„Wielkopolski Kurier WNET” 39/2017, Jan Martini: III RP – perfekcyjny projekt, gdyby nie ta „polskość-nienormalność”…

Późniejszy Bolek widocznie wygrał casting i do dalszej obróbki przystąpili szkoleniowcy. Przyszły noblista przestał być wiejskim żulem sikającym do chrzcielnicy i dostał rekwizyt do noszenia w klapie.

Jan Martini

Projekt III RP a upadek porządku jałtańskiego

Gdy w 1987 r. w Helsinkach dziennikarze zapytali ministra spraw zagranicznych E. Szewardnadze, czy ZSRR mógłby się zgodzić na zjednoczenie Niemiec, usłyszeli, że tak, pod warunkiem istnienia strefy buforowej między Rosją a Niemcami. Taka strefa – to kraj nie prowadzący samodzielnej polityki, bez armii i przemysłu, słowem – państwo teoretyczne.

„Mniej państwa w gospodarce”

Ten slogan programowy Platformy Obywatelskiej można by rozszerzyć o inne elementy: „mniej gospodarki” i „mniej ludności w państwie”. Państwa teoretycznego nie wymyślił Donald Tusk, on jedynie realizował jakieś ustalenia. Możemy się tylko domyślać, gdzie mogły być centra decyzyjne „teoretycznego państwa”, ale jesteśmy pewni, że nie rządzili nami ludzie, których prof. Żaryn nazwał tylko „marnymi podwykonawcami”.

Mężowie stanu typu Tusk czy Komorowski wiedzieli, że nasze państwo to „lipa”, administrowane przez „macherów z zaplecza”, którzy „przestawiają wajchy”. Najbardziej kompetentny człowiek w państwie – minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz – oprócz wiadomości, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie, faktycznie nie istnieje”, przekazał nam jeszcze inną informację. Ponoć wiele ważnych osób ostrzegało go, że nie wolno mu „ruszać BOR-u”. Skąd takie wysokie „umocowanie” BOR-u? Czy borowcy pomagali naszym mężom stanu podejmować decyzje, czy tylko przekazywali dyspozycje?

„Oficer ochrony” w wydaniu sowieckim miał szersze zadania niż troska o bezpieczeństwo. Amerykanie w Poczdamie byli zdziwieni, że marszałek Żukow do klozetu chodzi w towarzystwie. Taki funkcjonariusz nie tylko skoczy po pizzę, przyniesie kapcie, pogra w ping-ponga, ale przede wszystkim dopilnuje, by „obiekt chroniony” nie zrobił czegoś nieprzewidywalnego.

Grzegorz Braun twierdzi, że Polska była rządzona przez konsorcjum czterech wywiadów, dla których największy problem stanowiły (i stanowią) aspiracje niepodległościowe Polaków.

Ze swojej kwerendy w archiwach Instytutu Gaucka przywiózł on dokument niedbale „zanonimizowany”. Udało mu się odczytać pod plamą flamastra nazwiska niektórych niemieckich szpiegów we Wrocławiu. Był tam m. in. były komendant wojewódzki wrocławskiej policji – płk Anioła, a także jeden z dyrektorów wrocławskiego ośrodka telewizji. Rozkazem z 1984 roku gen. Kiszczak zezwolił „bratniej służbie” STASI na tworzenie własnej siatki, która z pewnością nie „rozpuściła się we mgle” po zjednoczeniu Niemiec. Nie po to ambasadorem Niemiec w Polsce został jeden z szefów wywiadu BND.

Oleg Gordijewski oceniał agenturę rosyjską w Polsce na 25–30 tysięcy. Ze względu na wagę „kierunku” na jej czele stał zawsze generał. Słowa Jarosława Kaczyńskiego o kondominium wywołały furię salonów, ale oprócz Rosjan i Niemców w naszym kraju jeszcze „czynni są inni szatani”, a proces przemiany państwa zniewolonego w „państwo teoretyczne” ciągle kryje wiele tajemnic. Wielu ludzi wciąż wierzy w oficjalną wykładnię „Gazety Wyborczej”, ale prawda wygląda inaczej. A wszystko zaczęło się już dawno…

XXII Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego

Efektem tylko jednodniowego zjazdu (6.12.1961) był dokument o epokowym znaczeniu – III Program KPZR. Odstąpiono od dotychczasowej metody zarządzania społeczeństwem przez brutalne represje, które okazały się nieefektywne i spowodowały spadek liczby ludności. Zamiast terroru zaproponowano oddziaływanie bezpośrednio na mózgi za pomocą manipulacji medialnej.

Niepomiernie miała wzrosnąć rola tajnych służb działających na dwóch obszarach: zbierania informacji i wtłaczania przetworzonej informacji (dezinformacji?) w umysły ludzkie. Po paru latach sukces nowej polityki przerósł najśmielsze oczekiwania, a jej założenia wprowadzono do stosowania przez agenturę sowiecką na całym świecie. Nastąpił wielki rozrost KGB – w szczytowym okresie, za dyrekcji J. Andropowa, liczebność kadr wynosiła 1 600 tys. funkcjonariuszy.

W KGB istniał unikalny system rekrutacji – przyjmowano najlepszych, znalezionych w tysiącach szkolnych kółek szachowych (przy okazji ZSRR wyrósł na niedościgłą w świecie potęgę szachową).

Ci błyskotliwi ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę, że wehikuł ideologiczny – marksizm, który przez lata tak wspaniale sprawdzał się w służbie imperializmu rosyjskiego, doprowadzi w końcu ZSRR na śmietnik historii. Niewydolny system ekonomiczny był nie do utrzymania, dlatego „młode wilczki z KGB” – Szelepin, Siemiczastny, Mironow – zaczęli przemyśliwać nad sposobem „bezkolizyjnego” przejścia na gospodarkę rynkową. Prawdopodobnie prace nad „pierestrojką” zaczęły się po inwazji na Czechosłowację w 1968 roku. Zamierzono wprowadzić znaczną liberalizację i sztafaż demokracji (partie, kampanie wyborcze, „walkę polityczną” itp.) przy pełnej kontroli medialnej nad umysłami „elektoratu”. Na miejsce „obozu socjalistycznego” miały powstać formalnie niepodległe państwa, pozostające jednak pod kontrolą „centrali”. Polska została wytypowana na „laboratorium pierestrojki” i tu miał się rozpocząć proces „upadku komunizmu”.

Przygotowania do „pierestrojki”

Na długo przed startem „transformacji” podjęto szereg działań. Od 1974 roku zaczęto wysyłać funkcjonariuszy polskiej filii GRU do Moskwy na kursy w „centrali”. Jak zauważyli sami kursanci, przekazywano im wiedzę książkową i zdezaktualizowaną, poddawani byli ścisłej inwigilacji (interesowano się zwłaszcza ich zwyczajami czy nałogami), a zasadniczym celem kursu był raczej „przegląd kadr”. „Wojskówka” – to najwierniejsi z wiernych, najpewniejsi ideologicznie funkcjonariusze nadzorujący Polaków (z charakterystyki płk. M. Sznepfa: „językiem polskim posługuje się bardzo dobrze”).

Dla wygody skorowidze alfabetyczne w warszawskich archiwach pisane były wg. alfabetu rosyjskiego (ABWGD). Służba ta, jako formacja „wyższego zaszeregowania” niż SB, była faktycznym organizatorem i nadzorcą procesu transformacji ustrojowej w Polsce. Jej zawdzięczamy FOZZ i „przemiany własnościowe” umożliwiające akumulację kapitału w rękach „właściwych” ludzi. W ten sposób rozwiązano dylemat Kisielewskiego, „jak budować kapitalizm bez kapitału”.

WSI zostało zlikwidowane po 17 latach istnienia „wolnej Polski”, ale wygenerowana sieć oligarchów – „geniuszy biznesowych” pozostała. Nie przez przypadek z wywiadem wojskowym związani byli twórcy „młodej polskiej demokracji” – Kiszczak i Jaruzelski.

Aby zapewnić kadry menadżerskie do zarządzania nową gospodarką, miłujący Moskwę (z wzajemnością) amerykański senator Fulbright – przeciwnik wojny w Wietnamie – założył fundację mającą na celu „zbliżenie ludzi i narodów”. Na stypendia Fulbrighta posłano grupę młodych aparatczyków partyjnych („resortowe dzieci”), którzy stali się – jako światowcy – heroldami kapitalizmu i uczyli nas demokracji.

Z inicjatywy KGB w 1975 roku zorganizowano Europejską Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Helsinkach (KBWE). Jej deklarowanym celem było rozbrojenie i „budowa wzajemnego zaufania”, ale dla organizatorów najważniejszy był tzw. „trzeci koszyk”, dotyczący praw człowieka, gdyż umożliwił powstanie legalnej opozycji niezbędnej do „przekazania władzy” po „upadku komunizmu”. Tylko w Polsce, obok tych „zadaniowanych”, istnieli prawdziwi opozycjoniści – w innych krajach „demokracji ludowej” służby musiały wytworzyć „opozycjonistów” od „zera”. W Czechosłowacji 2/3 składu opozycyjnej Karty 77 było agentami, a w NRD „trefnych” dysydentów było ponad 90%.

Proces generowania i uwiarygodniania użytecznych „opozycjonistów” wymagał lat – już w 1981 znana była ekipa, której zamierzano przekazać władzę. Czołowe postacie życia politycznego i społecznego III RP zostały w stanie wojennym internowane i „podlegały represjom” w luksusowym ośrodku na terenie poligonu drawskiego w Jaworzu. To tutaj budowano „piękne życiorysy opozycyjne” Geremka, Mazowieckiego, Komorowskiego, Niesiołowskiego, Bartoszewskiego, Celińskiego i Drawicza (TW „Kowalski” – po „upadku komunizmu” prezes Radiokomitetu).

Do wylansowania „właściwych opozycjonistów” użyto słuchanego przez miliony ludzi radia Wolna Europa. Choć telefony u opozycjonistów były podsłuchiwane i wyłączane, „magiczny” telefon w mieszkaniu J. Kuronia zawsze działał bezbłędnie. Z tego aparatu Kuroń przekazywał wiadomości „z życia opozycji” do E. Smolara – kierownika sekcji polskiej BBC, a następnie polski słuchacz „rozgłośni dywersji ideologicznej” mógł dowiedzieć się, że czołowi opozycjoniści to Kuroń i Michnik. Twórca KOR – Macierewicz został „wyautowany”…

Koniec ładu jałtańskiego

Ogromna i ryzykowna operacja zmiany ustroju planowana była na lato 1980 r. Już na wiosnę tego roku ewakuowano archiwa KGB z krajów bałtyckich.

Zaczęło się obiecująco – zainicjowano strajki, „przywódcy robotników” byli już przygotowani (min. spraw wewnętrznych Kowalczyk do E. Gierka: „na czele strajku stoi nasz człowiek”), a do pomocy strajkującym robotnikom w rokowaniach z władzą znaleźli się „eksperci” – Geremek, Mazowiecki – natychmiast zaakceptowani przez Wałęsę (strajkujący nie mieli zaufania do tych „doradców”, bo dowiedzieli się, że bilety lotnicze i zakwaterowanie w hotelu – tym samym, w którym mieszkali negocjatorzy rządowi – zapewniła im „strona rządowa”).

Jednak powstanie i błyskawiczny rozrost „Solidarności” kompletnie zaskoczył „reżyserów historii”. Mimo wysiłków agentury umiejscowionej w strukturach związku, nie udało się opanować operacyjnie „Solidarności”. Nastąpiła seria nerwowych konsultacji warszawsko-moskiewskich w Białowieży i decyzja o „stanie wojennym” jako metodzie „przebudowy” związku.

Podczas narady ministrów spraw wewnętrznych „bratnich państw” w Pradze w 1983 r. gen. Kiszczak poinformował, że „Solidarność” będzie reaktywowana, ale skład jej kierownictwa zostanie zmieniony.

Odpowiedź zaatakowanej „Solidarności” na stan wojenny okazała się błędna (czy to wpływ agentury w kierownictwie związku?). Przyjęta taktyka biernego oporu i strajków okupacyjnych była najwygodniejsza dla junty Jaruzelskiego, gdyż władze najbardziej obawiały się „ulicy i zagranicy”. Reakcja „zagranicy” była mieszana – prezydent Reagan nałożył sankcje na ZSRR i PRL, natomiast kanclerz Schmidt wysłał list z gratulacjami do gen. Jaruzelskiego. Może obawiał się, że aspiracje niepodległościowe Polaków mogą utrudnić przyszły proces jednoczenia Niemiec?

Więcej zagrożeń mogła nieść „ulica” z masowymi protestami. Krwawe pacyfikacje metodą chińską z placu Tiananmen byłyby klęską przyjętego scenariusza i ruiną wizerunku oświeconych władców wiodących naród ku demokracji. Dlatego działania prowadzone były – jak na możliwości i zwyczaje komunistów – „dość kulturalnie” (co zauważył płk Mazguła).

W Koszalinie, mieście wojskowo-urzędniczym z największym pracodawcą – Komendą Wojewódzką MO, zainscenizowano „rozruchy”. „Polewaczka” do rozpędzania tłumów była w tym mieście całkowicie zbędna. Mimo to wypożyczono taki sprzęt na kilka dni, by polać tłum skrzyknięty za pomocą fałszywych ulotek rzekomej „Solidarności” (przy okazji sprowokowanej zadymy sędzia Płóciennik – obecnie w Sądzie Najwyższym – skazał na więzienie starszą kobietę – sybiraczkę).

Prowokacje takie stanowiły element scenariusza, choć wtedy sądziłem, że była to inicjatywa chcących się wykazać lokalnych esbeków. W projektowanym „państwie prawa realizującym zasady sprawiedliwości społecznej”, które pracowicie konstruowali dla siebie komuniści, zagrożeniem mogli być cieszący się autorytetem w swoich środowiskach ludzie „Solidarności”.

Mój nadzorca z SB, miły kapitan, kiedyś mi powiedział szczerze „Panie Janku, kraj jest bez przyszłości, ten reżim nie odda władzy. Ja niewiele mogę, ale mam kolegę w dziale paszportowym. Gdyby Pan chciał…”. Nie skorzystałem, ale ok. 10 tys. działaczy „Solidarności” średniego szczebla wyjechało w wyniku zachęt czy wręcz zmuszania do emigracji.

Ponieważ „walka z komuną” miała stać się w przyszłości przepustką do władzy, „walczyć” zaczęli różni ludzie. Czy to przypadek, że szefami NZS na politechnice i uniwersytecie warszawskim zostali synowie generałów SB? Wprawdzie nie zrobili kariery politycznej, ale przewodniczący NZS na uniwersytecie wrocławskim G. Schetyna – tak. Widać było, że pewne środowiska opozycyjne były zwalczane, a inne nie.

Ponieważ kanały komunikacji były kontrolowane przez agenturę, wielkie środki finansowe z zagranicy na pomoc „Solidarności” zostały w większości przejęte przez SB i posłużyły do korumpowania i szantażowania działaczy. Pewne grupy dostawały pomoc z zagranicy i sprzęt poligraficzny, będąc wręcz pod parasolem ochronnym SB. Geremek mógł przejść na lotnisku przez kontrolę z walizką dolarów, podczas gdy inni „przypaleni” z jedną ulotką mieli poważny problem.

Nobel w służbie rewolucji

Po raz pierwszy udało się sowietom uzyskać „swego” Nobla w 1954 roku. Tę prestiżową nagrodę dostał uzdolniony literacko agent KGB o pseudonimie „Argos” – Ernest Hemingway. Natychmiast książki noblisty zaczęły się rozchodzić po całym świecie w milionach egzemplarzy, propagując miłe komunistom treści. Sowieci zauważyli także, że wcale nietrudno jest sterować przyznawaniem nagród. Wystarczyło w komitecie noblowskim zainstalować dwóch „swoich”, by szanse „właściwych” wzrosły niepomiernie. Konkurentów należało wyeliminować na możliwie wczesnym etapie, a później zastosować mechanizm „ssąco-tłoczący”. Rosjanie umiłowali zwłaszcza nagrody literackie i pokojowe, ale udało im się także nagrodzić pewnego chemika, który badał skutki wojny jądrowej, co wpisywało się znakomicie w strategię straszenia „burżujów” zagładą nuklearną.

Pani Kiszczakowa powiedziała, że Wałęsa nagrodę Nobla zawdzięcza jej mężowi i ja jej wierzę. Wałęsa – jako międzynarodowo uznany autorytet potwierdzony prestiżową nagrodą – był nieporównywalnie ważniejszy niż przewodniczący zdelegalizowanego związku zawodowego. Odegrano przy tym rutynowe kombinacje operacyjne – cyrk z wysłaniem do komitetu noblowskiego „kompromatów” czy AUTENTYCZNE donosy Bolka pokazane Annie Walentynowicz. Mimo „prowokacji SB” nagroda została przyznana. Reżim nie pozwolił laureatowi odebrać nagrody osobiście, ale pozwolił pojechać na uroczystość żonie konfidenta. Danuta Wałęsowa wygłosiła tam tradycyjny wykład laureata napisany przez najlepszych tekściarzy SB.

Faktyczna rola noblisty-figuranta w transformacji ustrojowej była żadna. W amerykańskiej dokumentacji mowa jest o układzie Jaruzelski-Geremek, bez wspominania nazwiska Wałęsy. Natomiast nie sposób przecenić jego roli propagandowej. Jako centralna postać III RP był jak zwornik w gotyckim sklepieniu – jego wyjęcie mogło spowodować katastrofę. Dlatego ten „mędrzec Europy” jest nadal „pompowany”, mimo (wydawałoby się) ostatecznej kompromitacji.

Wałęsa nie wziął się znikąd. Rutynowa pragmatyka sowieckich służb zakłada, że do zadania przygotowuje się kilku dublerów. Późniejszy Bolek widocznie wygrał kasting i do dalszej obróbki przystąpili szkoleniowcy, spin doktorzy, a może nawet wizażyści. Przyszły noblista przestał być wiejskim żulem sikającym do chrzcielnicy i dostał rekwizyt do noszenia w klapie.

Wciąż są ludzie, którzy uważają, że winy lat 70. i fatalną prezydenturę Wałęsa odkupił zasługami lat 80., kiedy rzekomo „nie dał się złamać” i „urwał się esbekom”. Gdyby chłopek-roztropek był w stanie „przekręcić” służbę sowiecką, to taka służba nie byłaby służbą sowiecką (płk Starszak do Wałęsy w dniu zakończenia internowania: „Panie przewodniczący, odtąd będziemy się kontaktować bezpośrednio, nie przez Wachowskiego”). Czy można uwierzyć w sytuację, że przewodniczący Wałęsa twardo rokuje z Kiszczakiem, mając świadomość, co trzyma w szafie generał?

Powstaje pytanie, czy erupcja dążeń niepodległościowych Polaków w „karnawale Solidarności” i utrata kontroli ze strony służb nad „procesami dziejowymi” nie spowodowała opóźnienia „końca komunizmu”? Może „wolną Polskę” w wydaniu ekipy: Kiszczak, Jaruzelski, Wałęsa, Michnik mogliśmy mieć już w 1981 roku? Niewykluczone, że tak. Ale scenariusz, który ostatecznie się rozegrał, był nieporównywalnie bardziej sugestywny.

Dla sowieckich „reżyserów” przekonanie społeczeństw Zachodu (i Wschodu!), że komunizm naprawdę upadł, było niesłychanie istotne. Zdaniem uciekiniera z KGB Anatolija Golicyna temu celowi służył operetkowy pucz Janajewa. Jego konsekwencją była delegalizacja partii komunistycznej. W ciągu 3 tygodni rozwiązano struktury komunistyczne liczące 65 mln ludzi, a wszyscy towarzysze z dnia na dzień stali się „liberalnymi demokratami” i w eleganckich garniturach udali się na Zachód „robić biznes”. Nastąpił „koniec historii”, zjednoczenie Niemiec i czas wielkiej szczęśliwości.

Amerykanie wspierają „pierestrojkę”

Faktyczny twórca „Solidarności” Andrzej Gwiazda miał pretensje, że Amerykanie nie ostrzegli go o stanie wojennym. Może obawiali się polskich aspiracji niepodległościowych i zakłócenia procesu „pierestrojki”?

O agenturalności Wałęsy wiedziało dziesiątki ludzi. Także nieufne kierownictwo związku (postanowiono, że wszelkie decyzje Wałęsy musiały uzyskać kontrasygnatę jednego z wiceprzewodniczących). Ta wiedza dostępna była licznym esbekom i bratnim wywiadom (STASI, KGB), trudno przypuszczać więc, by nie wiedziało o tym CIA. Widocznie w ich planach „trefność” Wałęsy nie była problemem – Amerykanie wręcz go „pompowali” (pamiętna mowa noblisty w kongresie).

Polityka amerykańska w burzliwym czasie pierestrojki i upadku ładu jałtańskiego była dla nas nieczytelna. Wiadomo było, że zależało im na utrzymaniu wpływów komunistów w Polsce. Dlatego przeforsowali wybór Jaruzelskiego na prezydenta i sprzeciwili się rozwiązaniu SB. Czyli – uczestniczyli w budowie „państwa teoretycznego”. Banki zrzeszone w „klubie paryskim”, posiadające ogromne gierkowskie „złe długi”, były żywotnie zainteresowane utrzymaniem ciągłości władzy w Polsce.

Koszmarem dla światowej finansjery byłoby dojście do władzy nieprzewidywalnych solidarnościowców, którzy mogli oznajmić, że „nie odpowiadają za długi władzy okupacyjnej”. Podobna polityka oszczędzania komunistów prowadzona była zresztą w odniesieniu do innych krajów „obozu socjalistycznego”, także tych niezadłużonych. Na wielkim wiecu w Kijowie, ku zdumieniu i zaskoczeniu tłumów, prezydent Bush senior wezwał Ukraińców, by nie opuszczali Związku Radzieckiego.

W USA obawiano się destabilizacji przez nadmierne osłabienie ZSRR. I choć „jastrzębie” z departamentu obrony chciały raz na zawsze rozwiązać problem „imperium zła”, korzystając z wielkiego bałaganu w Rosji, to opcja „wzmacniania lewej nogi” zwyciężyła. Może chodziło o przeciwwagę dla Niemiec potężnych po zjednoczeniu, a może na politykę amerykańską miała wpływ agentura sowiecka (historia zna takie przypadki), zapewniając parasol ochronny na czas przemian?

Ciekawą wiadomość znalazł Paweł Zyzak w archiwach amerykańskich. Okazało się, że prof. Brzeziński udał się do Moskwy z prośbą o zatwierdzenie planu Sachsa-Sorosa (zwanego w Polsce planem Balcerowicza). Plan przewidywał reprywatyzację, na co nie zgodziła się Moskwa, obiecując w zamian przyznanie się do zbrodni katyńskiej. Dlaczego Rosjanom nie pasowała reprywatyzacja? Czy ma to jakiś związek z obecnymi aferami?

Postać Brzezińskiego (który nie był samodzielnym graczem – reprezentował Dawida Rockefellera) wskazuje, że sprawa Polski musiała być przedmiotem dyskusji klubu Bilderberg. Założenia „państwa teoretycznego” prawdopodobnie powstały na najwyższym szczeblu – wśród możnych tego świata. Działania Brzezińskiego świadczą, że był on jednym z twórców koncepcji III RP. To tłumaczy jego furiackie ataki na PiS, a także wezwanie, by nie kwestionować wyników śledztwa smoleńskiego prowadzonego przez najlepszych fachowców z KGB.

Sankcje nałożone na ZSRR po wprowadzeniu stanu wojennego mocno doskwierały finansjerze amerykańskiej. Szczególnie ucierpiały interesy D. Rockefellera. Wałęsa w 1983 roku wezwał Amerykę, by uchyliła sankcje, „które szkodzą głównie polskim obywatelom”. Przychylono się do jego prośby. Czas PRL-u dobiegał końca.

Polskie elity zostały wymordowane w latach 1939–1956, niedobitki zostały zmarginalizowane lub pozostały na emigracji. Jedyną elitą do dyspozycji byli komuniści. Towarzysze Szmaciak, Saletrzak i Sumatrzak otrzymali drugie życie, tyle, że musieli schować czerwone krawaty na dnie kufra. Tylko elita postkomunistyczna – kompradorska gwarantowała realizację założeń „państwa teoretycznego” będącego wynikiem kompromisu Wielkich Graczy.

O nas bez nas

Oczywiście najbardziej pamiętamy Teheran, ale nie był to jedyny układ, w którym decydowano o naszym kraju. Kongres wiedeński trwał niemal rok, bo kością niezgody był podział Polski. Car Aleksander I domagał się całości ziem Rzeczpospolitej, co było nie do przyjęcia dla pozostałych „wysokich umawiających się stron”. W końcu znaleziono „sprawiedliwy” kompromis – Rosja otrzymała 81% powierzchni, Austria – 12%, Prusy – 7%.

Na zagrabionych terenach rozmieszczono liczne garnizony, rozpoczęto budowę fortyfikacji (jedyną funkcją nieodpornej na artylerię cytadeli warszawskiej było terroryzowanie miasta) i natychmiast przystąpiono do wynaradawiania ludności. Na ziemiach polskich żaden z zaborców nie ryzykował rozwoju przemysłu, który mógł być wykorzystany do produkcji uzbrojenia. „Święte Przymierze” okazało się sukcesem – kosztem Polaków zagwarantowano Europie 100 lat „pięknej epoki”.

Nie wiemy, gdzie w sposób dyskretny zawarto obecne „nieświęte przymierze” (też we Wiedniu?), ale wymyślony koncept był rewolucyjny – bez potrzeby wojsk i cytadeli Polacy mieli pilnować się sami. W tym celu zachowano nietknięty komunistyczny aparat represji z sądownictwem – jego filarem i roztoczono „kordon sanitarny” wokół środowisk niepodległościowych.

Trudno nam było pojąć brak zrozumienia ze strony polityków zachodnich dla naszych prób dekomunizacji. Przecież Niemcy w NRD przeprowadzili bezwzględną dekomunizację, pozbyto się aparatczyków partyjnych i agentów z przestrzeni publicznej, przeprowadzono weryfikacje na uczelniach, pozbawiając tytułów profesorskich pseudonaukowców. Czesi mogli na 10 lat odsunąć od działalności publicznej osoby skompromitowane i rozwiązać STB, powołując nowe służby. Na Węgrzech usunięto z uczelni profesorów-konfidentów. A u nas udaremniono wszelkie próby dekomunizacji jako „naruszające prawa człowieka” i zafundowano nam kuriozalną „ustawę lustracyjną”, gdzie naganne jest „kłamstwo lustracyjne” – zatajenie współpracy, a nie jej fakt. Równocześnie Michnik z kolegami i media zagranicznych właścicieli przekonywały nas, że elementarna sprawiedliwość to „żądza zemsty” i nienawiść niegodna chrześcijan.

Cherlawe strajki 1988 roku – zdaniem A. Gwiazdy – posłużyły jako pretekst do rozmów Okrągłego Stołu i dalszego dowartościowania Wałęsy. Kiszczak postawił warunek, że nie będzie rozmawiał, dopóki trwają strajki, więc Wałęsa miał okazję do ich „gaszenia”.

Okrągły Stół – propagandowo „doniosłe wydarzenie w historii Polski”, był inicjatywą moskiewską i przebiegał pod całkowitą kontrolą MSW. Po starannej selekcji „negocjatorów opozycji” Kiszczak wiedział, że w „wolnej Polsce” będą mieć resorty siłowe, banki i sądy wraz z komisją wyborczą (gen. Jaruzelski w liście do Egona Krenza: „zachowaliśmy pakiet kontrolny”). Wśród negocjatorów strony „solidarnościowej” było niewielu członków władz „Solidarności”. Czołowi negocjatorzy (Geremek, Michnik, Kuroń, Mazowiecki) nie należeli do związku – rodowód tych bojowników o demokrację wywodzi się z czasów stalinowskich. Później zdradzili oni PZPR i stali się tzw. „rewizjonistami”.

Mistrzowskim posunięciem gen. Kiszczaka było uruchomienie „opozycyjnej gazety”, która była jedną z gwarancji „mocy i trwałości” III RP. Ten organ prasowy, ocieplając przez ćwierć wieku wizerunek komunistów, miał (i nadal ma) zasadniczy wpływ na świadomość Polaków.

Ważnym „bezpiecznikiem” dla „państwa teoretycznego” okazał się utworzony w 1985 roku Trybunał Konstytucyjny. Gdyby sprawy się komplikowały, zawsze można było sięgnąć po sprawdzonych sędziów Zolla, Safjana czy Stępnia.

Ci faceci w strojach rytualnych dwukrotnie (w roku 1992 i 2007) storpedowali próby odsunięcia komunistów i agentów od wpływu na życie publiczne. Lustracja i dekomunizacja okazały się „niekonstytucyjne”, co świat przyjął z ulgą. Z ulgą przyjęto również obalenie rządu Olszewskiego i „wydarzenie smoleńskie” (belgijski „Le Soir”: „Świat odetchnął z ulgą – skrajny nacjonalista Jarosław Kaczyński nie został prezydentem”).

Na ujawnionym w zeszłym roku filmie z „obrad” (bankietu?) w Magdalence można usłyszeć taki dialog: „my nie ruszamy was, wy nie ruszacie nas”. Kiszczak: „czy potrzebna będzie umowa na piśmie?”. Michnik: „nie – wystarczy dżentelmeńska umowa”.

Tak więc dzięki porozumieniu dżentelmenów nie można było w Polsce ukarać żadnej zbrodni komunistycznej. W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że porozumienie Okrągłego Stołu dokonało się między „chamokomuną”, a „żydokomuną”. Ta terminologia Michnika trafnie oddaje genezę dwóch zwaśnionych frakcji PZPR – „natolińczyków” i „puławian”, których starcie w 1968 roku zakończyło się klęską „puławian” i emigracją kilku tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Przy Okrągłym Stole frakcje się pogodziły, co wywołało powszechny entuzjazm. „W Polsce Polak porozumiał się z Polakiem”, „Polak Polakowi bezkrwawo oddał władzę” – podobne komentarze przetoczyły się przez prasę światową.

Zwycięstwo opozycji było łatwe, gdyż komuniści gdzieś się zawieruszyli. Wszyscy walczyli z komuną. Nie tylko prof. Widacki, mgr. Stępień, poseł Szejnfeld czy obywatel Kasprzak, ale nawet premier Cimoszewicz i płk Mazguła (czyż nie skandowali ostatnio „precz z komuną!”?).

III RP – projekt perfekcyjny

Ale nie tylko Polacy porozumieli się w sprawie Polski.

We wrześniu 1990 roku w Genewie spotkali się sekretarz Gorbaczow z kanclerzem Kohlem i prawdopodobnie rozmawiano o strefach wpływów. Efektem spotkania był „aksamitny rozwód” Czechosłowacji. Czechy miały pozostać w orbicie wpływów niemieckich, a Słowacja – rosyjskich. I rzeczywiście – po roku „wolą narodów” nastąpił rozpad Czechosłowacji.

Co postanowili odnośnie do Polski – nie wiadomo. Czy ustalili zasadę „nasz premier, wasz prezydent”? Na ten temat powiedzieć coś mógłby Tusk, który zawarł spóźniony ślub kościelny, już witał się z gąską, ale musiał odstąpić prezydenturę Komorowskiemu. Nawiasem mówiąc, także ten mąż stanu zawarł ślub dopiero na okoliczność prezydentury. Dyskretną uroczystość celebrował poznański franciszkanin, który zniknął z kraju oddelegowany do pracy w Jerozolimie.

Niemcy opanowali polską infosferę i dominują u nas gospodarczo, ale tak się składa, że większe inwestycje niemieckie nie przekraczają linii Wisły. A dlaczego sprzedali „Kurier Lubelski”, też nikt nie wie.

Amerykanie mieli znaczny wpływ na budowę III RP. Od nich otrzymaliśmy plan Balcerowicza, oni pomagali nam prywatyzować naszą gospodarkę (prezes International Paper Company: „W Kwidzynie kupiliśmy najnowocześniejszą papiernię na świecie za 20% wartości”). Cenimy sobie przyjaźń Ameryki, ale w pakiecie otrzymujemy również przyjaźń z Izraelem. Pamiętamy o roszczeniach żydowskich („należność” wyceniono na 65 mld $) „za mienie obywateli polskich pochodzenia żydowskiego pozostawione na obszarze II RP”.

Ta sprawa wisi nad każdym polskim rządem jak miecz Damoklesa. Instytucję, która reprezentuje interesy (?) zamordowanych Żydów, poparło aż 46 kongresmenów, którzy napisali w tej sprawie list do byłego szefa amerykańskiej dyplomacji – Johna Kerry’ego. Rozmowa jego asystentki Victorii Nuland z Ryszardem Petru i inwestycja w tego obiecującego polityka miała chyba związek z tą sprawą.

Niechęć do „polskich nacjonalistów” i walka z naszymi aspiracjami niepodległościowymi jest czynnikiem spajającym partnerów zainteresowanych Polską. Wszyscy oni pracowali kolektywnie nad założeniami „państwa teoretycznego” i są żywotnie zainteresowani w utrzymaniu sytuacji, „żeby było tak jak było”. Mając takie umocowanie wewnętrzne i zewnętrzne, projekt wydawał się niezniszczalny.

Pierwsze zgrzyty

Projekt funkcjonował perfekcyjnie aż do 2005 roku, kiedy zdarzyło się coś, co nie powinno – zadziałała demokracja i do władzy doszli „nacjonaliści”. Potrzebne były środki nadzwyczajne i takie zastosowano. Dążenia niepodległościowe Polaków mimo wielorakich mechanizmów kontrolnych ciągle zagrażały stabilności układu.

Po tragedii smoleńskiej wielusettysięczne tłumy pogrążonych w żałobie Polaków spędzały sen z powiek funkcyjnym. Wielu z nich prawdopodobnie spało w butach, a światła w niektórych ambasadach paliły się długo… Aż wymyślono skuteczny sposób na skłócenie Polaków.

Twardym dowodem na działania zewnętrzne był fakt obecności profesjonalnych prowokatorów po OBU stronach konfliktu o krzyż, bo komu mogło zależeć na generowaniu napięć społecznych? Obecnie podział wśród Polaków jest tak głęboki, że powszechne jest przekonanie – „to się nie sklei”. Z pewnością o to chodziło tym, co obawiają się „polskiego nacjonalizmu”.

III RP miała znakomitą prasę na świecie – nagrody i poklepywania, pochwały z zachodu i wschodu (S. Mironow: „Z marszałkiem Borusewiczem i polskim senatem współpracuje się nam lepiej niż z senatami WNP”), ale Polacy mieli dysonans poznawczy. Ogromny sukces kraju bez przemysłu, z którego masowo wyjeżdżali ludzie? Czy to naprawdę najlepszy okres w tysiącletniej historii?

Ludzie w końcu zorientowali się, że ta pedagogika wstydu, te wszystkie filmy o winach wobec żydowskich współobywateli, ograniczanie historii i języka polskiego w szkołach czemuś służą. Ktoś najwyraźniej starał się „wyzwolić” nas z „nacjonalizmu”.

Zgodna współpraca „strategicznych partnerów” na „odcinku polskim” załamała się, gdy Amerykanie zorientowali się, że Niemcy i Rosja próbują „wyprowadzić” ich z Europy. Pojawiły się taśmy z „Sowy i przyjaciół”, które pomogły odinstalować środowiska „trzymające władzę” w Polsce od 1989 roku. Mało kto sądzi, że dokonali tego dwaj kelnerzy.

Konflikt wśród sponsorów układu magdalenkowego

Ład jałtański trwał 45 lat i został zastąpiony następnym układem, który właśnie (po niecałych 30 latach) wydaje się zmierzać ku końcowi. Nawet najlepiej przygotowane projekty mogą skończyć się klapą, gdyż dynamika uruchomionych procesów społecznych jest niemożliwa do przewidzenia (tak było z projektem „pierestrojki” zakłóconym przez „Solidarność”).

„Nieświęte przymierze” sygnatariuszy obecnego układu zaczyna się chwiać z powodu agresywnej aktywności Rosji, która jak zwykle łamie zobowiązania. Obama musiał zresetować reset. Tradycyjnie sympatyzujący z Rosją Niemcy zostali „przekręceni” w Czechach: Karlove Vary zostały wykupione niemal w całości przez Rosjan, a w Pradze mieszka ich 100 tys.

Podczas pobytu w Ameryce Andrzej Gwiazda rozmawiał z pewnym senatorem, który z brutalną szczerością wyznał mu, dlaczego nie mogą poprzeć naszej niepodległości. Zdaniem senatora pojawienie się sporego, uprzemysłowionego kraju z kosztami pracy liczonymi w centach za godzinę zdezorganizowałoby gospodarkę światową.

Długi Gierka spłaciliśmy, problem przemysłu rozwiązał Balcerowicz, a więc nie ma już żadnych powodów, dla których Amerykanie nie mogliby poprzeć naszej niepodległości. Pojawia się „okienko możliwości” dla Polski. Czy tym razem uda nam się „wybić na niepodległość”?

Trudno przypuszczać, że wzrastającą samodzielność Polski przyjmą obojętnie nasi sąsiedzi. Czy posuną się do powtórki 1792 roku? Na pomagierów w kraju mogą liczyć. Nasi „internacjonaliści” dysponują potężnymi zasobami i miażdżącą przewagą w mediach. Jeszcze rząd PiS-u nie rozpoczął pracy, a już nastąpił huraganowy atak światowych mediów i zorganizowano Komitet Obrony Demokracji. Dlaczego PiS miałby likwidować demokrację, której zawdzięcza dojście do władzy?

Ponieważ w naszym położeniu geograficznym pełna suwerenność jest ryzykowna (można stać się „państwem sezonowym”), może rozsądniej byłoby żyć dalej w państwie teoretycznym? Miliardy wyprowadzane z kraju – mniej lub więcej legalnie – potraktować jako kontrybucję płaconą protektorom, delektować się ciepłą wodą i cieszyć niezawisłością sędziów, których mianował baron podkarpacki Jan Bury, zasiadając w KRS przez 14 lat.

Tylko ta „polskość – nienormalność” – niepohamowane dążenie do niepodległości…

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Projekt III RP a upadek porządku jałtańskiego” znajduje się na s. 4 i 5 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Projekt III RP a upadek porządku jałtańskiego” na s. 4 i 5 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Theresa May o relacjach Wielkiej Brytanii i UE: Jesteśmy bezwarunkowo oddani sprawie utrzymania bezpieczeństwa Europy

„Moje przesłanie dla obywateli Polski i innych krajów UE jest jasne – w nadchodzących latach Wielka Brytania chce być waszym najsilniejszym przyjacielem i partnerem” – napisała May.

W swoim komentarzu szefowa rządu podkreśliła m.in., że „sukces Unii Europejskiej leży w głęboko pojętym brytyjskim interesie, jak i interesie całego świata”, i zapewniła, że „Wielka Brytania jest bezwarunkowo oddana sprawie utrzymania bezpieczeństwa Europy”.

„To bardzo istotny okres w historii relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. W tym ważnym momencie moje przesłanie dla obywateli Polski i innych krajów UE jest jasne – w nadchodzących latach Wielka Brytania chce być waszym najsilniejszym przyjacielem i partnerem. Chcemy, aby Unia Europejska i Wielka Brytania doskonale prosperowały obok siebie” – przekonywała.

Jak argumentowała, „podejmując decyzję o opuszczeniu Unii Europejskiej, chcieliśmy pokazać, w jaki sposób powinna działać nasza demokracja”.

„Brytyjczycy chcą mieć większą bezpośrednią kontrolę nad decyzjami mającymi wpływ na ich codzienne życie, a to oznacza, że te decyzje powinny być podejmowane w Wielkiej Brytanii, przez osoby bezpośrednio odpowiedzialne przed brytyjskim społeczeństwem” – napisała.

Jednocześnie zaznaczyła, że „jesteśmy jednak w dalszym ciągu dumni z przynależności do europejskiej rodziny narodów oraz nie odwracamy się od Europy i wiemy, że sukcesy UE leżą w naszym własnym głęboko pojętym interesie, a także w interesie całego świata”.

Pisząc do Polaków dzień po swoim przemówieniu we Florencji, May zaznaczyła także, że zabezpieczenie praw obywateli Unii Europejskiej w Wielkiej Brytanii, w tym miliona obywateli Polski, jest „jednym z jej pierwszych celów podczas tych negocjacji”.

„Wszystkim obywatelom UE mieszkającym w Wielkiej Brytanii powtarzam: chcemy, abyście zostali, cenimy was i dziękujemy za wasz wkład w życie naszego kraju. Jednym z moich pierwszych celów podczas tych negocjacji jest dopilnowanie, abyście mogli tu żyć tak, jak do tej pory. Chcę w pełni włączyć nasze porozumienie w sprawie praw obywateli do brytyjskiego prawodawstwa. Nikt nie powinien wątpić w niezależność naszych sądów ani w determinację, z jaką będą stać na straży praw pojedynczych obywateli” – tłumaczyła premier.

Zdaniem szefowej brytyjskiego rządu po Brexicie „naszym zadaniem jest zatem stworzenie nowych ram umożliwiających bliskie partnerstwo gospodarcze, jednak w warunkach nowej, innej równowagi praw i zobowiązań”.

„Nasze życie oczywiście ulegnie zmianie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że Wielka Brytania nie może opuścić UE i jednocześnie zagwarantować sobie, że nic się nie zmieni. Nie udajemy, że możemy utrzymać wszelkie korzyści płynące z członkostwa bez zaakceptowania zobowiązań. Chcemy jednak nadal współpracować dla naszego wspólnego dobra” – podkreśliła.

„Rozwijając te nowe relacje nie zaczynamy od pustej kartki papieru, jak inni partnerzy negocjujący umowę o wolnym handlu. W dniu wyjścia będziemy mieli takie same przepisy i regulacje jak UE, a zatem pytanie, jakie musimy sobie postawić budując nowe partnerstwo gospodarcze nie polega na tym, jak zbliżyć do siebie nasze przepisy i regulacje, lecz na tym, jak będziemy postępować, gdy któraś strona zechce przeprowadzić zmiany” – napisała.

May zapewniła także, że „Wielka Brytania zawsze będzie trwać przy swoich przyjaciołach i sojusznikach w obronie wartości takich, jak wolność, demokracja, prawa człowieka i praworządność”. „Nasza decyzja o wyjściu z Unii Europejskiej w żadnym wypadku nie oznacza odrzucenia tego trwałego zobowiązania i dotyczy to również naszych zobowiązań związanych z bezpieczeństwem Europy” – podkreśliła.

„Wielka Brytania ma największy w Europie budżet na obronę oraz jeden z największych na świecie budżetów na rozwój. Posiadamy bardzo rozbudowaną sieć dyplomatyczną i światowej klasy służby bezpieczeństwa, wywiadu oraz służby odpowiedzialne za egzekwowanie prawa. Chcemy w dalszym ciągu jak najściślej współpracować z UE w zakresie ochrony naszych obywateli, promowania naszych wartości i zapewniania bezpieczeństwa naszego kontynentu i dlatego proponujemy odważne, nowe porozumienie strategiczne tworzące kompleksowe ramy dla przyszłej współpracy w obszarze bezpieczeństwa, egzekwowania prawa i wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych: traktat pomiędzy Wielką Brytanią i UE” – argumentowała brytyjska premier.

Szefowa rządu podkreśliła, że „Wielka Brytania jest bezwarunkowo oddana sprawie utrzymania bezpieczeństwa Europy i w dalszym ciągu będzie oferować pomoc oraz wsparcie krajom członkowskim padającym ofiarą agresji, terroryzmu oraz klęsk żywiołowych lub katastrof spowodowanych przez człowieka”.

Jednocześnie zaznaczyła, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie odbędzie się kosztem największych beneficjentów netto, w tym Polski.

„Chcemy dać pewność krajom członkowskim, takim jak Polska, jeżeli chodzi o budżet UE. Niektóre żądania w tej sprawie są wygórowane i mało pomocne; możemy ją rozwiązać wyłącznie w ramach porozumienia dotyczącego wszystkich szerszych zagadnień. Nie chcę jednak, aby w wyniku naszej decyzji o wyjściu nasi partnerzy obawiali się, że będą musieli płacić więcej lub że otrzymają mniej w ramach pozostałej części obecnego planu budżetowego, dlatego właśnie powiedziałam jasno, że Wielka Brytania będzie honorować zobowiązania podjęte w okresie naszego członkostwa” – napisała May.

Premier podkreśliła, że „wszystkie przedstawione cele odzwierciedlają dążenie do stworzenia długotrwałego partnerstwa, dzięki któremu Unia Europejska i Zjednoczone Królestwo będą mogły z sobą współpracować dla wspólnego dobra wszystkich naszych obywateli”.

Jak oceniła, „w naszym wspólnym interesie będzie okres wdrożeniowy, umożliwiający płynne i uporządkowane przejście do tego nowego partnerstwa”.

„Jego długość powinna po prostu zależeć od tego, ile czasu zajmie przygotowanie i wprowadzenie w życie nowych procesów, jakie legną u podstaw naszego przyszłego partnerstwa, ale spodziewamy się, że potrwa to około dwóch lat” – szacowała, dodając, że „już poczyniliśmy znaczne postępy”.

„Jeżeli będziemy kontynuować nasze negocjacje w duchu partnerstwa i przyjaźni, jestem przekonana, że będziemy mogli rozwiązać nasze spory szybko i w atmosferze szacunku. Dzięki temu okres ten nie zapisze się w naszej europejskiej historii jako zakończenie relacji lecz jako rozpoczęcie partnerstwa. Będzie początkiem wspólnej przyszłości, gdzie Wielka Brytania i Unia Europejska będą z sobą współdziałać na rzecz pomyślności wszystkich naszych obywateli” – napisała May.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej 29 marca br. i powinna opuścić Wspólnotę do końca marca 2019 roku.

PAP/MoRo

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową Konstytucję (16). Różnica zdań, a nawet sprzeczne stanowiska, są normą w demokracji

Dzięki sporowi o zawetowane ustawy wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta i dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Piasek w klepsydrze odwróconej przez prezydenta Andrzeja Dudę przesypuje się nieubłaganie. Zanim się obejrzymy, ostatnie ziarenko wyznaczające datę referendum konstytucyjnego opadnie na dół. Czas zatem kończyć nasz cykl, bo przecież jeszcze musimy napisać nową konstytucję. W dzisiejszym, ostatnim odcinku podsumuję moje dotychczasowe przemyślenia.

Po pierwsze, preambuła. Jeśli musi już być, nie może dzielić Polaków i zarazem nie może łączyć idei sprzecznych. Powinna zatem odwołać się do wartości, które ukształtowały naród i państwo polskie, i pozwoliły przetrwać czas zaborów, czas wojny i bolszewickiej niewoli. Są to wyłącznie i jedynie wartości chrześcijańskie. Są one drogowskazami po krętych ścieżkach życia dla co najmniej 75% Polaków. I dzięki nim, wartościom i drogowskazom, również pozostałe 25% może się odnaleźć.[related id=38513]

Po drugie, duch – Wolność i Odpowiedzialność. Przeczytałem wreszcie konstytucję Węgier i ze zdumieniem odkryłem, że nasi bratankowie tak samo nazwali jej wstępny rozdział swojej konstytucji. Nie możemy jednak po prostu przepisać ich konstytucji, jesteśmy innym narodem i innym państwem, gdzie indziej położonym. Jednak wolność i odpowiedzialność muszą przenikać całą naszą konstytucję i kształtować jej literę.

Po trzecie, 6 zasad kardynalnych, które muszą być przestrzegane przez każdy rząd kierujący państwem polskim w imieniu polskiego narodu. Złamanie ich będzie wystarczającym powodem do odwołania rządu (= prezydenta). A decyzje tak podjęte zostaną anulowane.

  1. Najpierw zasada pomocniczości. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, jest nadrzędna i określa wszystkie sfery aktywności ludzkiej: gospodarczą, społeczną i polityczną. Określa funkcjonowanie państwa od zarządzania gminą począwszy. I konstytuuje trójpodział władz.Wybrany przez wszystkich Polaków prezydent zarządza całym państwem, mając do pomocy ograniczoną ilościowo administrację państwową. Parlament ma władzę tworzenia prawa i nadzoru nad prezydentem. Wybrani przez Polaków sędziowie (mogą być wybierani jak posłowie) pilnują, czy prezydent lub posłowie nie kradną albo w inny sposób nie występują przeciwko własnemu narodowi – bo to Naród jest ziemską władzą najwyższą.
  2. Druga zasada – likwidacja biurokracji wynika wprost z zasady pomocniczości. Wynika wprost z chrześcijaństwa i charakteru narodowego Polaków ukształtowanego tysiącletnią praktyką. A co najmniej 500 lat temu Polacy zagwarantowali sobie prawnie, że to oni są właścicielami swojego państwa. Dlatego nikt nie musi im (nam) narzucać sposobu, w jaki mają żyć, jak wychowywać własne dzieci i w co wierzyć. Takie szczegółowe wskazówki dla poddanych zawsze wysuwali władcy uważający się za właścicieli swoich państw i narodów. Historyczni i współcześni władcy Francji, Niemiec, Rosji; mógłbym jeszcze długo wymieniać. To im jest potrzebna biurokracja, żeby utrzymać własne narody w poddaństwie ich woli, ale nie Polakom.
  3. Polacy nie mogą być dyskryminowani we własnym państwie, to trzecia zasada. Wydawałoby się, prosta sprawa. Jednak po wycofaniu się Sowietów, podbici politycznie i gospodarczo przez Zachód, mamy zbyt wiele przykładów, że stan uprzywilejowania zachodnich firm wobec polskich cały czas trwa. Niewielki ruch nastąpił jedynie w bankowości poprzez odkupienie Pekao. Żadne niepodległe państwo nie przetrwa bez swojego sektora bankowego, bez własnej gospodarki, bez własnego handlu. Nie przetrwa również i przede wszystkim bez własnych mediów. To jest absolutny skandal – opanowanie prawie całego segmentu czwartej władzy przez kapitał zachodni, głównie niemiecki. Codzienne bombardowanie opinii publicznej spreparowanymi informacjami ma podstawowy wpływ na myślenie i decyzje wyborcze Polaków.[related id=36510]
  4. Czwarta zasada to prawo do posiadania broni. Tych wszystkich, którzy już się oburzyli na takie słowa, odsyłam do trzynastego odcinka cyklu. Tu przypomnę tylko, że dzięki temu prawu obronimy nie tylko siebie i swoje rodziny, ale również naszą ojczyznę.
  5. Nadrzędność polskiego prawa musi być jako piąta zasada kardynalna zapisana w naszej konstytucji. Żyjemy w dynamicznych czasach i nie wiemy jakie jeszcze uzurpacje przyjdą do głowy eurokratom w Brukseli. Nie wiemy też, czy w kryzysowym momencie gospodarczym, jak zdarzyło się to kiedyś w przypadku Irlandii, polskie władze nie poddadzą się dyktatowi potężnej mniejszości.
  6. To dlatego jako ostateczne zabezpieczenie naszej wolności stanowienia o sobie samych, musimy przyjąć szóstą zasadę – instytucję referendum. Jest to odwołanie się do starej zasady: nic o nas bez nas. Instytucja referendum, jak już opisywałem, może być zarazem sposobem na zarządzanie również społecznością lokalną, czyli rzeczywistym zastosowaniem demokracji bezpośredniej.

Teraz możemy już zacząć pisać naszą nową konstytucję, konstytucję V Rzeczypospolitej. Jednak nie sztuką jest napisać konstytucję, sztuką jest wprowadzić ją w życie. I tu zaczyna się problem. Dawno nie mieliśmy w Polsce demokracji, dlatego oduczyliśmy się istoty demokracji – umiejętności budowania większości.

Widzieliśmy to przy okazji sporu Prezydenta z Prawem i Sprawiedliwością o zawetowane ustawy sądownicze. Histeryczne ataki osobiste na prezydenta Dudę, z zarzutami wręcz zdrady obozu naprawy państwa. Bo co się stało? Bo minister Ziobro nie okazał się najmądrzejszy i najładniejszy? Narzucono narrację wręcz personalną, kto mocniejszy: Zbyszek czy Jędrek?

Tymczasem dzięki temu sporowi po pierwsze wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta, po drugie wzrosło poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej rządu 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Zatem nawet gdyby Prezydent Duda zahamował reformy, PiS może szybko doprowadzić do nowych wyborów i wygrać z jeszcze większą przewagą. Różnica zdań, a nawet wykluczające się stanowiska, są normą w demokracji. Konflikt służy polaryzacji stanowisk. Komu uda się zbudować większość społeczną, czyli wyborczą dla swojego projektu, ten wygrywa.

Ustawy sądownicze zaproponowane przez PiS były próbą ominięcia obecnej śmieciowej konstytucji. W ten sposób nie da się jednak odbudować Polski. Można tylko pięknie przegrać. Do odbudowania Polski na miarę naszych oczekiwań, Polski wolnej i zamożnej, potrzebna jest zmiana konstytucji. Zmiana sposobu zarządzania naszym wspólnym majątkiem i dobrem – Polską.

Jan Kowalski

B. minister energetyki na Litwie: Przyszłość to połączenie synchroniczne państw bałtyckich z systemem energetycznym UE

Ponad 70% energii elektrycznej Litwa importuje z zagranicy, w większości ze Szwecji, bo tam jest najtaniej – mówił Jarosław Niewierowicz, b. minister energetyki na Litwie, w Poranku WNET z Wilna.

Gościem Krzysztofa Skowrońskiego był Jarosław Niewierowicz, ekonomista, dyplomata i polityk narodowości polskiej na Litwie, który na wstępie rozmowy opowiedział o problemach polskich szkół po wprowadzeniu tak zwanego jednolitego programu do wszystkich szkół znajdujących się na Litwie i wymogów z tym związanych, które skutkują rugowaniem języka polskiego z wielu przedmiotów na rzecz litewskiego i, co najdziwniejsze, również rosyjskiego.

Przyznał, że w okresie, gdy był ministrem energetyki w rządzie Litewskim, praca była „niełatwa, bo na półmetku kadencji musiałem zakończyć swoją współpracę, co wynikało nie z samych efektów pracy, ale okoliczności politycznych”.

– W ostatnich latach przeszliśmy ogromne zmiany. Od kraju który był totalnie zależny i popadł w spiralę zależności od bezpieczeństwa energetycznego, płacąc najwyższą cenę w Unii Europejskiej za metr sześcienny gazu czy kilowatogodzinę prądu, po pełną dywersyfikację – powiedział Niewierowicz. – Od kilku lat mamy łączniki z Polską, mamy łącznik elektroenergetyczny ze Szwecją i terminal gazu LNG. Rozmawiamy o projektach, które mają nas włączyć do zachodniego systemu energetycznego. Już zwiększyło się bezpieczeństwo, co wpłynęło na biznes na Litwie i gospodarstwa domowe, które wreszcie mogą się porównywać z tym, co jest w Europie, jeżeli chodzi o ceny.

Zdaniem eksperta mowa o hubach w przypadku portu morskiego w Kłajpedzie jest przedwczesna, bowiem państwa bałtyckie nie mają ani takiego rynku, ani innych powodów, aby o tym mówić. Morski port w Kłajpedzie z terminalem LNG jest bardzo ważnym elementem, jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne Litwy. Przypomniał, że w ubiegłym roku aż 60 procent gazu zużytego na Litwie pochodziło z Norwegii i tylko 40 procent z Rosji. Jego zdaniem główną przesłanką tak wysokiego zużycia gazu norweskiego jest jego cena.

– Flota wojenna Litwy to zaledwie kilka statków, ale są inne środki, żeby zapewnić bezpieczeństwo – powiedział, pytany, czy Litwa jest w stanie samodzielnie bronić swego gazoportu. Wyjaśnił, że ze względu na specyfikę urządzeń na pływających terminalach LNG taki typ gazoportu jest jednym z bezpieczniejszych. Jego zdaniem gazoport w Świnoujściu nie jest konkurencją dla kłajpedzkiego, bo nie można ich rozpatrywać w kategoriach komercyjnych, bowiem są to przedsięwzięcia infrastrukturalne i jeśli już, to uzupełniają się, zwiększając bezpieczeństwo energetyczne w regionie.

Biogaz, wiatr i gaz to podstawa przy wytwarzaniu energii elektrycznej na Litwie, chociaż nasi północnowschodni sąsiedzi powoli odchodzą już od produkcji energii elektrycznej z gazu.

– Ponad 70 procent energii elektrycznej Litwa importuje z zagranicy, w większości ze Szwecji , bo tam jest najtaniej – powiedział Niewierowicz. – Litwa z kraju najbardziej uzależnionego od dostaw rosyjskich przez uruchomienie połączeń z Polską, Szwecją i Finlandią przez Estonię znalazła się w gronie krajów najlepiej połączonych z energetyczną infrastrukturą UE.

Szwecja, zdaniem Niewierowicza, posiada „perfekcyjny miks”, jeśli chodzi o energetykę, bo posiada 10 elektrowni atomowych, energetykę wodną i energię z wiatru. – Szwecja jest to idealny świat energetyczny, którego beneficjentami my też jesteśmy.

– Połączenie synchroniczne państw bałtyckich z systemem państw Europy Zachodniej przez Polskę to projekt, o którym będzie się mówiło przez najbliższych kilka lat – powiedział Niewierowicz, który w dniu wczorajszym był w Tallinie, gdzie odbywało się spotkanie z komisarzem europejskim, na którym m.in. dyskutowano ten projekt.

Możejki to największa rafineria w regionie, która już trzeci rok z rzędu jest bardzo dochodowa (w ub. r. było to 200 mln USD zysku).  Goszczący u nas ekspert zwrócił uwagę na fakt, że poprzednie kierownictwo Orlenu spisało majątek ten na straty i wyceniło go „właściwie do zera” .

– Swoją drogą zastanawiam się, jak to audytorzy interpretowali, ale fakt jest taki, że poprzedni zarząd Orlenu nie darzył miłością tej inwestycji, a wręcz projekt ten był traktowany jako chłopiec do bicia –  powiedział były minister energetyki na Litwie. Jego zdaniem rafineria ta stała się rentowna po zmianie podejścia do różnych kwestii przez władze litewskie, ale również to wynik panującej światowej koniunktury.

– Czasami odnosi się wrażenie, że za mało jest w tym metodologii, za dużo PR-u – ocenił to, co się działo w związku z obawami wywołanymi przez manewry Zapad 2017. – Dobrze by było, żebyśmy metodologicznie zaczęli podchodzić do tych spraw i niekoniecznie tylko w przestrzeni medialnej o tym mówić. W tym wymiarze szczególnie ważna jest współpraca z Polską.

MoRo

Poranek WNET

Wywiad z Jarosławem Niewierowiczem prezesem Polsko-Litewskiej Izby Handlowej, b. ministrem energetyki na Litwie, w części piątej Poranka WNET

Jarosław Niewierowicz, (4.04. 1976 ) – litewski ekonomista, dyplomata i polityk narodowości polskiej. Wilnianin z dziada pradziada i jak sam mówi, „obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego”.

W 2001 został absolwentem studiów z zakresu międzynarodowych stosunków gospodarczych i politycznych w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. W latach 1999–2001 był kierownikiem projektu w Citibank Polska. Po ukończeniu studiów podjął pracę w służbie dyplomatycznej Republiki Litewskiej. W latach 2001–2004 pracował w Ambasadzie w Waszyngtonie, a od 2004 w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, najpierw jako specjalista w Departamencie Polityki Bezpieczeństwa i koordynator Spotkania Ministrów Spraw Zagranicznych NATO w Wilnie, a następnie jako III sekretarz Departamentu Unii Europejskiej.

[related id =39209]Od 2006 zajmował stanowisko wiceministra spraw zagranicznych. 21 listopada 2008 został powołany na prezesa spółki LitPolLink, mającej na celu stworzenie mostu elektroenergetycznego łączącego Litwę i Polskę.

13 grudnia 2012 rozpoczął urzędowanie jako minister energetyki w rządzie Algirdasa Butkevičiusa (z rekomendacji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie). Był pierwszym Polakiem sprawującym w litewskim gabinecie urząd ministra. 19 sierpnia 2014 prezydent Dalia Grybauskaitė podpisała dekret odwołujący Jarosława Niewierowicza z zajmowanej funkcji (z dniem 25 sierpnia 2014). Po odejściu ze stanowiska ministra założył prywatną firmę doradczą. W marcu 2015 został prezesem Polsko-Litewskiej Izby Handlowej.

Następna polska konstytucja nie może bezrefleksyjnie poddawać się „prawu międzynarodowemu”, bo nie wiadomo, co to znaczy

Trybunał Konstytucyjny, jeszcze w „dobrym”, czyli niekwestionowanym przez ulicę i zagranicę składzie, orzekł, że prawo unijne jest ważniejsze od polskiego, ale nie stoi nad polską konstytucją.

Andrzej Jarczewski

Nie interesujemy się średniowiecznymi rozróżnieniami między bliskoznacznymi wyrazami ‘suweren’ (z ang.) i ‘suzeren’ (z franc.). W XXI wieku władza zwierzchnia należy do suwerena, jeżeli jest nim naród lub reprezentanci wybrani wewnątrz tego narodu, albo do suzerena, jeżeli jest nim ktoś z zewnątrz narodu, nad którym ta władza jest sprawowana. Konstytucja RP w art. 4 oddaje władzę zwierzchnią suwerenowi, natomiast w art. 9 – suzerenowi. Rozpatrzmy to bliżej.

SUWEREN

Przytaczam wzmiankowany art. 4 konstytucji: 1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. 2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Suweren został tu zdefiniowany jednoznacznie. Jest nim albo cały naród polski (w rozumieniu konstytucyjnym, nie – etnicznym), albo jakoś zorganizowani przedstawiciele, czyli osoby funkcjonujące wewnątrz narodu. Kwestię owego zorganizowania w różne instytucje ustalają dalsze punkty konstytucji.

SUZEREN

A teraz o niebezpieczeństwie zasianym artykułem 9 konstytucji, który brzmi tak: Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego.

Gdyby przyczepić się tylko tego artykułu, można by głosić, że na mocy najpierw traktatu ateńskiego (o przystąpieniu Polski do Wspólnoty Europejskiej), następnie traktatu lizbońskiego (przekształcającego Wspólnotę w Unię), dalej różnych innych praw, uchwalanych w różnych instytucjach przez różnych ludzi, reprezentujących różne państwa – musimy przestrzegać wszystkiego, co ci różni ludzie uchwalają i uznają za „prawo międzynarodowe”.

Do nowej konstytucji – uwaga, bo to jest bardzo ważne – należy dodać załącznik, zawierający dokładnie wszystkie dokumenty, wchodzące w skład tego „prawa międzynarodowego”, które Polska uznaje za obowiązujące i stojące wyżej niż regulacje krajowe. Dzięki temu rozszerzanie tego załącznika będzie zawsze wymagało większości kwalifikowanej i aprobaty Trybunału Konstytucyjnego, co oznacza, że nic nie przejdzie niezauważenie i nie da się cichcem ugotować żaby.

Wszystkie kraje Europy Wschodniej powinny być na to uczulone, bo przecież przerabialiśmy to na własnej skórze przez kilkadziesiąt lat. Jakiekolwiek umowy zawieraliśmy z ZSRR – i tak w ich interpretacji liczyło się tylko zdanie władców Kremla. Na ogół pilnowali oni pozorów i przestrzegali narzuconych nam umów, ale gdy dochodziło do istotnej sprzeczności, jak np. w 1956 na Węgrzech lub w 1968 w Czechosłowacji – przypominali, kto tu jest suzerenem i nie wahali się przed użyciem argumentów nie do odparcia. I to nie tylko dlatego, że byli silniejsi, ale też dlatego, że interes narodowy jakiegoś państwa stanął w sprzeczności z ideologią silniejszego!

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Społeczeństwo rozdarte” znajduje się na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Społeczeństwo rozdarte” na s. 5 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Toms Rostoks z Uniwersytetu Łotewskiego: Uniezależnienie się Łotwy od energii z Rosji było i jest trudną sprawą [VIDEO]

W ostatnich latach zrobiliśmy badania, z których wynika, że mniejszość rosyjska ma pozytywny stosunek do Rosji i Władymira Putina, ale widzą zachowanie Rosji na Ukrainie i nie chcieliby tego na Łowie.

[related id=39062]- Pytanie o bezpieczeństwo energetyczne Łotwy od 12 lat, kiedy to Niemcy i Rosja ogłosiły budowę Nord Stream 1, jest bardzo ważne i aktualne – powiedział Wojciechowi Jankowskiemu w Poranku WNET gość z Rygi, dr Toms Rostoks, ekspert od spraw bezpieczeństwa energetycznego z Uniwersytetu Łotewskiego z Instytutu Stosunków Międzynarodowych, a także sekretarz wykonawczy w Komisji Analiz Strategicznych pod auspicjami prezydenta Łotwy.

Jego zdaniem przez ostatnie dziesięciolecie Łotysze często zastanawiali się, na ile tego typu inwestycje jak Nord Stream 1 i Nord Stream 2 są dla nich bezpieczne i jakie przyniosą dla nich konsekwencje. – Nie można przerysowywać tej sytuacji ani w jedną, ani w drugą stronę.

– Uniezależnienie się Łotwy od Rosji w kwestii energetycznej jest i było dosyć trudną sprawą – ocenił ekspert. Jego zdaniem Unia Europejska przyszła Łotyszom z pomocą w tej sprawie. Monopolista na rynku gazu, jakim było dotychczas przedsiębiorstwo Latvijas Gaze, właśnie zmienia swą strukturę własnościową.

Przypomnijmy, że w ubiegłym roku parlament uchwalił ustawę regulującą te kwestie i stworzył tzw. trzeci pakiet energetyczny. Nowelizacja zachowuje prawo pierwokupu przez skarb państwa operatora gazowego oraz magazynów gazu. Kontrolę i nadzór nad działalnością systemowego operatora i magazynowaniem gazu sprawuje aktualnie komisja ds. regulacji usług publicznych. Od kwietnia ubiegłego roku łotewskie gospodarstwa domowe same wybierają dostawcę gazu i płacą według taryf regulatora rynku (zgłosiło się dwóch łotewskich dostawców zajmujących się do tej pory sprzedażą energii elektrycznej). Latvijas Gaze ma obowiązek dostarczać gaz do 2019 roku.

Co do podziału LG to od ubiegłego roku działa niezależna firma, która oferuje usługi transportu i magazynowania gazu, i zarządza największymi podziemnymi magazynami nad Bałykiem w Incukalnse. LG ma czas do 31 grudnia 2017 r.  na oddzielenie majątku operatora systemowego transportu i magazynowania gazu od LG. W 2016 roku największym akcjonariuszem Latvijas Gaze był Gazprom (34 proc.), Marguerite Fund (28,97 proc.), Uniper Ruhrgas International GmbH (18,26 proc.) i rosyjska Itera Latvija należąca do Rosneft (16 proc.).

– Aktualnie na Łotwie jest swego rodzaju niepewność ze względu na zachowanie Rosji i jeżeli będzie ona starała się wpłynąć na Łotwę agresywnie za pomocą instrumentów polityki energetycznej, może to spowodować przyspieszenie dywersyfikacji dostaw gazu na Łotwę, tak jak ma to miejsce na Litwie – powiedział Toms Rostoks.

– W ostatnich latach zrobiliśmy wiele badań socjologicznych, z których wynika, że mniejszość rosyjska ma pozytywny stosunek do Rosji i Władymira Putina, ale widzą zachowanie Rosji na Ukrainie i nie chcieliby, aby doszło do tego typu interwencji na Łotwie – ocenił gość Poranka. – Oczywiście jest część tej mniejszości, która uwierzyła w opowieść rosyjskich mediów wmawiających, że odrodził się tu łotewski nazizm i że to kraj, w którym nic się nie udało.

[related id=39046]Zwrócił uwagę, że trudno Łotwie konkurować z rosyjskimi mediami, ale z pogłębionych badań wynika, że ci, którzy mówią o łotewskim nazizmie, nigdy nie spotkali się z jego przejawami.

MoRo

Wywiad z dr. Tomsem Rostoksem w części siódmej Poranka WNET .

Cały Poranek WNET

 

Obejrzyj również ten wywiad na YouTube!

Traktat o zakazie broni jądrowej podpisany przez dziesiątki krajów. Bojkot USA, Wielkiej Brytanii i Francji

Dziesiątki krajów podpisały traktat zakazujący rozprzestrzeniania broni nuklearnej, zbojkotowały to m.in. USA, Wlk. Brytania i Francja. Odbywają się spotkania kuluarowe i negocjacje z Iranem.

[related id=39032]Traktat wejdzie w życie 90 dni po ratyfikowaniu go przez 50 krajów.

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres powiedział, rozpoczynając procedurę podpisywania traktatu, że na świecie jest ok. 15 tys. sztuk broni nuklearnej.

„Nie możemy pozwolić, żeby ta broń zagłady zagrażała naszemu światu i przyszłości naszych dzieci” – podkreślił.

Korea Północna przeprowadziła w tym miesiącu szóstą próbę nuklearną, największą z dotychczasowych. Prezydent USA Donald Trump ostrzegł we wtorek, przemawiając na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że Stany Zjednoczone będą zmuszone “całkowicie zniszczyć Koreę Północną” jeśli kraj ten zagrozi im lub ich sojusznikom.

[related id=39366]Traktat o zakazie broni jądrowej został zaaprobowany w lipcu br. przed dwie trzecie spośród 193 państw członkowskich ONZ po miesiącach negocjacji.

Traktatu nie popiera żadne z dziewięciu państw, które posiadają broń jądrową lub co do których uważa się, że ją posiadają; są to: USA, Rosja, Wielka Brytania, Chiny, Francja, Indie, Pakistan, Korea Północna i Izrael.

[related id=39023]USA i inne potęgi jądrowe chcą zamiast tego wzmocnienia i potwierdzenia obowiązującego niemal od pół wieku Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT), uważanego pod tym względem za kamień milowy.

NPT z 1968 roku zakazuje państwom nienuklearnym posiadania tego rodzaju broni, a państwa nuklearne (USA, Rosja, Wielka Brytania, Francja i Chiny) nie mogą przekazywać komukolwiek bezpośrednio lub pośrednio broni jądrowej lub innych materiałów wybuchowych i muszą kontrolować ten typ broni.

PAP/MoRo

Dyrektor Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Energetyka wrażliwa na rosyjskie manipulacje, choć nie bezbronna

Przekształcenie Zapad 2017 w jakiś rodzaj agresji ze strony Rosji jest mało prawdopodobne ze względu na podwyższone stany wojsk NATO w regionie – powiedział Andris Sprūds, gość Poranka WNET z Rygi.

Bezpieczeństwo energetyczne Łotwy to temat ważny i funkcjonujący w debacie publicznej od lat – powiedział gość redaktora Wojciecha Jankowskiego prowadzącego Poranek WNET z Rygi, dyrektor Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Andris Sprūds . Zwrócił on uwagę, że w sferze dostaw gazu Łotwa już w dość dużym stopniu, chociaż niewystarczającym, uzyskała dywersyfikację. Jako istotny jej element wymienił terminal LNG na Litwie.

– Jeszcze w minionej dekadzie byliśmy wyspą energetyczną; aktualnie można już powiedzieć, że staliśmy się półwyspem – powiedział Andris Sprūds z Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który widzi postęp również w dziedzinie elektryczności, ze względu na coraz liczniejsze połączenia z państwami skandynawskimi. – Sfera energetyczna nadal jednak pozostaje wrażliwa na manipulacje ze strony Rosji.

[related id=39068]Łotwa to ostatnie z państw bałtyckich, które zliberalizowało swój rynek gazowy, głównie ze względu na pozycję rosyjskich firm w tym państwie i powolne prace nad połączeniami z europejską siecią gazową. Jego zdaniem Łotwa, jako kraj bardzo mały, nie jest w stanie zdobyć się na niezależność energetyczną i dlatego włączenie tego kraju do sieci europejskiej , gdzie „biznes jest nad wszystkim”, jest bardzo ważne. Aktualnie Ryga może się czuć o tyle bezpiecznie, że w razie kryzysu nie będzie odczuwała przerw dostaw tak dotkliwie, jak było to w okresie jej całkowitego uzależnienia od rosyjskich dostaw. Poza tym dywersyfikacja ma jeszcze i tę dobrą stronę, że wymusza na Rosji bardziej konkurencyjne ceny.

Energia pozyskiwana jest na Łotwie głównie poprzez sieć elektrowni rzecznych, ale również, i to aż w 30 procentach, ze spalania drewna. Zwrócił uwagę na to, że niestety nadal duży odsetek energii z drewna jest w pozyskiwany w przestarzałych technologiach.

Dla Łotyszy projekt Międzymorza jest na razie bardzo abstrakcyjny. Chociaż zdają sobie oni sprawę z jego historyczności, nie jest on powszechnie znany. Dla osób zajmujących się polityką jest on ważny o tyle, o ile ważna jest dla tego regionu Polska, która może zostać liderem tej części Europy. Jednak aktualne problemy naszego kraju w Brukseli są odbierane przez Rygę negatywnie. Zwłaszcza szerokim echem odbiły się tu kwestie związane, jak to podnosi Bruksela, z łamaniem praworządności. Dlatego dyplomację łotewską, jeśli chodzi o kierunek polski, charakteryzuje daleko posunięta ostrożność.

– Dla Łotwy ważna jest Polska mocno szanowana w strukturach Unii Europejskiej, ale w obecnej sytuacji mamy naszych sojuszników i w Niemczech, w państwach skandynawskich i w jakimś sensie również w Brukseli – powiedział Sprūds, który uważa, że Łotwa może popierać Polskę, i to nieformalnie, w sprawie kryzysu imigracyjnego, bo Ryga również sceptycznie ocenia podejście Niemiec do tej kwestii.

Na Łotwie, tak jak w innych państwach graniczących z Rosją, bacznie obserwowane są manewry wojskowe Zapad 2017. Nasz gość zwrócił uwagę na problemy telekomunikacyjne, jakie wystąpiły w tym okresie na Łotwie, i zastanawiał się, czy ich pierwotną przyczyną nie były cyberataki, które stanowiły element Zapad 2017.

– Jesteśmy już przyzwyczajeni, że mamy sąsiada, który jest obok, nie jest łatwy i z którym musimy współpracować, ale z drugiej strony musimy do tego podchodzić z pewną ostrożnością. Czujemy oddech, ale nie dramatyzujemy tej sytuacji- powiedział szef  Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jego zdaniem aktualnie rozwój Zapad 2017 w jakiś rodzaj agresji ze strony Rosji jest mało prawdopodobny ze względu na podwyższone stany wojsk NATO w regionie.

[related id=39046]- To, co dzisiaj jest stabilne, nie oznacza, że jutro takie będzie i że nie ma tu zagrożeń dla stabilności regionu – stwierdził Sprūds, który wyjaśnił, że Zapad 2017 również trzyma w napięciu Łotyszy, którzy muszą poważnie myśleć o przeznaczaniu 2,5 procent PKB na obronność kraju. W kontekście obronności Łotwa, jak się okazuje, bardzo liczy na Polskę jako członka NATO. Zwrócił uwagę, że zwłaszcza w tym kontekście projekt Międzymorza jest dla nich bardzo ważny. Zasugerował, że nasze państwo jako jedyne fizycznie połączone z państwami nadbałtyckimi może być gwarantem bezpieczeństwa dla Pribałtyki.

MoRo

Wywiad z dyrektorem Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Andrisem  Sprūdsem w części piątej Poranka WNET 

Andris Sprūds | Fot. Ernests Dinka, CC BY-SA 2.0

Andris Sprūds (13.07.1971) – łotewski historyk, politolog, badacz stosunków międzynarodowych, od 2009 dyrektor Łotewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

W latach 1989–1994 studiował na Wydziale Historii i Filozofii Uniwersytetu Łotwy w Rydze, gdzie zdobył tytuł magistra historii. W 1997 ukończył roczne studia magisterskie w zakresie historii Europy Środkowej na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie, a rok później czteroletnie studia magisterskie w zakresie stosunków międzynarodowych na Wydziale Historii i Filozofii Uniwersytetu Łotewskiego. W 2005 uzyskał na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce na podstawie pracy pt. Elita gospodarcza a polityka zagraniczna. Rosyjskie grupy finansowo-przemysłowe a rosyjska polityka bałtycka 1991–1999.

W 1999 podjął pracę na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu im. Paulsa Stradiņša w Rydze, gdzie pełni funkcję docenta oraz kierownika magisterskiego studium stosunków międzynarodowych. Od 2003 jest adiunktem w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Narodowego w Wyższej Szkole Biznesu – National-Louis University w Nowym Sączu. Wykładał gościnnie na Uniwersytecie Łotwy, w Liwońskiej Szkole Wyższej, w Bałtyckim Kolegium Obronnym w Tartu oraz na Uniwersytecie Europejskim w Tallinie. Od 2004 pracuje w Łotewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, kolejno jako analityk (2004–2008), wicedyrektor (2008–2009) i dyrektor (od 2009).

 

Pierwsze spotkanie Tillersona i Zarifa w sprawie porozumienia nuklearnego

Szefowie dyplomacji USA i Iranu, Rex Tillerson i Mohammad Dżawad Zarif, spotkali się po raz pierwszy w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, aby omówić sprawę porozumienia nuklearnego.

We wtorek w wystąpieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ Trump zarzucił Iranowi destabilizujące zachowanie. Władze w Teheranie nazwał morderczym reżimem. Mówił o Iranie jako o wyczerpanym ekonomicznie „łajdackim państwie” (rogue state), którego głównym artykułem eksportowym jest przemoc.

Prezydent oświadczył również, że porozumienie społeczności międzynarodowej z Teheranem w sprawie irańskiego programu nuklearnego było jedną z najgorszych i najbardziej jednostronnych transakcji, do jakich kiedykolwiek przystąpiły Stany Zjednoczone. Uznał to porozumienie za żenujące dla Stanów Zjednoczonych i zapowiedział: „wkrótce o tym usłyszycie”.

Mohammad Dżawad Zarif ostro zareagował we wtorek na wypowiedź Trumpa na temat Iranu, zarzucając prezydentowi USA, że to, co powiedział na forum ONZ, było „podłe i bezsensowne”. Zarif ocenił na Twitterze, że przemówienie Trumpa było „mową nienawiści” i że takie wystąpienia „należą do średniowiecza, a nie do XXI wieku”.

Stany Zjednoczone mają czas do 15 października na stwierdzenie, czy władze w Teheranie spełniają warunki porozumienia nuklearnego.

Zawarte w 2015 roku porozumienie nuklearne między Iranem a tzw. grupą 5+1 (Chiny, Francja, Rosja, USA, Wielka Brytania i Niemcy) ma na celu ograniczenie irańskiego programu nuklearnego i przewiduje, że Teheran zrezygnuje z dążenia do uzyskania broni atomowej w zamian za stopniowe znoszenie nałożonych na niego sankcji międzynarodowych.

PAP/MoRo

Hiszpania: Premier Rajoy wzywa do odwołania referendum w Katalonii

Premier Hiszpanii wezwał regionalny rząd Katalonii do rezygnacji z planowanego referendum w sprawie jej niepodległości, które jego zdaniem oznaczałoby złamanie obowiązującego prawa.

[related id=39445]”Nie idźcie dalej. Wróćcie do prawa i demokracji. To referendum jest chimerą” – powiedział Rajoy w transmitowanym przez telewizję przemówieniu. Dodał, że jakiekolwiek działanie łamiące prawo spotka się ze stosowną odpowiedzią.

Hiszpański Trybunał Konstytucyjny zawiesił wyznaczone na 1 października referendum po zaskarżeniu jego legalności przez rząd. Zdaniem rządu głosowanie takie byłoby sprzeczne z uchwaloną w 1978 roku konstytucją Hiszpanii, która deklaruje niepodzielność terytorium państwa.

Na mocy artykułu 155 ustawy zasadniczej rząd Hiszpanii może zawieszać uprawnienia wykonawcze rządów regionalnych. Na razie nie skorzystał z tej opcji, starając się udaremnić referendum na drodze sądowej.

Zatrzymano bliskiego współpracownika wiceszefa rządu Katalonii
W związku z planowanym referendum ws. niepodległości Katalonii hiszpańska Gwardia Cywilna zatrzymała w środę najbliższego współpracownika wiceszefa regionalnego rządu Josepa Marię Jove. Wcześniej przeprowadzono rewizje w biurach wielu członków gabinetu.

O zatrzymaniu Jovego, sekretarza generalnego kancelarii wicepremiera Katalonii, poinformowało AFP źródło w regionalnym rządzie (Generalitat).

Wcześniej rzecznik Generalitat podał, że Gwardia Cywilna weszła do biur rządu Katalonii. Nie poinformowano jednak o szczegółach operacji. Według brukselskiego portalu EUobserver chodzi o biura czterech ministrów. Serwis pisze, że oprócz Jovego zatrzymano jeszcze dwóch pracowników dwóch różnych ministerstw.

Kataloński wicepremier Oriol Junqueras oświadczył w Catalunya Radio, że funkcjonariusze szukali m.in. plakatów wyborczych i innych materiałów związanych z referendum.

Te kroki hiszpańskich władz centralnych są częścią ofensywy Madrytu, której celem jest uniemożliwienie władzom Katalonii przeprowadzenia planowanego na 1 października referendum ws. secesji tego regionu autonomicznego.

We wtorek madrycki rząd Mariano Rajoya wydał polecenie ambasadorom Hiszpanii, by zwiększyli liczbę swoich wywiadów w zagranicznych mediach oraz artykułów wyjaśniających nieustępliwe stanowisku Madrytu wobec głosowania w Katalonii.

Również we wtorek Gwardia Cywilna (La Guardia Civil) przeprowadziła rewizję w budynkach i samochodach firmy kurierskiej Unipost na terenie aglomeracji barcelońskiej, w celu konfiskaty materiałów służących do organizacji plebiscytu.

Według źródeł policyjnych od zeszłej środy na terenie Katalonii funkcjonariusze przejęli ponad 1,5 mln plakatów i innych druków wyborczych przygotowanych w związku z głosowaniem.

Władze w Madrycie są zdecydowanie przeciwne organizacji referendum w Katalonii, wskazując, że zgodnie z orzeczeniem hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego jest ono nielegalne. We wrześniu TK uznał też za niekonstytucyjny uchwalony przez kataloński parlament Akt Przejściowy określający warunki, na których nastąpiłaby secesja, gdyby w plebiscycie zwyciężyli zwolennicy niepodległości.

Według hiszpańskich mediów w rządzie Rajoya działa nieformalna grupa, której celem jest zablokowanie organizacji referendum, m.in. poprzez działania prawne, a także przejmowanie urn, kart do głosowania i protokołów komisji wyborczych. Zespół, w którego skład poza premierem i wicepremier wchodzą ministrowie sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i finansów, planuje też odcinanie dopływu prądu do lokali wyborczych.

Prokurator generalny Hiszpanii Jose Manuel Maza polecił w zeszłym tygodniu prokuratorom w Katalonii postawienie w stan oskarżenia wszystkich burmistrzów tego regionu, którzy chcą udostępnić lokale na plebiscyt. Zapowiadał też skierowanie do sądu pozwu przeciwko premierowi KataloniiCarlesowi Puigdemontowi oraz jego ministrom odpowiedzialnym za organizację referendum.

Sondaże przewidują, że ponad 70 proc. Katalończyków chce wypowiedzieć się w referendum na temat niepodległości.

Media: władze Katalonii bez szans na organizację referendum
Władze Katalonii zostały, zdaniem hiszpańskich mediów, pozbawione możliwości organizacji referendum niepodległościowego w tym regionie. Trudności mają wynikać z zatrzymania 14 urzędników odpowiedzialnych za plebiscyt i przejęcia ważnych materiałów wyborczych.

W środę przed południem hiszpańska policja oraz Gwardia Cywilna wkroczyły do kilku budynków autonomicznego rządu Katalonii w Barcelonie z nakazem przejęcia materiałów służących zaplanowanemu na 1 października referendum niepodległościowemu.

Wcześniej mówiono o zatrzymaniu najbliższego współpracownika wiceszefa regionalnego rządu Josepa Marii Jovego oraz dwóch innych urzędników. Jednak później poinformowano, że w trakcie policyjnej akcji zatrzymano 14 wysokiej rangi katalońskich urzędników, w tym m.in. sekretarzy ds. finansów oraz gospodarki, a także pracowników ministerstwa pracy, polityki społecznej i spraw zagranicznych. Według madryckiego dziennika „El Pais”, osoby te są głównymi decydentami w sprawie organizacji głosowania w Katalonii.

Większość hiszpańskich mediów twierdzi, że władze Katalonii po środowych zatrzymaniach osób kluczowych dla referendum niepodległościowego nie mają szans na organizację plebiscytu. Wskazują, że według informacji policji w ostatnich dniach funkcjonariusze skonfiskowali aż 80 proc. dokumentów związanych z plebiscytem, które miał wysłać kataloński rząd Carlesa Puigdemonta do członków komisji wyborczych.

„Rząd Puigdemonta nie ma już warunków logistycznych do organizacji referendum niepodległościowego” – ocenili komentatorzy telewizji TVE24.

We wtorek funkcjonariusze Gwardii Cywilnej zarekwirowali druki wyborcze podczas rewizji w budynkach i samochodach kurierskiej firmy Unipost na terenie aglomeracji barcelońskiej. Dwa dni wcześniej 1,3 mln sztuk materiałów wyborczych skonfiskowano w agencji reklamowej w mieście Sabadell.

W środę przed budynkami rządu Katalonii, w których od rana trwa rewizja, protestują setki mieszkańców Barcelony. Dostępu do obiektów bronią funkcjonariusze hiszpańskiej policji i Gwardii Cywilnej. Władze obu tych służb zarzuciły katalońskiej policji odmowę współpracy w działaniach prowadzonych w związku z referendum niepodległościowym.

Jak poinformował Kataloński Związek Zawodowy Policjantów (SPC), codziennie syndykat otrzymuje wiele telefonów od funkcjonariuszy, którzy są niechętni prowadzeniu działań przeciwko organizatorom plebiscytu.

Policyjna akcja przeciwko organizatorom referendum w Katalonii była głównym przedmiotem porannej debaty w hiszpańskim parlamencie. Deputowani Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC) zarzucili premierowi Hiszpanii Mariano Rajoyowi prowadzenie bezprawnych „działań przeciwko legalnie wybranym władzom Katalonii”.

„Żądam, aby zabrał pan swoje brudne ręce od Katalonii” – powiedział podczas wystąpienia w Kongresie Deputowanych Gabriel Rufian z ERC.

Rajoy, zarówno podczas swojego przemówienia w parlamencie, jak i po zakończeniu sesji w rozmowie z dziennikarzami, zapewniał, że środowa akcja policji i Gwardii Cywilnej w Katalonii służy przestrzeganiu prawa na terytorium Hiszpanii.

„Jesteśmy państwem prawa i nie pozwolimy na jego łamanie. Nie dopuścimy, aby zwyciężyła barbarzyńska demokracja” – podkreślił premier Hiszpanii.

Władze w Madrycie są niechętne organizacji referendum niepodległościowego w Katalonii, wskazując, że według orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Hiszpanii plebiscyt ten jest nielegalny. Według mediów rząd Rajoya posiada plan zablokowania głosowania poprzez działania prawne oraz przejmowanie materiałów wyborczych i odcinanie prądu do lokali wyborczych.

PAP/MoRo