Polskie czerwce. Co najmniej siedem czerwców podczas ostatniego stulecia wpisało się trwale w historię naszej ojczyzny

30 lat temu w 1989 roku odbyły się niedemokratyczne wybory do Sejmu i wolne wybory do Senatu w wyniku kompromisu części Solidarności z władzą komunistyczną przy tzw. okrągłym stole.

Arkadiusz Siński

97 lat temu w 1922 – Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego wkroczyło do Katowic, przejmując część Górnego Śląska wywalczonego w Powstaniach i plebiscycie. Oddział żołnierzy polskich witał Wojciech Korfanty. Słowa wypowiedziane przez posła Wojciecha Korfantego i gen. Stanisława Szeptyckiego przypomniał ks. Abp Marek Jędraszewski Metropolita Krakowski podczas homilii wygłoszonej 26 maja 2019 r. do męskich pielgrzymów przed bazyliką w Piekarach Śląskich. Powiedział, odnosząc się do matki – ojczyzny: „W słowo »Czcij!« z IV przykazania Dekalogu wpisana jest także miłość do Ojczyzny. Ona również jest naszą matką. Jak bardzo niełatwa jest ta nasza miłość do niej, ale i jak bardzo konieczna, świadczą trzy kolejne powstania śląskie. W tym roku przypada setna rocznica pierwszego z nich. (…)

63 lata temu w 1956 – wybuchło powstanie poznańskie robotników przeciw władzy komunistycznej, krwawo stłumione (kilkudziesięciu zabitych) przez wojsko z czołgami i milicją.

43 lata temu w 1976 –w Radomiu, Ursusie i innych miastach wybuchły masowe strajki robotników po drastycznych podwyżkach cen żywności ogłoszonych przez rząd komunistyczny. Strajki zostały stłumione przez ZOMO za pomocą tortur i „ścieżek zdrowia”. „Nieznani sprawcy” zamordowali ks. Kotlarza.

40 lat temu w 1979 – nastąpiła pierwsza pielgrzymka Papieża Polaka do Ojczyzny. Jan Paweł II wezwał Ducha Świętego do odnowy „tej ziemi”. Polacy się policzyli.

Kalendarium Arkadiusza Sińskiego pt. „Polskie czerwce” znajduje się na s. 1 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Kalendarium Arkadiusza Sińskiego pt. „Polskie czerwce” na s. 1 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Nie możecie wytrzymać, to róbcie powstanie i telegrafujcie: „Ciocia chora, ksiądz zaopatrzy o godzinie…”

Kwietniową uległość wobec Korfantego nie tylko Grzegorzek przypłacił więzieniem; życie straciło tysiące ludzi, i to nawet nie w samych powstaniach – wielu zostało przez Niemców zgładzonych później.

Jadwiga Chmielowska

Ślązacy na próżno czekali na obiecany w pisemnym rozkazie Wojciecha Korfantego odwołującym powstanie sygnał do wybuchu powstania, który miał nadejść do 15 maja 1919 r.

W kwietniu w ostatniej chwili Korfanty odwołał wybuch powstania ogłoszony przez Komitet Wykonawczy POW. W maju nastąpiły aresztowania.

Zatrzymano między innymi Michała Wolskiego – prezesa „Sokoła” i Śląskich Kółek Śpiewaczych. Przeprowadzane były masowo rewizje, np. u J. Bądkowskiego – byłego burmistrza Tarnowskich Gór i Józefa Michalskiego w Wodzisławiu. Żołnierze wpadali na zebrania towarzystw śpiewaczych, „Sokoła” i innych stowarzyszeń polskich. Rewizje były przeprowadzane bardzo często nocami, by zwiększyć ich uciążliwość i przestraszyć domowników.

Korfanty zgadza się na powstanie

Pod koniec maja dowiedziano się, że W. Korfanty jest w Warszawie. Natychmiast udała się tam ze Śląska delegacja. Józef Biniszkiewicz i Wiktor Rumpfeldt – działacze PPS sympatyzujący z Piłsudskim – i Adam Postrach z TG „Sokół” spotkali się z Korfantym w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu. W spotkaniu uczestniczyli też księża z Poznańskiego: Paweł Pośpiech i Józef Kurzawski. Gdy Korfanty znowu wysłuchał o konieczności walki zbrojnej, rzekł: Nie możecie wytrzymać, to róbcie powstanie i telegrafujcie: „Ciocia chora, ksiądz zaopatrzy o godzinie… Wracając na Śląsk, delegacja zatrzymała się w Sosnowcu. Postanowili rozmawiać z Józefem Dreyzą, który po wstrzymaniu w kwietniu przez Korfantego wybuchu powstania organizowanego przez Komitet Wykonawczy POW z Bytomia, został namaszczony przez niego na odpowiedzialnego za sprawy wojskowe. Komendanci powiatowi i dowódcy baonów, nie mogąc się doczekać walki, jeździli do Sosnowca i naciskali na wydanie rozkazu rozpoczęcia powstania. (…)

Dyplomacja w Paryżu

W połowie czerwca 1919 r. dyplomaci polscy zaczęli w Paryżu ustępować pod naciskiem Anglii i Ameryki, które domagały się przeprowadzenia na Śląsku plebiscytu. Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że nic więcej nie wytargują. Do Paryża udała się delegacja Śląska w składzie: inż. Stanisław Grabianowski z Katowic i redaktor Edward Rybarz z Bytomia – wysłannicy podkomisariatu bytomskiego oraz Józef Rymer z Katowic – delegowany przez Naczelną Radę Ludową (NRL) z Poznania, a który reprezentował również polskie organizacje robotnicze Górnego Śląska. Grabianowski i Rybarz, przerażeni zgodą polskich dyplomatów na plebiscyt, powiedzieli Ignacemu Paderewskiemu: Górny Śląsk nie zapomni tego nigdy tym polskim mężom stanu, którzy zgodzą się na zarządzenie plebiscytu i natychmiast usłyszeli odpowiedź: Jeżeli pada deszcz i biją pioruny, to ja temu nie jestem winien. Gdy Rybarz przekonywał, że uzależnienie ekonomiczne i terror sprawiają, że na Śląsku w ostatnich tygodniach ludzie boją się już oficjalnie demonstrować polskość, Paderewski odpowiedział szczerze:

Panowie! W zagranicznych kołach dyplomatycznych często spotykamy się z zarzutem, że Polacy mają imperialistyczne dążenia i plany. Jest przesąd, przeciwko któremu, zwłaszcza w ostatnich dwóch tygodniach walczyć musieliśmy, a uczyniliśmy to wytężeniem wszystkich sił. W tym kierunku dużo udało nam się zrobić, lecz wątpię, czy to wystarczy, ażeby od Górnego Śląska odwrócić to, co wy nazywacie niebezpieczeństwem, tj. plebiscyt.

Delegaci byli zdruzgotani, wiedzieli, że mimo znacznej przewagi ludnościowej plebiscyt skończy się krzywdą dla Polski. Trochę otuchy dały im słowa Paderewskiego, które wypowiedział na pożegnanie: Teraz już musicie jechać, tu już nic nie osiągniecie. Losy będą rozstrzygnięte na miejscu. Gdy przyjedziecie na Górny Śląsk, to tam już będą walki. Wracali z ciężkim sercem, tak jak XIX-wieczni emisariusze, którzy też liczyli na pomoc europejskiej dyplomacji. Cieszyło ich jedynie to, że niektórzy członkowie polskiego przedstawicielstwa widzieli jeszcze ratunek dla Śląska w zbrojnym powstaniu.

Alfons Zgrzebniok, Józef Buła i Adam Postrach zdecydowanie domagali się rozpoczęcia walk. Dreyza, który jeszcze przed wyjazdem w Sosnowcu mówił: Ja tym chłopcom pokażę, jak się robi powstanie! Dam hasło do ruszenia, a gdy zacznę młócić, to po biodra będę brodził w krwi niemieckiej, teraz spuścił z tonu i próbował blokować entuzjazm powstańczy, krzycząc: Hola! To nie idzie tak szybko, wszystko trzeba gruntownie rozważyć! – tak wyglądała relacja z tej narady złożona przez Lampnera w Komitecie Wykonawczym POW w Bytomiu. Wtedy Lampner zabrał głos w imieniu Komitetu Wykonawczego i zarządził osobną 20-min. naradę z Dreyzą i oficerami z Poznania: Jesionkiem i Andrzejewskim. Podjęto decyzję rozpoczęcia powstania w nocy z 22 na 23 czerwca.

Korfanty wkracza do akcji

I znów Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu zadziałała! Postanowiono za wszelką cenę nie dopuścić do powstania.

Korfanty, gdy dowiedział się o decyzji, powiedział dziekanowi wojsk powstańczych, ks. Janowi Brandysowi, który był wtedy w Poznaniu: Księże, jesteśmy wszyscy straceni, gdy Górny Śląsk ruszy, ponieważ ani oni, ani my nie mamy amunicji. Z tego powodu w tej godzinie jeszcze lecę do Sosnowca samolotem, żeby wstrzymać wybuch powstania. Jak zapowiedział, tak zrobił. To, co usłyszał Dreyza od Korfantego, nie nadaje się do cytowania. Położył uszy po sobie i odwołał powstanie.

Rozkazy jednak nie dotarły do powiatu kozielskiego, gdzie powstanie wybuchło. Walczący nie dostali wsparcia z innych powiatów. Cały Grenzschutz ruszył na nich – w popłochu uchodzili w kierunku Sosnowca, Piotrowic i Częstochowy. Niemcy otrzymali namacalny dowód istnienia zbrojnej konspiracji gotowej do walki. Zajścia w Kozielskiem były też zapoczątkowaniem dekonspiracji POW, która z tym momentem zaczęła szybko przybierać na rozmiarach – napisał w swej książce Józef Grzegorzek. Tajna policja rozpoczęła wielką obławę na członków polskiej organizacji wojskowej. Coraz częściej zdawano sobie sprawę z tego, że brak jednego sprawnego i decyzyjnego dowództwa doprowadzi do tragedii, gdyż powstanie wybuchnie spontanicznie.

„Chłopcom zachciało się wojenki” – tak często wyrażał się Korfanty, nie zastanawiał się jednak, dlaczego Ślązacy zdecydowali się walczyć. Przecież tyle razy im mówił przy świadkach, że na ich miejscu sam podejmowałby decyzje i nie pytał nikogo o zdanie. Czy tak mówił na pokaz?

Dlaczego, nie znając sytuacji na Śląsku, miał czelność już drugi raz ingerować? Nie jest żadną tajemnicą, że ludność górnośląska oczekiwała przybycia Korfantego w różnych krytycznych momentach, a ponieważ się nie zjawił, sarkała głośno i dawała wyraz swemu oburzeniu w słowach ostrych i dosadnych – wspomina Grzegorzek. Korfanty cały czas przebywał poza Śląskiem.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej, pt. „Wielkie oszustwa, jeszcze większe zdrady”, znajduje się na s. 19 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej, pt. „Wielkie oszustwa, jeszcze większe zdrady” na s. 19 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Niesprawiedliwość obowiązuje do dziś. Nikt nie stwierdził, że śledztwo, tortury, wyrok i uwięzienie były niesprawiedliwe

Całe oskarżenie było oparte na kłamstwie i całe życie mu zmarnowali. Chociaż nie wiem, czy to jest właściwe słowo, bo dzisiaj jesteśmy dumne z tego, że miałyśmy takiego wspaniałego Ojca.

Jolanta Hajdasz
Wanda Nadobnik

Twój Ojciec w chwili aresztowania miał nawet immunitet poselski. W pierwszych po wojnie wyborach w 1947 r. został wybrany w okręgu w Gnieźnie, choć wówczas powszechnie fałszowano wybory i zastraszano tych, którzy chcieli głosować na PSL. Musiał się cieszyć dużym poparciem.

Na pewno tak. Ojciec zresztą dokumentował wszystkie fałszerstwa i przypadki zastraszania ludzi w Wielkopolsce i pisał o nich do przedstawicieli władz naczelnych PSL-u.

Jego immunitet został zdjęty dopiero w marcu 1951 roku, czyli osiem miesięcy siedział z immunitetem, który, jak widać, tylko teoretycznie gwarantował mu nietykalność. Dziś, jak słyszę te dyskusje o immunitetach i zakresie ich obowiązywania, to po prostu szału dostaję.

Jakie były reakcje ludzi na aresztowanie Twojego Ojca?

Ludzie oczywiście zachowywali się różnie, ale pamiętam przede wszystkim reakcje dobre, serdeczne. Na przykład na tej ulicy, na której mieszkaliśmy, był dentysta, miły, kulturalny pan. Przy jednej z wizyt zachowałam się skandalicznie, krzykiem, płaczem protestowałam, nie pozwalałam, by mógł mi cokolwiek zrobić, ani zastrzyku, ani przeglądu – nic, tylko awantura. Już po wyjściu od niego mama mi powiedziała z wyrzutem „Jak ty możesz tak się zachowywać? Przecież ten człowiek cały czas przyjmuje nas za darmo, bo wie, co się z ojcem dzieje, a ty taka niegrzeczna. Tak nie można…”.

Nie wiem skąd ludzie wiedzieli, bo przecież mama nie chodziła i nie opowiadała sąsiadom, że Ojciec siedzi w więzieniu. A jak byłam w pierwszej klasie, to na lekcji pewnego razu pani pytała dzieci „Co robi twój tatuś?” i im bliżej była mojej ławki, tym bardziej się bałam, nie wiedziałam, co mam powiedzieć, a ona, gdy tylko podeszła do mnie, od razu powiedziała, że nie muszę odpowiadać, bo „Wandziu, nie musisz odpowiadać, bo ja wiem, że twój tatuś jest chory”. I dla mnie to była wielka ulga. Takie to były czasy stalinowskie, wszyscy się bali wszystkich. (…)

Czy odwiedzałaś Ojca w więzieniu?

Tak. Bardzo wyraźnie pamiętam pierwsze widzenie w więzieniu, to było właśnie we Wronkach, bo wcześniej przez ponad 2 lata, gdy Ojciec siedział na Rakowieckiej, nawet mama nie miała widzeń. Te Wronki były koszmarne. Pamiętam olbrzymie bramy wejściowe i taką salę z kratami, bo pierwsze widzenie było przez kraty.

Stanęłam przy tych kratach, zobaczyłam więźniów w więziennych ubraniach, bo kilkunastu ich czekało na widzenia. I nie mogłam rozpoznać swojego Ojca.

Tłum kobiet z dziećmi, bo to żony jeździły przede wszystkim w odwiedziny.

W sumie Ojciec siedział w więzieniu do 1956, wyszedł w czerwcu, do domu wrócił trzy tygodnie przed Poznańskim Czerwcem. Wcześniej była amnestia i zmniejszyli mu wyrok z 13 lat do ośmiu, z uwzględnieniem tych odsiedzianych już sześciu. I przez to on do dziś – w mojej ocenie i w ocenie naszej rodziny – nigdy nie został prawdziwie zrehabilitowany, bo nikt nigdy nie stwierdził jednoznacznie, ze to śledztwo, tortury w więzieniu, wyrok, no i samo uwięzienie były niesprawiedliwe, że on nie zrobił niczego złego.

Jak to nie został zrehabilitowany? Czy możesz to wyjaśnić?

Nie jestem pewna, czy umiem dobrze to określić, ale Ojciec zawsze mówił, że te wszystkie rehabilitacje, które były przeprowadzone, to nie były prawdziwe rehabilitacje. Przecież on był niewinnie oskarżony o najcięższe przestępstwa, o zamach, o obalenie siłą ustroju, o agenturalną współpracę z konsulatem angielskim czy amerykańskim, a przecież Ojciec jako PSL-owiec wszystko robił legalnie. Ojciec był głównie zaangażowany w wybory i w referendum ludowe. W jakiejś książce IPN-owskiej przeczytałam, że nawet chcieli go zabić, bo już jechali do niego z bronią.

W 1991 roku przyszło adresowane do Ojca pismo z prokuratury, bodajże okręgowej w Warszawie, żeby przyszedł na przesłuchanie w związku z tym, że siedział w więzieniu i z prowadzonym śledztwem w sprawie zbrodni komunistycznych. Zdziwiło mnie wtedy niepomiernie, że oni nie wiedzą, że Ojciec umarł w 1981 roku. No chyba już takie dane można było sprawdzić, prawda? Poszłyśmy z Małgorzatą, moją siostrą na to wezwanie do prokuratura i okazało się, że tego pana prokuratora nie ma, ale przyjął nas jakiś człowiek i miałyśmy wyjaśniać. Ja już nie mówię, jak ten pokój wyglądał i jak ten człowiek się zachowywał. Pytał nas, czy my coś wiemy, czy mamy dowody, że wobec Ojca stosowano przemoc i tak dalej? Ja mówię: „Proszę pana jakie dowody ja mogę mieć? Ja mogę tylko opowiedzieć”. On był bardzo zdziwiony, że Ojciec nie żyje, co zakrawa na kpinę, prawda? No bo co to za śledztwo w sprawie kogoś, o kim nawet się nie wie, że od 10 lat nie żyje?! (…)

O co Cię pytano w tym śledztwie?

Prokurator Paweł Karolak mnie pytał, czy wiem, kto Ojca prześladował w więzieniu. Ja mu odpowiedziałam, że nie wiem, kto Ojca bił, bo przecież ja to znam tylko z relacji, wiem tylko, jak Ojca w tym więzieniu zniszczyli. I od razu mówiłam, że to śledztwo skończy się umorzeniem, bo przecież panowie tak długo je prowadzą, więc myślę, że czekacie, żeby już wszyscy umarli i żeby nikogo to nie obchodziło. On nie zaprzeczył…

I 31 grudnia, w sylwestra 2014 roku, umorzono to śledztwo w sprawie nie tylko mojego Ojca, ale nawet wszystkich zamordowanych, nie pamiętam nawet, ilu ich było.

I postępowanie przeciwko ich prześladowcom prokuratorzy umorzyli?

Wszystko. To znaczy stwierdzono, że to była zbrodnia komunistyczna i zbrodnia przeciwko narodowi polskiemu, ale umorzono, bo po pierwsze ci wszyscy oprawcy – i śledczy, i sędziowie, wszyscy już nie żyli. Jeśli chodzi o śledczych, to tam są wymienieni z imienia i nazwiska, ale poza trzema oni już wszyscy umarli, a tym trzem nie postawiono zarzutu, bo nie udało się znaleźć ich adresu. A jeden z nich, przesłuchiwany, powiedział, że Ojca w ogóle nie pamięta. No, to akurat rozumiem, bo co, miał powiedzieć, że go pamięta i że pamięta, jak go bił? Jak ja dostałam pismo o tym umorzeniu na początku stycznia, to się bardzo wkurzyłam. To pismo liczyło chyba ze 100 stron, a mi napisali, że mam tydzień na złożenie zażalenia. To oni prowadzą śledztwo ze 20 lat, a ja mam w ciągu 7 dni dać odpowiedź? To jest niesłychane!

Cały wywiad Jolanty Hajdasz z Wandą Nadobnik, pt. „Nigdy nie został zrehabilitowany”, znajduje się na s. 6 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jolanty Hajdasz z Wandą Nadobnik, pt. „Nigdy nie został zrehabilitowany” na s. 6 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prezydent Andrzej Duda 19 maja zwiedził Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach i spotkał się z mieszkańcami miasta

To jest wielkie moje marzenie – móc usłyszeć od przeciętnej Polskiej rodziny, także od przeciętnej Polskiej rodziny tutaj, na Śląsku: „Proszę pana, żyje nam się lepiej niż wtedy, kiedy pan zaczynał”.

Reny z Hajduk

W zasadzie niespodziewanie dowiedziałem się, że 19 maja miasto mojego zamieszkania – Świętochłowice – odwiedza prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda. (…) Przystałem na propozycję ojca, by wraz z nim wybrać się pod Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. (…) W miarę jak zbliżaliśmy się do miejsca spotkania, ludzi przybywało. Spojrzałem w górę. Z okien okolicznych bloków wyglądały całe rodziny, niektórzy powywieszali nawet biało-czerwone flagi, wszyscy oczekiwali na przemowę prezydenta. (…)

Fot. Reny z Hajduk

Bardzo dziękuję za to ciepłe przyjęcie tutaj w Świętochłowicach, w tym tak niezwykle ważnym dla całego Górnego Śląska miejscu, tutaj, na dziedzińcu Muzeum Powstań Śląskich… pięknego muzeum, podkreślam to z całą mocą! Miałem możliwość zobaczyć je przed chwilą i cieszę się ogromnie, że tak nowoczesna ekspozycja jest tutaj i można ją zwiedzać w roku powstań śląskich, jaki ustanowił na rok 2019 Polski Sejm. W roku, w którym będziemy obchodzili stulecie wybuchu pierwszego powstania śląskiego. Czegoś, co było jednym z fundamentalnych elementów odbudowy Polski po ponad 123 latach zaborów… Czegoś, czego ludzie, tutaj na Śląsku mieszkający Polacy, bardzo pragnęli, gotowi byli stanąć do walki, a nawet oddawać życie w kolejnych śląskich powstaniach! W 1919 roku, w 1920 roku i w 1921. To były wielkie dni bohaterstwa ludu śląskiego, który chciał być mieszkańcami Rzeczypospolitej Polskiej.

Uważali się za Polaków, uważali się za Ślązaków i chcieli mieszkać tam, gdzie jest ich Ojczyzna, czyli w Polsce. Ale pod jednym warunkiem, że ich ziemia będzie częścią odradzającej się Rzeczypospolitej! Jesteśmy im za to (BRAWA) zawsze winni honory i szacunek!

Składam te podziękowania tutaj, w Świętochłowicach, na Państwa ręce, bo jesteście Państwo potomkami Powstańców Śląskich, prawnukami, wnukami, czasem dziećmi. To było wielkie dzieło! Powtarzałem to już kilka razy: jakże cenna jest ta ziemia, za którą walczono trzy razy po to, żeby ją odzyskać dla Polski. Także w sytuacjach, które wydawały się beznadziejne. Po plebiscycie, który został przecież przegrany, to właśnie w proteście wybuchło trzecie powstanie śląskie, żeby pokazać, że to jest jednak Polska, bo tu żyją i mieszkają Polacy! Powstanie, które zakończyło się zwycięstwem, jak niewiele powstań w naszej historii… Wielki szacunek dla Górnego Śląska, wielki szacunek dla Ślązaków, wielki szacunek dla tych Polaków, którzy tutaj o polski Śląsk walczyli! (BRAWA).

Fot. Reny z Hajduk

Dziękuję Wam za tę wielką tradycję: polską, śląską, którą przechowujecie w Waszych rodzinach, jej świadectwem są chociażby te przepięknie ubrane dzieci (Pan Prezydent odwraca się i wskazuje na rząd ubranych na galowo, przyozdobionych biało-czerwonymi wstęgami dzieci reprezentujących jedną ze świętochłowickich szkół podstawowych). Ale chciałem, żeby ten honor został w pełni Śląskowi Górnemu i Wam oddany i dlatego złożyłem do Laski Marszałkowskiej w Sejmie projekt ustawy, która przedłuży okres świętowania stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę do 2022 roku, wtedy, kiedy na Śląsk wkroczyły Polskie Wojska, wtedy, kiedy Śląsk rzeczywiście stał się polski! (BRAWA). (…)

Śląsk swoją miłością do Polski ofiarował do siedziby Prezydenta Rzeczypospolitej replikę swojego proporca wojennego, a w zamian otrzymał Polski Sztandar. Niech będzie to symbol naszej jedności, niech będzie to symbol naszej wspólnoty, w której Śląsk stanowi niezwykle ważne miejsce, serce przemysłowej Polski! (BRAWA). (…)

Ja zdaję sobie sprawę z tego, że polityka jest trudna i oczywiście w polityce są spory, ale nie przejmujmy się nimi za bardzo, dlatego, że spory są naturą demokracji. Gdyby nie było sporów, nie byłoby demokracji i odwrotnie. Demokracja jest po to, żeby można było się spierać, żeby można było mieć swoje zdanie i żeby można było dyskutować i prezentować swoje poglądy, które mogą być różne na różne sprawy, bo różne wizje rozwoju mogą się spotykać w ważnych miejscach, takich jak rada miejska, ale w najważniejszych sprawach potrzebny jest konsensus i wspólne działanie. (…) Ale my, Polacy, a zwłaszcza Państwo mieszkający na Śląsku, zawsze umieliście budować, bo tak jak powiedziałem, tu jest najsilniej w Polsce obecny etos ciężkiej pracy, gotowości do wysiłku nawet przy takiej pracy, w której ryzykuje się życie. Wierzę w to, że ta odbudowa w każdym calu tu się powiedzie, że te 30 lat, w których było także i niszczenie, będzie się dalej przeradzało w kolejnych dziesięcioleciach w dobrobyt, który – jestem przekonany – dzięki mozolnemu, ale spokojnemu działaniu, ku naprawie Rzeczypospolitej i ku naprawie Śląska zostanie tutaj wprowadzony!

Cały artykuł Reny’ego z Hajdujk pt. „Prezydent Rzeczpospolitej w Świętochłowicach” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Reny’ego z Hajdujk pt. „Prezydent Rzeczpospolitej w Świętochłowicach” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Atak na abp. Jędraszewskiego w stulecie poznańskiego I LO – „Marcinka” po zmanipulowaniu jego wypowiedzi przez TVN i GW

Przechodziłem obok grupki protestujących, którzy tworzyli żałosny spektakl. Kościół natomiast był wypełniony i brawa, jakie dostał abp Jędraszewski dowodziły, że ten protest był przeciwskuteczny.

Aleksandra Tabaczyńska

12 i 13 maja telewizja TVN oraz „Gazeta Wyborcza” przedstawiły materiał, który miał pokazać reakcję abpa Jędraszewskiego na film pt. Tylko nie mów nikomu Tomasza i Marka Sekielskich. Okazuje się, że zdanie „Z kłamstwa robi się dzisiaj element polityki wielkiej, a właściwie to jest bardzo mała i nędzna polityka” nie jest komentarzem do filmu, a odpowiedzią na zupełnie inne pytanie. Widać to w opublikowanym na stronie internetowej Archidiecezji Krakowskiej nagraniu. Nadanie innego znaczenia wypowiedzi jednemu z najważniejszych hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce jest niczym nieuprawnioną manipulacją. Ta zaś stała się przyczyną zorganizowania protestu przeciwko osobie arcybiskupa Marka Jędraszewskiego 18 maja, w stulecie znanego poznańskiego I Liceum Ogólnokształcącego, od nazwiska patrona, Karola Marcinkowskiego, zwanego powszechnie „Marcinkiem”.

Fot. J. Adamik, Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej

Absolwenci, a wśród nich ksiądz arcybiskup, zgromadzili się w kościele przy ul. Stolarskiej w Poznaniu, gdzie metropolita krakowski przewodniczył mszy św. z okazji jubileuszu szkoły. Przed budynkiem kościoła można było zobaczyć grupę osób, która „w imieniu absolwentów” wręcz szykanowała hierarchę. Protest ten odbił się pewnym echem w mediach, głównie wielkopolskich. Dlatego zapytałam znanych w środowisku poznańskim ludzi nauki i lekarzy, którzy są także absolwentami „Marcinka” o ich opinie i emocje, gdy idąc na mszę św., mijali obraźliwe dla arcybiskupa transparenty. A oto, co usłyszałam:

Prof. dr hab. inż. Roman Słowiński, członek rzeczywisty PAN, wiceprezes PAN, absolwent „Marcinka” z 1969 roku:

(…) Nie jest oczywiście prawdą, że to Abp Jędraszewski „wyraził chęć”, lecz Stowarzyszenie Absolwentów Marcinka zaprosiło go do odprawienia mszy św. jubileuszowej, uznając go za jednego ze swoich wybitnych absolwentów. Protest wobec tego zaproszenia był histeryczny i bezprecedensowy. Hasła protestantów przypominały hasła „czarnych parasolek” i niedawną retorykę redaktora „Liberté”. Znam Abpa Jędraszewskiego od 40 lat i śledzę jego wypowiedzi. Nie słyszałem, aby kiedykolwiek wyrażał się z pogardą o kimkolwiek, także inaczej myślącym. (…)

Prof. dr hab. Jan Węglarz, członek rzeczywisty PAN, kierownik Zakładu Badań Operacyjnych i Sztucznej Inteligencji w Instytucie Informatyki Politechniki Poznańskiej:

Idąc na jubileuszową mszę św. Marcinka z zażenowaniem przeczytałem dwa plakaty: „Jędraszewski – wstydzimy się za ciebie” i „Zły dotyk boli całe życie”.

Komentarz do pierwszego: to ja wstydzę się za Was, organizatorzy tej hucpy. (…) Komentarz do drugiego plakatu: taka sugestia jest karalna.

Na szczęście w kościele było już bardzo godnie i uroczyście. Doświadczyliśmy tej drugiej, lepszej rzeczywistości, reprezentowanej przez zdecydowaną większość naszych koleżanek i kolegów. Zakończenie: nadzieja!

Prof. dr hab. Marian Smoczkiewicz, chirurg:

W kościele zauważyłem kolegów o różnych poglądach politycznych. Eucharystia w intencji nauczycieli i całej społeczności szkolnej zgromadziła pełen kościół. Niestety ta informacja już nie przedostała się do mediów, a nielicznej grupie osób, która usiłowała zdyskredytować Arcybiskupa, przypisuje się reprezentowanie absolwentów. Dla mnie jest oczywiste, że ten protest został sztucznie dolepiony do obchodów stulecia szkoły. Nie miał nic wspólnego z rzeczywistością, a próbował skłócić absolwentów, co się na szczęście nie udało.

Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Ponure wysiłki wrogów wiary” znajduje się na s. 3 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Ponure wysiłki wrogów wiary” na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kochający dzieci, już nie musicie chować się po kątach! Dzięki władzom stolicy możecie śmiało patrzeć w przyszłość!

Ciekawe będą wyglądać zajęcia praktyczne, Jak nauczyć malucha odróżniania dobrego i złego dotyku, nie dotykając go w różny sposób? A co zrobić, jeśli podopieczny nie radzi sobie np. z masturbacją?

Zbigniew Kopczyński

Po latach kaganek oświaty dotarł i nad Wisłę, gdzie krzewiciele postępu, skupieni wokół „Gazety Wyborczej”, z honorami należnymi autorytetom moralnym, podejmowali pierwszego pedofila zjednoczonej Europy – Daniela Cohn-Bendita, Prometeusza wręcz europejskiej pedofilii. Przełomu to wprawdzie nie przyniosło, ale już skrócenie przedawnienia pedofilii z 10 do 5 lat za rządów partii prawdziwych Europejczyków było małym światełkiem w tunelu, budzącym nadzieję na lepsze jutro. Podobną jaskółką była skuteczna obrona znanego reżysera-pedofila przed amerykańskim ciemnogrodem. Wprawdzie były też wtedy rytualne pohukiwania byłego premiera, grożącego pedofilom kastracją chemiczną, ale to chyba dla zmylenia przeciwnika, bo na pohukiwaniach się skończyło. (…)

Idyllę zepsuł film Sekielskich. Pech chciał, że absolutnym przypadkiem wyemitowano go krótko przed wyborami, co wywołało histeryczną reakcję partii rządzącej i licytację na antypedofilski radykalizm.

Na nic zdała się godna Rejtana postawa posłów Koalicji Europejskiej, bojkotującej głosowanie. Pisowski ciemnogród dopiął swego i do wprowadzonego już wcześniej rejestru pedofilów dodał zaostrzenie kar oraz zapowiedział powołanie specjalnej komisji do zbadania skali pedofilii. Jednym słowem: wykluczenie społeczne i stygmatyzacja kochających dzieci.

I w tej beznadziejnej, wydawałoby się, sytuacji koło ratunkowe rzuciła nieoceniona Platforma Obywatelska w osobie prezydenta Warszawy. To on jest nadzieją pedofilów na normalne życie.

Już nie trzeba przebierać się w sutannę. Wystarczy krótkie przeszkolenie, by zostać szanowanym seksedukatorem z nieograniczonym dostępem do dzieci. A wtedy żyć, nie umierać, istny raj na ziemi.

Oczywiście edukatorów w szkołach obowiązują pewne zasady i pewnie nie wszystko będzie możliwe, przynajmniej nie od razu. Ale jeśli poczytać wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia, na których opierają się programy edukacji seksualnej według karty podpisanej przez prezydenta Warszawy, widzimy mnóstwo możliwości dla miłośników dzieci. Najciekawiej wyglądają zajęcia praktyczne. Jak nauczyć malucha odróżniania dobrego i złego dotyku, nie dotykając go w różny sposób? A co zrobić, jeśli podopieczny nie radzi sobie np. z masturbacją, czego wymaga WHO? Już widzę te błyski w pedofilskich oczach!

Krok po kroku zdobywając zaufanie uczniów, można będzie przejść do bardziej zaawansowanych praktyk, o jakich pisał guru europejskiej pedofilii w swoich wspomnieniach o pracy w przedszkolu.

Szczegółów nie będę przytaczał z obawy przed siepaczami Ziobry. Zainteresowani i tak wiedzą, o co chodzi.

