Co mógłby poczuć ktoś, kto usłyszałby zwrócone do siebie śląskie powiedzenie, że „ma twarz jak stare vertiko”?

Wyrażenie „stare vertiko” jest na Śląsku elementem obraźliwego określenia twarzy nielubianej osoby. Tymczasem vertiko było niegdyś niezwykle przydatnym meblem, zwanym też szafonierką lub pensjonarką.

Barbara Maria Czernecka

Fot. Amadeusz Czernecki

Stare vertiko jest (…) to smukła, dwudrzwiowa szafka z korpusem wysokim na około 150 cm, mająca powyżej drzwiczek szeroką szufladę oraz ciekawą nadstawkę. Zgrabna konstrukcja pozwala na ustawienie mebla w stosunkowo niewielkim pomieszczeniu. Vertiko jest wyjątkowo praktyczne. Można w nim wygodnie i składnie przechowywać bieliznę, obrusy, pościel, zastawę stołową, bibeloty… A nazwę zawdzięcza nazwisku berlińskiego stolarza Otto Vertikowa, który jest jego popularyzatorem.

Szczyt mody na vertika przypadał na tak zwany czas kajzerowski cesarstwa niemieckiego, od roku 1871 do 1914 zarządzanego przez dynastię pruskich Hohenzollernów. (…) Kultura, sztuka, a także rzemiosło artystyczne wyraźnie dążyły do podkreślania tryumfu Germanów nad Francuzami.(…) Odzwierciedlenie tego jest najbardziej widoczne w meblarstwie nawiązującym do stylu, który w zjednoczonych Niemczech usiłowano uznać za tradycyjny. Stał on się wręcz ich wizytówką. Meble epoki kajzerowskiej, w cesarstwie zwane także „Gründerzeit”, cechowały się kanciastymi korpusami i bogactwem zdobień w postaci balustrad, głowic, kolumn, profilowanych naczółków, sterczyn… Najczęściej wytwarzano je z orzecha, czereśni, dębu. Tańsze, z drewna iglastego, ubogacano fornirem bądź glazurą. (…)

Moda kajzerowska stawała się także wyrazem dumy narodowej Niemiec. Czyżby to spowodowało, że nazwę nowo wymyślonego mebla zastosowano na Śląsku w obraźliwym zwrocie?

Vertika nadal są sprzętami praktycznymi i wyróżniającymi się na tle nowocześnie urządzonego mieszkania. Współczesne, produkowane seryjnie meble koło tych starodawnych – jak to się mówi – nawet stanąć nie mogą, bo po prostu nie wytrzymają konkurencji. Inna wtedy była technika wytwarzania, lepsze gatunkowo drewno, przemyślniejszy projekt i staranniejsze wykonanie. Przy właściwym użytkowaniu, meble te okazują się wielopokoleniowe. W niektórych jeszcze bez szwanku działają stare zamki, tak że nawet samo przekręcanie klucza otwiera na przyjemne wspomnienie minionej epoki. Pozostał w nich ów starodawny, ponadczasowy czar.

A więc jeśli ktoś i w naszych czasach usłyszałby o sobie, że ma twarz jak stare vertiko, zamiast obrazy mógłby pomyśleć, że jego rozmówca niechcący przyrównuje go do wyjątkowo pięknego, trwałego i użytecznego przedmiotu.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stare vertiko” znajduje się na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stare vertiko” na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ekipa Radia WNET rozmawiała z merem Dublina Nialem Ring’em w przeddzień obchodów 100 rocznicy niepodległości Irlandii

Polacy bez cienia wątpliwości są społecznością, która ma największy wkład w irlandzkie społeczeństwo i ekonomię. Mają wspaniałą kulturę, którą dzielą się z nami, tak jak my dzielimy się naszą z nimi.

Krzysztof Skowroński, Tomasz Szustek, Tomasz Wybranowski

„Dla mnie jako Irlandczyka i republikanina stulecie Deklaracji Niepodległości, które przypada jutro, i stulecie pierwszego posiedzenia Dail, irlandzkiego parlamentu, które odbyło się tu, w Mansion House w Dublinie, to jest wielkie, poruszające doświadczenie, tym bardziej, że to właśnie ja jestem merem Dublina w tym jubileuszowym roku”. Od takich słów rozpoczął spotkanie z ekipą Radia WNET – Krzysztofem Skowrońskim, Tomaszem Wybranowskim i Tomaszem Szustkiem – mer stolicy Republiki Irlandii, Nial Ring.

Co Pana najbardziej cieszy, kiedy myśli Pan z perspektywy okrągłych stu lat o czasie pierwszych prób Irlandii wybicia się na niepodległość?

Jestem zachwycony, widząc tak wielu ludzi z Dublina i z innych rejonów kraju oraz – jak widać – z zagranicy, którzy przyjechali tutaj świętować to ważne wydarzenie z historii Irlandii. Jak wiecie, było to pierwsze posiedzenie naszego parlamentu, a teraz mamy już 31. kadencję. Na to pierwsze posiedzenie przybyło tylko 27 posłów, reszta była albo uwięziona, albo ukrywała się, ale mimo to było to znaczące wydarzenie w historii Irlandii. I musimy pamiętać, że w tym samym dniu zasadzką w Soloheadbeg rozpoczęła się wojna o niepodległość Irlandii, wojna, która dała nam częściową niepodległość kilka lat później. (…)

Musimy oczywiście zadać pytanie o Polaków. Jak Pan widzi rolę Polaków w życiu Irlandii?

Jak wiemy, w Irlandii jest około 120 tysięcy Polaków, którzy tu żyją i pracują. Są oni w mojej opinii, bez cienia wątpliwości, społecznością, która ma największy wkład w irlandzkie społeczeństwo i naszą ekonomię. Polacy mają swoją wspaniałą kulturę, którą dzielą się z nami, tak jak my dzielimy się naszą z nimi. Myślę, że Irlandczycy i Polacy mają wiele wspólnego. Mamy podobne doświadczenia historyczne, na przykład w kwestii wieloletniej okupacji. Uważam, że Polacy stanowią doskonałe dopełnieniem naszego kraju.

A jak Republika Irlandii obchodziła stulecie Deklaracji Niepodległości?

W Dublinie, w siedzibie Mansion House, z udziałem prezydenta Republiki Irlandii, Martina D. Higginsa, odbyło się połączone posiedzenie obu izb parlamentu irlandzkiego, w którym uczestniczyli potomkowie pierwszych członków tamtego, wybranego po raz pierwszy parlamentu. Wspólnie świętowaliśmy nasze przyłączenie się do demokratycznego świata, które odbyło 100 lat temu.

Cały wywiad z merem Dublina Nialem Ring’em, pt. „100 lat temu przyłączyliśmy się do demokratycznego świata”, znajduje się na s. 20 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad z merem Dublina Nialem Ring’em, pt. „100 lat temu przyłączyliśmy się do demokratycznego świata”, na s. 7 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Najlepszą odpowiedzią na nieporozumienia między Polską i Ukrainą jest dialog, a przynajmniej próba zrozumienia partnera

Wasyl Bodnar: Jeśli będziemy wobec siebie szczerzy i otwarci, znikną problemy, o jakich często mówi się w mediach czy w opinii publicznej, że jest coś nie tak albo niezrozumiałe do końca.

Paweł Bobołowicz
Wasyl Bodnar

Paweł Bobołowicz rozmawia z Wasylem Bodnarem, wiceministrem spraw zagranicznych Ukrainy odpowiedzialnym m.in. za współpracę z Polską.

Podstawowym problemem w naszych relacjach pozostaje kwestia ekshumacji. Wydawało się, że po decyzji Trybunału Konstytucyjnego ws. nowelizacji ustawy o IPN nastąpi pozytywny krok ze strony ukraińskiej i odblokowanie prac poszukiwawczych i ekshumacji ofiar. Tak się jednak nie stało. Przecież tu chodzi o prostą decyzję…

Wydaje mi się, że z obu stron musi być krok do przodu. Krok za krok. Strona ukraińska jest gotowa rozpatrzyć prośbę o przeprowadzenie ekshumacji ze strony polskiej, ale na poziomie instytucji, które będą dokonywać tych ekshumacji. To wszystko musi być uzgodnione przez ekspertów, a nie przez polityków. Nasze zaproszenie do przyjazdu delegacji polskiej jest aktualne. Wydaje mi się, że te kwestie zostaną odblokowane automatycznie.

Swiatosław Szeremeta, sekretarz ukraińskiej Międzyresortowej Komisji ds. upamiętnień oznajmił, że ma pozwolenie na prace poszukiwawcze w Hucie Pieniackiej. Wywołało to zdziwienie po stronie polskiej, bo z jednej strony mówi się o moratorium, a z drugiej – nagle strona ukraińska ogłasza, że ma możliwość poszukiwań. Czy ten temat nie stał się elementem przepychanek politycznych?

Najlepszą odpowiedzią byłby dialog między odpowiednimi organami obu państw. Z politycznego punktu widzenia nie ma żadnej przeszkody. Ani MSZ, ani prezydent, ani rząd nie ma nic przeciwko wznowieniu ekshumacji czy prowadzeniu prac poszukiwawczych. Nie ma jednak uzgodnień między odpowiednimi resortami. Ostatnie spotkanie było we Lwowie dwa lata temu i należy wznowić współpracę na poziomie technicznym, by w ogóle zdjąć z agendy społecznej ten temat.

Może to, że Ukraina nie chce jednoznacznie potępić zbrodni dokonanych na Wołyniu, jest głównym problemem w tych rozmowach?

Jednoznacznie potępiamy wszelkie przestępstwa dokonane podczas drugiej wojny światowej. Po obu stronach. Przestępstwa muszą być potępione także w Polsce. W tych dniach obchodzimy rocznicę Sahrynia, Pawłokomy, była rocznica Huty Pieniac­kiej. To jest nasz wspólny ból i musimy upamiętnić ofiary, a nie upolityczniać sprawę. Przecież ze strony prezydenta Poroszenki były gesty porozumienia, także pod pomnikiem ofiar wołyńskich w 2016 roku. Były nasze propozycje na temat wspólnych obchodów tych pamiętnych dat na Wołyniu w zeszłym roku. Niestety z różnych powodów się to nie odbyło. Ale po naszej stronie jest otwarcie. My jesteśmy gotowi rozmawiać o tym. Do tego służy na przykład Forum Partnerstwa.

Posiedzenie Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa, grudzień 2018 | Fot. P. Bobołowicz

Polacy bardzo źle reagują na propagowanie Bandery, na sformułowanie „banderyzacja”. Czy jest taki proces na Ukrainie?

To chyba lepiej Pan odczuwa. Ja nie mam tutaj (w gabinecie – red.) żadnego zdjęcia Bandery, nie chodzę z flagą. To jest w naszym społeczeństwie symbol sprzeciwu wobec komunizmu, a w teraźniejszości oznacza sprzeciw wobec rosyjskiej agresji. Nie ma to żadnego odniesienia i nikt nie usprawiedliwia zbrodni, które były dokonane w latach II wojny światowej. W ogóle się tego nie odnosi do działań, które były podejmowane przez ukraińskich nacjonalistów, czy Armię Krajową przeciwko obywatelom cywilnym. Chciałbym przekazać jasny sygnał, że procesy, które mają miejsce na Ukrainie, to jest obrona, a w sytuacji obrony musimy mobilizować społeczeństwo. Jednym z takich symboli sprzeciwu był Bandera i dlatego jest teraz nagłośniony. To nie znaczy, że ktoś usprawiedliwia działania, które są postrzegane w innych państwach jako zbrodnicze. Także w stosunku do UPA. UPA jest uważana w Polsce za organizację zbrodniczą, ponieważ jest ona postrzegana jako wykonawca tych zbrodni na ludności cywilnej.

W Ukrainie temat UPA jest szerszy. I traktowanie całej formacji jako organizacji zbrodniczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Ponieważ UPA walczyła z Niemcami, z Sowietami. Oczywiście część oddziałów miała związek z tymi popełnionymi zbrodniami i to musi być potępione jednoznacznie. Tutaj nie ma dwóch zdań. Ale uogólniać, robić z tego symbol zbrodni, jest nie do pomyślenia.

Tą kwestią muszą się zająć historycy i rozważyć każdą sytuację oddzielnie. Żeby można było później stwierdzić, kto, jak i czego dokonał, i na kim spoczywa odpowiedzialność. Również w tym kontekście unikamy rozmów o partyzantach radzieckich, o niemieckich akcjach karnych, o oddziałach polskiej policji na służbie Niemców i ukraińskiej policji. A to jest o wiele szersze niż pojęcie ukraińscy nacjonaliści czy UPA. (…)

Polska potrzebuje ukraińskich pracowników. Mówi się nawet o 2 milionach Ukraińców w Polsce. To olbrzymia fala migracji. Jak to może wpłynąć na relacje między naszymi krajami? Czy długoterminowo to proces pozytywny, czy też problem?

A jak wpłynęło przystąpienie Polski do UE na relacje np. z Wielką Brytanią, gdy prawie 2 miliony młodych Polaków wyjechało na Wyspy do pracy? Korzystnie czy negatywnie? Otwarcie Ukrainy na Zachód skutkuje wyjazdami ludzi do pracy, poszukiwaniem lepszych miejsc. Oczywiście z jednej strony można na to patrzeć jako na pewne zagrożenie dla gospodarki narodowej. Z drugiej strony to jest oczywiście plusem: pieniądze wracają do Ukrainy, czyli w tym przypadku zarobki naszych obywateli w Polsce. Z relacji od ludzi z naszej ambasady wiemy, że Ukraińcy dobrze się czują w Polsce. Mnie się wydaje, że jest potrzeba takich pracowitych ludzi, bo to pozytywnie wpływa na gospodarkę. Z drugiej strony – musimy stwarzać warunki, które później spowodują ich powrót do Ukrainy: stabilność gospodarczą, warunki do rozwoju biznesu. A zaczęło się to wszystko od zarabiania pieniędzy na konkretny cel: na naukę dzieci, na kupno jakiegoś mienia. Ktoś odczuł smak Polski i został tam. Ktoś wyjechał dalej. To naturalne, że obywatele wyjeżdżają zarabiać do innego kraju, później wracają, jakaś część zos­taje – wydaje mi się, że to sprzyja porozumieniu między społeczeństwami. Myślę, że to nie jest problemem; odwrotnie, to pokazuje, na ile społeczeństwo polskie jest otwarte. (…)

Bardzo często w Polsce zwraca się uwagę na to, że Ukraina w swojej polityce zagranicznej bardziej stawia na Niemcy niż na Polskę, co akurat w przypadku Nord Stream 2 wydawałoby się rzeczą dziwną. Jeżeli rzeczywiście Ukraina czuje, że ma tak dobrego partnera w Niemczech, to dlaczego nie zablokuje skutecznie Nord Stream 2?

Akurat pierwsza teza, że ponad głową Polski pracujemy z Niemcami – to nie jest tak. Warszawa jest ważniejszym parterem niż Berlin i jeżeli policzymy, to okaże się, że Polska jest na pierwszym miejscu, bez pomniejszania znaczenia innych partnerów. Z drugiej strony oczywiście Nord Stream to nie tylko jest polityka, ale i biznes. I ten biznes w Niemczech stara się jakoś znaleźć argumenty przekonujące władze do zmiany stanowiska. Oczywiście liczymy tutaj tylko na siebie, ale i na innych partnerów z Unii i USA, którzy mają silniejsze środki nacisku, by ten projekt nie został zrealizowany. Ale musimy też myśleć perspektywicznie – co dalej? Musimy walczyć, żeby nie ograniczyć tranzytu – to jest następny projekt. To oczywiście jest kwestia otwarta i mamy wiele do zrobienia, żeby chronić swoje interesy w dziedzinie energetyki.

Jeśli chodzi o kraje europejskie, to chyba tylko w Polsce i na Ukrainie tak wyraźnie i głośno mówi się o potrzebie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Jak Ukraina patrzy na zabiegi Polski dotyczące wzmocnienia obecności wojsk amerykańskich w Polsce i na możliwą budowę tzw. Fortu Trump?

To jest jak najbardziej dobre stanowisko dla bezpieczeństwa Polski, którą sojusznicy z Zachodu zawiedli w II wojnie światowej. My mamy doświadczenie, że aby otrzymać wsparcie od partnerów międzynarodowych, najpierw trzeba bronić się samemu. Stany Zjednoczone oczywiście realizują własne projekty strategiczne, ale dla nas są także sojusznikiem strategicznym – nie tyle w przeciwdziałaniu Rosji, ile w rozwoju państ­wa. Dlatego, że rozwój demokracji, powstanie społeczeństwa obywatelskiego itd. jest ważny dla całej społeczności europejskiej i amerykańskiej. Oprócz tego wygląda na to, że zabezpieczenie wojskowe jest najbardziej efektywnym sposobem przeciwdziałania rosyjskiej agresji.

Rosja się zbroi, modernizuje swoją armię – musimy odpowiadać adekwatnie. Oczywiście mamy mniejszy potencjał, ale przy wsparciu Amerykanów możemy rozwijać zdolności, które pomogą najpierw nam jako armiom narodowym czy krajom, które graniczą z Rosją, być wystarczająco silnym, żeby nie kusić Kremla do kontynuacji agresji przeciwko Ukrainie.

Obecność wojsk amerykańskich na terenie Polski jest warunkiem bezpieczeństwa w Europie i bezpieczeństwa Polski. A bezpieczeństwo Polski zależy także od nas, bo to jest zachodnia flanka naszych granic, mówiąc językiem wojskowym. Oprócz tego oczywiście mamy wspólne projekty, jak LITPOLUKRBRIG, który pokazuje, że możemy wzmacniać współpracę wojskową. Prócz tego, ponieważ Ukraina dąży do NATO, dla nas to jest oczywiście bardzo ważny element współdziałania, treningu, synchronizacji działań i przystosowania się do standardów natowskich. Oprócz tego jest to zmiana mentalności w wojsku, bo wspólne ćwiczenia pokazują, że potrzebujemy europejskiego czy natowskiego sposobu myślenia w kierowaniu wojskami, organizacji, prowadzeniu operacji itd. To bardzo wspomaga całość bezpieczeństwa Europy, a nie tylko Ukrainy czy Polski. (…)

Zaczęliśmy naszą rozmowę od kwestii problematycznych w naszej historii, ale w przyszłym roku mamy rocznicę wyjątkowego wydarzenia: rocznicy sojuszu Petlura–Piłsudski. 9 maja 1920 roku ulicami Kijowa przeszła wspólna parada zwycięskich wojsk polskich i ukraińskich. Czy w 2020 roku taka parada żołnierzy Polski i Ukrainy mogłaby przejść ulicami Kijowa, przypominając o tamtym sojuszu?

Jak najbardziej! Zapraszamy! Ministerst­wa obrony narodowej muszą porozumieć się w tej sprawie. Dobrą tradycją jest uczestnictwo pododdziałów Wojs­ka Polskiego w paradzie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. 15 sierpnia, w Dniu Wojska Polskiego, pododdziały ukraińskie także brały udział w defiladzie. Mamy taką tradycję i możemy ją kontynuować. Nad upamiętnieniem tych wydarzeń pracuje już Forum Partnerstwa. Podjęto już pewne uzgodnienia. To jest akurat przykład, łączy nas historia przeciwdziałania bolszewikom, historia wspólnego sojuszu wojskowego. Takich przykładów jest naprawdę wiele. Musimy także o nich rozmawiać, a nie tylko o tych tragicznych. Tragicznych nie możemy zapomnieć. Bo jeżeli ktoś stara się zapomnieć, to później inni to przypominają i wykorzystują. Jeśli będziemy wobec siebie szczerzy i otwarci, nie będziemy mieli problemów, jakie często spotyka się w mediach czy w opinii publicznej, że jest coś nie tak albo niezrozumiałe do końca. Najlepszą odpowiedzią na nieporozumienia jest dialog, a przynajmniej próba zrozumienia partnera.

Wasyl Bodnar jest zawodowym ukraińskim dyplomatą. W latach 2006–2010 pracował jako I sekretarz i radca Ambasady Ukrainy w Polsce. Dwoje jego dzieci urodziło się w Polsce. Udzielił wywiadu w języku polskim.

Cały wywiad Pawła Bobołowicza z Wasylem Bodnarem, pt. „Najlepszą odpowiedzią na nieporozumienia jest dialog”, znajduje się na s. 7 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Pawła Bobołowicza z Wasylem Bodnarem, pt. „Najlepszą odpowiedzią na nieporozumienia jest dialog”, na s. 7 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tarnogórska „inicjatywa”, czyli co dwie spółki, to nie jedna. Radosna twórczość samorządowców b. PO w Tarnowskich Górach

To zapewne kuriozalna sytuacja, by zarządy dwóch spółek tej samej gminy, zajmujących się tymi samymi zadaniami, miały identyczny skład osobowy. Spółki mają również identyczny adres siedziby.

Anna Szpaczkówna

Działająca od 1993 r. spółka gminna pod nazwą Międzygminne Towarzystwo Budownictwa Społecznego Sp. z o.o. zajmuje się zarządzaniem nieruchomościami w Tarnowskich Górach. W KRS czytamy, że w zarządzie Towarzystwa znajdują się obecnie następujące osoby: Franciszek Paśmionka – prezes zarządu, Katarzyna Zimnoch – zastępca prezesa zarządu oraz Katarzyna Piecha – członek zarządu.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nowo powołana od 26 października 2018 r. przez ten sam Urząd Miasta spółka miejska pod nazwą Zarząd Nieruchomości Tarnogórskich Sp. z o.o. zatrudnia (wg KRS) prezesa zarządu Franciszka Paśmionkę i członków zarządu: Katarzynę Zimnoch i Katarzynę Piechę. Osoby te pełnią identyczne funkcje w spółce miejskiej Międzygminne Towarzystwo Budownictwa Społecznego Sp. z o.o. Jest to zapewne kuriozalna sytuacja w skali 38-milionowego kraju, by zarządy dwóch spółek tej samej gminy, zajmujących się tymi samymi zadaniami, miały identyczny skład osobowy. Spółki mają również identyczny adres siedziby (!).

Jeszcze ciekawszą sprawą jest brak naboru pracowników do nowo powołanej przez burmistrza Spółki ZNT Sp. z o.o. Więc o co chodzi? Ano o to, że pan burmistrz wraz zarządem MTBS Sp. z o.o. wpadli na pomysł, że zadania nowej Spółki ZNT Sp. z o.o. będą realizować pracownicy zatrudnieni w MTBS Sp. z o.o. – i tak się stało. Pracownicy MTBS Sp. z o.o. są zmuszani do wykonywania dodatkowych zadań w gminnych zasobach mieszkaniowych. Pod presją zarządu podpisali dwie niekorzystne umowy o pracę na niepełnych etatach zarówno w jednej, jak i drugiej spółce. (…)

Myślę, że sytuacją pracowników w MTBS Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach powinny zainteresować się Państwowa Inspekcja Pracy i inne pokrewne organy. (…)

Jaki cel ma powołanie nikomu niepotrzebnej spółki? A może komuś jest potrzebna? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to o co chodzi?

Cały artykuł Anny Szpaczkówny pt. „Tarnogórska »inicjatywa«, czyli co dwie spółki, to nie jedna” znajduje się na s. 12 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Szpaczkówny pt. „Tarnogórska »inicjatywa«, czyli co dwie spółki, to nie jedna” na s. 12 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Obawiam się, że artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w Instytutach PAN

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk z 30.04.2010 r.

Ryszard Grzesik

W artykule pana prof. Włodzimierza Klonowskiego pt. PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk, opublikowanym na łamach czasopisma „Kurier WNET” w numerze za luty 2019 r. na str. 17, czytamy rewelacje na temat roli rad naukowych działających w instytutach PAN (dalej: IPAN). Zacytujmy: Oczywiście w IPAN istnieją rady naukowe. Formalnie rada naukowa opiniuje kandydata na stanowisko dyrektora, ale to Prezes PAN nominuje dyrektora na to stanowisko. A dyrektor dobiera sobie radę naukową. Jeśli jakaś decyzja dyrekcji mogłaby zostać zakwestionowana, to taka rada naukowa na pewno decyzję „przyklepie” w tajnym głosowaniu. Nazywam to „syndromem KC” – Komitet Centralny PZPR zatwierdzał wszelkie decyzje I Sekretarza i Biura Politycznego. Rada naukowa nie zatwierdza planu wydatkowania środków finansowych na dany rok, ale zatwierdza tzw. Rachunek zysków i strat za rok ubiegły. I nawet w tym przypadku, jeśli ktoś z członków rady „nie z układu” prosi o podanie ważnych szczegółów podziału środków, to spotyka się z hipokryzją czy wręcz z „mową nienawiści”.

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk. (…) Rewolucja Solidarności 1980–81 r. spowodowała nacisk na to, by rady naukowe stały się niezależnym od dyrekcji organem instytutu. Udało się to wprowadzić w życie po transformacji ustrojowej 1989 r., a ostatecznie kompetencje rady naukowej przypieczętowała Ustawa o PAN z 30 kwietnia 2010 r., z poprawkami obowiązująca do dzisiaj.

Myli się zatem Autor artykułu twierdząc, że to dyrektor IPAN dobiera sobie radę naukową. (…) Myli się też w kwestii opiniowania przez radę kandydata na dyrektora IPAN. (…) Rada naukowa po czasie dowiaduje się o przebiegu konkursu z relacji przedstawicieli, ale nikogo nie opiniuje. (…)

Nie rozumiem, co Autor miał na myśli, pisząc o „przyklepywaniu” decyzji dyrekcji w tajnym głosowaniu. Podczas posiedzeń rady zawsze jest sporo tajnych głosowań. Ustawa wymaga takiego trybu procedowania w kwestiach personalnych. (…) Nie wiem, dlaczego u Autora pojawia się nawiązanie do KC PZPR, bo dyskusje i głosowania nie przypominają tego słusznie od blisko 30 lat nie istniejącego ciała.

I ostatnia kwestia – zatwierdzanie podziału wyniku finansowego IPAN za dany rok (…). Zaręczam, że sprawozdania przygotowywane są przez księgowość rzetelnie i przedstawiane tak, by członkowie rady – zazwyczaj ekonomiczni laicy – mieli świadomość, o czym mowa. I mogli głosować z pełnym przekonaniem.

(…) Obawiam się, że w obecnej postaci artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w IPAN.

Prof. dr hab. Ryszard Grzesik jest Przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN.

Cały artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko w sprawie artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko ws. artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wykład w Muzeum Śląskim na temat tradycji ochrony pracy na Śląsku, dla uczczenia stulecia Inspekcji Pracy w Polsce

W II Rzeczypospolitej 1588 roku w konstytucji sejmowej uchwalono: „będziem posyłać przy podskarbim komissarze co dwie lecie, którzy jurati mają doglądać, jakoby w żupach szkoda i ruina nie była etc.”.

Stanisław Orzeł

Na zaproszenie Muzeum i z rekomendacjami Międzyzakładowej Organizacji Związkowej nr 15 NSZZ Solidarnośćʼ80 w Państwowej Inspekcji Pracy historyk kultury pracy na Śląsku, Roman Adler, zaprezentował genezę ochrony pracowników na Górnym Śląsku, począwszy od norm dotyczących zatrudniania górników w średniowieczu, przez rozwiązania epoki nowożytnej, reformy XIX w., do nowoczesnej formy Inspekcji Pracy (po 1918/1928 r.).

Pierwsze przepisy dotyczące powoływania specjalistów – po łacinie „montes iuratores”, czyli przysięgłych górniczych – którzy mieli dbać o bezpieczeństwo i rozstrzyganie sporów między gwarkami a kopaczami w kopalniach kruszców, spisano ok. 1248 r. w Jihlawie na południu Moraw i znane są jako igławskie prawo górnicze.

Za sprawą opata Mikołaja z klasztoru cystersów w Lubiążu na Śląsku, który sprowadził odpis tego prawa już w roku 1268, przepisy te nakazał stosować w swoim księstwie książę legnicki Bolesław Rogatka – skądinąd niezbyt chlubnie zapisany na kartach naszej historii za oddanie Marchii Brandenburskiej jako zastawu za długi hazardowe „klucza do Śląska”, czyli Ziemi Lubuskiej…

Stosowanie prawa igławskiego i uprawnienia owych przysięgłych górniczych potwierdzali później, nawiązując do wcześniejszych decyzji Elżbiety Łokietkówny i Kazimierza Wielkiego – Władysław Jagiełło w przywileju z 1426 r. i Aleksander Jagiellończyk w tzw. Statutach Olkuskich. W 1517 r. Zygmunt Stary utworzył dla całego Królestwa Polskiego urząd podkomorzego górniczego, a w 1518 r., gdy żupnikiem był Jan Boner, pierwsza królewska komisja lustracyjna żup solnych dokonała opisu stanu technicznego kopalń, warzelni i budynków górniczych w dobrach królewskich. Lustracje takie odbywały się średnio co dwa lata i obejmowały m.in. „ogląd dołu co do robót odbytych i odbyć się mających w celu bezpieczeństwa kopalni”.

Przysięgli gorni, już jako urzędnicy państwowi, bo opłacani z kasy książęcej, zostali powołani w 1528 r. przez ostatniego Piasta opolsko-raciborskiego, Jana II Dobrego, Ordunkiem gornym, który objął przepisami również hutników kruszcowych. Pierwszy przysięgły, znany z 1532 r., miał na imię Stanisław. Na wzór Ordunku… w 1577 r. cesarz Rudolf II ogłosił ordynację górniczą dla Śląska i hrabstwa kłodzkiego, która ujednoliciła przepisy i wprowadziła nadzór cesarski nad górnictwem we wszystkich księstwach należących do cesarza jako króla Czech.

W Rzeczypospolitej Obojga Narodów pod wpływem doświadczeń w salinach wielickich i bocheńskich zaczęła się krystalizować inna koncepcja nadzoru nad warunkami pracy: w 1588 r. w konstytucji sejmowej uchwalono: „będziem posyłać przy podskarbim komissarze co dwie lecie, którzy jurati mają doglądać, jakoby w żupach szkoda i ruina nie była etc.”. Wówczas po raz pierwszy nadzór nad warunkami pracy podporządkowano Sejmowi, czyli władzy ustawodawczej, a nie – jak dotąd – władzy wykonawczej (książę, król lub cesarz). W XVII w. władza wykonawcza (król) skupiła się na zapewnieniu wyboru i dozoru oraz wynagrodzenia dla cyrulika (prowizora) w żupach solnych (1658–1660 pierwszym był Józef Wolf).

W 1698 r. po egzaminie przed profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego cyrulikiem w żupach solnych krakowskich została „kobieta potrzebną zdolność posiadająca, Magdalena Bendzisławska wdowa” po lekarzu. (…)

Pokłosiem wykładu jest zainteresowanie kilku środowisk koncepcją zasygnalizowaną przez R. Adlera: utworzenia na Śląsku muzeum przemysłu i kultury pracy, w którym znalazłaby się stała ekspozycja na temat genezy i historii urzędów nadzoru nad warunkami pracy na ziemiach polskich, w tym – Państwowej Inspekcji Pracy.

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Tradycje ochrony pracy na Śląsku” znajduje się na s. 9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Tradycje ochrony pracy na Śląsku” na s. 9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Goran Andrijanić dziennikarz z chorwackiego portalu Bitno.net: „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu”

Dziennikarski establishment tworzą postkomuniści i ludzie podobnie sformatowani. Sami sobie wręczają nagrody. Na studiach kształcących dziennikarzy dominuje światopogląd lewicowy. I to jest kłopot.

Błażej Torański
Goran Andrijanić

W Chorwacji dominują katolicy, ale powiedziałeś na konferencji SDP, że chorwackie media nie mówią głosem narodu. Z czego to wynika?

To jest prawda. Wszystkie badania socjologiczne i wyniki wyborów politycznych – od czerwca 1991 roku, od odzyskania przez Chorwację niepodległości – wskazują, że większość narodu ma poglądy katolickie, konserwatywne, patriotyczne. W 2013 roku mieliśmy referendum, dotyczyło wpisania do chorwackiej konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Pod wnioskiem o referendum zebrano 700 tys. podpisów.

W ciągu 27 lat chorwackiej wolności lewica była u władzy przez osiem. To mówi samo za siebie. Tymczasem w mediach dominują poglądy lewicowo-liberalne.

Skąd bierze się ten rozdźwięk między potrzebami Chorwatów a mediami? Chodzi o spadek po komunizmie?

Oczywiście. Odziedziczyliśmy komunistyczne struktury. Wspomniane referendum media w zdecydowanej większości krytykowały albo – w najlepszym przypadku – zachowały się obojętnie. Zignorowały ważny test społecznych wartości. Ani jedno medium głównego nurtu nie poparło referendum. Zignorowało wolę narodu. W tym samym czasie środowiska homoseksualne uzyskały większe prawa.

Zdecydowana większość dziennikarzy należy do lewicowego stowarzyszenia.

Największe jest lewicowe Hrvatsko Novinarsko Drustvo. Nie dopuszcza odmiennego światopoglądu. Sami sobie wręczają nagrody. Dziennikarski establishment tworzą postkomuniści albo ludzie podobnie sformatowani. Na wyższych uczelniach, zwłaszcza tam, gdzie kształci się dziennikarzy, na naukach politycznych, wśród wykładowców dominuje światopogląd lewicowo-liberalny. I to jest kłopot.

Przekłada się na media?

Na dziennikarzy absolutnie tak. Dlatego czekamy na zmianę pokoleń. Powoli to się zmienia.

(…) Może to jest typowe postkomunistyczne rozdwojenie, skoro ludzie o konserwatywnych poglądach kupują tabloidowe treści.

Taka jest dominacja rynku. Powoli jednak krajobraz medialny się zmienia. Katolicki portal Bitno.net, dla którego pracuję, ma ogromną popularność: miesięcznie 4–5 milionów odsłon. Mniej więcej tyle, co polski Deon. Tyle tylko, że w Polsce mieszka blisko czterdzieści milionów ludzi, a w Chorwacji dziesięć razy mniej.

(…) W Polsce dziennikarze narzekają, że są w gorszej sytuacji procesowej aniżeli zwykli obywatele. Tak jest i w Chorwacji?

Tak zaczyna być. To może zagrozić wolności słowa. Ale mam tutaj ambiwalentne poczucie, bo poziom odpowiedzialności za słowo jest wśród chorwackich dziennikarzy skandaliczny. Za kłamstwa, fake newsy nikt nie ponosi odpowiedzialności.

Cały wywiad Błażeja Torańskiego z Goranem Andrijewiciem pt. „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu” znajduje się na s. 5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Błażeja Torańskiego z Goranem Andrijewiciem pt. „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu” na s. 5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poznańska Manifa 2019: stereotypowe postulaty, niska frekwencja i 87 kontrdemonstracji blokujących przemarsz feministek

Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją”. Żal dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje.

Aleksandra Tabaczyńska

W tym roku poznańskie feministki zmuszone były zrezygnować z tradycyjnej dla nich formy demonstracji, czyli przemarszu przez centrum miasta. Okazało się bowiem, że blisko sto różnych organizacji zgłosiło swoje manifestacje w różnych częściach Poznania, i to w ciągu dwóch kolejnych tygodni. Na 2., 3., 7. i 8. marca zarejestrowano 87 kontrdemonstracji, blokujących kluczowe miejsca miasta od godzin porannych do późnowieczornych. „To rekordowa liczba kontrmanifestacji zarejestrowanych tylko po to, aby uniemożliwić nasze wspólne święto solidarnej kobiecej walki” – taką informację można było przeczytać na portalu społecznościowym Manify 2019. Osobiście jestem pełna podziwu dla wszystkich, którzy zadali sobie ten trud, bo był on również przyczyną, a może usprawiedliwieniem dla środowisk feministyczno-lewicowych, niskiej frekwencji na tym specyficznym pokazie poglądów. Jak oszacowała policja, w zgromadzeniu brało udział około 300 osób i trwało ono dwie godziny.

Także 2 marca, w sobotę po południu manifestantki zgromadziły się na Ostrowie Tumskim, przed poznańską katedrą, aby zaprezentować swojej postulaty. Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją” – cokolwiek to oznacza. Oczywiście stereotypowo postulaty były związane z dostępem do aborcji na życzenie, „przemocą ze strony Kościoła i państwa” oraz nierównościami społecznymi dotykającymi, w przekonaniu organizatorów, kobiety. Stała też pani z kartonem, na którym widniał napis: „apostazja info punkt”.

Czy tego rodzaju postrzeganie świata rzeczywiście jest w interesie kobiet? To oczywiście pytanie retoryczne, bo każda kobieta wie, że fajnie być mamą. Fajnie – to bardzo oszczędne określenie ogromu radości towarzyszących macierzyństwu, małżeństwu, a więc rodzinie. Jest to radość, jakiej nie da się uzyskać na innych polach, choćby zawodowym. Zresztą rodzina i życie zawodowe pięknie się uzupełniają.

Większość matek, gdy myśli o swoim dziecku i jego przyszłości, chciałoby, żeby miało ono męża/żonę, a nie żyło w związku partnerskim. Zwyczajnie marzymy, by było kochane do grobowej deski przez współmałżonka i żeby mogło doznać wszystkich tych wspaniałych emocji, jakie niesie bycie rodzicem.

A to zapewnia małżeństwo – w rozumieniu nie tylko stanu cywilnego, ale też sakramentu. Niewyszukanie pragniemy, żeby – gdy nas, rodziców, zabraknie – nasze córki i synowie mieli oparcie we własnej kochającej i stabilnej rodzinie.

Cieszy też bardzo, że rodzina w rozumieniu konserwatywnym staje się po prostu modna. Właściwie można by zaryzykować stwierdzenie, że wracamy do korzeni, pomimo nachalnej propagandy środowisk lewicowych i feministycznych. Świadczy o tym także tegoroczne skuteczne zablokowanie przez poznaniaków przemarszu Manify. Żal tych dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału stały i manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje. I te panie oraz kilku panów, tkwiąc przez dwie godziny na placu pod poznańską katedrą, niechcący pokazali, że próby szukania szczęścia tam, gdzie go nie ma, zawsze kończą się tym samym. Powrotem do prawdy – bo otwarte wrota świątyni były tylko o krok od demonstrantów.

Felieton Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Manifa” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesteśmy gotowi do współdziałania ze wszystkimi ludźmi dobrej woli szanującymi realia historyczne we właściwej proporcji

Należy pomóc amerykańskim i izraelskim ofiarom Holokaustu w odzyskaniu mienia. Towarzyszyć temu powinno zastosowanie podobnej procedury w zakresie utraconego mienia w wyniku polskiej zagłady.

Piotr Andrzejewski
Adam Sandauer

20.02.2019

WP Ambasador USA
Georgette Mosbacher
Ambasada USA w Warszawie

Wielce Szanowna Pani Ambasador!

Kierując się wolą intensyfikowania współdziałania Polski i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej wobec wyzwań współczesnego świata, zwracamy się o poparcie następującej inicjatywy:

Na prośbę Mike’a Pompeo, żebyśmy Amerykanom i Izraelczykom (Żydom-ofiarom Holokaustu) pomogli w realizacji roszczeń restytucyjnych z tytułu utraconego mienia w wyniku Holokaustu – należy odpowiedzieć pozytywnie. Towarzyszyć temu powinno zastosowanie podobnej procedury w zakresie utraconego mienia w wyniku polskiej zagłady.

Zmowa Hitlera i Stalina, leżąca u podstaw odpowiedzialności za konsekwencje realizacji zagłady wobec narodów żydowskiego i polskiego, którego znaczącą część stanowili obywatele pochodzenia żydowskiego, winna rodzić dzisiaj podobną odpowiedzialność odszkodowawczą. Napaść Niemców i Rosjan na Polskę we wrześniu 1939 roku dała asumpt zagładzie naszych narodów. Skutki organizowania holokaustu przez Niemców na terenach okupowanych przez Niemców dają Polsce szczególne kompetencje, które motywują w sposób dorozumiany prośbę sekretarza stanu Mike’a Pompeo.

Po konferencji warszawskiej poświęconej zażegnaniu narastania konfliktu na Bliskim Wschodzie miała miejsce eskalacja napięcia i nieporozumień pomiędzy Izraelem a Polską. Wyniknęły one z ignorowania faktów historycznych, a reakcje przedstawicieli państwa Izrael zostały oparte na błędnym wywodzeniu wniosków. Błędem jest z faktu istnienia na okupowanych terenach Polski szmalcowników-przestępców wydających z chęci zysku obywateli polskich pochodzenia żydowskiego niemieckim władzom okupacyjnym – wywodzenie wniosku o odpowiedzialności Narodu i Państwa Polskiego za udział w zagładzie Żydów. Jedyne legalne władze, jakimi był Rząd Emigracyjny w Londynie, działania te potępiły i im przeciwdziałały, a Państwo Podziemne karało zdrajców śmiercią.

Takim samym błędem byłoby wywodzenie wniosku o współdziałaniu Narodu Żydowskiego w eksterminacji Żydów, z powodu funkcjonowania i współdziałania z Niemcami policji żydowskiej w gettach.

Błędem byłoby obciążenie współodpowiedzialnością za holokaust prezydenta USA F.D. Roosevelta, z racji zaniechania tak działań realnych, czy choćby symbolicznych, po uzyskaniu od przedstawicieli polskiego państwa informacji o eksterminacji Żydów i Polaków w niemieckich obozach. Prośba ze strony Polaków o działanie interwencyjne spotkała się jedynie z niewystarczającą deklaracją prezydenta F.D. Roosevelta pociągnięcia po wojnie winnych tego ludobójstwa do odpowiedzialności.

Błędem logicznego wnioskowania byłoby obciążenie organizacji żydowskich w USA współodpowiedzialnością za holokaust z powodu niechęci wyasygnowania okupu mającego uratować od eksterminacji 200 tysięcy Żydów węgierskich, mimo złożenia przez Niemców takiej propozycji.

Znając stosunek struktur Polskiego Państwa Podziemnego do przeciwdziałania zbrodniom niemieckim na Żydach, włącznie z wykonywaniem wyroków śmierci na osobach polskiego pochodzenia kolaborujących w tym zakresie z niemieckim okupantem, jak i w związku z daleko idącą pomocą w ratowaniu Polaków pochodzenia żydowskiego nie tylko przez polski ruch oporu (Żegota, Witold Pilecki), ale i przez przedstawicieli polskiego rządu pozostającego na obczyźnie (Karski, Zygielbojm, Grupa Berneńska, konsulat w Lizbonie) – prośba M. Pompeo winna być odebrana jako uznanie obecnej administracji i Narodu Ameryki dla przeciwdziałania holokaustowi przez reprezentantów Polski i Polaków.

Potwierdzamy kompetencje przedstawicieli dzisiejszych władz Polski do współdziałania w realizacji wszelkich roszczeń restytucyjnych z tytułu strat, szkód i nieodwracalnych skutków żydowskiego i polskiego holokaustu wobec odpowiedzialnych za ten stan rzeczy.

Prośba Mike’a Pompeo zasługuje na pozytywną reakcję w postaci powołania komisji oszacowań roszczeń i strat żydowsko-polskiego holokaustu i sposobu ich kompensowania przez prawnych spadkobierców nazistowskich Niemiec i komunistycznej, stalinowskiej Rosji.

Jesteśmy gotowi w tym duchu do współdziałania z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych, państwa Izrael i wszystkimi ludźmi dobrej woli, szanującymi realia historyczne we właściwej proporcji.

Piotr Ł.J. Andrzejewski /–/
Adam Sandauer/–/

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera znajduje się na s. 5 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie rozumiem polityki historycznej polskiego rządu, ale mam zaufanie do Prawa i Sprawiedliwości; chyba żebym je stracił

Państwo Gross, Grabowski, Bikont, Engelking e tutti frutti występują jako uczeni polscy, co w oczach cudzoziemców dodaje tej konferencji specjalnego autorytetu, zwłaszcza że organizatorem jest PAN.

Piotr Witt

Zamiast comiesięcznego felietonu zamieszczam tekst mojej „Kroniki Paryskiej” poświęconej temu wydarzeniu, którą wygłosiłem w poranku Radia Wnet w czwartek 21 lutego, na kilka godzin przed rozpoczęciem zapowiedzianego kolokwium. Wyjaśniłem w niej powody, dla których nie wezmę w nim udziału ani jako uczestnik, ani jako słuchacz. Przepowiedziałem zarazem przebieg obrad i ich skutki. Dzisiaj czytelnik „Kuriera WNET” ma okazję stwierdzić, na ile moje przewidywania były słuszne.

Konferencja reprezentuje nowy polski punkt widzenia na sprawy Holokaustu. Jaki to jest punkt widzenia? Zdefiniował go premier polskiego rządu.

Pan Mateusz Morawiecki powiedział 20.VI.2018: „podnieśliśmy świadomość o sprawie polskiej na zupełnie inny poziom”. I żeby nie było nieporozumień, szef rządu wyjaśnił, że nowy wymiar rozumienia sprawy polskiej odbywa się „przez pryzmat naszych partnerów izraelskich i amerykańskich środowisk żydowskich”.

Jaki to jest pryzmat tych naszych partnerów izraelskich i amerykańskich środowisk żydowskich, przypomniano nam w szczegółach podczas niedawnej konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Nasi ukochani partnerzy izraelscy i amerykańscy wyrazili je jasno: premier Netanjahu stwierdził, że Polacy współpracowali z „nazistami” w dziele zagłady Żydów (nie powiedział – z Niemcami, gdyż jak wiadomo, wojny nie wydali Niemcy, lecz naziści, którzy ich okupowali), zaś nasz przyjaciel Amerykanin, pan Pompeo, ze swej strony uzupełnił wypowiedź mówcy izraelskiego, wzywając Polskę, „by poczyniła postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holokaustu”. Nie można wyrazić się bardziej jasno i precyzyjnie. Chodzi o nieruchomości. (…)

Moje poglądy na zapowiedziane tematy są znane. Głoszę je niezmiennie od lat na falach Radia WNET i publikowałem w „Kurierze WNET”, a także jedynym wydawanym do niedawna tygodniku emigracji, paryskim „Głosie Katolickim”. Także w książce „Kroniki paryskie”.

Wykazywałem fałsz tzw. naocznych świadectw prześladowania Żydów przez Polaków. „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego, „W imieniu wszystkich moich” Martina Graya, „Oczami dwunastoletniej dziewczynki” Janki Hescheles, „Dziennik” Miriam Berg – wszystko to są bezczelne fałszerstwa, zdemaskowane i udowodnione.

Chodzi o bardzo duże pieniądze. Fałszerstwo dzieła „Przeżyć z wilkami” wyszło na jaw dopiero wówczas, kiedy jego autorka zaskarżyła do sądu w Amsterdamie swojego holenderskiego wydawcę o to, że nie dopłacił jej 22 mln dolarów. Uwaga! Nie dopłacił… Wydawca ujawnił wówczas, że autorka żydowskiej opowieści, Misha Defonseca, nie jest wcale Żydówką, ale katoliczką z Amsterdamu, że naprawdę nazywa się Monique De Wael i że nigdy noga jej nie postała w Polsce, gdzie miało upływać jej tragiczne dzieciństwo.

Wszystko to i jeszcze więcej przedkładałem publicznie pod uwagę władz polskich. Proponowałem także jako pozycje godne rozpropagowania na świecie dzieła napisane we Francji, które uczciwie i prawdziwie przedstawiają stosunki polsko-żydowskie. (…) Moje wołanie na puszczy nie obudziło żadnej reakcji polskich władz odpowiedzialnych za tzw. polską politykę historyczną. (…)

Od wielu lat popieram PiS publicznie, gdzie mogę, na długo zanim jeszcze partia ta doszła do władzy. Nie mogę więc teraz moją publiczną wypowiedzią wsadzać jej kołka w szprychy, kiedy ta partia prowadzi swoją politykę historyczną. Ja tej polityki nie rozumiem, ale mam zaufanie do ludzi – chyba, żebym je stracił.

Dzisiaj można stwierdzić, na ile moje przewidywania były słuszne. Wszystko odbyło się dokładnie tak, jak to opisałem powyżej. (…) Polscy emigranci stawili się tłumnie.

Opowiadano mi, że jakaś starsza pani na widok panelu specjalistów na trybunie – państwa: Grossa, Grabowskiego, Engelking, Bikont e tutti frutti – jęknęła z cicha „O Jezu, a cóż to za rodacy!”. Zmylona widocznie tytułem konferencji.

Żeby nie wywoływać wilka z lasu, nie wspomniałem o możliwości prowokacji. Niestety! Dzisiaj Radio France Internationale (RFI), które tutaj jest tym, czym BBC w Londynie – głosem Francji na świat – potępiło zakłócanie kolokwium naukowego przez faszyzujących Polaków-antysemitów. Tak więc nie tylko nasi ojcowie i dziadowie zostali oskarżeni o współudział w zbrodni, ale także my – emigranci – o zakłócanie obrad zmierzających do ustalenia prawdy. Jeżeli rodacy we Francji zechcą teraz z obawy i ze wstydu ukrywać przed Francuzami swoje polskie pochodzenie, będą to zawdzięczać polskiej polityce historycznej prowadzonej przez Polską Akademię Nauk.

Cały artykuł „Polityka historyczna rządu polskiego z perspektywy Paryża” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w marcowym „Kurierze WNET” nr 57/2019, s. 3 – „Wolna Europa”, gumroad.com.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Polityka historyczna rządu polskiego z perspektywy Paryża” na s. 3 „Wolna Europa” marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego