Pogodzić się z życiem i tym, co nieuniknione. Rammstein „Zeit” – recenzja Tomasza Wybranowskiego w „Cieniach w jaskini”.

Rammstein powrócił z tarczą z kolejnym albume "Zeit". Foto: Bryan Adams.

Można odetchnąć z ulgą! Oto Rammstein powrócił. Plotki pojawiające się podczas premiery poprzedniego albumu, że „jakoby” „Rammstein – zapałka” z 2019 roku miał być ostatnim okazały się tylko plotką.

Tutaj do wysłuchania cały program „Cienie w jaskini” – 29 04 2022:

 

Przedstawienie każdego kolejnego albumu niemieckich danz – metalowców to zawsze wielkie zdarzenie. I nieważne, czy na ich nowe studyjne dzieło czekamy trzy lata – tak jak z krążkiem „Zeit”  „Czas”, czy dziesięć jak w przypadku oczekiwania na „Rammstein” album z 2019 po „Liebe ist für alle da”, który ukazał się w 2009.

 Tomasz Wybranowski

 

 

„Zeit” wraca do rammsteinowych korzeni. Jest zdecydowanie gitarowo, z charakterystyczną długą serią ich przeciąganych riffów, mocno i to bez zanurzenia tychże w gęstym sosie elektronicznym. Nie znajdziemy tutaj nagrań w stylu „Radio” z poprzedniczki, czy przewrotmego, wręcz pop – metalowego „Ausländer”, z przewrotnym przesłaniem.

Niektórzy tym się martwią a ja się cieszę, choć do płyty „Rammstein” album równie sięgam często, co i do „Mutter”.

 

ANTIQUA, QUAE NUNC SUNT, FUÉRUNT OLIM NOVA 

– TO, CO JEST DZIŚ STARE, BYŁO KIEDYŚ NOWE

Pierwsze wrażenia po pięciodniowym obcowaniu z kompletem nagrań Landersa i spółki jest takie, że to bardzo solidna i równa płyta. Brak tu zdecydowanych szlagierów – błyskawic stadionowych, które będą ozdobą kolejnej trasy koncertowej, ale nie ma też nagrań, które odstają czy nie pasują od reszty.

Spotkamy za to wiele chóralnych zaśpiewów i niemal symfonicznych fraz, ale topos miejsca i duch (ich rodaka) Richarda Wagnera zobowiązuje.

Niezwykle jest już w otwierających „Armee Der Tristen”. Podobnie w szóstym z kolei „OK”, którego finał zdaje mi się być zagubionym ciągiem dalszym „Four Horsemen” Metalliki z debiutu Hetfielda i spółki.

Klimat „Zeit” jest zdecydowanie balladowy, aby nie powiedzieć kontemplacyjny, ale – jak mawiają klasycy – w pewnym wieku wszyscy łagodniejemy. Szczególnie my, panowie. I muszę się z tym zgodzić po przekroczeniu Rubikonu półwiecza żywota.

Czarodziejsko, delikatnie i zmierzchowo robi się już na wstępie. Teatralny patos i wzniosłość tematu urzekają w „Armee de Tristen” / „Armii Śpiących”, o którym już pisałem.

/…/ Ręka w rękę, nigdy więcej sam // Ręka w rękę, nie oglądaj się za siebie // Chodź, zewrzyjmy nasze szeregi // Marszowym krokiem przeciwko szczęściu /…/

Najpierw słyszymy lekko rozwibrowany syntezator a potem Till przechodzi „in medias res”, podobnie gitarowo czynią Landers i Kruspe. Piękno delikatnie zaplata swoją sieć, w czym nie przeszkadza moc industrialnej dźwięczności i metalowa ostra surowość.

Ale teraz jest inaczej niż zwykle. Bo jest odświętnie. Czuje się zdecydowanie aurę zadumę i … spokoju. To wymarzony prolog dla tego albumu, nad którym unosi się Seneka i jego przesłanie

„Mors malum non est, sola ius aequum generis humani”, czyli „Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki.”

Jak przystało na wzorzec muzycznego prądu Neue Deutsche Härte, jest marszowo, równo w rytm sekcji Riedel – Schneider i wtórze syntezatorów „Flake” Lorentza. Piosenka z „Armee de Tristen” zapowiada początek drogi ku zgłębieniu idei czasu („Zeit”). I kiedy wybrzmiewa „Armia Śpiących” pojawia się właśnie tytułowy „Zeit”.

 

QUAE VETERA NUNC SUNT, FUERUNT OLIM NOVA 

– TO CO TERAZ JEST STARE, KIEDYŚ BYŁO NOWE  (Z KWINTYLIANA)

Napisałem wcześniej, że na najnowszym longplayu Rammstein brakuje typowych szlagierów w rozumieniu ich reprezentacyjnych utworów, które weszły na stałe do koncertowych setów.

Teraz jednak, raz jeszcze wsłuchując się z nagranie tytułowe muszę napisać, że to absolutnie porywający, magiczny i nowy rammsteinowski standard. Klimatem i przesłaniem tekstu przypomina mi niezwykły, dotknięty oddechem Johanna Wolfganga Goethego „Spieluhr” („Pozytywkę”) z albumu „Mutter”.

 

 

W tytułowym „Zeit” Till Lindemann snuje opowieść o ulotności, przemijaniu i złudnych fetyszach, które raz po raz spotykamy na życiowej i wyboistej drodze:

Niektórzy powinni, a niektórzy nie powinni // Widzimy, ale jesteśmy ślepi // Rzucamy cienie bez światła /…/

Cała ta podniosła, iście wagnerowska pieśń ma wiele wspólnego z tytułem mojego sztandarowego programu „Cienie w jaskini”.

Till Lindemann odnosi się bezpośrednio do symbolu, ale i alegorii jaskini Platona. To właśnie tam Plato miał rozmyślać o istocie wiary i o tym, co się stanie kiedy zetknie się z wiedzą. I która wizja zwycięża?

My podobnie w życiu zdajemy się stać twarzą do zimnej skały, a gdzieś za naszymi plecami płonie ogień. Ale wyobraźmy sobie, że nie jesteśmy świadomi tego.

Mało tego, nie wiemy, że to ogień. Nie mamy pojęcia czym on jest. A skoro tak, to wszelkie poruszające się cienie (także nasz) postrzegamy jako samoistne istoty, a nie jako wizerunki tylko tych istot.

To test na myślenie, który ma obedrzeć naszą percepcję z rzeczywistości, choć nie tylko, bo również tego w jaki sposób indywidualny punkt widzenia może zniszczyć, znieważyć prawdę o wydarzeniu, rzeczy, osobie. Ale czym jest prawda więc… ?

 

W teledysku do piosenki „Zeit” oglądamy bardzo rozdzierający motyw. Oto ziarnka piasku czasu skrywają, pochłaniają bez śladu rodzące kobiety, które mają zawiązane oczy. W końcu ziarenka czasu pożerają i muzyków Rammstein. Czas przynosi śmierć i życie.

A jeśli to jego wyobrażeniem – Czasu – jest postać „Ponurego „Żniwiarza” z karykatury, którą widzimy w klipie? Oto rodzi się dziecko, które jest ufne, bez grzechu i wszelkich uprzedzeń. Ale nie wie jednego, że ale „Ponury Żniwiarz” rozporządza już nim niczym władca absolutny.

Nagranie „Zeit” jest także wyśpiewanym pragnieniem, choć może lepiej napisać, że wyzwaniem, a może odezwą do nas – słuchaczy, aby w każdy możliwy sposób zatrzymywać cenne chwile. Czynić na wzór farmera z teledysku, który nie chce, aby „Ponury Żniwiarz” okrył zaspą piasków czasu ukochaną. Kluczową wersy dla mnie w „Zeit” to:

/…/ Leżę tu w twoich ramionach // Och, tak mogłoby być zawsze // Ale czas nie zna litości // Chwila została przypieczętowała /…/

A przecież czas to niby tylko płaskie koło. Tak naprawdę jednak „Zeit” jest wyobrażeniem cyfry „8” tworzącą nieskończoność. I pięknie ujął to dawno temu bydgoski zespół Abraxas z Adamem Łassą, że zacytuję tytuł ich pierwszej dużej płyty w tym momencie

„…Cykl Obraca Się, Narodziny, Dzieciństwo Pełne Duszy, Uśmiechów Niewinnych I Zdrady…“

Urodziny, życie, czyli walka i w finale śmierć. Cykl będzie trwał w nieskończoność. Nawet kiedy nasza cywilizacja się skończy i ktoś pojawi się po nas nawet bez podświadomej zbiorowej wiedzy o naszym istnieniu.

A my wciąż  w tej hamletycznej pułapce na myszy szamoczemy się, chcąc unieważnić nasze złudne zmysły (metafora jaskini Platona) i uciec przed śmiercią (zmylić „Ponurego Żniwiarza”).

Jedno jest pewne, tytułowe nagranie to małe arcydzieło. Nagranie to godne jest być tytułowym na nowym longplayu muzyków Rammstein.

Kolejną perłą jest „Schwarz”, w którym króluje subtelny wręcz jaśminowy fortepian. Natchniony i bardzo podniosły jest także sam finał albumu – „Adiue”.

 

Ale zestaw jedenastu nagrań, które tworzą „Zeit” to mistrzowski mix nastrojów i klimatów. Obok uduchowionej strony longplaya, gdzie zespół ociera się o delikatną kameralną i klasyczną aurę, jest i ta mocna, pełna riffów, zadziorna, mocniejsza wersja Rammstein.

Tam znajdziemy sporo może niewyszukanych metafor Tilla, ale szczerych do bólu, co w poprawnym do porzygania świecie jest ożywcze i po prostu… ludzkie. Przykłady? „Giftig” („Trujący”), „Zick Zack” i „OK”. Te trzy nagrania to standard rammsteinowego grania, czyli taneczny metal z domieszką industrialu ze szczyptą melodyjności zmierzchowego popu. Do singlowego rozgrzewacza „Zick Zack” musiałem nieco przywyknąć. Także do tekstu i … teledysku, który powstał w Polsce. Ale po kolei.

VIVERE NOLIT, QUI MORI NON VULT – KTO NIE CHCE UMIERAĆ, TEN NIE CHCE TEŻ ŻYĆ. (TYM RAZEM Z SENEKI)

Przy tej okazji słów kilka o tym, jak Rammstein potrafi podgrzać aurę zainteresowania wokół siebie. W kwietniu zaczęła się rozprzestrzeniać w sieci ni to informacja, ni to plotka, że grupa zaczyna działania biznesowe.

 

Członkowie Rammstein mieli zainwestować w klinikę estetyczną pod nazwą „Zick Zack”. Jak można się spodziewać, podniósł się medialny tumult mediach podgrzewany przez fanów zespołu. Z całego globu dzwoniono na specjalną infolinię „Zick Zack”, aby ustalić daty wizyt i rozmawiać z ekspertami od poprawy wyglądu. Oczywiście był to zabieg marketingowy promujący nową piosenkę i album.

Ktoś może się oburzać za teksty Tilla Lindemana, ale sieczą one prawdą o ludziach współczesnych. Nie umiemy pogodzić się z upływem czasu, ani faktem, że kres naszego życia też nadejdzie. Zamiast pogodzenia się z życiem i zaakceptowania zmian, współczesny człowiek pragnie oszukać naturę … skalpelem, botoksem, nicią chirurgiczną i zestawem do liposukcji, aby podziwiać części swojego ciała dawno niewidziane z powodu otyłości brzusznej…

Zygzak, zygzak, odetnij to // Tik tak, tik tak, będziesz stary

Twój czas powoli się kończy

Kto chce być piękny, musi cierpieć

Próżność nigdy nie jest skromna

Igła, nić, nożyczki, światło /…/

Teledysk powstał w Warszawie w Teatrze Sabat Małgorzaty Potockiej. W klipie możemy obejrzeć piękne tancerki Baletu Sabat.

Od pierwszego przesłuchania zapada w pamięć „Angst”(„Strach”) z przewodnim, bardzo tłustym riffem, charakterystycznym dla Rammstein, gdzie w końcówce wzrasta napięcie aż do pasjonującego finału.

Kolejne utwory sprawiają radość słuchacza, który łapie się w sieć, że oto musi trwać przy głośniku, aby dowiedzieć się co wydarzyło się dalej. W warstwie tekstowej to najlepszy album od czasu „Mutter”. To oczywiście moja subiektywna ocena.

Till Lindemann znowu przenika, mimo prostoty słów i czasami brutalizacji języka, psychikę człowieka skaleczonego Covidem, chorego na wieczną młodość i sprawność, oszukującego siebie, że kres nie nadejdzie. Rammstein na albumie „Zeit” potłukł kolejne tabu o śmierci, strachu i gniciu życiowym w próżnej bezcelowości.

 

 

Muzycy nagrań dokonali pod niebem Francji w La Fabrique Studios w St. Rémy de Provence. Za okładkę „Zeit” i zdjęcia do wydawnictwa odpowiada kanadyjski rockowy muzyk i bardzo ceniony fotograf, Bryan Adams. Sesja zdjęciowa odbyła się na schodach budynku Trudelturm, w berlińskim parku aerodynamicznym.

„Zeit” to kontynuacja w nieco wydelikaconej, kameralnej i balladowej oprawie muzycznej drogi sześciu gentlemanów, którzy śpiewają o tym „jak naprawdę jest wokół nas (i z nami)”. Wciąż dajemy się ponosić ich operowemu rozmachowi ich wersji metalu, który serwuje nam endorfinowe uderzenia raz za razem.

Nie znajdziecie tu nudy ani kunktatorstwa. Wreszcie „Zeit” to bardzo solidna płyta, która staje się kolejnym pretekstem, aby Till, zawołany pirotechnik – wikliniarz odpalił kilkaset promienistych eksplozji oświetlając nam drogę ku prawdzie i pogodzeniu się z życiem.

Tomasz Wybranowski

(tekst dedykuję Katarzynie Wasik)

 

Rammstein to niemiecka grupa, która powstała w 1994 roku. Nazwa pochodzi od amerykańskiej bazy lotniczej Ramstein Air Base w Niemczech, w której doszło w 1988 roku do tragicznego wypadku podczas pokazów lotniczych.

Nazwa, jak twierdzi Till Lindemann, była wymyślona prześmiewczo i ze względu na ich niewiedzę omyłkowo zapisana przez dwie litery „m” .

Zespół, wliczając premierowy „Zeit”, ma na swoim koncie 8 studyjnych longplayów. Muzyka Rammstein to wzorcowy przykład Neue Deutsche Härte (styl w łonie hard i metalowej sceny rozwijającej się w Niemczech od lat 90. XX wieku, a inspirowany metalem industrialnym i muzyką elektroniczną). W tekstach poruszane są tematy prostytucji, polityki, narkotyków, a nawet trudnych tematów kazirodztwa i pedofilii, których w większości z nich jest wokalista grupy – Till Lindemann.

Pozostałymi członkami zespołu są: Richard Z. Kruspe (gitara), Paul Landers (gitara), Oliver Riedel (gitara basowa), Christoph Schneider (perkusja) oraz Christian Lorenz (instrumenty klawiszowe).

Komentarze