Właśnie się dowiedziałem, że zapadła decyzja o ściągnięciu 10 000 naszych rodaków z Kazachstanu. Lepiej późno niż wcale

Wielu naszych zesłańców zostało i marzyło o powrocie do kraju, ale na próżno. Wszystkie nasze rządy były wręcz wrogo nastawione do Polaków za granicą i robiły co mogły, żeby im uniemożliwić powrót.

Lech Jęczmyk

Wielu Polaków, nie mogąc się doczekać działań ze strony Państwa Polskiego (innych niż utrudnianie wyjazdu), podało się za Rosjan i wyjechało do Rosji. Spora grupa przeniosła się, żeby być jak najbliżej Polski, do enklawy Królewieckiej tuż przy naszej granicy. Tutaj, korzystając z małego ruchu przygranicznego, nawiązali kontakt z Polakami po naszej stronie i zaczęło się lokalne ożywienie gospodarcze, które władze polskie wkrótce zdusiły, żeby „zrobić na złość Rosji”.

Kilka lat temu gościłem chłopaka z Kazachstanu w ramach wymiany kościelnej. Od progu spytał mnie, gdzie mam komputer i jaki mam samochód. Musiałem go rozczarować. Później dowiedziałem się, że spędza w szkole dziesięć godzin dziennie, ma dwa przedmioty o rozszerzonym programie i zna kilka języków: polski (b. dobrze), kazachski, rosyjski i niemiecki. Co z takim zrobić, gdyby przyjechał do Polski, żeby go nie zdegradować? Ile mamy takich szkół?

Niemcy ściągnęli swoich z Kazachstanu i osadzili ich w blokach mieszkalnych, gdzie kontynuują radziecki styl życia, nie integrując się z resztą społeczeństwa. Są takimi przedwczesnymi emerytami, siedzą przy stolikach na podwórku i grają w szachy lub warcaby. Tymczasem Polska za Gomułki (to znaczy po 1956 roku) ściągnęła ze Związku Sowieckiego masę Polaków, którzy prawie od razu szli do szkół i na wyższe uczelnie, gdzie szybko zostawali włączeni w życie społeczeństwa.

Właśnie się dowiedziałem, że zapadła decyzja o ściągnięciu dziesięciu tysięcy naszych rodaków z Kazachstanu. Lepiej późno niż wcale, ale proszę gorąco naszych ważnych panów urzędników i panie urzędniczki, żeby nie robili tym ludziom krzywdy, żeby ich traktowali jak rekonwalescentów. I żeby Polacy tutejsi okazywali im serce. (…)

Cały artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Kazachstan, mon amour” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Kazachstan, mon amour” na s. 2 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wyborcami są również Polacy, którzy żyją we Francji czy w Niemczech i rządzący w tych krajach powinni usłyszeć ich głos

Decyzje, które zostaną podjęte w Brukseli w najbliższych tygodniach i miesiącach, będą miały dla Polski taką samą wagę i znaczenie, jak traktat akcesyjny do UE, który podpisaliśmy 15 lat temu.

Zbigniew Stefanik

Amerykański prezydent z wizytą w Warszawie podkreślił kilkakrotnie, iż wielu Polaków oddało na niego głos w zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Trump dał wyraźnie do zrozumienia, że jego obecność w Polsce jest związana z tym, iż „Poloamerykanie” masowo udzielają mu swojego poparcia. (…) A więc wizyta Donalda Trumpa uczy nas jednej bardzo istotnej rzeczy: Polonia amerykańska jako taka stanowi istotną grupę, z którą liczy się amerykański prezydent.

Krótko mówiąc, zdaje się, że Polonia w Stanach Zjednoczonych to siła, z którą liczą się rządzący w tym kraju. To bardzo duży atut Polski, polskiego państwa i jego rządzących, albowiem amerykańska Polonia może wspomóc polski rząd w realizacji strategicznych celów Rzeczpospolitej poprzez lobbowanie w USA na rzecz Polski i jej bezpieczeństwa. Niestety w krajach Europy Zachodniej sytuacja wygląda diametralnie inaczej… (…)

Niepewna staje się ekonomiczna przyszłość polskich podmiotów gospodarczych, a polscy przedsiębiorcy mają powody do obaw. Powinni czuć się oni zagrożeni, i to nawet bardzo, ponieważ francuski prezydent Emmanuel Macron dąży do obalenia dotychczasowych zasad panujących na rynku wspólnotowym Unii Europejskiej. W dodatku w kwestii niekorzystnych zmian wymierzonych w przedsiębiorców z Europy Środkowej (głownie polskich) za Macronem stoją nie słowa, tylko czyny.

W ramach walki z tak zwanym dumpingiem społecznym 31 maja bieżącego roku Komisja Europejska przyjęła projekt dyrektywy. Zakłada on, że każdy pracownik czy przedsiębiorstwo pracujące czy świadczące usługi w innym kraju UE niż jego kraj rodzimy będzie musiało świadczyć te usługi zgodnie z zasadami płacowymi obowiązującymi w państwie, na rynku którego operuje, od czwartego dnia gospodarczej działalności poza granicami swojego kraju pochodzenia. Przykładowo polska firma transportowa świadcząca usługi we Francji od czwartego dnia swojej działalności na rynku francuskim będzie musiała płacić wszystkie składki pracownicze we Francji zgodnie z francuskimi zasadami.

Ponadto polska firma świadcząca usługi we Francji będzie musiała wykazać, że jej pracownicy zarabiają co najmniej minimalną stawkę krajową obowiązującą we Francji. Jeśli projekt rzeczonej dyrektywy miałby zostać przyjęty, wówczas godzina pracy jednego pracownika we Francji będzie kosztowała polskiego przedsiębiorcę świadczącego usługi w tym państwie co najmniej 18 euro brutto, to jest ok. 80 złotych. (…)

Dzisiaj polscy przedsiębiorcy z branży transportowej posiadają, wedle różnych szacunków, około 25 procent rynku transportowego Unii Europejskiej. Polska staje się prawdziwym transportowym gigantem w UE, a polskie małe i średnie firmy transportowe, czy przynajmniej ich część, mają duże szanse na to, aby za 10–15 lat stać się potężnymi korporacjami – głównymi rozgrywającymi na rynku transportowym Unii Europejskiej. (…)

Działania podejmowane przez Paryż, Berlin i obecnie Komisję Europejską idą w kierunku, aby zapobiec spadkowi konkurencyjności i znaczeniu zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych. Niestety w koncepcji Macrona i – jak może się zdawać – Jeana-Claude’a Junckera walka o konkurencyjność i znaczenie na rynku wspólnotowym zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych ma odbyć się kosztem krajów środkowoeuropejskich i wywodzących się z nich przedsiębiorstw i przedsiębiorców. (…)

Ta sprawa dotyczy wszystkich Polaków, bez względu na ich poglądy polityczne oraz ich stosunek do integracji europejskiej. Dotyczy zarówno Polaków żyjących w Polsce, jak i tych poza granicami Rzeczpospolitej. Musimy mieć tego świadomość. Teraz, właśnie teraz Polska i Polacy mogą bronić swoich praw jako równoprawny członek UE, albo teraz mogą przegrać wszystko. Jeśli przegrają tę batalię, to konsekwencje tej klęski będą odczuwali przez kolejnych kilkadziesiąt lat. (…)

W tej walce Polonia może i powinna odegrać znaczącą rolę. W zachodniej Europie żyją miliony Polaków. Ci Polacy muszą dziś wznieść się ponad swoje animozje i podziały polityczne, albowiem równoprawne członkostwo w UE dla Polski, albowiem zachowanie w UE zasady wolnego przepływu usług pomiędzy państwami UE to dla Polski i Polaków kwestia gospodarczego być albo nie być na następnych kilkadziesiąt lat! (…)

Polacy za granicą muszą lobbować na rzecz powstrzymania wyżej omawianych zmian w UE. Polacy żyjący w Europie muszą w tej kwestii działać wspólnie. Mówić w tej kwestii jednym głosem. Być może wspólnie organizować manifestacje i pikiety przeciwko tym niekorzystnym dla nas – dla nas wszystkich – zmianom. Polskie „NIE!” musi wybrzmieć w Europie Zachodniej. Nie tylko „Poloamerykanie” są wyborcami. Wyborcami są również ci Polacy, którzy żyją we Francji czy w Niemczech i rządzący w tych krajach powinni usłyszeć ich głos.

Donald Trump usłyszał głos Polaków żyjących i glosujących w Stanach-Zjednoczonych. Czy głos Polaków żyjących we Francji czy w Niemczech usłyszą Emmanuel Macron i Angela Merkel? Z pewnością tak, ale pod warunkiem, że Polacy żyjący we Francji, w Niemczech, w szeroko pojętej Europie Zachodniej zjednoczą się ponad podziałami i jednym głosem powiedzą: nie! Nie – dla niekorzystnych dla Polski i Polaków zmian w UE.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” na s. 10 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Włochy: Aparat bezpieczeństwa postawiony w stan najwyższej gotowości po ataku terrorystycznym w Barcelonie 

Po zamachu w Barcelonie aparat bezpieczeństwa we Włoszech został „uwrażliwiony” – podały media, powołując się na MSW. Środków bezpieczeństwa nie podniesiono, bo są już na najwyższym poziomie.

Po zamachu w Barcelonie w czwartek aparat bezpieczeństwa we Włoszech został „uwrażliwiony” – podały media, powołując się na MSW. Środków bezpieczeństwa nie podniesiono, bo – jak się wyjaśnia – w związku z zagrożeniem terrorystycznym już są na najwyższym poziomie.
Sytuacja we Włoszech jest stale monitorowana przez służby wywiadu i siły policji, także we współpracy ze stroną hiszpańską – podkreślono, cytując źródła w MSW.

Na piątek rano minister spraw wewnętrznych Marco Minniti zwołał nadzwyczajne posiedzenie działającego przy resorcie komitetu analizy strategii walki z terroryzmem. W obradach udział wezmą szefowie sił policji i służb wywiadowczych.

Minister spraw zagranicznych Angelino Alfano ogłosił, że do Barcelony wysłany zostanie specjalny zespół kryzysowy, by udzielić wszelkiej pomocy obywatelom włoskim. MSZ w Rzymie nie wyklucza, że wśród ofiar mogą być Włosi.

PAP/MoRo

Atak Państwa Islamskiego. W trzynaście lat po zamachu w Madrycie terroryzm znów uderza w Hiszpanię

13 lat po zamachu w Madrycie, który spowodował około 200 ofiar śmiertelnych, Hiszpania znów w żałobie. Terrorysta IS za kierownicą furgonetki wjechał w tłum na reprezentacyjnym deptaku Barcelony.

Było około godziny 17. Młody mężczyzna w białej koszuli za kierownicą furgonetki wjechał na środkowy chodnik bulwaru od strony placu Katalońskiego, rozjeżdżając wszystkich pieszych na swej drodze – powiedział reporterowi hiszpańskiej telewizji TV3 naoczny świadek wydarzeń, taksówkarz Oscar Cano.

Według jego relacji zamachowiec przejechał 300-350 metrów chodnikiem, pozostawiając za sobą na całej trasie przejazdu rannych lub zabitych.

Narzędziem zbrodni był biały dostawczy fiat. Według policji terrorysta przejechał nim bulwarem La Rambla od placu Katalońskiego w centrum Barcelony dwukrotnie dłuższą trasę: 600 metrów.

Jak zwykle w pełni sezonu turystycznego bulwar był zatłoczony. Rocznie odwiedza ten „salon Barcelony” około stu milionów osób.

Straż miejska i katalońska policja pojawiły się na miejscu ataku w ciągu kilku minut – odnotował w internetowym wydaniu największy hiszpański dziennik „El Pais”.

Panika w ciągu niewielu minut ogarnęła całe centrum stolicy Katalonii, przechodnie kryli się w sklepach i restauracjach. W niektórych lokalach zabarykadowano drzwi, w związku z czym pojawiły się zdementowane później informacje o tym, że napastnik zabarykadował się w restauracji, biorąc zakładników.

Pierwsze depesze prasowe donosiły o jednym zabitym i 32 rannych. Co do ich liczby przez wiele godzin pojawiały się sprzeczne informacje. Wieczorem policja podała, że zginęło 13 osób, a 80 jest rannych.

Rząd ogłosił dla całego kraju alarm czwartego stopnia (najwyższy jest piąty). Premier Mariano Rajoy udał się do Barcelony.

PAP/MoRo

Atak Państwa Islamskiego w Hiszpanii: 13 ofiar śmiertelnych, ponad 100 rannych w zamachu w Barcelonie

Co najmniej 13 osób zginęło, a ponad 100 zostało rannych w zamachu z użyciem furgonetki na ulicy La Rambla w Barcelonie – podały katalońskie władze. Do przeprowadzenia ataku przyznało się IS.

[related id=34952]

Na konferencji prasowej Joquin Forn z ministerstwa spraw wewnętrznych regionalnego rządu Katalonii, poinformował o stratach w ludziach i zastrzegł, że bilans ofiar może wzrosnąć.

Związana z Państwem Islamskim (IS) agencja informacyjna Amaq zamieściła oświadczenie tej organizacji, w którym przyznaje się ona do zorganizowania zamachu. „Sprawcy ataku w Barcelonie byli żołnierzami IS” – głosi komunikat.

„Operacja została przeprowadzona w odpowiedzi na wezwania, by za cel obierać państwa koalicji” – podaje Amaq; chodzi o kraje wchodzące w skład koalicji walczącej w Iraku i Syrii z Państwem Islamskim pod egidą Stanów Zjednoczonych. Nadal nie wiadomo, ilu zamachowców wzięło udział w ataku.

Wcześniej dziennik „El Pais” informował o 10, a radio Cadena Ser o 13 ofiarach śmiertelnych. Świadkowie zdarzenia mówią o dziesiątkach poszkodowanych.

[related id=34961]Hiszpańska policja potwierdziła, że w Barcelonie doszło do ataku terrorystycznego. Biała furgonetka wjechała na chodnik popularnej wśród turystów ulicy La Rambla w centrum miasta, potrącając kilkadziesiąt osób. Kierowca uciekł z miejsca wypadku.

Służby bezpieczeństwa poinformowały o zatrzymaniu dwóch osób podejrzanych o udział w zamachu. Nie wiadomo, ilu zamachowców wzięło udział w ataku. Z kolei agencja Reutera podała, że jedna osoba podejrzana o udział w zamachu zginęła w wymianie ognia z policjantami. Jak informuje lokalna gazeta „La Vanguardia”, do strzelaniny doszło w leżącym pod Barceloną mieście Sant Just Desvern.

Katalońska policja zdementowała wcześniejsze medialne doniesienia o tym, że dwóch zamachowców zabarykadowało się w tureckiej restauracji i wzięło zakładników.

„Nie ma nikogo w żadnej restauracji w Barcelonie. Aresztowaliśmy jedną osobę, którą uznajemy za terrorystę” – podała policja na Twitterze. Wieczorem władze poinformowały o zatrzymaniu drugiej osoby powiązanej z atakiem. Nie wiadomo, czy wśród aresztowanych jest Driss Oukabir, którego policja podejrzewa o wypożyczenie furgonetki użytej w ataku terrorystycznym. Jego zdjęcie zostało upublicznione przez hiszpańskie służby.

Wieczorem hiszpańska policja znalazła w mieście Vic, 70 km od stolicy Katalonii, drugą furgonetkę powiązaną z zamachem.

fot. PAP/EPA Maghrebi Driss Oukabir, osoba, która wynajęła samochód, którym dokonano zamachu terrorystycznego w Barcelonie

Po ataku w centrum Barcelony służby bezpieczeństwa wezwały do opuszczenia miejsca zamachu i zaapelowały o nieużywanie telefonów komórkowych. Zamknięto pobliskie stacje metra oraz sklepy.

Premier Hiszpanii Mariano Rajoy udał się na miejsce tragedii. Rajoy poinformował, że zajmie się w Barcelonie koordynacją akcji mających na celu zapewnienie maksimum bezpieczeństwa i pomoc dla osób poszkodowanych w zamachu, a także ujęcie sprawców.

Burmistrz Barcelony Ada Colau powiedziała, że miasto uczci w piątek w południe ofiary zamachu minutą ciszy.

Głosy potępienia zamachu w Barcelonie napływają z całego świata. „Znów niewinni ludzie zabici i ranni w zamachu. Żal i współczucie dla Poszkodowanych i ich Bliskich” – napisał w czwartek wieczorem na Twitterze prezydent Andrzej Duda.Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, szef Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani i przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker potępili sprawców tego ataku i przekazali wyrazy współczucia ofiarom zamachu i ich rodzinom. Prezydent Francji Emmanuel Macron oznajmił, że Francja solidaryzuje się z Hiszpanią po zamachu w Barcelonie. „Straszliwy atak” potępiła też kanclerz Niemiec Angela Merkel. Putin również potępił zamach i podkreślił konieczność walki z terroryzmem. Premier Theresa May powiedziała, że W. Brytania łączy się z Hiszpanią w walce z terroryzmem. Z kolei prezydent Donald Trump napisał na Twitterze, że potępia zamach w Barcelonie, i zapewnił, że USA uczynią wszystko, by pomóc Hiszpanii. Bliskość z narodem hiszpańskim wyraził też papież Franciszek.

PAP/MoRo

 

Litewski politolog z Centrum Studiów Europy Wschodniej Linas Kojala: możliwość prowokacji podczas ćwiczeń Zapad-2017

Możliwość prowokacji podczas rosyjsko-białoruskich ćwiczeń Zapad-2017 i brak przejrzystości w przygotowaniach do tych manewrów wzbudzają niepokój na Litwie – powiedział dyrektor CSEW Linas Kojala.

[related id=31554]

Ćwiczenia Zapad-2017 mają odbyć się w dniach 14-20 września. Politolog zaznaczył jednak, że Litwa jak nigdy dotąd czuje się bezpieczna, a w społeczeństwie nie odczuwa się napięcia.

Kojala przypomniał, że od kilku lat w regionie trwa proces wzmacniania bezpieczeństwa dzięki staraniom poszczególnych państw. W tym kontekście zwrócił też uwagę na zwiększenie obecności NATO. Dowództwo Sojuszu Północnoatlantyckiego niejednokrotnie podkreślało, że Litwa, Łotwa, Estonia, a także Polska są pełnoprawnymi członkami NATO, a Sojusz będzie bacznie przyglądał się sytuacji.

„Prowokacje i możliwość demonstracji siły poprzez wtargnięcie na teren państw bałtyckich podczas tych ćwiczeń wzbudzają niepokój. Niepokoi też brak informacji na przykład jeśli chodzi o liczbę żołnierzy biorących udział w tych ćwiczeniach: 13 tysięcy, czy 100 tysięcy” – oświadczył Kojala.

„Zrobiono naprawdę wiele i dzisiaj możemy czuć się znaczniej bezpieczniej aniżeli przed wybuchem konfliktu na Ukrainie” – uważa politolog.

Ostatnie sondaże opinii wskazują, że Litwini największe zagrożenie dla bezpieczeństwa swego kraju widzą w wysokim poziomie emigracji i bezrobociu. Zagrożenie rosyjską inwazją wojskową dostrzega tylko 21 proc.

„Taki wynik zawdzięczamy właśnie poczynionym staraniom w ostatnich latach w celu wzmocnienia siły obronnej” – powiedział Kojala. Przypomniał, że w 2014 roku, tuż po aneksji ukraińskiego Krymu, 80 proc. respondentów na Litwie obawiało się rosyjskiej inwazji.

PAP/MoRo

Raport Krymskiej Grupy Praw Człowieka: militaryzacja zaanektowanego przez Rosję Krymu zagrożeniem dla praw człowieka

Ukraińscy obrońcy praw człowieka alarmują o postępującej militaryzacji zaanektowanego przez Rosję Krymu, co negatywnie wpływa na życie ludności i prowadzi do ograniczania jej podstawowych swobód.

Raport w tej sprawie opracowała działająca na Ukrainie Krymska Grupa Praw Człowieka. Według niej na półwyspie rośnie liczba przestępstw, popełnianych na ludności cywilnej przez rosyjskich żołnierzy i tzw. rosyjską samoobronę, oraz szerzy się propaganda nienawiści i kultu przemocy w placówkach oświatowych.

„W ciągu 3,5 roku okupacji Krymu odnotowaliśmy wiele przypadków łamania praw człowieka, w czym uczestniczyli zarówno wojskowi Federacji Rosyjskiej, jak i przedstawiciele ugrupowań paramilitarnych. Wśród tych przypadków było przejmowanie własności prywatnej obywateli Ukrainy, w tym mieszkań należących do ukraińskich wojskowych, oraz własności prywatnych przedsiębiorców” – mówi współautorka raportu Iryna Siedowa.

„Ugrupowania paramilitarne, Kozacy i tzw. samoobrona Krymu, dopuszczają się ciężkich przestępstw, wśród których są zabójstwa, porwania i tortury. Rosyjskie władze wykorzystują także te struktury do napaści i zastraszania wszystkich, którzy nie zgadzają się z polityką Kremla” – dodaje Siedowa.

Krymska Grupa Praw Człowieka zwraca uwagę, że sprawcy tych przestępstw nie są ścigani przez rosyjskie władze na Krymie, a ugrupowania paramilitarne finansowane są z budżetu półwyspu.

Grupa zaznaczyła także w swoim raporcie, że wbrew prawu międzynarodowemu mieszkańcy Krymu powoływani są do rosyjskiej armii, co – jej zdaniem – jest poważnym naruszeniem przyjętych na świecie norm.

Druga część raportu mówi o militaryzacji życia społecznego na Krymie, która dotyczy przede wszystkim oświaty.

„Propaganda nienawiści i kult przemocy stały się częścią edukacji dzieci, które nauczane są w szkołach walki o Rosję z bronią w ręku” – czytamy.

„Dzieciom narzucana jest wyłącznie rosyjska tożsamość, co prowadzi do utraty związków z państwem ich urodzenia i obywatelstwa, Ukrainą” – podkreśliła szefowa Krymskiej Grupy Olha Skrypnyk.

Po prezentacji na Ukrainie dokument, który przygotowała Grupa, będzie rozpowszechniany w instytucjach i organizacjach międzynarodowych, a zawarte w nim fakty będą dowodami w procesach przeciwko Rosji – oświadczyli autorzy raportu.

Rosja zajęła należący do Ukrainy Krym w 2014 roku w następstwie interwencji militarnej i referendum, którego wyników nie uznały ani władze w Kijowie, ani Zachód. Zgodnie z prawem międzynarodowym Krym pozostaje częścią terytorium Ukrainy.

PAP/MoRo

Ambasadorzy Polski, Izraela, Holandii i Słowacji w Moskwie na dywaniku w MSZ Rosji w sprawie budowy muzeum w Sobiborze

Rosyjskie MSZ wezwało ambasadorów na rozmowę w sprawie wykluczenia Rosji z projektu budowy muzeum w byłym niemieckim obozie zagłady w Sobiborze – poinformowała rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa.

[related id=32594]”Mniej nas zdziwiło stanowisko oficjalnej Warszawy, w tej kwestii jej rusofobiczna polityka i dążenie do antyrosyjskiego rewizjonizmu historycznego jest wszystkim od dawna znane. Jednak jest to niezrozumiałe i zadziwiające, z jaką lekkością nasi niedoszli partnerzy – Holandia, Słowacja i Izrael – zmienili swoją pozycję dotyczącą rosyjskiego udziału (w budowie muzeum – PAP)” – powiedziała Zacharowa.

„W związku z tym byliśmy zmuszeni zaprosić szefów misji dyplomatycznych wspomnianych krajów (…) na poważną rozmowę do rosyjskiego MSZ” – powiedziała podczas czwartkowego briefingu rzeczniczka.

„Uważamy decyzję Komitetu Sterującego, która odpowiada za budowę odnowionego muzeum na miejscu byłego nazistowskiego obozu śmierci Sobibór, o niedopuszczeniu Rosji do udziału w projekcie, za skandaliczny fakt historycznej amnezji” – oświadczyła Zacharowa.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poinformowało 1 sierpnia, że Międzynarodowy Komitet Sterujący projektem utworzenia nowego Muzeum–Miejsca Pamięci na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady w Sobiborze podjął jednogłośną decyzję o kontynuowaniu współpracy w dotychczasowym składzie. Była to odpowiedź na postawiony władzom polskim w komunikacie rosyjskiego MSZ zarzut odmowy zaangażowania Rosji do projektu Muzeum – Miejsca Pamięci na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady.

Według Moskwy „podjęto decyzję amoralną z punktu widzenia prawdy historycznej”. W oświadczeniu zarzucono stronie polskiej, iż „pod rozmaitymi pretekstami” wiązała udział Rosji w projekcie „z coraz to nowymi warunkami, o których strona rosyjska nie została powiadomiona”.

„Rosji nie dopuszczono, wstydliwie odżegnując się od wysłanego wcześniej zaproszenia, choć wielokrotnie potwierdzaliśmy gotowość wniesienia swojego wkładu, w tym znacznego wkładu finansowego, w budowę memoriału upamiętniającego więźniów tej hitlerowskiej fabryki śmierci” – powiedziała w czwartek Zacharowa.

Obóz zagłady „SS – Sonderkommando Sobibór” powstał w 1942 roku w ramach „Akcji Reinhardt”, której celem była likwidacja ludności żydowskiej. Na jego miejsce wybrano obszar położony wśród bagien i lasów, w pobliżu linii kolejowej Włodawa-Chełm, ok. 4 km od wsi Sobibór.

Liczba wszystkich ofiar tego obozu zagłady nie jest znana. Szacuje się, że od marca 1942 roku do października 1943 roku Niemcy wymordowali co najmniej 250 tys. Żydów pochodzących głównie z Polski, ale również z Holandii, Czech, Słowacji, okupowanych terenów ZSRR, Niemiec i Francji, a także ok. 1000 Polaków.

14 października 1943 roku w obozie wybuchł zbrojny bunt. Ponad 360 więźniów podjęło próbę ucieczki, ale ostatecznie tylko 42 uciekinierom udało się dożyć do końca wojny. Po powstaniu hitlerowcy zlikwidowali obóz – baraki i komory gazowe zostały rozebrane, na terenie obozu posadzono las.

Pierwsze inicjatywy upamiętnienia tego miejsca kaźni podjęto na początku lat 60. XX w.; w 1965 r. odsłonięto tu pomnik, który w pierwszej połowie lat 80. został przebudowany. W 1993 r. na terenie byłego obozu w Sobiborze utworzono niewielkie muzeum. W 2012 r. stało się ono oddziałem Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie.

Obecnie trwają prace związane z budową nowego muzeum i innego zagospodarowania miejsca pamięci w Sobiborze, prowadzone przez Państwowe Muzeum na Majdanku we współpracy z Fundacją Polsko-Niemieckie Pojednanie. 11 sierpnia na terenie byłego obozu rozpoczęła się budowa budynku muzealnego.

Utworzenie Muzeum – Miejsca Pamięci na terenie byłego obozu zagłady w Sobiborze to inicjatywa podjęta przez Polskę, Holandię, Izrael i Słowację we wrześniu 2008 r. Kierunki oraz zadania dla poszczególnych etapów projektu wytycza Komitet Sterujący złożony z przedstawicieli państw-uczestników projektu.

PAP/MoRo

A!!! Król jest nagi! – czyli totalne zaskoczenie dziennikarza „Die Welt” podwójnymi standardami unijnymi wobec Polski

Schümer zwraca uwagę na podstawowe rzeczy, które człowieka myślącego zaczynają irytować, a które innym nie zakłócają jeszcze spokoju: dlaczego Bruksela narzuca rozwiązania krajom na wschodzie UE?

[related id=34901]Artykuł Dirka Schümera w „Die Welt” o Unii Europejskiej, która stosuje podwójne standardy, jest dla naszego korespondenta z Niemiec Jana Bogatki symptomatyczny.

– Wydaje mi się, że wreszcie chciał on napisać coś poprawnego na temat stosunków polsko-niemieckich. Tylko że autor rzeczonego artykułu tak dużo czyta niemieckiej prasy, słucha niemieckiego radia i ogląda niemieckiej telewizji, że się sam w tym gubi – ocenił Jan Bogatko. – Schümer pisze w „Die Welt”, że Unia, ganiąc kraje wschodniej Europy, często postępuje w ten sam sposób, co karbowy w minionych czasach, poganiając pracowników – niewolników junkra.

Zwrócił uwagę, że Dirk Schümer, posługując się terminem Europa Wschodnia, który został do końca przecież zdefiniowany już jakiś czas temu, tak naprawdę nie wie, co on oznacza. Wyjaśnił, że Europa Wschodnia to były tereny, które znalazły się w sowieckiej sferze wpływów. Z drugiej strony wie, że nawet Polacy często mówią „my tu w Europie Wschodniej”, czyli zachowują się tak, jak im powiedziano – aby w tym kącie spokojnie siedzieli i nie podskakiwali.

– Schümer zwraca uwagę na podstawowe rzeczy, które go jako człowieka myślącego zaczynają irytować, a które innym nie zakłócają jeszcze spokoju – powiedział korespondent. – Mianowicie dlaczego Bruksela narzuca rozwiązania krajom na wschodniej flance UE? „Przypomina to – pisze Schümer – mieszanie się w sprawy wewnętrzne Układu Warszawskiego”. – Oczywiście Układ Warszawski i UE mają ze sobą bardzo wiele wspólnego, to znaczy – zerowy margines wolności dla tych, którzy stojąc, nie biją braw UE, i tu leży pies pogrzebany, jak to się mówi w Niemczech – ocenia Bogatko.

Zwrócił uwagę, że domaganie się przez mieszkańców Polski, Węgier itd. zabezpieczenia przez UE granicy zewnętrznej przedstawiane jest dzisiaj jako coś nadzwyczajnego, a przecież „nie tak dawno temu zabezpieczenie granicy UE było tematem numer jeden wszystkich mediów niemieckich. To było bardzo ważne, żeby ci Polacy, Bułgarzy itd. zwracali uwagę na to, żeby ta granica była należycie kontrolowana”.

– Dzisiaj postępuje się inaczej, uważa się tutaj, uważają liberałowie, lewica i lewicowy przecież „Die Welt”, że nie powinno być żadnych granic, wszyscy powinni biec do nas z całego świata radośnie i wesoło – powiedział Jan Bogatko.
[related id=34829]- Czy rzeczywiście politycy UE, którzy w zasadzie mają dość wątpliwą legitymację demokratyczną, mogą narzucać swoje stanowiska tym państwom, które mają demokratycznie wybrane rządy? – pyta Jan Bogatko, jako przykład podając Jeana-Claude’a Junckera, którego „wyborcy w Luksemburgu ukarali”, albo Fransa Timmermansa – którego partia była „par excellence bolszewicka” i w trakcie Cudu nad Wisłą optowała za tym, aby w Holandii wprowadzić „prawdziwie sprawiedliwy system bolszewicki”, a który to podaje się wszędzie jako wierzący katolik. „No domyślam się, w co on wierzy, natomiast jakim on jest katolikiem, nie będę chciał rozmawiać, bo nie mieszam się w kwestie sumienia i wyznania”.

Jan Bogatko uważa, że tekstu Schümera w „Die Welt” nie można traktować jako przełomu, „to raczej gorzka refleksja dziennikarza, który zauważył, że sam dał się omamić przekazowi niemieckich mediów” i „szuka z tego wyjścia, bo ma resztkę sumienia. A może to jest totalne zaskoczenie chłopca, który zobaczył… A!!! Król jest nagi!”

MoRo

chcesz wysłuchać całej audycji, kliknij tutaj

Korespondencja z Niemiec Jana Bogatki w części czwartej Poranka Wnet.

Brytyjski rząd za zachowaniem po Brexicie tak zwanego porozumienia wielkopiątkowego z Irlandią

Brytyjski rząd opublikował stanowisko negocjacyjne dotyczące Irlandii Płn. po Brexicie, w tym przyszłych relacji z Irlandią. Jak zaznaczono, kluczowe jest utrzymanie porozumienia wielkopiątkowego.

Dokument, który stanowi formalne wytyczne dla brytyjskich negocjatorów podczas kolejnych rund rozmów z Unią Europejską, zawiera m.in. plan zachowania wspólnej strefy podróżowania (Common Travel Area, CTA), a także szczególnych praw obywateli Wielkiej Brytanii i Irlandii w obu krajach, chroniąc postanowienia porozumienia wielkopiątkowego z 1998 roku, które zakończyło trwający 30 lat krwawy konflikt między katolikami a protestantami w brytyjskim Ulsterze.

Według planów Londynu odpowiednie zapisy powinny znaleźć się w umowie o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, podkreślając zobowiązanie wszystkich stron umowy do kontynuacji procesu pokojowego, w tym możliwego utrzymania wspólnego brytyjsko-unijnego programu dofinansowania projektów pokojowych w Irlandii Północnej i irlandzkich strefach przygranicznych.

Zgodnie z ambicją brytyjskiego rządu obywatele Irlandii i Wielkiej Brytanii powinni zachować – niezależnie od nowych regulacji imigracyjnych po wyjściu z UE – wzajemnie honorowane prawa do pobytu i stałej rezydencji, pracy bez konieczności uzyskania dodatkowych pozwoleń, studiowania, uzyskania dostępu do świadczeń zdrowotnych i socjalnych, a nawet prawa głosu w wyborach samorządowych i parlamentarnych.

Brytyjski rząd oczekuje również uniknięcia powrotu fizycznej granicy pomiędzy Irlandią Północną a Irlandią i utrzymania maksymalnie swobodnego przepływ osób i dóbr pomiędzy krajami, a także zachowania wspólnego rynku energii elektrycznej na terenie całej wyspy i funkcjonującego interkonektora łączącego ją z Wielką Brytanią.

W tym celu Londyn liczy m.in. na brak wzajemnych kontroli granicznych (zarówno obejmujących osoby, jak i towary), a także wyłączenie małych i średnich przedsiębiorców oraz rolników z wielu pozataryfowych barier handlowych, w tym regulacji dotyczących bezpieczeństwa żywnościowego, zobowiązując się do utrzymywania w wielu obszarach przepisów, które bezpośrednio będą odzwierciedlały regulacje w Unii Europejskiej.

Jednocześnie podkreślono, że powrót fizycznej granicy byłby „nie do zaakceptowania” i stanowiłby niebezpieczny powrót do przeszłości, w tym czasów tzw. Troubles, kiedy przejścia graniczne były regularnie celem ataków terrorystycznych.

Specjalne zasady dla Irlandii Północnej wymagałaby bezprecedensowej umowy Londynu i Brukseli
Autorzy dokumentu ocenili jednocześnie, że wymiana handlowa pomiędzy Irlandią Północną i Irlandią, a także Wielką Brytanią i Irlandią powinna być traktowana na specjalnych zasadach jako element procesu pokojowego, niezależnie od szerszego porozumienia dotyczącego przyszłych relacji gospodarczych pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską.

Jak jednak przyznano, spełnienie tych celów wymagałoby „bezprecedensowej” umowy i zaufania pomiędzy Wielką Brytanią a UE, a także „elastycznych” rozwiązań, ponieważ nie ma wzoru podobnego porozumienia na świecie. W rozmowie z europejskimi mediami przedstawiciele rządu odrzucili m.in. możliwość wykorzystania istniejących umów pomiędzy UE a Turcją lub Szwecją a Norwegią, oceniając je za niewystarczające i zbyt ograniczone sektorowo.

Zgodnie ze stanowiskiem brytyjskiego rządu – podobnie jak w kwestii szerszych regulacji dotyczących kontroli celnej pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską – konieczne będzie również wypracowanie wieloletnich okresów przejściowych, które pozwolą na wdrażanie odpowiednich zmian przy zachowaniu ciągłości handlu i minimalizowanie wynikających z Brexitu zakłóceń dla przedsiębiorców i mieszkańców Wielkiej Brytanii, Irlandii Północnej i Irlandii.

Środowy dokument dotyczący Irlandii Północnej jest drugim z 12, których publikację w najbliższych tygodniach planuje brytyjski rząd w ramach trwających negocjacji o wyjściu kraju z Unii Europejskiej.

Prezentując w najbliższych tygodniach wiele szczegółowych analiz, Downing Street chce odeprzeć krytykę, że jest nieprzygotowane do negocjacji, i wywrzeć nacisk na unijnych przywódców, aby podczas szczytu UE w październiku uznali, że dokonano „wystarczającego postępu” w rozmowach dotyczących wyjścia ze Wspólnoty oraz zezwolono na rozpoczęcie dyskusji dotyczących przyszłych relacji pomiędzy obiema stronami po Brexicie.

Trzecia runda negocjacji w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zaplanowana jest na koniec miesiąca.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej w marcu br. i powinna opuścić Wspólnotę do końca marca 2019 roku.

PAP/MoRo