W Poznaniu z wielkopolskiej gospodarności i racjonalności nie pozostało nic. Za to słychać zbliżający się sąd…

Niedawno drogę z Rataj na Wildę udało mi się pokonać w 50 minut. Zawsze można wypożyczyć miejski rower. Co jednak, jeśli jest się kobietą tuż przed porodem lub chorym, np. ze złamaną ręką czy nogą?

Małgorzata Szewczyk

Cała południowa część, wraz z mniejszymi miejscowościami, miasta chlubiącego się od lat „gospodarnością, pragmatyzmem, punktualnością i oszczędnością” – po prostu stoi. Nieprzerwany sznur samochodów codziennie formuje kilometrowe korki od ronda Stare Żegrze aż do końca ul. Hetmańskiej, ruch na osiedlowych uliczkach, bo w stolicy Wielkopolski trudno szukać arterii, przypomina ruch na Marszałkowskiej. Czy naprawdę trzeba było rozpoczynać tę najważniejszą w tym roku dla stolicy Wielkopolski inwestycję w najgorętszym okresie egzaminów gimnazjalnych, matur i sesji? Dlaczego nie można było rozpocząć robót w wakacje, kiedy już uczniowie i studenci wyjadą z miasta? Gdzie troska o tak modną dziś ekologię? Gdzie dbałość o czyste powietrze? (…)

Slogan reklamowy, którym urzędnicy promują Poznań: „Poznań miasto przyjazne biegaczom i rowerzystom” warto by uzupełnić zdaniem: „Nieprzyjazne zwykłym mieszkańcom, pieszym i kierowcom”.

Poznaniacy i nie tylko oni tracą w korkach czas i pieniądze. A skoro o tych drugich mowa… Jeszcze kampania samorządowa dobrze się nie rozpoczęła, a już prezydent miasta Jacek Jaśkowiak wpadł na populistyczny pomysł uruchomienia gabinetu ginekologicznego, czynnego 24 godziny na dobę, finansowanego z kasy miasta. Mają w nim być wypisywane recepty, m.in. na pigułki „dzień po”. „Poznaniankom, które z niego skorzystają, nikt nie będzie prawił kazań, tylko udzieli koniecznej pomocy” – napisał prezydent Poznania na Twitterze.

Cóż, biorąc pod uwagę prognozy demograficzne tego miasta nad Wartą, które w najbliższych wyborach samorządowych zostanie podzielone na sześć, a nie na siedem okręgów i którego nowa Rada Miasta będzie liczyć 34, a nie 37 radnych, to naprawdę genialny pomysł na pomoc w unicestwieniu potencjalnych mieszkańców Poznania i prosta droga do kolejnych cięć w wydatkach miasta dla samorządowców. Będzie ich po prostu jeszcze mniej.

Cały komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Interwencja cenzorska na YouTube. Jest niepożądane, by informacja o innych ofiarach wojny niż żydowskie była nagłaśniana

Mój film „Polish Holocaust – incovenient truth” został ocenzurowany przez YouTube. Nałożono na film „ograniczenia wiekowe” ze względu na „drastyczne sceny i epatowanie okrucieństwem”.

Jan Martini

Mój film „Polish Holocaust – incovenient truth” został ocenzurowany przez YouTube. W uprzejmych słowach poinformowano mnie, że nałożono na film „ograniczenia wiekowe” ze względu na „drastyczne sceny i epatowanie okrucieństwem”. Złożyłem odwołanie, na które otrzymałem również grzeczną odpowiedź:

„Dziękujemy za przesłanie do YouTube odwołania dotyczącego filmu. Po dokładniejszym sprawdzeniu stwierdziliśmy, że chociaż Twój film nie narusza naszych Wytycznych dla społeczności, może być nieodpowiedni dla niektórych widzów, dlatego nałożyliśmy na niego ograniczenie wiekowe. Więcej informacji znajdziesz w Centrum pomocy YouTube. Pozdrawiamy, Zespół YouTube”.

Ciekawa rzecz – film jest angielską wersją filmu „Był polski Holokaust”, w którym „epatowania okrucieństwem” nie zauważono. Obie wersje są odpowiedzią na prowokacyjny film żydowskiej fundacji o rzekomym polskim udziale w Holokauście. Celem filmu w wersji angielskiej było poinformowanie o zbrodniach na Polakach w dwudziestoleciu 1936–1956. Wygląda na to, że interwencja cenzorska miała jasny cel – informacja dla zachodnich widzów o innych ofiarach niż żydowskie nie powinna być nagłaśniana. Myślę, że konkretnym skutkiem decyzji cenzorów będzie nieumieszczanie filmu wśród proponowanych filmów, a więc znaczne ograniczenie zasięgu.

Komentarz Jana Martiniego pt. „Lewacka czujność na YouTube” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Jana Martiniego pt. „Lewacka czujność na YouTube” na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP). Projekt obywatelski / Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 48/2018

Konstytucja będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

Jan A. Kowalski

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP)

I.            Wolność i Odpowiedzialność
II.          Zasady Kardynalne
III.        Władze Państwowe
IV.         Władze Samorządowe
V.           Źródła i zasady finansowania państwa
VI.         Zmiana konstytucji

I.          Wolność i Odpowiedzialność

My, Naród Polski, jesteśmy najwyższą władzą zwierzchnią w Rzeczypospolitej Polskiej. Świadomi odpowiedzialności względem minionych i przyszłych pokoleń, Konstytucję tę uchwalamy. Ma ona służyć nam i naszemu Państwu w sposób, jaki uznajemy za najlepszy. Zapewnić jego rozwój i zagwarantować osobistą wolność każdemu obywatelowi jej zasad przestrzegającemu. Pamiętając o 1000-letnim chrześcijańskim dziedzictwie, które wyrwało nas z mroków dziejów i poprowadziło do wielkości, zobowiązujemy się dziedzictwo to kontynuować. Wolność dana nam przez Boga wiąże się nieuchronnie z odpowiedzialnością. Tylko ludzie wolni mogą być w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Dlatego Konstytucja, źródło wszelkich rozwiązań prawnych i ustrojowych obowiązujących w naszej Ojczyźnie, będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

II.      Zasady Kardynalne

Zasady kardynalne to filary naszej indywidualnej wolności i gwarancja wielkości naszej Ojczyzny. Każdy rządzący wybrany przez Naród jest zobowiązany do ich przestrzegania pod sankcją natychmiastowego odwołania ze stanowiska. Każda decyzja podjęta przez jakiekolwiek władze polskie wbrew tym zasadom jest z prawa nieważna.

1)   Pomocniczość. Każdy szczebel władzy realizuje tylko te zadania, których nie jest w stanie zrealizować szczebel niższy, aż do pojedynczego obywatela, który przyjmuje za siebie odpowiedzialność i samodzielnie wypełnia swoje obowiązki w możliwym dla niego zakresie. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, określa ustrój polityczny i organizację zarządzania Rzeczą Pospolitą – naszym wspólnym dobrem.
2)   Likwidacja biurokracji jako metody zarządzania państwem.
3)   Nadrzędność polskiego prawa. Żadne prawo stanowione przez inne państwa i instytucje międzynarodowe nie może stać ponad prawem stanowionym przez Naród Polski we własnym państwie.
4)   Niedyskryminowanie Polaków we własnym państwie. Polskie władze państwowe lub samorządowe nie mogą wydawać ustaw lub przepisów taką dyskryminację wprowadzających. Obywatele obcych państw, a także firmy zagraniczne, muszą stosować się do przepisów prawa obowiązujących obywateli i firmy polskie.
5)   Prawo do posiadania broni. Prawo to wynika wprost z obowiązku obrony Ojczyzny przez wszystkich pełnoletnich, sprawnych fizycznie i psychicznie obywateli polskich, którzy są obowiązani przejść przeszkolenie wojskowe. Pomyślne ukończenie takiego przeszkolenia jest jednoznaczne z prawem do posiadania broni.
6)   Instytucja referendum. Nic nowego o nas bez nas. Wszelkie decyzje istotne dla funkcjonowania państwa i narodu, w tym zmiany Konstytucji, muszą zostać zatwierdzone w ogólnonarodowym referendum. Wszelkie decyzje istotne dla społeczności lokalnych muszą zostać zatwierdzone w referendach lokalnych.

III.  Władze Państwowe

Władza ustawodawcza

1.    Najwyższą władzą ustawodawczą jest Parlament składający się z Sejmu, liczącego 78 posłów – delegatów sejmów wojewódzkich według kryterium liczebności (1 poseł na 500 000 mieszkańców), oraz Senatu, składającego się z 32 senatorów, wybieranych w wyborach powszechnych, po 2 z województwa, na okres 4 lat.
2.   Ustawy wchodzą w życie po uzyskaniu w Sejmie zwykłej większości głosów i co najmniej połowy głosów senatorskich.
3.   Inicjatywa ustawodawcza przysługuje prezydentowi, posłom, senatorom i obywatelom. Do zgłoszenia projektu ustawy w przypadku prezydenta, posłów lub senatorów wymagane jest poparcie co najmniej 1/3 członków każdej z izb Parlamentu. Projekt obywatelski musi uzyskać poparcie co najmniej 500 000 osób.
4.   Parlament jako reprezentacja całego narodu ma szczególne prawo nadzoru nad funkcjonowaniem państwa i wszystkich urzędów.

Władza wykonawcza

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w Rzeczpospolitej Polskiej jest Prezydent, wybierany w wyborach powszechnych na okres 4 lat.
2.   Prezydentowi podlega administracja państwowa, wojsko i policja państwowa. Ma prawo mianowania i odwołania szefów urzędów państwowych. Powołuje i odwołuje głównodowodzących armii i policji państwowej.

Władza sądownicza

1.   Najwyższą władzą sądowniczą jest Sąd Najwyższy, składający się z 16 sędziów wybieranych w wyborach powszechnych, po 1 z każdego województwa.
2.   Sąd Najwyższy stoi na straży Konstytucji. Ocenia zgodność z nią aktów prawnych tworzonych przez parlament.
3.   Ocenia zgodność z prawem postanowień sądów powszechnych.
4.   Nadzoruje organizację sądów powszechnych.

IV.    Władze Samorządowe

Gmina

1.   Najmniejszą jednostką samorządu obywatelskiego jest gmina, zarządzana przez wójta lub burmistrza wybieranego w wyborach powszechnych. Zarządza on majątkiem gminy. Jego decyzje wymagają kontrasygnaty skarbnika gminy wybieranego w wyborach powszechnych.
2.   Mieszkańcy gminy wybierają posłów do sejmu wojewódzkiego, jednego na 20 tysięcy mieszkańców. W przypadku, gdyby tak wybrany sejm wojewódzki liczył powyżej 200 osób, należy dokonać podziału na osobne sejmy.
3.   Gmina ma swoją policję gminną, w liczbie 4 policjantów i jedna osoba pomocnicza na każde 20 000 mieszkańców.
4.   Każda gmina ma przynajmniej 1 sędziego na 20 000 mieszkańców, pochodzącego z wyboru.

Województwo

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w województwie jest wojewoda wybierany w wyborach powszechnych.
2.   Wojewoda sprawuje bezpośrednią władzę nad urzędami administracji wojewódzkiej. Mianuje i odwołuje ich szefów. Podlega mu policja wojewódzka i jednostki obrony terytorialnej (rezerwa wojskowa). Współpracuje z Prezydentem w wykonywaniu wspólnych zadań.
3.   Każde województwo ma swoją policję wojewódzką w liczbie 100 policjantów plus 10 osób pomocniczych na każde 500 000 osób.

V.        Źródła i zasady finansowania państwa

1.   Rzecz Pospolita jest dobrem wspólnym wszystkich Polaków. Wspólnie wypracowujemy jej majątek i wspólnie pragniemy dbać o jego pomnażanie i rozwój naszej Ojczyzny. Każde gospodarowanie dobrem wspólnym wymaga szczególnej uwagi i ostrożności.
2.   Dochody bezpośrednie państwa pochodzą z ceł, hazardu, akcyzy i firm państwowych będących własnością całego Narodu.
3.   Wszystkie pozostałe dochody z podatków lokalnych, podatków dochodowych i podatku obrotowego zebrane na terenie gminy i po odliczeniu kosztów ich uzyskania dzieli się w określony sposób:

– 30% pozostaje do dyspozycji gminy;
– 30% zostaje przekazanych do skarbu województwa;
30% zostaje przekazanych do skarbu państwa;
– 10% jako wkład solidarnościowy zostaje przekazane na rozwój terenów biednych.

VI.    Zmiana konstytucji

Tylko naród w ogólnonarodowym referendum może dokonać zmian w Konstytucji poprzez dodanie kolejnych artykułów, zmianę ich brzmienia lub przyjęcie nowej Konstytucji. Wszelkie zmiany w zakresie konstytucji wymagają 50% kworum.

Tekst propozycji nowej Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego znajduje się na s. 15 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Tekst Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie) z woli jednego człowieka?

Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej. Głos w dyskusji.

Krzysztof Jaworowski

Z uznaniem i uwagą odnotowałem podjęcie na łamach „Kuriera WNET” problemów związanych z zamiarami dokonania zmian w polskiej służbie geologicznej, którą od blisko stulecia sprawuje Państwowy Instytut Geologiczny. W służbie tej przepracowałem na różnych stanowiskach ponad pół wieku i pragnę przyłączyć się do trwającej na jej temat dyskusji. (…)

Tak jak ustanowił Sejm Ustawodawczy w 1919 roku, państwowa służba geologiczna (i państwowa służba hydrogeologiczna) powinny być nadal sprawowane przez Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy. To rozwiązanie, wbrew szerzonej obecnie krytyce, w pełni sprawdziło się w praktyce. Jedynie ścisły związek służb państwowych z badaniami zapewnia obiektywną informację i wsparcie państwa. Model sprawowania służby geologicznej przez podmioty badawcze jest przyjęty we wszystkich służbach geologicznych Unii Europejskiej. (…)

Powstaje więc pytanie: dlaczego ten sprawdzony model (przy wszelkich możliwościach – a nawet koniecznościach jego modyfikacji) wywracać do góry nogami, powołując instytucję o zupełnie innym charakterze, zwaną Polską Agencją Geologiczną (PAG) i powodując jednocześnie ogromne koszty obciążające budżet państwa?

Warto tu przypomnieć, że członkowie Komitetu Nauk Geologicznych PAN – reprezentanta środowiska geologicznego Polski – poproszeni w 2016 r. przez Głównego Geologa Kraju (GGK) o uwagi do projektu ustawy o Państwowej Służbie Geologicznej (pierwowzór ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej), opowiedzieli się jednomyślnie za jego wycofaniem ze ścieżki procedury legislacyjnej.

Projekt ustawy powstał całkowicie poza polską społecznością geologiczną, przy braku rzeczowej i obiektywnej analizy obecnego stanu polskiej służby geologicznej, jej rzetelnej oceny i bez merytorycznie wszechstronnego uzasadnienia potrzeby wprowadzenia zmian, zwłaszcza w ekspresowym tempie. Jednocześnie środowisko geologiczne Polski zadeklarowało pełną gotowość jak najdalej idącej współpracy we wszelkich działaniach Ministerstwa Środowiska zmierzających do wypracowania rozwiązań pozwalających na skuteczne funkcjonowanie polskiej geologii z pożytkiem dla gospodarki kraju, jak i nauki. Niestety, projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej powstał również bez konsultacji ze środowiskiem geologicznym (…)

Wejście służby geologicznej, w takiej postaci jaką ma być PAG, w rolę gracza kapitałowo-biznesowego grozi utratą integralności służby, wpływając przy tym negatywnie na konsolidację finansów publicznych i racjonalizację wydatków publicznych, powodując wyprowadzenie środków finansowych państwa poza system ścisłej kontroli. Styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny i jako taki nie istnieje w naszej przestrzeni cywilizacyjnej.

Jakkolwiek by się nazywały służby geologiczne Ameryki Północnej i Unii Europejskiej, nigdy nie łączą one zadań informacyjnych służby państwowej z biznesem i grą kapitałową, natomiast w naturalny sposób łączą swoją służbę państwową z nauką. Nie sposób w koncepcji powołania PAG nie dostrzec zagrożeń korupcjogennych (…)

Nie ulega wątpliwości, że powstanie PAG będzie końcem Państwowego Instytutu Geologicznego z prostego powodu – braku wystarczających środków na jego funkcjonowanie. Powstaje pytanie, dlaczego dorobek kilku pokoleń ma być wyprowadzony na nieznane wody (w przenośni i dosłownie – vide projekt poszukiwania złóż na Atlantyku) z woli jednego człowieka? Po dokonanych w ostatnich latach regulacjach prawnych, Rząd i Minister właściwy działający przy pomocy Głównego Geologa Kraju ma pełną władzę i kontrolę nad funkcjonowaniem Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego, szczególnie w zakresie sprawowanej przezeń państwowej służby geologicznej i państwowej służby hydrogeologicznej. W związku z tym ma pełne możliwości wyznaczania i egzekwowania wykonania zadań dla obu służb – zgodnie z przyjętymi wytycznymi polityki surowcowej państwa.

Przy mechanizmie obecnego finansowania zadań państwa w zakresie geologii przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej istnieje skuteczna państwowa kontrola wydatkowania środków publicznych. Tymczasem działania nadzorcze obecnego GGK sprowadzają się głównie do dyskredytowania i destabilizowania podległego mu instytutu, czego efektem jest zapaść organizacyjna i finansowa.

Profesor dr hab. Krzysztof Jaworowski jest geologiem, specjalistą w zakresie sedymentologii i geologii regionalnej. W latach 1989–1994 zajmował stanowisko dyrektora Państwowego Instytutu Geologicznego. Obecnie jest m.in. przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Nauk Geologicznych PAN.

Cały artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” znajduje się na s. 13 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Jaworowskiego pt. „O polskiej służbie geologicznej” na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

To niesamowite. Wykupujemy Polskę i nie mamy z tym żadnych problemów / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 48/2018

„Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie pozwolimy (…) Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich roszczeń, będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”.

Jan Martini

Niekoszerny interes

Po formalnym odzyskaniu niepodległości w 1989 roku Polacy kilkakrotnie padli ofiarą rabunku na wielką skalę. Upojeni „upadkiem komunizmu” przyjęliśmy, że drastyczne obniżenie poziomu życia po „transformacji”, to niezbędne „koszty uzysku”, a nie skutki umowy Jaruzelski – Geremek (tak nazywana jest w Ameryce „umowa okrągłego stołu”). W myśl tej umowy polska masa upadłościowa została sprawiedliwie podzielona między postsowieckich postkomunistów a środowiska zbliżone etnicznie i biznesowo do G. Sorosa. Następna okazja do żerowania na Polakach trafiła się po wejściu do Unii Europejskiej i wiążącego się z tym wprowadzeniem podatku VAT. Każdy z nas został okradziony na sumę 8 tys. złotych.

Polska jest wdzięcznym terenem do rabunku.

„Jest koszerny interes do zrobienia” – te kultowe już słowa, które padły podczas pamiętnej wizyty Rywina u Michnika, mogłyby posłużyć za motto kolejnego zamachu na mienie Polaków. Wtedy chodziło o jakieś śmieszne sumy (17 mln $), a kontrahenci byli drobnymi detalistami. Teraz szykuje się rabunek Polski w wykonaniu potężnych mafijnych korporacji, a w proceder zostały wplątane poważne państwa (nasi strategiczni sojusznicy!).

Uchwalona błyskawicznie, z jaskrawym naruszeniem prawa ustawa 447, czyli tzw. „JUST” („Sprawiedliwość dla ocalałych, którzy po dziś dzień nie otrzymali rekompensat”) stała się częścią oficjalnej agendy rządu Stanów Zjednoczonych. Odtąd administracja USA będzie sprawdzać, czy „zwrot mienia” lub wypłata „godziwej rekompensaty prawowitemu właścicielowi” przebiega prawidłowo. Najgroźniejszy dla nas jest pkt. 3 dotyczący „mienia bezspadkowego”, z którego „należy zapewnić majątek lub rekompensaty na rzecz potrzebujących pomocy ofiar Holokaustu, na cele związane ze wspieraniem wiadomości o Holokauście lub na inne cele”.

Władze Polski podejmują wobec społeczeństwa działania „znieczulająco-usypiające”, a sprawa jest poważna. Nieprawdą jest, że ustawa nas nie zobowiązuje, bo „Polska nie jest wymieniona”. W jednym z punktów ustawy jest określone: „państwa objęte”, co oznacza kraje uczestniczące w 2009 roku w Konferencji „Mienie Ery Holokaustu”.

Dzięki premierowi Tuskowi jesteśmy „krajem objętym”. Co więcej – jesteśmy głównym adresatem tzw. „Deklaracji Terezińskiej”, gdyż dotyczy ona nas w 90 procentach (można założyć, że pozostałe 45 krajów to „maskirowka”). Sama deklaracja, pełna górnolotnych słów o „cierpieniu niewinnych ofiar” i potrzebie zadośćuczynienia „starym ludziom”, jest zręczną manipulacją. Ale prawdziwym mistrzostwem geszefciarzy „przemysłu Holokaustu” jest fakt, że konferencja została zorganizowana przez wrażliwy na los ofiar rząd Czech…

Ameryka żyruje

Tradycyjna sympatia do Ameryki (z której nie wyleczył nas nawet Franklin Delano Roosevelt) została narażona na ciężką próbę. Niejeden będzie z nostalgią wspominał protektorat sowiecki („bolszewik ludzkie panisko – ukraść było można i popić, choć czasem strzelił w potylicę”).

Niestety w ramach przyjaźni z Ameryką w pakiecie otrzymaliśmy bardzo poważną przyjaźń z Izraelem. Trudno mieć pretensje do sterników naszej nawy państwowej, że wybrali jedyną sensowną opcję, czyli ścisłą współpracę z USA, jako remedium na groźbę sojuszu rosyjsko-niemieckiego. Być może nasi przywódcy nie zdawali sobie sprawy z roli żydowskiego lobby w Ameryce i nie docenili wpływu „sojuszników naszego sojusznika” na politykę USA. Niektórzy (antysemici?) uważają, że Ameryka jest wręcz pod okupacją żydowską. Faktycznie potężne korporacje „przemysłu Holokaustu” kształtują w ogromnym stopniu działania administracji USA. Trudno się też dziwić, że w sprawach „wrażliwych” kongresmeni głosują jednogłośnie – ten, który by zagłosował inaczej, pozbawiłby się szans na reelekcję.

Komitet Amerykańsko-Izraelskich Spraw Publicznych AIPAC (potężna organizacja pozarządowa lobbującą na rzecz Izraela) potrafił błyskawicznie doprowadzić do uchwalenia prawa surowo penalizującego apele o bojkot towarów z Izraela (w związku z eskalacją konfliktu w Gazie). AIPAC liczy ponad 100 tys. członków i ma bardzo bogatych sponsorów.

Ale to tylko nic nie znaczące detale. Prawdziwym osiągnięciem będzie największa operacja gangsterów z Holokaustem na sztandarach – czyli wypłaty „rekompensat” dla „ubogich ofiar Holokaustu” przez społeczeństwo polskie.

Warto wiedzieć, z którymi „organizacjami pożytku społecznego” (NGO) w ramach „przemysłu Holokaustu” będziemy mieć do czynienia. Organizacje te rzeczywiście pomagają uzyskać odszkodowanie np. żydowskim więźniom obozów, ale pobierają bardzo wysoką prowizję. Zdarza się, że z uzyskanych 100 tysięcy ofiara otrzymuje 2 tysiące. Bo organizacje inwestują w środki produkcji – kupują luksusowe biura i odrzutowce, udzielają „grantów” doktorantom, promują „badaczy” Holokaustu. To dzięki takim działaniom pojawia się 250 książek o Holokauście miesięcznie.

Największą organizacją jest Światowy Kongres Żydów, a jego prezes to najpotężniejszy Żyd na planecie. Taki gość – rabin Izrael Singer – wyraźnie powiedział w 1996 roku: „(…) Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie pozwolimy (…) Będziemy im to powtarzać do ponownego zamrożenia Polski. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich roszczeń, będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”.

Widać, że środowiska żydowskie ciągle uważają Polskę za „państwo sezonowe” i liczą się z możliwością ponownego jej rozbioru. Równocześnie zdają sobie sprawę, że haracz można wyrwać tylko od niepodległej Polski (wobec PRL nie wysuwano roszczeń). Słaba to dla nas pociecha, że rabin Singer został wywalony w atmosferze gigantycznego skandalu (pieniądze „ofiar Holokaustu” przesyłał na swoje konto w Szwajcarii), bo jego agenda pozostaje aktualna.

Czy znajdzie się w Polsce przywódca, który miałby odwagę powiedzieć: „Obywatele amerykańscy nie będą dziedziczyć mienia obywateli polskich. Nigdy się na to nie zgodzimy”?

Światowy Kongres Żydów powołał w 1993 roku Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO) w celu odzyskiwania mienia z Europy Wschodniej. Konkretnie chodzi o Polskę (inne kraje można pominąć), bo nikt nie będzie próbował „odzyskiwać” czegokolwiek od Rosji czy Białorusi.

WJRO błyskawicznie zareagowała na ogłoszony projekt ustawy reprywatyzacyjnej P. Jakiego i spowodowała wezwanie polskiego ambasadora w Izraelu na surową reprymendę.

Kolejną organizacją zaangażowaną w „operację polską” jest Liga Przeciw Zniesławieniom (ADL), która zajmuje się „obroną praw człowieka” w formie ewidencjonowania antysemitów. Termin „antysemityzm” jest rozumiany bardzo szeroko i obejmuje np. krytykę państwa Izrael czy osoby pochodzenia żydowskiego. Potężne kłopoty mieli profesorowie Mearsheimer i Walt Jakub za pogląd, że Izraelskie lobby w USA szkodzi interesom USA i Izraelowi. Zostali nazwani nie tylko „antysemitami” (co banalne), ale „białymi nacjonalistami negującymi holokaust”. Czyli dokładnie tak, jak marszałek Karczewski.

ADL ma centralne biuro zatrudniające 200 osób w Nowym Yorku i ok 30 oddziałów „terenowych”. Prezes tej firmy Abraham Foxman jeździ po świecie, spotyka się z przywódcami państw i instruuje ich o konieczności bardziej energicznego zwalczania antysemityzmu. Ciekawostką może być fakt, że liga została oficjalnie uznana za część sił zbrojnych Izraela. Tak więc siły zbrojne obcego państwa stacjonują w Nowym Jorku…

Rys historyczny

W 1961 roku, podczas spotkania kanclerza Adenauera i premiera Ben Guriona w Nowym Jorku wynaleziono „nazistów”, którzy mordowali Żydów podczas II wojny światowej. Był to początek wspólnej niemiecko-żydowskiej polityki na „odcinku polskim”.

W 1965 roku Jerzy Kosiński opublikował „Malowanego ptaka”. Pierwsza antypolska książka epatująca sadyzmem i pornografią odniosła światowy sukces. Po latach Kosiński (Jerzy Lewinkopf), zdemaskowany jako kłamca i plagiator, wyrzucony z Pen Clubu, popełnił samobójstwo. „Malowanego ptaka” prawdopodobnie napisał ktoś inny (Kosiński wtedy słabo mówił po angielsku), ale autor jako „dziecko Holokaustu” zapewniał sukces rynkowy.

W 1986 roku Pokojową Nagrodę Nobla otrzymał twórca pojęcia Holokaustu, Elie Wiesel – autor książki „Noc”. Okazało się, że Wiesel nie był więźniem Oświęcimia, a książka jest plagiatem. Skandal zatuszowano.

W 1994 roku „Gazeta Wyborcza” po raz pierwszy poinformowała, że podczas powstania warszawskiego akowcy zajmowali się mordowaniem Żydów.

W tym samym roku kraje Europy Wschodniej starały się o akces do NATO.

Grupa 8 kongresmenów USA zażądała, aby uczestnictwo w NATO powiązać z uregulowaniem żydowskich roszczeń. Z tego względu Polska zaczęła zwracać budynki i parcele będące przed wojną własnością gmin żydowskich. Problemem jednak jest, że w Polsce właściwie nie ma wierzących Żydów (narodowość żydowską deklarowało 6 tys. osób).

Cwaniacy pokupowali jarmułki i założyli gminy. Proceder ten tak opisuje „Jewish Week”: „Kiedy uruchomiono proces restytucji mienia żydowskiego w 1997 roku, przypadkowi ludzie tworzyli grupy, nazywając siebie gminami żydowskimi, po to tylko, aby móc rościć sobie prawo do żydowskiego mienia”.

Organizatorem całego przedsięwzięcia była Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego. Zwrócono ok. 6 tys. obiektów, które szybko sprzedano dalej.

„Potem odbyła się dzika reprywatyzacja. Zgodnie z umową, polskie gminy żydowskie dzielą się odzyskanym majątkiem ze swoimi partnerami z zagranicy po połowie. Najbardziej zaskakujący jest jednak fakt, że w tej zamkniętej enklawie szefów żydowskich organizacji prawdziwych Żydów jest jak na lekarstwo. Większość to konwertyci, czyli osoby, które przeszły na judaizm”. („Forbes”, 2013)

W 1995 roku Edgar Bronfman, prezes Światowego Kongresu Żydów, wymyślił „mienie bezspadkowe”, które jego zdaniem powinno należeć do organizacji żydowskich, jeśli pochodziło od zmarłych bezpotomnie Żydów. Działacze żydowscy na początek wybrali Szwajcarię, gdzie spodziewali się „bezspadkowego” złota zdeponowanego przed wojną przez Żydów. Sprawą zajął się wraz z Bronfmanem żydowski spekulant Mark Rich (obaj byli największymi sponsorami kampanii prezydenckiej Billa Clintona).

Naprzód zorganizowano „przygotowanie medialne” przedsięwzięcia przez liczne artykuły na całym świecie oskarżające banki o żerowanie na ofiarach Holokaustu. W potępienie bankierów włączyły się gwiazdy Hollywood, wezwano do bojkotu szwajcarskich towarów i zakazu wjazdu do USA szwajcarskich polityków. W międzyczasie Rich, ze względu na kłopoty z prawem, uciekł… do Szwajcarii. Ambasador Szwajcarii w poufnym raporcie określił te działania jako regularną wojnę. Okazało się, że wśród „martwych kont” nieczynnych od 60 lat tylko mały procent należał do Żydów (32 mln $). Bronfman domagał się prawie 10 mld dolarów.

Osamotniona Szwajcaria musiała tę wojnę przegrać (na biednego nie trafiło) i aby uniknąć dalszych kosztów, zgodziła się wypłacić kilkanaście procent żądanej sumy. Uznając prawo do dziedziczenia oparte na „własności plemiennej”, stworzono bardzo groźny precedens, sprzeczny z prawem całego cywilizowanego świata. Można przyjąć, że sprawa Szwajcarii była „programem pilotażowym” operacji „polskiej”, gdzie w grę wejdą już prawdziwe pieniądze. Operacjom przeciw Szwajcarom kierowała z sukcesem Anya Verkhovskaya – szefowa Grupy Zadaniowej Restytucji Mienia Okresu Holokaustu. Obecnie grupa zajmuje się tworzeniem bazy danych zawierającej roszczenia żydowskie i wykazu całości mienia żydowskiego pozostawionego w Europie Wschodniej. Prowadzona jest także całodobowa informacja w 17 językach.

W 1998 roku na prośbę (polecenie?) Izraela wpisano do ustawy o IPN „kłamstwo oświęcimskie”.

W 2000 roku kanclerz Schroeder ogłosił „koniec pokuty”. Niemcy po zapłaceniu 100 mld marek uznały, że nie mają już zobowiązań wobec Żydów. Autor „Przemysłu Holokaustu” prof. Finkelstein uważa, że następnym „płatnikiem” będzie Polska. Tyle że roszczenia wobec Polski są trzykrotnie wyższe…

W 2001 r. Jan Gross wydał „Sąsiadów”, stając się najbardziej znanym „polskim” uczonym i światowym „klasykiem” badaczy Holokaustu. Według Grossa, grupa 40 „sąsiadów” zamordowała 1600 Żydów.

Przekonany odkryciami Grossa, prezydent Kwaśniewski przeprosił za „współsprawstwo” w Jedwabnem (w 2011 r. prezydent Komorowski przeprosił już za „sprawstwo”). Sprawa Jedwabnego stała się głównym „cepem” do okładania Polski na forum międzynarodowym. Zarządzona ekshumacja została szybko przerwana wskutek interwencji rabina Szudricha. Obecnie zebrano 60 tys. podpisów w sprawie kontynuacji badań, lecz dyżurny przyjaciel Polski J. Daniels oświadczył, że ekshumacji nie będzie, „nawet gdyby zebrano 40 mln podpisów”.

W 2003 r. powstało Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN. Szeroko cytowane wyniki badań tej placówki stają się przyczyną wzrostu antypolonizmu na świecie. Naukowcy oszacowali, że nazistom uciekło okrągłe10% Żydów (250 tys.), w większości później zamordowanych przez Polaków. Uratowało się tylko 40 lub 60 tys. (nie ma zgodności wśród badaczy). Jeszcze większy „rozrzut” występuje w szacunkach zabitych przez Polaków ofiar (od kilkudziesięciu do 200 tysięcy). Opinie niektórych polskich naukowców pochodzenia żydowskiego są szokujące („Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców”, „mordowali z chciwości”, „szukali złota w łonach Żydówek”, „na każdych 3 Żydów 2 zabili Polacy”, „byli gorsi od nazistów”). I pomyśleć, że pierwsze 50 lat po wojnie, jeszcze w latach 90., zarzucano Polakom jedynie obojętność wobec losu Żydów…

W 2007 roku prezydent Izraela Peres powiedział: „Jak na kraj tak mały jak nasz, wydaje się to niesamowite. Widzę, że wykupujemy Manhattan, Węgry, Rumunię, Polskę i z mojego punktu widzenia, nie mamy z tym żadnych problemów”.

W tym samym roku w ambasadzie USA w Warszawie powstaje żydowska loża masońska B’nai B’rit. Już na pierwszym spotkaniu określono walką z Radiem Maryja jako jedno z głównych zadań organizacji.

W 2011 roku minister kultury mianuje Pawła Śpiewaka dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego i prace nad polskim udziałem w Holokauście ulegają zdynamizowaniu. Wtedy po raz pierwszy publicznie padła liczba 120 tys. Żydów zamordowanych przez Polaków jako „najnowsze ustalenie nauki”. Dyrektor Śpiewak wzywa Polaków do „prawdziwej refleksji”. Wiadomość jest szokująca, bo po wojnie, gdy aparat wymiaru sprawiedliwości był w ogromnym procencie w rękach Żydów i żyli jeszcze świadkowie, nic takiego nie stwierdzono.

W 2013 roku powołano muzeum Polin. Placówka jest opłacana z budżetu, ale strona polska praktycznie nie ma wpływu na zawartość merytoryczną ekspozycji i obsadę personalną placówki. Identyczna sytuacja występuje w muzeum Auschwitz.

W 2016 roku Serbia, nie czekając na prawodawstwo amerykańskie, podjęła negocjacje z organizacjami żydowskimi (przyjęte z zadowoleniem przez rząd USA) i jako pierwsze państwo zaczęła płacić „rekompensatę”. Aby uspokoić („znieczulić”) społeczeństwo serbskie postanowiono, że pieniądze pozostaną w Serbii do dyspozycji miejscowych Żydów. Oczywiście trudno sobie wyobrazić sytuację, by serbscy beneficjenci nie odpalili „działki” geszefciarzom – organizatorom. Serbia zobowiązała się zwrócić obiekty będące własnością nielicznych gmin żydowskich (nie starając się o akces do NATO Serbia nie była zmuszona do zwrotów w 1994 roku), oraz wypłatę „rekompensaty” w wysokości 950 tys. euro rocznie przez 25 lat. Konsekwencją będzie wytworzenie etnicznej oligarchii mającej ogromną przewagę materialną nad resztą społeczeństwa. Taki scenariusz chyba będzie realizowany u wszystkich 46 sygnatariuszy „Deklaracji Terezińskiej” i tę perspektywę powinniśmy mieć na uwadze w ewentualnych rokowaniach. Ale kto będzie rokować w naszym imieniu?

Miejmy nadzieję, że nie będzie to przewodnicząca Lubnauer czy prezydent Jaśkowiak, którzy to mężowie stanu udali się z pielgrzymką do Izraela (bynajmniej nie do Ziemi Świętej), by poinformować miejscowe gazety o swoich przemyśleniach („Żydzi stanowili 90% polskich ofiar wojny”, „Polacy czczą wszystkie ofiary nazistowskich Niemiec oraz ofiary zbrodni popełnionych przez Polaków”).

Czy możemy się obronić?

Wydaje się, ż natychmiastowe uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej bez oglądania się na „strategicznych sojuszników” i „konsultacji” dałoby szanse obrony. Taka ustawa z pewnością wywoła gwałtowne reakcje, ale jest to cena akceptowalna wobec perspektywy sprowadzenia większości społeczeństwa do roli pariasów we własnym kraju.

Czy mamy w ogóle prawo do obrony? Czy mamy szansę, czy powinniśmy próbować się bronić? Odpowiedź twierdząca na którekolwiek z tych pytań z pewnością wyczerpuje znamiona antysemityzmu.

Próbując się bronić zostaniemy okrzyknięci antysemitami (a może też „białymi nacjonalistami negującymi Holokaust”). Ale nawet nie broniąc się i tak pozostaniemy antysemitami, ponieważ „Polska jest najbardziej antysemickim krajem na świecie. Wrzący antysemityzm w kraju, gdzie prawie nie ma Żydów. To choroba umysłowa”. Tak określa kraj, w którym przyszło jej służyć ambasador Azari.

Obok zwyczajowego antysemityzmu, który „wyssaliśmy z mlekiem matki”, pojawił się nowy – „wtórny antysemityzm”. Oczywiście stale obecny jest w dużych ilościach „antysemityzm bezobjawowy”. Ale też próg antysemityzmu w Polsce jest wyjątkowo niski. Wystarczy, że poseł Kukiz użył zwrotu „żydowski bankier”, a już pani Azari interweniuje u marszałka Kuchcińskiego z żądaniem ukrócenia antysemityzmu wśród posłów. Czy u nas możliwe byłoby powiedzenie o osobie pełniącej obowiązki prezydenta miasta, że „pochodzi z rodziny żydowskich prawników”? Taki zwrot jest najzupełniej normalny w każdym oprócz Polski kraju świata.

Żydów w Polsce rzeczywiście jest niewiele (wg. fundacji Laudera – 100 tysięcy), ale są to osoby wpływowe, „decyzyjne” i „dobrze rozstawione”. Większość się nie afiszuje ze swoją etnicznością, co im łatwo przychodzi, bo jako „ludzie postępu” są bezwyznaniowi. Chcemy wierzyć, że zachowują lojalność wobec państwa polskiego i nie wchodzą w skład „sił zbrojnych Izraela”.

Jednak nie ulega wątpliwości istnienie lobby żydowskiego. W ekipie „dobrej zmiany” działają „krety”, bo jak inaczej wytłumaczyć kompletną bierność władz wobec ustawy 447?

Kto doradził naszym przywódcom schowanie głowy w piasek? Dlaczego tylko Polonia usiłowała interweniować (zniechęcana zresztą przez władze)? Czy komuś zależy by doszło jednak do wypłaty „rekompensat”?

Artykuł Jana Martiniego pt. „Niekoszerny interes” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Niekoszerny interes” na s. 4 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

– Rób życie! – mawiała zawsze Halina, co znaczyło: ciesz się, baw się, używaj/ Wojciech P. Kwiatek „Kurier WNET” 48/2018

„Wiem, że gdyby nie wy, mnie już by nie było na tym świecie” – napisała Halina w swym pierwszym od czasu wyjazdu z Polski liście, dając – po blisko 15 latach – znak, że przeżyła i jest szczęśliwa.

Wojciech Piotr Kwiatek

HALINA
Historia prawdziwa

Do domu moich dziadków na warszawskiej Pradze przy ul. Ząbkowskiej trafiła w 1943 r., krótko po wybuchu powstania w getcie. Miała wtedy 13 lat, dwa lata więcej niż moja matka. W kamienicy wszyscy ją znali, wcześniej służyła bowiem jako pomoc domowa u państwa Sz., naszych sąsiadów.

Któregoś dnia moja matka wracała do domu. Na parapecie półpiętra zobaczyła Halinę. Siedziała i płakała.

– Co się stało? Czemu płaczesz? – spytała matka.

– Sz. mnie wypędzili – usłyszała w odpowiedzi.

Matka pobiegła szybko do babci i wszystko opowiedziała.

– Mamusiu, co z nią będzie? – spytała. – Ona nie ma w Warszawie nikogo…

Babcia zawołała Halinę.

– Chcesz przyjść do nas? Będziesz pracować? I słuchać się?

Dziewczyna chętnie zgodziła się pomagać u nas w domu. Miała robić zakupy, sprzątać, pomagać w opiece nad moim wujem (miał wtedy 9 lat). Rodzina zyskała więc wyrękę, a moja matka – koleżankę; toż były niemal rówieśnicami.

„Życzliwi”

Nie minęło wiele czasu, gdy pani Sz. zaczepiła babcię na schodach:

– Pani Zdawkowa, Halina to Żydówka, musi pani wiedzieć, kogo pani wzięła do domu…

Babcia nie była strachliwa nigdy, ale sprawa była poważna. Wszystkim lokatorom domu, w którym ukrywano Żyda, groziła śmierć. Wróciwszy do domu babcia zawołała Halinę.

– Jesteś Żydówką – powiedziała jej wprost. Dziewczynka rozpłakała się, zaczęła się zaklinać, że to nieprawda. Pokazała nie budzącą wątpliwości metrykę chrztu katolickiego. Była naturalną blondynką.

Babcia dokładnie obejrzała metrykę, pomyślała, w końcu machnęła ręką. Po latach wspominała, że nie potrafiła wyobrazić sobie wyrzucenia z domu 13-letniego dziecka w sercu nocy hitlerowskiej okupacji. I mimo że sąsiedzi – poinformowani widać przez panią Sz. – wielekroć upominali babcię i ostrzegali, ta nigdy ich nie posłuchała.

Babcia Luta Zdawkowa

Szczęśliwe lata

Halina Kuśmierek zżyła się z rodziną, najbardziej z matką i wujem. Była sprytna, posłuszna, chętna do pomocy. Czas wolny od domowych zajęć najchętniej spędzały z matką na przekomarzankach z ulicznikami z sąsiedztwa, na potańcówkach, wyprawach na Targową i dalej, jak to się wtedy mówiło – „do miasta”.

Obie wspominały później, że to były dla nich naprawdę szczęśliwe lata, lata pełne wygłupów, flirtów, zabawy i nie wygasającego nigdy śmiechu. Zwłaszcza Halina była uosobieniem radości i wesołości. Dla kilkunastoletniej dziewczynki okrucieństwo wojny to nieraz bajka o żelaznym wilku.

Jedno tylko mąciło owe radosne chwile. Halina wraz z moją matką chodziły co pierwszy piątek do spowiedzi i Komunii św. Za każdym razem, odchodząc od konfesjonału, Halina strasznie płakała.

Odejście

Skończyła się wojna. Narodziła się komunistyczna PRL. Życie weszło w inny rytm, a na Ząbkowskiej nie zmieniło się za wiele. Halina była już jak członek rodziny, bardzo zaprzyjaźniona z matką, lubiana przez dziadków. Rodzina szczęśliwie wyszła z hitlerowskiego potopu bez strat, choć przecie po drodze była i konspiracja w AK, i Powstanie, co prawda na Pradze w zasadzie „nieobecne”.

Jedyną dostrzegalną różnicą była drobna, ale uchwytna zmiana w zachowaniu się Haliny. Zrobiła się bardziej pewna siebie, momentami harda, raz czy drugi pozwoliła sobie na dyskusje z poleceniami wydawanymi jej przez dziadków. Z początku wszystko łagodziły „rozmowy wychowawcze”. W 1946 r. doszło jednak do scysji poważniejszych, wywołanych tym, że Halina zdecydowanie odmówiła wykonania kilku drobnych poleceń. Trzeba było coś postanowić. Sytuację nieco rozjaśniał fakt, że Halina odnalazła gdzieś, bodaj w Kieleckiem, resztki rodziny, konkretnie ciotkę.

– Słuchaj, Halina – powiedziała pewnego dnia babcia. – Zrobiłaś się nieposłuszna, nie możemy dać sobie z tobą rady. Jeżeli już nie chcesz u nas być, droga wolna. Najgorsze minęło, zrobiliśmy dla ciebie, cośmy mogli… Masz podobno jakąś rodzinę… Teraz niech ona ci pomoże…

I tak się stało. Pewnego dnia Halina odeszła bez obustronnego go żalu. Choć pewnie moja matka żałowała koleżanki…

W świat

Pojawiła się na Ząbkowskiej jeszcze raz, mniej więcej rok później. Pojawiła się, żeby się pożegnać na zawsze. Przez Czerwony Krzyż czy inną drogą została odnaleziona przez mieszkającą w Paryżu daleką krewną. Serdecznie za wszystko podziękowała, przeprosiła za nieposłuszeństwo. Dziadkowie, szczęśliwi, że jej oddalenie nie przyniosło w skutkach nic złego, życzyli jej szczęścia w nowym świecie. Miało jej być potrzebne. Miała już 17 lat. Na resztę życia wybierała się do Paryża.

List

Ale Halina nie zniknęła z życia mojej rodziny na zawsze, żegnając się w 1947 r. na Ząbkowskiej. Dziesięć czy dwanaście lat później dostaliśmy od niej list. Na kopercie nalepiony był znaczek poczty państwa Izrael.

Byłem jeszcze za mały, żeby pamiętać szczegóły. Pamiętam jedynie, że czytając go, babcia i matka płakały z nieopanowanego wzruszenia, jakie wywołać musiały słowa:” Jestem Żydówką”, czy: „Wiem, że gdyby nie wy, mnie by już nie było na tym świecie”. Hanah, bo tak naprawdę miała na imię, uciekła z getta tuż przed wybuchem w nim powstania. Jej matka powiedziała: Masz szansę przeżyć, nie jesteś podobna do Żydówki. Wyjdziesz z getta. A gdy Hanah odmówiła, oświadczając, że nie zostawi matki, ta zagroziła samobójstwem.

Hanah wyszła więc z getta i przeżyła dzięki moim dziadkom. Jej matka zginęła w Treblince, ojciec, być może, w powstaniu. Gdy w 1989 r. spotkałem się z Haliną, nie chciałem rozpytywać o szczegóły. Może źle zrobiłem? Może jeszcze nadarzy się okazja?

Listy i pomarańcze

Od tej pory między ul. Ząbkowską w Warszawie a ul. Hagalil w Hajfie rozpoczęła się regularna korespondencja, prowadzona przez Hanah i moją matkę. Dowiedzieliśmy się więc, że wyszła za mąż, że jest szczęśliwa, że jej mąż, Dawid, facet twardy i pracowity, pracuje jako kierowca, wożąc materiały budowlane ogromną ciężarówką przez cały Izrael, od Akki po Pustynię Negew i Ejlat. Hanah opisała, jak w 1947 r. omal nie zginęła o krok od Ziemi Obiecanej, gdy flota Anglików, sprawujących wówczas protektorat nad ziemiami dzisiejszego Izraela, otworzyła na redzie portu w Hajfie ogień do statku, którym płynęła jako „nielegalna imigrantka”, wraz z tysiącami podobnych.

Ja miałem w jej wdzięczności udział najwspanialszy: dwa razy do roku przychodziła dla mnie z Izraela skrzynka pysznych pomarańczy, pachnących jak żadne inne w tamtych czasach, gdy na komunistycznym rynku pomarańcza należała do największych rarytasów. Hanah pamiętała też o babci i matce. W domu zaczęły się pojawiać piękne wyroby galanteryjne ze skóry i srebra, doskonałego jedwabiu, egzotyczne we wzornictwie i zdobieniach.

Z biegiem lat Hanah i Dawid stanęli mocno na nogach i otworzyli w Hajfie sklep mięsny. Pracowali w nim oboje od rana do wieczora. Dorobili się stałej, niemałej klienteli.

Wojna, polityka, milczenie

W 1967 r. doszło do wybuchu „wojny sześciodniowej”. Stosunki Polski z Izraelem, i tak dalekie od ideału, uległy niemal całkowitemu zerwaniu. Można oczywiście było korespondować, ale w Polsce listy takie nie były dobrze widziane. A potem był marzec ’68 i wielki exodus Żydów z Polski do Izraela. Stosunki między oboma państwami praktycznie przestały istnieć.

Między Ząbkowską w Warszawie a Hagalil w Hajfie zapanowało długie milczenie.

Wszystko to stało się dosłownie w chwili, gdy moja matka miała jechać do Izraela, by spotkać się z Haliną. Nie spotkały się już nigdy. W latach 70. wymieniły jeszcze kilka listów.

Wszystko dla cioci

Korespondencja została podjęta chyba w końcu lat 70., a może na początku 80. Ale listy przychodziły już tylko do babci. Matka zmarła w 1976 r.

W listach była troska o zdrowie „cioci” (tak Hanah, będąc jeszcze w Warszawie, w naszym domu, zwracała się do babci), o to, jak powodzi się reszcie rodziny – mnie, wujowi, jego synom. Około połowy lat 80. zaczęły też przychodzić paczki dla babci – ze słodyczami i lekami, z bielizną, z odżywkami. Hanah i Dawid podjęli też kroki w celu przyznania babci przez Instytut Pamięci w Yad Yashem medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Hanah zaczęła też w listach, a czasem i w telefonicznych rozmowach, namawiać babcię do przyjazdu do Izraela.

– Halina – odpowiadała jej babcia – ja mam już 85 lat, jak ja mam się wybrać w taką straszną drogę?

– Ciociu – odpowiadała na to Halina – o nic się nie martw. Tu cię będą cały czas na rękach nosić, nie będziesz musiała sama zrobić nawet kroku…

Babcia śmiała się i mówiła, że się zastanowi. Namawiałem ją do tego – byłaby to dla niej wielka przygoda, a Hanah z Dawidem byliby tak szczęśliwi! Dawid zawsze powtarzał, że on zaciągnął u „cioci” większy dług niż sama Hanah. „Ona uratowała dla mnie najlepszą żonę na świecie!” – krzyczał z emfazą.

Ja na razie nie przyjadę, może później – odpisała któregoś dnia babcia. – Jak chcesz, zaproś Wojtka.

Ponad pokoleniami

Ale wcześniej Halina zjawiła się w Polsce.

Przyjechała na obchody 45. rocznicy powstania w getcie, w 1988 roku. Wtedy ją poznałem. Byliśmy razem na uroczystościach rocznicowych, byliśmy w Treblince i na Majdanku, w Teatrze Żydowskim na Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie. W czasie tego pierwszego od blisko pół wieku pobytu w Polsce Hanah trochę się śmiała. Ale znacznie więcej płakała.

A rok później, latem 1989 roku, po 3 godzinach lotu ujrzałem przez samolotowy iluminator najpierw nieprawdopodobnie błękitną taflę Morza Śródziemnego, a potem palmy wokół portu lotniczego Ben Gurion.

„Za życie!”

Spędziłem z Hanah i Dawidem dwa i pół miesiąca, jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. Byłem przyjmowany i goszczony w wielu żydowskich domach, których mieszkańcy – ludzie zwykle bardzo starzy – niemal bez wyjątku mówili – albo przynajmniej rozumieli – po polsku. Z Haliną poznawałem Hajfę, piękne, schodzące tarasami z góry Karmel ku morzu miasto, w którym nie odczuwało się upału. Z przyjacielem Haliny i Dawida, Jossim, zjeździliśmy samochodem niemal cały Izrael.

Miałem tam sobie trochę popracować, redaktorska pensyjka w Polsce zdecydowanie wymagała wsparcia, ale okazało się, że o pracę (oczywiście „na czarno”) nie jest w Izraelu łatwo, zwłaszcza z kwalifikacjami magistra polonistyki. Gdy więc jechałem sam na zwiedzanie (Hanah musiała czasem pomóc Dawidowi w sklepie), dostawałem w kieszeń 10 szekli (około 5 dolarów).

– Masz, jedź i rób życie! – mawiała zawsze Halina. „Rób życie” znaczyło u niej: ciesz się, baw się, używaj. Więc „robiłem życie”, a wieczorami siadaliśmy we trójkę przed telewizorem, piliśmy dobre alkohole i za każdym razem wznosiliśmy po hebrajsku najpiękniejszy toast, jaki kiedykolwiek słyszałem: Le chaim!, co znaczy: za życie.

Sprawiedliwi

W czasie, gdy ja „robiłem życie” w Izraelu, w Warszawie miało miejsce coś o wiele ważniejszego: mojej babci przyznano wnioskowany przez Halinę i Dawida medal Sprawiedliwy wśród narodów świata. Każdy, kto taki medal otrzyma, ma w Parku Sprawiedliwych w Jerozolimie swoje drzewko. Sadzą je zwykle ci, którzy ocaleli dzięki tym, dla których sadzą drzewo. Ja byłem o krok od wielkiej szansy: mogłem sam babci to drzewko w Jerozolimie posadzić.

Niestety, los chciał inaczej. Wyznaczony termin posadzenia drzewka był o kilka dni późniejszy niż termin mego odlotu do Polski.

Drzewko posadziła Halina.

Niektóre imiona, nazwiska i inicjały zostały przez autora zmienione.

Czy to jest chichot historii? Jestem ofiarą czy sprawcą? / Marian Smoczkiewicz, „Wielkopolski Kurier WNET” 48/2018

Mamy do czynienia z fałszowaniem historii na potężną skalę. Wymyślono tezę, która zaciera granicę między ofiarą a sprawcą. Teza ta, skutecznie wsparta medialnie, ma stać się obowiązującą prawdą.

Wielkopolskie losy

Marian Smoczkiewicz

Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich

Czy to jest chichot historii? Współczesna narracja dotycząca ofiar niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej sugeruje ich podział na dwie grupy: lepszych i gorszych. Tak rozumiem – na podstawie opinii ekspertów i doniesień medialnych – intencje amerykańskiej ustawy 447, podpisanej w maju przez prezydenta Donalda Trumpa. I na mocy tej właśnie ustawy zakwalifikowano mnie jako tę gorszą ofiarę niemieckiej okupacji. Co więcej, okazuje się, że na odszkodowania z tytułu poniesionych strat w czasie II wojny światowej będę musiał się składać do spółki z oprawcami.

Ja również jestem ofiarą niemieckiego systemu eksterminacji narodu polskiego, wprowadzonego w 1939 roku na ziemie polskie. Cierpienia moich bliskich są nie tylko podobne do cierpień rodzin żydowskich, ale wręcz zbieżne z nimi. Umniejszanie wojennych strat polskich rodzin jest dla mnie sprawą o znaczeniu życiowym, a dla mojej Ojczyzny fundamentalnym. Jeśli takie mocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, przyjmuje tego typu ustawę, to musi mieć konkretny cel. Widać to było w trakcie debaty, która odbyła się przy tej okazji w Izbie Reprezentantów. Amerykańscy kongresmeni mówili wprost, że należy stworzyć pewną podstawę ustawową dla Sekretarza Stanu, dla rządu czy innych instytucji. Te z kolei będą mogły wywierać presję – dokładnie użyto tego określenia – na rządy innych państw, uczestników konferencji w Terezinie, która dotyczyła tzw. mienia ery Holokaustu. To znaczy, aby w przypadku mienia bez spadkobierców, które z reguły przejmuje Skarb Państwa, równowartość takiego mienia przechodziła na rzecz organizacji – w tym przypadku amerykańskich – zajmujących się tzw. pomocą ofiarom po Holokauście lub krzewieniem pamięci o Holokauście. Reasumując, nie do przyjęcia jest dla mnie, abyśmy składali się finansowo na pokrzywdzonych przez Niemców Żydów, a w gruncie rzeczy na stowarzyszenia reprezentujące żydowskie ofiary II wojny światowej.

Mój Ojciec Marian

Urodziłem się dwa lata przed wybuchem II wojny światowej. Moi rodzice pochodzili z licznych rodzin: tata z sześciorga, a mama z siedmiorga dzieci. Właśnie ta generacja wzięła na siebie największy ciężar obrony kraju. Stawili czoła Niemcom, walczyli tak heroicznie, jak tylko było to możliwe… do końca. Nie zgodzę się więc nigdy, by ktokolwiek śmiał obsadzać w roli współsprawców Holocaustu mojego ojca, moich stryjów, wujów czy ich współbraci w walce.

Marian Smoczkiewicz, ojciec Autora | Fot. archiwum rodzinne

Gdy wybuchła wojna, mieszkaliśmy w Bydgoszczy, gdzie ojciec, Marian Smoczkiewicz, miał kancelarię adwokacką. Pamiętam go słabo, pojedyncze obrazy ze wspólnych zabaw. Po wkroczeniu Niemców do Bydgoszczy otrzymał w październiku 1939 roku wezwanie na policję. Do końca nie zdawał sobie sprawy, z jakim barbarzyństwem przyjdzie stanąć mu twarzą w twarz. Był jednak człowiekiem honorowym i odważnym, więc zgłosił się w wyznaczonym czasie. Wychodzącego z domu widzieliśmy go po raz ostatni. Od tego momentu wszelki ślad po nim zaginął. Zapytania, które mama kierowała na policję w sprawie losów ojca, spotykały się arogancją, lekceważeniem i w efekcie z brakiem wieści. Dziś wiemy tyle, że prawdopodobnie więziono go z prezydentem Bydgoszczy, innymi prawnikami, nauczycielami, lekarzami, księżmi. Wszyscy oni zginęli, a tym samym nie ma też żadnych świadków, którzy mogliby opowiedzieć cokolwiek o bydgoskim adwokacie, Marianie Smoczkiewiczu. Nigdy nie ustaliliśmy: kiedy tata zginął, jak zginął, gdzie jest pochowany. Prawdopodobnie został zamordowany na początku listopada, bo wtedy Niemcy prowadzili masowe rozstrzeliwania przedstawicieli inteligencji bydgoskiej, w lasach pod miastem. Miał wtedy 31 lat.

Stanisław, Jan i ich siostry

Młodszy brat Mariana, Stanisław Smoczkiewicz, również prawnik, absolwent studiów prawniczych na Uniwersytecie Poznańskim, został zamordowany na przełomie 1941/1942 roku. Stanisław Smoczkiewicz po wybuchu wojny bardzo aktywnie zaangażował się w działalność podziemną w Poznaniu i całej zachodniej części Polski. Był członkiem tajnej organizacji „Ojczyzna”, w której kierował wydziałem organizacyjnym oraz należał do ścisłego grona przywódców. Na bazie „Ojczyzny” z czasem utworzono struktury Delegatury Rządu na terenach zachodniej Polski. W 1941 roku rozpoczęły się aresztowania członków kierownictwa „Ojczyzny”. Między innymi aresztowano ks. infułata Józefa Prądzyńskiego, wielu innych tajnych żołnierzy, a wśród nich Witolda Ewerta-Krzemieniewskiego, brata mojej matki.

Stanisław Smoczkiewicz, mój stryj, został aresztowany w grudniu 1941 roku. Osadzono go w Forcie VII w Poznaniu, pierwszym i najokrutniejszym obozie koncentracyjnym na terenach Polski. Według listu Witolda Ewerta-Krzemieniewskiego, więzionego w tym samym czasie w Forcie VII, po długich torturach, nazywanych przez Niemców przesłuchaniami, Stanisław Smoczkiewicz został na początku 1942 roku wywieziony z obozu wraz z grupą innych działaczy i już nigdy nie wrócił. Moja babcia Czesława odebrała tylko paczkę z więzienia wypełnioną zakrwawioną odzieżą Stanisława. Do dziś nie wiemy, jak zginęła wywieziona grupa i gdzie ich pochowano.

Najmłodszy brat mojego ojca, Jan Smoczkiewicz, został wywieziony do obozu pracy do Niemiec, gdzie został uwolniony przez aliantów w 1944 roku. Dwie młodsze siostry ojca: Aleksandra (18 lat) i Teresa (14) były również wywiezione na roboty do Niemiec. Podsumowując, z sześciorga dzieci Czesławy i Władysława dwóch najstarszych synów zamordowano, troje wywieziono na roboty do Niemiec.

Rodzina Mamy

Rodzina ze strony mojej matki Aleksandry z domu Ewert-Krzemieniewskiej składała się z siedmiorga rodzeństwa: trzy córki i czterech synów. Moja matka była najstarsza. Jej młodsza siostra Kazimiera, zamężna, całą wojnę trwała samotnie, walcząc o przetrwanie dla swojego syna, wspierając równocześnie moją mamę i mnie. Mąż Kazimiery, Roman Sioda, uczestniczył w kampanii wrześniowej, a po niej przetrzymywany był w obozie jenieckim w Niemczech. Wrócił dopiero po wojnie. Druga siostra, Halina, była żoną Kiryła Sosnowskiego, jednego z założycieli organizacji „Ojczyzna”, wybitnego działacza Polski Podziemnej, który nie uniknął aresztowania (Pawiak) przez Niemców. A po wojnie również został aresztowany, tym razem przez władze Polski Ludowej i skazany na osiem lat więzienia za działalność „antypolską”. Brat mojej matki, Witold Ewert-Krzemieniewski, jako szef wydziału finansowego „Ojczyzny” został aresztowany w tym samym czasie co Stanisław Smoczkiewicz. Od tego ostatniego otrzymał gryps, jak ma zeznawać. To mu uratowało życie. Z obozu w Forcie VII został wysłany do obozu koncentracyjnego w Mauthausen-Gusen, gdzie doczekał się uwolnienia przez aliantów. Do Polski już nie wrócił, wiedząc o licznych aresztowaniach wśród działaczy podziemia. Zmarł w Kanadzie. Młodszy brat z kolei, Marian Ewert-Krzemieniewski, działał w organizacji Kedyw w Warszawie. Walczył pod pseudonimem, którego nikt w rodzinie nie znał. Zginął w Warszawie, prawdopodobnie w tak zwanym kotle, pułapce zastawionej przez niemiecką policję, Gestapo.

Marian Ewert-Krzemieniewski | Fot. archiwum rodzinne

Najmłodszy brat, Stanisław Ewert-Krzemieniewski, w tamtym czasie czternastolatek, został też aresztowany i osadzony w Forcie VII na początku 1942 roku. Ze względu na dziecięcy wiek, na szczęście po tygodniu został zwolniony.

Statystyka wojenna wśród rodzeństwa mojej mamy jest nieco „korzystniejsza” niż u Smoczkiewiczów. Z trzech synów, żyjących w czasie II wojny światowej, jeden został zamordowany, jeden był więziony, jeden przeżył ze względu na swoje 14 lat, ale również był aresztowany. Trzy siostry: Aleksandra, Kazimiera i Halina miały za zadanie przeżyć, nie dać się aresztować za działalność mężów i braci, i przede wszystkim ochronić dzieci. Ten obowiązek wypełniły, choć tylko sam Pan Bóg wie, jakim cierpieniem i strachem okupiły te lata i następne, powojenne, również.

Jesteśmy ofiarami

Ostatnie wydarzenia i informacje dotyczące relacji polsko-żydowskich skłoniły mnie nie tylko do refleksji, ale ponownego rozliczenia wojennych dziejów mojej rodziny. Na podstawie opisanej historii widać, że niemieckie ludobójstwo i fizyczna eksterminacja dotyczyła również Polaków. Wielu zapłaciło życiem, wielu zdrowiem, przebywając w nieludzkich warunkach w obozach koncentracyjnych czy na przymusowych robotach w Niemczech. Do tego należy dołączyć ból osób najbliższych przeżywających utratę dzieci, braci, mężów, a także ciągły strach o życie najbliższych. Mam też świadomość, że historii zdziesiątkowania polskich rodów, które okupant zniszczył bezpowrotnie, jest bardzo dużo. Trudno to też fizycznie policzyć, bo po wielu polskich bohaterach nie pozostał nawet ślad w postaci mogiły.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby poniesione straty – zarówno ból związany ze śmiercią najbliższych, jak i materialne – porównywać z podobnie doświadczonymi rodzinami żydowskimi. Zdaję sobie sprawę, że samo słowo „porównanie” nie jest właściwym terminem. Jednak jesteśmy ofiarami tego samego okupanta, najeźdźcy i zbrodniarza.

Od zakończenia wojny upłynęło już ponad siedemdziesiąt lat. Nikt nigdy nie powiedział mojej mamie albo mnie – przepraszam. Cała moja rodzina, zarówno ze strony matki, jak i ojca, w czasie okupacji była wyrzucona ze swoich domów i mieszkań. Nikt nic nie zdołał zabrać ze sobą, prócz rzeczy osobistych. Miejsca, do których nas przesiedlano, często nie nadawały się do zamieszkania. Nie mieliśmy wielkiego majątku, ale i tak straciliśmy wszystko.

Stanisław, Aleksandra i Marian Smoczkiewiczowie | Fot. archiwum rodzinne Autora

Nie da się przeliczyć na pieniądze śmierci mojego ojca, nie da się oszacować samotności mojej matki i mojego oczekiwania na powrót taty z wojny. Przez lata czuliśmy, może nawet podświadomie, że zgoda na odszkodowanie to jakby ujma dla tych, którzy poświęcili swoje życie w walce o wolność Ojczyzny. Jednak na moich oczach inne środowiska nie tylko wzbogacają się kosztem również polskiej tragedii, ale jeszcze dopisują nas do sprawców. Nie mogę i nie chcę się na to zgodzić.

***

Mamy do czynienia z fałszowaniem historii na potężną skalę. Nic nie znaczyły meldunki podziemnego Państwa Polskiego opisujące niemiecką okupację. Nic, żaden dokument, żadna relacja, żadne fakty nie były uwzględniane. Wymyślono tezę, która zaciera granicę między ofiarą a sprawcą. Teza ta, nie z racji jej trafności, ale skutecznie wsparta medialnie, ma stać się prawdą. Wydaje się, że Żydzi i Polacy pochodzenia żydowskiego umieli się lepiej zorganizować i wymóc na agresorach odszkodowania, które im się należały. Jednak amerykańska ustawa 447 może spowodować, że dołożą się do tych rekompensat również ofiary.

Wysłuchała i spisała Aleksandra Tabaczyńska.

Marian Smoczkiewicz – prof. dr hab., chirurg, były kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, Dyrektor Polskiego Zespołu Medycznego i ordynator chirurgii Szpitala Wahda w Libii, Konsultant Chirurgii Szpitala Rashid, Dubai Emiraty Arabskie, ordynator oddziału Chirurgii szpitala w Ballinasloe w Irlandii, emerytowany nauczyciel akademicki.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza „Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza „Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich” na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Rajd 100-lecia Odzyskania Niepodległości zorganizowany przez Motocyklowe Stowarzyszenie Pomocy Polakom za Granicą

Misją powstałego w 2010 r. Stowarzyszenia jest wspieranie zamieszkałych za granicą Polaków ze Wschodu i Zachodu poprzez ułatwianie im dostępu do polskiej oświaty i kultury oraz integrowanie ich.

Rafał Lusina

20 maja wyruszył Rajd 100-lecia Odzyskania Niepodległości, organizowany przez Motocyklowe Stowarzyszenie Pomocy Polakom za Granicą WSCHÓD-ZACHÓD z Grodziska Wielkopolskiego. Rajd rozpoczął się w Warszawie przed Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego. Motocykliści skierowali się w stronę Wilna, ponieważ głównym celem rajdu jest przywołanie pamięci o trzech kluczowych postaciach, które swoim zdeterminowaniem i pracą na rzecz odrodzenia Polski pokazują, że wytrwałość i odwaga przynoszą często efekty przekraczające początkowe wyobrażenia.

Logo Motocyklowego Stowarzyszenia Pomocy Polakom na za Granicą Wschód-Zachód

„Ta wyśniona wolna Polska tak wypełniła serca i umysły Romana Dmowskiego, Józefa Piłsudskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, że mogli „góry przenosić”. Są doskonałym przykładem na obecne czasy, jak z ciężkiej pracy można czerpać radość życia, radość z tworzenia czegoś dla ludzi bliskich ich sercu, bo Polska grała w nich i tryskała na zewnątrz” – piszą organizatorzy Rajdu. „Wielki naród, jak już było gdzie indziej powiedziane, musi nosić wysoko sztandar swej wiary. Musi go nosić tym wyżej w chwilach, w których władze jego państwa nie noszą go dość wysoko, i musi go dzierżyć tym mocniej, im wyraźniejsze są dążności do wytrącenia mu go z ręki”.

Motocykliści odwiedzą także miejsca wschodnich strażnic granicznych II Rzeczypospolitej. W niektórych miejscach są jeszcze ich pozostałości. Chcą pojechać na cmentarze żołnierzy, którzy wywalczyli wolność przed 100 laty oraz tych, którzy bronili granic w 1939 roku. Złożą im biało czerwone wieńce i podziękują za ofiarę życia za Polskę.

Misją powstałego w 2010 r. Motocyklowego Stowarzyszenia Pomocy Polakom za Granicą WSCHÓD-ZACHÓD im. rotm. Witolda Pileckiego jest wspieranie Polaków zamieszkałych poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej poprzez ułatwianie im dostępu do polskiej oświaty i kultury oraz integrowanie Polaków ze Wschodu i Zachodu.

„Nie tylko ten kraj, w którym żyjecie, Ojczyzną Waszą się zowie. Jest jeszcze druga Ojczyzna na świecie, co w polskiej mieści się mowie” (tekst z tablicy na ścianie szkoły polskiej na Białorusi).

Do tej pory Stowarzyszenie zorganizowało ponad 20 rajdów. Rajd 100-lecia Odzyskania Niepodległości zakończy się w pierwszych dniach czerwca.

Rafał Lusina jest komandorem i głównym organizatorem rajdu.

Artykuł Rafała Lusiny „Trwa Rajd 100-lecia odzyskania Niepodległości” znajduje się na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Lusiny „Trwa Rajd 100-lecia odzyskania Niepodległości” na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Wyniki badań archeologicznych w Europie Środkowo-Wschodniej na służbie nacjonalistycznej narracji germańskiej

W zachodnioeuropejskiej polityce historycznej promuje się koncepcje uznające obywateli UE z państw środkowo-wschodniej Europy za niższą kategorię Europejczyków, w przeciwieństwie do ludów germańskich.

Stanisław Orzeł

„Nauka” zachodnioeuropejskich państw wchodzących w skład Unii Europejskiej jest wykorzystywana – służebnie wobec interesów ekonomicznych i politycznych swoich mocodawców – do takiego kształtowania świadomości obywateli tych państw, aby jednoznacznie utożsamiali obywateli UE z państw środkowo-wschodniej Europy z niższą kategorią Europejczyków.

Dzieje się to poprzez realizację w zachodnioeuropejskiej polityce historycznej nacjonalistycznej koncepcji neokossinnizmu, promującej badania identyfikujące jakoby konkretne ludy, zwykle germańskie, z tzw. kulturami archeologicznymi. Warto podjąć próbę zareagowania na tę zakamuflowaną formę indoktrynacji neokolonialnej.

Nie jest to nic nowego w dziejach Europy, a zwłaszcza Niemiec. Już w XVIII w., podczas budowy późniejszej kopalni galmanu „Scharley” w Szarleju (wówczas od Piekarami Śląskimi), doszło do odkrycia pozostałości osadnictwa z okresu rzymskiego (I–IV w. n.e.). Odsłonięta osada była spora, ale pruscy urzędnicy nie byli pewni, czy zamieszkiwała ją ludność słowiańska, czy może jednak germańska. Odkryciem zainteresował się sam król Prus, Fryderyk Wilhelm III. Wezwano pruskich archeologów pod kierownictwem Lauberta, a ci, w porozumieniu z baronem Hardenbergiem, który właśnie w 1795 r. doprowadził do zawarcia pokoju z Francją, co umożliwiło trzeci rozbiór Polski – przeprowadzili wnikliwe badania. W ich wyniku uznali, że ową osadę z początków nowej ery zamieszkiwała ludność prasłowiańska. Co więcej – w III w n.e. ludność ta wytapiała z rudy darniowej w dymarkach żelazo…

Taki wynik badań nie odpowiadał Fryderykowi Wilhelmowi III (podobnie jak i dzisiejszym, niemieckim i zachodnioeuropejskim elitom wspierającym nacjonalistyczne „badania” archeologiczne) i rozkazał, aby znalezione na stanowisku przedmioty zniszczyć. W ten sposób władze Prus zaczęły „tworzyć” nową historię Śląska.

Jednak były żołnierz napoleoński, a wówczas już młynarz z pobliskich Brzozowic (dziś w Piekarach Śląskich), Karol Piekoszewski, zebrał wszystko, co się dało znaleźć w Szarleju i zabezpieczył w swojej stodole. Następnie wydał w 1852 r. w drukarni Teodora Haneczka broszurę, w której to opisał. Niestety – jej oryginał nie dochował się do naszych czasów. Władze pruskie działały sprawnie na polu polityki historycznej.

Potwierdza to przykład odkrycia w 1913 r., podczas rozbudowy przez spadkobierców Giszego zakładu produkcji galmanu „Wilhelmine”, śladów osady słowiańskiej z III i IV w. n.e., czyli z okresu, w którym według ówcześnie i obecnie obowiązującej narracji w polityce historycznej – Słowian w ogóle jeszcze nad Wisłą, a co dopiero na Śląsku, nie było. W tej sytuacji niemiecki historyk Ulrich Haacke przeprowadził badania opisane w „Eine alterhermanische Siedlung in Deutsch Piekar”, w wyniku których uznał, że te słowiańskie stanowiska archeologiczne nie są słowiańskie, ale germańskie. Jak to zgrabnie określił Dariusz Pietrucha, bytomski nauczyciel, który starał się zgłębić historię przemysłu wydobywczego w Piekarach Śląskich: opis taki był „poprawny ideologicznie, ale nie historycznie”…

Taka „poprawna” ideologicznie, ale nie historycznie narracja o ludności ziem znanych dziś jako Polska oraz o jej osiągnięciach w dziedzinie protoprzemysłowego wydobycia minerałów, a następnie ich hutniczej obróbki – trwa do dziś. (…)

Pomponiusz Mela w Chorografii, czyli o położeniu krajów świata ksiąg trzy, napisanej w 43 lub 44 r. n.e., opierając się na zaginionym dziele historycznym Corneliusa Neposa (100 do ok. 25 p.n.e.) podał, że rzeką graniczną między Germanią a Sarmatią była Vistula/Wisła, a za nią, w Sarmatii – według niektórych – zamieszkują Sarmaci, Wenetowie, Skirrowie, Hirrowie i inne ludy.

W Naturalis Historia, napisanej przed 79 r. n.e., Pliniusz Starszy (23–79 n.e.) przekazał, że około roku 330 p.n.e. grecki żeglarz Pyteasz z Marsylii (opisał to we fragmentarycznie zachowanym dziele O oceanie), wracając z wyprawy do Ultima Thule, podczas której poszukiwał cyny i Wyspy Bursztynowej/Balcii/Abalus, „w pobliżu Guiones, plemienia germańskiego” wpłynął na obszar „estuarium oceani Metuonis długości 6000 stadiów” – czyli około 1150 km. Owo estuarium może oznaczać zatokę oceanu, jaką jest Bałtyk. „Stąd o jeden dzień żeglugi oddalona leży wyspa Abalus – tam w okresie wiosny jest on [bursztyn] wyrzucany na brzeg, a jest wymiotem stałego morza. Mieszkańcy używają go zamiast drew do ognia i sprzedają swoim sąsiadom Teutonom”.

Kim byli ci „mieszkańcy”, którzy już za czasów Pyteasza sprzedawali bursztyn Teutonom? Otóż tenże Pliniusz Starszy powtórzył informację Cornelisza Neposa, przypomnianą przez Pomponiusza Melę o Wiśle, Sarmatach i Wenetach.

Nieco później, około roku 98 n.e., w De origine et situ Germaniae Tacyt pisał: „Wenetowie przejęli wiele z obyczajów Sarmatów. Przebiegają bowiem w celach łupieskich wszystkie lasy i góry znajdujące się między Peucynami a Fennami. Jednak powinni być raczej zaliczani do Germanów, ponieważ budują domy, noszą tarcze i lubią szybkie, piesze marsze. Odróżnia ich to od Sarmatów żyjących na wozie i na koniu”.

Klaudiusz Ptolemeusz, który ok. 150 r. n.e. w dziele Nauka Geograficzna zaznaczył na mapie m.in. lokalizację miejscowości Calisia (Kalisz), uważał, że na prawym brzegu Bałtyku u ujścia Wisły zamieszkują Wenedowie. Byli tam tak długo, że wiązał z nimi nazwy: Zatoka Wenedzka (Zatoka Gdańska) i Góry Wenedzkie (wzgórza na Mazurach lub Pomorzu). (…)

Wenetowie w wyniku ekspansji Gotów na wschód zetknęli się ze znanymi od czasów Herodota wschodnimi Słowianami. Widać to u Klaudiusza Ptolemeusza, który ok. 150 r. n.e. nad rzeką Rha/Wołga umiejscowił plemię Souobenoi, którego nazwa jest prawdopodobnie pierwszym, greckobrzmiącym zapisem słowa „Słowieni”. Zaś między Bałtami a irańskimi Sarmatami umieścił plemię Stauanoi, Stałan, którzy pod naporem idących znad Wisły Gotów wywędrowali w II w. na północ i osiedli wokół jeziora Ilmień. Przed 150 r. trwał więc napór na wschód od Wisły dwóch ludów: Gotów (wraz z podporządkowanymi im Wandalami) i Wenedów. Ich wyprawy były wspólne do przeł. II/III w., kiedy Goci ruszyli nad Morze Czarne.

Ta ludność „przeworska”, która pozostała na wschód od Wisły, została przez Kasjodora i Jordanesa utrwalona w historii Gotów jako Wenedowie, od których wzięła się u Germanów nazwa wszystkich Słowian.

Dlaczego od nich? Bo z nimi Goci porozumiewali się pierwsi, wędrując na południe wśród ludności „przeworskiej”, a następnie z podobnie mówiącą ludnością słowiańską zetknęli się nad Morzem Czarnym. W ten sposób skojarzyli Wenedów ze Słowianami nadczarnomorskimi, czyli Antami i Sklawinami, znanymi wschodnim Rzymianom. Natomiast wśród historiografów bizantyjskich Wenetowie zostali uznani za trzeci, zachodni odłam Słowian. Tak można rozwiązać zagadkę Słowian. (…)

Co najmniej od V w. p.n.e. puszcze na styku stepów nadczarnomorskich i równiny między Bałtykiem a Karpatami zamieszkiwały ludy mówiące podobnym językiem, znane pod nazwami nadawanymi im przez sąsiadujące od zachodu lub południa plemiona celtyckie lub germańskie. Owi Staroindoeuropejczycy, co zostało potwierdzone w ostatnich latach przez genetykę historyczną przy pomocy tzw. haplotypu R1a1, w sposób nie budzący już wątpliwości byli przodkami trzech odłamów Słowian: Wenetów/Wenedów – czyli zachodnich, Antów – czyli wschodnich i Sklawinów – czyli południowych. Kontakty o różnym charakterze z plemionami kimeryjskimi, scytyjskimi i sarmackimi oraz wschodnimi Celtami, a następnie germańskimi Gotami na przestrzeni od VII w. p.n.e. do II w. n.e. doprowadziły najpierw do wyodrębnienia się ze staroindoeuropejskiej – wspólnoty prasłowiańskiej, a następnie do jej podziału na trzy odłamy.

Dla wydzielenia się odłamu zachodniego przełomowy wydaje się okres archeologiczny tzw. kultury przeworskiej. Wraz z nią ukształtował się tzw. wieloplemienny związek Lugiów o wpływach celtyckich w południowej części obszaru między Bałtykiem a Karpatami oraz zespół plemion Wenetyjskich o wpływach sarmackich na północ od niego.

Wpływy sarmackie, m.in. Jazygów, oddziaływały również na Lugiów w późnym okresie istnienia ich związku plemiennego. W ten sposób oba te odłamy plemion zachodniosłowiańskich ostatecznie wyodrębniły się od plemion indoeuropejskich Europy Zachodniej. Stąd i późniejsze przekonanie wielu polskich rodów rycerskich o sarmackim pochodzeniu.

Cały artykuł Stanisława Orła „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 2)” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 2)” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Obchody 1050-lecia biskupstwa w Poznaniu. Dwa lata po chrzcie Mieszka I, w 968 r., „Polska zaczęła mieć swego biskupa”

Biskupstwo poznańskie w latach 968–1000 obejmowało całe państwo polskie i było zależne wprost od Stolicy Apostolskiej. Biskup Jordan zapoczątkował historię polskiej hierarchii kościelnej.

Książę Mieszko I zbudował w Poznaniu pierwszą katedrę na ziemiach polskich. Do 1798 r. do biskupstwa poznańskiego należała m.in. Warszawa. W 1821 r. podniesiono je do rangi arcybiskupstwa i metropolii. Arcybiskup Stanisław Gądecki jest 97. biskupem poznańskim, czyli 96. następcą biskupa Jordana.

Obchody jubileuszowe odbywają się pod hasłem „Poznań. Chrystus i my”. Ich celem jest ukazanie natury i misji Kościoła, lepsze poznanie jego historii i przede wszystkim konstruktywne zaangażowanie wiernych w działalność ewangelizacyjną.

Jubileusz zainaugurował list pasterski Arcybiskupa Metropolity Poznańskiego na I niedzielę Adwentu (3 grudnia 2017 r.). Kościołem jubileuszowym jest katedra poznańska na Ostrowie Tumskim. Główne obchody jubileuszowe odbędą się w Poznaniu w dniach 22–24 czerwca 2018 r., z udziałem biskupów, kapłanów i osób życia konsekrowanego, wiernych świeckich, wspólnot i stowarzyszeń kościelnych. Szczególnym znakiem obchodów jubileuszowych będzie wizerunek Matki Bożej koronowany w 1968 r. – Matka Boża w Cudy Wielmożna z sanktuarium na Wzgórzu Przemysła w Poznaniu. W Poznaniu obradować będzie sesja plenarna Rady Konferencji Episkopatów Europy (13–16 września), odbędą się koncerty i wydarzenia artystyczne, a także sympozja naukowe poświęcone historii biskupstwa poznańskiego (m.in. na Wydziale Teologicznym UAM odbyło się 21–23 marca, w Archiwum Archidiecezjalnym nastąpi 28–30 maja, w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk – 19–20 czerwca).W parafiach obchody jubileuszowe odbyły się w Wigilię Zesłania Ducha Świętego 19 maja – tego dnia o godz. 21 zabrzmiały wszystkie dzwony w świątyniach archidiecezji poznańskiej.

Na cały rok szkolny zostały przygotowane materiały katechetyczne dla dzieci i młodzieży. W maju będzie miała miejsce misja „Talitha kum”. Jako znak wdzięczności za przybycie do Polski biskupa misyjnego w 968 r. archidiecezja wyremontuje szkołę i kaplicę w kraju misyjnym – na Madagaskarze. W dniach 2–10 października odbędzie się dziękczynna pielgrzymka do Rzymu. Opublikowana zostanie czterotomowa historia archidiecezji poznańskiej, przygotowana pod kierunkiem prof. dr. hab. Józefa Dobosza.

Papież Franciszek za pośrednictwem Penitencjarii Apostolskiej udzielił przywileju odpustu zupełnego wszystkim wiernym nawiedzającym katedrę poznańską na Ostrowie Tumskim w roku Jubileuszu 1050-lecia biskupstwa poznańskiego, czyli od 2 grudnia 2017 roku do 25 listopada 2018 roku.

„Odpust ten można uzyskać, nawiedzając w formie pielgrzymki Poznański Kościół Archikatedralny pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła i tam uczestnicząc nabożnie w obrzędach jubileuszowych albo przynajmniej przez odpowiedni czas odprawić pobożne rozważanie, włącznie z Modlitwą Pańską, wyznaniem wiary i modlitwą do Najświętszej Maryi Panny oraz Świętych Apostołów Piotra i Pawła” – czytamy w dekrecie Penitencjarii Apostolskiej. Odpust zostaje udzielony wiernym, którzy spełnią warunki; można go także ofiarować duszom w czyśćcu cierpiącym. W celu uzyskania odpustu należy wypełnić zwykłe warunki, tzn. w dniu nawiedzenia katedry albo kilka dni przed lub po wypełnieniu dzieła odpustowego przystąpić do spowiedzi św. i przyjąć Komunię św. Należy również odmówić modlitwę w intencjach Ojca Świętego, a także być wolnym od przywiązania do grzechu, nawet lekkiego. Odpust w roku jubileuszowym mogą też uzyskać osoby chore, łącząc się duchowo z celebracjami jubileuszowymi. „Osoby sędziwe, chore i wszyscy, którzy z poważnej przyczyny nie mogą wychodzić z domu, również mogą dostąpić odpustu zupełnego, wzbudzając w sobie odrazę do jakiegokolwiek grzechu i intencję nawrócenia, i skoro tylko jest możliwe, spełnią trzy zwykłe (powyższe) warunki oraz duchowo włączą się w celebracje jubileuszowe, jak również modlitwy i swoje cierpienia albo uciążliwości swego życia ofiarują miłosierdziu Bożemu” – czytamy w dekrecie Penitencjarii Apostolskiej.

Penitencjaria Apostolska udzieliła też Arcybiskupowi Stanisławowi Gądeckiemu, Metropolicie Poznańskiemu, zezwolenia na udzielenie w katedrze w wybranym dniu papieskiego błogosławieństwa wraz ze związanym z nim odpustem zupełnym pod zwykłymi warunkami, a odpust ten będzie można uzyskać także za pośrednictwem telewizji lub radia.

Cały artykuł redakcyjny „Pierwsze w Polsce. 1050-lecie biskupstwa w Poznaniu” znajduje się na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł redakcyjny „Pierwsze w Polsce. 1050-lecie biskupstwa w Poznaniu” na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl