hlond swoimi czynami, mowami i pismami wpisywał się w ciąg polskich władców, bohaterów narodowych i ustrojów: Piastów, Jagiellonów, Wazów, Poniatowskich, II Rzeczypospolitej i PRL. Podczas ingresu do Bazyliki Gnieźnieńskiej nie omieszkał podkreślić, iż przybył z najmłodszej do najstarszej katedry w Polsce, od św. Jacka Odrowąża w Katowicach do św. Wojciecha w Gnieźnie.

Z kolei witając w archikatedrze poznańskiej Ignacego Mościckiego, kreślił obraz początków „historii Polski kroczącej ku wielkości”, której pierwszych władców stawiał za wzór aktualnemu prezydentowi Rzeczypospolitej. Akcentując rolę państwa w życiu narodu, nie zapominał o Bogu i religijności Polaków, która była ważną cechą psychiki Sarmatów. Wygłoszone w tym dniu kazanie adresował do tego, który „po fundatorze świątyni – Mieszku wziął władztwo nad narodem” i był „wykonawcą szczytnych zamiarów oraz testamentu Bolesława Chrobrego”. Zwracając się do prezydenta Mościckiego, oznajmił: „W Twoim Państwie jest mało miejsc tak czcigodnych jak ta katedra. Prastarą tę świątynię wzniósł Mieszko, gdy wraz z Dąbrówką dzieje Polski wiązał z dziejami potężnej i wielkiej rzymskiej kultury. W tej świątyni spoczęły prochy budowniczych Polski Mieszka i Chrobrego. Katedra ta jest pamiątką z pierwszych czasów naszej historii i postawiono ją, gdy Polska weszła w poczet wielkich narodów Zachodu. Biskupi tej świątyni byli władykami całej Polski i ich władztwo dusz, jako wielki łącznik wszystkich Polaków, promieniowało nawet i po rozbiorach na wszystkie dzielnice”.

Przy grobie Bolesława Chrobrego, który – choć na krótko i w sposób nietrwały potrafił stworzyć prestiż armii i zbudować potężną monarchię, Hlond czuł ów powiew wielkości dziejów orężnych i rolę duszpasterstwa wojskowego. Dał temu wyraz w przemówieniu w Szkole Oficerskiej w Bydgoszczy: „Pierwsze karty dziejów Stolicy prymasowskiej mówią o wojsku i świętym krzyżu. Tam, gdzie walczono za Polskę i w imię Polski, tam też stawiano kościoły. Miecz Mieczysławów i Chrobrych na przestrzeni dziejów łączy się z historią Kościoła”. Serdecznie witany przez żołnierzy, czuł się odpowiedzialny za ich właściwy poziom moralny. Zdawał sobie także sprawę, iż swoją postawą umacniał w wojsku fundamentalne zasady ideowe państwa nie tylko w odniesieniu do spraw wojennych. Podkreślał, iż dzielił z armią jej radości i cierpienia oraz wiarę, iż nie pozwoli wrogowi wydrzeć ani piędzi polskiej ziemi. Przeżywał rozterki, gdy na ulicach Krakowa w trakcie niepokojów społecznych strzelano do żołnierzy. Ubolewał, gdy z tłumu wołano „my wam pokażemy!”. Zapewniał wojskowych, iż gdy myślał o potędze Polski, to o nich mówił: „My, zbrojna Polska – to wy jesteście”. W latach wojny, mimo ograniczeń, starał się wspierać żołnierzy w ich dążeniu do osiągnięcia ostatecznego celu, jakim była odbudowa wolnej Polski.

Osąd XIX stulecia i „Nowa Polska”

Podobnie jak XVIII („nadużycia wolności” i rozbiory), surowemu osądowi poddane zostało XIX stulecie.

„To nie był nasz wiek! Nie będziemy żałowali wieku XIX. Podniesiemy z niego spadek literacki: powstańcze wawrzyny i pamięć ofiar dla Polski. Nowym wiekiem jest wiek XX. Tego nowego wieku nie będziemy psowali obczyzną ani tym, co wiek XIX dał Europie jako myśl zwodniczą, jako teorię fałszywą, jako wizję nierealną, jako filozofię już przez wszystkich odrzuconą. Budujemy wiek swój, polski wiek – z naszego ducha”.

Za jednego z godnych tytułu budowniczego nowej Polski uznał Jacka Malczewskiego (1854–1929). Zdaniem Hlonda jego ideały artystyczne były czyste, „zrodzone z dziecięctwa ducha”, a obrazy przepojone człowieczeństwem i polskością, wyrazem kultury chrześcijańskiej – zarówno te, które powstały z inspiracji patriotycznej poezji Teofila Lenartowicza (1822–1893), jak i mitologii antycznej. „Dźwignął on malarstwo polskie na zawrotne wyżyny natchnienia i artyzmu”. Malczewski, będąc „olbrzymem polskiej sztuki”, człowiekiem czystym i prawego serca, spełniał oczekiwania Prymasa co do wyznawanych wartości. Budował nowe czasy na „zasłudze i miłości”.

Drugą wojnę światową i bolesne doświadczenia Polaków, które były ich udziałem od XVIII w. po 1945 r., Hlond uznał za niezapomnianą lekcję historii. Wnikliwie analizował w tych tragicznych wydarzeniach rolę państwa pruskiego od czasów Fryderyka Wielkiego i kanclerza Bismarcka. Próbował także dociec źródeł niemieckiego militaryzmu, żądnego krwi i wojny. Rozumiał, jak tragiczne dla Europy i dla samych Niemiec okazały się próby wykorzystania potężnej machiny militarnej, stworzonej w minionym stuleciu przez Helmutha von Moltkego do ujarzmienia i eksterminacji innych narodów. Świat – według Hlonda – powinien „urządzić Niemcy nie na zasadzie pruskich zwycięstw, nie na zasadzie bismarckowskiej koncepcji potęgi niemieckiego cesarstwa, lecz na takiej, by Europa była na zawsze spokojna; bez innego politycznego załatwienia Niemiec nie ma pokoju i szkoda podpisywać traktat”.

Największego wroga pokoju widział w dawnej tradycji fryderycjańskiej. Na podstawie doświadczeń historycznych wnioskował, iż „trzeba się załatwić przede wszystkim z Prusami, bo one są ośrodkiem, sercem i wiecznym źródłem militaryzmu; bez Prus Niemcy nie będą groźne (ten błąd popełnił Napoleon i Versailles 1919 r.)”. Mimo surowych ocen wydarzeń z lat 1939–1945 i ostrej krytyki hitleryzmu, nigdy nie był wrogiem niemieckiego narodu. Uważał, iż kwestię regulacji pokojowych należy rozwiązać „bez upokarzania Niemców; co innego osądzenie Prusaków, a co innego gnębienie Niemców. Trzeba tak podzielić Niemcy, by Bawarów i Sasów nie bolało, że się podcina butę Prusaków, owszem, by się cieszyli – i nie dotykać boleśnie tych drugich Niemców, owszem, pomóc im. Więc ciężary powojenne złożyć na Prusy, nie na innych. Bez tego podziału Niemiec nic pewnego w Europie, a Polska i wszyscy szczególnie sąsiedzi są znowu bezapelacyjnie wydani na groźbę niemieckiej agresji. To rozwiązanie musi być dokonane zaraz i totalnie”. Mimo chęci przebaczenia rozumiał, iż doświadczenia lat wojny „nie wyjdą z pamięci polskich pokoleń”.

Gdy skończyła się II wojna światowa, chciał, aby na ziemi jego przodków odtworzone zostało nowe państwo; państwo prawa, opierające się na Ewangelii i tradycji. W jego zapiskach coraz częściej przewijały się rozważania dotyczące transformacji systemowych. Hlond zastanawiał się, jak powstawały nowe czasy i nowe ustroje? I dochodził do wniosku, iż „Rzadko, bardzo rzadko przez zupełne przekreślenie bytów wczorajszych. Zwykle jako wynik różnych tendencji i teorii, które z początku zupełnie się kłócą, a pod ręką mądrych kierowników koordynują się i układają się, zlewając się w solidny i trwały system uspołeczniony i spokojny. Z rewolucji przez ewolucję do nowego spokojniejszego układu – przez usunięcie elementów rewolucji i momentów niezgodnych z człowieczeństwem”.

Hlond opowiadał się zdecydowanie za demokracją, której wyrazem była zasada procesu. Jego wiara w demokratyczny proces opierała się na przekonaniu, że wszystkie instytucje społeczne muszą być oceniane poprzez ich funkcjonowanie. Oceny zaś nie powinni dokonywać zawodowi rewolucjoniści, lecz rzesze obywateli. Jawiła mu się demokracja w świetle historycznych doświadczeń polskich i europejskich „nie ta dekadentna, która powaliła Francję i Anglię, ani ta wywodząca się z rewolucji francuskiej, nie ta, co poniżała państwo na rzecz kliki warchołów i wyzyskiwaczy zawodowych, nie ta, która złotem, kiełbasą i terrorem zdobywała mandaty poselskie […], nie ta, która pod hasłem równości oszukiwała nieuków, prostaczków, operując systematycznie kłamstwem, oszustwem i obłudą. Nie polega na formach, które się przeżyły i które demokrację kompromitują; gdy się opiera zmianom potrzebnym dla dobra Państwa, staje się hasłem szkodliwym; pod jej hasłem wiele grzeszono przeciw Państwu!”. Prymas chciał dla Polaków demokracji, która uwzględniała potrzeby i życzenia ludzi co do modelu własnego życia, wyboru i dążenia do szczęścia.

„Polska demokratyczna – to Polska ludowa (w szlachetnym) w zdrowym i szerokim rozumieniu, czyli Polska wszystkich, wszystkich stanów, wszystkich warstw; bez kast uprzywilejowanych”.

Już wówczas nowa Polska kojarzyła mu się z rokiem milenijnym – tysiącleciem naszego chrztu i naszej historii, ale punktem wyjścia nowych dziejów była data ostatecznego wskrzeszenia. Od tego dnia i w jego naświetleniu miały być oceniane i rozważane dzieje pokolenia. Sądził, iż „nie wróci już Polska ani ta z 1792 r., ani ta z r. 1918, ani z 1939. To karty dziejowe. Teraźniejszość jest inna. Nie można odwracać historii. Trzeba iść naprzód – zgodnie z dziejowymi warunkami życia naszego i europejskiego”. Przestrzegał jednak przed zagrożeniami, jakie niosła przyszłość. „Cywilizacja nowoczesna tym zgrzeszyła, że straciła z oka człowieka, goniła za postępem technicznym bez względu na człowieka, mimo niego, poniżając, łamiąc. Człowiek jako istota z powołaniem i posłannictwem zniknął z powierzchni”.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Prymas Hlond o człowieku i historii” znajduje się na s. 6– 7 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Prymas Hlond o człowieku i historii” na s. 6-7 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (10). Polska musi się nam opłacać!/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Czas skończyć z sytuacją, w której przedsiębiorcę karze się haraczem jeszcze przed zarobieniem jakiejkolwiek złotówki. A politycy rozwalają wypracowywane przez nas pieniądze, jakby brały się z brudu.

Tydzień temu opisałem, dla kogo opłacalny był system Okrągłego Stołu (1989–2015). I dla kogo był wyjątkowo nieopłacalny – dla 90% polskiego narodu. I w całości dla państwa, czyli struktury organizacyjnej mającej pomyślność Polakom gwarantować. Pomyślność wewnętrzną i zewnętrzną. To, co niepokoi mnie po roku 2015, po podwójnym zwycięstwie Obozu Dobrej Zmiany, to brak zerwania mentalnego z tym nieludzkim systemem. I brak próby przebudowy państwa z opresyjnego (przeciwko obywatelom) na obywatelskie (przez obywateli). Tak jakby III RP była „tak”, a tylko wypaczenia „nie”. Tak jakby wystarczyło system oczyścić z patologii lat 2007–2015 i wszystko będzie się kręcić w dobrym rytmie.

Parę lat temu naiwnie podejrzewałem, że może to tylko narracja w wydaniu polityków Dobrej Zmiany. Wyidealizowany obraz Polski ku pokrzepieniu serc mało wyrobionego politycznie narodu; po co go przestraszać. A swoje Prawo i Sprawiedliwość dobrze wie i zrobi.

Niestety zaraz skończy się I kadencja, a pomysłu na nowe państwo nawet nie widać. Jedyny pomysł dotyczy wygrania II kadencji, kolejnych 4 lat. I sprowadza się do rozbudowy własnego elektoratu socjalnego i rozbudowy do jego obsługi własnego zaplecza urzędniczo-biurokratycznego.

Co jest nie tylko lekkomyślne, ale i przerażające. Bo takie ukształtowanie społeczeństwa polskiego ogromnie utrudni, jeśli nie uniemożliwi, budowę państwa opłacalnego dla wszystkich Polaków.

Stara zasada głosi, że jeżeli jesteś biedny, to nie masz wyjścia – musisz być uczciwy i pracowity, by osiągnąć sukces. Szkoda, że ta zasada nie obowiązuje w Polsce. Bo w Polsce uczciwość i pracowitość nie wystarczają do wyjścia ze stanu ubóstwa. I to musimy zmienić poprzez zmianę sposobu zarządzania państwem. Ale żeby wynaleźć najlepszy sposób zarządzania państwem (dla biednych, ale pracowitych i uczciwych), najpierw musimy zadać najbardziej podstawowe pytanie: komu Polska musi się najbardziej opłacać? Już odpowiadam: Polska najbardziej musi być opłacalna dla osób, które najbardziej tworzą polskie bogactwo narodowe. Nie musimy ich szukać ze świecą. Ludźmi, którzy tworzą dobrobyt polskiego narodu, są polscy przedsiębiorcy. Prywatni polscy przedsiębiorcy – mali, średni i duzi. Oczywiście uczciwi i nie podpięci pod jakikolwiek partyjno-urzędniczy układ. W naszym myśleniu o sprawnym i zamożnym państwie uwzględnienie ich interesu musi być oczywiste i podstawowe.

75% wszystkich zatrudnionych w gospodarce i 55% polskiego PKB to wynik, którego nie można dłużej lekceważyć i tuszować byle jakim makijażem.

Tu nie chodzi o jakieś kosmetyczne ułatwienia tego czy innego rządu. O fantastyczny pijar, który ładnie sprzedaje się w tiwi, a z którego nic nie wynika. O łaskawe uznanie, że prywatny przedsiębiorca nie jest przestępcą i powinien mieć prawa przysługujące nawet bezrobotnym, co uznała wreszcie słynna Konstytucja Biznesu.

Chodzi o kompletną zmianę obecnej hierarchii społecznej i struktury państwowej. To nie politycy i ich koledzy urzędnicy, ale przedsiębiorcy muszą zostać uznani za osoby najważniejsze w państwie. I wychodząc właśnie z takiego założenia, musimy zaprojektować nowe państwo polskie. Nie partyjne, nie urzędnicze, ale przedsiębiorcze.

Projekt takiego państwa nakreśliłem w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Tu, w bieżącym tekście, piszę jedynie o opłacalności. O opłacalności dla każdego Polaka (uczciwego i pracowitego). Księgowi nie tworzą bogactwa, oni je tylko liczą. Politycy nie tworzą bogactwa, oni je tylko wykorzystują, często źle. Dlatego uczciwy i pracowity naród, choć chwilowo jeszcze biedny, jeżeli chce osiągnąć dobrobyt, nie może za dużo wydawać na księgowych/urzędników i polityków. Musi postawić na uczciwość, pracowitość, zaradność (=przedsiębiorczość) i oszczędność. Każde rozwiązanie prawne i każda niezbędna struktura państwowa musi być temu podporządkowana. A wręcz zbudowana według powyższych zasad. Tylko w ten sposób jako indywidualności i jako zbiorowość zebrana w jednym państwie możemy się rozwinąć i obronić. (O obronie następnym razem.)

Żeby nie zostać źle zrozumianym, wyjaśnienie. Przedsiębiorcy nie mają być świętymi krowami lub jakimiś nadludźmi i nie podlegać ogólnym prawom. Przeciwnie, muszą podlegać tym samym prawom, co ich pracownicy.

Bo dobrobyt możemy zbudować tylko wspólnie. Dzięki przedsiębiorczości będziemy mogli zagospodarować pracowitość i uczciwość. I po dodaniu oszczędności zbudować pomyślność narodu i państwa polskiego.

Nikt nam tego nie podaruje. Nie podarują nam Niemcy, Rosjanie, Amerykanie, Żydzi, a nawet Czesi. Musimy tego dokonać sami, póki jeszcze mamy na to czas. Czas skończyć z sytuacją, w której przedsiębiorcę karze się haraczem jeszcze przed zarobieniem jakiejkolwiek złotówki. I karze się haraczem za zatrudnienie pracownika. To przecież jakiś czarny bantustan; tak tylko dla ekspresji piszę, bo pewnie w czarnym bantustanie jest pod tym względem lepiej. A politycy rozwalają wypracowywane przez nas pieniądze, jakby brały się z brudu.

Polska ma dwa bogactwa narodowe. Węgiel, o czym w środowym Poranku przypomniał Krzysztof Skowroński. I przedsiębiorczość, którą pozwalamy politykom systemowo niszczyć. Również tym, którzy z miodem na ustach zapewniają o walce z systemem Okrągłego Stołu. A w rzeczywistości wzmacniają go i konserwują na wieki. Dla własnej korzyści, a naszej nędzy.

Jan A. Kowalski

PS Rząd ogłosił sukces: w roku 2018 zadłużył nas tylko o 10 miliardów złotych, a mógł o 40 🙁

Jacek Saryusz-Wolski: rząd Jana Olszewskiego ocalił Polskę przed pozostaniem w szarej strefie między Zachodem a Rosją

Poseł do Parlamentu Europejskiego wspomina pracę w rządzie Jana Olszewskiego. Polityk mówi też o aktualnej sytuacji wokół inwestycji Nord Stream 2 i o warszawskiej konferencji bliskowschodniej

Jacek Saryusz-Wolski, wieloletni poseł do Parlamentu Europejskiego,  jeden ze współtwórców udziału RP w strukturach europejskich jako pełnomocnik rządu do spraw europejskich, a później sekretarz Komitetu Integracji Europejskiej,  wspomina swoją pracę w rządzie Jana Olszewskiego i zasługi zmarłego Premiera. W południowej audycji Radia WNET rozmawiał Antoni Opaliński.

 

To za Jego premierostwa został podpisany układ stowarzyszeniowy Polski ze Wspólnotami Europejskimi. To było fundamentalnie ważne, to był przedsionek członkostwa Polski w Unii Europejskiej i zakotwiczenie Polski w strukturach Zachodu. Drugim, czy może wręcz pierwszym ważnym wydarzeniem międzynarodowym za premierostwa Jana Olszewskiego było przesądzenie o tym, że będziemy w NATO.  To się wiąże z tym, że zablokował fatalną inicjatywę prezydenta Wałęsy aby pozostawić na terytorium Polski bazy rosyjskie przebrane za cywilne, coś co by uniemożliwiło naszą drogę do członkostwa w NATO. Sekwencja była następująca: członkostwo w NATO dawało nam możliwość członkostwa w Unii Europejskiej. To właśnie na tych dwóch frontach rząd Jana Olszewskiego, który niezłomnie bronił naszego zakotwiczenia w zachodnich strukturach dokonał przełomowych rzeczy (…)  Miałem okazję z nim rozmawiać – nocne rozmowy, ponieważ taki miał rytm pracy – głównie briefowałem go na temat spraw europejskich. (…) Kiedy on już był premierem – taka była wówczas konstytucja, dopuszczała sytuację, że premier był nowy, a skład rady ministrów jeszcze stary – podjął decyzję żeby wicepremier Balcerowicz i minister spraw zagranicznych Skubiszewski pojechali 16 grudnia 1991 roku do Brukseli. Dzisiejsi krytycy tej wersji zdarzeń nie rozumieją ówczesnej sytuacji konstytucyjnej. Do dzisiaj brzmią mi w uszach jego słowa, kiedy mówił, żeby jechać do Brukseli i podpisywać. Byłem członkiem tej delegacji i głównym negocjatorem układu stowarzyszeniowego. Podpisanie odbyło się 16  grudnia, przypomnę, że ś.p. premier Jan Olszewski objął urząd premiera 6 grudnia 1991 roku.

Polityk mówi też czym naprawdę był zablokowany przez Jana Olszewskiego pomysł utworzenia polsko-rosyjskich spółek na terenie rosyjskich baz wojskowych.

To był precyzyjnie pomyślany plan aby pozostawić Polskę w szarej strefie między Zachodem a Rosją. To się wiąże z koncepcją „NATO-bis” i „EWG-bis” czyli neo-RWPG i  neo-Paktu Warszawskiego, z obecnością baz rosyjskich i sferą gospodarczej jedną nogą na Zachodzie, lecz pod kontrolą Rosji (…) To był plan, żeby nie pozwolić Polsce na trwałą zmianę położenia geostrategicznego (…) właśnie tej groźbie zapobiegł w swojej dalekowzroczności premier Jan Olszewski. To było jego historyczne osiągnięcie.

W dalszej części rozmowy Jacek Saryusz-Wolski komentuje aktualną sytuację wokół inwestycji Nord Stream 2:

„(…) pozornie zmierzająca w dobrym, a tak naprawdę w złym kierunku Dyrektywa Gazowa może zalegalizować tę fatalną dla bezpieczeństwa i geostrategicznych interesów Unii sprawę. Dodatkowo skłóca nas ze Stanami Zjednoczonymi, które są żywotnie zainteresowane, aby Unia nie była zależna od Rosji. To tworzy paradoksalną sytuację – Europa importuje, dzięki militarnemu i nuklearnemu parasolowi, bezpieczeństwo z Ameryki, a jednocześnie kupuje gaz i wysyła pieniądze do Rosji. Te pieniądze dają Rosji możliwość toczenia agresywnych imperialnych wojen w Gruzji, na Ukrainie, czy w Syrii i szkodzenia Zachodowi.

Polityk odpowiedział również na pytanie o znaczenie konferencji bliskowschodniej w Warszawie i pojawiające się zarzuty, że Polska rozbija jedność Unii Europejskiej:

(…) nie ma jedności Europy jeśli chodzi o kwestię irańską. Przypomnę kardynalną zasadę polityki zagranicznej Unii: ona istnieje tylko tam, gdzie jest zgoda wszystkich 28 aktorów tej polityki. Jeżeli się twierdzi, że jest jakaś polityka Unii a nie ma takiej zgody – jak w ostatnim stwierdzeniu ambasadora Niemiec w Warszawie Rolfa Nikela – jest to czysta uzurpacja. (…) Zachodni Europejczycy przedkładają interesy gospodarcze z Iranem, lekceważąc zagrożenie irańskie w sferze bezpieczeństwa. Iran jest koalicjantem Rosji i Syrii w działaniach destabilizujących środowisko międzynarodowe. Flanka wschodnia, z wiodącą rolą Polski,  z przyczyn oczywistych przedkłada bezpieczeństwo ponad interesy gospodarcze (…).

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

AO