Komisja Europejska praktykuje filozofię Kalego i aby to zauważyć, nie trzeba być wielkim znawcą ekonomii

Jeżeli sprawy toczą się zgodnie z interesami niemieckimi – jest to demokracja, ale jeżeli zgodnie z interesami na przykład Polski – jest to wyraźny brak demokracji, który trzeba piętnować i potępiać.

Wacław Mauberg

Czy Polsce potrzebna jest Unia Europejska? To jest truizm. Nie ma wątpliwości, że tak.

A jaka jest odpowiedź na pytanie odwrotne: Czy Unii Europejskiej potrzebna jest Polska? To pytanie również jest truizmem, bo odpowiedź jest także oczywiście twierdząca.

Zastanówmy się jednakże, bez zbędnych sentymentów i na zimno, jakie są powody, dla których Polska jest potrzebna Unii Europejskiej? Oraz także i nad tym,  j a k a  Polska jest potrzebna UE?

Z punktu widzenia interesów Unii, Polska jest atrakcyjna z wielu powodów, z których wymienię tylko niektóre:

  • Polska jest państwem europejskim o stosunkowo dużej powierzchni, a więc stanowi cenne przedpole, oddzielające centralne kraje Unii od Rosji, potencjalnego agresora. To na polskim obszarze odbędzie się pierwsza faza starcia  i to polska ludność i polskie terytorium, a nie niemieckie, ucierpią w pierwszej kolejności. Stąd zgoda Unii na rozmieszczenie wojsk NATO na naszym terenie.
  • Polska jest na tyle liczebnym krajem, że stanowi także znaczący rynek zbytu dla przemysłu UE i atrakcyjny teren dla lokaty unijnego kapitału.
  • Polska była i nadal jeszcze jest (choć już w coraz mniejszym stopniu) krajem słabym ekonomicznie i administracyjnie, że można ją łatwo eksploatować i nią manipulować.

Mówiąc wprost, Polska słaba, z ustępliwym, miernym rządem i z nieudolną, skorumpowaną administracją państwową jest dla Unii cennym nabytkiem.

Unii potrzebna jest Polska potulna i pokorna, biorąca bez protestu na swe barki różne fatalne skutki nieuzgodnionych z nią decyzji władz Unii. Przykładem jest jednoosobowa, niekonsultowana z Polską decyzja Pani kanclerz Niemiec o przyjęciu do Europy niekontrolowanej rzeszy emigrantów. Taka właśnie ustępliwa Polska przyjęła potulnie narzuconą jej kwotę emigrantów.

Natomiast Polska prężna, silna gospodarczo i mocna ekonomicznie jest dla Unii raczej niechcianym kłopotem, bo taka Polska w pierwszej kolejności dba o bezpieczeństwo własnych obywateli i własnych spraw, a nie unijnych.

Polska współczesna ma ambicje na dużo wyższym poziomie niż ten, jaki miała pod rządami PO-PSL, a także jaki Unia Europejska dla nas przewiduje. Unia lęka się silnej Polski i energicznych przywódców, takich jak Jarosław Kaczyński i jego otoczenie, czy premier Węgier, Viktor Orbàn.

Niemcy, jeden z głównych graczy na arenie UE, potrzebują dla poparcia swych hegemonistycznych aspiracji Polski uległej, pokornej i potakującej. W tym celu kanclerz Angela Merkel potrzebuje, aby stanowisko prezydenta Polski w wyborach 2020 roku objął Donald Tusk, dotychczasowy niezawodny wykonawca jej dyrektyw na terenie Komisji Europejskiej.

Tak właśnie wygląda demokracja według Niemiec, będąca w gruncie rzeczy jedną z odmian filozofii Kalego. Jeżeli sprawy toczą się zgodnie z interesami niemieckimi – to jest to demokracja, ale jeżeli zgodnie z interesami innego kraju, na przykład Polski – to jest to wyraźny brak demokracji, który trzeba piętnować i potępiać. Zajadły inkwizytor zawsze w Komisji Europejskiej się znajdzie – w postaci niezbyt inteligentnego, ale za to bardzo dobrze opłacanego urzędnika.

Sytuację tę widać wyraźnie, obserwując historię ostatniej dekady. Poprzedni rząd PO-PSL, uległy wobec KE i nieudolny w swych gospodarczych przedsięwzięciach, uczynił z Polski dziewiczy teren dla ekspansji unijnego kapitału i taniego nabywania polskiego majątku narodowego. Z tego powodu rząd ten był nader cenny dla władz Unii i popierany przez nią bez zastrzeżeń.

Natomiast obecny rząd PiS, mający ambicję uczynić Polskę krajem zasobnym, silnym ekonomicznie i ze sprawną, uczciwą administracją państwową, a więc niewrażliwym na zewnętrzne naciski i szantaże ekonomiczne, mającym ambicję być równorzędnym partnerem, jest dla władz Unii wyraźnie niewygodny.

Każda polska reforma jest negowana i każde działanie rządu mające na celu uczynienie z Polski kraju niewrażliwego na obce naciski jest wyraźnie i stanowczo przez władze Unii potępiane. Hipokryzja praktykowanej przez Komisję Europejską filozofii Kalego objawia się tu w całej swej krasie. Z całą wyrazistością ujawniła się także polityka podwójnych standardów, charakterystyczna dla kręgów liberalnych, które obecnie panują w Komisji.

Nie trzeba być wielkim znawcą ekonomii, aby to zauważyć. Widzi to każdy, obserwator naszych stosunków z Unią. Kto twierdzi, że tego nie widzi, ten jest albo nieświadomym istoty rzeczy naiwnym wielbicielem UE, albo, co gorzej, wysoko opłacanym unijnym politykiem, cynicznie broniącym własnych, partykularnych interesów i dotychczasowego status quo, świadomym dywersantem godzącym w polskie interesy.

Jak długo jeszcze Polska ma pozwalać na to, aby Komisja Europejska praktykowała wobec niej mieszaninę filozofii Kalego i polityki podwójnych standardów?

Przepychanki w Kijowie wokół reintegracji Donbasu. Nikną nadzieje na siły pokojowe ONZ

Uwaga opinii publicznej ogniskuje się wokół zagadnień związanych z Donbasem. W parlamencie dochodzi do blokowania mównicy i fizycznych przepychanek, a to po to, by nie uchwalić ustawy reintegracyjnej.

W czwartek w Lublinie minister obrony narodowej Polski Antoni Macierewicz razem ministrami obrony: Litwy – Raimundasem Karoblisem, i Ukrainy – gen. Stepanem Połtorakiem uczestniczył w uroczystości z okazji 2. rocznicy utworzenia Litewsko-Polsko-Ukraińskiej Brygady, która otrzymała wczoraj sztandar oraz imię hetmana Konstantego Ostrogskiego. Patron Brygady dowodził siłami polsko-litewskimi w wojnie z Rosją, której kulminacją była zwycięska bitwa pod Orszą w 1514 roku.

Minister Macierewicz podkreślił jedność państw współtworzących brygadę i zapewnił, że Polska chce i będzie pomagać „napadniętej przez wschodni imperializm Ukrainie”.

Dzisiaj ukraińskie media cytują z kolei szefa ukraińskiego sztabu generalnego Wiktora Mużenkę, który stwierdził, że wątpi, czy społeczeństwo Ukrainy jest gotowe do siłowego rozwiązania problemu Donbasu, chociaż siły zbrojne taką możliwość mają.

Mużenko zaznaczył, że ewentualna operacja ukraińskich wojsk miałaby trwać 10 dni i przewidywałaby użycie lotnictwa. Według przeprowadzonej symulacji w operacji mogłoby zginać około trzech tysięcy ukraińskich żołnierzy i ponad 10 tysięcy cywili. Jednocześnie generał stwierdził, ze Ukraina jest gotowa skutecznie przeciwstawić się rosyjskiej agresji nie tylko na Donbasie, ale wzdłuż całej granicy z Rosją.

Mużenko zaznaczył, że nie wierzy w możliwość umieszczenia w Donbasie sił pokojowych ONZ. Takie rozwiązanie bowiem w Radzie Bezpieczeństwa ONZ będzie blokować Rosja, wykorzystując prawo weta stałego członka. Rosja mogłaby się na to zgodzić jedynie wówczas, gdyby jako siły pokojowe zostały uznane siły państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, w skład której wchodzi Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgizja, Tadżykistan i oczywiście Federacja Rosyjska.

Takie rozwiązanie nie jest do zaakceptowania ani dla Ukrainy, ani dla innych państw zachodnich. Według Mużenki Rosja nie zgodzi się ani na kontyngent kanadyjski, ani na amerykański.

Tymczasem w Kijowie toczą się polityczne, a nawet fizyczne przepychanki wokół prawnych rozwiązań dotyczących Donbasu.

W czwartek doszło do zablokowania mównicy w Radzie Najwyższej i przerwania posiedzenia parlamentu. Przyczyną była próba niedopuszczenia do przegłosowania ustawy o reintegracji Donbasu. Projekt ustawy dzień wcześniej został zgłoszony przez prezydenta Petra Poroszenkę.

Przewiduje on uznanie Federacji Rosyjskiej za agresora i uznaje porozumienia mińskie za priorytetowe podczas procesu odnowienia jedności terytorialnej Ukrainy.

Ustawa uznaje, że każda działalność sił zbrojnych i innych ugrupowań wojskowych Federacji Rosyjskiej na Donbasie jest sprzeczna z normami prawa międzynarodowego i wszelkie akty wydane przez te ugrupowania nie stwarzają żadnych prawnych następstw.

Ustawa przewiduje również możliwość zmiany prowadzenia tak zwanej operacji antyterrorystycznej na stan wojenny. Oznaczałoby to m.in, że za działania wobec tzw. separatystów nie odpowiadałaby SBU, jak obecnie, lecz ukraińska armia.

Do ukraińskiego parlamentu przybył wczoraj prezydent Poroszenko, a szef Rady Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy Ołeksandr Turczynow stwierdził, że blokowanie prac Rady przeprowadziła „rosyjska agentura”.

W projekcie ostatecznie prawdopodobnie zostaną wprowadzone zmiany, m.in. jako terytorium okupowane ma być dopisany Krym. Deputowani opozycyjnych ugrupowań domagają się również usunięcia z projektu odwołania do mińskich porozumień. Dzisiaj prawdopodobnie dojdzie do kolejnej próby uchwalenia ustawy regulującej status okupowanego Donbasu.

A w ciągu ostatniej doby 24 razy tzw. separatyści ostrzeliwali ukraińskie pozycje. Sztab operacji antyterrorystycznej informuje, że Ukraińcy 17 razy odpowiedzieli na ataki, nie ponosząc w ciągu tej doby żadnych strat.

W korespondencji również o Zapad 2017 i zadziwiającej sytuacji na ukraińskiej scenie politycznej, której głównym aktorem jest Micheil Saakaszwili.

Paweł Bobołowicz z Ukrainy

Żurawski vel Grajewski o separatyzmie w Europie: Referendum w Katalonii nie spełnia żadnych zdroworozsądkowych kryteriów

Secesja Katalonii nasiliłaby nastroje separatystyczne w państwach europejskich, co mogłoby trafić rykoszetem w Polskę, bowiem bezpośrednim następstwem rozpadu państw byłoby osłabienie NATO.

Gościem Poranka WNET był prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – historyk, członek gabinetu politycznego szefa MSZ i Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.
– To byłby pewien paradoks, bowiem ruch kataloński jest silnie lewicowy, żeby nie powiedzieć – lewacki – powiedział Żurawski vel Grajewski o ciągotach wielu polskich środowisk prawicowych, które zdają się kibicować zapędom separatystycznym Katalończyków. – W wymiarze geostrategicznym każda skuteczna secesja separatystów z jakiegokolwiek kraju UE pobudzałaby tego typu ruchy w innych państwach.

Jego zdaniem destabilizacja wywołana rozpadem jednego z sześciu największych państw UE, jakim jest Hiszpania, mogłaby wzmóc nastroje separatystyczne chociażby w Szkocji, której secesja byłaby problemem dla Wielkiej Brytanii, a to z kolei uderzyłoby rykoszetem również w Polskę, bowiem zachwiałoby Sojuszem Północnoatlantyckim.

– Rozpad jednego z wiodących mocarstw NATO, jakim jest Wielka Brytania, której siły zbrojne współtworzą stabilność wschodniej flanki Sojuszu, byłby bezpośrednim ciosem dla bezpieczeństwa Polski – ocenił profesor, przypominając o wiodącej roli kontyngentu brytyjskiego w państwach bałtyckich.

Jego zdaniem polski MSZ powinien zignorować ewentualne deklaracje niepodległościowe Katalonii z wielu względów, m.in. z powodu warunków, w jakich było przeprowadzone referendum. Abstrahował tutaj od niekonstytucyjności tegoż referendum (co jest argumentem prawnym, ale nie ma znaczenia politycznego), podnosząc przede wszystkim kwestie wiarygodności. Kolejną kwestią był fakt niewzięcia udziału w referendum przeciwników secesji, co uplasowało frekwencję na poziomie 42 procent. Z kolei dane mówiące o 90-procentowym poparciu separatystów są, zdaniem Żurawskiego vel Grajewskiego, mało wiarygodne, albowiem karty do głosowania każdy mógł sobie wydrukować sam, trudno więc wykluczyć, że te same osoby głosowały nawet kilkakrotnie. Stopień wiarygodności wyników referendum w Katalonii nasz gość przyrównał do stopnia wiarygodności wyników na Krymie, gdzie referendum urządziły władze rosyjskie po zajęciu tych ukraińskich terenów.

– Referendum w Katalonii nie spełnia żadnych zdroworozsądkowych kryteriów, a więc te cytowane powszechnie wyniki 90 procent poparcia są skrajnie niewiarygodne – podkreślił profesor. Jego zdaniem, mimo że działania policji były zdecydowane i obfitowały w pewną dozę przemocy, przyczyniając się do rozpalenia nastrojów, to liczba poszkodowanych w wyniku ich działań była przez władze katalońskie mocno przesadzona. Podano, że było to blisko 900 osób, tymczasem do szpitali zgłosiły się 73 osoby, co jest „różnicą skali”.

Angażowanie policji w tej sprawie przez Hiszpanów było, zdaniem gościa Poranka, błędem, bowiem doprowadziło do „heroizacji” uczestników starć po stronie katalońskiej i odbiło się szerokim echem na świecie. Profesor zaznaczył, że z polskiego punktu widzenia sprawa Katalonii powinna być rozstrzygnięta przez Hiszpanię, jednak „o ile przed wypadkami rola łagodząca UE miałaby tu jakieś znaczenie”, to obecne debaty, zwłaszcza na forum Parlamentu Europejskiego, niczemu już nie służą.

– Apele o wystudzenie emocji są jak najbardziej pożądane, z tym że ich natura w kwestii skuteczności politycznej jest mocno ograniczona – ocenił ekspert.

Zapad 2017

Przeprowadzenie przez Rosję manewrów Zapad 2017, które częściowo odbywały się na terenie Białorusi, ma zdaniem prof. Żurawskiego skutki wielowymiarowe. Po pierwsze wprowadziło w stosunkach Białorusi z Ukrainą pewien element nieufności, mimo że Białoruś do tej pory nie uznała aneksji Krymu. W dodatku ze względu na fakt, że granica między tymi państwami przebiega przez tereny bagienne i podmokłe Polesia, które są operacyjnie martwe, ewentualny atak z północy na Ukrainę musiałby przebiegać od strony Brześcia, co z kolei zdestabilizowałoby operacyjnie cały region, a zwłaszcza Polskę.

– Rosja zademonstrowała, że bez względu na to, co mogą zadecydować władze w Mińsku, to samo terytorium Białorusi na mocy decyzji Kremla może być wykorzystane przeciwko Ukrainie – powiedział Żurawski vel Grajewski. Zapad 2017 „pokazało Białoruś jako wojskowo zależną od Rosji, co z kolei zmniejszyło pole manewru Mińska”.

Historyk uważa, że konsekwencją tego będzie sytuacja, w której potencjalni inwestorzy będą brać pod uwagę ingerencje Kremla na Białorusi, co stawia pod wielkim znakiem zapytania ewentualne inwestycje w tym kraju.

Przypomniał, że w 2013 roku miały miejsce manewry rosyjskie na Bałtyku, których scenariusz zakładał atak na wyspy szwedzkie, a w 2009 roku na fińskie. To wszystko wpływa na niepokój w regionie i „demonstruje zdolność operacyjną wojsk rosyjskich”, co jest elementem szantażu na arenie międzynarodowej.

MoRo

„Kurier WNET” 39/2017: Dziś „inteligenckie pochodzenie” nadal budzi raczej niechęć niż ciekawość

W czasie zaborów szanujący się szlachcic szedł do powstania, „bo tak trzeba było”. Echo tej idei wybrzmiało w wypowiedzi „Inki” ( Danuty Siedzikówny): „Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba”.

Ryszard Surmacz

(…) Polacy dość powszechnie nie odczuwają potrzeby posiadania grupy kulturotwórczej, która byłaby nośnikiem polskiej aksjologii. Ba, robimy wszystko, aby zablokować jej odbudowę – z obawy, że narzucą nam wyższe standardy i wymuszą większy wysiłek. Kulturę zaczynamy więc rozumieć po chłopsku, jako niezmienny element zabawy. Niedawno, od osoby poważnej, usłyszałem, że tradycyjna inteligencja to jakaś zamknięta grupa, która wywodzi się z etyki mieszczańskiej. (…)

Intellectus fidei (rozumienie wiary). Dlaczego odwołujemy się akuratnie do tego hasła? Dlatego, że etos polskiej inteligencji jest powiązany z wiarą i Kościołem. Kulturę budowały: siła mięśni ludzkich, potęga intelektu i odwołania do Boga. Religia jest częścią kultury. Ludzka jej część jest sprawdzalna, boska – nadprzyrodzona. W tym zestawieniu są jak perpetuum mobile, a jego ruch daje człowiekowi poczucie sensu i motywację do życia.

W państwach, które nie utraciły swojej państwowości i zachowały ciągłość, depozytariuszem są uczelnie, biblioteki, jest (lub powinna być) instytucja „mistrza”, który przekazuje to, co najważniejsze, oraz powinna być grupa ludzi zwana intelektualistami. W Polsce, której położenie geograficzne i historia zniszczyły wszystkie wyżej wymienione elementy ciągłości, depozytariuszem stała się grupa ludzi, która nie wyraziła zgody na dewastację polskiej kultury i likwidację państwa polskiego.

Tą grupą w Polsce była najpierw szlachta, a potem inteligencja. To oni pierwsi zaczęli walczyć i ponosić ofiary, to od nich zaczęto eksterminację polskiej inteligencji i kultury. Zaczęło się od Sybiru, skończyło hekatombą w II wojnie i czerwonymi rugami z PRL. Wspólny jej dorobek można nazwać narodowym systemem immunologicznym, a te wartości, które stworzyła, mają charakter uniwersalny… I właśnie, PRL narobił tu takiego zamieszania, że niezbędna jest uwaga, iż tu nie chodzi o obronę szlachty (bo to szlachta), lecz o wiedzę na jej temat, bo jest ona źródłem i twórcą tej wyższej kultury, bez której nie ma kontynuacji, nie wyłoni się szersza perspektywa i nie będzie niepodległości. (…)

Jeżeli chcemy dostrzec wartość i istotę idei bycia polskim inteligentem, musimy odwołać się do polskiej szlachty, która była ideowym protoplastą inteligencji, a chcąc zrozumieć poświęcenie tej grupy społecznej, musimy sięgnąć do szlacheckich herbów.

Czym był, dziś po bolszewicku wyśmiewany, herb szlachecki? Był klejnotem, który szlachcica zobowiązywał do najwyższych standardów. Stanisław Orzechowski w XVI w. pisze:

Herby wasze są znaki szlachectwa, a nie szlachectwo. A jako gdy piwo kwaśnieje […] tak też i ty zrzuć herb, gdy się szlachectwo twoje złotrzyło. Nie chlub się zacnością przodków swoich, ku hańbie twojej ich wspominasz, a tym znaczniejsza niecnota twoja jest, im przodkowie twoi byli cnotliwsi.

Także ks. Piotr Skarga uważał, że szlachectwo zobowiązuje – zarówno to wywodzące się z klejnotu i herbu, jak i to wypływające z podniesienia do godności kapłana. (…)

Przekładając to na język ogólnych polskich uwarunkowań kulturowych, na plan pierwszy wysuwają się: 1. honor i szlachetność, uczciwość, 2. niezgoda na napaść i agresję, 3. niezgoda na pogwałcenie podstawowych praw i wolności, 4. szacunek dla Rzeczypospolitej, 5. niezgoda na grabież majątków, 6. niezgoda na narzucanie czegokolwiek siłą, wbrew woli narodu. (…)

Przykład prymatu dobra państwa nad dobrem rodziny dawały matki. Gdy wybuchało powstanie, zgodnie ze swoim sumieniem wysyłały mężów i synów, bo wiedziały, że dobro ojczyzny przekłada się na pomyślność całej rodziny.

Ale niesprawiedliwością byłoby pominięcie zasług chłopów i mieszczan. Według badań w grupie ludzi, która wykazała gotowość obrony pierwszych zasad, było około 50 procent szlachty i 50 procent chłopów lub zdeklasowanej szlachty i mieszczan. Było to możliwe dlatego, że wzorzec szlachecki w tamtym czasie był wiodący. Kiedy Polskiej władzy nie było, rolę wiodącą i wzorcotwórczą przejęła inteligencja. O przynależności do grupy decydowały czynniki subiektywne: patriotyzm i gotowość do bezinteresownej pracy na rzecz dobra wspólnego. Prymat i siłę wzorca szlacheckiego zdołano złamać dopiero w tzw. III RP.

Prof. Anna Pawełczyńska: (…) I teraz kryterium bycia inteligentem: Wyższy poziom wykształcenia sprzyjał skutecznemu wykonywaniu zadań, ale nie stanowił warunku niezbędnego bycia inteligentem. Polska historia skłania, by traktować te warstwę elastycznie. Wiele wskazuje na to, iż drogę do „stawania się inteligentem” może inicjować bezinteresowna działalność patriotyczna.

(…) Inteligencja polska została w znacznej mierze zgładzona fizycznie, a po części rozgromiona na inne sposoby. Trwa presja zewnętrzna i rozkładająca od wewnątrz dywersja prowadzona pod hasłem takich lewicowych i liberalnych ideologii, które deprawują patriotyzm.

Józef Darski: Jest znacznie większa szansa stworzenia nowej warstwy, która odgrywałaby rolę dawnej inteligencji, spośród ludzi mniej wykształconych, ponieważ ci, którzy uzyskali pozory wykształcenia wyższego, są trudniejsi do odzyskania niż osoby kierujące się zdrowym rozsądkiem.

Uczelnie wyższe są na razie stracone dla krzewienia idei społeczeństwa opartego na wartościach tradycyjnych, musimy uczyć więc logicznego myślenia za pomocą internetu i prasy. Nieco dalej dodaje: Należy tworzyć nowy model inteligenta, który potrafi wyrzec się „samochodu”, ale panuje intelektualnie nad zdarzeniami, jakich doświadcza. Drugim etapem będzie tworzenie wspólnot, które to panowanie stawiają wyżej w systemie wartości niż sukcesy osiągane przez „analfabetów”.

Cały artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Inteligenckie wektory” znajduje się na s. 17 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Inteligenckie wektory” na s. 17 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Kowalski/ Sztuka Budowania Większości/ Lawina nienawiści zalała majestat Rzeczypospolitej górą nieczystości

Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. Z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej?

Modliłem się za Pana Prezydenta. W ostatnią niedzielę, w kościele oo. kapucynów w Krakowie. Modliłem się za Prezydenta, za całą Polskę i wszystkich Polaków, tych z totalnej opozycji również. Przypadkiem, a może i nie, bo plany Boże nijak się mają do naszych. Modliłem się razem z jego rodzicami, z krakowską Solidarnością i pozostałymi wiernymi. Może i przypadkiem, ale szczerze.

To zaczęło się od prezydentury Lecha Kaczyńskiego, bo wcześniej z takim zjawiskiem nie mieliśmy do czynienia. Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności spłynęła na jednego człowieka, na prezydenta Polski. I zalała jego majestat, majestat Rzeczypospolitej, górą nieczystości. I to chamstwo, i prostactwo, stało się normą w komentowaniu wydarzeń z udziałem kolejnego prezydenta i, szerzej, całej władzy również, dla obozu tak zwanej prawicy. Obecnie zwolenników dobrej zmiany.

Uderzmy się w piersi: kogo nie cieszyło nazwanie prezydenta Komorowskiego Komoruskim lub Szczynukowiczem, albo premiera Tuska hyżym rujem lub kondonkiem? I to obrzydlistwo zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. I to wszystko z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej? Byle pętak, nie obrażając pętaków, i byle dziennikarski obszczymurek, nie obrażając obszczymurków, ujeżdża dziś swojego Prezydenta, majestat Rzeczypospolitej, jak burą sukę. Tak chcemy naprawiać Polskę?

Szatan aż ślini się z rozkoszy, gdy nienawiść i wrogość definiują naszą postawę wobec najbliższych, naszą obywatelską postawę. Jeżeli chcemy dobra Polski, musimy z tego szaleństwa definitywnie zrezygnować. Prezydent może mieć swoją wizję państwa. Lider partii rządzącej może mieć swoją. Liderzy partii opozycyjnych mogą mieć swoje. Wyartykułowanie tych wizji, przedstawienie ich wyborcom – Polakom jest najbardziej cenną rzeczą obecnego sporu politycznego. I za to prezydentowi Dudzie powinniśmy być co najmniej wdzięczni.

Nareszcie, powtarzam: nareszcie zwykli Polacy mają możliwość zastanowienia się nad swoim państwem. Nad wymiarem sprawiedliwości, nad funkcjonowaniem państwa. Nad jego możliwym paraliżem, wynikającym wprost z obecnie obowiązującej konstytucji. Spór na linii Prezydent –
Rząd to nie porażka dobrej zmiany i klęska Polski, ale szansa na zbudowanie 75% większości dla rzeczywistej naprawy Polski. Takiej zmiany, która nie mogłaby być unieważniona przez następny rząd.

Mamy obecnie doskonałą sytuację geopolityczną. Nasi sąsiedzi nie mogą zabronić nam zreformowania naszego państwa. 81% Polaków jest za reformą sądów. Nie wątpię, że podobna większość Polaków będzie optować za gruntowną naprawą państwa. Jeśli nie 81%, to przynajmniej 75. Z taką większością możemy naprawić Polskę od samych fundamentów. A teraz politycy, bo to ich rola, niech przedstawią odpowiadający takiej większości Polaków plan naprawy Polski.

Wybory tuż-tuż. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby taką wizję zaprezentować i wygrać wybory bezwzględną większością głosów. A obecny rząd niech nie wszczyna i nie prowokuje niepotrzebnych konfliktów, ale niech zajmie się wypełnianiem swoich obowiązków. Niech jak najbardziej sprawnie i udanie zarządza możliwym, w interesie wszystkich obywateli. Oczywiście wskazanie tego, co przeszkadza w sprawnym rządzeniu, jest konieczne i budujące przyszłość.

Polska musi odzyskać władzę nad mediami, bo pozostając w obcych rękach, niekoniecznie służą dobru Polski. To powinien być priorytet obecnego patriotycznego rządu. Z ogłupianymi przez niepolskie media obywatelami trudniej będzie przeprowadzić reformy – nie wyrżniemy ich przecież, a mają prawo głosu.

Kolejny priorytet to zmiana fatalnej ordynacji wyborczej, która skutkuje kolejnymi przypadkowymi i mniejszościowymi rządami lub koalicjami, które wzajemnie blokują możliwość naprawy państwa. Gdyby nie szczęśliwy przypadek – bo gdyby SLD wystartował jako jedna partia, a nie koalicja, wszedłby do parlamentu – nie byłoby większościowego rządu Prawa i Sprawiedliwości (to dlatego kochamy Magdalenę Ogórek i Leszka Millera).

Dwa lata minęły, pół kadencji, a nawet w sprawie technicznie uczciwych wyborów, bez możliwości oszustw, nic się nie wydarzyło. Co robi rząd w tak istotnych sprawach?

Wywoływanie kampanii nienawiści niczemu dobremu nie służy. Jest, co prawda, w polskim narodzie, jak w każdym, niewielki margines żywiący się nienawiścią, ale z nim nie zbudujemy wolnej, zamożnej i dobrej Polski.

Nie da się obejść cichcem obecnie obowiązującego systemu Okrągłego Stołu, na którego straży stoi obecna konstytucja (nie wątpię w dobre intencje taką próbę planujących). Ten system trzeba po prostu odesłać do lamusa, ale w interesie i z poparciem 75% Polaków. Najwyższy czas, żeby wszyscy pretendujący do zarządzania państwem polskim, naszym państwem, wreszcie to zrozumieli. I o takie zrozumienie również w czasie tej Mszy się modliłem. Amen.

Jan Kowalski

Działacz I Solidarności Janusz Michniewicz: Starania o rentę dla kombatantów peerelowskiej opozycji to upokorzenie

Jeżeli Polska się nie odetnie od PRL-owskiej spuścizny, nigdy nie będziemy wolni. Jeszcze nie jesteśmy wolni, chociaż była na to wielka szansa. Sądownictwo to nie jest ostatni bastion komuny w Polsce.

Wiktor Sobierajski
Janusz Michniewicz

Był Pan przewodniczącym komisji zakładowej NSZZ Solidarność w szpitalu wojewódzkim.

Mieliśmy bardzo dużo członków, ale środowisko było bardzo trudne. Wiadomo, lekarze. Ale można było jakoś współpracować. W najtrudniejszych sytuacjach prosiliśmy lekarzy, żeby rezerwowali dla nas jakieś łóżka na wszelki wypadek. Tak. Pomagali nam.

Czyli jest Pan „wywrotowcem”?

Nie jestem wywrotowcem. Wychowałem się w bardzo patriotycznej rodzinie. Moi rodzice pochodzą ze wschodu. Tato był w VI Pułku Lotniczym Lwów. Później został internowany w Rumunii. Wujek walczył w Armii Krajowej w Leżajsku i okolicach, także pod Lwowem. W 1947 dopiero wyszedł z podziemia. Wtedy go złapali i został skazany na osiem lat więzienia. Dziadek bił bolszewików pod Lwowem. To wyniosłem z domu. (…)

Siedział Pan w więzieniu, które opuścił Pan 13 grudnia 1982 roku.

Siedziałem. Do więzienia na ulicę Sądową w Opolu przychodził doktor Bedyński. To on dał mi wskazówki, jak mam zachorować i na co. Sąd zadecydował, że mam być zbadany przez biegłego neurologa. Trafiłem, dzięki Bogu, na doktora Mazura, zapomniałem imienia. Był ordynatorem neurologii i jednocześnie biegłym sądowym, zresztą także żołnierzem AK. I to właśnie on wyciągnął mnie z więzienia. Było to 13 grudnia 1982 roku. Zaraz po wyjściu z więzienia poszedłem do opolskiej katedry na mszę. A tam, patrzę, siedzą funkcjonariusze UB, którzy mnie zwijali. Jak mnie zobaczyli, to zbaranieli i wyszli. (…)

Co dzisiaj robi Janusz Michniewicz?

Chodzę w pancerzu, jestem po operacji kręgosłupa, bo mam złamane dwa kręgi. Jestem zarejestrowany jako osoba bezrobotna, bo w tej sytuacji żaden pracodawca mnie nie przyjmie do pracy. Co mogę więcej powiedzieć…

Mówił mi Pan, że starał się Pan o rentę specjalną przyznawaną przez premier Beatę Szydło.

Tak. Wystąpiłem o przyznanie renty specjalnej, ale zrezygnowałem. Jest jeden artykuł, o tym rozmawiałem z jedną panią prawnik, który mówi, że renty przyznaje pani premier. Ja dostałem do załatwienia dziesiątki spraw, dziesiątki dokumentów, które według pani z sekretariatu pani premier Szydło muszę wypełnić. Między innymi muszę opisać wszystko, co robiłem, za co zostałem skazany – a przecież te wszystkie dokumenty są w kancelarii pani premier. Ja miałem ściągnąć ze wszystkich więzień, w których siedziałem, zaświadczenia, że tam siedziałem. Przecież to wszystko jest w dokumentacji, którą pani premier już posiada.

Przeraża Pana cała procedura?

Zaświadczenia z urzędów pracy, zaświadczenia z pomocy społecznej, zaświadczenia, zaświadczenia, zaświadczenia. Ja po prostu nie mam siły. Miałem także opisać, co robiłem po wyjściu z więzienia, po osiemdziesiątym roku. Razem z Januszem Całką drukowaliśmy wtedy gazetki, ja też je kolportowałem. Bronek Palik mi je dostarczał do punktu kontaktowego w kościele studenckim. Działałem do osiemdziesiątego dziewiątego roku. Około sześciu lat. Pamiętam, była nawet akcja przeciwko mnie, miała kryptonim „Burza”. Skończyła się w 1986 czy 87 roku. Ponad trzy lata byłem bez pracy po wyjściu z więzienia.

Nikt Panu nie zaoferował pracy?

Oferowano mi pracę, owszem, ale jak mówił ubek Andrzej Barczyk: – Noo wie pan, panie Januszu, spotkamy się czasami gdzieś poza Opolem, nie będziemy nic pisać, pan mi tylko coś tam poopowiada…

Ale nie złamali Pana?

Nie, nie złamali. Dostałem z IPN-u dokument podpisany przez dyrektora Szarka. Jest to bardzo ważny dla mnie dokument potwierdzający, że nie byłem ani żołnierzem służb specjalnych w PRL, ani nie pisałem żadnych donosów, nie byłem żadnym „Bolkiem” czy „Lolkiem”, nie pisałem żadnych raportów, nie byłem też TW, ani KO – niczym takim nie byłem.

Czyli Pańska kartoteka w IPN jest pusta?

Nie, jest pełna. Pisana przez SB. Na mnie jako osobę nie ma nic. Jestem czyściutki.

Może dzisiejsi politycy opolscy po prostu boją się Pańskiej wiedzy, bo doskonale pamięta Pan chociażby nazwiska z tamtych lat?

Moim zdaniem to, co się działo przez ostatnie lata w Opolu, to wina zdrady przy Okrągłym Stole. Tam Wałęsa po prostu nas sprzedał. I uważam, że ci, którzy wtedy byli z nim na zdjęciach, tak samo się przyłożyli do tego, że teraz mamy, jak mamy. Sprawy związane z wymiarem sprawiedliwości to jest pokłosie po Okrągłym Stole. Tak, są młodzi sędziowie, tylko że ci sędziowie zawodu uczyli się od sędziów, którzy tkwili w systemie postkomunistycznym.

Cały wywiad Wiktora Sobierajskiego z Januszem Michniewiczem pt. „Banany dostarczono, a pestki są w drodze” znajduje się na s. 7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Wiktora Sobierajskiego z Januszem Michniewiczem pt. „Banany dostarczono, a pestki są w drodze” na s. 7 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Trzeci pożar w składzie amunicji na Ukrainie. Akt dywersji, za którym stoi Rosja, niedbalstwo czy zacieranie śladów?

Paweł Bobołowicz w korespondencji o serii pożarów w składach amunicji na Ukrainie tuż przed przekazaniem Ukraińcom broni defensywnej przez USA; także o rozmowach o misji sił pokojowych ONZ w Donbasie.

[related id=40060]Po trzech dniach milkną wreszcie wybuchy w magazynach amunicji w Kalinówce w obwodzie winnickim, a mieszkańcy okolicznych miejscowości powracają do domów. Przypomnę, że pierwsze wybuchy zaczęły się 26 września po godzinie 21. Z zagrożonej strefy ewakuowano ponad 30 tysięcy osób. W wyniku eksplozji co najmniej dwie osoby zostały ranne.

Generalna prokuratura Ukrainy informuje, że w śledztwie rozpatrywane są cztery główne wersje wyjaśniające, dlaczego doszło do tego wydarzenia, ale jednocześnie tych wersji nie ogłasza. Osoby związane z kręgami ukraińskiej władzy wskazywały, że pożar w Kalinówce miałby być aktem dywersji, do którego użyto samolotu bezzałogowego. Sugerowano, że mogłaby za tym stać Federacja Rosyjska. Wielu komentatorów nie wyklucza innych wersji wydarzenia: niedbałości czy też próby ukrycia jakiś nieprawidłowości w magazynach.

Jednocześnie zwraca się uwagę, że w tym roku to już trzeci taki pożar – 23 marca doszło do potężnego pożaru arsenałów w Bałakliji w obwodzie charkowskim, a 22 września płonął magazyn sprzętu wojskowego w pobliżu Nowojanysoli w obwodzie donieckim. Wtedy również mówiono o dywersji, wykorzystaniu samolotu bezzałogowego czy też o celowym podpaleniu.

Specjalny przedstawiciel USA do spraw Ukrainy Kurt Volker stwierdził, że sytuacja z arsenałem w Kalinówce nie wpłynie na ewentualne przekazanie przez Stany Zjednoczone „broni śmiercionośnej” dla Ukrainy. Volker zwrócił uwagę, że wiele osób mogło być zainteresowanych doprowadzeniem do eksplozji, ale nie można wykluczyć również nieszczęśliwego wypadku.

Nie ma natomiast wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za stałe ataki na wschodzie Ukrainy. W ciągu ostatniej doby 16 razy tak zwani prorosyjscy separatyści ostrzelali pozycje ukraińskie. Dwóch ukraińskich żołnierzy zostało rannych. Ukraińcy 13 razy odpowiedzieli ogniem na ataki tzw. separatystów.

Na Ukrainie, ale i na świecie już chyba nikogo nie dziwi, że kolejne zawieszenia broni nie są przestrzegane.

[related id=40051]Jednocześnie w mediach na Ukrainie pojawiła się informacja, że na początku października może dojść do spotkania przedstawiciela USA Kurta Volkera i doradcy Putina Władisława Surkowa w sprawie misji sił pokojowych ONZ w Donbasie. O wprowadzenie takiej misji wielokrotnie apelowała Ukraina, a ostatnio taki wniosek zgłosiła również Federacja Rosyjska. Jednak zadania misji sił pokojowych na Donbasie inaczej są widziane z perspektywy Kijowa, a inaczej z perspektywy Moskwy. Ukraina przede wszystkim nie chce dopuścić, by w ramach kontyngentu ONZ pojawili się rosyjscy żołnierze, i zakłada, że misja ONZ doprowadzi do odnowienia integralności terytorialnej Ukrainy. Rosja chce, żeby wojska ONZ jedynie rozdzielały walczące strony, przy czym sama nie uważa się za stronę tego konfliktu.

Paweł Bobołowicz

Posłuchaj także przedostatniej korespondencji Pawła Bobołowicza: http://wnet.fm/wp-admin/post.php?post=38255&action=edit

Pakiet Komisji Europejskiej: Nowy system „rekomendacji” relokacji imigrantów w UE i korekta zasad w strefie Schengen

Nowy system przesiedleń i możliwość przedłużenia okresów wewnętrznych kontroli w strefie Schengen zaproponował unijny komisarz ds. migracji. Zaapelował też o przyjęcie do Schengen Rumunii i Bułgarii.

W pakiecie propozycji przedstawionych przez Dimitrisa Awramopulosa znalazły się m.in. regulacje w sprawie utworzenia nowego unijnego programu przesiedleń oraz wydłużenie wyjątkowych okresów przywrócenia kontroli na wewnętrznych granicach w strefie Schengen.

W swoim wystąpieniu komisarz przypomniał, że w ramach dotychczasowego programu z Włoch i Grecji relokowano 29 tys. osób, a na dalszą relokację oczekuje wciąż jeszcze ok. 11 tys. uchodźców, którzy zostali zakwalifikowani do programu przed upływem jego zakończenia 26 września.

Uznając jednak, że są to jedynie środki doraźne, które nie rozwiązują problemu migracji do Europy w sposób całościowy i długofalowo, Komisja Europejska zaproponowała stworzenie nowego unijnego programu przesiedleń, w ramach którego w ciągu najbliższych dwóch lat do Europy miałoby być przeniesionych co najmniej 50 tys. osób wymagających ochrony międzynarodowej.

Komisarz Awramopulos powiedział, że proponowany system nie będzie obligatoryjny dla państw członkowskich, a jest jedynie rekomendacją. Poprzez niego KE chce otworzyć legalne ścieżki dla uchodźców chcących szukać schronienia w UE.

Podkreślił przy tym, że jest to wyraz dążenia Komisji do zapewnienia „realnych, bezpiecznych i legalnych alternatywnych rozwiązań” osobom, których życiu grozi niebezpieczeństwo ze strony grup przemytników. Nowy program ma być zrealizowany do października 2019 r. i będzie się opierał na bieżących programach przesiedleń. Z informacji KE wynika, że dotychczas 11 państw członkowskich zobowiązało się do przesiedlenia 14 tys. osób.

Dla państw uczestniczących w obecnych i przyszłych programach relokacji Komisja przeznaczyła dodatkowe 500 mln euro; zaapelowała też o tworzenie w państwach członkowskich prywatnych systemów sponsorowania, które pozwolą prywatnym grupom lub organizacjom społeczeństwa obywatelskiego organizować i finansować przesiedlenia zgodnie z ustawodawstwem krajowym.

By zamienić nieuregulowane przepływy na migrację ekonomiczną do państw członkowskich UE stosownie do potrzeb, Komisja proponuje również koordynowanie i wspieranie finansowo projektów pilotażowych na rzecz legalnej migracji z państwami trzecimi. Takie projekty powinny koncentrować się w pierwszej kolejności na państwach, które wykazały zaangażowanie w dotychczasowe próby zażegnania kryzysu migracyjnego.

Parlament Europejski i Rada UE powinny też, zdaniem Komisji, dojść do porozumienia i przyjąć wniosek w sprawie zmienionej niebieskiej karty UE, który pozwoli Unii przyciągnąć i zatrzymać wysoko wykwalifikowanych pracowników.

KE zajęła się też polityką UE dotyczącą powrotów osób, które nie kwalifikują się do przyznania im azylu. Według jej danych w roku 2016 na terenie UE było obecnych 1 mln obywateli krajów trzecich. Połowa z nich dostała nakaz opuszczenia miejsca pobytu, z czego 226 tys. wyjechało.

Komisja podkreśliła, że państwa UE muszą usprawniać swoje działania w tym obszarze. Bruksela dopuszcza utworzenie na granicach zewnętrznych tzw. hotspotów, które miałyby usprawniać deportacje.

Druga część pakietu propozycji przedstawionych w środę przez Komisję Europejską dotyczy zmian w przepisach dotyczących strefy Schengen.

Komisarz Awramopulos podkreślał, że zostały one opracowane z myślą o zachowaniu równowagi między swobodą przepływu i mobilnością z jednej strony i bezpieczeństwem z drugiej. „Możemy to osiągnąć jedynie dzięki skoordynowanym i jednolitym ramom Schengen, które powinny także obejmować Rumunię i Bułgarię” – zaznaczył.

Główny postulat Komisji dotyczy wydłużenia okresu, w którym państwo członkowskie z powodu „poważnego zagrożenia porządku publicznego lub bezpieczeństwa wewnętrznego” wprowadza kontrole na wewnętrznych granicach Unii, z sześciu miesięcy do roku. Jednocześnie wprowadza ostrzejsze wymogi proceduralne – m.in. nakłada na państwa członkowskie obowiązek przeprowadzenia analizy w celu stwierdzenia, czy istniejących zagrożeń nie można by skuteczniej zniwelować za pomocą alternatywnych środków.

Zgodnie z proponowanymi przepisami państwa UE będą również mogły wyjątkowo przedłużyć okres kontroli, jeżeli to samo zagrożenie będzie utrzymywać się przez ponad rok i jeżeli w celu zniwelowania tego zagrożenia wprowadziły na swoim terytorium odpowiednie wyjątkowe środki krajowe, np. wprowadziły stan wyjątkowy. Takie przedłużenie wymagałoby zalecenia Rady UE, która musiałaby uwzględnić opinię Komisji. Maksymalny okres przedłużenia wynosiłby sześć miesięcy, przy czym z możliwości tej można by było skorzystać nie więcej niż trzy razy w maksymalnym okresie dwóch lat.

W oczekiwaniu na przyjęcie tych zmian legislacyjnych Komisja wydała w środę także wytyczne dla państw członkowskich w sprawie lepszego stosowania istniejących przepisów dotyczących Schengen. Komisja przypomina państwom członkowskim, że wprowadzenie tymczasowych kontroli na granicach wewnętrznych musi pozostać środkiem wyjątkowym, stosowanym w ostateczności, że należy ograniczyć jego wpływ na swobodny przepływ osób oraz że w pierwszej kolejności należy stosować środki alternatywne, takie jak kontrole policyjne oraz współpraca transgraniczna.

Z powodu kryzysu migracyjnego i zagrożeń terrorystycznych Niemcy, Francja, Austria, Szwecja, Dania i Norwegia przywróciły częściowe kontrole graniczne na okres sześciu miesięcy. Okres ten był dwukrotnie przedłużany; obecnie obowiązuje do 11 listopada 2107 r. (we Francji do 31 października).

Obecnie strefa Schengen obejmuje 26 państw, z których 22 należy do UE: Austrię, Belgię, Danię, Estonię, Finlandię, Francję, Grecję, Hiszpanię, Holandię, Litwę, Luksemburg, Łotwę, Maltę, Niemcy, Polskę, Portugalię, Czechy, Słowację, Słowenię, Szwecję, Węgry i Włochy, jak również Islandię, Liechtenstein, Norwegię i Szwajcarię.

PAP/MoRo

Korespondentka Radia WNET, z Tajwanu: Niełatwa współpraca Chin z USA z powodu koreańskiego „rocket man”

Sankcje USA na instytucje i firmy mające powiązania z Koreą Północną to jedno z ważniejszych posunięć kilku ostatnich administracji amerykańskich na rzecz rozwiązania kwestii północnokoreańskiej.

[related id=39810]Wymiana „uprzejmości” między prezydentem Donaldem Trumpem a dyktatorem Korei Północnej Kim Dzong Unem powoduje, że światowa opinia publiczna przyzwyczaiła się do tego i nie zwraca uwagi na ważne kroki, które są aktualnie podejmowane.

Niełatwa współpraca

W dniu wczorajszym Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na osiem północnokoreańskich banków i 26 osób, które pracują dla tych banków w Chinach, Rosji i Emiratach Arabskich. To wynik zarządzenia prezydenta Trumpa z zeszłego tygodnia.

Przeminęło ono bez echa, a wielu komentatorów zwraca uwagę, że to jedno z ważniejszych posunięć kilku ostatnich administracji prezydenckich w USA na rzecz rozwiązania kwestii północnokoreańskiej.

Zarządzenie pozwala na nakładanie sankcji na instytucje i firmy mające powiązania z Koreą Północną. Gdy je Trump ogłaszał, zlecił amerykańskiemu Departamentowi Skarbu, aby sporządził listę firm i instytucji finansowych, które robią interesy z Koreą Północną. Oczywiście czołowe miejsca na tej liście zajęłyby chińskie banki. Aby jednak nie znaleźć się na tej liście, Chiny wcześniej ogłosiły, że już poleciły swoim bankom wstrzymanie usług finansowych dla klientów z Korei Północnej, co zostało bardzo dobrze przyjęte w Białym Domu.

Preludium do wizyty Trumpa w Pekinie

Aktualnie wiele się dzieje na linii Pekin – Waszyngton. W tym tygodniu mają miejsce dwie ważne wizyty. Na początku tygodnia był w Państwie Środka amerykański sekretarz handlu Wilbur Ross. Wizyta dotyczyła przede wszystkim kwestii gospodarczych – Amerykanie chcą, aby Chiny bardziej otworzyły swój rynek na produkty amerykańskie – ale były również poruszane sprawy drażliwe w ostatnich tygodniach wśród Chińczyków, takie jak kwestia kradzieży własności intelektualnej.

Kiedy w sierpniu tego roku Trump ogłosił rozpoczęcie śledztwa w tej sprawie, Chiny nazwały ten krok „nieodpowiedzialnym”. Drugą sprawą, która w ostatnim czasie rozzłościła Chińczyków, była decyzja prezydenta Trumpa o przerwaniu transakcji zakupu przez Chiny firmy Lattice Semiconductor, produkującej układy elektroniczne. Miano jej dokonać za pośrednictwem funduszu Canyon Bridge Capital Partners, którego jednym z głównych udziałowców jest Pekin. Trump uznał, że ta transakcja zagraża bezpieczeństwu narodowemu USA.

Jutro odwiedzi Pekin Rex Tillerson, amerykański sekretarz stanu, który podczas planowanych spotkań będzie podejmować tematy dotyczące w dużym stopniu Korei Północnej. Obie te wizyty to przygotowania do zbliżających się – prawdopodobnie w listopadzie, czyli zaraz po zjeździe Chińskiej Partii Komunistycznej – odwiedzin Donalda Trumpa w Chinach. Zjazd jest szczególnie ważny dla chińskiego przywódcy Xi Jinpinga, natomiast światu pokaże, do jakiego stopnia umocnił się on na swojej pozycji i ile władzy jest w stanie skumulować w swoich rękach.

Chińscy szpiedzy na Tajwanie

[related id=39826]W ciągu ostatnich miesięcy na Tajwanie pojawiło się wiele artykułów na temat chińskiej agentury – pierwsze na początku roku, mniej więcej wtedy, kiedy Tajwan rozpoczął rozmowy z USA w sprawie zakupu uzbrojenia. Wielu ekspertów, ku czemu się przychylam, uważa, że ujawnianie agentury w tej chwili na Tajwanie to jest wynik nacisków amerykańskich. Amerykanie zgodzili się na to, aby uczestniczyć w unowocześnieniu armii, ale nadali jasny sygnał władzom tajwańskim, że muszą coś zrobić z rozrastającą się w ostatnich latach na Tajwanie agenturą chińską.

W miniony poniedziałek wydano wyrok w jednej z takich spraw. W marcu został zatrzymany 29-letni młody człowiek z Chin, który swego czasu studiował na Tajwanie i po jakimś czasie powrócił tu z Chin.

[related id=39751]Próbował on budować agenturę ze swoich byłych kolegów ze studiów, którzy m.in. pracowali w tajwańskim ministerstwie spraw zagranicznych. Była to nieudana próba i został skazany na dwa i pół roku więzienia. Takie właśnie sprawy pokazują Tajwańczykom, jak bardzo są narażeni na akcje szpiegowskie ze strony Pekinu.

Hanna Shen poleca również swój artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Polska” o inwestycjach Chińczyków nad Wisłą, w którym pokazuje brak wyczulenia polskich władz na zagrożenia związane z bezpieczeństwem narodowym.

Hanna Shen z Tajwanu

Oprac. MoRo

 

 

 

 

 

Nie jestem wielkim fanem demokracji, ale jak już w niej partycypujemy, to ma ona sens tylko i wyłącznie w samorządzie

Decyzje podejmowane na szczeblu lokalnym mają największe znaczenie dla nas, mieszkańców. To tu mamy realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i wszystko, co dzieje się w naszej małej ojczyźnie.

Artur Szczepek

Od wielu lat obywatele zastanawiają się, jak zreformować polski samorząd, aby był mniej opresyjny oraz bardziej przyjazny dla mieszkańców. Funkcjonowanie danej jednostki terytorialnej zazwyczaj budzi wiele kontrowersji wśród społeczności lokalnej. Swoją frustrację często wylewają w rozmowach prywatnych czy na forach internetowych. W większości przypadków są to opinie bardzo krytyczne. Głównym winowajcą dla powyższych jest zarządca (burmistrz, prezydent czy wójt), ale czy aby na pewno możemy winić tylko samych urzędników? Wedle mojej opinii nie. (…)

Jedynym możliwym rozwiązaniem, które umożliwi im uczestnictwo w procesie elekcyjnym, jest wprowadzenie głosowania internetowego. Będzie to łatwa droga do oddania głosu przy najmniejszych nakładach czasowych oraz kosztowych. W systemie będzie możliwe zapoznanie się z sylwetkami kandydatów i procesem wyborczym. Głosowanie przez internet może zwiększyć komfort mieszkańców, poprawić znacznie frekwencję oraz obniżyć koszty organizacji wyborów. (…)

Najważniejsze decyzje inwestycyjne powinny być skonsultowane z całym lokalnym społeczeństwem. Jak to zrobić? Trzeba organizować lokalne referenda, które byłyby wiążące dla rządzących. (…) Mieszkańcy będą mieli wolną wolę, ale będą jednocześnie odpowiedzialni za swoje decyzje. To samo tyczy się radnych czy wójtów, burmistrzów etc. Każdego będzie można odwołać drogą referendalną. (…) Bardzo głośnym tematem jest ostatnio kadencyjność, ale czy jest to dobre rozwiązanie, śmiem wątpić, bo zmiana „moich” na „twoich” nic nie zmieni. Winny jest system.

W mojej wizji idealnego samorządu gmina jest głównym poborcą podatkowym na danym terenie. Dzisiaj wygląda to w ten sposób, że większość danin trafia do budżetu centralnego, a centrala decyduje o przekazaniu tych pieniędzy w drugą stronę. Dla mnie jest to absurd.

Zdaję sobie sprawę, że aparat państwowy trzeba utrzymywać, ale w moim mniemaniu państwo polskie powinno się zajmować tylko i wyłącznie zapewnieniem bezpieczeństwa wewnętrznego oraz zewnętrznego i bronić naszych podstawowych praw.

Wolność, praworządność i własność prywatna oraz sprawiedliwość (nie mylić z sprawiedliwością społeczną) powinna być największym bogactwem obywateli.

Moglibyśmy ograniczyć odpływ pieniędzy do większych ośrodków, odpartyjnilibyśmy samorządy (już nie musielibyśmy zabiegać o nasze pieniądze, zaznaczam: nasze – u polityków), włodarze zostaliby zobligowani do zapewnienia jak najlepszych warunków do życia dla mieszkańców, a szczególnie dla przedsiębiorców. Wtedy my jako mieszkańcy posiadalibyśmy straszliwą broń, a mianowicie głos w wyborach. Doszlibyśmy do momentu, gdzie władza dziesięć razy zastanowi się, zanim podniesie nam podatki, a wyborcy tak samo będą zwracać uwagę, na kogo oddadzą swój jakże cenny głos. (…)

Działanie ponad 350 powiatów jest nieefektywne. Zajmują się zadaniami zleconymi, które de facto są finansowane z budżetu państwa. Równie dobrze moglibyśmy te wszystkie zadania przekazać do realizacji gminom.

Cały artykuł Artura Szczepka pt. „Nowy wymiar samorządów” znajduje się na s. 15 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Artura Szczepka pt. „Nowy wymiar samorządów” na s. 15 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego