Uroczystość uczczenia powstańców w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu w 100 rocznicę wybuchu I powstania śląskiego

Oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego, a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud.

Stanisław Florian

W Łaźni Łańcuszkowej przy kompleksie zabudowań dawnej kopalni „Królowa Luiza” na terenie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność ʼ80 przy JSW KOKS SA, Irena Przybysz, zorganizowała 22 listopada 2019 r. uroczyste spotkanie z okazji stulecia wybuchu powstań śląskich.

W spotkaniu wzięło udział ponad 80 osób – członków MOZ NSZZ Solidarność ʼ80 z JSW KOKS SA. Na zaproszenie organizatorów spotkanie uświetnili swoją obecnością: Jadwiga Wiśniewska – Europoseł PiS, Barbara Dziuk – Poseł PiS, Waldemar Andzel – Poseł PiS (dojechał na spotkanie w drugiej części), Krzysztof Sitarski – Poseł VIII kadencji, najpierw Kukiz’15, później PiS; Adam Słomka – działacz niepodległościowy ze środowiska KPN-Obóz Patriotyczny, Dariusz Czech – przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ʼ80 oraz przedstawiciele Zarządu JSW KOKS SA z Prezesem Robertem Małłkiem na czele.

Spotkanie, które sprawnie poprowadził Marek Filas, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu państwowego i hymnu górniczego. Po powitaniu przybyłych gości przez Irenę Przybysz Roman Adler – historyk kultury pracy na Śląsku, członek NSZZ Solidarność ʼ80 w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach – przedstawił prezentację zatytułowaną Powstania Śląskie a tradycje kultury pracy na Górnym Śląsku – gawęda trochę rodzinna.

Prelegent nie tylko skrótowo przypomniał przebieg powstań, ale zwrócił uwagę na ich szczególne znaczenie i specyfikę: po 570 latach od pokoju w Namysłowie (1348 r.) polskość na Śląsku, mimo germanizacji, była tak żywa, że polscy Ślązacy gotowi byli przelać krew, żeby się połączyć z Polską.

W tym sensie powstania śląskie wyróżniają się spośród innych powstań polskich, które miały miejsce na ziemiach wchodzących do 1795 r. w skład I Rzeczypospolitej. Podbój większości Śląska w latach 1740–1763 przez Prusy i oderwanie ich od Korony Królestwa Czech Habsburgów rozpoczęły zabory pozostałych ziem, zamieszkałych przez ludność polską, a bez zaboru Śląska, Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski w 2 połowie XVIII w. militaryzm junkrów i biurokracji Prus nie miałby demograficznych i gospodarczych podstaw mocarstwowości. Dlatego oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud: chłopi i robotnicy nauczeni solidnej pracy, dbania o rodzinę, trwania przy wierze przodków, ale wyszkoleni w armii pruskiej. (…)

Roman Adler zachęcił uczestników spotkania, aby zmobilizowali swoje rodziny i znajomych do sprawdzenia, czy w ich domach nie zachowały się dokumenty dotyczące powstańców śląskich. Wskazał możliwe sposoby podtrzymywania pamięci o nich. (…)

W drugiej części spotkania uczestnicy przy muzyce mogli wziąć udział w konkursie na temat powstań śląskich i zatańczyć, kultywując najlepsze tradycje patriotycznych spotkań na Śląsku.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” znajduje się na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy dziecko z Kresów może napisać książkę do nauki języka polskiego i figurować jako autor w Bibliotece Narodowej?

TAK! Rusza unikalny projekt kresowy „Z kuferka prababci”, który doprowadzi do znacznej aktywizacji młodych Polaków mieszkających za wschodnią (i północno-wschodnią) granicą naszego kraju.

Marcin Niewalda

Problem motywacji potomków Polaków na Kresach do edukacji narasta lawinowo w ostatnich latach. Kraje byłych republik radzieckich prowadzą aktywne programy kulturowe w celu zaznaczenia swojej odrębności narodowej. Nieuchronnym pokłosiem tych działań jest gwałtowne obniżenie poczucia dumy u potomków Polaków i chęci do pogłębiania swoich tradycji odczuwanych jako wstydliwe. Nakładają się to na często błędne decyzje organizacji, instytucji, a nawet parafii polskich, które nauczanie dzieci polskojęzycznych łączą z innymi „dla uproszczenia”, zakazują śpiewania polskich pieśni patriotycznych na polskich uroczystościach lub po prostu nie mają odpowiednich materiałów wspomagających proces szkolny.

Fot. Genealogia Polaków

W odpowiedzi na ten problem powstał ten wyjątkowy, autorski program, składający się z dwóch etapów.

  1. W pierwszym etapie dzieci i młodzież z 5 polskich ośrodków na Kresach wezmą udział w konkursie na opisanie żywej i ciekawej historii z ich rodziny lub regionu.
  2. Najlepsze opowiadania zostaną przetworzone przez polonistów, którzy na ich podstawie opracują ćwiczenia do języka polskiego i scenariusz lekcji. Następnie całość zostanie wydana przy współpracy grafików w formie książek (osobna dla każdego regionu), a książki te w 1000 egzemplarzach rozdane rówieśnikom w każdym regionie.

W rezultacie projektu na Kresach pojawi się 5000 dobrze opracowanych książek inspirujących do nauki i napisanych przez same dzieci tam mieszkające.

Projekt ten został doceniony przez Fundację „Orlen – Dar Serca”, która sfinansowała przeważającą część kosztów.

Tegoroczny projekt został poprzedzony edycją testową w ośrodku na Litwie w roku 2017 i osiągnął fantastyczny rezultat edukacyjny i tożsamościowy. W efekcie działań dzieci i młodzież otrzymują materiał napisany przez rówieśników i oparty na historii ich własnych społeczności. Jest to ogromna motywacja do nauki, wzrost poczucia dumy narodowej i konsolidacja środowisk polskich.

Projekt ma też ogromne przełożenie na kształcenie przyszłych liderów. Już po pierwszym konkursie testowym młodzi uczestnicy brali udział w Akademii Dziennikarza na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i uczestniczyli w programach radiowych (również w ramach organizowanego przez naszą Fundację przyjazdu), a obecnie tworzą gazetki szkolne i mają udział w pisaniu artykułów do mediów polonijnych.

Można wesprzeć to działanie przez zbiórkę online https://pomagam.pl/kresowo. Gorąco o to prosimy, gdyż im więcej nagród, tym szerszy krąg zatoczy program.

Fundacja „Genealogia Polaków” – www.fundusz.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” znajduje się na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Za komuny ZOMO pałowało protestujących przeciw podwyżkom cen. Dzisiejsze metody podwyższania opłat są podobne

Rada Miasta Bielska-Białej uchwaliła w spokoju i pełnej harmonii drastyczną, niemal stuprocentową podwyżkę opłat za wywóz śmieci, a strażnik, który mnie przyduszał, śmiał się ze mnie do rozpuku!

Rajmund Pollak

Cały Ratusz był od rana wypełniony funkcjonariuszami Straży Miejskiej uzbrojonymi w czarne pały i paralizatory elektryczne! Gdy Przewodniczący odczytał projekt uchwały o drastycznej podwyżce podatku od nieruchomości, a Pan Prezydent Klimaszewski z władczą gorliwością uzasadniał, że to dla dobra mieszkańców, zaprotestowałem, stwierdzając, że jako mieszkaniec jestem przeciwny takiej podwyżce.

Stolarz okrągłostołowy, pełniący obecnie jedną z najwyższych funkcji w mieście, natychmiast doniósł Straży Miejskiej, że ma uciszyć wszelkie protesty.

Otrzymałem słowne ostrzeżenie od samego Sekretarza Miasta, że mam być cicho, bo w programie Sesji z dnia 19 XI 2019 roku nie ma punktu dotyczącego jakichkolwiek protestów przeciw podwyżkom cen!

W następnym punkcie programu Pan Janusz Okrzesik z posłuszną mu większością Rady Miejskiej uchwalił następne podwyżki – tym razem podatku od środków transportu dla przedsiębiorców, które w praktyce uderzą w małe firmy.

Gdy z kolei wiceprezydent Bielska-Białej wciskał radnym (bezradnym?) ciemnotę o konieczności niemal stuprocentowej podwyżki opłat za wywóz śmieci, uzasadniając to wymogami postawionymi rzekomo przez Rząd RP, ośmieliłem się głośno stwierdzić, że czytałem przedmiotowy akt prawny i nie ma tam wymogu stuprocentowej podwyżki cen!

Wtedy Przewodniczący Janusz Okrzesik wydał Prezydentowi Miasta ustne polecenie, że ma zarządzić rozwiązanie siłowe.

Jarosław Klimaszewski, jako polityk lojalny wobec stolarzy Okrągłego Stołu, natychmiast wydał rozkaz do podjęcia szturmu na galerii. Zostałem brutalnie zaatakowany przez czterech uzbrojonych funkcjonariuszy Straży Miejskiej Bielska-Białej, z których trzech unieruchomiło mi ręce, a czwarty wskoczył mi na plecy i zaczął mnie przyduszać, zakładając nelsona jak w klatkach walki MMA. (…)

Zatem mamy okrągłostołową demokrację w Bielsku-Białej, a kto jest przeciwko podwyżkom cen, to albo go wyrzuci z Ratusza Straż Miejska, albo mu zakneblują usta groźbą wyrzucenia z pracy!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Drakońskie podwyżki w Bielsku-Białej uchwalone drakońskimi metodami” znajduje się na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Drakońskie podwyżki w Bielsku-Białej uchwalone drakońskimi metodami” na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Państwo w sprawie dzietności może zrobić niewiele, choć, naturalnie, rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować

To nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Bez porównania ważniejsze są względy kulturowe – to, jak widzą swoje życie młode kobiety i ich często partnerzy, a nie mężowie.

Henryk Krzyżanowski

Czy polityka może wpływać na demografię? W państwie totalitarnym może wpływać negatywnie, co pokazała polityka jednego dziecka z przymusowymi aborcjami w Chinach.

A w okupowanej Polsce w roku 1942 Artur Greiser, namiestnik Kraju Warty, zakazywał zawierania małżeństw Polakom poniżej 28 roku życia, a Polkom poniżej 25 roku. Wysyłał ich za to pod przymusem do niewolniczej pracy w Niemczech.

Greisera powieszono po wojnie nie za demografię, a za ludobójstwo, czyli fizyczną eksterminację Polaków, w tym kradzież polskich dzieci odbieranych na zniemczenie. A co do pozytywnego wpływu na demografię, to było z tym w III Rzeszy znacznie gorzej. Mimo prowadzenia aktywnej polityki pronatalistycznej, naziści zdołali jedynie spowolnić trwający od dziesięcioleci spadek dzietności Niemek.

W PRL władza miała na głowie inne rzeczy niż demografię. Pamiętam, że w roku 1978 na ostatnim roku anglistyki większość moich studentek była zamężna, a wiele z nich było w ciąży. W Polsce aborcja była wtedy dostępna na życzenie. Komuna borykała się z permanentnym kryzysem gospodarczym, a zdobycie własnego mieszkania przez młode małżeństwo graniczyło z cudem. Przy tym wszystkim przyrost naturalny wzrastał, by osiągnąć swój szczyt w okolicach roku 1983.

W roku 2016 przeciętny wiek zawierania małżeństw to 29 lat dla panów, a 26 dla pań. Polacy jeżdżą masowo do pracy w Niemczech, całkowicie dobrowolnie.

Wskaźnik przyrostu naturalnego oscyluje wokół zera i raczej się obniża. Mamy więc demograficzną zapaść, ale czy zawinioną przez polityków? Cóż, nawet gdyby uniknięto części błędów tzw. transformacji po roku 1989, młodych Polaków wypchnęłaby za granicę likwidacja miejsc pracy w kraju oraz dysproporcja w zarobkach między Zachodem a dawnymi demoludami.

A czy politycy mogą tę sytuację zmienić? Mimo optymistycznych deklaracji premiera Morawieckiego, jestem sceptykiem. Gdy porównać rok 1978 i Polskę dzisiejszą, widać wyraźnie, że to nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Bez porównania ważniejsze są względy kulturowe – to, jak widzą swoje życie młode kobiety i ich – no właśnie – często partnerzy, a nie mężowie. Państwo może tu zrobić niewiele, choć naturalnie rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować.

Ciekawe, że młodzi Polacy żyją teraz obok siebie w dwu odmiennych kulturach. W jednej mamy kohabitację par o niezłych zarobkach i rozbudowanych apetytach konsumpcyjnych. A w drugiej dwoje ludzi, którzy po studiach szybko decydują się na ślub, a potem wspólnie wychowują dzieci.

Kulturę dzietności, którą tworzą, widać nie tylko na placach zabaw, w przedszkolach czy kościołach; także w internecie na forach rodzicielskich i fejsbuku.

Nasza demograficzna przyszłość zależy od tego, która z tych kultur będzie dominować w kolejnych rocznikach młodzieży. Od działań państwa zależy to w stopniu niewielkim.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O demografii i polityce” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku. Za zmianę terminu przepraszamy.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O demografii i polityce” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – najpoważniejsza współczesna inicjatywa dotycząca tego zrywu niepodległościowego

Na interaktywnej mapie „Szlak 1863” oznaczono już ponad 2000 skrupulatnie zweryfikowanych miejsc bitew, mogił, pomników, powstańczych dworów, krzyży powstańczych i tablic pamiątkowych.

Marcin Niewalda

Krzyż powstańczy w Wilkach | Fot. ze zbiorów autora

Powstanie 1863–1864 jest źródłem nowoczesnego patriotyzmu i było punktem wyjścia do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Genealogia Polaków” w 100 rocznicę wybuchu tego zrywu niepodległościowego uruchomiła serwis bazy danych, zbierający wszelkie informacje na temat powstańców, bitew, a także miejsc związanych z powstaniem. Chodzi nie tylko dokładnie oznaczone miejsca bitew. W serwisie są gromadzone i – co najważniejsze – stale weryfikowane takie punkty, jak groby, pomniki, kuźnie, dwory, gdzie zbierali się powstańcy, miejsca pracy na emigracji, miejsca zsyłek, a nawet szkoły, kościoły pod wezwaniem świętych powstańców itp. (…)

Fundacja „Genealogia Polaków” współpracuje z grupami eksploratorskimi, które weryfikują takie miejsca w terenie na podstawie badań nieinwazyjnych oraz kwerend archiwalnych. (…)

„Szlak 1863” już inspiruje do działania szkoły, drużyny harcerskie, organizacje społeczne. Włączają się one biernie i czynnie, np. weryfikując, podając dalsze informacje, aktualizując zdjęcia i stan obecny, zapalając znicze w czasie ważnych świąt. Jedną z takich grup jest np. Szkoła Polska w Grzegorzewie na Litwie oraz drużyna harcerska ze Starych Trok. Młodzież pod kierunkiem opiekunów podjęła w tym roku już po raz drugi akcję weryfikacji. W ten sposób nie tylko zaznajamia się z historią, ale także uczy się wykorzystywać nowoczesne metody pracy „w chmurze” online oraz narzędzia cyfrowe. „Szlak 1863” korzysta bowiem z nowoczesnych technik zarówno pod względem gromadzenia i prezentacji, jak i pod względem współpracy grupowej, pomagając w ten sposób nabywać nowe umiejętności, przydatne np. w późniejszym czasie w pracy zawodowej.

Katalog miejsc, łączony z bazą danych o powstańcach, jest przekazywany do wykorzystania instytucjom takim jak Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób społeczna praca np. polskiej młodzieży z Litwy jest doceniana na całym świecie przez wszystkich, którzy korzystają z portalu i katalogu.

„Szlak 1863” jest działalnością non-profit. Można ją wesprzeć, przekazując wsparcie na cele statutowe Fundacji „Genealogia Polaków” – https://genealogia.okiem.pl/fundusz/darowizny/

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – https://szlak.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” znajduje się na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Adiunkt jako środek chwastobójczy w polskim środowisku akademickim, które od lat stanowi ogród nieplewiony

Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, przyprzężony – dobrze określa jego pozycję w systemie akademickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/nagradzanego.

Józef Wieczorek

To, że środowisko akademickie, uformowane/sformatowane w czasach czerwonej zarazy i funkcjonujące w czasach zarazy tęczowej, stanowi ogród nieplewiony, od lat jest chyba wiedzą powszechną. Jeśli nawet wyrosły w nim piękne drzewa, to są one tłumione przez chwasty, które nieraz je oplatają niczym liany.

Na niektórych uczelniach powstały co prawda ogrody profesorskie, i to czasem na miejscu dawnych latryn, ale smród akademicki nie przestał się unosić także poza ogrodami. Nie może być inaczej, gdyż akademickie, w tym profesorskie afery na uczelniach są na porządku dziennym, choć rzadko medialnym.

Ogród nieplewiony

To, że nasz system akademicki mimo ciągłych reform jest patologiczny, a nawet wręcz przyjazny patologiom, nie jest tajemnicą.

Trudno, aby było inaczej, skoro świat akademicki, mający na celu poszukiwanie prawdy, przez dziesiątki lat funkcjonował w systemie kłamstwa. Schizofreniczna sytuacja nie mogła pozostać bez wpływu na społeczność akademicką i struktury akademickie sformatowane w czasach czerwonej zarazy. Oczyszczenia pozytywnego podczas transformacji nie było, a przed transformacją przeprowadzono oczyszczenie negatywne, którego skutków niemal nikt nie chce poznać.

Moralna zapaść środowiska akademickiego jest faktem, choć przez lata jakby nie zauważano jego postępującej degradacji, niskiego poziomu etycznego kadr akademickich, a szczególnie tych osób, które winny stać (formalnie stojących!) na straży jego należytego poziomu. Można mówić, że polski system akademicki patologiami stoi, a w gruncie rzeczy leży, jeśli się porówna jego moc z nauką światową. Wzrost utytułowania kadry i imponujący wzrost ilości nieruchomości akademickich w warunkach patologicznych nie przekłada się na wzrost poziomu naukowego.

Jak z tym skutecznie walczyć? Żadne reformy, bez względu na to, przez jaką opcję polityczną przeprowadzone, nie dały sobie rady z naprawą systemu akademickiego, w tym z odchwaszczeniem – jak obrazowo się określa – środowiska akademickiego.

System akademicki jak był, tak i pozostał ogrodem nieplewionym.

W rolnictwie do odchwaszczania z powodzeniem stosuje się preparat noszący nomen omen akademicką nazwę „adiunkt”, dopuszczony do stosowania przez Ministerstwo Rolnictwa (numer zezwolenia R-27/2016). Zapewne wszyscy wiedzą, że w systemie akademickim adiunkt to stanowisko obejmowane zwykle przez osoby posiadające stopień doktora. Znany profesor od doskonałości naukowej i udoskonalania adiunktów, a zarazem niestrudzony bloger – Bogusław Śliwerski (pisałem o nim w „Kurierze WNET” nr 63/2019 – O doskonałości pedagoga) zadał na swoim blogu Pedagog prowokacyjne pytanie: Czy adiunkci wypalą chwasty w nauce? (26.10.2019), jakby nawołując do zastosowania w resorcie nauki doświadczeń wypracowanych w resorcie rolnictwa.

Nauka adiunktami stoi

Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, ‘przyprzężony’ – dobrze określa pozycję adiunkta w systemie akademickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/nagradzanego, a nader często „dołowanego”, szczególnie wtedy, gdy uchyla się od stosowania znanego ukazu carskiego „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”, jakby respektowanego do dnia dzisiejszego w polskim systemie akademickim.

Na uczelniach i w instytutach badawczych na ogół się mówiło, że stoją one adiunktami, jako że moc pracy akademickiej spoczywała zwykle na adiunktach, niezbędnych do realizacji zadań dydaktycznych i badawczych, w sytuacji gdy tzw. samodzielni pracownicy akademiccy nie zawsze do tej pracy byli skłonni czy przysposobieni. Zresztą często ci ostatni, jako wieloetatowcy, pozbawieni jednak zdolności do bi- czy multilokacji, na taką działalność nie zawsze znajdowali czas, o ile jeszcze mieli na nią ochotę.

Bez adiunktów uczelnie nie byłyby w stanie funkcjonować, a zresztą bez wypromowania doktorów nie można było zostać profesorem, więc do awansu do nadzwyczajnej kasty adiunkci byli niezbędni. Potem można było się ich pozbywać, gdy zagrażali „samodzielnym” i/lub najlepszemu z systemów.

Aby system nauki z takich oczyszczać, ogłaszano zazwyczaj, że jest problem z adiunktami, którzy się nie rozwijają i trzeba ich z systemu eliminować, aby dać szansę młodszym. Fakt, że wielu się nie rozwijało formalnie, bo byli tak dobierani na etaty, aby jedynie służyć do rozwoju ich „przyłożonym”. Inni na rozwój formalny nie mieli szans, bo swoje pasje naukowe mogli realizować jedynie w konspiracji przed panującymi w nauce, a ujawnienie rezultatów zapisywanych – o zgrozo – jedynie na swoje konto (z pominięciem panujących) skazywało ich na wykluczenie z systemu.

Mimo cyklicznych akcji czyszczenia uczelni z niepotrzebnych już, wyeksploatowanych adiunktów, jakoś ustawiczny problem „niedorozwoju” adiunktów ani problem spadania poziomu nauki nie zostały rozwiązane. Widocznie czyszczenie systemu z ludzi hierarchicznego środka, bez czyszczenia hierarchicznych szczytów, nic w tej materii nie daje.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Adiunkt jako środek chwastobójczy w środowisku akademickim” znajduje się na s. 14 i 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Adiunkt jako środek chwastobójczy w środowisku akademickim” na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ślady polskości na Białorusi – kościół w Mińsku Białoruskim, ufundowany przez ziemianina Edwarda Woyniłłowicza

Edward Woyniłłowicz zmarł w niepodległej Polsce w 1928 roku, ale nie został zapomniany na Białorusi. W 2016 roku na wniosek diecezji mińsko-mohylewskiej rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Joanna Pyryt

„Czerwony kościół” w Mińsku Białoruskim pw. św. Szymona i św. Heleny został ufundowany i zbudowany w latach 1905-1910 przez polskiego ziemianina Edwarda Woyniłłowicza (1847–1928) dla uczczenia jego zmarłych dzieci – syna Szymona, zmarłego w wieku 9 lat i córki Heleny, zmarłej w wieku 19 lat. „Czerwony kościół” podzielił los innych kościołów i cerkwi w ZSRR, był niszczony, przeznaczony na kino, ale na skutek licznych protestów i działań katolików został im zwrócony w kwietniu 1990 roku (jeszcze w ZSRR).

Edward Woyniłłowicz był właścicielem odziedziczonego po ojcu majątku Sawicze koło Nieświeża. Prowadził wzorowo to gospodarstwo i cieszył się powszechnym szacunkiem. Po ukończeniu studiów inżynierskich w Petersburgu początkowo pracował w petersburskiej fabryce parowozów, gdzie jego ojciec był dyrektorem. Na Białorusi działał na rzecz ziemiaństwa – był prezesem Towarzystwa Rolniczego Mińskiego i założycielem banku pożyczkowego. Wspierał też Białorusinów (dofinansowywał ich ruch narodowy) oraz Tatarów i Żydów (założył komitet obrony ich praw). Łożył też na budowę cerkwi. W 1906 roku został wybrany do rosyjskiej Rady Państwa, gdzie przewodniczył kołu Królestwa Polskiego, Litwy i Rusi.

Majątek Sawicze po traktacie ryskim znalazł się za granicą niepodległej Polski. Edward Woyniłłowicz osiadł w Bydgoszczy, gdzie żył w bardzo skromnych warunkach i zmarł w 1928 roku. Niestety II Rzeczpospolita nie znalazła dla niego dobrego zajęcia. Nie został jednak zapomniany na Białorusi – w 2006 roku ekshumowano jego szczątki z cmentarza w Bydgoszczy i pochowano je przy czerwonym kościele w Mińsku. A w 2016 roku na wniosek diecezji mińsko-mohylewskiej rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Edwarda Woyniłłowicza. Postulatorem apostolskim był pallotyn, śp. ksiądz Henryk Kietliński.

W poprzednim numerze „Kuriera WNET” w artykule p. Joanny Pyryt zdjęcie przedstawiające opisany wyżej „czerwony kościół” zostało omyłkowo opatrzone podpisem, który powinien znaleźć się przy fotografii na górze strony 18 nr. 65 KW, przedstawiającej kościół i klasztor bazylianów w Witebsku, ufundowany przez Adama Kisiela w miejscu kaźni Jozafata Kuncewicza. Przepraszamy Autorkę artykułu.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „»Czerwony kościół« w Mińsku Białoruskim pw. św.św. Szymona i Heleny” znajduje się na s. 19 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Joanny Pyryt pt. „»Czerwony kościół« w Mińsku Białoruskim pw. św.św. Szymona i Heleny” na s. 19 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Błogosławiona Karolina Kózkówna – jak powstawał jej wizerunek do projektu modlitewnego Polska pod Krzyżem

Jedynym dostępnym wzorcem graficznym było zdjęcie14-letniej Karoliny, które dawało ogólną orientację w rysach jej twarzy i ubiorze. Nowy wizerunek powinien zaś przedstawiać dziewczynę 16-letnią.

Andrzej Karpiński

Zanim przystąpiłem do budowania od początku sylwetki męczennicy, dokładnie zapoznałem się z jej biografią i czasami, w których żyła. Zastanawiał mnie fartuszek wykończony pięknymi koronkami. Odpowiedź znalazłem w małopolskiej miejscowości Bobowa koło Tarnowa, słynącej ze światowej klasy Szkoły Koronkarskiej. Uczennice szkoły zdobyły w 1902 roku brązowy medal na wystawie w Saint Luiz, a w roku 1905 złoty medal w San Francisco. Karolina Kózka mieszkała niedaleko Bobowej, miała wtedy ok. 7 lat. Prawdopodobnie dziewczęta z tego regionu często nosiły ubrania ozdabiane „swoimi” koronkami. Dodatkowo w pobliskiej miejscowości Stróże znajdował się olbrzymi, pasażersko-towarowy węzeł Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, łączącej cały region z Węgrami i Wiedniem. Sprzyjało to wymianie handlowej i napływowi nowinek. W Galicji rozwijał się przemysł, ale ludność żyła pod coraz większym uciskiem zaborcy. Zbliżała się I wojna światowa.

Karolina urodziła się 2 sierpnia 1898 r. w zaborze austriackim, w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda, jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Została ochrzczona w kościele parafialnym w Radłowie. Jej religijni rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Ich skromna chata była nazywana przez sąsiadów „kościółkiem”. Mieszkańcy gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego. Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem. Opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w roku 1912. Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w kościele parafialnym w Zabawie. (…)

Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny wykonany przez Andrzeja Karpińskiego dla projektu Polska pod Krzyżem

Karolina pomagała wujowi w prowadzeniu miejscowej świetlicy i biblioteki, która służyła jako miejsce spotkań mieszkańców okolicznych wiosek. Katechizowała swoje rodzeństwo i dzieci sąsiadów. Uczyła ich pieśni religijnych, zachęcała do wspólnego odmawiała różańca i do życia według Dekalogu. Zajmowała się także chorymi i starszymi. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu.

W celu wykonania grafiki przedstawiającej tę 16-letnią dziewczynę, zebrałem poszczególne elementy portretu. Dla zachowania podobieństwa wykonałem cyfrowo części twarzy. Oczy, usta, nos, uszy i podbródek musiały być maksymalnie zbliżone do oryginalnego zdjęcia, lecz swoją budową o dwa lata dojrzalsze. Koncepcja graficzna wizerunków wszystkich męczenników zakładała styl starych fotografii, więc niektóre elementy wymagały celowego obniżenia rozdzielczości. Podobnie postąpiłem z koronką bobowską, palmą męczeństwa i różańcem. W końcu udało się uzyskać wysokiej rozdzielczości grafikę na podstawie jedynego, historycznego zdjęcia. Portret można było teraz powiększać do dużych rozmiarów i zaprezentować podczas wydarzenia Polska pod Krzyżem.

Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny” znajduje się na s. 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny” na s. 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Jak wy, Polacy, możecie narażać życie dla jakiejś urojonej wolności?”. Echa powstania listopadowego na Śląsku

Pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy…

Zdzisław Janeczek

W ocenie wpływu powstania listopadowego na społeczeństwo Śląska rysują się głębokie różnice między historiografią polską i niemiecką, która wobec nieistnienia państwa polskiego w XIX wieku przyzwyczaiła się do pomijania milczeniem sprawy polskiej. W czasie Wiosny Ludów wielu członków niemieckiego Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie sądziło, że problem polski sprowadza się do zapewnienia autonomii mniejszości zamieszkującej Wielkie Księstwo Poznańskie. Według tej koncepcji Polska ograniczała się do niewielkiej Kongresówki (bez ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego), nastręczającej Rosji – nie bez korzyści dla Prus – wielkich kłopotów. [related id=90312]Tak oceniając problem, historycy niemieccy starali się zazwyczaj nie dostrzegać oddźwięku, jaki powstanie wywoływało na Śląsku. Jego wybuch wzbudził jednak zaniepokojenie władz wszystkich szczebli. Pruscy urzędnicy celni po odebraniu wiadomości o rewolucji cofnęli się o 3 mile od granicy. Obawiano się, że wieści nadchodzące z Królestwa Polskiego zachęcą do antyfeudalnych i antypruskich wystąpień miejscowych chłopów. (…)

Prasa powstańcza wielokrotnie podkreślała przychylność śląskiej, a w szczególności wrocławskiej opinii publicznej, przeciwstawiając ją wrogości tzw. czynników oficjalnych. „Kurier Warszawski” ze stycznia 1831 r. wspominał:

„Donoszą z Wrocławia: Przychylność dla narodu polskiego okazują wszyscy dobrze myślący. Nazywają Polaków murem ludów cywilizacji Europy. Jedni tylko wyżsi oficerowie i urzędnicy nienawidzą Polaków, łatwo zgadnąć dlaczego; i pierwsi, i drudzy dobrze płatni, pierwsi i drudzy przez wojnę miejsca albo życie mogą utracić”.

Natomiast „Gazeta Warszawska” z 29 stycznia tegoż roku stwierdzała, że rząd pruski „od niejakiego czasu naśladuje Rosjan, pozaprowadzał szpiegów po domach publicznych; [ponadto – Z.J.] wszędzie, gdzie gazety polskie znajdują się, tropić można szpiegów i obrońców”. Władze pruskie wpadły nawet na trop odezwy do landwerzystów, najprawdopodobniej polskiego autorstwa, wzywającej, by w razie interwencji Prus na rzecz Rosji torpedowali operacje wojskowe wymierzone przeciw powstaniu. (…)

Widoki Wrocławia, rycina ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach

Wrocław był miastem, w którym wiele osób szukało schronienia przed niebezpieczeństwem wojny, a jednocześnie stanowił punkt tranzytowy na trasie wędrówek rzesz Polaków udających się na emigrację. W czasie powstania m.in. gen. Franciszek Kossecki wyrobił dla żony i dzieci paszport do ówczesnej stolicy Śląska. Z Pamiętnika generałowej Natalii Kickiej dowiadujemy się, że „w starych murach Wrocławia gromadziły się niedobitki wszelkich powstań, austriackich, berlińskich i Księstwa [Poznańskiego – Z.J.]. Jedni przyjeżdżali – jak to mówią – zaciągnąć języka, drudzy się kryli, gwar i chaos niesłychany panował w starym grodzie”.

Także we Wrocławiu osiadł szpieg Mateusz Lubowidzki, który zorganizował tu biuro – „urządził osobną dla siebie z Berlinem pocztę i czynną utrzymywał z ambasadorem moskiewskim korespondencję. On to komunikował wszystkie nasze dzienniki, sporządzał nad nimi glosa, przypiski, objaśnienia i […] wyprawiał nawet wysłanników dla szpiegowania, co się u nas dzieje”. Lubowidzki krótko leczył na Śląsku swe rany zadane mu przez belwederczyków i czym prędzej przeniósł się do Opawy. W stolicy Dolnego Śląska podobno znajdowało się 80 szpiegów. (…)

Na wiadomość o wybuchu epidemii cholery w Warszawie (pierwsze przypadki w armii polskiej pojawiły się po bitwie pod Iganiami 10 IV) prezydent prowincji śląskiej Merckel wydał 4 V 1831 r. nakaz utworzenia kordonu sanitarnego i zastosowania środków mających zapobiec rozszerzaniu się zarazy na Śląsk. Dwa tygodnie później, 17 V, administracja zarządziła zamknięcie granicy z Kongresówką, z wyjątkiem punktów w Bieruniu i Gorzowie.

Propozycje rzekomo skutecznego zapobiegania cholerze i leczenia jej przedstawiła w 1831 r. ówczesna pamiętnikarka: „We wszystkich pokojach naszego domu rozstawiono spodki z dziegciem i po kilka razy dziennie okadzano mieszkanie dymem jałowcowym […], służba przynosiła nam codziennie krążące po mieście plotki, z których jedna była bardziej niedorzeczna od drugiej: to że wydano rozkaz, aby w każdym domu przygotować kilka trumien – w przypadku zachorowania na cholerę natychmiast powiadomić policję, która rzekomo powinna była włożyć chorego do trumny, zabić wieko gwoździami i zawieźć prosto na cmentarz […].

Można było wyliczyć masę takich niedorzecznych środków ostrożności przedsiębranych w obawie przed chorobą. Niektórzy smarowali całe ciało kocim smalcem, w każdym domu trzymano nalewkę z czerwonej papryki, pito dziegieć! Był nawet człowiek, który codziennie wypijał kieliszek byczej krwi”.

Zalecano także „plastry ze smoły”, ciepłe kąpiele, na brzuch okłady z tartego chrzanu z równoczesnym podaniem proszków z kamfory. Lekarze propagowali palenie tytoniu, który przedstawiano „jako praktyczny środek oczyszczania powietrza; rzucono się więc powszechnie do fajek, zwłaszcza iż przez czas trwania zarazy policja pozwalała palić na wolnym powietrzu”. Stosowano nawet proszki z much hiszpańskich. (…)

„Breslauer Zeitung” nie ukrywała oburzenia, że Polacy występują przeciwko władzy prawowitego monarchy. (…) „Goniec Krakowski” (z 11 II 1831 r.) dokonał na swych łamach surowej oceny „Breslauer Zeitung”, krytykując postawy proponowane przez władze pruskie i redakcję pisma. W jednym z numerów czytamy: „Aby mieć wyobrażenie, dlaczego pisma niemieckie powstają przeciwko szlachetnym usiłowaniom naszym o wolność, a między innymi szanowna »Gazeta Wrocławska«, dosyć będzie przytoczyć część rozmowy z jednym obywatelem niemieckim mianej: – Jak wy, Polacy, możecie tyle być nierozsądnymi, narażać życie dla jakiejś urojonej wolności, trudno was pojąć, co wy przez ten wyraz wolność rozumiecie, bo gdy się zastanowię nad rządem waszym, przekonywam się, że pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy w Kaffenhausie; o naszych żonach pogadać, czyż można czego więcej wymagać?”

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” znajduje się na ss. 6–7 i 11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” na ss. 6–7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mieczysław Paluch, przemilczany bohater powstania wielkopolskiego/ Wiesław Hernacki, „Wielkopolski Kurier WNET” 66/2019

Jeśli w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to trudno liczyć, że major Paluch, który (jak mało kto) zaszkodził niemieckim interesom, zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług.

Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego

Rzecz o Mieczysławie Paluchu – jednym z ważniejszych współorganizatorów i pierwszym wojskowym dowódcy powstania wielkopolskiego

Wiesław Hernacki

Nie jest łatwo znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie o przyczyny przemilczania w środowisku poznańskim roli Mieczysława Palucha w procesach odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Powodów takiej postawy może być kilka. Wszystkie mogą działać jednocześnie, choć (na przestrzeni wieku) ze zmiennym natężeniem, zależnie od aktualnej sytuacji. Przede wszystkim mogła to być chęć zagospodarowania wypracowanego sukcesu „Sztabu Palucha” przez osoby, które miały inną, niekonfrontacyjną koncepcję układania relacji z Niemcami. Nie zapominajmy, że w okresie międzywojennym Stanisław Taczak przewodniczył Towarzystwu do Badań nad Historią Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 – miał więc możliwość kształtowania oficjalnej narracji o przebiegu powstania. Innym powodem przemilczania mogły być dobre relacje M. Palucha z niezbyt lubianym w środowisku politycznym Poznania Józefem Piłsudskim, zwłaszcza że kontakty na linii „Sztab Palucha”–Kościanki–Warszawa istniały przynajmniej od chwili wybuchu powstania. Jeszcze inny możliwy powód niechęci do Palucha to rozsiewane sugestie o jego „lewicowości” – bowiem zachęcał do współtworzenia Rad Robotniczych, Żołnierskich, itd. – a przecież były to twory kojarzone z rewolucją sowiecką. Władze polityczne (Naczelna Rada Ludowa) obawiały się, że wraz z nową strukturą zawitają nowe ideologie i zdawały się nie dostrzegać, że wielkopolskie oddolne ruchy społeczne miały w swej istocie charakter patriotyczno-wyzwoleńczy, a nie klasowy. Weźmy jeszcze pod uwagę dwa aspekty: po pierwsze major Paluch nie pozostawił potomków, którzy w sposób naturalny byliby zainteresowani kultywowaniem o Nim pamięci – a jednocześnie silne są środowiska chętnie zajmujące należne mu miejsce. Po drugie: gdyby przyjąć, że dzisiaj istotnie w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to trudno liczyć, że major M. Paluch, który (jak mało kto) zaszkodził niemieckim interesom, zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług. Czy to się zmieni?

Jesteśmy tuż po jubileuszowych uroczystościach związanych z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla Wielkopolski był to dodatkowo czas upamiętniania wybuchu powstania wielkopolskiego (27.12.1918 r.) – zbrojnego aktu wyzwoleńczego otwierającego drogę, jak się później okazało, do patriotycznej mobilizacji Polaków na Śląsku, zakończonej powstaniami śląskimi.

Niestety setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego nie stała się okazją do zmiany oficjalnej narracji o tym ważnym wydarzeniu: nie przeniosła uwagi z postaci sztandarowych, ale niekiedy z samym powstaniem mających niewiele wspólnego, na osoby istotnie przygotowujące ruch powstańczy i dążące do zdecydowanych działań antyniemieckich. Na szczęście do walki o pamięć o prawdziwych bohaterach przystąpiły lokalne środowiska patriotyczne, badacze-regionaliści, zapaleńcy, niekiedy władze gmin i parafie.

Postacią, która w sposób wyjątkowo niesprawiedliwy została skazana na niepamięć, jest major Mieczysław Paluch – organizator i pierwszy wojskowy komendant powstania wielkopolskiego i II powstania śląskiego – Kmicic XX wieku.

Trzemżal i Trzemeszno

Urodził się 10 grudnia 1888 r. w zamożnej rodzinie włościańskiej w Trzemżalu koło (słynącego już wtedy z przesączonej patriotyzmem szkoły) Trzemeszna. Mieczysław Paluch, dla bliskich Mieczek, miał szczęście: w dużej rodzinie (rodzice, Jan i Józefa z Mayorów, mieli aż 11 dzieci!) pielęgnowano polskie tradycje, posługiwano się polskim językiem (zabór pruski) i z szacunkiem odnoszono się do wartości chrześcijańskich. Co istotne: wspólna ze starszym rodzeństwem nauka w domu i podglądanie ich lektur umożliwiła szczególnie dynamiczny intelektualny i emocjonalny rozwój tego młodego człowieka.

Mjr Mieczysław Paluch | Fot. ze zbiorów TPMMP

Po szkole powszechnej w Trzemżalu w 1898 roku dziesięcioletni Mieczysław Paluch rozpoczął naukę w trzemeszeńskim progimnazjum. To tutaj poznał swojego przyjaciela, Bohdana Hulewicza, z którym aktywnie udzielał się w tajnym Towarzystwie Tomasza Zana (kształtując postawę patriotyczną i przygotowując się do działalności konspiracyjnej); tutaj też pobierał gruntowną i wszechstronną edukację, np. prócz oczywistego języka niemieckiego poznał język łaciński, francuski i grekę. Do dzisiaj w archiwum trzemeszeńskiej szkoły z pietyzmem przechowuje się jego pracę końcową napisaną… klasyczną greką. Okres edukacji trzemeszeńskiej ukształtował u Mieczysława podstawowe, niezwykle przydatne później cechy: dobrego organizatora, przywódcy i spiskowca.

Dojrzewanie do walki

Ponieważ trzemeszeńskiej szkole władze pruskie odebrały prawa organizacji pełnego kształcenia średniego (była to kara za udział uczniów trzemeszeńskiego gimnazjum w powstaniu styczniowym) w 1906 r. rozpoczęły się starania rodziców Mieczysława o przyjęcie go do gimnazjum w Gnieźnie (skąd został wydalony za konspirację), w Wągrowcu i w końcu w Międzyrzeczu, gdzie złożył w 1909 r. (jako ekstern – władze szkolne nie zgodziły się już na przyjęcie „buntownika”) egzamin dojrzałości.

Studia ekonomiczno-handlowe w Berlinie i praktyki w Gdańsku przerwało w 1913 r. powołanie do pruskiej armii i I wojna światowa. Mieczysław Paluch służył w artylerii i, zgodnie ze wskazówkami Tomasza Zana, uczył się wojskowego rzemiosła, awansując w 1916 r. do stopnia podporucznika. Ranny – także w 1916 r. pod Verdun – wrócił do Poznania na rekonwalescencję. Ten czas wykorzystał na rozpoznanie sytuacji i włączenie się do powstańczych przygotowań. Sierżant Wiktor Pniewski, późniejszy pierwszy polski komendant Stacji Lotniczej Ławica, wspomina o spotkaniach konspiracyjnych z ppor. Paluchem w Poznaniu już we wrześniu 1918 r. – mamy więc prawo przypuszczać, że przedpowstańcza działalność poznańska Palucha była zdecydowanie dłuższa, niż sugerują to niektórzy badacze.

„Jako sierżant pilot rezerwy armii niemieckiej, będąc ciężko rannym, przebywałem w szpitalu w Poznaniu. We wrześniu 1918 r. po wyjściu ze szpitala spotkałem Mieczysława Palucha, z którym zacząłem pracować w tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Spotykaliśmy się najpierw w moim mieszkaniu, a potem w pensjonacie Grabowskich na placu Wolności, gdzie Paluch mieszkał, i w Biurze Werbunkowym POWZP przy ulicy Piekary nr 14” (W. Pniewski, Zajęcie lotniska na Ławicy [w:] Wspomnienia z Powstania Wielkopolskiego, red. J. Karwat, Wydawnictwo Miejskie Poznań 2007, s. 73).

Przygotowania do powstania

W Poznaniu Mieczysław Paluch wraz ze swoim szkolnym przyjacielem Bohdanem Hulewiczem weszli do ścisłego kierownictwa organizacji niepodległościowych. Prawie natychmiast ppor. Paluch podjął wysiłki zmierzające do konsolidacji rozproszonych formacji o charakterze militarnym, tworząc tzw. Sztab Palucha. Przejął kierownictwo nad Polską Organizacją Wojskową Zaboru Pruskiego (POW ZP), a 13 listopada przeprowadził udany „zamach na Ratusz”, wprowadzając Polaków do głównego organu zarządzającego: Wydziału Wykonawczego Rady Robotniczo-Żołnierskiej, co miało kluczowe znaczenie dla powodzenia powstania. Od tej pory Polacy nie tylko mieli wpływ na rządy w Poznaniu – mogli też skuteczniej przyglądać się poczynaniom Niemców i ich sił wojskowych.

„Przewrót rewolucyjny poważnie osłabił spoistość armii niemieckiej i sprawność administracji pruskiej. W całych Niemczech władza przeszła w ręce rad robotników i żołnierzy. W dniu 11 listopada w Poznaniu powstał Wydział Wykonawczy Rady Robotniczo-Żołnierskiej (RRŻ). Polacy znaleźli się jednak w nim w mniejszości. W dniu 13 listopada Grupa Palucha w porozumieniu z POW zaboru pruskiego dokonała zamachu na to ciało, zmuszając do usunięcia z niego 4 Niemców i zastąpienia ich przez 4 Polaków. W ten sposób do WW RR-Ż wszedł również Paluch, który został kontrolerem Dowództwa V Korpusu Armii w Poznaniu. Miał on możliwość wglądu w tajne sprawy wojskowe i wywierał duży wpływ na podejmowane decyzje. Inny spiskowiec, H. Grześkowiak, działał w Komendzie Miasta na placu Wilhelma i przekazywał informacje z tego ośrodka” (Antoni Czubiński: Mieczysław Sylwester Paluch (1888–1942). Organizator Powstania Wielkopolskiego i II Powstania Śląskiego [w:] Zrodziła ich Ziemia Mogileńska, Poznań 1997, s. 232).

Grabinowski, Paluch, Skórzewski, Grudzielski, Fenrych, luty 1919 Kcynia | Fot. ze zbiorów Towarzystwa Pamięci Majora Mieczysława Palucha

Następnym doskonałym posunięciem naszego bohatera było powołanie oddziałów Służby Straży i Bezpieczeństwa, w których formalnie miał istnieć parytet: połowa Niemców i połowa Polaków. Jednak Mieczysław Paluch nakazał przyjmowanie w miejsce Niemców Polaków z niemiecko brzmiącymi nazwiskami. Na skutek tych zabiegów nasze dążenia niepodległościowe w krótkim czasie zostały wsparte liczącą prawie 2 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy formacją Służby Straży i Bezpieczeństwa, utrzymywaną w całości (żołd, mundury, broń) przez władze w Berlinie. Doświadczone i przygotowane oddziały SSiB umożliwiły po wybuchu powstania sprawne przejęcie fortyfikacji poznańskich.

„Wtedy jak z nieba spadło utworzenie w dniu 15 listopada 1918 (…) Służby Straży i Bezpieczeństwa dla utrzymania w kraju porządku przez samych obywateli miejscowych. (…) Mieczysław Paluch, bliski nam człowiek, wysuwający się na czoło POWZP, gratkę tę natychmiast podchwycił (…). Skoszarowani ludzie dostali tam broni w bród i wikt, także żołd, a w kilku kompaniach, dowodzonych przez polskich komendantów, rozlokowani po fortach za rogatkami miasta, otoczyli Poznań wieńcem polskich oddziałów” (Arkady Fiedler, Mój ojciec i dęby, Wyd.1, Warszawa 1973, s. 173).

Przygotowaniom do wybuchu powstania towarzyszyły negocjacje z zaniepokojonym rządem niemieckim, reprezentowanym w Poznaniu przez podsekretarza stanu w ówczesnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Helmutta Gerlacha. Tak pisze o tym prof. S. Kubiak: „Obrady toczyły się w atmosferze pojednania; był to w dużej mierze wynik ustępliwej postawy Gerlacha, który w najbardziej drażliwych punktach okazał zrozumienie dla postulatów polskich. Wysłannika rządu berlińskiego dobrze musiało usposobić do Poznańczyków oświadczenie Mieczysława Palucha, że „wojny z niemieckimi kamratami nie zamierza wszczynać”. Nabyta już w okresie gimnazjalnym sztuka konspiracji i strategia działań wielotorowych, obecnie nazywana „wojną hybrydową”, przyniosła dobre owoce.

Wybuch powstania 27.12.1918 r.

Przyjazd do Poznania misji alianckiej z Ignacym Paderewskim i związane z tym wystąpienia antypolskie Niemców przyspieszyły wybuch powstania, planowany pierwotnie przez tzw. Grupę Palucha na 15 stycznia 1919 r. Komendant Mieczysław Paluch, dobrze znający nastroje zmęczonych wojną Niemców, nie miał wątpliwości: trzeba jak najszybciej wyzwalać nie tylko Poznań, ale całą Wielkopolskę. Dzięki zorganizowanym wcześniej grupom niepodległościowym w różnych miejscowościach, po dotarciu informacji o rozpoczętych walkach (poprzez specjalnych wysłanników lub telefonicznie) wiele miejscowości Wielkopolski, w tym jego rodzinne Trzemeszno, odzyskało wolność już 28 grudnia.

Zdecydowana akcja wyzwoleńcza nie uzyskała pełnej akceptacji Naczelnej Rady Ludowej, która poprzez kpt. Stanisława Taczaka dążyła raczej do „utrzymania porządku” w Wielkopolsce. W samym Poznaniu jednym z elementów „porządkujących” było odebranie ppor. M. Paluchowi formalnego dowództwa nad oddziałami powstańczymi i powołanie polsko-niemieckiego komendanta Poznania, Jana Maciaszka. Niezależnie od „hamulcowych” działań polskich władz politycznych Poznania, po zajęciu kluczowych miejsc Twierdzy Poznań komendant Paluch opracował plan zdobycia Stacji Lotniczej na Ławicy, zorganizował niezbędne do tego jednostki i przekazując realizację planu Andrzejowi Kopie, osobiście uczestniczył w tym zajęciu (nocą z 5 na 6 stycznia 1919 r.), czuwając nad ścisłą realizacją scenariusza. Dzięki tej błyskawicznej akcji polska armia wzbogaciła się o kilkaset samolotów i inny majątek wojskowy olbrzymiej wartości.

Front północny

W pierwszych dniach stycznia Niemcom udało się odbić z rąk polskich ważne miejscowości na północy Wielkopolski (m. in. Szubin). W Poznaniu postanowiono oddać zagospodarowanie tutejszego zwycięstwa innym, zaś Mieczysława Palucha (dążącego do zdecydowanego wypierania Niemców, często wbrew siłom zachowawczym w polskich władzach politycznych, zakładającym negocjacje i cierpliwe czekanie jako sposób na wolność), głównego architekta powstańczego sukcesu, odesłano do walk na trudnym froncie północnym. Paluch został szefem sztabu frontu północnego, przygotował i zrealizował zaskakujący dla Niemców plan odbicia Szubina (15.01.1919 r.) i Kcyni (3.02.1919 r.) – uniemożliwiając Niemcom wykonanie z Bydgoszczy ruchu okrążającego Poznań od północy i wschodu. Uznaje się dzisiaj, że były to jedne z najważniejszych bitew powstania wielkopolskiego.

„U pułkownika zameldował się w pierwszych dniach stycznia 1919 r. podporucznik Mieczysław Paluch. Wspaniały to był żołnierz (…) nie mogący znaleźć wspólnego języka z ówczesnym decydującym czynnikiem wojskowo-politycznym, a przede wszystkim z majorem Taczakiem. Paluch chciał się bić, a Poznań myślał o obronie. Bił się Grudzielski, do niego poszedł Paluch. Od razu ocenił pułkownik wartości Palucha i mianował go swoim szefem sztabu. Już pod Szubinem poznaliśmy męstwo Palucha, jego szybką orientację na polu walki i silną wolę” (Włodzimierz Kowalski, Wspomnienia dowódcy wągrowieckiego oddziału powstańczego [w:] Wspomnienia Powstańców Wielkopolskich, Poznań 1973, s. 151).

II powstanie śląskie

Grób mjr. Mieczysława Palucha na szkockiej wyspie Bute | Fot. ze zbiorów TPMMP

Po przegranym I powstaniu śląskim Wojciech Korfanty zabiegał u władz w Warszawie o przydzielenie do organizacji ruchu powstańczego na Śląsku Mieczysława Palucha. Po uzyskaniu zgody, od marca 1920 r. Paluch działał na Górnym Śląsku. Formalnie kierował Wydziałem Aprowizacyjnym Polskiego Komitetu Plebiscytowego, w rzeczywistości, wspólnie z Polską Organizacją Wojskową Górnego Śląska (POW GŚ), przygotowywał powstanie, które wybuchło w momencie, gdy siły bolszewickie podchodziły pod Warszawę i Niemcy uznali, że nie jest już potrzebny żaden plebiscyt, ponieważ nie będzie wolnej Polski. Sukcesy powstańców zupełnie zaskoczyły Niemców, niestety: zostały zatrzymane 25 sierpnia 1920 r. decyzją Komisji Międzysojuszniczej. Udało się jednak osiągnąć podstawowy cel: rozwiązano policję niemiecką i powołano „policję plebiscytową”. POW G.Śl. przestała istnieć, na jej miejsce została powołana Centrala Wychowania Fizycznego z kpt. Mieczysławem Paluchem na czele, konsekwentnie budującym struktury powstańcze.

Wolna Polska Cię nie docenia, majorze

Awansowany w 1922 r. do stopnia majora (ze starszeństwem od lipca 1919 r.), Mieczysław Paluch przeszedł do rezerwy. Nie znalazł ani uznania, ani pracy w Poznaniu. Przeniósł się do majątku Piwnice pod Toruniem, silnie związał się z Józefem Piłsudskim i z ruchem sanacyjnym (co zdaje się stygmatyzować M. Palucha w Poznaniu do dzisiaj), później został zarządcą majątku hr. Pszczyńskiego. Po wybuchu II wojny światowej przedostał się do Francji, zgłosił gotowość do służby w tworzonej polskiej armii; tam decyzją gen. Wł. Sikorskiego został uwięziony w obozie odosobnienia w Cerizay jako dawny zwolennik rządu J. Piłsudskiego.

Po ataku Niemców na Francję w 1940 r. został przetransportowany do Anglii i uwięziony z wieloma innymi oficerami polskimi, dawnymi współpracownikami lub choćby tylko zwolennikami marszałka J. Piłsudskiego na szkockiej Wyspie Węży (Bute). Ciężko znosił upokorzenie i doznaną niesprawiedliwość. Umarł zniewolony w obozie 18.07.1942 r., mając zaledwie 54 lata, i tam spoczywa do dzisiaj.

Z zapomnienia na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan!

Wielokrotnie odznaczonemu (m.in. Orderem Virtuti Militari V klasy, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Orderem Odrodzenia Polski IV klasy, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi) Mieczysławowi Paluchowi kwiaty możemy złożyć tylko na symbolicznej płycie na cmentarzu trzemeszeńskim, Trzemeszno też nazwało jego imieniem nową ulicę. Nasz bohater jest patronem jednej z peryferyjnych uliczek na Os. Lotników w Poznaniu, jego imię nosiła też nieistniejąca już Szkoła Podstawowa nr 30 przy ul. Garncarskiej w Poznaniu.

Postać naszego bohatera została pokazana w filmach dokumentalnych: Zdobycie Ławicy, reż. J. Sidor, Mieczysław Paluch. Człowiek, powstaniec, dowódca, reż. J. Sidor, Poczta Polska zaś wydała okolicznościową kartę pocztową poświęconą majorowi Paluchowi (emisja w XII 2018 r.). Warte wspomnienia są publikacje T. Szeszyckiego: Zapomniani zwycięzcy, Dowódca mojego dziadka, Zwycięzcy spod Gniezna. Drukiem wyszły też wspomnienia żony M. Palucha: Niepokorny. Mieczysław Paluch we wspomnieniach J. Krauze, opracowane przez W. Namysła. Władze gminy Trzemeszno odnowiły miejsce pamięci poświęcone majorowi na trzemeszeńskim cmentarzu oraz nadały Mieczysławowi Paluchowi tytuł honorowego mieszkańca.

W 2016 r. w Poznaniu powstało Towarzystwo Pamięci Majora Mieczysława Palucha, które m. in. podjęło starania o sprowadzenie prochów majora Mieczysława Palucha do Polski i uroczyste złożenie ich na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan w Poznaniu! Najważniejsze kroki w tej sprawie należą jednak do dysponenta grobu majora Palucha, polskiego Ministerstwa Kultury oraz władz Poznania, które decydują o pochówkach na tej nekropolii.

Wiesław Hernacki jest członkiem Towarzystwa Pamięci Majora Mieczysława Palucha.

 

Artykuł Wiesława Hernackiego pt. „Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego. Rzecz o Mieczysławie Paluchu” znajduje się na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Wiesława Hernackiego pt. „Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego. Rzecz o Mieczysławie Paluchu” na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego