O żenującym występie polskiej reprezentacji na mundialu i o polityce słów kilka / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Mistrzostwa Świata to wizerunkowy szoł. Udany w nich występ Polski (wiem, że tylko drużyny) to większy sukces marketingowy niż udane opłynięcie kuli ziemskiej przez największy polski kontenerowiec.

Na samym początku chciałbym stanowczo zaprotestować. Wobec stanowiska Krzysztofa Wąsowskiego zaprezentowanego w czwartkowym Poranku WNET, że lepiej przeznaczyć swój czas na lekturę moich tekstów, zamiast oglądać Mistrzostwa Świata, składam stanowczy sprzeciw. Piłka nożna – sam amatorsko grałem raczej w siatkówkę – jest fascynującą grą. A w zasadzie rozgrywką, dla mnie porównywalną z partią warcabów. Oczywiście krew, pot i łzy, i połamane kości, nie mówiąc o wyniku, są dla mniej wymagających widzów sprawą najważniejszą. Ale oglądając bez zbędnych emocji i kolejnych piw (wypijam 2, po 1 na każdą połowę, no chyba, że jest dogrywka) zmagania dwóch drużyn na boisku, można dostrzec nie tylko kunszt wybitnych zawodników, ale również decydujący strategiczny i taktyczny wkład trenerów.

Po początkowych dziesięciu minutach meczu z Senegalem już wiedziałem, że jest bardzo źle. Graliśmy fatalnie. Nasi prezentowali brak świeżości, szybkości, techniki, odpowiedzialności za drużynę – żaden nie wychodził do piłki, ale odwracał się plecami. Nie potrafiliśmy okiwać żadnego przeciwnika, żeby zbudować przewagę liczebną na jego połowie. Gdy Lewandowski dochodził do piłki, trzech Senegalczyków rzucało się na niego i piłkę tracił. A nikt inny nie chciał grać.

Po dziesięciu minutach meczu dostałem kolejne potwierdzenie mojego zdania co do Nawałki. Najpóźniej od Mistrzostw Europy w 2016 uważam, że jest fatalnym trenerem i ma bardzo złych współpracowników. Dlatego natychmiast, po ostatnim nieudanym występie, zwolniłbym wszystkich, łącznie z dietetykiem i kucharzem kadry. I przede wszystkim rozwaliłbym PZPN, który jako nienaruszona struktura, wraz z sądownictwem i WSW/WSI przetrwał upadek komuny w roku 1989. Ostatni, który miał tego dokonać, to Zbigniew Boniek, do momentu objęcia przez niego stanowiska prezesa Związku.

Krzysztof Wąsowski już pewnie domyśla się intencji autora J. Tak, to wina systemu. Systemu szkolenia i kształcenia młodych Polaków, w tym piłkarzy. Jesteśmy coraz słabsi i coraz głupsi. I, dla odwrócenia uwagi, mamy coraz lepsze statystyki.

Tymczasem to dopiero teraz w pełni dotarła do nas nędza komunizmu. Zabrakło nie tylko przedwojennych, solidnych nauczycieli i wychowawców. W większości zdążyli też umrzeć ich wychowankowie. Zdążyło za to dorosnąć nowe, już w pełni mentalnie komunistyczne pokolenie dydaktyków i nauczycieli, również sportowych.

Trener Górski był świetnym, bo przedwojennym trenerem. W roku 1974 zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata, a my marudziliśmy, że nie złoty. Zdążył wychować jeszcze Gmocha i Piechniczka (3 miejsce w roku 1982). Oni nie zdążyli już wychować nikogo, bo system tej możliwości ich zupełnie pozbawił. Bo w sporcie pojawiły się wielkie pieniądze, które dla młodych bezideowych komunistów, typu Olek Kwaśniewski, stanowiły spełnienie marzeń o udanym życiu. Potem mieliśmy jeszcze żałosnego Engela, który nawet nie był trenerem, i Pawła Janasa – człowieka o mentalności kaprala LWP. I tych ludzi zaprasza teraz do studia nasza publiczna telewizja. I robią za ekspertów. Ludzie, jakich czasów przyszło mi dożyć!

Jak zdołaliśmy zdobyć 8 pozycję w świecie piłki i znaleźć się w pierwszym koszyku drużyn rozstawionych? Z jedynego powodu: w FIFA również zwyciężyła biurokracja ze swoimi regułami i wskaźnikami. Gdyby przepisy biurokratyczne decydowały o wyniku meczów, dotarlibyśmy co najmniej do ćwierćfinału. Naszym sportowym biurwom też tak wyszło. Nie wyszło jednak we wszystkich trzech meczach. Nie pocieszajmy się ostatnim, bo to przecież Japończycy doskonale zrealizowali swój plan awansu. Gdyby musieli wygrać, roznieśliby nas na strzępy.

PRL to było królestwo fikcji. I niestety to królestwo fikcji przetrwało. Przetrwało nie tylko w organizacji struktur państwa, ale również w polskiej piłce. Myślenie, że im dłużej my będziemy udawać, to tym bardziej inni w to uwierzą, jest myśleniem, z jakim powinniśmy się rozstać zaraz po przekroczeniu progów podstawówki. W innym przypadku musi zakończyć się klęską, jak to przytrafiło się właśnie polskiej reprezentacji. W sumie to szkoda, że nie przegraliśmy również z Japonią, bo już wszystko i dla wszystkich byłoby jasne.

Reasumując:

  1. Zajmujemy obecnie jakąś 80 pozycję na świecie, a zatem jesteśmy w połowie stawki i czas brać się do pracy.
  2. Nasi piłkarze muszą nauczyć się dryblować, bo obecnie okiwała ich każda, nawet słabsza drużyna. Bez sztuki dryblingu, tej podstawowej umiejętności piłkarskiej, nie mamy czego szukać w świecie dorosłej piłki.
  3. Nasz nowy trener musi mieć umiejętności stratega, umiejętność odczytywania zamiarów przeciwnika, uprzedzania jego posunięć i łamania schematów, i właściwego doboru zawodników. I nie powinien być uwikłany w PZPN-owskie bagno. Zatem powinien mieć możliwość samodzielnego doboru swojego sztabu.
  4. Ostatnią linią obrony zwolenników Adama Nawałki jest jego pracowitość, wręcz pracoholizm. Zobaczyliśmy to w Rosji: przemęczonych zawodników bez radości gry. Pamiętam pewien fenomen, który przytrafił się w trakcie wojny na Bałkanach w roku 1992. Drużyna Jugosławii została wycofana z rozgrywek, a w to miejsce w ostatniej chwili wezwana Dania, której piłkarze wylegiwali się właśnie na plażach Teneryfy. I chociaż nie stawił się ich najlepszy piłkarz, Michael Laudrup, żeby się nie ośmieszyć, wyluzowani i wypoczęci Duńczycy zostali mistrzami Europy.
  5. Dla tych, co nie interesują się piłką – Mistrzostwa Świata to wizerunkowy szoł. Udany w nich występ Polski (wiem, że tylko drużyny) to większy sukces marketingowy na świecie niż udane opłynięcie kuli ziemskiej przez największy polski kontenerowiec.

A trener Nawałka musi zostać zwolniony i kucharz reprezentacji również (co oni jedli, że w ogóle nie mieli siły?).

Jan A. Kowalski

PS. Panie Krzysztofie, dzięki. To miłe dla autora, że przynajmniej jedna osoba czyta jego teksty.

Gigantyczny zakres stosowania klauzuli zrzeczenia się przez Polskę suwerenności rówież w umowach gospodarczych!

Moim zdaniem mamy do czynienia ze zdradą stanu, kwalifikującą się oddaniem pod osąd Trybunału Stanu osoby Ministra Przedsiębiorczości i Technologii, który firmuje takie przyzwolenie na niesuwerenność!

Rajmund Pollak

Przyzwolenie na stosowanie klauzuli zrzeczenia się suwerenności w sferze gospodarczej jest rażącym naruszeniem Konstytucji RP, która nie przewiduje podziału suwerenności na dominium i imperium, jak to sugeruje pełnomocnik w/w Ministra. Bezpodstawne są twierdzenia Ministra, że:  „Współczesne państwo (…) może dokonywać działań i nawiązywać stosunki prawne, w tym również nie pełniąc funkcji związanych z suwerennością lub władzą państwową: mamy tu szczególnie na myśli państwo jako podmiot gospodarczy”.

Rozumowanie to jest szkodliwe przede wszystkim dla Skarbu Państwa i wszystkich Polaków pracujących w przedsiębiorstwach oraz spółkach Skarbu Państwa, bo w praktyce ogranicza możliwości stosowania prawa polskiego do umów zawieranych z kontrahentami zagranicznymi z klauzulą wyrzekania się suwerenności.

Taka interpretacja pozwoliła m.in. bezprawnie pozbawić ponad 25 000 pracowników FSM ich praw do bezpłatnej puli 15% akcji pracowniczych, wycenić majątek FSM wart 3 000 000 000 dolarów USA na 1 800 PLN (18 000 000 STARYCH ZŁ) oraz oddać tę część terytorium Polski, która znajduje się pod fabrykami dawnego FSM, w obce ręce, a potem, już po dokonanych przekształceniach własnościowych, wyrzucić na bruk wiele tysięcy Polaków. (…)[related id=54065]

W praktyce takie wyrzeczenie się suwerenności spowodowało nie tylko w przypadku FSM, ale również wielu innych polskich przedsiębiorstw i banków oddanych za bezcen w obce ręce, że to właśnie Skarb Państwa, zamiast roli suwerena, występował w roli nierównoprawnego petenta w zakresie przekształceń własnościowych i gospodarczych umów międzynarodowych! (…)

Wyrzeczenie się immunitetu jurysdykcyjnego otwiera natomiast pole procesowe do pozaprawnych interpretacji przepisów i praktyk właścicieli firm i ich mocodawców, niekorzystnych zarówno dla Skarbu Państwa, jak i dla pracowników ponadnarodowych holdingów. Interpelacja Pana Posła Józefa Brynkusa odsłoniła bulwersująco szeroki zakres stosowania klauzuli wyrzeczenia się suwerenności!

Z odpowiedzi Ministra Przedsiębiorczości i Technologii niedwuznacznie wynika bowiem, że władze III RP wszelkich orientacji politycznych – od lewa poprzez centrum aż do prawa – stosowały w umowach gospodarczych z podmiotami zagranicznymi klauzulę wyrzeczenia się immunitetu jurysdykcyjnego nie tylko wobec Fiata, ale dość powszechnie wobec innych koncernów i podmiotów zagranicznych!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Zdrada stanu?” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Zdrada stanu?” na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Postępowa inżynieria społeczna odarła wielkie rzesze ludzi z rodzin i godności / Jacek Koronacki, „Kurier WNET” 48/2018

Ameryka potrzebuje rechrystianizacji. Zwłaszcza klasy wyższej, by ta mogła stać się elitą narodu, który dziś tej elity nie ma. Szansa w tym, że klasa ta jeszcze nie oślepła i dostrzeże swoją klęskę.

Jacek Koronacki

W poszukiwaniu amerykańskiej elity społecznej

Amerykańska nowa klasa wyższa

Siedemdziesiąt siedem lat temu, w 1941 roku, amerykański uczeń wybitnego włoskiego socjologa Wilfryda Pareta, James Burnham, pisał o rewolucji menedżerskiej. W USA i na całym rozwiniętym świecie miał zapanować nowy ustrój – menedżerski liberalizm. I miała powstać zupełnie nowa wyższa klasa, stanowiąca swego rodzaju elitę państwa. Pięćdziesiąt lat później najchętniej określano tę nową klasę terminem „merytokracja”. Jej członkowie mogli pochwalić się wysokim ilorazem inteligencji i elitarnym wyższym wykształceniem.

Znakomity amerykański badacz Charles Murray uznaje dziś za merytokratyczną klasę wyższą te 5% pracujących osób z wyższej klasy średniej wraz z ich rodzinami, którym powodzi się najlepiej. Członkowie wyższej klasy średniej to osoby zajmujące stanowiska kierownicze lub będące lekarzami, prawnikami, inżynierami, naukowcami spoza uczelni lub należącymi do grona uczelnianych profesorów, wreszcie pracownikami prasy, radia i telewizji tworzącymi treści przekazywane przez te media. Wśród nich członkowie merytokratycznej klasy wyższej to warstwa licząca w USA ponad 1,4 miliona osób. Jeśli uwzględnić, że 69% tych osób jest żonatych lub zamężnych i dołączyć współmałżonków do rzeczonej warstwy wyższej, otrzymujemy populację liczącą około 2,4 miliona osób.

Cała wyższa klasa średnia zachowuje tradycyjny kod moralny. Gdy chodzi o małżeństwa, wśród osób w wieku 30 do 49 lat 94% osób żyło w związku małżeńskim w roku 1960 i 90% w roku 2010. Rozwodów prawie nie było w roku 1960, kiedy to ich liczba zaczęła rosnąć, by zbliżyć się do 5% w latach 80. i na tym poziomie zatrzymać. Dzieci uczą się w dobrych szkołach, ich rodzice zaś często aktywnie współpracują ze szkołą. Tylko w 3% gospodarstw domowych dzieci są wychowywane przez osoby rozwiedzione lub takie, które nigdy nie były w związku małżeńskim.

Gdy chodzi o religijność, ta zaczęła spadać w USA w latach 70., podobnie w prawie wszystkich warstwach społecznych. W roku 1972 tylko 4% białych Amerykanów w wieku 30 do 49 lat odpowiadało, że nie wyznaje żadnej religii, w roku 1980 już 10%, zaś w roku 2010 aż 21%. Gdy dodać do nich tych, którzy pojawiają się w kościele nie częściej niż raz w roku, dla wyższej klasy średniej otrzymamy w roku 2010 liczbę prawie dwukrotnie większą, bo 41%. Z tym, że odrzucenie religii (wyznania) nie oznacza ateizmu. W USA procent zadeklarowanych ateistów jest praktycznie niezmienny i wynosi 4.

Niestety dobre prowadzenie się nawet poważnej części narodu to za mało. Każdy naród potrzebuje elity, która potrafi promieniować wzorcami przez nią uosabianymi na cały naród i tym sposobem sprawować misję przewodzenia mu na polu kultury. Bez takiej elity naród ulega degeneracji. I oto amerykańska węższa nowa klasa wyższa, która powinna stanowić taką elitę, jest doskonale odcięta od reszty Ameryki. Żyje w gettach ze swoimi szkołami, kościołami, klubami, tylko tam tworząc żywe, ale zamknięte dla innych wspólnoty. Zachowuje się schizofrenicznie – zamiast sprzeciwić się wulgaryzacji języka, obyczajów i sztuki, sprzyja im. Mówi językiem współczesnego liberalizmu i na zewnątrz popiera moralny nihilizm. Jest nieznośnie politycznie poprawna, ulega lewicowemu terrorowi i popiera najbardziej absurdalne idee współczesnych lewaków.

…i niższa

Średnia klasa Amerykanów została zostawiona sama sobie w kraju, którego elity nie reprezentują własnego narodu i odrzuciły misję przewodzenia mu. Co jeszcze gorsze, biali z warstwy robotniczej, pozbawieni przewodników, częściowo ulegli moralnej degeneracji. Powstała także nowa biała klasa niższa.

Postępowa inżynieria społeczna dawno temu zrobiła ze zbyt wielu czarnych Amerykanów nieszczęśników bez rodzin i godności, żyjących z państwowego zasiłku. Podobna klęska dotyka dziś także białych robotników. W tej robotniczej warstwie, w grupie osób w wieku 30 do 49 lat, 84% osób żyło w związku małżeńskim w roku 1960, ale tylko 48% w roku 2010. Procent rozwodów wzrósł w tej grupie z 4% w roku 1960 do 33% w roku 2010. Aż 22% dzieci jest wychowywanych przez osoby rozwiedzione, żyjące w separacji lub przez matki, które nigdy nie miały męża. Wśród białych matek, które nie ukończyły szkoły średniej, procent dzieci nieślubnych sięgnął 60. W roku 2010 procent dzieci żyjących w pełnej biologicznej rodzinie, gdy matka osiągnęła 40. rok życia, spadł do 35 (w wyższej klasie średniej jest to 85%). W warstwie białych robotników aż 60% populacji albo nie wyznaje żadnej religii, albo nie pojawia się w kościele częściej niż raz w roku.

Jeśli za nową klasę niższą uznać za Charlesem Murrayem tę część mężczyzn z populacji robotników, która nie potrafi lub nie chce zarobić na utrzymanie dwuosobowego gospodarstwa domowego powyżej tzw. progu ubóstwa, to okaże się, że takich białych mężczyzn w wieku 30 do 49 lat było w populacji robotniczej 8% w roku 1967 i odtąd procent ten stale rósł, by w roku 2007 osiągnąć 27%.

Kilkadziesiąt lat temu biali Amerykanie nie zarabiający na utrzymanie dwuosobowej rodziny nie stanowili klasy, która mogłaby wyznaczać obyczaje i sposób życia warstwy pracowników fizycznych. Żyli na marginesie bez własnej winy albo z własnego wyboru. Dziś zbudowali nową klasę niższą, współwyznaczającą cywilizacyjny wzorzec dla niemałego segmentu amerykańskiego społeczeństwa.

Wielki biznes, bank centralny, postępowa era i … religijna utopia

Amerykańskie społeczeństwo znalazło się w stanie rozkładu. Czy nowa klasa wyższa dostrzeże swoją klęskę i z czasem włączy się w ratowanie narodu, którego jest członkiem? Czy opamięta się, widząc, że ostatnim okresem społecznej konsolidacji i spójności było pierwsze dziesięciolecie po II wojnie światowej? Odpowiedź na pytanie o szanse społecznego odrodzenia – z koniecznym tego elementem w postaci zdrowej społecznej elity – wymaga rozpoznania przyczyn kryzysu.

Trochę tylko upraszczając, historia USA to od początku spór federalistów z Północy, nade wszystko Alexandra Hamiltona – zwolenników silnej władzy centralnej i wspieranego przez państwo rozwoju przemysłowego – z federalistami i tym bardziej antyfederalistami z rolniczego Południa – prowadzonymi przez Thomasa Jeffersona zwolennikami suwerenności luźno skonfederowanych stanów. Polityka tych pierwszych od początku istnienia Stanów Zjednoczonych cieszyła się poparciem ludzi biznesu oraz bankierów ze stanów północno-wschodnich. Ziemianie z Południa byli przeciwni centralizacji władzy, w tym centralnie sterowanej polityce fiskalnej państwa, wielkim programom infrastrukturalnym oraz merkantylizmowi, który wspierał produkcję przemysłową kosztem produkcji rolnej.

Gdy w 1829 roku prezydentem został Andrew Jackson, kandydat powstałej rok wcześniej na Południu Partii Demokratycznej, władza znalazła się w rękach zwolenników leseferyzmu, polityki wolnorynkowej oraz „twardego” pieniądza, mającego pokrycie w złocie. W roku 1836 jacksonowscy Demokraci zamknęli Bank Centralny (dokładniej, Kongres nie zgodził się na jego dalsze trwanie). Nowa Partia Republikańska, powstała w 1854 roku, wraz z objęciem władzy przez Abrahama Lincolna rozpoczęła realizację zupełnie innego programu ekonomicznego – nacjonalistycznego i protekcjonistycznego, z czasem subsydiującego wielkie programy infrastrukturalne (np. koleje transkontynentalne). Odeszła od standardu złota, wprowadziła papierowy pieniądz (tzw. greenbacks) i po dwóch latach trwania wojny z Południem zaczęła finansować tę wojnę długiem publicznym.

Ostatnie dekady XIX wieku przyniosły tzw. pozłacany wiek (c. 1870–1900) i w jego ramach dynamiczny rozwój wielkiego biznesu, kontynuowany podczas tzw. postępowej ery (c. 1890–1920). Jednym z fundamentów owego rozwoju było korupcyjne i wówczas bezprecedensowe związanie tegoż biznesu i coraz potężniejszych banków z klasą polityczną.

O pierwszeństwo na polu biznesu i bankowości rywalizowały rodziny Morganów i Rockefellerów, wspomagając się swoimi biznesowymi koalicjantami. John Pierpont Morgan i John Davison Rockefeller zwalczali się bez pardonu w sferze biznesu, przeszkadzając sobie w budowaniu coraz potężniejszych karteli i trustów, mających zniszczyć mały i średni biznes. Ale współpracowali w dziele stworzenia bankowego giganta w postaci Banku Centralnego, który został utworzony w 1913 roku.

W świecie wielkiej polityki aż do prezydentury Franklina Delano Roosevelta (1933–1945) więcej do powiedzenia miał dom Morganów (F.D. Roosevelt był mocno związany z kręgami biznesowymi J.D. Rockefellera, ale także z rekinem biznesu Josephem P. Kennedym, rodziną Gianninich z Kalifornijskiego Banku Ameryki i mormońskimi bankierami z Utah). Ludzie Morganów byli w najbliższym otoczeniu prawie każdego prezydenta od początku postępowej ery (wcześniej, z Morganami był związany prezydent Grover Cleveland i to J. Pierpont Morgan zorganizował wsparcie finansistów dla Williama McKinleya w wyborach prezydenckich w latach 1896 i 1900).

Największy z prezydentów postępowej ery, Theodore Roosevelt (1901–1909), owocnie współpracował – choć ich cele wydawały się stać na antypodach – z samym J.P. Morganem. Ci dwaj tytani – jeden wielkiej polityki, drugi finansów – mieli wiele wspólnego. Pochodzili z tej samej klasy społecznej, łączył ich wiktoriański moralizm, ambicja przewodzenia krajowi oraz poczucie misji – chcieli zaprowadzenia w kraju ładu i dobrobytu. Postępowy prezydent, w zasadzie przeciwny trustom, w praktyce nie przeszkadzał wielkiemu finansiście rozbudowywać jego trusty – dla dobrobytu wszystkich i fortuny finansisty (za prezydentury Roosevelta przywrócona została do życia antytrustowa ustawa Shermana, ale została głównie skierowana przeciw Rockefellera Standard Oil Company i liniom kolejowym Edwarda Henry’ego Harrimana – konkurenta J.P. Morgana). Tak powstawał nowy ład łączący w sposób systemowy i uporządkowany wielką politykę, finanse państwa i wielki biznes. Słowem, co najmniej od początku postępowej ery Stany Zjednoczone doświadczały przyspieszonej państwowej centralizacji i etatyzacji, dążenia do państwowej regulacji na polu ekonomicznym, takiej jednak, która nie zagroziłaby wielkiemu biznesowi.

Strażnikiem stabilnego wzrostu ekonomicznego, minimalizacji bezrobocia oraz stabilności systemu finansowego, w tej ostatniej kwestii nie mającego nad sobą żadnej kontroli, stał się Bank Centralny (Rezerwa Federalna). Okres ten oznaczał także postępującą kartelizację – wzrost potęgi już nie korporacji, ale ich trustów. Zaś stale rosnąca federalna administracja stała się czwartą gałęzią władzy (o jej obecnej wszechwładzy świadczą np. takie liczby: rząd to 15 ministerstw, ale społeczeństwo jest ponadto kontrolowane przez około 70 agencji federalnych; zbiór federalnych regulacji liczył w 2012 roku 174 545 stron, i to nie licząc wielu tysięcy stron prawa podatkowego, ustaw Kongresu oraz wykonawczych zarządzeń Prezydenta).

W takiej Ameryce nie było dość miejsca dla politycznej myśli amerykańskiego Południa, jankeskich konserwatystów, czy szerzej, przeciwników uczynienia z Ameryki imperium mundi z silną władzą federalną (centralną).

W swojej mowie pożegnalnej w roku 1961 prezydent Dwight Eisenhower przestrzegał naród przed obdarowaniem kompleksu wojskowo-przemysłowego zbyt dużym wpływem na rząd. Na darmo. Kompleks wojskowo-przemysłowy, bank centralny i ponadnarodowe korporacje uczyniły z Ameryki światowego hegemona, nie licząc się z narodem i niewiele sobie robiąc z zadłużania Ameryki na niebotyczną skalę. Dziś hegemon stara się za wszelką cenę zachować kontrolę nad światowym przemysłem wydobycia ropy i gazu, oraz utrzymać pozycję dolara jako waluty światowej.

Zwracałem już wcześniej uwagę na łamach portalu Teologii Politycznej, iż wraz z nastaniem postępowej ery, w USA zadomowiła się postępowa inżynieria społeczna. W sferze kultury i obyczajów inżynieria ta nabrała rozmachu dopiero na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Natomiast wśród elit uniwersyteckich i prasowych zapanowała niezwykle szybko, za swoich pionierów mając Herberta Croly’ego i Johna Deweya. Obydwaj wywarli ogromny wpływ na amerykańską myśl (Croly) i praktykę (Dewey) postępowego liberalizmu. Pierwszy z nich wychodził od analiz Auguste’a Comte’a, w tym jego religii ludzkości (z czego przyszłość już nie skorzystała), oraz podziwu dla bismarckowskiego państwowego socjalizmu. Drugi był twórcą szczególnie rozumianego pragmatyzmu, w istocie bliskiego neomarksistowskiej teorii krytycznej. Obydwaj zgadzali się, że myśl nowoczesna nie miała odtąd służyć zrozumieniu świata i człowieka, lecz ich zmianie.

Ale jak w ogóle mógł się etatystyczny progresywizm zadomowić w USA, prędzej czy później? Otóż mógł albo i nieomal musiał na protestanckiej Północy. Historycy religii przypominają, że purytanie, którzy dotarli do brzegów Nowej Anglii w latach 30. i 40. XVII wieku, umykali z angielskiej ojczyzny przekonani, iż dzieło reformacji, zapoczątkowane przez Lutra, Kościół anglikański i nawet przez Kalwina, nie zostało dokończone. Uważali, że zbyt wiele było w nim wciąż elementów katolickich. Purytanie przywieźli ze sobą tzw. postmillenaryzm, według którego Ameryka stawała się, dzięki danemu im Bożemu powołaniu, narzędziem stałej poprawy świata, aż do ziszczenia się Królestwa Bożego na ziemi (inaczej niż w młodszym o dwa wieki tzw. premillenaryzmie, powtórne przyjście Chrystusa i Sąd Ostateczny mają nastąpić dopiero po tysiącu lat trwania Królestwa, a nie z chwilą powstania tego Królestwa, z Chrystusem jako jego Królem). Zacząć należało od wyrugowania resztek papizmu, likwidując na przykład katolickie święta, cały kalendarz liturgiczny i unieważniając ortodoksyjną sakramentologię.

Wyeliminowawszy rok liturgiczny, purytanie usunęli szkielet, który pozwalał nabożeństwu być skupionym na Zwiastowaniu, Narodzinach, życiu i śmierci oraz Zmartwychwstaniu Chrystusa. Zamiast skupienia się na zbawczej mocy Bożej miłości, Wcielenia, Ukrzyżowania i Zmartwychwstania, pozostawało uznanie, że zbawienie człowieka przychodzi przez nawrócenie się jego umysłu i serca, zaś po nawróceniu pozostaje moralne doskonalenie się wedle wskazówek przynoszonych przez surowych kaznodziei oraz stałą lekturę Pisma Świętego.

Purytanie, nie chcąc tego, zasiali w Ameryce ziarna wczesnego ewangelikalizmu, który przyszedł w latach 1730. i uznawał za najważniejsze, jeśli nie jedyne ważne, jednorazowe doświadczenie nawrócenia oraz późniejsze cnotliwe życie wierzącego. Zasiali też ziarna unitarianizmu, który na przełomie XVIII i XIX wieku przyjęły Kościoły nazwane później liberalnymi (unitarianizm przyjęła też część wspólnot purytańskich).

Jak to ujął jeden z konserwatywnych historyków religii, jankeska koalicja ewangelikalnych protestantów i unitarian – którą wcześniej purytanie nauczyli studiować Biblię po to, by stale odpowiadać na pytanie „co Jezus uczyniłby w danej sytuacji” – odpowiadała na to pytanie, maszerując przez cały wiek XIX i połowę XX od jednej społecznej kampanii do drugiej. Od radykalnego abolicjonizmu przez prohibicjonizm do prezydenta Woodrowa Wilsona idei „wojny, która skończy wszystkie wojny”. Odrzucenie katolickiego szacunku dla Tradycji i mądrości wieków postawiło tę koalicję po stronie „społecznego postępu” (notabene, Wilson został prezydentem tylko dlatego, że Morganowie postanowili uniemożliwić Williamowi Howardowi Taftowi – który zerwał z Theodorem Rooseveltem i stał się człowiekiem Rockefellera – ponowny wybór na prezydenta w 1912 roku).

Postępowi ideologowie XX wieku zostawili za sobą pietystyczny protestantyzm, ale zachowali millenaryzm. Chrześcijańska wiara w transcendentne rozwiązanie konfliktów ziemskich poza czasem została zastąpiona nieustającym wysiłkiem na rzecz ich rozwiązania w czasie – w ciągu naszej ludzkiej historii. Takiego wysiłku może się podjąć jedynie państwo o władzy nad społeczeństwem nieomal nieograniczonej – najlepiej od przedszkola i szkoły, poprzez całe życie aż po śmierć. Który to program jednako odpowiadał możnym świata polityki, finansów i biznesu.

Warto jeszcze wspomnieć, że najlepiej wykształceni amerykańscy rzecznicy postępu bardzo przydali się wielkim ze świata biznesu i finansów. Naród nie miał zaufania do bogaczy, bogactwo drażniło, Wall Street była znienawidzona. Naród nie chciał ani trustów, ani Banku Centralnego. Niezbędne było więc powstanie ośrodków opiniotwórczych, które społeczeństwo uzna za godne zaufania, a ich argumenty za nowym ładem ekonomicznym i społecznym za przekonujące. Tymczasem w końcu XIX wieku amerykańskie uczelnie nie nadawały jeszcze doktoratów. Najzdolniejsi jechali zatem po doktoraty do etatystycznych (socjalistycznych) Niemiec. I przywieziona przez nich fascynacja niemieckim ustrojem doskonale odpowiadała potrzebie chwili.

Niechcianą ceną postępowego eksperymentu okazała się duchowa dezorientacja i w rezultacie śmierć elit oraz rozkład społeczeństwa.

Pytania o szanse uzdrowienia

Parę pierwszych kroków w stronę okiełznania omnipotencji państwa można wykonać – i takie propozycje już są – organizując legalne akcje paraliżujące absurdalne działania urzędów federalnych. Na przykład można zacząć gromadzić specjalne fundusze na masowe zaskarżanie takich działań do sądów. Pewne ośrodki analityczne pracują nad zaproponowaniem sposobów obniżenia kosztów życia gorzej zarabiających i udrożnienia kanałów awansu ekonomicznego grup najuboższych oraz niższej klasy średniej. Na przykład podmioty lokalne, publiczne i prywatne, mogą współpracować na rzecz obniżenia kosztów ubezpieczenia zdrowotnego, kosztów studiów wyższych i dla najuboższych – kosztów wychowania dzieci.

Dziś można pokładać jakąś nadzieję w rodzących się oddolnych i lokalnych ruchach odbudowy wspólnot społecznych, i przynajmniej w nich – ożywieniu narodowej tradycji oraz wspólnego dziedzictwa. Chodzi o ożywienie takich lokalnych wspólnot, które przywrócą obywatelowi podmiotowość i odnowią jego poczucie odpowiedzialności za siebie i innych. To oczywiście zadanie na pokolenia, na razie wykonalne dla małych i na pewno nielicznych wspólnot.

Wszak Ameryka jest dziś państwem, które jest światowym, imperialnym hegemonem, którego hegemonia będzie coraz trudniejsza do utrzymania i którego obywatele tej hegemonii wcale nie potrzebują, ale zarazem są zniewolonymi trybikami całej tej machiny. Podczas gdy wyższa klasa średnia jest bezkrytyczną siłą napędową owej machiny, cała klasa średnia jest biernym proletariatem na jej usługach. Szerokim rzeszom ma wystarczyć praca oraz oglądanie krótkich reklam telewizyjnych i widowisk sportowych, seriali oraz teleturniejów, a młodszym pozostają portale społecznościowe. Rzesze te żyją w obcym im państwie.

W planie szerszym niezbędne jest zatem znalezienie sposobu na przejście od świata monocentrycznego, z USA w roli światowego hegemona, poprzez świat jedno-wielo-centryczny do wielocentrycznego, z kilkoma mocarstwami regionalnymi. Nie należy jeszcze wykluczać, że – za zgodą amerykańskich tytanów świata finansów i biznesu oraz sterującej dziś polityką zagraniczną „partii wojny” – Ameryka rozpocznie marsz ku światu jedno-wielo-centrycznemu z nią jako hegemonem, ale wspomaganym przez kilka mocarstw regionalnych. Dziś nic na to nie wskazuje, ale też można mieć nadzieję, że Ameryka widzi inne rozwiązanie własnych problemów geopolitycznych i finansowych, niż mnożenie lokalnych wojen nie do wygrania.

I jeśli jest jeszcze na to czas, Ameryka nade wszystko potrzebuje rechrystianizacji. Zwłaszcza klasy wyższej, by ta mogła stać się elitą narodu, który dziś tej elity nie ma. Szansa w tym, że klasa ta jeszcze nie oślepła i przeto dostrzeże swoją klęskę. Zaś będąc dziś w istocie społecznością pochrześcijańską – a dokładniej poprotestancką – jest wolna od millenarystycznych utopii. Jeśli zatem obudzi się, jej rechrystianizacja będzie prawdziwa i przyniesie dobre owoce. Jeśli…

Artykuł Jacka Koronackiego pt. „W poszukiwaniu amerykańskiej elity społecznej” znajduje się na s. 6 i 9 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Koronackiego pt. „W poszukiwaniu amerykańskiej elity społecznej” na s. 6 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Wspólne działanie buduje wspólnotę. A niszczy ją – najbardziej centralny budżet / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Wiem, jak powstawał powiat krakowski. Jeszcze nie było lokali, nie było zadań do realizowania, byli za to opozycjoniści, gotowi za swoje faktyczne lub wydumane zasługi w walce z komuną objąć posady.

Czy jest Pani/Pan za zagwarantowaniem w Konstytucji RP podziału jednostek samorządu terytorialnego na gminy, powiaty i województwa? To jedno z najgorszych pytań prezydenta Dudy, jeśli nie najgorsze. Większość z nas nawet nie pomyśli przy nim i klepnie „tak”, jeśli referendum się odbędzie. Tymczasem konstytucyjne zaklajstrowanie fatalnego podziału administracyjnego Polski uniemożliwia de facto naprawę państwa. Umacnia siłę biurokracji partyjnej w państwie ze szkodą dla nas, obywateli. Powiaty właśnie po to zostały stworzone, żeby poupychać na państwowej (to nie błąd autora) posadzie swoich partyjnych przydupasów. Kolesiów, którzy są za mierni do władz państwowych, a z czegoś przecież muszą żyć. A z czego mają żyć, skoro niczego nie potrafią?

To właśnie podczas zeszłorocznej letniej podróży z Radiem WNET mogłem dogłębnie zrozumieć patologię tego fikcyjnego szczebla administracyjnego, rzekomo samorządowego. Po mocno zakrapianej bałkańską śliwowicą kolacji niedaleko Nowogrodźca przyznała to nawet radna powiatowa. A wręcz za anomalię dermatologiczną na pewnej części ciała uznawali go wójtowie, burmistrzowie i radni gminni, z którymi przyszło mi rozmawiać. Za anomalię, która przeszkadza im w gospodarowaniu gminą i tylko generuje niepotrzebne koszty.

Wiem, jak powstawał powiat krakowski. Jeszcze nie było lokali, nie było zadań do realizowania, byli za to opozycjoniści, gotowi za swoje faktyczne lub wydumane zasługi w walce z komuną objąć posady. I te swoje nowe stanowiska, nikomu niepotrzebne stanowiska, uznawali za w pełni należne. Takie mieliśmy skażone komunizmem myślenie w formalnej opozycji wobec komunizmu. Im więcej my, zasłużeni, obejmiemy stanowisk publicznych, tym większe nasze zwycięstwo w walce z komunizmem. Od początku było to dla mnie myślenie szalone, swoisty chichot bolszewii. Czego mi życzył z przekąsem młody działacz Konfederacji Polski Niepodległej, widząc mnie handlującego na ulicy? Tego, żebym się dorobił „szczęk”. Starsi, którzy pamiętają początki wolnego rynku w Polsce, wiedzą, o czym mówię. Młodsi… zapytajcie rodziców.

Powiaty niszczą oddolne samoorganizowanie się wspólnoty poprzez samo swoje istnienie. To dlatego w moim projekcie konstytucji nie ma powiatów. Co więcej, nie ma powiatów nawet w obecnej, śmieciowej konstytucji z roku 1997. Po co zatem teraz, w roku 2018, to pytanie? Chyba tylko po to, żeby nie można było zreformować państwa.

Nie ma PGR-ów, nie ma POM-ów, nie ma socjalistycznych zakładów pracy (nazwa od ZK, czyli zakładów karnych), nie ma POP (podstawowa organizacja partyjna PZPR) w każdym z nich. To wszystko zmiotła niewidzialna ręka rynku. Ale ta niewidzialna ręka zadziałała wybitnie selektywnie, bo pozostawiła nienaruszony gmach komunistycznego państwa. Struktury władzy w najmniejszej mierze nie zostały dotknięte rewolucją roku 1989. To wręcz niesamowite. To tak, jakby do nowoczesnego w swoim designie samochodu zastosować dwusuw z trabanta albo syrenki.

W moim projekcie nie ma nie tylko powiatów. Nie ma też niezliczonej bandy nikomu niepotrzebnych radnych gminnych. Jeśli Nowy Jork ma 12 (słownie: dwunastu) radnych, a Chicago 9, to po co w najmniejszej polskiej gminie ma być ich 15? Tylko niszczą wspólnotę i prawdziwą samorządność polskiego społeczeństwa. I sprowadzają zarazę biurokracji do gmin.

Ale najbardziej wspólnotę oddolną, tę najmniejszą i narodową, niszczy obowiązujący kształt budżetu państwa. Ten bolszewicki budżet, zaprowadzony dla pozbawienia Polaków ich pieniędzy poprzez odebranie ich po roku 1945 i dystrybuowanie nimi z Centrali, czyni z nas wszystkich niewolników. Bo odebranie człowiekowi jego pieniędzy to pozbawienie go wolności decydowania o sobie i najbliższej wspólnocie. To dlatego mamy obecnie do czynienia z patologią w gminach wiejskich i miejskich, zadłużanych ponad wszelką miarę. W obecnej gminie mojego zamieszkania władze gminy przeznaczyły 800 tysięcy złotych na postawienie pomnika byłemu dziedzicowi. Może im było trochę wstyd, bo gmina nie miała żadnego pomnika, tylko cmentarze. Co na to mieszkańcy? To z unijnych – usłyszałem w odpowiedzi.

Czy myślicie, że ktokolwiek z mieszkańców gminy pozwoliłby na takie marnotrawstwo, gdyby miał świadomość, że także jego pieniądze finansują megalomanię wójta? Nie wierzcie politykom. Politykom wykreowanym przez komunistyczny system po to, żeby nas dalej niewolić. Wykorzystywać, oszukiwać, okradać, sprzedawać za 30 srebrników każdemu, kto potrząśnie mieszkiem. Jeżeli chcemy naprawić państwo, nakłonić dzieci do powrotu z emigracji za chlebem i zacząć zarabiać tak, by godnie żyć, musimy odzyskać władzę nad własnymi pieniędzmi. I musimy odzyskać gminę. Tylko w ten sposób – gospodarując swoimi pieniędzmi we własnej gminie – odzyskamy wolność i dostatek.

Jan A. Kowalski

W Poznaniu z wielkopolskiej gospodarności i racjonalności nie pozostało nic. Za to słychać zbliżający się sąd…

Niedawno drogę z Rataj na Wildę udało mi się pokonać w 50 minut. Zawsze można wypożyczyć miejski rower. Co jednak, jeśli jest się kobietą tuż przed porodem lub chorym, np. ze złamaną ręką czy nogą?

Małgorzata Szewczyk

Cała południowa część, wraz z mniejszymi miejscowościami, miasta chlubiącego się od lat „gospodarnością, pragmatyzmem, punktualnością i oszczędnością” – po prostu stoi. Nieprzerwany sznur samochodów codziennie formuje kilometrowe korki od ronda Stare Żegrze aż do końca ul. Hetmańskiej, ruch na osiedlowych uliczkach, bo w stolicy Wielkopolski trudno szukać arterii, przypomina ruch na Marszałkowskiej. Czy naprawdę trzeba było rozpoczynać tę najważniejszą w tym roku dla stolicy Wielkopolski inwestycję w najgorętszym okresie egzaminów gimnazjalnych, matur i sesji? Dlaczego nie można było rozpocząć robót w wakacje, kiedy już uczniowie i studenci wyjadą z miasta? Gdzie troska o tak modną dziś ekologię? Gdzie dbałość o czyste powietrze? (…)

Slogan reklamowy, którym urzędnicy promują Poznań: „Poznań miasto przyjazne biegaczom i rowerzystom” warto by uzupełnić zdaniem: „Nieprzyjazne zwykłym mieszkańcom, pieszym i kierowcom”.

Poznaniacy i nie tylko oni tracą w korkach czas i pieniądze. A skoro o tych drugich mowa… Jeszcze kampania samorządowa dobrze się nie rozpoczęła, a już prezydent miasta Jacek Jaśkowiak wpadł na populistyczny pomysł uruchomienia gabinetu ginekologicznego, czynnego 24 godziny na dobę, finansowanego z kasy miasta. Mają w nim być wypisywane recepty, m.in. na pigułki „dzień po”. „Poznaniankom, które z niego skorzystają, nikt nie będzie prawił kazań, tylko udzieli koniecznej pomocy” – napisał prezydent Poznania na Twitterze.

Cóż, biorąc pod uwagę prognozy demograficzne tego miasta nad Wartą, które w najbliższych wyborach samorządowych zostanie podzielone na sześć, a nie na siedem okręgów i którego nowa Rada Miasta będzie liczyć 34, a nie 37 radnych, to naprawdę genialny pomysł na pomoc w unicestwieniu potencjalnych mieszkańców Poznania i prosta droga do kolejnych cięć w wydatkach miasta dla samorządowców. Będzie ich po prostu jeszcze mniej.

Cały komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Na zachodzie Europy rewolucja już się wydarzyła. W naszej części świata walka jeszcze trwa. Historia się nie kończy

Ideologia emancypacji od kultury, sztuka krytyczna, która przestaje być sztuką, wszechwładza prawników i terror intelektualny nowej lewicy – Bronisław Wildstein i książka o świecie po rewolucji

O kulturze i rewolucji – to najnowsza książka Bronisława Wildsteina. Jest to zbiór artykułów z ostatnich lat, w których autor opisywał różne oblicza „fundamentalnego starcia” o przetrwanie kultury zachodniej. Bronisław Wildstein był gościem dzisiejszego Poranka WNET

Rewolucja w Europie już się wydarzyła. Europejskie instytucje  zmieniły swój sens. Podobnie jak normy kształtujące naszą cywilizację. Dużo słyszymy o wartościach europejskich. Tylko jak się wsłuchamy to okazuje się, że prawdziwe wartości europejskich, które legły  u podstaw naszej cywilizacji zostały zakwestionowane, zamiast tego zostały powołane zupełnie nowe.

To co się dzieje w polityce jest przejawem pewnych głębszych zjawisk, fundamentalnego starcia w kulturze

W dzisiejszych czasach władza jest rozproszona, oprócz władzy politycznej jest władza potężnego biznesu, ośrodków opiniotwórczych, mediów. I to w ogromnej mierze zostało przejęte przez środowiska liberalno-lewicowe. Oczywiście jest tak, że naród wybiera swoich przedstawicieli i ci przedstawiciele usiłują to zmienić. Przejawem tego jest np ta wielka batalia, którą obserwujemy wokół sądów.  Jeżeli byśmy nie zmienili wymiaru sprawiedliwości, to by znaczyło, że demokracja jest jedną wielką fikcją. Ta walka o wymiar sprawiedliwości jest próbą uczynienia jej realną. 

 

Teatr do którego przywykliśmy już prawie nie istnieje. Reżyserzy prawie nie wystawiają tych autorów, na których się powołują. Przypomnijmy tę sprawę z „Klątwą”  – „według Wyspiańskiego”, która z Wyspiańskim nic nie miała wspólnego. W tej chwili toczy się wojna o Teatr Sary. Tam grupa, która została osadzona kiedy dyrektorem został Jan Klata, uznaje, że Teatr Stary, jedną z głównych polskich scen, jest jej własnością. A oni rozumieją teatr jako tzw. sztukę krytyczną – w rozumieniu Szkoły Frankfurckiej. Ta „sztuka krytyczna” ma przekształcać świadomość, jest wehikułem określonej ideologii. Tak naprawdę nie jest ani sztuką, ani krytyczną, bo jest apologią tego co dominuje.


Bronisław Wildstein – O kulturze i rewolucji, Warszawa, PIW 2018

www.wspieram.to/radiownet

 

 

 

Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP). Projekt obywatelski / Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 48/2018

Konstytucja będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

Jan A. Kowalski

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP)

I.            Wolność i Odpowiedzialność
II.          Zasady Kardynalne
III.        Władze Państwowe
IV.         Władze Samorządowe
V.           Źródła i zasady finansowania państwa
VI.         Zmiana konstytucji

I.          Wolność i Odpowiedzialność

My, Naród Polski, jesteśmy najwyższą władzą zwierzchnią w Rzeczypospolitej Polskiej. Świadomi odpowiedzialności względem minionych i przyszłych pokoleń, Konstytucję tę uchwalamy. Ma ona służyć nam i naszemu Państwu w sposób, jaki uznajemy za najlepszy. Zapewnić jego rozwój i zagwarantować osobistą wolność każdemu obywatelowi jej zasad przestrzegającemu. Pamiętając o 1000-letnim chrześcijańskim dziedzictwie, które wyrwało nas z mroków dziejów i poprowadziło do wielkości, zobowiązujemy się dziedzictwo to kontynuować. Wolność dana nam przez Boga wiąże się nieuchronnie z odpowiedzialnością. Tylko ludzie wolni mogą być w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Dlatego Konstytucja, źródło wszelkich rozwiązań prawnych i ustrojowych obowiązujących w naszej Ojczyźnie, będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

II.      Zasady Kardynalne

Zasady kardynalne to filary naszej indywidualnej wolności i gwarancja wielkości naszej Ojczyzny. Każdy rządzący wybrany przez Naród jest zobowiązany do ich przestrzegania pod sankcją natychmiastowego odwołania ze stanowiska. Każda decyzja podjęta przez jakiekolwiek władze polskie wbrew tym zasadom jest z prawa nieważna.

1)   Pomocniczość. Każdy szczebel władzy realizuje tylko te zadania, których nie jest w stanie zrealizować szczebel niższy, aż do pojedynczego obywatela, który przyjmuje za siebie odpowiedzialność i samodzielnie wypełnia swoje obowiązki w możliwym dla niego zakresie. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, określa ustrój polityczny i organizację zarządzania Rzeczą Pospolitą – naszym wspólnym dobrem.
2)   Likwidacja biurokracji jako metody zarządzania państwem.
3)   Nadrzędność polskiego prawa. Żadne prawo stanowione przez inne państwa i instytucje międzynarodowe nie może stać ponad prawem stanowionym przez Naród Polski we własnym państwie.
4)   Niedyskryminowanie Polaków we własnym państwie. Polskie władze państwowe lub samorządowe nie mogą wydawać ustaw lub przepisów taką dyskryminację wprowadzających. Obywatele obcych państw, a także firmy zagraniczne, muszą stosować się do przepisów prawa obowiązujących obywateli i firmy polskie.
5)   Prawo do posiadania broni. Prawo to wynika wprost z obowiązku obrony Ojczyzny przez wszystkich pełnoletnich, sprawnych fizycznie i psychicznie obywateli polskich, którzy są obowiązani przejść przeszkolenie wojskowe. Pomyślne ukończenie takiego przeszkolenia jest jednoznaczne z prawem do posiadania broni.
6)   Instytucja referendum. Nic nowego o nas bez nas. Wszelkie decyzje istotne dla funkcjonowania państwa i narodu, w tym zmiany Konstytucji, muszą zostać zatwierdzone w ogólnonarodowym referendum. Wszelkie decyzje istotne dla społeczności lokalnych muszą zostać zatwierdzone w referendach lokalnych.

III.  Władze Państwowe

Władza ustawodawcza

1.    Najwyższą władzą ustawodawczą jest Parlament składający się z Sejmu, liczącego 78 posłów – delegatów sejmów wojewódzkich według kryterium liczebności (1 poseł na 500 000 mieszkańców), oraz Senatu, składającego się z 32 senatorów, wybieranych w wyborach powszechnych, po 2 z województwa, na okres 4 lat.
2.   Ustawy wchodzą w życie po uzyskaniu w Sejmie zwykłej większości głosów i co najmniej połowy głosów senatorskich.
3.   Inicjatywa ustawodawcza przysługuje prezydentowi, posłom, senatorom i obywatelom. Do zgłoszenia projektu ustawy w przypadku prezydenta, posłów lub senatorów wymagane jest poparcie co najmniej 1/3 członków każdej z izb Parlamentu. Projekt obywatelski musi uzyskać poparcie co najmniej 500 000 osób.
4.   Parlament jako reprezentacja całego narodu ma szczególne prawo nadzoru nad funkcjonowaniem państwa i wszystkich urzędów.

Władza wykonawcza

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w Rzeczpospolitej Polskiej jest Prezydent, wybierany w wyborach powszechnych na okres 4 lat.
2.   Prezydentowi podlega administracja państwowa, wojsko i policja państwowa. Ma prawo mianowania i odwołania szefów urzędów państwowych. Powołuje i odwołuje głównodowodzących armii i policji państwowej.

Władza sądownicza

1.   Najwyższą władzą sądowniczą jest Sąd Najwyższy, składający się z 16 sędziów wybieranych w wyborach powszechnych, po 1 z każdego województwa.
2.   Sąd Najwyższy stoi na straży Konstytucji. Ocenia zgodność z nią aktów prawnych tworzonych przez parlament.
3.   Ocenia zgodność z prawem postanowień sądów powszechnych.
4.   Nadzoruje organizację sądów powszechnych.

IV.    Władze Samorządowe

Gmina

1.   Najmniejszą jednostką samorządu obywatelskiego jest gmina, zarządzana przez wójta lub burmistrza wybieranego w wyborach powszechnych. Zarządza on majątkiem gminy. Jego decyzje wymagają kontrasygnaty skarbnika gminy wybieranego w wyborach powszechnych.
2.   Mieszkańcy gminy wybierają posłów do sejmu wojewódzkiego, jednego na 20 tysięcy mieszkańców. W przypadku, gdyby tak wybrany sejm wojewódzki liczył powyżej 200 osób, należy dokonać podziału na osobne sejmy.
3.   Gmina ma swoją policję gminną, w liczbie 4 policjantów i jedna osoba pomocnicza na każde 20 000 mieszkańców.
4.   Każda gmina ma przynajmniej 1 sędziego na 20 000 mieszkańców, pochodzącego z wyboru.

Województwo

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w województwie jest wojewoda wybierany w wyborach powszechnych.
2.   Wojewoda sprawuje bezpośrednią władzę nad urzędami administracji wojewódzkiej. Mianuje i odwołuje ich szefów. Podlega mu policja wojewódzka i jednostki obrony terytorialnej (rezerwa wojskowa). Współpracuje z Prezydentem w wykonywaniu wspólnych zadań.
3.   Każde województwo ma swoją policję wojewódzką w liczbie 100 policjantów plus 10 osób pomocniczych na każde 500 000 osób.

V.        Źródła i zasady finansowania państwa

1.   Rzecz Pospolita jest dobrem wspólnym wszystkich Polaków. Wspólnie wypracowujemy jej majątek i wspólnie pragniemy dbać o jego pomnażanie i rozwój naszej Ojczyzny. Każde gospodarowanie dobrem wspólnym wymaga szczególnej uwagi i ostrożności.
2.   Dochody bezpośrednie państwa pochodzą z ceł, hazardu, akcyzy i firm państwowych będących własnością całego Narodu.
3.   Wszystkie pozostałe dochody z podatków lokalnych, podatków dochodowych i podatku obrotowego zebrane na terenie gminy i po odliczeniu kosztów ich uzyskania dzieli się w określony sposób:

– 30% pozostaje do dyspozycji gminy;
– 30% zostaje przekazanych do skarbu województwa;
30% zostaje przekazanych do skarbu państwa;
– 10% jako wkład solidarnościowy zostaje przekazane na rozwój terenów biednych.

VI.    Zmiana konstytucji

Tylko naród w ogólnonarodowym referendum może dokonać zmian w Konstytucji poprzez dodanie kolejnych artykułów, zmianę ich brzmienia lub przyjęcie nowej Konstytucji. Wszelkie zmiany w zakresie konstytucji wymagają 50% kworum.

Tekst propozycji nowej Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego znajduje się na s. 15 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Tekst Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie) z woli jednego człowieka?

Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej. Głos w dyskusji.

Krzysztof Jaworowski

Z uznaniem i uwagą odnotowałem podjęcie na łamach „Kuriera WNET” problemów związanych z zamiarami dokonania zmian w polskiej służbie geologicznej, którą od blisko stulecia sprawuje Państwowy Instytut Geologiczny. W służbie tej przepracowałem na różnych stanowiskach ponad pół wieku i pragnę przyłączyć się do trwającej na jej temat dyskusji. (…)

Tak jak ustanowił Sejm Ustawodawczy w 1919 roku, państwowa służba geologiczna (i państwowa służba hydrogeologiczna) powinny być nadal sprawowane przez Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy. To rozwiązanie, wbrew szerzonej obecnie krytyce, w pełni sprawdziło się w praktyce. Jedynie ścisły związek służb państwowych z badaniami zapewnia obiektywną informację i wsparcie państwa. Model sprawowania służby geologicznej przez podmioty badawcze jest przyjęty we wszystkich służbach geologicznych Unii Europejskiej. (…)

Powstaje więc pytanie: dlaczego ten sprawdzony model (przy wszelkich możliwościach – a nawet koniecznościach jego modyfikacji) wywracać do góry nogami, powołując instytucję o zupełnie innym charakterze, zwaną Polską Agencją Geologiczną (PAG) i powodując jednocześnie ogromne koszty obciążające budżet państwa?

Warto tu przypomnieć, że członkowie Komitetu Nauk Geologicznych PAN – reprezentanta środowiska geologicznego Polski – poproszeni w 2016 r. przez Głównego Geologa Kraju (GGK) o uwagi do projektu ustawy o Państwowej Służbie Geologicznej (pierwowzór ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej), opowiedzieli się jednomyślnie za jego wycofaniem ze ścieżki procedury legislacyjnej.

Projekt ustawy powstał całkowicie poza polską społecznością geologiczną, przy braku rzeczowej i obiektywnej analizy obecnego stanu polskiej służby geologicznej, jej rzetelnej oceny i bez merytorycznie wszechstronnego uzasadnienia potrzeby wprowadzenia zmian, zwłaszcza w ekspresowym tempie. Jednocześnie środowisko geologiczne Polski zadeklarowało pełną gotowość jak najdalej idącej współpracy we wszelkich działaniach Ministerstwa Środowiska zmierzających do wypracowania rozwiązań pozwalających na skuteczne funkcjonowanie polskiej geologii z pożytkiem dla gospodarki kraju, jak i nauki. Niestety, projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej powstał również bez konsultacji ze środowiskiem geologicznym (…)

Wejście służby geologicznej, w takiej postaci jaką ma być PAG, w rolę gracza kapitałowo-biznesowego grozi utratą integralności służby, wpływając przy tym negatywnie na konsolidację finansów publicznych i racjonalizację wydatków publicznych, powodując wyprowadzenie środków finansowych państwa poza system ścisłej kontroli. Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej.

Jakkolwiek by się nazywały służby geologiczne Ameryki Północnej i Unii Europejskiej, nigdy nie łączą one zadań informacyjnych służby państwowej z biznesem i grą kapitałową, natomiast w naturalny sposób łączą swoją służbę państwową z nauką. Nie sposób w koncepcji powołania PAG nie dostrzec zagrożeń korupcjogennych (…)

Nie ulega wątpliwości, że powstanie PAG będzie końcem Państwowego Instytutu Geologicznego z prostego powodu – braku wystarczających środków na jego funkcjonowanie. Powstaje pytanie, dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie – vide projekt poszukiwania złóż na Atlantyku) z woli jednego człowieka? Po dokonanych w ostatnich latach regulacjach prawnych, Rząd i Minister właściwy działający przy pomocy Głównego Geologa Kraju ma pełną władzę i kontrolę nad funkcjonowaniem Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego, szczególnie w zakresie sprawowanej przezeń państwowej służby geologicznej i państwowej służby hydrogeologicznej. W związku z tym ma pełne możliwości wyznaczania i egzekwowania wykonania zadań dla obu służb – zgodnie z przyjętymi wytycznymi polityki surowcowej państwa.

Przy mechanizmie obecnego finansowania zadań państwa w zakresie geologii przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej istnieje skuteczna państwowa kontrola wydatkowania środków publicznych. Tymczasem działania nadzorcze obecnego GGK sprowadzają się głównie do dyskredytowania i destabilizowania podległego mu instytutu, czego efektem jest zapaść organizacyjna i finansowa.

Profesor dr hab. Krzysztof Jaworowski jest geologiem, specjalistą w zakresie sedymentologii i geologii regionalnej. W latach 1989–1994 zajmował stanowisko dyrektora Państwowego Instytutu Geologicznego. Obecnie jest m.in. przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Nauk Geologicznych PAN.

Cały artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” znajduje się na s. 13 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Co wyczytało moje wyćwiczone za komuny oko w pytaniach referendalnych prezydenta / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Wiem, nie jest ładnie ośmieszać swojego prezydenta, ale Prezydent tymi pytaniami sam się ośmiesza. Niestety. Dlatego nawet ja, ostatni obrońca Andrzeja Dudy, muszę powiedzieć pas. Poddaję się.

A taki byłem pewny swego przed tygodniem, że nie ma żadnych pytań. Nawet podpowiedziałem Prezydentowi pierwsze, według mnie zasadnicze. I co się okazało? Trzy dni nie minęły i Prezydent pochwalił się, że ma nie tylko 10, ale nawet 15 pytań referendalnych co do przyszłej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Przeczytałem je wszystkie, próbowałem ze zrozumieniem, i nic. To znaczy niczego nie zrozumiałem wprost. Ponieważ jednak zostałem wychowany pod komunistycznym panowaniem, potrafię czytać nie tylko wprost, ale również między wierszami. Tak to się chyba kiedyś nazywało. Dlatego zmuszony tak szybką reakcją prezydenckiej kancelarii do porzucenia pierwotnego tematu tekstu (o wspólnym działaniu dla budowy wspólnoty – będzie za tydzień), poniżej zajmę się właściwym znaczeniem prezydenckich pytań.

„W całej rozciągłości popieram i uznaję za swoją światłą politykę Obozu Dobrej Zmiany odnośnie do naszej ukochanej ojczyzny. Ojczyzny 500+ i wszystkich innych plusów, jakie dla stałego pozyskania elektoratu socjalnego naszym pijarowcom przyjdą do głowy; w celu naszego wiecznego panowania dla naszego dobra, znaczy naszej ukochanej ojczyzny. Polska, nasza macierz, będzie na zawsze matką bezrobotnych matek, ubogich rodzin, najniżej zarabiających pracowników, emerytów i rencistów, i przymusowych emigrantów za chlebem. A my, najlepsza polityczna zmiana, jaka po ’45 roku dotknęła te ziemie, będziemy dbać o to, żeby to się nigdy nie zmieniło. Będziemy wprowadzać nowe akcyzy i daniny, i będziemy dalej się zapożyczać. I będziemy starannie liczyć każdą złotówkę, żeby jak najsprawiedliwiej ją podzielić (Ilu jeszcze trzeba będzie zatrudnić urzędników?). Takie zapewnienia prezydenckie wyczytało między wierszami moje wyćwiczone za komuny oko.

Dodatkowo pragnę zapewnić naszych sojuszników (w dalszym ciągu Prezydent), że będziemy najwierniejszym i nieusuwalnym członkiem Unii Europejskiej i NATO, nawet gdyby one same przestały istnieć lub się rozwiązały. A na koniec chciałbym zapytać bardzo grzecznie: może mógłbym trochę decydować o tym, żeby ten straszny Antoni nie został znowu ministrem MON lub MSZ?”

Wiem, nie jest ładnie ośmieszać swojego prezydenta, ale Prezydent tymi pytaniami sam się ośmiesza. Niestety. Dlatego nawet ja, ostatni obrońca Andrzeja Dudy, muszę powiedzieć pas. Poddaję się.

Co gorsza, prezydent Duda tymi pytaniami ośmiesza ideę naprawy państwa, czego ukoronowaniem powinna być właśnie nowa konstytucja. Chyba jest zbyt pracowity i dlatego nie ma czasu na chwilę refleksji. Naprawdę żyjemy w prawie idealnym ustroju państwowym, który należy tylko dokręcić za pomocą dodatkowych, szczegółowych zapisów? I zabetonować? To dlatego młodzi i aktywni Polacy trwale emigrują? To dlatego musimy coraz bardziej zadłużać siebie i przyszłe pokolenia? Jest świetnie, a jeszcze kilka plusów zapisanych w konstytucji sprawi, że będzie wspaniale? Naprawdę?

Za dużo wyjazdów, za dużo spotkań. Za dużo doraźnej aktywności, która kompletnie zabiła zdolność politycznego i wizjonerskiego myślenia. I chyba fatalny zespół doradców; któryś powinien przypomnieć swojemu przełożonemu, że przed publicznym występem powinien się ubrać.

Jakiś optymizm na koniec? Myślę, że dobrze się stało, że Prezydent w końcu przemówił „w temacie”. Rozwiał tym samym wszelkie złudzenia co do swojej osoby. Jest też pytanie, jakiego zabrakło w tym nowatorskim projekcie: czy jesteś za zlikwidowaniem urzędu prezydenta po wygaśnięciu obecnej kadencji? Moja odpowiedź brzmi: tak. Nie potrzebujemy urzędu, który jest zbędny i tylko zwiększa koszt utrzymania państwa.

Jan A. Kowalski

PS.1. Zostałem obudzony do czwartkowego Poranka Wnet o godzinie 7.05. Dlatego oświadczam, że nie ponoszę żadnej odpowiedzialności moralnej za swoje słowa wypowiadane o tak nieludzkiej porze. PS.2. Apeluję do Wojciecha Cejrowskiego, żeby się więcej nie spóźniał. Panie Wojciechu, jest Pan najmądrzejszy.

Technologia się sprawdziła, jest tania. Typuję teraz, że Gmina Rajcza będzie pierwszą w Polsce wolną od smogu

Nie chcieli nas w Polsce, to skierowaliśmy się do naszych południowych sąsiadów, czyli Czech i Słowacji. Tam, o dziwo, przyjęto nas z otwartymi rękoma – a jesteśmy przecież dla nich zupełnie obcy.

Marek Adamczyk

Przypominam moją ocenę programu rządowego zawartą w III części artykułu pt. „Jak pokonać smok(g)a?” („Kurier WNET” 46/2018): jest bardzo drogi, niekompletny, dziurawy jak sito, bo nie wychwytuje wszystkich zanieczyszczeń zawartych w smogu (tlenków siarki, tlenków azotu, metali ciężkich), a jego realizacja rozłożona jest na 9 lat.

Nasz program jest inny – kompleksowy, bo likwiduje wszystkie składowe części smogu; tani, bo kosztuje ok. 10% wartości programu rządowego i wreszcie – możliwy do wprowadzenia w ciągu maksymalnie 2 lat.

Jest wreszcie innowacyjny, bo zakłada rozwój i wdrożenie nowych technologii przetwarzania węgla – w pierwszej kolejności produkcję paliwa bezdymnego, tzw. prakoksiku, w cenie brutto ok. 600 zł za tonę, a w drugiej kolejności procesowanie (zgazowanie pod ziemią) węgla w złożu i produkcję taniego polskiego syngazu, zapewniając przy tym na kilkaset lat bezpieczeństwo energetyczne Polski.

Obywatelski program radykalnie zmieniłby oblicze tej ziemi i poprawiłby sytuację polskiego górnictwa. Jednak, choć jest rewelacyjny, strona rządowa całkowicie go ignoruje. (…)

Przez kilka poprzednich lat prezentowaliśmy rządzącym, w tym ministrom, posłom, senatorom, samorządowcom nasze technologie. Było to jak przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę. Na „górze” nie podjęto żadnej decyzji, nie zechciano sprawdzić, czy to, co przedstawiamy, jest możliwe do wdrożenia, czy likwidacja smogu z użyciem sorbentu ER-1 daje rzeczywiście tak fantastyczne efekty. Deklaracje wyborcze o popieraniu inicjatyw obywatelskich okazały się w tym przypadku zwykłą farsą.

Ale dość biadolenia – nie chcieli nas w Polsce, to skierowaliśmy się do naszych południowych sąsiadów, czyli Czech i Słowacji. Tam, o dziwo, przyjęto nas z otwartymi rękoma – a jesteśmy przecież dla nich zupełnie obcy. Osiągnęliśmy porozumienie z dużą firmą z Czech i to tam na wielką skalę (kilkanaście tysięcy ton „uszlachetnionego” węgla) sprawdzą działanie sorbentu ER-1 w elektrowniach zawodowych.

Z kolei w dniu 21.05.2018 roku uzyskano zapewnienie o wsparciu rządu słowackiego dla naszych działań w walce ze smogiem i potwierdzono wolę przeprowadzenia badań i wdrożenia technologii współspalania węgla z sorbentem ER-1. Czy ta sytuacja nie powinna być powodem do wstydu dla polskiego rządu?

Na zakończenie wleję trochę optymizmu w serca Czytelników, przekazując dobrą wiadomość dla Polski. W gminie Rajcza w nadchodzącym sezonie grzewczym 2018/2019 zostanie uruchomiony kompleksowy program walki ze smogiem.

Przewiduje się, że piece węglowe zostaną poddane lekkiej modernizacji poprzez założenie do nich tzw. kierownicy powietrza, a do paliwa stałego będzie dodawany sorbent ER-1. Stanie się to dzięki Kazimierzowi Fujakowi, wójtowi Gminy Rajcza, który zainteresował się naszą technologią i zdecydował się (razem z dwoma pracownikami) pojechać na Śląsk, do Łazisk Górnych, by zobaczyć efekty działania sorbentu w zmodernizowanym piecu Bogdana Gizdonia. Pozytywny przebieg ww. eksperymentu skłonił go do przeprowadzenia prób najpierw u siebie w domu, a potem w kilkunastu piecach w Rajczy. I tak się to zaczęło. Technologia się sprawdziła, jest tania i dlatego powinna stać się wiodącą w Polsce, w walce z ograniczeniem emisji szkodliwych substancji do atmosfery.

Typuję teraz, że Gmina Rajcza będzie pierwszą w Polsce wolną od smogu, co przełoży się nie tylko na poprawę jakości życia jej mieszkańców, ale mam nadzieję, że przyciągnie też do niej o wiele więcej turystów niż to bywało w poprzednich latach.

Cały artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a III” znajduje się na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Jak pokonać smok(g)a III” na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl