Dzień 20. z 80/ Nowogrodziec na Dolnym Śląsku/ Rozmowa z Bronisławą Kowalczyk, reemigrantką z byłej Jugosławii

W Bośni, gdzie mieszkała ich rodzina, ogłoszono, że polski rząd chce po wojnie zasiedlić Polakami tereny poniemieckie. W Polsce wszyscy dostali domy i ziemię w zamian za te, które pozostawili.

Nowogrodziec jest stolicą 15-tysięcznej gminy na Dolnym Śląsku w powiecie bolesławieckim, 17 km od Bolesławca, 40 km od Zgorzelca. Leży nad górską rzeką Kwisą; przebiega tamtędy wiele szlaków turystycznych.

Tak jak wiele miejscowości na Dolnym Śląsku, Nowogrodziec jest zamieszkany przez repatriantów i reemigrantów z różnych stron. Jedną z takich osób jest pani Bronisława Kowalczyk, która jako czteroletnie dziecko przyjechała ze swoimi rodzicami z ówczesnej Jugosławii, by osiedlić się na Ziemiach Odzyskanych.

Pani Bronisława przypomina sobie, że jej rodzice zdecydowali się wyjechać do Polski, ponieważ czuli się Polakami, a w Bośni, gdzie mieszkała ich rodzina, ogłoszono, że polski rząd chce po wojnie zasiedlić Polakami tereny poniemieckie. Ludzie cieszyli się, że będą mieszkać w Polsce.

Z tamtego czasu pamięta, jak jeszcze niemal zimą trzeba było wyprowadzać bydło z zabudowań, zostawiać ziemię i domy, wsiadać do pociągu. Z podróży przypomina sobie postój w Pradze czeskiej, smak zupy, jaką im tam podano, i chleba, w którym było dużo kminku.

W Polsce wszyscy dostali domy i ziemię w zamian za te, które pozostawili w Bośni. Tylko ziemi nie przydzielano więcej niż 7 ha, żeby nie sprzyjać obszarnictwu.

Mimo że przyjechali do komunistycznej Polski, pani Kowalczyk pamięta, że w pobliskim Tomaszowie był ksiądz. Do tej pory śpiewa pieśni, jakich się nauczyła wtedy w kościele – zna je lepiej niż te nowsze.

Po latach repatriację wspomina dobrze. Jak mówi: „choć biednieńko zawsze było, kasza i krowy, przeżyło się”.

Na Dolnym Śląsku osiedlali się ludzie ze wszystkich stron dawnej Polski: zza Buga, z Galicji, także wiele rodzin z ówczesnej Jugosławii. Jak zapamiętała pani Kowalczyk, większość przybyszów ze Wschodu mówiła po ukraińsku; nawet ci z Bośni mówili tym językiem. Początkowo postrzegali siebie nawzajem jako obcych; mówili o tych innych: Serby, Zabugańce. Powstawały między nimi konflikty. Potem to się zmieniło.

Mąż pani Bronisławy przyjechał do Polski jako dziecko, wcześniej nawet nie wiedział, że jest Polakiem. Nic o Polsce nie wiedział, jadąc, dopytywał się, czy w Polsce są gołębie. Potem hodował gołębie i króliki. Nie ukończył szkoły, bo wówczas dyskryminowano wszystkich, którzy przyjechali z Jugosławii. To był czas najostrzejszego konfliktu Stalina z Tito, który, jak mówi pani Bronisława – „nie chciał do Stalina w gości, bo mówił, że nie ma rakiji na prezent”.[related id=29273]

Z powodu tego konfliktu przybysze z Jugosławii nie mieli też szans na dobrą pracę – najwyżej na budowie lub w lesie.

Teść pani Kowalczyk był piekarzem. Przejął poniemiecką piekarnię z 1870 roku, w której pani Bronisława mieszka do dziś. Przez dwa i pół roku wiodło im się bardzo dobrze, potem jednak nadszedł czas, kiedy ciągłe tzw. domiary zniszczyły prywatne przedsiębiorstwa. „Ale dom pozostał” – cieszy się pani Bronisława.

Dzisiaj pamiątką po tym, z jak wielu stron Europy przybyli do Nowogrodźca jego mieszkańcy, jest folklorystyczny zespół „Gościszowianki” prowadzony przez Małgorzatę Potocką. Składa się on z chóru i kapeli. Zespół śpiewa pieśni nie tylko polskie, ale i bośniackie.

Całej rozmowy z panią Bronisławą Kowalczyk można wysłuchać tutaj.

MS

Dzień 20. z 80 / O aktualnych działaniach rządu poseł PiS Jacek Sasin informuje ekipę Radia WNET moknącą w Nowogrodźcu

Opozycja zwyczajowo bajdurzy o odbieraniu Polakom praw obywatelskich. Tymczasem jest odwrotnie – rząd przywraca obywatelom instytucje państwa, czego przykładem jest reforma Krajowej Rady Sądowniczej.

Wobec dochodzących dość niepokojących wieści ze stolicy, Krzysztof Skowroński, szef radiowej ekipy WNET przebywającej aktualnie na Dolnym Śląsku, zapytał o sytuację w Warszawie przewodniczącego Sejmowej Komisji Budżetowej, posła PiS Jacka Sasina.

Jacek Sasin przyznał, że opozycja zareagowała histerycznie na początek wprowadzania zmian w systemie sądownictwa. Jak powiedział, jesteśmy już przyzwyczajeni do histerycznych reakcji opozycji na każdą próbę zmian. PiS jednak wygrał wybory, bo obiecał Polakom te zmiany, a ich elementem jest reforma sądownictwa. Zwyczajowo opozycja bajdurzy, jak się wyraził, o odbieraniu Polakom praw obywatelskich, podczas gdy jest odwrotnie – instytucje państwa są Polakom przywracane.

Charakterystycznym przykładem postawy opozycji jest hasło wywieszone na gmachu Sądu Najwyższego – „Sąd jest nasz”. Zdaniem posła Sasina to mówi więcej niż wszystkie inne słowa. Jest to kwintesencja tego, czego broni opozycja totalna: żeby sądy pozostały ich, a obywatel czuł się w nich jak intruz, tak jak dotychczas. Sędziowie stworzyli odrębną, zamkniętą kastę, żyli sami dla siebie i załatwiali własne interesy, a obywatele nie mogli doczekać się sprawiedliwości. Tymczasem sądy mają być dla obywateli. I dlatego tej reformy nikt nie zatrzyma.[related id=29273]

Na pytanie o eskalację protestów Jacek Sasin odpowiedział, że można się spodziewać powtórki awantury z grudnia, bo opozycja nie ma innego pomysłu na swoje funkcjonowanie, jak wywoływanie kolejnych awantur. Jednak prawda jest taka, że opozycja dysponuje wprawdzie kilkoma tysiącami ludzi, ale nie znajduje szerokiego poparcia w społeczeństwie. Tymczasem miliony oczekują zmian. Sądownictwo jest skamieliną PRL i dziś Polacy nie dadzą sobie wmówić, że to, co proponuje PiS, jest dla Polski zagrożeniem.

Krzysztof Skowroński przywołał wypowiedź prawnika z Bolesławca, który stwierdził, że nawet po reformie nic się nie zmieni, bo układ w sądownictwie pozostanie ten sam.

– Trzeba od czegoś zacząć – odpowiedział na to Jacek Sasin. – Zaczynamy od góry, od Krajowej Rady Sądowniczej. Tę ustawę już Sejm przyjął. Potem reforma powinna zejść na dół.

Całej rozmowy Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Sasinem można posłuchać w dziesiątej części Poranka Wnet.

MS

17.07 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 20. / Poranek WNET z rynku w Nowogrodźcu, położonym w województwie dolnośląskim

W Poranku m.in. o Polakach przesiedlonych z Jugosławii na tereny zachodniej Polski, propozycji nałożenia przez PiS opłaty paliwowej, demonstracjach opozycji pod sejmem oraz sukcesie firm rodzinnych.

Tak Krzysztof Skowroński zapraszał na Poranek z Nowogrodźca:

Goście Poranka WNET:

Robert Relich – Burmistrz Nowogrodźca;

Jacek Sasin – przewodniczący Komisji Finansów Publicznych Sejmu RP;

Jacek Karnowski – redaktor naczelny tygodnika „W Sieci”;

Bronisława Kowalczyk – reemigrantka z Bośni, świadek historii;

Leopold Wołoszyn – ośrodek agroturystyczny „Brzozowe Wzgórze”;

Zespół „Gościszowianki” pod kierownictwem Małgorzaty Potockiej;

Sławomir Grzesiak – właściciel kopalni gliny z Bolesławca;

Józef Rutyna – właściciel rodzinnego przedsiębiorstwa ceramicznego;

Eliza Szwed – Dyrektor Gminnego Centrum Kultury i Sportu w Nowogrodźcu;

Jacek Ruchała – Prezes Zarządu Hydro-Tech Spółka z o.o.;

Bogusław Szelechowicz – Właściciel Poltech;

Stanisław Kamiński – Dyrektor oddziału Bank PKO BP w Bolesławcu;


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Lech Rustecki

Wydawca techniczny: Jaśmina Nowak


Część pierwsza:   

Jacek Ruchała o mieście Nowogrodziec nad rzeką Kwisą, stolicą gminy Nowogrodziec w województwie dolnośląskim, w powiecie bolesławieckim. Na terenie powiatu stacjonowały kiedyś wojska radzieckie, obecnie ich ślady można spotkać m.in. w Bolesławcu czy Legnicy. Teraz z okolicznych poligonów korzysta armia amerykańska.

Część druga:

Jacek Karnowski o wczorajszej demonstracji przed sejmem. Opozycja w swoich hasłach odwołuje się do patriotyzmu, a obecną władzę krytykuje, zarzucając jej m.in. agenturalność. Opozycja szykuje kolejne fale protestów, można się ich spodziewać m.in. we wtorek przy okazji ustawy o Sądzie Najwyższym.

Część trzecia: 

Bronisława Kowalczyk o historii swojej rodziny i o wspomnieniach związanych z przeprowadzką z Bośni do Polski. Polacy mieszkający w Jugosławii zaludniali tereny zachodniej polski.

Część czwarta: 

Małgorzata Potocka o zespole „Gościszowianki”, który istnieje już 35 lat, śpiewa utwory z Bośni i Galicji, w języku polskim oraz po bośniacku. Zespół składa się z Polek pochodzących z terenów Jugosławii, które kultywują kulturę swojego kraju.

Część piąta:

Eliza Szwed o działalności Gminnego Centrum Kultury i Sportu w Nowogrodźcu;

Część szósta:

Jacek Ruchała o inwestycjach w gminie. m.in. o rozwoju infrastruktury sieci kanalizacyjnych oraz wodociągowych. O powstaniu nowej oczyszczalni ścieków. Nowogrodziec pozyskał przez ostatnie lata ponad 50 mln. zł dotacji.

Część siódma

Bogusław Szelechowicz o działalności swojej firmy rodzinnej. Bogactwem firmy są pracownicy, ich wiedza oraz doświadczenie. Firma funkcjonuje bardzo sprawnie, głównie dlatego, że pracownicy to rodzina oraz mieszkańcy gminy, którzy dobrze się ze sobą dogadują. Firma posiada własne zaplecze finansowe, może inwestować bez kredytów i stać ją na płacenie wszystkich podatków zgodnie z wymogami państwa.

Część ósma:

Robert Relich o tym, że samorządowcy uważają, że należy zlikwidować powiaty. Gdyby opozycja wpisała na swoje listy likwidacje powiatów, to miałaby dużo więcej zwolenników.

Część dziewiąta: 

Leopold Wołoszyn o polityce PiS-u.

Część dziesiąta: 

Jacek Sasin o reakcji opozycji na działania obecnego rządu w sprawie zmian w sądownictwie. Opozycja jest w stanie zgromadzić kilka tysięcy osób, ale miliony Polaków oczekują zmian i mają nadzieję, że PiS będzie konsekwentny w swoich działaniach. Jacek Sasin uzasadnił również propozycję PiS nałożenia opłaty paliwowej.

Część jedenasta: 

Sławomir Grzesiak o kopalni białej gliny z Bolesławca. Jest to kopalnia odkrywkowa, jedyna taka w Polsce. W tej chwili eksploatowane jest ponad 20 hektarów, a niebawem ma być to około 40.

Józef Rutyna o działalności swojego przedsiębiorstwa ceramicznego, które jest firmą rodzinną. Firma funkcjonuje już od 1978 r.

Część dwunasta:

Stanisław Kamiński o działalności PKO BP, inwestycjach w okolicach Nowogrodźca oraz o wzroście gospodarczym.

Całość część pierwsza:

Całość część druga:

„Układ”, który zniszczył niepokornego dziennikarza i wydawcę, wyciąga pieniądze ze „skarbonki bogatyńskiej”

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez 2-3 godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział wydawca Zdzisław Szostek.

– W swoim czasie pan Braun ocenił, że na Dolnym Śląsku pewien schemat się udał i to jest trochę przerażające, bo jeśli się udał, to znaczy, że my nadal w tym układzie funkcjonujemy – powiedział Zdzisław Szostek, były wydawca. Jego zdaniem jest

to schemat wypracowany „jeszcze przez obce mocarstwo”, bo przypomnijmy, że  Władimir Putin w swoim czasie stacjonował w Dreźnie, czyli odpowiedniku Dolnego Śląska po stronie niemieckiej.

– Tam byli specjaliści od wprowadzania nowych systemów, które miałyby rządzić jak perpetuum mobile, bo po co cały czas kontrolować politycznie, skoro zrobimy taki system, który sam się będzie kontrolować – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Jego zdaniem jest to w ten sposób ustawione, że nie można nawet przedstawić dowodów, konkretnych dokumentów na jego istnienie.

Układ musi się finansować

– Układ zawsze musi czemuś służyć, układ musi się z czegoś finansować – powiedział Szostek, który przypomniał o szeregu mafijnych porachunków, jakie miały miejsce w okolicach Bogatyni w latach 90.[related id=29143]

– Pod koniec lat 90. na Dolnym Śląsku mieliśmy do czynienia z grupami przestępczymi zajmującymi się przemytem papierosów, alkoholu, handlem żywym towarem. Później nagle wszystko znikło – powiedział Szostek, który uważa, że „został zrobiony rachunek sumienia”. Przypomniał, że wówczas do władzy doszło SLD i nie potrzebowało już „przerzucać alkoholu przez granicę, ponieważ mogło to zrobić na zasadzie ustaw dla siebie przygotowanych”. Jego zdaniem miała tu miejsce koordynacja działań.

– Były nawet ustawy, które obowiązywały przez dwie-trzy godziny, żeby mógł przykładowo jakiś transport z alkoholem przejechać. To był system dochodów ówczesnej władzy – powiedział Szostek.

– System bardzo szybko się zmienia i przyjmuje nowe formy. Kiedyś forma łapówki była bardzo prosta, czyli konkretnie koperta – powiedział Szostek. System łapownictwa jednak szybko dostosował się do dzisiejszych realiów, bo „układ” zaczął do swych celów wykorzystywać m.in. giełdę.

– Dekadę temu ktoś mówił komuś, żeby sobie kupił akcje firmy X, która nic nie znaczyła… po kilku miesiącach w sposób niewytłumaczalny z ekonomicznego punktu widzenia kurs akcji rósł o kilkaset procent – powiedział Szostek.

– Jeżeli tego procederu jeszcze nie upublicznili, bo przecież tym zajmowały się urzędy skarbowe, to kto wie, być może jeszcze to trwa – zastanawiał się rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Bogatynia – „tu są pieniądze”

– Afera paliwowa, chyba wszyscy w kraju pamiętamy – nie została do końca wyjaśniona, a to tu się wszystko zaczęło od wystawiania lewych faktur – powiedział Szostek, dla którego Bogatynia to jest „ewenement”.

To bogata gmina ze względu na elektrownię i kopalnię. Zwrócił uwagę na fakt, że mało mówi się o tej miejscowości nawet wtedy, gdy to jest coś dobrego. Informacje są stąd podawane zawsze w formie szczątkowej.

– W mojej opinii jest to idealna skarbonka jakiegoś „układu” – powiedział Szostek, który uważa, że mimo iż władza się zmienia, a w Bogatyni zawsze są „te same buty”, bo „tu są pieniądze”.

– Bogatynią rządziło SLD, a potem przejęła schedę Platforma – powiedział Szostek, którego zdaniem kolejni politycy, którzy przejmują tu stery rządów, po prostu przejmują też korzyści płynące z „układu”.

– Przedsiębiorstwa wrzucają do skarbonki – powiedział, pytany o to, kto wrzuca do skarbonki. W jego opinii wokół Bogatyni jest dużo osób, firm, instytucji, które wyciągają stąd pieniądze, bo to taka „dojna krowa”.

Czy jest w Polsce wolne dziennikarstwo?

– Po wyborach wielka euforia, ale po trzech miesiącach każdy zauważa, że tylko nazwiska się zmieniły, ale system nadal funkcjonuje – powiedział Zdzisław Szostek, kiedyś wydawca dużej, wpływowej „Gazety Powiatowej” na Dolnym  Śląsku, o którego działalności informowało już Radio Wnet cztery lata temu. Poważne kłopoty zaczęły się, gdy Zdzisław Szostek zadecydował, że chce być niezależny. Wycofano jego pismo z kiosków Ruchu, po prostu kolporterzy odmówili dystrybucji, reklamodawcy zrezygnowali z dawania ogłoszeń i wkrótce gazeta zbankrutowała.

Podczas swej pracy dziennikarskiej Szostek liczył, że kolejne ekipy, które dochodziły do władzy, będą chciały rozliczyć poprzedników i w jakiś sposób będzie mógł przekazać informacje na temat różnych afer i przekrętów mających miejsce na Dolnym Śląsku, ale po kolejnych wyborach okazywało się, że nikt nie chce go słuchać: „znowu ściana”.

Uważa, że bez względu na wynik wyborów presja „układu” była coraz większa i w końcu ktoś podjął decyzję o tym, żeby „zablokować pismo, zlikwidować gazetę”.

– Byłem pozbawiony źródła dochodu i musiałem zamknąć gazetę – powiedział Szostek, który rozgrywkę, jaką „układ” z nim prowadził, przyrównuje do partii szachów. Rządzący doprowadzili do sytuacji, w której „musiałem upaść, ale teraz każdy mówi to nie my, my mamy ręce czyste„.[related id=29013]

– Chciałem się przekonać, jako autor wielu publikacji o tak zwanych nieprawidłowościach, czy nie mamy tu do czynienia z jakąś mafią – mówił Szostek.

– Jeszcze żyję! Tylko pytanie, jak to życie ma wyglądać? – wydawca nie może znaleźć pracy, chociaż „niby się miało wszędzie dobrych znajomych”. „Wszyscy odwrócili się”, nawet ci, którzy w czasach wydawania gazety kibicowali niepokornemu dziennikarzowi.

– Dla pozostałych dziennikarzy, szczególnie tych lokalnych, mój przykład działa odstraszająco – powiedział Szostek. Uważa, że jest przestrogą dla młodych, którzy chcieli uprawiać prawdziwe dziennikarstwo.

– Czy jest ta wolność dziennikarska w naszym kraju? – pyta Szostek, który mimo problemów jest dumny z tego, co robił, i chciałby, aby w Polsce było wielu dziennikarzy takich jak on, którzy będą mieli odwagę podejmować trudne i ryzykowne tematy.

– Dziennikarstwo to nie praca, to styl życia – podkreśla – „trzeba to poczuć” i nawet „śnić na sposób dziennikarski”. Dzięki dziennikarstwu, gdy całkowicie posypało się jego życie zawodowe i prywatne, znalazł siłę, aby nie dać satysfakcji tym, którzy chcieliby zobaczyć jego nekrolog. „Walczy o siebie”, być może opublikuje książkę.

MoRo

Fragmenty wywiadu ze Zdzisławem Szostkiem, który przeprowadził Krzysztof Skowroński, zostały opublikowane w dzisiejszym Poranku Wnet w części 3 i 4. Chcesz posłuchać, kliknij tutaj

Dzień 17. z 80/ Poranek WNET/ Dyrektor kopalni Turów: Do wydobycia jest jeszcze 280 mln ton węgla. Działamy do 2044 roku

Budowa nowego bloku elektrowni wymogła przebudowę układu technologicznego kopalni, co umożliwia wydobycie całego złoża i dostarczeni go do elektrowni – powiedział dyrektor kopalni Turów Leszek Sondaj.

Cztery lata temu redakcja Wnet była z wizytą w Bogatyni, gdzie sytuacja w kopalni i elektrowni Turów była napięta, a poszkodowani na konsolidacji elektrowni i kopalni Turów toczyli spór zbiorowy ze Skarbem Państwa. Ekipa Wnet wędrowała wówczas po wielkich wyrobiskach kopalni Turów, gdzie operowały olbrzymie koparki.

– Kompleks energetyczny Turów to jeden z głównych pracodawców w okolicy – powiedział Leszek Sondaj, dyrektor kopalni Turów, której węgiel głównie zasila elektrownię Turów. Kopalnia wydobywa 10-15 ton węgla dziennie, co „wynika z obecnej sytuacji elektrowni”, która modernizuje się, bo w szczycie swych mocy przerobowych, gdy działało 10 bloków, kopalnia dostarczała do 35 tysięcy ton węgla brunatnego na dobę.

– W 2020 roku, kiedy do eksploatacji wejdzie blok 11, poziom wydobycia wzrośnie, będzie to 20-25 tysięcy ton – powiedział Sondaj. Dodał, że złoże Turów rozpoznane jest w kategorii A i B, czyli że dane są dokładne i szacuje się, że zawiera ono jeszcze „310 mln ton zasobów operacyjnych”, a do wydobycia pozostało 280-290 mln ton.[related id=29013]

– To daje nam gwarancję, że kompleks energetyczny Turów będzie działał jeszcze w dotychczasowy sposób do 2044 roku – powiedział gość Poranka Wnet.

– Budowa nowego bloku elektrowni wymogła przebudowę układu technologicznego kopalni, aby umożliwić wydobycie całego złoża i dostarczenie go do elektrowni – powiedział dyrektor kopalni.

– Przez ostatnie pięć lat kopalnia jest mocno obciążona inwestycyjnie. Idzie to w dobrym kierunku, aby kompleks energetyczny w 2020 roku ruszył pełną mocą – powiedział dyrektor Sondaj, związany z kopalnią Turów od 20 lat.

Leszek Sondaj pracował w kopalni na wszystkich stanowiskach, przez 20 lat uczestniczył we wszystkich zmianach, jakim podlegała. Jak mówi – przejął ją w sposób naturalny po poprzedniku.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj.

Wywiad z Leszkiem Sondajem w 2 części Poranka Wnet.

Dzień 17. z 80/ Paweł Styczyński z elektrowni Turów: „Budowa najnowocześniejszego bloku nr 11 to efekt dobrej zmiany”

Spełniamy wszystkie rygorystyczne normy, nawet te, które będą obowiązywać od 2019 roku – powiedział dyrektor elektrowni Turów, która od 2020 roku będzie najnowocześniejsza w Europie.

– To wszystko, co wydobywa się z kominów elektrowni Turów, to jest para wodna – powiedział Paweł Styczyński, dyrektor ekonomiczno-finansowy elektrowni Turów. Poinformował, że największym zainteresowaniem mieszkańców cieszy się najwyższy komin-emiter o wysokości 150 metrów, z którego również „przede wszystkim wydobywa się para wodna”.

– To efekt naszych inwestycji proekologicznych. W ubiegłym roku uruchomiliśmy instalację tak zwanego mokrego odsiarczania spalin, która ogranicza emisję dwutlenku siarki do atmosfery – powiedział gość Poranka Wnet.

Podkreślił, że elektrownia spełnia wszystkie najbardziej rygorystyczne przepisy UE, mające za zadanie wymusić działania proekologiczne. Pochwalił się, że ostatnio Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego wydał przedsiębiorstwu tzw. pozwolenie zintegrowane, czyli licencję na prowadzenie działalności przemysłowej. Taki dokument muszą posiadać wszystkie zakłady, które oddziałują na środowisko.[related id=29013]

– Spełniamy wszystkie rygorystyczne normy, nawet te, które będą obowiązywać od 2019 roku – powiedział.

– Budowa najnowocześniejszego bloku nr 11 to efekt dobrej zmiany i chylę czoło przed ministrem Tchórzewskim, bo dzięki niemu inwestycja ta jest realizowana – zadeklarował Styczyński. Budowa bloku o mocy 450MW netto będzie kosztowała 4,5 miliarda złotych. Zakończy się w roku 2020. Zdaniem dyrektora, zagwarantuje pracę mieszkańcom regionu aż do roku 2044.

Część technologii stosowanej w elektrowni jest rodzima, ale wiele elementów trzeba było kupić, bowiem jest to najnowocześniejsza technologia na świecie. Między innymi generator przypłynął  do Gdyni z Japonii.

– W systemie bezpieczeństwa energetycznego Polski elektrownia ta odgrywa bardzo ważną rolę. Jest największa na Dolnym Śląsku i prąd z niej zasili milion gospodarstw domowych – powiedział gość Poranka WNET. Inwestycja w Bogatyni jest przeprowadzana w ramach grupy kapitałowej PGE jako jedna z szeregu przedsięwzięć.

MoRo

Zapraszamy do wysłuchania Poranka Wnet, cała audycja kliknij tutaj

Wywiad z dyrektorem Styczyńskim – w części 3 Poranka Wnet.

Dzień 17. z 80/ Poranek WNET/ Szef Solidarności Elektrowni Turów o zerwanych przez Bochniarz obradach RDS: WSTYD!

Było mi wstyd, bo pracodawcy zerwali kworum i rada się po prostu nie odbyła. To wstyd na całą Polskę! – powiedział Wojciech Ilnicki, członek Rady Dialogu Społecznego, szef NSZZ Solidarność Turów.

Widok z Jasnej Góry koło Bogatyni jest piękny. Zielone tereny okalające kopalnię i  elektrownię Turów, nad którą unosi się… para wodna. Lasy bogate w zwierzynę chwalą sobie myśliwi i leśnicy.

Cztery lata temu Redakcja Wnet była z wizytą w Bogatyni, gdzie sytuacja w kopalni i elektrowni Turów była napięta, a poszkodowani na konsolidacji elektrowni i kopalni Turów toczyli spór zbiorowy ze Skarbem Państwa.

Dzisiaj rozmówcami Krzysztofa Skowrońskiego są przewodniczący Solidarności Elektrowni i Kopalni Turów Wojciech Ilnicki i jej wiceprzewodniczący, Marek Dołkowski.

– Zmieniło się bardzo dużo od tamtego czasu, co prawda pracowników na kopalni jest mniej, ale to wynika z tego, że zmienił się charakter pracy. Radzimy sobie! – powiedział Marek Dołkowski.

 Rada Dialogu Społecznego została zerwana, bo mieli uchwalić nową płacę minimalną

– Pracownikom w kopalni Turów na pewno pracuje się spokojniej niż przed czterema laty – powiedział szef NSZZ Solidarność Wojciech Ilnicki, który także jest członkiem Rady Dialogu Społecznego – forum współpracy przedstawicieli pracowników, pracodawców i rządu, które powstało w 2015 roku, by opiniować najważniejsze decyzje gospodarcze. Wśród pracodawców zasiadają tam przedstawiciele Business Centre Club, Konfederacji „Lewiatan”, Związku Rzemiosła Polskiego, Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej.

– Ostatnia Radia Dialogu była historyczną, a niestety, ze strony pracodawców chyba histeryczną. Obradowaliśmy nad sprawami najważniejszymi, to jest płacą minimalną i założeniami budżetowymi.  Było mi wstyd, bo pracodawcy zerwali kworum i rada się po prostu nie odbyła. To wstyd na całą Polskę! – ocenił Ilnicki.

Zastrzegł jednak, że nie wszyscy pracodawcy postąpili w ten sposób, bo rzemieślnicy stanęli na wysokości zadania. Na kworum składa się 2/3 organizacji pracodawców, organizacji społecznych i przynajmniej jeden przedstawiciel rządu.

– Nie mogliśmy nawet przegłosować porządku obrad. Nie zostały przegłosowane bardzo ważne sprawy dla pracowników, dla mieszkańców Polski. To bardzo źle o nas świadczy. To jest pokazanie tego, że niektórzy nie chcą w Polsce iść do przodu  – powiedział szef Solidarności Turów.[related id=29013]

Wycieczka Bochniarz udaremniła obrady

– Normalna byłaby sytuacja, gdyby pracodawcy przedstawiali swoje zdanie, nienormalna jest wtedy, gdy zrywają i uniemożliwiają wszelkie obrady. Nie na tym polega dialog – powiedział Wojciech Ilnicki, gdy sugerowaliśmy, że przecież to norma, że czasami pracownicy mają interesy sprzeczne z pracodawcami.

– Walczyliśmy o Radę Dialogu i w pierwszym okresie to jakoś funkcjonowało, gdy przewodniczył jej szef Solidarności Piotr Duda. Aktualnie zgodnie z ustawą przewodniczenie przeszło w ręce pracodawców i okazało się, że nie wszystkim ten dialog jest na rękę – powiedział Ilnicki.

Przewodnicząca Henryka Bochniarz z BCC w dniu, w którym zwołała Radę ogólnopolską, po prostu pojechała sobie na Wojewódzką Radę Dialogu Społecznego, a nie ma czegoś takiego jak substytut przewodniczącego RDS. Część pracodawców pojechała z nią.

– Rada, na którą przybył m.in. minister Radziwiłł, bo miał być poruszany temat zdrowia, po prostu nie miała kworum i nie odbyła się. Zdaniem Wojciecha Ilnickiego to było celowe działanie, bo obrady miały dotyczyć bardzo ważnych kwestii.

Rozmowy z przywódcami Solidarności w kopalni „Turów” dotyczyły także poczucia bezpieczeństwa zatrudnienia górników pracujących w przedsiębiorstwie, stosunku związku do propozycji utworzenia nowej konstytucji oraz spraw bezpieczeństwa energetycznego Polski.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet , kliknij tutaj. Rozmowa ze związkowcami odbyła się w części drugiej Poranka.

14.07 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 17 / Poranek WNET z Jasnej Góry, wsi w gminie Bogatynia

Drugi pełny tydzień naszej letniej trasy kończymy nieopodal miejsca, w którym stykają się trzy granice: polska, czeska i niemiecka. 4 lata temu w tych okolicach gościliśmy 15 lipca.

Krzysztof Skowroński zapraszał na Poranek WNET z Jasnej Góry w gminie Bogatynia:

Goście Poranka WNET:

Hanna Shen – publicystka mieszkająca w Tajwanie;

Wojciech Ilnicki – przewodniczący Solidarności z kopalni Turów;

Marek Dołkowski – wiceprzewodniczący Solidarności z kopalni Turów;

Leszek Sondaj – dyrektor PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna Oddział Kopalnia Węgla Brunatnego Turów;

Paweł Styczyński – dyrektor ekonomiczno-finansowy Elektrowni Turów;

Zdzisław Szostek;

Witold Gadowski – dziennikarz śledczy.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Lech Rustecki

Realizator: Karol Smyk


Część pierwsza:

Hanna Shen o śmierci laureata Pokojowej Nagrody Nobla Liu Xiaobo i sytuacji więźniów politycznych w Chinach.

Represje rosną i coraz więcej ludzi w Chinach trafia do więzienia

 

Część druga:

Wojciech Ilnicki i Marek Dołkowski o sytuacji kopalni Turów, a także o klimatycznej polityce Unii Europejskiej, która jako swoisty biznes jest zagrożeniem dla kopalni.

Szef Solidarności Elektrowni Turów o zerwanych przez Bochniarz obradach RDS: WSTYD!

Leszek Sondaj o zasobach węgla brunatnego w okolicach Bogatyni i jego wydobyciu.

Do wydobycia jest jeszcze 280 mln ton węgla. Działamy do 2044 roku

 

Część trzecia:

Paweł Styczyński o rozwoju i perspektywach nowoczesnych inwestycji Elektrowni Turów.

Budowa najnowocześniejszego bloku nr 11 to efekt dobrej zmiany

Zdzisław Szostek o „układzie” czy „systemie” na Śląsku, który trwa niezmiennie bez względu na zmianę władzy.

Serwis informacyjny i ogłoszenia.

 

Część czwarta:

Zdzisław Szostek kontynuuje opowieść o „systemie”, który nie pozwolił mu na prowadzenie niezależnej prasy i doprowadził go do bankructwa. „Wszystko zaczęło się w latach siedemdziesiątych od przemytu alkoholu”.

 

Część piąta:

Witold Gadowski o splocie interesów w Bogatyni, którą zwie się „skarbonką”, i przemyśle narkotykowym w tym mieście.

 

Część szósta:

Augustyn Wiernicki o duszpasterstwie trzeźwości i potrzebie ograniczenia spożycia alkoholu w Polsce.


Posłuchaj całego Poranka Wnet:

 

Dzień 16. z 80 / Stereotypy w relacjach polsko-niemieckich. Krygier: „Pod butą Niemców kryją się niepewność i kompleksy”

ZGORZELEC / Jan Bogatko: Istnieje określona grupa starszych ludzi, którzy nigdy nie idą na polską stronę, bo z góry wiedzą, że tam są złe produkty, że są oszukiwani, a benzyna jest mieszana z wodą.

– Pod niemiecką butą kryje się niepewność i kompleksy – uważa pisarka Joanna Krygier, która gościła w Poranku WNET w Zgorzelcu.

– My mamy do Niemców żal o to, że nie czują się winni z powodu II wojny światowej, a mnie się wydaje, że oni czują się winni, tylko zepchnęli ten kompleks winy tak bardzo głęboko, że powoduje to narastanie różnych warstw tych kompleksów – powiedziała Krzysztofowi Skowrońskiemu. Jej zdaniem nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale tak właśnie jest.

– Uważam, że to są ważne przemyślenia i warte „ubrania” w formę powieści czy inną książkową – ocenił Waldemar Gruna, redaktor naczelny Magazynu Polsko-Niemieckiego „Region Europa” i kolejny rozmówca goszczący w zgorzelskim Poranku WNET. Według niego często zarówno Polacy, jak i Niemcy o sobie nawzajem myślą stereotypowo.

– Znam różnych Niemców i w zasadzie oni wszyscy są wspaniałymi ludźmi. Tylko raz miałem dość nieprzyjemne spotkanie wiele, wiele lat temu, kiedy to zetknąłem się w Monachium z pewnym człowiekiem, który okazało się, że był w Warszawie w roku 1944 – powiedział Jan Bogatko, felietonista Radia WNET, współprowadzący dzisiejszy Poranek. Inaczej wygląda sprawa z młodymi Niemcami, którzy jeżdżą do Polski.  [related id=28850]

– W niemieckim Zgorzelcu występuje pewne zjawisko. Otóż istnieje określona grupa starszych ludzi, którzy nigdy nie przechodzą przez most, nie idą na polską stronę, bo z góry wiedzą, że tam są złe produkty, że są oszukiwani, a benzyna jest mieszana z wodą – powiedział Bogatko.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy o tym, jak się żyje na niemiecko-polskim pograniczu oraz o relacjach polsko-niemieckich. Rozmowa w części czwartej Poranka Wnet.

Żeby posłuchać całego poranka WNET, kliknij tutaj.

MoRo

 

Dzień 16. z 80/ Poranek WNET / Zgorzelec: Narkotykowa mafia pozostała, „coś się zmieniło, mordów już nie ma”

ZGORZELEC. Zastraszanie przez urzędy skarbowe, policję… ludzie znają te metody i boją się, że to ich dotknie, dlatego nie chcą uczestniczyć w odkrywaniu pewnych układów – powiedział Waldemar Gruna.

Poranku WNET w Zgorzelcu Krzysztof Skowroński rozmawiał z Janem Bogatką, Waldemarem Gruną oraz Włodzimierzem Krygierem. Tematem rozmowy były lokalne sprawy Zgorzelca i pogranicza polsko-niemiecko-czeskiego.

Przypadek profesora Stoecker’a z „uchodźcami”

Kilka lat temu profesor Winfried Stoecker – lekarz i założyciel oraz prezes Zarządu EUROIMMUN AG, międzynarodowy przedsiębiorca branży medycznej – kupił Kaufhaus Goerlitz, w odbudowie którego miały go wspomagać miejscowe instytucje.

– Wszystko szło dobrze dopóki profesor w wywiadzie, dla ważnej gazety regionalnej Sächsische Zeitung, nie opowiedział o swoich poglądach względem imigrantów. Zrobiła się wieka afera! – opowiedział Waldemar Gruna, przedsiębiorca ze Zgorzelca. Niemal natychmiast burmistrz Goerlitz stwierdził -„Nie chcemy takich inwestorów”.

– Profesora oskarżono o islamofobię, niemalże faszyzm. Miał wiele kłopotów również w Lubece, z której pochodzi – dodał Waldemar Gruna. Profesor Stoecker na forum publicznym przepraszał wielokrotnie za słowa, które padły w wywiadzie i tłumaczył, że został źle zrozumiany.

– To nic nie pomogło. Inwestycja została zatrzymana, ale… i to jest bardzo ciekawe , po trzech latach sytuacja się zmieniła, miasto pogodziło się z profesorem – powiedział Gruna. Profesor w tym czasie sprzedał swoją firmę w Lubece za 1 mld 200 mln euro farmaceutycznemu koncernowi amerykańskiemu i nadal  inwestował w Goerlitz.

– Dla profesora Kaufhaus Goerlitz to właściwie hobby – ocenił Jan Bogatko, który brał udział w wieczorze przedstawiającym projekt. Tam dowiedział się, że konserwator zabytków ma wielkie zastrzeżenia co do działalności profesora. – Rozumiem, że gdyby tym budynkiem zajmowały się gołębie i byłby odpowiednio udekorowany i upstrzony to odpowiadałoby to wizji konserwatora zabytków – ironizował Bogatko.

– Nie rozumiem dlaczego postępowe władze niemieckiego Zgorzelca nie otworzyły tam międzynarodowego bazaru, przecież tam można było budynek podzielić na piętra – zastanawiał się Bogatko. Jego zdaniem miasto wówczas „byłoby szczęśliwe i multikulturalne”.

– Profesor chciał, aby część pomieszczeń była udostępniona do wynajęcia Polakom – powiedział Waldemar Gruna, który stwierdził też, że profesor Stoecker liczył na klientów z Polski, bo Kaufhaus Goerlitz miał być wizytówką miasta.

Waldemar Gruna odniósł się także do problemu tzw. uchodźców. – Problem z imigrantami istniał i istnieje, chociaż już w mniejszym stopniu jest widoczny – stwierdził. Kwestie związane z uchodźcami stanowią „pewne tabu”, mimo że organizuje się spotkania i dyskusje na ten temat „to są to panele zamknięte”, w których uczestniczy niewiele osób. Problem imigrantów istnieje w społeczeństwie niemieckim i  prawdopodobnie podskórnie narasta. Wyraził obawę, że może to w przyszłości zaszkodzić dobrym relacjom polsko-niemieckim.

– Zmniejsza się liczba uchodźców, jak się tu określa imigrantów, w niemieckim powiecie zgorzeleckim ponieważ coraz więcej osób otrzymuje odmowę uzyskania azylu politycznego i musi opuścić kraj – poinformował Jan Bogatko.

Zgorzelec, Bogatynia, Zawidów kluczowy trójkąt dla przestępczości zorganizowanej

Tematem rozmowy w Poranku była też kwestia przestępczości na terenach przygranicznych.

– Narkotyki produkowane w Polsce i Czechach stanowią już od sześciu lat problem dla miasta Goerlitz – powiedział Waldemar Gruna. Starostwo w Goerlitz zrobiło nawet dwa, trzy lata temu akcję plakatową. Metaamfetamina, znana w Niemczech jako „Cristal” jest aktualnie produkowana na terenie Bogatyni i  Zgorzelca i stanowi poważny problem, ponieważ jest to środek silnie uzależniający, który powoduje duże spustoszenia w funkcjonowaniu mózgu.

Od około czterech lat istnieje polsko-niemiecka grupa policyjna, która zajmuje się ściganiem różnych przestępstw w tym związanych z produkcją narkotyków. Do tej pory udało jej się zlikwidować kilka „fabryk” metaamfetaminy w rejonie Bogatyni, na przykład w Zawidowie. „Zgorzelec, Bogatynia i Zawidów to taki łącznik między Polską i Czechami i Niemcami”, jeśli chodzi o zorganizowaną przestępczość. Ten „trójkąt” przewijał się również w głośnej sprawie Magdaleny Żuk – Polki, którą zamordowano lub popełniła samobójstwo w Egipcie.

– Ten temat lokalnie znany był już wcześniej – zastrzegł Gruna, który uważa że jest to bardzo trudna sprawa i „wiąże się z historią Zgorzelca w latach 80-tych i 90-tych”. Miasto Zgorzelec-Goerlitz w zasadzie „wyrosło na przemycie alkoholu”. Uważa, że już w latach siedemdziesiątych Zgorzelec znany był jako jedno z miejsc, w których produkuje się narkotyki.

– Statystycznie, średnio w tamtym okresie na jednego mieszkańca w Zgorzelcu przypadała większa liczba narkomanów niż w Nowym Jorku czy Warszawie – powiedział Gruna.

Pajęczyna władzy

Od kwestii przestępczości goście w studiu przeszli w rozmowie do zagadnień związanych z lokalną władzą w regionie Zgorzelca.

– Struktury tego miasta, które pochodzą z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, zachowały się i ciążą nad nim – ocenił Jan Bogatko, który elity rządzące w Zgorzelcu i okolicach uważa za „bardzo postępowe”.

Potwierdził to Waldemar Gruna: – To zagrożenie istniejące na obrzeżach Polski nie zostało do końca zlikwidowane. Jego zdaniem w tym układzie są zarówno politycy, samorządowcy, jak i biznesmeni. Obawia się on, że układ ten jest na tyle ustawiony i silny, że praktycznie jest nie do ruszenia. Kto jest kim w tym układzie to tajemnica poliszynela. Jednak nikt tego nie mówi głośno, bo ludzie się boją.

Dramatyzm sytuacji powiększa to, że środowiska, które stanowią „pajęczynę władzy” i „siatkę uaktywniającą się przy okazji różnych propagandowych posunięć” jest taki, że ci ludzie – jak twierdzi Jan Bogatko – trafiają na kluczowe stanowiska.

Waldemar Gruna uważa, że za naszą zachodnią granicą można spotkać patologie podobne do tych, które znamy z Polski: – Juergen Roth znany dziennikarz niemiecki sześć lat temu wydał książkę „W pajęczynie władzy”, opisując pewne metody działania, które również w Polsce były stosowane. Czyli zastraszanie przez urzędy skarbowe, policję… ludzie znają te metody i boją się, że to ich dotknie, dlatego nie chcą uczestniczyć w odkrywaniu pewnych układów – wyjaśnił Gruna.  [related id=28850]

– Burmistrzem Zgorzelca jest już drugą kadencję Rafał Gronicz z Platformy Obywatelskiej – powiedział Gruna, zapytany o to kto aktualnie sprawuje władzę w mieście.

– Przygraniczne historie zawsze są kryminogenne i obojętne jest w jakim miejscu świata się to dzieje – dodał przysłuchujący się rozmowie, Włodzimierz Krygier, mieszkaniec Zgorzelca. Uważa on jednak, że nie należy demonizować sytuacji.

Waldemar Gruna przypomniał historię porachunków mafijnych z lat 1995-2005. Były one bardzo krwawe. Bywało, że mordowano sześć osób w ciągu jednego dnia. Jest to co prawda historia, ale ma ona wpływ na to, jak postrzegają rzeczywistość ludzie tu mieszkający. Ta się zmieniła przynajmniej w tym sensie, że mordów już nie ma.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z Waldemarem Gruną, Janem Bogatką i Włodzimierzem Krygierem w czwartej części Poranka Wnet.

MoRo