Sukcesy Caroline Baran i przywracanie pamięci o Konstancji Markiewicz z drem J. Płacheckim- Studio Dublin – 21.04.2023

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, w którym informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość „Studia Dublin:

dr Jarosław Płachecki –  dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski


Dzięki muzyce mogę ludziom przekazać ważne rzeczy – powiedziała  w 2015 r. podczas wywiadu dla Radia Wnet Caroline Baran.

Młoda wokalistka mieszkająca w USA pierwsze laury zbierała na Liście Polish Chart Sławomira Orwata.

Ważne jest dla mnie, by śpiewać po polsku, by cała rodzina mnie rozumiała.

Dzisiaj Caroline Baran znana jest jako Kaeyra i występuje w „American Idol”.

Caroline Baran / Fot. Facebook

Dr Jarosław Płachecki zapowiada spotkanie z Patrickiem Quigleye, autorem trylogii o rodzinie Markiewiczów.

Markiewiczowie łączą w sobie historię Polski, Irlandii i Ukrainy.

Po jesiennych wyborach w Zjednoczonym Królestwie, które odbyły się 14 grudnia 1918, grupa 78 posłów z Irlandii kategorycznie odmówiła zasiadania i czynnego brania udziału w posiedzeniach w Westminsterze. Irlandzcy posłowie i jedyna posłanka – Konstancja hrabina Markiewicz (angielskie imię i nazwisko tej bohaterki Powstania Wielkanocnego / Easter Rising o polskich korzeniach to Constance Gore – Booth) ustanowili działalność parlamentu w stołecznym Dublinie – Dail Eireann.

Konstancja hrabina Markiewicz, irlandzka bohaterka. Na fotografii uwieczniona podczas walk w trakcie Powstania Wielkanocnego 1916 roku.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Wyśmienity powrót grupy Myslovitz! Recenzja albumu „Wszystkie narkotyki świata” Tomasza Wybranowskiego

Warto było czekać tyle lat na płytę, która tę poetyckość, fantazję i radość słuchania łączy z jakością przeżycia ważnych chwil.

Wiedziałem! Po prostu wiedziałem, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Oczami duszy jawiła mi się nowa okładka płyty Myslovitz a reszta zmysłów w imaginacyjnym porywie marzeń o nowych wybornych piosenkach Przemka Myszora, braci Kuderskich i Wojtka Powagi nie pozwalała spocząć i podsycała ten stan.

Któraś z czytelniczek – słuchaczek i czytelników – melomanów być może skwituje ten wstęp komentarzem: redaktora Wybrana ponosi poetyckość i świat wyobraźni… Jak zawsze, dodam od siebie. Ale warto było czekać tyle lat na płytę, która tę poetyckość, fantazję i radość słuchania łączy z jakością przeżycia ważnych chwil. To właśnie znajdziecie na longplayu „Wszystkie narkotyki świata”, który obok albumu formacji Oranżada „Karma Tango” był wydawniczym skarbem sieci Radia Wnet w marcu.

Tomasz Wybranowski

 —————————————————————————————————————

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Przemysławem Myszorem:

 

O historii grupy, która przekroczyła rubikon 30lecia w 2022 roku, pisać nie będę. Myslovitz przecież to jedna z najważniejszych grup rockowych w historii, o której wszyscy słyszeli.

Poza tym pierwszą i znakomitą biografię tego jednego z najsłynniejszych polskich zespołów rockowych napisał mój serdeczny druh Leszek Gnoiński.

Polecam książkę Myslovitz. Życie to Surfingszczególnie tym, którzy jej jeszcze nie czytali. To pasjonująca opowieść na prawie 300 stronach, mnóstwo ciekawych dykteryjek i ciekawostek, że o zbiorze unikalnych ponad 300 fotogramów nie wspomnę.

Leszku, czas dopisać aneks do tej ważnej pozycji, ze szczególnym uwzględnieniem albumu!

A oto moje refleksje:

Wszystkie narkotyki świata

Doskonałe otwarcie longplaya! Rockowa rakieta, która od razu wynosi na nową orbitę stacji „Myslovitz”. Jeżeli ktoś do tego momentu twierdził, że Myslo zakończyło swój właściwy żywot po odejściu Artura Rojka, to teraz musi powiedzieć: byłem w błędzie!

To tytułowe nagranie definitywnie zakończyło pewien etap grupy. Kropka! Teraz otwieramy nowy rozdział, który zapowiada piękne chwile. Melancholijne, deszczowo – jesienne gitary, jak to w Myslovitz, które mocno i pewnie rozbłyskują w refrenie.

Tekst niby prosty, ale aura rachunku sumienia w duchu pogodzenia się z życiem każe zatrzymać się na dłużej. To ten moment, kiedy świadomie wiemy co jest ważne. Być może wciąż nie wiemy czego pragniemy, ale definitywnie wiemy już czego doświadczać nie chcemy już. A tą najważniejszą ideą i dominantą powinna być miłość, która odcieniami dodaje mocy szacunkowi, przyjaźni i prawdzie.

Ciekawi mnie tylko jak Mateusz i Sharon Corr zabrzmieliby w duecie. Ale może kiedyś, koncertowo pod niebem Szmaragdowej Wyspy? Kto to wie? Los pisze najpiękniejsze i najbardziej zaskakujące scenariusze.

Miłość

Pierwsze co uderza przy pierwszym przesłuchaniu nagrania, to niezwykłość powtarzalnych, niczym kropla drążących zmysły, gitarowych akordów i zagrywek niby od niechcenia. Zapadają w pamięć i delikatnie wciskają w fotel podróżny, który serpentynową trasą wiódł będzie ku finałowi tej płyty, która odmienia przez wszystkie przypadki (a może bardziej koniugacje) słowa miłość, zakochanie (ergo: miłowanie, stany serca).

Nowoczesne brzmienie nie przesłania specyficznych muzycznych smaczków, które cechowały Myslovitz w latach 90. XX wieku. Jedno nie przeczy drugiemu. Głos Mateusza Parzymięsa brzmi poniekąd jak brakujący od dawna element grupy.

Ale co w warstwie lirycznej albumu? W wywiadzie dla „Muzycznej Polskiej Tygodniówki” Przemysław Myszor powiedział wprost:

„Wiodącym tematem płyty są relacje międzyludzkie, głównie między mężczyzną a kobietą, na różnych etapach znajomości. Chodzi o szeroko rozumiane uczucia, ale także o ich komunikatywność i zrozumienie.”

Jeśli jeszcze nie widzieliście klipu według scenariusza i w reżyserii Pascala Pawliszewskiego, to macie okazję uczynić to teraz:

 

 

Pakman

Wspaniała kolejna melodia. Muzycznie jako słuchacz znowu mam 25 lat mniej, pachnie skoszoną trawą u zbiegu Barton Square i St John Street, kiedy pierwszy raz z daleka podziwiałem Beetham Tower. Bas i perkusja niosą Mateusza niczym dobra deska surfera po falach, a klawisze mile łechcą wspomnieniem Happiness Is Easy”.

Lirycznie oddam głos autorowi tekstu. Pięknie opisał stał twórcy – nostalgicznego melancholika:

„Pisząc tekst, zawsze zastanawiam się ile powiedzieć o sobie, ile wyjawić, jak bardzo odsłonić kotarę. I zawsze… im więcej, im bardziej o sobie, bez zmyślania, ukrywania i zbędnej poezji, tym lepiej. Jak to mówią; szczerość za szczerość… Podobno naukowo dowiedzione jest, że zakochanie trwa tylko 3 lata i się kończy. Gdyby trwało permanentnie, to wszyscy chodzilibyśmy jak zombie …we śnie…” – Wojciech Powaga-Grabowski

Król wzgórza

Ależ to ballada i popis Przemka Myszora, kompozytora i autora słów! Ta piosenka ma w sobie coś z tej unikalności melodyki i atmosfery irlandzkich zespołów. Myslovitz i moich muzycznych ziomków ze Szmaragdowej Wyspy łączy klimatyczność, artystyczny, choć nieco smutny błogostan i jakość życia, które ulotnie składa się z małych chwil. Tak jak ta pieśń.

Balladowy pop w delikatnej polewie neoromantycznych impresji porywa. I chce się nucić tę melodię myśląc o Bogu – Stwórcy, który po stworzeniu świata zamarzył o dopełnieniu go człowiekiem. Ja dostrzegam też dojrzałego mężczyznę, który analizuje przeszłe historie z życia i zastanawia się, czy stać go na jeszcze jedną miłość. Tę ostatnią i spełnioną?

Przemek Myszor uśmiechnie się czytając te moje kilka słów i powtórzy, jak w ostatnim wywiadzie ze mną:

każdy ma prawo zinterpretować po swojemu i dostrzec to, co chce. Ważne, aby tekst i muzyka wzbudzały emocje. Ciągle wierzę, że wartością piosenek jest to, jak one zostały napisane. Jeśli utwór jest dobry, to może ją zaśpiewać każdy, a ona wciąż powinna działać.

Przemo! Dopiszę, że wzbudzają i uruchamiają zmysły oszałamiająco! Sam się zastanawiam w punkcie zero osi rzędnych i nucę:

Czy to już

Po całym zamieszaniu opadł kurz

I cisza wreszcie lek na każdy ból

No podnieś wzrok i popatrz jesteś,

Ty jesteś Królem wzgórza – Ty

 

 

Przypadkiem

To kolejny mój faworyt. Piosenka ma w sobie melodyjną nośność szlagieru z dopieszczonym aranżem, który buduje łagodnie nastrój z miłosną eksplozją w drugim refrenie i finale utworu. Ów refren w stylu wydelikaconego shoegaze, bo głos Mateusza jest niczym zaprawa w tym pięknym gitarowo – groove’owym witrażu Znakomity popis braci Kuderskich!

Bas Jacka i perkusja Wojtka Lali brzmią jak dobrze zestrojony z czasem uniwersum zegar na które nawleczono wskazówki migoczących dealaye’ami gitar, których (Johnny i Ed mogą pozazdrościć). Jeśli szukacie definicji zakochania z leżącą w trawie powieścią Gabriela G. Marqueza „Sto lat samotności” (z piękną Remedios), to znajdziecie ją w tym właśnie nagraniu. Swoją drogą dziwne, że żaden z recenzentów nowego albumu Myslovitz nie zwrócił uwagi na ten klejnot.

Motyle obsiadły mnie

Straciłem głowę, dobrze mi z tym

 Wszystko co chcę – tylko Ty

 

 

Latawce

Czwarty singel, który był heroldem premiery płyty, dla mnie osobiście to lider do tytułu „duet ro©ku”.  Kasia Gołomska, piękniejsza połowa duetu ATLYNTA, z Mateuszem Parzymięsem z stworzyli subtelny duet. Tekst Przemka Myszora i Wojtka Powagi – Grabowskiego inspiruje i daje siłę. Brzmi to jak banał w każdej recenzji, ale jak inaczej spuentować piosenkę, którą w szaleństwie świata i cywilizacji, udaje nam się wychwycić w szumie eteru i internetu, aby wysłuchać zdumiewających dwóch fraz:

/…/ i upadają tylko anioły,

bo przecież nie My

/…/ nikt nie chce kochać,

Ale każdy chce być kochanym /…/

Mamy kolejny szlagier na lata! W kilkunastu linijkach tekstu credo nadziei i przetrwania, gdy wokół chaos w sercu i duszy niepewność. Oddaję raz jeszcze głos Przemkowi Myszorowi:

„Wielokrotnie zastanawiałem się, gdzie jest ten koniec sznurka. Szukałem i wciąż szukam. Nigdy nawet nie zbliżyłem się do tego miejsca, ale wiem, że gdzieś tu jest. Gdzieś blisko. Podobno jest ukryte we mnie, ale wiadomo, o sobie zwykle wiemy najmniej… Co chwilę ktoś mi ten sznurek próbuje złapać, coś go ciągnie, raz w jedną, raz w drugą stronę, w górę, a potem w dół. Trochę się temu poddaję, a trochę opieram.”

 

Inny

Przebój absolutny! Słysząc tę piosenkę, bez względu na smutki i nieznośny ciężar życia, od razu się uśmiechamy. Tak jest przynajmniej ze mną. I znowu miłosny tekst Przemka i Wojtka. Nikt z nas facetów nie chce być tym trzecim, więc kiedy uruchamia się ukłucie zazdrości to … Odsyłam do tekstu i drugiej części recenzji. To jedna z dwóch najbardziej melodycznych scen na płycie, gdzie gadające gitary malują nie tylko barwy, ale i zapachy lata. I szemrząca niczym struga w parny wieczór perkusja. Cudo!

 

Zdążyć przed wschodem słońca

Kolejna piękna kompozycja, w której Mateusz Parzymięso wokalnie tworzy magiczny mikroklimat, w którym najlepiej poczuć się we dwoje we wczesny sobotni poranek, albo piątkowo zmierzchowo. Melodycznie niby stare Myslovitz znany ze starych albumów, ale brzmiące dostojniej, pełniej i bardziej sugestywniej. Nie potrafię tego wyrazić bardziej, bo mocniej czuję. Jedna z piękniejszych gitarowych melodii wyczarowanych przez Jacka Kuderskiego i Myslo! Brit pop z krztyną nocnego, pełnego cykad dream popu i te lekko bluesowe klawisze Przemka Myszora. Czym jest przestrzeń w miłości? Posłuchajcie „Zdążyć przed wschodem słońca”.

 

19

O tym nagraniu jeszcze ani słowa. Muszę go jeszcze przemyśleć i odkryć ścieżkę do niego.

 

Powoli

Marc Chagall „La Mariee”

 

Przepiękne nostalgiczne dźwięk i metafory, które – chcąc nie chcąc – nasuwają się z longplayem „Korova Milky Bar”. Niezmienne, jednostajne tempo gitar. Jest coś niezwykle pociągającego w tym niespiesznym zawieszeniu.

Ma się wrażenie lotu pod obłokami. Od razu nasuwa się skojarzenie z miłością, która daje po prostu szczęście. Marc Chagall, baśniowy malarz urodzony w Witebsku, twierdził, że nie można doświadczyć szczęścia, jeśli nie przygrywa mu jednostajnie, niespiesznie koza … Tak jak na obrazie „La Mariée” / “Panna młoda”.

 

Dziewczyna z wiersza Lennona

To mój kamień węgielny tego doskonałego longplaya. Absolutna doskonałość. Słuchać, słuchać i słuchać w nieskończoność.

Poza tym warto nadmienić, że była taka dziewczyna, podobnie jak i wiersz Johna Lennona.

 

Kosmita

Dawno temu zaczytując się w dziełach profesora Władysława Tatarkiewicza bardzo często sięgałem do „Drogi przez estetykę”.  Czytając o próbach odtwarzania rzeczy, czy też stawiania form albo wypowiadania o doznaniach próbowałem odnajdywać prawdziwą sztukę. Często i gęsto opinie krytyków, twórców mód i prądów nie pokrywały się z moimi odczuciami.

Wtedy pojąłem, że nie każde odtworzenie, konstrukt czy wyrażanie jest ponadczasowym kunsztem. Od tamtej pory za sztukę uznaję tylko to, co jest w stanie mnie zachwycić i tkliwie (oksymoronicznie) wstrząsnąć. I takim ujęciu przekonuje „Kosmita”. I takie odczucia, przeżycia, wrażenia, impresje mam przesłuchując po raz kolejny wszystkie piosenki ze zbioru „Wszystkie narkotyki świata” grupy Myslovitz!

 

Myslovitz AD 2023. Fot. Łukasz Gawroński

 

Co daje słuchanie ostatniego longplaya Myslovitz

Często dostaję zapytania, dlaczego piszę tak mało recenzji, a jeśli już to po kilku tygodniach od premier albumów? Odpowiedź jest zawsze ta sama. Ostatnimi czasy mało ukazuje się albumów muzycznych, które w całości są doskonałe, potrafią czule wstrząsnąć i dać się ponieść. Po drugie, zawsze zwlekam z pisaniem na gorąco, w przypływie chwili i emanacji nastrojów.

Czekam kilka dni, kilka tygodni, aby przekonać się czy stylowa herbata jest naprawdę znakomita. A prawda jest taka, że prawdziwy smak herbaty ocenić można dopiero po łyku trzecim. Pierwszy to ledwie wstęp i przygotowanie do picia. Łyk numer dwa to przygotowanie zmysłów na ucztę, a dopiero trzeci dać może pełnię wrażeń.

Z każdym kolejnym haustem nagrań z „Wszystkich narkotyków świata” grupy Myslovitz jest wciąż bardziej niż dobrze. Te same listki – piosenki zaparzam po raz enty. Muzyczna herbata ma wciąż charakterystyczny, solidny, choć delikatny aromat. Dzieje się tak (tak myślę), że do parzenia naparu nie użyto naczynia nasiąkniętego innym oparem.

Stara skrzynka na dobre się rozleciała i ślad po niej nie pozostał. A gubiąc trop metafor napiszę wprost: dobrze stało się, że Artur Rojek osierocił Myslovitz.

Reszta rodziny czuła się w roku 2012 zdezorientowana, zła, zdesperowana i zasmucona. Z perspektywy 11 lat od rozstania z zespołem Artur Rojek nie pokazał niczego, co może zachwycić i przykuć uwagę słuchacza (to moja subiektywna ocena).  Myslovitz zaś wręcz przeciwnie! Krążkiem „Wszystkie narkotyki świata” wracają na parnas muzyczny. Ten come back jest w pełni zasłużony.

Mateusz Parzymięso zdał egzamin dojrzałości! Nie jest kopią Rojka i ani myśli być nią. I znakomicie, bowiem nie ma tej cierpiętniczej aureoli i pesymistycznej maski wokół siebie. Ma aurę dobrej energetyczności patrząc przez pryzmat migawek wychwyconych w sieci z ich ostatnich zimowo – wiosennych koncertów.

 Myslovitz, który prezentuje jeszcze lepszy warsztat instrumentalny i aranżacyjny, że o tekstowym nowym otwarciu nie wspomnę, na nowo hipnotyzuje.  

Bardzo dobrze, że muzycy „zapomnieli dawno, jak to jest o migdałach śnić”, że strawestuję lekko tekst Wojtka Powagi – Grabowskiego. Czas wielkiej smuty po odejściu Artura Rojka przepracowali i zmartwychwstali mentalnie i kompozytorsko. Teraz tworzą autentyczny monolit wykonawczy, bez gwiazdorskich much w nosie i cierpiętniczej otoczki tych i owych.

Sam Mateusz Parzymięso znakomicie wkomponował się w Myslovitz, tworząc z Przemysławem Myszorem, Wojciechem Kuderskim, Wojciechem Powagą – Grabowski i Jackiem Kuderskim wybornie zgrany zespół! Aż chce się wyśpiewać frazę Thoma Yorke’a

„Jigsaw falling into place
So there is nothing to explain”.

Żałuję, że nie mogłem zobaczyć w lutym ubiegłego roku w gdańskim „Starym Maneżu” ich niezwykłego show. Opinie moich znajomych były bardziej niż entuzjastyczne, w tym także od ortodoksyjnych fanek, które 10 – 11 lat temu nie wyobrażały sobie Myslo bez Artura Rojka.

Krążkiem „Wszystkie narkotyki świata” i tegorocznymi koncertami Myslovitz udowadnia, że prawdziwie dobra muzyka nigdy nie odchodzi do lamusa. Od kiedy pamiętam krytycy mędzą, że „rock umiera”. Okazuje się, skorych do jego grania, ale i do słuchania bez względu na wiek, wciąż nie brak.
Nowy frontman tchnął w zespół drugie życie, tak jak pod koniec lat 80. XX wieku Steve Hogarth w Marillion po odejściu Fisha. Mysłovitz odrodził się lepszy, wzmocniony, doskonalszy i szlachetniejszy. Tak mawiam. Amen!

 

 

Polemizując z innymi recenzentami

Dominik Lubowicki, autor recenzji z portalu proanima.pl napisał, że jego mieszane uczucia budzi w nagraniu „Inny”:

„prostota w połączeniu z pierwszoosobową perspektywą zazdrosnego chłopaka, która momentami nasuwa chęć pominięcia utworu, a szkoda, bo muzycznie utwór ma „letni” i przyjemny charakter.”

Z mojej punktu widzenia i doświadczeń literacki zabieg bohatera – narratora jest w przypadku tej piosenki jak najbardziej uzasadniony.

Podmiot liryczny jest wiarygodny i dobrze skrojony psychologicznie. Ile to razy młodzieńcy, chłopcy czy dojrzali faceci przygotowują tego typu przemowy dla dziewcząt, kobiet, dam którym w darze chcą złożyć serce?

Nadto piosenka „Inny” jest kameralna, wręcz intymna i daje możliwość do pokolorowania życia przez odbiorcę wielowątkowych miłosną emocją. To szlagier na lato, który obowiązkowo będę prezentował w sieci Radia Wnet z singlową petardą Sabiny „Twist”!

To nie ja

Ja jestem inny, Ty wiesz

Ja cały świat widzę tak,

 jakbym patrzył przez Ciebie

W finale recenzji muszę dopisać, że w zestawie nowych nagrań czuje się dawny rytm Myslovitz z umiejętnie zaanektowanymi współczesnymi brzmieniami. Z jednym zastrzeżeniem! Przemek Myszor i reszta doborowej kompanii dalecy są od sprzyjania gustom słuchaczy i radiowych ekonomom mód chwilowych.

Mamy na nowym krążku zespołu radosne granie, serce i jakość życia, zamiast kunktatorstwa kompozytorskiego. Po premierze „Wszystkich narkotyków świata” napisać muszę, że na naszej rodzimej scenie muzycznej ciężko odnaleźć porównywalny do nich zespół, który jest w stanie przedstawić publiczności tej starszej (+50), jak i tej najmłodszej tak znakomitej marki dojrzałe, a przy tym melodyjne, potoczyste kompozycje.

Ten longplay bezwzględnie wyróżnia się na tle innych albumów wykonawców z ostatnich kilku lat. Teraz czekam na album kolejny. Wiem, że to będzie krążek, który przebije wszystko co nagrali do tej pory. Ciężkie zadanie przed nimi, ale z takim zapałem i świeżością dokonają tego!

Tomasz Wybranowski

 

Bilans 25-lecia porozumienia wielkopiątkowego – Studio Dublin – 14.04.2023 r.

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, czyli informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też ciekawostek z Irlandii i przeglądu prasy. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Goście Studia Dublin:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway.

Realizacja programu, scenariusz i prowadzenie : Tomasz Wybranowski

W mijającym tygodniu w Republice Irlandii oraz w Irlandii Północnym zbiegły się dwa bardzo ważne wydarzenia: 25. rocznica porozumienia wielkopiątkowego, oraz wizyta prezydenta USA Joe Bidena.

Trudno powiedzieć, że porozumienie zostało wprowadzone w całości i na wyspie panuje całkowity pokój – mówi redaktor naczelny portalu Polska-IE.com Bogdan Feręc.

Utworzenie jednej Irlandii jest głównym projektem politycznym partii Sinn Fein, realizowanym jednak dość nieudolnie.

Całkiem możliwe, że w 2024 r. na prezydenta Republiki Irlandii będzie kandydował wieloletni członek rady wojskowej IRA Gerry Adams.

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com i szef Studia Riverside Radia Wnet

Sprawa przyszłości Ulsteru i pozostałych hrabstw Irlandii Północnej jest kością niezgody pomiędzy Irlandczykami a Brytyjczykami od ponad stu lat. Sytuacja tej części Zielonej Wyspy zawsze była skomplikowana. Irlandia Północna, zamieszkana głównie przez protestantów, ciążyła ku Londynowi. Trzeba jednak pamiętać, że Ulster to historyczne serce Irlandii, jej najstarsza dzielnica.

Poprzedni herb przedstawiał na tarczy czwórdzielnej w krzyż, herby czterech irlandzkich prowincji: Leinster, Connacht, Ulster i Munster.

Do 1994 r., kiedy to IRA po raz pierwszy ogłosiła zawieszenie broni, Ulster i terytorium Anglii były areną zbrodni i terroru rozsiewanych przez obie walczące strony.

Pierwsze zawieszenie broni przez IRA szybko stało się mrzonką. Fala terroru wzrastała. Ale coraz częściej liderzy walczących stron konfliktu spotykali się, aby bez agresji rozmawiać o sposobach pokojowego zakończenia „wojny o Ulster”. Wielkie zasługi w tej kwestii mają Bill Clinton (ówczesny prezydent USA), Tony Blair i Gerry Adams – lider partii Sinn Féin. Wreszcie 29 marca 1998 r. podpisano tzw. Porozumienie Wielkiego Piątku. Dokument ten regulował status Irlandii Północnej. Miesiąc później izba niższa irlandzkiego parlamentu wprowadziła poprawki do Konstytucji, likwidując m.in. zapis „o niepodzielności Irlandii”.

Podsumowują przyjazd prezydenta Stanów Zjednoczonych, współgospodarz Studia Dublin ocenia, że nie przyniósł on konkretnych deklaracji ani decyzji.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Czy Republikę Irlandii czeka masowy exodus ludności? – Studio Dublin – 31.03.2023 r.

80 lat temu odkryto „doły śmierci” polskich oficerów, policjantów, leśników w Katyniu. Długi cień rosyjskiej zbrodni

Katyń to było ludobójstwo. Dziś 80. rocznica odnalezienia „dołów śmierci” w Katyniu. 12 kwietnia 1940 roku rozpoczęto utalentowane mordy przynajmniej 21 857 Polaków przez bandytów spod znaku sierpa i młota, naganów NKWD z rozkazu Józefa Stalina, którego imię wciąż dostrzeżecie wpatrując się w pewien punkt Pałacu Kultury i Nauki. Dokonano tej zbrodni bez sądu, bez stawiania jakichkolwiek zarzutów. Ich winą było tylko to, że kochali Polskę, chcieli walczyć o jej wolność z wrogami. Ich winą było to, że byli oficerami i funkcjonariuszami państwowymi II Rzeczpospolitej. Ten wyrok śmierci był zgodny z definicją ludobójstwa. Fot. domena publiczna, Wikimedia.com

Nigdy nie wolno nam zapomnieć o zbrodni katyńskiej. Barbarzyńskie ludobójstwo NKWD w Katyniu, obok niemieckiej machiny śmierci obozów koncentracyjnych i Rzezi Wołyńskiej, trzeba nazywać ludobójstwem.

Nigdy nie wolno nam zapomnieć o zbrodni katyńskiej. Barbarzyńskie ludobójstwo NKWD w Katyniu, obok niemieckiej machiny śmierci obozów koncentracyjnych i Rzezi Wołyńskiej, trzeba nazywać ludobójstwem.

Dziś 80. rocznica rozpoczęcia mordów 21 857 Polaków przez bandytów spod znaku sierpa i młota, NKWD z rozkazu Stalina, którego imię wciąż dostrzeżecie wpatrując się w pewien punkt Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.

Tomasz Wybranowski


 

Tutaj do wysłuchania program specjalny o zbrodni w Katyniu:

 

Miejsce kaźni w Katyniu. Fot. domena publiczna, Wikimedia.com

 

 

 

 

 

 

 

1 września Niemcy zaś 17 września 1939 roku Związek Radziecki napadły na naszą Ojczyznę. Prawie 84 lata temu rozpoczęła się wieloletnia gehenna polskiego narodu. Najpierw pod jarzmem niemieckiej okupacji a później butem komunistycznej „nowej wiary”, która niszczyła wszystko co związane z polską niepodległością i duchem wolności.  Jedną z największych zbrodni popełnionych przez sowietów na Polakach był bezwzględnie mord  w Katyniu.

Już na początku marca 1940 r. Ławrientij Beria, szef NKWD, zaproponował Stalinowi zabicie polskich jeńców przetrzymywanych w więzieniach w zachodnich obwodach Białorusi i Ukrainy. 5 marca 1940 roku członkowie Biura Politycznego wraz ze Stalinem na czele zaaprobowali propozycję Berii. Egzekucje prawie 22 tysięcy naszych rodaków ciągnęły się przez ponad miesiąc, od 12 kwietnia 1940 roku.

Ten wyrok śmierci był zgodny z definicją ludobójstwa. Większość Polaków więziono w trzech obozach: Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Między kwietniem a majem byli wywożeni na miejsce kaźni grupami, po ok. 250 – 300 osób.

 

Guziki z Muzeum Katyńskiego | Fot. CC B\y 2.0, Flickr

Więźniowie Kozielska trafili do Katynia, Ci ze Starobielska, tak jak mój krewny porucznik Ignacy Wybranowski, do Charkowa, a jeńcy z Ostaszkowa – do Miednoje. Tam każdego z nich stawiano nad dołem i zabijano strzałem w tył głowy. Do dziś nie znamy dokładnego losu mniejszej, choć kilkutysięcznej grupy zamordowanej w innych miejscach.

13 kwietnia 1943 roku Radio Berlin obwieściło światu, że w lesie katyńskim odnaleziony został masowy grób 10 tysięcy polskich oficerów. Dwa dni wcześniej informację na ten temat podała jedna z agencji informacyjnych. Świat był w szoku.


 

Porucznik IGNACY WYBRANOWSKI, syn Antoniego, urodzony w Równem 19 maja 1912 roku. Absolwent gimnazjum humanistyczne, później zamarzył o wojsku. Najpierw BPR Piechoty nr 7, następnie skierowany na praktykę do 34 pułku piechoty. Następnie ukończył Szkołę Podoficerską (1935). Ignacy został mianowany podporucznikiem. 15 października 1935 przydzielony został do 27 pułku piechoty, a od 1936 do 72. Po agresji Rosji Radzieckiej znalazł się w obozie jenieckim w Starobielsku. Widnieje na liście wywozowej L.S. 529; CAW, Ap 14421, 15336. Zabity Bestialsko w Charkowie.

 

Polscy politycy w Londynie natychmiast zajęli się tą sprawą. W tym czasie Kreml uprawiał propagandę twierdząc, że zbrodnię popełnili Niemcy.

13 kwietnia 1943 r. o godz. 9.15 czasu nowojorskiego nadany został „specjalny komunikat Radia Berlin” o odkryciu w Kozich Górach pod Smoleńskiem masowych grobów oficerów polskich, wymordowanych przez bolszewików.

Stronnictwa polityczne i ugrupowania, wspierające politykę współpracy ze Związkiem Sowieckim w głównych krajach koalicji, znalazły się w fatalnym położeniu.

Polityka nakazywała sojusz i współpracę z Rosją, wzmocnioną zwycięstwem stalingradzkim – moralność wymagała potępienia zbrodniarzy. Dla rodzin oficerów polskich, których od lipca 1941 r. bezskutecznie poszukiwały polskie placówki dyplomatyczne i wojskowe w Rosji, była to informacja tragiczna.

Rząd Rzeczypospolitej i armia polska, zwłaszcza generałowie Sikorski i Anders, obok przygnębienia, poczuli się brutalnie oszukani przez najwyższych dostojników ZSRR, ze Stalinem na czele. „Mandżuria okazała się Katyniem”. Sowiecki dyktator wskazywał właśnie Mandżurię, jako miejsce gdzie przebywają Polacy.

 

 

Marek Tarczyński, we wstępie do opracowania „Zbrodnia Katyńska. Bibliografia 1940 – 2020” (wydanej w 2010 m.in. przez Polską Fundację Katyńską), napisał:

W końcu marca 1942 r. Teofil Dolata (Teofil Ryszard Rubasiński), zatrudniony przymusowo w załodze Bautzugu 2 0 0 5, wraz z grupą Polaków znalazł się w rejonie Gniezdowa i Kozich Gór. /…/

Ich pociąg roboczy stał na torze łączącym ryską linię kolejową z linią brzeską. Po tym torze wiosną 1940 r. przetaczane były niektóre transporty z oficerami polskimi na bocznicę w Gniezdowie. W tej miejscowości od jednej z mieszkanek wsi Nowe Batoki, Polki, Emilii Siemianienko (z domu Kozłowskiej), dowiedział się, że w lesie znajdują się masowe groby oficerów polskich, zamordowanych wiosną 1940 r.

Wybrali się tam wraz z dwoma kolegami leśną drogą przez Sofijkę i odnaleźli doły śmierci. Oznakowali je krzyżami. Zimą 1943 r. grobami zainteresowali się Niemcy. Akcją z ramienia Wehrmachtu kierował gen. mjr Rudolf von Gersdorf (był poinformowany), a pracami na miejscu por. Ludwik Voss i por. Gregor Slovenzik.

Wieść o odnalezieniu masowych grobów oficerów polskich na uroczysku Kozie Góry w Lesie Katyńskim dotarła do szefa hitlerowskiej propagandy Goebbelsa. Wieści z Katynia 9 kwietnia 1943 roku nasunęły mu myśl wykorzystania tego zatrważającego i budzącego grozę odkrycia w wielkiej akcji propagandowej przeciw koalicji antyhitlerowskiej.

„Polecę, by te polskie groby masowe – pisał – zobaczyli neutralni dziennikarze z Berlina. Polecę ściągnąć tam również polskich intelektualistów. Niech się przekonają na własne oczy, co ich czeka, gdyby rzeczywiście spełnić się miało wielokrotnie przez nich żywione życzenie, aby bolszewicy pobili Niemców”. – wspominał Teofil Dolata.

 

Fot. domena publiczna, Wikipedia

Rosjanie zabili z zimną krwią w masowych egzekucjach co najmniej 21 768 obywateli Polski (w tym ponad 10 000 oficerów Wojska Polskiego i Policji Państwowej, a także leśników, strażaków i urzędników). Stało się to na mocy decyzji najwyższych władz Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (następcą tego państwa jest Federacja Rosyjska – warto o tym pamiętać) zawartej w tajnej uchwale Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) z 5 marca 1940 roku (tzw. „decyzja katyńska”).

Egzekucje ofiar, uznanych za „wrogów władzy sowieckiej”, były dokonywane przez strzał w tył głowy z broni krótkiej.

Przez 50 lat (1940–1990) władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich zaprzeczały swojej odpowiedzialności za zbrodnię katyńską. Barbarzyństwem usiłowano obarczyć Niemców, którzy później wkroczyli na te tereny.

Nikt w zapewnienia komunistów jednak nie wierzył, do tego stopnia, że w trakcie procesów norymberskich, niemieccy zbrodniarze wojenni nie byli oskarżani o zbrodnię katyńską.

Dopiero 13 kwietnia 1990 roku władze radzieckie oficjalnie przyznały, że była to „jedna z ciężkich zbrodni stalinizmu”. A zrobił to prezydent Borys Jelcyn.

Wiele kwestii związanych z tą zbrodnią nie zostało jak dotąd wyjaśnionych. W mojej opinii doczesne szczątki naszych bohaterów pomordowanych w Katyniu powinny spocząć w polskiej, ojczystej ziemi.

Tomasz Wybranowski (opracowanie)

 

Wielkopiątkowy Poranek Wnet – 07.04.2023 r.

Anton Rafael Mengs - Chrystus na krzyżu (Domena publiczna), Wikimedia Commons

Zapraszają Tomasz Wybranowski i Kazimierz Gajowy.

ciało jest jakie jest

lepsze gorsze choć jednak po stronie ciemności

i w nim tkwi dusza niepoznana nieśmiertelna

a jednak potrzebująca odradzania

Juliusz Erazm Bolek

Tutaj do wysłuchania pierwsza część Wielkopiątkowego Poranka Wnet:

Inscenizacja Drogi Krzyżowej w Wejherowie. Fot. Tomasz Szustek
Maghdouche – Sanktuarium Pani Oczekującej, liban / Fot. Adam Rosłoniec, Radio WNET

Tutaj do wysłuchania druga część Wielkopiątkowego Poranka Wnet:

„Prawda jest często daleka od tego, co podają media.” Ukraina i wojna oczami legionisty – ochotnika Piotra Mitkiewicza

Piotr Mitkiewicz spędził 9 miesięcy na pierwszych liniach konfrontacji zbrojnej z rosyjską nawałą.

Kiedy słyszysz, że twój braciszek umarł, to nigdy się nie przyzwyczaisz, bo… nie da się tego przyjąć, zrozumieć i zaakceptować. 

 

Piotr Mitkiewicz. Jego opowieść o wojnie na ukraińskiej ziemi

 

Piotr Mitkiewicz, 3. batalion Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy. Gdy klikniesz w fotografię, to przeniesiesz się Czytelniczko / Czytelniku na stronę zbiórki dotyczącej zakupu jednostki ewakuacyjno medycznej. Fot. archiwum własne.

 

Przeczytałem ponad trzy tygodnie temu jeden z wielu maili, które przychodzą na skrzynkę redakcyjną Radia Wnet. Jeden z takich maili napisał Piotr Mitkiewicz, który właśnie wrócił z Ukrainy do Polski, po prawie 9 miesiącach walki z rosyjskim agresorem.

Podczas licznych walk na pierwszych liniach frontu, on i jego towarzysze broni z 3 Batalionu Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy niejednokrotnie zmagali się z głównym problemem, którym jest szybka ewakuacja rannych żołnierzy z terenu walk i możliwie najszybszego przetransportowania ich pod należytą kuratelę najlepszych lekarzy. I o tym pod koniec tego artykułu.

Tomasz Wybranowski

 

Pierwszym absolutnym zaskoczeniem dla mnie podczas długich rozmów poprzedzających nagranie wywiadu było to, że pan Piotr mówi o potrzebie jak najszybszego zaprzestania walk. Takich zaskoczeń doświadczyłem więcej podczas wywiadu:

– Ginie kwiat Ukrainy. Padają najlepsi z najlepszych a trzeba myśleć o przyszłości tego kraju i odbudowie.

 

Piotr Mitkiewicz spędził 9 miesięcy na pierwszych liniach konfrontacji zbrojnej z rosyjską nawałą. Jako żołnierz legendarnego już 3. Batalionu Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy realizował także niebezpieczne misje na terytorium zajętym przez wroga.

Po kilku miesiącach sam został dowódcą nowego plutonu. Ciężko przeżył wiadomość, którą otrzymał dwa dni przed nagraniem wywiadu. Jego 21-letni braciszek, jak wyraża się o towarzyszu broni z Czech, młodziutki Karel zginął na polu walki.

 

Tutaj do wysłuchania cały program z udziałem Piotra Mitkiewicza:

 

W pierwszej części wywiadu, ale i w prywatnych rozmowach ze mną, ani na moment nie opuszczało pana Piotra dojmujące poczucie winy z powodu śmierci braci krwi i broni.

 

Piotr Mitkiewicz, bohater mojego programu, walczył ramię w ramię z jednym z Polaków, który w ostatnich dniach zmarł z powodu odniesionych ran. Mowa o Danielu Sztyberze, warszawskim młodzieńcu wychowanym w duchu miłości do Polski i tradycji Powstania Warszawskiego.

Podczas realizacji programu dwóch innych Polaków, towarzyszy broni Sebastian i osławiony już dowódca batalionu „Krzysztof X”, nazywany także „Duchem”, zostali ciężko ranni. Dziś wiemy już, że „Duch” nie żyje. W wyniku odniesionych ran zmarł 24 marca 2023 roku, a Piotr Mitkiewicz pożegnał go pod niebem Charkowie.

„Krzysztof”, „Duch” był jednym z najdzielniejszych polskich żołnierzy na tej wojnie. Był znakomitym dowódcą. To był chłop, który w przeciwieństwie do innych dowodzących był zawsze z przodu, na szpicy. Robił świetną robotę i był w wojennym rzemiośle naprawdę znakomity. – wspomina Piotr Mitkiewicz.  

 

 

Ja zaś myślę teraz często o Danielu Sztyberze, który miał przed sobą całe życie a zginął od rosyjskich kul broniąc wolności Ukrainy:

Niewykluczone, że spacerując po gmachu budynku PASTy, gdzie kiedyś siedzibę miało Radio Wnet, po prostu spotkałem się i spojrzałem w oczy Daniela Sztybera.

 

Wojna inna od innych

 

Podczas rozmowy z Piotrem Mitkiewiczem wyłania się inny obraz wojny na Ukrainie na tle innych konfliktów zbrojnych. Jest też ó obraz daleko odbiegający od naszych wyobrażeń budowanych na depeszach radiowych, zdawkowych relacjach prasowych czy migawkach telewizyjnych.

Rosjanie wbrew powszechnej opinii to dobrze wyszkoleni i trudni przeciwnicy.

Pan Piotr postawił bardzo śmiałą tezę, że tak naprawdę żadnej ze stron nie zależy na pokoju. Twierdzi także, że nie znamy tak Ukrainy, która nie jest jednorodnym i ukształtowanym tworem.

Zastanawia się też, jako były żołnierz 3. Batalion Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, nad przyszłością narodu ukraińskiego w ujęciu jakościowym, gdy nadejdzie pokój.

Z rozmów z Ukraińcami z wyzwolonych terenów wyłania się niejednoznaczny obraz Rosjan i stosunek do nich.

W trakcie rozmowy, kiedy zadawałem kolejne pytanie pan Piotr Mitkiewicz często zmieniał temat i opowiadał ł o swoich przyjaciołach, którzy pod niebem Ukrainy zginęli.

Braterstwo broni i więź na całe życie nie jest wyimaginowaną przez pisarzy czy filmowców mitem. Braterska miłość na polu walki zostaje na zawsze. – mówi Piotr Mitkiewicz.

Zadałem też pytanie o Wołyń i poplątane i ropiejące ranami ścieżki naszej historii. Nie obyło się też bez wątku stanu Ukrainy jako państwa z perspektywy 13 miesięcy wojny. Powróciliśmy też do tematu tych Ukraińców, którzy zamiast walczyć wyemigrowali. Co czekać ich będzie po powrocie do ojczyny? Jak oceniają ich Ukraińcy walczący z Moskalami? O tym dowiedziecie się w naszej rozmowy.

 

 

Mój rozmówca, legionista – ochotnik walczący w 3. Batalionie Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy alarmuje, że

podczas walk na Ukrainie żołnierze są bardzo często pozbawieni podstawowego zabezpieczenia medycznego i logistycznego.

Często jest tak, że rannych trzeba ewakuować z pola walki na własnych rękach i nieść ich nawet kilka kilometrów. Ta sprawa nie daje panu Piotrowi spokoju, dlatego za miesiąc znowu wraca na front, tym razem w nieco innej roli. Chce zapewnić szybki transport rannych z pól walki:

Dwóch moich braci być może przeżyłoby, gdybym miał większe możliwości techniczne.

Za naszym pośrednictwem Piotr Mitkiewicz zwraca się do nas z wielką prośbą o wsparcie zakupu jednostki ewakuacyjno medycznej. Ze swojego doświadczenia żołnierza – ochotnika wie, że

w trakcie walk na pierwszych liniach frontu podstawowym problemem była szybka ewakuacja rannych żołnierzy z pola walki i przetransportowanie ich pod właściwą opiekę lekarską. W trudnych warunkach ukraińskiego frontu taka ewakuacja składa się często z wielu etapów i trwa znacznie dłużej niż w warunkach choćby wojen w Iraku czy Afganistanie. W grząskich terenach frontowych, gdzie niemożliwy jest dojazd ambulansu, trzeba ewakuować rannych na własnych rękach.

Tutaj link do zbiórki „Piotr Mitkiewicz ewakuacja rannych”. Wystarczy kliknąć

 

Dwóch nieżyjących już przyjaciół Piotra Mitkiewicza, 21-letni Karel z Czech i „Duch”. Fot. archiwum własne Piotra Mitkowicza.

Piotr Mitkiewicz, prof. Andrzej Szadejko, Ryszard Czarnecki – Popołudnie Wnet – 03.04.2023 r.

Zamek Ujazdowski, Warszawa | Fot. Summer Moon, flickr.com

Audycji można słuchać na 87.8 FM w Warszawie, 95.2 FM w Krakowie, 96.8 FM we Wrocławiu, 103.9 FM w Białymstoku, 98.9 FM w Szczecinie, 106.1 FM w Łodzi, 104.4 FM w Bydgoszczy, 101.1 FM w Lublinie.

Goście „Popołudnia Wnet”:

Piotr Mitkiewicz – członek 3. batalionu Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy

prof. Andrzej Szadejko – kompozytor, dyrygent

Ryszard Czarnecki – europoseł PiS


Prowadzący: Tomasz Wybranowski, Krzysztof Skowroński

Realizator: Szymon Dąbrowski, Dominika Borcz


Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

Legenda trwa. Jan Paweł II u kresu ziemskiej posługi. Wspomnienie z kwietnia 2005 roku. 18 lat temu odszedł Jan Paweł II

Wielki Tydzień 2005 roku, który poprzedzał radosne święta Wielkiej Nocy, był czasem bólu, wielkiego cierpienia i rachunku sumienia dla Karola Wojtyły, największego Polaka w historii naszej Ojczyzny. W pamięci wszystkich ludzi, i to nie tylko chrześcijan, na wieczność pozostanie obraz umęczonego starca, który poprzez swoje cierpienie śle we wszystkie strony świata posłanie miłości, solidarności i […]

Wielki Tydzień 2005 roku, który poprzedzał radosne święta Wielkiej Nocy, był czasem bólu, wielkiego cierpienia i rachunku sumienia dla Karola Wojtyły, największego Polaka w historii naszej Ojczyzny. W pamięci wszystkich ludzi, i to nie tylko chrześcijan, na wieczność pozostanie obraz umęczonego starca, który poprzez swoje cierpienie śle we wszystkie strony świata posłanie miłości, solidarności i dobra dla wszystkich istnień.

Podczas wielkanocnego błogosławieństwa słowa „…w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” zostały uwięzione w gardle. Rozpacz, słabość, kruchość i przemijalność – te stany można było wyczytać z cierpiącej twarzy Ojca Świętego.

Milczące błogosławieństwo Jana Pawła II, pełne dramatyzmu i niemego wysiłku, zrobiły na wszystkich wstrząsające wrażenie. Zwłaszcza, że wielkanocne pozdrowienie Naszego Papieża w kilkudziesięciu językach świata w czasie radosnej pory Alleluja, rozbudzały w mieszkańców całego globu wielkie poczucie jedności i solidarności. Walka Jana Pawła II z krzyżem cierpienia, jest paradoksalnie afirmacją wiary w życie. Życie wieczne tożsame ze spełnieniem.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania cały program wspominkowy:

 

KRONIKA ZAPOWIADANEGO ODEJŚCIA

Kryzys przyszedł kilka dni po Niedzieli Zmartwychwstania. W nocy z czwartku na piątek stan zdrowia Ojca Świętego dramatycznie się pogorszył. Ukrywano przez kilka dni fakt, iż jest karmiony za pośrednictwem sondy nosowo – żołądkowej. Dramatyczny spadek masy ciała, wysoka gorączka, infekcja dróg moczowych, wreszcie zakażenie krwi dokonały dzieła zniszczenia.

Oczy całego świata za pośrednictwem mediów zwrócone zostały na Watykan. Z niepokojem obserwowano okno papieskiej sypialni, z drżeniem serca nasłuchiwano kolejnych komunikatów watykańskich służb prasowych. Strapiona twarz Joaquina Navarro – Vallsa, jednego z najbliższych współpracowników i przyjaciół papieża, potęgowała stan przygnębienia i beznadziei.

 

STOLICA SOLIDARNA Z CIERPIENIEM OJCA ŚWIĘTEGO

Jan Paweł II
Domena Pobliczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

 

W Warszawie od wczesnych godzin porannych w świątyniach i kościołach rozpoczęto modły o zdrowie naszego Wielkiego Rodaka.

Tak było również w małej świątyni pod wezwaniem świętego Aleksandra na Placu Trzech Krzyży, który był świadkiem wizyt papieża w Ojczyźnie.

Twarze warszawian zasmucone, jakby nieobecne. Kobiety płaczą pieszcząc paciorki różańca, głosy kapłanów pełne rozpaczy żarliwie odmawiają słowa modlitwy, mężczyźni zastygli w niewierze, że to czego są świadkami dzieje się naprawdę.

„Nigdy nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że przeżyję Naszego Ojca. – mówi emerytowany żołnierz AK, powstaniec warszawski, którego spotykam w Kościele Chrystusa Zbawiciela. Zawsze wierzyłem w to, że Papież będzie zawsze…  – jego słowa przerywa spazm płaczu – Jestem starszy od Niego o 3 lata, z radością oddałbym je Jemu. Świat go potrzebuje”.

Takich głosów jest więcej.

Warszawa o świcie nie przypomina wielkiej metropolii. Ludzie wyciszeni, smutni, zamyśleni, nieobecni, przypominają bardziej zjawy. Dopiero teraz widać, patrząc na reakcje naszych rodaków, jak Jan Paweł II jest dla nich ważny. To przecież On 2 czerwca 1979 roku, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski, na Placu Zwycięstwa w Warszawie powiedział

„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi”.

To jedne w najważniejszych słów, które wypowiedziano u progu wielkich zmian w naszym kraju. Dość powiedzieć, że 14 miesięcy później lider Solidarności Lech Wałęsa podpisywał porozumienie z rządem długopisem z fotografią Jana Pawła II. Ojciec Wacław Oszajca, jezuita, wówczas redaktor naczelny Przeglądu Powszechnego, mówi wprost:

„ Te słowa sprawiły, że Polacy uwierzyli, iż mogą żyć godnie, w wolności i pełnej harmonii”.

 

Tutaj do wysłuchania program „Cienie W Jaskini” o 7 grzechach głównych:


 

Kraków wieczorem.

W DRODZE DO KOLEBKI KAROLA WOJTYŁY

Ekipa wyjeżdża ze stolicy w kierunku Wadowic, do miejsca, gdzie cytując słowa Karola Wojtyły, z roku 1999 – kiedy odwiedził swoje rodzinne miasto

„Wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła. I studia się zaczęły, i teatr i kapłaństwo się zaczęło”.

Po drodze postój w Krakowie, jednym z najukochańszych miast Białego Pielgrzyma Świata. Często mawiał, iż nie istniałby w pełni tak naprawdę, gdyby nie Kraków, Wawel, jego kościoły i świątynie. Królewski gród pogrążony w smutku, ale i nadziei, że choroba ustąpi a Jan Paweł II jeszcze tutaj zawita.

Kard. Henryk Gulbinowicz i kard. Franciszek Macharski/ Foto. Piotr Drabik/CC BY 2.0

Kardynał Franciszek Macharski, metropolita krakowski,  wezwał wiernych do modlitwy o zdrowie Papieża. Starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety, dzieci i młodzież gromadzą się wokół budynku Kurii Metropolitarnej, Pałacu Biskupiego.

Wszyscy wpatrują się w „papieskie okno”, przy ulicy Franciszkańskiej 3, z którego Ojciec Święty błogosławił krakowianom, modlił się z nimi i żartował. Szczególnie Jan Paweł II w tym magicznym miejscu ukochał spotkania z młodzieżą. Modlitwy w intencji następcy św. Piotra trwają także w zacisznym kościółku u stóp Krzemionek, pod wieżą telewizyjną.

W kościelnych ławach siedzi głównie młodzież. Studenci adorują Najświętszy Sakrament. Atmosfera smutku i wielkiego żalu, przetykana zapachem płonących świec i  oddechem gotyckiej świątyni sprawia niepowtarzalne, choć przygnębiające wrażenie. Na ustach wiernych słowa ukochanej pieśni Papieża „Barka”. Podczas śpiewania refrenu

„O Panie to Ty na mnie spotkałeś; Twoje usta dziś wyrzekły me imię…”

oczy wszystkich szklą łzy. Przy ołtarzu przybywa coraz więcej bukietów złożonych z żółtych kwiatów – róż, żonkili, tulipanów.

 

PAPIESKIE MIASTO – BIJACE SERCE MIŁOŚCI I MIŁOSIERDZIA

 

Wadowice,_kościół_parafialny pod wezwaniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny.

Wadowice witają aurą przygnębienia i skupienia. Już od wczesnego rana, kiedy po rodzinnym mieście papieża rozeszły się wieści o jego ciężkim stanie, na rynku, placu przy farze zaczęli zbierać się ludzie.

Pierwsi wierni przyszli do kościoła już przed godziną 6 rano. W części szkół nauczyciele odwołali zajęcia, prosząc uczniów o nieustanne uczestnictwo w czuwaniu w bazylice.

Plac przy Wadowickiej Farze jest szczelnie wypełniony ludźmi już o godzinie 10.30.. O tym, aby wejść do świątyni bez problemu można jedynie pomarzyć. W tym kościele na zawsze bić będzie serce Karola Wojtyły, Piotra naszych czasów.

Tutaj przy zabytkowej chrzcielnicy został przyjęty w poczet rodziny chrześcijańskiej. Przy ołtarzu bazyliki poznawał tajniki ministrantury i sztuki lektorskiej.

W tym murach po raz pierwszy przyjął komunię świętą i odprawił swoja mszę prymicyjną tuż po przyjęciu święceń kapłańskich. Do Wadowic powracał zawsze. Nie gdzie indziej, tylko „tu pośród swoich”, świętował srebrny jubileusz kapłaństwa odziany w sakrę arcybiskupa krakowskiego.

Podczas pierwszej wizyty w Wadowicach, już jako zwierzchnik Kościoła Powszechnego, prosił mieszkańców miasta o modlitwę w intencji jego posługi papieskiej. Kilka lat później słowa Papieża – Pielgrzyma uwieczniono po wieczne czasy w marmurowej płycie przy Kaplicy Świętokrzyskiej.

„Ozdobą kaplicy jest wizerunek Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, który Ojciec Święty  koronował w 1999 roku.” – mówi ksiądz prałat Jakub Gil.

W bazylice Ofiarowania Najświętszej Marii Panny trwają modlitwy o zdrowie i siłę dla Pielgrzyma Tysiąclecia. Obraz kontemplacyjnego wyczekiwania psują niestety młodzi ludzie ze szkół średnich i gimnazjów, rozkrzyczani, hałaśliwi, nie zdający sobie sprawy, że są świadkami ważnego wydarzenia w historii kraju i świata.

O godzinie 11 w piątkowe przedpołudnie w Kościele Farnym w Wadowicach kapłani i wierni rozpoczynają odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego. „Miłosierdzie i współczucie, szczere współczucie to możemy ofiarować Naszemu Ojcu w Rzymie.” – mówi ksiądz Jakub Gil.

 

AMERYKAŃSKIE MEDIA ZADZIWIONE POTĘGĄ MIŁOŚCI DO PAPIEŻA

 

Fot. Itto Ogami (CC A-S 3.0, Wikipedia)

 

Spacerują po tym papieskim mieście dziennikarze ze Stanów Zjednoczonych. Emilly Harris, reporterkę Public National Radio w Chicago, zadziwia oddanie Polaków dla Ojca Świętego, ich spontaniczność i wielka miłość i oddanie. To co dzieje się w sercach i duszach Polaków, na wieść o ciężkiej chorobie Jana Pawła II, jest dla niej prawdziwym fenomenem. Jej zdziwienie staje się jeszcze większe, kiedy z depesz agencyjnych i portali internetowych dowiaduje się, że cały świat, chrześcijanie, muzułmanie i wyznawcy religii mojżeszowej modlą się w intencji naszego Rodaka.

„ To niesamowite mówi z entuzjazmem jak to możliwe, że jeden człowiek wzbudza tyle pozytywnych uczuć i wielkich emocji!”

Emilly Harris i jej ekipa techniczna zamiast przygotowywać duży reportaż na temat roszczeń majątkowych obywateli Niemiec w stosunku do śląskich kamienic, skwerów i placów, przyjechała do Wadowic, aby na gorąco przekazywać za Atlantyk to co dzieje się w sercu papieskiej Ojczyzny.

Zdecydowana większość Amerykanów ma problemy z umiejscowieniem Polski na mapie świata, i powiedzeniem czegoś sensownego na temat naszego kraju. Dla mieszkańców USA synonimem Polski jest przede wszystkich charyzmatyczna postać pielgrzymującego papieża Jana Pawła II.

 

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO WADOWIC

 

Wielu pielgrzymów przyjechało do Wadowic z innych stron kraju. Najwięcej osób jest z Krakowa, Oświęcimia, Myślenic i Zakopanego.

Ważnym miejscem dla wiernych nauki apostolskiej Jana Pawła II jest dom przy ulicy Kościelnej 7. To tutaj 18 maja 1920 roku urodził się następca świętego Piotra. Przy wejściu do budynku granitowa tablica informuje o niezwykłości tego miejsca. Od kilkunastu lat dom rodzinny Wojtyłów służy jako papieskie muzeum prowadzone przez siostry zakonne.

Siostra Magdalena, kustoszka muzeum Rodziny Wojtyłów, jest już bardzo zmęczona, ale nie może pójść spać po nieprzespanej nocy spędzonej na żarliwej modlitwie o zdrowie dla Następcy Chrystusa. Przez cały czas muzeum tętni życiem, szczególnie teraz, gdy papież zbliża się do mrocznej zasłony śmierci.

Zdaniem sióstr – opiekunek inna niż zwykle panowała atmosfera w domu papieskim. Tylko w piątek odwiedziły miejsce dzieciństwa Karola Wojtyły m.in. wycieczki z Chorwacji, Austrii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych.

„ Zwykle turyści – pielgrzymi są gwarni, czasem aż trzeba uciszać i prosić o skupienie. A dzisiaj cisza jak makiem zasiał, wszyscy poważni, bez uśmiechów” – komentowały siostry zakonne przypatrujące się tłumom pielgrzymów.

Siostra Magdalena, z zakonu nazaretanek, płacze. Przez łzy mówi:

„Możemy być wdzięczni Bogu, że dane było nam żyć w cieniu Naszego Ukochanego Papieża. Jednego jestem pewna – dodaje już żaden Polak w przyszłości nigdy nie zasiądzie na tronie Stolicy Piotrowej. Musimy jednak wiedzieć, że Ojciec Święty idzie do lepszej ojczyzny, tej niebieskiej. Wieczność czeka”.

 

JAN PAWEŁ II – WZÓR NIEDOŚCIGŁY

 

Jan Paweł II / Fot. joaoaugustof (domena publiczna), Pixabay

Na schodach bazyliki klęczą młode licealistki. Twarze skupione, oczy pełne bólu i łez. O 16.30. rozpoczyna się w bazylice papieskiej kolejna Msza święta w intencji zdrowia Jana Pawła II. Wielu uczestników ofiary eucharystycznej odmawia różaniec.

Dziennikarze wskazują na klęczącego w bocznej kaplicy młodzieńca, który od dobrych kilkunastu godzin nieprzerwanie w palcach przekłada paciorki z tajemnicami różańcowymi. Nie zgadza się na krótką rozmowę. Na pytanie – dlaczego tutaj jest? – pada zdecydowana odpowiedź:

„Papież jest moim duchowym  ojcem. Dzięki Niemu i różańcowi  stałem się lepszym człowiekiem”.

Zamyka oczy i powraca do modlitewnych rozmyślań.

W tłumie zasmuconych wiernych przed bazyliką nie brakuje osób ze słuchawkami na uszach, które z lękiem nasłuchują radiowych depesz z Watykanu. Najważniejszym przesłaniem modlitewnego czuwania wokół Ojca Świętego stają się słowa kardynała Franciszka Macharskiego

„W tych chwilach próby bądźmy myślami z Janem Pawłem II i bądźmy ze sobą”.

Te słowa znajdują swoje odzwierciedlenie w Wadowicach. Dla mieszkańców miasta Ojciec Święty jest domownikiem i członkiem wielkiej rodziny. Wszyscy wiedzą, że papież jest ciężko chory, że organizm 85 latka jest coraz słabszy a choroba nie ustępuje.

„Wielkie zafrasowanie i zmartwienie maluje się na każdej twarzy, ale – jak podkreśla prałat Jakub Gil nie ma histerii. Jest nadzieja i wieczna młodość w Chrystusie”.

 

SPRZECZNE INFORMACJE O STANIE ZDROWIA OJCA ŚWIĘTEGO

 

0koło 19.27 służby prasowe Watykanu wydały oświadczenie, że „papież jest umierający”. Na twarzach osób zgromadzonych w bazylice Ofiarowania i placu farnym maluje się niedowierzanie, rozpacz i niewypowiedziany smutek.           

„ A obiecał, że jeszcze przyjedzie do nas, do Wadowic, na kremówki”   szlocha starsza kobieta ściskająca kurczowo biało –żółtą chorągiewkę.

Starsi wadowiczanie są spokojni, ale pod fasadą opanowania widać grę wielkich emocji, gdzie miłość i zrozumienie dla tego co nieuniknione potyka się z krzykliwym buntem i złością.  Modlą się już o spokojną śmierć dla swojego Ojca, Najukochańszego Papy.

„ Na zawsze Jan Paweł II pozostanie w naszych sercach. Pamiętać go będziemy jako szczęśliwego staruszka, uśmiechającego się do nas z ojcowską miłością podczas ostatnich odwiedzin w Wadowicach. – padają głosy. Mówił o naszym mieście, szkole, ulicach, kremówkach i teatrze, który tak kochał. My zawsze będziemy kochać Jego. Jestem przekonany, że szybko powiększy grono świętych”.

 

NA SZAŃCU MODLITWY I SOLIDARNEGO CZUWANIA

 

O 20.00. trwa jeszcze w bazylice nabożeństwo różańcowe. W powietrzu wisi nieuchronność zdarzeń. Wszyscy zdają sobie sprawę, że stoją u progu sieroctwa. Uczucie to, zdaniem metropolity krakowskiego, towarzyszyć będzie całemu Kościołowi Powszechnemu.

W rękach wiernych pojawiają się płonące świece i małe znicze. Kobiety płaczą, mężczyźni zaciskając usta tępo patrzą w świątynną posadzkę. 20.28. wszyscy przekazują sobie nieoficjalną informację watykańskich służb medycznych, że czynności życiowe papieża ustały.

Rozpacz i niewypowiedziany żal opanował serca wszystkich. Kwadrans potem kolejna informacja, też nieoficjalna, ale dobra dla wszystkich rozkochanych w osobie Jana Pawła II : mózg papieża pracuje a Jego serce bije.

Mijają kolejne godziny a w Wadowicach nie pustoszeją kościoły. Tak jak przez cały dzień tak również wieczorem i w nocy odprawiane są msze święte. O 21.00. w wypełnionej po brzegi bazylice Ofiarowania Najświętszej Marii Panny wierni odmówili apel jasnogórski. Przez cały czas trwają żarliwe modlitwy o zdrowie Jana Pawła II, ojca współczesnego chrześcijaństwa.

W trakcie wieczornego kazania niezmordowany ksiądz Janusz Żmuda przypomniał zebranym w świątyni ten radosny dla nas, Polaków dzień 16 października 1978 roku, kiedy to nastał kolejny Piotr, kardynał Karol Wojtyła.

„Ty Jesteś Piotr, usłyszał arcybiskup krakowski Wojtyła, tyś jest opoką – powiedział mu Chrystus.rozpoczął kazanie ks. Żmuda. –  Człowiek jest tylko człowiekiem. Przychodzi na człowieka cierpienie, choroba. Przyjdzie pewnie też i śmierć. A my stajemy dziś przy Chrystusie, przy ołtarzu, aby powiedzieć: Ojcze Święty, jesteśmy przy Tobie. Jesteśmy razem z Tobą, tu w tym miejscu szczególnie. Tyle razy tu przyjeżdżałeś i zawsze mówiłeś: proszę was o modlitwę. Nie zapomnieliśmy. Chcemy być przy Tobie! Wadowice się modlą w Twojej intencji”.

Oczekiwanie na finał dobrego i pełnego poświęcenia życia Papieża – pielgrzyma udziela się wszystkim. Serca wiernych zebranych w wadowickiej bazylice Ofiarowania N.M.P. biją w rytm jednej modlitwy, właściwie prośby do Jezusa Miłosiernego:

„My dziś prosimy Ciebie : bądź wola Twoja. A jeśli taka będzie wola Twoja, Panie – zabierz Go. Ale jeśli zechcesz, to Go jeszcze zostaw, bo nam jest również potrzebny, jak woda, chleb, jak powietrze.”

Przez całą noc w bazylice trwało modlitewne czuwanie. Świątynia, w której Jan Paweł II przyjął chrzest, była wypełniona po brzegi. O godzinie 22.00. przez środek budowli przeszła procesja księży i ministrantów.  W dymie kadzideł, oparach stearyny ze świec wierni zaintonowali pieśń Zwycięzca śmierci, piekła i szatana.

 

SOBOTNIE MODLITEWNE CZUWANIE

Drugiego dnia solidarnego czuwania mieszkańcy Wadowic nie ustają w modlitwie w intencji Jana Pawła II. W sobotę kilka minut przed 5 rano  w bazylice  Ofiarowania N.M.P. zakończyło się całonocne czuwanie. Proboszcz parafii ksiądz prałat Jakub Gil odprawił mszę świętą połączoną z wystawieniem Najświętszego Sakramentu.

Z upływem czasu Bazylika Ofiarowania nie pustoszeje. Wręcz przeciwnie przychodzą kolejni wierni, nie tylko z Wadowic.
Przed wejściem do rodzinnego domu Jana Pawła II – tuż obok bazyliki – przez całą noc paliły się świece i znicze. Nie zabrakło wiązanek kwiatów. Przeważają tulipany i zwiastuny wiosny – żonkile.

Wielkie zainteresowanie dziennikarzy, którzy licznie zjechali do Wadowic jest ksiądz kanonik Jakub Gil. Poproszony o komentarz na temat kolejnego już biuletynu na temat stanu zdrowia Ojca Świętego odpowiada:

„Mieszkańcy Wadowic są przygotowani na śmierć Papieża. Nikt z nas tu obecnych i świadomych powagi sytuacji nie robi z tego żadnej tajemnicy, bo  sam Jan Paweł II nie robi z tego tajemnicy”.

Sobota późne popołudnie. W bazylice Ofiarowania cały czas modlą się tłumy ludzi. Praktycznie życie całych Wadowic kumuluje się w świątyni i na rynku, który nosi nazwę Plac Jana Pawła II.

 

POGODZENI Z TYM CO NIEUNIKNIONE

 

W zgodnej opinii kapłanów wadowickich, jak i burmistrza miasta Ewy Filipiak mieszkańcy miasta przyjmują wieści ze stolicy katolickiego świata – Watykanu-  w sposób „godny”. To co nieuniknione musi się stać, taka kolei rzeczy, albowiem rodząc się przybliżamy do chwili odejścia na poetycką „drugą stronę luster”.

Pomimo nadchodzących z Rzymu coraz bardziej niepokojących komunikatów o stanie zdrowia Ojca Świętego mieszkańcy miasta z całego serca modlą się. Nie brakuje łez, smutku i żalu, że ziemska wędrówka ich Ukochanego Krajana dobiega końca, ale z drugiej strony ostatnie wydarzenia wszyscy znoszą z wielką godnością i pogodą ducha.

Jan Paweł II umiera z godnością i poczuciem życiowego spełnienia, tak jako kapłan, ale i jako człowiek. Umieranie Ojca Świętego jest dla nas wszystkich wielkim przeżyciem, uczestniczeniem we współczesnej drodze krzyżowej Duchowego Przewodnika Chrześcijaństwa.

To przyczynek do tego, aby każdy z nas zrobił w skrytości serca i duszy oczyszczający rachunek sumienia. By stać się lepszym, by stać się godnym obcowania z ludźmi, którzy nas kochają i są blisko. Miłość to największe przykazanie, dlatego „…śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.


 

Ciało Jana Pawła II, wystawione w Bazylice św. Piotra; w tle widać prezydentów USA: George’a W. Busha (z żoną Laurą), George’a H.W. Busha i Billa Clintona oraz sekretarz stanu Condoleezzę Rice i Andy’ego Carda. Fot. Eric Draper.

21.37. – 02.04.2005PAPIEŻ WRACA NA ZAWSZE DO DOMU

 


 

Na wieść o chwalebnej śmierci Jana Pawła II wierni, modlący się za jego zdrowie i spokój duszy, zebrani na placu jego imienia i w bazylice Ofiarowania N.M.P. zaczęli rozpaczliwie i przejmująco płakać. Oceany łez popłynęły z oczu wadowiczan. Prałat Jakub Gil rozpoczął odmawianie modlitwy „wieczny odpoczynek”. Przez ponad godzinę wszyscy żarliwie się modlili klęcząc.

Całe miasto wyległo na plac i farze a sama świątynia pękała w szwach. Biły dzwony, zawyły syreny, auta zatrzymały się. Przy ulicy Kościelnej 7 , przed rodzinnym domem Karola Wojtyły rósł z minuty na minutę kopiec kwiatów. Przybywało świec, zniczy i wiecznych ogni pamięci.

Pielgrzymi, których serca zmroziła ta przejmująca wieść o odejściu Naszego Papy, wkładali za kraty dziedzińca domu rodzinnego papieża kartki z napisami : „Jesteś (już) w domu”.

Na tych symbolicznych, pożegnalnych listach często drżące ręce rysowały serca i anioły. Siostry nazaretanki, opiekunki muzeum rodziny Wojtyłów, około północy zaczęły układać na dziedzińcu, tuż za kratą, wielki krzyż ze zniczy, świec i kwiatów, przyniesionych przez ludzi dla których papież Jan Paweł II był nadzieją, miłością i najczystszą wiarą.

W bazylice Ofiarowania cały czas trwają modlitwy. Wiernych i pogrążonych w bólu przybywa. Prałat Gil z ambony ogłasza:

„Cały czas będziemy się za Naszego Wielkiego Rodaka modlić, podczas mszy i wieczornych czuwań. Tak jak rodzina czuwa nad zmarłym, tak my jesteśmy rodziną Ojca Świętego, wielką wadowicką rodziną. – powiedział do wiernych z trudem powstrzymując łzy.

W oknach wadowickich domów i mieszkań pojawiają się portrety Jana Pawla II, opasane czarnymi wstążkami i bibułą w tym samym kolorze. Obok fotografii Papieża Tysiąclecia płoną świece i znicze. Kapłani ogłaszają, iż w niedzielę o 21.00. wszyscy w sposób duchowy, w tym miejscu, w Bazylice, jak jeden mąż staną przy Ojcu Świętym.

Mimo, że trwa noc burmistrz Ewa Filipiak wydaje polecenie, aby flagi na urzędach zawisły w połowie masztów i szturmówek ozdobione czarnym kolorem żałoby i rozpaczy.

Cieszę się, że moja ukochana Córeczka Julka, mimo, że ma dopiero dwa latka, będzie mogła powiedzieć swoim dzieciom i wnukom, iż

żyła w czasach, gdy na stolicy Piotrowej zasiadał nasz wielki rodak Polak, JAN PAWEŁ II, którego wyśnił nasz romantyczny wieszcz.

 

Warszawa – Kraków – Wadowice 1 – 3 kwietnia 2005

 

Tomasz Wybranowski

Współpraca : S. BARTCZAK

Za pomoc w realizacji reportażu podziękowania dla Emilly Harris i ekipy PUBLIC NATIONAL RADIO Chicago i Berlin.

Oranżadowe „psychodelicje” ze szczyptą mroku. „Karma Tango” – polski album marca sieci Radia Wnet. Tomasz Wybranowski

Bukiet Oranżady tworzą: Michał Krysztofiak – gitara i śpiew, Robert Derlatka – gitara basowa i śpiew, Maciej Łabudzki – pianino elektryczne, perkusja, flety i Artur Rzempołuch – perkusja.

Otwocka Oranżada to muzyczna zjawiskowość na polskim rynku muzycznym. Ich dozgonnym fanem stałem się od pierwszego przesłuchania krążka „Once Upon A Train”, niemal filmową ścieżką dźwiękową do odwiedzanych stacji kolejowych relacji Warszawa – Otwock. Po dekadzie fonograficznej ciszy wydali jeden z najważniejszych krążków 2023 roku. Piszę to z pełną stanowczością, mimo że dopiero zaczyna się […]

Otwocka Oranżada to muzyczna zjawiskowość na polskim rynku muzycznym. Ich dozgonnym fanem stałem się od pierwszego przesłuchania krążka „Once Upon A Train”, niemal filmową ścieżką dźwiękową do odwiedzanych stacji kolejowych relacji Warszawa – Otwock.

Po dekadzie fonograficznej ciszy wydali jeden z najważniejszych krążków 2023 roku. Piszę to z pełną stanowczością, mimo że dopiero zaczyna się kwiecień.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Michałem Krysztofiakiem:

 

 

Oranżada, bywalcy Klangbad Festival i ulubieńcy Joahima Immlera, muzyka legendarnej formacji Faust, próbę ognia życia przeżyli w ciągu ostatnich siedmiu lat. Po premierze wspomnianej „Once Upon A Train” (2012) Przemysław Guryn i Maciej Łabudzki odstawili „Oranżadę”.

Przyszedł rok 2015 przyniósł wielki cios. 16 listopada 2015 umiera Przemysław Guryn, o którym muzycy mówią „przyjaciel, muzyk, ważny członek zespołu i przede wszystkim wspaniały człowiek.”

Po kilku miesiącach głębiej do cysterny dźwięków zaczęło powracać trio: Robert Derlatka, Artur Rzempołuch i Michał Krysztofiak. W takim składzie grupa kontynuowała działalność do pewnego zlecenia, które do dziś dzień jest owiane mgiełką tajemnicy. Oto pojawił się ktoś, kto zapragnął ich zobaczyć i usłyszeć tylko dla siebie. On – publiczność postawił jednak warunek: grupa musi zagrać jako kwartet.

Była wiosna 2018 rok. Trio nie szukało czwartego muzyka. Robert Derlatka poprosił o wsparcie Macieja Łabudzkiego. Ten od słowa przeszedł do czynu i na powrót rozsmakował się w oranżadowej aurze. Wtedy znaleźli muzyczny port w siedzibie Muzeum Ziemi Otwockiej. Tam odbywały się próby i rozmowy muzyków o życiu, ulotności chwil i wszechogarniającej aurze pośpiechu.

O tym, że nic nie trwa wiecznie przekonali się już w tym przeklętym roku 2020. U progu pandemii pożar strawił niemal wszystko: instrumenty muzyczne, partytury i nuty, wreszcie szkice tekstów i inne zapiski. Zostali z absolutnie niczym. I to było zapalnikiem nadejścia „nowego”.

W jednym z wywiadów Robert Derlatka powiedział nawet:

Był to dla nas taki moment oczyszczający, bo chyba za długo tam tkwiliśmy. Przenieśliśmy się do nowego miejsca, a pomogli nam w tym koledzy z zespołu Świdermajer. W nowym miejscu złapaliśmy nową energię. Mieliśmy nowy sprzęt, który musieliśmy kupić. Dostęp do tej sali prób też jest łatwiejszy niż w przypadku Muzeum Ziemi Otwockiej.

Magia nowego miejsca zadziałała. Każdy z muzyków częściej i w pogodnych nastrojach wstępował, aby pomuzykować. Fundamentem nowego albumu formacji „Karma Tango” były spotkania i wymiana muzycznych formuł Michała Krysztofiaka i Roberta Derlatki.

Okazało się, że ten pierwszy stworzył sporo nowego materiału. Michał Krzysztofiak myślał nawet o wydaniu solowego krążka, ale widząc zapał kolegi z zespołu dostrzegającego w nim „Oranżadowy” potencjał i moc, machnął ręką i stwierdził:

Przearanżujmy te utwory i nagrajmy je pod flagą Oranżady.

Dodam od siebie, że nagrania zespołu Oranżada mają w sobie wielki ładunek filmowości i baśniowej wręcz ilustracyjności. Słuchając nagrania z „Karma Tango” wnikam w konglomerat smaków, zapachów, widoków i kliszy wspomnień.

Obok Czerwi Maćka Kudłacika, Oranżada to absolutny parnas grup tworzących muzyczne motywy do filmów, które (w przypadku muzyki otwockiej grupy), powstać powinny! Zachęcam do wniknięcia w ich muzykę. Pochłonie Was bez reszty.

 

Karma Tango – jeden z albumów najważniejszych (już) A.D. 2023

Zanim objawił nam się krążek „Karma Tango” zespół obdarował wytrawnych fanów płytami: „Oranżada” album (2005), „Drzewa w sadzie zdzikły” (2009), „Samsara” (2009 – edycja winylowa) i „Once upon a train” (2012 – album wydany także na winylu).

Bukiet Oranżady tworzą: Michał Krysztofiak – gitara i śpiew, Robert Derlatka – gitara basowa i śpiew, Maciej Łabudzki – pianino elektryczne, perkusja, flety i Artur Rzempołuch – perkusja.

Kiedy postanowicie odsłuchać materiał z płyty „Karma Tango”, to ostrzegam: nie będzie już odwrotu!

PsychoProgDeliczna karuzela raz obróci Was z stronę zmierzchu dekadencji z jej poetyckością i wampirycznym księżycem, innym razem wyniesie w okolice big bitu i acid pop z przełomu lat 60. i 70. XX wieku.

Nie braknie też gitariad i riffów jędrnych i zawiesistych, partii klawiszy, których nie powstydziłby się nasz rodak krwi Rajmund Manzarek i uderzeń w naciągi bębnów, których echo wynosi hen! za horyzont i poza pola najśmielszych,  najpiękniejszych marzeń. Oranżada to nie kopalnia skarbów, a wszechświat dźwięków.

Impresje o 10 nagraniach – podróżach z tego albumu:

  1. „Ty, ja, on i my” – dzięki partii gitary basowej znajdujemy magiczne przejście od muzyki nowej fali, surowej i lekko doprawionej post – rockiem w klimat przełomu lat 60. i 70. To nagranie zrobiłoby wówczas wrażenie na słuchaczach Morrisona z kapitalnego „L.A. Woman”. Melodia, która prowadzi do małej kanciapy prób w latach 60. XX wieku. Spotykamy tam Micky’ego Dolenza, Georga Harrisona (z czasów sierżanta Pieprza) i Syda Barreta próbujących muzycznie stworzyć coś na wzór naszej Oranżady.
  2. „Get Your Head Around Be Busy” – wzorcowy muzyczny motyw przewodni do filmu (który jeszcze nie powstał) na podstawie prozy Aldousa Huxleya „Niebo i piekło”. Okazuje się, że aby zgłębić „za horyzontalność” odmiennych stanów świadomości nie trzeba psychodelików. Owo utopijne miejsce piękna, spokoju i wiedzy o nas samych otwiera się za sprawą Oranżady. Gitary po raz pierwszy dają do zrozumienia, że melodyczność można łączyć z przesterowanym buczeniem, post – riffowymi warknięciami i zgiełkiem całej faktury aranżacyjnej. Głos wnikający w dźwięki jest kolejnym instrumentem, która jednoczy się z dźwiękami fletu Heleny Perek. Emily Bones (Tekla Goldman) niemal wieńczy dzieło piękna nie-do-wypowiedzenia (choć każdy słuchacz je czuje). W finale ściana dźwięku grzebie nas prowadząc wąską szczeliną, w której pulsuje malachitowe światełko, do utworu
  3. „Lay Down” – wzorcowego rocka południowego US z naddaniem stonerowej mocy i matematycznej precyzji. Zawiesisty riff oplatają basowe i perkusyjne serpentyny. Refren to mistrzostwo świata. Michał Krysztofiak nie jest gorszy od Josha Homme’a. A gdyby tak zagrać wolniej, to wyszedłby z tego cudny teksański blues i jam sessions z Z.Z. Top. Cudowne nagranie! Chciałbym je usłyszeć na żywo.
  4. „My 1000” – przynosi ukojenie. Akustyczności i folkowe ornamentacje zamykają na chwilę psychodeliczne i rockowe granie z pasją w innej komnacie świadomości. Flet Heleny Perek wchodzi w dialog z gitarą, która niby to tylko prowadzi melodię, ale co chwila (nie wiem czy to tylko moje wrażenie) delikatnie zbacza tonalnie dając wyzłocić się z świetle księżyca sekcji rytmicznej. Sekcja funkująco (perkusja) – bluesowa (bas) eksponuje wszechobecne piano Macieja Łabudzkiego, z którym jest jak z przypowieścią o Pitagorasie, który opowiada o śpiewających gwizdach… Całość wieńczy akustyczny funk – rockowy finał, którego nie powstydziły się „Papryczki” z czasów „Mother Milk”. Ale to moje subiektywne i klimatyczne odczucia. Krótki tekst „My 1000” staje się heroldem prawdziwych marzeń współczesnych ludzi pogubionych w zachwycie użycia cyberświata, technologii, wszech(nie)wiedzy o wszystkim.

A życie umyka, a życie nie oddaje kredytów z minut i dni, a życie nigdy nie wybaczy grzechów zaniedbania. By świat był lepszy wystarczy tak naprawdę 1000 sprawiedliwych na całym świecie. Amen!  – tak to zinterpretuję.

  1. „Shady House” – post – rockowa konwencja z obowiązkową riifapadą (neologizm mój: riff plus galopada – przyp. T.W) z dotknięciem progresywnego rocka (od 1 minuty i 24 sekundy). Kolorowankę melodii Oranżady wypełniam teraz takimi barwami. No i jeszcze gotycki ornament gitary, który przenosi mnie do połowy lat. 80 XX wieku i pewnej płyty ©kultowej (nie od Kazika) „Love”. Finał szalony z kaskadą świateł rozpraszanych bolidem napędzanym endorfinami!
  2. „Totalizator” – singlowa petarda zwiastująca wydanie płytę, o której powiedziałem już (chyba) wszystko na antenie Radia Wnet, mówiąc o albumie „Karma Tango”

Album marca sieci Radia Wnet i żelazny kandydat do złotej XX. Najważniejszych albumów roku!

  1. „4 Horsemen” – mój absolutny faworyt. Od teraz odtwarzam go sobie w towarzystwie imiennika z roku 1972 z krążka Aphrodite’s Child. Najpierw delikatną sieć tka gitara i flet. Partie basu przenoszą nas znowu pod niebo kalifornijskiej psychodelii przed świtem. Błogo, pięknie i świeżo.

Ale od 2 minuty 18 sekundy zaczyna się muzyczna wspinaczka ze zmianami tempa, która kończy się znalezieniem iście łąki Leśmiana w stylu prog/art./space – rocka z odrobiną oczyszczającej dekadencji. Po szczypice zgiełku i zmierzchu przychodzi ukojenie i spełnienie tożsame z pogodzeniem się ze sobą i I to jest dla mnie przeslaniem tego nagrania, które dla mnie jest fundamentem tego albumu.

I ten głos Emily Bones. Ech Emily…

Solo gitary Michała Krysztofiaka absolutnie mistrzowskie! Odnajduję tam wszystko co najlepsze z gitarowych popisów twórców światowej klasyki. Charakterystyczny, od razu rozpoznawalny bas Roberta Derlatki, spowity w wiatrach elektroniki, wiedzie nas ku wschodniej baśniowości. Bowiem z tego nagrania wyłania się dwie niezwykłe kompozycje

 

 

  1. „Here and Now”
  2. „Tyle dróg” – w nich baśniowość ambientu i psychodeliczny woal wtulają w progresywne senne pasaże. Znakomity bas i rytmy perkusji na których Helena Perek rozciąga niczym delikatną pajęczą sieć nocnego pająka, na którą nocne wokalizy rosy zawiesi Emily.

Oto przed nami w pełnej krasie ukazuje się przepiękna mantra teraźniejszości, którą przesypiamy i unieważniamy śniąc o przyszłości, albo tracimy marnując czas ma mitologizowanie przeszłości. A kiedy teraźniejszość przecieka nam przez palce, to zniewalana nas właśnie „Karma Tango”. Piosenka jest nie tylko wyjątkowej urody perłą z tej płyty, ale i jednym z najjaśniejszych, przepięknych momentów całej twórczości Oranżady:

Tyle dróg, tyle miejsc, każdy chce je odnaleźć. Nie płacz.

Kiedy zgubisz się, to rozstaju dróg, na Ciebie będę czekał.

Tyle rzek, tyle przejść, każdy z nas je znajdzie

  1. „Dzień 2020” – I finał tej znakomitego albumu, który przynosi oczyszczenie. Kamienie osuwają się na korytarze wspomnień, a kotary szczelnie i światłoczule wyciszają wszelkie myśli o jutrze.

Jutro budujemy dzisiaj, dlatego przestańmy o nim myśleć. Czas tworzyć, być, kochać i żyć dziś! Teraz! Polecam bardziej niż bardzo. Takie albumy powstają (niestey!) coraz rzadziej.

 

 

Oranżada i koncert, który trzeba zobaczyć!!!

Od kilku tygodni zapowiadam na antenie sieci Radia Wnet to koncertowe wydarzenie! W sobotę 22 kwietnia 2023 roku Oranżada zagra na scenie Teatru Miejskiego im. Stefana Jaracza w Otwocku. Bilety można zakupić tutaj: https://biletyna.pl/koncert/Koncerty-ORANZADA

 

Tomasz Wybranowski

 

Czy Republikę Irlandii czeka masowy exodus ludności? – Studio Dublin – 31.03.2023 r.

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, czyli informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też ciekawostek z Irlandii i przeglądu prasy. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Goście Studia Dublin:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway.

Realizacja programu, scenariusz i prowadzenie : Tomasz Wybranowski

  • Turcja jako ostatnie państwo członkowskie NATO wyraziła zgodę na przystąpienie Finlandii do Sojuszu.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg z zadowoleniem przyjął wynik głosowania w Wielkim Zgromadzeniu Narodowym Turcji – pisze „Irish Times”

Ankara nadal blokuje jednak akcesję Szwecji z powodu polityki tamtejszego rządu wobec Kurdów.

  • Czy w Republice Irlandii rozpocznie się debata ws. transpłciowości? Wzywa do tego partia Finne Gael, jednak premier Leo Varadkar ostrzega przed katastrofalnymi skutkami ewentualnej wojny kulturowej.
Leo Varadkar, premier rządu Republiki Irlandii. Fot. European Peoples Party (CC BY 2.0)
  • W dniach 11-12 kwietnia Republikę Irlandii i Irlandię Północną odwiedzi prezydent USA Joe Biden. Wizyta niemal zbiegnie się z rocznicą podpisania porozumienia wielkopiątkowego ( 10 kwietnia 1998 r. )

Oprócz oficjalnych rozmów z prezydentem Michaelem Higginsem i premierem Leo Varadkarem planowane są również otwarte spotkania z Irlandczykami – zapowiada szef portalu Polska.IE-com Bogdan Feręc.

Prezydent USA Joe Biden | fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Parlament Republiki Irlandii wyraził zgodę na zniesienie zakazu eksmisji. W połączeniu z masowym napływem uchodźców Zieloną Wyspę czekają bardzo poważne problemy:

Albo gwałtownie przybędzie osób bezdomnych i tysiące ludzi trafi na bruk, albo zaczniemy stąd wyjeżdżać i zacznie brakować rąk do pracy – przestrzega Bogdan Feręc.

Ostatnim tematem, jaki poruszyliśmy z Bogdanem Feręcem, była możliwość likwidacji statusu neutralnego Republiki Irlandii. Rząd odwołał posiedzenie Zgromadzenia Narodowego w tej sprawie.

Ponad 80% Irlandczyków nie chce, by Republika przestała być neutralna. Bieżące wydarzenia pokazują że rząd i tak robi co chce.

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com i szef Studia Riverside Radia Wnet

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

https://www.instagram.com/studio37dublin/

Trzęsienie ziemi w irlandzkim parlamencie. Kryzys mieszkaniowy nasila się. News Studio37 – Studio Dublin – 24.03.2023 r.