Nowe rozdanie Dobrej Zmiany. Prezydent Duda stracił głosy Najwierniejszych z Wiernych / Jan Kowalski. Felieton co sobota

Nastąpiło całkiem nowe rozdanie w polskiej polityce. Wymiana pokoleniowa. Wymiana pokoleniowa zaprojektowana, a przynajmniej zaakceptowana przez lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Tomasz Sakiewicz już nigdy nie zagłosuje na Andrzeja Dudę. Katarzyna Gójska (Hejke?) widziała na własne oczy, jak Duda staje tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. Piosenkarz Paweł Piekarczyk oddał order Polonia Restituta. Za co to wszystko? Za Macierewicza!

Blady strach padł zapewne na prezydenta Dudę. 3 głosy (słownie: trzy) w przyszłych wyborach stracone! Jeśli dodamy do tego jeszcze Antoniego Macierewicza, to będzie wszystkiego razem cztery. Nie możemy również nie pamiętać o innych najwierniejszych z wiernych w liczbie 150, szczególnie aktywnych na forach internetowych, którym nigdy w ciągu minionych 25 lat nie udało się zdobyć poparcia społecznego powyżej 3-procentowego błędu statystycznego. 154 głosy zostały zatem przez prezydenta Dudę stracone. Tylko dlatego, że nie jestem złośliwy, nie zapytam na koniec: a jeżeli Prezes każe?

Ale koniec żartów. Zajmijmy się dokonaną wreszcie, po kilkumiesięcznych bólach, rekonstrukcją rządu (Zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia miałem opisać atrakcyjną polskość, ale mam nadzieję, że Czytelnicy to lekkie opóźnienie mi wybaczą). A zatem:

Jarosław Kaczyński, lat 69. Antoni Macierewicz, lat 70. Jan Szyszko, lat 74.

Andrzej Duda, 46 lat. Mateusz Morawiecki, 50 lat. Mariusz Błaszczak, 49 lat.

Pobieżne porównanie liczby przeżytych przez wyżej wymienionych lat wystarczy, by zrozumieć to, co się na naszych oczach dokonało.

Bo dokonała się wcale nie jakaś tam rekonstrukcja rządu, trele morele. Nastąpiło kompletnie nowe rozdanie w polskiej polityce. Wymiana pokoleniowa. Wymiana pokoleniowa zaprojektowana, a przynajmniej zaakceptowana przez lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Czas był już na to najwyższy, dlatego, jak prawie nigdy, na 100 procent zgadzam się z tą decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Nie ma się co dziwić, w końcu swoim dzieciom obiecałem prawie to samo już dziesięć lat temu, a mam właśnie skończone lat 54. Obiecałem i postraszyłem, że po sześćdziesiątym piątym roku życia nie udzielę im już żadnej rady. Dlatego niech słuchają, póki jeszcze czas.

Może kiedyś, w dawnych czasach, wieki temu, było inaczej i Rady Starszych rzeczywiście podejmowały mądre decyzje. Ale wtedy nie było benzoesanu sodu, poprawiaczy, ulepszaczy, pestycydów, GMO, aromatów identycznych z naturalnymi. A w dzisiejszych czasach, cóż… Dlatego dobrze się stało. To po pierwsze.

A po drugie, tym prostym manewrem wyeliminowane zostały podstawowe przeszkody do wspólnych rządów jednej grupy politycznej, w roku 2005 tak perfidnie skłóconej przez tajne służby. Najwierniejsi z wiernych mogą ryczeć jak lwy, ale ich ryk nie pomoże w skutecznym rządzeniu Polską. Do tego potrzebne jest nie tylko osiągnięcie społecznego poziomu poparcia dla Prezydenta z roku 2015, ale poszerzenie go o wszystkich nie-złodziei i nie-zdrajców z obozu Platformy Obywatelskiej.

Tylko takie poszerzenie daje gwarancję wyprowadzenia Polski z zapaści czasów Okrągłego Stołu, z ciemnej nocy III RP. Bo tą gwarancją jest niezmiennie wprowadzenie nowej konstytucji. Konstytucji napisanej dla utrwalenia niepodległości i pomyślności naszej Ojczyzny, w miejsce obecnie obowiązującej – konstytuującej postkomunistyczny porządek tajnych służb generała Kiszczaka.

I jeżeli powyżej opisana operacja się uda, to tylko za to będziemy zmuszeni Jarosławowi Kaczyńskiemu postawić pomnik i nazwać jego imieniem kilka ulic. Bo próba jest naprawdę poważna i odważna. I doniosła. I każdy przymiotnik ma tu swoje uzasadnienie. Dowodzi bowiem wielkości Prezesa w myśleniu o Polsce i o przyszłości polskiego narodu.

Najwierniejszy elektorat i najwierniejsi towarzysze nie mogą być w osiągnięciu tego celu przeszkodą. I nie są. Najwierniejsi z wiernych potrafią tylko z honorem przegrywać i z dumą obnosić swoje porażki po wsze czasy. Obecnej i przyszłej Polsce potrzebne jest jak najbardziej pragmatyczne zwycięstwo. Polskie, europejskie i światowe.

Jeżeli powyżej zaprezentowany plan się uda, bez zwłoki zrzucę się na pomnik Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście po jego śmierci (niech żyje jak najdłużej), ale to chyba powinno być oczywiste w naszym kręgu cywilizacyjnym.

Natomiast czy taka POPIS-owa Polska będzie mi się podobać? Wątpię, dlatego nie wykluczam dalszej walki o Polskę naszych marzeń, o V Rzeczpospolitą.

Ale chyba o to Jarosław Kaczyński się nie obrazi. W końcu to nie pomniki i nie trumny powinny rządzić Polską, ale żywi ludzie.

 

Jan Kowalski

Brak Opozycji – Największy Problem Polskiej Sceny Politycznej / Jan Kowalski przedstawia swoje zasmucenie na WNET.fm

Zamiast zapowiadanej współpracy z Pawłem Kukizem, PiS wystąpiło z propozycją przejęcia władzy politycznej nad całą Polską. Każdej władzy, również gminnej. Dlatego nawet radni muszą być pisowscy.

To nie żart albo fanaberia autora. To niestety smutna konstatacja człowieka doświadczonego w każdym wymiarze życia, również politycznym. To tylko złudzenie, na pewno większości zwolenników dobrej zmiany, że mamy opozycję i to totalną, i jeszcze sprzedawczyka Kukiza. (Co ciekawe, jako sprzedawczyka i zdrajcę definiują Pawła Kukiza obie walczące strony). Brak opozycji w żadnej mierze nie jest zmartwieniem partii rządzącej, poza niebezpieczeństwem jej degeneracji. Jest natomiast zmartwieniem nas wszystkich, w tym piszącego te słowa. Dlatego poniżej przedstawię swoje zasmucenie. Czy zabłyśnie na koniec światełko nadziei? Niestety, tego nie mogę na razie obiecać.

Na początek przedstawmy oś sporu pomiędzy obecnym obozem dobrej zmiany a obozem opozycji totalnej. Obóz dobrej zmiany, jak pisałem tydzień temu, jest wyrazicielem idei: wystarczy nie kraść i dobrze zarządzać centralnie. Obóz opozycji totalnej płacze żałośnie po utracie żerowiska i jak na razie nie zaowocowało to żadną rozsądną propozycją dla wyborców. To jest żal huby po stracie pnia. Żal i pretensja kleszcza po wykręceniu z krwiobiegu nosiciela. Mogę zrozumieć, że każdy pasożyt poszukuje żywiciela, bo bez tego zginie marnie. To jednak nie powód, żeby mu współczuć.[related id=45168]

Mamy zatem z jednej strony ofertę centralnie i uczciwie zarządzanego państwa, a z drugiej powrót do przeszłości. Wybierzcie nas, a nie zginiecie, pozwolimy wam umoczyć dziób  – czysto mafijna logika obozu Okrągłego Stołu. Mam nadzieję, że to zjawisko już nie powróci na polskie państwowe stanowiska. I zejdzie z tego świata, jak każdy pasożyt na trwałe pozbawiony żywiciela. Dlatego zjawiska opozycji totalnej w kategoriach polityki nie będę rozpatrywał – nie zasługuje na to. O złodziejach, hochsztaplerach, obcych agentach, prostytutkach, niech pisze raczej jakiś tygodnik kryminalno-sensacyjny.

I tu dochodzimy do braku opozycji. Bolesnego braku również dla mnie, już nie statystycznego, bo w końcu głosowałem na Pawła Kukiza w wyborach prezydenckich. Oczekiwałem też na rzeczywistą propozycję polityczną dla Polaków z jego strony, ze strony wolnościowego i obywatelskiego środowiska. Przeliczyłem się, tak chyba już można po dwóch latach powiedzieć.

Nie tylko ja się pomyliłem. Pomylił się również Jarosław Kaczyński, bo myślał, że ma do czynienia z samorodnym talentem politycznym. Swoistym trybunem ludowym wyczuwającym nastroje społeczne, który potrafi je nazwać i ukierunkować. Obaj się pomyliliśmy: Jarosław Kaczyński – wybitny strateg i ja, Jan Kowalski – statystyczny Polak. Posiłkuję się tu Jarosławem Kaczyńskim, bo nie lubię aż tak się mylić, i to sam.

Niestety, podobnie jak ja, Jarosław Kaczyński również dostrzegł swoją pomyłkę. Dlatego zamiast zapowiadanej współpracy z Pawłem Kukizem dla dobra Polski i wprowadzenia systemu prezydenckiego plus ordynacja mieszana do Sejmu (połowa posłów miała być wybierana w okręgach jednomandatowych), Prawo i Sprawiedliwość wystąpiło z propozycją przejęcia władzy politycznej nad całą Polską. Każdej władzy, również gminnej. Dlatego nawet radni muszą być pisowscy.

Już rozumiecie, dlaczego płaczę z braku prawdziwej opozycji w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości?

To chyba lord Acton powiedział, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. I tego ja, zwolennik 8-letnich rządów Prawa i Sprawiedliwości, poprzedzających budowę Polski Obywatelskiej w kolejnym dziejowym etapie, obawiam się najbardziej.

Jan Kowalski

Plusy Dodatnie i Plusy Ujemne – ocena dwóch lat rządu Beaty Szydło i programu Prawa i Sprawiedliwości / Jan Kowalski

Wszystko się udało, tylko niektóre sprawy trochę mniej. Przedstawię najpierw sprawy, które ewidentnie Rządowi się udały. A później wymienię plusy ujemne, czyli te rzeczy, które udały się trochę mniej.

Nie mogłem znaleźć bardziej trafnego tytułu dla tego tekstu, jak przywołanie słów klasyka polskiej nowej mowy – Lecha Wałęsy. A wszystko po to, by w pełni oddać charakter wystąpienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości w TVP, w rozmowie z propredaktorką Danutą Holecką. Bo trawestując słowa Prezesa: wszystko się udało, tylko niektóre sprawy trochę mniej. Ponieważ jak najbardziej jestem fanem tego rządu, nareszcie polskiego rządu w historii ostatnich 27 lat (o latach 1945–89 zapomnijmy), przedstawię najpierw sprawy, które ewidentnie Rządowi się udały. A dopiero później wymienię plusy ujemne, czyli te rzeczy, które udały się trochę mniej.

Plus dodatni 1. To oczywiście program 500+. Każde wykluczenie społeczne rodzi patologię i trwałą degenerację i dewastację społeczeństwa i narodu. Nie pozwalają na to, w dobrze rozumianym interesie własnym, żadne państwa rozwinięte gospodarczo i dużo bardziej wolnorynkowe od obecnej Polski. (Wystarczy sprawdzić, jak to jest we Wspaniałej Brytanii).

Plus dodatni 2. To obniżenie obowiązkowego wieku emerytalnego do poprzedniego progu, i to bez obowiązkowej eutanazji.

Plus dodatni 3. Bez niego nie udałyby się dwa pierwsze plusy. To oczywiście koniec z przyzwoleniem na okradanie Polski przez nieformalne, mafijne grupy interesów wywodzące się z komunizmu od 1983 roku, a potem przeflancowane do państwa Okrągłego Stołu. To wyeliminowanie systemowego złodziejstwa uczenie jest nazywane uszczelnianiem systemu finansowego, z głównym naciskiem na zwiększenie wpływów z podatku VAT.

Plus dodatni 4. To oczywiście gospodarczy sukces wicepremiera Morawieckiego w kwestiach repolonizacji gospodarki i reindustrializacji naszego kraju, czyli w skali makro.

Oprócz tych czterech plusów, Jarosław Kaczyński zapowiedział jeszcze program mieszkanie+, czyli zwolnienie Polaków z niewoli ciasnych mieszkanek i faktycznej niewoli bankowej. I podkreślił, że kluczem realizowanego programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości jest sprawiedliwość społeczna dla wszystkich Polaków. A ambitne założenia bazowały na wiedzy o skali okradania naszego państwa przez przestępcze lobby.

Ze wszystkim, co powyżej, zgadzam się. Co jednak udało się nieco mniej? To według prezesa Kaczyńskiego za słabe tempo wprowadzania zmian: na przykład horrendalnie przeszacowanej cyfryzacji państwa, nieobniżenie kosztów budowy autostrad, niedokończenie reformy sądownictwa.

A co ze słynną rekonstrukcją rządu? Wygląda na to, po wypowiedzi Prezesa, że to był jeden wielki fake news, skonstruowany na użytek przykrycia rokowań z prezydentem Dudą o dwie zawetowane ustawy sądownicze. Wtrącone przez pana Kaczyńskiego enigmatyczne słowa o pewnych możliwych zmianach w rządzie spowodowanych zmienionymi okolicznościami mogą na to wskazywać. Może to oznaczać próbę odzyskania (tak, odzyskania!) przez Prezydenta wpływu na obsadę kiedyś prezydenckich resortów, czyli MON i MSZ. Najbliższy czas pokaże. Jestem jak najbardziej za, oczywiście do czasu przyjęcia w Polsce zupełnie nowej konstytucji, która pełnię władzy wykonawczej w Polsce odda właśnie prezydentowi.

Ponieważ jestem zdecydowanym przeciwnikiem złej zmiany, niekłamanym zwolennikiem dobrej zmiany, ale jeszcze bardziej zwolennikiem lepszej (a nawet najlepszej) zmiany, zajmę się teraz przez chwilę rzeczywistymi minusami.

Po pierwsze, ani na jotę rząd nie podjął próby rzeczywistej zmiany państwa polskiego w państwo obywatelskie. Żaden minister ani pani premier, ani wreszcie najważniejszy prezes nie napomknęli o próbie odbiurokratyzowania państwa.

Jako najwyższe osiągnięcie myśli społecznej Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło niezbędność zaistnienia budżetu obywatelskiego w zarządzaniu budżetem gminy na poziomie od 0,5 do 1,0% (!). I to wszystko jak najbardziej poważnie. A przecież chyba 100% budżetu samorządu lokalnego powinno być we władaniu jego mieszkańców. Dodatkowa likwidacja okręgów jednomandatowych w gminach do 20 000 i zaprowadzenie proporcjonalności spowoduje kompletne upartyjnienie naszego państwa. Żadna niezależna jednostka już nie będzie miała prawa zaistnieć społecznie w osobie skromnego radnego nawet na poziomie najmniejszej gminy. A co z sołtysami? – zapytam złośliwie.

To dlatego nie jestem bezkrytycznym fanem dobrej zmiany. Bo ona w zasadzie opiera się na jednej prostej konkluzji: wystarczy nie kraść. Nie sposób się nie zgodzić, że jest to warunek konieczny do zarządzania nie tylko państwem, ale najmniejszą nawet firmą lub wręcz domostwem. Jednak spełnienie tego warunku nie wystarczy do osiągnięcia sukcesu w żadnej z wyżej wymienionych sfer aktywności.

Potrzeba jeszcze co najmniej dwóch, równie podstawowych. Po pierwsze, trzeba mieć pomysł na sukces w oparciu o przyrodzone zasoby materialne i ludzkie. Po drugie, trzeba umieć minimalizować koszty, a zatem oszczędzać tak, żeby więcej zarabiać niż wydawać.

Jak na razie, Prawo i Sprawiedliwość realizuje w prawie 100% punkt pierwszy: wystarczy nie kraść. W 50% realizuje punkt drugi, ponieważ wdraża reformę polskiej gospodarki z wykorzystaniem jedynie potencjału państwa, czyli skali makro. Zupełnie lekceważy potencjał przedsiębiorców prywatnych, tworzących 50% PKB i zatrudniających ponad 70% wszystkich pracowników, czyli skali mikro. Ta od roku słynna konstytucja dla biznesu to oczywisty żart, a jedyna dobra zmiana to ta, że chłopcy z WSI nie będą mogli każdego niewygodnego przedsiębiorcy zniszczyć lub „wykupić”. (Oczywiście jako przedsiębiorca też się cieszę).

Natomiast trzeci element konieczny do osiągnięcia sukcesu w wymiarze rodziny, firmy i państwa jest w ogóle nierealizowany. 0% na plus i 100% na minus tego rządu i tworzącej go koncepcji politycznej. Nie ma znaczenia, czy roczne dochody państwa wynoszą 100, 150 czy 300 miliardów złotych, skoro w każdym przypadku więcej, coraz więcej wydajemy. I zadłużamy się z roku na rok. Tylko w tym roku zadłużymy się w najlepszym przypadku o kolejne 35–40 miliardów złotych.

A zatem dobrą zmianę od lepszej dzieli, jak wykazałem, powyżej jedynie 1,5 punktu na 3 możliwe. To nie jest mało. Od złej zmiany dzieliły nas całe 3 punkty. Ale chyba nie można jeszcze ogłaszać sukcesu? Jakiekolwiek tąpnięcie na świecie, kilka lat gorszej koniunktury i dobra zmiana rozwieje się jak miraż. A przypomnę: mamy obecnie najkorzystniejszą od wielu lat sytuację gospodarczą i najkorzystniejszą od wielu lat sytuację geopolityczną – amerykański parasol bezpieczeństwa. Żadna z tych rzeczy nie będzie trwać wiecznie. Przy tak korzystnym otoczeniu naszego państwa musimy sięgnąć do naszych narodowych rezerw indywidualnej przedsiębiorczości. Musimy również zlikwidować niepotrzebne koszty zarządzania państwem (precz z biurokracją!).

To właśnie biurokracja – nikomu niepotrzebne koszty – o której nikt z naszych światłych przywódców nawet się nie zająknie, uniemożliwia pełną realizację rozwoju gospodarczego Polski. Bo dla samego uzasadnienia swojego istnienia musi ona tworzyć coraz to nowe i zbędne regulacje, niszczące potencjał polskiej indywidualnej przedsiębiorczości.

Na koniec, cóż, w jedności z Jarosławem Kaczyńskim cieszę się z tego, że w piłce nożnej znaleźliśmy się w pierwszym koszyku. Przypomnę tylko, że kaprysy statystyki to sprawiły, bo w poniedziałek dostaliśmy lanie od Meksyku, drużyny gorszej od nas statystycznie o 10 pozycji. I to u siebie. Jak będzie na mistrzostwach w Rosji, dopiero się okaże, kibicować reprezentacji będę w każdej sytuacji. A odchodząc od piłki nożnej w kierunku polityki, przypomnę – nie tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu – że już kiedyś gospodarczo byliśmy przecież w pierwszym koszyku. Za Edwarda Gierka. W chwilę później na półkach sklepowych zabrakło nawet papieru toaletowego. Pozostał tylko ocet jako symbol upadku gospodarki i państwa polskiego.

Jan Kowalski

Mam nadzieję, że nie będzie takiej sytuacji, że prezydent sięgnie znowu po weto / Paweł Mucha w Radiu WNET [VIDEO]

Prezydencki minister w Poranku WNET przedstawił część porozumienia na temat kształtu ustawy o KRS i SN. Wyjaśnił też dlaczego prezydent nie skierował listu do uczestników Marszu Niepodległości.

[related id=39909]Głównym gościem dzisiejszego Poranka WNET (15 listopada) był minister Paweł Mucha, zastępca szefa kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Głównym tematem rozmowy była treść porozumienia zawartego pomiędzy prezydentem a Prawem i Sprawiedliwością w sprawie kształtu ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustawy o Sądzie Najwyższym.

Według ministra już w przyszłym tygodniu Sejm zajmie się projektami tych ustaw. Są to, jak powiedział, ważne zmiany, które stanowią element szerszego procesu reformy wymiaru sprawiedliwości. Doszło do porozumienia co do obu ustaw. Toczyła się dyskusja punkt po punkcie. Dla prezydenta w rozmowach najważniejsze było wskazanie warunków brzegowych, tak żeby zachowany został rdzeń jego wcześniejszych propozycji.

Paweł Mucha ma nadzieję, że nie będzie takiej sytuacji, że prezydent sięgnie znowu po weto. Temu właśnie służyły rozmowy, w tym rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim. Najważniejsze kwestie zostały w nich ustalone. Oczekuje, że ustawy zostaną uchwalone jeszcze w tym roku.

Jest pełna zgoda pomiędzy uczestnikami rozmów na to, że wybór sędziów do KRS nie może być dokonywany przez samych sędziów, ale przez Sejm na podstawie zasady suwerenności narodu.

Procedura wyboru ma zapewnić „multipartyjność”. W pierwszym kroku decydować ma większość trzech piątych głosów, przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Przy tym jeden klub poselski będzie mógł zgłosić maksymalnie dziewięciu kandydatów. Wybieranych do KRS jest 15 sędziów. Klub PiS będzie mógł więc wybrać jedynie 9 spośród nich. Pozostałych 6 kandydatów wskaże opozycja lub opozycja w porozumieniu z PiS. W drugim kroku, gdyby w pierwszym nie udało się osiągnąć wymaganej większości, decydować ma bezwzględna większość głosów (więcej głosów za niż łącznie przeciw i wstrzymujących się). Niestety minister nie wyjaśnił na czym dokładnie ma ta procedura ma polegać, aby zapewniona była multipartyjność.

Jeśli chodzi o ustawę o Sądzie Najwyższym to zachowany ma zostać postulat prezydenta, aby w izbie dyscyplinarnej orzekali też ławnicy. Kwestie szczegółowe mają zostać ustalone w toku prac legislacyjnych. Pozostawione ma być określenie wieku emerytalnego 65 lat, po osiągnięciu którego sędzia SN będzie mógł złożyć wniosek do prezydenta o dalsze sprawowanie funkcji sędziego.

Rozmowy nie dotyczyły personaliów, w tym sędzi Małgorzaty Gersdorf. Przy tym minister Mucha zaznaczył, że osobiście jest zdania, że w razie reformy można sędziego przenieść w stan spoczynku.

Decyzję KRS w sprawie sprzeciwu wobec powołania 265 asesorów sądowych, za samym Andrzejem Dudą, Paweł Mucha nazwał złą i skandaliczną. Ministra szczególnie razi jej uzasadnienie podane w komunikacie na stronie rady. Jest to bowiem wypowiedź polemiczna z polskim prawem, a nie na temat rzekomego niespełnienia przesłanek formalnych.

[related id=44951 side=left]Jeśli chodzi o zapowiadane przez prezydenta referendum w sprawie zmiany Konstytucji, to najbardziej prawdopodobnym terminem, w jakim miałoby być przeprowadzone, jest 10-11 listopada 2018 roku. Ten termin nie podoba się marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu. Paweł Mucha ufa, że prezydentowi uda się dojść w tej kwestii do porozumienia z Senatem.

Lista pytań referendalnych ma powstać w wyniku konsultacji społecznych. Paweł Mucha odmówił odpowiedzi na pytanie czy w referendum powinno zostać zadane pytanie o to, czy przyszła konstytucja ma opierać się na systemie prezydenckim czy tez parlamentarno-gabinetowym.

Gość spytany o tegoroczny Marsz Niepodległości powiedział, że trzeba się cieszyć, iż kilkadziesiąt tysięcy osób manifestowało pod biało-czerwonymi barwami swoje przywiązanie do polskości. Skrytykował pojawiające się na marszu hasła rasistowskie, ale zaznaczył, że niewłaściwe byłoby interweniowanie w trakcie marszu. Uważa za nieprawdzie pojawiające się twierdzenia, że 11 listopada manifestowało kilkadziesiąt tysięcy nazistów.

Minister wyjaśnił też, że prezydent nie skierował listu do uczestników Marszu Niepodległości, nie dlatego, że dystansuje się od prawicy i narodowców, ale po prostu dlatego, że żadne ze środowisk organizujących marsz nie się do niego o to nie zwróciło, tak jak to było w latach poprzednich.

JS

Rozmowa miała miejsce w części czwartej Poranka WNET.

 

Jan Kowalski/ Sztuka Budowania Większości/ Lawina nienawiści zalała majestat Rzeczypospolitej górą nieczystości

Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. Z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej?

Modliłem się za Pana Prezydenta. W ostatnią niedzielę, w kościele oo. kapucynów w Krakowie. Modliłem się za Prezydenta, za całą Polskę i wszystkich Polaków, tych z totalnej opozycji również. Przypadkiem, a może i nie, bo plany Boże nijak się mają do naszych. Modliłem się razem z jego rodzicami, z krakowską Solidarnością i pozostałymi wiernymi. Może i przypadkiem, ale szczerze.

To zaczęło się od prezydentury Lecha Kaczyńskiego, bo wcześniej z takim zjawiskiem nie mieliśmy do czynienia. Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności spłynęła na jednego człowieka, na prezydenta Polski. I zalała jego majestat, majestat Rzeczypospolitej, górą nieczystości. I to chamstwo, i prostactwo, stało się normą w komentowaniu wydarzeń z udziałem kolejnego prezydenta i, szerzej, całej władzy również, dla obozu tak zwanej prawicy. Obecnie zwolenników dobrej zmiany.

Uderzmy się w piersi: kogo nie cieszyło nazwanie prezydenta Komorowskiego Komoruskim lub Szczynukowiczem, albo premiera Tuska hyżym rujem lub kondonkiem? I to obrzydlistwo zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. I to wszystko z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej? Byle pętak, nie obrażając pętaków, i byle dziennikarski obszczymurek, nie obrażając obszczymurków, ujeżdża dziś swojego Prezydenta, majestat Rzeczypospolitej, jak burą sukę. Tak chcemy naprawiać Polskę?

Szatan aż ślini się z rozkoszy, gdy nienawiść i wrogość definiują naszą postawę wobec najbliższych, naszą obywatelską postawę. Jeżeli chcemy dobra Polski, musimy z tego szaleństwa definitywnie zrezygnować. Prezydent może mieć swoją wizję państwa. Lider partii rządzącej może mieć swoją. Liderzy partii opozycyjnych mogą mieć swoje. Wyartykułowanie tych wizji, przedstawienie ich wyborcom – Polakom jest najbardziej cenną rzeczą obecnego sporu politycznego. I za to prezydentowi Dudzie powinniśmy być co najmniej wdzięczni.

Nareszcie, powtarzam: nareszcie zwykli Polacy mają możliwość zastanowienia się nad swoim państwem. Nad wymiarem sprawiedliwości, nad funkcjonowaniem państwa. Nad jego możliwym paraliżem, wynikającym wprost z obecnie obowiązującej konstytucji. Spór na linii Prezydent –
Rząd to nie porażka dobrej zmiany i klęska Polski, ale szansa na zbudowanie 75% większości dla rzeczywistej naprawy Polski. Takiej zmiany, która nie mogłaby być unieważniona przez następny rząd.

Mamy obecnie doskonałą sytuację geopolityczną. Nasi sąsiedzi nie mogą zabronić nam zreformowania naszego państwa. 81% Polaków jest za reformą sądów. Nie wątpię, że podobna większość Polaków będzie optować za gruntowną naprawą państwa. Jeśli nie 81%, to przynajmniej 75. Z taką większością możemy naprawić Polskę od samych fundamentów. A teraz politycy, bo to ich rola, niech przedstawią odpowiadający takiej większości Polaków plan naprawy Polski.

Wybory tuż-tuż. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby taką wizję zaprezentować i wygrać wybory bezwzględną większością głosów. A obecny rząd niech nie wszczyna i nie prowokuje niepotrzebnych konfliktów, ale niech zajmie się wypełnianiem swoich obowiązków. Niech jak najbardziej sprawnie i udanie zarządza możliwym, w interesie wszystkich obywateli. Oczywiście wskazanie tego, co przeszkadza w sprawnym rządzeniu, jest konieczne i budujące przyszłość.

Polska musi odzyskać władzę nad mediami, bo pozostając w obcych rękach, niekoniecznie służą dobru Polski. To powinien być priorytet obecnego patriotycznego rządu. Z ogłupianymi przez niepolskie media obywatelami trudniej będzie przeprowadzić reformy – nie wyrżniemy ich przecież, a mają prawo głosu.

Kolejny priorytet to zmiana fatalnej ordynacji wyborczej, która skutkuje kolejnymi przypadkowymi i mniejszościowymi rządami lub koalicjami, które wzajemnie blokują możliwość naprawy państwa. Gdyby nie szczęśliwy przypadek – bo gdyby SLD wystartował jako jedna partia, a nie koalicja, wszedłby do parlamentu – nie byłoby większościowego rządu Prawa i Sprawiedliwości (to dlatego kochamy Magdalenę Ogórek i Leszka Millera).

Dwa lata minęły, pół kadencji, a nawet w sprawie technicznie uczciwych wyborów, bez możliwości oszustw, nic się nie wydarzyło. Co robi rząd w tak istotnych sprawach?

Wywoływanie kampanii nienawiści niczemu dobremu nie służy. Jest, co prawda, w polskim narodzie, jak w każdym, niewielki margines żywiący się nienawiścią, ale z nim nie zbudujemy wolnej, zamożnej i dobrej Polski.

Nie da się obejść cichcem obecnie obowiązującego systemu Okrągłego Stołu, na którego straży stoi obecna konstytucja (nie wątpię w dobre intencje taką próbę planujących). Ten system trzeba po prostu odesłać do lamusa, ale w interesie i z poparciem 75% Polaków. Najwyższy czas, żeby wszyscy pretendujący do zarządzania państwem polskim, naszym państwem, wreszcie to zrozumieli. I o takie zrozumienie również w czasie tej Mszy się modliłem. Amen.

Jan Kowalski

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową Konstytucję (16). Różnica zdań, a nawet sprzeczne stanowiska, są normą w demokracji

Dzięki sporowi o zawetowane ustawy wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta i dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Piasek w klepsydrze odwróconej przez prezydenta Andrzeja Dudę przesypuje się nieubłaganie. Zanim się obejrzymy, ostatnie ziarenko wyznaczające datę referendum konstytucyjnego opadnie na dół. Czas zatem kończyć nasz cykl, bo przecież jeszcze musimy napisać nową konstytucję. W dzisiejszym, ostatnim odcinku podsumuję moje dotychczasowe przemyślenia.

Po pierwsze, preambuła. Jeśli musi już być, nie może dzielić Polaków i zarazem nie może łączyć idei sprzecznych. Powinna zatem odwołać się do wartości, które ukształtowały naród i państwo polskie, i pozwoliły przetrwać czas zaborów, czas wojny i bolszewickiej niewoli. Są to wyłącznie i jedynie wartości chrześcijańskie. Są one drogowskazami po krętych ścieżkach życia dla co najmniej 75% Polaków. I dzięki nim, wartościom i drogowskazom, również pozostałe 25% może się odnaleźć.[related id=38513]

Po drugie, duch – Wolność i Odpowiedzialność. Przeczytałem wreszcie konstytucję Węgier i ze zdumieniem odkryłem, że nasi bratankowie tak samo nazwali jej wstępny rozdział swojej konstytucji. Nie możemy jednak po prostu przepisać ich konstytucji, jesteśmy innym narodem i innym państwem, gdzie indziej położonym. Jednak wolność i odpowiedzialność muszą przenikać całą naszą konstytucję i kształtować jej literę.

Po trzecie, 6 zasad kardynalnych, które muszą być przestrzegane przez każdy rząd kierujący państwem polskim w imieniu polskiego narodu. Złamanie ich będzie wystarczającym powodem do odwołania rządu (= prezydenta). A decyzje tak podjęte zostaną anulowane.

  1. Najpierw zasada pomocniczości. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, jest nadrzędna i określa wszystkie sfery aktywności ludzkiej: gospodarczą, społeczną i polityczną. Określa funkcjonowanie państwa od zarządzania gminą począwszy. I konstytuuje trójpodział władz.Wybrany przez wszystkich Polaków prezydent zarządza całym państwem, mając do pomocy ograniczoną ilościowo administrację państwową. Parlament ma władzę tworzenia prawa i nadzoru nad prezydentem. Wybrani przez Polaków sędziowie (mogą być wybierani jak posłowie) pilnują, czy prezydent lub posłowie nie kradną albo w inny sposób nie występują przeciwko własnemu narodowi – bo to Naród jest ziemską władzą najwyższą.
  2. Druga zasada – likwidacja biurokracji wynika wprost z zasady pomocniczości. Wynika wprost z chrześcijaństwa i charakteru narodowego Polaków ukształtowanego tysiącletnią praktyką. A co najmniej 500 lat temu Polacy zagwarantowali sobie prawnie, że to oni są właścicielami swojego państwa. Dlatego nikt nie musi im (nam) narzucać sposobu, w jaki mają żyć, jak wychowywać własne dzieci i w co wierzyć. Takie szczegółowe wskazówki dla poddanych zawsze wysuwali władcy uważający się za właścicieli swoich państw i narodów. Historyczni i współcześni władcy Francji, Niemiec, Rosji; mógłbym jeszcze długo wymieniać. To im jest potrzebna biurokracja, żeby utrzymać własne narody w poddaństwie ich woli, ale nie Polakom.
  3. Polacy nie mogą być dyskryminowani we własnym państwie, to trzecia zasada. Wydawałoby się, prosta sprawa. Jednak po wycofaniu się Sowietów, podbici politycznie i gospodarczo przez Zachód, mamy zbyt wiele przykładów, że stan uprzywilejowania zachodnich firm wobec polskich cały czas trwa. Niewielki ruch nastąpił jedynie w bankowości poprzez odkupienie Pekao. Żadne niepodległe państwo nie przetrwa bez swojego sektora bankowego, bez własnej gospodarki, bez własnego handlu. Nie przetrwa również i przede wszystkim bez własnych mediów. To jest absolutny skandal – opanowanie prawie całego segmentu czwartej władzy przez kapitał zachodni, głównie niemiecki. Codzienne bombardowanie opinii publicznej spreparowanymi informacjami ma podstawowy wpływ na myślenie i decyzje wyborcze Polaków.[related id=36510]
  4. Czwarta zasada to prawo do posiadania broni. Tych wszystkich, którzy już się oburzyli na takie słowa, odsyłam do trzynastego odcinka cyklu. Tu przypomnę tylko, że dzięki temu prawu obronimy nie tylko siebie i swoje rodziny, ale również naszą ojczyznę.
  5. Nadrzędność polskiego prawa musi być jako piąta zasada kardynalna zapisana w naszej konstytucji. Żyjemy w dynamicznych czasach i nie wiemy jakie jeszcze uzurpacje przyjdą do głowy eurokratom w Brukseli. Nie wiemy też, czy w kryzysowym momencie gospodarczym, jak zdarzyło się to kiedyś w przypadku Irlandii, polskie władze nie poddadzą się dyktatowi potężnej mniejszości.
  6. To dlatego jako ostateczne zabezpieczenie naszej wolności stanowienia o sobie samych, musimy przyjąć szóstą zasadę – instytucję referendum. Jest to odwołanie się do starej zasady: nic o nas bez nas. Instytucja referendum, jak już opisywałem, może być zarazem sposobem na zarządzanie również społecznością lokalną, czyli rzeczywistym zastosowaniem demokracji bezpośredniej.

Teraz możemy już zacząć pisać naszą nową konstytucję, konstytucję V Rzeczypospolitej. Jednak nie sztuką jest napisać konstytucję, sztuką jest wprowadzić ją w życie. I tu zaczyna się problem. Dawno nie mieliśmy w Polsce demokracji, dlatego oduczyliśmy się istoty demokracji – umiejętności budowania większości.

Widzieliśmy to przy okazji sporu Prezydenta z Prawem i Sprawiedliwością o zawetowane ustawy sądownicze. Histeryczne ataki osobiste na prezydenta Dudę, z zarzutami wręcz zdrady obozu naprawy państwa. Bo co się stało? Bo minister Ziobro nie okazał się najmądrzejszy i najładniejszy? Narzucono narrację wręcz personalną, kto mocniejszy: Zbyszek czy Jędrek?

Tymczasem dzięki temu sporowi po pierwsze wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta, po drugie wzrosło poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej rządu 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Zatem nawet gdyby Prezydent Duda zahamował reformy, PiS może szybko doprowadzić do nowych wyborów i wygrać z jeszcze większą przewagą. Różnica zdań, a nawet wykluczające się stanowiska, są normą w demokracji. Konflikt służy polaryzacji stanowisk. Komu uda się zbudować większość społeczną, czyli wyborczą dla swojego projektu, ten wygrywa.

Ustawy sądownicze zaproponowane przez PiS były próbą ominięcia obecnej śmieciowej konstytucji. W ten sposób nie da się jednak odbudować Polski. Można tylko pięknie przegrać. Do odbudowania Polski na miarę naszych oczekiwań, Polski wolnej i zamożnej, potrzebna jest zmiana konstytucji. Zmiana sposobu zarządzania naszym wspólnym majątkiem i dobrem – Polską.

Jan Kowalski

Następna polska konstytucja nie może bezrefleksyjnie poddawać się „prawu międzynarodowemu”, bo nie wiadomo, co to znaczy

Trybunał Konstytucyjny, jeszcze w „dobrym”, czyli niekwestionowanym przez ulicę i zagranicę składzie, orzekł, że prawo unijne jest ważniejsze od polskiego, ale nie stoi nad polską konstytucją.

Andrzej Jarczewski

Nie interesujemy się średniowiecznymi rozróżnieniami między bliskoznacznymi wyrazami ‘suweren’ (z ang.) i ‘suzeren’ (z franc.). W XXI wieku władza zwierzchnia należy do suwerena, jeżeli jest nim naród lub reprezentanci wybrani wewnątrz tego narodu, albo do suzerena, jeżeli jest nim ktoś z zewnątrz narodu, nad którym ta władza jest sprawowana. Konstytucja RP w art. 4 oddaje władzę zwierzchnią suwerenowi, natomiast w art. 9 – suzerenowi. Rozpatrzmy to bliżej.

SUWEREN

Przytaczam wzmiankowany art. 4 konstytucji: 1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. 2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Suweren został tu zdefiniowany jednoznacznie. Jest nim albo cały naród polski (w rozumieniu konstytucyjnym, nie – etnicznym), albo jakoś zorganizowani przedstawiciele, czyli osoby funkcjonujące wewnątrz narodu. Kwestię owego zorganizowania w różne instytucje ustalają dalsze punkty konstytucji.

SUZEREN

A teraz o niebezpieczeństwie zasianym artykułem 9 konstytucji, który brzmi tak: Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego.

Gdyby przyczepić się tylko tego artykułu, można by głosić, że na mocy najpierw traktatu ateńskiego (o przystąpieniu Polski do Wspólnoty Europejskiej), następnie traktatu lizbońskiego (przekształcającego Wspólnotę w Unię), dalej różnych innych praw, uchwalanych w różnych instytucjach przez różnych ludzi, reprezentujących różne państwa – musimy przestrzegać wszystkiego, co ci różni ludzie uchwalają i uznają za „prawo międzynarodowe”.

Do nowej konstytucji – uwaga, bo to jest bardzo ważne – należy dodać załącznik, zawierający dokładnie wszystkie dokumenty, wchodzące w skład tego „prawa międzynarodowego”, które Polska uznaje za obowiązujące i stojące wyżej niż regulacje krajowe. Dzięki temu rozszerzanie tego załącznika będzie zawsze wymagało większości kwalifikowanej i aprobaty Trybunału Konstytucyjnego, co oznacza, że nic nie przejdzie niezauważenie i nie da się cichcem ugotować żaby.

Wszystkie kraje Europy Wschodniej powinny być na to uczulone, bo przecież przerabialiśmy to na własnej skórze przez kilkadziesiąt lat. Jakiekolwiek umowy zawieraliśmy z ZSRR – i tak w ich interpretacji liczyło się tylko zdanie władców Kremla. Na ogół pilnowali oni pozorów i przestrzegali narzuconych nam umów, ale gdy dochodziło do istotnej sprzeczności, jak np. w 1956 na Węgrzech lub w 1968 w Czechosłowacji – przypominali, kto tu jest suzerenem i nie wahali się przed użyciem argumentów nie do odparcia. I to nie tylko dlatego, że byli silniejsi, ale też dlatego, że interes narodowy jakiegoś państwa stanął w sprzeczności z ideologią silniejszego!

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Społeczeństwo rozdarte” znajduje się na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Społeczeństwo rozdarte” na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

‘Demos’ to lud po grecku, po łacinie ‘populus’. Demokrata to mąż stanu, populista – łobuz. Tak uważają żonglerzy słowami

Władza sądownicza, niewybieralna, antydemokratyczna, zaczęła się wypychać przed władzę ustawodawczą i wykonawczą. Ma to miejsce we wszystkich krajach Zachodu, jest więc sterowane z jakiejś centrali.

Lech Jęczmyk

Nowokomuniści stwierdzili, że rewolucje i walki na barykadach to nie jest dobry pomysł i zaproponowali „drogę przez instytucje”, to znaczy wchodzenie do istniejących instytucji i stopniowe ich opanowywanie. Taktyka ta przyniosła imponujący sukces.

W walce przeciwko cywilizacji chrześcijańskiej szczególną rolę przyznano obok edukacji sądom. W Stanach Zjednoczonych symbolicznie dokonano oddzielenia prawa pisanego (a więc zmiennego) od prawa naturalnego, czyli boskiego, skuwając z budynków sądów wyobrażenia Mojżeszowych kamiennych tablic. Odtąd kamień miał być zastąpiony papierem. Jednocześnie w tradycyjnym trójpodziale władzy władza sądownicza, niewybieralna, antydemokratyczna, zaczęła się wypychać przed władzę ustawodawczą i wykonawczą. Ma to miejsce we wszystkich krajach Zachodu, jest więc sterowane z jakiejś centrali. Nic dziwnego, że polska próba przywrócenia sądom ich właściwego, tradycyjnego miejsca w trójpodziale władzy wywołała wściekłość nie tylko w kraju, ale i w anonimowej centrali, zagrażając budowanemu od dziesięcioleci gmachowi Nowego Porządku w budowie.

Tłumy rozwścieczonych, starszawych niewiast, przewalających się – czasem dosłownie – po ulicach, wydają z siebie okrzyki, w których powtarzają się słowa „demokracja” i „konstytucja”. Warto się zastanowić nad ich sensem – lub w formie krzyku bezsensem. (…)

[K]rzykliwi obrońcy konstytucji zapewne jej nie czytali, bo to stwór potworkowaty, spłodzony naprędce przez dwie konkurujące grupy masonów. Mówi się, że w gronach specjalistów stanowi ona pośmiewisko. Jest takie powiedzenie:

Lepiej mieć dobry rząd i kiepską konstytucję, niż dobrą konstytucję i kiepski rząd.

Jest też oczywiście wariant, że ma się kiepski rząd i kiepską konstytucję, ale to przecież prawie niemożliwe.

Cały artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Sądokracja i jej przeciwnicy” znajduje się na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Sądokracja i jej przeciwnicy” na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (15). Cieszy mnie, że nie przyjmiemy islamistów ani jawnych, ani ukrytych

Polska musi mieć gwarancję konstytucyjną tego, że żaden rząd pod koniec swojej kadencji, z 15% poparciem społecznym i licząc na łaskawość władców Europy, nie wystąpi wbrew interesowi Polski i Polaków.

„W imię Allaha, Dobroczynnego, Miłosiernego. Od Mahometa, Wysłańca Allaha, do wielkiego Chosrowa irańskiego. Pokój niech spocznie na tym, który szuka prawdy i wyznaje wiarę w Allaha i w jego Proroka i świadczy, że nie ma boga poza Allahem i że On nie ma syna, i który wierzy, że Mahomet jest jego Sługą i Prorokiem. Z nakazu Allaha zapraszam cię do Niego. On posłał mnie, abym oświecił wszystkie ludy, abym mógł je wszystkie ostrzec przed Jego gniewem i mógł postawić niewiernym ultimatum. Przyjmij islam, abyś mógł pozostać bezpieczny”. (za: Wikipedia)

List tej treści wystosował w roku 630 Mahomet, twórca islamu, do władcy Persji. Ponieważ ten nie posłuchał, Arabowie w ciągu następnych 20 lat podbili Persję i zaprowadzili tam islam jako religię państwową. Ten cytat doskonale oddaje rzeczywisty charakter islamu, rzekomej religii pokoju. I zarazem wskazuje sedno konfliktu z nami, chrześcijanami – On nie ma syna, ma tylko Mahometa, Sługę i Proroka (z dużych liter oczywiście). Pisałem już o tym, ale przypomnę: na mój rozum to właśnie Mahometa jako fałszywego proroka, który zwiedzie wielu, zapowiedział Jezus Chrystus.[related id=37457]

Nie dziwmy się zatem, że każda wojna, jaką prowadzili Arabowie, a potem wszyscy, którzy przyjęli islam, miała charakter religijny. A nad ich wojskami zawsze powiewał sztandar proroka.

W 732 roku pod Poitiers rycerstwo chrześcijańskie zapobiegło podbojowi całej Europy. W roku 1571 w bitwie morskiej pod Lepanto Liga Święta, zorganizowana przez papieża Piusa V, pokonała flotę muzułmańską (turecką). Dzięki temu, wbrew przechwałkom sułtana, sztandar Proroka nie załopotał nad Watykanem. A potem uratował chrześcijańską Europę w roku 1683 pod Wiedniem nasz król Jan III Sobieski.

To polskie zwycięstwo na długo zostało zapamiętane przez muzułmanów. Zaryzykuję, że jeszcze dziś muzułmanie o tym pamiętają. Nic innego bowiem nie tłumaczy braku Polski pod panowaniem ISIS na mapie nakreślonej przez ich strategów na rok 2020.

W tym jednym zgadzają się stratedzy Kalifatu i Jarosław Kaczyński, który oznajmił 10 września to samo, no prawie to samo: że Polska pozostanie wyspą wolności i tolerancji. Cieszy mnie to zapewnienie Prezesa i jestem pewny tego, że wierzy on w swoje słowa. Cieszy mnie również to, że żadnych islamistów jawnych i ukrytych nie przyjmiemy, mimo brukselskiego dyktatu… dopóki rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Jednak pamiętajmy, że każda z poprzednich partii rządzących też nie miała z kim przegrać. Poczynając od SLD. Pamiętacie jeszcze o SLD, nie o Magdalenie Ogórek – o SLD?

Koniec żartów zatem. Polska jako państwo i Polacy jako naród, państwo tolerancji i naród tolerancyjny jak żaden na świecie, musi mieć gwarancję konstytucyjną tego, że żaden rząd pod koniec swojej kadencji, z 15% poparciem społecznym i licząc na łaskawość władców Europy, nie wystąpi wbrew interesowi Polski i Polaków. Dla takiego spokoju musimy w naszej nowej konstytucji zapisać VI prawo kardynalne: instytucję REFERENDUM.

Ale to nie będzie referendum takie jak obecne, nie wiadomo po co i bez prawnego umocowania. To musi być referendum wiążące, również ręce aktualnie zarządzających Polską. Naród polski ma prawo decydować w każdej ważnej sprawie go dotyczącej. Przyjmowanie wrogów naszej cywilizacji pod nasz dach na pewno jest sprawą ważną dla całego narodu, a nie rozgrywką dla polityków i politykierów.

Referendum to zarazem sposób regulowania spraw istotnych nie tylko dla całego państwa, ale również dla każdej, najmniejszej gminy. Jej mieszkańcy również mają prawo decydować o swoich żywotnych sprawach. Przy dzisiejszej technologii, gdzie internet dostępny jest w prawie każdym polskim domu, nic nie stoi na przeszkodzie do zastosowania takiej formy demokracji bezpośredniej. Usprawni to również zarządzanie naszymi własnymi pieniędzmi, z których utrzymujemy wójta, burmistrza, prezydenta i całą potrzebną nam administrację. Bo biurokracja, jak zapewne podejrzewacie, musi zostać zlikwidowana!

Jan Kowalski

Jan Kowalski / Zanim napiszemy nową konstytucję (14). Unia nie ma armii i nie obroni nas przed zagrożeniem zewnętrznym

Czy Sojusz Północnoatlantycki lub prezydent Trump wymuszają na nas przyjmowanie dżihadystów? Czy słyszeliście, żeby głównodowodzący NATO żądał od Polski uznania związków homoseksualnych za małżeństwa?

Przed tygodniem opisałem IV prawo kardynalne, prawo do posiadania broni palnej przez każdego zdrowego na umyśle Polaka. Po przejściu sześciomiesięcznego przeszkolenia wojskowego. Prawo do posiadania broni opisałem jako element fizycznej obrony własnej, obrony wyznawanych zasad i wreszcie jako najskuteczniejszy sposób obrony naszej wspólnej ojczyzny. To ona gwarantuje naszą wolność i możliwość rozwoju naszego narodu – rodziny rodzin. Ale czy na pewno?

13 lat od wejścia do Unii Europejskiej (głosowałem na nie) widzimy coraz większe zakusy ze strony brukselskiej centrali na ingerowanie w nasze wewnętrzne sprawy. Nie tylko nasze, ale również Czech, Węgier, Słowacji, słowem: wszystkich państw narodowych. Niezależnie od kwestionowanych rozwiązań szczegółowych, czy to dotyczą małżeństwa, pigułki „dzień po”, szeroko pojętej kultury (łącznie z obrzydliwością, która uzurpuje sobie to miano) czy polityki migracyjnej, klucz do zrozumienia tej sytuacji jest jeden, a nosi nazwę: ideologia.[related id=36510]

Wyrwawszy się z ideologii starej bolszewii, trochę nieświadomie rzuciliśmy się w sidła ideologii bolszewii nowej. To jest ideologia całkowicie sprzeczna z wyznawaną i obowiązującą jeszcze w Polsce cywilizacją łacińską. Do obrony obowiązującego wciąż w Polsce ładu moralnego karabin to za mało. Potrzebujemy konstytucyjnej gwarancji naszej niepodległości. Niepodległości w stanowieniu prawa cywilnego i jego nadrzędności nad prawem stanowionym przez jakąkolwiek zewnętrzną uzurpację. Państwo wolnych Polaków nie może z definicji podlegać jakimkolwiek zakusom ideologicznych uzurpatorów. Niezależnie od tego, czy pochodzą z Zachodu, czy Wschodu, Północy lub Południa. I to musi stać się V prawem kardynalnym zapisanym w naszej nowej konstytucji.

Bierzmy przykład z Brytyjczyków. Byli w Unii Europejskiej, dopóki im się to opłacało. Przestało się opłacać, to występują. Wielka Brytania jest zbyt dużym rynkiem, żeby z tego tytułu groziły jej jakieś większe konsekwencje. I Polska jest również zbyt dużym rynkiem.

Ani Norwegia, ani Szwajcaria nie są członkami UE i nie cierpią z tego powodu. A my, jeżeli jesteśmy jeszcze na plusie, to za chwilę przestaniemy i staniemy się płatnikiem netto. Unia Europejska, która propaguje obrzydliwą ideologię, a nie ma własnej armii, w żadnej mierze nie obroni nas przed zagrożeniem zewnętrznym. Tu potrzebny jest nam sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i członkostwo w NATO.

Czy Sojusz Północnoatlantycki lub prezydent Trump wymusza na nas przyjmowanie dżihadystów? Czy słyszeliście, żeby głównodowodzący NATO żądał od Polski uznania związków homoseksualnych za małżeństwa? Ja sobie nie przypominam.

Czy coś się stanie, czy stracimy, jeżeli w ten sposób postawimy sprawę? Bo o to boją się wyznawcy dóbr doczesnych. Pragnę ich uspokoić: nic się nie stanie. Od 28 lat jesteśmy podbitym gospodarczo terytorium. Ponieważ jesteśmy biedni i oddajemy, co swoje, za bezcen, dalej będą nas lubić Niemcy, Francuzi, Belgowie, Szwedzi, Amerykanie, Hindusi i Chińczycy. Jeżeli którakolwiek z tych nacji chciałaby nas przestać lubić, to na zwolnione przez nią miejsce już czekają następni. Najmniej powinniśmy się bać tych, których boimy się najbardziej, czyli Niemców. Polska do Wisły już stanowi część niemieckiej gospodarki, dlatego na jakichkolwiek sankcjach najbardziej straciłyby niemieckie firmy. A na to rząd niemiecki nigdy nie pozwoli.

Zatem nie bójmy się własnego cienia. Wolność obywatelska i wiara w Boga zbudowały kiedyś I Rzeczpospolitą, wielką i zamożną. Najbardziej tolerancyjną w Europie, przyjmującą prześladowanych za swoją wiarę i przekonania Czechów, Francuzów, Niemców i Żydów. To nie była najczęściej nasza wiara katolicka. Ale Polska nigdy nie przyjmowała ludzi chcących zniszczyć nasze państwo.

Możemy przyjmować uciekinierów z powodu wiary – chrześcijan z Syrii, Iraku czy Egiptu. Ale nie ich prześladowców! Wojujący islam niszczy teraz zachodnią i południową Europę. Niszczy, ponieważ został do tego dzieła zaproszony przez lewicowych szaleńców, bolszewików nowego porządku, wrogów naszej łacińskiej cywilizacji.

Ponieważ nie wiemy, czy po rządzie Beaty Szydło nie powstanie przypadkiem rząd Borysa Budki, również to musimy zapisać w konstytucji. Ale o tym za tydzień.

Jan Kowalski