Czy polskim emigrantom zależy na przekazaniu narodowej tożsamości swoim dzieciom? Co pomaga ją zachować na emigracji?

Rodzice, którzy umniejszają rolę języka ojczystego w kraju nowego osiedlenia, wyrządzają swoim dzieciom wielką krzywdę, pozbawiając je podstawowego narzędzia zgłębiania narodowego dziedzictwa.

Jacek Wanzek

Zjawisko emigracji towarzyszy ludzkości od zarania dziejów, a jej motywy były tak różne, jak różni byli ludzie, którzy się na nią decydowali. Dziś, przy galopującej globalizacji, dostępie do tanich lotów i wciąż „kurczącym się” świecie, przemierzanie globu w poszukiwaniu lepszego życia stało się łatwo dostępne i banalnie proste. Jednak czy decyzja o emigracji nie przychodzi nam zbyt łatwo?

Co sprawia, że decydujemy się opuścić bliskie naszemu sercu rodzinne strony, nie myśląc przy tym o daleko idących tego przyszłych konsekwencjach?

Jedni powiedzą, że to względy ekonomiczne, inni, że ciekawość świata, lżejszy chleb. Bez względu na to, co nami powoduje, nie możemy zapomnieć o jednym – o korzeniach. To one konstytuują naszą tożsamość, pomagają odpowiedzieć na pozornie błahe pytania: „kim jestem?” i „dokąd zmierzam?”. Aby uzyskać tę odpowiedź, trzeba na chwilę się zatrzymać, spojrzeć wstecz i zagłębić się w… polskość. Czy polscy emigranci ową polskość w odpowiedni sposób pielęgnują? (…)

Przede wszystkim przez dbałość o język ojczysty. To on jest jednocześnie nośnikiem kultury i narzędziem, które ją kreuje i definiuje. To podstawowa wartość, która scala nas jako wspólnotę narodową. Rodzice, którzy umniejszają rolę języka ojczystego w kraju nowego osiedlenia, nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządzają swoim dzieciom, pozbawiając je podstawowego narzędzia zgłębiania narodowego dziedzictwa, mostu do szeroko rozumianej polskości. (…)

Polskę trzeba zobaczyć, ją trzeba czuć, znać, pokochać. Nieść razem z nią cały ten bagaż wszystkich pokoleń, które nie zawsze wiedziały, jak się z nią obchodzić, i którym ów bagaż czasem ciążył. Polskości nie można się wstydzić. Trzeba z niej dla siebie wykrzesać to, co najlepsze. Gdzie zatem jej szukać? Gdzie rozpocząć podróż w poszukiwaniu tożsamości? To proste – na Kresach.

Jak mówił marszałek Piłsudski: „Polska to obwarzanek: kresy urodzajne, centrum – nic”. I choć nie trzeba się z tym poglądem godzić, to jednak nie jest to stwierdzenie nie mające podstaw. Kresy bowiem to swoista kolebka polskości – kształtowanej mieczem, pługiem i piórem.

To tutaj, na wschód od rzeki Bug, formowało się to, co można określić mianem polskiej duszy. Sienkiewiczowska trylogia, arkadyjski mit, obrońcy przedmurza czy nie mająca sobie równych staropolska kuchnia – wszystko to jest wspaniałym pokłosiem polskiej obecności na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej. (…)

Razem z ziemiami wschodnimi II RP utraciliśmy ok. 50% naszego ówczesnego terytorium, łącznie z Wilnem i Lwowem, które wspólnie z Warszawą i Krakowem stanowiły krwiobieg polskiego życia kulturalnego. To ogromna, wielowymiarowa strata dla Polski. Zatem czy bez Kresów możemy mówić o jakiejkolwiek świadomości i tożsamości? Czy bez niej nie pozbawiamy siebie miana narodu, ograniczając się jedynie do bycia masą etniczną, którą cechuje co najwyżej patriotyzm stadionowy?

Cały artykuł Jacka Wanzeka pt. „Emigracyjna tożsamość. Droga do niej wiedzie przez Kresy” znajduje się na s. 8 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jacka Wanzeka pt. „Emigracyjna tożsamość. Droga do niej wiedzie przez Kresy” na s. 8 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Historia – narzędzie wojny totalnej służące mentalnej pacyfikacji społeczeństwa/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” 68/2020

Świadomość historyczna buduje tożsamość społeczeństwa, wiąże pokolenia i terytoria, i tak jak język, religia czy ziemia – tworzy naród. Dlatego ważne jest, jaki obraz wspólnej przeszłości otrzymujemy.

Historia jako obszar wojny totalnej

Piotr Sutowicz

Jak uczył mnie mój mistrz na KUL, Rosja nigdy nie jest tak słaba, na jaką wygląda, ani tak silna, jaką chce być. To pierwsze jest ostrzeżeniem, a to drugie tchnie optymizmem.

Najogólniej mówiąc, wojna totalna to taka, której celem jest całkowite zniszczenie przeciwnika bez oglądania się na jakiekolwiek ograniczenia, w tym prawne i społeczne. Strona ją prowadząca nie ogląda się również na pojęcie prawdy czy słuszności. Jeżeli gdzieś ktoś zaczyna wojnę totalną, to rozciąga ją na wszystkie dziedziny życia, także na historię, która ograniczona zostaje do funkcji propagandowych. Takie działania prowadzone na obszarze historii można sobie wyobrazić w różnych formach. Może ona być narzędziem prawników chcących coś udowodnić, można użyć jej zwyczajnie po to, by wzmocnić swój arsenał argumentów geopolitycznych czy gospodarczych. Można też odczłowieczyć przeciwnika, wskazując na jego „niehumanitarną” przeszłość czy tradycję historyczną, do której się odwołuje.

Dezinformacja jako oręż wojny

Vladimir Volkoff, funkcjonariusz francuskich służb specjalnych, a potem dość poczytny pisarz, jak widać po samym nazwisku – człowiek o rosyjskich korzeniach, stworzył publikację będącą antologią i omówieniem klasycznych tekstów, których treść oscyluje właśnie wokół powyższego podtytułu

Z tomikiem tym warto dziś się zapoznać, jako że czasy, w których żyjemy, wymagają od nas czegoś więcej niż tylko konsumpcji informacji i odbierania nie zawsze prawdziwych dziennikarskich komentarzy, najczęściej tworzących szum informacyjny jako jeden z etapów owej dezinformacji właśnie. Ta zaś, prędzej czy później, prowadzić musi do mentalnej pacyfikacji społeczeństwa.

Bez wątpienia historia jest jedną z ważnych dziedzin, które mogą być obszarem takiej akcji. To świadomość historyczna buduje tożsamość społeczeństwa, to ona wiąże ze sobą poszczególne pokolenia i terytoria, obok języka, religii czy ziemi bywa głównym tworzywem narodu. Wspólna przeszłość jest czymś bardzo ważnym. Dlatego nie bez znaczenia jest to, jaki jej obraz otrzymujemy. Historia pozostaje ważna również na polu stosunków międzynarodowych, przyczyniając się do tego, jak na daną społeczność, również tę narodową, patrzą sąsiedzi czy cały świat. Odpowiednio wyodrębniając negatywne cechy danego narodu, czy też kreując je na potrzeby polityki, można spowodować daleko idącą niechęć do niego i odwrotnie. Dlatego tak istotne jest pilnowanie studiów i nauczanie własnej historii, troska o nią ze strony społeczeństwa i władz kraju oraz prezentacja jej na forum międzynarodowym. Jest to nie dające się zlekceważyć część dobra wspólnego.

Inspiracją do tego tekstu są kwestie wywołane na przełomie roku 2019 i 2020 przez Prezydenta Rosji Władimira Putina, a dotyczące polskiej roli w wywołaniu II wojny światowej. Z naszej perspektywy sama wypowiedź i idąca za nią kampania polityczna zdawała się być czymś zupełnie absurdalnym, a jednak wydarzenia późniejsze potwierdziły tezę o tym, że kłamstwo powtórzone wiele razy staje się prawdą. Nam, Polakom, Prezydent Rosji zdawał się być przysłowiowym, złapanym za rękę złodziejem, który „na bezczela” zeznał, że nie jest to jego ręka.

Historia II wojny światowej i czynników do niej prowadzących nie jest zagadnieniem prostym. Ilość procesów, interesów i zadrażnień, z którymi Europa i świat musiały się zderzyć u progu tego konfliktu, była naprawdę zatrważająca. Na pewno wszystkie one zasługują na poważne badania i dyskusje. Do niedawna historycy takie przyczynki czy studia ogólne podejmowali. Były między nimi spory i polemiki. Często włączali się do gry dziennikarze i publicyści oraz politycy. Nie zawsze wszystko było tu uczciwe i wolne od manipulacji. Moje i wcześniejsze względem niego pokolenie poddane były propagandzie historycznej mówiącej o tym, że wojnę wywołali Niemcy i ich sojusznicy, a rząd Polski przedwojennej nie zrobił nic, by wybuch konfliktu zatrzymać. Uważam, że historycy mogą i powinni dyskutować nad błędami tamtego czasu.

Dalej jednak moja oficjalna edukacja przebiegała w kierunku tego, że wielkim nosicielem pokoju był Związek Radziecki, który jak mógł, tak ochraniał ludy Europy Środkowej i Wschodniej przed nazizmem, a potem w dodatku wyzwolił to, czego wcześniej nie ochronił. Wszyscy, którzy wówczas głosili inną narrację, racji nie mieli, bywali przy tym wodzeni za nos przez imperializm amerykański i pogrobowców Hitlera. W moich szkolnych czasach narracja powyższa była jednak już bardzo dziurawa, głoszona bez przekonania i chyba sami propagandyści nie bardzo w nią wierzyli. Wcześniej jednak bywało naprawdę groźnie, a społeczeństwo poddane masowej indoktrynacji miało po prostu uwierzyć w wierutne bzdury wypisywane w opasłych tomach odpowiednich studiów udających naukowość, a potem przedrukowywanych w podręcznikach i wygłaszanych na lekcjach.

Przypomnę, że bywały okresy, kiedy podawanie innej narracji w domach prywatnych groziło penalizacją. Był to czas, w którym historia miała być elementem przebudowania świadomości społecznej na wzór człowieka radzieckiego. Gdyby to się udało, pewnie sowietyzacja Polaków postępowałaby dalej. To, że od początku opór narodu wobec takich działań był duży, a zasób własnej pamięci historycznej trwały, nie pozwoliło na całkowity sukces tamtej pseudo-historii, choć wyłomy mentalne wówczas poczynione zdają się być widoczne do dziś dnia. Winą pokolenia, które tworzyło kanon wiedzy historycznej po roku 1989, okazało się przekonanie, że odrzucenie narracji sowieckiej dokonało się raz na zawsze. Możliwe wydaje się także, że nasze ówczesne elity w rzeczywistości nie chciały tej zmiany i postanowiły przeczekać pierwsze lata po przemianach, by potem w zmodyfikowanej formie dalej tłoczyć poprzednią wykładnię historii opartą na historiozofii marksistowskiej przetworzonej przez Sowietów.

W końcu „tamte czasy” to znakomita część życia i twórczości wielu historyków, poza tym stare przysłowie mówi: „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Pewnie tu tkwi część odpowiedzi na pytanie, dlaczego jesteśmy dziś tak słabi historycznie, a nasza bezbronność wobec obcych narracji bywa tak zastraszająco duża.

Od początku do Putina

Polityczna ofensywa Rosji zmierzającej do narzucenia własnej interpretacji naszych dziejów nie jest więc na pewno świeżej daty. Trzeba jednak uczciwie dodać, że nie da się jej początków wyznaczyć na okres PRL ani nawet na czas komunistycznej propagandy odnośnie do czasów przedwojennych. Ten okres nadał jedynie tej akcji nowe cechy ideologiczne, z którymi stara Rosja z pewnością się nie identyfikowała. Caratu nie można winić za zbrodnie komunizmu, chociaż zbrodniczość tego ostatniego w dużym stopniu wynikała z cywilizacji turańskiej, która od średniowiecza do czasów niemal współczesnych przechowała się w Rosji pod berłem carów właśnie. Cywilizacja ta była na tyle silna, że nawet w sytuacjach władzy jej wrogiej, bo takie epizody bywały, potrafiła zdobywać przewagę nad państwem kosztem choćby zabójstwa cara, jak np. było w wypadku Pawła I. Są to na pewno rzeczy skomplikowane, a zarazem wielka tragedia historyczna ludu rosyjskiego, który nie może wyzwolić się z opresji cywilizacji przywleczonej tam w wieku XIII.

Cóż, gdyby Rosjanie byli mentalnymi spadkobiercami Rzeczpospolitej Nowogrodzkiej, Pskowskiej czy średniowiecznego Kijowa, byłoby inaczej. Rosja jest, jaka jest. Od czasów Unii Korony i Litwy skazani jesteśmy na starcie z kolejnymi odsłonami imperium, które często bierze nad nami górę nie tylko militarnie, ale bywa, że i mentalne.

Zgodnie z pewnym prawidłem, zapisanym przez Feliksa Konecznego, cywilizacja niższa wypiera wyższą; chciałoby się dodać, że dzieje się tak zawsze wtedy, gdy ta druga słabnie. W wypadku Rzeczypospolitej i Carstwa Moskiewskiego, a potem Rosji, przewaga tej drugiej bierze się od połowy wieku XVII, choć i wcześniej można zaobserwować symptomy tego zjawiska.

Kolejne aneksje obszarów i poszerzanie terytoriów imperium zawsze odbywało się pod płaszczykiem narracji o słuszności takich działań. Oczywiście w jej obrębie za każdym razem gdzieś tam mowa była o historyczności: a to spadkobraniu Rusi, a to jej prawach do Kijowa, a to powiązaniach dynastycznych uprawniających do kolejnego zagarnięcia ziem i ludzi. W XVIII wieku polityka taka doprowadziła Rosję nad Bug i Niemen, a w XIX nad Wisłę – w charakterze królów polskich tym razem.

Imperia wszakże mają to do siebie, że nie zadowalają się tym, co już mają i w wieku XX nadeszło to, co nadejść musiało, czyli starcie rozbiorców dawnej Rzeczypospolitej. Dla imperiów było ono niemal śmiertelne, owocowało powstaniem niepodległej Polski, ale mimo, że i Niemcy, i Rosja zmieniły swe oblicza polityczne, to kierunki ich ekspansji pozostały trwałe. Oba państwa po I wojnie światowej zrozumiały, że skazane są na współpracę bez względu na to, ile ich dzieli. Wbrew pozorom, w latach trzydziestych dwudziestego wieku różnic tych było stosunkowo niewiele.

W obu krajach mieliśmy do czynienia z drapieżną ideologią rewolucyjną, może względem siebie rewizjonistyczną, ale jednak nie uniemożliwiającą towarzyszom radzieckim i niemieckim dogadania się co do pryncypiów.

Losy Polski i Polaków były w tym wypadku jednymi z ważniejszych. Na boku w tym miejscu pozostawiam problem, czy Niemcy od początku chcieli Polaków unicestwić, po prostu nie mogli pozwolić sobie na istnienie ich bytu politycznego. Rozwiązania praktyczne co do masy biologicznej naszego narodu podjęli w odpowiednim czasie. Podobnie było z Sowietami – ich interesowało imperium, a w cywilizacji turańskiej, która tym razem schowała się pod przykrywką komunizmu, nie ma miejsca na społeczeństwa ze swymi różnorodnościami tak narodowymi, jak i religijnymi. Na początku sowieckiej okupacji ludność zajętych przez Stalina terytoriów okazała się być „ludem pracującym zachodniej Białorusi i Ukrainy” albo w ogóle po prostu „klasą pracującą na rzecz sowieckiej ojczyzny”. W wypadkach obu okupantów metody zmierzały do całkowitej eliminacji polskości i tyle. Materializm dialektyczny przetworzony przez Sowietów był nawet lepszy niż historyzm caratu, gdyż z góry stwierdzał, że państwo sowieckie ma prawo do wszystkich ziem, gdzie ludzie pracują, skoro jest ich uniwersalną ojczyzną.

Konflikt między oboma imperiami, będący niejako powtórką z I wojny światowej, okazał się kolejną odsłoną ekspansji turanizmu w Europie. Etap ten trwał do lat osiemdziesiątych minionego stulecia, kiedy to sytuacja chyba nieco wymknęła się spod kontroli imperium, a może wynikała z jakiegoś kontraktu geopolityczno-handlowego. Być może w przyszłości będzie można coś stanowczo na ten temat powiedzieć. Czasy się zmieniły, ale– jak widać – narracja historyczna nie.

Kwestia żydowska

To, co piszę, zdaje się być oczywiste, choć, jak widać powszechnie, wcale takie nie jest. Współczesna Rosja zarówno ustami swego prezydenta, jak i w bardzo sprawnie przeprowadzonej kampanii propagandowej posłużyła się kwestią żydowską, która w świecie jest nośna. Kwestia holokaustu i winy za niego rozpala wiele dyskusji międzynarodowych. Nikt nie jest skłonny w tym wypadku przyjąć do wiadomości tego, że znakomita część zamordowanych przez Niemców Żydów była obywatelami przedwojennej Polski.

Państwo Izrael wówczas nie istniało i jego uzurpacje do monopolizacji pamięci oraz dysponowania następstwami prawnymi ludobójstwa na ludności żydowskiej są co najmniej iluzoryczne. Oczywiście z drugiej strony nikt nie powinien prawa do pamięci jako takiej współczesnemu Izraelowi zabraniać.

Państwo to zbudowało część swojej tożsamości na dziedzictwie historycznym Żydów żyjących w rozproszeniu i – wydaje się – miało do tego prawo.

Kwestia polityki związanej z dziedzictwem pamięci o holokauście jest dziś niewątpliwie czymś, co polityka polska przegrała. Nie wiem, czy rzecz tę można odkręcić i co powinno się zrobić, by światowa opinia publiczna naprawdę przekonała się co do tego, że holokaust był możliwy między innymi dlatego, że w roku 1939 Sowieci i III Rzesza dokonali rozbiorów Polski, choć i wspominany przez Putina pakt monachijski z pewnością miał w tym swój udział. Na pewno nieistotnym z tego punktu widzenia zjawiskiem jest tak chętnie podkreślany tu i ówdzie polski antysemityzm, który w czasie wojny nie miał swego wymiaru politycznego, a Polacy współpracujący w mordowaniu Żydów z Niemcami uważani byli przez wszystkie odłamy Polski Podziemnej za renegatów i w miarę możliwości eliminowani. Gwoli prawdy warto dodać, że swój udział we wspomnianym procederze miało też wielu Rosjan i inni przedstawiciele narodów i ludów Związku Sowieckiego, którzy również byli od tego państwa odstępcami. Co do nich można powiedzieć, że ich istnienie, decyzje i późniejszy los są częścią dwudziestowiecznych nierozplątywalnych historycznych nici.

Dziś kwestia holokaustu to przede wszystkim pieniądze. To one bądź ich brak czynią z jakiegoś narodu nazistę lub alianta. Putin zrozumiał to bardzo dobrze i jak na razie rozgrywka ta idzie mu wyjątkowo sprawnie. Polska systematyczna odpowiedź na wyssane z palca zarzuty wydaje się zdumiewająco nijaka i w świecie słabo słyszalna. Pytanie, czy w kontekście szybkości zachodzących procesów może być inna, jest otwarte. Po prostu na razie to nie nasz rząd rozdaje tu karty. Wszyscy wiemy, że „prawda” jako kategoria etyczna stała się w tym wypadku pierwszą i najważniejszą z polskiego punktu widzenia ofiarą wojny totalnej, z historią w roli głównej.

Narzędzie

Historia była, jest i będzie narzędziem. Tak jak każde inne może służyć dobru, jak i złu. Siekiera, nóż czy papier są tylko rzeczą – ludzie czynią z nich taki czy inny użytek. Musimy pogodzić się z tym, że historia stała się globalnym instrumentem takiej walki. Jesteśmy do niej wyjątkowo słabo przygotowani. Historia akademicka najprawdopodobniej znajduje się w stanie opłakanym, ginąc w mrowiu przyczynków i studiów, których nie ma kto popularyzować.

IPN chyba robi, co może, ale jego ciekawe dokonania bywają dezawuowane w ramach sporu politycznego, jaki trapi nasz kraj. Spór ten wydaje się wyjątkowo tragiczny i rzeczywiście przypomina polską anarchizację życia społecznego w XVIII wieku, przynajmniej tak jak ją widzimy dziś. Główne stronnictwa polityczne, nie mogąc przemóc przeciwników w jakichś kwestiach, odwołują się do swych zagranicznych mocodawców.

Jednocześnie nie zawsze słusznie tych lub owych oskarża się o zagraniczną agenturę w ramach walki politycznej. Nie ma tu choćby skrawka miejsca na narodową lojalność, która dawałaby gwarancję wspólnej polityki historycznej, także tej prowadzonej na forum międzynarodowym. Cieniem nadziei wydaje się być styczniowa uchwała Sejmu co do rosyjskich prowokacji, która z pewnością jest pozytywnym zjawiskiem, ale czy za nią pójdzie coś więcej? Na razie nic na to nie wskazuje.

Wypowiedzi Putina i cała, także międzynarodowa rosyjska propaganda wpisują się w jeszcze jedno zjawisko. Otóż czynią one z Polski sojusznika nazistowskich Niemiec. Same Niemcy, przynajmniej na polu międzynarodowym, od nazizmu jednoznacznie się odcięły, co jest dla nich bardzo korzystne, przy czym nie rezygnują wcale z imperialnej polityki o wpływy, a ich zbliżenie z Rosją nie pozostawia większych wątpliwości co do tego, kto jest ich kluczowym sojusznikiem. Wykorzystanie dna Bałtyku jako arterii komunikacyjnej do przesyłu surowców zdaje się jednoznacznie wskazywać na fakt, że oba kraje chcą z tego morza uczynić swoje „mare nostrum” nad trupem Polski i innych krajów bałtyckich. Mimo pewnych akcji amerykańskich, prowadzonych z myślą o amerykańskim oczywiście interesie, wygląda na to, że współpraca ta będzie się zacieśniać, dusząc nas coraz bardziej.

Idea stworzenia bloku państw pomiędzy Niemcami i Rosją, od której tak wiele spodziewano się kilka lat temu, zdaje się, dostaje zadyszki. Stosunki polityczne Polski z Ukrainą, bardzo umiejętnie rozgrywane przez czynniki zewnętrzne, wkrótce też mogą wydać swe negatywne owoce i cały nasz wschodni, zdezintegrowany politycznie i gospodarczo sąsiad przejdzie pod wpływy Wielkiej Rosji. Niemcy na pewno i z tego wyciągną swoje korzyści.

Oczywiście układ sił na świecie jest skomplikowany; Rosja nie wydaje się być państwem u szczytu potęgi. Jej przywódca bez wątpienia jest jednak politykiem pierwszorzędnego formatu i wykorzystuje atuty swego kraju najlepiej, jak umie.

Położenie, które pozwala Rosji być lądowym mostem Chin do Europy, zgodnie z naturalnym kierunkiem ekspansji cywilizacji turańskiej; zasoby naturalne, przy pomocy których uzależnia się wielkie gospodarki zachodniej Europy – to na razie jest coś. Niewątpliwym sukcesem byłoby jednak wyjście z pewnej izolacji geopolitycznej i uczynienie z siebie gracza bardziej globalnego, a poza tym ważne wydaje się pozbycie przeciwnika, który może, oczywiście potencjalnie, zagrozić marszowi imperium na zachód, ku naturalnej dla niego granicy z Niemcami. Najpierw odpycha się go od Bałtyku, potem izoluje międzynarodowo za pomocą obucha antysemityzmu i holokaustu, z siebie i swego kraju czyniąc gołąbka pokoju, co też już miało swoje historyczne odsłony, a następnie reorganizuje się za międzynarodowym przyzwoleniem ład w Europie. W tym kontekście Unia Europejska i jej przyszłość też jest już określona – ma stanowić okno na świat nowego globalnego mocarstwa.

Czy to są moje fantasmagorie? Nie wiem. Realizacja takiego planu jest dość trudna, sytuacja demograficzna Rosji nie najlepsza, stoi też przed nią wiele wyzwań, również gospodarczych. Ale jak uczył mnie mój mistrz na KUL (nazwisko pozostawię sobie), Rosja nigdy nie jest tak słaba, na jaką wygląda, ani tak silna, jaką chce być. To pierwsze jest ostrzeżeniem, a to drugie tchnie optymizmem. Historia pokazuje też jasno, że Polska nie może się znaleźć w kleszczach dwóch imperiów, przy czym, żeby była bezpieczna, wystarczy eliminacja jednego z nich. Dla mnie tym „jednym” wcale nie musi być Rosja, choćby nawet i ta turańska.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Historia jako obszar wojny totalnej” znajduje się na s. 5 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Historia jako obszar wojny totalnej” na s. 5 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Baryła widział kości i czaszkę dziennikarza. Sprawozdanie z pracy Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP w styczniu 2020

Sprawy, w których CMWP SDP zabierało publicznie głos w styczniu br., broniąc tych, którzy odważyli się wystąpić otwarcie w ważnych dla nas wszystkich kwestiach – m.in. naukowca i poety.

Jolanta Hajdasz

Postępowanie dyscyplinarne na Uniwersytecie Szczecińskim przeciwko profesor, która ośmieliła się na Facebooku opublikować wpis o tym, jak przed laty musiała zapłacić „na fundację” w szpitalu prowadzonym przez marszałka Grodzkiego, gdy była leczona jej mama; skazanie w Nowym Sączu niepełnosprawnego obrońcy życia na karę grzywny za powieszenie plakatu informującego o zbrodni aborcji w szpitalach; skazanie poety i dziennikarza obywatelskiego z Sosnowca za rozesłanie maili do instytucji samorządowych – to sprawy, w których CMWP SDP zabierało publicznie głos w styczniu br., broniąc tych, którzy odważyli się wystąpić otwarcie w ważnych dla nas wszystkich kwestiach.

Co charakterystyczne – nie byli to zawodowi dziennikarze, ale naukowiec, poeta czy działacz pro-life. Ale z dziennikarstwem mają wiele wspólnego, wykorzystali bowiem środki masowego komunikowania (bilbord, wpis w mediach społecznościowych, a nawet maile), by informować opinię publiczną o sprawach najbardziej istotnych, o których wg nich musiała się ona dowiedzieć. I za to spotkała ich kara na tyle sroga, że nie można było pozostać wobec niej obojętnym, że należało protestować i nagłaśniać skandal łamania przez wymiar sprawiedliwości zasady wolności słowa!

I jeszcze styczniowe sensacyjne zeznania gangstera „Baryły” w procesie o zabójstwo red. Jarosława Ziętary w 1992 roku: „Ja nie pogrążyłem żadnego bandziora czy gangstera, tylko klawisza i ubeka. Bił ludzi. Był dobry w biciu ludzi, gdy był klawiszem. Ciągle piszecie najbogatszy, senator, a to klawisz i ubek” – zeznaje gangster, który mówi przy tym, iż widział w bagażniku kości i czaszkę zamordowanego.

Wiemy o tym dzięki systematycznej, wytrwałej i solidnej pracy dziennikarki Aleksandry Tabaczyńskiej, która w imieniu CMWP obserwuje procesy w sprawie tego niewyjaśnionego do dziś zabójstwa. W prasie codziennej, w mediach tradycyjnych nie ma relacji z tego procesu. Źródłem informacji dla wielu w tej sprawie jest cmwp.sdp.pl i portal sdp. Nikt z nas nie może przewidzieć wyroku, ale dzięki tym relacjom na pewno trudniej będzie wymiarowi (nie)sprawiedliwości umorzyć sprawę po raz kolejny.

2 stycznia 2020. Apel w obronie prof. Agnieszki Popieli i deklaracja wsparcia CMWP SDP dla dziennikarzy pozwanych za materiały o korupcji w szpitalu kierowanym przez Tomasza Grodzkiego.

13 stycznia 2020. Protest CMWP SDP przeciwko skazaniu dra Bawera Aondo Akaa z Fundacji PRO – Prawo do Życia.

14 stycznia 2020. Miasto Sopot przeciw TVP3 Gdańsk. Sprawa objęta monitoringiem CMWP SDP.

16 stycznia 2020. Polsko-niemieckie forum dyskusyjne z udziałem CMWP.

17 stycznia 2020. Apelacja w sprawie red. Daniela Możwiłły odrzucona! Skuteczna pomoc CMWP dla dziennikarza oskarżonego z art. 212 kk.

18 stycznia 2020. Kolejna rozprawa w tzw. procesie ochroniarzy w sprawie zabójstwa red. Jarosława Ziętary. Przesłuchanie założyciela holdingu Elektromis.

20 stycznia 2020. Co kryje „prywatne” nagranie dziennikarki? Kolejna rozprawa w procesie przeciwko red. Agacie Mielczarek i red. Joannie Strzemiecznej-Rozen.

20 stycznia 2020. CMWP SDP w programie „Alarm” w TVP1.

21 stycznia 2020. Zeznania Macieja B. „Baryły” w procesie Aleksandra Gawronika oskarżonego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza w 1992 roku.

24 stycznia 2020. CMWP SDP na IV Polsko-Ukraińskim Forum Dziennikarzy w Kazimierzu Dolnym. Przestrzegamy Ukrainę przed kryminalizacją zniesławienia.

Jolanta Hajdasz jest dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa A.D. 2020. Styczeń” znajduje się na s. 3 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa A.D. 2020. Styczeń” na s. 3 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Galilei pastelowo i cicho, w Jerozolimie spokój, żadnych tłumów ani napięcia. Pielgrzymi i turyści mile widziani…

Daktyle o tej porze roku nie dojrzewają, za to na ziemi leżało mnóstwo pomarańczy i grejpfrutów, zupełnie jak nasze jabłka, których nikomu nie chce się podnieść, kiedy drzewa zbyt obficie owocują.

Magdalena Słoniowska

Zdjęcia Andrzej Słoniowski

Pierwszy raz byłam w Ziemi Świętej w roku 2012, na początku września.

Zapamiętałam spokój i pastelowy koloryt Galilei, piękno i bezmiar Jeziora Genezaret, widocznego z okna pokoju, w którym mieszkaliśmy, i tak małą liczbę turystów, że wszędzie można było pomodlić się i rozejrzeć bez pośpiechu, poczuć klimat miejsc, które łatwo w tych warunkach uznać za niezmienione od czasów Chrystusa.

I mogliśmy zbierać z ziemi przepyszne daktyle spod palm obok miejsca, w którym zmartwychwstały Chrystus czekał na Apostołów wracających z połowu ryb. Do dziś pamiętam też zieleń, ciszę i majestat Hermonu przy źródłach Jordanu, a także olśniewające bugenwille we wszystkich kolorach w Dekapolu, w miejscu uzdrowienia opętanego.

Bazylika Zwiastowania w Nazarecie

Judeę natomiast zapamiętałam jako tłok, ścisk, pośpiech. (…) Mnich prawosławny przepędził nas przez Grób Pański, pozwalając zaledwie przyklęknąć przy płycie, stojąc nam nad głowami i poganiając głośno przez cały czas, wpuszczając poza kolejką swoich współwyznawców, którym pozwalał pomodlić się przy Grobie dłużej. Eucharystię sprawowaliśmy w części bazyliki należącej do Franciszkanów, ale otwartej na resztę kościoła; było jak na ruchliwej ulicy. Na Golgocie inny mnich pilnował, żebyśmy nie modlili się za głośno i oczywiście w miejscu Krzyża wolno było tylko przyklęknąć i biec dalej. Podczas Drogi Krzyżowej przemykaliśmy się uliczkami Starego Miasta, żeby broń Boże nie narazić się wyznawcom innych religii.  (…) Ale to wszystko było osiem lat temu. Teraz naszą pielgrzymkę rozpoczynaliśmy w zupełnie innych okolicznościach. 17 stycznia, w pełni zimy, czyli pory deszczowej, lecieliśmy do Tel Awiwu, a potem od razu w autokar – i do Galilei. (…)

W Nazarecie oczywiście podążyliśmy do Bazyliki Zwiastowania. Niespodzianka! Mieliśmy do dyspozycji całą przestrzeń przed Domkiem Maryi, gdzie mogliśmy pomodlić się po wysłuchaniu fragmentu Ewangelii wg św. Łukasza – a jakże, o Zwiastowaniu! Bardzo mocno usłyszałam słowa: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” i przypomniałam sobie wszystkie niemożliwe rzeczy, jakie Bóg zrealizował w moim życiu. A po nich: „Niech mi się stanie według twego słowa” –  co dla mnie nieraz było trudniejsze niż uwierzyć w niemożliwe.

(…) Otaczała nas zdumiewająco bujna roślinność, którą w naszym klimacie znamy świetnie – ale jako miniaturki w doniczkach.

Za figurą św. Józefa z pergoli zwieszała się hoja. Obok rosło kilka wielkich, chyba pięciometrowych krzaków, które rozpoznałam jako gwiazdy betlejemskie. Parę metrów dalej – dwa potężne fikusy beniaminki, które w naszych warunkach czasem udaje się doprowadzić do stanu mikrego drzewka. A tuż przy wejściu do kościoła św. Józefa – przepiękny, imponujący fikus-olbrzym. Wygląda, jakby stał tam od dwóch tysięcy lat. (…)

Sanktuarium Przenajświętszego Sakramentu w Domus Galilaeae na Górze Błogosławieństw

Z Nazaretu ruszyliśmy na Górę Błogosławieństw, do Domus Galileae. Jest to ośrodek wybudowany ze składek ofiarodawców z całego świata. Jego piękno trudno opisać. Zaprojektował go Kiko Argüello, inicjator Drogi Neokatechumenalnej. Domus jest własnością Watykanu, a stoi na terenie, który należy do zakonu Franciszkanów. Jest to centrum spotkań i modlitwy. Przyjeżdżają do niego na kilkudniowe spotkania i modlitwę wspólnoty z całego świata, kapłani, biskupi, a nawet Żydzi odwiedzający ziemię przodków, którzy twierdzą, że tutaj realizuje się prawdziwe pojednanie chrześcijan i Żydów. W budynku mającym 6 poziomów i usytuowanym na zboczu góry znajduje się kaplica i – na tarasie od strony Jeziora Genezaret – niezwykłej piękności sanktuarium Przenajświętszego Sakramentu, z olśniewającą rzeźbą Chrystusa i dwunastu Apostołów. W sanktuarium odbywa się nieustanna adoracja, do której mogą włączyć się pielgrzymi. (…)

Pozostałość starożytnego terebintu na Górze Błogosławieństw

Miejsce ma ciekawą historię. Wszystkim chrześcijanom wiadomo, że tutaj Chrystus wygłosił Kazanie na Górze. Św. Karol de Foucauld (1858-1916), który żył jako pustelnik wśród muzułmańskich Beduinów, dowiedział się, że to właśnie miejsce blisko szczytu, gdzie rosły trzy drzewa: dąb, terebint i oliwka, od zamierzchłych czasów uważane było za święte przez zamieszkujące te tereny plemiona. Jeszcze osiem lat temu mieliśmy okazję oglądać starożytny terebint, który niestety w zeszłym roku trzeba było ściąć. Pozostał po nim spróchniały pień, ale zasadzono obok trzy nowe drzewka tych właśnie gatunków. Są więc podstawy, by przypuszczać, że Chrystus wybrał to właśnie miejsce na wygłoszenie Kazania. (…)

Wyprawiliśmy się też do Kany Galilejskiej, gdzie przyjął nas w swoim kościółku proboszcz greckokatolicki, rodowity Palestyńczyk z pobliskiej wsi, pochodzący z rodziny wysiedlonej podstępnie z własnego domu przez władze izraelskie, jak wiele tysięcy innych miejscowych Palestyńczyków. Jego rodzina wróciła, jednak nie do swojego gospodarstwa, które już zostało zrównane z ziemią, ale do sąsiedniej wsi. On sam kształcił się m.in. we Francji, uzyskał doktorat i postanowił wrócić jako duszpasterz do ojczyzny. Odbudowuje teraz malutki kościółek greckokatolicki. W ramach zdobywania funduszy na ten cel sprzedaje pakiety z czterema buteleczkami wina z Kany Galilejskiej. Oczywiście nabyliśmy je wszyscy.

Takie pakiety można kupić we wszystkich sklepach w Galilei – piszę to dlatego, żeby Czytelnicy nie myśleli, że ksiądz miał złe intencje lub że był producentem tego napitku. Wszyscy bowiem znajomi wracający do Polski z winem z Kany twierdzili, że wino z tego właśnie miasta jest okropne. Nie mieliśmy wielkiej nadziei na coś szczególnego; kupowaliśmy raczej z myślą o wsparciu chrześcijańskiej parafii; i dobrze. Doświadczenia naszych poprzedników potwierdziły się.

To najgorsze wino, jakiego w życiu próbowałam. Zastanawiam się, czy produkują je niechrześcijanie po to, żeby dowieść, że cud w Kanie nie miał miejsca, czy przeciwnie – chrześcijanie, po to, żebyśmy mieli okazję liczyć na następny? Ale to było jedyne miejsce, w którym wino okazało się kiepskie. (…)

Jechaliśmy do Jerozolimy, obserwując po drodze, jak zmienia się krajobraz w miarę zbliżania się do Judei. Galilea jest, jak już wspomniałam, pastelowa, szaro-zielona. Jej wzgórza pokrywają kamienie – jakby rozsypane przez olbrzyma. Żyzna gleba to raczej nie w górach. Tam spod głazów i drobniejszych kamieni, które wydają się wychodzić nieustannie spod ziemi, wyrywa się ze wszystkich sił trawa i wszelka inna zieleń; miejscami migają kępy liści tulipanów, które już pewnie teraz kwitną. Dość przerażająco wyglądają wyschnięte, wszechobecne, bardzo wysokie i gęste osty, których kolce można dostrzec nawet z okien autokaru. Nietrudno sobie wyobrazić, o czym mówił Jezus w przypowieści o sianiu na skale i między cierniami. (…)

Tabgha nad Jeziorem Galilejskim

Rolnictwo jest czwartym ze źródeł dochodów skarbu państwa izraelskiego (pierwsze to handel diamentami). A turystyka jest dopiero na piątym miejscu. Czy raczej aż na piątym, sądząc po widokach obserwowanych z okien autokaru. To państwo w miejscach zamieszkanych jest jednym wielkim śmietnikiem. Wszystko poza murami domów to strefa przeznaczona na odpadki. W Galilei jest stosunkowo czysto, bo miejscowości jest niewiele, ale i Nazaret w miejscach nieturystycznych to są domy poprzedzielane śmietniskami: gruz, resztki roślinne, opakowania, złom, plastik. Cała gama tego, co my segregujemy i jeszcze płacimy, żeby to nam wywieziono spod domu – tam poniewiera się w miejscach, gdzie komuś wygodnie było to pozostawić. (…)

Po drodze minęło nas kilka Merkab. Niestety, nie były to biblijne wozy ogniste, ale osławione izraelskie czołgi, wiezione na lawetach.

Minęliśmy też jakiś zardzewiały, porzucony przy drodze. Widzieliśmy trochę zasieków, które pozostawiono na nierozminowanych po dawnej wojnie terenach. I to tyle, jeśli chodzi o pogotowie militarne czy inne objawy zagrożenia w Izraelu. (…)

Cieszyłam się bardzo, że rozczarowania, jakie przeżyłam podczas poprzedniego pobytu, znikają jedno po drugim. Teraz podobało mi się wszystko (oprócz śmietników), nawet pogoda mi nie przeszkadzała. I już mieliśmy wejść do Grobu, kiedy pojawił się mnich prawosławny – czyżby ten sam, co osiem lat temu? Zaczął burczeć, że za długo się zatrzymujemy, żeby przechodzić… No tak – spojrzeliśmy na siebie z mężem – znowu mamy pecha. Mnich wygarnął z Grobu te kilka osób, które na szczęście zdążyły już się tam pomodlić, po czym odsunął naszego księdza, który miał wejść z nami, i wszedł sam. Ukląkł, po jakichś piętnastu sekundach wstał i burknął: – Można wchodzić! I poszedł sobie! A my weszliśmy. Mogłam na chwilę przytulić się do najważniejszego na świecie kamienia.

Kaplica Grobu Adama pod Golgotą

Byliśmy jeszcze na Golgocie, skąd też nas nikt nie przegonił i gdzie również miałam czas pochylić się z wdzięcznością nad miejscem, w które wbity był Krzyż, a pod nim znajduje się powstałe w chwili śmierci Chrystusa pęknięcie w skale, sięgające ponoć do miejsca grobu Adama. Może to i legenda, ale o bardzo głębokiej wymowie. (…)

Zabraliśmy z Góry Oliwnej na pamiątkę szyszki i oliwkę. Smak surowej oliwki okazał się obrzydliwy, ale mam nadzieję, że roślinka wyrośnie mi z pestki w doniczce.

Cały artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „A miało być tak strasznie…” znajduje się na ss. 10 i 11 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „A miało być tak strasznie…” na ss. 10 i 11 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O co walczą sędziowie? Jednego możemy być pewni – nie jest to walka w obronie „zagrożonej” demokracji

Nie walczą wyłącznie o własne wpływy i przywileje – walczą w imieniu wszystkich beneficjentów „transformacji ustrojowej” dokonanej na ziemiach polskich przez Armię Czerwoną po 1945 roku.

Jan Martini

Zazwyczaj walka niesie ze sobą ryzyko, ale sędziowie niczym nie ryzykują, wiedząc, że są bezkarni. Samopoczucie sędziów najlepiej ilustruje krążące w internecie zdjęcie uśmiechniętego sędziego Żurka pokazującego Polakom „faka”. Zdaniem prominentnego polityka opozycji, takie „umocowanie” sędziów wynika wprost z umowy okrągłostołowej, która jest „wiecznie żywa” niczym idee Lenina. (…)

Wielu z nas długo wierzyło, że w 1989 roku uzyskaliśmy suwerenność i jesteśmy już „u siebie i na swoim”. Nie wiedzieliśmy, że mamy status państwa buforowego (co było warunkiem zjednoczenia Niemiec), a na przemiany w Polsce zgodę musiało wydać kilku wielkich graczy, gwarantując sobie jednak zabezpieczenie swoich interesów. To dlatego w III RP niemal wszystkie ekipy rządzące były mniej lub więcej kompradorskie, tj. takie, które musiały dbać przede wszystkim o interesy patronów zewnętrznych. Dopiero ekipa PiS zadbała o interesy Polaków, przekierowując sporo pieniędzy na „rynek wewnętrzny”, co oczywiście nie podobało się naszym partnerom z bliższej i dalszej zagranicy. Na straży interesów tych partnerów pozostawiono komunistyczne sądownictwo (przeprowadzone suchą stopą przez sędziego Strzembosza) i przewerbowane w całości przez Amerykanów SB. (…)

Cały, praktycznie nietknięty aparat represji PRL pozostał na straży interesów patronów zewnętrznych i beneficjentów przemian – okopanych w miastach elit III RP.

Ten aparat jest niezwykle lojalny względem „swoich”, dlatego praktycznie nie było możliwości skazania nawet najbardziej odrażających komunistycznych zbrodniarzy. Dobrym przykładem może być historia sadystycznego oprawcy rotmistrza Pileckiego – Eugeniusza Chimczaka, o życiorysie typowym dla funkcjonariusza komunistycznego aparatu represji. Z powodu swoich wojennych kontaktów z gestapo i UPA musiał wykazać się gorliwością w służbie komunistom, dlatego już w 1946 roku otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Jako oficer aparatu bezpieczeństwa pułkownik Chimczak odszedł ze służby w 1984 roku i przez 30 lat pobierał wysoką emeryturę. W 1996 roku został wprawdzie skazany na 7,5 roku więzienia, nie odbył jednak ani jednego dnia kary, ze względu na „zły stan zdrowia”, a w kiepskim zdrowiu żył jeszcze 16 lat. (…)

Nasi miłujący praworządność sędziowie żywiołowo odżegnują się od komunizmu, a dyżurnym argumentem, że nie można ich identyfikować z komuną, jest niski przeciętny wiek sędziów („byli dziećmi podczas stanu wojennego”). Jednak nawet ktoś, kto był niewinnym pacholęciem w tych czasach, należy do środowiska wyrosłego z komunizmu, dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa można określić, kim był i czym się zajmował tata czy dziaduś wielu protestujących sędziów. Bardzo często byli to koledzy Chimczaka.

Niejeden młody sędzia o nienagannych manierach i czytający „Wysokie Obcasy” mentalnie należy do świata azjatycko-sowieckiego, z jego pogardą do swołoczy, czyli „maluczkich”, i uniżonością wobec „moguczych”.

Integralną częścią wschodniej mentalności jest także „blatność”. Sędziowie, z którymi „idzie załatwić”, są wysoko cenieni w środowiskach przestępczych. Ten rodzaj elektoratu z pewnością popiera „niezależnych sędziów”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „O co walczą sędziowie?” znajduje się na s. 1 i 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jana Martiniego pt. „O co walczą sędziowie?” na s. 1 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwiększamy import węgla z tej samej Rosji, której prezydent obraża Polskę i Polaków, fałszując historię

Polska ma swój węgiel. Gdzie honor, dbałość o nasze interesy i bezpieczeństwo energetyczne? Co z przyzwoitością? Mamy dalej napędzać gospodarkę Rosji i napychać kieszenie rosyjskich oligarchów?

Stanisław Florian

Zanim wznowiono negocjacje 9 stycznia, organizacje oddziałowe WZZ „Sierpień 80” działające w należącej do PGG kopalni zespolonej KWK „ROW” (Ruch „Jankowice”, Ruch „Chwałowice”, Ruch „Rydułtowy” i Ruch „Marcel”) zwróciły się do premiera Morawieckiego z oświadczeniem: „Kopalnie uginają się pod zwałami węgla. Górnicy na postojowym zablokują tory”. Domagali się w nim od premiera i wicepremiera – ministra aktywów państwowych Jacka Sasina – „natychmiastowych działań w związku z katastrofalną sytuacją zespolonej Kopalni Węgla Kamiennego „ROW”. (…) wkrótce wydobycie na tychże kopalniach trzeba będzie zatrzymać, a górników odesłać na przymusowe postojowe. Sytuacja budzi słuszne niepokoje wśród załóg górniczych, które gotowe są blokować przejścia graniczne, aby chronić swoje miejsca pracy i nie dopuścić do masowego importu obcego węgla, głównie z Rosji. (…)

Import węgla do Polski rośnie osiąga rekordowe rozmiary. Polskie elektrownie odmawiają realizacji kontraktów na podpisane dostawy z polskich spółek węglowych, bo coraz częściej korzystają z importu.

Przynajmniej jedna spółka kontrolowana przez Skarb Państwa zajmuje się sprowadzaniem i przetwarzaniem rosyjskiego węgla.

Przypominamy, że 7 stycznia br. Komisja Krajowa WZZ „Sierpień 80” zwróciła się do Pana Premiera z wnioskiem o informację, które spółki zależne od Skarbu Państwa, ile i na jakie potrzeby zaimportowały w ostatnich dwóch latach zagranicznego węgla, głównie z Rosji. Tej samej Rosji, od której chcemy uniezależnić import gazu, lecz ochoczo zwiększamy import węgla. Tej samej Rosji, której prezydent obraża Polskę i Polaków, fałszując historię. Jak to się ma do Polskiej Racji Stanu? Polska ma swój węgiel. Gdzie honor, dbałość o nasze interesy i troska o bezpieczeństwo energetyczne? Co z przyzwoitością? Mamy dalej napędzać gospodarkę Rosji i napychać kieszenie rosyjskich oligarchów, do których płyną zyski z importu węgla do Polski?

Ekspansja rosyjskiego możliwa jest przez to, że jest on powszechnie dotowany. Rosji nie wiążą bowiem tu żadne restrykcje Unii Europejskiej.

Władimir Putin może sobie dotować surowiec, jak tylko chce i jak tylko wymaga tego interes jego i powiązanych z Kremlem oligarchów rosyjskich. Węgiel ten nie jest obciążony szaleńczą polityką klimatyczną UE, która to wykańcza polskie kopalnie. Unia Europejska rządzona jest przez sabotażystów i pożytecznych idiotów, którzy ze wszystkich sił krzyczą o konieczności neutralności klimatycznej i wyeliminowania górnictwa węglowego i hutnictwa w swoich państwach członkowskich, a którzy milczą, gdy obcy surowiec sprowadzany jest na masową skalę z Federacji Rosyjskiej. Jaki to „Zielony Ład”? To zdradziecki ład według Putina! Ład pisany na Kremlu i podyktowany eurobiurokratom z Brukseli”.

Górnicy z KWK „ROW” przypomnieli premierowi , że podjęcie w tej sprawie szczególnych działań jest jego podwójną powinnością: „zarówno jako Prezesa Rady Ministrów, jak i posła na Sejm RP ze Śląska. (…)

Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że problem z importem węgla z Rosji gwałtownie podgrzewa nastroje wśród protestujących górników. Jeden ze związków zwrócił się do premiera Morawieckiego już po podpisaniu komunikatu Sztabu Protestacyjno-Strajkowego z pismem, w którym zarzuca, że sprowadzany z Rosji węgiel jest pozyskiwany w okupowanym Donbasie. Jest to wystarczający powód do wycofania się zawartych z nią umów, ponieważ – jak wykazało śledztwo dziennikarskie „Dziennika Gazeta Prawna” – Rosja jako okupant bezprawnie wykorzystuje zasoby ukraińskiego Donbasu. Węgiel dostaje sfałszowane certyfikaty pochodzenia i jest wwożony do Polski quasi-legalnie na rosyjskich papierach, bo Rosjanie traktują go jako „legalny” import z Ukrainy, jako że firma, która go wywozi z Donbasu, jest formalnie zarejestrowana w Kijowie. Dzieje się tak, mimo że Ukraina uznaje to za przemyt, bo nie ma kontroli nad przepływami przez granicę ani eksportem z Ługańska.

Na dodatek rosyjski węgiel nie spełnia europejskich norm spalania, zawiera zbyt wysokie ilości siarki… Najgorsze w tym jest to, że w procederze sprowadzania go do Polski uczestniczą spółki powiązane ze Skarbem Państwa, a zarabiają na tym – kosztem zwałów na kopalniach i groźby utraty pracy lub zarobków polskich górników ze Śląska – rosyjscy, ale i polscy oligarchowie.

Przedstawiciel „Sierpnia 80”, Rafał Jedwabny, zwracał przy tym uwagę, że – wbrew oświadczeniom zarządu Grupy Tauron – węgiel jest do elektrociepłowni przywożony z Gdyni i na pewno nie jest to nasz węgiel. Może pochodzić z Kolumbii czy Australii, ale raczej Węglokoks nie dokłada aż tyle do interesu, więc może to być też węgiel z Rosji.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Pogotowie strajkowe w PGG z blokadą węgla z Rosji w tle” znajduje się na s. 1 i 2 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Pogotowie strajkowe w PGG z blokadą węgla z Rosji w tle” na s. 1 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak konflikt ekonomiczny i społeczny między polskim dworem a wsią ruską stał się konfliktem narodowościowym

Potencjał demograficzny i ekonomiczny ludów Ukrainy musiał być łakomym kąskiem dla mocarstw zaborczych. Wszyscy chcieli ten potencjał skonsumować, zanim ukraiński demos sam zacznie decydować o sobie…

Stanisław Florian

Polityczno-partyjne przejawy kształtowania się społeczeństwa ukraińskiego na przełomie XIX i XX w. trzeba widzieć na tle rywalizacji Austro-Węgier Habsburgów i zjednoczonych przez Prusy Hohenzollernów Niemiec z głoszącym idee panslawistyczne rosyjskim imperium pseudo-Romanowów. Rywalizacja Austro-Węgier i Rosji pierwotnie dotyczyła Bałkanów, ale drugim obszarem konfliktu była podzielona w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej Polskiej na część rosyjską i habsburską – Ukraina.

Poprzez włączenie Galicji do tzw. Przedlitawii owa habsburska cześć Ukrainy znalazła się w kręgu oddziaływania austriackiej koncepcji Europy Środkowej, czyli tzw. Mitteleuropy. Jak można przeczytać w Wikipedii, był to „polityczny program będący celem wojennym Niemiec podczas I wojny światowej, zakładający dominację Cesarstwa Niemieckiego nad Europą Środkową i jej eksploatację przez Niemcy, aneksję terytoriów zamieszkanych w większości przez ludność nieniemiecką oraz stopniową germanizację ludów podbitych. Koncepcja Mitteleuropy (jedności regionu środkowoeuropejskiego) powstała w XIX wieku w Austro-Węgrzech. Została wyrażona po raz pierwszy w 1848 przez austriackiego ministra Felixa zu Schwarzenberga”.

Habsburska wersja tej koncepcji zakładała w austriackiej Przedlitawii „pogłębienie i udoskonalenie systemu kompromisów wypracowywanych od roku 1867; system federacyjny, który miał przekształcić monarchię habsburską w »Stany Zjednoczone Naddunajskiej Europy Środkowej«. (…)

W kontraście do habsburskiej kształtowała się pruska wersja Mitteleuropy. „Narzuca się tutaj porównanie z wewnętrzną i intraeuropejską »kolonizacją« Rzeszy Niemieckiej. Paralelnie do swojej polityki kolonialnej, (…) Rzesza troszczy się, zwłaszcza od roku 1886, o germanizację swych wschodnich, polskich regionów. Głębokie przyczyny owej (…) kolonizacji wewnętrznej miały ekonomiczny i społeczny charakter: brak wystarczających możliwości zatrudnienia w rolnictwie spowodował ucieczkę ze wsi do dużych miast i na zachód Rzeszy (ale także emigrację za morze, do Ameryki Północnej), co pociągnęło za sobą regularny niż demograficzny w rolnych prowincjach wschodniej części Prus. Wśród chętnych do wyjazdu więcej było Niemców niż Polaków, w związku z czym liczba polskiej populacji na tle całkowitej populacji wschodnich terytoriów Rzeszy wzrastała, reakcją zaś na ten wzrost było podtrzymywanie działań sprzyjających »germanizacji ziemi«. (…)

W ramach kształtowania się owej pruskiej wersji Mitteleuropy należy rozpatrywać sytuację Ukrainy. Pierwsze sygnały zainteresowania Ukrainą popłynęły ze zjednoczonych przez Prusy „krwią i żelazem” Niemiec już pod koniec kanclerskich rządów Bismarcka. „W 1889 r. w berlińskim czasopiśmie »Die Gegenwart« pojawił się artykuł niemieckiego filozofa Eduarda von Hartmanna, prezentujący ideę oderwania od Rosji ziem ukraińskich i utworzenia z nich »Królestwa Kijowskiego«. (…)

Ziemie podległe Rosji stanowiły około 80% ukraińskich terenów etnicznych; mieszkało tu prawie 85% całej ludności ukraińskiej. Pod koniec ХIX w. Ukraińcy stanowili największą część ludności na Lewobrzeżu (95%), Prawobrzeżu (88%) i Ukrainie Słobodzkiej (85,9%), nieco mniej było ich na stepowej (południowej) Ukrainie (71,5%). W części austriackiej Ukraińcy stanowili około dwóch trzecich całej ludności Galicji i Zakarpacia oraz około trzech czwartych ludności Bukowiny”. Na rosyjskiej Ukrainie w 1897 r. żyło wówczas tylko 2,5 mln Rosjan (Y. Hrycak, jw., s. 26 i 304). Co znaczące, w „1897 r. Ukraińcy stanowili jedynie trzecią część mieszkańców miast. Ukraińscy chłopi (…) Woleli (…) wykorzystywać swe siły w rolnictwie. (…) Mimo to „udział Ukrainy w produkcji przemysłowej europejskiej części imperium rosyjskiego wzrósł ponad dwukrotnie – z 9,4% w 1854 r. do 21% w 1900 r. (…). Według niektórych wskaźników rozwój Ukrainy wyprzedzał rozwój gospodarczy centralnych guberni rosyjskich” (Y. Hrycak, jw., s. 78–79).

Dzięki wynikom spisu powszechnego z 1900 r. znamy też bardziej szczegółowo ówczesną strukturę narodowościową Galicji: a) Galicja Zachodnia: – mieszkańcy narodowości polskiej 95,3%, – wyznania rzymskokatolickiego – 88,5%, – wyznania mojżeszowego 7,7%, – narodowości ukraińskiej 3,1%, – narodowości niemieckiej 1,6%; b) Galicja Wschodnia: – mieszkańcy narodowości rusińskiej (ukraińskiej) 62,5%, – narodowości polskiej 33,9%, – wyznania rzymskokatolickiego 23,5%, – wyznania mojżeszowego 10,4% (z tego 2,4% podało narodowość niemiecką); – narodowości niemieckiej (w tym 2/3 Żydów) 3,6% (Kronika XX wieku, Warszawa 1991, s. 30).

(…) W habsburskiej Galicji rywalizacja mocarstw prowadziła do zadziwiających wolt politycznych. „W związku z rozwojem ukraińskiego ruchu narodowego, który (…) domagał się usunięcia Lachów za San i stawał się coraz bardziej lewicowo-populistyczny i (…) agresywny, część polskich ziemian-konserwatystów zaczęła tolerować, a nawet popierać ruch moskalofilski, dostrzegając w nim naturalnego sojusznika. Robili to głównie (…)”ze względu na jego konserwatywne zabarwienie społeczne. Podolaków bardziej niepokoił silniejszy i społecznie (…) radykalny ruch narodowców i nowo powstała partia radykalna”. (…)

Wydarzenia te należy widzieć w perspektywie ówczesnej gry wielkich mocarstw: 10 września 1900 r. brytyjski minister kolonii Joseph Chamberlain tak zdefiniował interesy Korony Brytyjskiej: „W naszym interesie leży, aby w Chinach i gdzie indziej Niemcy przeciwstawiały się Rosji. Naprawdę obawiamy się tylko jednego – zawarcia przez Rosję i Niemcy sojuszu, do którego bez wątpienia przystąpiłaby Francja. Najlepszą gwarancją naszego bezpieczeństwa byłby konflikt interesów niemieckich i rosyjskich (…). Musimy robić wszystko co w naszej mocy, aby powiększyć nieporozumienia między Niemcami a Rosją (…)”.

Doszło do umasowienia konfliktu rusińsko-polskiego w Galicji. „Decydujący był tu rok 1902 r. i postawa ugodowo nastawionych moskalofilów wobec strajków ruskiej ludności chłopskiej w Galicji Wschodniej, które swoim zasięgiem objęły dwadzieścia osiem powiatów, w tym Zbaraż, Tarnopol, Skałat, Trembowlę, Czortków, Buczacz i Zaleszczyki.

O ile w czerwcu 1902 r. pierwsze strajki wybuchały przeważnie spontanicznie i miały podłoże ekonomiczne, o tyle później coraz częściej były owocem agitacji radykałów i nacjonalistów ukraińskich (m.in. studentów ukraińskiego pochodzenia. Pod ich wpływem zaczęło dochodzić do »awantur strajkowych« i gwałtów, tłumnego oblegania dworów przez chłopów uzbrojonych w kije, napadów na sprowadzanych robotników, niszczenia zżętego zboża czy też grożenia pobiciem lub podpaleniem.

Doliczono się 440 aresztowanych rusińskich chłopów i agitatorów, z których 350 miało sprawy karne. Kiedy strajki nabrały politycznego charakteru, moskalofilska Ruska Rada stanęła po stronie polskich ziemian, uważając akcję strajkową za lekkomyślną i szkodliwą dla Rusinów. Wydała specjalną, stanowczą odezwę do chłopów‑Rusinów, w której potępiono strajki i określono je jako »szalbierczą robotę socjalistów rozmaitych odcieni«” („Gazeta Narodowa”, nr 196 z 4 sierpnia 1902 r., s. 1). Główna przyczyna strajków leżała w konflikcie ekonomicznym i społecznym między dworem polskim a wsią ruską, ale ukraińscy narodowcy i radykałowie starali się nadać im charakter konfliktu narodowościowego. Jednocześnie Rada wskazywała, że radykalizm społeczny ukraińskich stronnictw narodowych i lewicowych, powinien skłonić polityków polskich do współpracy z moskalofilami (A. Górski, Powikłane…, s. 189). (…)

W tym kontekście trzeba widzieć, że „liczne (…) delegacje ukraińskich działaczy nacjonalistycznych, trwające co najmniej od 1902 r., zaowocowały nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy ukraińskimi nacjonalistami a berlińskim MSZ”. (…) Czy za tym, że w 1902 r. Galicję Wschodnią ogarnął strajk chłopski, w którym wzięło udział około dwustu tysięcy chłopów – nie stały środki asygnowane na ukraiński ruch narodowy z Niemiec?

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” znajduje się na ss. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” na s. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wojna o sądy czy o demokrację? Kto wie, może zaśpiewamy kiedyś: Dał nam przykład Boris Johnson, jak prowadzić politykę?

W podobny sposób jak z Polską rządzoną przez PiS unijna „wierchuszka” próbuje walczyć z Orbanem. Nie przypadkiem i Węgrzy, i Polacy to narody o starej kulturze i tradycji walk o niepodległość.

Henryk Krzyżanowski

Na ten temat napisano już tysiące stron, więc przypomnę kilka oczywistości, dla wygody Czytelnika ponumerowanych.

1. Opozycja próbuje przedstawić wojnę o sądy w kategoriach walki dobra ze złem. Demoniczny PiS próbuje zniewolić dobrych i szlachetnych sędziów. Ale to obraz fałszywy, bo sędziowska góra walcząca o utrzymanie swojej władzy nad sądami mówi w istocie coś całkiem przeciwnego: To my, czyści i niezależni mędrcy, jesteśmy gwarantami sędziowskiej niezależności! Jeśli na nasze miejsce przyjdą nominaci obecnej władzy, zabraknie hamulca, a wtedy polscy sędziowie zaczną bez skrupułów wysługiwać się totalitarnej władzy. Myślę sobie: dziesięć tysięcy oportunistów w togach (tylu podobno mamy sędziów w Polsce) – ładna historia!

2. Opozycja rozumie praworządność nie jako rządy prawa, ale jako utrzymanie stanu dotychczasowego. Ma być tak jak było. Kropka. Prawa uchwalane przez legalną władzę z silnym mandatem od wyborców nie obowiązują, jeśli są z tym postulatem sprzeczne. Konstytucja nie obowiązuje, jeśli jest z tym postulatem sprzeczna. Bezwstydny udział sędziów w demonstracjach antyrządowych na ulicy, choć zakazany im konstytucyjnie, jest zatem nie tylko możliwy, ale wręcz godny pochwały.

3. Walka o sądy jest więc w istocie walką o obalenie władzy, która w ostatnich wyborach potwierdziła swój mandat do sprawowania samodzielnych rządów w Polsce. Opozycja bez żadnych zahamowań (a za to wbrew unijnym traktatom) wciąga do tej walki czynniki kierujące Unią Europejską.

4. Spór między Polską rządzoną przez PiS a unijną „wierchuszką” jest sporem ideologicznym między zwolennikami Unii jako związku wolnych państw a Unii rządzonej z Brukseli przez centralną biurokrację na czele z osobnikami takimi jak Timmermans, Barroso, Juncker czy (nasz?) Tusk.

W podobny sposób UE próbuje walczyć z Orbanem, którego demokratyczny mandat jest jeszcze silniejszy niż mandat Zjednoczonej Prawicy. Nie jest przypadkiem, że zarówno Węgrzy, jak i Polacy to narody o starej kulturze i tradycji walk o niepodległość od obcych mocarstw.

5. W Polsce dodatkowym czynnikiem ustawiającym nas w opozycji do unijnej biurokracji jest religia katolicka wyznawana przez znaczną część narodu.

6. Dotkliwym ciosem dla prestiżu brukselskich eurokratów jest brexit, którego początek właśnie oglądamy. Miejmy nadzieję, że ciosem nie ostatnim. Kto wie, może zaśpiewamy kiedyś: Dał nam przykład Boris Johnson, jak prowadzić politykę?

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wojna o sądy czy o demokrację?” znajduje się na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wojna o sądy czy o demokrację?” na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwraca uwagę niezdolność części środowisk sędziowskich do autorefleksji oraz determinacja w obronie status quo

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prez. L. Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Olsztynie i Toruniu ws. reformy wymiaru sprawiedliwości

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Olsztynie i Toruniu
w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości

Poznań–Toruń, 29.01.2020

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z wielkim niepokojem obserwują kolejną eskalację sporu wokół reformy wymiaru sprawiedliwości.

W naszej ocenie obiektywna potrzeba reformy polskich sądów nie podlega dyskusji.

Lista bezspornych słabości wymiaru sprawiedliwości jest długa: od niezdolności do samooczyszczenia się środowiska sędziowskiego po 1989 r., przez tolerancję i obronę sędziów, którzy sprzeniewierzyli się rocie ślubowania sędziowskiego, popełniając czyny zabronione bądź dopuszczając się podważenia swej bezstronności, aż do otwartego opowiadania się po jednej ze stron politycznych sporów. Do tego dochodzą problemy instytucjonalne polskich sądów oraz niedoskonałości procedur cywilnych, karnych i administracyjnych, co łącznie prowadzi do wyobcowania sądów ze społeczeństwa, przedmiotowego traktowania obywateli, oraz olbrzymiej – nierzadko liczonej w latach – przewlekłości postępowań.

Negatywnie oceniamy działania sędziów, także Sądu Najwyższego, którzy w prowadzonych sporach dotyczących reformy sądownictwa przekraczają granice powierzonej im odpowiedzialności za sprawowanie wymiaru sprawiedliwości i wchodzą w obszary konstytucyjnie zarezerwowane dla władzy ustawodawczej, wykonawczej oraz innych organów władzy sądowniczej i ochrony prawa (w szczególności Trybunału Konstytucyjnego oraz Krajowej Rady Sądownictwa).

W ten sposób podważają porządek konstytucyjny i destabilizują system prawny. Zwracamy uwagę na niezdolność części środowisk sędziowskich do autorefleksji oraz determinację w obronie status quo w wymiarze sprawiedliwości, czego smutnym symbolem są portrety sędziów Sądu Najwyższego z okresu stalinowskiego wciąż wiszące w gmachu Sądu w Warszawie. Zgodnie z konstytucyjną zasadą równości w dostępie do funkcji publicznych stanowiska sędziowskie oraz awanse w ramach tego środowiska muszą być dostępne dla wszystkich polskich prawników, niezależnie od światopoglądu, pochodzenia, także wywodzących się z grup społecznie, rodzinnie i środowiskowo dotychczas nieuprzywilejowanych.

Wzywamy wszystkich uczestników potrzebnej dyskusji na temat stanu i reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce do wyłączenia z tej debaty przedstawicieli innych państw oraz organizacji międzynarodowych.

Takie działania, niezależnie od przyświecających im intencji, są i będą wykorzystywane do osłabiania pozycji Polski na arenie międzynarodowej, a szczególnie w Unii Europejskiej oraz w Radzie Europy. Takie interwencje godzą w polską suwerenność oraz niszczą polską wspólnotę, której odbudowa i umacnianie jest naszym obowiązkiem i zadaniem.

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oczekują od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej szybkiego podpisania przesłanego przez Sejm RP tekstu  ustawy.

Oczekujemy od władz państwowych oraz Prawa i Sprawiedliwości, że:

– dzieło naprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości zostanie szybko doprowadzone do końca;
– zostaną precyzyjnie określone ustawowe zasady powoływania naczelnych instytucji sądowych, ich wzajemnych relacji i kompetencji;
– władze Polski odrzucą wszelkie próby pozaprawnych i pozaumownych (z UE) ingerencji w polski system prawny, godzących w suwerenność i stawiających nasze państwo w roli członka UE gorszej kategorii;
– stanowczo i kompetentnie doprowadzą do oczyszczenia polskiej kadry sądowniczej wszystkich szczebli z osób niegodnych sprawowania tej funkcji w imieniu Rzeczypospolitej, w tym nieprzestrzegających apolityczności;
– w efekcie wymienionych zmian doprowadzą do zdecydowanej poprawy funkcjonowania sądów powszechnych na wszystkich poziomach, zwłaszcza orzekania zgodnego z prawem i zasadą równego traktowaniem stron, oraz poprawy terminowości i kultury w przebiegu procesów.

Szybkie i konsekwentne uzdrowienie polskiego wymiaru sprawiedliwości jest polską racją stanu, koniecznym warunkiem zaufania Polaków do swojego państwa oraz sprawnego funkcjonowania życia publicznego, w tym gospodarczego.

W imieniu Zarządów Klubów:

prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący AKO Poznań
prof. dr  hab. Bogusław Dopart – Przewodniczący AKO Kraków
prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Przewodniczący AKO Warszawa
prof. dr hab. Michał Seweryński – Przewodniczący AKO Łódź
prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Przewodniczący AKO Katowice
prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Przewodniczący AKO Gdańsk
prof. dr hab. Waldemar Paruch – Przewodniczący AKO Lublin
prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Przewodnicząca AKO Olsztyn
dr hab. Jacek Piszczek -–Przewodniczący AKO Toruń

Poparcie dla Oświadczenia można wyrazić podpisem na stronie  ako.poznan.pl

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich ws. reformy wymiaru sprawiedliwości znajduje się na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich ws. reformy wymiaru sprawiedliwości na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Francuska inspekcja pracy za wszelką cenę próbuje udowodnić, że polskie firmy działają we Francji nielegalnie

Dyskryminacyjna, antyunijna retoryka wyborcza i praktyka polityczno-prawna łączy francuską klasę polityczną – od prawicowych populistów przez neoliberalne centrum po nacjonalistyczną „lewicę”.

Stanisław Florian

Od listopada 2019 r. francuscy inspektorzy pracy dostali od rządu, któremu inspekcja we Francji podlega, polecenie: rzućcie wszystko i skupcie się na kontroli firm z Polski.

– Jak donosi niezależny francuski portal Mediapart, około dwa tysiące kontrolerów z kraju nad Sekwaną zostało zmuszonych do porzucenia innych zadań, by zająć się firmami delegującymi pracowników. Artykuł informuje, że urzędnicy zostali zobligowani przez wytyczne Ministerstwa Pracy do tego, by tylko w dwóch ostatnich miesiącach 2019 roku przeprowadzić blisko 1300 interwencji, aby zrealizować polityczne cele rządu – mówi „Rzeczpospolitej” dr Marek Benio, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy – stowarzyszenia, które skupia specjalistów zajmujących się delegowaniem pracowników w UE. (…) Co więcej – francuscy kontrahenci polskich przedsiębiorców są przez kontrolujących informowani, że współpraca z zagranicznymi firmami może być uznana za współudział w przestępstwie. (…)

Ta szowinistyczna nagonka ekonomiczna jest sprzeczna z fundamentalnymi zasadami, na których powstał projekt Unii Europejskiej: swobodnego przepływu ludzi, usług i kapitału, co zostało potwierdzone w Traktacie Unii. (…)

Jak obszernie wyjaśniała na łamach miesięcznika „Praca i Zabezpieczenie Społeczne” Agnieszka Wołoszyn, Zastępca Dyrektora Departamentu Prawa Pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, o zmianę dyrektywy 96/71/WE z 16 grudnia 1996 r. dotyczącą delegowania pracowników w ramach świadczenia usług „od 2016 r. zabiegały Francja, Niemcy, Austria, Belgia, Luksemburg, Królestwo Niderlandów i Szwecja. Wystosowały one w tej sprawie wspólne pismo ze swoimi postulatami, wskazując m.in. na konieczność wprowadzenia równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. Odmienne stanowisko zajęły Polska, Bułgaria, Rumunia, Republika Czeska, Słowacja, Węgry, Litwa, Łotwa i Estonia, które także wystosowały w tej sprawie wspólne pismo. Wskazuje to na podziały, jakie problematyka ta wprowadza na arenie UE. Komisja Europejska zdecydowała się jednak przedstawić w dniu 8 marca 2016 r. projekt zmian do dyrektywy 96/71/WE. Po ponad dwuletnich negocjacjach doszło do przyjęcia dyrektywy zmieniającej dyrektywę 96/71/WE przy braku poparcia Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy i Chorwacji (pierwsze dwa państwa sprzeciwiły się jej przyjęciu, pozostałe wstrzymały się od głosu). (…)

Delegowanie pracowników w ramach świadczenia usług występuje, co do zasady, gdy przedsiębiorstwa prowadzące działalność w danym państwie członkowskim w ramach świadczenia usług poza jego granicami delegują pracowników na terytorium innego państwa członkowskiego. (…)

Pomijając szczegółowe rozważania dotyczące wprowadzonych zmian, trzeba jasno odnotować, że (…) do 30 lipca 2020 r. nic nie powinno się zmienić dla przedsiębiorstw delegujących pracowników w kontekście przyjętych zmian do dyrektywy 96/71/WE. Państwa członkowskie powinny bowiem przyjąć i opublikować regulacje implementujące dyrektywę 2018/957 do 30 lipca 2020 r. Od tej daty powinny także je stosować”.

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wszelkie działania prezydenta Francji, rządu francuskiego, jego minister pracy, czy też podległej jej francuskiej inspekcji pracy podejmowane wobec firm polskich działających we Francji na rynku usług na podstawie nawet i zmienionych dzięki niedemokratycznemu przeforsowaniu zmian do dyrektywy 96/71/WE – niedemokratycznemu, bo nie uwzględniającemu interesów mniejszości – przepisów prawa francuskiego, aż do 30 lipca roku bieżącego są z mocy prawa nieważne i stanowią rażący przykład łamania prawa przez jedno z państw tzw. starej Unii w stosunku do państw-członków Unii, zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej. (…)

Działania francuskich władz wymuszające zarejestrowanie przedsiębiorstwa we Francji są niezgodne nie tylko z przepisami Unii Europejskiej, ale także sprzeczne z wyrokami Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE).

Jednak fakt, że w wyniku kontroli francuskiej inspekcji nie uda się potwierdzić polskiej firmie zarzutu trwałej działalności nawet nie w Trybunale Sprawiedliwości UE, ale przed francuskim sądem czy prokuratorem – a kontrole często kończą się zawiadomieniem prokuratora, który nie nadaje sprawom dalszego biegu – nie jest żadnym pocieszeniem. Nie chodzi bowiem o to, aby polską firmę wypchnąć z francuskiego rynku, bo są one tam bardzo potrzebne, ale działania inspekcji mają na celu „skłonienie”, czy raczej wymuszenie na firmie polskiej zarejestrowania siedziby na terenie Francji, żeby tam płaciła składki ubezpieczeniowe i podatki. Mechanizm tej mafijnej akcji państwa francuskiego jest oczywisty: im trudniej będzie polskim firmom delegować pracowników do Francji, tym większa będzie wśród nich pokusa, żeby tam założyć działalność i uwolnić się od ryzyka kar. Dlatego ten rozbójniczy proceder „francyzacji” – na wzór germanizacji i rusyfikacji – polskich firm we Francji jest najbardziej dolegliwy, a dla francuskich polityków najskuteczniejszy, jeżeli odstrasza od nich francuskich kontrahentów… (…)

Wygląda na to, że niszcząc w ten sposób najgłębsze fundamenty wspólnego rynku i Unii Europejskiej – podobnie jak wtedy, gdy ogłosił „śmierć NATO” – prezydent Macron, chcąc się włączyć do neokolonialnej gry Putina o odtworzenie kwartetu mocarstw pod batutą Rosji (Niemcy przez Gazprom, Turcja – przez rakiety i gazociąg południowy, a Francja przez rolę dekompozytora Unii Europejskiej), odgrywa na skalę ogólnoeuropejską rolę – jak to określił Stalin – użytecznego idioty.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Użyteczny idiota Putina kontra polskie firmy we Francji” znajduje się na ss. 14 i 15 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Użyteczny idiota Putina kontra polskie firmy we Francji” na ss. 14 i 15 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego