Grupa Wyszehradzka i Izrael razem będą walczyć z terroryzmem. Szydło z Netanjahu o kryzysie imigracyjnym

Utworzenie dwóch grup roboczych: ds. walki z terroryzmem oraz wspierania współpracy technologicznej zapowiedzieli w środęszefowie rządów państw V4 i premier Izraela na spotkaniu w Budapeszcie.

„Premier Netanjahu wysunął propozycję, by utworzyć wspólną grupę roboczą ds. walki z terroryzmem. Przyjęliśmy ją” – poinformował gospodarz spotkania, premier Węgier Viktor Orban na wspólnej konferencji prasowej pięciorga premierów, w tym premier Polski Beata Szydło.

Dodał, że Netanjahu wystąpił też z postulatem utworzenia grupy roboczej ds. wspierania współpracy technologicznej. „Szczegóły wypracujemy” – zapowiedział Orban. [related id= „28107′]

Podkreślił, że tematem rozmów premierów V4 z Netanjahu były też stosunki Unii Europejskiej z Izraelem. „Stanowisko węgierskie było takie, że Unia Europejska powinna docenić wysiłki, które podejmuje Izrael na rzecz stabilizacji sytuacji w regionie i które leżą nie tylko w interesie Izraela, ale i Europy, bo chronią nas przed coraz to nowymi inwazjami migrantów” – oznajmił Orban.

Dodał, że uczestnicy spotkania, analizując stosunki UE i Izraela, stwierdzili też, że „nie są one wystarczająco racjonalne”. „Chcielibyśmy, aby stosunki UE i Izraela cechowała racjonalność i by zamiast potępiania Izraela otworzyła się brama do współpracy z Izraelem” – wskazał węgierski premier.

Z kolei premier Szydło wśród najważniejszych tematów rozmów V4 z Netanjahu wymieniła bezpieczeństwo i rozwój. „Trudno nie rozmawiać o poważniejszym kryzysie niż kryzysie migracyjnym, również rozmawialiśmy o możliwościach i walce, podejmowaniu wspólnych działań walki z terroryzmem” – relacjonowała.

Jak zaznaczyła, rozmowy z Netanjahu dotyczyły również kwestii rozwoju i wzajemnej współpracy gospodarczej. „Bardzo owocne spotkanie, rozmowy. Chcemy, żeby ta współpraca nadal się rozwijała” – zadeklarowała Szydło.

Podsumowując spotkanie z szefami rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, premier Izraela wskazał, że wszystkie pięć krajów to „pięć demokracji, które zmagają się z wieloma wyzwaniami”. Wśród tych wyzwań wymienił m.in. wojujący islamizm i terroryzm. „Izrael ma w tym względzie unikalną rolę do odegrania, to jest jedyne zachodnie państwo w regionie, jedyne państwo zdolne do ograniczenia i walki z tymi zagrożeniami” – podkreślił.

„Zaproponowałem więc utworzenie grupy roboczej, która wypracuje sposoby współdziałania w walce z rozwijającym się na świecie terroryzmem. Mam wrażenie, że razem zrobimy więcej” – dodał.

Netanjahu: obiektywnym interesem Europy jest współpraca z Izraelem w obszarze walki z terroryzmem

Według Netanjahu obiektywnym interesem Europy jest współpraca z Izraelem w obszarze walki z terroryzmem i poszukiwanie nowych technologii.

„Ucieszyło mnie stanowisko wyrażane przez kraje wyszehradzkie i potwierdzenie, że będą o tym mówić w UE (…). Nie będę tutaj krytykować Europy, ale chcę powiedzieć, że nie dostrzega się, iż Izrael to jest jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie, jedyne miejsce, gdzie chrześcijanie są bezpieczni” – oznajmił Netanjahu. „Izrael to jest bastion wartości europejskich i Zachodu w tym nie najłatwiejszym, mrocznym wręcz okresie” – dodał.

Według niego poprzez współpracę Unia Europejska i Izrael mogą sobie więcej zaoferować m.in. w dziedzinie bezpieczeństwa i technologii.

Netanjahu poinformował również, że wystosował zaproszenie do szefów rządów wyszehradzkiej czwórki na wspólne spotkanie w Jerozolimie w przyszłym roku, które zostało przyjęte.

Szef słowackiego rządu Roberto Fico podziękował Netanjahu za przekazanie – jak mówił – bardzo ważnych informacji dotyczących zmian w sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Natomiast premier Czech Bohuslav Sobotka podkreślił, że dwie grupy robocze, których powołanie zapowiedziano, mogłoby być finansowane także z funduszu wyszehradzkiego. Wśród możliwych obszarów współpracy z Izraelem Sobotka wymienił także m.in. cyberbezpieczeństwo.

Przed spotkaniem z premierem Izraela szefowie rządów państw V4 spotkali się we własnym gronie. Jak relacjonował na konferencji premier Węgier kraje Grupy Wyszehradzkiej zdecydowały się wystosować list do premiera Włoch w związku z kryzysem na Morzu Śródziemnym. Ponadto – dodał Orban – szefowie rządów V4 zgodzili się, że jedna z dwóch agencji unijnych (Europejski Urząd Nadzoru Bankowego i Europejska Agencja Leków – PAP), które do tej pory mieściły się w Londynie, powinny po Brexicie zostać przeniesione do jednego z krajów V4.

Szefowie rządów wyszehradzkiej czwórki dali również mandat w sprawie negocjacji z Francją dotyczących pracowników delegowanych premierowi Węgier oraz w sprawie rozmów z Komisją Europejską na temat „podwójnych standardów jakości żywności” premierowi Słowacji Robertowi Fico.

„W chwili obecnej te podwójne kryteria jakościowe dotyczące żywności stały się już naprawdę międzynarodowym skandalem, ludzie uważają, że to jest obelga, potwarz. Nie chodzi tylko o jakość, ale również o takie priorytety jak bezpieczeństwo dostaw żywności. Często to zagadnienie prowadzi do takich odczuć wśród opinii publicznej, że są obywatelami drugiej kategorii” – mówił Fico.

Beata Szydło zaznaczyła natomiast, że jest to kwestia nie tylko jakości produktów i możliwości producentów, ale przede wszystkim „zdrowia naszych obywateli”. „W naszej opinii KE musi tutaj zareagować i ten mandat do negocjacji w tej sprawie uzyskał od nas właśnie pan premier (Słowacji) Robert Fico” – podkreśliła.

Po wspólnej konferencji prasowej odbyło się śniadanie robocze premierów, po którym szefowa polskiego rządu udała się na dwustronne spotkanie z premierem Netanjahu.

Pierwszy szczyt w formacie V4+, od czasu kiedy prezydencję w Grupie Wyszehradzkiej objęły Węgry, odbył się na początku lipca. Wówczas premierzy państw V4 spotkali się z prezydentem Egiptu Abd el-Fatahem es-Sisim.

PAP/MoRo

Wiceszef KE Frans Timmermans chce uruchomienia wobec Polski art. 7 traktatu UE przewidującego sankcje

KE oznajmiła, że jest bliska uruchomienia art. 7 traktatu unijnego przewidującego sankcje, w związku z planowanymi w Polsce zmianami w sądownictwie, które zdaniem Timmmermansa zagrażają rządom prawa.

Wiceszef KE Frans Timmermans zapowiedział na konferencji prasowej w Brukseli, że w przyszłym tygodniu KE przygotuje procedurę o naruszenia prawa przez nasz kraj. Podkreślił, że Komisja jest też bliska uruchomienia art. 7. traktatu o UE. To tzw. opcja atomowa, na końcu której kraj może być objęty sankcjami.

Nałożenie sankcji na podstawie art. 7 nie jest jednak prostą sprawą. Unijne prawo przewiduje, że o uruchomienie tego przepisu unijnego traktatu może się zwrócić nie tylko Komisja Europejska, ale również Parlament Europejski lub jedna trzecia państw członkowskich. Kraje UE większością czterech piątych po uzyskaniu zgody PE mogą wówczas stwierdzić „istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” przez dany kraj wartości unijnych. Dopiero w kolejnym kroku Rada Europejska – czyli szefowie państw i rządów – może jednomyślnie otworzyć drogę do sankcji.

Jednak w styczniu 2016 r. premier Węgier Viktor Orban w wywiadzie dla węgierskiego radia publicznego powiedział, że jego kraj nigdy nie poprze ewentualnych unijnych sankcji przeciwko Polsce.

Ze słów unijnego komisarza wynika, że w przyszłym tygodniu KE przygotuje i uruchomi w przyspieszonym trybie zwykłą procedurę o naruszenie prawa UE. Ta, w odróżnieniu do procedury praworządności, nie wymaga akceptacji państw członkowskich, a może się skończyć sprawą przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

Jak mówił Timmermans, przyjęcie ustaw dotyczących zmian w wymiarze sprawiedliwości w Polsce oznaczałoby, że znalazłby się on pod pełną polityczną kontrolą rządu. Podkreślił, że ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, o sądach powszechnych i projekt ustawy o Sądzie Najwyższym stanowczo „wzmacniają systemowe zagrożenie dla rządów prawa” w Polsce.

„Każde z tych praw, jeśli będzie przyjęte, poważnie podważyłoby niezależność wymiaru sprawiedliwości. Razem zniosłoby niezależność sądownictwa i sprawiłoby, że znalazłoby się ono pod pełną polityczną kontrolą rządu” – oświadczył Timmermans.

Wiceszef KE przypomniał, że KE jeszcze w 2016 roku stwierdziła w swoich rekomendacjach, iż w Polsce występuje systemowe zagrożenie dla praworządności. „Obawy Komisji są podzielane zarówno przez Parlament Europejski, Radę UE (zasiadają w niej przedstawiciele państw członkowskich – PAP), Radę Europy, Komisję Wenecką i wielu innych niezależnych obserwatorów” – zaznaczył.

„Niedawne działania podjęte przez polskie władze w odniesieniu do systemu sprawiedliwości i sędziów znacznie wzmacniają zagrożenie dla praworządności” – dodał Timmermans, zaznaczając, że dlatego też KE zajęła się tą sprawą.

Jego zdaniem ustawy dotyczące wymiaru sprawiedliwości w Polsce wzbudzają też wątpliwości, jeśli chodzi o ich zgodność z prawem UE. Jak uzasadniał, polskie sądy, jak sądy wszystkich krajów członkowskich, muszą zapewniać skuteczne środki w przypadku złamania prawa UE. Jak tłumaczył, w takim przypadku działają one jak sądy UE.

„To ma potencjalne znaczenie dla wszystkich, którzy robią interesy w Polsce lub nawet odwiedzają ten kraj. Sądzę, że każdy obywatel, jeśli znalazłby się w sądzie, wolałby nie myśleć, czy dany sędzia nie będzie miał telefonu od ministra, z instrukcjami. Tak nie działają niezależne sądy” – argumentował Timmermans.

Wiceszef KE powiedział, że reformy wymiaru sprawiedliwości wzbudzają wątpliwości konstytucyjne, ale ich niezależna ocena konstytucyjna jest niemożliwa ze względu na obecną sytuację związaną z Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce.

Timmermans przypomniał, że w ramach procedury praworządności KE wystosowała opinie i dwie rekomendacje dotyczące sytuacji wokół TK. Jak wskazywał, legitymacja TK jest teraz poważnie osłabiona ze względu na to, że – jak mówił – nie zasiadają w nim wybrani prawidłowo sędziowie.

Wiceszef KE podkreślał, że polskie regulacje nie są jeszcze formalnie prawem i dlatego KE nie może jeszcze podjąć żadnych decyzji w ich sprawie. Zapowiedział przy tym szybkie przygotowanie rekomendacji w ramach procedury praworządności dla władz naszego kraju. Mają one być formalnie przyjęte przez kolegium komisarzy w przyszłym tygodniu.

Timmermans powiedział też, że zaprosił do Brukseli polskich ministrów i liczy, że przyjadą. „Gdy ostatni raz udałem się do Warszawy, było tak: jeżeli z kimś chce pan się spotkać, to może pana przyjąć sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. To nie jest odpowiednie zaproszenie do rozmów w zakresie praworządności w Polsce. Jestem do dyspozycji polskich ministrów 24 godziny na dobę. Zaprosiłem ich do Brukseli; liczę, że przyjmą zaproszenie” – powiedział wiceszef KE.

„Dwaj ministrowie mówią o mnie bardzo niepochlebnie. Mają do tego prawo w wolnym społeczeństwie, ale byłoby bardziej interesujące, gdyby porozmawiali ze mną i gdybyśmy znaleźli rozwiązanie problemów, które mamy” – dodał.

Dopytywany, czy uruchamiając art. 7 przeciwko Polsce, KE będzie potrafiła zebrać większość państw członkowskich, by uruchomić sankcje, Timmermansodpowiedział, że już na spotkaniu ministrów spraw europejskich krajów UE w maju br. większość państw członkowskich zwracała się do Polski, żeby wznowiła dialog z KE i ogromna większość poparła stanowisko KE.

„Nie widzieliśmy żadnych inicjatyw ze strony polskiej, żeby dialog wznowić. Proszę stronę polską, żeby przyjechała do Brukseli, byśmy to przedyskutowali. Jeśli to do niczego nie doprowadzi, KE nie będzie miała innego wyjścia, tylko podjąć kolejny krok. Wtedy będę starał się zyskać poparcie większości kwalifikowanej państw członkowskich. Nie mam pewności, że to poparcie uzyskam, ale nasze obawy są podzielane przez ogromną większość państw członkowskich” – powiedział.

Komisarz był też dopytywany o poprawki do zmian legislacyjnych, które zaproponował prezydent Andrzej Duda. „Odnotowałem poprawki zgłoszone przez prezydenta. Zobaczymy, co zrobi w tej sprawie parlament. Przeanalizujemy decyzję parlamentu” – powiedział. Dopytywany, czy Polska jego zdaniem wyjdzie z Unii Europejskiej, odpowiedział, że jego zdaniem nie.

PAP/MoRo

Francja wprowadza nadzwyczajne prerogatywy dla policji i kontrwywiadu wewnętrznego. Protesty lewicy i prawicy

Francuski Senat przyjął projekt prawa, które pozwoli na zapewnienie bezpieczeństwa w obliczu poważnego zagrożenia terrorystycznego. Prawo to wywołało wiele słów krytyki na lewicy i na prawicy.

Stan wyjątkowy został wprowadzony po zamachach w Paryżu w 2015 roku. Potem był kilkakrotnie przedłużany. Nie może jednak trwać w nieskończoność, dlatego Senat przyjął rządowy projekt, na mocy którego do konstytucji na stałe zostają wpisane przepisy zezwalające policji, a przede wszystkim kontrwywiadowi wewnętrznemu, na stosowanie specjalnych środków, mających uniemożliwić prowadzenie działalności terrorystycznej.

Chodzi między innymi o możliwość dokonywania rewizji zarówno w dzień, jak i w nocy, co w normalnych warunkach jest zabronione, a także decydowania o przymusowym areszcie domowym.

Przeciwko ustawie protestuje skrajna lewica komunistyczna i republikańska prawica. Do sprzeciwu dołączyły się też liczne organizacje ochrony praw człowieka, które uważają, że takie prawo może stanowić furtkę do naruszania swobód obywatelskich.

Nowe przepisy miałyby obowiązywać w miejsce stanu wyjątkowego, który zostałby zniesiony 1 listopada. Zgromadzenie Narodowe będzie głosowało nad nową ustawą w październiku.

Polskie Radio/MoRo

Rosyjska Duma atakuje Polskę. Ustawa antykomunistyczna „to bluźnierczy akt”, który „znieważa pamięć” Armii Czerwonej

Rosyjska Duma wystosowała apel, w którym określa ustawę zakazującą propagowania komunizmu jako bluźnierczy akt i oznajmia, że nie można wybaczyć tym, którzy znieważają pamięć żołnierzy Armii Czerwonej

W przyjętym dokumencie Duma oświadcza, że apel skierowany jest do parlamentów krajów europejskich i do międzynarodowych organizacji parlamentarnych „w związku ze znieważeniem pamięci żołnierzy poległych podczas wyzwalania Europy od nazizmu”.

Deputowani zwracają się „o zdecydowane potępienie coraz częstszych przypadków niszczenia i bezczeszczenia pomników i obiektów memorialnych wzniesionych ku czci żołnierzy państw koalicji antyhitlerowskiej”. „Nie można wybaczyć tym, którzy znieważają pamięć żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej, partyzantów, bojowników ruchu oporu, ofiar Holokaustu” – głosi apel.

„Na naszych oczach wzmaga się dążenie pozbawionych zasad polityków, by napisać historię na nowo i zrewidować rezultaty II wojny światowej. Nie można na przykład inaczej ocenić zapewnienia w Polsce, w ramach 'ustawy o dekomunizacji’ (…), możliwości rozbiórki i demontażu blisko 500 pomników i obiektów memorialnych wzniesionych dla uczczenia żołnierzy Armii Czerwonej” – głosi apel Dumy Państwowej.

W tekście mowa jest również o „bluźnierczym akcie władz polskich”, u którego podstaw leży „chęć umniejszenia decydującej roli Armii Czerwonej” w zwycięstwie nad nazizmem.

Apel przyjęty przez Dumę przygotowali: przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin, liderzy frakcji czterech partii zasiadających w Dumie i szef komisji spraw zagranicznych Dumy Leonid Słucki.

PAP/MoRo

 

Dzień 22. z 80/ Janusz Jakubów, były radny miejski / Czy zmiana z perspektywy Brzegu nad Odrą jest rzeczywiście dobra?

W powiecie nigdy nie było tylu skandali, co za PiS. Jeden z radnych stał się bohaterem filmiku, rejestrującego, jak przyjmuje 10-tysięczną łapówkę. Dwóch urzędników starostwa skazano za korupcję.

Dwudziestego drugiego dnia podróży po Polsce Radio WNET odwiedziło Brzeg na Dolnym Śląsku. Ekipa radiowa ulokowała się w bramie wjazdowej „Wawelu Śląska” – zamku Piastów Śląskich, w którym obecnie mieści się Muzeum Piastów Śląskich.

Gościem Poranka WNET był Janusz Jakubów, historyk, były radny Brzegu.

Na pytanie o zmiany w samorządzie miejskim po przejęciu władzy przez ekipę Beaty Szydło, Janusz Jakubów udzielił zaskakującej odpowiedzi, że zmiany są duże, ale na gorsze.

Stwierdził, że w powiecie brzeskim nigdy nie było tylu skandali, co ostatnio, za rządów PiS. Elitę PiS w Brzegu stanowią osoby, których dawniej nikt nie kojarzył z prawicą niepodległościową. Wtedy nie popierały ani lustracji, ani dekomunizacji. Wraz ze zmianą koniunktury ludzie ci zmienili barwy partyjne, przeszli do PiS i rządzą, a Brzeg stał się sławny z powodu afer korupcyjnych.

Jeden z radnych stał się bohaterem filmiku, rejestrującego, jak przyjmuje 10-tysięczną łapówkę. Dwóch urzędników starostwa skazano za korupcję. Szpital podupada, powiat musiał zwrócić do Skarbu Państwa źle naliczoną subwencję. [related id=29454]

– Szyldy się zmieniają, ludzie pozostają tam, gdzie władza – stwierdził filozoficznie historyk.

Janusz Jakubów walczył o przyłączenie, a właściwie powrót Brzegu do województwa wrocławskiego, zgodnie z granicami archidiecezji wrocławskiej. Miasto obecnie należy administracyjnie do województwa opolskiego, gdzie dominują Ślązacy i Niemcy. Tymczasem Brzeg zamieszkuje wielka liczba repatriantów z Kresów: z Tarnopola, Stanisławowa, Lwowa.

Establishment województwa opolskiego dyskryminuje, zdaniem Janusza Jakubowa, powiat brzeski. Pobliska Oława jest doinwestowana; Brzeg przeciwnie. Ludzie dojeżdżają do pracy do Oławy. W tamtej części województwa powstają drogi, szpitale. Młodzież opuszcza miasto w poszukiwaniu lepszego życia.

Działające kiedyś w Brzegu zakłady przemysłowe upadły. Była garbarnia, która produkowała wyroby sprzedawane w całej Polsce. Po przystąpieniu do programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych maszyny rozprzedano, a teren został wynajęty i użytkują go liczni najemcy.

Aktualne procedury nie ułatwiają przejścia do innego województwa. Nadzieje na zmianę były radny wiąże z zapowiadaną ustawą metropolitalną. Miasto powinno należeć do województwa wrocławskiego, ponieważ Brzeg zawsze był i pozostanie częścią Dolnego Śląska.

– Dobra zmiana? Czy coś się poprawiło? W Brzegu dzieje się coraz gorzej – skonkludował z goryczą Janusz Jakubów.

Całej rozmowy można posłuchać w części piątej Poranka Wnet z Brzegu.

MS

Dzień 22. z 80 / Paweł Mucha o ustawodawczej inicjatywie Prezydenta RP. Echa emocji sejmowych w Brzegu nad Odrą

Andrzej Duda od chwili wyboru na swoje stanowisko postępuje w sposób niezależny. Dobrze, że strona rządząca podejmuje merytoryczny dialog z prezydentem w sprawie reformy systemu sądownictwa w Polsce.

Prowadzący Poranek z Brzegu nad Odrą spędzają go w dużej części przy telefonie. Mało elegancka debata w Sejmie okazuje się na tyle interesująca, że sprawy najbardziej piastowskiego miasta na Dolnym Śląsku schodzą niestety na drugi plan.

Niewątpliwie reforma systemu wymiaru sprawiedliwości jest wydarzeniem na skalę krajową. Zwłaszcza, jeśli zabiera w niej głos Prezydent RP. Andrzej Duda zaproponował poprawkę do ustawy o Krajowej Radzie Sądowniczej. Stwierdził, że wybierani przez parlament sędziowie, którzy mają zsiadać w KRS, muszą zostać ustanowieni większością kwalifikowaną 3/5 głosów.

O decyzję prezydenta zabrania głosu w tej sprawie Radio Wnet zapytało Pawła Muchę, zastępcę szefa Kancelarii Prezydenta RP. [related id=31205]

– Prezydent uznał za zasadne rozwiązanie sporu. Postanowił pomóc w naprawie wymiaru sprawiedliwości w Polsce, jednocześnie usuwając powód wysuwanych przez opozycję zarzutów, że tylko jedno ugrupowanie polityczne będzie miało wpływ na wybór sędziów. Stąd decyzja prezydenta o większości kwalifikowanej – powiedział Paweł Mucha.

Paweł Mucha przypomniał, że ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa już wpłynęła do Kancelarii Prezydenta. Jedyne, co prezydent w tej sytuacji mógł zrobić, aby uspokoić emocje, to zaproponować wybór sędziów do KRS kwalifikowaną większością głosów, i to uczynił.[related id=29454]

Co do ustawy o Sądzie Najwyższym, to wprowadzone przez PiS poprawki gwarantują przyznanie kompetencji prezydentowi.

Poczynione przez PiS poprawki do obu ustaw Andrzej Duda przyjął z aprobatą. Jeśli chodzi o ustawę o Sądzie Najwyższym, złożenie podpisu pod nią prezydent warunkuje tym, czy zostanie przyjęta jego inicjatywa poprawki do ustawy o KRS.

Wiceszef prezydenckiej kancelarii został zapytany o to, czy pomaga prezydentowi być niezależnym podmiotem władzy państwowej. W odpowiedzi Paweł Mucha oświadczył, że prezydent od chwili wybrania jest niezależny i zawsze działał w taki sposób.

Powiedział też, że bardzo dobrze się stało, że PiS prowadzi merytoryczny dialog z prezydentem, uwzględniło jego stanowisko i podjęło odpowiednie działania; jak wiadomo, nie wszyscy posłowie przyjmują taką postawę.

Całą rozmowę z Pawłem Muchą można usłyszeć w części dziewiątej dzisiejszego Poranka Wnet.

MS

Dzień 22. z 80 / Brzeg nad Odrą / Bartłomiej Wróblewski – echa wczorajszej ostrej dyskusji w Sejmie nt. ustaw o KRS i SN

Determinacja PiS dotyczy przeprowadzenia zmian, a nie obrony jak niepodległości każdego zaproponowanego przez rząd zapisu. Chodzi o to, żeby przeprowadzić reformę, a nie postawić na swoim.

„Wyjątkowo trudną” i „niedobrą” nazwał doktor Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS, prawnik i konstytucjonalista, wczorajszą debatę sejmową na temat zmian w systemie polskiego wymiaru sprawiedliwości. Dotyczyła ona ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustawy o Sądzie Najwyższym. Jak powiedział rozmówca Łukasza Jankowskiego, opozycja starała się przeciągnąć i utrudnić debatę. Natężenie obstrukcji i „nieeleganckich” ataków z jej strony było wyjątkowo duże.

Jak powiedział poseł PiS, całe obrady upłynęły pod znakiem prowokacji, obrażania; naigrywano się nawet z nazwisk posłów PiS. Posłowie PO i Nowoczesnej podeszli w pewnym momencie do miejsca, w którym zasiada Jarosław Kaczyński; wyglądało to, według słów posła Wróblewskiego, na „chamską prowokację” i dążenie do awantury, nawet do rękoczynów.

Inicjatywa ustawodawcza prezydenta była zaskoczeniem dla wszystkich. Prawo i Sprawiedliwość nie spodziewało się propozycji poprawki prezydenta do ustawy o KRS, jednak jego wystąpienie zostało przyjęte z zaciekawieniem. Szybko udało się wypracować porozumienie między prezydentem a klubem PiS. Propozycję prezydenta odebrano jako próbę załagodzenia sporu politycznego.[related id=29444]

Prezydent oświadczył, że nie podpisze ustawy o KRS, jeśli nie zostanie uwzględniona w niej jego poprawka o wyborze sędziów członków Krajowej Rady Sądownictwa  większością 3/5 głosów, a więc większością kwalifikowaną.

W zamiarze prezydenta ma to zmusić rządzącą większość parlamentarną do szukania sprzymierzeńców wśród opozycji, co będzie budować lepszą atmosferę polityczną. Trudno przewidzieć, czy uda się w szeregach posłów opozycji znaleźć liczbę sprzymierzeńców potrzebną w głosowaniu, ale zdaniem posła Wróblewskiego, uwzględnienie tej poprawki przynajmniej stwarza taką nadzieję.

Bartłomiej Wróblewski przypomniał, że inicjatywa prezydenta wpisuje się we wcześniejsze propozycje PiS dotyczące poprawek do ustawy o Sądzie Najwyższym.

– Minister Ziobro i inni przedstawiciele naszego środowiska zapowiadali, że w ustawie o Sądzie Najwyższym zostaną przyjęte poprawki ograniczające wpływ Ministra Sprawiedliwości na kwestie personalne, a wzmacniające pozycję Krajowej Rady Sądownictwa.

W ustawie o ustroju sądów powszechnych, w której Bartłomiej Wróblewski reprezentował wnioskodawców – PiS – także postulowano wzmocnienie roli Krajowej Rady Sądownictwa. Niektóre z tych postulatów zostały uwzględnione. M.in. poseł Wróblewski zgłosił propozycję, aby w przypadku odwoływania prezesów sądów to KRS mogła zgłosić sprzeciw większością 2/3 głosów.[related id=29454]

Tak więc widać, że propozycja prezydenta wpisuje się w propozycje wzmocnienia pozycji ustrojowej zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa. Wcześniej Rada była zdominowana przez „korporacyjny czynnik sędziowski”. Obecnie zyska bardzo silną demokratyczną legitymację: sędziów KRS będzie wybierał parlament.

Na pytanie o zmiany w ustawie o Sądzie Najwyższym, które zmniejszyłyby prerogatywy Ministra Sprawiedliwości, poseł Wróblewski odpowiedział, że prace idą w kierunku odbierania opozycji argumentów i ulepszenia projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Propozycje dotyczą przeniesienia kompetencji, które opozycja krytykowała, gdyby miały przypaść Ministrowi Sprawiedliwości, na KRS i prezydenta.

Chodzi o wskazywanie tych sędziów, którzy w okresie przejściowym będą pełnić rolę sędziów Sądu Najwyższego, co oznacza, że w okresie reorganizacyjnym kompetencje personalne będą przesunięte w stronę ciała kolegialnego, jakim jest KRS. Nie będzie ich posiadał Minister Sprawiedliwości. Także regulamin Sądu Najwyższego będzie nadawał Prezydent, a nie Minister Sprawiedliwości.

Zdaniem Bartłomieja Wróblewskiego ustrojowo zmiany te idą w dobrym kierunku, a jednocześnie odbierają argumenty opozycji, która protestowała przeciwko reformie Sądu Najwyższego.

Oświadczenie premier, że PiS nie cofnie się ze swojego zamiaru reformy systemu sprawiedliwości, nie jest sprzeczne z propozycją prezydenta Dudy, ponieważ determinacja PiS dotyczy przeprowadzenia zmian, a nie obrony jak niepodległości każdego zaproponowanego przez rząd zapisu. Najważniejsze jest, żeby czynić projekty lepszymi wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.

Chodzi o to, żeby przeprowadzić reformę, a nie, żeby postawić na swoim.

Całej rozmowy z Bartłomiejem Wróblewskim można wysłuchać w części trzeciej Poranka Wnet z Brzegu nad Odrą.

MS

Szymon Giżyński/ Międzymorze – geopolityczna konieczność. Tym razem Polska chronić będzie Wschód przed islamem z Zachodu

Wspólna polityka państw Międzymorza utworzy w samym sercu Europy strefę spokoju i bezpieczeństwa o wielorakich aspektach: militarnym, gospodarczym, społecznym, kulturowym, nawet turystycznym.

To nie emancypacyjne tendencje Polski i innych zainteresowanych państw z obszaru ABC (Mórz: Adriatyckiego, Bałtyckiego, Czarnego) powołają do życia Międzymorze, tak potrzebne światu i jego bezpieczeństwu. Międzymorze jest miejscem porozumienia wielkich mocarstw na rzecz pokoju światowego. I to od wielkich mocarstw otrzyma Międzymorze gwarancję i zgodę na swe istnienie.

Z geopolitycznego punktu widzenia antagonistyczny komponent Niemiec zostanie zastąpiony przez komplementarno-koncyliacyjny segment Międzymorza, a samo Międzymorze zostanie wykreowane przez geopolityczne potrzeby Rosji, Chin i USA.

Dla Rosji Międzymorze stanowić będzie bufor ochronny przed islamem. W tym sposobie znajdzie zastosowanie strategia „odwróconego przedmurza” i w tym znaczeniu, i w rozumieniu Rosji i Rosjan określenie bufor zostanie poddane procesowi rehabilitacji. Tym razem Polska chronić będzie Wschód przed zislamizowanym Zachodem, a nie tak, jak było przed stuleciami i przez stulecia, kiedy broniliśmy Zachodu przed islamem.

Dla Chin ważne jest, by Niemcy od Rosji „coś” oddzielało. W przeciwnym razie niemiecko-rosyjski; atlantycko-pacyficzny wał, od Lizbony po Władywostok, bardzo utrudni Chinom nie tylko penetrację olbrzymich połaci syberyjskiej Rosji, ale przede wszystkim odgrywanie roli supergracza na obszarze Euroazji.

I wreszcie: dla USA praktyczne, realne gwarancje udzielone Międzymorzu znacznie pomniejszą koszty obrony Unii Europejskiej przed agresją ze strony Rosji, ponoszone przez Stany Zjednoczone. Wspierając Międzymorze, USA nie dopuszczą do konsolidacji – szalenie dla siebie groźnej – euroazjatyckiej koalicji: Chin, Rosji, Niemiec.

Wśród państw Międzymorza ważną, geopolityczną rolę odgrywają Węgry i Polska. Węgry Orbana pomagają przy budowie niemiecko-rosyjskiego bloku atlantycko-pacyficznego. W zamian za tę przysługę Węgry biorą od Rosji dobra i zaopatrzenie energetyczne, a od Niemiec – przyzwolenie na przymiarkę do (re)konstrukcji Austro-Węgier. Orban gra więc na styku i stara się wykorzystać dla swoich celów obie potęgi: Rosję i Niemcy. Zatem: Węgry Orbana są napędzane imperializmami Niemiec i Rosji, podczas gdy jeszcze do niedawna Polska Tuska i Kopacz podlegała demontażowi i wygaszaniu ze strony obu imperializmów: Rosji i Niemiec.

I tutaj pojawia się drugi obok interesów wielkich mocarstw: Chin, Rosji i USA czynnik konstytuujący Międzymorze. Islam.

Państwa Międzymorza w swej zwartej, reprezentatywnej grupie, na czele z Wyszehradem, nie chcą się dobrowolnie poddać islamizacji – w przeciwieństwie do krajów tzw. Europy Zachodniej – i nie godzą się na przyjmowanie muzułmańskich imigrantów. Wspólna polityka państw Międzymorza wobec islamskiego zagrożenia jest bardzo silnym, integracyjnym spoiwem. Nie tylko negatywnym, czyli reakcją na realne niebezpieczeństwo islamizacji, lecz przede wszystkim pozytywnym, poprzez utworzenie w samym sercu Europy istotnej ludnościowo i obszarowo sfery spokoju i bezpieczeństwa o wielorakich aspektach: militarnym, gospodarczym, społecznym, kulturowym, ba – nawet turystycznym.

Usytuowana w obrębie Międzymorza europejska strefa pokoju i bezpieczeństwa ułatwi wielkim mocarstwom: Chinom, Rosji i USA globalny balans ich interesów. A ambitnym państwom, takim jak – dla przykładu – Węgry i Polska, Międzymorze umożliwi odgrywanie ważnych ról w polityce międzynarodowej.

W przypadku Polski: bez rezygnacji z pełnionej funkcji najważniejszego na kontynencie europejskim sojusznika Stanów Zjednoczonych. W przypadku Węgier: z wykorzystaniem reminiscencji wspólnego z Rosją, kulturowego mitu „wielkiego stepu”.

Szymon Giżyński

Dzień 21. z 80 / Poranek z Zamościa / Jan Świst – prezes lokalnego przedsiębiorstwa przetwórstwa owocowo-warzywnego

Skarby ziemi zamojskiej – warzywa i owoce. Jak na tym specyficznym rynku radzi sobie przedsiębiorstwo z polskim kapitałem i czy rzeczywiście pieniądz nie ma narodowości – mówi prezes Chłodni Mors.

W 21 dniu swej osiemdziesięciodniowej podróży po Polsce Radio Wnet trafiło do Zamościa. Gościem Tomasza Wybranowskiego w studiu radiowym na zamojskim rynku u stóp ratusza był Jan Świst – prezes Chłodni Mors sp. z o.o., przedsiębiorstwa przetwórstwa owoców i warzyw.

Chłodnia Mors specjalizuje się w owocach miękkich – truskawkach, porzeczkach i malinach, których najwięcej uprawia się na Zamojszczyźnie. Skupuje także znaczne ilości warzyw, głównie kalafiorów, brokułów, cebuli, dyń i porów.

W tej branży każdy rok jest inny. W ubiegłym roku była susza, w tym jest dużo opadów i niższe temperatury – nie da się przewidzieć, czy będzie urodzaj i na jakie warzywa czy owoce. Nawet z dnia na dzień nie można zaplanować, ile i czego uda się kupić. Stale zmieniają się ceny, które są zależne od tego jaki jest urodzaj.

Przepisy państwowe i unijne preferują produkcję wielkotowarową. Obowiązują tzw. umowy sprzedażowe, w których każdy kupiony towar musi mieć gwarantowaną cenę. Takie przepisy są dobre w wypadku dużych gospodarstw, które otrzymują dopłaty unijne, są w stanie zaplanować produkcję. Tymczasem na Zamojszczyźnie przeważają niewielkie gospodarstwa rodzinne, w których obszar upraw warzyw czy owoców jest na tyle mały, że rolnik nie jest w stanie przewidzieć, czy opłaca mu się zawierać wymaganą przepisami umowę sprzedażową.

Obowiązujące przepisy pozostawiają małe pole manewru zarówno dla przedsiębiorstw skupujących warzywa i owoce, jak i dla rolników. Istnieje nakaz zawierania umów na cały asortyment płodów rolnych. Pozostawiono wprawdzie możliwość sprzedaży niewielkiej ilości  z tzw. wolnej ręki, ale rolnik, który z dnia na dzień chciałby sprzedać np. 50 kg świeżo zerwanych truskawek do Chłodni Mors, nie może tego zrobić, bo nie zawarł wcześniej umowy sprzedażowej. Zdaniem Jana Śwista sprawa ta powinna zostać skierowana do trybunału w Strasburgu, ponieważ jest to ewidentne ograniczenie prawa do wolnego handlu.

Jednak w ciągu ostatnich dwudziestu lat sytuacja rolnictwa i przetwórstwa na Zamojszczyźnie zdecydowanie zmieniła się na lepsze. Zniknęły uciążliwe, wielogodzinne kolejki przed skupami. Rolnicy przyjeżdżają ze swym towarem na konkretną godzinę i nie dlatego, że zmniejszyły się uprawy, tylko dlatego, że między innymi dzięki dopłatom unijnym potencjał przetwórczy został tak rozbudowany, że zakłady mogą przerobić każdą ilość surowca.[related id=29375]

Dawniej zakład decydował, czy kupi od rolnika towar i dyktował ceny. Dziś rolnicy mogą wybierać firmy, którym oferują swoje produkty. Z punktu widzenia zakładów przetwórczych nie jest to korzystne, gdyż nie da się zapewnić i przewidzieć ilości skupowanych owoców czy warzyw. Rynek rządzi, a rolnicy wolą sprzedawać na wolnym rynku; ryzykują, licząc na uzyskanie wyższej ceny.

Prawem wolnego rynku jest także i to, że podczas urodzaju ceny spadają. Rolnicy, jak powiedział prezes Świst, zwykle wówczas skarżą się w ministerstwie na zmowę cenową. Prezes twierdzi, że taka zmowa nawet nie jest możliwa. Według niego firma kieruje się wyłącznie swoimi możliwościami przetwórczymi i zależnie od nich zawiera tzw. umowy kontraktacyjne – przewidując, ile czego i jakiej jakości w przyszłym roku zakupi. W branży warzywnej da się to w miarę przewidzieć i rolnicy mają zapewnioną do pewnego stopnia stabilność cen.

Jednak jeśli chodzi o owoce – jest to w zasadzie niemożliwe. Wszelkie umowy, wymagane przecież przez unijne i państwowe prawo – są w znacznym stopniu teoretyczne, fikcyjne. To obraca się często przeciw rolnikom, bo nie mają żadnej gwarancji cenowej.

W ubiegłym roku, po suszy, wzrosły znacznie – o 30% – ceny kalafiorów i brokułów, których podaż była mniejsza niż zwykle. Z kolei w ostatnich latach ceny skupu czarnej porzeczki wahały się od 4 zł/kg do poniżej złotówki. Za to w tym roku, po przymrozkach, jest tylko 30% wiśni , których cena w tym roku skoczyła do 5 złotych za kilogram, a w poprzednich latach kształtowała się na poziomie 1,5-2 zł w skupach.

Wahania te są naturalne i, jak mówi prezes Świst, średnio ceny – mimo że nie są stabilne – pozostają w granicach opłacalności produkcji. Rolnicy zawsze mówią, że dokładają do upraw. – W takim razie z czego żyją? – pyta prezes zakładu przetwórczego.

Jan Świst mówił także o tym, dokąd sprzedaje swoje produkty jego Chłodnia Mors i jakie trudności na rynku polskim napotyka przedsiębiorstwo z kapitałem wyłącznie polskim. Jego zdaniem, wbrew temu, co się mówi – że pieniądz nie ma narodowości – niezupełnie okazuje się to prawdą, a przynajmniej w odniesieniu do współpracy ze sklepami wielkopowierzchniowymi.

Całej rozmowy Tomasza Wybranowskiego z Janem Świstem można wysłuchać w drugiej części Poranka Wnet z Zamościa.

MS

 

The Times: Włochy planują „opcję nuklearną”, aby rozwiązać u siebie coraz poważniejszy kryzys imigracyjny

Włochy mają zamiar dać wizy UE 200 000 mężczyzn. Planują tak rozwiązać kryzys spowodowany coraz bardziej rosnącą liczbą imigrantów ich kraju. Może to doprowadzić do likwidacji strefy Schengen.

Włochy zmagają się z coraz większymi problemami z powodu wciąż napływających imigrantów, przypominając  „zatkany lejek”, jak to ujęła gazeta „Corriere della Sera”.[related id=” 29358″]

Jak informuje włoski dziennik, na Półwysep Apeniński w tym roku ma trafić jeszcze 220-250 tysięcy imigrantów. Tymczasem nie wszystkie włoskie gminy są entuzjastycznie nastawione do przyjmowania kolejnych przybyszy. Szczególnie, że nie są to uchodźcy, tylko imigranci zarobkowi, przemycani do Włoch w nielegalny sposób najczęściej z Libii.

Włosi chcą w tym celu wykorzystać dyrektywę Rady Europejskiej 2001/55, która została opracowana po konfliktach na Bałkanach, aby dać czasowe europejskie pozwolenia na wjazd możliwie dużej liczbie przesiedleńców. Urzędnicy włoscy chcą na tej podstawie wydawać wizy dla okupujących ich kraj migrantów z Afryki Północnej, bowiem już w tym roku ponad 86 tys. imigrantów przebyło Morze Śródziemne i wylądowało we Włoszech.

Jak donosi „The Times” na ten krok zdecydowały się niektóre władze samorządowe ze względu na brak odzewu na liczne apele Włochów, którzy wielokrotnie prosili o wsparcie w tej kwestii kraje ościenne.

Jeśli Włosi rzeczywiście wyposażą 200 tys. uchodźców w tymczasowe wizy, może dojść do sytuacji, w której utrzymanie strefy Schengen stanie się nierealne – twierdzi ekspert Mattia Toaldo, starszy analityk z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, wypowiadający się dla „The Times” w tej sprawie.

The Times/ Monika Rotulska