„Rzeczy bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno”/ Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 71/2020

Dwóch Prymasów Polski na trudne czasy. Kardynałowie: Mieczysław Halka-Ledóchowski i Stefan Wyszyński. W czym są do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas dzisiaj?

Katarzyna Purska USJK

Między tronem a ołtarzem
Dwóch Prymasów, dwa życiorysy

Zgodnie z wciąż – mam nadzieję – aktualną zapowiedzią Stolicy Apostolskiej, wkrótce, bo 7.06. 2020 r. odbędzie się w Warszawie uroczystość beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia – kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wobec niedalekiej perspektywy tego ważkiego wydarzenia postanowiłam powrócić do lektury jego Zapisków więziennych. Rzecz przeczytana ponownie po wielu latach odsłoniła mi całkiem nowe treści. Zwróciłam też uwagę na ciekawe szczegóły. Zainteresowała mnie m.in. informacja, że aresztowanie prymasa Wyszyńskiego było powszechnie spodziewane już od dłuższego czasu.

Sam ks. Prymas wspomina, że w gronie episkopatu rosło przekonanie, że skończy w więzieniu jak kard. Ledóchowski.

W Zapiskach znalazła się również wzmianka o tym, że jeden z księży biskupów podarował mu dzieło Klimkiewicza o kardynale Ledóchowskim, mówiąc: „Warto tę książkę przeczytać, bo może się przydać”. Jako urszulankę, zaintrygowała mnie wzmianka o kard. Mieczysławie Ledóchowskim. Wszak był stryjem św. Urszuli Ledóchowskiej – założycielki Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, do którego należę. Przypuszczam, że i ks. Prymas Wyszyński musiał dostrzec jakieś podobieństwo między sobą a kard. Mieczysławem. Czy widział w jego historii zapowiedź własnego losu, przyszłych wydarzeń, czy też jeszcze coś? Zapewne uznał ten szczegół za ważny, skoro zamieścił pod datą 27.09. 1953 r wzmiankę o tym w swoich Zapiskach. Znamienne, że była to data jego uwięzienia…

W czym zatem obaj księża kardynałowie są do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas, katolików żyjących w szczególnie trudnej obecnie sytuacji?

Trzeba nam dziś – jak myślę – spojrzeć na obu tych hierarchów w kontekście historycznym, aby zrozumieć ich dzieje, decyzje i postawy.

Hrabia Mieczysław Halka-Ledóchowski przyszedł na świat w roku 1822, w rodzinie arystokratycznej jako syn Józefa Zachariasza i Marii Rozalii Zakrzewskiej. Odebrał staranne wychowanie i solidną edukację najpierw domową, a następnie w gimnazjum w Radomiu i Warszawie. Studiował w Seminarium św. Krzyża w Warszawie w latach 1841–1843 i w Accademia dei Nobili Ecclesiastici w Rzymie, gdzie w 1847 r. uzyskał doktorat z teologii i prawa kanonicznego. Zgłębiał teologię, a równocześnie – dzięki znajomościom matki – tajniki dyplomacji. Kolejne lata spędził we Włoszech, potem na misjach dyplomatycznych, które pełnił w różnych zakątkach świata. Nabyte doświadczenie uczyniło z niego wytrawnego dyplomatę. W 1861 r. otrzymał sakrę biskupią jako tytularny arcybiskup tebański, z siedzibą w Brukseli. Tam dotarła do niego wiadomość, że papież Pius IX rozpoczął negocjacje z rządem pruskim w sprawie jego kandydatury na miejsce zmarłego 12.03. 1865 r. arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Leona Przyłuskiego.

Fot. Kard. prymas Mieczysław Halka-Ledóchowski | Fot. domena publiczna, Nina.gov.pl

Być może dziwi nas dzisiaj informacja, że papież, chcąc ustanowić nowego biskupa ordynariusza w diecezji, zmuszony był podejmować negocjacje z władzami państwowymi. Stanie się to jednak bardziej zrozumiałe, gdy uświadomimy sobie, że po III rozbiorze Polski arcybiskupstwo poznańsko-gnieźnieńskie, a tym samym stolica prymasowska w Gnieźnie znalazła się w zaborze pruskim. Warto przy okazji przypomnieć, że władze pruskie, uprzedzając tajne postanowienie konwencji rozbiorowej, zakazały arcybiskupowi gnieźnieńskiemu używania tytułu prymasowskiego. U genezy tego zakazu Prus leżało przekonanie, że prymasostwo przypomina o wolnej Polsce. Nie bez racji, gdyż w dawnej Polsce odgrywało ono ogromną rolę. Było godnością kościelną i państwową zarazem. Jako dostojnik Kościoła katolickiego w Polsce prymas posiadał nie tylko honorowy prymat wśród biskupów, ale także miał władzę dotyczącą całego Kościoła rzymskokatolickiego Rzeczypospolitej. O randze prymasa w Polsce decydowały jednak jego ogromne kompetencje państwowe. Był pierwszym księciem i senatorem Rzeczypospolitej, władnym w nadzwyczajnych przypadkach zwołać sejm i przewodniczyć jego obradom; naczelnikiem senatu, a w okresie bezkrólewia dzierżył ster państwa jako interrex, czyli zastępca króla. W dawnej Rzeczpospolitej prymasa nazywano ojcem Ojczyzny. Watykan nie uznał rozbiorów, a więc arcybiskup tej pierwszej polskiej diecezji stawał się automatycznie Prymasem Polski. W tej niezwykle drażliwej i złożonej politycznie sytuacji papież Pius IX starał się przekonać władze pruskie do kandydatury Mieczysława Ledóchowskiego, wskazując na jego neutralność oraz szerokie doświadczenie międzynarodowe.

Ostatecznie, pomimo oporu zarówno lokalnych władz pruskich, jak i kapituły poznańskiej i gnieźnieńskiej, 24 kwietnia 1866 r. abp Mieczysław Halka-Ledóchowski objął obie funkcje biskupie, z siedzibą w Poznaniu. Społeczeństwo polskie również nie było zadowolone z tego wyboru.

Zwłaszcza, że elity niepodległościowe pamiętały mu, że przez lata nakłaniany przez nie do poparcia sprawy niepodległości Polski, odmówił tłumacząc, iż jego obowiązkiem jest służenie powszechnemu Kościołowi katolickiemu, a nie angażowanie się w lokalne sprawy narodowe. W gronie niechętnych mu rodaków na ogół panowało przekonanie, że skoro całe swoje dorosłe życie spędził poza Polską, stracił kontakt z narodem i z językiem.

Na nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego-poznańskiego ten wybór także spadł niemal jak grom z jasnego nieba. Wystarczy wspomnieć, że po objęciu urzędu ciągle mówił po łacinie, a nie po polsku. Jego niemiecki również nie był zbyt dobry, a Poznań z ówczesną liczbą ludności 40 tys. mieszkańców, w porównaniu z Brukselą, Rzymem, a zwłaszcza Wiedniem, był w jego oczach małym, prowincjonalnym miasteczkiem. Abp Ledóchowski już na samym początku sprawił zawód wszystkim, którzy mieli nadzieję, że podejmie tradycję prymasowską. Był – jak się później okazało – posłuszny życzeniu papieża, który oczekiwał od niego, że podejmie starania o polepszenie stosunków kościelno-państwowych. Zgodnie z tym papieskim oczekiwaniem domagał się, aby Polacy byli lojalni wobec rządu pruskiego i zakazał im demonstracji politycznych, takich jak śpiewanie w kościołach hymnu Boże coś Polskę. Jednocześnie zabronił polskim księżom popierania ruchu narodowego tłumacząc, że chce w ten sposób chronić Kościół przed atakami ze strony rządu. Wobec władz zobowiązał się natomiast do zwiększenia udziału Niemców w zarządzie diecezji oraz do wychowania kleryków w duchu lojalności wobec państwa pruskiego. Nic dziwnego, że prowadzona przez niego polityka wywoływała coraz większą niechęć i nieufność wśród Polaków, aż w końcu doprowadziła do całkowitego rozbratu. Zwłaszcza, że władze pruskie coraz wyraźniej okazywały mu swoją życzliwość. Program duszpasterski abp. Mieczysława Ledóchowskiego sprowadzał się do kilku podstawowych punktów: uporządkowanie życia religijnego i kościelnego, zmobilizowanie kapłanów do pracy i odsunięcie ich od polityki. Mimo to Polacy dość powszechnie – i nie tylko w zaborze pruskim – nadal tytułowali go prymasem. Symbolicznie bowiem tytuł prymasa przypominał im o minionej świetności i majestacie utraconej Rzeczypospolitej.

Zaskakujące, ale jak się potem okazało, Prymas Ledóchowski zachował świadomość godności prymasowskiej przynależnej arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Dał temu wyraz po raz pierwszy już 14.04. 1866 r. w Berlinie, kiedy to podczas ceremonii składania przysięgi na wierność królowi pruskiemu, wystąpił w purpurowych szatach kardynalskich, których mógł używać każdorazowy prymas Polski na podstawie przywileju nadanego przez papieża Benedykta XIV w 1749 r.

Chociaż początkowo zakazanego przez Prusaków tytułu prymasowskiego nie używał, to na aktach soborowych spisanych po łacinie podczas I Soboru Watykańskiego (1869–1870) złożył podpis: arcybiskup gnieźnieński i poznański, prymas Polski.

Kiedy po zwycięskiej wojnie z Francją (1870–1871) kanclerz Prus Otto von Bismarck proklamował w Wersalu utworzenie Cesarstwa Niemieckiego – II Rzeszy – wzmocniony został antypolski i antykatolicki kurs w polityce wewnętrznej państwa. Stojący na jego czele Bismarck podjął działania na rzecz unifikacji państwa i wzmocnienia władzy centralnej. Dla Polaków zaczął się wtedy bolesny okres kulturkampfu, czyli tzw. walki o kulturę. W 1873 r. władze pruskie wprowadziły język niemiecki jako wyłączny język nauczania. Zarządzono, że we wszystkich klasach gimnazjalnych katechizacja ma odbywać się w języku niemieckim. Nauczyciele, którzy nie chcieli się temu podporządkować, byli zwalniani z pracy. Represje dotyczyły również Kościoła. W roku 1873 sejm uchwalił poprawkę do konstytucji niemieckiej, przewidującą karę więzienia za głoszenie w kościołach kazań zagrażających porządkowi publicznemu, a w dniach 11–14 maja zostało wprowadzone ustawodawstwo poddające kontroli państwa obsadę wszelkich stanowisk kościelnych. Były to tzw. ustawy majowe, które stanowiły, że prawo i sądy państwowe są nadrzędne wobec prawa i sądów kościelnych, wyroki Stolicy Apostolskiej zaś przestają obowiązywać. Zniesiono też nadzór kościelny nad szkolnictwem podstawowym i wprowadzono tzw. Kutlurexamen, czyli egzaminu z kultury dla duchownych, których szkolenie odtąd miało być nadzorowane przez państwo. Kanclerz Bismarck zaczął otwarcie wyznawać pogląd, że Polacy powinni być zgermanizowani. Kulturkampf miał więc aspekt nacjonalistyczny.

Abp Mieczysław Halka-Ledóchowski stanowczo zaprotestował przeciwko ustawom państwowym, zwłaszcza dotyczącym nauczania religii i kontroli księży. Inni biskupi także odmówili wprowadzenia tego prawa w swoich diecezjach. W odpowiedzi setki duchownych ukarano grzywną lub więzieniem za nieposłuszeństwo.

Prymas jednak pozostał nieugięty. Nadal sam wyznaczał kapłanów i kazał im używać języka polskiego w seminariach i innych jednostkach kościelnych, a także nakłaniał do otwierania prywatnych szkół polskich.

To z kolei doprowadziło do zamknięcia najpierw seminariów w Poznaniu i w Gnieźnie, a potem szkół kościelnych. Kiedy dotychczasowe represje nie poskutkowały, władze pruskie odebrały Prymasowi pensję, potem zajęły jego mienie, aż w końcu zażądały rezygnacji z urzędu. Wówczas abp Ledóchowski odpowiedział (cyt. za „Kuryerem Poznanskim”): „Rządzę cząstką Kościoła Świętego, która mi naznaczona została przez Ojca Św. Tego posłannictwa żadna świecka potęga zniweczyć nie jest zdolna”. Walka Kościoła katolickiego z kulturkampfem stała się w tym momencie wspólną walką Polaków o ich język, historię i kulturę.

3.02. 1874 r. na mocy wyroku sądowego abp Ledóchowski został aresztowany i skazany na dwa lata więzienia. Osadzono go w Ostrowie Wielkopolskim, a wraz z nim uwięziono jego sufraganów. Od tego momentu Prymas stał się bardzo popularny wśród swoich diecezjan. Zaczął się spotykać się z wieloma dowodami ich szacunku i sympatii. Przywiązanie okazywali mu też dawni współpracownicy. Jego sekretarz, ks. Meszczyński, przybył do Ostrowa, aby zamieszkać w pobliżu i pracować z nim w kwestiach diecezjalnych, jego osobisty lokaj zaś z własnej woli „zamieszkał” w więzieniu, by się nim opiekować. Przez cały czas pobytu w więzieniu Prymas Ledóchowski był wspierany przez papieża, czego wyrazem było nadanie mu w 1875 r. godności kardynała. W myśl bowiem prawa niemieckiego kardynałów traktowano na równi z członkami rodziny królewskiej i nie można ich było więzić. Toteż zaraz po otrzymaniu nominacji kardynalskiej, 3.02. 1876 r., został zwolniony z więzienia, ale jednocześnie wręczono mu dekret banicyjny.

Gdy w drodze do Rzymu przybył do Krakowa, witany był owacyjnie w dawnej królewskiej stolicy Polski jako prymas-wyznawca. Sam również zaczął się identyfikować z rozdartym przez zabory narodem polskim. W Rzymie na początku 1886 r. złożył rezygnację z urzędu arcybiskupa poznańsko-gnieźnieńskiego. Uczynił to w posłuszeństwie papieżowi, którym był wówczas nowo wybrany Leon XIII. Zrobił to również po to, aby nie być przeszkodą w zakończeniu kulturkampfu na ziemiach poznańskich.

W liście pożegnalnym do diecezjan wyznał: „Rezygnacja była ofiarą dla serca mego zaprawdę najboleśniejszą i kochać Was zawsze będę, bo tego węzła zrywać mi nie potrzeba, a zerwać go nie byłbym nawet zdolny”.

Pomimo zrzeczenia się godności metropolity poznańskiego i gnieźnieńskiego, kard. Ledóchowski nadal interesował się życiem politycznym Wielkopolski. Gdy zmarł w Rzymie w 1902 r., dziennik krakowski „Czas” napisał: „Splot idei katolickiej z ideą narodową dokonał się we znacznej mierze około dostojnej osoby prymasa Ledóchowskiego, którego losy rozbudziły wszystkie uczucia polskie”.

„Los paradoksalnie sprawił, że w Polsce tradycja prymasowska przetrwała w czasach zaborów w sporej mierze za sprawą tego, któremu wielu zarzucało brak polskich uczuć patriotycznych, obojętność wobec sprawy polskiej i kierowanie się tylko interesem Kościoła” – napisał Jerzy Pietrzak w pracy pt. Arcybiskup Mieczysław Ledóchowski jako prymas Polski (UAM 2003).

Kardynał Stefan Wyszyński nie pochodził, jak kard. Mieczysław Halka-Ledóchowski, z rodu arystokratycznego. Przyszedł na świat 1.08. 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, w wielodzietnej rodzinie organisty z miejscowej parafii. Syn Stanisława i Julianny, pomimo skromnych warunków materialnych rodziny, kształcił się najpierw w renomowanym gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, potem, od 1914 r., z powodu trwającej I wojny światowej, w gimnazjum męskim im. Piotra Skargi w Łomży, a następnie w liceum św. Piusa X we Włocławku. Po zdaniu matury, w 1920 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. 3 sierpnia 1924 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Wojciecha Owczarka w bazylice katedralnej Włocławskiej. Od tego momentu zaczął się w jego życiu etap dalszych studiów oraz intensywnej pracy duszpasterskiej. W latach 1925–1929 studiował na Wydziale Prawa i Prawa Kanonicznego oraz Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Doktorat uzyskał w 1930 r. na podstawie rozprawy Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. W latach 1929–1930 podróżował w celach naukowych do Austrii, Włoch i Niemiec. Przedmiotem jego zainteresowań była kwestia związków zawodowych, organizacje katolickiej młodzieży robotniczej, a przede wszystkim – doktryny i ruchy społeczne. Owocem tej podróży była publikacja: Główne typy Akcji Katolickiej za granicą. Jednak nie tylko nauka społeczna Kościoła była przedmiotem jego zainteresowania, lecz także praktyka duszpasterska, zwłaszcza wśród rodzin i w środowisku robotniczym. Świadomy rosnącego wśród robotników wpływu ideologii marksistowskiej, szczególnie idei sprawiedliwości społecznej, walki klas i rewolucji, zainicjował powstanie Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego, którym kierował w latach 1931–1932. Prowadził też pracę społeczno-oświatową w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych i zorganizował Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej. W swoich wykładach z katolickiej nauki społecznej podkreślał zasadę solidaryzmu społecznego i uczył, że godność osoby ludzkiej jest treścią fundamentalnej normy moralnej, z której wynika zakaz traktowania osoby jako przedmiotu użycia, czyli środka do celu. Prawa człowieka odnosił do praw osobowych, politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych i solidarnościowych.

W 1937 r. ówczesny prymas Polski kard. August Hlond zaproponował mu współpracę w prymasowskiej radzie społecznej, a 11 lat później, już na łożu śmierci – w uznaniu dla jego zasług duszpasterskich i walorów osobistych – w tajnym liście do papieża wyraził swoją wolę, by został jego następcą na stolicy prymasowskiej w Gnieźnie i Warszawie.

Podczas wojny, od 1942 r. był kapelanem Zakładu dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą. Tam też prowadził wykłady z katolickiej nauki społecznej dla inteligencji. Jako kapelan Armii Krajowej okręgu wojskowego „Żoliborz”, angażował się też w działalność konspiracyjną. Po wybuchu powstania warszawskiego jako żołnierz pod pseud. Radwan II służył rannym w szpitalu powstańczym w Laskach.

4 marca 1946 r. został mianowany przez papieża Piusa XII biskupem lubelskim. 12 maja 1946 r. na Jasnej Górze w Częstochowie otrzymał sakrę biskupią z rąk księdza kardynała Augusta Hlonda. Po jego śmierci, 12 listopada 1948 r., Ojciec Święty Pius XII mianował go arcybiskupem gnieźnieńsko-warszawskim i prymasem Polski.

14 kwietnia 1950 r. z jego inicjatywy zostało zwarte porozumienie między przedstawicielami rządu RP i Episkopatu Polski. Była to jedyna deklaracja prawna określająca sytuację Kościoła w Polsce, gdyż już w 1945 r. umowa konkordatu została zerwana. Prymas spodziewał się, że władze komunistyczne nie będą dotrzymywać tych zobowiązań, ale dawały mu one podstawę prawną jego działań. W oparciu o nią z wielką roztropnością i odwagą bronił praw wierzącego narodu. Podpisanie porozumienia nie było łatwą decyzją, tym bardziej że trwające wciąż w oporze podziemie niepodległościowe poczuło się przez Kościół opuszczone. Swój niepopularny społecznie krok wyjaśniał potem na kartach Zapisków więziennych: „Dlaczego prowadziłem do »Porozumienia«? Byłem od początku i nadal jestem tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju”.

W zaistniałej sytuacji kardynał Wyszyński uznał, że zawarta z rządem umowa jest koniecznym kompromisem w walce o prawa Kościoła w Polsce. Jak się potem okazało, nie uniknął mimo to zarzutu władz komunistycznych, że działa na szkodę „Porozumienia”. W Zapiskach znajdziemy bolesne wspomnienie Prymasa o tym, jak podpisanie tego dokumentu wzbudziło nieufność do niego ze strony zarówno duchowieństwa, jak i wielu katolików świeckich. Echem tych zmagań jest jego zamieszczone tam wyznanie: „Kościół nigdy nie mówił »nie« tam, gdzie można było dojść do pokoju i zgody. (…) A więc porozumienie miałoby spełnić rolę zderzaka, łagodzącego narastający konflikt? I tak, i nie! (…) Na ile było to niedoskonałością, osądzi historia. W każdym razie w chwili koniecznej decyzji, gdy Episkopat Polski był niezdecydowany, rzuciłem na szalę dyskusji własną formację umysłową z jej cechami i brakami”.

„Wierzyłem – pisze dalej – że ułożenie stosunków jest konieczne, podobnie jak nieunikniony jest fakt współistnienia Narodu o światopoglądzie katolickim, z materializmem upaństwowionym”.

Jasno więc widać, jak ciężkim brzemieniem dla ks. Prymasa była zawarta umowa z rządem komunistycznym. Okres, w którym został pasterzem Kościoła w Polsce, był szczególnie trudny aż do 1956 r. Mimo wprowadzenia w 1947 r. tzw. ustawy amnestyjnej, kontynuowano represje wobec działaczy niepodległościowych. Zmiany terytorialne i migracje przecinały dotychczasowe więzi społeczne. Zabrakło też elit, które zginęły w walce lub zostały wymordowane w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach. Na ich miejsce władze komunistyczne budowały swoją „elitę” i stosownie do programu budowy „nowej socjalistycznej Polski” poddawały naród systematycznej demoralizacji, np. poprzez wprowadzenie „aborcji na życzenie”, czy też ułatwionej dystrybucji alkoholu. Pijany, osłabiony moralnie Polak miał być niezdolny do wielkich ideałów, takich jak obrona wolności ojczyzny. Zmonopolizowanie władzy w kraju pozwoliło komunistom otwarcie wystąpić przeciwko Kościołowi.

W 1950 r. władza przejęła „Caritas”, zajmując prowadzone przez nią domy opiekuńcze i zagrabiając majątek kościelny. Zaczęto rugować religię ze szkół, a od 1949 r. rozpoczęto tworzenie szkół ateistycznych. W 1952 r. usunięto ordynariusza diecezji katowickiej bp. Stanisława Adamskiego, a w styczniu 1953 r. przeprowadzono pokazowy tzw. proces kurii krakowskiej, jak również słynny proces ordynariusza kieleckiego, bp. Czesława Kaczmarka. W końcu, w lutym 1953 r., wprowadzono dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych, w którym władza nadała sobie prawo do bezpośredniej ingerencji w politykę personalną Kościoła i wymuszała składanie przysięgi na wierność PRL nowo mianowanych proboszczów i biskupów. Urząd ds. Wyznań natychmiast przystąpił do wykonywania dekretu, grożąc sankcjami tym kapłanom, którzy nie podporządkują się nowemu prawu. W odpowiedzi, z inicjatywy prymasa Polski biskupi zgromadzeni w Krakowie dnia 8.05. 1953 r. opracowali memoriał do władz, kończący się słowami „non possumus” – nie pozwalamy.

Kierowany przez kard. Wyszyńskiego episkopat, stając w obliczu krzywd, jakich doznał Kościół w Polsce, ogłosił, że już dalej w ustępstwach iść nie może: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”.

Dla mnie osobiście znacząca jest data powstania tego memoriału. W tym dniu bowiem Kościół Polski obchodzi uroczystość św. Stanisława Szczepanowskiego – pierwszego polskiego duszpasterza, który powiedział w 1079 r. swoje „non possumus” nieograniczonej władzy królewskiej. Za swój sprzeciw wobec krzywdzącego postępowania króla Bolesława Śmiałego zapłacił najwyższą cenę utraty własnego życia.

Prymasa Stefana Wyszyńskiego aresztowano nocą, 25 września 1953 r. Bez wyroku, aktu oskarżenia i rozprawy sądowej został wywieziony z Warszawy i internowany: „Dziś uroczystość Patrona Stolicy, błogosławionego Władysława z Gielniowa (…) Mocą tej decyzji mam natychmiast być usunięty z miasta. Nie wolno mi będzie sprawować żadnych czynności związanych z zajmowanymi dotychczas stanowiskami” – zanotował w swoich Zapiskach więziennych. Tuż przed internowaniem, 12.01. 1953 r. ks. Prymas został mianowany kardynałem.

Pozbawiony informacji ze świata i Kościoła, odcięty od kontaktów nawet z najbliższymi, poniżany i oczerniany w mediach, nie ugiął się przed presją władz i nie złożył dymisji ze swego urzędu.

Więziono go najpierw w Rywałdzie koło Grudziądza, potem w Stoczku Warmińskim, w Prudniku Śląskim, aż wreszcie, od 26.10. 1955 r. do 28.10. 1956 r. – w Komańczy, na terenie Bieszczad. Przewiezienie do klasztoru sióstr nazaretanek w Komańczy było sygnałem zbliżającej się „odwilży”. Wkrótce, na fali październikowych przemian 1956 r., został wyniesiony do władzy Władysław Gomułka, któremu wespół ze swoją ekipą udało się skutecznie spacyfikować nastroje społeczne. Służyć temu miało m.in. uwolnienie Prymasa i jego powrót do Warszawy. Stało się to 28.10.1956 r.

Kard. Stefan Wyszyński, Komańcza 1956 | Fot. archiwum Jolanty Hajdasz

Okres uwięzienia ks. Prymasa był czasem jego duchowego dojrzewania i budowania programu odnowy moralnej narodu. Podczas pobytu w Prudniku Śląskim, w roku 1955 napisał: „Siedziałem drugi rok w więzieniu w Prudniku Śląskim, niedaleko Głogówka. Cała Polska święciła wtedy pamięć obrony Jasnej Góry przed Szwedami i Ślubów Królewskich Jana Kazimierza przed trzystu laty. Dzieje Narodu niekiedy się powtarzają… Czytając Potop Sienkiewicza, uświadomiłem sobie właśnie w Prudniku, że trzeba pomyśleć o tej wielkiej dacie”. W następnym roku, już w Komańczy, 16.05. 1956 r., we wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli – Patrona Polski, stworzył tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. W dniu 26 sierpnia odczytał je na Jasnej Górze, w zastępstwie nieobecnego Prymasa i w obecności ponad 1 mln wiernych, przewodniczący episkopatu – bp Michał Klepacz. „Jakże gorąco w głębi duszy pragnąłem, aby w dniu 26 sierpnia, w dniu tryumfu naszej Królowej, stać tu, wraz z ludem, u stóp Jej Tronu. Było to pragnienie bardzo usprawiedliwione, ale i bardzo dziecięce… Czułem jednak, że trzeba wszystkiego się wyrzec, zarówno mego pasterskiego, prymasowskiego prawa, jak i radości, do której dziecko wobec swej Matki ma prawo”.

„Czułem, że wielką chwałę Królowej Polski ktoś musi okupić” – napisał ks. Prymas.

W Zapiskach można znaleźć też inne ważkie słowa: „Dziękuję Ci, Mistrzu, żeś mój los tak bardzo upodobnił do Twojego (…) Opuścili Cię Twoi Apostołowie, jak mnie opuścili biskupi; opuścili Cię Uczniowie, jak mnie opuścili kapłani. I jedni, i drudzy poddali się trwodze (…) I przy mnie pozostała gromadka świeckich katolików, wcale nie najmocniejszych, którzy mają odwagę przyznawać się do mnie”.

Okres uwięzienia zaowocował jeszcze jedną bezcenną dla Kościoła w Polsce inicjatywą. Był to ogólnonarodowy program odnowy duchowej Narodu jako przygotowanie do obchodów Milenium Chrztu Polski w 1966 roku. Został przez ks. Prymasa rozpisany na dziewięć lat Wielkiej Nowenny. Zebrany w dziewięć haseł przewodnich, stanowił program pracy duszpasterskiej w kolejnych latach jej trwania. Jak się potem okazało, miał on „odnowić oblicze tej ziemi” nie tylko na rok 1966, w perspektywie zbliżającego się Milenium Chrztu Polski, lecz również na kolejne dekady. „Zwieńczeniem Wielkiej Nowenny, choć nieprzewidywalnym wcześniej, stał się 16.10. 1978 r. (…) Dziś historycy nie mają wątpliwości – bez tamtego przeżywania dziedzictwa Kościoła i narodu w tysiącletniej Polsce nie dożylibyśmy pokolenia Robotników ʼ80 strajkujących w stoczniach pod krzyżem i portretem Jana Pawła II” – pisze prof. Jan Żaryn (Polska Pamięć, Patria Media, Gdańsk 2017).

„Historia magistra vitae” – mawiali starożytni Rzymianie. W czym obaj Kardynałowie Prymasi są zatem do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas dzisiaj? Wywodzili się z różnych środowisk społecznych i różne były ich kapłańskie drogi, ale pełniąc posługę pasterską, byli wierni Kościołowi, troszczyli się o życie wieczne wiernych i zachowanie tożsamości polskiej. Przyszło im żyć w czasach opresji i zagrożenia nie tylko bytu narodowego, ale jedności Kościoła i czystości wiary katolickiej. Poddani naciskom i krytyce wypływającej nawet z wnętrza Kościoła, nie ulegli trwodze, ale pozostali nieugięci.

Co nam dzisiaj chcą przypomnieć? Może właśnie te twarde słowa: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”.

Właściwie pojęta autonomia Kościoła i Państwa oznacza, że istnieje nieprzekraczalna granica pomiędzy tronem a ołtarzem. Zadaniem hierarchów Kościoła jest stanie na straży tej granicy oraz wyznaczanie jej w konkretnej sytuacji politycznej i społecznej. Ludzie świeccy również nie są zwolnieni w swoim sumieniu z rozpoznawania jej, uznawania i akceptacji.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Między tronem a ołtarzem. Dwóch Prymasów, dwa życiorysy” znajduje się na s. 17 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Między tronem a ołtarzem. Dwóch Prymasów, dwa życiorysy” na s. 4 i 5 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stulecie wyprawy na Kijów, która przyniosła Ukrainie „miesiąc wolności”. Przypomnienie polsko-ukraińskiego sojuszu

Zwycięstwa sojuszniczych wojsk Piłsudskiego i Petlury, w tym walki okrętów i łodzi motorowych na Prypeci oraz zdobycie Czarnobyla przy wykorzystaniu desantu rzecznego, ukoronowało zajęcie Kijowa.

Paweł Bobołowicz

Wyprawa kijowska 1920

Realizacja umowy zawartej 21 kwietnia 1920 roku pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową i konwencji wojskowej z 24 kwietnia tegoż roku doprowadziła do realizacji wyprawy kijowskiej. Zwycięstwa sojuszniczych wojsk Piłsudskiego i Petlury, w tym walki okrętów i łodzi motorowych na Prypeci oraz zdobycie Czarnobyla przy wykorzystaniu desantu rzecznego, ukoronowało zajęcie Kijowa. Wyprawa przyniosła nad Dniepr „miesiąc wolności”.

Istota tego, czym miała być ta operacja, została zawarta w odezwach Piłsudskiego i Petlury do mieszkańców Ukrainy. Przytaczam ich teksty na podstawie „Wyprawy Kijowskiej 1920 roku” generała Tadeusza Kutrzeby – pierwszej pracy, która w sposób całościowy próbowała opisać przebieg kampanii. Być może ostateczne niepowodzenie wyprawy, ale też lata skutecznego wymazywania ze zbiorowej pamięci polsko-ukraińskiego sojuszu, zatarły też fakt przeprowadzenia 9 maja 1920 roku wspólnej parady wojskowej, którą na kijowskim Chreszczatyku odbierał generał Edward Śmigły-Rydz. Epidemia covid-19 nie pozwoli w tym roku na pełne uczczenie tego wydarzenia. Tym bardziej zachęcam Państwa do lektury, by wyobrazić sobie, jak ten dzień wyglądał w Kijowie 100 lat temu.

Oddaję dziś swoje miejsce na łamach uczestnikom tamtych wydarzeń.

Odezwa Naczelnego Wodza do mieszkańców Ukrainy

„Do wszystkich mieszkańców Ukrainy! Wojska Rzeczypospolitej Polskiej na rozkaz mój ruszyły naprzód, wstępując głęboko w ziemie Ukrainy. Ludności ziem tych czynię wiadomym, że wojska polskie usuną z terenów, przez naród ukraiński zamieszkałych, obcych najeźdźców, przeciwko którym lud ukraiński powstawał z orężem w ręku, broniąc swych sadyb przed gwałtem, rozbojem i grabieżą.

Wojska polskie pozostaną na Ukrainie przez czas potrzebny po to, aby władzę na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński

Z chwilą, gdy rząd narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego, zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród sam o losach swoich stanowić mocen będzie, żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki o wolność ludów.

Razem z wojskami polskimi wracają na Ukrainę szeregi walecznych jej synów pod wodzą atamana głównego Semena Petlury, które w Rzeczypospolitej Polskiej znalazły schron i pomoc w najcięższych dniach próby dla ludu ukraińskiego.

Wierzę, że naród ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić żyznym ziemiom swej ojczyzny szczęście i dobrobyt, którymi cieszyć się będzie po powrocie do pracy i pokoju.

Wszystkim mieszkańcom Ukrainy bez różnicy stanu, pochodzenia i wyznania wojska Rzeczypospolitej Polskiej zapewniają obronę i opiekę.

Wzywam naród ukraiński i wszystkich mieszkańców tych ziem, aby niosąc cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada, dopomagali w miarę sił swoich wojsku Rzeczypospolitej Polskiej w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność.

Józef Piłsudski
Wódz Naczelny wojsk polskich
Dnia 26 kwietnia 1920 r., Kwatera Główna”

Odezwa Głównego Atamana Petlury (skrót)

„Trzy lata mijają, odkąd naród ukraiński, usiłując zaprowadzić ład w swojej republice, walczy o swoją wolność i niepodległość z czerwonymi najeźdźcami, składając wielkie ofiary na polu walki.

Latem roku ubiegłego armia ukraińska wkroczyła do Kijowa, lecz drugi wróg ukraiński — czarny imperialista Denikin — wyzyskawszy rosyjską orientację galicyjskiego dowództwa, skłonił je do odstąpienia od hasła niepodległości Ukrainy i przejścia na swoją stronę, co postawiło armię naddnieprzańską w katastrofalnym położeniu i zmusiło ją do spiesznego cofania się. Ale wiara w świętą sprawę nie zgasła w sercach Kozaków i przezwyciężyła zwątpienie i klęskę. Rozkazałem wobec tego atamanowi Omeljanowiczowi-Pawlence z częścią wojska rozpocząć walkę z bolszewikami, część zaś armii znalazła przytułek w Polsce. Doszły już wieści o walkach armii ukraińskiej na ziemiach jekaterynosławskiej i chersońskiej. Część armii pod wodzą pułk. Udowiczenki walczy na ziemiach Podola i bliską jest chwila, gdy oba te oddziały, wypędziwszy wroga z Ukrainy, połączą się w jedną dyscyplinowaną armię.

Dotychczas naród ukraiński walczył sam, dzisiaj bezprzykładne czyny poświęcenia przekonały inne narody o słuszności żądań ukraińskich i znalazły przede wszystkim oddźwięk w sercach wolnego już narodu polskiego. Naród polski, w osobie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i swego Rządu, uznał niezawisłość państwową Ukrainy. Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukrainie.

Pomiędzy rządami Republiki Polskiej i Ukraińskiej nastąpiło porozumienie, na podstawie którego wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wrócą do swojej ojczyzny.

Ministerstwo ukraińskiej Republiki Ludowej z prezesem Rady Ministrów J. Mazepą na czele wznowiło swą pracę nad zaprowadzeniem ładu na Ukrainie i nad organizacją władzy państwowej na miejscu. Praca Rządu musi być wspomagana przez wszystkie warstwy społeczne. Komisariaty, urzędy ziemskie i inne instytucje powinny przygotować się i natychmiast rozpocząć swoją pracę, okazując pomoc przede wszystkim wojskom. Rozkazuje się poczynić przygotowania do mobilizacji, co do której będzie wydany specjalny rozkaz. Armia wypędzając wroga da tym samym możność zwołania w najkrótszym czasie ukraińskiej konstytuanty. Wzywam wszystkich obywateli do pracy. Wymagam od wszystkich bezwzględnego posłuchu dla władzy ukraińskiej i t.d.

Główny ataman Wojsk U. R. L. — S. PETLURA”

Opis parady polskich i ukraińskich wojsk sojuszniczych generała (wówczas podpułkownika) Tadeusza Kutrzeby

„Dnia 9 maja 1920 r. odbył się przemarsz przez Kijów wszystkich wojsk, skierowanych na front dla obsady linii obronnych oraz do odwodu. Przemarsz połączono z defiladą w środku miasta, którą przyjmował dowódca grupy operacyjnej, gen. Rydz-Śmigły. Nie wzięły udziału w defiladzie te jednostki, które operowały zbyt daleko lub były w służbie ubezpieczenia postoju armii. Defilada wypadła znakomicie. Przed oczami niezliczonych ciekawych tłumów przemaszerowały w znakomitej postawie pułki 1. dyw. legionów, grupy płk. Rybaka, 15. dyw. wielkopolskiej, artylerii ciężkiej, wojsk technicznych oraz 6. dywizja ukraińska. Brygada kawalerii, ze względu na rozpoznanie prowadzone bez przerwy, udziału nie brała.

Wojska nasze nie były w roku 1920 w swym zewnętrznym wyglądzie i w rozmaitych organizacyjnych szczegółach całkowicie ujednostajnione, lecz odwrotnie, posiadały cały szereg drobnych odrębności, uzewnętrzniających się w pewnych lokalnych, pochodzeniowych zabarwieniach.

Przede wszystkim więc piętna wojskowości zaborców nie były jeszcze zneutralizowane. Objawiały się one w odrębnych sposobach wykonania marszu, mustrze orkiestr i drobnych szczegółach porządkowych. Jednak różnice te nie raziły wzrokowo, a raczej wytwarzały u obcych wrażenie, że Polska musi być duża, jeżeli pochodzące z rozmaitych stron oddziały mają swoje odrębności. Widziano naocznie, że zebrano w Kijowie oddziały reprezentujące wszystkie części dużej naszej ojczyzny, które biorą czynny udział w operacjach wojennych na szerokich polach Ukrainy, aby walcząc „za naszą i waszą wolność” współdziałać w tworzeniu prawdziwie niepodległej Ukrainy. I tak, przemaszerowała 1. dyw. leg., najstarsza spadkobierczyni wojskowości polskiej, ze starymi sztandarami, chlubnie zasłużonymi w bojach legionów, w bitwach pod Wilnem i Dyneburgiem. W marszu paradnym, jakby według musztry austriackiej, maszerowały pułki podhalańskie z wyśmienicie grającymi orkiestrami, w których uwagę widzów przykuwał ozdobnie przepasany tambour-major oraz — ponny, mały konik, ciągnący na dwukółce duży bęben. „Pruskim krokiem” kroczyły pułki dywizji wielkopolskiej, a suwalski 41. pułk piechoty, znakomicie wyekwipowany, wystąpił z fanfarystami, do tego czasu w wojsku jeszcze nie wprowadzonymi. Legioniści, Podhalanie, Poznaniacy i kresowcy, wszyscy żołnierze polscy, bojownicy o sprawę ukraińską! W końcu maszerowała 6. dywizja ukraińska, do której dołączyły się już zorganizowane wojskowo grupy powstańców z własnymi orkiestrami.

Zajęcie Kijowa było w życiu wojennym miasta epizodem niecodziennym. To też — powiedzmy — ciekawość wojskowa sprowadziła do Kijowa w dniu 9 maja szereg miłych nam gości z etapu i z kraju. Przypadkowo zupełnie byli oni świadkami tej swoistej wojskowej parady, która się jakby niechcący, bez żadnych pretensyj, rozgrywała na Kreszczatyku kijowskim. Przyjechał więc do Kijowa ś. p. płk. sztab. gen. Julian Stachiewicz ze Sztabu Ścisłego Wodza Naczelnego, a z nim pułkownik armii francuskiej Hanotte — obecny generał dywizji armii francuskiej — przydzielony wówczas do Naczelnego Dowództwa w Warszawie. Przybył również wojskowy attache Japonii, major Yamawaki — obecny generał i po raz wtóry attache wojskowy Japonii w Warszawie, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Goście wzięli, jako widzowie, udział w przemarszu wojsk.

Za przyjmującym defiladę generałem Rydzem-Śmigłym stanął szef sztabu z adiutantami, obok zaś stał pułkownik ukraiński Bezruczko — dca 6. dyw. ukraińskiej, potem goście: pułkownik Stachiewicz, Francuz Hanotte i Japończyk Yamawaki.

Cóż mówił tłum, co mówiły te szare masy ludu, widzącego duże ilości doborowego wojska polskiego i do niego dołączonych oddziałów ukraińskich, przemaszerowujące przed polskim generałem, obok którego stoją oficerowie ukraińscy, francuscy i japońscy? Tłum widział skutki, nie znał przyczyn. I dlatego rosnąć zaczęła plotka, rodziły się domysły. Szukano bowiem związku między wojskiem polskim, okupującym Ukrainę, a obcokrajowcami, oficerami zwycięskiej w wojnie światowej Francji i Japończykami, sąsiadującymi z Sowiecką Rosją na Dalekim Wschodzie. Padło słowo i pozornie tłumaczyło przyczynę wojskowo-politycznego zjawiska, rozgrywającego się na Ukrainie: jakoby Ententa ogłosiła wojnę z Sowietami, Polska to tylko wykonawca, do której dołączono wojska ukraińskie, a dusza wyprawy kijowskiej to Francja i Japonia. Szczególnie Francja, popierająca Wrangla, działającego z Krymu ku północy, ma silny interes w tym, aby spowodować upadek Rosji Sowieckiej i uzyskać spłatę swych wielkich finansowych należności.

Wojsko polskie zrobiło znakomite wrażenie. Ogólnie powtarzano zdanie, że od czasu wymarszu wojsk niemieckich podobnych wojsk na Ukrainie nie widziano”.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Wyprawa kijowska 1920” znajduje się na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Wyprawa kijowska 1920” na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wybory natychmiast! Nie ma żadnego powodu, żeby te wybory przesunąć / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Jak najszybsze wybory są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Wszystkich panikarzy informuję, że w roku 2019 zmarło w Polsce 410 000 osób; 34 166 Polaków umierało co miesiąc i 1123 każdego dnia. I założę się o dobry koniak, że obecny rok tego wyniku nie przebije.

Nie ma żadnego powodu, dla którego należałoby te wybory przesunąć. Poza polityczną hucpą, rzecz jasna. Ale polityczna hucpa, już rozgrywająca polską scenę polityczną po prognozowanej klęsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i tym samym Platformy Obywatelskiej, nie może być usprawiedliwieniem dla anarchii. Dla chaosu, który zmiecie nie tylko PO, ale też rządy Zjednoczonej Prawicy, i osłabi na wiele lat państwo polskie. W sytuacji rzekomej pandemii, gdy do ofiar covid-19 przypisuje się prawie wszystkich zmarłych, jak najszybsze wybory prezydenckie są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam bowiem, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Do kanonu demokracji (np. angielskiej) należy ogłaszanie wyborów w terminie uznanym za najkorzystniejszy dla partii rządzącej. Prosty i czytelny przywilej zwycięzcy.

Nie jest też obowiązkiem zwycięzcy poprzednich wyborów pochylać się nad niedolą pretendenta konkurencji tylko dlatego, że nie ma najmniejszych szans. To wewnętrzna sprawa Platformy Obywatelskiej, że nie potrafiła wybrać lepszego kandydata. A skoro takiego wybrała, to nie ma dla niej już miejsca na polskiej scenie politycznej. Bo chyba nie lepszy byłby od niej poseł Budka?

Rozumiem nagłe pragnienie Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Roberta Biedronia, żeby taką niepowtarzalną szansę wykorzystać i przejąć elektorat PO. Rozumiem też grę Jarosława Gowina nastawioną na ten sam cel. To dlatego przecież jest w rządzie i zarazem w nim nie jest. Ale, Panowie, pomyślcie chwilę, bo Platforma jeszcze nie umarła. To teraz możecie najwięcej ugrać. A przeciągając strunę, możecie ją najwyżej urwać. Bo zbytnia zachłanność to nie zaleta, ale głupota, tak w sferze pieniądza, jak i w polityce. To w waszym interesie jest, żeby wybory się odbyły jak najszybciej, zanim nieosiągalny dotychczas konkurent nie przegrupuje swoich sił. Tylko w ten sposób dobijecie nieudany projekt pn. Platforma Obywatelska i podzielicie elektorat po niej. Mam za tę podpowiedź podać numer konta? J

Może za niedługi czas pojawi się na naszej scenie formacja sytuująca się na prawo od PiS i europejsko odpowiedzialna: Ludowo-Konserwatywna Partia Chadecka. Z Jarosławem Gowinem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i nawet Pawłem Kukizem w roli poszetki do tak skrojonego garnituru. Zatem gruntownie odnowione oblicze obozu III RP.

W zaistniałej sytuacji kompletnie, ale to kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie stanowisko Konfederacji i Krzysztofa Bosaka. Kandydata na prezydenta, dla którego byłem gotowy przez chwilę zmarnować swój głos w I turze. Podpinanie się pod obóz III RP, anarchizujący polskie państwo, byle tylko odzyskać dawne żerowisko, jest nieodpowiedzialnością, wręcz głupotą. I za co? Za poklepanie po plecach przez byłych ubeków? Tych, którzy wyzywali narodowców od faszystów i podpalali Marsz Niepodległości? Dlatego apeluję do Krzysztofa Bosaka o szybkie odcięcie się od wpływów Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna i im podobnych. Tych wszystkich, dla których każda konstelacja jest ograniczeniem i chcą błyszczeć blaskiem samotnych gwiazd.

Polski patriota nie może stanąć w jednym szeregu z obozem III RP, z dziećmi i wnukami funkcjonariuszy przywiezionych przez ruskie czołgi w 1945 roku – to po pierwsze. Po drugie, Krzysztof Bosak ma niepowtarzalną szansę trwałego zaistnienia na scenie politycznej jako poważny polityk. W niecodziennej sytuacji wypalenia się kandydatki PO, może przejąć dużą część jej liberalnego elektoratu. Zdobyć nie 5, ale 20% głosów i przejść do II tury.

Proszę zatem Krzysztofa Bosaka o przedstawienie założeń zmiany funkcjonowania państwa z etatystycznego na wolnościowe, a nie dołączanie do bezideowego antypisu. To tego akcentu w kampanii kandydata Konfederacji najbardziej brakuje.

Przyłączenie się do obozu żerowiska na państwie (PO, PSL, SLD) może jedynie cały obóz wolnościowy zdyskredytować.

Konkludując, nie żebym straszył: jeżeli Krzysztof Bosak nie zrewiduje swojego stanowiska, to straci mój głos nawet w I turze. Bo poglądy wolnościowe, które podzielam, to jedno. A mądrość i odpowiedzialność w polityce to drugie. Chyba, że myślimy o niej jak o swoim osobistym wielkim show, jak o Tańcu z Gwiazdami.

PS Z ostatniej chwili (7 dni)! Tak bardzo wystraszyliśmy się wirusa, że w marcu zmarło nas o 40% mniej niż przed rokiem. Chyba wygram zakład 😀

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy”

Polacy z Górnego Śląska w oczekiwaniu na plebiscyt manifestowali publicznie swoje uczucia patriotyczne. We wszystkich miejscowościach pochody zgromadziły od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób.

Renata Skoczek

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku dzień 3 maja został ustanowiony przez Sejm Ustawodawczy jako święto państwowe uchwałą z dnia 29 kwietnia 1919 r. w której czytamy „Dzień trzeci maja jako rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy”.

W tym czasie na Górnym Śląsku kwestia przynależności państwowej była nierozstrzygnięta. O losach mieszkańców tego regionu miały zdecydować rokowania pokojowe, które trwały w Paryżu. Władze niemieckie wszelkimi sposobami zwalczały działalność polskich organizacji i stowarzyszeń, chcąc przekonać opinię międzynarodową, że miejscowa ludność pragnie przynależności do Niemiec. Ponieważ na całym obszarze Górnego Śląska obowiązywał stan oblężenia, Polacy wykorzystali wolny od pracy dzień 1 maja 1919 roku na uroczyste obchody święta narodowego. W Katowicach odbyła się dwugodzinna manifestacja, która zgromadziła od 50 do 70 tysięcy Polaków przybyłych z Mysłowic, Królewskiej Huty i okolicznych wsi.

W Bytomiu zebrała się ludności polska z pobliskich gmin, domagając się przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Przy akompaniamencie siedmiu orkiestr przemaszerowało około 40 tysięcy osób z czterdziestoma sztandarami, niosąc prawie sto tablic z hasłami politycznymi.

W wielu innych miejscowościach odbyły się podobne wiece i pochody, w których łącznie wzięło udział około 250 tysięcy osób.

Rok później Polacy z Górnego Śląska w oczekiwaniu na plebiscyt, który miał rozstrzygnąć o przyłączeniu tej ziemi do Polski lub Niemiec, manifestowali publicznie swoje uczucia patriotyczne. (…)

We wszystkich miejscowościach Górnego Śląska odbyły się pochody, które zgromadziły od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób. Najliczniejsze manifestacje odbyły się w Katowicach i Bytomiu, zgromadziły po 80 tysięcy Polaków. W Katowicach pochód trwał dwie i pół godziny przy akompaniamencie 26 orkiestr. Naliczono 500 chorągwi, w tym sztandary różnych polskich organizacji oraz flagi narodowe. W Bytomiu gospodarze i członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” otwierali konno pochód, w którym uczestniczyło wiele kobiet ubranych w stroje ludowe. Liczny był udział uczestników pierwszego powstania śląskiego.

W Zabrzu ogromny pochód sformowało prawie 70 tysięcy ludzi ze 120 sztandarami. Do tłumów przemawiało 5 mówców, wskazując na wiekopomne znaczenie Ustawy Trzeciego Maja.

W Rybniku manifestowało 48 tysięcy mieszkańców powiatu rybnickiego z udziałem aż 36 orkiestr i 250 sztandarów. Pochodom przyglądali się obecni w miastach żołnierze wojsk sprzymierzonych, a Polacy nieśli obok polskich chorągwi również flagi narodowe francuskie, włoskie i brytyjskie. Łącznie w uroczystościach wzięło udział prawie 500 tysięcy polskiej ludności, a prasa relacjonowała: „Jak Górny Śląsk daleki i szeroki, wszędzie zebrały się wielkie rzesze rodaków i rodaczek naszych, aby przed całym światem dać dowód naszej polskości. Zgromadzili się starzy i młodzi, aby dać dowód swej polskości, wszyscy przejęci jedną myślą: uczcić godnie Konstytucję 3 maja równie z braćmi innych ziem polskich”.

W 1921 roku sprawująca władzę na obszarze plebiscytowym Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa wydała rozporządzenie zabraniające wszelkich pochodów i manifestacji. Wojciech Korfanty jako polski komisarz plebiscytowy skierował do ludności polskiej odezwę, w której zapewniał, że rozporządzeniu Komisji Międzysojuszniczej „chętnie się poddajemy, bo stoimy u wrót wolności, już tylko nieliczne dni dzielą nas od świętej chwili, kiedy będziemy wolni i zjednoczeni z Macierzą Polską”.

W nocy z 2 na 3 maja wybuchło III powstanie śląskie, w wyniku którego w czerwcu 1922 roku część Górnego Śląska została przyłączona do Polski.

Cały artykuł Renaty Skoczek pt. „Święto narodowe 3 Maja na Górnym Śląsku” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Święto narodowe 3 Maja na Górnym Śląsku” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Aktywność Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP w kwietniu. Protest wobec skandalicznego raportu Reporterów bez Granic

Z tej oceny śmieje się już chyba cała dziennikarska Polska, ale to właśnie takie raporty służą instytucjom unijnym do nakładania na nas sankcji i do prób wpływania na nasze przepisy.

Jolanta Hajdasz

Ku zdumieniu wielu z nas, w kwietniu 2020 r. okazało się, że mamy najniższą w historii ocenę poziomu wolności prasy. Mówiąc wprost, nigdy jeszcze nie było tak źle, jak jest teraz. W Europie gorzej niż u nas jest jedynie na Węgrzech i na Ukrainie, a jesteśmy w grupie państw dosłownie Trzeciego Świata, między Etiopią i Mongolią.

Tak nisko oceniła nas organizacja Reporterzy bez Granic, ogłaszająca co roku tzw. indeksy wolności prasy. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP opublikowało protest przeciwko tej naprawdę nierzetelnej ocenie. W rozesłanym po całym dziennikarskim świecie komunikacie prasowym autorzy raportu jako główną przyczynę tej skandalicznie niskiej pozycji naszego kraju wskazali… klimat autocenzury wywołany art. 212 kk, zgodnie z którym każdy z nas, dziennikarzy, może być skazany na rok więzienia za zniesławienie. Od lat powtarzamy kolejnym rządzącym, by ten komunistyczny relikt dawnych czasów usunąć z kodeksu karnego, bo na gruncie prawa cywilnego też można dochodzić swoich praw (choć kosztuje to niestety więcej), a i tak do więzienia żaden dziennikarz nie trafia, bo nawet jak sąd skazuje, to na końcu Prezydent RP ułaskawia… Taka zabawa polskiego sądownictwa. Ale póki co nikt nie chce tego artykułu zlikwidować, więc staje się on najwygodniejszą przykrywką do niskiej oceny i bicia na alarm z powodu – ratunku! – niszczenia wolności słowa i tłumienia wolności mediów u nas.

Jeszcze pięć lat temu istnienie tego artykułu w kodeksie karnym oraz horrendalnie wysokie grzywny, na jakie byli skazywani dziennikarze, szczególnie prawicowych mediów, za pisanie np. na temat red. Adama Michnika, nie przeszkadzało twórcom rankingu Reporterów bez Granic. Wtedy byliśmy zawsze w pierwszej dwudziestce tego zestawienia. Dziś za to samo – wielkie baty i bicie na alarm.

Z tej tegorocznej oceny wolności prasy u nas śmieje się już chyba cała dziennikarska Polska, ale nie powinniśmy przechodzić wobec tego raportu obojętnie. To właśnie takie raporty i takie wskaźniki służą potem instytucjom unijnym do tworzenia kolejnych dokumentów uzasadniających nakładanie na nas sankcji i do prób wpływania na nasze przepisy. W tzw. agendzie nowej, powołanej w 2019 r. Komisji Europejskiej, wolność prasy zajmuje wysokie miejsce, więc możemy się spodziewać, iż jeszcze nie raz, nie dwa usłyszymy o „najniższym w historii wskaźniku oceny poziomu wolności prasy w Polsce”. Póki co, trwa walka z koronawirusem i na co dzień zajmujemy się zupełnie innymi sprawami. CMWP SDP nadal pracuje zdalnie. Ufam, że już niedługo. (…)

8 kwietnia 2020
Start projektu #FakeHunter

Polska Agencja Prasowa i GovTech Polska uruchomiły aplikację #FakeHunter, czyli nowe narzędzie do walki w sieci z dezinformacją o koronawirusie. Za pomocą tej aplikacji każdy internauta może zgłosić wątpliwą treść do sprawdzenia, a następnie otrzymać wiarygodną odpowiedź, zweryfikowaną przez społecznych liderów opinii oraz ekspertów PAP. Wszystkie weryfikowane doniesienia wraz z werdyktami znajdują się w specjalnym serwisie połączonym z aplikacją #Fakehunter. CMWP SDP wspiera PAP w tym projekcie.

Fot. CMWPSDP.PL

Na początku marca Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła, że pojawieniu się koronawirusa (SARS-CoV-2) towarzyszy ogromnych rozmiarów „infodemia”, czyli globalny zalew informacji, z których niektóre są prawdziwe, inne nie. Razem tworzą mieszankę wybuchową, która wywołuje wśród ludzi dezorientację i panikę. W czasie pandemii fałszywe doniesienia na temat choroby covid-19, często powielane przez środki masowego przekazu i media społecznościowe, stają się wyjątkowo groźne. Od tego, czy ludzie będą się kierować informacją potwierdzoną w wiarygodnych źródłach, czy też będą ulegać dezinformacji, zależy zdrowie i życie wielu osób i firm nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dlatego konieczny jest system weryfikacji treści publikowanych w internecie, którego celem jest demaskowanie nieprawdziwych wiadomości dotyczących koronawirusa. Więcej informacji: fakehunter.pap.pl. (…)

22 kwietnia 2020
Protest CMWP SDP przeciwko nierzetelnej ocenie stanu wolności mediów w Polsce w 2020 r., zawartej w raporcie organizacji Reporterzy bez Granic (RSF)

Fot. CMWPSDP.Pl

Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP stanowczo zaprotestowało przeciwko nierzetelnej ocenie stanu wolności mediów w Polsce w 2020 r. zawartej w raporcie organizacji Reporterzy bez Granic (RSF). Po raz piąty z rzędu zostało obniżone miejsce Polski w tym rankingu, a według niego poziom wolności mediów w naszym kraju jest obecnie najniższy w historii. Jest to ocena nierzetelna i krzywdząca dla Polski, ponieważ nie oddaje rzeczywistego poziomu wolności słowa, wolności mediów i wolności dziennikarzy, jaki jest w naszym kraju.(…). System prasowy w Polsce zabezpiecza wolność mediów w sposób wystarczający i analogiczny, jak w krajach o ugruntowanej demokracji. Spadek Polski w ogólnoświatowym rankingu wolności mediów aż o 44 miejsca w stosunku do raportu z roku 2015 r. jest w ocenie CMWP SDP absolutnie niezrozumiały i nieuzasadniony. Autorzy raportu po raz kolejny w swoim opracowaniu uwzględniają jedynie te argumenty, które uzasadniają postawioną z góry tezę o niskim poziomie wolności słowa w Polsce, a pomijają te, które mogą tej tezie zaprzeczyć. Dobór tych argumentów świadczy także o polityzacji stosowanych przez organizację kryteriów oceny poziomu wolności prasy. W ten sposób raport staje się narzędziem w konfrontacji opcji politycznych w naszej części Europy, opowiadając się jednoznacznie po jednej stronie sporu politycznego, w Polsce – po stronie przeciwników aktualnie rządzącego obozu politycznego. Nie jest to ani rzetelna, ani wiarygodna ocena stanu wolności mediów w naszym kraju. (…) Przykładowo w uzasadnieniu tegorocznego spadku w rankingu wskazano m.in., iż „podejmowane przez obecny rząd próby kontroli systemu wymiaru sprawiedliwości zaczynają mieć wpływ na wolność wypowiedzi w niezależnych mediach” – nie podano jednak żadnych przykładów mogących uzasadnić tę radykalną tezę.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2020. Kwiecień” znajduje się na s. 3 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa” na s. 3 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Lecha Kaczyńskiego zabierają głos ws. tegorocznych wyborów prezydenckich w Polsce

Prezydent stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa Państwa. Odkładanie elekcji Głowy Państwa na nieprzewidywalną przyszłość byłoby karygodnym brakiem roztropności i dalekowzroczności.

AKO w sprawie wyborów prezydenckich

Wraz ze zbliżaniem się ustalonej daty wyborów prezydenckich nasila się polityczna polemika i medialna gorączka wokół ich terminu, wyznaczonego zgodnie z art. 128 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Powołując się na sytuację związaną z epidemią covid-19, niektóre środowiska polityczne gwałtownie sprzeciwiają się przeprowadzeniu wyborów w konstytucyjnym terminie (między 28 kwietnia a 23 maja), podnosząc sprawę czy to zagrożenia zdrowia wyborców, czy to przewidywanych trudności organizacyjne i formalne związane z głosowaniem korespondencyjnym.

Wskazywane przez przeciwników elekcji prezydenckiej alternatywne koncepcje okazują się jednak niemożliwe do przyjęcia.

Próby zmiany konstytucyjnych regulacji sprawowania Najwyższego Urzędu przez wydłużenie kadencji nie znalazły parlamentarnego porozumienia. Głęboki niepokój budzi też zamysł wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Taka nadzwyczajna regulacja miałaby być zastosowana instrumentalnie wyłącznie w celu przesunięcia terminu wyborów. Tymczasem do walki z epidemią wystarczają skuteczne i ogólnie akceptowane środki wprowadzone przez Rząd RP na podstawie przepisów Ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (przyjętej w 2008 r. na wniosek rządzącej koalicji PO-PSL). Wykorzystanie stanu klęski żywiołowej mogłoby przesunąć wybory najwyżej o parę miesięcy, a nie ma żadnej pewności, że sytuacja epidemiologiczna ulegnie w tym czasie wyraźnej poprawie.

Prezydent RP jest konstytucyjnym gwarantem ciągłości władzy państwowej. Stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa Państwa. Odkładanie elekcji Głowy Państwa na nieprzewidywalną przyszłość byłoby karygodnym brakiem roztropności i dalekowzroczności. Obecna epidemia ma skalę globalną i wiadomo już, że pozostawi nam do przezwyciężenia głęboki kryzys społeczny i ekonomiczny. Niewątpliwie przewartościuje ona ład światowy; może doprowadzić do przywrócenia ładu moralnego w funkcjonowaniu społeczności, lecz niesie też zagrożenia wobec wartości, które są najcenniejsze dla każdej wspólnoty obywatelskiej — w tym suwerenności, nie tylko politycznej. Co dzień napływają sygnały przypominające, że o te wartości musimy wciąż zabiegać i walczyć.

Jako Polacy nie powinniśmy dziś narażać Państwa na funkcjonowanie w trybie nadzwyczajnym, na rozwiązania instrumentalne i tymczasowe.

Powinniśmy z największą odpowiedzialnością łączyć się wokół tego, co najważniejsze i niezbywalne. Bowiem, jak głosi art. 1 Ustawy Zasadniczej: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.

Z dezaprobatą obserwujemy, że w tak trudnej sytuacji obywateli i Państwa do konstruktywnej postawy niezdolna jest opozycja, która nie potrafi zawiesić walki politycznej i kontynuuje jednoznacznie szkodliwe działania destrukcyjne.

Z uznaniem oceniamy natomiast starania polskiego rządu związane ze zwalczaniem epidemii koronawirusa zarówno w wymiarze ochrony życia i zdrowia obywateli, jak i w zakresie wspierania i osłaniania polskiej gospodarki, w tym zwłaszcza utrzymania miejsc pracy i przetrwania polskich firm.

W imieniu Zarządów Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego:

prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący AKO Poznań
prof. dr hab. Bogusław Dopart – Przewodniczący AKO Kraków
prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Przewodniczący AKO Warszawa
prof. dr hab. Michał Seweryński – Przewodniczący AKO Łódź
prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Przewodniczący AKO Katowice
prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Przewodniczący AKO Gdańsk
prof. dr hab. Waldemar Paruch – Przewodniczący AKO Lublin
prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Przewodnicząca AKO Olsztyn
dr hab. Jacek Piszczek – Przewodniczący AKO Toruń

Poznań, Kraków, Warszawa, Łódź, Gdańsk, Katowice, Lublin, Toruń, Olsztyn, 27.04.2020

Oświadczenie AKO ws. wyborów prezydenckich znajduje się na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Oświadczenie AKO ws. wyborów prezydenckich na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Telegraf WNET: Świat walczy z pandemią, a w Polsce opozycja jawna i tajna walczy z rządem, aby wygrać wirusa dla siebie

Po przerwie europarlamentarzyści wrócili do pracy, aby potępić polski rząd za niewprowadzenie stanu nadzwyczajnego, a rząd węgierski – za wprowadzenie stanu nadzwyczajnego na czas walki z epidemią.

Maciej Drzazga

* Szczególnie uczulona na punkcie niezawisłości sędziowskiej, a kończąca urzędowanie I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf oddała prezydentowi organizację wyborów swojego następcy.

* Sąd Najwyższy Australii uchylił wyrok i wypuścił na wolność kardynała George’a Pella, skazanego w głośnym procesie na 6 lat więzienia za pedofilię.

* Kardynał Kazimierz Nycz odwołał na czas nieokreślony beatyfikację Prymasa Tysiąclecia.

* Według raportu Biblioteki Narodowej w 2019 roku najpopularniejszym w Polsce pisarzem okazał się Remigiusz Mróz, który minimalnie wyprzedził noblistkę Olgę Tokarczuk. Na trzeciej pozycji znalazł się Stephen King, a kolejne zajęli: Henryk Sienkiewicz i Adam Mickiewicz.

* Stopa bezrobocia rejestrowanego spadła w marcu do 5,4 proc., z 5,5 proc. w lutym br. – poinformował GUS.

* Minęło 200 lat od odnalezienia przez wieśniaka Jorgosa dwumetrowej rzeźby, która stała się ponadczasowym symbolem kobiecego piękna i antyku w ogóle – Wenus z Milo.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

„Telegraf” Macieja Drzazgi na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chciałam publicznie prosić, żeby była w tym roku na maturze „Dżuma”/ Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 71/2020

Przejrzałam te wszystkie znane mi ze szkoły cytaty i zrobiło mi się dziwnie. Przecież wystarczy tam wstawić słowo ‘koronawirus’ zamiast ‘dżuma’ i dostajemy odpowiedzi na nasze dzisiejsze pytania.

Jolanta Hajdasz

Czy ktoś jeszcze pamięta, że zawsze o tej porze roku, którą teraz mamy, czyli na wiosnę, zaczynała krążyć miedzy uczniami wieść z „absolutnie pewnego źródła” o tym, co też oni w tym roku dadzą na maturze? Sami maturzyści też zawsze coś obstawiali: stulecie urodzin poety, okrągła rocznica śmierci pisarza, początek lub koniec I albo II wojny, rocznica nagrody Nobla albo wydania jakiegoś wybitnego dzieła literackiego… Giełda tematów i pomysłów działała kilka tygodni, zanim okazało się, że tak naprawdę matura znowu była na inny temat, którego nikt się nie spodziewał. Dziś myślę, że to był naprawdę dobry sposób na błyskawiczną i szybką powtórkę materiału. W poniedziałek – Mickiewicz, bo „będzie na bank”, wtorek – Wyspiański i może nawet cała Młoda Polska, bo jakaś rocznica, środa – Borowski i Różewicz, bo „jednak wojna”, a czwartek – no nie, Kochanowski i Rej, bo na pewno ma być renesans, ciocia, która pracuje w kuratorium, dała komuś cynk.

Dopiero teraz, sto lat po swojej maturze uświadomiłam sobie niedostrzegany kiedyś fakt, że te zażarte dyskusje prowadzili wszyscy: i humaniści, i umysły ścisłe, kandydaci na medycynę i na politechnikę. Ta matura z języka polskiego była bardzo ważna i wcale nie była prosta, nawet osoby z minimalnym zacięciem czytelniczym musiały przyswoić „podstawy”, czyli znać wiele dzieł literackich, umieć je interpretować, połączyć w całość na tyle sprawnie, by zajęło to choć 3–4 strony formatu A4 i by nie znalazł się na nich błąd ortograficzny. Bo jeden błąd – i ocena o jeden w dół, trzy błędy – i matura niezdana.

Nawet nie śmiem pytać, czy dzisiejszy maturzysta zdający język polski na tzw. podstawie to odpowiednik tamtego trójkowicza, czy wyżej; czy ten dzisiejszy zdałby maturę 30 lat temu, a tamten – czy poradziłby sobie z kluczem i testem wyboru, w którym może się znaleźć „więcej niż jedna poprawna odpowiedź” lub poprawnej nie będzie wcale.

Ale zgodnie z tą pobraną w epoce kamienia łupanego edukacją chciałam publicznie prosić, żeby była w tym roku na maturze Dżuma. Drodzy egzaminatorzy, nie bójcie się tego, że to będzie tak bardzo banalne, że naprawdę wstyd, ani tego, że skojarzenia z naszym #zostańwdomu okażą się zbyt nachalne. Ale przejrzałam te wszystkie znane mi ze szkoły cytaty i zrobiło mi się dziwnie. Przecież tam jest to wszystko opisane, wystarczy wstawić słowo ‘koronawirus’ zamiast ‘dżuma’ i dostajemy odpowiedzi na nasze dzisiejsze pytania. Pierwszy z brzegu cytat z Alberta Camusa: „Jedyny sposób, żeby ludzie byli razem, to zesłać im koronawirusa”. Zgadza się? Zgadza. Albo ten: „Każdy nosi w sobie koronawirusa, nikt bowiem nie jest od niego wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć koronawirusa w twarz drugiego człowieka”. To też brzmi znajomo. I jeszcze jeden:

„Na świecie było tyle koronawirusów, co wojen. Mimo to koronawirusy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych”.

Prawda? Prawda. No i ten, przecież taki znany: „Bakcyl koronawirusa nigdy nie umiera i nie znika (…) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki koronawirus obudzi swe szczury (jak nietoperze w Wuhan) i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”.

Może warto sobie to wszystko odświeżyć, przypomnieć, pokojarzyć i zacząć myśleć innymi kategoriami niż do tej pory – i my, i ta nasza młodzież nierozumiana przez rodziców, zlekceważona przez nauczycieli, pozbawiona randek, imprezek, wyjść do kina czy „na miasto”, z których przecież składa się cały świat młodego człowieka. I koniecznie jak najszybciej musimy im pomóc do tego świata wrócić, by zdążyli się naprawdę nauczyć tego, co ostatecznie okaże się w ich życiu najważniejsze. W czasach pandemii i poza nią.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W maju czeka nas bój o Polskę, a w świecie toczy się wojna o wartości/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 71/2020

Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę.

Jadwiga Chmielowska

Maj, zielone łąki pokryło kwiecie, zwierz wyszedł gęstwiny, bo odzyskał przestrzeń. Człowiek zamknął się w domu. Epidemia okazała się nie taka straszna. Choć niestety wielu górników śląskich kopalń zachorowało. W kilku kopalniach wstrzymano wydobycie z powodu choroby i kwarantanny. Decyzje rządu ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa. Zainteresowanym chińskim prezentem dla całego świata polecam mój tekst Epidemia wirusa i świrusa.

2 maja wywieszamy flagi i pamiętamy o 99 rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego. W nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Grupa Destrukcyjna „Wawelberga” Tadeusza Puszczyńskiego wysadziła mosty na dalekim zapleczu frontu, aby Niemcy nie mogli wysyłać za Odrę wojska do tłumienia narodowowyzwoleńczej walki Ślązaków.

W maju czekają nas wybory Prezydenta RP. Wygląda na to, że będzie to kolejny bój o Polskę.

Część polityków zachowuje się tak, jakby wykonywała polecenia Otwartego Dialogu – Kramka i Kozłowskiej sprzed kilku lat, gdy nawoływali, aby zatrzymać państwo i obalić wybrane w 2015 r. władze.

Choć czasem w wersji karykaturalnej, historia lubi się powtarzać. Zdrajców i głupców był zawsze dostatek. Wybory bezdyskusyjnie muszą się odbyć. Nawet wizyta w lokalu wyborczym nie jest bardziej niebezpieczna od zakupów w sklepie. Opowieści o skażonych kopertach to strachy na Lachy.

W świecie toczy się wojna o wartości. Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę. Korupcja przeżarła klasę polityczną we wszystkich krajach. Do tego dochodzi zgnilizna moralna biznesmenów i polityków. W USA dopiero za prezydentury Trumpa wydano prawdziwą wojnę pedofilom. Wielu dotąd nietykalnych trafiło do więzień. Okazało się, że sieć powiązań jest międzynarodowa. Dotyczy też wielu celebrytów. Zboczeńcy łatwo podlegają szantażowi, co wyjaśniałoby wiele dziwnych politycznych decyzji.

Komunistyczne Chiny przeznaczyły przeszło 100 mld $ na łapówki w państwach „Jedwabnego Szlaku”. Chiński program „Tysiąca Talentów” korumpował naukowców nawet w USA. Pekin wyłudzał też technologie. Pazerne korporacje, które przeniosły produkcję do Chin, nie zauważyły niebezpieczeństwa, nawet gdy nie mogły transferować zysku i wszystkie pieniądze musiały inwestować w Chinach. W obliczu pandemii okazało się, że największym zagrożeniem jest globalizacja, a kapitał ma jednak narodowość.

Polska mogłaby teraz bardzo skorzystać. W USA zamknięto chińskie zakłady mięsne. Nasi producenci mogliby natychmiast eksportować produkty z wołowiny, baraniny i drobiu albo przerabiać mięso amerykańskie. Dobrze, aby się tym Minister Rolnictwa zainteresował.

Nasze firmy farmaceutyczne też mogłyby eksportować leki, ale warunek jest jeden – wszystkie składniki muszą pochodzić z Europy, a nie z Chin. Wniosek jest prosty – należy rozwijać polską produkcję. Z rozmowy Trump-Duda wynika, że USA proponują nam bliską współpracę gospodarczą. Polityk musi myśleć, jak każdą, nawet najtrudniejszą sytuację wykorzystać i wyciągnąć wnioski, a szkodę przekuć w sukces.

Wiedza na temat 5G jest mała. Niektóre miasta wyrażają zgodę na instalowanie chińskiego Huaweia. Jest to technologia niebezpieczna, nie tylko ze względu na długość fal, ale przede wszystkim na zgodę na pełną inwigilację obywateli i pozyskiwanie wrażliwych danych. Trzeba wykorzystać w Polsce jedynie amerykańską technologię, działającą na innych zasadach.

Maj to miesiąc Najświętszej Marii Panny. Czas zacząć chodzić do kościoła na nabożeństwa majowe. Jest ciepło, modlić się można też na dworze, przed świątynią. Niech Królowa Polski ma w opiece naród cały, zwłaszcza teraz, w chwilach próby. Walka dobra ze złem toczy się już otwarcie, na naszych oczach.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Billa Gatesa nie lubię i chciałbym, żeby wybory prezydenckie były w maju/ Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 71/2020

Słucham Radia Wnet i jestem dumny, że tworzę je i w nim pracuję. Niezależne media, nawet jeśli nie są w stanie zmienić losów świata, to przynajmniej pozwalają nam zachować godność bycia sobą.

Krzysztof Skowroński

Billa Gatesa nie lubię i chciałbym, żeby wybory prezydenckie były w maju. I to zdanie niech w tym majowym „Kurierze WNET” wystarczy za polityczny komentarz. Bo w tych dwóch prostych twierdzeniach zawiera się zarówno mój stosunek do pandemii i globalnej destrukcji, jak i polskiej polityki. Nie chcę obowiązkowych szczepionek, dronów mierzących temperaturę, aplikacji kontrolujących, z kim się spotykamy, sieci 5G, rządów finansowej oligarchii i chińskich komunistów. Nie ufam Światowej Organizacji Zdrowia i poecie publikującemu wiersz na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”.

Groteskowi są politycy, którzy w piątym roku brutalnej kampanii wyborczej twierdzą, że jej nie ma. Mierzi mnie zakłamanie świata i melodia wyśpiewywania przez wielkie media.

Dlatego z przyjemnością napiszę tu o radiu, którego słucham. A słucham Radia Wnet i jestem dumny, że je tworzę i w nim pracuję. W czasie pandemii nadajemy z siedemnastu studiów: studia-bazy w budynku PAST-y, studia Prawy Brzeg, Studia Ochota, Podkowa, Warmia, Biała Podlaska, Brwinów, Zwycięzców; studia w Krakowie i Wrocławiu, Studia 37 w Dublinie, studia Londyn i Studia Dziki Zachód w Arizonie; studia Los Angeles, studia Bejrut, Wilno i Lwów. W każdym z tych miejsc tworzymy i z nich na żywo nadajemy audycje radiowe. Pandemia ujawniła, że możemy z szybkością światła przemieszczać się po całym świecie. Dołączyli do nas nasi słuchacze, którzy stali się radiowymi reporterami. Dzięki temu docierają do nas informacje z pierwszej ręki z każdego miejsca na ziemi.

Ale nie to jest fenomenem Radia Wnet. W czasie zarazy, gdy informacje napawają pesymizmem, nam udało się w naturalny sposób dołączyć do tego radość z życia. Jesteśmy jednym z nielicznych mediów, które w czasie izolacji społecznej eksplodowało energią, zmieniło się na lepsze, nabrało wigoru i odmłodniało o 30 lat, nie tracąc swojej wysokiej jakości.

Nie tylko młodość i twórcza siła zwyciężyła, ale też uruchomiliśmy Solidarnościową Akcję Radiową. Jesteśmy gotowi, by wspierać darmową reklamą małe rodzinne firmy, producentów, sprzedawców, małe wydawnictwa, księgarnie, studyjne kina, teatry, akcje charytatywne i inicjatywy społeczne.

Ksiądz profesor Józef Tischner zdefiniował wolność jako możliwość bycia sobą u siebie. I my chcemy być u siebie i dać z siebie tyle, ile możemy, by pomóc innym. Ale i my potrzebujemy solidarności innych. Niezależne media, nawet jeśli nie są w stanie zmienić losów świata, to przynajmniej pozwalają nam zachować godność bycia sobą. A „Kurier WNET” jest sobą, ale nie u siebie. Na czas pandemii musiał schować się do internetu. Wprawdzie w nabrał tu kolorów, ale nie wyobrażamy sobie, by długo tkwił w wirtualnej niewoli.

„Kurier WNET” jest klasyczną – choć niecodzienną – gazetą. Siłą naszej gazety są teksty przelane na papier, a przyjemnością czytelnika jest przewracanie kolejnych stron. I to na pewno wróci.

„Nie ma wolności bez solidarności”, a ja dodam: „nie ma solidarności bez miłości”. Niech te słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Gdańsku, towarzyszą nam przy lekturze majowego „Kuriera WNET”; wszak 18 maja przypada setna rocznica urodzin naszego papieża-Świętego.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego