Atlantyk wieńczy dzieło, czyli „Miś” na miarę naszych możliwości. Cd. sporu o państwową służbę geologiczną w Polsce

Generalnie można odnieść wrażenie, że cały projekt oceaniczny służy głównie promocji ministra, gdyż surowce z dna Atlantyku są jak yeti. Wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział.

Danuta Franczak

Nowelizacja ustawy o instytutach badawczych z 2016 r. pozwala ministrowi nadzorującemu powoływać nie tylko dyrektora, ale i zastępców w podlegającym danemu ministerstwu instytucie. Nie inaczej było w Państwowym Instytucie Geologicznym (PIG). (…) Zgodnie ze wspomnianą ustawą Główny Geolog Kraju w imieniu Ministra Środowiska pod koniec 2016 r. powołał nowego zastępcę dyrektora ds. administracyjno-ekonomicznych PIG. Funkcję tą objął zupełnie nieznany w środowisku geologicznym Grzegorz Głowacki.

Jednocześnie niezależnie od zmian personalnych, w PIG pod koniec 2016 r. tempa nabrały także działania zmierzające do zakupu działki na Atlantyku pod przyszłą eksploatację surowców. Zorganizowano medialną kampanię mająca na celu przekonanie społeczeństwa, że jest to eldorado. Do dziś w wystąpieniach Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska nakręcana jest atmosfera, że surowce zalegające na dnie Atlantyku będą zbawieniem i motorem dla rozwoju naszej gospodarki.

Nikt w tamtym czasie nie wspominał, że lokalizację działki na Atlantyku wskazali nam Rosjanie i jeszcze PIG zapłacił za to 30 000 dolarów!

Szczegóły tej transakcji dopiero opisała w swoim artykule pani redaktor Karolina Baca-Pogorzelska w „Dzienniku Gazeta Prawna”. Pojawiają się naturalne pytania, jaki interes mieli Rosjanie, aby przekazać Polsce takie informacje? Jeżeli to rzeczywiście jest eldorado, dlaczego sami nie podejmują tam eksploatacji? Po co oddawać komuś coś, z czego samemu można mieć ogromne zyski? Czyżby bratnia pomoc? (…)

Niezależnie od kontekstu politycznego i prawdopodobieństwa, że Rosjanie mogli nas skierować na manowce, dziwi fakt, że tak doświadczony naukowiec, jakim niewątpliwie jest prof. dr hab. Mariusz Jędrysek, przed wydatkowaniem ogromnych pieniędzy nie wykonał żadnych wstępnych badań i nie sporządził studium wykonalności. Jednocześnie taka niejasna sytuacja pozwala na tworzenie dowolnej narracji o tym, co tam na dnie się znajduje, co daje amunicję przeciwnikom obecnego rządu. Minister opowiada o zawartości 4% miedzi w rudzie i innych skarbach, ale nie wiadomo, na jakiej podstawie to wnioskuje.

Niestety jego wypowiedzi nie są weryfikowane przez inne autorytety, więc może on snuć dowolne opowieści. Z niewiadomych powodów eksploatacja na oceanie jest lejtmotywem każdego wystąpienia pana ministra i można odnieść wrażenie, że jest to temat ważniejszy od uporządkowania zarządzania surowcami w Polsce. Zamiast zajmować się poprawą sytuacji tu i teraz, skupiamy się na tym, co w bliżej nieokreślonym czasie będziemy czerpać z Atlantyku. Podobną retorykę przypominam sobie z czasów, kiedy Donald Tusk opowiadał, że za pieniądze z gazu łupkowego spłacimy wszystkie długi ZUS-u, a Bronisław Komorowski mówił o wydobyciu gazu łupkowego w kopalni odkrywkowej. (…)

Generalnie można odnieść wrażenie, że cały projekt oceaniczny służy głównie promocji ministra, gdyż surowce z dna Atlantyku są jak yeti. Wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział. Dziwne, że żaden z dziennikarzy nie konfrontuje rewelacji ministra Jędryska z innymi niezależnymi fachowcami.

(…) Być może strategia polega na tym, aby przez kilka lat prowadzić działania za ogromne pieniądze wyciągnięte z kieszeni podatnika, a i tak na koniec zrzuci się wszystko na ekologów, którzy nie dopuszczają do pozyskania przez Polskę jakże istotnych surowców. Ekologia i związane z tym protesty będą stanowić dobry pretekst do porzucenia eksploatacji i uzasadnienia miliardowych wydatków na przygotowania. W efekcie będzie to taki Miś na miarę naszych aktualnych możliwości?

Moim zdaniem, oczywiście nie należy dezawuować koncepcji wydobycia surowców z dna oceanu i powinno to się znaleźć w długofalowym planie polityki surowcowej, ale wcześniej powinniśmy zadbać o stworzenie racjonalnych podstaw uzasadniających inwestowanie funduszy państwowych. Dziś wydaje się, że to drugie zostało kompletnie zignorowane, a pierwsze stanowi spiritus movens całego działania. Chyba powinniśmy wypłynąć z odmętów i wrócić na ziemię.

Cała sprawa związana z „naszym oceanem” jest bardzo dziwna i otacza ją zamknięty krąg milczenia. Z kimkolwiek rozmawiam, prywatnie mówi, że ta cała zabawa na oceanie to humbug, ale nikt nie chce wystąpić oficjalnie, bo albo liczy na zlecenia z Ministerstwa lub PIG, albo znajduje się w zależności służbowej od GGK. (…)

Po moich artykułach w „Kurierze WNET” na Twitterze pojawił się wściekły atak pani Ewy Stankiewicz na szkalowanie pana ministra Jędryska. Oczywiście nikt ani słowem nie zająknął się, gdzie w artykułach były jakiekolwiek przekłamania bądź oszczerstwa. Niezorientowanych informuję, że pani Stankiewicz jest prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010. To bardzo szlachetny ruch walczący o wyjaśnienie największej tragedii w dziejach Rzeczypospolitej. Tym bardziej zdziwiły mnie rzucane przez nią pomówienia. Jeszcze bardziej zadziwiające okazało się, czego dowiedziałam się z internetu, że członkiem zarządu Solidarni 2010 jest pani Natalia Tarczyńska. (…)

Szok. Pani Natalia Tarczyńska jest dyrektorem ds. ekonomicznych PIG, a jej koleżanka z zarządu fundacji zarzuca mi ataki na ministra Jędryska. A ja po prostu piszę prawdę.

Coś tu jest nie tak. Szczególnie, że PIG, w którym pani Tarczyńska zarządza finansami i który jest nadzorowany przez ministra Jędryska, w 2017 r. wygenerował największą w historii stratę 5,5 mln złotych, a obecnie tonie w kredytach, a strata podobno wynosi już ponad 10 mln złotych. Nie oceniam kompetencji pani Tarczyńskiej, ale z jej CV na stronach PIG wynika, że raczej jest specjalistką od informatyki, choć dawno temu ukończyła także ekonomię we… Wrocławiu. Przypadek goni przypadek.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Atlantyk wieńczy dzieło, czyli »Miś« na miarę naszych możliwości” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Franczak pt. „Atlantyk wieńczy dzieło, czyli »Miś« na miarę naszych możliwości” na stronie 12 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wystąpienie dra hab. prof. nadzw. PIG-PIB Andrzeja Gąsiewicza do Marszałka Sejmu RP Marka Kuchcińskiego

Minister Jędrysek poświadczył nieprawdę w odpowiedzi na interpelację poselską i w uzasadnieniu do projektu ustawy. Jestem zmuszony skierować sprawę do wyjaśnienia przez odpowiednie organa ścigania.

Andrzej Gąsiewicz

Minister Jędrysek miał pełną i bieżącą wiedzę na temat prac prowadzonych w zakresie SI Geoinfonet i akceptował wszystkie prace.

W odpowiedzi na interpelację nr 13645 Minister Jędrysek poświadczył nieprawdę, jakoby to PIG-PIB był odpowiedzialny za prawidłowe zaplanowanie i zapewnienie środków na realizację swojego ustawowego zadania. (…)

Minister Środowiska nie wpisał zadania dotyczącego realizacji SI Geoinfonet do planu prac Państwowej Służby Geologicznej na rok 2016, a także nie zapewnił środków finansowych na ten cel. Jeszcze raz należy podkreślić, że Pan Minister Jędrysek mija się z prawdą, i to Główny Geolog Kraju jest zobowiązany zapewnić środki na zadania Państwowej Służby Geologicznej, a PIG-PIB jest tylko wnioskodawcą i wykonawcą zadań.

(…) Tak więc postawiony w odpowiedzi na interpelację oraz powtórzony przez Ministerstwo Środowiska w uzasadnieniu projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo Geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych zarzut, jakoby PIG-PIB nie zapewnił środków na utworzenie SI Geoinfonet, jest zarzutem nieprawdziwym i bezpodstawnym, podczas gdy w rzeczywistości środki te nie zostały zabezpieczone przez zobowiązanego ustawą Ministra.

Obarczanie PIG-PIB winą za nieudolność urzędników Ministerstwa Środowiska jest nie tylko niezgodne ze stanem faktycznym, ale stanowi przejaw braku kompetencji tychże urzędników i próbę obarczenia innych odpowiedzialnością za własne błędy i zaniechania. (…)

Decyzja odstąpienia od wykonania przedmiotowego zadania była autonomiczną decyzją Pana Ministra Mariusza Oriona Jędryska, niekonsultowaną z dyrekcją PIG-PIB. Wielokrotnie na spotkaniach dyrekcji i GGK podnosiliśmy kwestię ustawowego obowiązku stworzenia SI Geoinfonet, lecz wszystkie działania dotyczące prób jego realizacji były torpedowane przez nadzorującego PIG-PIB Głównego Geologa Kraju lub podległych mu urzędników.

Podkreślenia wymaga fakt, iż poświadczenie nieprawdy legło także u podstaw uzasadnienia projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych (gdzie zaproponowano wykreślenie systemu Geoinfonet, pismo: RM-10-174-16 z 5 kwietnia 2017 roku), przekazanego na Radę Ministrów do Sejmu RP. We wspomnianym dokumencie na stronie 215 wykreślenie tego systemu z ustawy uzasadniono następująco: „Aktualnie nie został przygotowany system, który mógłby prawidłowo funkcjonować. Stało się tak głównie z powodu zaniedbań poprzednich władz PIG-PIB”. Jak wykazano powyżej, stan faktyczny świadczy, że za niepowodzenie wdrożenia systemu Geoinfonet jest odpowiedzialny GGK.

Należy także podkreślić, iż na skutek zaniechań Sekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Geologa Kraju, prof. dr hab. Mariusza Oriona Jędryska PIG-PIB poniósł stratę w związku z realizacją SI Geoinfonet na kwotę szacowaną na 325 tys. zł. Kwota ta obejmuje koszty pracy zaangażowanych pracowników Instytutu oraz kontrahentów zewnętrznych świadczących usługi na rzecz PIG-PIB, w tym koszty związane z opracowaniem studium wykonalności. Działania te, realizowane w porozumieniu z Ministrem Środowiska, nigdy nie zostały rozliczone i sfinansowane przez NFOŚiGW, ich efekty zaś zostały zmarnowane w związku z zaniechaniem realizacji projektu.

Wobec powyższego zwracam uwagę na okoliczność, iż działania Ministra Jędryska wyczerpują znamiona niegospodarności popełnionej nie bezpośrednio na budżecie Ministerstwa, ale na budżecie nadzorowanego Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego.

W związku z zapoznaniem się z tekstem odpowiedzi sekretarza stanu Mariusza-Oriona Jędryska na interpelację nr 13645 oraz tekstem uzasadnienia do projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo geologiczne i górnicze oraz niektórych innych ustaw z projektami aktów wykonawczych i zawartymi tam sformułowaniami poświadczenia nieprawdy, jestem zmuszony skierować sprawę do wyjaśnienia przez odpowiednie organa ścigania.

Cały artykuł prof. Andrzeja Gąsiewicza pt. „Główny Geolog Kraju poświadczył nieprawdę?” znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł prof. Andrzeja Gąsiewicza pt. „Główny Geolog Kraju poświadczył nieprawdę?” na stronie 15 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Dokąd zmierza państwowa służba geologiczna w Polsce? Kolejny głos w dyskusji toczonej na łamach „Kuriera WNET”

Twierdzenie, jakoby w zachodnich służbach geologicznych dominował model agencji wykonawczej przewidziany dla PAG, to wprowadzanie w błąd zarówno gremiów decyzyjnych, jak i opinii publicznej.

Tadeusz Peryt

W dyskusji toczącej się obecnie w przestrzeni publicznej w związku z planem utworzenia Polskiej Agencji Geologicznej przywołuje się pogląd, jakoby głównym modelem nowoczesnej służby geologicznej na świecie był ten zbliżony to agencji wykonawczej, choć pogląd ten ma niewiele wspólnego z realiami oraz samą naturą służby geologicznej.

Państwowa służba geologiczna w Polsce została powołana dekretem prezydenta Rzeczypospolitej w 1938 r. Dekret ten był pokłosiem prac powołanego rok wcześniej — przez ministra przemysłu i handlu — Komitetu Reorganizacyjnego Państwowego Instytutu Geologicznego, następnie przekształconego w Tymczasową Radę Geologiczną. Dekret stanowił, iż państwowa służba geologiczna polega na prowadzeniu planowych i systematycznych badań geologicznych na ziemiach Rzeczypospolitej w celu poznania złóż surowców mineralnych kraju i umożliwienia praktycznego ich spożytkowania dla gospodarki narodowej.

Do organizowania instytutu przystąpiono pod koniec 1918 r. Rozporządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej z 1927 r. Państwowy Instytut Geologiczny został zakładem naukowo-badawczym, mającym na celu wykonywanie badań geologicznych na obszarze RP, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb gospodarczych państwa, a szczegółowy zakres działania instytutu określił statut z 1927 r., który różnił się od wcześniejszego tym, że jako pierwsze zadanie pojawiło się wykonywanie prac geologicznych na żądanie władz państwowych.

Pozycja Państwowego Instytutu Geologicznego jako instytucji wypełniającej wszystkie podstawowe zadania typowe dla państwowych służb geologicznych w Europie była i jest w pełni uznawana.

(…) Na posiedzeniu FOREGS w 1993 r. przyjęto dokument definiujący służbę geologiczną – tzw. deklarację hanowerską; jednym z sygnatariuszy był ówczesny dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego K. Jaworowski. Deklaracja ta stwierdza wyraźnie, jaka jest misja służby geologicznej – nie zajmuje się ona zarządzaniem, natomiast jako organizacja rządowa ma służyć władzom państwowym i społeczeństwom doradztwem oraz informacją w zakresie zasobów naturalnych i środowiska.

Tymczasem projektowana Państwowa Agencja Geologiczna zarządzać geologią i hydrogeologią, czy też – kompleksowo – surowcami mineralnymi. Ten właśnie atrybut Państwowej Agencji Geologicznej budzi szczególny niepokój, gdyż styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny. Co więcej, jako taki nie istnieje on w naszej przestrzeni cywilizacyjnej, toteż na fakt olbrzymich zagrożeń płynących z łączenia zadań służby państwowej i wchodzenia w spółki kapitałowe zwraca uwagę NSZZ Solidarność. Warto też zaznaczyć, że zastrzeżenia do tworzenia przez Państwową Agencję Geologiczną spółek kapitałowych oraz nabywania i obejmowania w nich udziałów wyraża także Ministerstwo Finansów. (…)

Wyrażane są powszechne, niestety uzasadnione obawy, że powstanie Polskiej Agencji Geologicznej będzie oznaczać likwidację Państwowego Instytutu Geologicznego–Państwowego Instytutu Badawczego. Wnioskodawca twierdzi, że projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej nie zmierza do likwidacji PIG-PIB. Istotnie – literalnie nie, ale…

W dniu 23.11.2017 r. ówczesny dyrektor PIG-PIB, S. Mazurek, w uwagach dotyczących projektu ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej adresowanych do M.O. Jędryska, Sekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Geologa Kraju, napisał: Jeżeli więc intencją projektu ustawy o PAG jest oddzielenie zadań naukowo-badawczych Instytutu od stricte technicznych zadań służby, i wydzielenie tych ostatnich do nowo tworzonej Polskiej Agencji Geologicznej, to przeniesiony winien zostać pion Służby Geologicznej razem z działami obsługi. W istocie rzeczy jednak zakres zadań Państwowej Agencji Geologicznej, opisany w projektach ustawy, wskazuje, że Agencja ma de facto wykonywać wszelkie zadania Instytutu, w tym także zadania związane z prowadzeniem prac naukowych, rozwojowych i metodycznych, i reprezentowaniem polskiej nauki. Tym samym Agencja stanowiłaby duplikat Państwowego Instytutu Geologicznego — Państwowego Instytutu Badawczego w jego obecnym kształcie, a więc instytucji łączącej ze sobą działalność badawczo-rozwojową i działalność techniczną [nb. na to samo zwróciła uwagę Rada Legislacyjna w swojej opinii]. Czym miałby się więc zajmować Instytut pozostały po przekształceniach?

Otóż – niczym.

Cały artykuł prof. Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” znajduje się na s. 13 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” na stronie 13 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Wielka afera w związku z KWK „Krupiński”. Utajnione umowy na niekorzyść JSW / OKOPZN, „Śląski Kurier WNET” 50/2018

Co ujawnił minister Tchórzewski, a co z premedytacją przemilczał? Skala ujawnionych przekrętów, poziom zastraszania ludzi wymaga użycia wszystkich służb zabezpieczających interesy naszego państwa.

Ogólnopolski Komitet Ochrony Polskich Zasobów Naturalnych

Złodziejska nagroda Nobla

Wielka afera w KWK „Krupiński” – minister Krzysztof Tchórzewski otworzył puszkę Pandory! Czy tym razem uda się powstrzymać okradanie polskiego społeczeństwa z zasobów naturalnych?

Na posiedzeniu Komisji Energii i Skarbu Państwa w dniu 03.07.2018 roku. Minister Energii Krzysztof Tchórzewski podał informacje w sprawie oferty zakupu KWK „Krupiński” z siedzibą w Suszcu przez podmioty, które złożyły ofertę zakupu tej kopalni, oraz poniesionych do tej pory kosztów likwidacji KWK „Krupiński”.

Z informacji tej wynika, że grupa audytowa powołana przez Radę Nadzorczą JSW ustaliła, że członek zarządu i prokurent spółki JSW podpisali utajnioną przed innymi członkami zarządu, radą nadzorczą i organami właścicielskimi umowę. W sumie w latach 2013–2016 ukryto przed akcjonariuszami i radą nadzorczą Spółki trzy umowy o istotnym znaczeniu gospodarczym dla JSW, zawarte początkowo ze spółką z Grupy Kulczyk, a później ze spółką Silesian Coal, należącą do niemieckiej firmy HMS Berbau AG. Firmą Silesian Coal kierował wówczas były konstytucyjny minister odpowiedzialny za górnictwo za czasów rządów SLD-PSL – dr Jerzy Markowski.

Chodziło o spowodowanie, aby JSW sfinansowała rozpoczęcie konkurencyjnej dla niej działalności przez podmiot zewnętrzny – firmę Silesian Coal, aby ten w sposób finezyjny ograbił „Krupińskiego”, a następnie zmusił JSW do podpisania dokumentów przejęcia praw własności do mienia trwałego, by w końcu w białych rękawiczkach zniszczyć tę perspektywiczną kopalnię. Przekrętu tego dokonali najgorsi z punktu widzenia interesów państwa przestępcy, tzw. białe kołnierzyki. To oni, wykorzystując swoją pozycję zawodową i społeczną, deprawowali zarządy JSW, dyrekcję kopalni, związki zawodowe (tzw. stronę społeczną, a właściwie biznesowo-społeczną, jako że prowadzi w kopalniach działalność gospodarczą) i w końcu zwykłych pracowników, poprzez tworzenie programów bezpiecznego przejścia do pracy na innych, jeszcze czynnych kopalniach.

W II RP za tego typu działalność groziła urzędnikom kara śmierci!

W kopalni „Krupiński”, należącej do JSW, inwestowano na rzecz prywatnych inwestorów ze szkodą dla akcjonariuszy, w tym dla Skarbu Państwa, który jest właścicielem 54% akcji spółki. Jak to możliwe, że JSW, która, żeby przetrwać, wyprzedawała swój majątek (m.in. dochodowe koksownie i zakład energetyczno-ciepłowniczy), wyłożyła w tym czasie 87,727 mln zł na inwestycję dla prywatnego przedsięwzięcia na konkurencyjną dla niej działalność? Jakie naciski stosowano wobec decydentów JSW i dyrekcji KWK „Krupiński”? Człowiek o zdrowych zmysłach ma świadomość konsekwencji prawnych – chyba, że jest pewny ochrony ze strony tzw. baronów węglowych, a przy okazji dostał zielone światło na mały interesik na boku.

W „Krupińskim” dla potrzeb Silesian Coal wykonano m.in. na poziomie 820 m – łącznie około 1200 metrów wyrobisk, a na poziomie 1020 m – łącznie około 1600 metrów wyrobisk na dzień 31.03.2017 roku. Do wykonania pozostało około 300 metrów na poz.1020 m oraz około 1600 metrów na poz. 820 m, aby osiągnąć dostęp do granicy ze złożem Orzesze. Dodatkowo na powierzchni zmodernizowano zakład przeróbczy i stację wentylatorów za około 16 mln zł. Z informacji przedstawionych w czasie prac Komisji Sejmowej wynika, że większość wykonanych prac nie była ujęta w planach PTE (tzw. planach techniczno-ekonomicznych).

Gdyby te roboty górnicze (2800 metrów) wykonano na korzyść kopalni „Krupiński” w kierunku najbogatszego pokładu węgla koksującego 405/1, znajdującego się w odległości 1650 metrów od szybu (po drodze uzyskano by jeszcze dostęp do mniejszego pokładu zalegającego w odległości 650 m od szybów), to zamknięcie jej przez przekręciarzy –przepraszam: przez powszechnie szanowanych biznesmenów – nie byłoby możliwe! Pokłady węgla koksowego wartości 40 miliardów złotych zostałyby udostępnione dla JSW, co znacząco wpłynęłoby na wartość tej giełdowej spółki. Zyski z eksploatacji przekroczyłyby, wg ostrożnych szacunków, kwotę kilkunastu miliardów złotych!

W Umowie ramowej o współpracy zapisano ponadto, że inwestycje Silesian Coal (realizowane przez pracowników kopalni za pieniądze JSW) powinny być zabezpieczone co najmniej poprzez ustanowienie hipotek i zastawów rejestrowych na majątku JSW, w miarę możliwości z prawem przejęcia na własność oraz prawem pierwokupu i opcją pierwszeństwa wykupu infrastruktury KWK „Krupiński” na wypadek sprzedaży lub zamknięcia KWK. JSW miała dołożyć należytej staranności, aby zapewnić Silesian Coal prawidłowe przejęcie kontroli oraz kontynuację procesów na tych aktywach. Umowa w żaden sposób nie zabezpieczała interesów JSW.

Po prostu szczęka opada! Tak finezyjny plan przejęcia zasługuje na „złodziejską Nagrodę Nobla” – gdyby taka istniała.

Minister Krzysztof Tchórzewski mówił m.in. w czasie obrad Komisji następujące słowa:

Działaniami, które zostały pokazane w tych dokumentach, byłem zszokowany, mnie się wierzyć nie chciało, że przedstawiciele spółki, członkowie zarządu i prokurenci są gotowi bez uchwały zarządu podejmować tego typu działania, jakby mając pewność, że nikt tego nie będzie później wyciągał, ponosić nakłady na cele nieuzasadnione z punktu widzenia interesów spółki, podpisywać umowy, które mają być tajne. Członek zarządu z prokurentem podpisują umowę, która ma być tajna przed pozostałymi członkami zarządu, przed radą nadzorczą, przed organami właścicielskimi, i realizuje działania, na które poświęca 80 milionów złotych – to są sprawy całkowicie kuriozalne! (…) pracownicy spółki „Krupiński”, zamiast pracować na swoją korzyść, swojej spółki, drążyli szyby pod potrzeby połączenia „Krupińskiego” ze złożem Orzesze.

Ilu ludzi to widziało, ilu ludzi przy tym było, także mówiąc o stronie społecznej, o związkowcach spółki „Krupiński” – czy oni nie widzieli, że się drąży niepotrzebne dwa szyby (prawidłowa nazwa – przekopy, pochylnie – przyp. red.) (…) przecież to się w tajemnicy nie działo. Dlaczego na takie rzeczy średni nadzór techniczny, znaczna część załogi przymykała oko? Jest straszne wyobrażenie, w jakim stopniu ci ludzie mogli być zastraszeni (…) Jak to jest możliwe, żeby coś takiego zostało zrobione? Wywiezione mnóstwo materiału… szyb zajęty poprzez drążenie tych korytarzy… Wynika z tego, że do pozostałych członków zarządu ta informacja nie docierała albo wiedzieli o tym i nie chcieli wiedzieć – bo że tak funkcjonowali członkowie zarządu w swojej spółce… działy się z takim rozmachem prowadzone działania gospodarcze, które wymagały wydania 100 milionów złotych i nikt tego nie zauważył, i to tylko po to, żeby umożliwić czerpanie zysków przez podmiot znajdujący się w sąsiedztwie…

To jest dla mnie największy szok, w jakim zakresie mogą w naszych działaniach gospodarczych istnieć także elementy działań przestępczych, które nie wychodzą na wierzch na zasadzie, że tak powiem, jakby publicznej tajemnicy. Bo i mieszkańcy musieli o tym wiedzieć; trudno sobie wyobrazić, że ci górnicy nie rozmawiali o tym ze swoimi rodzinami, że takie rzeczy się dzieją. Gdzie były lokalne służby itd.? To jest szokująca sprawa…

Słowa ministra Krzysztofa Tchórzewskiego są porażające. Można powiedzieć, że na KWK „Krupiński” i w JSW działała (a może dalej działa), mówiąc słowami Jerzego Ziętka, szefa Sierpnia ’80 – związku zawodowego, który nie prowadzi działalności gospodarczej – mafia węglowa. O czym powiedział minister, a co z premedytacją przemilczał? Skala ujawnionych przekrętów, poziom zastraszania ludzi wymaga użycia wszystkich służb zabezpieczających interesy naszego państwa, a przede wszystkim przeniesienia śledztwa do prokuratury leżącej poza Śląskiem, np. do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Wzywamy zawodowych dziennikarzy śledczych do zajęcia się tą sprawą. Społeczeństwo polskie musi trzymać rękę na pulsie i włączyć się w proces nadzoru nad tym śledztwem.

Wiarygodność ministrów poznamy po faktach, po podaniu do wiadomości publicznej, od kiedy są im znane te patologiczne umowy – wszak audyty spółek węglowych wykonano w pierwszym półroczu 2016 roku. Dlaczego potrzeba było aż dwóch lat, by przekazać ich wyniki prokuraturze?

Przypominamy jednocześnie, że Ogólnopolski Komitet Obrony Polskich Zasobów Naturalnych od początku 2015 roku wielokrotnie usiłował spotkać się z ministrami Krzysztofem Tchórzewskim i Grzegorzem Tobiszowskim, m.in. w tej sprawie – niestety bez powodzenia.

Ministrowie wierzyli zainteresowanym menedżerom, naukowcom oraz związkowcom i byli odporni na docierające do nich sygnały o patologiach występujących w górnictwie. Nie przejawiali również zainteresowania propozycjami nowych rozwiązań biznesowo-technicznych przedstawianych przez nas w podkomisjach sejmowych w 2016 roku.

Na zakończenie pierwszej części artykułu pozwolę sobie zacytować wpis pochodzący z komentarzy zamieszczonych pod artykułem zamieszczonym przez portal WNP, pt. Silesian Coal bliżej wydobycia w Orzeszu. Znajdziemy go pod linkiem: http://forum.wnp.pl/topic/208690-silesian-coal-blizej-wydobycia-w-orzeszu/page.

„Gość_trzeźwy”, 03 sierpnia 2015

Kolejny raz pytam: jaki jest interes JSW SA, żeby „udostępnić” (sprzedać, wydzierżawić) majątek KWK „Krupiński” niemieckiej konkurencji? Z kim i za ile p. Markowski ten biznes ma klepnięty? Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że to jest od dawna ustawione i że to jest prawdziwy powód, że Krupiński „się nie opłaca” i że „nie pasuje do profilu wydobywczego”. Kolejny raz w Polsce wyjdzie na to, że to Niemcy będą bogacić się na polskich surowcach, kolejny raz rządzący i zarządzający w Polsce mówią narodowi: jesteśmy do kitu, my nie umiemy zrobić z tego pieniędzy, ale jak Niemcy z p. Markowskim to zrobią, to im się uda…. dzięki temu kilkuset ludzi zarobi na czynsze i kredyty, i niech się cieszą. Propaganda z tego zrobi sukces, a to jest żałosna tragedia.

Wstyd dla rządzących i dla kolejnych zarządów JSW SA. Obawiam się jednak, że oni nie mają wstydu.

(Patrz wystąpienie ministra: http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/transmisje_arch.xsp?page=2#5EB7FABA5603B8B6C12582B7002AF8C0 od 18:30:55 do 18:35:08).

Takich komentarzy było w tym czasie dziesiątki, jeśli nie setki. Gdzie były nasze służby – tropiły Aferę Amber Gold? Mamy nadzieję, że teraz sprawy ruszą z kopyta…

Artykuł OKOPZN pt. „Złodziejska nagroda Nobla” znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł OKOPZN pt. „Złodziejska nagroda Nobla” na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

List otwarty emerytowanych pracowników Państwowego Instytutu Geologicznego do Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska

Oczywiście Pan jako polityk za przyszłą, a nieuchronną naszym zdaniem katastrofę projektu nie poniesie żadnej odpowiedzialności – bo czym jest w naszej rzeczywistości tzw. odpowiedzialność polityczna?

List otwarty
do wiceministra Ochrony Środowiska, Głównego Geologa Kraju, Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Surowcowej Państwa
Pana Mariusza Oriona Jędryska
emerytowanych pracowników PIG-PIB

Nie reprezentujemy żadnego lobby, korporacji, grupy politycznej czy innej organizacji. Jesteśmy po prostu bardzo poruszeni zmianami, które w takim tempie i z własnej woli chce Pan wprowadzić do systemu funkcjonowania państwowej służby geologicznej. (…)

Dlaczego w tylu wypowiedziach publicznych gołosłownie atakuje Pan dorobek, kadrę naukową PIG i jej kompetencje? (…)

Prosimy nie traktować słuchających tych wyjaśnień jako osób naiwnych. Od czasu objęcia przez Pana stanowiska Głównego Geologa Kraju, jeszcze w latach 2005–2007, forsuje Pan radykalną zmianę sposobu administrowania geologią i sprawowania służby geologicznej poprzez projekty kolejnych hybryd, z których ostatnia nazywać się ma Polską Agencją Geologiczną. Służba państwowa to szczególna forma działalności dla wspólnego dobra, którym jest przede wszystkim Polska, a nie agencje, fundusze inwestycyjne czy spółki, które nieuchronnie zajmą się własnymi interesami w biznesie i na giełdzie.

Przy okazji wydrąży Pan Instytut z zasobów kadrowych i finansowych, pozostawiając za to podmiot administracyjno-biznesowy zajęty głównie sobą, bez należytych kompetencji badawczych koniecznych dla sprawowania rzeczywistej służby państwu.

Owszem, mogą i powinny istnieć różne państwowe agencje powołane dla realizacji konkretnych zadań w zakresie gospodarczym i finansowym, ale służba geologiczna musi pozostać obiektywnym źródłem informacji bazującej na wiedzy naukowej, a nie graczem na giełdzie, na której tą informacją można handlować. Taka hybryda kompetencji i zadań to nie furtka, a brama szeroko otwarta korupcji.

Taką oto agencję buduje Pan na gruzach działającej organizacji służby geologicznej, którą dobrze dotąd sprawował stuletni Instytut. Nie można też inaczej zinterpretować Pana poczynań niż konsekwentnego dążenia do zniszczenia Instytutu i jego kadry, gdyż wtedy będzie miał Pan wolną rękę w realizacji swojego życiowego biznesplanu. Niech Pan wybaczy, ale powtarzane przez Pana zapewnienia, że Państwowy Instytut Geologiczny pozostanie, że będzie „naukowym ramieniem” agencji, są niewiarygodne. Świadczą o tym nie słowa, a czyny – czyli obecna polityka realizowana przez Pana i Pana nominatów (nie mających wiele wspólnego z geologią), która już doprowadziła do zapaści organizacyjnej i finansowej Instytutu, nad którym przecież Pan ma iście dyktatorską władzę.

„Reformy” zaczął Pan w Instytucie od podporządkowania sobie Rady Naukowej, obsadzając jej większość swoimi ludźmi. Do kierowania Instytutem zamiast generałów, na których Instytut zasługuje, powołuje Pan kaprali, którzy z niewiedzy kompromitują siebie i instytucję. (…)

Zapewne likwidacja Instytutu poprzez finansowe bankructwo ma przyspieszyć powołanie tak ukochanej przez Pana agencji, agencji, która już spotyka się z krytyką i dystansem nie tylko w środowisku geologicznym, ale nawet wśród członków rządu, który i Pan reprezentuje. Wiele wskazuje na to, że w obliczu pewnych trudności z przekonaniem do swojej koncepcji wdraża Pan metodę tworzenia faktów dokonanych.

Funkcjonariuszami Polskiej Agencji Geologicznej staliby się nowi ludzie przez Pana namaszczeni, niekoniecznie kompetentni w sprawach geologii, skoro i teraz podobni zarządzają Instytutem. Natomiast stanowisko wszechwładnego prezesa przyszłej Polskiej Agencji Geologicznej rezerwuje Pan zapewne dla siebie, o czym świadczą zapisy projektu ustawy. Notabene, jak Pan sobie wyobraża jednoczesne odpowiedzialne sprawowanie funkcji posła lub senatora, wykładowcy akademickiego i prezesa agencji o tak rozbudowanych zadaniach i kompetencjach? (…)

Domagamy się zaprzestania prowadzonej przez Pana destrukcji państwowej służby geologicznej, degradacji Państwowego Instytutu Geologicznego, a instytucje kontrolne Państwa prosimy o pełne zbadanie zasadności Pana działań prowadzonych z determinacją i bezwzględnością bez rzetelnych konsultacji, a także wyjaśnienie ich celu i motywów.

Grażyna Burchart, Teresa Grabowska, Olech Juskowiak, Marta Juskowiak, Krystyna Kenig, Honorata Leszczyszyn, Anna Maliszewska, Bartłomiej Miecznik, Lech Miłaczewski, Ewa Miłaczewska, Jędrzej Pokorski, Krzysztof Radlicz, Jadwiga Radlicz, Wanda Rygiel, Marian Stępniewski, Tadeusz Sztyrak, Ilona Śmietańska, Ryszard Wagner, Maria Wichrowska, Joanna Zachowicz, Stanisława Zbroja

Warszawa, 18.07.2018 r.

Cały list otwarty emerytowanych pracowników PIG-PIB do GGK Mariusza Jędryska znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty emerytowanych pracowników PIG-PIB do GGK Mariusza Jędryska na stronie 15 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Podróż przez Rosję czasu Mundialu. Rosjanie są zadowoleni, bo odnieśli wizerunkowe zwycięstwo, organizując mistrzostwa

Brat Blondynki krytykuje Lioszę za to, że nienawidzi Putina nie za to, za co należy. On też nienawidzi, ale za coś innego. Rosjanie dzielą się na stroniących od polityki i nienawidzących Putina.

Wojciech Jankowski

Mundial był znakomitą okazją, by odwiedzić Rosję. Nie interesował mnie jednak przebieg mistrzostw, a rozmowy z Rosjanami. Często wystarczyło odpowiedzieć na pytanie „skąd jesteś?”, by usłyszeć, jak ten świat jest ułożony. Usta otwierały się same.

Kazań

Jestem w stolicy Tatarstanu, jedynym miejscu w Federacji Rosyjskiej, gdzie urzęduje jeszcze jeden prezydent poza Władimirem Putinem. Są tu dwa języki urzędowe, rosyjski i tatarski. Rzeczywiście w życiu publicznym występuje tatarszczyzna. W kasach, na dworcach, w wielu miejscach publicznych można usłyszeć ten język. Kazań ma również swój Kreml, który jest chyba największą atrakcją turystyczną. Rozległy teren jest tak naszpikowany muzeami, że nie sposób wszystkie zwiedzić jednego dnia. Kto nie czytał wcześniej o Kazaniu i nie szukał zdjęć w internecie, dozna olśnienia. To miasto zachwyca urokiem i atmosferą.

Ze zdziwieniem skonstatowałem, że w rozmowach polityka nie jest tematem dominującym. Polska nie jest odbierana przez wszystkich jako Judasz Słowiańszczyzny. Pamiętam formułę „Ptica nie kurica, Polsza nie zagranica” i kontakty sprzed lat z ludźmi ze Wschodu, którzy byli przekonani, że skoro jestem z Polski, to muszę mówić po rosyjsku. Obecnie Polska jest odbierana jako „część Europy”, a tam rosyjskiego się nie uczą. Ci, którzy nie pasjonują się polityką i prawdopodobnie nie spędzają większości czasu przed telewizorem, nie klasyfikują Polski od razu jako kraju wrogiego. Często poznawałem ludzi, gdy siedząc sam przy stoliku w restauracji w centrum byłem pytany, czy można się dosiąść, bo już wszystko jest zajęte. Zaczynały się rozmowy. Niektóre szły w kierunku życia osobistego z pytaniami, które nad Wisłą bez alkoholu uznane byłyby za wścibskie. Lecz pojawiał się i temat, którego się spodziewałem:

– Polacy do Rosji mają stosunek taki sobie?

Pomyślałem, że jednak szybko zbliżamy się do polityki. Ale to dobrze, w końcu na to czekam, zaraz będzie Ukraina, Majdan, NATO i Ameryka. Dzięki temu będzie o czym pisać. Nabieram powietrza i kiwam głową. Jednak moja rozmówczyni nie była bardzo zainteresowana polityką, a swoją – słuszną – opinię oparła na obserwacji naszych kibiców.

– Zauważyłam to, patrząc na kibiców z Polski. Inni kibice byli uśmiechnięci, otwarci, od razu dochodziło do interakcji, a Polacy zachowywali dystans. Wszystko poprawnie, elegancko, ale na dystans.

Jej koleżanka jest jednak dociekliwa i zbliżamy się do polityki.

– A jaki jest u was stosunek do Ukrainy?

– To zależy. Gdy mówimy o II wojnie światowej, to krytyczny, ale jeśli chodzi o współczesność, to pozytywny.

Puszka Pandory została otwarta. Zestaw pytań zawęża się do najgorętszych.

– A do kwestii Krymu?

– Dziewczęta! – sięgam do zestawu słów, które w strefie postsowieckiej mają specjalny status i specjalny ciężar – Czy to nie prowokacja?

„Kreml” w Kazaniu | Fot. W. Jankowski

– Jaka prowokacja? Po prostu rozmawiamy!

Postanawiam obrać ton nie mentorski, ale być przekonujący i przedstawić sprawę tak, jak wygląda w świetle prawa międzynarodowego. Powołam się w końcu na „wies’ mir”, najlepszy argument, który w tej chwili przychodzi mi do głowy.

– Cały świat uważa, że to okupacja Krymu – wypowiadam te słowa jak najłagodniej, ale staram się sprawiać wrażenie, że jest to tak oczywiste, jak to, że noc jest czarna, a dzień biały.

– Wiedziałam – mówi emocjonalnie jedna do drugiej. – Tam praischodzit takaja prapaganda!

Patrzę na moje rozmówczynie osłupiały. Czy ja mam łopoty z algebrą, czy one? Skoro „wies’ mir” to 194 państwa, po odjęciu jednej Rosji będzie ich jeszcze 193. Jeszcze są: Afganistan, asadowska Syria, Wenezuela, ale to ciągle mało. Co jest bardziej prawdopodobne, że mylą się 3–4 państwa, czy 190? Rozmowa trwa w najlepsze, ale na chwilę z uczestnika staję się obserwatorem:

– Miałam znajomą Ukrainkę spod granicy polskiej. Ona pisała do mnie, że Rosjanie zabijają Ukraińców na wschodzie. Z a b i j a j ą! Wyrzuciłam ją ze znajomych. Nie chciałam tych bzdur czytać.

– Oni tam mówią tym samym językiem, co my. I to prawidłowym. To są Rosjanie – mówi druga kobieta. – Oni tak czekali na Rosję. Są zadowoleni. Teraz jest tam o wiele lepiej niż za Ukrainy. Im jest lepiej teraz żyć. (…)

Perm

Blondynka pyta mnie o stosunek Polaków do Ukrainy. Czekam na temat wojny na wschodzie, faszystowskiego reżimu…

– Jak byłam w Amsterdamie, widziałam tam mnóstwo Ukraińców. Chodzili po mieście. Robili zakupy. Mieli pełne torby zakupów – mówi Blondynka o dobrotliwym uśmiechu, a ja myślę, że już więcej nie będę zakładał, co usłyszę. – Widać, że Ukraina staje na nogi.

Dobrotliwy uśmiech staje się jeszcze „dobrotliwszy”. Widać, że cieszy się z wątpliwego w końcu sukcesu Ukrainy. Mąż Blondynki nie ma dobrotliwego uśmiechu, za to lubi stukać się „plastikowym szkłem”. Pojawia się kolejny temat, którego akurat się nie spodziewałem – Smoleńsk. Znowu występuję w roli referenta stosunku polskiej opinii publicznej do katastrofy (?) w Smoleńsku.

– Ta druga połowa ma rację. Nie ma wątpliwości, że to był zamach. Załatwili go. Polska i Rosja bezsprzecznie mają sprzeczne interesy. Nie uważasz, że tak jest?

Potakuję. Blondynka jest zawiedziona, jej dobrotliwy uśmiech gdzieś się ulatnia. A więc świat nie opiera się na „drużbie narodow”.

– My, Rosjanie, chcemy widzieć świat dobrym, a on, Żyd, widzi wszystko inaczej. Nikomu nie wierzy. Wszędzie węszy podstęp. Poznałam i wyszłam za Lioszę, chłopaka z Permu, a okazało się, że to Mossad.

Wybucha salwa śmiechu. Liosza rzeczywiście nie ufa nikomu. Nie wierzy, że jestem z Polski. Chce zobaczyć mój paszport. Instynkt każe nie przyznać się, że mam go przy sobie, ale zgodziłem się pokazać telefon. Wyjaśnia mi, że w Rosji jest reżim, a w reżimie powinno się mieć dokumenty przy sobie. Nienawidzi Putina. Nie głosował na niego i nie ma żadnych wątpliwości, że to nie ma znaczenia, no kogo ludzie głosują. Szanuje Polskę, bo tam zginęło wielu Żydów. Mało mówiący Brat Blondynki krytykuje Lioszę za to, że nienawidzi Putina, ponieważ nie nienawidzi Putina za to, za co należy. On też nienawidzi, ale za coś innego. Gdyby uznać tę grupę za reprezentatywną, to okazałoby się, że Rosjanie dzielą się na stroniących od polityki i nienawidzących Putina. Jaka szkoda, że wieczór już się kończy. W Permie o drugiej w nocy już zaczyna świtać.

Blondynka pokazuje mi zdjęcia swoich synów, którzy mieszkają w Izraelu. Dwóch przystojnych chłopców uśmiecha się do obiektywu. Jeden jest blondynem i ma na sobie mundur armii izraelskiej. Dugi jest śniady, ma ciemnaewłosy.

– Ten Słowianin, a ten Żyd – komentuję zdjęcie.

– Widzisz, jak to jest? – śmieje się Blondynka o dobrotliwym uśmiechu – Rosjanin broni Izraela, a Żyd robi w nim interesy.

Cały artykuł Wojciecha Jankowskiego pt. „Gławnoje, szto żywoj! Podróż przez Rosję czasu Mundialu” znajduje się na s. 1 i 4 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Jankowskiego pt. „Gławnoje, szto żywoj! Podróż przez Rosję czasu Mundialu” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Emerytalne plany Małgorzaty Gersdorf: prezes Sądu Najwyższego na emigracji / Jan Bogatko, „Kurier WNET” nr 50/2018

Nie mogę się opędzić od słów piosenki sprzed lat: „Mam gorsecik, kolczyk z kółkiem, będę tańczyć, będę tańczyć z całym pułkiem. Małgorzatka tańcowała, póki się nie, póki się nie postarzała”.

Jan Bogatko

Tańcowała Małgorzatka…

Kiedy była prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf dotrzyma swej obietnicy pełnienia funkcji prezes SN na emigracji?

Oświadczenie, złożone w lipcu na łamach lewicowej (innych w zasadzie w Niemczech już nie ma) gazety „Süddeutsche Zeitung” z Monachium jest tak przerażająco jednoznaczne, że nawet najwybitniejszy prawnik z grona sędziów Sądu Najwyższego nie byłby w stanie inaczej zinterpretować tej wypowiedzi, jak tylko tak, że Małgorzata Gersdorf chce utworzyć jakiś konkurencyjny wobec Sądu Najwyższego w Warszawie trybunał, na którego czele zamierza osobiście stanąć.

Bawić się można na wiele sposobów, a Monachium (także to czerwone) ma swój karnawał, zwany nad Izerą Fasching, na którym każdy się bawi jak chce. Czemu nie w prezes Sądu Najwyższego na emigracji? I chyba tylko to Małgorzata Gersdorf miała na myśli, opowiadając w Karlsruhe o swych planach na spędzenie emerytury.

A może się jednak mylę, skoro występ Małgorzaty Gersdorf w siedzibie i na zaproszenie BGH (Bundesgerichtshof) – niemieckiego odpowiednika polskiego Sądu Najwyższego – przygotowywano z wielką precyzją, by nie dopuścić do politycznej gafy. Nadburmistrz miasta Karlsruhe, w którym to zapadają ostateczne wyroki, Frank Mentrup, po otrzymaniu od ambasadora Najjaśniejszej Rzeczpospolitej w Berlinie pisma, informującego go o tym, że Małgorzata Gersdorf jest jedynie emerytowaną prezeską Sądu Najwyższego, zwrócił się z zapytaniem w tej sprawie do wyższej instancji, czyli do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ministerstwo Spraw Zagranicznych uspokoiło nadburmistrza Karlsruhe słowami: „nie ma sygnałów, jakoby nie była już ona prezeską”.

Nie można mieć pretensji do nadburmistrza Karlsruhe, że w tak delikatnej sprawie zwrócił się do resortu stojącego wyżej od ambasadora. Sęk w tym, że pomylił stolice – bo nie wydaje mi się, by sądził, że polski ambasador podlega szefowi AA (Auswärtiges Amt) w Berlinie, aczkolwiek nie da się wykluczyć takiego rozumowania.

Protesty zawiedzionych ludzi, wynikające z kompleksów lub z politycznej determinacji, przyjmują różnorakie formy. W redakcji niemieckiej rozgłośni radiowej, w której pracowałem do chwili przejścia na emeryturę, na którą zresztą jakże niecierpliwie czekałem; a zatem w tej redakcji lat temu wiele pracował pewien redaktor, dla którego przegrana CDU w wyborach do Bundestagu (w roku 1969) była tak wielkim szokiem, że wyszedł przez okno willi w najelegantszej wówczas dzielnicy Kolonii, Marienburg, w której mieściła się redakcja, i wszedł na znak protestu wobec zwycięstwa czerwonych (SPD) na drzewo, z którego zdjęli go strażacy i panowie w białych kitlach. A on uwierzył tylko w przesłanie o końcu świata, jaki niechybnie musiał po wyborach nadejść. Być może miał on przed oczyma plakat wyborczy CDU, na którym groźnie wyglądający gość przestrzega: Alle Wege des Marxismus führen nach Moskau!. Co czyta Małgorzata Gersdorf?

O dalszych losach oświadczenia berlińskiego MSZ, rozstrzygającego ostatecznie o tym, czy Małgorzata Gersdorf nie jest, czy jest prezesem Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej Polskiej w Warszawie, już nie czytałem ani nie słyszałem, ani też nie widziałem czegokolwiek w niemieckich mediach. Deklaracja berlińskiego AA, która ma wszelkie atuty, by znaleźć się nie tylko w skryptach instytutów dziennikarstwa, ale i prawa międzynarodowego, przeszła bez śladu! Cicho, sza!

Tak więc nie dowiedziałem się, czy szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych (w Warszawie) wezwał w nocy (a tak nakazuje protokół) ambasadora zaprzyjaźnionego mocarstwa, by mu wytłumaczyć, że nie tylko dobry obyczaj nie zezwala na tego typu niesmaczną ingerencję w sprawy sąsiedniego państwa. Jestem przekonany, że do tego wydarzenia doszło, nie wyobrażam bowiem sobie, by MSZ w Warszawie sam siebie zlekceważył.

Wprawdzie wielu polityków dzisiejszej opozycji po przegranych wyborach do Sejmu wyrażało gotowość dalszego prowadzenia działalności politycznej w gabinecie cieni (złośliwie i nieładnie nazywanego przez nielewicowych internautów „gabinetem cieniasów”), względnie deklarowało opuszczenie kraju, ale wypowiedzi te były raczej wyrazem rozpaczy, niż odpowiadały wymogom Realpolitik. Opuścić kraj, ale dokąd? Przenieść się do Brukseli bez apanaży chociażby członka Parlamentu Europejskiego? To raczej mało wykonalne, zbyt kosztowne i nieefektywne. Taki projekt nie daje, jak to się dzisiaj mówi, możliwości „finansowej samorealizacji”. Projekt Sądu Najwyższego na emigracji nie mógłby udać się w pojedynkę: a gdzie premier, gdzie rząd, gdzie ministrowie, no i gdzie pan prezydent? Wydaje mi się, że nawet najbogatsze Karnevalvereine w Niemczech nie weszłyby w ten biznes, bo niewielki, jeśli w ogóle, przyniósłby on profit. A publika, na przykład w Nadrenii, woli jednak młode, fikające nóżkami Maryśki od najlepszych zasłużonych artystek rewolucji.

W Karlsruhe, stolicy niemieckiego prawa, świętuje się także piątą porę roku, czyli Fasching. Małgorzata Gersdorf powinna się pośpieszyć z realizacją swego projektu emigracyjnego, jeśli chce zdążyć na czas. Karnawał to zbyt poważna sprawa, by oddać go w nieprofesjonalne ręce. Zarabia gastronomia. Hotelarstwo. Reklama. Także i policja ma ręce pełne roboty, a nie jest ona w Niemczech tak pokojowa, jak w Polsce. To wszystko wymaga przygotowań. Pisanie tekstów skeczy pożera czas i intelekt tęgich piór, szkoły tańca mają pełne programy, sale na festyny rezerwuje się na lata z góry. I jak tu zmieścić w programie Fastnacht „Malgorzata Gersdorf Show”? Nie, na ten karnawał jest już zdecydowanie za późno. I mało prawdopodobne, by w tym projekcie gościowi z dalekiej Warszawy pomogła finansowo Bettina Limperg, gospodyni spotkania, na którym Gersdorf wyraziła ochotę na funkcję „pierwszej prezes na emigracji”.

Czytelnik prasy niemieckiej sporo może dowiedzieć się o – chciałoby się powiedzieć – braterskiej pomocy dla Gersdorf i towarzyszy w walce ze „strategicznym demontażem państwa prawa w Polsce przez populistyczną partię rządzącą” – jak „informuje” „Süddeutsche Zeitung”. Także niemiecki Trybunał Konstytucyjny włącza się w krucjatę wspierającą „zaangażowanych polskich kolegów”. Tymczasem – opowiada Johannes Masing, sędzia niemieckiego BFG, który „od dawna utrzymuje ścisłe kontakty z zaangażowanymi polskimi kolegami” – Trybunał Konstytucyjny w Polsce, pierwszy cel demontażu, został w zasadzie unicestwiony przez „pozbawienie go serca i tożsamości”. A teraz to samo stało się z Sądem Najwyższym Małgorzaty Gersdorf!

Tak dla informacji: w niemieckim Trybunale Konstytucyjnym nie ma ani jednego sędziego z ex-NRD. Na to nie zezwolił duch państwa prawa. Oczywiście niemieckiego państwa prawa.

Ach, jakie wzruszające sceny z wieczornej gali Małgorzaty Gersdorf w przedkarnawałowym Karlsruhe opisuje monachijska „Süddeutsche Zeitung”! Oto na zakończenie wykładu w BGH dopuszczono pytania ze strony zaproszonej publiczności. Zgłosiła się pewna Polka mieszkająca w Niemczech. W jej oczach – zauważa dziennik – sytuacja wygląda jeszcze groźniej, niż faktycznie jest. Emigrantka pyta, czy Polska nie stoi aby w obliczu wojny domowej. – Nie była Pani tam od dawna – odpowiedziała pytaniem Małgorzata Gersdorf – prawda? I dodała: – Nie, wykluczam wojnę domową. Tym bardziej, że nasze wojsko jest niezbyt dobrze zorganizowane.

Nasi sojusznicy na pewno się cieszą z tej opinii. Na takie dictum nie zdobyłby się żaden niemiecki polityk za granicą. To skończyłoby jego karierę. Raz na zawsze. Przed, po i w trakcie karnawału. Ale w Polsce takie lekceważenie nie uchodzi za naganne. I to nie tylko w maglu.

Wszystkie niemieckie gazety – bez wyjątku – uważają się za znawców polskiej konstytucji, której ich dziennikarze zapewne nigdy nie mieli i nie będą mieć w ręku.

Fakt uchwalenia ustawy obniżającej wiek emerytalny sędziów do lat 65 uważają one za „ewidentne naruszenie polskiej konstytucji”, jak chce monachijska gazeta. Czytelnik tych dzienników przecież po konstytucję nie sięgnie i nie przeczyta tam chociażby, że to „Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku” – art. 180 ust. 4. Dlatego pani Gersdorf może w Karlsruhe z przejęciem opowiadać manipulowanej publiczności o „czystkach” w Polsce pod pretekstem obniżenia wieku emerytalnego. Nie ponosi w związku z tym żadnego ryzyka. Nic jej za to w Polsce nie grozi. Nikt jej nie oskarży, nie postawi przecież przed sądem emerytki. Zabraknie dreszczyku na paradę karnawałową w Karlsruhe?

Nie, Małgorzata Gersdorf nie utworzy Sądu Najwyższego na emigracji. W każdym razie nie w Niemieckiej Republice Federalnej. Ani w żadnym z państw członkowskich Unii Europejskiej. Zabraniają tego przepisy prawa i umowy międzynarodowe. Oczywiście dla Małgorzaty Gersdorf jest to na razie obojętne. Ale emerytowana pierwsza prezes Sądu Najwyższego musi się jeszcze wiele nauczyć, zanim wejdzie na śliski, unijny parkiet. Na przykład podstawowej zasady, że nawet najbardziej efektowne kłamstwo ma krótkie nogi. A raczej – im efektowniejsze, tym krótsze.

I nie mogę się opędzić od słów piosenki sprzed lat: „Mam gorsecik, kolczyk z kółkiem, będę tańczyć, będę tańczyć z całym pułkiem. Małgorzatka tańcowała, póki się nie, póki się nie postarzała”.

Felieton Jana Bogatki, pt. „Tańcowała Małgorzatka…” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl.

 


Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki, pt. „Tańcowała Małgorzatka…” na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Dla takich chwil się żyje! Wielkie muzyczne wydarzenie – Polish International Musicmakers Hall of Fame po raz pierwszy

Nagroda co roku ma trafiać do rąk najbardziej zasłużonych muzyków polskich tworzących poza granicami naszej Ojczyzny, urodzonych w Polsce lub w innym kraju świata, ale mających polskie korzenie.

Sławomir Orwat

16 czerwca w londyńskiej kawiarni muzycznej Jazz Cafe POSK, wywołując na scenę takich herosów światowego rocka, jak podporę grupy The Yardbirds i niedoszłego basistę Led Zeppelin Chrisa Dreję oraz współtwórcę bogatej spuścizny takich gigantów, jak Frank Zappa, Peter Green, John Mayall i zespołów rangi Black Sabbath czy Aynsley Dunbar Retaliation – Alexa Dmochowskiego, miałem okazję wręczyć im pierwszą w historii prestiżową nagrodę Polish International Musicmakers Hall of Fame. (…)

Chris Walenty Dreja

Urodził się w Surbiton, a wychował w Kingston upon Thames. Jego ojciec był Polakiem z Bytomia. Chris Dreja wraz ze swoim kolegą Anthonym „Top” Tophamem rozpoczynali w bluesowym kwartecie Metropolitan. W ciągu roku do grupy dołączyli Keith Relf, Jim McCarty i Paul Samwell-Smith. W roku 1963 przekształcili się w legendarny zespół The Yardbirds – czołowy band należący do nurtu powszechnie nazywanego Brytyjską Eksplozją, a po podbiciu rynku amerykańskiego – Brytyjską Inwazją. W tym samym roku The Yardbirds zastąpili grupę The Rolling Stones jako klubowy zespół w legendarnym Crawday Club i to właśnie wtedy narodziła się ich sława. Zadebiutowali koncertem z Dusterem Bennettem i bardzo młodym wówczas Jimmym Pagem.

Piętnastoletni Topham opuścił grupę, kiedy zespół stał się formacją zawodową. Chris kontynuował grę na gitarze rytmicznej, a pracę na gitarze solowej w jego zespole dostali tacy wirtuozi elektrycznych gitar, jak Eric Clapton, a później Jeff Beck i Jimmy Page.

Unikalnym nagraniem w dorobku Chrisa jest „Stroll On”, gdyż tylko w nim wspólnie z naszym laureatem zagrali Jimmy Page i Jeff Beck. Po odejściu pierwszego basisty, Paula Samwell-Smitha, Chris zmienił gitarę rytmiczną na basową.

Nasz znakomity laureat jest współautorem wielu kompozycji grupy The Yardbirds, a szczególnie tych z albumu Roger the Engineer z roku 1966. Po rozpadzie Yardbirds Jimmy Page zaproponował Chrisowi pozycję basisty w nowym zespole, który otrzymał później nazwę… Led Zeppelin!

Chris Dreja jednak odmówił, aby poświęcić się fotografii. To właśnie dzieło naszego laureata możemy podziwiać na tylnej okładce debiutanckiego albumu grupy Led Zeppelin. W latach 80. Chris Dreja grał także w spin-offowym zespole Yardbirds Box of Frogs i był członkiem reaktywowanego The Yardbirds od 1992 do 2013 roku. W roku 2002 pojawił się nowy album The Yardbirds, zatytułowany Birdland. W sezonie 2012/2013 Chris Dreja przeszedł serię udarów, przez co nie występował z The Yardbirds od połowy 2012 roku. W lipcu 2013 roku ogłoszono, że oficjalnie opuścił zespół z powodów zdrowotnych.

Alex Zygmunt Stanisław „Akinola” Dmochowski

Syn żołnierza generała Andersa zaczął być uznawany w Wielkiej Brytanii od czasów gry dla Aynsley Dunbar Retaliation. Byli absolutnie kultowym zespołem bluesowym, a wydane przez nich albumy, które szybko stały się hitami, do dziś sprzedają się za poważne pieniądze w sklepach muzycznych. Cena niektórych dochodzi nawet do 60 funtów! W konsekwencji Alex został zaproszony do John Mayall Bluesbrakers, z którymi grał w Anglii, na kontynencie europejskim i w USA. Następnie dołączył do zespołu Franka Zappy, gdzie grał, nagrywał i tworzył, często pod pseudonimem z powodu sytuacji kontraktowej ze swoją wytwórnią.

Kultowe albumy Franka Zappy, jak Waka Jawaka, Grand Wazoo, czy Quaudiophiliac są także produktami geniuszu naszego laureata. Praca Alexa Dmochowskiego jest również obecna na albumach The Lost Episodes 1972, 1974, 1996, 2004. Aleks Dmochowski grał także z takimi legendami, jak Long John Baldry i Graham Bond.

Nasz laureat utworzył też własny zespół, do którego min. należał Peter Green (ex-Fleetwood Mac) i ponownie dodał swój geniusz do wielkości takich krążków, jak The End of the Game. Wielkość Alexa Dmochowskiego można dodatkowo podkreślić faktem, że jego numer „Warning” został nagrany przez… Black Sabbath na ich debiutanckiej płycie!

Tyle o naszych laureatach można znaleźć w anglojęzycznych kronikach i dyskografiach, które niniejszym po raz pierwszy zostały zebrane i opublikowane w języku ich ojców.

Chris Dreja jest niezwykle dostojny i charyzmatyczny i nie wiem, w jakim stopniu wynika to z jego cech osobowości, a w jakim z wieloletniego oglądania świata z pozycji siedzącej. (…) Chris Dreja to bardzo serdeczny i niezwykle ciepły człowiek, który kilkakrotnie wyraził swoją radość i wdzięczność za docenienie go przez polską społeczność. (…) Z Alexem Dmochowskim omówiłem zaś najdrobniejsze szczegóły niezbędne do odwiedzenia Polski, gdyż… Okazało się, że nigdy jeszcze w niej nie był.

Cały artykuł Sławomira Orwata pt. „Dla takich chwil się żyje” znajduje się na s. 7 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Sławomira Orwata pt. „Dla takich chwil się żyje” na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości! Od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada to 100 dni

Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol.

Komisja Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych

Odrodzenie niepodległej Polski wymagało ofiarnej walki i wytrwałej pracy na różnych polach. Wielu bohaterów tamtych czasów zdawało sobie sprawę, że troska o trzeźwość Polaków jest fundamentem walki o niepodległość. Stanowi także podstawę jej utrzymania. I chociaż sto lat temu spożywaliśmy zaledwie 1 litr czystego alkoholu rocznie na osobę, to troska o trzeźwość Narodu była priorytetem w działaniach wielu polskich patriotów, chociażby generała Józefa Hallera, abstynenta, aktywnego działacza na rzecz trzeźwości. (…)

Chcemy, by rodziło się jak najwięcej dzieci w silnych i stabilnych rodzinach. Tymczasem alkohol to jedno z największych zagrożeń dla rodziny, to źródło rozwodów, przemocy i dramatów. Chcemy rozwijać się gospodarczo, a jednocześnie co roku marnotrawimy miliardy złotych na pokrycie kosztów nadmiernego spożycia alkoholu. Mamy ambicję być społeczeństwem zdrowym, a alkohol powoduje liczne choroby, w tym nowotwory. Alkohol odbiera rocznie życie tysiącom Polaków. Chcemy być społeczeństwem praworządnym, a tymczasem nadużywanie alkoholu jest jednym z głównych czynników popełniania przestępstw, zwłaszcza tych najcięższych.

Ta diagnoza musi nas skłonić do refleksji i odważnego działania. Abstynencja to pójście drogą proroków dobra. To wielkie błogosławieństwo dla każdego z nas, dla naszych bliskich, a także dla naszej ojczyzny. To podstawa szczęścia w małżeństwie i rodzinie. To warunek panowania nad sobą.

Człowiek nietrzeźwy schodzi z drogi błogosławieństwa i życia. Zaczyna dręczyć samego siebie i swoich bliskich. Zwykle wikła się też w coraz większe zło moralne. Bez trzeźwości nie potrafimy naśladować Jezusa i iść drogą świętości. Jeżeli chcemy być dojrzałymi chrześcijanami, musimy zachować trzeźwość w myśleniu i postępowaniu. (…)

Około milion osób jest uzależnionych, a 3 miliony pije ryzykownie i szkodliwie. Statystyki wskazują, że 18 procent Polaków, których można nazwać głównymi „dostawcami problemów”, wypija aż 70 procent spożywanego w kraju alkoholu, czyli ponad 33 l czystego alkoholu w ciągu roku. Niestety narzucają oni pozostałym swój niszczący styl życia. Z tym musimy skończyć. Chcemy jednak podkreślić, że nie proponujemy prohibicji, lecz radosne życie w prawdziwej wolności, której nie ma bez trzeźwości.

Musimy bezwzględnie przestrzegać wymogu pełnej abstynencji od alkoholu wśród dzieci i młodzieży do pełnoletności oraz formować takich ludzi dorosłych, którzy żyją w trzeźwości, czyli są bądź abstynentami, bądź sięgają po alkohol bardzo rzadko, jedynie w symbolicznych ilościach i wyłącznie wtedy, gdy z jakichś względów nie są zobowiązani do abstynencji. (…)

Ogromna odpowiedzialność stoi także przed władzami państwowymi i samorządowymi. Z nadzieją przyjmujemy ostatnie zmiany regulacji prawnych, które są początkiem do odważniejszej ochrony trzeźwości. To jednak wciąż zbyt mało. Regulacje prawne w różnych krajach całego świata mówią nam wprost: nadużywanie alkoholu można ograniczyć poprzez: całkowity zakaz reklamy i innych form promocji alkoholu, ograniczenie punktów i czasu jego sprzedaży, a także ograniczenie ekonomicznej dostępności alkoholu. Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol. (…)

Nie akceptujmy liderów społecznych, którzy nadużywają alkoholu. To jeden z warunków budowania spokojnych, bezpiecznych i rozwijających się lokalnych wspólnot, a także dostatniej Ojczyzny.

Co roku prosimy o przeżycie sierpnia bez alkoholu. Jednak w tym jubileuszowym roku chcemy zaprosić Polaków do ambitniejszego działania, do ambitniejszej drogi. Czas od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada 2018 roku to 100 dni. W tym roku odważnie prosimy: niech będzie to 100 dni abstynencji. Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę.

Wolność kosztowała życie tak wielu Polaków. My dzisiaj nie musimy za Polskę umierać. Ale by chronić wolność i wspierać rozwój Polski i Polaków, musimy sobie wyznaczać ambitne cele. Jednym z nich jest właśnie ochrona trzeźwości. Św. Jan Paweł II mówił nam, że „prawdziwy egzamin z wolności jest dopiero przed nami”. To prawda. Nie możemy zawieść w tej tak ważnej sprawie. Dlatego podejmijmy to wezwanie: 100 dni abstynencji na stulecie niepodległości. To jest naprawdę egzamin z wolności i miłości do Ojczyzny!

Cały list Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków”, znajduje się na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków” na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Lepiej późno niż wcale… Kiedy to przysłowie brzmi cynicznie? / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 50/2018

„Nas już nie ma!” 74 lata po powstaniu warszawskim władze stolicy poinformowały o zakończeniu konsultacji społecznych w sprawie stworzenia domu dziennego pobytu dla powstańców warszawskich.

Jolanta Hajdasz

Mówi się, że lepiej późno niż wcale, ale są sytuacje, w których to przysłowie brzmi wyjątkowo cynicznie. Dzień przed rocznicą wybuchu powstania warszawskiego władze stolicy poinformowały, że zakończyły się trwające od lutego konsultacje społeczne dotyczące planu stworzenia domu dziennego wsparcia dla powstańców warszawskich. 74 lata po upadku powstania! Podobno niedługo zacznie się budowa.

Gdy o tym przeczytałam, przypomniała mi się historia wyrzucenia z mieszkania Łączniczki Danusi. Mieszkająca w fatalnych warunkach kombatantka w 2011 r. otrzymała od władz miasta prawie jednocześnie pamiątkowy list dotyczący jej udziału w powstaniu warszawskim oraz zawiadomienie o eksmisji. Nie zdążyła się wyprowadzić, bo zmarła. Z zajmowanego przez jej rodzinę od 1932 r. mieszkania czyściciele kamienic wyrzucili także jej spadkobierców.

Ten dramat jest jakby symbolem traktowania bohaterów przez obecne władze samorządowe stolicy. Jest mi wstyd, mimo że nie mam wpływu na to, co dzieje się w Warszawie za prezydentury HGW, nie miałam wpływu na to, co działo się w Polsce po wojnie, nie miałam nic wspólnego z komuną ani żadną władzą później. To wstyd nas wszystkich.

To działanie jest spóźnione, nas już nie ma – skomentowała 1 sierpnia informację o budowie „domu dziennego wsparcia” jedna z uczestniczek powstania warszawskiego. Tymczasem przed wojną kombatanci powstania styczniowego otoczeni byli nie tylko okazjonalnym szacunkiem, ale rzeczywistą opieką. Już w styczniu 1919 r. zostali uznani za żołnierzy Wojska Polskiego, 2 sierpnia tego samego roku specjalną ustawą przyznano im oraz wdowom po nich pensje państwowe, a wszystkich żyjących uczestników zrywów narodowych awansowano na pierwszy stopień oficerski. I mieli Dom Weterana, gdzie do końca swoich dni każdy z nich mógł żyć w godnych warunkach, otoczony szacunkiem i opieką.

I jeszcze jedna historia. W tym roku w Poznaniu radni podjęli uchwałę w sprawie nadania nazwy Trzech Tramwajarek z 1956 r. skwerkowi u zbiegu ulic Kochanowskiego i Dąbrowskiego. W tym roku, czyli 62 lata po Poznańskim Czerwcu’56! Lepiej późno niż wcale…

Jedna z tych tramwajarek to Helena Przybyłek, która stanęła na czele manifestacji idącej pod gmach Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa. Pani Helena pochodziła ze wsi, przyjechała do Poznania do pracy. Z okien urzędu padły strzały i poraniły jej nogi. Przewieziono ją do szpitala, gdzie funkcjonariusze SB wielokrotnie ją przesłuchiwali. Przeszła szereg operacji, w tym amputację jednej z nóg. Wróciła na wieś, do końca życia była kaleką i w 1981 r. nie miała nawet jak i czym przyjechać na odsłonięcie Pomnika Poznańskiego Czerwca’56. Takim jak ona nikt nigdy nie pomógł. Ale czy to na pewno zamierzchła przeszłość?

Dwa lata temu na obchody Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Sejmie kilku ostatnich żyjących jeszcze kombatantów i więźniów politycznych jechało z Poznania do Warszawy pociągiem (1 marca!) za własne pieniądze. Nawet im do głowy nie przyszło, że prezydent miasta czy marszałek województwa mógłby opłacić im samochód z kierowcą i może nawet sfinansować obiad.

A oni nie pozwolili mi nawet o tym napisać w „Kurierze WNET”, tak byli szczęśliwi, że ich tam po raz pierwszy zaproszono i nie chcieli tej radości zepsuć żadnym przykrym słowem.

Chciałabym mieć pewność, że dziś wobec tych wszystkich Bohaterów władze naszego państwa i naszych samorządów są w porządku, że dbają nie tylko od święta o dyplomy dla nich, ale pomagają im na co dzień, bez rozgłosu i PR-owskiego komunikatu do prasy o wspieraniu kombatantów.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego