Niemiecki sędzia zadał Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytanie o niezależność sądów i sędziów w Niemczech

Kilkuletnia dyskusja o stopniu niezależności polskich sądów lub, jak chcą inni, stopniu ich podporządkowania władzy wykonawczej w osobie ministra sprawiedliwości, może przybrać nieoczekiwany obrót.

Zbigniew Kopczyński

A to za sprawą pytania, jakie wystosował do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jeden z sędziów Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, stolicy niemieckiego landu Hesja. Składające się z 25 punktów pytanie można streścić krótko: „Czy jestem niezależnym sędzią i czy pracuję w niezależnym sądzie?” Powody, jakie wzbudziły jego wątpliwości, sprawiają, że na upolitycznienie sądów w Polsce trzeba będzie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jest oczywiste, że odpowiadając na to pytanie, TSUE wyda opinię nie tylko o niezależności Sądu Administracyjnego w Wiesbaden, lecz wszystkich sądów w Republice Federalnej. Orzeczenie to będzie również obowiązywać przy ocenie niezależności sądów w całej Unii Europejskiej, w tym oczywiście w naszym kraju. (…)

Autor zapytania uważa, że niemiecki ład konstytucyjny zapewnia jedynie funkcjonalną niezależność sędziowską, ale nie instytucjonalną niezależność sądów. Trudno mówić o niezależności, gdy sędziowie są mianowani przez ministrów sprawiedliwości poszczególnych landów, a ci ministrowie decydują również o sędziowskich awansach. Praca sędziów oceniana jest przez ministerstwa, a sami sędziowie podlegają regulacjom prawnym dotyczącym urzędników. (…)

Z polskiego punktu widzenia najciekawsze będzie odniesienie się TSUE do mianowania sędziów przez ministra sprawiedliwości i jego wpływu na sędziowską karierę.

Mianowanie sędziów przez władze wykonawczą, czasem we współdziałaniu z prawodawczą, jest dzisiaj standardem wśród państw powszechnie uważanych za cywilizowane i praworządne. W końcu jakoś tych sędziów trzeba ustanowić. Inną kwestią jest, czy – i jeśli tak, to jaki – jest wpływ polityków na dalsze losy sędziów, bo to stanowi o ich rzeczywistej lub tylko pozornej niezależności.

Uznanie przez TSUE, że mianowanie sędziego przez polityka nie stanowi naruszenia niezależności tego pierwszego, spowoduje, że bardzo zbledną tak głośno podnoszone zarzuty wobec polskich reform sądownictwa. Totalna opozycja będzie musiała wtedy przyznać, że Polska spełnia standardy europejskie, i to z nawiązką, albo podważać orzeczenie TSUE i ogólnie prawo europejskie.

Znacznie poważniejsze konsekwencje może mieć przeciwne orzeczenie Trybunału.

Uznanie, że mianowanie sędziów przez ministrów czy ogólnie polityków podważa niezależność sądów, zdemontowałoby systemy prawne większości państw Unii i zakwestionowałoby niezależność ich sądów, łącznie z niezależnością samego Trybunału, którego sędziowie pochodzą tylko i wyłącznie z politycznego nadania.

Już to ostatnie sprawia, że taki wyrok jest mało prawdopodobny.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wątpliwa niezależność sędziów” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wątpliwa niezależność sędziów” na s. 3 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie żyje Dmytro Tymczuk, popularny wśród internautów ukraiński deputowany, ujawniający zbrodnie Rosjan w Donbasie

„Dmytro Tymczuk zastrzelił się podczas czyszczenia swojego pistoletu, którym został wcześniej nagrodzony za walkę z rosyjską dezinformacją” – napisał na Facebooku inny deputowany z Frontu Ludowego.

Dmytro Tymczuk, ukraiński parlamentarzysta należący do klubu parlamentarnego Frontu Ludowego, 19 czerwca został znaleziony martwy w Kijowie. Miał ranę postrzałową głowy. Władze nie rozstrzygnęły jeszcze, czy umarł w wyniku wypadku, samobójstwa czy morderstwa. Warto odnotować, że do tragedii doszło w dzień postawienia zarzutu zabójstwa 298 osób trzem Rosjanom i jednemu Ukraińcowi, podejrzanym w związku z zestrzeleniem samolotu Malaysia Airlines wykonującego lot MH17 nad terytorium Ukrainy w 2014 r. Według strony internetowej parlamentu Tymczuk był obecny na sesji parlamentarnej od 10 do 19 czerwca.

„Dmytro Tymczuk zastrzelił się podczas czyszczenia swojego pistoletu, którym został wcześniej nagrodzony za walkę z rosyjską dezinformacją” – napisał na Facebooku inny deputowany z Frontu Ludowego, Anton Heraszczenko. Jednak doniesienie Heraszczenki nie zostało jeszcze w żaden sposób potwierdzone.

Policja zarejestrowała postępowanie karne na podstawie art. 115 (zabójstwo z premedytacją). Dyrektor Departamentu Komunikacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Ukrainy, Artem Szewczenko poinformował, że policja bierze pod uwagę trzy możliwe wersje śmierci posła: morderstwo, samobójstwo lub nieostrożne obchodzenie się z bronią.

Tymczuk stał się sławny w 2014 r., kiedy został jednym z koordynatorów bloga „Opór informacyjny”. Miał doświadczenie zarówno dziennikarskie, jak i wojskowe, i udostępniał informacje o wydarzeniach z pierwszej linii frontu, dzięki czemu stał się jednym z najbardziej popularnych blogerów i komentatorów w ukraińskich i światowych mediach. Na fali popularności został wybrany do parlamentu w 2014 r. z ramienia Frontu Ludowego.

Zespół „Oporu informacyjnego”, którego założycielem był Dmytro Tymczuk, nawołuje media, by nie spekulować o tragicznych wydarzeniach i zaczekać na oficjalne wyniki śledztwa.

Dmytro Tymczuk urodził się w Rosji, na Syberii, w rodzinie wojskowej. Część dzieciństwa spędził w NRD, gdzie stacjonował oddział jego ojca. W 1995 roku ukończył dziennikarstwo w Lwowskiej Wyższej Szkole Wojskowo-Politycznej. Był zawodowym wojskowym; m.in. w latach 1997–2000 pracował w kwaterze Gwardii Narodowej Ukrainy, następnie do 2012 roku w różnych departamentach Ministerstwa Obrony Narodowej, skąd przeszedł w stan spoczynku.

W 2008 roku został redaktorem naczelnym internetowej publikacji „Flot-2017”, a także prezesem pozarządowej organizacji Centrum Studiów Wojskowo-Politycznych. W roku 2014, jako współkoordynator bloga „Opór informacyjny”, stał się jednym z najpopularniejszych ukraińskich aktywistów internetowych i najczęściej cytowanych publicystów w okresie kryzysu krymskiego i konfliktu we wschodniej Ukrainie. W sierpniu 2014 jego profil na Facebooku obserwowało około 190 tys. osób.

Artykuł Eugeniusza Bilonożki pt. „Nie żyje ukraiński deputowany, który ujawniał zbrodnie Rosjan w Donbasie” znajduje się na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Eugeniusza Bilonożki pt. „Nie żyje ukraiński deputowany, który ujawniał zbrodnie Rosjan w Donbasie” na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ustroje polityczne rozpadają się, kiedy rządzący nimi się znudzą. W starej demokracji francuskiej lud się nudzi

I oto teraz lud przerywa drzemkę. Nicolas Sarkozy będzie pierwszym od 60 lat prezydentem postawionym przed sądem pod zarzutem korupcji i handlu wpływami. Grozi mu dziesięć lat więzienia.

Piotr Witt

Ustroje polityczne rozpadają się, kiedy rządzący nimi się znudzą. Rewolucja francuska przebiegałaby łagodniej, jeśli w ogóle doszłoby do jej wybuchu, gdyby Ludwik XVI, spadkobierca tysiącletniej monarchii, nie miał dość królowania i nie rzucił się z pasją w ślusarstwo, a Maria Antonina, zaniedbując obowiązki tronu, nie oddawała się bez reszty hodowli owiec.

Notabene królowa nie bawiła się w pasterkę z uperfumowanymi bydlątkami, jak jej to później zarzucali jakobińscy paszkwilanci, lecz z wielką dbałością i kompetencją pracowała nad podniesieniem poziomu hodowli, sprowadzając z zagranicy przodujące rasy, kontynuowane we Francji do dziś. Niestety! Zamiast królować. (…)

Nuda dotyczy nie tylko i nie wyłącznie monarchii i dyktatur. W demokracji źródłem władzy, autokratą jest lud. I właśnie w starej demokracji francuskiej lud się nudzi. Nawet skandale finansowo-polityczne przyjmowane są ziewaniem, zaś ekstrawagancje erotyczne rządzących przyprawiają o senność.

Życie tak nas przyzwyczaiło do korupcji polityków, że na wysokiego funkcjonariusza państwa, któremu niczego by nie zarzucano (gdyby się taki pojawił!), patrzylibyśmy podejrzliwie.

Z pierwszego rządu Emmanuela Macrona co najmniej sześciu ministrów usunięto z powodu zarzutów korupcyjnych.

I oto teraz lud przerywa drzemkę. Nicolas Sarkozy będzie pierwszym od 60 lat prezydentem postawionym przed sądem pod zarzutem korupcji i handlu wpływami. Grozi mu dziesięć lat więzienia. (…)

Nazywany przez karykaturzystów diabełkiem (Sarkozy ma 166 cm wzrostu) były prezydent jest wciąż wystarczająco młody, aby ubiegać się na nowo o fotel prezydencki, a przynajmniej, stając na czele Republikanów, mocno przeszkodzić Macronowi.

Mimo afer mających go skompromitować, były prezydent cieszy się wciąż doskonalą opinią w oczach Francuzów. W ostatnich sondażach wyborcy uznali go za polityka, do którego mają najwięcej zaufania. Daleko przed innymi.

Francuzi chętnie przechodzą do porządku nad aferami finansowymi. Czyż Clemenceau, unurzany w aferze korupcyjnej Panamy, nie stał się bohaterem narodowym – uwielbianym „Tygrysem”? Większość wyborców uważa zapewne, jak Jacques Bainville piszący o Mazarinim, że „bardziej korzystni dla narodu są ci ministrowie, którzy sami płacą sobie z kas państwowych za rzeczywiście oddane usługi niż ci, co szkodzą bezinteresownie”. Tymczasem Macron stracił ogromnie na popularności. Nie różnił się nadmiernie od innych polityków, traktując wyborców jak nierozumne stado, ale w swej pogardzie dla inteligencji ludu wychowanek wielkich szkół i banku Rotszyldów przesadził. (…)

Chodzi o pieniądze albo raczej o brak pieniędzy w budżecie. Zadłużenie Francji osiągnęło wyżyny. Do szerokich rzesz społeczeństwa dociera świadomość jednej z głównych przyczyn tego piramidalnego długu.

Do niedawna tylko w niszowych mediach i niskonakładowych rozprawkach ekonomicznych można było znaleźć wiadomości o ustawie prezydenta Pompidou z 3 stycznia 1973 roku, która zakazuje skarbowi państwa zaciągania pożyczek w Banque de France, zmuszając Francję do zapożyczania się u prywatnych bankierów.

Parlament uchwalił ustawę bez zasadniczych sprzeciwów. Mało kto zdawał sobie sprawę jej z konsekwencji – w gruncie rzeczy zmiany istoty gospodarki. „Najkorzystniej jest pożyczać pieniądze królom” – mówił James de Rothschild, który na początku XIX w. odkrył, że najpewniejszą i najwyżej oprocentowaną lokatą są długi państwowe i nie ma dłużników lepszych jak monarchowie (albo rządy republik). Państwo pieniądze na zapłacenie długu może zawsze zdobyć, opodatkowując dodatkowo obywateli. Czyż Francja nie stała się obecnie światowym championem opodatkowania? Czyż nie bije wszelkich rekordów zadłużenia? Czyż na straży systemu nie stoi prezydent, który był, jak Pompidou, jednym z dyrektorów Wielkiego Banku?

Artykuł „Lud się nudzi” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w lipcowym „Kurierze WNET” nr 61/2019, s. 3 – „Wolna Europa”, gumroad.com.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Lud się nudzi” na s. 3 „Wolna Europa” lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powrót do powszechnej służby wojskowej we Francji. Będzie stosowana jako metoda wychowawcza młodzieży francuskiej

Kim jestem? – pyta coraz więcej Francuzów. Tradycyjna definicja pojęcia ‘Francuz’ nad Sekwaną brzmi „osoba, która przyjęła i wyznaje wartości Republiki Francuskiej”. Jednak co to oznacza w faktach?

Zbigniew Stefanik

Wzrasta odczucie, że francuska wspólnota narodowa ulega coraz większej dezintegracji, a jej miejsce zajmują rosnące w siłę grupy religijne i tożsamościowe. Co oznacza być Francuzem i obywatelem? Jakie wynikają z tego prawa, przywileje, ale i obowiązki? Jaką rolę we współczesności odgrywają wydarzenia z przeszłości? Czego nas uczy nasza szeroko pojęta kultura? Jakie znaczenie ma francuski hymn i francuska flaga? Czym jest patriotyzm?

Od początku swej prezydentury, nawiązując w tej kwestii w pewnym sensie do gaullizmu, Emmanuel Macron próbuje z jednej strony scalić francuską wspólnotę narodową, a z drugiej – odświeżyć jej definicję. Ma w tym pomóc powszechna służba narodowa – prezydenckie przedsięwzięcie na szeroką skalę, które ma być inwestycją w przyszłość i wychować obywateli świadomych swoich praw i obowiązków; przywiązanych do swojego kraju i jego symboli.

W 1996 roku decyzją ówczesnego prezydenta Jacquesa Chiraca we Francji zaprzestano powszechnego poboru do wojska. (…) Wśród ekspertów panowała opinia, iż powszechna służba wojskowa niczego pożytecznego nie uczy, jest dla młodych stratą czasu, który mogliby o wiele lepiej spożytkować, poświęcając go na edukację i zarobkowanie. Uważano również, iż za dużo kosztuje ona francuskiego podatnika i budżet państwa.

Po latach jednak historycy, politolodzy i socjologowie doszli do wniosku, że powszechna służba wojskowa miała tę zaletę, iż kształtowała poczucie przynależności do wspólnoty narodowej i świadomość wynikających z tej przynależności obowiązków.

Krótko mówiąc, budziła w poborowych przywiązanie do Francji, francuskiej flagi, francuskiego hymnu i wartości francuskiej republiki. Toteż w miarę upływu lat narastało nad Sekwaną przekonanie, że była ona elementem scalającym przeróżne grupy etniczne i religijne, aby służyły jednej sprawie, czyli Republice Francuskiej. (…)

Będzie się ona składać z dwóch etapów. Przez pierwsze 12 do 14 dni wezwani do niej młodzi ludzie będą uczeni między innymi zasad samoobrony, udzielania pierwszej pomocy, jak również odpowiedniego zachowania przed przybyciem służb ratowniczych w sytuacji wypadku drogowego czy innej katastrofy. Uczestnicy szkoleń mają również pobierać naukę związaną z aspektami życia codziennego, na przykład poznają najważniejsze zasady obowiązujące w ruchu drogowym. Obejmie ich również wychowanie obywatelskie.

Nauczą się hymnu narodowego, poznają podstawowe wartości Republiki Francuskiej, ich znaczenie i praktyczne zastosowanie. Przejdą kursy historii Francji, francuskiej kultury, literatury i sztuki.

Zamieszkają przez ten czas w koszarach, z których nie wolno im będzie wychodzić bez pozwolenia.

Przyjęto zasadę, iż powołani do tej służby nie będą służyli w departamencie swojego zamieszkania. Koszty ich dojazdu na miejsce służby i powrotu, a także koszty utrzymania w tym okresie poniesie państwo. Dostęp do telefonów komórkowych zostanie ograniczony, a kontakt ze światem zewnętrznym będzie się odbywał w wyznaczonych przez opiekunów porach. Uczestnicy powszechnej służby narodowej zostaną poddani wojskowej dyscyplinie i wojskowym rygorom. Nie będą jednak przysposabiani do obsługi sprzętu wojskowego.

Drugim etapem powszechnej służby narodowej będzie – po zakończeniu 14-dniowego kursu w koszarach – obowiązkowa bezpłatna praca przez co najmniej dwa tygodnie w jakiejś strukturze działającej na rzecz celów społecznych czy publicznych.

16 czerwca tego roku nastąpił pierwszy, eksperymentalny pobór. W tym roku wszyscy poborowi byli ochotnikami i musieli wykazać się zgodą rodziców na udział w służbie. Zgłosiło się 2 tysiące chłopców i dziewcząt w wieku 15 i 16 lat. Służyli oni w trzynastu departamentach francuskich pod nadzorem ponad 450 opiekunów przez okres 12 dni. Wszyscy byli umundurowani.

W przyszłym roku liczbę poborowych planuje się na 40 tysięcy. Ta liczba ma stopniowo wzrastać do roku 2026, kiedy to w powszechnej służbie narodowej weźmie udział we Francji 800 tysięcy nastolatków. (…)

Cele, jakie postawili sobie obecnie rządzący nad Sekwaną, to scalanie wspólnoty narodowej poprzez czerpanie z tradycji i dorobku minionych pokoleń, odnowienie stosunków świeckiego państwa z religiami wyznawanymi przez obywateli francuskich, zwalczanie separatyzmów, wychowanie obywatelskie i doprowadzenie do tego, aby tożsamość narodowa stała się we Francji lepiej rozumiane, bardziej szanowane i akceptowane. Powszechna służba narodowa ma się stać środkiem do osiągnięcia tych celów, instrumentem, który scali francuską wspólnotę narodową i zapewni jej przetrwanie.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Powszechna służba wojskowa jako metoda wychowawcza we Francji” znajduje się na s. 6 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Powszechna służba wojskowa jako metoda wychowawcza we Francji” na s. 6 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tenkraj, z najwyższą starannością zorganizowany przez tajne służby i agenturę, ulega dewastacji na naszych oczach!

Wara Kaczyńskiemu od swobody twórczej! Chcemy scen kopulacji, koprofagii i masturbacji w naszych teatrach! Parafiańszczyzna, dulszczyzna i polskość to nienormalność – nie zniszczą naszej tolerancji!

Jan Martini

Gdańskie Waginalia

W przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego odbyła się w Gdańsku uroczysta Parada Równości z udziałem prezydenta Gdańska, korpusu dyplomatycznego, profesorów gdańskich uczelni i licznych homoseksualistów, biseksualistów, transseksualistów, monoseksualistów, multiseksualistów oraz – po prostu – seksualistów.

Jakże europejska, kolorowa impreza, w której ludzie się do siebie uśmiechali, miała formę procesji ku czci Waginy – Króla. Centralnym punktem procesji był niesiony na patyku wizerunek zewnętrznych narządów rodnych kobiety, co według organizatorów miało być protestem przeciw opresyjnemu traktowaniu waginy przez patriarchalnych mężczyzn, choć złośliwi twierdzą, że był to symboliczny wizerunek damy – działaczki samorządowej.

Czasy się zmieniają – do niedawna rysunki tego rodzaju spotkać było można tylko w podniszczonych klozetach prowincjonalnych dworców PKS, a dziś trafiły na salony. Nawiasem mówiąc, wciąż formalnie obowiązuje artykuł 141 Kodeksu Wykroczeń, który stanowi: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek, podlega karze ograniczenia wolności lub grzywny do 1,5 tys.”.

Wygląda na to, że wizerunek taki na trwałe wszedł do krajobrazu politycznego kraju, bo od tej pory wszędzie, gdzie toczy się walka o postęp, na sztandarach jest p…da.

Wynika to z faktu, że wciąż ci sami aktywiści wędrują po kraju wraz ze swoimi rekwizytami, transparentami i sztandarami. Prezydent Trzaskowski określił liczbę osób LGBT+ w Warszawie na 200 tysięcy, ale nie wiadomo w jaki sposób to policzył (ankiety personalne? Sondy uliczne?). Prawdopodobnie dane dostarczyli mu aktywiści gejowscy. Parę lat temu, gdy w Angli toczyła się prawna batalia o małżeństa homoseksualne, przedstawiono parlamentarzystom wyniki badań naukowych, z których wynikalo, że sprawa dotyczy 15 procent populacji. Po uchwaleniu prawa okazało się, że nastąpił błąd o rząd wielkości – nie 15, a 1,5 procent…

Kilka dni po pierwszych Waginaliach odbyła się, również w Gdańsku, kolejna impreza tego typu. Jeszcze bardziej uroczysta, bo z udziałem certyfikowanego Europejczyka – przewodniczącego Donalda Tuska i licznych samorządowców. Wywiadowcom moherowych beretów udało się zdobyć przemówienie, które nie zostało wówczas wygłoszone, gdyż po przegranych wyborach „macher z zaplecza przestawił wajchę” („nie jesteście żadnym antypisem!”) i treść wystąpienia się zdezaktualizowała. „We free people! My wolni ludzie! Nie pozwolimy, by Kaczyński wypchnął nas z Europy! Nie po to grupa ludzi o europejskich nazwiskach wprowadzała nas na członka Europy, by teraz wyciągać.

Miller i Huebner, Thun und Graf, Szejnfeld und Rotfeld, Rosati, Schnepf, Hartman i Blumsztajn – to dzięki nim mamy autostrady, montownie i hurtownie, multikina i aquaparki, galerie i banki. Populiści – ręce precz od banków!

Dzięki kredytom możemy kupić w sklepach wielkopowierzchniowych plazmę i klimę. Nie dajmy Kaczyńskiemu niszczyć sklepów wielkopowierzchniowych! Są one potrzebne głodnym dzieciom i brzuchom naszych kobiet! Nie pozwolimy, by kler katolicki dotykał brzuchów naszych kobiet! Nasze macice należą do brzydkiej starej panny bez posagu! Żądamy europejskiej edukacji w przedszkolach! Niech nasze maluchy poznają nowoczesne i innowacyjne techniki współczesnej europejskiej masturbacji! Kaczyński nie powstrzyma nas od niekonwencjonalnych ról społecznych i niestereotypowych zachowań płciowych! Wara Kaczyńskiemu od swobody twórczej naszych artystów! Chcemy scen kopulacji, koprofagii i masturbacji w naszych teatrach! Parafianszczyzna, dulszczyzna i polskość to nienormalność – nie zniszczą naszej tolerancji!

Jako ludzie dialogu i kompromisu żądamy, by Kaczyński przestał niszczyć tenkraj. Tenkraj, z najwyższą starannością zorganizowany przez tajne służby i agenturę, ulega dewastacji na naszych oczach!

Kaczyński swoją dyktatorską, faszystowską działalnością już zdewastował następujące dziedziny (w kolejności alfabetycznej): bezpieczeństwo obywateli, dobrostan czytelników red. Michnika, honor oficerów służb mundurowych, kontrwywiad NATO, macice polskich kobiet, myślistwo, łowiectwo i rybołówstwo, nowoczesność w domu i zagrodzie, obronność Polski, praworządność, pozycję Polski w Europie, Puszczę Białowieską i populację dzika, prawa reprodukcyjne środowisk LGBT, reputację sędziów, samorządy terytorialne, służbę zdrowia i sądownictwo, stosunki międzynarodowe, szkolnictwo,Telewizję Publiczną, totalną opozycję, Trybunał Konstytucyjny, wolność słowa, sumienia i zgromadzeń.

Nasze stanowcze NIE dla prób zawłaszczenia mediów i nacjonalizacji prasy! Niezależne niemieckie gazety, szerzące wartości europejskie, są gwarantem naszej demokracji, a słynny niemiecki obiektywizm jest nam pomocny przy budowie otwartego społeczeństwa i przezwyciężaniu zaściankowości. Kamiński i jego siepacze o szóstej rano nie zabronią nam wolności gospodarczej – business na służbie zdrowia będzie robiony! Kaczyński nie zniszczy międzynarodowo uznanego autorytetu Lecha Wałęsy – noblista donosił bez swojej wiedzy i zgody, i tylko na ludzi, którzy wtedy byli nikim i dziś są nikim. Nie damy Kaczyńskiemu otworzyć puszki z Pandorą ksenofobii i nietolerancji! Serdecznie witamy muzułmańskich emigrantów! Niech ich młode, silne ramiona ubogacą nasze środowiska LGBT! Niech rozkwita różowo-tęczowa Polska pod zielonym sztandarem Proroka! Tak nam dopomóż Schultz i Juncker, Junkers & Messerschmidt, Allach i Akbar!”.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdańskie Waginalia” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdańskie Waginalia” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Organizacje społeczne bronią biskupa rzeszowskiego Jana Wątroby pomawianego przez GW o ukrywanie pedofilii wśród księży

Biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.

Kazimierz Jaworski, Ryszard Skotniczny

Uporczywe twierdzenia „Gazety Wyborczej” przypisujące biskupowi Diecezji Rzeszowskiej Janowi Wątrobie krycie księży pedofilów nie znajdują uzasadnienia. W szczególności „Gazeta Wyborcza” nie podała dowodów uzasadniających takie twierdzenie w opublikowanym w dniu 28 maja raporcie „Biskupi, którzy kryli księży pedofilów”. Bezzasadne przypisywanie takiego działania biskupowi Janowi Wątrobie jest obraźliwe oczywiście dla niego, ale również dla wszystkich katolików, choćby z tego powodu, iż służy do wywoływania wrażenia, że cały Kościół jest strukturą zła, generującą ze swej istoty pedofilię. Apelujemy do „Gazety Wyborczej” o zaprzestanie szerzenia tego rodzaju propagandy, odwołanie nieuzasadnionych twierdzeń i przeproszenie duszpasterza Diecezji Rzeszowskiej. Tym bardziej, iż wszystkie jego działania były poddane kontroli i zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską.

Ryszard Skotniczny, Europa Tradycja
Kazimierz Jaworski, Stop Laicyzacji

(…) Problem tylko w tym, iż chodzi o sytuację, która miała miejsce na długo przed tym, zanim biskup Jan został biskupem w Rzeszowie (a nie był wcześniej nawet kapłanem Diecezji Rzeszowskiej). Także postępowanie sądowe, o które chodzi, stało się prawomocne, a treść wyroku jawna dla opinii publicznej, zanim biskup Jan został naszym rzeszowskim pasterzem. O co więc chodzi „Gazecie Wyborczej”? Co niby biskup miał ukrywać? Z raportu, my przynajmniej, nie potrafimy się tego dowiedzieć. Budziło to nasze wątpliwości jako katolików, dlatego poprosiliśmy o spotkanie w rzeszowskiej Kurii. Po pierwsze zapytaliśmy, czy „Gazeta Wyborcza” przed publikacją kierowała jakieś pytania w sprawie. Okazało się, że nie. Po drugie zapytaliśmy o komentarz do zarzutu ukrywania. Otrzymaliśmy wyjaśnienie, iż w tej sprawie po zakończeniu postępowania przed sądem państwowym przeprowadzono oczywiście postępowanie kościelne.

Postępowanie państwowe trwało wiele lat i było tajne. Natomiast ksiądz Roman przez wszystkie te lata był pod stałym nadzorem władzy duchownej. W oparciu o obserwację i rozmowy z nim władze kościelne doszły do wniosku, iż przemyślał swoje postępowanie, błędy, jakie popełnił w życiu. Dlatego w oficjalnym piśmie do watykańskiej kongregacji stwierdzono, iż kary wymierzone przez władze świeckie są wystarczające, wpłynęły skutecznie na poprawę i nie ma potrzeby wymierzania oddzielnych kar kościelnych. Najwidoczniej w Watykanie podzielono tę opinię, gdyż po zbadaniu sprawy Kongregacja Nauki Wiary orzeczeniem z dnia 6 kwietnia 2017 roku uznała taką decyzję za całkowicie słuszną.

Z kolei sformułowanie, że „wina jest wątpliwa”, jest skutkiem przebiegu postępowania kościelnego. Postępowanie państwowe jest tajne, natomiast wszystkich dziesięciu świadków poproszonych o złożenie zeznań nie zechciało zgłosić się do sądu kościelnego (który przecież nie może wobec nich użyć przymusu). Co w tej sytuacji mógł zrobić biskup?

(…) wszystko wskazuje na to, że biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.(…) Zarzut rzekomych nieprawidłowości uderza nie tylko personalnie w biskupa, ale w Kościół. Chodzi o budowanie przekonania, iż Kościół jest strukturą zła, generującą pedofilię i ukrywającą takie niecne działania. To jest obraźliwe dla wszystkich katolików i dlatego czujemy się upoważnieni do żądania przeprosin na ręce biskupa.

Cały tekst artykułu Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

70 rocznica cudu w katedrze lubelskiej. „Patrzymy na niego co dzień własnymi oczami, a komisja badająca rozkłada ręce”

O 5 drzwi do celi otworzyła zapłakana oddziałowa. Zapytałyśmy, dlaczego płacze. – Matka Boska płacze w katedrze, to i ja płaczę – odpowiedziała. Zamek Lubelski był już wtedy okrążony pielgrzymkami.

Wojciech Pokora

Precz z zacofaniem średniowiecznym!

„Lublin, 7 VII 49 r.
Kochana Mamo! Piszę, bardzo się spiesząc, więc krótko. Mamo, może i do Was wiadomość dotarła, chcę żebyś ją znała dokładnie i tylko żałuję, że nie jesteś z nami!
Przeżywamy dawno niewidziany cud Matki Bożej Częstochowskiej w katedrze lubelskiej! Patrzymy na niego co dzień własnymi oczami, a komisja badająca rozkłada ręce.
W niedzielę 3 bm. (…) znad oka zaczęła płynąć kropla krwi i do dziś dnia twarz Najświętszej pokrywa się coraz nowymi śladami krwawymi, a w lewym oku błyszczą łzy (co stwierdziła komisja). Każdego dnia w twarzy zachodzą zmiany, wczoraj krwawe ślady zaczęły zanikać, a Twarz jest jakby welonem zakryta. Mamo, czy rozumiesz, czy potrafisz pojąć ogrom łaski, który spłynął na Lublin i na nas, jego mieszkańców. Mamo, własnymi oczami patrzyłam już trzy razy i Ojciec także. Z każdym dniem tłumy pielgrzymów dzień i noc przybywają, i to coraz większe. Pewnie już ze 150 tysięcy patrzyło w Cudowną Twarz i kornie stwierdzało, że to cud prawdziwy. Czekamy niecierpliwie na oficjalne orzeczenie Biskupa.
Pomyśl, Mamo – Lublin stał się Częstochową, czy kiedyś w najśmielszych myślach ktoś sądził?
To nie babskie fantazje. Tłumy mężczyzn ze wszystkich stanów to samo stwierdzają, a ich liczba często przekracza liczbę kobiet. Wieczorem około 9 katedra jest zamykana, a wtedy wszyscy razem śpiewają do późna w nocy pieśni i odmawiają modlitwy.
Już teraz drugą noc z rzędu aż do otwarcia rano kompanie przybyłe nie odchodzą z placu katedralnego, tylko się modlą. Wiesz, Mamo, tu twarz Matki Bożej jest tak bolesna, jak gdyby ktoś ośmielił się rózgą ją pokrwawić, i oczy łzawe patrzą tak przejmująco, że wczoraj nie mogłam dwa razy spojrzeć na Nią.
Co ten cud znaczy, nie wiem, i jaki będzie jego dalszy ciąg. Z drżeniem i bojaźnią czekamy. (…) Irena”.

Powyższy list Ireny Jarosińskiej do matki znaleźć można wśród wielu dokumentów przytaczanych przez Mariolę Błasińską w wydanej właśnie przez wydawnictwo Gaudium i Instytut Pamięci Narodowej książce Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową. Właśnie mija 70 lat od wydarzeń, które wstrząsnęły Polską, nie tylko ze względów religijnych, ale i społecznych.

Chronić sumienia przed Kościołem

Stosunki między państwem a Kościołem w 1949 roku były już mocno napięte. Jednym z pierwszych aktów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej było zerwanie konkordatu z Watykanem we wrześniu 1945 roku. Jednak odważniej przeciw Kościołowi nowa władza stawać zaczęła dopiero po 1947 roku, czyli po sfałszowaniu wyborów. Rozpoczęto wówczas akcje propagandowe i operacyjne wymierzone w Kościół. Dyrektor Departamentu V Julia Brystygierowa w roku 1947 wygłosiła na odprawie kierownictwa organów bezpieczeństwa referat zatytułowany „Ofensywa kleru a nasze zadania”, w którym wyznaczyła cele w walce z Kościołem i duchowieństwem (kładąc szczególny nacisk na zwalczanie zgromadzeń zakonnych). Rozpoczęto akcję ograniczania wpływu Kościoła na społeczeństwo, która nasiliła się w 1949 roku i trwała aż do 1989 roku. Wydarzenia w Lublinie z lipca ʼ49 roku znacznie wpłynęły na ten proces, bowiem już 5 sierpnia, czyli niewiele ponad miesiąc po lubelskim cudzie, przyjęto dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania, który przewidywał kary więzienia za „zmuszanie do udziału w praktykach religijnych” i „udział w zbiegowiskach publicznych”. W praktyce oznaczało to, że można było skazywać praktykujących katolików, a duchownych karać za „nadużywanie wolności”. Jesienią władze zorganizowały Komisję Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, której działalność była skierowana przeciw Kościołowi. Członków tej komisji nazywano „księżmi patriotami”. W grudniu 1954 r. liczba księży zarejestrowanych w Komisji Księży przy ZBoWiD wynosiła około tysiąca, czyli około 10% wszystkich kapłanów.

Ważnym wydarzeniem poprzedzającym cud w lubelskiej katedrze było ogłoszenie 1 lipca 1949 roku w Watykanie dekretu Świętego Oficjum, nakładającego ekskomunikę na komunistów i ich współpracowników (chodziło przede wszystkim o zachodnich intelektualistów). Dekret podkreślał materialistyczną i antychrześcijańską naturę komunizmu. Co warto podkreślić, watykański dekret sprzed 70 lat obowiązuje do dziś.

Spowodowało to reakcję rządu, który w „Trybunie Ludu” 28 lipca 1949 r. zamieścił oświadczenie, nazywające dekret „nową, awanturniczą próbą zastraszenia wierzących, celem przeciwstawienia ich władzy ludowej i państwu, próbą wtrącania się Watykanu do wewnętrznych spraw polskich, aktem agresji przeciw państwu polskiemu”. Ponadto władze państwa wyraziły oczekiwanie, że „cała światła część duchowieństwa polskiego zajmie w tej sprawie stanowisko patriotyczne, zgodne z godnością narodową i interesem państwa”. Oświadczenie zakończono słowami: „Nie ulega wątpliwości, że większość ludności nie ścierpi wichrzeń, które usiłują wykorzystać uczucia religijne ludzi wierzących dla celów polityki imperialistów i podżegaczy wojennych, którzy usiłują zakłócić naszą wielką, codzienną, twórczą pracę dla dobra Polski”.

Jak zauważa w swojej książce Mariola Błasińska, cała retoryka pokrywała się dokładnie z linią działań władzy wobec wydarzeń w Lublinie. Dodatkowo od wydarzeń 3 lipca władze uznały, że organizacja cudów to nowa forma wrogiej działalności kleru wobec państwa, jak zresztą interpretowano już każdą publiczną aktywność księży i biskupów. Walka władzy z Kościołem miała na celu usunięcie z przestrzeni publicznej wszelkich przejawów życia religijnego, a Kościół był drugim największym wrogiem po podziemiu niepodległościowym.

Może się babom przywidziało

W październiku 1942 r. papież Pius XII dokonał aktu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Kościół w Polsce, w warunkach okupacji, nie mógł oficjalnie włączyć się w ten akt, zatem biskupi polscy po zakończeniu działań wojennych, już w 1945 roku podjęli decyzję dokonania tegoż aktu na ziemi polskiej w roku 1946. Inna była już jednak motywacja. O ile papież błagał o przywrócenie ludzkości pokoju i wolności, o tyle polscy biskupi, w warunkach komunizmu, nawiązując do ślubów króla Jana Kazimierza, „Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa” oddali w „Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej…”. Biskupi polscy wyznaczyli trzy etapy planowanego poświęcenia: najpierw, w niedzielę po uroczystości Nawiedzenia Maryi Panny (7 lipca 1946 roku), poświęcą się Niepokalanemu Sercu Maryi wszystkie parafie w Polsce, następnie w uroczystość Wniebowzięcia biskupi dokonają tego aktu w swoich diecezjach, by wreszcie w uroczystość Narodzenia Matki Boskiej (8 września) odbyły się ogólnonarodowe uroczystości na Jasnej Górze. W niedzielę 3 lipca 1949 r. obchodzono trzecią rocznicę ofiarowania wszystkich parafii Niepokalanemu Sercu Maryi. W lubelskiej katedrze miało się to dokonać na mszy w południe.

Przyjmuje się, że jako pierwsza krwawe łzy na obrazie zauważyła siostra szarytka Barbara Sadkowska. W protokole komisji biskupiej, który przytacza w swojej książce Mariola Błasińska, czytamy:

„W poniedziałek spotkałam się z siostrą Barbarą i wszystko mi opowiedziała, że była u Komunii św., wróciła, bo była u ołtarza MB, modliła się, to zobaczyła łzy, ale mówi, może mi się zdaje, więc mówię do ludzi, którzy byli koło mnie, że coś jest i ludzie to potwierdzili. Czekałam, mówi, jak skończy się suma, poszłam do księdza do zakrystii (…)”.

Siostra Barbara informację o łzach przekazała jednemu z dwóch kościelnych, Józefowi Wójtowiczowi, który zeznał: „Ksiądz Malec był zajęty. Myślę sobie, może się babom przywidziało i poszedłem najpierw sam. Zobaczyłem, że tak jest. Był sopel pod prawym okiem, ciemnoczerwony (…). Patrzyłem i odniosłem wrażenie, że on się powiększa w moich oczach. Dziwne uczucie chwyciło mnie za serce, zaczęły mi płynąć łzy”.

Kolejną przytoczoną relacją potwierdzającą to, co się wydarzyło, jest oświadczenie drugiego kościelnego, Leona Wiśniewskiego, którego zaczepiła w kościele jedna z wiernych: „Było to podczas czytania aktu ofiarowania się Matce Boskiej. Kiedy poszedłem, zobaczyłem, że od oka Matki Boskiej był ślad taki, jakby spływała kropla od oka w dół”.

Łzy zobaczył także ksiądz Tadeusz Malec, który, poinformowany, wyszedł z zakrystii i wraz z wiernymi modlił się przed ołtarzem. On też zawiadomił o fakcie cudu biskupa Zdzisława Golińskiego. Biskup nakazał po modlitwie zamknąć katedrę i udał się na miejsce w asyście kanclerza ks. Wojciecha Olecha. Biskup Goliński wszedł na ołtarz i starł ciecz z obrazu, rozmazując ją. Jak zgodnie zaznaczają świadkowie tego wydarzenia, czyn biskupa był niezrozumiały, spodziewano się raczej ze użyje puryfikaterza, żeby zachować relikwie. Dopiero po oględzinach powiadomiono ordynariusza – bp. Piotra Kałwę.

Pośpiewają i się rozejdą

Wieść o cudzie obiegła Lublin i okolice. Milicja przyjęła zgłoszenie o wydarzeniu w katedrze niemal natychmiast po mszy, bo już o 13.30. Przed obraz zaczęli napływać wierni. Na początku bp Kałwa zbagatelizował ten fakt, przekonywał, że ludzie pośpiewają i się rozejdą. Jednak tłum gęstniał. Gdy pod wieczór usunięto wiernych z kościoła, by komisja zbadała obraz, kilka osób weszło na rusztowania (katedra była wówczas odbudowywana po zniszczeniach wojennych) i wyłamując drzwi na chór, wtargnęło do środka. Ostatni pielgrzymi wyszli tego dnia z katedry około 2 w nocy.

Następnego dnia od samego rana w stronę katedry zmierzali pątnicy. Po kilku godzinach ustawiła się kolejka w kilku rzędach.

Z meldunków Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wynika, że z dnia na dzień rosła ilość wiernych przybywających do katedry. 5 lipca było to ok. 3 tys. osób, 6 lipca – 5 tys., 9 lipca – 10 tys. W niedzielę 10 lipca odnotowano już 25 tys. pielgrzymów spoza miasta, a przed obrazem zjawiło się tego dnia 40 tys. osób.

O cudzie mówiła już cała Polska. Informacja o nim dotarła także do więźniów lubelskiego Zamku. W książce Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową znajduje się relacja pani Barbary, która była przetrzymywana w więzieniu za przynależność do oddziału AK pod dowództwem Hieronima Dekutowskiego „Zapory”: „Pewnego dnia, kiedy obudziłyśmy się rano, usłyszałyśmy śpiewy, takie jak w Częstochowie. O 5 rano drzwi do celi otworzyła zapłakana oddziałowa. Zapytałyśmy, dlaczego płacze. – Matka Boska płacze w katedrze, to i ja płaczę – odpowiedziała. (…) Zamek Lubelski był już wtedy całkowicie okrążony pielgrzymkami. (…) Tłumy spod Zamku sięgały katedry”.

Jednym ze świadków tamtych wydarzeń była pani Danuta Pietraś vel Pietraszek. Jej syn, dziennikarz Paweł Bobołowicz, wspomina: „W czasie cudu moja mama miała 12 lat, ale do tego wydarzenia powracała często. Dla niej nie było wątpliwości, że była świadkiem cudu, a cud miał związek ze zbrodniami komunistów. Ta historia była stałym elementem domowych opowieści jeszcze w czasach komunizmu i oczywiście szczególnie powracała po odwiedzinach w Katedrze. Mama wspominała zarówno cud, jak i atmosferę tych dni: tłumy wiernych pod Katedrą i zamknięcie miasta, strach przed możliwą zemstą komunistów. Podkreślała, że komuniści też wiedzieli, że oto wydarzył się cud i strasznie się tego bali, ale strach budził w nich jeszcze większą nienawiść. Dla niej łzy Maryi to był smutek z powodu morderstw na Zamku. Opowieść o cudzie nieodłącznie była związana opowieścią o ubeckiej katowni na lubelskim Zamku. Nikt w domu nie śmiałby zakwestionować prawdziwości cudu, a wspomnienia mamy były jednym z fundamentów naszego antykomunizmu”.

Szkiełko i oko

Już 4 lipca władze kościelne powołały ekspertów do komisji w celu zbadania zjawiska. W jej skład weszli: Zygmunt Dambek – kierownik Laboratorium Analitycznego w Lublinie, bp Zdzisław Goliński, mec. Stanisław Kalinowski – prezes Izby Adwokackiej w Lublinie (zasłynął m.in. tym, że podczas wojny przejął wywieziony z Warszawy obraz Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem i doprowadził do ukrycia go w bibliotece przy ul. Narutowicza w Lublinie), inż. Janusz Powidzki – konserwator zabytków, chemik Alojzy Paciorek – dyrektor Liceum im. Zamoyskiego, malarka Łucja Bałzukiewicz, artystka Irena Pławska, kanclerz kurii – ks. Wojciech Olech i ks. Stanisław Młynarczyk – notariusz kurii.

Eksperci bardzo dokładnie sprawdzili obraz i jego najbliższe sąsiedztwo, szukając m.in. śladów wilgoci bądź elementów mogących wpłynąć na pojawienie się zacieków na obrazie. Wykluczono ingerencję z zewnątrz. Struktura obrazu była nienaruszona. Obraz był suchy, zakurzony, obecne były na nim pajęczyny.

Dambek pobrał próbki do analizy. Badania nie wykazały, by cieczą na obrazie była krew, ale też wątpliwe, by była to woda. Ponadto, jak zauważył Alojzy Paciorek, woda po obrazie powinna ściekać, nie zostawiając wyżłobień. Próby przeprowadzone przez niego wykazywały, że po farbie olejnej woda spływa szybko, na obrazie w katedrze natomiast ciecz spływała w sposób charakterystyczny dla łzy na ludzkim policzku – ukośnie. Dambek we wspomnieniach podkreślał, że miał pewność, że zjawisko, które badał, miało charakter nadprzyrodzony, niespowodowany ręką człowieka.

Dr. Zygmunta Dambka aresztowano 26 sierpnia 1949 roku. Kilka miesięcy później został osadzony w więzieniu na Zamku Lubelskim. Śledztwo umorzono po kilku miesiącach i 20 lipca 1950 r. opuścił więzienie. Otrzymał jednak polecenie milczenia i opuszczenia Lublina.

Członkowie ZNP potępiają „organizatorów cudu”

Tłum, który gromadził się przed katedrą, był narażony na prowokacje. I niestety władza wykorzystała ten fakt. Na posiedzeniu sekretariatu KC PZPR 13 lipca 1949 r. zdecydowano o podjęciu działań w celu opanowania sytuacji. Skierowano do Lublina gen. Romana Romkowskiego – wiceministra bezpieczeństwa publicznego, odpowiedzialnego za kierowanie aparatem represji. Ponadto do Lublina wysłano Artura Starewicza – kierownika Wydziału Propagandy i Agitacji Masowej KC PZPR, Wiktora Kłosiewicza – kierownika Wydziału Administracyjno-Samorządowego KC PZPR oraz Włodzimierza Reczka – członka KC PZPR.

Tego samego dnia, 13 lipca, Urząd Bezpieczeństwa przywiózł w okolicę katedry robotników z fabryki obuwia im. M. Buczka, którzy mieli rzucać w tłum cegłami i deskami z pierwszego piętra stojącej opodal kamienicy. Pod katedrą wybuchła panika. Jedna z kobiet krzyknęła, że wali się rusztowanie. Tłum ruszył. W zamieszaniu wywołanym paniką śmierć poniosła 21-letnia Helena Rabczuk, a 19 osób odniosło obrażenia. Fakt ten dał władzom podstawy do wszczęcia działań opresyjnych. Oskarżono „organizatorów cudu” o sprowokowanie zajścia, rozpoczęto aresztowania, zamknięto miasto (ustawiono punkty kontrolne na rogatkach, wiernych zatrzymywano i odstawiano na najbliższe stacje kolejowe).

14 lipca w Teatrze Miejskim w Lublinie odbyło się zebranie inteligencji lubelskiej pod hasłem „Precz z zacofaniem średniowiecznym”. Nie zaproszono na nie przedstawicieli Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mimo że ich pośrednio dotyczyło, gdyż na spotkaniu głos zabrali członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego, którzy potępili „organizatorów cudu” oraz pracowników KUL.

Zebrani sami siebie nazwali „katolikami demokratycznymi”, którzy są zaniepokojeni wykorzystywaniem przez Kościół prostych ludzi, bowiem takie zachowanie „gorszy myślącego katolika”. 17 lipca władze zorganizowały na placu Litewskim w Lublinie więc „antycudowy”. W zakładach pracy zapowiedziano, że obecność jest obowiązkowa pod groźbą zwolnienia z pracy. Sprawdzano listę obecności.

W tłumie pojawiły się transparenty z wypisanymi na nich hasłami: „Lublin nie będzie ciemnogrodem”, „Nikt nas nie cofnie do średniowiecza”, „Precz z politykierami w sutannach”, „Kościół do modlitwy, a nie do polityki” czy „Nie pozwolimy nadużywać wiary do celów politycznych”. Polska Kronika Filmowa podała, że wiec zgromadził 25 tys. osób. Jednak była to liczba zawyżona, a entuzjazm, o którym wspominano w mediach, wątpliwy. Na placu intonowano „Międzynarodówkę”, której dźwięki mieszały się ze słowami pieśni „My chcemy Boga”, dobiegającej z pobliskiego kościoła Kapucynów. Część zgromadzonych na placu podchwytywała słowa pieśni religijnych w miejsce wykrzykiwanych z trybuny haseł. Zareagowała milicja. Doszło do zamieszek.

Milicja zepchnęła tłum pod pałac biskupi, gdzie biskup Kałwa apelował o rozejście się. Ktoś krzyknął, że aresztowano wiernych spod kościoła Kapucynów. Tłum ruszył na komisariat przy ul. Zielonej. Gdy tłum obrzucił budynek kamieniami, został otoczony przez milicję i wojsko. Aresztowano 230 osób. Kilka dni później aresztowano także duchownych z katedry (księży Władysława Forkiewicza i Tadeusza Malca) oraz kościelnych (Józefa Wójtowicza i Leona Wiśniewskiego). W propagandzie podano, że za zamieszki odpowiadają prowokacje studentów KUL.

Równolegle rozpoczęto akcję propagandową w mediach. Jej podstawowym elementem było wprowadzenie dwuwartościowej skali ocen. Pojawiły się więc artykuły nacechowane emocjonalnie: „Kościół ośrodkiem wstecznictwa”, „Skończyć z haniebnym widowiskiem, wołają lubelscy robotnicy” czy „Prowokacje nie powstrzymają pracy nad odbudową kraju. Całe społeczeństwo domaga się ukarania siewców zamętu”. W artykułach przekonywano, że tak naprawdę działania kleru ośmieszają wiarę i religię, że ten cud to kłamstwo i kpina z prawdziwych wiernych. Nauczano, jak prawdziwi wierni i prawdziwi inteligenci powinni traktować swoją wiarę, przeciwstawiając oświecone podejście do religii wstecznictwu i fanatyzmowi księży. Ilustrują to tytuły artykułów, które pojawiały się w „Trybunie Ludu” i „Sztandarze Ludu” w całym kraju: Przedstawiciele świata nauki o gorszących zajściach w Lublinie czy też Ponura wizja obskuranckiego średniowiecza.

Maryjo, Królowo Polski

Szacuje się, że ogólna liczba aresztowanych w związku z cudem wyniosła nawet 600 osób. Aresztowanych bito oraz znęcano się nad nimi psychicznie. Po śledztwie wszystkich przewożono do lubelskiego Zamku, gdzie oczekiwali na rozprawę sądową. Procesy trwały 10 miesięcy.

Wyroki były zróżnicowane – od 10 miesięcy do pięciu lat więzienia. Po wyjściu na wolność skazani mieli problem ze znalezieniem pracy.

Jednak mimo działań władz, kult obrazu Matki Bożej Płaczącej – bo tak zaczęto nazywać katedralną kopię jasnogórskiego obrazu – rozwijał się nadal. W 1987 roku przed obrazem modlił się święty Jan Paweł II, a rok później na Majdanku odbyła się koronacja obrazu, której dokonał kard. Józef Glemp. Od 2014 r. decyzją Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w archikatedrze lubelskiej 3 lipca obchodzone jest święto Najświętszej Maryi Panny Płaczącej.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Precz z zacofaniem średniowiecznym!”, znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Precz z zacofaniem średniowiecznym!” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nawiedzenie obrazu NMP w Wielkopolsce – wydarzenie niepowtarzalne, które trafi do kronik nie tylko parafialnych

Warto zainteresować się udziałem w nawiedzeniu. Szczególnie jeśli przeżywa się kryzysy, walczy się z kłopotami czy martwi o najbliższych. Jest okazja przekonać się o sile modlitwy przed tym obrazem.

Kościoły otwarte w nietypowych godzinach, a nawet przez całą dobę, i stała możliwość spowiedzi – to cechy charakterystyczne Nawiedzenia Matki Bożej w znaku Ikony Jasnogórskiej w archidiecezji poznańskiej. Każda parafia „gości” kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej tylko jedną dobę, warto więc wcześniej zaplanować sobie dzień, w którym zechcemy uczestniczyć lub chociaż przyjrzeć się temu historycznemu wydarzeniu.

Różaniec w ręce lub książeczka do nabożeństwa albo jedno i drugie. Modlitwa na klęczkach. I łzy ukradkiem ocierane z twarzy. To najczęstsze obrazki towarzyszące temu niezwykłemu wydarzeniu, jakim jest – wydawałoby się takie zwyczajne – przywiezienie do kościoła kopii zabytkowego obrazu. Ale to wydarzenie jest niepowtarzalne i trafi do kronik nie tylko parafialnych. Od 18 maja br. do 26 września 2020 r. trwa w Wielkopolsce Nawiedzenie Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Drugie w historii; pierwsze miało miejsce w latach 1976–77. Kostrzyn, Kobylnica, Swarzędz, Kórnik i Bnin mają już za sobą to przeżycie, ale zdecydowana większość wielkopolskich miasteczek i wsi jeszcze się do niego przygotowuje. Warto zachęcić każdego do zainteresowania się udziałem w nawiedzeniu. Szczególnie tych, którzy przeżywają kryzysy, mają kłopoty czy martwią się o najbliższych. Niech sami przyjdą i przekonają się o sile i mocy płynącej z modlitwy przed tym obrazem.

W lipcu Obraz Matki Bożej Częstochowskiej będzie nawiedzał parafie dekanatu średzkiego, nowomiejskiego i boreckiego w Wielkopolsce, wg poniższego planu.

DEKANAT ŚREDZKI

3 śr. – Krerowo
4 czw. – Mączniki i Bagrowo
5 pt. – Murzynowo Kościelne
6 sob. – Środa Wlkp. – Kolegiata
7 niedz. – Środa Wlkp. – Kolegiata
8 pn. – Środa Wlkp. – Najświętszego Serca Jezusa
9 wt. – Środa Wlkp. – św. Józefa
10 śr. – Mądre
11 czw. – Nietrzanowo

DEKANAT NOWOMIEJSKI

12 pt. – Sulęcinek
13 sob. – Solec
14 niedz. – Nowe Miasto
15 pn. – Mieszków
16 wt. – Dębno n. Wartą
17 śr. – Radlin
18 czw. – Cielcza
19 pt. – Kolniczki
20 sob. – Chocicza
21 niedz. – Książ – św. Mikołaja i Włościejewki
22 pn. – Książ – św. Antoniego Padewskiego i Gogolewo

DEKANAT BORECKI

23 wt. – Mchy
24 śr. – Chwałkowo Kościelne
25 czw. – Panienka
26 pt. – Góra
27 sob. – Nosków
28 niedz. – Potarzyca
29 pn. – Rusko
30 wt. – Zimnowoda
31 śr. – Cerekwica

Informacja o peregrynacji Ikony Jasnogórskiej po archidiecezji poznańskiej, pt. „Jestem, pamiętam, czuwam w Wielkopolsce”, znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja o peregrynacji Ikony Jasnogórskiej po archidiecezji poznańskiej, pt. „Jestem, pamiętam, czuwam w Wielkopolsce” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W mediach społecznościowych krąży film z brutalnego zatrzymania weterana opozycji demokratycznej z czasów PRL z Opola

Wiesław Ukleja, znany działacz niepodległościowy, protestował przeciwko imprezie środowisk LGBTQ, Wiosny i RAZEM, która jako II „Marsz Równości” przeszła w sobotę 29 czerwca przez Opole.

Paweł Czyż

– Po godzinie trzynastej podeszło do mnie od tyłu dwóch osobników… gdy obserwowałem hucpę LGBT. Z grupą osób skandowałem „zamknąć miasto pederastom” – co nie jest określeniem obraźliwym. Byli ubrani po cywilnemu. Zaczęli mnie szarpać i wyglądało to wpierw na prowokację homolobby. Po chwili wyciągnęli legitymacje policyjne, rzucili mnie na ulicę i skuli ręce na plecach jak przestępcy. Czułem się jakbym był – jako niewinny obywatel o tradycyjnych poglądach – potraktowany jak morderca dziesięciolatki, o którego zatrzymaniu było ostatnio głośno. W gmachu Komendy Miejskiej Policji w Opolu trzymano mnie gdzieś do godziny osiemnastej – powiedział w rozmowie z „Niezależną Gazetą Obywatelską” Wiesław Ukleja.

Tymczasem określenie „pederasta” nie jest elementem tzw. mowy nienawiści. Pederastia (stgr. παῖς chłopiec + stgr. ἐραστής – w przekładzie Witwickiego: miłośnik) – termin wywodzący się z języka greckiego (dosł. miłość do chłopców). To, że ktoś interpretuje je jako „wulgarne” – co miało być pretekstem policyjnej interwencji – świadczy jedynie o brakach w edukacji i szukaniu pretekstów dla medialnego uzasadnienia działań podjętych pod adresem zatrzymanego patrioty. Za to… ustalanie przez pięć godzin tożsamości zatrzymanego jest po prostu kompromitujące. Wystarczy wpisać jego imię i nazwisko w przeglądarkę internetową na smartfonie. Potwierdzenie tożsamości zajmuje raptem pięć minut!

Wolność słowa i użycie określenia „pederasta” jest dozwolone w debacie publicznej, nawet jeżeli ktoś wpadł na pomysł, aby stosować tu poprawność polityczną. Niedawno w Warszawie „pastor” Szymon Niemiec parodiował nabożeństwo. Wówczas Policja nie była taka odważna i mając możliwość przerwania przestępstwa z art. 196 kodeksu karnego, będącego w toku, swoich czynności zaniechała. (…)

Dla wielu z nas osoby, które walczyły czynnie o wolność i niepodległość w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych XX wieku, coraz bardziej kojarzą się z żołnierzami Armii Krajowej czy NSZ. Czy ktoś sobie wyobraża, że dziś policjant wyciera bruk zakutym w kajdanki na plecach żołnierzem podziemia z czasów ostatniej wojny światowej? Większość aktywnych członków opozycji z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych dobiega dzisiaj powoli siedemdziesiątki… Wielu z ich kolegów zapłaciło zdrowiem i życiem za prawo do zgromadzeń czy wolności słowa. Można nie podzielać poglądów Wiesława Uklei, ale to wprost hańba dla kilku osiłków widocznych na filmach z zatrzymania – opolskich policjantów, aby w kilku, „po cywilnemu”, dokonywać zatrzymania tego ogólnie znanego weterana walki z komunizmem. Pomijam, że jeden z tajniaków żuł ostentacyjnie gumę i bardziej przypominał bywalca siłowni niż funkcjonariusza na służbie…

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Równi i równiejsi” znajduje się na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Równi i równiejsi” na s. 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chwała tym, co 63 lata temu swą przelaną na ulicach Poznania krwią wyznaczyli drogę ku Polsce niepodległej i suwerennej!

Dr Józef Granatowicz 28 czerwca zdecydował o natychmiastowym przekształceniu Szpitala Miejskiego im. Franciszka Raszei w szpital polowy. Prowadził operacje, mimo że kule wpadały do sal szpitalnych.

Jolanta Hajdasz (opr.)

Poznański Czerwiec to pierwszy bunt robotników w PRL. W czwartek 28 czerwca 1956 roku o godz. 6:30 uruchomiono główną syrenę w Zakładach im. Józefa Stalina Poznań, bo tak wówczas nazywały się Zakłady Hipolita Cegielskiego. Dla zgromadzonych w nich robotników – niezadowolonych ze swojej sytuacji bytowej, rozczarowanych pogarszającymi się warunkami pracy i ignorowaniem ich żądań przez władze – był to sygnał do rozpoczęcia manifestacji. W milczeniu wyszli z zakładów i skierowali pochód w stronę centrum Poznania, zmierzając w stronę siedzib władzy – Miejskiej Rady Narodowej i Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, aby w ten sposób zmusić ją do konkretnych rozmów i nakłonić do ustępstw na rzecz polepszenia warunków pracy i życia.

– Na czele pochodu Cegielskiego szły kobiety pracujące na kamieniu przy szlifowaniu ręcznym pudeł wagonów. Obdarte, wychudzone, w wykoślawionych drewniakach – wyglądały jak prawdziwe katorżnice. Za nimi pracownicy montażu i spawacze.

Szliśmy spokojnie, bez żadnych okrzyków – wspominał jeden z uczestników, a dziś jego wypowiedź można przeczytać na stronie internetowej IPN. Tak rozpoczął się bunt robotników i mieszkańców Poznania, spowodowany przede wszystkim złymi warunkami życia będącymi wynikiem realizacji planu sześcioletniego. Bunt, który został stłumiony przez liczące ponad 10 tys. żołnierzy oddziały Ludowego Wojska Polskiego pod dowództwem wywodzącego się z Armii Czerwonej generała Stanisława Popławskiego. Zginęło wówczas 58 osób, setki zostało rannych. (…)

Uhonorowany został również lekarz, który niósł pomoc poszkodowanym: u zbiegu ul. Poznańskiej i ul. Jeżyckiej, naprzeciw szpitala, znajduje się Skwer im. Doktora Józefa Granatowicza (1901–1978), który w dniu 28 czerwca 1956 roku zdecydował o natychmiastowym przekształceniu Szpitala Miejskiego im. Franciszka Raszei w szpital polowy, gdzie ratowani byli uczestnicy walk ulicznych. Zakazał rejestrowania osób rannych, bo wiedział, że listy pacjentów mogą stać listami proskrypcyjnymi. Prowadził operacje, mimo że kule wpadały do sal szpitalnych.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „63 rocznica Poznańskiego Czerwca ʼ56” znajduje się na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja o 63 rocznicy Poznańskiego Czerwca ʼ56” na s. 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego