Smog, nie robiąc sobie nic z rządowego programu jego likwidacji, wyszedł z ukrycia i zaatakował Polskę ze zdwojoną siłą

Dlatego publicznie składam tutaj propozycję zastosowania naszej technologii likwidującej emisję wszystkich szkodliwych substancji już w kotle domowym. Metoda jest tania w zastosowaniu i skuteczna.

Marek Adamczyk

Oto dane, które mnie, walczącego ze smogiem od kilku lat, przeraziły najbardziej. W dniu 19.01.2019 roku o godz. 21:00 w miejscowości Skała (obok znajduje się zamek w Pieskowej Skale) czujniki zanotowały przekroczenie norm emisji pyłów PM 10 o 3187% (osiągając poziom zanieczyszczeń – 1594 µg/m³), pyłów PM 2,5 o 2192% (z poziomem zanieczyszczeń – 548 µg/m³). Skalę zagrożeń utraty zdrowia możemy dostrzec przy wiedzy, że obowiązujące normy dla mikropyłów PM10 ustalone są w Polsce (w oparciu o średnią dobową) na 3 poziomach:

poziom dopuszczalny 50 µg/m3,
poziom informowania 200 µg/m3,
poziom alarmowy 300 µg/m3.

(…) W dniu 20.01.2019 roku o godz. 05:00 w Wieliczce (ul. Adama Asnyka) czujniki zanotowały przekroczenie norm emisji pyłów PM 10 o 1359% (osiągając poziom zanieczyszczeń – 679 µg/m³) – został przekroczony ponad trzynastokrotnie. Poziom emisji pyłów PM 2,5 wyniósł 1362% (340 µg/m³). Ta sytuacja nie rzutuje dobrze na wizerunek miasta z kopalnią soli „Wieliczka” wpisaną w 1978 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. W 2015 roku kopalnię odwiedziło ponad 1390 tysięcy turystów z całego świata.

Na miejscu burmistrza i radnych zrobiłbym wszystko (nawet stanął na uszach), aby ten problem szybko rozwiązać. To leży w interesie nie tylko miasta, ale i całej Polski.

Dlatego publicznie składam w tym miejscu propozycję zastosowania naszej technologii likwidującej emisję wszystkich szkodliwych substancji już w kotle domowym, na etapie wspólnego spalania z sorbentem ER1 paliw stałych w obecności tzw. „kierownicy spalin”.

Metoda jest tania w zastosowaniu i niesamowicie skuteczna, dająca jednocześnie możliwość oszczędności paliw do 30%. Najwyższy czas podjąć skuteczne działania w celu ostatecznego rozwiązania tego problemu. Zachęcam wszystkich decydentów do działania.

Sprawdźcie nas na miejscu, dajcie sobie i mieszkańcom, a także i turystom odwiedzającym Wasze piękne miasto szansę zdrowego życia.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Smog nadal panoszy się w Polsce” znajduje się na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Smog nadal panoszy się w Polsce” na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

50 lat burzliwej historii Muzeum Górnictwa Rud Żelaza w Częstochowie,utworzonego staraniem środowiska górniczego

Niepowtarzalność oraz walory muzeum zostały docenione przez Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego. We wrześniu 2009 roku zostało ono wpisane do Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego.

Tadeusz Loster

Kiedy pod koniec lat 60. ubiegłego wieku zaczęto likwidować polskie kopalnie rud żelaza, nikt nie protestował, nie było strajków, prasa milczała na ten temat. (…) Kończył się okres 600-letniej tradycji i historii górniczo-hutniczej wydobycia i przerobu polskich syderytowych rud żelaza. (…) Już w latach 60. „częstochowskie środowisko górnicze doszło […] do przekonania, że zachodzi konieczność, by w regionie głównego skupiska górnictwa rud żelaza zorganizować muzeum, które z jednej strony zajęłoby się gromadzeniem i ochroną zabytków, a z drugiej umożliwiłoby społeczeństwu bliższe poznanie górniczej przeszłości ziemi częstochowskiej”. Rok później padła propozycja zlokalizowania Muzeum w Parku im. Ks. Stanisława Staszica w pobliżu Jasnej Góry, w dwóch pawilonach na terenie dawnej Wystawy Przemysłu i Rolnictwa. (…)

Widok z hałdy na nadszybie kopalni „Szczekaczka”, 1971 r. | Fot. Muzeum Górnictwa Rud Żelaza

Pod koniec lat 70. w związku z likwidacją górnictwa rud żelaza ówczesne władze postanowiły przeznaczyć jedną z zamykanych kopalń na kopalnię zabytkową. Wybór padł na kopalnię „Szczekaczka” w Brzezinach Wielkich blisko Częstochowy. Nazwa zabytkowej kopalni miała brzmieć „Muzeum Górnictwa Rud Żelaza im. Stanisława Staszica”. Istniejące muzeum w parku w pobliżu Jasnej Góry uznano za zbędne i zamknięto je dla zwiedzających. W 1980 roku eksponaty zgromadzone w muzeum zaczęto przekazywać do kopalni „Szczekaczka”, która miała spełniać nie tylko funkcję „żywego” muzeum, ale także stać się obiektem na takim poziomie, aby dorównał sławą wielickim żupom solnym. Oficjalne otwarcie zabytkowej kopalni-muzeum w Brzezinach nastąpiło 3 grudnia 1980 r., a dla zwiedzających – 4 grudnia, na Barbórkę. Zwiedzanie kopalni odbywało się codziennie oprócz poniedziałków.

Zwiedzający, ubrani w hełmy i ubrania robocze, w 15-osobowych grupach pokonywali trasę podziemną długości 2,5 km w przeciągu dwóch godzin. (…)

Muzeum Górnictwa Rud Żelaza pod patronatem Muzeum Częstochowskiego było czynne do 1996 roku. Na początku tego roku w związku z remontem pawilonu wystawowego zamurowano wejście do części podziemnej. Brak ogrzewania i przewietrzania pomieszczeń oraz zalewanie wodą podziemia spowodowało, że ekspozycja nie przypominała skansenu otwartego w 1989 roku: „Na wagonach kurz, ze stropów kapie woda, drewniane wzmocnienia ścian pokrył grzyb. Czuć stęchliznę”.

W latach 2001–2002 rozpoczął się remont obiektów. Wykonano osobne wejście do skansenu z lekkiej konstrukcji stalowej; miało ono stanowić także wyjście awaryjne. Jednak dopiero 2004 roku władze miasta zdecydowały się na kompleksowy remont z wykonaniem nowej obudowy wejścia. Wykonano wyjście ewakuacyjne w pawilonie wystawowym oraz uszczelnienie stropów części podziemnej muzeum. W październiku 2007 roku obiekt był gotowy do użytku. Scenariusz nowej ekspozycji muzealnej opracował autor niniejszego tekstu, wówczas starszy kustosz Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. Wyznaczono również termin ponownego otwarcia muzeum na początek 2008 roku. 15 maja 2008 roku nastąpiło otwarcie Muzeum Górnictwa Rud Żelaza ze stałą ekspozycją „Dzieje górnictwa rud żelaza”. Niepowtarzalność oraz walory muzeum zostały docenione przez Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego. We wrześniu 2009 roku zostało ono wpisane do Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego.

Po burzliwym okresie powstawania muzeum, staraniach władz miejskich i częstochowskiego muzeum, byłych górników – pasjonatów historii górnictwa zlikwidowanych kopalń rudnych, zrzeszonych w miejscowym SiTG – nastąpił 10-letni okres „stabilizacji”.

Dnia 20 grudnia 2018 roku w Sali Reprezentacyjnej częstochowskiego Ratusza miała miejsce uroczystość związana z obchodami 50-lecia Muzeum Górnictwa Rud Żelaza. Na uroczystości, której gospodarzami byli dyrektor i pracownicy Muzeum Częstochowskiego, nie zabrakło wśród zaproszonych gości Prezydenta Miasta Krzysztofa Matyjaszczyka, przedstawicieli władz miejskich oraz dużej grupy seniorów – dawnych górników zlikwidowanych instytucji i kopalń rud żelaza. Ta „Stara Szczecha”, ubrana w górnicze galowe mundury, pobrzękiwała medalami przyznanymi jej za zasługi jeszcze za czasów PRL-u.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „50 lat Muzeum Górnictwa Rud Żelaza” znajduje się na s. 12 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „50 lat Muzeum Górnictwa Rud Żelaza” na s. 12 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powiedzenie: „Trzeba mieć końskie zdrowie, aby chorować” – jest prawdziwe. Empirycznie sprawdziłam to na sobie samej

Odległe terminy wizyt prowokują do umawiania się na wszelki wypadek ze coraz to nowymi specjalistami. Bo kiedy rzeczywiście lekarz będzie potrzebny, trzeba będzie czekać rok albo dwa.

Jadwiga Chmielowska

Obsesja planowania

Przede wszystkim trzeba zaplanować chorobę. Pacjent to musi zrobić najlepiej na kilka lat naprzód. Jak za głębokiej komuny – grunt to plan pięcioletni. Wtedy na pewno dostanie się do odpowiedniego specjalisty i zdąży wykonać badania. Lekarz zaś musi zaplanować, ilu zgłosi się pacjentów z określonymi jednostkami chorobowymi. Takie ilości muszą być zakontraktowane w NFZ. Może się zdarzyć, że zakontraktowano za dużo wyrostków robaczkowych, a za mało przepuklin. Czyżby pacjent był narażony na pakiet promocyjny? Zoperujemy przepuklinę, ale najpierw wytniemy wyrostek!

Obsesja limitowania usług

Jak stworzyć roczne kolejki do specjalistów, nie trzeba było długo myśleć. Wprowadzono skierowania i zapisy do lekarza. Długo utrzymywała się normalność u okulistów i dermatologów. Zgodnie z logiką pacjent nie musiał biec do lekarza rodzinnego, aby dostać skierowanie. Nawet dziecko wie, gdzie ma oko i do czego służy. Tak samo pacjenci potrafią zlokalizować skórę. Nie było zapisów – i nie było kolejek. Do superspecjalisty w dziedzinie uporczywych egzem czekało się na Śląsku 2 tygodnie. Trafiali do niego pacjenci, z których przypadłościami nie mogli sobie poradzić inni lekarze.

Okazuje się, że to NFZ określa, ilu pacjentów dziennie/miesięcznie/rocznie może przyjąć dany specjalista. Należy postawić pytanie, czy chodzi mu o wypchnięcie pacjentów z publicznej służby zdrowia do prywatnej, czy o obniżenie średniej długości życia obywateli? Limitowanie usług sprawia, że chorzy rezerwują termin co 3, 4 miesiące, aby mieć pewność, że w razie potrzeby trafią do lekarza. (…)

Obsesja oszczędności

Lekarz specjalista może skierować na droższe badanie, np. tomograf czy określone parametry krwi, a lekarz pierwszego kontaktu nie. To zwiększa niepotrzebnie kolejki do specjalistów (raz po skierowanie na badanie, drugi raz z wynikiem). Jeszcze drożej kosztuje pobyt w szpitalu na badaniu. Leży się co najmniej 3 dni, aby NFZ zapłacił za pacjenta. Byłoby szybciej, taniej i bez kłopotów, gdyby lekarz rodzinny mógł diagnozować i dopiero później kierować do odpowiedniego specjalisty. Jednak nie opłaca mu się to, bo koszty badań pokrywane są z jego budżetu. (…)

Obsesja kopiuj-wklej

Lekarze nie mają czasu na papierkową robotę. Przeklejają więc do historii choroby opisy od innych pacjentów. I tak ze zdziwieniem możemy znaleźć choroby, których nie mamy. Pozbyć się takich diagnoz jest bardzo trudno. Spotkałam pacjentkę, której zamiast jaskry wpisano zaćmę, nie miała cukrzycy, a wpisano, że ma. Mnie wpisano miażdżycę zrostową kończyn i pomimo, że w szpitalu rehabilitacyjnym stwierdzono, że jej nie mam i przeprowadzono badania, które potwierdziły dobry stan tętnic, to aby ten zapis zniknął, muszę powtórzyć badania w przychodni chirurgii naczyń i chodzić z tymi wynikami do kolejnych lekarzy. (…)

Na koniec parę uwag na temat sposobu uzdrowienia służby zdrowia:

  • Zlikwidować umawianie się do lekarzy specjalistów. Człowiek jest chory, źle się czuje – idzie do lekarza. Dobrze się czuje – nie zawraca głowy lekarzowi i nie zabiera czasu tym, którym choroba się zaostrzyła.
  • Wprowadzić pierwszą wizytę u specjalisty obowiązkowo z kompletem badań przeprowadzonych na zlecenie lekarza rodzinnego, uzasadniającym skierowanie.
  • Zwiększyć dostępność/ilość punktów badań specjalistycznych, aby ograniczyć pobyty w szpitalu w celu przeprowadzenia badań. Doba w szpitalu kosztuje dodatkowo.
  • Wprowadzić bon studencki dla lekarzy i pielęgniarek, aby odpracowali studia w kraju albo – wyjeżdżając z Polski do pracy za granicą – zwracali koszt nauki.
  • W programie studiów medycznych położyć nacisk na kojarzenie faktów i nieograniczanie się tylko do swojej specjalności.
  • Zmniejszyć do 25% ilość urzędników w NFZ (w II RP Kasa Chorych w województwie śląskim liczyła kilkunastu pracowników). Pieniądze przeznaczyć na sprzęt diagnostyczny i wynagrodzenia dla lekarzy i pielęgniarek.

Referat Jadwigi Chmielowskiej został przygotowany na konferencję „Kim jest pacjent”, zorganizowaną przez Krajowe Duszpasterstwo Służby Zdrowia i Fundację Razem w Chorobie, 16 stycznia 2019 r. w Akademiku Praskim w Warszawie.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Pacjent w machinie służby zdrowia” znajduje się na s. 4 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Pacjent w machinie służby zdrowia” na s. 4 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co da się opodatkować? Aby utrzymać władzę, trzeba środków. Każdy rząd chętnie kupi pomysł na ściąganie daniny…

Jak bardzo chwytliwy stał się patent na dodatkowy podatek ekologiczny od CO2, nie trzeba wiele mówić. Wystarczy zauważyć, jak wiele rządów bezkrytycznie go kupiło i wprowadziło w swoich krajach.

Jacek Musiał

Aby społeczeństwo zbiorowo nie zbuntowało się przeciwko podatkom, musi swoje podatki akceptować. (…) Jeśli przyjąć globalne ocieplenie jako skutek działalności antropogenicznej, to obok szkodliwych odpadów produkcyjnych, oprócz zniszczenia przyrody i krajobrazu, obok hałasu i innych uciążliwości można przyjąć, że wzrost temperatury naszej planety jest rodzajem „zanieczyszczenia” środowiska. Jest faktem, że ludzkość coraz intensywniej eksploatuje i zanieczyszcza środowisko. Na potęgę są też zużywane zasoby naturalne, w końcu – ograniczone. Od połowy ubiegłego wieku problem środowiska zaczął być zauważalny przez coraz większą część społeczeństwa.

Przekonujące powody dają dużą szansę, że już nawet niewielkimi zabiegami psychologicznymi uda się społeczeństwo przekonać, że zanieczyszczenie środowiska powinno być opodatkowane.

(…) W tym artykule poruszymy te aspekty opodatkowania, które przekładać się mogą na globalne ocieplenie. Co da się opodatkować? Oto rodzaje działalności człowieka, na które teoretycznie można nałożyć podatki ekologiczne z uwagi na możliwy wpływ na antropogeniczne globalne ocieplenie (AGW):

  1. Emisja CO2;
  2. Każda energia: a) wytworzona technicznie lub importowana (w tym w szczególności elektryczna, chemiczna (np. paliwa węglowe i węglopochodne oraz wodór), jądrowa, mechaniczna, np. wodna, wiatrowa, słoneczna) lub, alternatywnie; b) każda energia zużyta przez ostatecznego konsumenta;
  3. Uwolnienie wolnej wody w trakcie uzyskiwania energii;
  4. Wydobycie/produkcja metanu jako osobny problem poza metanem jako paliwem;
  5. Spalanie wodoru;
  6. Emisja innych szkodliwych gazów, substancji niegazowych, w tym pyłów mogących mieć wpływ na ocieplenie klimatu;
  7. Ubytek tlenu;
  8. Ubytek terenów leśnych;
  9. Wzrost powierzchni terenów pozbawionych roślinności;
  10. Ścieki;
  11. Ogniska, grille;
  12. Pożary (?);
  13. Kombinacje powyższych.

Część z wymienionych rodzajów działalności jest już od dawna obciążona daninami, które obowiązują także w Polsce (i/lub w Unii Europejskiej). Jak bardzo chwytliwy z wyżej wymienionych stał się patent na dodatkowy podatek ekologiczny od CO2, nie trzeba wiele mówić. Wystarczy zauważyć, jak wiele rządów bezkrytycznie go kupiło i wprowadziło w swoich krajach (choć niektóre zrezygnowały lub nawet się wycofały). Bezkrytycznie, bo trudno od polityków wymagać wiedzy z fizyki, chemii, meteorologii…

Fiskalizm jest tak pożądanym towarem dla rządzących, że kupując patent, zawsze mogą podeprzeć się wiedzą o efekcie cieplarnianym, podawaną na tacy w mediach, bądź znaleźć ekspertów, którzy potwierdzą oczekiwaną tezę.

Czy w świetle ponoszonych kosztów utrzymania systemu, ale przede wszystkim kosztów społecznych i gospodarczych kraju, jest to opłacalne? Niewielu jest tak odważnych polityków jak Donald Trump, aby przeciwstawić się opiniom raportów IPCC (International Panel no Climate Change). Widocznie korzystał z opinii własnych ekspertów – naukowców mających odmienne zdanie. Co ciekawe, polscy pogromcy mitów – studenci AGH, dokonując własnych wyliczeń, zgadzają się z opinią amerykańskiego prezydenta.

Cały artykuł Jacka Musiała pt. „Sprzedam patent na podatek” znajduje się na s. 1 i 5 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Musiała pt. „Sprzedam patent na podatek” na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polska Akademia Nauk nie podlega Ministrowi Nauki i Szkolnictwa Wyższego, tylko premierowi. Uwagi do ustawy o PAN

Czekamy na zainicjowanie przez Pana Premiera zmian w PAN, a w szczególności w instytutach PAN; zmian, które byłyby przed ich wprowadzeniem skonsultowane z „szarymi” pracownikami naukowymi.

Włodzimierz Klonowski

Polską Akademię Nauk utworzono w 1951 roku na wzór Radzieckiej Akademii Nauk, równocześnie likwidując Polską Akademię Umiejętności i Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Stworzenie PAN miało ułatwić władzom PRL kontrolę nad środowiskiem naukowym. (…)

Obecnie PAN to ogromna struktura biurokratyczno-organizacyjna – Prezydium i Kancelaria PAN, pięć wydziałów grupujących poszczególne dyscypliny nauk, dziewięć oddziałów regionalnych, kilkadziesiąt komitetów naukowych, problemowych i narodowych, stacje naukowe za granicą i inne jednostki organizacyjne, a także powstała w 2010 r. Akademia Młodych Uczonych. Oraz 69 jednostek naukowych – instytutów PAN (IPAN), zatrudniających w sumie około 8000 pracowników, w tym prawie 4000 pracowników naukowych, i kształcących ok. dwóch tysięcy doktorantów. Tam, gdzie w oficjalnych dokumentach mowa jest o finansowaniu Polskiej Akademii Nauk, nie dotyczy to IPAN. I tu „zaczynają się schody”.

Po transformacji ustrojowej, ostatecznie na podstawie Ustawy o PAN z 2010 roku, instytuty PAN uzyskały autonomię. „Jestem naukowcem i żaden polityk czy urzędnik nie będzie mi mówił, jakie badania naukowe mam prowadzić, a jakich nie”. W rezultacie obecnie każdy instytut PAN jest autonomiczny. Komu zatem podlega? Okazuje się, że formalnie podlega bynajmniej nie Prezydium PAN, tylko bezpośrednio Premierowi RP. (…)

Komu zatem „PANtonomia” służy? Autonomia IPAN służy dyrektorom i związanemu z nimi wąskiemu układowi osób. To oni decydują o wynagrodzeniach, premiach, nagrodach, to oni tworzą struktury organizacyjne, wybierają i są wybierani do przeróżnych komisji i komitetów.

Jak pokazała kontrola NIK w 2017 roku, czynią to właściwie bez jakiejkolwiek regularnej kontroli, bo to oni decydują o podziale środków finansowych.

Oczywiście w IPAN istnieją rady naukowe. Formalnie rada naukowa opiniuje kandydata na stanowisko dyrektora, ale to Prezes PAN nominuje dyrektora na stanowisko. A dyrektor dobiera sobie radę naukową. Jeśli jakaś decyzja dyrekcji mogłaby zostać zakwestionowana, to taka rada naukowa na pewno decyzję „przyklepie” w tajnym głosowaniu. Nazywam to „syndromem KC” – Komitet Centralny PZPR zatwierdzał wszelkie decyzje 1. Sekretarza i Biura Politycznego. (…)

Coraz więcej spraw w PAN to są sprawy „tajne przez poufne”. Chociaż mamy przecież do czynienia z finansami publicznymi i ewentualnymi naruszeniami dyscypliny tych finansów. Prowadzi to wprost do „naukowej korupcji”, bo korupcja nie musi polegać na wyłudzaniu VAT czy wręczaniu kopert – wysokie nagrody finansowe w zamian za odpowiednie poparcie to także korupcja. Zresztą chodzi tu nie tylko o finanse. Różne informacje wpływające do IPAN rzadko docierają do pracowników. Tylko ci z układu informowani są, co, gdzie i kiedy, nawet jeśli dotyczy to ich macierzystego instytutu, i mogą na tym skorzystać.

Czu muszą wymrzeć dwa pokolenia naukowców, żeby coś się w Polskiej Akademii Nauk naprawdę zmieniło?

Cały artykuł Włodzimierza Klonowskiego pt. „PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk” znajduje się na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Włodzimierza Klonowskiego pt. „PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk” na s. 17 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Uniewinnić dwutlenek węgla. O CO2 powinno się mówić tylko jako o świadku w sprawie, a nie jako o podejrzanym

Aby zohydzić ludziom dwutlenek węgla, dokonano nieuczciwych zabiegów socjotechnicznych powiązania go w świadomości społecznej z trującym tlenkiem węgla, śmierdzącym smogiem i z globalnym ociepleniem.

Jacek Musiał, Karol Musiał

Od dawna wiadomo, że naciągacze lubią żerować na ludzkich lękach, zatem naukowcy-futurolodzy stworzyli na zamówienie katastroficzny obraz świata, wskazując, jakoby winowajcą był dwutlenek węgla. Na podstawie starych hipotez naukowców stał się on głównym oskarżonym o powodowanie globalnego ocieplenia. Teoria globalnego ocieplenia wywołanego CO2 nawiązuje do hipotez z lat 70. ubiegłego wieku i starszych, a wraz z rozwojem technik cyfrowych zyskała potężną nadbudowę w postaci tysięcy pięknie prezentujących się prac.

Dziś praktycznie już nikt za wiele się nie zastanawia, czy wyjściowe modele powstałe ponad pół wieku temu były prezentowały prawdę, czy nie. Tym bardziej, że obecnie mają służyć dwom konkretnym celom – wyparcia węgla przez lobby paliw płynnych i energetykę jądrową oraz ściągnięcia z obywateli dodatkowego podatku, tak pożądanego przez wszystkie pazerne rządy świata.

Aby zohydzić ludziom dwutlenek węgla, dokonano nieuczciwych zabiegów socjotechnicznych powiązania go w świadomości społecznej z trującym tlenkiem węgla, ze śmierdzącym smogiem oraz ze wspomnianym globalnym ociepleniem. Pomimo istnienia już chyba 10 tysięcy prac naukowych na temat globalnego ocieplenia, proces skazania CO2 można bezwarunkowo nazwać poszlakowym, zaś o CO2 powinno się mówić tylko jako o świadku w sprawie, a nie jako o podejrzanym. Wspomniana ilość prac nie dowodzi winy – jakoby wzrost globalnego ocieplenia obserwowany w ostatnich latach był istotnie skutkiem zwiększenia emisji CO2 przez człowieka. Warto wiedzieć, że ilość prac naukowych nie przesądza o czyjejś winie lub niewinności. Podobnie na podstawie ilości prac naukowych opisujących różne religie nie można wnioskować o prawdziwości lub nieprawdziwości jakiejś religii. (…)

W procesie uniewinniającym należy przede wszystkim oddzielić od siebie, jako niezależne cztery tematy, dwutlenek węgla CO2, tlenek węgla CO, smog oraz globalne ocieplenie, a także podjąć przynajmniej niektóre spośród poniższych działań:

1) powołać się na zastrzeżenia zawarte w pracach naukowych i opiniach samych autorów tych teorii; 2) znaleźć błędy w opracowaniach naukowych, np. IPPC Raport 5 lub wcześniejszych pracach, na podstawie których Raport konstruował swoje teorie i dalsze modele; 3) pokazać, że na podstawie najbardziej znanego Raportu IPCC nie można jednoznacznie wskazać winy antropogenicznego CO2; 4) wykazać konflikt interesów naukowców biorących udział w tym przedsięwzięciu; 5) wskazać innego lub innych potencjalnych winowajców obserwowanego wzrostu temperatury Ziemi, bądź to pośród zjawisk naturalnych, bądź działalności antropogenicznej innej aniżeli uwolnienie przez człowieka CO2, lub koincydencji takich czynników.

Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Uniewinnić dwutlenek węgla” znajduje się na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Uniewinnić dwutlenek węgla” na s. 17 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Osiedle Piaski w Czeladzi. Historia najatrakcyjniejszego architektonicznie osiedla robotniczego w Zagłębiu Dąbrowskim

Zespół urbanistyczny składał się ze 160 domów mieszkalnych i użytkowych o kilkunastu typach zabudowy, zaopatrzonych w piece kaflowe, wodociągi, oświetlenie elektryczne oraz lokalny system kanalizacji.

Anna Binek-Zajda

Zdjęcia: Krystian Niedbał

Nieodzownym elementem dobrze prosperującej kopalni, szczególnie na terenie znacznie oddalonym od właściwego organizmu miejskiego, gdzie przemysł nie posiadał odpowiedniej infrastruktury, było osiedle przeznaczone dla załogi i usytuowane w bezpośrednim sąsiedztwie macierzystego zakładu, co było zresztą zgodne z panującymi wówczas tendencjami. Powszechność zastosowania takiego rozwiązania wypływała, pomijając filantropijne założenia, głównie z dążenia do zatrzymania wykwalifikowanej kadry robotniczej na miejscu, jak i trwałego związania jej z pracodawcą, minimalizując przy tym fluktuację oraz braki kadrowe, co przekładało się na większe zyski z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej.

Ulica 3 kwietnia. Pierwsze domy robotnicze z końca XIX wieku

Organizacja przestrzeni osiedla patronackiego na Piaskach rozpoczęła się w roku 1882 budową pierwszych wielorodzinnych domów robotniczych. Symetryczny zespół 16 ceglanych, dwukondygnacyjnych budynków pokrytych dwuspadowym dachem, usytuowany kalenicowo względem nowo założonej ulicy (dziś noszącej miano najstarszej) został uzupełniony o przynależne do każdego z mieszkań pomieszczenia gospodarskie do drobnej hodowli zwierząt. Zgrupowane po trzy, formowały w ten sposób niewielką budowlę, odznaczającą się oryginalną formą uzewnętrznioną przez rodzaj drewnianej altany z dekoracją snycerską.

Na początku XIX wieku oddano do użytku lokale wyróżniające się wysokim standardem i przeznaczone dla najwyższej kadry zarządzającej zakładu górniczego, następne służące rodzinom robotniczym oraz pracownikom nadzoru, a także gmachy o charakterze administracyjnym. Występujące na określonym obszarze budynki o mało zróżnicowanych bryłach, choć nie harmonizowały ze sobą poprzez wyodrębniony styl architektoniczny, łączyła typizacja form, powtarzalność materiałów i jednakowy repertuar wykorzystywanych detali dekoracyjnych: lizen, opasek okiennych oraz drzwiowych, a także gzymsów.

Na terenie osiedla, poza obecną ulicą Sikorskiego, przy której znajdowały się otoczone ogrodami budynki odznaczające się willowym typem zabudowy i użytkowane przez członków zespołu zarządzającego, nie istniał sztywny podział na kwartały odpowiadające miejscu w hierarchii organizacyjnej kopalni „Czeladź”. O przeznaczeniu zazwyczaj decydował standard wyposażenia.

Zabudowa mieszkaniowa dla urzędników

Mieszkania dla urzędników, budowane z materiałów dobrej jakości i starannie wykończone, tworzyły: trzy–cztery pokoje, kuchnia, łazienka oraz toaleta. Średni metraż rzeczonych nieruchomości oscylował na poziomie 90 m². Natomiast powierzchnia lokali robotniczych sięgała maksymalnie 47 m². Z reguły składały się one z dwu (niekiedy trzech) izb mieszkalnych w układzie amfiladowym, z których jedna pełniła również rolę kuchni, a także z ustępu ulokowanego na zewnątrz.

Dalsza faza rozbudowy osiedla nastąpiła po I wojnie światowej. Było ono już wtedy na tyle rozwinięte, iż zarządy kopalń „Czeladź” oraz drugiej, funkcjonującej w mieście pod nazwą „Saturn”, wystąpiły z tyleż odważną, co oryginalną inicjatywą odłączenia się od miasta Czeladzi i utworzenia osobnej gminy przemysłowej. Chociaż dyrektorzy obu przedsiębiorstw niestrudzenie lobbowali w Warszawie w tej sprawie, forsowany przez nich plan nigdy nie został zrealizowany, zapewne z powodów natury prawnej. Niewykluczone także, że na przeszkodzie stanął sprzeciw władz miasta, którego dochody zostałyby w znaczącym stopniu zredukowane. Ostatni etap inwestycji zrealizowano w pierwszej połowie lat 30. XX wieku. Z czasem rozwój przestrzenny osiedla patronackiego wzbogacony został o szeroki program socjalny.

Wznoszone stopniowo ogólnodostępne budynki, kontrastujące z pozostałymi swego rodzaju indywidualnym obliczem, wydatnie urozmaicały dotychczasową kompozycję. Do 1914 r. Piaski otrzymały dwie szkoły, ochronkę dla dzieci, dom dla nauczycieli, noclegownię i jadalnię. W dwudziestoleciu międzywojennym zbudowano kolejny budynek szkolny, okazały Klub Urzędników oraz sklepy.

Dom wyższego urzędnika

Wytyczona przez francuskich decydentów polityka społeczna uwzględniała również zaopatrzenie kolonii mieszkaniowej w odpowiedni zasób terenów zielonych, wpływających na ogólną estetykę układu, lecz w głównej mierze służących załodze do wypoczynku. Szczególny wpływ na kształtowanie całości przestrzennej miała koncepcja miasta-ogrodu sformowana przez angielskiego urbanistę Ebenezera Howarda. Inspirowane wspomnianą ideą ogródki przydomowe nie tylko sprawiały wrażenie bliskości przyrody. Nade wszystko dawały możliwość uprawy roślin na własne potrzeby. Podstawowym jednak sposobem zazielenienia osiedla były szpalerowe nasadzenia drzew wzdłuż ulic. Natomiast istotne dla codzienności miejsca, niewątpliwie oddziałujące na komfort życia były ogólnodostępne duże parki.

W rezultacie trwającego prawie pięć dekad procesu inwestycyjnego powstał nad wyraz nietuzinkowy zespół urbanistyczny, cechujący się efektownym wyglądem i zachowany do współczesności w stosunkowo kompletnym stanie, składający się ze 160 domów mieszkalnych i użytkowych, spośród których można wyróżnić kilkanaście typów zabudowy; zaopatrzonych w piece kaflowe, wodociągi i oświetlenie elektryczne z sieci kopalnianej oraz lokalny system kanalizacji, 11 343 metrów bieżących ulic o trwałej nawierzchni, 12 ha parków, ogrodów i zieleńców.

Kościół pw. MB Bolesnej

Warto dodać, że kompozycja osiedla korespondowała z industrialnymi obiektami, tworząc specyficzny kod znaczeniowy dla komunikowania się z otoczeniem. Czytelność języka w ramach ukształtowanego systemu form przestrzennych wyraźnie ułatwiała identyfikację mieszkańców z miejscem zamieszkania. Występujące na jego obszarze kulturowe nakazy i zakazy, a także powinności towarzyszące codziennemu życiu integrowały zbiorowość, czyniąc ją homogeniczną wspólnotą, której rytm życia wyznaczała kopalnia.

Rzadkim przykładem patronackiego finansowania kompleksowej budowy obiektu sakralnego stanowiła świątynia pod obecnym wezwaniem Matki Bożej Bolesnej, udanie wkomponowana w osiedlową architekturę.

Potrzeby wiernych wspierane były przez francuski zarząd spółki, którego przedstawiciele, wywodzący się z katolickich środowisk, hołdowali przekonaniom o niezmienności i nienaruszalności praw naturalnych oraz boskich. Oparta na doktrynie katolickiej struktura społeczności zamieszkującej Piaski w istocie bazowała na przyjętym hierarchicznym porządku ludzi, rzeczy i wartości.

Zdjęcia są własnością Muzeum „Saturn” w Czeladzi.

Ul. Krzywa. Domy robotnicze wzniesione w latach 20. XX w.

Cały artykuł Anny Binek-Zajdy pt. „Zagłębiowski Nikiszowiec” znajduje się na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Binek-Zajdy pt. „Zagłębiowski Nikiszowiec” na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Naród równoległy” rozwinął się z grupy pomagierów wprowadzających „rządy mas” u boku dywizji NKWD i Armii Czerwonej

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl, domena publiczna

ONI wyglądają tak samo jak my, mówią płynnie po polsku, śpiewają te same piosenki biesiadne, kibicują Małyszowi i Kubicy, ale jak się zachowają w hipotetycznej chwili próby, np. inwazji wrogich wojsk?

Jan Martini

Polska jest najbardziej jednolitym etnicznie i wyznaniowo krajem Europy. Tym niemniej ideowe podziały są wśród Polaków tak głębokie, że mówi się o „dwóch plemionach” określanych różnie, w zależności od „przynależności plemiennej” określającego. (…)

W Polsce 120 lat zaborów nie spowodowało większych spustoszeń mentalnych. Nawet ludzie pracujący w administracji państw zaborczych i dochodzący tam do wysokich stanowisk pozostawali Polakami i nikt nie nazwałby ich kolaborantami. Dlatego możliwa była tak szybka reintegracja podzielonych terytoriów polskich po 1918 roku. Wystarczyło jednak 40 lat PRL, by pojawili się ONI – duża grupa uprzywilejowanych „poturczeńców”, potocznie zwanych komuchami. (…)

Podział nie tylko nie zniknął wraz z upadkiem komunizmu, lecz rozrastanie się „narodu równoległego” paradoksalnie uległo wzmożeniu. W 1989 wydawało się, że ONI ulegną „zresorbowaniu” i powrócą na łono narodu jako marnotrawni synowie. Zapanuje powszechne zjednoczenie, poloneza będą wodzić Polak z Polakiem, wasz prezydent z naszym premierem. Niestety wkrótce okazało się, że rację miały wietrzące podstęp prawicowe „nienawistne oszołomy” – prezydent był rzeczywiście „wasz”, ale za to premier nie nasz. „Alek” z „Bolkiem” porozumieli się jak agent z agentem, a my przekonaliśmy się, że ci, którymi Związek Radziecki posługiwał się do utrzymania swojego panowania nad Polską, wyszli na tym dobrze. To ludzie, którzy „nie płakali po papieżu” i opowiadali dowcipy o kaczce po smoleńsku. Kuba Wojewódzki jest im autorytetem, a biblią Wyborcza. (…)

W etnicznie jednolitej Polsce wytworzyła się nowa mniejszość. Bo ONI są mniejszością, choć dysponują większością majątku narodowego. I stwarzają wszystkie zagrożenia, jakie sprowadza fakt istnienia licznej, wpływowej i nieprzyjaznej mniejszości. To z nich wyrasta agentura wpływu – wszyscy ci, o których wspominał ambasador Rosji, mówiąc: „W Polsce mamy wielu przyjaciół”. Wielotysięczna armia agentów wpływu odpowiednio rozstawionych w polityce, wojskowości, gospodarce, mediach, sądownictwie, nauce, kulturze, nawet w Kościele, ma zasadniczy wpływ na utrzymywanie Polski w stanie znacznej zależności od zewnętrznych ośrodków sterujących. ONI wyglądają tak samo jak my, mówią płynnie po polsku, śpiewają te same piosenki biesiadne, kibicują Małyszowi i Kubicy, ale jak się zachowają w (hipotetycznej) chwili próby, np. inwazji wrogich wojsk? Będą z nami, czy znajdą swoją szansę w pomocy agresorom?

Cały felieton Jana Martiniego pt. „III RP obojga narodów” znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „III RP obojga narodów” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – 1 marca 2019 -W gronie gości: Ernest Bryll, Alex Sławiński, Jan Czachor, Piotr Słotwiński, Kuba Grabiasz

W piątkowe przedpołudnie w Radiu WNET, tradycyjnie informacje z Irlandii i Wielkiej Brytanii. Wywiady, analizy, przeglądy prasy, reportaże oraz korespondencje z różnych zakątków Irlandii i Anglii.


Prowadzenie: Tomasz Wybranowski i Tomasz Szustek (gościnnie)

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)

Realizacja: Karol Smyk (Warszawa)

Produkcja: Katarzyna Sudak i Studio 37 Dublin


Piątkowe Studio Dublin, 1 marca 2019 roku, rozpoczął przegląd prasy. Tomasz Szustek i Tomasz Wybranowski omawiali artykuły i relacje dziennikarzy „The Irish Times” i „Irish Independent”. 

 

Irlandzka marynarka wojenna zatrzymała u wybrzeży Dundalk dwa północnoirlandzkie irlandzkie trawlery.  Rybacy z Irlandii Północnej mieli naruszyć wody terytorialne Republiki Irlandii i nielegalnie odławiać kraby, homary i trąbiki.  Zatrzymanie dwóch północnoirlandzkich okrętów kutrów potępił, jako „dość oburzające”,  zastępca Arlene Foster, liderki partii DUP, Nigel Dodds.  Czyżby to początek małych uszczypliwości w przededniu Brexitu?

 

Kościół pod wezwaniem św. Michana w Dublinie. Fot. Studio 37.

W poniedziałek,  jako pierwsi w Polsce, na antenie Radia WNET poinformowaliśmy, że w dublińskim anglikańskim kościele pod wezwaniem św. Michana zbeszczeszczono szczątki doczesne pochowanych w krypcie świątyni. Sprawca profanacji świątyni ukradł także głowę ośmiusetletniej mumii, którą popularnie nazywamy w Dublinie „krzyżowcem”. W Studiu Dublin ciąg dalszy doniesień na ten temat.

 

 

Ernest Bryll. Rysunek: Katarzyna Sudak.

Irkandzka Polonia tęskni do nowego ambasadora Rzeczpospolitej Polskiej, którego… wciąż nie ma. Ale od czego Radio WNET i Studio Dublin.

Ernest Bryll, jeden z poetyckich mistrzów wspomina swoje irlandzkie czasy, jako ambasador Polski na Szmaragdowej Wyspie.

 

 

Kuba Grabiasz, nasz ekspert od sportów galickich podsumował kolejną kolejkę rozgrywek o Puchar Sześciu Narodów w rugby.

Tym razem reprezentacja Irlandii nie zawiodła i z Rzymu przywiozła komplet punktów, choć łatwe to nie było. Czarnym koniem turneju staje się ekipa Walii.

Kuba Grabiasz opowiadał także o obawach przed Brexitem zwykłych Irlandczyków, tych z Ulsteru, i tych z Republiki Irlandii. 

 

 

W kalendarium Radia WNET Tomasz Szustek powrócił do czasów “The Troubles” (czasy konfliktu zbrojnego w Irlandii Północnej w latach 70. i 80. XX wieku).

 

Mural na cześć Bobbiego Sandsa, Belfast i front pubu w Dublinie ozdobionego hasłem Bobbiego Sandsa „Naszą zemstą będzie śmiech naszych dzieci”. Fot. Pedro Layant (CC BY 2.0)(lewe) i archiwum Studio37(prawe)

1 marca 1981 roku, Bobby Sands rozpoczął strajk głodowy w więzieniu Maze. 

Bobby Sands pochodził z irlandzkiej rodziny, urodził się 1954 roku, miał jeszcze troje rodzeństwa, i wszyscy razem mieszkali w miejscowościach, gdzie katolicy byli mniejszością i spotykali się – jako to Irlandczycy i katolicy- z prześladowaniami, oczernianiem i innymi przejawami niechęci. Te negatywne zjawiska pogłębiły się w latach 60tych.

Co prawda, w zakładach pracy był mieszany personel, ale często kończyło się tak jak w przypadku Bobbiego Sandsa, który poszedł po ukończeniu szkoły podstawowej, do szkoły którą można by porównać z polskim technikum, i rozpoczął także praktyki zawodowe w zawodzie tapicera.

 

W trakcie tych praktyk często spotykał się właśnie, z przytykami, nękaniem ze strony swoich kolegów praktykantów, czymś co dzisiaj nazywa się bullyngiem. Jako, że chciał nauczyć się dobrego zawodu, przez ponad rok ignorował, jak opowiadali jego koledzy, te zaczepki, nie wdawał się w dyskusje i utarczki słowne.

Działo się to aż do momentu, kiedy pewnego dnia, gdy wychodził po praktykach do domu, został otoczony przez grupkę swoich „kolegów”- protestantów, którzy ostentacyjnie założyli emblematy ruchu lojalistów, przyłożyli mu pistolet do głowy, i kazali więcej już nie wracać jeśli chce zachować życie.

Później Bobby Sands opisuje to zajście jako moment, w którym zdecydował się, że w swojej obronie i obronie Irlandczyków obierze drogę walki zbrojnej. W tym samym roku rodzinny dom Sands-a został także zaatakowany przez tłum rozwścieczonych Brytyjczyków i cała rodzina musiała przenieść się z wrogiej im okolicy do samego Belfastu, do katolickiej dzielnicy, i tam , w wieku lat 18.

Bobby Sands wstępuje do Provisional IRA , terrorystycznej organizacji, walczącej z rządami brytyjskimi w Irlandii Pn., PIRA oddzieliła się w 1969 roku od właściwej IRA i była jedną z kilku organizacji tego typu w Ulsterze, ale dość wpływowa i liczna.

 

 

W Studiu Dublin Piotr Słotwiński, kronikarz Polonii w Republice Irlandii, dziennikarz i działacz społeczny zaprasza na specjalny bal dla dzieci i kolejne warsztaty My Little Craft. 

Na ostatnich zajęciach „Poznajemy Polskę” mali artyści odwiedzili Łódź, miasto filmu, animacji oraz włókiennictwa.

Dzieci poznały „Łódź Bajkową” i jej wybrane postacie które mają w mieście swoje pomniki, m.in. bohaterów filmów: Zaczarowany Ołówek, Dziwny Świat Kota Filemona, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Plastusia a także legendarnego Misia Uszatka.

W ten oto sposób polskie dzieci w Republice Irlandii zdobywają wiedzę o kraju swoich dziadków.

Piotr Słotwiński odniósł się także do tematu zbeszczenia kościoła pod wezwaniem Św. Michana i kradzieży głowy rycerza krucjat.

Przypomniał, że 22 listopada 2014 roku, wandal ściął krzyż na szczycie Carrauntoohil, najwyższym wzniesieniu Irlandii. 

 

 

W finale Studia Dublin „Londyński WNETowy Zwiad” i gorąca korespondencja Aleksandra Słotwińskiego.

Aleksander Sławiński.
Alex Sławiński, Radio WNET Londyn. Fot. archiwum Alexa Sławińskiego.

 

Szef naszego londyńskiego studia tym razem nie tylko opowiadał o coraz większym chaosie informacyjnym przed zbliżającycm się Brexitem, rezygnacji kolejnego ministra z gabinetu Teresy May, ale i o drożejących polskich artykułach żywnościowych i szczypcie kultury, co łączy Polaków i Anglików, pod dachem POSK.

 

 

 

Partnerem programu „Studio Dublin” i Radia WNET jest najpoczytniejszy portal dla irlandzkiej Polonii https://www.polska-ie.com/ Bogdana Feręca. 

 

            Produkcja Studio 37 dla Radia WNET 

Słynny językoznawca Jan Baudouin de Courtenay o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”

Tymczasem Kaszëbskô Jednota, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji, głosi, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język, ale Kaszubi to jakoby oddzielny naród.

Konrad Turzyński

Kiedy „Stary Fryc” w XVIII wieku odbił bratniemu państwu niemieckiemu (tzn. Austrii) ten kawał polskiej ziemi, miał świadomość, że tam żyją Polacy, a nie jakiś „naród śląski”, „ślązakowski” albo jeszcze jak ktoś chciałby go nazwać. Król nakazał (bo to jeszcze nie był etap forsownej germanizacji!) publikować dekrety dla tych ziem po polsku, a nie po śląsku (czytałem stosowny akt prawny króla prus[ac]kiego w książce Dzieje porozbiorowe Polski w aktach i dokumentach Henryka Mościckiego z 1923 r.). (…)[related id=69086]

Śląskie i pomorskie dialekty mają wiele archaicznych polskich cech językowych. Prof. Tadeusz Kotarbiński właśnie ze śląszczyzny wziął wyraz ‘spolegliwy’. A wcześniej słynny językoznawca prof. Jan Baudouin de Courtenay (1845–1929) o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”. To widać np. w polskiej rocie przysięgi, składanej przez szlachtę (zachodnio)pomorską w 1601 r. księciu Barnimowi X z dynastii Gryfitów (już zniemczonej wtedy), bo tam większość szlachciców (poza trzema) jeszcze nie znała niemieckiego.

Także pod tym względem miał rację Roman Dmowski, a przed nim Jan Ludwik Popławski, że bez Pomorza i Śląska nie ma sensu mówić o Polsce.

Kaszubi i Kociewiacy oraz inni rodowici Pomorzanie za wierność Polsce ogromne ceny płacili, zwłaszcza pod Hitlerem. Piaśnica (po kaszubsku: Piôsznica) bywa nazywana małym Katyniem, a przecież to Katyń jest małą Piaśnicą (w samym Katyniu zamordowano tylko 20% ogólnej liczby ofiar zbrodni katyńskiej, w Piaśnicy zaś naziści zamordowali trzykroć więcej ludzi niż bolszewicy w Katyniu).

Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie utrzymuje partnerskie relacje ze Związkiem Podhalan, obie organizacje na gruncie polskim, jako patrioci jednego narodu polskiego. Tymczasem wśród Kaszubów powstał odpowiednik RAŚ. To jest Kaszëbskô Jednota – organizacja, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji. Oni głoszą, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język (tu zdania filologów są podzielone: „certant philologi”), ale Kaszubi to jakoby (według KJ) jest oddzielny naród, nie będący częścią narodu polskiego. (…)

Co prawda, dotychczas KJ nie głosi separatyzmu państwowego, a tylko narodowy, ale ze strony jednego z członków KJ spotkałem się z poglądem, że polscy księża robili pranie mózgów Kaszubom (i tym na Pomorzu w Polsce, i tym w kanadyjskiej prowincji Ontario, osiadłym tam od 1858 r.), wmawiając im polskość. W każdym razie Kaszëbskô Jednota nie utrzymuje kontaktów ze Związkiem Podhalan, lecz z Ruchem Autonomii Śląska.

Cały artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego