„Czekaliśmy na ten moment ponad 40 lat, ale doczekaliśmy się”. Wspomnienia uczestnika kampanii wyborczej 1989 roku

Ludzie pytali z niepokojem kandydatów, których uważali za swoich (od tylu lat po raz pierwszy SWOICH), czy nie zawiodą i czy nie dadzą się oszukać, zastraszyć lub zdemoralizować. No cóż…

Henryk Krzyżanowski

Czasu było bardzo mało, na pół podziemna Solidarność wchodziła w wybory bez żadnego aparatu wykonawczego, a ja jako rzecznik prasowy – bez aparatu telefonicznego w domu (przypominam, że nie było wtedy telefonów komórkowych ani internetu). Ostatni problem dał się rozwiązać bezzwłocznie – ówczesny wojewoda wydał stosowne polecenie i w kilka godzin telefon, na który oczekiwałem od połowy lat siedemdziesiątych, został zamontowany. Uff, pierwsza wyborcza wygrana… (…)

Co do aparatu wykonawczego Solidarności – pojawiał się on dosłownie z ulicy. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tamtej kampanii był masowy napływ wolontariuszy zgłaszających się do wykonywania rozmaitych zadań niezbędnych dla prowadzonej akcji wyborczej. Można go porównywać jedynie z powstaniem wielomilionowego związku Solidarność dziewięć lat wcześniej. (…)

Do moich zajęć w tamtym czasie należało m.in. informowanie pojawiających się coraz częściej korespondentów mediów zagranicznych, głównie rozgłośni radiowych. Dziennikarze krajowi nie pojawiali się, a mówiąc dokładniej, owszem, pojawiali się, ale nic z tego, czego dowiadywali się ode mnie, nie trafiało następnie na łamy ich gazet. Niektórzy wyraźnie z nami sympatyzowali i zawdzięczam im życzliwe podpowiedzi co do sposobu pełnienia mojej funkcji – byłem przecież kompletnym amatorem. (…)

Ogłoszony w siedzibie KO w Zamku nabór reporterów szybko zaowocował zespołem młodych (przeważnie) ludzi, którzy rozpoczęli towarzyszenie naszym kandydatom w ich wyborczych zebraniach. Procedura była taka, że na każde spotkanie jechał (często razem z kandydatami) reporter, który pisemną relację zostawiał następnie w redakcji „Biuletynu Informacyjnego” (tak nazwaliśmy nasze pisemko) na Starym Rynku. Biuletyn z relacjami ukazywał się co trzy dni i dostarczany był lokalnym mediom, które go chętnie brały i następnie całkowicie ignorowały, jeśli nie liczyć dosłownie kilku złośliwych wzmianek autorstwa dziennikarzy z prasy, jak ją wówczas nazywaliśmy, reżimowej. Chętnymi odbiorcami były lokalne komitety obywatelskie (powiatowe, miejskie czy dzielnicowe) oraz inne ogniwa solidarnościowej machiny wyborczej, która powstała dosłownie z niczego i w ciągu kilku tygodni rozrosła się do sporych rozmiarów. Takie widać było społeczne zapotrzebowanie.

Kim byli reporterzy? Prawdę rzekłszy, lepiej spytać, kim mieli zostać w następnych latach.

Wśród autorów relacji jest więc późniejszy poseł na Sejm III RP, kilkoro profesorów wyższych uczelni, jest prawnik z najwyższej krajowej półki z epizodem ministerialnym, jest kilku przedsiębiorców z powodzeniem budujących niebawem wielkopolski kapitalizm. Zestaw młodych ludzi, który przyprawiłby o zawrót głowy zawodowych „łowców głów”. Widać Solidarność była wtedy firmą przyciągającą talenty. (…)

Istotnym elementem sprawozdań były pytania zadawane przez publiczność naszym kandydatom. Tylko zdecydowana mniejszość z nich dotyczyły spraw lokalnych, np. odszkodowań dla mieszkańców poznańskich Winograd poszkodowanych parcelacją swoich gruntów za symboliczne odszkodowania czy elektrowni w Klempiczu. Ogromna większość to były pytania i wypowiedzi dotyczące fundamentalnych kwestii ustrojowych i jak najszybszego wyjścia z gnijącego systemu. Oto typowe przykłady:

  • Jaki jest sens wchodzić w demokrację na 35 procent? Czy nie boicie się, że was oszukają albo że sfałszują wybory?
  • Jak przywrócić wojsko i milicję społeczeństwu?
  • Czy wobec braku w Polsce kapitału, zamiast prywatyzować, nie lepiej uspołecznić gospodarkę przez akcjonariat pracowniczy?
  • Jak spowodować, by handel z ZSRR był dla nas korzystny?
  • Jak zlikwidować gospodarcze upośledzenie wsi? Jak zapewnić kredytowanie rolników?
  • Co zrobicie, żeby zniknęły białe plamy z historii? Kiedy zostanie podana prawda o Katyniu?
  • Kiedy zostanie zarejestrowany NZS? To pytanie pojawiało się wszędzie, bez wątpienia dlatego, że trwał właśnie strajk studentów w tej sprawie.
  • Co zrobicie, żeby generał Jaruzelski nie został prezydentem? (Również i to pytanie padało na każdym spotkaniu).
  • Kiedy zostanie przywrócony prawdziwy samorząd terytorialny?

Tę listę można by ciągnąć, a z wyliczenia powstałby katalog sprzeczności, z których składał się realny socjalizm, oraz problemów, z którymi lepiej czy gorzej miały się później borykać kolejne rządy III RP. Niewątpliwie treść tych pytań wskazuje na bardzo wysokie wyrobienie polityczne tamtego społeczeństwa. Później, już w III RP, ilekroć czytałem komunały o Polakach „uczących się dopiero demokracji”, przypominały mi się przedwyborcze spotkania z kampanii 1989 i dyskusje na nich toczone. Czy ktokolwiek z ich uczestników byłby skłonny głosować na dziwoląg taki, jak partia „Wiosna”? Pytanie retoryczne.

Co charakterystyczne, nasi wyborcy podlegali dwóm pozornie sprzecznym emocjom. Z jednej strony, panował nastrój entuzjazmu, wręcz euforii, że oto nadchodzi wolność i pozbywamy się narzuconego kiedyś siłą systemu. Spotkania bardziej masowe z reguły kończyły się odśpiewaniem „Roty”, do dziś mającej w Wielkopolsce status hymnu narodowego. A z drugiej strony, ci sami ludzie pytali z niepokojem kandydatów, których uważali za swoich (od tylu lat po raz pierwszy SWOICH), czy nie zawiodą i czy nie dadzą się oszukać, zastraszyć lub zdemoralizować. No cóż, długo by o tym dyskutować…

Cały artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Euforia i nieufność, czyli wybory ʼ89” znajduje się na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Euforia i nieufność, czyli wybory ʼ89” na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Do dziś wielu nie chce przyznać, że dali się oszukać przed 30 laty/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 60/2019

Być może trzeba było czekać czterdziestu lat, aby spełniły się słowa modlitwy Świętego Jana Pawła II. Dlatego tak wyje Zło, bo „zmienia się oblicze Ziemi, tej Ziemi”. Duch Święty działa.

Jadwiga Chmielowska

Aby zrozumieć, co się dzieje teraz, mam nadzieję u schyłku III RP, trzeba znać okoliczności jej powstania. Wielkie oszustwo – zdradę politycznych elit, które uzurpowały sobie prawo przewodzenia narodowi tak miłującemu wolność. Do dziś wielu obywateli nie chce przyznać, nawet sami przed sobą, że dali się oszukać przed 30 laty. Chcieli dobrze, lecz dali się oszukać, bo skąd mieli czerpać wiedzę? Wszak „Gazeta Wyborcza” ze znaczkiem Solidarności, działacze NSZZ Solidarność, nawet Radio Wolna Europa przedstawiały „okrągły stół” jako sukces i wzywały, aby głosować na Solidarność, czyli listę Komitetu Obywatelskiego.

O rozmowach w Magdalence nie mówiono. Jak ktoś o tę zdradę pytał, to zaprzeczano. Teraz dostępne są liczne dowody.

Przypominam moją wypowiedź opublikowaną w prasie Solidarności Walczącej Oddziału Trójmiasto, tuż po okrągłym stole, kiedy już znane były jego ustalenia.

„Wolnych wyborów nie będzie. Komuniści chcą stworzyć pozory, które by dały im pełną legitymizację sprawowania władzy. Absolutna większość w sejmie, którą sobie gwarantują, pozwoli im uchwalać dowolne ustawy, sprzeczne z interesem społeczeństwa polskiego. Odbędzie się to w aureoli prawa. Argumentem komunistów będzie to, że sejm został wyłoniony w drodze niesfałszowanych wyborów z udziałem opozycji. Komunistom są potrzebne takie wybory. Chcą zarejestrować Solidarność, byle tylko oszukać społeczeństwo i zapędzić do urn. My żądamy absolutnie wolnych i niczym nie skrępowanych wyborów – bez określania procentowej ilości mandatów. Nie możemy być wolni w 40%. Wolność jest albo jej nie ma”.

Wzywałam wtedy do bojkotu wyborów. Nie tylko Solidarność Walcząca ostrzegała.

Tego samego zdania była Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość” (LDP-N) i Polska Partia Niepodległościowa (PPN), i Młodzież Walcząca. Wszystkie te formacje zostały skazane na zamilczenie w III RP. Trwa to do dzisiaj. Jest to kara za wezwanie w czerwcu ʼ89 r. do bojkotu tej farsy wyborczej. Z przerażeniem wysłuchałam słów młodego dziennikarza TVP, mającego pretensje do rodaków o to, że do urn poszło jedynie 60%. Widać nie zdawał sobie sprawy z tego, że część najbardziej świadomych Polaków wybory 4 czerwca 1989 r. zbojkotowała.

Posłem spoza Komitetu Obywatelskiego został wybrany przez pomyłkę. Kozakiewicz, bo wyborcy myśleli, że głosują na sportowca, znanego z gestu wykonanego na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie – słynnego „gestu Kozakiewicza”. Kandydaci solidarnościowi dostali ponad 80%, a reżimowi 20%. Lista krajowa padła. Trzeba było zmieniać ordynację wyborczą w trakcie wyborów. Napisałam list do dwóch posłanek wybranych w I turze, Anny Knysok i Elżbiety Seferowicz. Został on wydrukowany w „Poza Układem”, wydawanym przez Andrzeja i Joannę Gwiazdów. Napisałam w nim, że naród jako suweren odrzucił komunizm i Zgromadzenie Narodowe – wybrany senat i te 35% sejmu – powinno, zmieniając ordynację, dopuścić demokratyczne wybory na 65%, bo w przeciwnym razie naród nie będzie już wierzył nikomu. Skundlonym elitom brakło odwagi. Głosować na komunistów poszło w II turze tylko ok. 20% uprawnionych.

W przeciwieństwie do różnych niedouczonych tzw. celebrytów i chamowatych profesorów pokroju Hartmana, którego pradziadek, polski patriota, w grobie się przewraca, jestem dumna z mojego narodu. Z jego zbiorowej mądrości i ukochania wolności.

Być może trzeba było czekać 40 lat, aby spełniły się słowa modlitwy św. Jana Pawła II. Dlatego tak wyje Zło, bo „zmienia się oblicze Ziemi, tej Ziemi”. Duch Święty działa.

PS

Komunistyczny reżim chiński skazuje na zamilczenie masakrę na placu Tiananmen. W trwających od kwietnia 1989 r. manifestacjach brały udział tysiące. 4 czerwca 1989 r. zginęło tam ok. 10 tys. manifestantów.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jest nas wielu, więc dajemy świadectwo prawdzie publicznie / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 60/2019

Nie pamiętam sytuacji, żeby po jakimkolwiek innym filmie episkopat wydawał specjalne oświadczenie. Czas pokaże, że ten list to była akcja na krótką metę, obliczona na dziś, a nie na jutro.

Jolanta Hajdasz

Popełniłam błąd i muszę za to, właśnie na wstępie, przeprosić wszystkich Czytelników „Wielkopolskiego Kuriera WNET”. Piszę ‘popełniłam’, ale to brak precyzji – powinno być ‘popełniam’, bo błąd dotyczy bieżącego numeru „Kuriera”, tego, który teraz trzymacie Państwo w rękach. O jaki błąd chodzi? Już wyjaśniam. To błąd dziennikarski. Nie rozpoznałam bowiem prawidłowo, co było najważniejszym wydarzeniem mijającego miesiąca w Poznaniu. Jak ćma do światła, mucha na lep, koń z klapkami na oczach pobiegłam za tym, co rzucało się w oczy od razu, czego nie dało się przeoczyć, ale co z perspektywy kolejnych, oddalających nas od wydarzeń dni wydaje się coraz bardziej błahe i sztuczne. Ten błąd to brak obszernej, pięknej, solidnej relacji z rozpoczęcia Nawiedzenia Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w naszej archidiecezji.

Pisałam o tym wcześniej i wiedziałam, że to ważne, a mimo to uległam złudzeniu, że temat pedofilii w Kościele jest ważniejszy. Że raptem wszyscy mamy dostrzec problem, który – jeśli ktoś go miał, to tak naprawdę było to wiadome wcześniej – i wbrew temu, co się głosi, nie był zamiatany pod dywan.

Informacja o tym, że producent filmu wypuścił już na rynek koszulki z tytułem głośnego filmu o pedofilii wśród tajnych współpracowników bezpieki w Kościele, o czym w tym „Kurierze” pisze obok Jan Martini, to wymowna, żenująca ilustracja intencji całego przedsięwzięcia.

Zamiast pisać o filmie Tylko nie mów nikomu, powinniśmy raczej pisać o tym, kto i jak chce zarobić na nieistniejącej pedofilii w kościele.

Do tego, by przysłonić medialne informacje o Nawiedzeniu, niechcący dołożył się też Kościół. Nie pamiętam sytuacji, żeby po jakimkolwiek innym filmie episkopat wydawał specjalne oświadczenie, a gdy tytuł dzieła, które będzie symbolem sprytnej i cynicznej propagandy naszych czasów usłyszałam podczas mszy św. w moim parafialnym kościele, zrobiło mi się przykro.

Lepszej przysługi autorom tej propagandowej akcji nie można było zrobić.

Każdy chodzący do kościoła katolik usłyszał i zrozumiał, jak wielka jest wina księży i jak my, katolicy, nie mamy argumentów, by się usprawiedliwić. Czas pokaże, że ten list to była akcja na krótką metę, niepotrzebna, bo obliczona na dziś, a nie na jutro. Kościół tak nie działa.

W Poznaniu doszło do tego jeszcze zamieszanie wokół 100-lecia powstania słynnego „Marcinka” – I Liceum Ogólnokształcącego im. K. Marcinkowskiego. Jego absolwentem jest abp Marek Jędraszewski i z jego obecności na tym jubileuszu zrobił się przekaz dnia. Dla chcących się przypodobać lewackiemu prezydentowi miasta była to dobra okazja do hucznej awantury w mediach, pod pretekstem zbyt radykalnych wypowiedzi metropolity krakowskiego. My też o tym piszemy, bo chcemy obronić przed zniesławieniem szczerze szanowanego i cenionego w Poznaniu kapłana, przyjaciela nas wszystkich – i „Kuriera WNET”, i Radia WNET, i Solidarności, i AKO – bo on jest przyjacielem tych, którzy starają się być uczciwi i walczyć o prawdę w życiu publicznym. Jest nas wielu, więc dajemy świadectwo o tym publicznie.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET””, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polska na froncie światowej walki trzech faraonów walczących o władzę / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 60/2019

Polska ma oryginalną cechę – walczy z dwoma lub trzema faraonami naraz. Jeśli PiS przegra, „Faraon” zachodni ustanowi tu swoje panowanie (euro, utrata podmiotowości, wolności słowa), a jeśli wygra…

Krzysztof Skowroński

Świat jest areną walki o własność. Polityka to jedno z narzędzi tej walki. Polityk reprezentuje albo posiadaczy, albo tych, co chcieliby posiadać. Istnieje wybrana grupa „filantropów” – 1% ludzkości, właścicieli większości bogactwa na ziemi. W 2017 roku 80% wypracowanego na świecie kapitału przeszło w ich ręce. To wystarczy do rządzenia światem. Rządzi ten, kto wyg­rywa. Żeby wygrać, trzeba obstawić jak najwięcej stron konfliktu albo nim sterować, tworząc przyczynę, która wywoła emocje, które ukryją cel walki – posiadanie. I to się udało „filantropom”.

Najgłośniejszy w polityce światowej nie jest proces przejmowania majątku przez bardzo wąską grupę posiadaczy, tylko tematy zastępcze, takie jak ideologia gender czy problemy klimatyczne.

(Nie uważam, że problemu klimatycznego czy związanych z dyskryminacją nie ma, ale sposób ich przeds­tawienia służy manipulacji). Przejęcie własności odbywa się siłą (wojna, rewolucja, kradzież) lub drogą kupna. Oba sposoby towarzyszą ludzkości od początku świata.

Z danych przytoczonych przez Oxfam International wynika, że w ciągu najbliższych 20 lat 500 najbogatszych ludzi świata przekaże swoim spadkobiercom 2,4 biliona dolarów. „To więcej niż PKB Indii, w których żyje 1,3 miliarda ludzi”. Aby uniknąć buntu, możni tego świata muszą tak sterować nastrojami, żeby osłabiać wspólnoty: narody i rodziny. Dokonują tego poprzez struktury ponadnarodowe, mig­rację i ideologię gender.

Ci, którzy posługują się tymi trzema kluczami, działają w interesie tych, którzy niemal już przejęli kontrolę nad zachodnim światem. Proponowana przez nich konstrukcja społeczeńst­wa to prosta piramida: posiadacze, kas­ta urzędników i pracownicy najemni (praktycznie ubezwłasnowolnieni, rodzaj niewolników). Porządek świata ma się składać z trzech takich piramid: zachodniej, rządzonej przez „Faraona” (1% posiadaczy), wschodnio-chińskiej, rządzonej przez komunistów, i rosyjs­kiej, zarządzanej przez FSB. Nowy, wspaniały świat!

Na szczęście nie ma zgody między piramidami w kwestii podziału świata, Donald Trump nie reprezentuje interesów politycznych piramidy zachodniej, a w Europie pojawił się mocny (choć ideologicznie podzielony) głos sprzeciwu.

Wybory europejskie były ważną częścią bitwy zachodniego „Faraona” o władzę – po wyborach wprawdzie osłabionego, ale nadal zachowującego zdolność kierowana Unią. Będą kolejne odsłony tej walki, a jedna z bitew rozeg­ra się podczas jesiennych wyborów w Polsce, w której fenomenem jest Prawo i Sprawiedliwość: partia konserwatywno-socjalistyczna, łącząca interes byłego milicjanta, pracującego teraz w ochronie (cała jego rodzina głosuje na PiS), z interesem wywłaszczonego ziemianina; koncepcję silnego państwa o ambicjach podmiotowych – ze zgodą na budowanie struktur ponadnarodowych, ale bez sterującej kasty urzędniczej („Faraona”). Polska ma też kolejną oryginalną cechę – walczy z dwoma lub trzema faraonami naraz. Jeśli PiS przegra, „Faraon” zachodni ustanowi tu swoje panowanie (euro, utrata podmiotowości, wolności słowa), a jeśli wygra…

Na ile Polska po czterech latach dobrej zmiany jest „nasza” i jakie są w niej nastroje, będziemy opowiadać w kolejnej podróży radiowej „Wracamy do źródeł”. Proszę słuchać Radia WNET i wspierać je na wspieram.to/studiownet.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, redaktora naczelnego „Kuriera WNET””, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Aby przerwać drut, wystarczy go wyginać na przemian w przeciwne strony aż do skutku. Jak się to ma do ofensywy lewactwa?

Vladimir Volkoff radzi nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza i zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy.

Herbert Kopiec

Znamienne, że encyklopedie i słowniki na Zachodzie ignorują termin ‘dezinformacja’. We Francji – pisze Vladimir Volkoff – zaczęto go używać dopiero w 1963 r. w kontekście pojęcia dezinformacja techniczna, oznaczającego metodę stosowaną przez tajne służby w celu ukrycia lub przekręcenia prawdziwych celów politycznych, ekonomicznych czy dyplomatycznych danego państwa. Samo słowo – informuje „Le Monde”– pojawiło się dopiero, kiedy KGB powołało specjalny wydział mający dezinformować co do rzeczywistych celów politycznych Związku Sowieckiego.

O ile Zachód usłyszał o dezinformacji dopiero w 1963 roku, określenie to figurowało już wcześniej w sowieckich słownikach i encyklopediach.

Okazuje się, że strategia rozszyfrowania dezinformacji jest dość prosta i oczywista, choć wymaga sporo czasu i mozolnego wysiłku. Kluczowe jest to – pisze V. Volkoff – że trzeba zdać sobie sprawę z samego istnienia dezinformacji, jej systematycznego i szkodliwego charakteru. Nie należy przy tym wpadać w paniczną manię dezinformacyjną, odrzucać każdą informację pod pretekstem, że może być ona fałszywa, podejrzewać wszystkich zatrudnionych w środkach masowej komunikacji, że są agentami wpływu.

V. Volkoff doradza przyjąć postawę skrupulatnej nieufności, nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza, a czytając je, zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy. Należy sporządzić – pisze dalej V. Volkoff – listę wszystkich ważniejszych tekstów, artykułów czy emisji autorstwa osoby, którą zamierzamy analizować. W rubryce „ma” należy umieścić te z nich , które stoją w sprzeczności z polityką komunistyczną; w rubryce „winien” te, które są z nią zgodne. Wiele pozycji w rubryce „winien” wyda się opartych na niepodważalnych faktach; komuniści często rozpętują swe kampanie propagandowe na gruncie, na którym fakty zdają się potwierdzać słuszność ich słów (na przykład korupcja czy brak demokracji w jakimś małym kraju będącym celem komunistów). Jeśli jednak okaże się – konkluduje Volkoff – że rubryka „winien”, prokomunistyczna, jest przepełniona, podczas gdy „ma” prawie lub zupełnie pusta, to nawet jeśli nie będzie dowiedzione, że analizowana osoba jest agentem, wszystko świadczy o tym, że jej działalność jest pożyteczna dla ZSRS. (…)

Mimo że książka Volkoffa ukazała się prawie trzydzieści lat temu, nabiera nowej, niepokojącej aktualności. Czytamy w niej, że to, co nazywane bywa dezinformacją, obejmuje też demonstracje, strajki, zamieszki, mające zdyskredytować rządy i podkopać morale społeczeństw.

Skąd my to znamy? Z analizy sowieckiej polityki zagranicznej wynika, że szczególnie użyteczne są demonstracje. Mimo że nigdy nie są one spontaniczne, sprawiają takie wrażenie i zawsze odbijają się szerokim echem wśród opinii publicznej. Dobrze zorganizowana demonstracja może stworzyć całkowicie fałszywy obraz rzeczywistych nastrojów społecznych w danym kraju i przekonać niezdecydowanych. Demonstracja pod ambasadą amerykańską w Londynie (październik 1968 r.) przeciw wojnie w Wietnamie zgromadziła 6000 osób, podczas gdy pod ambasadą ZSRS przeciw agresji na Czechosłowację protestowało 7 osób. Dezinformacja, wykorzystując najprzeróżniejsze środki, zmierza do wmówienia pewnych określonych rzeczy zawsze za pośrednictwem massmediów.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” znajduje się na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zgromadzenie na placu Wolności w Poznaniu na znak solidarności z prześladowanymi chrześcijanami w Syrii

Chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata. Ataki na chrześcijan zdarzają się w różnych częściach świata kilka razy w miesiącu. Informacje o tym nie przebijają się do mediów.

Andrzej Karczmarczyk

Maronicki arcybiskup Damaszku Samir Nassar napisał do Stowarzyszenia Papieskiego Pomoc Kościołowi w Potrzebie list, w którym opisuje, jak ludzie w Syrii nieustannie cierpią. On sam jest świadkiem tych wydarzeń, żyjąc wśród bomb.

Fot. A. Karczmarczyk

Od odczytania tego listu rozpoczęło się wieczorne zgromadzenie na placu Wolności przy krzyżu ze zniczy ułożonym symbolicznie na znak solidarności z naszymi braćmi w wierze, którzy cierpią za wierność Bogu i Kościołowi.

Następnie prowadzący zgromadzenie przypomniał, że chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata. Ataki na wyznawców Chrystusa zdarzają się kilka razy w miesiącu w różnych częściach świata. Dyskryminacja, pogarda i nienawiść wobec naszych braci w wierze są w wielu krajach na porządku dziennym, lecz informacje o tym nie przebijają się do mediów ani światowych, ani polskich… W dalszej części spotkania zostały przytoczone przykłady z obecnego roku napaści terrorystycznych na chrześcijan. Zgromadzenie zakończyło się wspólną modlitwą – koronką do Miłosierdzia Bożego.

Organizatorem zgromadzenia były: Poznań dla Życia i Chrześcijański Kongres Społeczny. Wśród uczestników dało się zauważyć liczną grupę z AKO i Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Solidarni z prześladowanymi chrześcijanami” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Solidarni z prześladowanymi chrześcijanami” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ojczyzna w nauczaniu kardynała Augusta Hlonda z okresu międzywojennego: wysoko stawiał wymóg miłości ojczyzny

Wielkim przełomem było podejście prymasa Hlonda do roli i znaczenia emigracji polskiej. Traktował ją jako nierozdzielną część narodu polskiego, wymagającą szczególnej troski i opieki.

Stanisław Mikołajczak

Patriotyzm prymasa Augusta Hlonda był osadzony w kontekście historycznym Polski, która w momencie objęcia przez niego urzędu od kilku lat była krajem wolnym, ale zrujnowanym ekonomicznie przez wojnę, okaleczonym duchowo latami zaborów i nowymi procesami społecznymi, będącymi następstwem I wojny światowej. Była to Polska scalona z trzech zaborów, której kapitałem założycielskim stał się wielki patriotyczny czyn zbrojnej obrony granic i obrony młodego państwa, zderzony następnie z powszechną powojenną biedą, z trudami życia codziennego, waśniami, sporami politycznymi.

Kardynał August Hlond był wybitnym hierarchą Kościoła polskiego i powszechnego, którego wielkość i dokonania przyćmiły później osobowości Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II, ale jego nauczanie było w wielu aspektach przez nich kontynuowane i wzbogacane.

Podkreślił to sam Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1979 r. w Gnieźnie, mówiąc o doniosłej roli tego „wielkiego prymasa Polski niepodległej, Polski dwudziestolecia, Polski okupacyjnej”. (…)

W 1922 r. został administratorem apostolskim na polskim Śląsku z siedzibą biskupstwa w Katowicach, a 24 czerwca 1924 r. – arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim, a tym samym – prymasem Polski.

Był wówczas najmłodszym członkiem Episkopatu Polski. Nominację zawdzięczał papieżowi Piusowi XI, który zaraz po wojnie światowej został nuncjuszem w Warszawie, zachowującym bardzo życzliwy stosunek do Naczelnika Państwa, Marszałka Józefa Piłsudskiego (nominacja na prymasa nastąpiła miesiąc po zamachu majowym). A. Hlond również sympatyzował z Józefem Piłsudskim i obozem sanacji, w czym był dość osamotniony w Episkopacie Polski. Wybitni arcybiskupi tamtego czasu: krakowski – kardynał książę Stefan Sapieha, lwowski – Józef Teodorowicz, wileński – Romuald Jałbrzykowski, podobnie jak większość biskupów (poza kardynałem warszawskim Aleksandrem Kakowskim) sympatyzowali z endecją lub chadecją. Nie ułatwiało to prymasowi rządów w Kościele i ograniczało go w działalności publicznej, świeckiej.

Niemniej jego pozycja zapewniała mu najwyższy prestiż, wkrótce zyskał też autorytet osobisty, pod względem którego równać się z nim mogli tylko Marszałek Piłsudski i Ignacy Paderewski. (…)

Chce Chrystus Król, by się Polska odrodziła, zrywając z laicyzmem, który więzi jej myśli wielkie i siły. Ma się Polska przeciwstawić prądom, które podkopują życie religijne. Nie ma Polska sprzyjać destrukcyjnej pracy różnego rodzaju apostołów i nie ma popierać odszczepieństwa, które nic zdrowego i pożytecznego w życie narodu nie wnosi, a natomiast jedność rozbija i siłę narodową załamuje. Nie ma Polska dopuścić do ustawodawstwa, które by prowadziło do rozprężenia rodziny przez rozwody. Ma Polska porzucić metody partyjne, które nie uznając u nikogo innego zasług i dobrej woli, bezwzględnie wypierają i niszczą przeciwników. Wyrzec ma się Polska niezgody i nieporozumienia i spory ma łagodzić, nie zaostrzać. Wyprzeć się ma owej płytkości i lekkomyślności w traktowaniu spraw publicznych, owego braku odpowiedzialności za losy narodu (…) W ogóle ma Polska zerwać z prądami, które zawodowo propagują laicyzm, pod jakimkolwiek tytułem i w jakiejkolwiek szacie, a przede wszystkim zerwać powinna z masonerią, której ostatnim celem jest systematyczne usuwanie ducha Chrystusowego z życia narodów. Tym więcej zaś zerwać z nią musi Polska, że masoneria to konspiracja zagraniczna, której nie tylko na Polsce nic nie zależy, ale która potężnej Polski nie chce (…)

Dusza polska musi się przejąć Chrystusem (…) Na próżno wołamy o uzdrowienie życia państwowego, jeżeli Chrystusem nie uzdrowią się poszczególne dusze (…) Następnie ma się Polska postarać, aby Chrystus swymi prawami i swoim duchem zapanował w naszym życiu społecznym i politycznym. Tego się laicyzm najwięcej lęka. Nazywa to fanatyzmem katolickim, klerykalizmem, teokracją. A jednak Chrystus powinien być królem także naszego życia publicznego, bo ma do tego Boskie prawo i tylko Jego autorytet Boski da naszemu życiu zbiorowemu siłę i powagę, a Jego duch ustrzeże nas od błędów.

Nie znaczy to, że Kościół dąży do opanowania władzy państwowej lub chce wkraczać w sprawy polityczne. To nie jego zadanie.

Kościół nie solidaryzuje się też z żadną formą rządów i nie jest związany z żadną partią polityczną. Ale jako powiernik i stróż nauki i zasad Chrystusowych, każe tych zasad przestrzegać także w życiu publicznym, zwłaszcza przy rozwiązywaniu zagadnień religijnych i etycznych.

Kościół nie jest ani szkołą polityczną, ani politycznym warsztatem, lecz szkołą sumienia katolickiego, z którym mężowie stanu, politycy, członkowie ciał ustawodawczych i urzędnicy mają wstępować w życie publiczne (Przemówienie na VII Zjeździe Katolickim w Poznaniu, 6.11.1926).

Cały artykuł Stanisława Mikołajczaka pt. „Ojczyzna w nauczaniu kard. Augusta Hlonda z okresu międzywojennego” znajduje się na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Mikołajczaka pt. „Ojczyzna w nauczaniu kard. Augusta Hlonda z okresu międzywojennego” na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Burzliwe losy Pomnika Powstańca Śląskiego w Chorzowie i nieoczekiwane odkrycie w dramatycznym momencie dziejów monumentu

Niemiec we wrześniu 39 r. jako robotnik brał udział w burzeniu pomnika. Przypadkowo znalazł pamiątkowy rulon ze spisem walczących o polskość Śląska powstańców i ukrył go, ratując ich przed represjami.

Tadeusz Loster

Pomnik Powstańca Śląskiego w Królewskiej Hucie. | Pocztówka ze zbiorów T. Lostera

Dzisiejszy Chorzów to miasto powiatowe w województwie śląskim. Historia jego sięga XIII wieku, kiedy to znany był jako wieś. W 1868 roku prawa miejskie uzyskała Kolonia Królewska Huta. Chorzów jako przyległa wieś nie wszedł wtedy w granice miasta. W 1898 roku miasto Królewską Hutę wyłączono z powiatu bytomskiego i zostało miastem na prawach powiatu. W czerwcu 1922 roku, po powstaniach śląskich i plebiscycie, Królewską Hutę i Chorzów oraz inne części dzisiejszego Chorzowa uroczyście przyłączono do Polski.

Aspiracje i rozwój Królewskiej Huty jako miasta spowodowały, że w 1892 roku przy obecnej ulicy Wolności powstał duży, neogotycki gmach poczty, według projektu architekta J. Schuberta. Tak okazały budynek poczty powstał w związku z uniezależnieniem się placówki pocztowej od ówczesnego urzędu pocztowego w Gliwicach. Cztery lata później, w 1896 roku, pod gmachem poczty odsłonięto pomnik Germanii.(…)

Pomnik Germanii w Królewskiej Hucie uległ zniszczeniu podczas powstań śląskich. Na pozostałym cokole 2 października 1927 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej profesor Ignacy Mościcki odsłonił Pomnik Powstańca Śląskiego. Pomnik przedstawiał Juliusza Ligonia – kowala, śląskiego działacza społecznego. Konkurs na projekt pomnika wygrał 23-letni krakowski artysta rzeźbiarz Stefan Zbigniewicz (1904–1942), a jego wykonaniem zajął się Wincenty Charembalski (1890–1960), polski rzeźbiarz i artysta malarz. (…)

Statua Orła Białego w Chorzowie | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

Juliusz Ligoń, którego twarz i sylwetka oraz zawód posłużyły artystom rzeźbiarzom do stworzenia postaci powstańca śląskiego, był kowalem, działaczem społecznym i publicystą na Śląsku. Urodził się w 1823 roku w Prądach (obecnie gmina Koszęcin). Pracował jako kowal w ojcowskiej kuźni, był samoukiem. (…) Mimo że nie był powstańcem, całe życie walczył – czynem i piórem – o polskość Śląska. Jego synami byli: poeta Jan Ligoń i dziennikarz Adolf Ligoń, a Stanisław Ligoń – malarz, pisarz i ilustrator – to jego wnuk.

Pomnik Powstańca Śląskiego, a faktycznie „Pomnik ku czci poległych Powstańców Śląskich”, przedstawiał okazałą postać kowala o regularnych rysach twarzy, trzymającego w lewej ręce kowalski młot wsparty na kowadle, a w prawej ręce wykuty miecz. Miecz ten, symbol rycerskiej walki, był skierowany ostrzem za sylwetkę pomnika, w stronę niemieckiego Bytomia.

Odsłonięcie Pomnika Powstańca Śląskiego w Chorzowie, 1971 | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

1 września 1939 roku wybuchła wojna. Już 3 września wojska niemieckie wkroczyły do Chorzowa, który 5 września włączony do niemieckiej Rzeszy, otrzymał nazwę Kὄnigshὕtte. W niedługim czasie Pomnik Powstańca Śląskiego został usunięty. 26 stycznia 1945 roku armia radziecka wkroczyła do Chorzowa. 20 października 1946 roku w nowej, „rządzonej przez lud” rzeczywistości na pozostałym po pomnikach Germanii i Powstańca Śląskiego cokole została odsłonięta statua Orła Białego ku czci wszystkich powstańców, którzy oddali życie za ojczyznę. (…)

Obecnie w miejscu, gdzie stały te trzy pomniki, została wybudowana w 1998 roku fontanna, a na gmachu poczty wmurowano pamiątkową tablicę o treści: „W tym miejscu stał pomnik Powstańca Śląskiego, zburzony w 1939 roku przez hitlerowców. W 1946 roku wzniesiono tu statuę Orła Białego”.

Lista imienna powstańców Śląskich z Królewskiej Huty, 1923 r. | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

1 września 1971 roku w Chorzowie na placu gen. Aleksandra Zawadzkiego, obecnie placu Powstańców Śląskich, z okazji 32 rocznicy agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę oraz uczczenia 50. rocznicy III powstania śląskiego odsłonięto odbudowany Pomnik Powstańca Śląskiego. Zaprojektowali go śląscy artyści Henryk Goraj i Tadeusz Ślimakowski. Pomnik miał być kopią tego wzniesionego w 1927 roku przed gmachem poczty, ale różnił się od niego tym, że postać kowala trzymała miecz wsparty o podłoże ostrzem do przodu. (…)

W połowie lat 50. XX wieku, kiedy władze PRL zezwoliły Ślązakom czującym się Niemcami na wyjazdy do Republiki Federalnej Niemiec, do muzeum przyszedł niemłody już mężczyzna. Przyniósł ze sobą rulon pożółkłego, rozsypującego się papieru, aby przed wyjazdem pozostawić go w muzeum. Była to lista imienna powstańców śląskich z Królewskiej Huty, zawierająca 281 nazwisk, która w dniu odsłonięcia pomnika 27 października 1927 roku została umieszczona wewnątrz monumentu. Ten wyjeżdżający z Polski Niemiec w pierwszych dniach września 1939 roku jako robotnik brał udział w burzeniu pomnika. Przypadkowo znalazł pamiątkowy rulon ze spisem walczących o polskość Śląska powstańców i ukrył go, ratując ich tym sposobem przed represjami. Wręczając go ówczesnemu pracownikowi muzeum, Januszowi Modrzyńskiemu, prosił, aby pozostał anonimowym darczyńcą.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pomnik Powstańca w Chorzowie” znajduje się na s. 4 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pomnik Powstańca w Chorzowie” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Zełenski jak Mojżesz przeprowadzi Ukrainę z biedy do dostatku? Czy można całkowicie zmienić kraj przeorany korupcją?

Ukraińcy pamiętają ofiary na Majdanie. I mówią: i po co oni szli pod kule? Teraz nikt nie zaryzykuje swojego życia, żeby potem, za dwa lata, wszystko wróciło za pomocą dobrej socjotechniki do starego.

Paweł Bobołowicz
Krzysztof Skowroński
Marek Sierant

Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie

Marek Sierant, polski dziennikarz, publicysta i producent filmowy o ukraińskich korzeniach, od lat mieszkający i pracujący na Ukrainie, dzieli się w rozmowie z Pawłem Bobołowiczem i Krzysztofem Skowrońskim swoją wiedzą na temat sytuacji po wyborach prezydenckich na Ukrainie.

Paweł Bobołowicz: Z zaangażowaniem komentowałeś kampanię wyborczą. Czy spodziewałeś się, że Wołodymyr Zełenski, człowiek spoza polityki, uzyska 73% poparcia? Jak to się stało?

Spodziewałem się, że będzie prezydentem, ale nie przypuszczałem, że z aż takim dobrym wynikiem. Wiele rzeczy na to wskazywało, ponieważ zniechęcenie do Petra Poroszenki było bardzo duże; oprócz tego świetna propaganda, znakomicie wykorzystane różne socjotechniki połączone w całość, i to nie tylko w gorącym okresie kampanii wyborczej. Była to kampania rozpoczęta już na trzy lata przed wyborami prezydenckimi.

Wcześniej był, przypomnijmy, serial. Wystartował w 2015 roku. Prototyp partii Sługa Narodu został zarejestrowany w roku 2016. Czy uważasz, że to był przemyślany projekt polityczny?

Oczywiście, że był przemyślany. Nieprzypadkowo Kołomojski kilkakrotnie spotykał się z niejakim Pałycią; to jest obecnie jego prawa ręka na Ukrainie. I z Julią Tymoszenko, między innymi w Warszawie, mniej więcej dwa lata temu. Spotykał się wielokrotnie również z Zełenskim, w Genewie, potem w Izraelu. Więcej, Choroszkowski, znany oligarcha, związany z Janukowyczem, spotykał się z Kołomojskim, bo mają też wspólne interesy. Choroszkowski jest właścicielem 96% akcji 95 Kwartału, i jeszcze do tego jest współwłaścicielem kanału Inter. Nie tylko 1+1 reklamował Zełenskiego, ale i kanał Inter, a jego właściciele to Firtasz, Lowoczkin i Choroszkowski. 95 Kwartał, dla wyjaśnienia, to jest kompania producencka, która wyprodukowała film Sługa narodu i wszystkie kabarety, w których występuje Wołodymyr Zełenski. Ma podpisany kontrakt z panem Kołomojskim i z grupą 1+1, gdzie są wyświetlane wszystkie produkcje 95 Kwartału.

I to jest środowisko bardzo mocno związane z byłym układem – z Partią Regionów, z prezydentem Janukowyczem.

Oprócz tego od dłuższego czasu w ukraińskich mediach społecznych można było zauważyć mnóstwo fejkowych informacji dotyczących Petra Poroszenki, które miały go za zadanie oczernić. Cokolwiek by zrobił, w którą stronę by poszedł, zawsze było źle. Chcę podkreślić: Petro Poroszenko ma na sumieniu sporo grzechów. Trzeba to uczciwie przyznać. Jego przeciwnicy nie mieliby takiego punktu oparcia i zaczepienia, gdyby Poroszenko zaraz po Majdanie załatwił sprawę oligarchów, zamiast się z nimi umawiać. On myślał, że ich kontroluje, a to oni go ograli.

Wspomniałeś, że Kołomojski miał kontakty z Julią Tymoszenko. On sam zresztą się do tego przyznaje. Czy to oznacza, że Kołomojski grał na kilku możliwych kandydatów, byle przeciwko Poroszence?

Dla każdego coś miłego. Przypominam projekt Kołomojskiego – partię UKROP, taką megapatriotyczną, proukraińską. Zełenski coś zupełnie innego: nostalgia za Sowieckim Sojuzem, przyjaźń z Rosją; my jesteśmy niby Ukraińcy, ale nie Ukraińcy. I tak dalej, i tak dalej. Julia Tymoszenko to jest w ogóle osobna kategoria. Proszę zwrócić uwagę na jeden niuans. Podczas kampanii wyborczej Julia Tymoszenko, kosztem często własnego poparcia, biła wyłącznie w Petra Poroszenkę, jakby nie zauważając Zełenskiego. A to Zełenski odebrał jej część elektoratu. I to jest realny argument czy czynnik, który możemy zobaczyć gołym okiem, bo nie wiemy, jak wyglądają kuluarowe relacje pomiędzy ludźmi, o których tutaj mówimy. Jak to się mówi – po owocach ich poznacie, i teraz widać, jak Julia Tymoszenko już przebiera nogami, żeby być premierem; jak mówi: szybciej rozwiązujcie Radę, bo nie macie legitymacji! Bo ona rozumie, że teraz może jeszcze uzyskać dobry wynik wyborczy. I ona, i Zełenski. Potem, im dalej w las, tym będzie trudniej, a drzew więcej.

Czyli to nie jest nowy układ, który ma zrywać z dotychczasową polityką, ale kryją się za nim nazwiska i starych oligarchów, i starych polityków, w tym takiej lisicy polityki ukraińskiej, jak Julia Tymoszenko. Czy ukraińskie społeczeństwo miało szansę dowiedzieć się w czasie kampanii wyborczej, że Zełenski to nie Hołoborodko, nauczyciel historii z serialu, tylko zakładnik starej politycznej i oligarchicznej ekipy?

Szansa była, ale Ukraińcy do końca nie chcieli słuchać. Uwierzyli w film Sługa narodu, stworzyli sobie projekcję, wizualizację prezydenta i przełożyli obraz pana Hołoborodki czyli postaci, którą grał Zełenski, na Zełenskiego. Ale Hołoborodko walczył z korupcją, posadził nawet swoich współpracowników do więzienia. No, ja sobie nie wyobrażam, żeby Zełenski posadził Kołomojskiego albo Firtasza do więzienia…

Przypomnijmy, że Kołomojski już zapowiedział, że wróci na Ukrainę. Bo teraz mieszka w Izraelu i w Genewie.

W Genewie już nie mieszka, dlatego że nakazem londyńskiego sądu jest ścigany za pieniądze, które przelał do firm, które są zarejestrowane na Cyprze, i za to musiał opuścić Szwajcarię. Szwajcarzy powiedzieli: fajnie było, dopóki nie było problemów z kapitałem, ale teraz, panie Ihorze, pan rozumie, jesteśmy w bardzo niezręcznej sytuacji. Ale też nie jest wykluczone, że FBI prowadzi postępowanie, w którym występuje Ihor Kołomojski i nieoficjalnie mówi się o tym, że Amerykanie mogliby być zainteresowani zatrzymaniem. I być może dlatego Igor Kołomojski opuścił Szwajcarię. W Izraelu, którego ma obywatelstwo, po prostu nic mu nie grozi. Izrael jest znany z tego, że nie wydaje swoich obywateli bez względu na skalę popełnionych przez nich przestępstw.

Krzysztof Skowroński: I tam ma też znajomego z Rosji, pana Abramowicza, który musiał opuścić Londyn z tego samego powodu i przenieść się razem ze swoim majątkiem do Izraela.

Co więcej, znajomym pana Abramowicza jest też Wołodymyr Zełenski. No właśnie. Hołoborodko jeździł rowerem, mieszkał w komunalnym mieszkaniu; Zełenski ma willę w Italii i jest tam sąsiadem Abramowicza. I ma luksusowe mieszkanie na Krymie, oczywiście kupione za pół ceny, ale mówi się, że po cenie rynkowej. Ma kontakty z oligarchami, wejścia praktycznie do kilku kanałów telewizyjnych.

Z kolei pan Firtasz, o którym też była mowa, przebywa w Wiedniu. Ponieważ grozi mu ekstradycja do Stanów Zjednoczonych za sprawy korupcyjne, austriacki sąd, zresztą na wniosek Stanów Zjednoczonych, nałożył na niego areszt domowy. Ale Austriacy nie spieszą się z wydaniem go Amerykanom. W pewnym sensie pan Firtasz ma w Austrii azyl.

To jacy oligarchowie mieszkają na terenie Ukrainy?

Petro Poroszenko (śmiech). Lowoczkin chyba jeszcze się nie wyprowadził Ukrainy. Medweczuk, który jest nie tylko oligarchą, ale takim demiurgiem ukraińskiej polityki, też tutaj funkcjonuje. Nie wszyscy stąd wyjechali, ale zazwyczaj większość z nich posiada też nieruchomości w innych krajach. I zazwyczaj ma obywatelstwo innych krajów; bardzo często jest to obywatelstwo Izraela.

Wracając do Zełenskiego: w kampanii wyborczej zastosowano jeszcze jedną technikę. Zełenskiego takiego, jaki on jest naprawdę, schowano. Zmontowano dynamiczne wideo, które zostało wrzucone na YouTube i na inne kanały mediów społecznych. W ten sposób zaprojektowano postać pana Zełenskiego, która poza twarzą nie ma nic wspólnego z tą, którą zagrał w filmie Sługa narodu.

PB: Zełenski dokonał pewnego ważnego aktu politycznego w tym tygodniu. Spotkał się z patriarchą Filaretem, tego samego dnia spotkał się ze zwierzchnikiem ukraińskiej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego. To oczywiście wywołało też wiele negatywnych komentarzy. Ale w pewnym sensie było widać to, co mówisz – że on nie jest przygotowany do tej funkcji. Przyszedł na te spotkania w czarnej koszuli, nie miał na sobie garnituru, krawata, ręce trzymał pod stołem. Wyglądało to całkiem inaczej niż w spotach.

Nie spotkał się natomiast z przedstawicielami ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej. To też jest bardzo ważne.

Słabo znamy jego poglądy albo w ogóle nie znamy. Czy Zełenski w ogóle mówił coś o Polsce? Czy Polska ma znaczenie w jego koncepcji, jeżeli takowa w ogóle jest?

Mówił. Powiem więcej: w momencie, kiedy ogłosił swoją kandydaturę, gościł w naszym polskim Arłamowie w Bieszczadach.

A ogłosił, przypomnijmy, w noc sylwestrową. Zamiast orędzia prezydenta zostało wyemitowane orędzie Zełenskiego. W telewizji 1+1.

Orędzie człowieka X, jakiegoś tam gwiazdora, showmana. Natomiast jeśli chodzi o Zełenskiego i o Polskę, to mówi niewiele, ale mówi. Że Polska jest przykładem dla Ukraińców, że świetnie sobie poradziliśmy ekonomicznie, że udało nam się ze wszystkich tych postsocjalistycznych krain poradzić sobie najlepiej na drodze do kapitalizmu i do jakiego-takiego rozwoju. I to wszystko. Podejrzewam, że on po prostu nie ma wiedzy na temat Polski. A jego doradcy, szczerze mówiąc, bardziej zwracają uwagę na Rosję, Stany Zjednoczone, Niemcy niż na Polskę. Ja nie widzę możliwości przełomu w stosunkach polsko-ukraińskich pod przewodnictwem pana Zełenskiego, bo to są dyletanci.

Ale jest z drugiej strony ten element bardzo drażliwy w relacjach polsko-ukraińskich: polityka historyczna, polityka pamięci, kwestia miejsc pamięci. Zełenski nie przywiązuje szczególnej uwagi do kwestii patriotyzmu, spraw narodowych; może pod tym względem Polska będzie miała w nim lepszego partnera?

Może pójść na jakieś tam ustępstwa, ale niekoniecznie. Przypominam, że doradcami Zełenskiego są ludzie, którzy byli u Janukowycza. Jak wyglądała wtedy polityka historyczna? Niby się zgadzali, niby też potępiali UPA, ale żadnych znaczących gestów ze strony ukraińskiej nie było. I ich to nie obchodzi. Ich obchodzą pieniądze. Jak zarabiać kasę, jak odzyskać bank dla Kołomojskiego – dwa miliardy dolarów. To ich interesuje najbardziej. I oczywiście świetny pijar, który cały czas robią, jeśli chodzi o ukraiński elektorat, który ciągle ma nadzieję, że Zełenski to jest taki Mojżesz, który przeprowadzi ten biedny naród ukraiński z niedoli do dobrobytu. To jest taka naiwna wiara w to, że można całkowicie zmienić kraj, który naprawdę jest – nie wiem jak to powiedzieć – przeorany korupcją od góry do dołu, i wertykalnie, i horyzontalnie.

Za to też niewątpliwie jest odpowiedzialna poprzednia ekipa. Ale spójrzmy może szerzej. Mieszkasz tutaj od wielu lat, jednocześnie jeździsz do Polski. Te ostatnie pięć lat po Rewolucji Godności – czy faktycznie, jak twierdzi wielu Ukraińców, nie nastąpiły tu żadne zmiany albo jest gorzej? Jak to oceniasz?

Ja na Ukrainę przyjeżdżam od dwudziestu lat, a nawet więcej. I ja te zmiany widzę z boku. Można krytykować panią Mosejczuk – ja też ją krytykuję (to jest prowadząca program na kanale pana Kołomojskiego 1+1) – za to, że powiedziała, że nosem czy językiem kromki chleba nie posmarujesz. Ale w pewnym sensie ona ma rację. Wszystkie reformy, które tutaj się dzieją, mają charakter bardziej infrastrukturalny, systemowy; dla zwykłego zjadacza chleba one są nieodczuwalne. Więcej, ja słyszę wypowiedzi pana Hrojsmana, że budujemy na Ukrainie drogi, a któryś raz z kolei – bo mam rodzinę w Czerkaskiej Obłasti– jadę drogą do Czerkas, a to jest droga krajowa – i nawet nie można o niej powiedzieć, że to są dziury. To wygląda jak droga przyfrontowa, po których Ty miałeś okazję jeździć.

Przy okazji: zawsze przypominasz, że za drogi na Ukrainie jest odpowiedzialny nasz rodak.

Pan Sławomir Nowak, od trzech lat. Czasami mi się wydaje, że on więcej mówi o autostradach, których na Ukrainie nie ma, niż o normalnych drogach. Nawet jak wybudujemy piętnaście nowych lotnisk, jak się chwali minister Omelian od infrastruktury, to czym ja do tych lotnisk dojadę? Helikopterem prywatnym, jak Kołomojski (śmiech).

KS: Czy były prezydent Janukowicz wróci do swojej pięknej willi, którą mieliśmy okazję kiedyś zwiedzić?

Czy wróci, tego nie wiem, ale deklarował, że chce i że widzi w Zełenskim męża opatrznościowego, któremu życzy wszystkiego najlepszego. I bardzo chciałby wrócić, on to zaznacza teraz w każdym swoim wystąpieniu, w każdym wideo, które wrzuca do sieci, na każdym spotkaniu z dziennikarzami. Ale jako kto? Nie wiadomo. Jeśli rzeczywiście wróci, to Zełenski będzie miał twardy orzech do zgryzienia, ponieważ tutaj jest wystawiony na Janukowycza prokuratorski nakaz ścigania i wyrok skazujący za zdradę narodową, za korupcję, za to, co się stało na Majdanie. Nie wiem, jak Zełenski się z tym zmierzy, bo przecież przyjaciele Zełenskiego to też przyjaciele Janukowycza.

Rzetelność dziennikarska wymaga, żeby powiedzieć, że po publicznym wyrażeniu poparcia przez Janukowycza dla Zełenskiego, ten oświadczył, że takich wyrazów poparcia sobie nie życzy.

PB: Jaka przyszłość czeka więc Ukrainę? Rewolucja?

Nie, chyba że Zełenski zagra w taki sposób, że coś pęknie w ludziach. Na razie, cokolwiek zrobi czy powie, wszystko jest mu wybaczane. Więc do Majdanu jeszcze droga bardzo daleka, tak bym powiedział. Apatia – tak, jest. Zniechęcenie – jest. Ale Ukraińcy mają z tyłu głowy ofiary na Majdanie. I ludzie mówią: no i po co oni szli pod te kule? Teraz, po tym, co się stało, nikt nie zaryzykuje swojego życia, żeby potem za dwa, trzy lata wszystko wróciło za pomocą dobrej socjotechniki do starego. A tak naprawdę mówi się, że to nowe, a to takie stare, tylko po botoksie (śmiech).

Zapytałem działaczy związanych z Rewolucją Godności, czy pogodzą się z faktem, że Zełenski jest prezydentem, czy też należy spodziewać się jakichś gwałtownych wydarzeń. Powiedzieli mi, że trzeba poczekać do jesieni. Bo ukraińskie rewolucje zazwyczaj wybuchają 22 listopada, w dzień świętego Michała Archanioła.

Specyfika ukraińskich rewolucji polega na tym, że one uwielbiają zimę. Późną jesień, zimę. Nie wiem, skąd to się bierze, może z tego, że ukraińscy Kozacy lubili bardzo organizować pochody właśnie zimą, bo nikt się wtedy nie spodziewał napaści.

Może lepiej, żeby nic się nie wydarzyło, ale przypomnę, że kluczową datą, może ważniejszą niż same wybory prezydenckie, będą wybory parlamentarne dwudziestego 27 października 2019 roku. Ukraina jednak jest republiką, w której zdecydowanie większą rolę odgrywa parlament i rząd. Prezydent jest ważny, ale nie może samodzielnie rządzić. Bez swojego rządu Wołodymyr Zełenski będzie miał związane ręce, a czy będzie miał swój rząd, to dopiero zobaczymy jesienią. Chyba, że uda mu się wcześniej rozwiązać Radę.

Rozmowa Pawła Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z Markiem Sierantem, pt. „Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie”, znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Rozmowa Pawła Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z Markiem Sierantem, pt. „Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie”, na s. 7 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dziś, być może, wielu powiedziałoby Janowi Pawłowi II za mężami ateńskimi: „Posłuchamy cię innym razem”

Jeśli nie będziemy czerpać z tego dziedzictwa, odrzucimy prawdę, a w konsekwencji zakwestionujemy Ewangelię. Jeśli roztrwonimy ten kapitał duchowy i intelektualny – popełnimy grzech zaniechania.

Małgorzata Szewczyk

27 kwietnia minęło pięć lat od kanonizacji Jana Pawła II. Nie sposób dziś wyobrazić sobie, jaki byłby świat bez papieża Polaka. Ten wyjątkowy pontyfikat zaowocował setkami wydarzeń, sytuacji i papieskich gestów, o których mówiono, że odtąd Kościół zmieni swe oblicze i nic już nie będzie takie samo. Zadziwiał, frapował, ba, wielokrotnie wprawiał w konsternację nawet swoje najbliższe otoczenie. Jednak kluczem do zrozumienia jego pontyfikatu jest spuścizna słowa, którą pozostawiał Kościołowi, światu i nam, Polakom.

Jeszcze kilka lat temu to, czego jesteśmy dziś świadkami, byłoby nie do pomyślenia. Podpisana przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego karta LGBT w Warszawie, film Kler, propozycje usunięcia lekcji religii ze szkół, projekt ustawy o świeckim państwie przygotowany przez Stowarzyszenie Inicjatywa Polska, „lekcja religii” prowadzona przez prezydenta miasta Poznania Jacka Jaśkowiaka czy profanacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w płockim kościele – to tylko niektóre z wydarzeń czy inicjatyw z pogranicza państwa i Kościoła, bezpardonowo atakujących religię i obrażających katolików.

I na nic tu tłumaczenia o wolności słowa i sztuki, postępie i demokracji, „wartościach” europejskich, o równości płci i innych nośnych dziś hasłach. To po prostu burzenie fundamentów polskiej tożsamości, nierozerwalnie związanej z chrześcijaństwem i przekreślanie spuścizny papieża Polaka.

Kiedy Jan Paweł II odwiedzał Polskę, na Mszach św. i spotkaniach gromadziły się tłumy. Dziś, być może, wielu powiedziałoby za mężami ateńskimi: „Posłuchamy cię innym razem”. Oklaskiwaliśmy jego wypowiedzi, ale nader szybko zapomnieliśmy, o czym mówił. Publikacje gromadzące papieskie dokumenty, homilie, przemówienia, katechezy, wywiady pokrył po prostu kurz. Kto z nas, w ciągu tych minionych pięciu lat sięgnął po jego nauczanie? Kto podjął refleksję choćby nad głoszonymi przez niego katechezami na temat małżeństwa i rodziny? Czy znajomość nauczania papieża Polaka pozostanie (a może już jest?) tylko domeną księży i coraz mniej licznych studentów teologii?

Jeśli nie będziemy powracać do jego myśli, bezpowrotnie zatracimy to, co przez setki lat budowało naszą narodową i religijną wspólnotę. Jeśli nie będziemy czerpać z tego dziedzictwa, odrzucimy prawdę, a w konsekwencji zakwestionujemy Ewangelię. Jeśli pozwolimy na roztrwonienie tego olbrzymiego kapitału religijnego, duchowego i intelektualnego – wciąż przez nas niezgłębionego i nie do końca odkrytego także przez sam Kościół – popełnimy grzech zaniechania.

W czasie niemal 27 lat jego posługi Piotrowej działy się małe i wielkie sprawy: runęły mury, zniknęły granice, przestawały istnieć nieludzkie systemy władzy, narody odzyskiwały suwerenność i odkrywały własną tożsamość, słowa: Bóg, wiara i Kościół, w wielu miejscach zakazane, wracały do narodowych słowników.

Jan Paweł II w trudnym i bolesnym XX stuleciu, nazwanym przez niego samego wiekiem męczenników, mówił ludziom o Bogu i kreślił ewangelijną wizję człowieczeństwa; uczył, jak bronić i ocalać godność człowieka. Przypominanie światu jego uniwersalnych słów to dziś zadanie dla nas, jego rodaków. Nikt tej lekcji za nas nie odrobi.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Nikt tej lekcji za nas nie odrobi” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Nikt tej lekcji za nas nie odrobi” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego