John-Henry Westen: Choć bardzo kochałem Jana Pawła II i Benedykta XVI, to za Franciszka modlę się więcej

Gościem w Poranku WNET był John-Henry Westen, działacz pro-life, katolicki dziennikarz i publicysta, twórca i redaktor naczelny portalu LifeSiteNews, który przebywa obecnie z wizytą w Polsce.

W rozmowie z Łukaszem Jankowskim opowiedział o tym, jak w USA zmienia się skala aborcji oraz świadomość tego, czym ona jest, a także o kryzysie, w jakim znajduje się Kościół oraz o synodach o rodzinie, które miały miejsce w 2014 i 2105 roku i posynodalnej adhortacji papieża Franciszka „Amoris Laetitia”.

Gość powiedział, że w USA liczba aborcji prawdopodobnie nie zmniejszyła się znacząco. W statystykach widać spadek, ale ujmują one jedynie aborcje chirurgiczne, nie uwzględniają natomiast aborcji chemicznych, których liczba wzrasta. Coraz większa jest jednak w amerykańskim społeczeństwie świadomość tego, że aborcja to zabicie człowieka. Jest to skutek kampanii, między innymi pokazujących horror aborcji przez tzw. częściowy poród. Obecnie młodzi ludzie w Ameryce są bardziej pro-life niż pro-choice.

John-Henry Westen był na obu synodach o rodzinie w 2014 i 2015 roku. Był zszokowany i przerażony odejściem biskupów i ojców synodalnych od nauki Kościoła. Wielu z nich mówiło, że ludzie żyjący w cudzołóstwie są w pełnej komunii z Kościołem. Redaktor LifeSiteNews przypomniał, że w tym obszarze Pan Jezus był bardzo kategoryczny. W trzech Ewangeliach są zapisane jego słowa, że kto opuszcza swoją żonę, popełnia cudzołóstwo. Jeśli możemy znieść nauczanie Kościoła w obszarach, w których Pan Jezus był tak jednoznaczny, to oznacza, że inne kwestie, w których nie mówił tak wyraźnie (jak homoseksualizm czy antykoncepcja), są negocjowalne. Na pierwszym synodzie w obronie rodziny stanęli głównie biskupi afrykańscy, na drugim byli to biskupi z Polski i z Europy Wschodniej. Ci biskupi byli przez kardynałów z Zachodu ośmieszani. Jeśli chodzi o biskupów amerykańskich, to niestety niektórzy z nich popierali radykalnie permisywne postulaty. [related id=42345]

Jeśli chodzi o adhortację „Amoris Laetitia”, to według Johna-Henry’ego Westena widać w niej różne rzeczy. Zdaje się potwierdzać to, co mówił Jezus o rodzinie. Jednak w rozdziale o trudnych przypadkach papież wydaje się (w przypisie) czynić wyjątek, dopuszczając do sakramentów osoby żyjące w związkach cudzołożnych, pomimo że nie uzyskali stwierdzenia wcześniej zawartego małżeństwa za nieważne. Po publikacji adhortacji ludzie zaczęli się zastanawiać, jakie jest stanowisko papieża. Kiedy poparł stanowisko biskupów z Argentyny, Malty i Niemiec na temat rozumienia adhortacji, jasne stało się, zdaniem gościa Poranka, że popiera tych, co chcą zmieniać nauczanie Kościoła.

Mamy – uważa John-Henry Westen – do czynienia z poważnym kryzysem Kościoła. Siostra Łucja z Fatimy napisała do kardynała Carlo Caffarry, że ostateczna bitwa rozegra się o małżeństwo i rodzinę. Dlatego katolicy, jak nigdy, muszą modlić się i pościć za papieża. Powiedział: – Choć bardzo kochałem Jana Pawła II i Benedykta XVI, to za Franciszka modlę się więcej.

Najważniejszym przesłaniem z objawień fatimskich jest zdaniem Johna-Henry’ego Westena to, że najważniejsza bitwa odbędzie się o małżeństwo i rodzinę. Potwierdzają to słowa Maryi przekazane św. Hiacyncie, że więcej osób idzie do piekła z powodu nieczystości niż innych grzechów. Było to proroctwo, gdyż obecnie więcej osób ogląda pornografię niż żyło w czasie objawień fatimskich. A rewolucja seksualna jest podstawą kultury śmierci.

Gość wypowiedział się także na temat prezydenta Donalda Trumpa, który, jak się okazało, robi więcej dla ochrony życia i świadectwa wiary niż się można było po nim spodziewać.

JS

Cały wywiad dostępny jest w części piątej dzisiejszego Poranka WNET.

Edukacja jest usługą. Zarządzający uczelniami dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia

Pomysły zaprezentowane przez ministerstwo na konferencji rektorów nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych.

Mariusz Patey

Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? (…)

Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych.

Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. (…)

Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy?

Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymujących się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego.

Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata.

Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów.

Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne kryteria. Górny limit pożyczki mógłby być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata.

Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła.

Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. (…)

Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem.

Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Kowalski / Jak wygrać wybory i rządzić długie lata przy poparciu 75% społeczeństwa. Skuteczny przepis dla PiS

Pisząc tydzień temu o śledziach z jednej beczki, zapowiedziałem podanie skutecznego przepisu. Boję się, że trochę na wyrost, nie jestem przecież astrologiem, ale słowo się rzekło. A zatem, do dzieła.

Zacznę od początku, od obalenia podstawowego twierdzenia, że celem każdej partii politycznej jest zdobycie władzy, a potem jej utrzymanie. Od szkoły podstawowej wmawia się to dzieciom. Nic zatem dziwnego, że w wieku dojrzałym taką mądrością politycy – i nie tylko – trącą. Powiem wprost, to niebezpieczne dla społeczeństwa przekonanie wypływa bezpośrednio z prymitywnego darwinizmu. Tak jak z prymitywnego darwinizmu ulepiony był marksizm, bolszewizm i nazizm. Czy należałoby tu dodać makiawelizm? Chyba tak, bo po upadku ideologii jako spoiwa, partia rządząca najchętniej odwołuje się do racji stanu jako uzasadnienia dalszego sprawowania władzy.

Co najmniej 40 lat minęło od mojego dzieciństwa, kiedy to powyższą definicję partii politycznej poznałem w szkole. I ze zdumieniem odkryłem, że w naukach społecznych serwowanych obecnie uczniom nic się nie zmieniło. Ale przecież 40 lat temu panował w Polsce bolszewizm. Czyżby zatem obecnie, skoro definicja pozostała taka sama, panuje on dalej? Przyglądając się systemowi sprawowania władzy w Polsce (w zasadzie nad Polską) i funkcjonowaniu partii politycznych, trudno nie odpowiedzieć na to pytanie twierdząco.

Po tej podbudowie ideowej, żeby nie przeciągać struny, podam wreszcie zapowiedziany w tytule przepis: żeby wygrać i rządzić, Prawo i Sprawiedliwość musi oddać władzę. Nie, nie innej partii. I nie podzielić się, ale oddać. Musi oddać władzę Polakom. Władzę decydowania o swoim życiu, o sposobie wydatkowania zarabianych przez siebie pieniędzy, o własnym zdrowiu i o sposobie ubierania się również.

Tylko w ten sposób możemy pokonać spuściznę bolszewizmu ideowego i strukturalnego, dławiącego naszą ojczyznę. Oddając tak wielką władzę Polakom, Prawo i Sprawiedliwość stanie się zarazem najsilniejszą partią polityczną w Polsce. I nie myślę tu o strukturach gminnych czy powiatowych lub tych słynnych partyjnych szablach w liczbie 30. [related id=41258]

Dzięki takiemu posunięciu Prawo i Sprawiedliwość stanie się najsilniejszą partią, mierząc to najpewniejszą miarą – miarą poparcia społecznego. Czy będzie to 81 czy 75%, nie jestem tego w stanie zagwarantować. Będzie to jednak wystarczające poparcie, żeby wprowadzić w Polsce nowy ustrój społeczny. Zaprojektowany nie przeciw obywatelowi (= poddanemu), ale dla obywatela – właściciela własnego państwa. Ustrój państwa obywatelskiego, silnego i zamożnego, przedstawiłem w zarysie w cyklu: „Zanim napiszemy nową konstytucję”.

To obecne rozdarcie na dwa plemiona, te zażarte spory narodowe nie do załagodzenia, które uniemożliwiają naprawę państwa, to wszystko są – modny zwrot – fejk niusy. Fałszywe imaginacje wtłaczane do głowy zwykłym Polakom, żeby łatwiej było nas niewolić mentalnie i fizycznie. Tymczasem prawdziwe życie toczy się gdzie indziej. Czy Prawo i Sprawiedliwość w osobie Jarosława Kaczyńskiego skorzysta z mojego przepisu? I wprowadzi Polaków w prawdziwe życie, w życie w prawdzie? Mam nadzieję, bo to jedyny sposób, żeby wyrwać się z bolszewii.

A wtedy, cóż – najwyżej wraz z obecną konstytucją do kosza wyrzucimy też bolszewicką definicję partii politycznej. Może nowa będzie brzmiała tak: partia polityczna to dobrowolne zrzeszenie obywateli, którego celem działania jest wolność, dobro i pomyślność wszystkich obywateli i całego państwa. Może być?

Jan Kowalski

Propozycja Stowarzyszenia RKW dotycząca likwidacji nieprawidłowości w obowiązującym w Polsce systemie wyborczym

Forum RKW proponuje sposób prawnego zwalczania fałszerstw wyborczych i wprowadzenie obywatelskiej kontroli wyborów. Poniżej – wykaz podstawowych nieprawidłowości i propozycje ich wyeliminowania.

Marcin Dybowski, Jerzy Targalski

Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów
Zasadnicze nieprawidłowości w naszym systemie wyborczym i propozycje prawnie skutecznego przeciwdziałania

22 kwietnia 2017 FORUM RKW

I. NADMIERNE UZALEŻNIENIE PRZEBIEGU I KONTROLI WYBORÓW OD STRUKTUR WŁADZY SAMORZĄDOWEJ I POLITYCZNEJ 

1. Dowolność w odwoływaniu Przewodniczących Obwodowych Komisji Wyborczych przez wójta/burmistrza bez jakiejkolwiek możliwości odwołania się od tej decyzji lub uzależnienia jej prawomocności od podobnej decyzji Okręgowej Komisji Wyborczej.

Ø  Przewodniczący Obw. KW powinien być nieusuwalny przez wójta/burmistrza, odwołanie możliwe tylko przez Okręgową KW, ale musi być ściśle określony tryb (wraz z trybem odwołania się od decyzji) oraz wymienione konkretne powody.

2. Brak jakiejkolwiek kontroli nad przechowywanymi w urzędach gmin/miast pieczęciami Obwodowych Komisji Wyborczych przez cały okres pomiędzy wyborami i w okresie ogłoszenia wyborów.

Ø  Pieczęcie muszą być deponowane po wyborach komisyjnie przez Przewodniczących Obwodowych KW i wydawane komisyjnie Obwodowym KW przez Okręgową KW z pominięciem urzędów samorządowych. Pomiędzy wyborami pieczęcie są cały czas w opieczętowanym sejfie Okręgowej KW.

3. Brak społecznej kontroli podczas dystrybucji odebranych z drukarń kart wyborczych, dystrybucja odbywa się wyłącznie w obecności urzędników gmin/miast, dopiero pod koniec karty wydawane są powołanym Obwodowym Komisjom Wyborczym, ale zupełnie nie wiadomo, co się działo z kartami wyborczymi w trakcie ich drukowania, w drodze pomiędzy drukarnią a urzędem, w urzędach przed ich wydaniem członkom Obwodowej KW.

Ø  Druk kart wyborczych wyłącznie przez drukarnię z monitoringiem, z dostępem on-line obejmującym produkcję kart, ich magazynowanie (w tej samej hali), wydawanie kart wyborczych wyłącznie według kolejności ich produkcji i komisyjnie, z obowiązkową obecnością co najmniej 3 członków danej Obw. KW, w tym Przewodniczącego Obw. KW, z możliwością uczestniczenia w tym procesie mężów zaufania lub przedstawicieli Komitetów Wyborczych. Przeliczanie kart zaraz po ich wydrukowaniu i na każdym etapie, jeśli są one przekazywane komukolwiek podczas dalszego procesu organizacji wyborów.

4.  Nieprawidłowości systemu „losowania” członków Obw. KW; pozostawienie tej procedury w rękach urzędników.

Ø  Losowanie jedynie w obecności i pod nadzorem urzędników, ale przekazane w ręce przybyłych na spotkanie kandydatów na członków Obw. KW, którzy spośród siebie wyłaniają komisję skrutacyjną. Tryb losowania opisany wyraźnie w ordynacji – losy wybierane z pojemnika w takiej procedurze, by osoba ciągnąca „los” nie miała możliwości wglądu do wymieszanych losów.

5.  Brak realnej społecznej weryfikacji procesu tworzenia list wyborców, nie ma odpowiedniego czasu na realną weryfikację wydrukowanej listy wyborców wydanej w ostatniej chwili Obw. KW, przy jednoczesnym braku procedury odwoławczej w przypadku sfalsyfikowanej lub zawierającej błędy listy wyborców.

Ø  Wgląd w procedurę tworzenia obwodowej listy wyborczej na każdym etapie. Listy wyborców wydane członkom Obw. KW najpóźniej na 7 dni przed wyborami, a listy uzupełniające najpóźniej 2 dni przed wyborami. Konieczność nadzoru Komitetów Wyborczych nad funkcjonującą centralną państwową bazą danych Źródło. Konieczny jest także sejmowy nadzór nad procedurą wytwarzania w okresie wyborów dokumentów dla służb specjalnych (chodzi o to, by nie było nagłego ilościowego przyrostu wydawanych dokumentów, które przecież będą posiadały wszelkie cechy zewnętrzne, umożliwiające oddawanie głosów).

6.  Brak realnej społecznej kontroli nad systemem zliczania od dołu ku górze cząstkowych wyników wyborów, odbywa się to na terenie budynków podległych władzom samorządowym lub politycznym, zliczanie trwa wiele dni i im wyżej, tym mniejsza jest kontrola społeczna. Im wyżej usytuowane, tym bardziej hermetyczne jest ciało podliczające zbiorcze głosy. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) w ogóle nie dopuszcza do siebie „obcych”, np. mężów zaufania, przed dniem wyborów. Na czas wyborów do składu PKW Komitety Wyborcze nie mają możliwości delegowania kogoś do pracy w PKW:

a.      Państwowa Komisja Wyborcza mieści się na terenie budynków podległych Kancelarii Prezydenta, w której (drzwi w drzwi) pracują urzędnicy kancelarii prezydenckiej (konflikt ewidentny – bezpośredni, gdy chodzi o wybory prezydenckie, pośredni, gdy mamy inne wybory, jeśli za kandydatami w danych wyborach stoi ta sama partia, która stała za wyborem prezydenta). Urzędnicy kancelarii prezydenckiej mają bezpośredni i stały dostęp do zwykłych pracowników, a także i sędziów PKW w centralnej siedzibie PKW;

b.  Pozostałe pomieszczenia szczebla niższego analogicznie znajdują się na terenie urzędów ściśle zainteresowanych w „odpowiednim” przebiegu wyborów.

Ø  Natychmiastowe przeprowadzenie całej instytucji KBW i PKW do osobnego, suwerennego i jej własnego budynku jako instytucji konstytucyjnej i centralnej, która od dawien dawna powinna mieć własny budynek (gdyby rzeczywiście chodziło kiedykolwiek wcześniej o prawidłowość wyborów).

Ø  Skład Okręgowych Komisji Wyborczych wyłaniany odpowiednio wcześniej, ale analogicznie do procedury społecznych Obw. KW, przy czym w składzie Okręgowych KW – jak dotychczas – mają znajdować się sędziowie wskazywani przez państwo. Strona społeczna (kandydaci skierowani przez Komitety Wyborcze) ma prawo weta wobec sędziów kierowanych do wspólnej pracy w Okręgowej KW (dotychczas kierowani do tej pracy sędziowie częstokroć byli wykolejeńcami i osobami, na które władze miały swoje „haki”).

Ø  Stowarzyszenia, a nie tylko Komitety Wyborcze mają prawo kierowania obywateli do pracy w komisjach wyborczych każdego szczebla (rozwiązanie prawne podobne, jak podczas referendum).

Ø  Kilkudniowe obliczanie wyników w wyższych ogniwach piramidy zliczającej wymaga rotacyjnej obecności wielu mężów zaufania i członków Okręgowych lub wyższych KW (jeden mąż zaufania lub członek Okręgowej lub wyższej KW – przedstawiciel strony społecznej – po pierwszym dniu pracy będzie już zmęczony i niczego nie przypilnuje, musi mieć zmiennika).

II. NIEPRAWIDŁOWOŚCI NA POZIOMIE CENTRALNYM SYSTEMU WYBORCZEGO

1.  Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej nie podlegają jakiemukolwiek zaskarżeniu (na przykład przed Sądem Najwyższym) – niemożność zaskarżenia przez jakikolwiek komitet wyborczy czy jakąkolwiek instytucję czy grupę społeczną postanowień PKW. Niemożność zaskarżenia uchwał PKW, a szczególnie bardzo ważnej uchwały „Wytycznych dla Obw. KW” precyzującej postępowanie Obw. KW (jej wybór, ukonstytuowanie, kompetencje, procedury przed dniem wyborów, w dniu wyborów i po wyborach).

Ø  Decyzje PKW i KBW, a szczególnie uchwała o nazwie „Wytyczne dla Obw. KW…” muszą być zaskarżalne – w trybie wyborczym, najlepiej do Trybunału Konstytucyjnego (jeśli nie do TK, to do Sądu Najwyższego).

2.  Nie wiadomo, na jakiej podstawie prawnej tworzone są listy wyborców w sytuacji, gdy zarówno PKW, jak i MSWiA wyraźnie oświadczyły w 2015 roku, że państwowa/centralna baza danych, tzw. Źródło – ze względu na masowo występujące błędy – NIE MOŻE być podstawą do tworzenia list wyborczych, a dane osobowe/meldunkowe przechowywane w komputerach gminnych nie mają podstawy prawnej, gdyż takową ma jedynie centralna baza danych, tzw. Źródło. Jeśli gminy nie mogą tworzyć legalnych list wyborców na podstawie nieaktualizowanych i prawnie nie mających umocowania własnych baz danych, to oznacza, że wąska grupa osób mających dostęp do centralnej bazy danych, osób całkowicie zależnych od państwa, może w sposób dowolny i przez nikogo niekontrolowany tworzyć listy wyborców z klawiatury systemu komputerowego i oprogramowania komputerowego zależnego od aktualnie sprawujących władzę koterii.

Ø  Społecznej kontroli należy poddać procedury tworzenia list wyborczych w centralnej bazie Źródło i w urzędach gminnych, które do tych instytucji delegują mężów zaufania na czas wyborów. Zgłaszane nieprawidłowości rozpatrywane są w trybie wyborczym.

3.  Nieprawidłowości w tworzeniu zagranicznych sieci Obw. KW dla Polonii. Proces ten jest całkowicie dowolny i nie podlega kontroli ani zaskarżeniu (np. przez Senat RP, który mógłby mieć taka prerogatywę z racji swej opieki nad Polonią).

Ø  Przekazać prerogatywy tworzenia sieci zagranicznych Obw. KW kontroli społecznej, a więc Komitetom Wyborczym i Senatowi RP, które wyznaczą na czas wyborów tę sieć. MSZ będzie narzędziem wykonawczym (a nie organem decyzyjnym).

4.  Nieprawidłowości związane z wprowadzeniem systemu komputerowego zliczania głosów, związane z:

a.  Samym szwankującym systemem komputerowym, nad którym nie ma społecznej kontroli podczas jego tworzenia, podczas jego testów i funkcjonowania w dniu wyborów i w dniach następnych (nadzór sędziów z OKW lub PKW jest fikcyjny lub wątpliwy);

b.  Tworzeniem tylko elektronicznej wersji protokołu, a nie papierowej i ręcznie wypełnionej w obecności wszystkich członków komisji wersji protokołu z wynikami głosowania w Obw. KW.

– Sugerowanie w materiałach szkoleniowych PKW dla członków Obw. KW, by jedynym protokołem był protokół tworzony komputerowo i by nie było protokołu ręcznie sporządzonego przez członków Obw. KW, podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW (z zaleceniem, by protokół elektroniczny podpisywać tylko na ostatniej stronie, gdy konkretne wyniki cząstkowe są na pozostałych stronach!).

– Ograniczenie kontroli społecznej oraz pozostałych członków Obw. KW nad procesem tworzenia elektronicznego protokołu poprzez przeniesienie tego procesu do innych pomieszczeń niż to, w którym procedują wszyscy członkowie Obw. KW, co powoduje, że protokoły tworzone są już nielegalnie w obecności dwóch osób, w tym informatyka gminnego, a pozostali członkowie Obw. KW dowiadują się od nich o ostatecznym wyniku, „zaakceptowanym” przez system informatyczny PKW.

– W roku 2014, przy całkowicie wadliwym systemie komputerowym, zliczanie głosów w Obw. KW trwało wiele dni. W związku z tym ostatecznie wynik samorządowych wyborów, czyli dotyczących władz w gminie, wklepywany do komputera gminnego i przesyłany do centrali PKW, odbywał się bez obecności wszystkich pozostałych członków Obw. KW, a przez to pozostawał poza wszelką kontrolą społeczną, za to pod kontrolą gminnego informatyka i przewodniczącego Obw. KW zależnego od wójta/burmistrza. Do dziś w woj. mazowieckim nie wiadomo (mimo istnienia ówczesnego systemu komputerowego), na podstawie jakich wyników cząstkowych wybrane są władze samorządowe w tym województwie.

c. Tworzenie systemów komputerowych, które będąc podpięte centralnie do PKW, zawierają procedurę ostatecznej akceptacji protokołu przez PKW – wydruk protokołu nastąpi dopiero w chwili, gdy na to wyrazi zgodę centrala.

Ø  W ordynacji wyborczej, prawodawstwie dotyczącym wyborów, jak też we wszelkiej dokumentacji wytwarzanej przez PKW i KBW – wszędzie, gdzie jest mowa o protokole wyborczym podsumowującym wyniki wyborów – musi być wyraźnie wskazane, że jedynym prawnie obowiązującym i ważnym jest protokół ręcznie sporządzony przez członków komisji. „Komputerowiec z gminy” może jedynie przepisać samodzielnie (ponosząc za to karną odpowiedzialność) dane z protokołu ręcznego, a to, co przepisze, wraz ze skanami protokołu ręcznego publikuje na swych stronach BiP lokalna gmina, biorąc za to karną odpowiedzialność (jest to kolejne, dodatkowe i równoległe zabezpieczenie danych, które jednak nie jest podstawą do ogłoszenia wyniku wyborów). Każdy członek i mąż zaufania Obw.KW i Okręgowej KW ma nieograniczone prawo dokonywania kopii (na wszelkich możliwych nośnikach) ręcznie wytworzonych i zatwierdzonych protokołów oraz ich publikacji.

5.  Nieprawidłowości związane z głosowaniem korespondencyjnym:

a.  Przetrzymywanie tak oddanych głosów nawet do siedmiu dni na terenie gminy poza wszelką kontrolą społeczną i poza kontrolą Obw. KW, a jedynie pod kontrolą urzędników.

b.  Brak jakiejkolwiek kontroli ze strony społecznej lub członków Obw. KW nad tym, czy rzeczywiście i ilu obywateli wyraziło chęć głosowania korespondencyjnego – urzędnik może wygenerować dowolną liczbę „chętnych”, którzy niby się do niego przed dniem wyborów zgłosili, niby wyrażając chęć oddania głosów korespondencyjnie.

c.  Nieprawidłowości w zliczaniu głosów korespondencyjnych, które dostarczane są do lokalu wyborczego:

– brak jakiejkolwiek kontroli nad tym, czy te głosy, które zostały złożone w urzędzie lub na poczcie, są tymi samymi, które dotarły do lokalu;

– systemowy zakaz osobnego zapisania wyniku głosów korespondencyjnie oddanych, które zawierałby w końcowym protokole informację o wyniku z głosów korespondencyjnych, a na przykład mogłoby z zapisu wynikać, iż „dziwnym trafem” wszystkie dostarczone głosy korespondencyjne oddane były na tego samego kandydata.

Ø  Wprowadzić zakaz oddawania głosów korespondencyjnie, zarówno ze względu na to, że takie głosowanie łamie jeden z konstytucyjnie określonych i gwarantowanych przymiotów wyborów (głos MUSI być, zgodnie z konstytucją, oddany bezpośrednio) jak też ze względu na to, że głosowanie korespondencyjnie wprowadzone jest zawsze po to, by fałszować wybory (a już szczególnie jest to możliwe przy obecnych rozwiązaniach wprowadzonych przez poprzednią ekipę rządową).

6.  Nieprawidłowości ipso facto związane z procedurami narzucanymi Obw. KW przez PKW:

a. Brak jasnych wytycznych, które procedury muszą być zachowane bezwzględnie pod klauzulą sine qua non unieważnienia wyborów w danej Obw. KW (np. uregulowanie kwestii przeliczania kart wyborczych przed i w dniu wyborów, późniejszego ich przechowywania już jako ostemplowanych kart wyborczych w lokalu wyborczym, a nie na zapleczu lub w urzędzie gminnym, z którego są podczas wyborów dowożone, procedury podliczania głosów, utworzenia i wywieszenia ręcznego protokołu utworzonego i podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW; protokół komputerowy musi być wobec ręcznego protokołu wtórny i może być wklepany przez informatyka gminnego w innym czasie i na jego odpowiedzialność, w dodatku wyłącznie jako działanie pomocnicze).

b. Sugerowanie, by członkowie Obw. KW nie pracowali w pełnym składzie, tylko by dzielili się na grupki, co daje możliwość na wiele godzin opanowania Obw.KW przez trzyosobową koterię zwolenników jakiegoś kandydata lub partii.

c.  Niejasności związane z procedurami, jakie muszą być natychmiast wdrożone, gdy nieprawidłowości są zgłaszane policji lub sędziom OKW. Zazwyczaj są one lekceważone lub pomijane, a policja lekceważąco podchodzi do takich zawiadomień, niezależnie od tego, czy są one zgłaszane przez członków Obw. KW, czy głosujących obywateli; tymczasem dotyczy to przecież przestępstw ściganych z mocy prawa.

Ø  Powyższe nieprawidłowości już logicznie zawierają przy okazji omówienia rozwiązania poprzez zakaz takich działań lub nakaz działania (choć mamy też więcej regulujących propozycji), ale, co jest jeszcze ważniejsze, chodzi tu o to, by rozwiązania (zakazy i nakazy) były wpisane wyraźnie w ordynację wyborczą lub wymienione wprost w uchwałach PKW i KBW, tak by niezachowanie tych zasad automatycznie wymuszało zastosowanie procedur naprawczych lub unieważniało wybory w danym Obw. KW, która nie stosowałaby się do wyznaczonych zasad – dziś podlega to dowolnej interpretacji i umożliwia fałszerstwa.

7. Nieprawidłowości w posługiwaniu się dokumentacją upoważniającą do oddania głosu w danej Obw. KW:

a. Wprowadzenie nieścisłego określenia „zamieszkiwania” na terenie danej Obw. KW w miejsce prawnie precyzyjnego i rodzącego jasne konsekwencje „zameldowania”.

Ø  Przywrócenie „zameldowania” jako terminu określającego prawo do oddania głosu. Ci, którzy chcą głosować, a nie mają zameldowania, powinni się o zameldowanie postarać, nawet jeśli to zameldowanie miałoby być tymczasowe – tylko w ten sposób można skontrolować proces wyborczy poprzez sprawdzenie, czy PESEL wyborcy nie dubluje się w dwóch różnych Obw. KW. Jeśli ktoś nie głosuje w miejscu zameldowania, powinien posiadać zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu niż miejsce zameldowania – to wystarczy; inne rozwiązania sprzyjają fałszerstwom.

b.  Zezwolenie na oddawanie głosu na podstawie takich dokumentów i zaświadczeń, które umożliwiają wielokrotne oddawanie głosu w różnych Obw. KW:

– Na tzw. zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu – otóż nastąpiło zniesienie dawnej i obowiązkowej dla Przewodniczącego Obw. KW procedury telefonicznego skontrolowania, czy rzeczywiście takowe zaświadczenie zostało wydane i czy obywatel w związku z tym został w swej gminie wykreślony z listy wyborców. W dalszym ciągu też nie obowiązuje na terenie całego kraju jednolity wzór takiego zaświadczenia, czy też rejestru takich wydanych zaświadczeń, co umożliwia dowolne powielanie takiego zaświadczenia i oddawanie takiej ilości głosów przez taką osobę, która wynika w dniu wyborów jedynie z jej mobilności i woli dotarcia do Obw. KW.

Ø  Przywrócenie konieczności skontrolowania przez Przewodniczącego Obw. KW, czy zaświadczenie jest prawidłowo wystawione i czy nie było już wykorzystane.

– Możliwość głosowania – poza głosem oddanym na dowód osobisty – dodatkowego głosu w dowolnym miejscu w Polsce na paszport. Wystarczy oświadczyć, że jest się osobą pracującą w obcym kraju i przedstawić jakikolwiek (przez nikogo nie weryfikowany), byle w obcym języku napisany papier, który zgodnie z wyraźnym stwierdzeniem PKW, dotyczącym tej konkretnej kwestii, w ogóle NIE MUSI być przetłumaczony na język polski. „Dokumentu” tego obywatel NIE MUSI pozostawić w Obw. KW, co też odbywa się zgodnie z wyraźnymi wytycznymi PKW w tym względzie.

– Możliwość wielokrotnego głosowania na nowy dowód osobisty, który NIE ZAWIERA danych meldunkowych obywatela ani wzoru jego podpisu, co nie pozwala określić, czy rzeczywiście „zamieszkuje” dany obszar Obw. KW. Zarówno na szkoleniach dla członków Obw. KW prowadzonych centralnie przez Okręgowe Komisje Wyborcze, jak i w wytycznych PKW podawana była informacja, iż takim poświadczeniem zamieszkiwania może być kwit z pralni z danego terenu. I Obw. KW ma obowiązek dopisania takiej osoby do listy wyborców danego obwodu.

– Zupełnie nowym sposobem na fałszowanie wyborów okazało się w II turze wyborów na prezydenta RP wprowadzenie na listy wyborców olbrzymiej liczby tzw. bezdomnych „meldowanych” pod adresem danej Obw. KW. Odbyło się to bez wskazania jakichkolwiek podstaw prawnych, o które natychmiast wystąpiliśmy do PKW. Tego, czy ktoś przychodzący z nowym dowodem, który nie zawiera danych meldunkowych, rzeczywiście jest „tutejszym” bezdomnym, nie sposób skontrolować.

Ø  Likwidacja wyżej wymienionych „uprawnień” i korekta nieprawidłowości – nie wymaga wyjaśnień, likwidacja wprost w przepisach i uchwałach PKW.

Na koniec:

Ø    Należy w polskim kodeksie karnym uregulować kwestię odpowiedzialności karnej za fałszowanie wyborów. Jeśli demokracja – a w szczególności akt oddania głosu w wyborach – jest „źrenicą oka” takiego systemu, to przestępstwa wyborcze nie mogą być traktowane tak pobłażliwie jak dotychczas, ale muszą się wiązać co najmniej z pozbawieniem takich osobników praw obywatelskich i karą ciężkiego więzienia.

To tylko niewielka, uporządkowana część z nieprawidłowości, jakie dzieją się od dziesięcioleci podczas wyborów w naszym kraju.

Obecną zmianę polityczną i większość sejmową mamy tylko dzięki śmiałej i zakrojonej na cały kraj akcji obywatelskiej wolontariatu Ruchu Kontroli Wyborów, który to ruch dziś działa jako Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy.

Wszyscy powinniśmy być tym wolontariuszom wdzięczni, że wiele z przygotowanych mechanizmów fałszowania wyborów, umożliwionych poprzez nieprecyzyjne wytyczne i regulacje, NIE ZOSTAŁO W PEŁNI WYKORZYSTANYCH!

Ze zaktualizowaną 19.06.2017 r. wersją propozycji zmian w polskim systemie wyborczym można się zapoznać na stronie internetowej Stowarzyszenia RKW

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” – znajdują się na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Reforma górnictwa w wydaniu PiS ma doprowadzić do oddania naszego narodu pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji

Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza.

Krzysztof Tytko

W Polsce, która posiada potężne zasoby węgla, nie ma i już nie będzie bardziej innowacyjnego PROJEKTU wytwarzania olbrzymich zysków w przyszłości (nawet w okresie setek lat), niż ten, jaki powstał dla sektora paliwowo-energetycznego, chemicznego i branż pochodnych, oparty na podziemnym zgazowaniu węgla skonsolidowanym z energetyką rozproszoną. To nasz największy narodowy potencjał rozwojowy. Przekazanie tego biznesu wartego biliony złotych obcym byłoby ZDRADĄ STANU – najcięższą z możliwych! Haniebny proces jest już tymczasem na etapie ostatecznego domykania. Najbliższe kwartały będą rozstrzygające.

Oto fakty, które to potwierdzają:

W listopadzie 2015 roku, pomimo pozostawania przez 8 lat w opozycji, PiS przejął kontrolę nad sektorem paliwowo-energetycznym bez gotowego planu naprawczego. W deklaracjach przedwyborczych twierdzono, że program restrukturyzacji jest dopracowany i od razu będzie wdrażany. Dlatego nie chciano brać pod uwagę rozwiązań programu obywatelskiego, który był przeciwieństwem „reformy górnictwa” w wydaniu PiS. Dopiero na przełomie lat 2018/2019 będzie wiadomo, który program wytrzymał próbę czasu. Jeśli nasz, to wątpliwa będzie to satysfakcja, gdyż wtedy będzie już za późno na ratowanie najbardziej strategicznego sektora kapitałami polskimi. (…)

PiS faktycznie zwyciężyło w wyborach i doszło do władzy, by w konsekwencji nie 2,5, ale 8 mld zł przeznaczyć nie na inwestycje, a na likwidację najlepszych kopalń, zostawiając przy życiu najgorsze i likwidując tysiące miejsc pracy. (…)

Nie dopracowano ostatecznie bilansu i miksu energetycznego do roku 2030 lub przynajmniej 2025, co skutkuje brakiem jednoznacznej wizji zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po dwóch latach rządów nowej ekipy w tym zakresie panuje chaos. (…)

Nie dokonano wyceny w poszczególnych kopalniach złóż węgla i metanu zalegających do głębokości 1200 m, biorąc pod uwagę 2 metody: wycenę wg wydobywania węgla metodą tradycyjną oraz wg wydobywania zawartej w węglu energii poprzez technologię zgazowania podziemnego. Po wykonaniu rozpoznania otworami głębokimi wycena powinna być skorygowana. Na skutek tego najcenniejszemu majątkowi spółek surowcowych, jakim jest złoże, w aktywach bilansu spółek węglowych przypisano wartość zero. Aktywo to, nie wzięte w ogóle pod uwagę, jest o wiele ważniejsze od aktywów w postaci gruntów i budowli oraz maszyn i urządzeń, które dominują w obecnych bilansach kopalń. Spółka bez aktywa, jakim jest węgiel, jest nic niewarta, bo bez niego nie może kontynuować działalności gospodarczej i generować przychodów. (…)

Umożliwiło to straszenie środowiska górniczego upadłością spółek i utratą 50 000 miejsc pracy z powodu braku kapitałów własnych, które wcześniej zabiegami księgowymi zostały zmniejszone, a ich resztki skonsumowane w wyniku wieloletniego pokrywania nimi strat. Gdyby aport SP w postaci wniesionych do KW i KHW złóż został prawidłowo wyceniony, zapisany i zarejestrowany w podstawowym sprawozdaniu finansowym, jakim jest bilans, to pomimo poniesionych wielomiliardowych strat, spółki te nadal dysponowałyby wystarczającymi kapitałami własnymi pozwalającymi na prowadzenie nieprzerwanej działalności gospodarczej. (…)

Nie wykonano studium wykonalności dla podziemnego zgazowania węgla, zgodnie z zaleceniami dla Ministra Energii zapisanymi w znowelizowanej w grudniu 2015 roku ustawie o funkcjonowaniu górnictwa na lata 2007–2015, uprzednio zatwierdzonej przez prezesa RM z PiS we wrześniu 2007 roku. Ustawa ta obowiązywała bez zmian w ciągu 8 lat rządów PO-PSL.

Politycy tych dwóch zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym, oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy nie jest to zastanawiające?

Nie rozpoczęto na skalę przemysłową wdrażania technologii podziemnego zgazowania węgla w formie instalacji pilotażowej na skalę przemysłową, zlokalizowanej w najkorzystniejszych warunkach w Polsce, by społeczeństwo nie dowiedziało się o korzyściach i wielkości polskiego potencjału rozwoju. Zastosowanie tych technologii ma być wzięte pod uwagę dopiero po upadku spółek górniczych, czyli w latach 2019-2020. (…)

Aby maksymalnie przyśpieszyć likwidację polskiego górnictwa dotyczącego węgla energetycznego, którego wydobyciem głównie zajmuje się obecna PGG, wysłano tysiące górników na urlopy górnicze pomimo chronicznego braku frontu wydobywczego, niezbędnego do generowania przychodów i zysków w przyszłości, zamiast ograniczenia zatrudnienia zbędnej administracji, która generuje tylko koszty powiększające straty spółki. (…)

Nie przetłumaczono decyzji KE dotyczącej notyfikacji z dnia 18 listopada 2016 roku, która udzielona została tylko w języku angielskim za aprobatą ME, w której są złowrogo brzmiące zapisy w punkcie 3. Objective and Scope of the Notification: To assist the closure by 31 December 2018 of the coal mining companies remaining in operations in the Polich coal sector. (…)

W zapisie tym nie wspomina się o zamykaniu tylko nierentownych kopalń, co może oznaczać, że po to połączono wszystkie kopalnie z KW i KHW w jedną strukturę organizacyjną, jaką jest niewydolna spółka PGG, by po propagandowym sukcesie roku 2017 wygenerować w 2018 roku straty i za jednym zamachem postawić w stan likwidacji wszystkie wchodzące w jej skład zakłady górnicze.

Nie zdziwiłbym się również, gdyby w 2018 roku w JSW SA wystąpiły nadzwyczajne okoliczności, które spowodują, że nagle spółka z wysoko rentownej generować będzie straty i spotka ją ten sam los co PGG.

Pomimo deklaracji, nawet nie podjęto starań o zablokowanie importu z Rosji, który paradoksalnie będzie musiał być zwiększony tegorocznej zimy, bo PGG nie zdoła wydobyć nawet tego, co sobie zaplanowała. (…)

Reforma górnictwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości prowadzona jest w sposób krańcowo skandaliczny, wręcz kryminalny, i ma dokończyć niszczycielskiego dzieła rozpoczętego już w 1989 roku przez rząd Unii Demokratycznej, kontynuowanego przez kolejne rządy UW, PSL, AWS, SLD, PiS, PO-PSL, by w setną rocznicę odzyskania i „świętowania” niepodległości, przypadającą w okresie sprawowania władzy pod rządami PiS, położyć nieodwołalnie na obydwie łopatki strategiczną branżę i świadomie doprowadzić do oddania narodu polskiego pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji.

Jeśli to nastąpi, skazując na pokolenia zdecydowaną większość Polaków na narodowość II kategorii bez zorganizowanego już państwa, to głównym sprawcą polskiej tragedii narodowej nie będą Krzysztof Tchórzewski i Grzegorz Tobiszowski, ludzie prawdopodobnie wynajęci przez lobbystów reprezentujących wrogi kapitał, którzy jako wytrawni gracze „wzorcowo” odgrywają swoje niechlubne role w epilogu dramatu pod tytułem „Polska Transformacja”. Winnym będzie Pan Prezes Jarosław Kaczyński, który poprzez kadrowe propozycje dla Pani Premier do tej najważniejszej w gospodarce roli celowo ich desygnował, zawierzył, a nie kontrolował.

Tekst stanowi całość z artykułem K. Tytki  pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 40/2017

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zdaniem inteligenta totalnego, wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma zaś szwedzką piłę i jeździ BMW

Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Co niestety potwierdza tezę, że antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia.

Henryk Krzyżanowski

Jak mówią, PiS chce repolonizować wychodzącą w Polsce prasę, obecnie w ogromnej większości wydawaną przez niemieckie koncerny. Niejako w reakcji na te zamiary mój znajomy, typowy antyrządowy inteligent totalny, napisał ostatnio na Facebooku, że wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma za to szwedzką piłę i jeździ BMW. Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Co niestety potwierdza tezę, że antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia. Sorry, tak to widzę.

Nie trzeba bowiem geniusza, by dostrzec różnicę między łańcuchową piłą, która ułatwia życie działkowiczowi, a gazetą, która, dostarczając czytelnikowi informacji i rozrywki, przy okazji mebluje mu rozum. Do tego działkowicz nie jest skazany na produkt szwedzki, może kupić piłę amerykańską, niemiecką czy nawet polską. W przypadku lokalnej gazety codziennej większość rodaków takiego wyboru nie ma. Wydawca niemiecki albo żaden.

Autor bon motu doskonale o tym wie, skoro jednak mu to nie przeszkadza, sądzi zapewne, że niemiecki monopol prasowy nie jest niebezpieczny ani szkodliwy. Prasa to tylko słowa, słowa, słowa… Cóż, można by wzruszyć ramionami nad tą opinią, gdyby nie to, że w innym miejscu nasz inteligent totalny wykazuje zabobonną wprost wiarę w moc sprawczą przekazywanych odgórnie treści. Chodzi o szkołę, a zwłaszcza przedmioty humanistyczne. Tam każda zmiana na liście lektur skłania inteligenta totalnego do podnoszenia larum oraz snucia domysłów o makiawelizmie obecnej władzy, która, usuwając z kanonu lektur opowiadanie Brunona Schulza, pragnie w ten sposób wychować uczniów na posłuszne automaty.

Podsumujmy: inteligent totalny nie wierzy w możliwość kształtowania preferencji wyborczych przez kupowaną codziennie gazetę, za to w nieszczęsnej pani od polskiego dostrzega demiurga, lepiącego osobowość swoich uczniów w formy zatwierdzone przez ministerstwo oświaty.

Tuwim napisał kiedyś wiersz o strasznych mieszczanach widzących wszystko oddzielnie. Zdaje się, że ta przypadłość wcale nie zniknęła wraz z przedwojennymi drobnomieszczanami…

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Inteligent o niemieckich gazetach” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Inteligent o niemieckich gazetach” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kornel Morawiecki, polski obserwator referendum w Kurdystanie: ISIS pokonały amerykańskie bomby i kurdyjska krew (VIDEO)

Tam nikt Kurdom nie przeszkadzał oddać kartki do głosowania, a było to dla nich masowe, wielkie, historyczne święto – powiedział Morawiecki, jedyny polski obserwator referendum w Kurdystanie.


Gościem Poranka Wnet był Kornel Morawiecki – działacz Solidarności, poseł Wolni i Solidarni.
30 lat temu w Telewizji Polskiej wyemitowano w programie 997 – powracającym na antenę TVP po latach przerwy – komunikat, który odczytał ten sam, co trzy dekady wcześniej prowadzący Michał Fajbusiewicz, i który brzmiał: „Recdywista i bandyta Kornel Morawiecki został ujęty”. W PRL-u z tego zasłużonego działacza Solidarności usiłowano zrobić przemytnika i terrorystę. Szkalowanie na nic się zdało i dziś Kornel Morawiecki, jako marszałek senior polskiego Sejmu, jest członkiem koło poselskiego Wolni i Solidarni. Dla szerokiej opinii publicznej poseł Morawiecki to przede wszystkim dumny – jak sam podkreśla – ojciec wicepremiera Mateusza Morawieckiego.

– Cieszę się z ewolucji [jego] poglądów – powiedział o swoim synu Mateuszu Morawieckim gość Poranka. – Kiedyś był większym zwolennikiem rynku, a teraz idzie to w kierunku solidarnego, wspólnotowego spojrzenia (…) Pamiętam taką jego jedną wypowiedź sprzed kilku miesięcy, na G-20, że niewidzialna ręka rynku musi być uzupełniana do rozwoju widzialną, uczciwą ręką państwa.

Ostatnio Kornel Morawiecki był „prywatnym” obserwatorem referendum niepodległościowego w Kurdystanie na terenach północnego Iraku.

– Martwi mnie, że Polska nie wysłała oficjalnego obserwatora – powiedział Morawiecki, który, jako osoba wnikliwie przyglądająca się życiu politycznemu, dziś, po wydarzeniach w Katalonii, a zwłaszcza w Barcelonie, porównał przebieg obydwu referendów. – Tam nikt Kurdom nie przeszkadzał oddać kartki do głosowania, a było to dla nich masowe, wielkie, historyczne święto.

W trakcie głosowania z 25 września br. w Kurdystanie nie było zajść, w dodatku, jeśli kogoś nie było w spisie, ale wylegitymował się meldunkiem na tym terenie, również mógł zagłosować. Zdaniem Morawieckiego porządek i spokój to głównie zasługa kurdyjskiej policji, bo mimo że Kurdystan podczas referendum był częścią Iraku, to siły zbrojne i policja już od jakiegoś czasu były formacjami kurdyjskimi. Szczególne wrażenie na nim wywarły długie kolejki głosujących, osobne dla kobiet, osobne dla mężczyzn, i „palec w tuszu” – dowód na to, że oddało się głos.

Kornel Morawiecki wybrał się do Kurdystanu, bowiem został poproszony przez Ziyada Raoofego, przedstawiciela Autonomii Kurdystanu w Polsce, ponieważ żadna z instytucji w Polsce nie zdecydowała się na wysłanie swojego przedstawiciela.

– Ziyad Raoof wysłał do wszystkich klubów parlamentarnych i kół zaproszenia. Niestety nikt mu nie odpowiedział. Z Polski tylko ja pojechałem – powiedział gość Poranka. Nie kryje żalu, że nie pojawili się tam jako obserwatorzy parlamentarzyści także z innych krajów europejskich czy z Parlamentu Europejskiego, bowiem z Europy zdecydowana większość obserwatorów to byli wysłannicy organizacji zajmujących się prawami człowieka.

– Poza mną jedynym parlamentarzystą z Europy był członek brytyjskiej Izby Gmin i dwóch z lokalnego parlamentu szkockiego – powiedział poseł Morawiecki, zastrzegając, że opiera się na informacjach dostarczonych przez Kurdów.

Aktualnie Polska posiada placówkę konsularną w Erbilu, która de facto pełni funkcję ambasady na cały Irak, bowiem za rządów Radosława Sikorskiego lekkomyślnie zadecydowano o likwidacji polskiej ambasady w Bagdadzie. Podczas natarcia, jakie prowadziło na stolicę Iraku Państwo Islamskie, porzucono budynek ambasady, pozostawiając sprzęt i wszystko, nie licząc się ze stratami finansowymi.

– Teraz nasz ambasador ma tylko pokój w ambasadzie brytyjskiej i nawet ubiegający się o wizy do Polski Irakijczycy muszą przyjeżdżać do Erbilu.

– ISIS pokonały amerykańskie bomby i kurdyjska krew – powiedział poseł Morawiecki, który uważa, że za mało podkreślany jest wysiłek tego narodu w walce z Państwem Islamskim.

Największy żal do Kurdów mają pozostali przy życiu Jazydzi, bowiem formacje kurdyjskie, które miały ich bronić, niestety musiały przegrupować siły i „zwinąć ” front, żeby stawić opór atakującemu ISIS pod Kirkukiem i Erbilem. Pozostawionych sobie Jazydów bojownicy ISIS wycinali w pień, a kobiety masowo gwałcono.

– Kurdowie biją się teraz w piersi, bo po tym, jak obroniono Kirkuk, okazało się, że przegrupowanie wojsk pod Erbil już nie było konieczne i faktycznie istniała możliwość obrony tej ludności – mówił Morawiecki, któremu Kurdowie tłumaczyli, że w momencie zapadania decyzji strategicznych o przegrupowaniu wojsk opcja, że Kirkuk upadnie, była bardzo realna.

Enklawa Kurdów w Iraku liczy ponad pięć milionów osób, z czego ponad milion to uchodźcy z Syrii.

[related id=41452]- W Kurdystanie, a konkretnie w Erbilu, widziałem budujące się kościoły – opowiadał Morawiecki. Kurdowie to bardzo tolerancyjny naród. Wspomniał pewną Arabkę chrześcijankę biorącą udział w referendum, która przeprowadziła się z Bagdadu, „bo w Bagdadzie nie czuła się bezpieczna”.

Wielkie wrażenie na marszałku seniorze wywarła również informacja o tym, że Erbil to prawdopodobnie najstarsze miasto na świecie, bo istniejące już od ponad ośmiu tysięcy lat. Erbil to również miasto olbrzymich różnic społecznych, gdzie widać „auta lepsze niż w Polsce”, a zabiedzone dzieci na ulicach i po kawiarniach usiłują sprzedać gumę do żucia lub tanie chińskie plastikowe klapki.

W rozmowie również o reformie sądownictwa i „kłótniach czterdziestolatków”.

MoRo

Arcybiskup poznański, sekretarz dwóch prymasów Antoni Baraniak uhonorowany przez Sejm RP w 40 rocznicę śmierci

Trwa akcja zbierania podpisów pod petycjami o pośmiertne odznaczenie abp. Baraniaka i o wszczęcie procesu jego beatyfikacji. Do tej pory zebrano po blisko 10 tysięcy podpisów pod każdą z nich.

Jolanta Hajdasz

Uchwała przeszła zdecydowaną większością głosów, za było 395 posłów: 222 z PiS-u i 24 z PSL – czyli wszyscy, którzy głosowali tego dnia; niewielu mniej z PO (115 na 118 głosujących) i Nowoczesnej (za było 13 na 16 głosujących), reszta posłów także głosowała za przyjęciem uchwały. Tylko 5 posłów było przeciw (Agnieszka Hanajczyk z PO, Krzysztof Mieszkowski z Nowoczesnej, oraz 3 z Unii Europejskich Demokratów: Michał Kamiński, Stefan Niesiołowski, Jacek Protasiewicz). 4 się wstrzymało – 2 z PO (Tomasz Cimoszewicz i Grzegorz Raniewicz) i 2 z Nowoczesnej (Marek Ruciński – poseł z Poznania zresztą – i Joanna Scheuring Wielgus).

Przyjęciu uchwały towarzyszył pokaz filmu dokumentalnego Jolanty Hajdasz w sali im. Jacka Kuronia pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” oraz otwarcie w holu przed salą przygotowanej przez poznański oddział IPN wystawy. Ekspozycja składa się z 16 plansz, na których przedstawiono życie i działalność abp. Baraniaka. Uwypuklona została jego aktywność w sekretariacie prymasa Stefana Wyszyńskiego, a także jego posługa jako arcybiskupa metropolity poznańskiego w latach 1957–1977. Zobrazowano również inwigilację kapłana przez aparat represji PRL.

Pełnometrażowy dokument „Żołnierz Niezłomny Kościoła” to zapis rozmów z ostatnimi żyjącymi świadkami życia abp. Baraniaka – m.in. z siostrami elżbietankami pracującymi w Pałacu Arcybiskupim za jego czasów czy dr Małgorzatą Kuleszą-Kiczką z Warszawy, która opiekowała się w 1977 r. umierającym metropolitą poznańskim. W filmie swoje świadectwo o nim dają też abp Marek Jędraszewski, który w 2009 r. jako pierwszy opublikował materiały z archiwów IPN na temat prześladowania abp. Baraniaka, kard. Zenon Grocholewski i kard. Stanisław Dziwisz, o. Jerzy Tomziński i inni duchowni. Zdjęcia do filmu powstały w Poznaniu, w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, na Jasnej Górze, w Oświęcimiu, Krakowie oraz w Rzymie, gdzie studiował przyszły metropolita poznański.

Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
z dnia 15 września 2017 roku
w sprawie upamiętnienia 40. rocznicy śmierci Arcybiskupa Antoniego Baraniaka, ,,Żołnierza Niezłomnego” Kościoła

Czterdzieści lat temu, 13 sierpnia 1977 roku zmarł Arcybiskup Antoni Baraniak, wieloletni i jeden z najbliższych współpracowników Prymasa Augusta Hlonda i Prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Arcybiskup Antoni Baraniak urodził się 1 stycznia 1904 roku w Sebastianowie. Od 1933 do 1948 roku pełnił funkcję sekretarza i kapelana Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Po jego śmierci został sekretarzem i kapelanem Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Z racji swej bliskiej współpracy z Prymasem stał się jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego Kościoła w najgorszych dla niego czasach stalinowskich prześladowań.

Wraz z aresztowaniem Prymasa Wyszyńskiego w nocy z 25 na 26 września 1953 roku aresztowano również Biskupa Antoniego Baraniaka, który został osadzony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Komuniści usiłowali za wszelką cenę pozbyć się Prymasa. Zamierzali wytoczyć Kardynałowi Wyszyńskiemu proces o działalność kontrrewolucyjną i zdradę państwa.

W tym celu chcieli wymusić zeznania obciążające Prymasa na jego najbliższym współpracowniku – Biskupie Baraniaku. W ciągu 27 miesięcy Biskup Baraniak był przesłuchiwany co najmniej 145 razy. Był torturowany, poniżany, bity, głodzony, przetrzymywany w ciemnicy. Pomimo wielkiego cierpienia jakie mu zadawano Biskup Baraniak pozostał wierny Prymasowi Wyszyńskiemu, wierny Kościołowi. W 1956 roku wyszedł na wolność i aż do śmierci służył Kościołowi i Bogu.

Piękne słowa o Arcybiskupie Baraniaku wypowiedział obecny metropolita krakowski Arcybiskup Marek Jędraszewski: „Gdyby nie Arcybiskup Baraniak i jego nieugięta postawa, nie byłoby powrotu Prymasa Wyszyńskiego do Warszawy po okresie uwięzienia, bez Prymasa Wyszyńskiego nie byłoby Kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II”.

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, uznając zasługi Arcybiskupa Antoniego Baraniaka dla Kościoła oraz jego poświęcenie ludziom i Bogu – składa cześć Jego pamięci.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz „Żołnierz Niezłomny Kościoła. Uchwała Sejmu RP” na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła. Uchwała Sejmu RP” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Argumentuje Pan, że decyzje podjęte w przypadku kopalni „Krupiński” wydają się Panu rozsądne. Nic bardziej mylnego

Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, przez cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalni w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów.

Bogumiła Maria Boba

Szanowny Panie Prezesie!

W świetle oczywistych i niepodważalnych faktów, do których dotarłam w ostatnim okresie czasu, jednoznacznie stwierdzam, że decyzja o likwidacji KWK „Krupiński” była na wskroś nieuzasadniona ekonomicznie, społecznie i politycznie. W okresie obowiązywania koncesji, tj. do roku 2030, rezygnując z wydobycia tylko węgla koksowego typu 35, JSW SA utraciła minimum od 5 do 8 mld zł zysku netto, w zależności od kształtowania się cen na rynkach światowych. (…)

Rozwiązanie rehabilitujące wszystkich współwinnych istnieje, potrzeba jedynie woli do spotkania i odwagi do zderzenia się z niewygodną rzeczywistością, celem finezyjnego zrekompensowania strat z ponad 40% naddatkiem.

Afera Amber Gold i afera reprywatyzacyjna, którymi obecnie tak gorliwie w Parlamentarnej Komisji Śledczej i Komisji Weryfikacyjnej zajmują się posłowie Prawa i Sprawiedliwości celem ukazania społeczeństwu patologii, jaka miała miejsce w okresie ostatnich 8 lat sprawowania władzy przez koalicję rządzącą PO-PSL, jest tylko namiastką w stosunku do afery, jaką jest megaszachrajstwo związane z likwidacją kopalni „Krupiński”. (…)

Dlatego w duchu odpowiedzialności za kontynuację dobrej zmiany i konieczność jednoczenia narodu w ramach wspólnej realizacji Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, której nadrzędnym celem jest akumulacja polskiego kapitału i odbudowa polskiej własności, ponawiam prośbę o pilne spotkanie celem naprawienia szkody przed niepowetowanymi skutkami w polskiej gospodarce i opinii społecznej, szczególnie tej, która jest twardym elektoratem Prawa i Sprawiedliwości.

W przeciwnym razie realizacja celów ww. strategii w najwyższym stopniu będzie zagrożona, mogąc doprowadzić do nieodwracalnej sytuacji, że zamiast Polski wielkiej, nie będzie jej wcale.

Dotarłam do informacji z UE, poprzez senator III kadencji Panią Stokarską, do planów europejskich, w których Polska jest wąskim pasem terytorialnym nad Wisłą – dla kontaktów Wschodu z Zachodem. Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, poprzez cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalni w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów.

Cały list Bogumiły Marii Boby do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Bogumiły Marii Boby do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Kowalski: Śledzie z Jednej Beczki. Punktem odniesienia dla opozycji sprzed 1989 r. nie było społeczeństwo, a Władza

Po raz pierwszy w historii Polski po roku 1989 stare śledzie z beczki, z ławicy pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość, odwołały się do rybek spoza swojej beczki, odwołały się do społeczeństwa.

Po ostatnim tekście jeden z internautów zarzucił mi, że niczego nie wiem i nie rozumiem. Wszystko wiedzą i rozumieją Aleksander Ścios, Matka Kurka i Jerzy Targalski, a ja próbuję istotę polskiego sporu ściągnąć gdzieś na manowce. Kiedyś w tym zestawie znalazłby się jeszcze Rafał Ziemkiewicz, ale widać popadł w niełaskę obozu dobrej zmiany. Przyjąwszy w pokorze krytykę, spróbuję się wytłumaczyć.

Uwaga, zaczynam! To POPiS powinien dziś rządzić Polską. IV RP była przecież pomysłem wspólnym, jeśli nie wcześniejszym PO i to z roku 2002. Dlaczego tak się nie stało? Odpowiedź na to cuchnące naftaliną pytanie będzie zarazem odpowiedzią na zarzut mojego niezrozumienia świata.

O scenie politycznej Polski po roku 1989 decydował generał bezpieki Czesław Kiszczak. Rok wcześniej, w lutym roku 1988 jako przedstawiciel Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość byłem uczestnikiem spotkania opozycji niepodległościowej. Inicjatorem był lider Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski. Jego intencja ujawniła się niedługo potem, a została potwierdzona wiele lat później w dokumentach IPN.

Zaraz po spotkaniu Leszek Moczulski pognał z listą uczestników do generała Kiszczaka i zaproponował ugodę z inną częścią opozycji, niesolidarnościową, jako jej rzekomy lider. Generał Kiszczak musiał mieć z tego niezły ubaw, bowiem w nagrodę Konfederacja Polski Niepodległej objęła dwa tytuły prasowe i oba niebawem położyła. W sumie logiczne; ówczesny młodzieżowy kapeenowiec Grzegorz Hajdarowicz też potrafił położyć każdy tytuł.

Napisałem to, co powyżej, nie bez powodu. Punktem odniesienia dla opozycji sprzed roku 1989 była Władza, mówiona i pisana z dużej litery. Władza to jest słowo – klucz do zrozumienia mentalności opozycji i jej późniejszego zachowania. Tu nie było miejsca na społeczeństwo, na opinię publiczną, bo ich nie było. Władza nobilitowała poprzez represje, internowanie lub więzienie.

Dlatego trudno jest nawet mówić o opozycji, bo opozycja solidarnościowa i nieliczna niepodległościowa była raczej zbiorem dysydentów. Punktem odniesienia, odwołania i własnej identyfikacji na drabinie ważności społecznej była Władza. Najpierw Partia (PZPR), a potem od połowy lat osiemdziesiątych Służba Bezpieczeństwa i osobiście Czesław Kiszczak.

Znamy się jak śledzie z jednej beczki – powiedział w roku 2002 Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, partii zebranej z rozbitków z Porozumienia Centrum i współpracowników jego brata Lecha z Najwyższej Izby Kontroli. Partii wydobytej z odmętów niebytu przez premiera Buzka, za sprawą mianowania śp. Lecha Kaczyńskiego ministrem sprawiedliwości.

Wtedy, w roku 2002 zdumiały mnie te słowa, bo świadczyły o braku dobrego rozpoznania rzeczywistości. Bo w tej jednej starej beczce miały pływać również śledzie z PO, z późniejszym głównym śledziem Donaldem Tuskiem na czele. Już wtedy w roku 2002 opisałem Platformę Obywatelską jako nową partię władzy, nie dziwcie się mojemu zdumieniu.

Oprócz zdumienia, ja, Jan Kowalski – przeciętny obywatel III RP, byłem przerażony takim rozumieniem rzeczywistości. Bo znaczyło to tyle, że dla pretendującej do zarządzania Polską partii punktem odniesienia nie jestem ja, Jan Kowalski ze swoimi problemami (piętro niżej w Kolegium Witkowskiego był Instytut Psychologii), ale stare śledzie z jednej politycznej beczki.

Nadzieja na zmianę tego beczkowego, hermetycznego myślenia o polityce nie przyszła wcale w roku 2005. Bolesne rozpoznanie miało przyjść pięć lat później. Chociaż wtedy wielu świetnych publicystów prawej strony ogłaszało zaistnienie POPiS-u czyli wspólnych rządów PO i PiS, rzeczywistość polityczna nie pozostawiała złudzeń.
Że taka koalicja, koalicja IV Rzeczypospolitej nie nastąpi, było wiadomo najpóźniej w momencie zażądania przez PO wszystkich resortów siłowych. Co zostało wyartykułowane ustami Jana Marii Rokity, niedoszłego premiera z Krakowa. Człowieka, który się szczycił się tym, że zdołał wskoczyć do pociągu z napisem polityka, zanim Czesław Kiszczak odgwizdał moment odjazdu.

Z tej przyczyny nie doszło do wspólnego rządu – Czesław Kiszczak i jego ludzie z WSI nie życzyli sobie tego. Słabe koalicyjne rządy, z co chwilę zmienianymi premierami i ministrami, to była podstawa do przekształcenia państwa polskiego w jedno wielkie żerowisko dla swoich. I gwarancja ich bezkarności.

Rok 2015 szczęśliwie zmienił prawie wszystko. Po raz pierwszy w historii Polski po roku 1989 stare śledzie z beczki, z ławicy pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość, odwołały się do rybek spoza swojej beczki, odwołały się do społeczeństwa. Stąd wzięła się cała wygrana roku 2015, prezydencka i parlamentarna. Inaczej by jej nie było. Przecież w mediach i sondażach na długo przed wyborami zwyciężył Bronisław Komorowski. To, co mnie niepokoi, to obawa, że Prawo i Sprawiedliwość może o tym zapomnieć. A jak już wspominałem, chcę, żeby rządziło przynajmniej osiem lat (o powodach pisałem już kilka razy, a za tydzień podpowiem niezawodny sposób).

Myślę, że wszystko jest już jasne. Jakiekolwiek śledzie i ich rozgrywki o dominację nie są dla mnie istotą rzeczy. Z racji samego nazwiska, punktem odniesienia do oceny sytuacji politycznej jest dla mnie tylko i wyłącznie interes społeczny. Interes państwa i narodu polskiego, całego narodu polskiego. Łącznie z lemingami.

Każdemu, kto w interesie jakiejkolwiek hałaśliwej grupki, chciałby narzucić wykoślawione partyjne myślenie ogółowi Polaków, mogę jedynie współczuć. Ale nigdy tego nie zrozumiem, pomimo bagażu pięćdziesięciu czterech lat. Uff.

Jan Kowalski