A więc – kochający dzieci, głowa do góry! Już nie musicie chować się po kątach ani przebierać w sutanny. Dzięki oświeconym władzom stolicy możecie śmiało patrzeć w przyszłość.

Cały felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Poradnik pedofila” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Poradnik pedofila” na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesteśmy w grze! Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Mediów WNET/ Rozmawia Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 60/2019

Tusk twierdzi, że my mamy olbrzymią przewagę w mediach. To właśnie tamta strona ma przewagę w mediach. To dzieje się na zasadzie, że ktoś kogoś przewrócił i kopie, a jednocześnie wrzeszczy o pomoc.

Jarosław Kaczyński
Krzysztof Skowroński

Jesteśmy w grze

Z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim rozmawia Krzysztof Skowroński.

Spotykamy się czwartego czerwca 2019 roku. Jak Pan wspomina tę pamiętną datę?

Ten pierwszy czwarty czerwca z osiemdziesiątego dziewiątego roku to jest wspomnienie bardzo miłe. Czekałem z pewnym napięciem w Elblągu na wynik wyborów, bo informacje, które przychodziły z Warszawy, zaliczyły Elbląg do tych okręgów, gdzie będzie druga runda, jeżeli chodzi o Senat, a nawet Sejm. Później okazało się to na szczęście nieprawdą, pewnie wygraliśmy w pierwszej rundzie. Oczywiście bardzo się cieszyłem z tego zwycięstwa, a już najbardziej się cieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że wygrał mój świętej pamięci brat, więc radość była wielka i miałem poczucie wielkiej zmiany. Nie ukrywałem w czasie kampanii wyborczej, nawet w przemówieniu do wojska – bo w Elblągu był bardzo duży garnizon, tam stacjonowała dywizja – że naszym celem jest przejęcie władzy. I na to w tym wojsku burzyli się tylko panowie bez mundurów, czyli ci ze służb; wszyscy inni przyjmowali to spokojnie. Nawet założyłem się pół roku przed tymi wyborami, że będziemy mieli rząd, i te pół litra wódki wygrałem. Chociaż później mi je ukradziono.

Ale nie tylko Pan się założył, ale i przyczynił się do tego, że powstał pierwszy rząd Tadeusza Mazowieckiego.

Tak, przyczyniłem się do tego. Wraz z bratem dostaliśmy od Lecha Wałęsy polecenie, żeby ten rząd skonstruować. Rozmowy odbywały się głównie z SD, były też jakieś kontakty z ZSL-em. Prowadził je początkowo mój brat, ja włączyłem się później, kiedy brat musiał siedzieć w Gdańsku, bo był pierwszym zastępcą Wałęsy i organizował związek. Ja prowadziłem rozmowy głównie w Warszawie, z różnymi przygodami, trudno je w tej chwili opowiadać. Te środowiska, które do dzisiaj symbolizuje „Gazeta Wyborcza”, stawiały na Bronisława Geremka, a Wałęsa już długo przedtem – bo powiedział o tym mojemu bratu, chyba jeszcze na jesieni ʼ88 roku – stawiał na Tadeusza Mazowieckiego, chociaż miał wahania, bo mówił też Geremku. Wyglądało tak, jakby miał pewien kłopot z powiedzeniem Geremkowi, że to nie on będzie premierem. W końcu ten rząd powstał, ale ja w jego dalszym tworzeniu nie uczestniczyłem.

I potem obóz Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego się rozpadł, a jeszcze później były wybory prezydenckie, w których Jarosław i śp. Lech Kaczyński doprowadzili do zwycięstwa Lecha Wałęsy.

Jeśli chodzi o mojego brata, to jest nieporozumienie. Mój brat był zdecydowanym przeciwnikiem tego, żeby Lech Wałęsa był prezydentem.

Nie należał do komitetu wyborczego Lecha Wałęsy i ogóle nie brał w tym wszystkim udziału. Dzięki Lechowi Kaczyńskiemu powstało Porozumienie Centrum. Dzięki mojemu bratu dostałem nominację na redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”. To był jego pomysł – i jego małżonki, żeby być całkowicie precyzyjnym. Jako naczelny „Tygodnika” miałem siłę przyciągania, dzięki temu mogła powstać nasza partia, a tylko Leszek był w stanie załatwić tę nominację, i to w ciągu krótkiej rozmowy z Wałęsą. Ja wtedy takiej możliwości nie miałem; też należałem do kierownictwa Solidarności, ale nie byłem taką ważną personą jak mój brat. Zacząłem zbierać ludzi i w ten sposób dość łatwo udało się zorganizować grupę, która później zmieniła się w partię polityczną. Ta partia postawiła na Lecha Wałęsę, którego ja znałem właściwie z tych jego świetnych czasów w ʼ88 roku – strajki itd. Natomiast Leszek, który znał Wałęsę dużo lepiej niż ja, mówił mi, że to jest błąd. Ja jednak postawiłem na swoim, bo chciałem wyjść z tego układu, który kojarzyłem jako swego rodzaju kontynuację frakcji puławskiej komunistów jeszcze z ʼ56 roku, dążącego do stworzenia jednej formacji, i uważałem, że to nie jest dobre dla Polski rozwiązanie. I stąd ta cała inicjatywa. Nie ma tutaj czasu opowiadać całej tej historii.

Rzeczywiście mocno przyczyniłem się razem z bratem do powstania pierwszego rządu i tego nie żałuję. Natomiast jeżeli chodzi o Lecha Wałęsę – to już mam nadzieję, że Bóg na Sądzie Ostatecznym mi to wybaczy.

Jeszcze chwilę o historii. Potem były wybory w ʼ91 roku. W ramach Porozumienia Obywatelskiego Centrum startował w tych wyborach Kongres Liberalno-Demokratyczny z młodym politykiem, który nazywał się Donald Tusk.

Nie, to zupełnie nieporozumienie. KLD miał własny gabinet wyborczy. Opowieści o KLD jako części Porozumienia Centrum można znaleźć w wielu książkach, ale są nieprawdziwe. Były rzeczywiście pewne relacje między nami, wielu ludzi się znało, na przykład mój świętej pamięci brat świetnie znał Donalda Tuska, ale to nie ma dzisiaj znaczenia, bo skoro dzisiaj Donald Tusk był łaskaw powiedzieć na przykład, że mój brat pił razem z Kiszczakiem w Magdalence. Wyjaśnię, że było trzech ludzi, którzy się tam wtedy nie fraternizowali: to był mój świętej pamięci brat, Tadeusz Mazowiecki i Władysław Frasyniuk. Natomiast inni rzeczywiście poszli na daleko idącą wódczaną fraternizację i słusznie są z tego powodu krytykowani. Ja o tym wiedziałem od brata. To wywoływało absmak już wtedy. Donald Tusk ma zwyczaj kłamać w każdej sprawie, także i w tej, chociaż oczywiście on w Magdalence nie był, bo był wtedy człowiekiem, powiedzmy, niespecjalnie ważnym.

Czy możemy uznać, że czwarty czerwca dwa tysiące dziewiętnastego roku to jest dzień początku kampanii do polskiego parlamentu?

Nie znam jeszcze dokładnie dzisiejszego przemówienia Tuska, ale mogę powiedzieć jedno: zdaje się, że było jak zawsze, to znaczy, że wielkie oczekiwania i nic z tego, więc ja bym jeszcze o początku kampanii nie mówił.

To była postawienia linii demarkacyjnej między Prawem i Sprawiedliwością a opozycją. Wyznacza ją mniej więcej to zdanie, które przytoczę: „Oni mają telewizję, a my mamy gazetki, powielacze i musimy w ten sposób iść do zwycięstwa”. Czyli – my jesteśmy opozycją, my reprezentujemy Solidarność i wolność, a oni – władzę, która dąży do tego, żeby być władzą autorytarną.

Nie sądzę, żeby ktokolwiek się nabrał na tak prymitywny chwyt. Każdy ma w domu pilota telewizyjnego i może sobie obejrzeć ileś tam programów, które są zupełnie inne niż telewizja publiczna i bardzo, bardzo ostro nas atakują, z TVN-em na czele. To dotyczy także innych, mniejszych i większych stacji, na przykład Polsatu, nie mówiąc już o różnych radiach.

Z tego wynikałoby, że TOK FM na przykład też jest po stronie Prawa i Sprawiedliwości; to naprawdę wielkie odkrycie.

Takie słowa mogą przemówić tylko do ludzi, którzy albo nie mają elementarnej wiedzy, albo mają najskrajniejszą złą wolę. To jest chwyt tak zupełnie oderwany od rzeczywistości, że nie warto o nim dyskutować. Sytuacja trochę podobna do tej, o której mówił Donald Tusk, dotyczyła Prawa i Sprawiedliwości, kiedy przy władzy była Platforma i PSL. Wtedy rzeczywiście oni mieli wszystkie mocne media, a my mieliśmy bardzo, bardzo niewiele, chociaż te media, które na szczęście były, odegrały bardzo pozytywną rolę w tym, że sytuację polityczną w Polsce udało się zmienić.

Powiedział Pan, że kampania, która nadchodzi, będzie bardziej brutalna niż ta, którą mamy za sobą. Dlaczego?

To jest kwestia znajomości naszych przeciwników, a także konkretnej wiedzy, z którą nie będę się w tej chwili dzielił, dotyczącej tego, co oni przygotowują, że tak powiem, w różnych wymiarach.

Strategia na kampanię europejską, przynajmniej reprezentowana przez „Gazetę Wyborczą”, to były najpierw „dwie wieże” i Jarosław Kaczyński, a na końcu premier Mateusz Morawiecki i jego działka.

Okazało się, że jestem najbardziej „dorobionym” politykiem, właściwie miliarderem. Powiedzieć można wszystko, na przykład – co bardzo chętnie bym przyjął, że jestem wysokim, młodym, pięknym blondynem. Chociaż tego akurat nasi przeciwnicy nie powiedzą. Ale jest, jak jest: kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać. To jest polityka, którą oni uprawiali przez cały czas. Wtedy, kiedy byliśmy po raz pierwszy przy władzy, kiedy byliśmy w opozycji i teraz, kiedy oni są w opozycji

Cała ta opowieść o dyktaturze w Polsce, o naszej przewadze medialnej jest komiczna, bo do niedawna mówiło się, że telewizji publicznej nikt nie ogląda, że telewizja publiczna to jest jedna wielka klęska.

To jak może odnosić takie sukcesy, że mówi się, że te wybory wygrał Jacek Kurski? Ale ich sprzeczności nie zniechęcają, oni uważają, że ludziom można wmówić wszystko.

Co by Pan odpowiedział dziennikarzowi niemieckiemu na pytanie: „Dokąd doprowadzi Polskę żądza władzy Kaczyńskiego?

Zachęciłbym go, żeby przyjechał do Polski na kilka tygodni, bo tyle czasu pewnie trzeba, żeby się jakoś poważnie rozejrzeć, i zobaczył, jak jest naprawdę, jeżeli chodzi o tę żądzę władzy i tę władzę w ogóle, i jej zakres, i sposób postępowania opozycji, i tego, kto ma większą siłę w mediach, także w bardzo wielu samorządach itd.

To jest twierdzenie tego typu jak to, że to Polska napadła na Niemcy w ʼ39 roku i po podboju Niemiec zmusiła Niemców do wymordowania Żydów.

Tylko że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. I  w Paryżu na przykład odczuwamy pewien antypolonizm, którego kiedyś nie było.

To jest właśnie skutek tego rodzaju polityki. Ta całkowicie fałszywa opowieść, która niestety ma źródła w Polsce, a która jest szkodzeniem nie tylko Polsce, ale także konkretnym Polakom, którzy wyjeżdżają tylko na wycieczkę albo na przykład po to, żeby skończyć studia. To jest wprowadzenie w błąd tamtych, tyle że oni chcą być wprowadzani w błąd, bo oni chcą mieć w Polsce taki rząd, jaki im się podoba. Ale to Polacy decydują o tym, kto w Polsce rządzi.

Politycy Konfederacji mówią o tym, antypolonizm i oskarżanie Polski o antysemityzm to jest przygotowanie gruntu do tego, żeby w którymś momencie ustawa amerykańska 447 zaczęła działać, zwiększać ciśnienie na Polskę, żeby zrobiła jakiś gest w kierunku społeczności żydowskiej.

Nie chcę komentować wypowiedzi konfederacji. To jest formacja prorosyjska i po prostu szkodliwa. Powtórzę po prostu: Prawo i Sprawiedliwość jest gwarancją, oczywiście jeżeli rządzi, że Polska nie będzie płaciła za niemieckie zbrodnie II wojny światowej. Jeżeli Żydzi mają jakieś roszczenia, niech zwracają się do Niemiec. Polacy nie są im absolutnie nic winni.

Dokument, który może być częścią programu Platformy Obywatelskiej, nosi tytuł „Wielka Polska, bo obywatelska. Czym będą chcieli przeciwnicy polityczni przekonać teraz wyborców?

Sądzę, że z jednej strony będzie to, co się w nowopolszczyźnie nazywa hejtem…

Czy Pan przyzwyczaił się do hejtu i nie robi on już na Panu żadnego wrażenia?

To nie chodzi o mnie, bo ja się musiałem do bardzo wielu różnych rzeczy przyzwyczaić, nie zawsze miłych. To jest problem skuteczności wobec społeczeństwa. i Na pytanie, które Pan postawił, nie ma w tej chwili odpowiedzi. Właściwie zostało zapowiedziane, że ten hejt, który zastosowano przy końcu tej kampanii wyborczej, będzie zdecydowanie wzmocniony w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu. Sądzę, że to jest ich główna nadzieja na zwycięstwo.

Oszukiwać, opluwać, obrzucać błotem – to potrafią, natomiast nie są w stanie przedstawić żadnego alternatywnego programu. I to jest ich cecha, można powiedzieć, immanentna.

Po prostu nie potrafią nic poza takimi programami, które skądinąd znam już z początku lat 90., a które mają w istocie jeden cel: zlikwidować Polskę jako podmiot polityczny, a z czasem mechanizm, który tam zaplanowano, zlikwidowałby też naród Polski. To są niewątpliwie rzeczy suflowane z zewnątrz. Tym powinni się zająć politycy, politolodzy, historycy, ale może jeszcze ktoś inny.

A gdybyśmy mieli określić, o co idzie bitwa w tej kampanii wyborczej i w najbliższych wyborach w 2019 roku?

O to, czy w Polsce będzie coraz lepiej, tak jak jest pod naszymi rządami, chociaż oczywiście jeszcze bardzo daleko do tego, co być powinno – czy też będzie tak jak przedtem: coraz lepiej stosunkowo wąskiej elicie, a innym, powiedzmy sobie, różnie. Czasem coś tam spadało z pańskiego stołu, ale ten pański stół był dla bardzo dużej części społeczeństwa czymś zewnętrznym, abstrakcyjnym. My działamy w tym kierunku, żeby tego stołu już nie było i żeby jednocześnie wszyscy mogli zyskiwać możliwie najwięcej, chociaż powtarzam, droga do tego daleka, bo i musimy stać się bogatsi, i jeszcze mechanizmy podziału muszą być udoskonalone; jednak do tego dążymy. A jednocześnie działamy w tym kierunku, żeby Polskie interesy były przez Polskie państwo bronione, a siły, które są inspirowane zewnętrznie, zostały zmarginalizowane.

W czasie minionej kampanii była „Piątka Jarosława Kaczyńskiego”. Czy teraz pojawi się coś nowego?

Po pierwsze „Piątka” jeszcze nie jest do końca zrealizowana. Od lipca będziemy mieli na każde dziecko pięćset złotych. Na jesieni wprowadzimy zapowiedziane rozwiązania podatkowe. To już są poważne konkrety. A po drugie – będziemy mieli jeszcze inne propozycje programowe, ale w tej chwili nie chcę o nich mówić. Zresztą Państwo będą ten proces przygotowania programu mogli w niemałej mierze obserwować.

Wybory europejskie są już za nami. Wygląda na to, że Europa troszkę się zmieniła. Coś drgnęło w europejskim układzie. Ale ci, którzy mieli możliwość sterowania tym, co się dzieje w Europie, nadal ją zachowują.

Zachowują, chociaż nastąpiły pewne zmiany. Ale jaki będzie ostateczny efekt, jeszcze nie potrafię powiedzieć.

A straty?

Jesteśmy w grze. Prowadzimy różne rozmowy.

Co będzie w tych negocjacjach sukcesem Prawa i Sprawiedliwości, sukcesem rządu premiera Mateusza Morawieckiego?

Jeżeli chodzi o sukces rządu, w tej chwili w centrum jest budżet. To, co zostało przedstawione, to jest tylko bardzo wstępny projekt przygotowany na podstawie tzw. metodologii berlińskiej z 1999 r., która zakłada, że jak ktoś odnosi sukcesy – a Polska odnosiła sukcesy – to dostaje mniej. My będziemy twardo walczyć o to, żeby tych środków było znacznie więcej niż to, co zostało nam zaproponowane. Ale jeżeli ktoś mógł przeciwdziałać – nie wiem, czy skutecznie – były to dwie osoby: Donald Tusk, bo był przewodniczącym Rady Europejskiej, i pani Bieńkowska, która jest komisarzem Komisji Europejskiej. Bo można było walczyć o przyjęcie innej metodologii. Ale to jest wyłącznie punkt wyjścia i czeka nas wielka bitwa. Natomiast jeżeli chodzi o inne kwestie,

dążymy do tego, żeby Grupa Wyszehradzka, która, być może, będzie się jeszcze rozszerzała, była w Unii Europejskiej nie do zlekceważenia, tak jak nie lekceważy się Francji czy Niemiec. I to jest cel, do którego, jak sądzę, się zbliżamy. Chciałbym, żeby ten proces postępował szybciej, ale zbliżamy się z całą pewnością.

Czy sojusznikiem Prawa i Sprawiedliwości może być pan Salvini?

Pan Salvini chce założyć nową grupę wspólnie z takimi formacjami, jak Zgromadzenie Narodowe pani Le Pen, a także takie formacje jak Alternatywa dla Niemiec, czego my w żadnym razie nie jesteśmy w stanie zaakceptować.

Właściwie PiS jest partią wyjątkową w Europie, bo reprezentuje wizję Europy ojczyzn. I wygląda na to, że ta koncepcja Prawa i Sprawiedliwości jest dość osamotniona.

W dalszym ciągu tworzymy stosunkowo dużą grupę, która ma szanse się powiększać. Pan Salvini zaś wybrał inną drogę. On nie jest tak skrajny, żeby musiał iść razem z panią Le Pen. Ale… cóż, tak wybrał. On dąży do stworzenia bardzo dużej grupy. Wtedy musielibyśmy się wszyscy zjednoczyć i takie propozycje padały. Ale powtarzam, nam nie po drodze z formacją, która jest wyraźnie prorosyjska, a z drugiej strony jej źródła są z naszego punktu widzenia trudne do zaakceptowania. Mówię tutaj nie o samej pani Le Pen, tylko o jej ojcu. I o różnych rzeczach, które mówił w ciągu ostatnich dziesięcioleci, kogo popierał; ludzie starszego pokolenia to pamiętają. To tak jakby w drugą stronę ktoś nas ciągnął do komunistów.

Wspomniał Pan o Rosji. Było spotkanie ministra spraw zagranicznych Czaputowicza z ministrem spraw zagranicznych Rosji. Polscy prokuratorzy są w Smoleńsku. Czy można poprawić stosunki polsko-rosyjskie?

To to musiałaby być decyzja Rosji, że zmienia stosunek do Polski. Czy można się spodziewać takiej decyzji? Mówię tu o decyzji strategicznej, a nie o różnych grach taktycznych. Obawiam się, że będzie z tym kłopot.

Czyli nie stanie się to w najbliższym czasie?

Bardzo chciałbym się mylić, ale nie. Gdybym się pomylił, bardzo bym się ucieszył, bo nie jest w naszym interesie pozostawać w ostrym sporze z Rosją. Ale, cóż… życie.

Druga strona najwyraźniej nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że tutaj istnieje państwo podmiotowe, które może odgrywać znaczną w Środkowej Europie i w tym sensie jest konkurencyjne wobec Rosji.

Do tej podmiotowości nie mogą się też przyzwyczaić nasi zachodni sąsiedzi.

A to też prawda. To jest po prostu taka tradycja. Oczywiście to się wyraża w zupełnie innych formach. Ale generalnie rzecz biorąc, chodzi o to samo. A my tę podmiotowość musimy umieć wywalczyć. Bo jeżeli ktoś nie walczy o swoje interesy, jeżeli się zgadza na niepodmiotową pozycję, to pod każdym względem – nie tylko reputacji, godności, ale pod każdym, także ekonomicznym – straszliwie na tym traci.

Mamy pewne historyczne szczęście. Wybór Donalda Trumpa i to, że chyba dobrze się współpracuje z nim i jego administracją.

Niewątpliwie mielibyśmy bardzo poważne kłopoty, gdyby wybrana została pani Clinton. A jeżeli chodzi o Donalda Trumpa, to wiele spraw posuwa się do przodu.

Powstanie w Polsce Fort Trump?

Tego nie wiem. Może nazwa jest nie najlepiej wymyślona. Natomiast wojska amerykańskie są w Polsce i sądzę, że będzie ich więcej, chociaż nie jakieś wielkie siły. Ale ich obecność tutaj wyraźnie zwiększa nasze bezpieczeństwo. Tym bardziej, że nie będzie to obecność symboliczna.

To się zdecyduje m.in. w czasie wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych. Czy nowy, właściwie nowo-stary rząd to jest drużyna na wybory w 2019 roku?

Nie sądzę, żeby przed wyborami miało się jeszcze coś zmienić. Ale byłoby lepiej, żeby na to pytanie odpowiedział premier, a tutaj go nie ma.

Zaskoczył Pana wynik wyborczy pani premier Beaty Szydło?

Był jeszcze lepszy, niż sądziłem, ale byłem przekonany, że będzie bardzo dobry. Uważałem, że jest w jej zasięgu pokonać Jerzego Buzka. I pokonała go wyraźnie.

Kiedyś powiedział Pan, że profesor Andrzej Nowak jest jedynym historykiem, który zna się na polityce jakby od wewnątrz. Co to znaczy: znać się na polityce?

Andrzej Nowak – niezależnie od jego wspaniałej historii Polski, która jest dziełem na pograniczu literatury i historii sensu stricto, bardzo wybitnym dziełem bardzo wybitnego intelektualisty – napisał książki, które pokazują, że dobrze rozumie i potrafi przedstawić, na czym polega polityka. Jak bardzo jest nieprzewidywalna, jak zmieniają się decyzje, sytuacje zaskakują; jak różne rozumowania, wydawałoby się całkowicie logiczne, okazują się zawodne. Myślę tu głównie o kilku książkach dotyczących polskiej polityki wschodniej do roku 1921 – po prostu znakomicie przedstawiają politykę, tak jak ona wygląda naprawdę. Nie w opisach, proszę wybaczyć, dziennikarzy i publicystów, ale realnie.

Pamiętam wypowiedziane przez Pana tutaj po którychś wyborach zdanie: „Wy kompletnie nic nie rozumiecie”. Czy takie ma Pan wrażenie, czytając gazety, słuchając komentarzy publicystycznych?

Panie Redaktorze, ja jeszcze ciągle jestem w polityce, więc nie będę się narażał dziennikarzom.

Zbliża się kongres Polska Wielki Projekt. Od dziesięciu lat trwa ten namysł nad Polską. Czego Pan się spodziewa po nie-politykach w czasie tej edycji? Jaki może być ich wkład w to, co Prawo i Sprawiedliwość zaproponuje Polakom?

Spodziewam się, że będzie szereg wypowiedzi, pomysłów, analiz, które na przykład pomogą nam przygotować ten program, o którym mówiłem i który ogłosimy niedługo później, a który jest przygotowywany także na różnego rodzaju konferencjach.

Proszę pamiętać, że jest coś, co wyrosło z kongresów inteligenckich Solidarności. Uczestniczyłem wraz z grupą przyjaciół w przygotowaniu do Wielkiego Kongresu Polskiej Inteligencji. Ale koło północy spasowałem. A moi przyjaciele pozostali do trzeciej w nocy i bez mojego udziału wymyślili Polskę Wielki Projekt. I to był znakomity pomysł, miał się odbywać we współpracy z moim śp. bratem, ale on zginął, tak że w 2010 r. do tego kongresu nie doszło, a miał być wydarzeniem na dużą skalę. Od 2011 roku jednak funkcjonuje i to jest naprawdę bardzo pożyteczna inicjatywa – namysł nad polskimi sprawami, ale nie z punktu widzenia politycznych rozgrywek, tylko czysto merytorycznie, w najróżniejszych dziedzinach, a zarazem biorąca także pod uwagę nasze życie duchowe. Mnie na przykład bardzo zainteresowały i zachwyciły rozważania na temat polskiego mesjanizmu; był kiedyś taki panel w Bibliotece Rolniczej. W to przedsięwzięcie włączyli się także intelektualiści z zagranicy. To jest bardzo ważne wydarzenie i jestem ogromnie wdzięczny tym, którzy to wymyślili – tutaj muszę wspomnieć o Annie Bieleckiej – którzy to prowadzą, którzy założyli też w końcu fundację. Dzisiaj ta instytucja – bo to już jest instytucja – uniezależniła się całkowicie i w sferze namysłu nad Polską intelektualistów, uczonych, publicystów stała się najważniejszą instytucją w naszym kraju.

To jest wielki sukces tych wszystkich, którzy się w to zaangażowali i dumny jestem z tego, że moja formacja polityczna też wzięła w tym znaczący udział. Chociaż – żeby było jasne – Kongres nigdy nie był partyjny.

Na jakie pytania poszukuje dzisiaj odpowiedzi Jarosław Kaczyński?

Jest tych pytań bardzo wiele. A z takich, które dzisiaj bardzo obchodzą społeczeństwo, to jest na przykład: co zrobić ze służbą zdrowia, żeby te wszystkie mankamenty, rzeczywiście bardzo poważne, można było stosunkowo szybko usunąć? Jaka koncepcja jest tutaj słuszna? Są różne, ja nie będę ich w tej chwili tutaj przedstawiał… Co uczynić? Czy iść drobnymi krokami, czy wielką reformą? W kolejnej kadencji mamy obowiązek ten problem rozwiązać. Nie tylko w ten sposób, że dojdziemy do tych 6% PKB na służbę zdrowia, bo dosypywanie pieniędzy niekoniecznie musi służyć dobru pacjentów; może służyć na przykład budowaniu różnych fortun wokół służby zdrowia, a nie o to nam chodzi. Trzeba tutaj coś, że tak powiem, przełamać, ale po pierwsze nie jestem w tych sprawach specjalistą, a poza tym byłoby to w tej chwili przedwczesne. Ale to jest niesłychanie ważne pytanie.

Tych pytań jest naprawdę mnóstwo. Mamy w tej chwili duże szanse rozwojowe, ale mamy też różne problemy związane na przykład z dzisiejszym kształtem świata, dużo lepszym niż ten, który był kiedyś, ale który powoduje też różne problemy i trudności. Na przykład dzisiaj nie można nikogo zmusić, żeby mieszkał w Polsce, i to jest bardzo dobre, ale trzeba umieć go do tego zachęcić. I o tym naprawdę warto rozmawiać.

Co najbardziej niepokoi Jarosława Kaczyńskiego?

Niepokoi mnie bardzo sytuacja międzynarodowa. Jest ona pełna takich punktów, w których może się coś poważnego wydarzyć, z bardzo daleko idącymi konsekwencjami, które nawet jeżeli nie dotkną Polski bezpośrednio, to poprzez różne mechanizmy, głównie gospodarcze, uderzą też w nasz kraj.

Niepokoi mnie kształt polskiego życia publicznego, który od 2005 roku zmienia się konsekwentnie na coraz gorszy. Przedtem też był daleki od ideału, ale jednak to, co się zaczęło wyprawiać od momentu, w którym pewna grupa nie zrealizowała swoich planów i z polityki, dyskusji gorszych-lepszych, czasem agresywnych, ale jednak dyskusji, przeszła do prowadzenia w istocie wojny, do odrzucenia demokracji – jest niesłychane. Bo jeżeli ktoś twierdzi, że jakaś formacja, która zdobyła większość w wyborach, praktycznie nie ma prawa rządzić i powinna być anihilowana, to w gruncie rzeczy odrzuca demokrację.

Proszę sobie wyobrazić, że ktoś, na przykład w Anglii, mówi: jak dojdziemy do władzy, to już nigdy nie dopuścimy do rządzenia konserwatystów, pozamykamy ich do więzienia itd. Coś takiego w Polsce dzisiaj się dzieje i nie ma na to znikąd poważnej reakcji, także w Unii Europejskiej; to jest skądinąd zdumiewające.

Na to jest jedno lekarstwo – władza Prawa i Sprawiedliwości. Bo my jesteśmy formacją, która nie kwestionuje prawa innych do tego, żeby działać w polityce, nie kwestionuje też ich ewentualnego prawa do przejmowania władzy. Można to zresztą zobaczyć w samorządach; przecież wygrali w dużej części samorządów wojewódzkich i w prawie wszystkich większych miastach – i rządzą, nikt im tego nie odmawia ani nie przygotowuje się do tego, żeby im to zabrać. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z sytuacją, która naprawdę bardzo, bardzo niepokoi, bo bardzo bym chciał, żeby w Polsce była normalna dyskusja polityczna, żeby nie opisywano rzeczywistości na zasadzie kontrfaktycznej, bo twierdzenie, że w Polsce istnieje zagrożenie demokracji czy że jedna strona, jak to Tusk twierdzi, ma olbrzymią przewagę w mediach, to przecież kompletna bzdura. To właśnie tamta strona ma przewagę w mediach. To dzieje się na tej zasadzie, że ktoś kogoś przewrócił i kopie, a jednocześnie wrzeszczy o pomoc. Z taką sytuacją mamy do czynienia od 2005 roku właściwie bez przerwy i, powtarzam, to się nie cofa, tylko pogłębia i to jest bardzo, bardzo niepokojące.

Niepokoi też to, że nie tylko w Polsce, ale także w Europie jest coraz mniej wolności. Zabija ją poprawność polityczna, która zaczyna się już zmieniać w system ograniczeń administracyjnych.

Czy jest coś, co sprawiło Panu radość w ostatnim czasie?

Na pewno moment, w którym wychodziłem, żeby ogłosić, że wygraliśmy wybory, był momentem wielkiej radości i chciałbym go za parę miesięcy przeżyć jeszcze raz. Ale poza tym bardzo wiele różnych rzeczy sprawia mi radość, począwszy od spraw bardzo ważnych, jak na przykład wiadomości o polskich sukcesach w różnych dziedzinach, a skończywszy na mruczeniu kota.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jarosławem Kaczyńskim, pt. „Jesteśmy w grze”, znajduje się na s. 1 i 7 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jarosławem Kaczyńskim pt. „Jesteśmy w grze” na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Część Rodzin Katyńskich nie zaprzestała starań o powrót szczątków ich bliskich do kraju, część jest temu przeciwna

Wśród Rodzin Katyńskich trwa walka o ofiary zbrodni katyńskiej i to w sytuacji, kiedy to strona rosyjska nie daje gwarancji, że cmentarze w przyszłości nie zostaną sprofanowane czy wręcz zniszczone.

Józef Wieczorek

Czy ofiary zbrodni katyńskiej wrócą do Polski?

Wraca sprawa powrotu szczątków ofiar zbrodni katyńskiej do Polski, o czym było głośno przed kilku laty (Ciała ofiar Katynia wrócą do kraju?, Newsweek, 27.01.2012), ale problem jakby zniknął z przestrzeni publicznej. Tadeusz Płużański, zważywszy na obecną sytuację w Rosji i powtarzanie kłamstwa katyńskiego w państwie Putina, w kwietniu w „Tygodniku Solidarność” ponowił pytanie: „czy nie lepiej zabrać z nieludzkiej ziemi szczątki zamordowanych polskich oficerów i pochować je w kraju?.

Chodzi o realizację testamentu ofiar

Pytanie jak najbardziej zasadne, tym bardziej, że część rodzin katyńskich bynajmniej nie zaprzestała starań o powrót szczątków ich bliskich do kraju, czyli o realizację testamentu ofiar zbrodni katyńskiej.

Krystyna Krzyszkowiak, córka oficera Policji Państwowej zamordowanego w Twerze, ukrytego w Miednoje w składowisku zwłok ofiar z obozu w Ostaszkowie, w książce Poszukiwania (Warszawa 2016) pisze:

„Nikt z zamordowanych 22 tysięcy Polaków nie wychodził na wojnę, nie przekazawszy ustnie swoich oczekiwań związanych ze śmiercią. Nikt też, znając prawo wojenne, nie wyobrażał sobie, że nie zostanie pochowany w ojczyźnie, co gwarantuje to prawo”.

Mając to na uwadze, część rodzin katyńskich występuje z roszczeniami obywatelskimi o doprowadzenie przez władze Rzeczypospolitej do sprowadzenia szczątków ofiar zbrodni katyńskiej z Katynia, Miednoje i Charkowa do ojczyzny.

W folderze wydanym na okoliczność konferencji „Katyń w myślach i w sercu”, która miała miejsce 16 maja w Muzeum Katyńskim w Warszawie, czytamy: „Rodziny Ofiar, sukcesorzy prawni zamordowanych w Katyniu, Charkowie i Twerze z obozów Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, na których dokonano zbrodni wojennej na stalinowski rozkaz z 5 marca 1940 roku, działając w oparciu o przysługujące i niezbywalne prawo pochowania zwłok – wraz z prawem do ekshumacji oraz prawnym obowiązkiem do sprawowania kultu zmarłych – osób najbliższych, dążą do prawnego, rodzinnego i chrześcijańskiego zakończenia faktu tej zbrodni”.

Jednocześnie rodziny Ofiar informują o bulwersujących faktach, o których na ogół Polacy nie wiedzą: „Prowadzone przez Polskę prace archeologiczne doprowadziły, w myśl obcego kulturowo i religijnie nakazu, do pozostawienia szczątków w miejscu zbrodni. Zostały one wydobyte w sposób przeczący światowym zasadom prac archeologicznych, włożone do »śmieciowych« worów bez jakichkolwiek zabezpieczeń, a następnie ponownie wrzucone do dołów śmierci z 1940 roku, tak w Charkowie, jak i w Miednoje”.

A zatem dokonano chwilowej ekshumacji szczątków z dołów śmierci, a następnie z powrotem tam je zdeponowano w workach po śmieciach.

Te rodziny stanowczo argumentują: „Żadne eksponaty w Muzeum Katyńskim, malutkie pomniczki rozsiane po miasteczkach czy napisane na ten temat książki nie załatwiają najistotniejszej sprawy – pogrzebania doczesnych szczątków. Taki właśnie nakaz wiary, który nie został dotąd zrealizowany, ciąży i spoczywa na Rzeczypospolitej”. Oraz: „Są dowody zbrodni, są Porozumienia, Umowy i Konwencje, czas na ekshumację i sprowadzenie szczątków zwłok Ofiar zbrodni katyńskiej z Katynia, Miednoje i Charkowa w celu pochowania ich w ziemi ojczystej”.

Artykuł 4 Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji, sporządzonej w Krakowie dnia 22 lutego 1994 r. mówi: „Ekshumacja szczątków zwłok żołnierzy i osób cywilnych w celu identyfikacji pochowanych lub przekazania ich do pochowania w ojczyźnie będzie prowadzona wyłącznie na prośbę zainteresowanej Strony i za zgodą Strony, na której terytorium państwowym one spoczywają”.

A zatem brano pod uwagę możliwość pochowania zwłok Ofiar Katyńskich w ojczyźnie po ekshumacji, a nie pozostawienie ich na miejscu zbrodni, na nieludzkiej ziemi.

W 1996 roku powstał nawet projekt utworzenia w dolnym kościele Świętego Krzyża w Warszawie Narodowego Sanktuarium Katyńskiego, z uznaniem pobłogosławiony przez Ojca Świętego Jana Pawła II.

„(…) Trzeba żywić nadzieję, że Sanktuarium Katyńskie, jako miejsce modlitewnej zadumy i niegasnącej pamięci o tych bolesnych dniach, stanie się ośrodkiem kształtowania sumień w oparciu o świadectwo wierności, jakie dali pomordowani synowie Narodu polskiego…”. Następnie w 2011 roku Metropolita Warszawski ks. Kazimierz Kardynał Nycz ustanowił w dolnej Bazylice Świętego Krzyża na Trakcie Królewskim Sanktuarium Katyńskie w Warszawie.

W wyniku umów z władzami rosyjskimi i ukraińskimi doszło do budowy polskich cmentarzy wojennych w Charkowie-Piatichatkach, Katyniu, Miednoje (r. 2000) i Kijowie-Bykowni (r. 2012) jako miejsc pochówku polskich jeńców wojennych rozstrzelanych wiosną 1940 roku przez NKWD. Ale do dziś nie zlokalizowano miejsca pochówku prawie 4 tysięcy ofiar i z tzw. listy białoruskiej.

Witomiła Wołk-Jezierska, córka zamordowanego w Katyniu por. art. Wincentego Wołka, oficera 10 Pułku Artylerii Ciężkiej w Pikulicach-Przemyślu uważa, że „Tam nie ma grobów, są doły śmierci. Pamiętając o historii, nie mamy żadnych gwarancji, że cmentarze w Rosji i na Ukrainie nie zostaną w przyszłości zniszczone albo zlikwidowane”. Jest ona artystą plastykiem, autorką projektu sztandaru Warszawskiej Rodziny Katyńskiej, była jedną z 13 krewnych Ofiar Katyńskich wnoszących Skargę katyńską do Trybunału w Strasburgu. Należy do coraz większej grupy krewnych ofiar zabiegających o sprowadzenie doczesnych szczątków ofiar zbrodni katyńskiej do ojczyzny, argumentując:

„Cmentarz w Polsce położy kres zamiarowi Stalina, aby zatrzeć historię zamordowanych ludzi. Tylko w kraju mogą liczyć na godny pochówek. Na Wschodzie powinny zostać jedynie symboliczne miejsca pamięci”.

Krzysztof Tomaszewski, wnuk Szymona Tomaszewskiego, oficera policji zamordowanego w Twerze (obecnie w dołach śmierci w Miednoje) na konferencji w muzeum katyńskim zaprezentował Listę, udokumentowaną w latach 1994–2005 oryginałami podpisów osób zabiegających o sprowadzenie doczesnych szczątków ofiar zbrodni Katyńskiej na cmentarz w ojczyźnie, liczącą 1017 podpisów. Na sprowadzenie szczątków ofiar zbrodni katyńskiej do Polski czeka więc niemałe grono krewnych.

Rozdarcie wśród Rodzin Katyńskich

W przemówieniu Prezes Zarządu Federacji Rodzin Katyńskich Izabelli Sariusz-Skąpskiej w Kijowie-Bykowni 22 października 2017 znalazły się słowa zdumiewające i wręcz obraźliwe dla takich działań:

„Niestety, odlane w żeliwie i wykute w kamieniu słowa z katyńskich nekropolii muszą bronić tych miejsc także przed słowami głupoty i bezmyślności. Odradza się podła idea, aby Polskie Cmentarze Wojenne, gdzie spoczęły ofiary zbrodni katyńskiej zniszczyć, a to, co jeszcze zostało w ziemi, przenieść do kraju. Tutaj, w Bykowni, w imieniu rodzin zebranych w ogólnopolskiej Federacji Rodzin Katyńskich, mam obowiązek powiedzieć z całą mocą: nigdy nie dopuścimy do zacierania śladów zbrodni!”. A w liście otwartym z dnia 10 maja 2016 r. Federacji Rodzin Katyńskich czytamy nie mniej zdumiewającą argumentację: „Udzielanie jakiejkolwiek instytucji prawa do ekshumowania grobów naszych Bliskich oznaczałoby możliwość ponownego zbezczeszczenia Ich szczątków, jakiego wcześniej dokonywali sowieccy barbarzyńcy. Demagogiczny apel o »przenoszenie« do Polski katyńskich nekropolii to zarazem wezwanie do niszczenia dowodów zbrodni katyńskiej tam, na miejscu. Dzięki temu po latach niechętni prawdzie pseudonaukowcy uzyskaliby argument, że ten bezprecedensowy mord na polskich jeńcach wojny 1939 nigdy się nie wydarzył!”.

Widać rozdarcie Rodzin Katyńskich i ostry spór odnośnie do dalszych losów szczątków Ofiar Katyńskich.

Władze Państwa Polskiego stoją w tym sporze raczej po stronie Federacji Rodzin Katyńskich i nigdy nie występowały do władz Rosji czy Ukrainy o sprowadzenie szczątków Ofiar Katyńskich, choć możliwość takiego rozwiązania zakładały umowy 1994 r. Jedynie Jarosław Kaczyński w relacjach z rodzinami katyńskimi wyraził zdanie, że ofiary zbrodni katyńskiej winny spocząć na Polskiej ziemi, aby ich groby nie były przedmiotem politycznych gier Rosji.

Żołnierze Wyklęci – tak, Ofiary Katyńskie – nie?

W ostatnich latach ekipy IPN pod kierunkiem prof. Szwagrzyka przeszukują miejsca zbrodni komunistycznych na żołnierzach podziemia niepodległościowego. Prof. Szwagrzyk zapowiada, że nie spocznie, dopóki wszystkie szczątki Żołnierzy Wyklętych nie zostaną wydobyte i pochowane po chrześcijańsku w grobach, a nie bezczeszczone w „dołach niepamięci”. Co pewien czas dokonuje się pochówku zidentyfikowanych szczątków czy to w Panteonie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (jeszcze nie ukończonym), czy w innych grobach na innych cmentarzach. Wola rodzin jest decydująca. Np. szczątki majora Zygmunta Szendzielarza odnalezione na Łączce spoczęły nie w Panteonie, lecz w grobie rodzinnym. W Krakowie czekają na chrześcijański pochówek ekshumowane na cmentarzu Rakowickim (ul. Prandoty) szczątki ks. Władysława Gurgacza, zamordowanego w więzieniu na Montelupich. Nie pojawiają się argumenty, że ekshumacja szczątków, wydobywanie ich z dołów, gdzie miały pozostawać w niepamięci, prowadzi do zacierania dowodów zbrodni komunistycznych i ponownego bezczeszczenia pomordowanych. Na miejscach zbrodni odsłania się tablice pamięci, ale szczątki grzebie się po chrześcijańsku w grobach, a nie pozostawia w dołach, tam gdzie zamordowani byli wrzucani.

Identyfikacja wszystkich szczątków Żołnierzy Wyklętych nie jest możliwa, ale jednak nie wysuwa się takich argumentów jak w przypadku Ofiar Katyńskich, że skoro jednoznaczna identyfikacja osób w mogiłach zbiorowych jest bardzo trudna i nie wszyscy zostaną zidentyfikowani, to ich ekshumacja i sprowadzenie do Polski jest niemożliwe. Widać jawną sprzeczność oficjalnego postępowania i argumentacji wobec szczątków Żołnierzy Wyklętych i Ofiar Katyńskich. Co więcej, szczątki Żołnierzy Wyklętych przed ekshumacją na ogół spoczywają w ojczyźnie, a szczątki katyńskie na nieludzkiej ziemi.

Cywilizacyjne dylematy

Trzeba przypomnieć, że po katastrofie smoleńskiej też były pomysły pochowania szczątków ofiar w jednej zbiorowej mogile i to na miejscu katastrofy, jednak takiego pomysłu nie zrealizowano.

Ekshumacja szczątków ofiar katastrofy, przeciwko której też były protesty (m.in. przewodniczącej Federacji Rodzin Katyńskich), przyniosła wiele dowodów profanacji szczątków przez stronę rosyjską.

Poprzez sprowadzenie szczątków ofiar katastrofy i ich pochowanie w grobach nie zlikwidowano dowodów katastrofy, tak jak sprowadzenie szczątków samolotu też by takiego dowodu nie zlikwidowało, wręcz przeciwnie. Jego zbadanie na miejscu w Polsce dawałoby większe szanse na wyjaśnienie przyczyn katastrofy, podczas gdy pozostawianie wraku na miejscu katastrofy takiej możliwości nie daje, a dowody są niszczone.

Jasne, że ew. powrót szczątków Ofiar Katyńskich to trudne przedsięwzięcie, ale jest możliwe. Zasłanianie się brakiem zgody strony rosyjskiej jest nieuzasadnione, gdyż strona Polska o takie przeniesienie w ogóle nie wystąpiła, choć umowa na to zezwala! Sprowadzenie szczątków katyńskich nie stanowiłoby ich profanacji, lecz spełnienie chrześcijańskiego obowiązku pochowania w grobach, zgodnie z wolą niemałej części rodzin katyńskich, które nie powinny być wyszydzane, wyśmiewane przez innych członków rodzin katyńskich – zwolenników ich pozostawienia tam, gdzie zostały wrzucone do dołów i profanowane, także wiele lat po zbrodni, właśnie dla zatarcia jej śladów. Niestety profanacje miały miejsce także podczas prowadzenia prac archeologicznych przez stronę polską.

Wśród Rodzin Katyńskich trwa walka o ofiary zbrodni katyńskiej i to w sytuacji, kiedy to strona rosyjska jest tą, która gra politycznie do dnia dzisiejszego zbrodnią katyńską i nie daje gwarancji, że cmentarze w przyszłości nie zostaną sprofanowane czy wręcz zniszczone. Sprawa powrotu ofiar zbrodni katyńskiej wymaga merytorycznej dyskusji, a nie obrzucania licznych rodzin katyńskich zarzutami o niecne zamiary niszczenia dowodów zbrodni.

Polska jest krajem, jak się podkreśla, cywilizacji łacińskiej, gdzie szczątki zmarłych traktuje się inaczej niż w krajach cywilizacji turańskiej.

Niestety żyjemy w czasach wskazujących na upadek naszej cywilizacji, czego sytuacja wokół ofiar zbrodni katyńskiej może być jednym z dowodów.

Dokumentacja materiałów z konferencji w Muzeum Katyńskim znajduje się na kanale YouTube autora tekstu.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy ofiary zbrodni katyńskiej wrócą do Polski?” znajduje się na s. 3 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy ofiary zbrodni katyńskiej wrócą do Polski?” na s. 3 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeden tryumf i same klęski. Krajobraz po wyborach europejskich / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Bardzo nam się wyklarowała polska scena polityczna przez ten alians wyborczy wszystkich sił III RP. Brak propozycji dla wyborców i brak klarownej wizji, i tylko ekspansja szalonego bluźnierstwa.

Najpierw się pochwalę. Zgodnie z obietnicą złożoną w poprzednim „Kurierze WNET”, zagłosowałem. Na Ryszarda Legutkę z obozu Dobrej Zmiany, którego sukces przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Liczyłem na maksymalnie 42%, a tu przekroczone 45,7 punktów przewagi nad Koalicją Europejską i 27 miejsc w Parlamencie Europejskim. Zachwyćmy się na chwilę tym tryumfem, bo jest czym. Wbrew bełkotowi przegranych o jakiejś nadzwyczajnej mobilizacji elektoratu Prawa i Sprawiedliwości i plaży wybranej przez własnych wyborców, przyjrzyjmy się frekwencji. Wynika z niej, że elektorat miejski był o 10% liczniej reprezentowany w lokalach wyborczych od mieszkańców wsi. A to oznacza, że gdyby wieś liczniej stawiła się przy urnach, wynik PiS mógłby sięgnąć 50% i takiego wyniku powinniśmy się spodziewać w październiku. Oczywiście o ile premier nikogo nie przejedzie na pasach, bo w stosunku do prezesa Kaczyńskiego takiej obawy na szczęście nie ma J

Opozycja totalna bardzo ułatwiła tę wygraną. Zapędziła się sama w narożnik obyczajowy, zapominając, że nie cały jej elektorat to lesbijki, geje, biseksualiści, transwestyci, osoby niepotrafiący się określić seksualnie i ku… (cokolwiek by to miało oznaczać).

I jeszcze do tego bezceremonialny atak na Kościół i kanony naszej chrześcijańskiej wiary. Chyba zatem nie na wiele się zdały rekolekcje łagiewnickie sprzed lat lub, co bardziej prawdopodobne, nie były one prawdziwe. A za takie rzeczy Pan Bóg karze sprawiedliwie – odbierając rozum. Tylko taka interpretacja może wyjaśnić przedwyborczą postawę totalnej opozycji. Zebrać cały establishment III RP, ustanowiony w 1989 roku dla panowania nad Polakami i Polską, a odsunięty od władzy w roku 2015, i zapędzić go w kozi róg – to naprawdę nie lada wyczyn. W wyniku tej operacji siły antypisu własnymi rękami dokonały redukcji społecznego poparcia.

To oczywista klęska, chociaż jeden sukces należy odnotować. Wszyscy starzy bolszewicy z PZPR (ktoś jeszcze pamięta, że PO wywodzi się z opozycji solidarnościowej?) w liczbie 5 dostali się z listy KE do Parlamentu Europejskiego. A gdy doliczymy wcześniejszy bolszewicki zaciąg w postaci Danuty Hubner i pana Arłukowicza, to wychodzi, że bolszewicy dostali mandatów 7 na 21 wszystkich. Chłopi z Wiejskiej dostali 3, a zatem samej Platformie przypadło mandatów 11. O 8 mniej niż w poprzednich wyborach.

Należy również odnotować sukces drugi, choć sukces trochę nie wprost. Bardzo nam się wyklarowała polska scena polityczna przez ten alians wyborczy wszystkich sił III RP. Zawarty tylko i wyłącznie w celu odzyskania dawnego żerowiska. To chyba musiało razić nawet dotychczasowych zwolenników, przynajmniej tych używających rozumu. Brak propozycji dla wyborców i brak klarownej wizji, i tylko ekspansja szalonego bluźnierstwa. Nie martwy się tym jednak.

Im szybciej oszukany elektorat rozliczy się z oszustami udającymi polityków opozycji, tym lepiej dla dobra nas wszystkich.

Bo prawdziwa opozycja w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości i jego sposobu zarządzania państwem jest Polsce bardzo potrzebna. I tylko osoby o totalnym widzeniu rzeczywistości nie są w stanie tego zrozumieć.

Nad Wiosną, ugrupowaniem dewiantów, które zdobyło 3 mandaty, nie zamierzam się dłużej rozwodzić. Nie sposób jednak nie zauważyć, że nasz król Europy, Donald Tusk, w swoim ostatnim tourne namaścił właśnie to ugrupowanie, a nie Koalicję. To chyba znak, że postępowa Europa woli jednak młodych chłopców z Wiosny niż starych bolszewików. Ale, w końcu, to nie nasz problem.

Nic dziwnego, że Kukiz ’15 poniósł klęskę. W odróżnieniu od roku 2015 nie tylko ja na niego nie głosowałem. Po prostu Paweł Kukiz, nad czym już parokrotnie ubolewałem, nie nadaje się do polityki. A ponieważ ruch jego imienia nie może mieć innego lidera, tym samym skazany jest na upadek. Co oczywiście nie jest wesołą nowiną przed zbliżającymi się wyborami przede wszystkim dla Prawa i Sprawiedliwości. Bo może zabraknąć kilkunastu posłów dla zmiany tej szkaradnej komuszej konstytucji. A chłopcy od Biedronia na pewno nie pomogą.

Nie pomogą też pewnie chłopcy z Konfederacji, którzy po buńczucznym wieczorze w sztabie, gdzie wygrażali rządzącemu PiS-owi, obudzili się następnego dnia z kacem gigantem. Współczuję i to nie jest żart. To chyba dlatego, że sam byłem kiedyś młody. Zawsze mi szkoda młodych, zdolnych ludzi, którzy są podstępnie wykorzystywani przez starych cwaniaków. Dają się omamić piękną wizją jakiegoś charyzmatycznego autorytetu. Tyle, że z czasem autorytet zmienia się w guru. A z guru się nie dyskutuje. Co więcej, nie dostrzega się jego postępującego szaleństwa.

Dlatego chłopcy i dziewczyny z Konfederacji, zróbcie wreszcie coś sami. Idea wolności obywatelskiej istniała przed Korwinem i przeżyje Korwina. A on sam jej nie uosabia, ale ośmiesza.

Może się zatem nieszczęśliwie okazać, że obóz Dobrej Zmiany, pomimo wyraźnego zwycięstwa w nadchodzących wyborach parlamentarnych, w dalszym ciągu nie będzie mógł przeprowadzić rzeczywistej zmiany systemu politycznego w Polsce. Z systemu III RP – celowo wadliwego prawnie, na system sprawnego, choć biurokratycznego zarządzania państwem – IV RP. A szkoda, bo możliwość i konieczność zawarcia takiego sojuszu z siłami wolnościowymi mogłaby nieco centralizm i biurokrację partyjną ograniczyć.

Bo na zwycięstwo państwa wolności i odpowiedzialności obywatelskiej bez biurokracji, czyli mojej wymarzonej V Rzeczypospolitej, będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Jakieś 18 lat, o ile IV RP wreszcie w roku 2019 zwycięży.

Jan A. Kowalski

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Jeden tryumf i same klęski. Krajobraz po wyborach europejskich” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Jeden tryumf i same klęski. Krajobraz po wyborach europejskich” na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Telegraf WNET: co miesiąc wiadomości ze świata, z Polski i z naszego podwórka – na przykład dziesięciolecie Radia WNET

W Polsce przygotowano grunt dla działań międzynarodowych grup przestępczych. Minister [finansów] i premier musieli wiedzieć – przed sejmową komisją ds. wyłudzeń VAT zeznała min. Elżbieta Chojna-Duch.

Maciej Drzazga

  • Minęło 40 lat od wezwania św. Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.
  • Przy rekordowo wysokiej frekwencji (46%) i zachodnioeuropejskim w końcu poziomie głosów uznanych za nieważne (poniżej 1%), wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało PiS (45%) przed Koalicją Europejską (38,5%).
  • Polska wygrała przed TSUE spór z KE w sprawie legalności podatków od sklepów wielkopowierzchniowych.
  • Krakowskie sześcioraczki z epoki 500+ pobiły rekord gdańskich pięcioraczków z czasów Gierka.
  • Stan liczebny wojsk obrony terytorialnej przekroczył 20 tysięcy żołnierzy.
  • Na każdym piłkarskim meczu ligowym jest gość, który się nazywa „gniazdowy”. To fenomenalna funkcja, bo ten człowiek stoi pupą do boiska i w ogóle nie ogląda meczu. W ręku trzyma megafon i napieprza, wrzeszczy, śpiewa, polemizuje z trybuną przeciwną. Dzisiaj polscy dziennikarze stali się gniazdowymi. Ten lepszy, kto głośniej wrzeszczy.” – podzielił się swoją opinią na temat stanu dziennikarstwa Robert Mazurek.
  • Ujawniono, że w nowym wordzie Microsoftu pojawi się funkcja podkreślająca na czerwono wyrażenia mające naruszać tzw. poprawność polityczną.
  • Radio WNET tyleż skromnie, co hucznie obeszło decennium swojego istnienia.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

„Telegraf” Macieja Drzazgi na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego