Tusk: Składamy projekt zmiany Konstytucji

Donald Tusk, Małgorzata Kidawa-Błońska i Tomasz Grodzki podczas konferencji prasowej w Senacie przedstawili propozycję zmiany w Konstytucji RP. Poprawka dotyczy sposobu decydowania o wyjściu z UE.

Projekt poprawki autorstwa czołowych polityków Platformy Obywatelskiej zakłada, że o wyjściu Polski ze wspólnoty europejskiej zadecydować będzie mogła jedynie większość dwóch trzecich głosów w parlamencie. Jak tłumaczy Donald Tusk:

Celem tego wniosku jest gwarancja, że Polska pozostanie w UE tak długo, jak długo Polacy będą tego chcieli – podkreśla lider opozycji.

Według byłego premiera inicjatywa ta podyktowany jest obawą, że obecny rząd może wyprowadzić Polskę z UE nawet „przez pomyłkę”. Jak komentuje Donald Tusk:

Dziś żyjemy pod rządami ludzi, którzy mogą to zrobić intencjonalnie albo przez swoją nieudolność. (…) Naszym celem jest logiczne zagwarantowanie tego, że wyjście z Unii Europejskiej wymaga tego samego, czego wymagało wejście do niej – stwierdził podczas konferencji.

Jednocześnie szef PO zaznacza, że intencją wniosku nie jest otwarcie procesu negocjacji dotyczących zmian w Konstytucji. Ponadto, Donald Tusk zaznacza, że do poparcia wniosku wcale nie są konieczne głosy posłów PiS:

Arytmetyka w parlamencie jest dość oczywista, ale w cale nie oznacza to, że potrzebne są głosy PiS-u. (…) Jeśli dla PiS-u to jest jakiś wielki problem powiedzieć jednoznacznie, że „tak, jesteśmy za obecnością Polski w UE”, to posłowie PiS-u nie muszą być nawet obecni w czasie tego głosowania – powiedział.

N.N.

Źródło: Wp.pl

Afganistan: Trwają aresztowania dziennikarzy. Talibowie zabronili publikacji, które „są w sprzeczności z islamem”

Jak podaje Human Rights Watch (HRW) odkąd w połowie sierpnia Talibowie przejęli władzę w Afganistanie aresztowano przynajmniej 32 dziennikarzy.

Zgodnie z relacją organizacji stojącej na straży Praw Człowieka talibskie władze próbują stłumić wszelkie głosy sprzeciwu i krytyki za pomocą nieprecyzyjnych przepisów. Jak informuje HRW:

Afgańskie ministerstwo informacji i kultury wydało rozporządzenie, którego „obszerne i ogólnikowe” zapisy mają w praktyce zakazać wszelkiej krytyki działania władz.

Nowe prawo zabrania publikacji materiałów, które „są w sprzeczności z islamem”, „obrażają narodowych bohaterów” lub „zniekształcają obraz (rzeczywistości)”. Według rozporządzenia dziennikarze są zobowiązani do komentowania wydarzeń „w sposób wyważony”. Co więcej, zabrania się dotykania tematów, które „nie zostały potwierdzone przez urzędników” oraz takich, które „mogą mieć negatywny wpływ na postawy społeczne”.

Ponadto, afgańskie służby specjalne wzywają pracowników mediów do zaprzestania „działań propagandowych”, których miano się dopatrzeć w publikowanych materiałach. Jak podsumowuje redaktorka internetowego portalu dla kobiet:

Nie mamy już wolnych mediów w Afganistanie. Straciliśmy przestrzeń dla wolnych mediów wraz z przejęciem władzy w kraju przez talibów – podkreśla dziennikarka.

Sytuację niknącej wolności słowa w Afganistanie komentuje także szefowa sekcji HRW ds. Azji Patricia Gossman. Według Gossman nowe przepisy swoją radykalnością „duszą media”:

Mimo, iż talibowie zobowiązali się, że będą zezwalać na działania dziennikarzom respektującym wartości islamu, nowe przepisy prawa duszą media. (…) Obecne regulacje są tak radykalne, że dziennikarze ze strachu przed więzieniem sięgają po autocenzurę – stwierdza.

Zdaniem Gossman na zaistniałą sytuację powinny zareagować zagraniczne rządy. Według niej to właśnie sprzeciw społeczności międzynarodowej może wpłynąć na politykę talibskiej władzy:

Zagraniczne rządy powinny wysłać sygnał, że sposób traktowania mediów przez talibów pozostanie głównym problemem przyszłych stosunków – podsumowuje.

Źródło: Human Rights Watch

N.N.

Kryzys paliwowy w Wielkiej Brytanii. Machura: Dane są dosyć sprzeczne

Tomasz Machura komentuje brytyjski kryzys paliwowy. Podczas gdy rząd mówi o jego końcu, stowarzyszenie niezależnych stacji paliw podkreśla, że poziom zapotrzebowania na paliwo jest nadal podwyższony.


W wywiadzie z redaktorem Łukaszem Jankowskim ekonomista pracujący w Wielkiej Brytanii, Tomasz Machura, opowiada o tamtejszym kryzysie paliwowym. Zdaniem polskiego mieszkańca Wysp trudno wypowiedzieć się o stanie sytuacji z powodu sprzecznych przekazów:

Z jednej strony rząd mówi, że kryzys paliwowy już się kończy, że następuje wyhamowanie tego nadmiernego popytu. Stowarzyszenie niezależnych stacji benzynowych cały czas mówi, że poziom zapotrzebowania na paliwo jest podwyższony i cały czas są stacje, które nie są w stanie nadążyć z dostarczaniem paliwa – relacjonuje Tomasz Machura.

Co więcej, gość porannej audycji opisuje jak przebiegły objawy kryzysu w ubiegły weekend. Z danych, na które powołuje się polski ekonomista wynika, że popyt na paliwo był wówczas prawie dwukrotnie wyższy niż na co dzień:

Od piątku do niedzieli przewiduje się, że było ok. 180 procent normalnego popytu – podkreśla Tomasz Machura.

Ponadto, rozmówca Łukasza Jankowskiego opowiada również jak wygląda popyt na inne dobra w Wielkiej Brytanii w dobie pandemii. Jednocześnie Tomasz Machura zwraca uwagę, na specyfikę kryzysu paliwowego w porównaniu z brakiem dostępności wśród innych dóbr:

Z paliwem jest ten problem – czy korzyść w tym przypadku – że nie można go przechowywać w inny sposób niż tylko w baku samochodowym. Ten run na stacje benzynowe żeby wykupić paliwo zostaje w pewien sposób zaspokojony, bo popyt wraca do normalnego poziomu – stwierdza Tomasz Machura.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!


N.N.

Kowalczyk: Przedsiębiorcy nie będą mieli wątpliwości co do korzyści wynikających z Polskiego Ładu

W porannej audycji szef sejmowej komisji finansów publicznych komentuje najnowsze poprawki do Polskiego Ładu. Jak twierdzi Henryk Kowalczyk, jedną z najważniejszych jest tzw. ulga dla klasy średniej.

W wywiadzie z redaktorem Łukaszem Jankowskim szef sejmowej komisji finansów publicznych, Henryk Kowalczyk (PiS), mówi o przyszłej polityce gospodarczej po wprowadzeniu Polskiego Ładu. Zdaniem polityka partie PiS oraz Kukiz’15 przegłosują plany zreformowania gospodarki. Co więcej, mimo, iż projekt jest reformy jawi się jako twór silnie kompromisowy lub wręcz niezadowalający dla wielu sejmowych ugrupowań Henryk Kowalczyk mówi o jego licznych zaletach. Zdaniem polityka PiS bezsprzecznie skorzystają na nim najubożsi Polacy.

Trudno wyobrazić mi sobie posła, który nie popiera Polskiego Ładu – mówi gość „Poranka WNET”.

Jak zaznacza gość porannej audycji reforma systemu podatkowego nie jest jeszcze ukończona. Obecnie trwa rozpatrywanie zgłoszonych w środę 29 września w czasie drugiego czytania poprawek. Jedną z nich jest m.in. rozszerzenie ulgi dla klasy średniej:

Jedna z najważniejszych poprawek to rozszerzenie tzw. ulgi dla klasy średniej, która jest zastosowana dla osób pracujących na umowie o pracę, zarabiających pomiędzy 6-13 tys. Takim algorytmem obniża się podatek – wspomina polityk.

Jednocześnie, jak zaznacza rozmówca Łukasza Jankowskiego taką samą ulgę mają otrzymać także osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. Osoby takie muszą jednak spełnić pewne warunki. Jak podkreśla polityk dotyczą one zarobków oraz sposobu rozliczania się:

Również taka sama ulga będzie zastosowana dla osób, które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą, których dochody mieszczą się w przedziale 6-13 tys. i rozliczają się na zasadach ogólnych – dodaje Henryk Kowalczyk.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Witt: Éric Zemmour nie został wyrzucony ze stacji telewizyjnej CNews

Piotr Witt komentuje zniknięcie popularnego prawicowego dziennikarza ze stacji telewizyjnej CNews. Jak zaznacza, mimo telewizyjnej i prasowej absencji to właśnie teraz Zemmour triumfuje.


W czwartkowym „Poranku WNET” korespondent Radia WNET we Francji, Piotr Witt, dotyka tematu fenomenu prawicowego francuskiego publicysty Érica Zemmoura, a także bieżącej sytuacji pandemicznej nad Sekwaną. Zdaniem dziennikarza francuskie władze próbują wykorzystać do własnych celów strach obywateli związany z kolejną falą pandemii:

Francuski premier i prezydent nadal sieją strach, nadmuchują balon covidu ze wszystkich sił. Pragną nim zalecieć wysoko i daleko – zaznacza korespondent.

Piotr Witt komentuje również głośną sprawę zniknięcia francuskiego dziennikarza z popularnej stacji telewizyjnej. Jak twierdzi korespondent, prawicowy redaktor nie został zwolniony, a jego absencję można wytłumaczyć pracą nad kampanią promocyjną swojej książki:

Éric Zemmour nie został wyrzucony ze stacji telewizyjnej CNews. W porozumieniu z dyrekcją zawiesił działalność publicystyczną na czas kampanii promocyjnej swojej nowej książki, podobnie jak zawiesił publicystykę na łamach wielkiego dziennika krajowego „Le Figaro” – mówi Piotr Witt.

Jak dodaje korespondent Radia WNET książka Érica Zemmoura rozchodzi się we Francji niczym świeże pieczywo. Według danych Piotra Witta pierwszego dnia zakupiono aż 200 tys. egzemplarzy, w następnych dniach dodrukowano kolejne 100 tys. Co więcej, jak dodaje korespondent książka francuskiego publicysty jest rozprowadzana przez dystrybutora związanego z właścicielem CNews. Według Piotra Witta Éric Zemmour nie jest sam i najwyraźniej nie musi obawiać się o swoje zasięgi:

Zemmour jest czytany, słuchany i oglądany. Media wydzierają go sobie. Jego obecność dopomaga sprzedaży – podkreśla dziennikarz.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Jerzy Targalski (1952–20..) – człowiek, który nie miał prawa żyć! / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Napisał założenia programowe „Niepodległości”, a ja je przeczytałem i w roku 1983 wstąpiłem w jej szeregi. Miałem 19 lat i zaczynałem dorosłość. W „Niepodległości” przeszedłem prawdziwą szkołę życia.

Taki tytuł zaproponowałem Jurkowi Targalskiemu (dla mnie zawsze Józefowi Darskiemu) na jego ewentualne pożegnanie. W roku 2009. A on roześmiał się i powiedział tym swoim zachrypniętym głosem, że może być. Niedaleko szpitala, który wskazał jako swoją przyszłą umieralnię.

Ten tytuł oddawał istotę rzeczy. Według opinii lekarzy życie Jerzego Targalskiego miało się zakończyć wkrótce po przyjściu na świat. Takie rokowania nie były bezpodstawne, biorąc pod uwagę czysto fizyczne parametry nowo narodzonego dziecka. Ale lekarze nie docenili jednego – umysłu Jurka i siły ducha. Umysłu i woli życia, i poświęcenia się sprawie niepodległości Polski. Co wydłużyło jego życie z prognozowanego jednego roku do już prawie siedemdziesięciu.

To właśnie w „Niepodległości” – podziemnej organizacji przekształconej następnie w Liberalno-Demokratyczną Partię „Niepodległość” spotkaliśmy się w walce o przyszłą, niepodległą i wolną od komunizmu Polskę. On napisał założenia programowe „Niepodległości”, a ja je przeczytałem i w roku 1983 w pełni świadomie wstąpiłem w jej szeregi. Jako drukarz. Miałem 19 lat i dopiero zaczynałem dorosłość. Właśnie w „Niepodległości” przeszedłem prawdziwą szkołę życia. Szkołę, jakiej nie zapewnia najlepszy uniwersytet.

Nie lubiliśmy się z wzajemnością przez prawie 25 lat. Nie lubiliśmy się zdalnie. Bo Jurek wyjechał z Polski do Paryża na parę miesięcy przed początkiem mojej konspiracyjnej aktywności. Kwestionowałem jego ogląd sytuacji społeczno-politycznej i porady-rozporządzenia, jakie kierował pod naszym, „młodych”, adresem. Ja uważałem, że on się myli, a on, że jestem młody i głupi. Po latach muszę przyznać, że obaj mieliśmy rację 😊

Zmieniło się wszystko w roku 2008. Zaczęliśmy rozmawiać nie jak publicysta z publicystą i mądrala z mądralą, ale jak człowiek z człowiekiem. Ja – nawrócone dziecko boże i on – mający do Boga (gdyby istniał) pretensje. Spotkaliśmy się też wtedy parę razy. W dni, które miał wolne od dializy i nie musiał leżeć podłączony do sztucznej nerki.

My, zdrowi i wierzący ludzie, najczęściej nie potrafimy tego zrozumieć. Jak można mieć pretensje do Pana Boga? Ale spróbujmy się wczuć w sytuację człowieka ułomnego od dziecka. I wtedy zrozumieć Boży plan dotyczący każdego z nas. Również naszego cierpienia.

To było największe wyzwanie w życiu Darskiego. I sprostał mu. Człowiek uczciwy intelektualne nie może takiemu wyzwaniu nie sprostać. Czasem potrzebuje tylko dostać od Pana Boga więcej czasu. On ten czas dostał. 10 lat temu Jerzy Targalski, który najpierw deklarował się jako ateista, a potem agnostyk, nawrócił się. Tuż przed sześćdziesiątką stał się praktykującym katolikiem. Moje świadectwo również mu w tym pomogło. Bo słowa tylko uczą, a przykłady pociągają.

Ostatni raz widzieliśmy się trzy lata temu w Radiu Wnet na Zielnej. Powiedział, że czyta moje felietony. Zapytałem, co o nich sądzi. Odpowiedział, śmiejąc się: może być.

To jak, Darski, może być?

Jan Azja Kowalski

PS Piszę te słowa, gdy Jerzy Targalski jeszcze żyje. To teraz jest właściwy czas. Pomódlmy się o to, żeby dobry Bóg przebaczył mu wszystkie grzechy i przyjął go do swojego Królestwa. Wtedy, gdy uzna to za stosowne.

„Moje życie nie poszło na marne”. Doktor Ignacy Nowak (1887–1966) / Renata Skoczek, „Śląski Kurier WNET” nr 86/2021

Pracując w Poznaniu, latem 1920 roku otrzymał krótki list od kolegi z czasów studiów, dr. Romana Konkiewicza, o treści: „Potrzebny jesteś w Bytomiu w pracy plebiscytowej. Przybywaj jak najprędzej”.

Renata Skoczek

Dr Ignacy Nowak (1887–1966). Niezwykły życiorys polskiego patrioty

Jako lekarz Ignacy Nowak niemal całe życie zawodowe związał z Chorzowem, gdzie mieszkał od 1922 do 1957 roku (z przerwą na czas II wojny światowej), pracując w szpitalu na stanowisku ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego.

Pomimo wieloletniej pracy z pacjentkami, niezwykłej aktywności społecznej i politycznej oraz wielkich zasług dla sprawy narodowej, co zyskało mu autorytet i szacunek lokalnej społeczności, pozostaje postacią mało znaną zarówno w wymiarze regionalnym, jak i ogólnopolskim.

We wspomnieniach opracowanych na kilka lat przed śmiercią, a obecnie przechowywanych w Bibliotece Śląskiej, dr Ignacy Nowak napisał:

„Gdy dzisiaj, u schyłku życia, przebiegam myślą te wszystkie zdarzenia, jakich byłem świadkiem na Górnym Śląsku, chciałbym raz jeszcze stwierdzić, że nie żałuję swej decyzji przyjścia na Górny Śląsk… Chociaż nie starczyło mi czasu na pracę naukową, nie wydaje mi się, aby życie moje na Śląsku poszło na marne”.

Urodził się 11 lipca 1887 roku w miejscowości Mądre koło Środy Wielkopolskiej, w rodzinie o tradycjach patriotycznych, jako syn właściciela 30-hektarowego gospodarstwa rolnego. Kiedy zdawał maturę w gimnazjum w Śremie w 1908 roku, marzył o studiach w Krakowie – polskiej kolebce kultury i sztuki. Na przeszkodzie stanęła jednak śmierć ojca, która znacznie pogorszyła sytuację materialną rodziny. Dzięki stypendium poznańskiego Towarzystwa Pomocy Naukowej im. dr. Karola Marcinkowskiego został studentem medycyny Uniwersytetu w Lipsku, a po dwóch latach przeniósł się do Monachium.

Studia ukończył w 1913 roku złożeniem egzaminu lekarskiego, a pracując w klinice dla kobiet w Dreźnie, obronił doktorat z zakresu ginekologii. Po wybuchu I wojny światowej pracował w szpitalu miejskim w Wiesbaden w oddziale chirurgicznym, z powodu braku chirurgów powołanych do służby wojskowej. Pod koniec wojny został wcielony do wojska niemieckiego, ale jako lekarz miał możliwość wybrać szpital wojskowy i trafił do Poznania.

Mając doświadczenie wojskowe i będąc polskim patriotą, wziął udział w powstaniu wielkopolskim, pełniąc funkcję naczelnego chirurga frontu północnego. Następnie został wysłany na kresy wschodnie odrodzonego państwa polskiego, aby pomagać rannym obrońcom Lwowa. Po powrocie do Poznania postanowił osiedlić się na stałe w Wielkopolsce i podjął pracę w Krajowej Klinice dla Kobiet.

Latem 1920 roku otrzymał krótki list od kolegi z czasów studiów, dr. Romana Konkiewicza, o treści: „Potrzebny jesteś w Bytomiu w pracy plebiscytowej. Przybywaj jak najprędzej”.

Gdy wkrótce znalazł się na Górnym Śląsku, aby organizować przygotowania do plebiscytu, który zgodnie z decyzją traktatu wersalskiego miał rozstrzygnąć o przynależności państwowej tego regionu, miał 33 lata, doktorat z nauk medycznych, doświadczenie jako lekarz wojskowy i świetnie zapowiadającą się karierę naukową. Jego ponad 40-letni pobyt na górnośląskiej ziemi (choć z założenia miał być krótki) zaowocował udziałem w wydarzeniach, które w stulecie III powstania śląskiego warto przypomnieć.

Na Górnym Śląsku bardzo brakowało polskiej inteligencji i wielu lekarzy z Wielkopolski, którzy doskonale znali język niemiecki, przybyło wspomagać pracę Wojciecha Korfantego. Dr Nowak, który w lipcu 1920 roku przyjechał do Bytomia, obejmując funkcję kierownika prawie dwustuosobowego Wydziału Kulturalnego w Polskim Komisariacie Plebiscytowym, był jednym z nich.

Kiedy w sierpniu 1920 roku wybuchło II powstanie śląskie, objeżdżał cały front, dostarczając materiały sanitarne dla oddziałów powstańczych.

Po zakończeniu działań zbrojnych zajmował się popularyzowaniem polskiej kultury poprzez teatr, muzykę i śpiew. Sprowadzał na Górny Śląsk najlepszych solistów opery warszawskiej i lwowskiej oraz wybitnych solistów skrzypcowych. Po latach wspominał: „Wysokiej klasy koncerty skrzypcowe Ireny Dubiskiej i prof. Barcewicza urządzane w Bytomiu, Katowicach, Gliwicach, Zabrzu i Królewskiej Hucie ściągały nie tylko publiczność polską i niemiecką, lecz także sporą ilość wojskowych sfer alianckich”. Nadzorował polski teatr amatorski i koordynował pracę chórów na całym obszarze, na którym miało się odbyć głosowanie, organizując kursy teatralne i kursy dla dyrygentów.

Często objeżdżał powiatowe Komitety Plebiscytowe, które prowadziły intensywną pracę propagandową, aby przekonać niezdecydowanych Górnoślązaków do głosowania za Polską. Kiedy wybuchło III powstanie śląskie, natychmiast włączył się aktywnie w organizowanie służby medycznej. Najpierw urządził punkt opatrunkowy dla powstańców w Kochłowicach (obecnie Ruda Śląska), a następnie w szpitalu w Sławięcicach leczył rannych po ataku wojsk powstańczych na Kędzierzyn. Szybko awansował na lekarza 1. Dywizji Górnośląskiej, a następnie na szefa sanitarnego grupy operacyjnej „Środek”. W tym czasie prowadził punkt opatrunkowy w Leśnicy, pomagając rannym po ataku na Górę św. Anny.

Kiedy stało się jasne, że o podziale Górnego Śląska zadecydują przedstawiciele wielkich mocarstw i walki powstańcze zakończyły się ewakuacją wojsk poza granicę obszaru plebiscytowego, uznał swój patriotyczny obowiązek za zakończony i powrócił do Poznania. Otrzymał prestiżową posadę w klinice uniwersyteckiej i zajął się między innymi pisaniem w języku polskim podręczników z ginekologii i położnictwa dla studentów medycyny.

Latem 1922 roku dr Nowak otrzymał nieoczekiwanie zaskakującą propozycję zorganizowania oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów). Stanął wówczas przed dylematem, czy kontynuować dobrze zapowiadającą się karierę naukową, czy pomóc organizować służbę zdrowia w polskiej części Górnego Śląska, która borykała się z brakiem wykwalifikowanych lekarzy specjalistów.

Z pobudek patriotycznych zdecydował się na przyjazd na Górnym Śląsk. Dla Ignacego Nowaka najważniejszym argumentem, który go przekonał do porzucenia pracy w poznańskim szpitalu, była informacja, że jeśli nie przyjmie tej oferty, w polskiej lecznicy zostanie zatrudniony niemiecki lekarz.

Już w listopadzie 1922 roku w chorzowskim szpitalu przy obecnej ul. Strzelców Bytomskich otworzył oddział ginekologiczno-położniczy na 60 łóżek. Kilka lat później przy szpitalu utworzył Szkołę Pielęgniarek, która kształciła w cyklu dwuletnim wykwalifikowane kadry medyczne.

W okresie międzywojennym dr Nowak aktywnie zaangażował się w tworzenie polskich instytucji ochrony zdrowia, sprawując funkcję prezesa Towarzystwa Lekarzy Polaków. Przewodniczył także Związkowi Gospodarczemu Lekarzy Polaków na Śląsku, a także Śląskiej Izbie Lekarskiej. Równie aktywny był na polu społecznym, działając w Związku Powstańców Śląskich, Związku Obrony Kresów Zachodnich, Związku Oficerów Rezerwy. W 1930 roku podjął decyzję o rozpoczęciu kariery politycznej. Wystartował z powodzeniem w wyborach parlamentarnych z listy sanacji i został posłem do Sejmu RP III kadencji.

Mandat sprawował krótko, bo zrzekł się go w sierpniu następnego roku w ramach protestu w związku rozpowszechnianymi przez prasę informacjami o złym traktowaniu polityków opozycji uwięzionych w twierdzy brzeskiej. Po rezygnacji z pracy poselskiej włączył się w prace samorządu jako członek Rady Miasta Królewska Huta, a od 1934 roku został jej przewodniczącym. W 1935 roku wystartował w kolejnych wyborach do parlamentu i został posłem do Sejmu IV kadencji, pracując w komisji zdrowia.

Po wybuchu II wojny światowej Ignacy Nowak został zmobilizowany i przydzielony do pracy w szpitalu w Tarnopolu. Kiedy Rosjanie wkroczyli na ziemie polskie, przedostał się do Rumunii, a następnie dotarł do Paryża, gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po upadku Francji wraz z polskim wojskiem znalazł się w Anglii, a następnie w Szkocji, gdzie prawie do końca wojny leczył polskich żołnierzy. Na początku 1945 roku został przeniesiony na kontynent, pracując jako starszy oficer w Głównej Kwaterze Sprzymierzonych Sił Europejskich. Zajmował się wówczas osobami opuszczającymi obozy jenieckie, a później organizował dla Polaków w Akwizgranie i w Kassel transporty repatriacyjne.

Do Polski, gdzie czekała na niego żona i dwudziestoletni syn, powrócił w maju 1946 roku. Jako były oficer Wojska Polskiego, były poseł blisko związany z sanacją i były żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, nie cieszył się zaufaniem władz komunistycznych, ale z braku wykwalifikowanych lekarzy specjalistów objął funkcję ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu nr 3 w Chorzowie.

W tym czasie dr Nowak nie angażował się w żadne działania społeczne, skupiając się wyłącznie na pracy zawodowej. Nie uchroniło go to od inwigilacji prowadzonej przez Urząd Bezpieczeństwa jako „podejrzanego o wrogi stosunek do władz Polski”. Na początku lat 50. XX wieku komuniści, chcąc pozbyć się niewygodnego lekarza z funkcji ordynatora, obiecali mu posadę lekarza w Ustroniu. Po złożeniu wypowiedzenia z chorzowskiego szpitala okazało się, że dr Nowak tej pracy nie dostanie, a do szpitala nie może wrócić. Ostatecznie został lekarzem w przyzakładowej przychodni huty „Kościuszko” w Chorzowie.

Władze komunistyczne, chcąc zmusić dr. Nowaka do zakończenia pracy zawodowej, nakazały sędziwemu i doświadczonemu lekarzowi z tytułem doktora nauk medycznych zdać egzamin specjalizacyjny II stopnia w zakresie ginekologii i położnictwa.

W 1957 roku definitywnie zakończył praktykę lekarską i zamieszkał z żoną w Wiśle-Jaworniku, gdzie napisał wspomnienia o znamiennym tytule Nie żałuję. W 1962 roku przeprowadził się do Poznania. Tam zmarł cztery lata później i został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Przed śmiercią złożył swoje pamiątki z okresu powstań i plebiscytu w chorzowskim muzeum oraz w Bibliotece Śląskiej. Za zasługi został odznaczony drugim pod względem starszeństwa odznaczeniem państwowym (po Orderze Orła Białego) – Orderem Odrodzenia Polski, dwukrotnie nadanym, a ponadto Medalem Niepodległości, Krzyżem Walecznych oraz Śląskim Krzyżem Powstańczym.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Niezwykły życiorys polskiego patrioty. Dr Ignacy Nowak (1887–1966)” znajduje się na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Renaty Skoczek pt. „Niezwykły życiorys polskiego patrioty. Dr Ignacy Nowak (1887–1966)” na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Gdańsku wspomnienie o bohaterach – Ince i Zagończyku – zagłuszało diabelskie techno / Felieton Jana Azji Kowalskiego

Obrzydliwe diabelskie techno w polskim mieście Gdańsku zagłuszało patriotyczne uroczystości. Jak dowiedziałem się od uczestników, rok wcześniej jeszcze nikt ich nie zagłuszał. Co będzie za rok?

W końcówce urlopu, namówiony przez sympatyczną polską patriotkę, postanowiłem uczcić pamięć Inki i Zagończyka zamordowanych przez bolszewików w 1946 roku. Dałem się namówić tym bardziej, że byłem na ich oficjalnym pogrzebie pięć lat temu, ale na Cmentarzu Garnizonowym już nie. W 75 rocznicę ich śmierci postanowiłem to nadrobić, złożyć kwiaty  grobach. I pomodlić się.

Już w samochodzie, zbliżając się do cmentarza, usłyszałem tę szatańską, destrukcyjną muzę. Antymuzykę, mającą wprowadzić człowieka w szalony trans, pozbawiający go godności dziecka bożego. W zwykłej muzyce jest harmonia. Nawet w heavy metalu, który kojarzony jest często z satanizmem, jest harmonia. W techno jej nie ma, bo zadaniem techno jest zniszczenie człowieka. Rozbicie do imentu jego osobowości i duszy.

Techno można przeżyć jedynie przy pomocy tabletek ekstazy.

Co robi z człowiekiem i z człowieka techno, poznałem dzięki „Świadectwu” Leszka Dokowicza. Historię jego wchodzenia w przemysł techno w Niemczech powinien poznać każdy młody człowiek. A zwłaszcza opis jego ucieczki, tuż przed szatańską inicjacją, do Polski. Do kraju omodlonego, będącego pod Bożą i Maryi opieką. Po przekroczeniu granic naszego państwa Leszek Dokowicz poczuł się znowu wolny i przestał się bać. Doświadczył fenomenu kraju wolnego od władzy szatana.

Poznałem jego „Świadectwo” w roku 2008 lub 2009. Teraz, w roku 2021, obrzydliwe diabelskie techno w polskim mieście Gdańsku zagłuszało patriotyczne uroczystości. Jak dowiedziałem się od uczestników, rok wcześniej jeszcze nikt ich nie zagłuszał. Co będzie za rok?

Trudno jest oddać się kontemplacji i modlitwie w tak skrajnych warunkach. Ale próbujmy.

Pamiętajmy tylko, że szatana nie zakrzyczymy. Bo gdy zaczniemy tak samo wrzeszczeć, staniemy się jego, a nie Pana Boga dziećmi.

Próbujmy też rozmawiać z naszymi dziećmi w chwili, gdy nowa tęczowa bolszewia – podobnie jak stara związana z szatanem – kolejny raz chce zniszczyć chrześcijaństwo. Chce zniszczyć nas, boże dzieci. Naszą godność, szacunek dla bohaterów i do siebie samych. Naszą mądrość wynikającą z doświadczenia przodków, rodziców i dziadków. Naszą pamięć. Naszą wolność.

I walczmy! Bo gdy uznamy, że już wszystko stracone, to tak się – na zgubę nas wszystkich – stanie.

Jan Azja Kowalski

Spotkajmy się! Redakcja WNET wyruszyła w trasę! Pierwszym przystankiem Białystok

5 września redakcja Radia WNET rozpoczęła niepowtarzalną podróż, czyli Wielką Wyprawę Radia WNET. Przez dwa i pół tygodnia wraz z mobilnymi studiami będziemy wędrować po Polsce.

Odwiedzimy wszystkie siedem miast, w których nadaje Radio WNET, ale wnikniemy także w przestrzeń lokalną, z dala od wielkich aglomeracji. Przybliżymy słuchaczom różne odcienie polskiej kultury, sylwetki wyjątkowych osób ze świata polityki, nauki, przedsiębiorczości, religii i sztuki, a także historię odwiedzanych miejscowości i regionów.

Celem naszej wyprawy jest poznanie. Będziemy badać i prezentować na antenie zwyczaje mieszkańców poszczególnych miast, czyli naszych słuchaczy. Chcemy jednocześnie, aby nasi odbiorcy poznali się nawzajem.

W każdym z odwiedzonych przez nas miast nadamy całodzienną audycję zakończoną “Dobrym Wieczorem”, czyli koncertem radiowym połączonym ze spotkaniem z naszymi przyjaciółmi i słuchaczami. 22 września, w pierwszy dzień jesieni, wyprawa zakończy swój bieg docierając do Warszawy, gdzie o godz. 19 w Teatrze Palladium odbędzie się finałowy koncert podsumowujący osiemnaście dni naszej podróży.

Wezmą udział nasi słuchacze oraz zaproszeni goście. Koncert poprowadzą Milo Kurtis oraz Marcin i Lidia Pospieszalscy, wystąpią na nim również  goście specjalni. Wydarzenie będzie transmitowane w telewizji oraz na kanałach społecznościowych WNET.

Terminarz Wielkiej Wyprawy Radia WNET:

Białystok (5-7 IX)
Lublin (7-9 IX)
Kraków (9-11 IX)
Wrocław (12-14 IX)
Szczecin (14-16IX)
Bydgoszcz (16-18 IX)
Łódź (120-21 IX)

Koncert finałowy Warszawa: 22 IX, [Teatr Palladium]

Już teraz zapraszamy Państwa do towarzyszenia nam w naszej drodze. Spotkajmy i poznajmy się.

N.N.

Polemizowanie z rewolucją obyczajową to pułapka, ale milczeć też nie można/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 86/2021

Narodami, cywilizacjami czy ogólnie całą ludzkością powodują dwie przeciwstawne siły: postępu i rozkładu. Rewolucja obyczajowa nie jest postępowa, bowiem prowadzi wprost do rozkładu życia społecznego.

Piotr Sutowicz

Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia

Zagadnienia związane z rewolucją obyczajową zajmują bardzo dużo miejsca w naszych mediach, polityce, a nawet życiu prywatnym, rodzinie, środowisku lokalnym itd.

Zdaje się, że ludzie, którzy ten temat podnieśli i wprowadzili w obieg, chcieli, by ci, którzy nie zgadzają się na różne dziwne rzeczy i propozycje mające zmienić mentalność społeczną, zareagowali ostro i tym samym wpadli w pułapkę dyskusji wokół spraw początkowo wyglądających na absurdalne i pozostające bez wpływu na życie społeczne.

Ale co było robić? Milczeć też nie wypada w okolicznościach, w których postulaty ruchów lewackich, LGBT+, feministek, zwolenników zrewolucjonizowania płci, języka i kultury wypływają z taką mocą, pukając np. do szkół, a nawet kościołów.

Nowa kultura

W rewolucji zawsze chodziło o tworzenie nowego człowieka, który żyje w nowej kulturze. Tę ostatnią trzeba więc po pierwsze tworzyć. Robić to należy na każdym poziomie: zarówno na katedrach uniwersyteckich, jak i w mediach; nie można pominąć szkół, teatrów kin, kawiarni i ulicy. Rewolucja obyczajowa, która ma napędzać zmiany, musi kroczyć ciągle do przodu. Generuje się więc coraz to nowe dyskusje wokół tego, jak mają być określane kobiety realizujące się w pewnych zawodach – tu rewolucjoniści zdecydowali, że pani minister musi zostać ministerką albo ministrą, a pani marszałek – marszałką. Lista zmian jest długa.

Nie są to rzeczy całkowicie na nowo wymyślone, w czasach bardzo głębokiego komunizmu też na siłę tworzono żeńskie nazwy dla różnych, niekiedy męskich zawodów, do których zaganiano kobiety, wmawiając im, że w ten sposób dostąpią awansu społecznego. W latach pięćdziesiątych w sferze publicznej pojawiły się traktorzystki, murarki, brygadzistki czy kolejarki. Większość z tych wyrazów na trwałe nie przyjęła się w powszechnym użyciu: traktorzystki i murarki raczej zniknęły, kobieta pracująca na kolei została zaś kolejarzem lub pracownikiem kolei. W niczym jej to nie uwłaczało, a nawet odwrotnie – podkreślało fakt bycia w pierwszym rzędzie człowiekiem, w odniesieniu do którego używamy raczej form męskoosobowych, choć trzeba podkreślić, że tu chyba rozegra się następny etap walki o język.

Na razie „wymyśliciele” przyszłych światów tworzą coraz to nowe kategorie płci i dostosowują do nich formy językowe. W tym względzie mamy do czynienia z jeszcze bardziej absurdalną gonitwą, skoro bowiem płci jest więcej niż dwie, to i rodzajów też musi być tyle, i nie chodzi tu chyba tylko o gramatyczny rodzaj nijaki, w odniesieniu do ludzi tradycyjnie stosowany np. do dzieci.

Nie będę się zresztą w tej kwestii rozpisywał, nie będąc polonistą i bojąc się wpaść w kolejną pułapkę. Wiadomo tylko, że w dalszej perspektywie ma się w dziedzinie języka zmienić bardzo wiele. Na razie trzeba nas z tym wszystkim jakoś oswoić. A więc, po pierwsze – musi się o tym mówić, po drugie – trzeba napiętnować tych, którzy uparcie trwają przy swoich przyzwyczajeniach i konserwatywnych normach językowych. Tym należy zarzucać mowę nienawiści, brak wrażliwości na drugiego człowieka i naruszanie jego godności. Taki bowiem zestaw słów rewolucjonisty, wsparty przez usłużny system medialno-polityczny, może zdziałać wiele. Jeżeli do tego zacznie się walkę o nowy język promować w szkole, to konflikt mamy gotowy.

Milczeć w tej sytuacji się po prostu nie da, bo kwestia ta i tak nas dosięgnie, a więc wszyscy „karmimy trolli”, nie mając na to najmniejszej ochoty.

Możemy udawać, że nie obchodzi nas to, że w oficjalnych przemówieniach i powitaniach zniknie formuła „Panie i Panowie”, zastąpiona przez coś zupełnie innego – nie wiem, przez co, ale wiadomo, że przy kilkudziesięciu istniejących w nowej kulturze płciach trzeba coś wymyślić i rzecz się stanie. Za językiem pójdą fakty pozostałe.

Nie jestem żadnym fachowcem od płci i zjawisk seksualnych w obrębie ruchu LGBT, ale widzę, że mam do czynienia z próbą ich afirmacji i odrzuceniem mojego punktu widzenia. Może wchodzimy w etap, w którym tacy jak ja, przekonani co do tego, że płcie są generalnie dwie (pomijając jakieś sytuacje jednostkowe), znajdują się poza obszarem dyskusji, a może i poza możliwością uczestniczenia w kulturze ze względu na wyznawanie opresyjnego światopoglądu. Tym samym wolność zostanie ograniczona do zwolenników rewolucji, którzy prędzej czy później pokłócą się między sobą, ale tej wojny ja mogę nie doczekać albo będzie ona przypominała rozgrywkę między stalinizmem a trockizmem w Związku Radzieckim, czego efekt dla zwolenników starego porządku był w zasadzie bez znaczenia.

Godność

Nie można milczeć wobec przemocy językowej, ale to jest dopiero początek tego, co dzieje się w naszej rzeczywistości.

Jeden z doradców ministra edukacji użył jakiś czas temu zwrotu „cnoty niewieście”. Termin może nieco archaiczny, ale ja zrozumiałem, o co chodzi – przecież kobiety od mężczyzn się różnią. Mimo że obie płcie są jednakowo ludźmi, to jednak ich proces wychowawczy przebiega inaczej.

Moja nieumiejętność porządkowania przestrzeni wokół mnie i cecha odwrotna u żony przekonuje mnie o tym niezbicie. Nie chcę tego banalizować, rzecz jest poważna, a i wystąpienia środowisk lewicowych były poważne. Zamierzano wzniecić kolejny tumult, poparty głosem mediów i środowisk opiniotwórczych. W pistolecie okazał się jednak tkwić kapiszon; tym razem rewolucja nie wypaliła. Może dlatego, że są wakacje, a może ci, którzy mają realny wpływ na masy, chcą go użyć w bardziej kluczowym momencie niż chwila obecna. Wydarzenia z zeszłej jesieni, o których zresztą pisałem w „Kurierze WNET”, przekonują mnie, że jest to możliwe.

Rzecz jest ciekawa o tyle, że ci sami, którzy podkreślają konieczność wypracowania nowego języka, uwzględniającego godność kobiety realizującej się w różnych zawodach, protestują przeciw wyodrębnianiu cech kobiecych i pielęgnowaniu ich w procesie wychowania. Przeczą istnieniu takich cech, a tym samym sensowności zajmowania się nimi. Dzieje się tak oczywiście dlatego, że mamy do czynienia z różnicą światopoglądów pomiędzy panem ministrem Czarnkiem i jego otoczeniem a zapleczem intelektualnym rewolucji. Jeżeli bowiem te dwa ośrodki używają nawet tych samych słów, to i tak pozostaną w niezgodzie.

Dla zwolenników przewrotu walka o godność oznacza np. demonstrację, w której idzie osobnik przebrany za psa, prowadzony na smyczy przez drugiego, za nic nie przebranego, a wręcz nieubranego. Dla mnie zaś jest to zjawisko pozostające na antypodach terminu ‘godność’.

Godność posiadamy z tytułu bycia człowiekiem. Polega ona między innymi na szacunku do siebie samego, do innych ludzi i oczekiwaniu odwzajemnienia. Oczywiście zagadnienie jest szerokie i nie będę się tu w nie wgryzał. Przyjmuję natomiast możliwość, że komuś brakuje szacunku do samego siebie. Jeżeli chce on być traktowany jak pies i prowadzany na smyczy, to dyskusja między nim a mną jest niesłychanie trudna. Według tej rewolucyjnej ideologii najlepiej, byśmy stali się psami, a bycie prowadzonym na smyczy jest symbolem uwolnienia. Nie da się o tym nie mówić w sytuacji, gdy wszyscy dookoła krzyczą, by takie oto postawy, identyfikowane jako LGBT, darzyć szacunkiem, a najlepiej afirmować. A kiedy media i politycy będą twierdzić, że w spotkaniu tych dwóch podejść do rzeczywistości to nie ja mam rację – jesteśmy u kresu podróży człowieka ku postępowi.

Paradoks

Rewolucja, którą opisuję, ma się dokonać w imię postępu. Jej przeciwnicy są zasadniczo konserwatywni, bo nie chcą radykalnych zmian. Tymczasem, jeśli spojrzeć na rzecz bez ideologicznych okularów, sprawa rewolucji obyczajowej kreowanej w świecie Zachodu przedstawia się zgoła odmiennie. Otóż narodami, cywilizacjami czy ogólnie całą ludzkością powodują dwie przeciwstawne siły: postępu i rozkładu. Rewolucja obyczajowa nie jest postępowa, bowiem prowadzi wprost do rozkładu życia społecznego.

Jeżeli permisywizm i nihilizm staną się normą społeczną, to w żaden sposób nie wyłoni się z nich pozytywna wizja współżycia między ludźmi, spójna nie tylko dla większej formy układu zbiorowego, ale nawet dla wspólnoty sąsiedzkiej.

Rzecz w tym, że wypracowane przez rewolucje definicje, pozostające w niezgodzie z rzeczywistością, będą czynnikiem niszczącym człowieczeństwo wszędzie, gdzie zapanują.

Co należy identyfikować z siłami postępu? Wydaje się, że tu mamy problem. Mianowicie wszyscy, którzy bronią wartości dorobku kultury ludzkiej, pozostają w odwrocie. Skoro skutecznie odsuwa się ich od wpływu na kulturę i możliwości uczestniczenia w jej tworzeniu, to stają się jedynie biernymi obserwatorami zmian. Niestety nie są nam pomocne ośrodki naukowe, które stają w pierwszym rzędzie transformacji; konstatacja tego faktu nastąpiła za późno.

Większość środków masowego przekazu też jest poza zasięgiem sił postępowych, służąc rozkładowi. Może nadzieja tkwi w tym, że jego heroldowie, pogrążeni w absurdalnych sporach i dążeniach, sami gdzieś się wyłożą, a wtedy nastąpi odpowiedź w postaci właściwego przewrotu.

Trzeba się do niego przygotować na wszystkich polach, o których mowa wyżej. Na razie zaś brońmy wartości, gdzie się da i zdobywajmy wiedzę o siłach rozkładu. Wdając się w polemiki z rewolucją obyczajową, pozwalamy się wciągać w pułapkę, ale milczeć też nie można.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia” znajduje się na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia” na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego