Pociąg zjeżdża stromym Nosie Diabła zygzakiem. Któryś z robotników nazwał tak tę górę pod wrażeniem jej widoku

Pasażerowie woleli owiany złą sławą fragment drogi pokonać pieszo lub na grzbiecie mułów czy koni. Bali się diabła. Dziś Nariz del Diablo jest jedną z największych atrakcji turystycznych Ekwadoru.

Piotr Mateusz Bobołowicz

Pociąg przez Nos Diabła

Alfonso Quinzo pracuje na kolei od trzydziestu trzech lat. Za rok przechodzi na zasłużoną emeryturę. Oprócz niego w Ekwadorze jest około pięciuset kolejarzy. Niegdyś było ich więcej. Alfonso pamięta, gdy koleje zatrudniały ponad dwa tysiące osób. Odkąd jednak pociągi służą tylko jako atrakcja turystyczna, i to raczej z tych luksusowych, spadła ich liczba – i wymagana liczba personelu. Alfonso jest hamulcowym – pracuje na pociągach obsłygujących linię Nariz del Diablo, Nos Diabła, nazywaną najtrudniejszym odcinkiem kolei na świecie.

Nim powstała kolej, była droga. Rząd Gabriela Garcii Moreny pod koniec 1872 roku rozpoczął budowę trasy dla koni i ludzi z Quito do Guayaquil. Prezydent osobiście przyjechał konno z Quito, by zobaczyć rezultat robót. Po trzech dniach stanął w Sibambe, zmieniwszy uprzednio konia w miejscowości Guamote.

Dwieście siedemdziesiąt pięć kilometrów drogi szerokiej na dziewięć metrów, na której zbudowano sto jeden mostów. I wtedy prezydent podjął decyzję, która zaskoczyła wielu i wzbudziła niedowierzanie: dalej nie będzie drogi. Dalej zbudujemy kolej.

Pierwszy odcinek zaplanowano z Sibambe do miejscowości Milagro, co znaczy po hiszpańsku „cud”. Decyzja prezydenta nie była jednak maniakalną fantazją. Poważny wpływ na nią miał inżynier MacClellan, doradca Moreny. Prezydent wątpił jednak, czy jego rząd jest w stanie znaleźć środki na tak ambitne przedsięwzięcie. Zagraniczny inżynier zagrał na ambicji prezydenta, mówiąc, że rząd, który zbudował taką drogę, może też zbudować kolej. I decyzja zapadła. W 1868 roku Bank Ekwadoru przyznał rządowi kredyt i pierwsze łopaty zostały wbite w Yaguachi. Projekt od początku zagrożony był niedofinansowaniem. Mimo trudnościom układano jednak kolejne kilometry torów.

Dekadę później za południową granicą Ekwadoru wybuchła wojna. W 1879 roku Chile zaatakowało koalicję peruwiańsko-boliwijską w wyniku sporu o złoża saletry i guana. Wtedy też na ponowną emigrację zdecydował się pewien inżynier przebywający ówcześnie w Limie, bohater obrony portu Callao przed Hiszpanami w 1866 roku i honorowy obywatel Peru, absolwent uczelni francuskich, a przede wszystkim z pochodzenia Polak z Wołynia – Ernest Malinowski. W obliczu wojny wyjechał w 1880 roku do Ekwadoru, gdzie znalazł pracę w dziedzinie, którą znał najlepiej – przy budowie kolei. Wielki inicjator budowy, prezydent Gabriel García Moreno, nie żył już wtedy od pięciu lat, zamordowany przez spiskowców z opozycji w drodze powrotnej z porannej mszy.

Nie wiadomo wiele o działalności Malinowskiego w Ekwadorze. Pracował on przy budowie odcinków Sibambe i Chimbo, pisał też dla lokalnej i zagranicznej prasy artykuły o wojnie w Peru. Pomagał również znaleźć pracę Peruwiańczykom uciekającym przed wojną. Jego nazwisko nie pojawia się, niestety, w książce Galo Garcii Idrovo opowiadającej historię budowy najtrudniejszej kolei świata, trasy z Guayaquil do Quito. Skupia się ona jednak szczególnie na odcinku Nariz del Diablo, gdzie Malinowski z pewnością nie pracował – wyjechał z Ekwadoru w 1886 roku, by powrócić do Peru, swojej drugiej ojczyzny, a budowę tego odcinka zaczęto dopiero w 1899 roku.

Pociąg zjeżdża po zboczu góry Nariz del Diablo zygzakiem. Po pokonaniu lekko krętego odcinka z Alausí dojeżdża do doliny. W dole widać stację. Pociąg zwalnia, zatrzymuje się… i rusza do tyłu, ale już po innym odcinku torów. Alfonso Quinzo i inni hamulcowi wychylają się z platform pomiędzy wagonami, by machaniem ręki dawać znaki maszyniście. Kolejny zgrzyt hamulców i pociąg znów rusza do przodu, by dojechać do Sibambe. Obecnie cała procedura zajmuje kilka minut. Gdy wagony ciągnęła lokomotywa parowa, a zwrotnice przestawiano ręcznie, zajmowało to znacznie więcej czasu.

Góra Nariz del Diablo nosi w języku kichwa, używanym przez Indian Nizag zamieszkujących te tereny, nazwę Condor Puñuna, co znaczy dosłownie „Tam, gdzie sypia kondor”. Została ona nazwana Nosem Diabła przez jednego z podwykonawców, będącego pod wrażeniem jej widoku. Nie spodziewał się on, że nazwa ta przejdzie do historii ani jak trafna się okaże.

Robotnicy pochodzili głównie z Jamajki. Większość z nich straciła życie. Nie ułatwiał przeżycia system pracy. Kilkuosobowe grupki szły wysadzać skały dynamitem. W przypadku śmierci części z nich, pozostali dostawali ich wypłatę. Dochodziło więc do zdradzieckich aktów skracania lontów i wcześniejszego ich odpalania, by przejąć zarobek kolegi.

I bez tego jednak wypadkowość była niezwykle duża. Do tego epidemie żółtej i czerwonej gorączki, a także malarii. To wszystko powodowało, że obozów robotników w nocy pilnowało wojsko – wielu próbowało uciekać.

W końcu linia kolejowa była gotowa. Całość dokończono dopiero za drugiej kadencji prezydenta Eloya Alfara Delgada. Projekt zaczął konserwatysta z Quito, dokończył liberał z Guayaquil. I tak zwaśnione partie połączyły dwie stolice – polityczną w Quito i ekonomiczną w Guayaquil. Czas podróży skrócił się drastycznie – z kilkunastu dni do zaledwie dwóch.

Na ironię zakrawa historia śmierci prezydenta Alfara. Po wymuszonej dymisji, ucieczce z kraju i późniejszym do niego powrocie w roli negocjatora między rewolucjonistami z Guayaquil i siłami rządowymi z Quito Alfaro został aresztowany i przewieziony do Quito tą właśnie linią kolejową, którą dokończył. Jego późniejszy los był tragiczny. Byłego prezydenta zabito, a lud przeciągnął jego ciało ulicami stolicy, by spalić je na koniec na jednym z placów miasta.

Na stacji Sibambe turyści mają godzinną przerwę. Niegdyś było to kwitnące miasteczko, siedziba dyrekcji firm przewozowych, stacja leżąca na rozwidleniu linii kolejowych – od linii Quito–Guayaquil odchodziła nitka do Cuenki – dziś pozostał tylko budynek stacji, mały szklany pawilon mieszczący muzeum i kilka domków z adobe – suszonej cegły. Indianie Nizag codziennie pokonują dwuipółgodzinną trasę ze swojej wioski do Sibambe, by sprzedawać rękodzieło, oprowadzać po muzeum i prezentować tradycyjny taniec. W budynku stacji mieści się kawiarnia. Turyści robią sobie dwa zdjęcia z pociągiem i siadają przy stolikach. Pokazu tańca nie ogląda praktycznie nikt. Nikt także nie wspina się za domki z adobe, gdzie znajduje się basen. Ze zbiornika odchodzi szeroka żeliwna rura, która opada, przechodzi pod ziemią pod torowiskiem. Z drugiej strony na metalowym maszcie znajduje się jej koniec. Niegdyś tym prostym grawitacyjnym systemem napełniano kotły parowozów. Dziś rura już tylko rdzewieje, chociaż zdarza się wciąż, że turystyczne pociągi ciągnięte są przez lokomotywy parowe.

Niziutka Indianka w muzeum opowiada o swojej wiosce. Pokazuje gliniane garnki, których używa się do dziś. Podnosi do ust gigantyczną muszlę zwaną churro, dmucha w nią. Dobywa się donośny, niski dźwięk. Trzy sygnały oznaczają spotkanie mieszkańców. Więcej – niebezpieczeństwo. Jest też druga muszla, wydaje nieco inny ton. Ta przeznaczona jest tylko dla kobiet.

Na planszach w muzeum opisane są legendy związane z Nariz del Diablo. Jest niezwykle głośny, buchający parą i iskrami pociąg, który nocą wspina się po zygzaku torów, gdzie czeka na niego pasażer w czerwonym surducie, spod którego wystaje diabelski ogon. Jest opowieść o kozach, które blokowały torowisko, a gdy maszynista wyskoczył, by je rozpędzić, te zmieniły się w diabełki i uciekły, rechocząc złowieszczo.

Wielu ludzi nie ufało ambitnemu projektowi, nawet gdy stał się rzeczywistością. Pasażerowie woleli owiany złą sławą fragment drogi pokonać pieszo lub na grzbiecie mułów czy koni. Bali się diabła. Dziś nikt nie ma takich obaw, a Nariz del Diablo jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Ekwadoru.

Lokomotywa francuskiej produkcji z 1992 roku z silnikiem diesla ciągnie drewniane wagony z powrotem do Alausí dużo szybciej niż w drugą stronę. W 2012 roku zmodernizowano trasę, by udostępnić ją dla turystów. Około trzydziestu dolarów za dwie i pół godziny wycieczki to wysoka cena. Nie tak wysoka jednak, jak koszt biletu z Quito do Guayaquil. Czterodniowa podróż luksusowym pociągiem może kosztować nawet ponad dwa i pół tysiąca dolarów.

Pociąg dojeżdża tylko do Alausí, małego miasteczka, któremu patronuje św. Piotr. Potężna figura świętego jest drugim najwyższym pomnikiem w Ekwadorze. Z Alausí do najbliższego dużego miasta Riobamba, rodzinnego miasta Alfonsa Quinza, są dwie godziny drogi autobusem, mimo że łączą je tory. A Indianie Nizag wracają do swojej wioski dwie godziny piechotą. Stacja Sibambe, z której można spojrzeć na tory budowane także przez Ernesta Malinowskiego, zamiera po godzinie trzynastej, kiedy odjeżdża ostatni pociąg z turystami.

Poszukuję informacji o ekwadorskim etapie życia Ernesta Malinowskiego. Za wszelkie informacje będę bardzo wdzięczny. Mój adres email: [email protected].

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Pociąg przez Nos Diabła” znajduje się na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Pociąg przez Nos Diabła” na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Namawiałem przed wyborami, by nie było podziału, ale się nie udało. Zwyciężyły partykularyzmy, także po naszej stronie

Kandydaci PO są wybierani tylko dlatego, że są z Platformy. Kandydaci PiS w dużych miastach mogą zostać wybrani nie dzięki PiS, ale mimo tego. Dlatego tak ważna jest osobista wiarygodność.

Jolanta Hajdasz
Bartłomiej Wróblewski

Wynik wyborów samorządowych w Poznaniu i w Wielkopolsce jest dla mnie oczywiście mocno niesatysfakcjonujący, bo tutaj żyję, z tym regionem jestem związany i – jak wielu – mam prawo być z tego wyniku niezadowolony – mówi poseł Bartłomiej Wróblewski w rozmowie z Jolantą Hajdasz.

W skali kraju wybory samorządowe są dużym sukcesem Prawa i Sprawiedliwości. 34% poparcia w wyborach do sejmików wojewódzkich jest najlepszym wynikiem w historii. Dzięki temu o ponad połowę wzrosła liczba radnych sejmikowych z PiS. Aż w sześciu województwach Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić samodzielnie. Podobnie kampania do rad powiatów była sukcesem. Nie ma jednak co ukrywać, że niepokojące są wyniki w dużych miastach.

Te wyniki nie są jednorodne w całej Wielkopolsce.

To prawda. Tradycyjnie już we wschodniej i południowej części Wielkopolski wyniki PiS są dużo lepsze niż w Wielkopolsce centralnej i północnej. W skali całego województwa w wyborach do sejmiku zagłosowało na nas blisko 400 000 osób, czyli niemal dwukrotnie więcej niż w 2014 r. Dało to 13 mandatów, a więc 5 mandatów więcej. W każdym okręgu z wyjątkiem Poznania i okręgu podpoznańskiego zyskaliśmy kolejny mandat. Niestety w samym Poznaniu Koalicja Obywatelska wygrała z nami aż 4:1. Gdyby nie aglomeracja poznańska, wygralibyśmy wybory do Sejmiku w Wielkopolsce. (…)

Zostały popełnione błędy polityczne i organizacyjne. Jeśli chodzi o błędy polityczne, to niestety zabrakło otwartości, co zaowocowało tym, że w powiecie poznańskim Porozumienie Jarosława Gowina nie szło z nami w koalicji. W Poznaniu to samo dotyczyło życzliwych PiS społeczników, którzy stworzyli własny komitet.

Namawiałem przed wyborami, aby dołożyć wszelkich starań, by nie było podziału, ale się nie udało. Zwyciężyły partykularyzmy, także po naszej stronie, co działało na korzyść Platformy i Nowoczesnej. W Poznaniu nie możemy sobie na przyszłość na to pozwalać, jeśli chcemy nawiązać walkę z ugrupowaniami liberalnymi. W wyborach samorządowych trzeba współpracować ze wszystkimi, którzy choćby kierunkowo wyznają podobne wartości, także z ugrupowaniami wolnościowej prawicy. Samodzielnie te ugrupowania zdobywają niewiele, bo po kilka procent, ale ostatecznie, jak zobaczyliśmy, tych kilku procent zabrakło, aby nasza reprezentacja w Radzie Poznania utrzymała się na dotychczasowym poziomie. Straciliśmy trzy mandaty, a więc 25% naszych radnych, w tym bardzo pracowitych, jak Jan Sulanowski czy Michał Boruczkowski. A to już porażka.

Te wybory generalnie były najbardziej upolitycznione. Szczególnie w wielkich miastach ludzie głosowali na PiS lub na KO.

Dlatego wspomniałem, że w dużych miastach warunki dla PiS są trudne. Tak zapewne będzie i w przyszłości. Jeśli chcemy wygrywać albo chociaż nawiązać walkę, musimy zrobić więcej niż liberalna konkurencja.

Potrzeba kandydatów zaangażowanych w sprawy lokalne, którzy zabiegają o sprawy miasta przez długi czas. I tu jest różnica między nami a Platformą. Kandydaci PO mogą zostać wybrani tylko dlatego, że są właśnie z Platformy. Kandydaci PiS w dużych miastach mogą zostać wybrani nie dzięki PiS, ale mimo tego, że są z PiS. Dlatego tak ważna jest osobista wiarygodność.

Cały wywiad Jolanty Hajdasz z Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Mam prawo być niezadowolony”, znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Jolanty Hajdasz z Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Mam prawo być niezadowolony” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czytając powyborcze podsumowania, można odnieść wrażenie, że wygrana leży po tej ze stron, do której się ucho przyłoży…

O zwycięstwie podczas wieczoru wyborczego mówił prezes PiS. Tuż po ogłoszeniu zwycięstwa obozu rządzącego w dziewięciu województwach – podkreślił, że jest to czwarta wygrana jego ugrupowania.

Małgorzata Szewczyk

Tymczasem opozycja, Koalicja Obywatelska (KO), która zwyciężyła w siedmiu województwach, ustami swojego lidera odtrąbiła spektakularny sukces: „Stworzyliśmy skuteczny anty-PiS”. Inny rozpoznawalny polityk PO zwrócił uwagę na zmiany widoczne w Polsce, konstatując: „Widać, że w Polsce coś się zmienia, że PiS powoli traci to, że wygrywał kolejne wybory”. Można by zadać w tym miejscu proste pytanie z matematyki: która z cyfr jest większa – siedem czy dziewięć?

Kiedy piszę te słowa, wiadomo, że PiS w sześciu sejmikach będzie rządził samodzielnie, ale włodarzami kilku największych miast zostali przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej (Do drugiej tury m.in. w Szczecinie, Gdańsku i Krakowie pozostały dwa tygodnie).

Czy ktoś tego chce, czy nie, obraz naszego kraju, jaki wyłania się po tegorocznych wyborach samorządowych, jest przygnębiający. Polska jest podzielona i to niemal wzdłuż linii Wisły (wyłączając północne tereny – zwycięstwo KO i województwo opolskie – na korzyść PiS-u).

Drugi wyraźny podział jest widoczny między dużymi aglomeracjami a małymi miastami. W tych pierwszych z reguły liczy się układ polityczny, w tych drugich – konkretny człowiek: gospodarz, który jest powszechnie znany i rozliczany przez współmieszkańców za podejmowane decyzje.

W wielkich aglomeracjach zwyciężają kandydaci popierani przez partię, w małych miastach – lokalni, sprawdzeni działacze, bez rekomendacji politycznych.

Wybory samorządowe odsłoniły też smutną prawdę o naszej polskiej mentalności i moralności. W odpowiedzi na pytanie dziennikarza o kandydaturę wójta W., który prowadził kampanię… zza krat z powodu 92 zarzutów, mieszkanka gminy Daszyna w województwie łódzkim odpowiedziała: „Lepszego wójta niż pan W. to nie ma nigdzie”.

Skoro w wyborach startowali kandydaci, którzy mieli prawomocne wyroki za przekręty podczas starań o kredyt, zarzuty gwałtu i zostali czasowo odsunięci od sprawowania funkcji publicznych, kandydaci, którzy nie potrafili doliczyć się swoich mieszkań i kont lub byli zamieszani w wielomiliardową aferę reprywatyzacyjną – to jakimi wartościami kierują się na co dzień ci, którzy na nich głosowali? Jakie warunki powinien spełniać kandydat ubiegający się o ważny urząd w środowisku lokalnym?

Przypominam, że swojego zawodu nie może wykonywać notowany lekarz ani nauczyciel; ale urzędnik z prawomocnym wyrokiem – może… Może nadszedł już czas, by zmienić prawo, chyba że w tych wyborach chodziło tylko o jedno – by odsunąć PiS od władzy…?

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie! Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie”. XIX Forum Polsko-Niemieckie

Na XIX Forum Polsko-Niemieckim wyraźnie doszły do głosu interesy narodowe i różnice w postrzeganiu bezpieczeństwa zbiorowego czy suwerenności państw członkowskich oraz Unii jako takiej.

Jan Bogatko

Wśród haseł, jakie padały na Forum w Berlinie na sesjach plenarnych i grupach roboczych („Za bezpieczeństwo wasze i nasze w Europie”, „Stwórzmy razem lepszy klimat!”, „Infrastruktura transportowa między Polską a Niemcami” oraz „Przyszłość integracji europejskiej”), niewątpliwie „Nord Stream 2” pojawiało się najczęściej. Na drugim miejscu: „Reforma wymiaru sprawiedliwości w Polsce”. Określają one największe różnice dzielące Polskę i Niemcy.

Plusem Forum była niewątpliwie komunikacja pozbawiona dyplomatycznej poprawności, aczkolwiek nie zabrakło i banałów, choćby w wystąpieniu prezydenta Niemiec, w rodzaju, że dawniej nie mógł jeździć „nach Wroclaw” czy „Krakau”, a teraz i owszem.

Pierwszego dnia uczestnicy XIX Forum Polsko-Niemieckiego zajęli się tematem „Nowe idee przewodnie dla Europy – polskie i niemieckie perspektywy dialogu”. Dyskusja w redakcji dziennika „DerTagesspiegel” ledwie się skończyła, a w foyer na uczestników czekała pachnąca farbą gazeta z komentarzem na stronie tytułowej: Polska i Niemcy – sąsiedzi oddalają się od siebie. Artykuł w zasadzie stanowił podsumowanie konferencji po jej rozpoczęciu, a na długo przed jej zakończeniem. Podziwiam tempo, sam bym się na to nie zdobył! To wymaga talentu, jakiego mi brak.

Teza artykułu? Euforię we wzajemnych relacjach zastąpiła frustracja. Z czyjej winy? „Za irytację” – utrzymuje komentator – „odpowiada głównie rządząca w Polsce narodowo-populistyczna partia PiS – z czym zgadza się przytłaczająca większość Europejczyków”. I tu następuje katalog rzekomych win polskich, znany z wystąpień totalnej opozycji, przede wszystkim „podkopywanie niezależności sądów” (bo nie w jej rękach) czy mediów publicznych (z tych samych powodów). To znana mantra. Poza tym PiS uprawia propagandę antyniemiecką i o „Europie” (Unii Europejskiej) wyraża się lekceważąco, czekając na uwiąd „projektu Europa”.

Na szczęście komentator i prominentny uczestnik Forum zauważa, że i Niemcy nie są bez winy. Przyznaje, że niemiecko-rosyjski gazociąg Nord Stream 2 zagraża polskim interesom i jest sprzeczny z europejską polityką energetyczną, nakazującą unikania zależności od dostawców.

Nie zauważa jednak, że protest Polski (i innych państw UE) wobec projektu to także wyraz troski o Niemcy i solidarności z tym krajem!

Dalej już gorzej. „Der Tagesspiegel” bierze na tapetę forsowany przez Berlin projekt wprowadzenia płac minimalnych i standardów socjalnych dla kierowców tirów i robotników budowlanych i oburza się na zarzut protekcjonizmu podnoszony w Europie Środkowej, nie dopatrującej się w tym troski o pracownika, lecz próby pozbycia się konkurencji. Być może byłoby inaczej, gdyby niemieckie firmy w Polsce płaciły swym pracownikom stawki zbliżone do tych u siebie…

„Stosunki polsko-niemieckie w 2018 – dokąd zmierzamy?” (…) W panelu poruszono wiele kwestii: reformę sądownictwa w Polsce, swobodę usług w UE, zagadnienia układu z Schengen (na ile Niemcy szanują dorobek traktatowy), migracji i pomocy na miejscu ze strony Polski, Nord Stream 2 pod kątem unijnej solidarności, statusu Polaków w Niemczech.

Cornelia Pieper, polityk FDP, aktualnie niemiecka konsul generalna w Gdańsku, mówiła o społeczeństwie obywatelskim, podkreślając, że Polska jest bezdyskusyjnie państwem demokratycznym. I zebrała oklaski za postulat zwiększenia finansowania polsko-niemieckiej wymiany młodzieżowej, na jaką przeznacza się połowę środków, rezerwowanych dla identycznego projektu wymiany z Francją. (…)

Zanim prezydenci, ich małżonki i zaproszeni goście udali się na koncert, pozwolono publiczności na zadawanie pytań. Wspomniany autor komentarza w „Der Tagesspiegel” zapytał, ilu z emerytowanych sędziów SN orzekało podczas stanu wojennego, a także – dlaczego w sobotę nie podano w Polskim Radiu informacji o orzeczeniu TSUE na temat SN. Prezydent odpowiedział, że media publiczne w Polsce są wolne i że on nie narzuca im polityki informacyjnej. Nie podobało się publiczności przypomnienie o fatalnej polityce informacyjnej w Niemczech w słynną noc sylwestrową.

Dwa bliskie, dwa odległe kraje.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „19 razy Polska i Niemcy – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr listopadowy 53/2018, s. 3.

 


Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Felieton Jana Bogatki pt. „19 razy Polska i Niemcy” na s. 3 „Wolna Europa” listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W „nowoczesności” Poznań dzierży prym. To tu chadza się na „Klątwę” i „Kler” (tytuł przejęty od Stalina – gratulacje!)

W kampanii definiowano tylko jeden program, wyrażony osławioną już metaforą „strząsania szarańczy”. Póki co szarańcza osiągnęła wynik 33%, a „wielka koalicja”, zwana dla niepoznaki „obywatelską”, 27.

Stefania Tomaszewska

Wyborcy oczekiwali ze strony opozycji jakiegoś programu dla królewskiego grodu Poznania, lepszych niż proponuje formacja rządząca rozwiązań. Sama się bałam, że a nuż tak się stanie, bo jestem z „watahy do dorżnięcia”, „oszołomem” i „ciemnogrodem”, który wreszcie cieszy się, że żyje nie w „tenkraju”, a w Polsce. Niepotrzebnie, bo od chwili wejścia na mównicę przewodniczącego Grzegorza Schetyny stało się jasne, że będzie jak zawsze, a nawet zawszej… (…)

Okazało się, że Wielkopolanie i poznaniacy są mądrzy, ale tylko dlatego, że przez wszystkie lata marzyli, aby wybierać tylko PO – sorry, teraz KO (skrót od zawiązanej na potrzebę wyborczą Koalicji Platformy Obywatelskiej ze szczątkami Nowoczesnej). Że ta wspaniała, absolutnie jedyna proeuropejska formacja obroni ich przed łamaniem konstytucji, ksenofobią i faszyzmem, ukołysze językiem miłości, wprowadzi postępowe standardy i europejskie wartości. Te ostatnie są bliżej niezdefiniowane i krążą wokół mętnych pojęć równości i tolerancji. To nic – ważne, że aksjologia jest ważna.

(…) Trzeba przyznać, że w „nowoczesności” Poznań dzierży prym – to tu pojawia się wybitna artystka Janda, która obnosi się z żalami, że „czuje się jakby ktoś na nią nas.ał”, i to bez wykropkowania… To tu chadza się na Klątwę i Kler (reżyser przejął tytuł od Stalina – gratulacje!). (…) To w Poznaniu w Galerii Miejskiej Arsenał odbywają się imprezy aborcyjno-edukacyjne dla młodych kobiet i łóżkowo-namiotowe, w tym dla młodzieży, np. „Dziewczyństwo&Coven Berlin: BEDTIME”: ogromna sypialnia, zachwalana jako „przestrzeń kiełkowania ambiwalentnych przyjemności (…) i miejsce, z którego rozbudzana jest potrzeba społecznego nieposłuszeństwa”. (…)

Wystawiennictwo przyniesionych przez uczestników przedmiotów „wybranych algorytmem sentymentu” na nocnej zmianie miało pozwolić „na rozkoszowanie się bierną partycypacją, na bezwstydną bezwolność, redukcję stresu, relaks”…

Berlińskie magiczki zaoferowały znacznie więcej – tego po prostu nie sposób powtórzyć. W każdym razie „zaglądano tu do trzewi i szukano generycznych cech rozwarstwionych osobowości dziewczyn” i tego, co „optyka heteronormatywu i funkcja rozrodcza pozostawia poza spektrum; tego, co wymyka się utorowieniu, tego, co śmierdzi i zwisa i dlatego zachowuje niezależność”.

Dość? Nie, nie – jest oczywiście propozycja „ratunku”, czyli KIERUNEK – uszycie z „frędzli, zakładek i wytartych podszewek łóżka-tratwy”, na której opuszczą „wyludnioną, geriatryczną Europę” owe nowe, zakażone „miłością bez granic” uczestniczki „dziewczyństwa”. (…)

W Poznaniu nikt nie ma głowy do merytorycznego podejścia do czyszczenia kamienic, przewężonych ulic, sprawy Toru Poznań i szybko postępującej degradacji i prywaty w Smochowicach, w tzw. Ostoi Doliny Bogdanki (cudownej niegdyś, a od dziesięcioleci pustoszonej enklawy zieleni między ul. Biskupińską a Beskidzką) ani do samej Bogdanki, niegdyś kryształowo czystej i okolonej żywokostem, kozłkiem, mydlnicą lekarską i mnóstwem innych ziół, a dziś zaciągniętej pleśnią i pełnej starych garnków i innych śmieci.

Cały artykuł Stefanii Tomaszewskiej pt. „Nowoczesna, obywatelska narracja wyborcza w Poznaniu” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Stefanii Tomaszewskiej pt. „Nowoczesna, obywatelska narracja wyborcza w Poznaniu” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie wszyscy Polacy są antysemitami, powiedział prof. Gross w Poznaniu. Na przykład on sam nie jest antysemitą…

Przychodzenie na tego typu spotkania to błąd. Gdyby przyszli tylko wyznawcy Grossa, to spotkanie trwałoby pół godziny w świecącej pustkami sali. Niepotrzebnie daliśmy też zarobić szmatławemu teatrowi.

Jan Martini

O tym, że spotkanie prof. Grossa w poznańskim Teatrze Polskim jest wydarzeniem dużej rangi, świadczy obecność kamery TVN przed budynkiem. Wywiadu udziela gość w czerwonych spodniach, trampkach, z apaszką i kapelusikiem na głowie. Tak wyglądać może tylko dyrektor teatru. Przechodząc słyszę, że robi to „dla poznaniaków, dla Polski i dla polskiej racji stanu”. Prawdopodobnie to ten ekstremalnie postępowy dyrektor, który powiedział, że gdyby to od niego zależało, kazałby skuć napis „Naród sobie” zdobiący fasadę budynku. Zbudowany w 1875 roku ze składek Polaków Teatr Polski miał służyć poznaniakom zmagającym się z bezwzględną germanizacją. (…)

Prowadzący spotkanie omówił pokrótce drogę życiową twórcy „badań nad Holokaustem” („pochodził ze środowiska liberalnej inteligencji, w której nie było antysemityzmu”). Antysemitami nie byli przyjaciele Grossa – Adam Michnik, Jacek Kuroń, bracia Smolarowie czy Seweryn Blumsztajn. Zwrot „liberalna inteligencja” odmieniany był zresztą we wszystkich przypadkach. Zapewne niejeden z uczestników spotkania poczuł się mile połechtany przynależnością do „liberalnej inteligencji”.

Wspomniano także o zdecydowanie mniej prestiżowej „radiomaryjnej katoendecji”. Najciekawszą częścią spotkania były pytania z sali. I tu się okazało, że na sali byli również obecni „katoendecy”. (…)

Padło wiele pytań – o kolaborację Żydów podczas sowieckiej okupacji Lwowa, o antypolonizm, o żydowską policję w gettach itp. Na większość trudnych pytań prof. Gross nie odpowiedział, tylko wracał do swojej narracji o „zabijaniu żydowskich Polaków przez nieżydowskich Polaków” czy o niechlubnej roli Kościoła katolickiego. O kolaboracji żydowskiej policji („to jakby inne zagadnienie”) powiedział tylko, że działali oni pod groźbą śmierci.

Zanim „przemysł Holokaustu” rozwinął się w niezwykle dochodową gałąź gospodarki, środowiska żydowskie traktowały „ocalonych” z rezerwą, zdając sobie sprawę, że największe szanse na przeżycie mieli kolaboranci. Ten temat jest wstydliwą częścią żydowskiej historii.

W końcu uznano, że żydowscy oprawcy współbraci, pomagierzy Niemców, też byli ofiarami Holokaustu. W Knesecie uchwalono, że Żyd zagrożony śmiercią ma prawo zamordować innego Żyda, aby ocalić swoje życie. (…)

Ktoś zapytał, dlaczego historią Holokaustu zajmują się jedynie Żydzi. Profesor odpowiedział, że nauka nie ma narodowości – powinna być obiektywna, rzetelna i dobrze udokumentowana. Szkoda, że niebędący historykiem Gross nie stosował tych zasad pisząc Sąsiadów. (…)

Kolejny pytający przypomniał słowa red. Michnika, który parę lat temu powiedział tu, w Poznaniu, że nie zgadza się ze swoim przyjacielem Jankiem Grossem jakoby wszyscy Polacy byli antysemitami. Zdaniem redaktora, jeśli znajdzie się dziesięciu sprawiedliwych, to nie można mówić o całym narodzie jako antysemitach. Prof. Gross energicznie zaprzeczył mówiąc, że wcale nie uważa wszystkich za antysemitów, a na dowód przytoczył fakt, że on sam nie jest antysemitą… (…)

Padło też pytanie: „Czy bardziej się pan bał w 1968 roku, czy teraz, gdy kraj zalewa fala faszyzmu?”. Gross odpowiedział, że jak dotąd nie spotkało go nic złego. (…) Przyznał, że „Polska brunatnieje”, ale to nie jego problem, bo mieszka w Ameryce, lecz „państwu – mieszkańcom tego kraju – współczuję”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Według Grossa Polska brunatnieje” znajduje się na s. 7 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Według Grossa Polska brunatnieje” na s. 7 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie jestem hipersmętnym gościem – mówi Jerzy Mazzoll, muzyk i autor nowego cyklu audycji o muzyce yassowej w Radiu WNET

W Radiu WNET nie ma tego całego kokonu, konieczności, presji… Czułem się wolny i mogłem stworzyć coś zupełnie od początku. Zobaczyłem, że jeśli nie mam pomysłu, to nie mam po co tu przychodzić.

Krzysztof Skowroński
Jerzy Mazzoll

Stworzyłeś czy współtworzyłeś nurt w muzyce, który nazywa się yass. Co to jest?

Pewne zjawisko, próba punkrockowego wyłomu w muzyce improwizowanej. Nie było kontynuacji po wspaniałym okresie lat 50., 60. polskich kompozytorów muzyki współczesnej: Szalonek, Krauze, Lutosławski itd. To dopiero teraz się budzi, zresztą falą jakby odbijaną od naszej rewolucji, na temat której w ogóle chcę i dużo mówić, i robić swoje audycje. Polska muzyka improwizowana jest obecnie w świetnej kondycji, w jakiej wcześniej nie mogła istnieć, bo była jedynie mainstreamowym jazzem. To było dokładne kopiowanie wzorców amerykańskich. Natomiast co do yassu, bardzo ważnym elementem i powodem, że w ogóle to przetrwało i dzisiaj o tym mówimy, są Bydgoszcz i Mózg.

Długo mieszkałem w Niemczech i w Holandii. Robiłem tam muzykę do filmów, ale najpierw pracowałem na budowie, a nocami siedziałem w studiu. Moje środowisko muzyczne to była angielska muzyka improwizowana i wolna muzyka improwizowana niemiecka. I to było dla mnie bardzo ważne.

Muzyka improwizowana to taka, że przychodzą muzycy i nie wiedzą, co będą grali. Utwór improwizowany powstaje na żywo, przez złożenie rozmaitych instrumentów, które w dowolnym momencie dołączają się do wspólnej gry, tworząc harmoniczne albo dysharmoniczne konstrukcje. Czy może muzyka improwizowana to coś innego?

Powiedziałeś świetną definicję tego, co było mi inspiracją i wzorem na początku. To znaczy muzyka tworzona przez angielskich improwizatorów, którzy rzeczywiście wchodzili na scenę niemalże składając instrumenty, nie wiedząc, kiedy zaczną. Wręcz do absurdu była doprowadzona obsesja swobodnej improwizacji. Tę ideę teoretycznie bardzo mocno pociągnął Derek Bailey. Miałem szczęście, że pojechałem do Niemiec i trafiłem na jego koncert z Tonym Oxleyem. Tony Oxley to perkusista, który później był – o dziwo – znany z tego, że grał z Tomaszem Stańką, ale też grał na płycie, którą uważałem za najważniejszą płytę jazzu europejskiego – Extrapolation Johna McLaughlina. I Oxley z Baileyem w okolicach 70. roku zaczęli eksperymentować z wolną improwizacją, zupełnie nie używając ani skal jazzowych, ani nie kierując się swingiem bądź innymi pojęciami, które wywodziły się z amerykańskiego jazzu. I ten eksperyment przyniósł wiele ciekawej muzyki, niosącej nadzieję na coś nowego. W połowie lat 70. dołączyli do nich muzycy z RPA, którzy wnieśli element free jazzu, co zresztą nie dało najlepszych owoców. W Polsce ten nurt może kontynuował Misiek poprzez swój teatr dźwięku, ale ogólnie rzecz biorąc, ten nurt zaginął. (…)

Pytałeś, kto stworzył yass. W Gdańsku była to najpierw grupa Miłość. Ale równolegle w Bydgoszczy istniała grupa Henryk Brodaty, z bardziej rockowymi korzeniami. Powstała grupa Trytony i klub Trytony w Bydgoszczy, a potem Mózg. W Gdańsku, prócz jednego koncertu – Modlitwa o Pokój w osiemdziesiątym dziewiątym roku, który zagraliśmy w Żaku – nie mieliśmy swojego miejsca do grania. Mieliśmy próby w Żaku, ale głównie po garażach. I takim miejsce spotkania stał się Mózg i Bydgoszcz; tam było i studio, i miejsce koncertów. Sławek Janicki i Jacek Majewski odwalili ogromną pracę.

Kiedy wróciłem z zagranicy, założyłem swoją grupę w Bydgoszczy. Złożoną z takich szczególnych muzyków, jak Tomek Gwinciński – kompozytor, intelektualista, gitarzysta. Ja go wziąłem na perkusję, żeby móc z nim prowadzić na scenie dialog, żeby nie mieć perkusisty-metronomu. I zaczęliśmy tworzyć.

A kiedy wracałem z zagranicy, napisałem tysiąc razy na karteczce w pociągu – bo już miałem dosyć tego grania angielskiego, smutnego, niemieckiego, mocnego; napisałem tysiąc razy: czy awangarda musi być smutna? I w tej grupie ten problem rozwiązywałem…

Że nie musi.

Nie musi. Ta muzyka była lekka, wesoła, aczkolwiek wyrafinowana – czasami brzmieniowo, czasami kompozycyjnie. Wtedy odkryłem dla siebie partytury graficzne, intuicyjne, ponieważ nie wszyscy w zespole czytali nuty. Stałem tyłem, niektórzy mnie oskarżali o arogancję wobec publiczności. Nikt nie ma pretensji do Maksymiuka, że stoi tyłem, ale do mnie mieli. Oczywiście nie jestem Maksymiukiem, ale penetrowałem inne zjawisko: improwizowane kierowanie zespołem w muzyce. Używam określenia live conducting – dyrygowanie na żywo. To nie była przygotowana dyrygentura ani gotowa partytura.

Jak trafiłeś do Radia WNET? Dlaczego chcesz w Radiu WNET prowadzić audycje?

W sensie bezpośrednim i fizycznym trafiłem dzięki Milo Kurtisowi. Najpierw mnie zaprosił do grania, a potem zaprosił mnie do audycji. Uważnie obserwowałem, co tu się dzieje. Radio jako medium, jako nośnik inspiruje mnie od lat. Nie mam telewizora, a radia słucham. I to niejednej stacji. Nie mogłem patrzeć na zmiany w radiach państwowych. Trafiłem tutaj i zobaczyłem, że w tym radiu nie podlegam żadnym presjom. Zauważyłem nieraz, będąc w innych rozgłośniach, że byłem zniewolony. Tutaj nie ma tego całego kokonu, pewnego kierunku, konieczności, presji… Czułem się wolny i mogłem stworzyć coś zupełnie od początku. Zobaczyłem, że sam będę kreował sytuację i jeśli nie mam pomysłu, to nie mam po co tu przychodzić.

Co jest dla Ciebie ważne poza muzyką?

Dziesięć lat temu założyłem rodzinę i dlatego jestem w Polsce. Zapewne nie mieszkałby w Polsce, gdyby nie rodzina, gdyby nie żona i piątka dzieci. Chciałem, żeby dzieci poznały inne języki, ale chcę porozumiewać się z nimi kodem, który funkcjonuje tutaj, w Polsce, i językiem polskim.

Czy przeszedłeś przez granicę między niewiarą a wiarą?

To jest sytuacja dynamiczna. Zmierzam jakby do momentu swojego chrztu. Byłem ochrzczony jako dziecko. I nie przeżyłem kryzysu wiary, tylko byłem kompletnie poza. Nie byłem nawet letni – byłem zimny przez ćwierć wieku, a może i dłużej. I myślę, że proces nawrócenia jest trochę jak proces twórczy. (…)

Ale powiedziałeś: zmierzam, czyli zadaję pytania.

Cały czas. Każdego dnia. Wstajesz, robisz jutrznię i zadajesz pełno pytań. Psalmy to nie jest opowieść jedna i konkretna. To jest opowieść katechetyczna. To niepopularne słowo, ale opowieść egzystencjalna o tym, jak nasze życie jest dynamiczne. Okazuje się, że psalmy naprawdę zawsze mówią o nas. (…) Staram się stanąć w prawdzie przed sobą i przed Bogiem. (…)

Kiedy się mówi prawdę, nie zawsze jest wesoło. Niektórzy twierdzą, że ludzie z pewnych grup siedzą na liturgii i są tacy poważni. I nie ma śmiechu ani krzyku. Bo jak poznajesz prawdę o sobie, to jesteś poważny. Bo twoje życie to jest poważna sprawa. Ale kiedy ta prawda staje się dzięki Chrystusowi odmieniona, to stajesz się radosny. Naprawdę.

Ciąg dalszy w audycjach – kiedy?

Zapraszam we wtorki o godzinie 21.00, „Mazzoll Arhythmic Radio” na falach Radia WNET. Pierwsza audycja 13 listopada.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jerzym Mazzollem, pt. „Nie jestem hipersmętnym gościem”, znajduje się na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jerzym Mazzollem, pt. „Nie jestem hipersmętnym gościem”, na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Blues jest korzeniem całej współczesnej muzyki rozrywkowej, mówi Zbyszek Jędrzejczyk, od stycznia 2010 roku w Radiu WNET

„That’s All Right, Mama” jest kompozycją bluesową czarnego bluesmana, Arthura Crudupa z Delty. Presley zresztą nie ukrywał, kto jest autorem. Ale on to przyspieszył 21 razy i powstał rock and roll.

Antoni Opaliński
Zbyszek Jędrzejczyk

Jak byśmy dzisiaj zdefiniowali ten czarny, korzenny blues, od którego wszystko się zaczęło?

Willie Dixon powiedział, że blues jest korzeniem całej współczesnej muzyki rozrywkowej, a ona z kolei jest tylko jego owocem. I to prawda. Rock and roll, który się narodził później, w latach sześćdziesiątych – Chuck Berry, Jerry Lee Lewis czy Little Richard – to były czyste bluesy dwunastotaktowe oparte na trzech akordach, tylko dziesięć razy przyspieszone.

Presley zrobił duży szum w tej sprawie, kiedy nagrał swój pierwszy blues „That’s All Right, Mama”. Wszyscy mówią: powstał rock and roll! Guzik prawda. „That’s All Right, Mama” jest kompozycją bluesową czarnego bluesmana, Arthura Crudupa z Delty. Presley zresztą nie ukrywał, kto jest autorem. Ale on to przyspieszył 21 razy i powstał rock and roll. To jest czysty blues. (…)

W pewnym momencie pojechałeś do Ameryki…

Pierwszy raz byłem tam w siedemdziesiątym roku na wakacjach. Miałem wtedy 17 lat. Poznałem tam wiele rzeczy, byłem na koncertach… Przywiozłem wtedy sześćdziesiąt płyt, co spowodowało, że pół Warszawy było u mnie w domu co drugi dzień. A był rok siedemdziesiąty, więc słabo było z tymi sprawami. Matka dostawała szału.

Potem pojechałem do Stanów w osiemdziesiątym pierwszym, miałem zamiar przeczekać sytuację w Polsce. Trochę mi zeszło, bo zostałem dwadzieścia siedem lat. Założyłem rodzinę, utrzymywałem ją, więc trzeba było pracować. Ale popołudniami i wieczorami zajmowałem się z przyjaciółmi bluesem – najpierw w Nowym Jorku; z Leszkiem Chalimoniukiem i innymi, którzy są znani w Polsce z rozmaitych formacji. Tam było wtedy wielu znakomitych polskich muzyków. Dokooptowywaliśmy sobie amerykańskich muzyków i robiliśmy fajne wieczory, koncerty.

Potem przeniosłem się na Dziki Zachód, mieszkałem dosyć długo w Utah. I tam już zająłem się bluesem na poważnie. Pracowałem w niekomercyjnej, lokalnej stacji radiowej KRCL 90.9 FM w Salt Lake City, utrzymywanej tylko z datków słuchaczy. Polegało to na tym, że przychodził autor, prowadził audycję przez dwie godziny, potem następny i kolejni. Od szóstej do ósmej można było słuchać reggae, od ósmej do dziesiątej jazzu, od dziesiątej do dwunastej bluesa itd. Przez wiele lat robiłem tam autorską audycję bluesową. Byłem związany z lokalnym środowiskiem bluesowym muzyków, promotorów, właścicieli klubów. I robiliśmy kapitalne koncerty. Był taki klub Zephyr, gdzie przyjeżdżali pierwszoligowi artyści z Chicago, z Kalifornii… Oni przyjeżdżali na narty, a myśmy ich od razu brali do klubu. Latem robiliśmy duży, czterodniowy festiwal, na którym bywały największe gwiazdy z Chicago. W lokalnym klubie prowadziłem czwartek bluesowy. Zapraszałem lokalnych muzyków na takie „dżemowe” granie.

To było środowisko amerykańskie, nie polonijne?

Nie. Salt Lake City to czysta Ameryka. Oczywiście Polacy są wszędzie, jak wiemy. Przychodziło tam zwykle kilku Polaków – byłem ja, to przychodzili. Ale to było hermetyczne, amerykańskie środowisko. Zresztą Amerykanie śmiali się, że przyjechał jeden z Polski i przez piętnaście lat – bo tyle prowadziłem tę audycję – uczy Amerykanów ich własnej muzyki. Co akurat było zgodne z prawdą. Ta audycja trwała tyle, bo cieszyła się uznaniem i słuchaczy, i właścicieli stacji. I było fajnie. Zawsze połowa audycji wypadała o północy. Wtedy puszczałem dwa, trzy numery z Polski. Polskiego bluesa. (…)

Wróciłeś do Polski. Rozumiem, że socjal jest w Polsce lepszy, ale co dalej?

Jeszcze w Stanach nawiązałem kontakt z redaktorem naczelnym „Twojego Bluesa”. Kiedy wróciłem, zameldowałem mu, że jestem i oddaję się w dobre ręce. Najpierw jako współpracownik, a od lat jestem już pełnoprawnym członkiem redakcji i nie tylko piszę, ale publikuję fotografie. Do tego zacząłem sam robić koncerty, imprezy bluesowe w Warszawie. Do dziś prowadzę np. raz w miesiącu w Centrum Promocji Kultury na Pradze cykl „Praski blues”. Duża impreza bluesowa. Z zespołem, potem jam session itd. I ponieważ jestem właściwie na wszystkich festiwalach bluesowych w Polsce, to dużo fotografuję i zbudowałem wystawę, o której mówiłem. Wisiała na wielu zacnych, prestiżowych festiwalach bluesowych w Polsce. Tak trzytorowo to idzie.

Do Radia WNET wstąpiłem… który to był? Dwa tysiące dziesiąty. To był sam początek. Istniało może od roku.

Jesteśmy w momencie przełomowym dla radia, pewnie się wiele będzie zmieniać. Dobrze byłoby zachować trochę z jego pierwotnego charakteru. Jakie były te początki?

Wydaje mi się, że „Crossroads” to jest jedna z najstarszych, jeśli nie najstarsza nasza audycja. Najpierw była w czwartki, potem się przeniosła na środę i tak trwa.

Na początku było bardzo wesoło. Pamiętam czasy hotelu Europejskiego. W Europejskim w wynajętym jednym z pokojów było studio, bardzo prymitywne. Wszystko pospinane na gumki. Rozmaite rzeczy zapisywane na kartkach przyczepianych pineskami do ściany. Ale było dużo emocji i dużo pasji i stwierdziłem, że trzeba to kontynuować. A w Warszawie, ani w ogóle chyba w Polsce nie było audycji bluesowych, może jedna czy dwie. Pomyślałem sobie, że to się sprawdzi i że warto. Mam nadzieję, że warto, skoro trwamy do tej pory i ludziom się podoba. Jak się ludziom podoba, to już jest dobrze. (…)

Co będzie w najbliższej audycji?

Oj, tego nikt nie wie. Nawet ja. Nie robię szczegółowego scenariusza audycji. Piszę tylko kilka punktów – pięć, sześć. I żywe radio. Mam ze sobą wiele płyt i jak na przykład ktoś coś napisze, to nawiązuję: „O, akurat mam do tego płytkę”. Myślę, że to jest lepsze niż ścisłe trzymanie się rozpiski.

I tak się, Proszę Państwa, robi prawdziwe radio. Zbigniew Jędrzejczyk i „Crossroads” w każdą środę o 21.00 w Radiu WNET.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego ze Zbyszkiem Jędrzejczykiem, pt. „Blues jest korzeniem całej współczesnej muzyki rozrywkowej”, znajduje się na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Antoniego Opalińskiego ze Zbyszkiem Jędrzejczykiem, pt. „Blues jest korzeniem całej współczesnej muzyki rozrywkowej” na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Manifest programowy Radia WNET. Czego będziemy słuchać 24 godziny na dobę od 12:11 12.11? / „Kurier WNET” nr 53/2018

Mamy zamiar pozyskać tych wszystkich słuchaczy, którym znudziło się radio przewidywalne, skierowane do ściśle określonej grupy docelowej. Stworzymy radio, z którym ludzie będą się identyfikować.

Radio WNET – zawsze na żywo!

„Naród jest bowiem wielką wspólnotą ludzi, których łączą różne spoiwa, a nade wszystko kultura. Naród istnieje z kultury i dla kultury” – te słowa, wygłoszone przez św. Jana Pawła II w UNESCO, są myślą przewodnią Radia WNET. Parafrazując: Radio jest wspólnotą słuchaczy, których łączą różne spoiwa, a najważniejszym jest kultura.

Te różne spoiwa radia to jego różnorodność ufundowana na wspólnej podstawie tradycji, historii, świata wartości, które wychodzą ku nowoczesności, przywdziewają jej szaty, mówią jej językiem i ogarniają współczesną formą. Spoiwa takie, jak słowo i muzyka, historia i teraźniejszość, klasyka i awangarda przenikają się, występują jednocześnie, zaskakują. Taki efekt można osiągnąć tylko opierając koncepcję radia na audycjach autorskich i nowoczesnej technologii, dającej możliwość szybkiego przenoszenia się w przestrzeni, tworzenia wielu studiów umożliwiających szybkie poruszanie wyobraźni słuchacza.

Uważamy, że radio to autorsko-przestrzenna gra, w której ciągłości programu towarzyszy stały element zaskoczenia. Budując wspólnotę słuchaczy, trzeba dać im jak najwięcej spoiw ją budujących w jednym czasie, nie tworząc kakofonii.

Radio WNET nie będzie radiem poszukującym słuchacza; chcemy być radiem odnalezionym przez słuchacza, ale nie zamierzamy się chować. Przeciwnie – budujemy radio obecne na ulicy, o które ludzie będą się potykać. Radio otwarte, w którym potencjalnie każdy może wystąpić, do studia którego drzwi nie muszą być otwarte, bo tych drzwi po prostu nie ma. Radio obecne, radio dynamiczne, radio zaskakujące, radio autorskie, budujące w słuchaczu uczucie radości i siły, wyzwalające energię do wspólnego działania, ale też radio informacyjne, nie stroniące od trudnych tematów, głębokiej dyskusji, wiary, najważniejszych problemów świata.

Słowem: proponujemy program uniwersalny. Zamierzamy udowodnić, że jest wiele osób, które oczekują nie „jakiegoś” radia, a „swojego” radia, które jest autentyczne, podmiotowe, ludzkie w geniuszu, błędach i niezdarności; w którym można się pomylić, ale nie można kłamać,

które stara się ogarnąć człowieka w jego całości: marzeniach, lękach, rozterkach, pytaniach, radościach; które nie ucieka i dla którego żaden ze światów – czy to polityki, czy rozrywki, disco polo czy muzyki ludowej – nie jest domem, bo domem i treścią jest to wszystko, co nas otacza.

Takie radio będziemy budować i taki poziom zamierzamy osiągnąć po trzech latach działalności. Aby zagrać, trzeba mieć instrument, trzeba go zbudować.

Radio WNET ma doświadczenie redakcyjne, logistyczne i w stosowaniu nowatorskich rozwiązań technologicznych. Nasza dziewięcioletnia działalność:

W swojej historii NADAWANIA W INTERNECIE I NA FALACH Radia Warszawa i Radia Nadzieja, Radio WNET przejechało dziesiątki tysięcy kilometrów, nadając setki godzin audycji z kilkuset miejsc w Polsce i w Europie. Na żywo nadawaliśmy dla słuchaczy w Warszawie i Łomży „Poranki WNET” z placu Świętego Piotra, z ulic Rzymu, z placu św. Łucji w Wenecji, z Sarajewa, Budapesztu, z Dublina, z dachu Pałacu Biskupów w Pradze, z Berlina, Kijowa, Wilna, Lwowa, Stanisławowa, Krzemieńca, Bukaresztu, Bratysławy, Zagrzebia – i oczywiście wielokrotnie przejechaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz. Upoważnia to nas do twierdzenia, że jesteśmy gotowi do utworzenia takiego radia, jakiego w Polsce jeszcze nie ma. Taka działalność pozwala naszym słuchaczom poczuć się częścią wielkiej, różnorodnej wspólnoty Polaków.

Radio WNET będzie radiem uniwersalnym, autorskim, oferującym 40-procentowy udział słowa oraz bardzo różnorodną muzykę – od klasycznej, yassu, bluesa, muzyki etnicznej, pop i rockowej, aż po muzykę eksperymentalną.

Mamy zamiar pozyskać tych wszystkich słuchaczy, którym znudziło się radio przewidywalne (sformatowane), skierowane do ściśle określonej grupy docelowej. Nowoczesny sposób planowania grupy docelowej abstrahuje od wieku słuchacza, a określa jego portret psychologiczny. Stworzymy radio dla ludzi ciekawych świata, poszukujących informacji, takich, dla których radio nie jest stacją towarzyszącą, a medium, z którym się identyfikują.

Tworząc „Poranek WNET”, słuchany w latach 2010-2017 na falach Radia Warszawa i Radia Nadzieja, udowodniliśmy, że dysponując skromnym środkami, potrafimy nadawać audycje z każdego miejsca na świecie, w którym dostępny jest Internet. W środowisku naszych młodych informatyków i realizatorów powstały innowacyjne technologie nadawcze, minimalizujące ilość potrzebnego sprzętu, a co za tym idzie – liczbę osób potrzebnych do ustawienia mobilnego studia radiowego działającego niezawodnie i pozwalającego na nadanie pełnowymiarowej audycji radiowej (z muzyką, gośćmi i oprawą dźwiękową).

W roku 2016 dziennikarze Radia WNET przemierzyli trasę z Jastarni na Jasną Górę, codziennie nadając 113-minutową audycję. Niekiedy postój i konieczność poprowadzenia audycji wypadały w zagubionych w puszczy wsiach. Podczas jednego z takich postojów dotarła do nas informacja o zamachu terrorystycznym w Nicei. Dzięki sieci korespondentów i przyjaciół naszego radia udowodniliśmy sobie, że niezależnie od tego, gdzie znajduje się redakcja, umiemy zrobić program informacyjny, którego jakość nie zależy od miejsca nadawania.

Jesteśmy w stanie stworzyć radio oparte na sieci studiów rozmieszczonych w dowolnych miejscach i zbudujemy światową sieć studiów (na początku małych studiów mobilnych) Radia WNET, opartych na różnorodnych środowiskach polskich na pięciu kontynentach: Polonii, polskich misjonarzach, instytucjach kultury, naukowcach etc.

To jest jeden z najważniejszych pomysłów, który zrodził się w Radiu WNET. Wypróbowane przez nasz zespół możliwości technologiczne pozwalają na tworzenie małych, niskobudżetowych studiów, które mogą emitować program z dowolnego miejsca. To jest koncepcja radia ulicznego, nadającego z miejsc publicznych: kawiarni, kwiaciarni, czy po prostu z ulicy.

Naszą misją jest integracja Polaków żyjących na całym świecie. Rozgłośnie polskie działają zarówno na Wschodzie (Wilno), jak i w Austrii, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych czy Australii. Z niektórymi ośrodkami mamy bezpośredni kontakt i nawiązaną współpracę.

W naszej koncepcji nie chodzi tylko o współdziałanie, a o wspólne tworzenie radia. Taką możliwość da polskim rozgłośniom na świecie Radio WNET, proponując codzienną współpracę, która nie zakłóci ich normalnego i naturalnego działania, ale rozszerzy audytorium, a co za tym idzie – potencjalne źródła przychodu.

Wierzymy, że dzięki temu Radio WNET będzie opiniotwórczym źródłem unikalnych informacji.

Tworząc sieć zagranicznych studiów, nie zrezygnujemy z lokalności. Jeśli chcemy połączyć Polaków, którzy żyją na różnych kontynentach, musimy też potrafić opowiedzieć w radiu o ludziach i zdarzeniach z najbliższego sąsiedztwa. Temu będą poświęcone audycje nadawane z różnych miejsc w Polsce, tak jak robimy to od dziewięciu lat. Oczywiście nie zrezygnujemy też z lokalności w rozumieniu koncesji i będziemy opowiadać o tym, co dzieje się w zasięgu naszych nadajników w Warszawie i Krakowie. Będziemy „radiem dwóch stolic”.

Niezależnie od miejsca nadawania, w centrum zainteresowania będzie człowiek. Radio WNET ma być i już jest obecne w przestrzeni publicznej zarówno tam, gdzie coś się dzieje, jak też w miejscach, gdzie obecność radia staje się wydarzeniem samym w sobie.

Radio ma łączyć ludzi, przybliżać ich sobie wzajemnie, zachęcać do kontaktu, przenosić pozytywne emocje, informować, ostrzegać – to wszystko są zadania, które sobie stawiamy. Współczesny świat inspiruje nas do przekraczania granic, a my, rozszerzając formułę tradycyjnej rozgłośni radiowej, chcemy dać jak największej grupie Polaków poczucie wspólnoty. Codziennie możemy być razem.

Rodzaje audycji – ich zakres tematyczny i sposoby realizacji

Cechą wyróżniającą Radia WNET będzie mobilność – nadawanie programów z różnych miejsc zarówno w kraju, jak i za granicą oraz autorski charakter audycji. Przewidujemy następujące rodzaje audycji: publicystyczne, wspólnototwórcze, informacyjne, edukacyjne, o tematyce religijnej, rozrywkowe, sportowe oraz audycje literackie i formy udramatyzowane, a także te przeznaczone dla dzieci i młodzieży.

Audycje publicystyczne

Sercem tego rodzaju audycji są: „Poranek WNET”, „Trzecia Godzina Poranka” i „Popołudnie WNET”, które stanowią w sumie ok. 6 godzin programu dziennie od poniedziałku do piątku. Ich treść to w większości publicystyka społeczno-polityczna dotycząca Polski i świata, uzupełniona o tematy gospodarcze, kulturalne czy sportowe. Audycje są realizowane na żywo, w sposób dynamiczny, z wykorzystaniem takich form radiowych jak wywiady, komentarze, dyskusje, korespondencje z kraju i z zagranicy oraz przygotowane wcześniej krótkie relacje dźwiękowe. Audycje te często są nadawane spoza siedziby rozgłośni, z wykorzystaniem mobilnego studia, które umożliwia realizację audycji praktycznie z każdego miejsca. W każdej godzinie znajdzie się miejsce na 2–4 utwory słowno-muzyczne, związane z tematyką audycji.

Dużą dawkę publicystyki społeczno-politycznej słuchacze Radia WNET znajdą również w licznych audycjach autorskich traktujących o kulturze, historii, geopolityce i społeczeństwie, w których usłyszą ciekawe wywiady i dyskusje. Dobrym przykładem mogą być audycje:

República Latina

„República Latina” jest cykliczną audycją nadawaną na antenie Radia WNET od stycznia 2011 roku. Ma na celu przybliżenie słuchaczom bieżących wydarzeń z terenów Ameryki Łacińskiej i Półwyspu Iberyjskiego oraz zapoznawanie ich z kulturą i historią tych obszarów. Promujemy również osoby pochodzenia latynoamerykańskiego oraz iberyjskiego, które w Polsce zajmują się szerokim spektrum spraw: od kultury sensu stricto (np. muzycy, artyści malarze) do kuchni (np. właściciele restauracji etnicznych latynoamerykańskich). Naszych audycji, nadawanych w języku polskim, a niekiedy równocześnie hiszpańskim lub portugalskim, można słuchać w każdy poniedziałek o godz. 21:00.

„Radio Solidarność”

Audycje „Radia Solidarność” to klasyczna publicystyka. Były dotąd emitowane w czwartki od 20:00 do 21:00 i zebrało się ich do chwili obecnej ponad 250. Mają formę wywiadów albo rozmów kilkorga zaproszonych gości na tematy dotyczące polityki, gospodarki, problemów społecznych, świata akademickiego, kultury. W rozmowach obowiązuje żelazna zasada: nienapastliwej formy pytań i życzliwości wobec zaproszonych osób.

Korzystając z gościny Radia WNET, środowisko – które w stanie wojennym, aż do Okrągłego Stołu, tworzyło podziemne Radio Solidarność (m.in. Andrzej Gelberg) – zdecydowało się ponad 5 lat temu radio to reaktywować. Oczywiście już nie „włamując się” na fonię programów telewizyjnych, ale jako radio internetowe i w odróżnieniu od swojego poprzednika, całkowicie legalne. Przyczyną decyzji był fakt, że w tamtym okresie dominacja mediów lewicowych i neoliberalnych, zarówno elektronicznych, jak i prasowych, była miażdżąca, a przedstawiany przez owe media świat daleko odstawał od rzeczywistości.

„Smaki i niesmaki” Magazyn Kulturalny Radia WNET

Jest to 55-minutowa audycja słowno-muzyczna, poświęcona zagadnieniom szeroko pojętej kultury. Prowadzi ją jej twórca – pisarz i publicysta Wojciech Piotr Kwiatek. Nadawana jest obecnie w poniedziałki o godz. 18:00. Poruszane są w niej zarówno sprawy z bieżącego życia kulturalnego, jak i tematy ogólniejsze, starające się uchwycić tendencje obserwowane w dłuższym okresie czasu.

Zakres omawianej tematyki jest bardzo różny: od analizy pojedynczych wydarzeń, ich wielostronnego oglądu po tematy przekrojowe (np. kino polskie w II RP – cykl trzech „Magazynów”). Do programu bywają zapraszani goście – twórcy, krytycy, duchowni, publicyści. W przeszłości prowadzących było dwóch. Autor rozważa powrót do tej formuły. Bliższa realizacji jest idea częstszego niż obecnie zapraszania gości, co zdecydowanie wzbogaca audycję intelektualnie i czyni ją atrakcyjniejszą. Magazyn ma formę żywego dyskursu, nie wolnego od ostrzejszych sformułowań w odniesieniu do zjawisk budzących niepokój. Z okazji ważnych rocznic, świąt lub innych wydarzeń nadawane są audycje specjalne, monotematyczne (Zaduszki, Wielkanoc, święta narodowe itp.).

Oprawę muzyczną wybiera prowadzący, kierując się jedną, podstawową zasadą: żadnych „hitów”. Mamy więc muzykę jazzową, poezję śpiewaną, „alternatywę”, klasykę etc. Zwykle w 55-minutowej audycji zajmuje ona 12–15 minut.

Tematy społeczno-polityczne będą zajmować dużo miejsca w audycjach prowadzonych z naszych studiów zagranicznych, które mają ogromną wartość wspólnototwórczą, o czym piszemy poniżej. Studia zagraniczne mają być jednym z atutów i specyficznych cech Radia WNET – planujemy stworzenie sieci takich studiów zarówno w kraju, jak i za granicą. Studia zagraniczne powstaną w oparciu o wspólnoty polskie mieszkające poza granicami naszej ojczyzny.

Audycja zewnętrzna produkowana dla Radia WNET, na przykładzie audycji „Studio Dublin”

Od października 2010 roku na antenie Radia WNET ukazywał się program „Irlandzka Polska Tygodniówka”, który zmienił się w październiku 2017 roku z półtoragodzinnego bloku w dwugodzinny program publicystyczno-informacyjno-muzyczny o charakterze wspólnototwórczym. Są to wieści ze Szmaragdowej Wyspy, nie tylko o Polakach i dla Polaków, którzy mieszkają i pracują w Republice Irlandii. W „Studiu Dublin” prezentowane są m.in. wywiady, rozmowy o „polskich drogach” z Polakami, których losy rzuciły na Wyspę, przeglądy prasy, zapowiedzi wydarzeń i zestaw aktualnych informacji.

Audycję otwiera blok informacji z Irlandii, podzielony na trzy części:

  • informacje dotyczące życia politycznego i społeczno-kulturalnego (m.in. decyzje irlandzkiego rządu i parlamentu, nowe przepisy prawne i socjalne),
  • informacje polonijne, w tym blok rozmów z wybitnymi Polakami z Irlandii (działacze społeczni, luminarze kultury, muzycy),
  • zapowiedzi kulturalne i recenzje oraz przegląd prasy polskiej ukazującej się w Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Mocną stroną programu są korespondencje współpracowników programu, z różnych zakątków Irlandii: Magdalena Graszk (Kerry, przeglądy prasy irlandzkiej), Kamila Turzyńska (Limerick), Piotr Słotwiński (Cork), Bogdan Feręc (Galway, właściciel najpoczytniejszego portalu Polonijnego w Irlandii Polska-IE), Alex Sławiński (Londyn i Belfast).

„Studio Dublin” ma także walory edukacyjne i zwraca uwagę na potrzebę wychowywania polskich dzieci w duchu polskości oraz żywiołu polskiego języka i kultury. Regularnymi gośćmi programu są prezeski Polskiej Macierzy Szkolnej, panie Marta Szutkowska-Kiszkiel (prezes) i Agnieszka Grochola (wiceprezes, szefowa jednej z największych szkół polonijnych w Irlandii w Galway). Podobnie ma się rzecz z dr. Jarosławem Płacheckim, rektorem wydziałów zamiejscowych przy Dublin City University Uniwersytetu Staropolskiego w Kielcach (pedagogika i ekonomia). Co dwa, trzy tygodnie autor programu przybliża słuchaczom polskie szkoły społeczne z całej Irlandii.

Całość uzupełnia muzyka autorstwa twórców irlandzkich oraz debiuty grup polskich, które powstały w Irlandii, tam koncertują i publikują swoje nagrania. W programie pojawiają się także luminarze polskiej myśli emigracyjnej, politycy oraz działacze społeczni (m.in. z Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Dublinie, Irish Polish Society, czy Come2Gether z Galway), którym leży na sercu los Rodaków poza Macierzą.

Studia zewnętrzne są jednym z przykładów audycji wspólnototwórczych.

Audycje wspólnototwórcze

Są one istotną częścią słownego i słowno-muzycznego przekazu Radia WNET. W audycjach tego typu odwołujemy się bezpośrednio do tradycji i historii Polski, do wartości oraz opowiadamy o przykładach działania i aktywności ludzi zrzeszonych w rozmaitych fundacjach, stowarzyszeniach, ruchach, jak i niezrzeszonych, inicjujących działania dla dobra wspólnego. Warstwa wspólnototwórcza będzie obecna w „Poranku WNET”, w popołudniowej audycji publicystycznej i w niektórych programach autorskich słownych i muzycznych. Przeważnie będą to rozmowy okolicznościowe, dotyczące konkretnego faktu historycznego związanego z datą nadawanej audycji, z rocznicą istotną dla polskiej tradycji czy znaczącym wydarzeniem religijnym.

Bardzo ważnym elementem budowania wspólnoty jest zaangażowanie radia w rozmaite akcje oraz samodzielne ich inicjowanie. Myślimy o wspieraniu inicjatyw mających wymiar społeczny, takich jak nagłaśnianie ważnych problemów, pomoc potrzebującym czy wsparcie jakiejś idei, np. budowy bolidu przez studentów politechniki albo organizacji wystawy malarskiej absolwentki ASP.

Radio WNET zainicjowało np. akcję „Uratuj rolnika – uratuj samego siebie”. Z tej inicjatywy powstał w 2012 roku Jarmark WNET, który nieprzerwanie działa do dzisiaj. Na jarmarku WNET można nie tylko kupić produkty bezpośrednio od rolnika, ale też bezpośrednio skontaktować się z dziennikarzami Radia WNET, dla których cotygodniowy Jarmark jest źródłem informacji, a słuchaczom daje możliwość uczestnictwa w życiu radia.

Innym przykładem wspólnotowego działania Radia WNET jest stworzenie Spółdzielczych Mediów WNET, w których udziały wykupiło około 600 słuchaczy. Dzięki tej inicjatywie powstała ponad pięć lat temu gazeta niecodzienna „Kurier WNET”, której 50 numer został wydany w sierpniu tego roku.

Wspólnym przedsięwzięciem Spółdzielczych Mediów WNET i słuchaczy była pielgrzymka do Libanu. Jesienią br. roku odbyła się kolejna wspólna podróż do Lwowa, Armenii i Gruzji.

Słuchacze, spółdzielcy i uczestnicy Jarmarku powołali do życia „Krąg Przyjaciół Radia WNET” wspierający działalność radia i jego starania o koncesję. W oparciu o Spółdzielcze Media WNET stworzyliśmy również Akademię WNET, na której od 2012 roku wykładają znakomici przedstawiciele intelektualnego życia Polski.

Oczywiście nasze własne inicjatywy wspólnototwórcze nie są najważniejsze. Radio WNET uczestniczyło i będzie włączało się w liczne akcje organizowane przez innych, np. Fundację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (patrz załącznik „Listy intencyjne”).

Charakter wspólnototwórczy mają wszystkie te audycje autorskie, które w warstwie słownej lub muzycznej odwołują się do tradycji i sięgają do źródeł. Elementy wspólnototwórcze zawierają także – w sposób bezpośredni – audycje nadawane ze studiów zagranicznych naszego radia. Opowiadają bowiem o wspólnocie polskiej w danym miejscu, dzięki czemu życie tej wspólnoty jest obecne wszędzie tam, gdzie radio dociera, co umożliwia nawiązanie kontaktu i współdziałanie ze słuchaczami.

Gawędy historyczne

Audycję prowadzi Krzysztof Jabłonka, historyk, gawędziarz, podróżnik, znawca Syberii, współpracownik Zamku Królewskiego. „Gawędy historyczne” są nadawane od pięciu lat w każdą środę o godzinie 17:00. Formę i tematykę audycji wskazuje tytuł. Ewoluowała ona od komentowania ważnych rocznic ku prezentacji całych zjawisk historycznych. Cotygodniowy cykl wrósł w tradycję Radia WNET i stał się gościem wielu polskich rodzin, również za granicą, służąc dzieciom polskim uczącym się w obcojęzycznych szkołach jako uzupełnienie wiedzy o historii Polski. Prezentuje znane i mniej znane postaci i miejsca związane z historią Polski.

W ostatnim roku gawędy były elementem programu „Wielkie Stulecie”, przygotowującym obchody niepodległości nie tylko Polski, ale i 18 narodów Europy, które wraz z nami odzyskały swoją państwowość. Każdą z gawęd ilustrowała muzyka odpowiednia do tematu; była to też okazja do zaprezentowania narodowego hymnu kraju, o którym mowa, i narodowego charakteru jego muzyki ludowej i patriotycznej. Ostatnio elementem programu stały się informacje o tym, co nowego dzieje się na Zamku Królewskim i jakie imprezy odbędą się tam w najbliższym czasie.

Autorskie audycje muzyczne

Siłą Radia WNET będzie publicystyka muzyczna emitowana w autorskich programach zarówno w paśmie przedpołudniowym, jak i wieczornym. Różne gatunki muzyczne będą prezentowane zarówno przez najlepszych specjalistów i doświadczonych radiowców, jak i młodych miłośników rozmaitych muzycznych trendów. W autorskich audycjach muzycznych muzyce będzie towarzyszyć poznawanie nie tylko wykonawców, ale obyczajów, historii czy muzycznych inspiracji. Dużą wagę przywiązujemy do muzyki polskiej: na liście przebojów Radia WNET będą notowane tylko polskie piosenki.

Przykłady audycji muzycznych Radia WNET:

Konfrontacje muzyczne

Audycja jest poświęcona klasycznej muzyce fortepianowej od baroku po współczesność oraz pianistyce jako sztuce wykonawczej, jej historii i tradycji na przestrzeni wieków. Jej autorem i prowadzącym jest pisarz i dziennikarz, doktor psychologii i inżynier Roman Zawadzki, który jest także wykładowcą Akademii WNET.

Początki „Konfrontacji muzycznych” sięgają 2014 roku – z krótką przerwą nadano wtedy ok. 60 audycji. Od dwóch lat trwa nieprzerwanie nowa edycja, pod tym samym szyldem dźwiękowym i z tym samym prowadzącym. Wyemitowano ponad 110 odcinków cyklu; przedstawiono ponad 500 utworów 280 kompozytorów, w nagraniach ponad 300 pianistów. W audycji prezentowane są utwory kompozytorów zarówno znanych, jak i tych pomijanych czy wręcz zapomnianych, ze wszystkich regionów świata (włącznie z tak egzotycznymi dla nas krajami, jak np. Filipiny czy Tajwan). Przedstawiani są też na nowo odkrywani kompozytorzy z różnych epok, obecnie wprowadzani do obiegu koncertowego i nagraniowego – jest to ogromna literatura muzyczna, w Polsce zaniedbana i praktycznie nieznana.

Swoje miejsce ma tu muzyka polska z XIX i XX wieku, również ta zapoznana i bardzo rzadko prezentowana w innych mediach czy na estradach. Wyszukiwana przez pasjonatów i młodych pianistów rodzimych i zagranicznych, okazuje się skutecznie konkurować z uznaną twórczością „kanoniczną”. W ciągu dwóch lat przedstawiono około 40 tego typu utworów autorstwa ponad 15 kompozytorów, w tym niedawne znaleziska z różnych archiwów rozsianych po całym świecie.

Roman Zawadzki popularyzuje wykonawców z najrozmaitszych krajów, zarówno tych najsłynniejszych, z kanonu wielkiej pianistyki światowej, jak i tych mniej znanych, choć nie mniej znakomitych. Omawia tradycje wielkich „linii pedagogicznych” (w tym polskiej), ich historię, znaczące postaci i ich najwybitniejsze osiągnięcia. Dlatego często prezentuje nagrania historyczne i archiwalne, nawet jeszcze z początku XX wieku (w dobrym stanie technicznym), w tym wykonania samych kompozytorów. W tych wątkach pojawiają się także dokonania pianistów polskich. Przedstawiane są też nowe talenty, które wchodzą na światowy rynek muzyczny (np. zwycięzcy konkursów, choć nie tylko).

Komentarze do muzyki obejmują historię dzieł, elementy biografii kompozytorów i wykonawców, ciekawostki i konteksty kulturowe tradycji muzycznej, włącznie z tymi negatywnymi, związanymi z kwestiami biznesowymi czy z nadmiernym panoszeniem się krytyków, recenzentów czy muzykologów, kreujących ad libitum gusty i kanony estetyczne i wykonawcze. Niekiedy przychodzi też korygować błędne dane o muzykach, zawarte w różnych źródłach, zwłaszcza internetowych.

Na początku był Chaos

Jest to autorska audycja legendarnego, od dziesięcioleci aktywnego w świecie muzycznym Milo Kurtisa (współtwórcy i twórcy: MAANAM, Drum Freaks, NAXOS Orchestra, MILO Ensemble; członka zespołów OSJAN, Grupa w Składzie i innych).

Milo Kurtis zaprasza do studia gości reprezentujących różne dziedziny kultury i sztuki, jak również polityków, dziennikarzy, naukowców, specjalistów różnych dziedzin, działaczy społecznych. Goście prezentują swoją ulubioną muzykę i dyskutują o niej. Tematami rozmów są również ideologie, kultury różnych narodów, korzenie muzyki polskiej i światowej.

Kurtis traktuje swoje audycje jako w pewnej mierze edukacyjne. Są one niedostępne w innych stacjach radiowych. Prowadzi je od 9 lat – od początku istnienia Radia WNET – z jedną przerwą na nagranie płyty.

60 minut o piosence francuskiej

Audycje przygotowuje Gabriel Garstka – tłumacz, radiowiec, nauczyciel francuskiego, pisarz ikon. Program ma za zadanie przypomnieć najlepsze utwory francuskie i ich twórców, którzy rozsławili piosenkę francuską na całym świecie. Każda audycja składa się z kilku utworów, przeplatanych komentarzem na żywo, oraz krótkiej noty biograficznej o ich wykonawcach lub autorach. Wiadomości o życiu i karierze piosenkarzy są staranie wybrane i ilustrują kontekst, w jakim powstały prezentowane utwory.

Piosenka francuska ma długą historię i warto poświęcić choćby jedną audycję wielkim klasykom lat 20 i 30 ubiegłego wieku. Niezapomniane utwory, które nucimy, nie wiedząc dlaczego… Kanon piosenek francuskich to ponad 50 utworów światowej sławy, których aranżacje (w tym polskie) są godne uwagi. Mamy w Polsce festiwal piosenki Jacques’a Brela, George’a Brassensa, a Edith Piaf cieszy się niezliczoną rzeszą naśladowców. Raz w miesiącu jedna audycja będzie poświęcona polskim wykonawcom francuskich piosenek.

Dlaczego klasyczna piosenka francuska ma tak szeroki odbiór? Jakie znane osobistości nadal kochają utwory Joe Dassina, Nany Mouskouri czy Marie Laforet? Dlaczego Demis Roussos śpiewał po francusku? Czy Fernandel i Bourvil śpiewali? Na te i inne pytania odpowiemy w audycji poświęconej wykonawcom, którzy nie będąc Francuzami, często śpiewali w języku francuskim.

Wśród możliwości, jakie otwierają się na antenie Radia WNET w ramach prezentacji piosenki francuskiej, znajduje się zorganizowanie konkursu na najlepszą piosenkę francuską zaśpiewaną w Polsce (w wersji oryginalnej). Obowiązkowo w audycjach Gabriela Garstki znajdzie się przegląd ostatnich nowości muzycznych z Francji. Goście zaproszeni do studia będą na żywo komentowali, jak odbierają klasyki, a jak najnowsze utwory.

Country i okolice

Audycja jest prezentowana w Radiu WNET co tydzień, od listopada 2017 roku. Jej autorem jest Jerzy Głuszyk, dziennikarz radiowy, producent i dyrektor artystyczny Międzynarodowych Festiwali Piknik Country i Folk w Mrągowie. „Country i okolice” prezentuje różnorodne barwy muzyki country, jej historyczne i aktualne oblicze. W programie pojawiają się premierowe nagrania światowych i polskich wykonawców, a także historyczne rejestracje studyjne „ojców” gatunku. Szeroka, magazynowa formuła audycji stwarza możliwość ukazania tego, co jest najciekawsze na styku różnych stylów muzycznych definiowanych pojęciem ‘americana’, czyli country, bluesa, swingu, bluegrassu i folku.

Audycje są żywe, interaktywne, z udziałem korespondentów (mamy ich nawet w Nashville) relacjonujących najciekawsze wydarzenia światowych scen country, ale przede wszystkim z udziałem słuchaczy, komunikujących się z prowadzącym telefonicznie, sms-owo i internetowo. Na antenie zaproszeni goście, reprezentujący różne dziedziny życia artystycznego, udzielają wywiadów, prowadzą rozmowy, a także występują, śpiewając i grając w studiu na żywo.

„Country i okolice” ma szansę integrować liczne środowisko fanów i artystów country w Polsce i stać się przez to audycją wyjątkową na polskim rynku mediów radiowych.

Audycja bluesowa „CROSSROADS”

Jest to najstarsza audycja muzyczna w Radiu WNET. Próbna emisja miała miejsce w czwartek, 28 stycznia 2010 roku. Jej autor, Zbyszek Jędrzejczyk, jest redaktorem muzycznych programów radiowych i jedynego w Polsce kwartalnika bluesowego „Twój Blues”, muzykiem, fotografem i podróżnikiem. Audycję radiową pod tytułem „Crossroads” prowadził w radiu KRCL 90.9 FM w Salt Lake City w USA. Po powrocie kilka lat temu do kraju, kontynuuje ją w Radiu WNET.

Założeniem autora jest nie tylko prezentowanie muzyki, ale dzielenie się ze słuchaczami również informacjami na temat jej historii, uwarunkowań społecznych, sylwetek twórców, największych mistrzów gatunku, wykonawców z Ameryki, z Polski, ale też i innych krajów. Do audycji zapraszani są muzycy, promotorzy i działacze bluesowi. Kilkakrotnie w studiu spontanicznie odbyły się minikoncerty. Autorowi marzy się przestronne studio, z którego można by transmitować większe koncerty na żywo. „Crossroads” jest emitowana w środy wieczorem i trwa godzinę. Autor zamierza rozszerzyć program o następną godzinę – pod wpływem głosów słuchaczy i rozległości tematyki. Planuje także granie bluesa z płyt winylowych. Audycja ma miłośników nie tylko w Polsce, ale również w Stanach, Kanadzie, Anglii, Szwecji, Republice Czeskiej i innych krajach.

Asystentką od początku, a od niedawna realizatorką audycji jest „sister in blues” Zbyszka Jędrzejczyka, Ania Zwierzyńska.

Lista Polskich Przebojów „PoliszCzart”

„PoliszCzart”, której autorem, obok Tomasza Wybranowskiego, jest dziennikarz muzyczny i radiowy Sławomir Orwat, to jedyne na świecie zestawienie zawierające wyłącznie polską muzykę, bez względu na prezentowane style muzyczne Lista jest mieszaniną stylów i gatunków piosenki (od autorskiej przez pop, synth pop, kończąc na rocku, nu metalu i innych). To jedyna audycja w polskiej radiofonii, w której debiutują polscy twórcy z zagranicy (USA, Kanada, Australia, Wielka Brytania, Irlandia, Niemcy czy Szwecja). Na „PoliszCzart” głosuje regularnie ponad sześć tysięcy osób.

Są to dwie i pół godziny (docelowo 3 godziny) dobrej muzyki oraz wywiadów. W pierwszej części prezentowane jest najnowsze comiesięczne wydanie listy „PoliszCzart”. Audycja jest nadawana w strumieniu Radia WNET od października 2015 roku, w każdy piątek od 19:30 do 22:00.

„PoliszCzart” to przepustka dla muzycznych debiutantów, aby szerzej zaistnieć w światku muzycznym i świadomości Słuchaczy. Tak było z utalentowaną nastoletnią Polką z Chicago, Karoliną Baran, londyńską grupą Gabinet Looster czy Joanną Lunarzewski, polską wokalistką z Australii. Program cementuje więzi między rodakami poza Ojczyzną i popularyzuje dokonania muzyczne artystów polonijnych, o których media publiczne i komercyjne w Polsce zapominają.

Audycje informacyjne

Audycje informacyjne to nie tylko klasyczne wiadomości radiowe. To również przeglądy prasy – dzienników, tygodników i portali internetowych zarówno krajowych, jak i zagranicznych. To także informacje i komentarze naszych korespondentów z różnych krajów świata. Stale z Radiem WNET współpracują m.in.: Piotr Witt i Zbigniew Stefanik – Francja, Jan Bogatko – Niemcy, Irena Lasota – USA, Hanna Shen – Tajwan. Tematy poruszane w audycjach informacyjnych to polityka krajowa i zagraniczna, gospodarka, życie społeczne, wiara, sport, kultura, pogoda.

Ważną częścią naszej polityki informacyjnej będą wiadomości kulturalne: zapowiedzi premier filmowych, teatralnych, koncertów, wystaw, ważnych spotkań i innych wydarzeń; rozmowy z ludźmi reprezentującymi środowiska kultury. Informacje kulturalne pojawią się w przedpołudniowym i popołudniowym bloku publicystycznym. Bedą też oczywiście obecne w programach poświęconych kulturze.

Podobnie zamierzamy przekazywać informacje z dziedziny nauki, osiągnięć w technologii i inne ważne społecznie informacje.

Audycje edukacyjne

Obejmują różne dziedziny wiedzy: od historii i muzyki klasycznej i ludowej, do nowoczesnej technologii czy współczesnych osiągnięć w naukach ścisłych (patrz załącznik „Listy intencyjne” dotyczący współpracy z Instytutem Wysokich Ciśnień). Wymiar edukacyjny w sposób naturalny jest także nieodłączny od programów publicystycznych czy wszelkich programów autorskich.

Na autorskie audycje publicystyczno-edukacyjne przeznaczamy znaczącą część pasma niedzielnego. Do klasycznych radiowych sposobów realizacji (wywiad, dyskusja) dodajemy gawędę, czyli autorską, swobodną opowieść. Do tego typu audycji zaliczyliśmy także całe sobotnie popołudniowo-wieczorne pasmo nazwane Wolną Anteną. Programy w nim nadawane poprowadzą młodzi ludzie, do 27 roku życia, uczący się sztuki radiowej. Pasmo to będzie powiązane z Akademią Radia WNET.

Audycje o tematyce religijnej

Audycje religijne będą powstawać we współpracy z rozmaitymi instytucjami związanymi z Kościołem katolickim. Planujemy też nietypowe formy audycji, takie jak np. pielgrzymka radiowa. Chcemy blisko współpracować z misjonarzami, wykorzystując ich wiedzę do tworzenia nowego typu dostępu do informacji ze świata. W realizacji audycji o tematyce religijnej przewidujemy głównie klasyczne formy radiowe.

Audycje poradnicze

Mogą się znaleźć w pasmach publicystycznych. Na razie przewidujemy jedną audycję poradniczą w piątkowe przedpołudnie. Będą w niej prezentowane porady z różnych dziedzin: ekonomia, motoryzacja, edukacja etc. Audycja będzie dotyczyć stylu i kultury życia, dietetyki, savoir vivre’u. Znajdą w niej zastosowanie głównie klasyczne sposoby komunikacji radiowej: wywiad, dyskusja, felieton itd.

Audycje rozrywkowe

Korzystając z faktu, że raz w tygodniu spotykamy się ze słuchaczami Radia WNET na Jarmarku, zorganizujemy tam godzinny koncert życzeń. Od godziny 9 do 10 będziemy zbierać dedykacje muzyczne. Od 11:00 do 12:00 nadamy koncert życzeń, a piosenki będą dedykowane głosami słuchaczy obecnych na Jarmarku.

Audycje literackie i formy udramatyzowane

Formy radiowe o tym charakterze będą pojawiać się w Radiu WNET okazjonalnie, w miarę naszych możliwości i zapotrzebowania ze strony słuchaczy. Chcemy realizować teatr radiowy zarówno nagrywany, jak i w konwencji na żywo. Nie zamykamy też możliwości czytania powieści w odcinkach. Obie te formy pojawiły się już na antenie Radia WNET: udramatyzowane historie Żołnierzy Wyklętych czy też powieść w odcinkach pt. „Kretowisko”, napisana specjalnie dla Radia WNET przez Wojciecha P. Kwiatka.

Audycje sportowe i tematy sportowe będą obecne w audycjach publicystycznych, przeważnie w formie wywiadów i komentarzy.

Chcemy wspomnieć o programie, który jest obecny na antenie Radia WNET od 2010 roku. Audycja „Radioaktywni” powstaje we współpracy z Fundacją Pomocy Osobom z Niepełnosprawnością „DOM”. Osoby niepełnosprawne intelektualnie komentują w niej różne zagadnienia społeczne, prezentując swój punkt widzenia.

Współpracujemy również z Fundacją Szansa dla Niewidomych, a osoby niewidome mają swoje autorskie audycje w obecnej i planowanej ramówce Radia WNET.

I jeszcze jedno: Na „Bajkę w Radiu WNET” też znajdzie się miejsce!

Manifest programowy Radia WNET na falach UKF, pt. „Radio WNET – zawsze na żywo!” znajduje się na s. 10–11 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Manifest programowy Radia WNET na falach UKF, pt. „Radio WNET – zawsze na żywo!” na s. 10–11 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chrześcijanin, patriota, poliglota, humanista, malarz: „klasyczny” legionista, porucznik Stanisław Leszczyc-Przywara

Doświadczenia wykazały, że gwarancją niepodległego bytu państwa mogą być tylko jego własne siły moralne i materialne. U fundamentów prawdziwie niepodległego państwa musi leżeć żelazny kapitał krwi.

Paweł Milla

Stanisław Leszczyc-Przywara niewątpliwie zasłużył na pamięć w postaci nazwy jakiejś ulicy czy nawet pomnika w Rydułtowach. Żył tam w czasach PRL-u, nie miał więc szans zostać honorowym obywatelem miasta, bo komunistom właściwie przeszkadzał swoim istnieniem. Nie dbał o pochwały czy zaszczyty, był wyjątkowo skromnym, ale serdecznym człowiekiem. Dla wielu młodych z kilku pokoleń Polaków był nauczycielem prawdziwego życia i wzorem patriotyzmu złączonego z całkowitym zawierzeniem Opatrzności Bożej.

Stanisław Leszczyc-Przywara przy sztaludze. Lata 60. XX w. Fot. archiwum prywatne autora

Nie zależało mu na żadnym kombatanckim lansowaniu się. Nie chciał nawet słyszeć o awansach dla zasłużonych, pozostał do końca życia porucznikiem czasu wojny.

(…) Był „klasycznym” legionistą, czyli „człowiekiem renesansu” – z wieloma talentami. Oprócz zdobytych wojennych doświadczeń w obu wojnach światowych, został po I w. św. absolwentem filologii polskiej i historii sztuki UJ. Znał biegle 7 języków obcych (francuski, niemiecki, greka, łacina, rosyjski, słowacki i węgierski), malował obrazy, kolekcjonował polonika, odręcznie pisał pięknym kaligraficznym stylem, był inicjatorem oraz organizatorem wielu wydarzeń patriotyczno-religijnych. Przez większość życia był przede wszystkim wychowawcą licznej młodzieży, choć w PRL-u nie dane mu było nauczać w szkołach. W komunistycznym systemie szkolnym ubecy zezwolili jedynie na lekcje rysunku w latach pięćdziesiątych. (…)

Był patriotycznie wychowanym Polakiem ze zubożałej szlachty herbu Leszczyc. Będąc gimnazjalistą w zaborze austriackim, uciekł z domu do oficjalnie stworzonego i wymarzonego pierwszego od stu lat polskiego wojska, do Legionów, by walczyć i wywalczyć wolność dla nieistniejącej wówczas Polski. Męczyliśmy go, by nam opowiadał o historii Polski, o swoich przeżyciach. Był dla nas autorytetem, ale chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, jakim wielkim jednocześnie był symbolem tego, co jest istotą polskości. Młodzieńcze lata przeżyliśmy, podobnie jak on, w zniewolonej przez sąsiadów Polsce.

Pytałem go, czy pod zaborem austriackim było podobnie, jak pod komunistycznym/sowieckim? Jaka była wówczas polska młodzież, czym różniła się od obecnej? itp. Odniosłem po tych porównaniach wrażenie, że po 70 latach młodzi Polacy są mniej honorowi i mniej wierzący Bogu, a to definiowało wg Wujka wszystko pozostałe.

To Wujek głównie ukształtował nasz patriotyzm i imponderabilia. Drugi obieg, a w nim historia polski, dopiero raczkował. My mieliśmy to szczęście, że Wujek odnośnie do historii Polski, a szczególnie w XX wieku, był po prostu niezależny od PRL-owskiego systemu, gdyż znał ją jak mało kto z autopsji.

Napisał kilka broszur, które były powielane na maszynie do pisania i uczestniczyły w takim ‘mini’ drugim obiegu. Poniżej końcowy fragment jego referatu „O odzyskaniu Niepodległości”:

„Na odzyskanie Niepodległości Polski złożyły się takie czynniki, jak:

  1. dojrzałość narodowa i wola walki zbrojnej,
  2. opatrznościowy Wódz Narodu i czyn zbrojny,
  3. klęska zaborców i chaos rewolucyjny, połączony z demoralizacją wojska,
  4. zdecydowana narodowa wola niepodległości.

Doświadczenia ostatnich czasów wykazały dobitnie, że gwarancją niepodległego bytu państwa mogą być tylko jego własne siły moralne i materialne. U fundamentów prawdziwie niepodległego państwa musi leżeć żelazny kapitał krwi. Tylko naród, który sam wywalczy sobie Niepodległość i gotów jest każdego dnia walczyć o nią, który nie opiera swej egzystencji na podpisach pod traktatami i na wierze w gwarancje obcych, godzien jest wolnego bytu. Genezą Państwa Polskiego zatem był nie traktat wersalski, który to wskrzeszone państwo tylko zatwierdził, lecz wola narodu i polski czyn zbrojny. Nie pomogłyby z pewnością niczyje podpisy i pieczęcie, gdyby nie »cud sierpniowy nad Wisłą« w 1920 roku i wola Opatrzności.

Rydułtowy, dnia 22. V 1980 roku”. (…)

Mieszkanie-muzeum por. Leszczyc-Przywary w Rydułtowach

W czasach PRL-u, gdy pamięć o czynach marszałka Piłsudskiego była wymazana, cenzurowana i skazana na zapomnienie, skromny porucznik z I w. św. oraz były profesor gimnazjalny w II RP był inicjatorem kombatanckich uroczystości na Wawelu w rocznice 11 Listopada. Za zgodą metropolity krakowskiego kardynała Wojtyły odbywały się w tym dniu na Wawelu msze święte oraz złożenie wieńca na sarkofagu Marszałka Piłsudskiego w Kaplicy Srebrnych Dzwonów. Symboliczny i wprost mistyczny stał się 11 listopada 1978 roku. Historyk profesor Wiesław Jan Wysocki, który znał Wujka, umieścił niecodzienne wspomnienie o tym w swojej książce Krypta Wawelska i Papieski Tron:

„W roku 1978 – 11 listopada w wawelskich kryptach w Kaplicy Srebrnych Dzwonów u trumny Pierwszego Marszałka zebrali się weterani legioniści; z oczywistych względów metropolity krakowskiego nie było z nimi, wszak dopiero co został biskupem Rzymu… I wtedy zebrani w krypcie doświadczyli swoistej mistyki dziejowej – oto przed nimi jest ten, którego inicjały tworzą inskrypcję JP I, a tam, na Watykanie – jest kontynuator-wizjoner o semantycznej inskrypcji JP II. Dla nich to nie było tylko romantyczne czy prometejskie uniesienie, ale realność… Czy to, co potem miało miejsce, nie potwierdza tej realności?!”

I wówczas to właśnie porucznik St. L-P złożył symboliczny raport swojemu Marszałkowi. Wypowiedziane słowa w swojej książce cytuje profesor Wysocki:

„Panie Marszałku! Melduję, że w 60 rocznicę wywalczenia wolnej i niepodległej Polski stajemy wszyscy przy Tobie. Kardynał Karol Wojtyła jest nieobecny, ale on już jest w Rzymie naszym JP II. Ty jesteś naszym JP I. A JP – to wiekopomne słowa »Jeszcze Polska«”.

Cały artykuł Pawła Milli pt. „A gdzie mój legionista?” znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Pawła Milli pt. „A gdzie mój legionista?” na s. 1 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego