Paweł Bobołowicz: Wczorajsze obchody w Kijowie 26. rocznicy niepodległości Ukrainy nie przebiegały spokojnie

Dzień 59. z 80 / Gryfice / Poranek WNET – O obchodach Dnia Niepodległości Ukrainy, próbach destabilizacji państwa, obecnej sytuacji politycznej Ukrainy oraz o relacjach polsko-ukraińskich

Podczas dzisiejszego Poranka z Gryfic Aleksander Wierzejski rozmawiał z Pawłem Bobołowiczem, który obecnie przebywa w Warszawie, ale śledzi sytuację na Ukrainie, z czego, jak co tydzień, zdał relację.

Wczoraj w Kijowie obchodzono 26. rocznicę uzyskania przez Ukrainę niepodległości. Z tej okazji w centrum stolicy odbyła się parada wojskowa, w której oprócz wojsk ukraińskich uczestniczyli przedstawiciele formacji sojuszniczych. Byli żołnierze amerykańscy, gruzińscy, brytyjscy, litewscy oraz polscy.

Oficjalnej polskiej delegacji przewodniczył minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. W swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że na uroczystości zgromadziła się cała wschodnia flanka NATO, co „podkreśla znaczenie niepodległości Ukrainy dla Sojuszu”. Minister zaznaczył, że „odbudowa całości terytorialnej Ukrainy jest absolutnie koniecznym warunkiem przywrócenia ładu międzynarodowego w Europie, a Polska stoi po stronie Ukrainy, gdyż broni ona Europy; bez Ukrainy Europa nie będzie pełnowartościowa”.

Antoni Macierewicz spotkał się z prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Rozmowy dotyczyły poszerzenia współdziałania w sferze wojskowej, wspólnych ćwiczeń oraz współpracy przemysłów zbrojeniowych. Rozmawiano też o przyszłości polsko-litewsko-ukraińskiej brygady. Generał Stepan Połtorak, minister obrony Ukrainy powiedział, że formowanie brygady jest zakończone, a teraz trzeba przejść do ćwiczeń. Stacjonująca w Lublinie jednostka do tej pory miała charakter administracyjno-reprezentacyjny.

Według ministra Macierewicza podczas rozmowy  z prezydentem Poroszenką padła bardzo ważna deklaracja o udziale wojsk ukraińskich w ćwiczeniach Grupy Bojowej Unii Europejskiej, która ma być tworzona przez państwa Grupy Wyszehradzkiej w przyszłym roku.

Ukraińskie święto nie minęło spokojnie. Kilkaset metrów od miejsca głównych uroczystości, na ulicy Hruszewskiego, został rzucony ładunek wybuchowy, który ranił trzy osoby. Trwa badane okoliczności tego wydarzenia. Wieczorem doszło do próby wysadzenia pomnika poświęconego żołnierzom walczącym w ramach tzw. operacji antyterrorystycznej przeciwko separatystom oraz wspierającym ich rosyjskim wojskom. Jest to komentowane przez ukraińskie media jako kolejna próba destabilizacji na Ukrainie.

Na uroczystościach pojawił się również James Mattis, sekretarz do spraw obrony Stanów Zjednoczonych. Jest to bardzo podkreślane przez Ukraińców, gdyż Ukrainie bardzo zależy na pokazaniu dobrych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Obecność sekretarza oraz wojsk amerykańskich zostało zinterpretowane jako silne wsparcie Stanów Zjednoczonych dla polityki obronnej Ukrainy. [related id=35468]

Paweł Bobołowicz przedstawił również obecną sytuację polityczną na Ukrainie. Petro Poroszenko ma ochotę na następną kadencję, tak samo rząd chciałby kontynuować swoją politykę. Mimo spadku notowań obecnej ekipy, niezadowolenia z wprowadzanych zmian, ciągłych skandali – nie widać silnej, jednoznacznej alternatywy. Inne ugrupowania próbują ją tworzyć. Wyraźnym liderem opozycji staje się Julia Tymoszenko. Jednak, jak pokazuje historia, ma ona problemy ze zwyciężaniem w wyborach.

Na koniec rozmowy Aleksander Wierzejski zapytał o relacje polsko-ukraińskie, zwłaszcza w odniesieniu do kwestii historycznych. Polska potępia wszelkie odwołania do ideologii nacjonalistycznej oraz mówi o ludobójstwie na Wołyniu. Nie jest to przeszkodą w bieżącej współpracy na poziomie politycznym i militarnym.

– Z jednej strony upominamy się o kwestie historyczne, a z drugiej  wydaje się, że ten rząd ma świadomość i realizuje politykę, która dla nas jest istotna z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa – powiedział Paweł Bobołowicz.

O tym mówił też wczoraj Antoni Macierewicz, podkreślając znaczenie Ukrainy dla Europy. Kwestie historyczne są wyjaśniane przez odpowiednie agendy, a pomimo różnych przekazów medialnych, te instytucje ze sobą współpracują.

Całej audycji można posłuchać w dzisiejszym Poranku WNET. Komentarz Pawła Bobołowicza jest w cześć trzeciej.

MW

Czy nowe przepisy traktują sprzedaż przez rolników produktów wytworzonych w ich gospodarstwach jako ich naturalne prawo?

Dzień 59. z 80 / Gryfice / Poranek WNET – W rozmowie z państwem Pilchami o barierach prawnych i administracyjnych ograniczających rozwój sprzedaży tradycyjnej żywności w gospodarstwach rolnych.

Radio WNET odwiedziło wczoraj Wojciecha i Elżbietę Pilchów, którzy w swoim niedużym gospodarstwie rolnym produkują żywność tradycyjnymi, nieprzemysłowymi metodami.

Kiedyś naturalnym prawem chłopa było produkowanie żywności. Potem zostało to zawłaszczone przez przemysł. Przy przemysłowej produkcji żywności stosowana jest pasteryzacja. W serowarstwie na drobną skalę nie jest ona potrzebna. Państwo Pilchowie wytwarzają sery z mleka niepasteryzowanego. Jak powiedział Wojciech Pilch, konserwacja i pasteryzacja „robiona jest z myślą o przerzucaniu towaru, o hipermarketach, o sieciach, o dystrybucji”. Natomiast najzdrowszy produkt jest „wyprodukowany tu i zjedzony w najbliższym otoczeniu”.

Przy dużej produkcji, np. w mleczarni, mleko się zlewa, pasteryzuje i standaryzuje. Narzucone są normy, przepisy. Przy dużej produkcji są one koniecznością, wynikają z technologii. Obecnie muszą je spełniać też mali wytwórcy, jak państwo Pilchowie. Przy ich niewielkiej produkcji (roczny obrót to 120 tysięcy złotych) badania laboratoryjne to bardzo znaczący koszt, 4-5 tysięcy złotych. [related id=35468]

Zdaniem państwa Pilchów, sprzedaż przez rolników produktów wytworzonych w gospodarstwach jest ich naturalnym prawem i tak powinna być traktowana. Niestety wprowadzone w 2016 r. zmiany prawa, umożliwiające sprzedaż detaliczną bezpośrednio przez rolników (ustawa z dnia 16 listopada 2016 r. o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia sprzedaży żywności przez rolników) – jak twierdzą nasi rozmówcy – nie usuwają w niezbędnym zakresie barier dla dla takiej sprzedaży. Cały czas trzeba wykonywać kosztowne badania sanitarne i spełniać różne wymogi administracyjne. Przepisy nadal traktują rolnika jako producenta surowców dla dużych odbiorców i pozbawiają go dostępu do rynku.

Rzeczywiste umożliwienie indywidualnym rolnikom produkcji i sprzedaży byłoby nie tylko nową jakością. Małych producentów rolnych jest w Polsce bardzo dużo, „w swej masie” stanowić mogą konkurencję dla wielkich producentów rolnych. A z tymi ma związki wielu polityków, zwłaszcza z PSL.

Rolnik powinien mieć wolność i odpowiadać za swoje produkty na ogólnych zasadach – cywilnie i karnie. – Jeżeli jak kogoś zatruję, będę odpowiadał karnie i ekonomicznie, cywilnie – mówi Wojciech Pilch. Uważa, że takie instytucje jak Sanepid zostały wymyślone po to, żeby walczyć z drobnymi rzemieślnikami i wytwórcami.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w Poranku WNET z Gryfic, w części drugiej.

JS

 

 

Kazimierz Łaszewski o Gryficach: Ludzie nie widzą związku między tym, kogo wybierają, a swoim losem

Dzień 59. z 80 / Gryfice / Poranek WNET – Jak „kładzie się chodniki nad azbestowymi rurami wodociągowymi”, o innych problemach toczących Gryfice i czy Dobra Zmiana wpłynęła na tutejszą sytuację.

Radio WNET pięćdziesiątego dnia podróży gościło w Gryficach, gdzie zostało przyjęte przez Mikołaja Pańkowskiego, spółdzielcę WNET, muzyka i gryficzanina. Dzisiaj Poranek WNET nadawany był z jego ogródka.

Pierwszym gościem był Kazimierz Łaszewski, pierwszy przewodniczący rady miejskiej w Gryficach, szachista, a w latach 80. działacz Solidarności.

Kazimierz Łaszewski opowiedział o swoich wrażeniach po tym, jak wiele lat temu przeniósł się z Trójmiasta do Gryfic – miejscowości, która przed wojną należała do Niemiec. Zobaczył to, co znał do tamtej pory jedynie z książek – system, w którym zależność ludzi od partii była bardzo silna. Wcześniej z czymś takim się nie spotkał ani w Gdańsku, ani w Słupsku. Miastem rządzili ludzi „z awansu partyjnego”, dyrektorami byli dawni traktorzyści. Dzisiaj sporo zmieniło się już na lepsze. Jednak ludzie, którzy przyjeżdżają do Gryfic z miejsc, gdzie zawsze była Polska, czują się ty trochę dziwnie… i odwrotnie.

Mikołaj Pańkowski zwrócił uwagę, że pokolenie jego rodziców, które po wojnie przyjechało do Gryfic przejętych z rąk niemieckich, żyło w pewnej tymczasowości, nie wiedzieli, czy na pewno wojna się skończyła. Mogłoby się wydawać, że kolejne pokolenia będą od tego wolne. Poczucia tymczasowości już nie ma, ale „wraca się do niemieckości”. Dlatego ważne jest, żeby dzięki różnym inicjatywom społeczno-kulturalnym doprowadzić do tego, żeby młodzi Polacy tych terenów nie opuszczali.

Nie jest to łatwe, gdyż w Gryficach w miejsce zlikwidowanych po 1989 roku zakładach przemysłowych praktycznie nie powstały żadne nowe, nie ma też nowych inwestycji. Młode pokolenie opuszcza Gryfice, czego przykładem są nawet dzieci Kazimierza Łaszewskiego, które zdecydowały się na życie w większych miastach Polski. Dlatego przyszłość miasta widzi on może nie w czarnych, ale na pewno w ciemnych barwach.

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak sprzyjającego klimatu dla inwestorów. Ci, którzy coś zainwestowali, mówią, że są stawiani przed wyborem – albo dogadać się z obecną władzą, „wpisać się w jej koło sympatyków”, albo zrezygnować z inwestycji. Skutek jest taki, że nie powstają dobre miejsca pracy dla młodych ludzi. [related id=35468]

Krytyka lokalnej władzy wiąże się z różnymi kłopotami. Kazimierz Łaszewski doświadczył tego, gdy był radnym w powiecie gryfickim; teraz w takiej sytuacji jest radny Grzegorz Burcza. To, że w Gryficach i podobnych miejscach rządzi „układ”, przyznała nawet kiedyś „Gazeta Wyborcza”.

– Największym problemem demokracji samorządowej, na dole, jest to, że ludzie nie widzą korelacji między tym, kogo wybierają, a swoim losem – tak Kazimierz Łaszewski podsumowuje sytuację w Gryficach.

Symbolicznie problemy z gryfickimi władzami można ująć w ten sposób, że „kładzie się chodniki nad azbestowymi rurami wodociągowymi”. Jeśli samorząd będzie inwestować nie w chodniki czy klomby, a w infrastrukturę „niewidoczną”, ryzykuje, ze nie zostanie wybrany na następną kadencję. Tego doświadczyła Solidarność.

Czy są efekty Dobrej Zmiany? Na pewno ludziom jest lepiej, bo dzięki programowi 500+ mają więcej pieniędzy. „Jeździ więcej samochodów po mieście i jest większy tłok w hipermarketach”. Zasadniczej różnicy  Kazimierz Łaszewski jednak nie widzi.

Mikołaj Pańkowski przyznał, że ten pesymistyczny obraz jest prawdziwy, jednak dodał, że nie do końca jest tu „cisza i pustynia”. Jest wiele dobrych i pożytecznych inicjatyw, szczególnie w dziedzinie kultury, bliskiej mu jako muzykowi.

Zapraszamy do wysłuchania Poranka WNET z Gryfic. Rozmowa z Kazimierzem Łaszewskim i Mikołajem Pańkowskim jest w pierwszej części.

JS

 

 

25.08 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 59. / Poranek Wnet z Gryfic. Mieszkańcy, politycy, przedsiębiorcy, dziennikarze

W Poranku Wnet z Gryfic rozmawialiśmy głównie o polityce lokalnych władz. Ponadto skontaktowaliśmy się z naszymi korespondentami, aby dowiedzieć się o najnowszych wydarzeniach na Ukrainie.

 

Goście audycji:

Leszek Droździel – zastępcą dyrektora gabinetu szefa Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego;

Grzegorz Burcza – radny Gryfic;

Kazimierz Łaszewski – pierwszy przewodniczący rady miejskiej w Gryficach;

Mikołaj Pańkowski – muzyk;

Wojciech Pilch – współwłaściciel gospodarstwa ekologicznego;

Paweł Bobołowicz – dziennikarz;

Katarzyna Dyczyńska – Pełnomocnik Prawa i Sprawiedliwości w Gryficach;

Przemysław Dyczyński – emerytowany oficer Wojska Polskiego;

Wojciech Jankowski – dziennikarz;

Zbigniew Zając – przedsiębiorca, właściciel Pałacu w Rybokartach.

 


Prowadzący: Aleksander Wierzejski

Realizator: Andrzej Gumbrycht

Wydawca: Jan Brewczyński

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Kazimierz Łaszewski o zmniejszającej się liczbie przedsiębiorstw w Gryficach, o kiepskiej polityce ekonomicznej prowadzonej przez lokalne władze. Rządzący skupiają się przede wszystkim na remontowaniu infrastruktury miasta, zamiast wspierać lokalnych przedsiębiorców, aby zwalczyć duże bezrobocie.

Jak „kładzie się chodniki nad azbestowymi rurami wodociągowymi”, o innych problemach toczących Gryfice i czy Dobra Zmiana wpłynęła na tutejszą sytuację.

Mikołaj Pańkowski o wydarzeniach kulturalnych w Gryficach.

 

Część druga:

Wojciech i Elżbieta Pilchowie o niekorzystnych przepisach dla niewielkich producentów rolnych.

Zdaniem państwa Pilchów, sprzedaż przez rolników produktów wytworzonych w gospodarstwach jest ich naturalnym prawem i tak powinna być traktowana. Niestety wprowadzone w 2016 r. zmiany prawa, umożliwiające sprzedaż detaliczną bezpośrednio przez rolników.

Katarzyna i Przemysław Dyczyńscy o socjotechnicznych działaniach rządzących w gminie Gryfice. Mówili również o mieszkańcach swojej gminy, którzy coraz częściej wyznają wartości konserwatywne.

 

Część trzecia:

Paweł Bobołowicz o obchodach 26. rocznicy uzyskania niepodległości przez Ukrainę, o sytuacji politycznej na Ukrainie oraz relacjach z Polską.

 

Część czwarta:

Serwis informacyjny Radia Warszawa.

 

Część piąta:

Grzegorz Burcza i Leszek Dróździel  o lewicowej mentalności dużej części mieszkańców Gryfic. Mówili także o popularności w gminie programu Rodzina 500+, o migracjach zarobkowych mieszkańców Gryfic. Wskazywali także przyczyny dużego bezrobocia w tej zachodniopomorskiej gminie.

 

Część szósta:

Wojciech Jankowski o aresztowaniach wśród mieszkańców Półwyspu Krymskiego, m.in. o procesie Achtiema Czigoza, wiceprzewodniczącego Medżlisu.

Zbigniew Zając o odbudowanym przez niego pałacu w Rybokartach.

 


Posłuchaj również całego Poranka Wnet!

Nigdy nie myślałem, że jestem niezłomny. Postanawiałem wytrzymać teraz. Wytrzymywałem. Wielu ludzi postępowało tak samo

Dopóki myśl działa analitycznie, nic o mnie nie wiedzą, nic, nikogo nie wydałem, czułem, że jestem wolnym człowiekiem. Pod tym względem, że wszystko co cenne, co bym mógł wydać – zatrzymuję w sobie.

Krzysztof Skowroński
Marian Markiewicz

Marian Markiewicz – wilnianin, żołnierz AK, więzień gestapo w czasie wojny, władzy ludowej po wojnie, założyciel Solidarności w Głubczycach – opowiada o tym, na czym polega wolność i jak to się stało, że zachował ją we wszystkich przeciwnościach długiego życia. Wysłuchał Krzysztof Skowroński.

(…) nie mogli ze mnie nic wydobyć, wrzucili do piwnicy. Nie wiem, ile tam byłem dni i nocy. Dostałem gangreny, lało się ze mnie wszystko, traciłem przytomność, odzyskiwałem i cały czas myślałem, co teraz może mnie uratować.[related id=34812]

A postanowiłem żyć. Pomyślałem sobie: przecież słyszę samochody, gdzieś jeżdżą. I zacząłem krzyczeć. Jak samochody jeżdżą, to i ludzie przechodzą chodnikami. No i krzyczałem. Zdarłem sobie gardło. Odzyskiwałem świadomość i znowu krzyczałem. Dawali mi tylko śledzia solonego i wody nic, do picia nic. I pomyślałem: aha, rzucili mnie – albo umrę, albo przyznam się na stracenie. No i właśnie te krzyki spowodowały, że kiedyś otwieram oczy, a stoją jakieś dwie postacie nade mną i jedna do drugiej mówi: – I wy dziwicie się, że on krzyczy? On umiera. A ten ktoś mówi: – To leczcie. A ten odpowiada: – W tych warunkach nie ma żadnego leczenia.

Dopiero wzięli na szpitalkę taką ubowską, pilnowany tam byłem, zaczęto leczyć. Goić się zaczęło wszystko, wszystko zgniłe mi powycinali. Pokazywali mi, każdy pytał: – Czy to bolało? A mnie nic prawie nie bolało, bo to wszystko było zgnite. A zgnite to już nie boli. I przeżyłem, ale dostałem 15 lat więzienia. Prokurator żądał kary śmierci.

W wyszedłem po siedmiu i pół latach. Siedem i pół lat siedziałem na bloku izolacyjnym, gdzie ani ołówka, ani niczego, cztery ściany i nic. Wyszedłem jako półanalfabeta.

Jak szliśmy na spacer, to jak na takim stołku między kratami siedział strażnik i otwierał te kraty, a śniadanie było zawinięte w gazetę, to się zwijało to śniadanie i później ten zatłuszczony papier gazetowy szedł od celi do celi. Stukało się Morsem, że mamy wiadomości. I tam ktoś wyciągał rękę, a myśmy mieli kamuszek ze spaceru, przywiązywaliśmy do nitki z siennika, no i wyrzucaliśmy, oni łapali i od celi do celi ten kawałek zatłuszczony szedł, żeby czytać, co się dzieje. Byliśmy odcięci od świata. (…)

Nie ma ludzi, którzy się nie boją. Po prostu trzeba myśleć. Ja starałem się zawsze myśleć i myśleć analitycznie. To znaczy: co o mnie wiedzą, co mówić, jak się zachowywać. I po prostu i nigdy nie myślałem, że ja jestem niezłomny. Postanawiałem wytrzymać teraz. Wytrzymywałem. Następnym razem znowu. Bo jak pomyśli się, że to może pół roku tak trwać – to jak ja wytrzymam? A ja za każdym razem analizowałem siebie i stwierdzałem, że jeszcze mogę wytrzymać. I zawsze wytrzymywałem. (…)

Życie jest piękne, a ja byłem już skłonny popełnić samobójstwo podczas ujęcia mnie. Kilka razy tyraliery po mnie przechodziły i nie widziały mnie. Ja miałem pistolet przystawiony do głowy, odbezpieczony, do oporu cisnąłem. Ale tyraliera przechodziła. Zabezpieczałem. Następna, trzecia, czwarta tyraliera szła, już się ściemniało. Ja wtedy, jakieś 15 minut wcześniej, pomyślałem: ciemno się robi, nie znaleźli mnie, to znaczy, że mam żyć. To niebo zadecydowało; mam bezwzględnie żyć, co będzie, to będzie.

I spojrzałem na zegarek, a zegarek cyferblat miał fosforyzowany. No i teraz ciemno się robi, idzie jeszcze jedna tyraliera, a ja nie zasłoniłem zegarka. I ostatniemu żołnierzowi, który szedł, to błysnęło. I od razu strzelił. No i teraz tak: cegły, brud, to wszystko. A to rykoszetem poszło, tak to że tu przybiło, tu przybiło, a to wszystko było brudne: kawałki cegły, brud. Dokumenty zakopane miałem, bo jak miałem samobójstwo popełnić, to zakopałem, żeby nie doszli, kim jestem. No i od razu mnie stamtąd wyciągnęli. Najpierw opatrunki, potem do Szczecina przywieźli, no i właśnie wrzucili do tej piwnicy. Jeszcze chciałem skoczyć z mostu, jak przejeżdżali przez Odrę. Później mnie przywieźli do Szczecina i mówią: – Chciałeś skoczyć. Ja na to: – Tak, chciałem, ale zdecydowałem, że będę, że trzeba żyć. (…)

Włączałem się we wszystkie zrywy. Jak zaczęły się te na Wybrzeżu, kiedy powstawała Solidarność w ‘80 roku, byłem akurat u rodziców we Wrzeszczu, przy ulicy Dworcowej. Właśnie był strajk w stoczni. Chodziłem, chleb nosiłem, nie mogłem się włączyć, bo mnie nikt nie znał. I wiedziałem, że mnie nie wolno się włączać. Bo ja mam tę przeszłość, że podałem się za bandytę; więc nie chciałem do nich nawet wchodzić, ale byłem.

Zaraz później, jak tam utworzyła się Solidarność, rozdawali materiały do założenia Solidarności. Ja wziąłem ten cały plik, jak zakładać – gotowe formularze, wszystko. Przywiozłem tutaj. I zaraz zacząłem zakładać. I namawiałem lekarzy, żeby przewodniczyli komisji zakładowej Solidarności w służbie zdrowia. Nikt nie chciał. Nikt nie chciał.

I ja widząc, że nikt nie chce, zacząłem myśleć, czy ja mogę. I doszedłem do wniosku, że muszę. Bo przecież chodzi o liczbę, chodzi o to, żeby ściągnąć miliony. Trzeba. Więc zakładałem (…)

Tak samo z Frasyniukiem. Ktoś się dzisiaj dziwi. A Frasyniuk, jak wszędzie czytałem, słuchałem – nieuchwytny, nieuchwytny; oni głosili, że Frasyniuk jest nieuchwytny. Polują na niego wszędzie, a on jest nieuchwytny. Zastanawiałem się, czemu go tak windują. I pojechałem do Wrocławia syna odwiedzić, studiował na politechnice. Przyjechałem do Wrocławia, wysiadłem na dworcu i wsiadam do tramwaju. A oni ogłaszali nawet, że on prawdopodobnie za kobietę się przebiera. I patrzę, jakiś rudzielec wsiada. Przyglądam mu się – przecież to mężczyzna, i do tego źle ucharakteryzowany. Patrzę – milicjanci stoją, patrzą na niego, i nic. Myślę sobie: to ich człowiek. To ich człowiek. Jak potem mówiłem o tym swoim, nikt mi nie wierzył.

Teraz – pierwsze wybory ‘89 roku przy kościele, nie wiem w tej chwili, jaki to kościół w Opolu. Jestem na tych pierwszych wyborach i przychodzi Frasyniuk. Ja siedzę przy oknie, stół prezydialny ode mnie o gdzieś 2 metry, a ja przy oknie, a on tam siedzi. Patrzę: Frasyniuk. I myślę sobie: będę się w niego wpatrywał, zaniepokoję go. I tak patrzę ostro na niego; teraz ja już nie mam takiego wzroku, ale wtedy miałem ostry wzrok. I nie odrywam od niego oczu. A on popatrzył tak na mnie raz, drugi raz i widzę – zaniepokoił się. Myślę sobie: no, masz czego się niepokoić, bo wiem, kim ty byłeś. Ale przecież ja nie mam żadnych dowodów, to tylko moje wyczucie. Moje wyczucie i nikt nie powie, żeby on po tamtej stronie był. A on był po tamtej stronie. Tak samo jak i Wałęsa. Tak to jest. (…)

Dlaczego ja w więzieniu czułem się wolny przez te siedem i pół roku? A dlatego, że zachowałem wszystkie tajemnice w sobie. Wy nic nie wiecie o tym, tylko ja wiem. Poza tym miałem ze sobą złoty pierścionek. Ten złoty pierścionek przechowywałem w paście od zębów. Między innymi, bo czasem w innych miejscach. Tak jak jest tubka, to tam na końcu tej tubki był pierścionek.

Czasem wydobywałem, jako rzecz, o której nikt nie wie, nawet współwięźniowie. W nocy brałem ten pierścionek, popatrzyłem: jestem człowiekiem wolnym, mimo że jestem na bloku izolacyjnym. Tylu was, tyle krat, tyle wszystkiego, ale ja jestem wolny. Tęsknię do moich rodziców, do wszystkich moich bliskich, do moich kolegów, ale jestem wolny i wytrzymam. I tak było, tak było.

W wigilię Bożego Narodzenia wrzucono mnie do karca. Do karca w zimie – przecież zimno! Ja całą noc biegłem. A dlaczego biegłem? Biegłem, żeby zachować ciepło, żeby nie położyć się, żeby nerek nie uszkodzić. Całą noc biegłem i wytrzymałem. (…)

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Marianem Markiewiczem pt. „Nawet w więzieniu byłem wolny” znajduje się na ss. 10-11 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Marianem Markiewiczem pt. „Nawet w więzieniu byłem wolny” na ss. 10-11 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Radny Marcin Fijołek: Zły stan budżetu Rzeszowa; zadłużenie miasta za kilka lat przekroczy kwotę miliarda złotych

Dzień 58. z 80 / Rzeszów / Poranek WNET – O finansach Rzeszowa, o pracy rady miasta oraz o tym, dlaczego w stolicy konserwatywnego Podkarpacia wybory prezydenckie już trzy razy wygrał kandydat z SLD.

W czasie Poranka WNET z Rzeszowa Tomasz Wybranowski i Łukasz Jankowski gościli Marcina Fijołka, szefa klubu PiS w madzie miasta Rzeszowa.

Klub PiS w rzeszowskiej radzie miasta jest klubem opozycyjnym, dlatego zwraca uwagę przede wszystkim na to, co wymaga poprawy i nad czym trzeba się zastanowić. Radni PiS starają się więc wychodzić z własnymi inicjatywami. Jak to wygląda w praktyce? Niestety – jak mówi radny – współpraca między klubem PiS a prezydentem Rzeszowa nie układa się dobrze. Prezydent nie jest otwarty na propozycje płynące ze strony PiS, co w rezultacie szkodzi rozwojowi miasta.

Jaka jest kondycja budżetu miasta? Inwestycje są dla miasta dużym wysiłkiem finansowym. Ich konsekwencją jest ciągłe zwiększanie się zadłużenia Rzeszowa. Za kilka lat przekroczy ono kwotę miliarda złotych. Finanse w Rzeszowie – zdaniem Marcina Fijołka – nie wyglądają więc obiecująco. [related id=35399]

Podkarpacie uchodzi za region konserwatywny, Prawo i Sprawiedliwość wygrywa w nim wybory, a w stolicy regionu trzecią kadencję rządzi związany z SLD prezydent – Tadeusz Ferenc. Marcin Fijołek tłumaczy to tym, że został on prezydentem, gdy zaczęły się pojawiać zewnętrzne pieniądze, potrafił je wykorzystać na rzecz inwestycji, przykładał przy tym dużą wagę do wyglądu miasta. Być może tego właśnie potrzebowali rzeszowianie.

W rozmowie został też poruszony temat budowy południowej obwodnicy miasta i związanego z nią mostu, który miał być najdłuższym mostem w Polsce. Budowa stoi obecnie pod znakiem zapytania w wyniku błędów popełnionych przez władze miasta. Uchylona została decyzja środowiskowa. Paradoksalnie może to mieć jednak dobry skutek. Według planów obwodnica miała bowiem przebiegać przez tereny niedawno wybudowanych osiedli. Teraz będzie można ją wytyczyć inaczej, np. przez tereny niezamieszkane.

Zapraszamy do wysłuchania Poranka WNET z Rzeszowa. Rozmowa w radnym Marcinem Fijołkiem jest w części drugiej.

JS

 

Roman Jakim: Wakacyjna cisza znudziła KOD, który postanowił się pokazać i wejść w drogę Solidarności

Dzień 58. z 80 / Rzeszów / Poranek WNET – O ciągłym braku zamówień śmigłowców dla wojska, „dobrej zmianie” przez przywrócenie wieku emerytalnego oraz karygodnym zachowaniu KOD-u wobec Solidarności.

W dzisiejszym poranku z Rzeszowa Tomasz Wybranowski i Łukasz Jankowski rozmawiali z Romanem Jakimem, przewodniczącym regionu rzeszowskiego NSZZ „Solidarność”.

Roman Jakim jako obywatel oraz szef związku „w znacznym stopniu” jest zadowolony ze zmiany władzy, która nastąpiła po wyborach. Jeśli jednak chodzi o sprawę przetargu na śmigłowce i zakup śmigłowców, to jego zadowolenie maleje. Mimo zeszłorocznych obietnic ministra Macierewicza kontraktów i zamówień na śmigłowce nadal nie ma.

Jako związek zawodowy, strona społeczna, Krajowa Sekcja Przemysłu Lotniczego „Solidarność” przyczyniła się do doprowadzenia do unieważnienia przetargu na caracale. Przetarg od początku był źle prowadzony, a kontrahent nie spełniał warunków offsetowych. Teraz polskie zakłady mają nową szansę, gdyż będą mogły złożyć ofertę i startować w przetargach.

Rzeszowski NSZZ „Solidarność” jest w stałym kontakcie z Ministerstwem Obrony Narodowej. Stara się naciskać, aby zamówienia zostały złożone jak najszybciej. Jednak wina nie do końca leży po stronie ministerstwa. Przed wakacjami zakłady, które składały oferty na zakup śmigłowców, poprosiły o dwa miesiące na doprecyzowanie oferty.

MON, składając zamówienia w zakładach na terenie Polski, zabiega o jak najlepszy sprzęt dla armii. Firmy twierdzą, że mogą sprostać każdemu zapotrzebowaniu armii. Kontraktów nadal nie ma. Związek po wakacjach planuje spotkanie z ministerstwem oraz przedstawicielami firm lotniczych, aby wyjaśnić tę sytuację. Zabiegając o produkcję śmigłowców w Mielcu i Świdniku, Solidarność dba o jak najlepszy sprzęt dla polskiej armii, a także o dobre miejsca pracy. Jeśli te miejsca pracy będą zagrożone, może dojść do protestów związku.

Według przewodniczącego rzeszowskiego regionu Solidarności przywrócenie wieku emerytalnego było najbardziej wyczekiwaną zmianą. Jest to „bardzo demokratyczne rozwiązanie, które służy pracownikom”. Pracownicy mają prawo, nie obowiązek, przejść na emeryturę. Z możliwości, którą dał obywatelom rząd, korzystają pracownicy, którzy są schorowani, przepracowani, którzy nie mają już siły do pracy.

Na koniec rozmowy Roman Jakim skomentował zaproszenie Solidarności przez KOD do wspólnego udziału w uroczystościach 31 sierpnia w Gdyni. Jest to wyraz myślenia tylko o sobie, a nie o Polsce. Brak możliwości zabłyśnięcia KOD-u przez wakacje owocuje takimi pomysłami. [related id=35399]

– Trzeba mieć duży tupet i brak wyczucia jakiegokolwiek taktu, żeby w ten sposób się zachowywać.

Tę karygodną sytuację w dzisiejszym Poranku skomentował również Andrzej Filipczyk, skarbnik zarządu regionu rzeszowskiego NSZZ „Solidarność”.

– Demokracja w Polsce ma się świetnie. Natomiast zawłaszczanie idei Solidarności przez niektórych ludzi, zwłaszcza tych, którzy poszli na układ z komunistami, jest haniebne.

Andrzej Filipczyk zdecydowanie potępił działania opozycji, Komitetu Obrony Demokracji i części działaczy dawnej Solidarności. Ich twierdzenia, że obecny rząd wraca do metod PRL-u, a oni są nową Solidarnością, nazwał bolszewią. Na prezentowany przez nich punkt widzenia i „jedyny słuszny” sposób myślenia nie można się – jego zdaniem – godzić.

Andrzej Filipczyk mówił również o rozwoju związku w regionie. Wyraził nadzieję, że spuścizna Solidarności, walka o prawa pracownicze „przetrwa i będzie się rozwijać”. W Rzeszowie młodzi ludzie chcą być w związku, następuje ciągła zmiana pokoleniowa.

Całej audycji można posłuchać tutaj. Wywiad z Romanem Jakimem jest w części czwartej, rozmowa z Andrzejem Filipczykiem w części pierwszej.

MW

24.08 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 58. / Poranek Wnet z Rzeszowa – stolicy Podkarpacia

Jak wygląda dobra zmiana w dolinie lotniczej, jaka jest sytuacja w polskim przemyśle po dwóch latach rządów PiS? Na te pytania szukaliśmy odpowiedzi w siedzibie podkarpackiej Solidarności.

Goście Poranka Wnet:

Wojciech Buczak – poseł PiS;

Roman Jakim – przewodniczący regionu rzeszowskiego NSZZ Solidarność;

Maria Kurowska – wicemarszałek województwa podkarpackiego;

Ks. prałat Stanisław Słowik – dyrektor Caritas diecezji rzeszowskiej;

Marcin Fijołek – radny miasta Rzeszowa;

Andrzej Filipczyk – skarbnik zarządu regiony Rzeszowskiego NSZZ Solidarność;

Dawid Lasek – wiceprezes Stowarzyszenia Euroregionu Karpackiego;

Sławomir Ornat – dziennikarz muzyczny.


Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Łukasz Jankowski

Realizacja: Konrad Abramowicz

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Andrzej Filipczyk o protestach organizowanych przez KOD oraz Obywateli RP, które określił jako postbolszewizm, oraz na temat kondycji demokracji w Polsce.

Dawid Lasek o projekcie „Via Carpatia” – trasie łączącej Kłajpedę (Litwa) z Salonikami (Grecja). Szlak będzie przebiegał przez wiele polskich miast m.in.: Rzeszów, Lublin czy Białystok.

 

Część druga:

Ks. prałat Stanisław Słowik o działalności Caritas Polska w związku z nawałnicą, która zaatakowała województwo pomorskie.

Sławomir Ornat o rzeszowskiej muzyce rockowej.

Marcin Fijołek o trudnych relacjach z prezydentem Rzeszowa oraz niezbyt dobrej kondycji finansowej stolicy Podkarpacia. Rzeszów bowiem za kilka lat będzie zadłużony na ponad miliard złotych. W rozmowie z radnym miasta podjęto również temat przyszłorocznych wyborów samorządowych.

 

Część trzecia:

Serwis informacyjny Radia Warszawa.

 

Część czwarta:

Roman Jakim o województwie podkarpackim pod kątem spraw gospodarczych. Skomentował również chęć zawłaszczenia sobie przez KOD oraz Obywateli RP spuścizny po Solidarności ’80.

Jan Bogatko dokonał przeglądu niemieckiej prasy. Jeden z dzienników („Die Welt”) opublikował artykuł, w którym stwierdzono, że polska policja pod nadzorem PiS-u ma za zadanie śledzić szefa .Nowoczesnej Ryszarda Petru.

 

Część piąta:

Maria Kurowska o mylnym przeświadczeniu, że województwo podkarpackie jest zacofane. Wicemarszałek wskazała na różnorodne gałęzie gospodarcze, które są podstawą dobrej koniunktury tego regionu. Tematem rozmowy z Marią Kurowską była również reforma oświaty.

 

Część szósta:

Wojciech Buczak o naborze do Wojsk Obrony Terytorialnej w regionie podkarpackim oraz o domniemanym konflikcie pomiędzy prezydentem RP Andrzejem Dudą a ministrem obrony narodowej Antoni Macierewiczem.

Dlaczego MON wciąż zwleka z zamówieniem śmigłowców dla wojska po tym, jak wycofał się z zakupu Caracali z Francji?

 

 


Posłuchaj całego Poranka Wnet:

Waldemar Bonkowski: Środowiska sędziowskie mają postkomunę w psychice, w głowie. Nie można z nimi rozmawiać

Dzień 57. z 80 / Lipusz / Poranek WNET – O tragedii w gminie Lipusz i projekcie pomocy, o ekoterrorystach w Puszczy Białowieskiej oraz o najważniejszych ustawach, które powinny powstać po wakacjach.

W Nadleśnictwie Lipusz gościł senator Prawa i Sprawiedliwości Waldemar Bonkowski.

W gminie Lipusz, gdzie lasy zajmowały 70% powierzchni, najbardziej ucierpieli prywatni właściciele lasów, którzy stracili źródło dochodów. Ucierpieli podwójnie, ponieważ nawałnica zniszczyła im las, a koszty pozyskania drewna będą większe niż przychód z jego sprzedaży. Rząd w celu przeciwdziałania spadkowi cen drewna zamierza wprowadzić zakaz wyrębu drzew z lasów, aby umożliwić sprzedaż drewna uprzątniętego po kataklizmie.

Prywatyzacja lasów państwowych została zablokowana, dzięki czemu przy takiej tragedii poszczególne jednostki lasów mogą sobie nawzajem pomagać. Gdyby lasy były prywatne, najprawdopodobniej nikogo nie byłoby stać na usunięcie skutków katastrofy.

Drugim tematem była Puszcza Białowieska i ludzie tam protestujący.

– To są ekoterroryści. Z tego, co wiem, ci ludzie są po prostu opłacani, biorą po kilkaset złotych za to, że się dadzą uwiązać czy powiesić na drzewie.

Gdy nie ma w pobliżu mediów, tam jest cisza i spokój, jednak gdy tylko pojawiają się dziennikarze, statyści robią tam wrzawę i szum. Podobnie było kilka lat temu w dolinie Rospudy. Ludzie przykuwali się do drzew, a gdy się wszystko skończyło, zostawili pełno śmieci i pojechali do domu. To są właśnie ekoterroryści.

Na koniec rozmowy z Waldemarem Bonkowskim Aleksander Wierzejski zapytał, czy po wakacjach możemy spodziewać się nowych ustaw dotyczących sądownictwa. W odpowiedzi usłyszał, że ustawy prezydenta raczej nie powstaną w terminie. Gdyby pan prezydent nanosił tylko poprawki na istniejące ustawy, byłoby to możliwe.

Senator wyraził swoje zdumienie zapowiedzią prezydenta konsultacji ze środowiskiem sędziowskim. Jego zdaniem z tym środowiskiem w ogóle nie powinno się dyskutować, bo „oni mają tę postkomunę w psychice, w głowie”. [related id=35319]

– Nie odnoszę tego do wszystkich sędziów, ale jak można dyskutować z przestępcą?

Ustawy raczej nie będzie do końca roku. Senator, który jest zwolennikiem „ostrych cięć” i „konkretnego działania”, obawia się, że nowa ustawa „nie będzie tak głęboka, jak była w pierwotnej wersji”.

– Nie wyobrażam sobie, żebyśmy robili kolejny „okrągły stół”. Z tymi ludźmi nie robi się „okrągłego stołu”.

Kolejna ważna sprawa to ustawa o dekoncentracji mediów. W innych krajach Europy ustawowo jest postanowione, że np. 80% mediów musi być narodowych, własnych. W Polsce mamy odwrotną proporcję. Polskich mediów nie ma, są media polskojęzyczne, które zamiast pokazywać rzeczywistość, kreują ją. Zdaniem senatora wystarczyłoby prześledzić ustawy krajów sąsiedzkich i wprowadzić wierną kopię np. ustawy niemieckiej, żeby powstrzymać „ataki totalnej patologii obywatelskiej”.

Całej audycji możesz posłuchać tutaj. Wywiad z senatorem Waldemarem Bonkowskim jest w części drugiej.

MW

Relacja Radia WNET z Lipusza – terenów najbardziej zniszczonych nawałnicą. „Przeszedł tędy dziesięciokilometrowy walec”

Dzień 57. z 80 / Lipusz / Poranek WNET / Nie było dotąd takiej nawałnicy. Przeczuły ją tylko zwierzęta leśne. „Na razie wszystko mamy, tu sobie pomagamy”. Na Kaszubach nikt nie jest sam.

Pięćdziesiątego siódmego dnia podróży po Polsce Radio WNET nadawało z Lipusza. To tutejsze tereny najbardziej ucierpiały w czasie nawałnicy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku. Goście Poranka WNET, pracownicy nadleśnictwa, miejscowy proboszcz, poseł, wójt, strażak, a także mieszkańcy i turyści opowiadali o przebiegu nawałnicy i o pracy przy usuwaniu jej skutków, a także o szkodach, które spowodowała.

Rozmiary szkód i wrażenia po katastrofie

Rafał Piątek, odwiedzający Kaszuby z rodziną, opowiedział o swoich wrażeniach po katastrofie. Teren jego zdaniem wygląda, jakby przetoczył się po nim dziesięciokilometrowy walec. „To, czego nie złamał, to powyrywał”. Straty są ogromne, również w lasach prywatnych. Prawdopodobnie zebranie i wywiezienie drewna z powalonych drzew kosztować będzie więcej niż ewentualne zyski z jego sprzedaży. Zadziwiające, że większość budynków oparła się żywiołowi.

Rzecznik prasowy Nadleśnictwa Lipusz, Arkadiusz Bronk, na co dzień leśnik inżynier nadzoru, przedstawił rozmiar szkód katastrofy. Szacuje się, że 95% wszystkich szkód w lasach dotyczy Nadleśnictwa Lipusz. Rozmiar strat będzie teraz obliczany na podstawie zdjęć robionych z samolotów. Na razie zniszczenia zostały oszacowane bardzo pobieżnie, ponieważ wejście na teren lasów jest bardzo niebezpieczne.

Obecnie trwają prace mające w pierwszej kolejności na celu oczyszczenie dróg dojazdowych do domostw, a następnie – w związku z zagrożeniem pożarowym – porządkowanie dróg przeciwpożarowych. Większość (90%) uszkodzonych drzewostanów to drzewostany sosnowe. Zagrożenie pożarowe będzie rosło ze względu na sosnowe olejki eteryczne uwalniające się przy wysokich temperaturach.

Fot. Radio Wnet

Nadleśnictwo Lipusz to 22 tysiące hektarów lasów państwowych. Lasów prywatnych jest dziewięć tysięcy hektarów. Tam sytuacja jest inna. Jeśli kilkunasto- czy kilkudziesięciohektarowa działka leśna prywatnego właściciela znalazła się na „na drodze” nawałnicy, to jego szkoda wyniosła 100 procent.

Rozmawialiśmy z tak poszkodowaną właścicielką Teresą Sadowską. Należący do niej 10-hektarowy las, który sama sadziła kilkadziesiąt lat temu, w całości uległ zniszczeniu. Drogi zostały już oczyszczone, ale zostało jeszcze dużo pracy. Będzie to bardzo duży wysiłek i koszty. Większość drewna jest sosnowa, więc może szybko zgnić. Drewno dębowe lub bukowe mogłoby dłużej poleżeć.

Usuwanie skutków nawałnicy

Radio WNET dowiedziało się, że obecnie cena usunięcia metra sześciennego drewna ze zniszczonych w katastrofie lasów równa jest mniej więcej cenie, którą można uzyskać z jego sprzedaży. Potwierdził to Arkadiusz Bronk. Pozyskiwanie drewna w takich warunkach jest bardzo niebezpieczne i bardzo obciążające sprzęt, który przy forsownej pracy ulega awariom.

Skutków nawałnicy dotyczyła też rozmowa z senatorem Waldemarem Bonkowskim, który zwrócił uwagę, że w gminie Lipusz szczególnie ucierpieli prywatni właściciele lasów. Lasy zajmowały tutaj 70 procent całego terenu. Wielu ludzi pozostało teraz bez środków do życia. Wielu też nie będzie stać na usunięcie skutków nawałnicy. Bardzo wzrosła cena usług pozyskania drewna, a w związku ze zwiększeniem się jego podaży, spadnie teraz jego cena. Koszty pozyskania drewna będą więc prawdopodobnie większe niż przychód możliwy do osiągnięcia z jego sprzedaży.

Senator powiedział, że rząd zamierza przeciwdziałać spadkowi ceny drewna. W tym celu ma być zakazany wyrąb drewna z lasów, aby w pierwszej kolejności możliwa była sprzedaż drewna sprzątanego po nawałnicy.

Waldemar Bonkowski stwierdził też, że dobrze się stało, że nie doszło do prywatyzacji Lasów Państwowych. Dzięki temu różne jednostki lasów mogą sobie pomagać w czasie katastrofy. Gdyby na przykład wszystkie lasy w gminie Lipusz były prywatne, to – według senatora – nie byłoby możliwe usunięcie skutków katastrofy, gdyż nikogo nie byłoby na to stać.

Aleksander Wierzejski rozmawiał również z Mateuszem Karpińskim, naczelnikiem  Ochotniczej Straży Pożarnej w Lipuszu, który uczestniczył w usuwaniu skutków nawałnicy już w pierwszych chwilach po jej ustaniu. Akcja początkowo była spontaniczna, bez komunikacji telefonicznej, gdyż telefony nie miały zasięgu. Brali w niej udział też okoliczni mieszkańcy. Działania były bardzo intensywne. Dwa samochody miejscowej straży uległy poważnym uszkodzeniom, jeden nadaje się do kasacji, a drugi do naprawy. Brakuje też innego sprzętu potrzebnego do dalszych prac.

Fot. Radio Wnet

Pomoc poszkodowanym

Ksiądz prałat Jan Ostrowski, proboszcz parafii Świętego Michała Archanioła w Lipuszu, opowiedział o tym, jak przebiega pomoc osobom poszkodowanym w katastrofie. Kaszubi bardzo się wzajemnie wspierają, pomocy z zewnątrz nie potrzebują, bo pomagają sobie sami. Na Kaszubach – jak mówi – nikt nie jest sam. W pierwszej kolejności pomocy udziela się w rodzinie, a następnie pomiędzy sąsiadami. Kaszubi w odpowiedzi na pytania o to, jak można im pomóc, mówią – „Na razie wszystko mamy, tu sobie pomagamy”. Nikt nie skarży się, że jest pozostawiony sam sobie.

Nie znaczy to, oczywiście, że pomoc z zewnątrz nie jest potrzebna.

Ksiądz wezwał do pokory przy komentowaniu katastrofy i ocenianiu, czy można było się na nią lepiej przygotować lub skuteczniej działać po jej zakończeniu. Jeżeli taka nawałnica nigdy nie miała miejsca w krainie kaszubskiej, to nie można było jej przewidzieć. Człowiek wobec takiego żywiołu jest bezsilny.

Szacunek strat

Anna Kukier, pracownik Nadleśnictwa Lipusz, przedstawiła szacunki szkód na jego terenie. Nadleśnictwu podlega blisko 23 tysiące hektarów. Katastrofą dotknięte zostało około ośmiu tysięcy hektarów. Okazuje się, że pomimo że większość tutejszych lasów jest sosnowa, to w dużej mierze ucierpiały lasy mieszane i liściaste. Nie można więc mówić, że przyczyną podatności lasów na szkody są monokultury sosnowe. Długość korzeni drzew też nie miała zasadniczego wpływu na odporność na łamanie w czasie nawałnicy. Łamały się zarówno gatunki o długich korzeniach, takie jak buki i sosny, jak i świerki, które mają krótkie korzenie.

Fot. Radio Wnet

Ciekawostką jest to, że nadejście nawałnicy przewidziały dzikie zwierzęta. Już godzinę przed nawałnicą skupiały się w mieszanych grupach (jelenie, dziki, sarny) na polach, z dala od lasu. Na pewno jednak nie wszystkie zdołały uciec.

Wójt Lipusza Jan Ebertowski opowiedział o stratach w gminie, którą zarządza. 70 procent jej powierzchni stanowiły lasy. Obecnie jest to jedynie około 30 procent. Obalona przez wiatr została między innymi prawdopodobnie największa sosna w kraju, Tuszkowska Matka. Zniszczone zostały nawet bardzo dorodne lasy, 80-, 100-letnie.

Zapraszamy do wysłuchania całego Poranka WNET. W w nim także rozmowa z ministrem środowiska Janem Szyszką.

Rozmowa z rzecznikiem prasowym Nadleśnictwa Lipusz Arkadiuszem Bronkiem jest w części pierwszej Poranka, z senatorem Waldemarem Bonkowskim i z naczelnikiem OSP Lipusz, Mateuszem Karpińskim – w części drugiej, z księdzem prałatem Janem Ostrowskim – w części czwartej, z Anną Kukier i wójtem Janem Ebertowskim – w części piątej.

JS