Dwunastokrotny mistrz świata w szybownictwie Sebastian Kawa: Z zawodu jestem ginekologiem, a szybownictwo to moje hobby

Lata się na wysokości 6-7 tys. m, gdzie temperatura, na każde tysiąc metrów, spada nawet o 10 stopni Celsjusza, a więc nawet gdy na ziemi jest +20, to na tej wysokości jest już -30 – powiedział Kawa.

Sebastian Kawa, 12-krotny mistrz świata w szybownictwie, był gościem Witolda Gadowskiego. Aktualny mistrz zdobył do tej pory 26 medali mistrzostw świata w szybownictwie, w tym 21 złotych.

– Zacząłem latać na górze Żar – powiedział. Tamtejsza szkoła lotników szybowcowych powstała już w 1936 roku. Dawniej szybowce były wystrzeliwane ze szczytów wzgórz, gór za pomocą lin gumowych. To tam szkolił słynny polski szybownik Franciszek Kępka, który również pochodził z Żywiecczyzny.

Sebastian Kawa najczęściej jednak przebywa poza granicami Polski na kolejnych zawodach szybowcowych, „a jest ich naprawdę dużo”.  Jak podkreśla, bardzo rzadko lata w Polsce, tylko czasami „wożę jakichś pasażerów”. Właśnie w sobotę powrócił z mistrzostw Europy rozgrywanych w Czechach.

– Jak zwykle złoty medal – powiedział, pytany, z jakim wynikiem powrócił z tych zawodów. Wyjaśnił, że zawody szybowcowe odbywają się głównie w dwóch kategoriach: akrobacjach i wyścigach, gdzie startujący pokonują od 200 do nawet 1000 kilometrów.

Sebastian Kawa przyznał, że sport szybowcowy może być niebezpieczny, przy czym zaznaczył, że poziom bezpieczeństwa zależy głównie od tego, czy ludzie w powietrzu zachowują określone procedury.

– Kiedyś szkoliło się duże grupy nastolatków i oni po szkoleniu świetnie sobie dawali radę – powiedział pilot. Przyznał, że potem z tych kilkudziesięcioosobowych grup na stałe w szybownictwie pozostawało kilka osób i to najczęściej byli dobrzy piloci.

– W tej chwili zmienił się niestety profil, bo zaczynają ludzie w starszym wieku, wtedy, kiedy ich stać i mają już wszystko uporządkowane w życiu. Najczęściej oni już nie dochodzą do takiego poziomu jak nastolatkowie i wówczas trzeba bardzo uważać, bo nie operują tak sprawnie szybowcem – powiedział Kawa. Podkreślił, że poziom bezpieczeństwa w szybownictwie wzrasta wraz z umiejętnościami pilota.

– Trudne sytuacje zdarzały mi się, ale nie takie, które zagrażałyby życiu, jak na przykład zagrożenie zderzenia się z kimś w powietrzu – powiedział Kawa. Przypomniał, że w szybownictwie pilot skazany jest na prądy powietrzne, a trasa wiedzie przez niedostępne terytoria, gdzie absolutnie nie można wylądować. Oznacza to, że „gdy się straci wysokość, to rzeczywiście robi się niebezpiecznie, i taka sytuacja, zwłaszcza jeżeli jest słaba pogoda, może trwać przez wiele godzin”. Jako przykład podał loty w Andach, nad wielkimi jeziorami w Finlandii czy nad dużymi kompleksami leśnymi.

– Po upadku zakładów ZDF w Bielsku Białej, które zostały utracone w momencie przemian ustrojowych, to z tych wielu z tych ludzi zostało drobnymi przedsiębiorcami, założyli firmy, m.in. firmę Avionic produkującą samoloty akrobacyjne ekstra 300. Natomiast „samoloty i szybowce Szteme są produkowane pod Bielskiem, a sprzedawane jako samoloty niemieckie”.
– Szybownictwo i latanie na paralotniach rozwija się w kierunku wożenia turystów, czym teraz szkoła na Żarze się głównie zajmuje – powiedział wielokrotny mistrz świata w szybownictwie.

– Z zawodu jestem ginekologiem położnikiem, a  szybownictwo to moje hobby – podkreślił. Aktualnie ze względu na napięty grafik i liczbę zawodów szybowcowych, w jakich bierze udział, nie pracuje w szpitalu i jednie wykonuje w warunkach ambulatoryjnych USG. Mówi, że „teraz jako zawodnik jestem w dobrej formie, a lekarzem mogę być jeszcze przez długi czas”.

– Ostatnio latałem w Krośnie, dlatego że właśnie tam powstał nowy szybowiec GP 14, który jest nową polską konstrukcją – powiedział Sebastian Kawa. W krośnieńskich zakładach PESZKE powstaje szybowiec klasy GP 14 Velo, który jest bardzo interesującą propozycją dla pilotów ze względu na walory użytkowe i możliwość startowania w czterech klasach: 13,5-metrowej, club, standard i 15-metrowej – w tej ostatniej klasie właśnie ostatnio wygrał mistrzostwa świata na Węgrzech.

Pytany o możliwości latania bez przerwy na szybowcach powiedział, że najdłuższy aktualnie rejestrowany przelot to trzy tysiące kilometrów jednego dnia, czyli „trzeba lecieć z prędkością 200 km/h bez silnika i paliwa, wykorzystując tylko możliwości, jakie daje przyroda”.

– Przeloty najdłuższe i najszybsze są wykonywane na tak zwanej fali – powiedział Kawa, wyjaśniając, że jest to zjawisko podobne do fali, która powstaje nad kamieniami w strumieniu. „Tak też rzecz się ma ze strumieniem powietrza nad wysokimi górami. Tak właśnie dziej się w Andach, które są ustawione prostopadle do najczęstszych w tamtym regionie wiatrów z zachodu”.

– Właśnie tam, w Andach, nad szczytami wykonuje się takie piękne przeloty – powiedział, zaznaczając, że największym problemem w tego typu lotach jest temperatura, bowiem szybowce nie mają ogrzewania.

– Lata się na wysokości sześciu-siedmiu tysięcy metrów, gdzie temperatura na każde tysiąc metrów spada nawet o 10 stopni Celsjusza, a więc nawet gdy na ziemi jest + 20, to na tej wysokości jest już minus 30 – tłumaczył Sebastian Kawa. Długość tego typu lotu limituje aparatura tlenowa, bowiem na tej wysokości powietrze jest już bardzo rozrzedzone.

– Powyżej czterech tysięcy metrów bez tlenu człowiek przestaje myśleć i jest to niebezpieczne. Najdłużej leciałem w takich warunkach przez 14 godzin z minutami i byłem bardzo zmęczony – wspomniał. Tamta przygoda mogła się skończyć źle, ponieważ musiał lądować na przygodnym lotnisku u stóp Andów w Argentynie, przy wietrze wiejącym 130 km/h.

MoRo

Sebastian Kawa to 12-krotny mistrz świata w szybownictwie, ma 44 lata, z zawodu jest ginekologiem położnikiem. Przed paru laty pracował jako ginekolog położnik w szpitalach w Bielsku-Białej i Żywcu. Teraz skupia się na szybownictwie. Jest mistrzem świata w szybownictwie i jednym z najlepszych pilotów szybowcowych na świecie. W 2014 roku jako pierwszy pilot szybowca przeleciał nad Himalajami.

Żywiec – siedziba ostatniego pretendenta na króla Polski, Karola Stefana Habsburga. Kojarzony z browarem i kiełbasą

07.08/ Dzień 41. z 80/ „Poranek” z Żywca. Ostatni historyczny pogrzeb miał miejsce w 2012 r., kiedy to żegnaliśmy wnuczkę Karola Stefana Marię Krystynę. O nich właśnie mówimy „nasi Habsburgowie”.

Żywiec – miejsce piękne i czarowne, z bogatą historią i kulturą, piękną przyrodą i własnymi górami, „spokojniejszymi”, jak zaznaczają mieszkańcy. Mimo, że dziś przypisany administracyjnie do województwa śląskiego, nigdy Śląskiem nie był. Od wieków związany z ziemią krakowską, jest najdalej na zachód położonym fragmentem Małopolski.

– Stary Zamek w Żywcu z naszą Małą Kaplicą Zygmuntowską przy kościele farnym, jest zwany Małym Wawelem – powiedziała Dorota Firlej, kustosz, historyk sztuki  Muzeum Miejskiego w Żywcu, gość Witolda Gadowskiego w „Poranku Wnet”.

Fot. Luiza Komorowska. Dziedziniec Zamku Starego w Żywcu z charakterystycznymi renesansowymi krużgankami, bardzo podobnymi do tych na Wawelu.

Jego budowę przypisuje się książętom oświęcimskim lub Mikołajowi Strzale herbu Kotwicz ( I poł. XV w.). Wówczas była to tylko pojedyncza wieża mieszkalna wraz z drewnianymi zabudowaniami, otoczonymi ziemnym wałem oraz płytką fosą. Za czasów panowania rodziny Komorowskich zamek uległ kilku poważnym zmianom w wyglądzie. Pod koniec XV w. budowla stała się obronną fortecą (powstały cztery wieże mieszkalne z dziedzińcem wewnętrznym, mury obronne z czterema narożnymi basztami). W 2 poł. XVI w. średniowieczne zamczysko przeistoczyło się w renesansową rezydencję (krużganki, dachy z attykami i dekoracją sgraffito, nowa kamieniarka okien i portali). Wiek XVII oraz nowi właściciele – rodzina królewska dynastii Wazów – nie wnoszą poważniejszych zmian w architekturze budowli. Drugi okres świetności w historii zamku przypada na lata panowania w Żywcu rodu Wielopolskich. Początek XVIII w. przyniósł decydujące zmiany w wyglądzie zamku i jego otoczenia. Dawny obronny zamek stał się rezydencją o charakterze pałacowym (rozbudowa skrzydła południowego z reprezentacyjną klatką schodową, nowe barokowe elewacje, okna, wysokie dachy, portale, kaplica). Zmieniło się także otoczenie siedziby, od północnego zachodu stworzono dziedziniec otoczony oficynami, zabudową gospodarczą oraz od południa ogród włoski. Przebudowa zamku prowadzona przez Wielopolskich nie była ostatnią. Nowi właściciele – Habsburgowie – zmienili elewację zewnętrzną (zachowaną do dzisiaj, w stylu historyzmu); jej projekt wykonał Karol Pietschka.

– Najbardziej znani właściciele Starego Zamku to rodzina Habsburgów, polskich Habsburgów – powiedziała pani kustosz, która przypomniała, że rezydencja obok to jest Nowy Zamek – pałac Habsburgów, gdzie jeszcze do niedawna mieszkała Maria Krystyna Habsburg, „czyli wnuczka polskiego Habsburga, pretendenta do polskiego tronu, Karola Stefana Habsburga”.

Przypomniała, że Stary Zamek nazywany jest Małym Wawelem ze względu na podobieństwo jego renesansowych krużganków do tych na Wawelu.

Dobra żywieckie, zwane „państwem żywieckim”, kupił w 1838 roku od rodu Wielopolskich arcyksiążę Karol Ludwik Habsburg. Jego syn Albrecht Fryderyk Habsburg założył browar w Żywcu. W 1895 roku, po śmierci Albrechta Fryderyka, odziedziczył dobra żywieckie bratanek – Karol Stefan Habsburg, oficer marynarki wojennej Austro-Węgier, miłośnik morskich podróży, pretendent do polskiego tronu.

Karol Stefan Habsburg nauczył się języka polskiego. Był protektorem krakowskiej Akademii Umiejętności. Dwie córki wydał za przedstawicieli najbardziej prominentnych polskich rodów arystokratycznych: Renatę za księcia Hieronima Radziwiłła, Mechtyldę za księcia Olgierda Czartoryskiego. Gdy w listopadzie 1916 roku, decyzją cesarzy Wilhelma I i Franciszka Józefa I, proklamowane zostało Królestwo Polskie, pojawiła się kandydatura Karola Stefana Habsburga jako jego władcy.

Na mocy traktatu pokojowego zawartego w 1919 roku między państwami Ententy i Austrią państwo polskie przejęło pod przymusowy zarząd dobra Habsburgów. Stan ten trwał do 1924 roku, kiedy to Karol Stefan odzyskał swoje majątki, liczące około 50 tys. ha. Podarował wówczas Polskiej Akademii Umiejętności 10 tys. ha ziemi. Na zwrot majątku miała niewątpliwie wpływ postawa dwóch jego synów, którzy wstąpili do wojska polskiego i walczyli w wojnie z bolszewicką Rosją.

– Ostatni historyczny pogrzeb miał u nas miejsce w 2012 roku, kiedy to żegnaliśmy wnuczkę Karola Stefana, Marię Krystynę Habsburg. To o nich właśnie mówimy z tym przymiotnikiem „nasi, polscy, żywieccy Habsburgowie”. Na dziadka Marii Krystyny starsze pokolenie zawsze mówi „stary arcyksiążę” – powiedziała Dorota Firlej, która przypomniała, że arcyksiążę był wspaniałym gospodarzem i mecenasem sztuki, który przez 40 lat zarządzał dobrami żywieckimi, w tym browarem arcyksiążęcym.

– Tradycje piwowarskie Żywca to czasy średniowiecza. Pierwsze browary powstają blisko Starego Zamku i są związane z właścicielami Żywca, chociażby z Komorowskimi – powiedziała Firlej, która uważa, że o wyjątkowości piwa żywieckiego stanowi woda, środowisko i ludzie warzący to piwo. Przypomniała, że obok browaru żywieckiego innym produktem tej ziemi jest kiełbasa żywiecka, produkowana pod ta nazwą po dziś dzień przez wiele masarni, niekoniecznie z Żywiecczyzny. Jej zdaniem również charakterystyczne są stroje mieszczańskie żywieckie, które nie są ludowe, ale właśnie mieszczańskie.

Fot. Muzeum Miejskie w Żywcu, Stary Zamek. Na pierwszym planie czepce stroju mieszczek żywieckich.

Żywiecki strój mieszczański odbiega całkowicie od stroju górali żywieckich. Stroje te szyto z drogich, importowanych tkanin, jak jedwab, i często używano złotych nici do ich haftowania. Strój ten jest związany tylko z jednym miastem, czyli z Żywcem. Co charakterystyczne, stroje te nawiązywały do ubiorów polskiej szlachty, bo strój męski mieszczański to żupan przepasany szerokim, zdobionym pasem, kolorowa czapka, buty z cholewami. Natomiast strój kobiecy mieszczański to jednobarwna (biała lub kolorowa), szeroka spódnica na kilku spodach, okryta białym tiulowym fartuchem z kwiatowym motywem hafciarskim; jedwabna katanka (szafirowa lub innego koloru) z pelerynką ozdobioną złocistym haftem; na głowie czepiec ze złotogłowiu. Do tego szeroki i długi szal tiulowy, haftowany; dookoła szyi wysoka, suto haftowana kreza i pantofle pokryte adamaszkiem.
– To są mieszczanie od wielu pokoleń. Ten strój zakłada się przynajmniej do trzech stuleci do dnia dzisiejszego – powiedziała kustosz Starego Zamku w Żywcu, dla której „Asysta Żywiecka to historia żywa naszego miasta”. Wyjaśnijmy” „Asysta (delegacja – przyp. red.) Żywiecka” to mieszczanie w tradycyjnych strojach.

–  Najpiękniejsze stroje to kobiece, gdzie mamy tiule ręcznie haftowane, które mają ponad 150 lat, i czepce mające przynajmniej trzy stulecia – pochwaliła się kustosz Muzeum. Do tradycyjnych rodów żywieckich, które po dziś dzień mieszkają przy rynku, zaliczyła Molińskich – „słynnych piekarzy  żywieckich”, o których wspomina burmistrz i wójt Jędrzej Komieniecki w swoim dziele z XVIII wieku.

– Najstarszy kościół Żywca to gotycki kościółek pod wezwaniem Świętego Krzyża, skąd pochodzi wspaniała kolekcja dzieł gotyckich – powiedziała Dorota Firlej – m.in. „Madonna z Poziomką”, którą aktualnie przez miesiąc można oglądać w Europeum Muzeum Narodowego w Krakowie, bo potem powróci „do murów Starego Zamku”.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

07.08/W 80 dni dookoła Polski/Dzień 41/Poranek WNET z Żywca

07.08/W 80 dni dookoła Polski/Dzień 41/Poranek WNET z Żywca

Antoni Szlagor – burmistrz Żywca;

Stanisław Kucharczyk – wicestarosta żywiecki;

Marek Regel – dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Żywcu;

Sebastian Kawa – 12-krotny mistrz świata w szybownictwie;

Dorota Firlej – kierownik działu naukowo oświatowego Muzeum Miejskiego w Żywcu;

Anna Tomiak – regionalistka, etnograf;

Ks. Grzegorz Gruszecki – proboszcz.


Prowadzący: Witold Gadowski

Wydawca: Andrzej Abgarowicz

Realizator: Karol Smyk

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


Część pierwsza:

Dorota Firlej o historii żywieckiej linii rodziny Habsburgów oraz wyjątkowości arcyksiążęcego browaru w Żywcu.

-Najbardziej znani właściciele Starego Zamku to rodzina Habsburgów, polskich Habsburgów – powiedziała pani kustosz, która przypomniała, że rezydencja obok to jest Nowy Zamek to Pałac Habsburgów, gdzie jeszcze do niedawna mieszkała Maria Krystyna Habsburg, „czyli wnuczka polskiego Habsburga pretendenta do polskiego tronu Karola Stefana Habsburga”.

Antoni Szlagor o charakterystycznych cechach miasta Żywiec, które dzięki swemu bogactwu kulturowemu przyciąga każdego roku liczne rzesze turystów.

 

Część druga:

Anna Tomiak wskazywała na różnice pomiędzy gwarą żywiecką a góralską oraz przedstawiała cechy żywieckiego folkloru.

Antoni Szlagor o kultywowaniu regionalnych tradycji przez mieszkańców powiatu żywieckiego.

List Josepha Conrada do Christopher Sandermana.

Marek Regel opowiadał o 54. Tygodniu Kultury Beskidzkiej – święcie folkloru i sztuki ludowej.

 

Część trzecia:

Serwis informacyjny Radia Warszawa.

 

Część czwarta:

Stanisław Kucharczyk o trudnej sytuacji powiatów w Polsce ze względu na zły podział subwencji ogólnych. Przedstawił listę inwestycji, które władze powiatu żywieckiego zamierzają wdrożyć. Jedną z priorytetowych inwestycji jest modernizacja szpitala. Mówił również o destrukcyjnym wpływie współczesnej polityki centralnej na życie społeczne w małych miejscowościach. Ona bowiem, jak twierdzi wicestarosta, tworzy w rodzinie tudzież innej komórce życia społecznego niepotrzebne waśnie.

 

Część piąta:

Ks. Grzegorz Gruszecki o specyfice katolicyzmu w powiecie żywieckim, który charakteryzuje się integracją regionalnej tradycji z wiarą.

Anna Tomiak wtórowała duchownemu, podkreślając jak wielkie znacznie dla żywieckich górali ma wiara w Boga.

Sebastian Kawa o rozwoju szybownictwa oraz paralotniarstwa Polsce. Mówił także o międzynarodowych zawodach w sztuce szybownictwa, w których wielokrotnie zwyciężał oraz rozwijającym się w Polsce przemyśle szybowcowym i lotniczym .

Lata się na wysokości 6000-7000 metrów, gdzie temperatura na każde tysiąc metrów spada nawet o 10 stopni Celsjusza, a więc nawet gdy na ziemi jest +20 to na tej wysokości jest już minus 30 – powiedział Kawa. Długość tego typu lotu limituje aparatura tlenowa, bowiem na tej wysokości powietrze jest już bardzo rozrzedzone.

 

 


Posłuchaj całego Poranka Wnet z Żywca:

Z notatnika Witolda Gadowskiego / Splot interesów związanych z produkcją i handlem substancjami odurzającymi w Bogatyni

Tabletki zawierające pseudoefedrynę są w ilościach hurtowych skupowane przez handlarzy. Po czeskiej stronie granicy gangi produkują z nich metamfetaminę, sprzedawaną potem w klubach i na dyskotekach.

Przy okazji pobytu w Bogatyni Krzysztof Skowroński zapytał Witolda Gadowskiego o „układ bogatyński” związany z przestępczością narkotykową.

Zainteresowanie Witolda Gadowskiego Bogatynią rozpoczęło się w związku z głośną śmiercią w Egipcie młodej kobiety pochodzącej właśnie z Bogatyni. Dziennikarz stwierdził, że nazywanie układem splotu interesów, których centrum jest Bogatynia, to przesada. Jednak prawdą jest, że te niejasne sprawy istnieją i zgodnie z wiedzą dziennikarza zbiegają się w osobie burmistrza Bogatyni.

Wystarczyło, że opublikował kilka informacji, które są znane wszystkim mieszkańcom miasta nieuwikłanym w żadne układy, by burmistrz powiedział o nim, że jest nieobiektywny i atakuje bezpodstawnie.[related id=29031]

– Od farmaceutów z okolicy wiem, ze do kilku aptek w Bogatyni dostarczana jest duża ilość tabletek Cirrus zawierających pseudoefedrynę. Te tabletki są w ilościach hurtowych, bez recept, skupowane przez handlarzy, a potem np. gangi wietnamskie tuż za granicą po stronie czeskiej produkują z nich metaamfetaminę, wyjątkowo niedobry i źle wpływający na układ nerwowy syntetyczny narkotyk, który jest potem rozprowadzany po dyskotekach i nocnych klubach. O tym oczywiście p. burmistrz nie wiedział, tak przynajmniej stwierdził oficjalnie – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Wszystkim w mieście wiadomo także, że jedyny na cmentarzu w Bogatyni kiosk jest prowadzony przez człowieka karanego za przestępstwa kryminalne i nadal podejrzewanego o sprzedawanie w tym kiosku  niedozwolonych rzeczy. Burmistrz musi o tym wiedzieć, bo takie sprawy nie mogą dziać się w mieście bez jego wiedzy, uważa Witold Gadowski.

Burmistrz jednak oświadczył, że nic mu na ten temat nie wiadomo. Na twierdzenie Witolda Gadowskiego, że w Bogatyni istnieje przestępczość narkotykowa, zwołał posiedzenie rady miasta, na którym obwołał dziennikarza fantastą.

Śmierć Magdaleny Ż. do dziś nie została wyjaśniona. Śledztwo w tej sprawie jest nadzorowane przez prokuraturę w Jeleniej Górze. Równolegle parę osób prywatnie prowadzi dochodzenie i zbiera informacje na własną rękę. Jeżeli oficjalne śledztwo nie przyniesie efektu, wówczas zostaną opublikowane wyniki śledztw prywatnych i dojdzie do konfrontacji posiadanych informacji.

Witold Gadowski powiedział, że na razie nie będzie mówił o najnowszych osiągnięciach tych prywatnych dochodzeń, żeby nie przeszkadzać w oficjalnie prowadzonym śledztwie. Przyznał, że nie ma jednak dobrego zdania o prokuraturze jeleniogórskiej i nie przypuszcza, żeby uzyskała satysfakcjonujący efekt.

Przypomniał sprawę Fabryki Maszyn Górniczych ze Zgorzelca. Dochodziło tam do nadużyć i dwóch pracowników usiłowało temu przeciwdziałać. W odwecie postanowiono postawić im zarzuty, kilku prokuratorów nie chciało podjąć się tej niejasnej sprawy. W końcu to kuriozalne, jak je nazwał Witold Gadowski, śledztwo poprowadziła właśnie prokuratura w Jeleniej Górze.

Podczas sesji rady miasta Bogatyni 7 maja 2017 roku przedstawiciel policji powiedział, że z roku na rok rośne liczba przestępstw dotyczących środków odurzających, z czego 40% jest ujawnianych. W zeszłym roku odnotowano tych przestępstw ponad 200, o kilka więcej niż rok wcześniej. Znaczna część została popełniona w mieście i gminie Bogatynia. Zarekwirowano ponad 32 000 porcji marihuany, 10 000 porcji amfetaminy. Ilości te w porównaniu do obszaru gminy są ogromne, porównywalne z ilościami z miast tej wielkości co Legnica, Jelenia Góra czy Wałbrzych. W dwóch przypadkach interweniowało Centralne Biuro Śledcze.

Burmistrz Bogatyni został zaproszony do Poranka, jednak nie skorzystał z zaproszenia.

Spotkani mieszkańcy miasta chwalili go m.in. za to, że kiedy Solidarność zwracała się do niego, udzielał jej pomocy.[related id=29013]

Krzysztof Skowroński wypytał także Witolda Gadowskiego o sytuację polityczną w Warszawie, gdzie Tomasz Lis rozpaczliwie i bezskutecznie nawoływał zwolenników sfrustrowanego, tracącego władzę i pieniądze establishmentu do wyjścia na ulice. Dziennikarz przytoczył też ciekawą rozmowę damy z dżentelmenem – Moniki Olejnik z Lechem Wałęsą.

Tego wszystkiego można posłuchać w piątej części Poranka Wnet z Bogatyni.

MS

 

Polska piosenka wśród stepów. Halina Frąckowiak opowiada o koncercie z okazji Dnia Polaków w Kazachstanie [VIDEO]

Obok Haliny Frąckowiak wystąpili Kasia Cerekwicka, Łukasz Zagrobelny, Marek Piekarczyk i Małgorzata Szarek oraz zespół instrumentalny przygotowany przez Grzegorza Urbana, autora aranżacji piosenek.

– Było bardzo gorąco i sucho, wiatr stepowy przedostawał się do gardła. Jednak wynagradzali to ludzie. Wspaniali Polacy czekający na każdy kontakt z ojczyzną, ale też Kazachowie, bardzo serdeczni i otwarci. Bardzo skromni i pokorni. Spotkało nas tam dużo miłego – mówiła piosenkarka.

– Jako ciekawostkę powiem, że ulubiony utworem Kazachów jest nasza „Szła dzieweczka do laseczka, którą postrzegają oni jako własny utwór. Śpiewaliśmy razem i po polsku i po kazachsku – mówiła Halina Frąckowiak.

W rozmowie uczestniczył także Piotr Szarek, menadżer piosenkarki, który odpowiadał za stronę organizacyjną koncertu w Astanie. – Było to bardzo skomplikowane przedsięwzięcie. Była bariera językowa, nie znaliśmy ważnych parametrów logistycznych. Udało się jednak i jesteśmy już w trakcie organizowania kolejnego koncertu – mówił Piotr Szarek.

W Astanie odbywa się w tym roku wystawa światowa EXPO. Swoje pawilony przygotowało 116 państw, a ekspozycje prezentowane są na 25 hektarach. Według planów, Expo 2017 odbywające się między 10 czerwca a 10 września ma odwiedzić 5 milionów osób. – Polski pawilon został pięknie przygotowany. Z dumą oglądałam przygotowane przez nasz kraj propozycje – powiedziała Halina Frąckowiak.

 

aa

 

Obejrzyj wywiad z Haliną Frąckowiak na kanale YouTube Radia Wnet.

Tchórzewski: w 2010 roku gdy rozstrzygały się losy polskiego górnictwa nikt z Polski nie pojawił się na obradach KE

Śląsk zaczyna się pokazywać jako miejsce do dużych inwestycji – powiedział minister energetyki w Poranku Wnet w rozmowie z Witoldem Gadowskim. Tchórzewski także o kulisach nieudanego przejęcia JSW.

Wraz z upływem lat kopalnie będą zamykane, ale muszą być budowane nowe – powiedział Krzysztof Tchórzewski, dodając przy tym, że „po prostu polskie kopalnie się sczerpują”. Jako przykład podał kopalnię Budrych, gdzie wyrobiska są na poziomie 1200 metrów, a temperatura ścian korytarzy przekracza często 40 stopni Celsjusza i praca odbywa się często w bardzo wysokiej temperaturze 35 stopni C. Jego zdaniem, olbrzymie koszty budowy wentylacji i klimatyzacji w takich miejscach sprawiają, że wydobycie przestaje być opłacalne.

-W ciągu ostatnich ośmiu lat rządów PO-PSL z górnictwa węgla kamiennego wyprowadzono olbrzymie pieniądze – powiedział Tchórzewski. Podał tu przykład Jastrzębskiej Spółki Węglowej, której drenaż doprowadził w pierwszym kwartale ubiegłego roku do olbrzymiego spadku na rynku akcji do tego stopnia, że różnica księgowa z lutego ubiegłego roku i czerwca tego roku to aż 7 miliardów złotych (w lutym 2016 cena akcji JSW spadła niżej niż 10 zł za akcję w czerwcu br. to ponad 70 zł za akcję). Jego zdaniem w okresie prosperity w górnictwie wypłacano zawyżone dywidendy, jak chociażby z kompanii węglowej, gdzie wypłacono w sumie 3 miliardy złotych.[related id=”26471″]

-Dlatego dzisiaj stoimy pod ścianą, bo jednej strony jeśli nie ograniczymy liczby kopalń do tych rentownych, to nie będziemy mogli konkurować na rynku – powiedział Tchórzewski. Kolejnym problemem w przemyśle wydobywczym są nowe ściany wydobywcze, których eksploatacja dopiero się rozpocznie, wymagające olbrzymich nakładów (na 30 funkcjonujących, aż 17 z nich dopiero zostanie uruchomiona) . Aby zobrazować ogrom inwestycji podał, że Polska Grupa Górnicza do 2018 roku będzie musiała wydać ponad 3 miliardy złotych na tego typu inwestycje. Dodał, że można było tego uniknąć i nadal wspomagać górnictwo z funduszy państwowych, gdyby nie totalna inercja władz polskich w 2010 roku, kiedy to rozstrzygano kwestie związane z górnictwem i na spotkaniu organu władnego zadecydować w tej sprawie nie pojawił się żaden przedstawiciel Polski. [related id=”9564″]

-Miał tam być ówczesny minister finansów Jacek Rostowski, ale się nie pojawił – powiedział minister Tchórzewski. Przypomniał, że w 2006 roku sam wynegocjował z Komisją Europejską 40 procentową pomoc publiczną przy budowie nowych ścian wydobywczych w górnictwie na okres 2007-2010. Rządy PO-PSL doprowadziły do sytuacji, w której państwo mogło dotować jedynie zamykanie kopalń, gdy regulacje pozostawione jeszcze przez rząd Kaczyńskiego dopuszczały możliwość współfinansowania nowych ścian wydobywczych, czy rekultywacji i usuwanie szkód górniczych po zamknięciu kopalni finansowanych tylko przez państwo.

-Notyfikowaliśmy rozszerzenie państwowej pomocy z Komisją Europejską na urlopy górnicze i rekultywacje terenów pokopalnianych – powiedział gość Witolda Gadowskiego w Poranku Wnet. Podkreślił, że Śląsk coraz częściej jawi się jako miejsce z doskonałą infrastrukturą do zakładania nowych przedsiębiorstw produkcyjnych.[related id=”9072″]

Pochwalił się, że zdecydowane działania rządu uniemożliwiły wykupienie za bezcen przez Niemców kopalni Krupiński, które uzbrojenie i wyposażenie za 300 milionów złotych aktualnie jest przenoszone do innych kopalń JSW. Zaznaczył , że JSW nadal posiada wydzieloną koncesję na wydobycie ze złoża węgla koksującego.

Spadek wartości akcji JSW doprowadził do tego, że znalazło się trzech zagranicznych inwestorów, którzy zaczęli masowo skupować akcje na początku 2016 roku przypomniał Tchórzewski. Minister zasugerował, że mogła to być ustawiona próba przejęcia, ale to się nie  udało tym inwestorom. Wówczas spółka była warta kilkaset milionów złotych, dziś to ponad 7 miliardów złotych.[related id=”9018″]

-Teraz spółka jest kontrolowana przez Skarb Państwa i to jest najważniejsze – powiedział gość Witolda Gadowskiego. Warto w tym miejscu dodać, że aktualnie JSW jest w szczególnie korzystnej sytuacji, bowiem jest producentem, węgla koksującego, którego cena na giełdach światowych w  kwietnia wzrosła o ponad 100 procent. Ze względu na wzmożone zapotrzebowanie z Chin i problemy Australijczyków ze względu zniszczenia sieci kolejowej (co spowodowało znaczne problemy w eksporcie surowca) spowodowane cyklonem Debbie, JSW odnotowała rekordowe wpływy.

W audycji Witolda Gadowskiego minister energetyki Krzysztof Tchórzewski również o gazie z Rosji i wydobyciu gazu łupkowego w Polsce. Zapraszamy do wysłuchania audycji.

MoRo

 

 

Organizatorzy Jezus na Stadionie: Przyjdźcie w sobotę na Stadion Narodowy. Jezus żyje i będzie tam z nami [VIDEO]

W najbliższą sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie odbędą się piąte rekolekcje z cyklu Jezus Na Stadionie, na których wystąpi o. John Bashobora znany z licznych skutecznych modlitw o uzdrowienie.

-Pierwsze rekolekcje „Jezus na Stadionie” odbyły się w 2013 roku w Warszawie na Stadionie Narodowym – powiedziała siostra Tomasza ze Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy, koordynator przedsięwzięcia. Kolejna edycje tego spotkania modlitewnego odbywały się rokrocznie w Licheniu, znów w Warszawie, w 2016 ponownie w Licheniu.

-Gromadzimy się w tym roku jako Naród Polski, ponieważ hasłem naszego spotkania są słowa z psalmu „szczęśliwy Naród, który umie wielbić Pana”- powiedziała siostra Tomasza. Dodała, że celem spotkania jest również „otoczyć opieką modlitewną całą Europę”, bo wiemy że Polska musi odegrać „ważną rolę na tym zakręcie dziejowym”, jako jedyny tak katolicki kraj w Europie.

-Bóg nas zebrał z czterech stron świata -powiedziała współorganizatorka JNS Magdalena Plucner, która jest właścicielką firmy „Dla Jezusa”, opowiadając o organizatorach tego przedsięwzięcia.

-Sam Pan Jezus – powiedział ksiądz Rafał Jarosiewicz, pytany kto będzie na tym spotkaniu. Wśród gości zaproszonych będzie Arcybiskup Henryk Hoser, a także ks. dr John Bashobora. Dodał, że na Stadionie będzie również obecna ikona Matki Boskiej Częstochowskiej, którą przywiozą Paulini.

-Przychodzenie Ducha Świętego jest związane z pragnieniem – powiedział ksiądz Jarosiewicz, pytany o Ducha Świętego i jego dary. Dodał przy tym, że Duch Święty przychodzi zawsze, gdy go wzywamy, tylko „jest nieprzewidywalny w swych działaniach”.

Już w najbliższą sobotę 1 lipca na Stadionie PGE Narodowy w Warszawie odbędzie się V Jubileuszowe Uwielbienie Jezusa w mocy Ducha Świętego, które poprowadzi ks. dr John Bashobora wraz z ekipą Jezus Na Stadionie. Po raz kolejny mieszkańcy całej Polski będą mieli okazję zjednoczyć się, pomodlić, a także wspólnie przeżyć Złoty Jubileusz, bo 50-letni charyzmatycznej Odnowy w Duchu Świętym oraz 300-lecie Koronacji Matki Bożej Jasnogórskiej.

„Jezus na stadionie” – to spotkanie, które zaplanowano na cały dzień. W sobotę 6 lipca na przemian będą prowadzone konferencje o. Johna Bashobora z Ugandy, modlitwa uwielbienia, Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, adoracja Najświętszego Sakramentu, a na zakończenie modlitwa o uzdrowienie. Przypomnijmy, że ojciec Bashobora to mistyk znany z wielu uzdrowień.

Mszę św. poprowadzi bp. Marek Solarczyk, biskupa pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej. To właśnie praska diecezja zaprosiła charyzmatycznego o. Johna Baptistę Bashobora z okazji Roku Wiary. Organizatorzy zachęcają do udziału w uroczystościach, bilety do zakupienia na stronie JNS.

Zapraszamy do wysłuchania audycji.

MoRo

 

 

Obejrzyj fragment wywiadu na YouTube Radia Wnet:

Poranek Wnet 27 czerwca 2017 – Krzysztof Tchórzewski, Halina Frąckowiak, prof. Andrzej Radzikowski, Artur Kondrat

Wraz z upływem lat kopalnie będą w Polsce zamykane ale muszą być budowane nowe – powiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski podczas rozmowy z Witoldem Gadowski w Poranku Wnet.

 

Goście audycji:

Krzysztof Tchórzewski – Minister Energii;

Halina Frąckowiak – polska piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów;

Irena Lasota – dziennikarka mieszkająca w Waszyngtonie;

Siostra Tomasza – jedna z organizatorek rekolekcji „Jezus na Stadionie”;

Magdalena Plucner – jedna z organizatorek rekolekcji „Jezus na Stadionie”;

Ksiądz Rafał Jarosiewicz – jeden z organizatorów rekolekcji „Jezus na Stadionie”;

Artur Kondrat – prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej;

Prof. Andrzej Radzikowski – specjalista chorób dziecięcych.

 

 


Prowadzący: Witold Gadowski

Realizator: Andrzej Gumbrycht

Wydawca: Andrzej Abgarowicz

Wydawca techniczny: Jan Brewczyński


 

Część pierwsza:

Siostra Tomasza, Magdalena Plucner i ksiądz Rafał Jarosiewicz opowiadali o organizacji rekolekcji „Jezus na stadionie” i znaczeniu takich wydarzeń.

 

Część druga:

Irena Lasota o tym dlaczego Donald Trump planuje przyjazd do Polski. Powiedziała również, że wizy dla Polaków chcących udać się do Stanów Zjednoczonych wynikają ze wskaźników powrotu osób, które udały się do tego kraju na wizie turystycznej.

 

Część trzecia:

Krzysztof Tchórzewski mówił o przyczynach zamykania kopalń w Polsce, w tym KWK „Krupiński”. Stwierdził również, że obecne magazyny gazu ziemnego pozwalają nam na sto dni zapasu. Zarazem parametry gazu dostarczanego z Rosji są bardzo słabe. Zapytany o gaz łupkowy, stwierdził, że Polski nie stać na odwierty próbne, a prywatni inwestorzy nie są zainteresowani dalszymi odwiertami. Zapytany o ryzyko blackout’u, czyli potrzeby wyłączenia elektrowni stwierdził, że taka możliwość zawsze istnieje, ale w tym roku nie powinien się zdarzyć.

 

Część czwarta:

Serwis informacyjny Radia Warszawa i słup ogłoszeniowy Radia Wnet

 

Część piąta:

Halina Frąckowiak opowiedziała o koncercie w Kazachstanie. Jak mówi, jednym z ulubionych utworów Kazachów jest „szła dzieweczka do laseczka”, którą uznają za swoją piosenkę. Komentując polską scenę muzyczną, stwierdziła, że za jej czasów w Radiu, nagrywano te utwory, które były dobre, niezależnie od popularności autora. Stwierdziła również, że chciałaby wrócić do międzynarodowego festiwalu muzyki w Sopocie.

Piotr Szarek zwrócił uwagę na wyjątkowość muzyki w Kazachstanie oraz tamtejszą kulturę.

 

Część szósta:

Artur Kondrat o działalności Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej

Prof. Andrzej Radzikowski stwierdził, że nie ma leku bez skutków ubocznych. Cały system medyczny polega na tym, aby znać wszystkie możliwe komplikacje. Pokreślił, że czasami powikłania są poważne, a czasami tak jakby w ogóle ich nie było.

 


Cała audycja:

Projekt euroislamu poniósł spektakularne fiasko, a władze krajów Europy Zachodniej są zdolne jedynie do pustych gestów

Prof. Bassam Tibi, twórca koncepcji integracji wyznawców islamu w Europie, po 25 latach sam się wycofał ze swych dawnych postulatów – w Poranku Wnet mówił Jan Wójcik, red. nacz. portalu euroislam.pl.

Jan Wójcik opowiedział w Poranku Wnet o koncepcji niemieckiego politologa syryjskiego pochodzenia, której celem miało być wtopienie ludności muzułmańskiej w społeczeństwa Zachodu. – Zgodność chciano osiągnąć przez odejście od dżihadu i szariatu oraz zasady wzywania do islamu. [related id=”25486″]

Później sam Bassam Tibi zobaczył wzmaganie się islamu „chuścianego”, radykalnego i fundamentalistycznego. Zwracał też uwagę na winę urzędników europejskich, którzy źle prowadzili dialog, zapraszając do dyskusji islamistów, zamiast przedstawicieli umiarkowanych muzułmanów – kontynuował gość Poranka Wnet.

W rozmowie brał udział także przedstawiciel Polonii brytyjskiej, Sławomir Wróbel, który na co dzień obserwuje skutki napływu muzułmanów do Europy. – Muzułmanów modlących się publiczne widać na ulicach Londynu i większości pozostałych dużych miast Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza w ramadanie jest to codzienność – mówił.

– Polacy mieszkający na Wyspach, niezależnie od preferencji politycznych, w jednej sprawie są zgodni: nie można przyjmować imigrantów do Polski. Mogli się już bowiem przekonać na własnej skórze, do czego prowadzi multikulturalizm – stwierdził rozmówca Witolda Gadowskiego.

Zapraszamy do wysłuchania audycji.

aa

Vladimír Petrilák: Czeskie media, podobnie jak politycy, przedstawiają Polskę i Węgry jako kraje ekstremistyczne

Kiedy była premier Polski Ewa Kopacz złamała solidarność krajów Grupy Wyszehradzkiej w kwestii przyjmowania imigrantów, w internecie można było zauważyć wielkie rozczarowanie czeskich użytkowników.

Gościem Poranka Wnet był czeski tłumacz i publicysta Vladimir Petrilák, który opowiadał o stosunku zwykłych mieszkańców Czech i czeskich mediów do polskiego państwa.

– Czesi patrzą na Polaków z dwóch perspektyw – medialnej i zwyczajnego człowieka. (…) Po tym, jak Ewa Kopacz wyłamała się z postanowień Grupy Wyszehradzkiej, zdecydowana większość Czechów poczuła się jak w 1938 roku po Monachium; byli bardzo zawiedzeni; nie wierzyli, że Polska po swoich doświadczeniach mogła coś takiego zrobić – powiedział publicysta.

Mówił też, że w kawiarnianych debatach czy dyskusjach zwyczajni Czesi kibicują Polsce i podoba im się obecny polski rząd, ponieważ jako najbardziej eurosceptyczny naród w Europie odnajduje swoje sympatie w jego działaniach.

W czeskich mediach natomiast przeważa zupełnie inny ton. Dziennikarze, którzy najczęściej informują o Polsce, rozpoczęli swoją pracę w latach 90., poruszając się po salonie warszawskim. Swoje sądy formowali na podstawie „Gazety Wyborczej” i jej podobnych. Niektórzy z nich dzisiaj, jak powiedział Vladimir Petrilák, reprezentując czeski salon, twierdzą podobnie jak politycy, że Polska i Węgry to kraje ekstremistyczne.

W rozmowie z Witoldem Gadowskim został poruszony temat Muhammeda Aty, który brał udział w zamachu na World Trade Center. Mógł on swojego czasu przebywać w Pradze, a nawet tam się szkolić. Publicysta twierdzi, że czeskie media starały się opisać tę sprawę dość obiektywnie, ale w ostatnim czasie neguje się te informacje.

– Praga ma dziś opinię kanału, miejsca, w którym krzyżują się drogi różnych szpiegów i być może terrorystów.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy

LK