Zbigniew Stefanik: w drugiej turze wyborów we Francji, w wielu okręgach może utworzyć się front przeciwko Melenchon’owi

Źródło: Pat_Scrap / Pixabay

Korespondent polskich mediów we Francji komentuje pierwszą turę wyborów parlamentarnych nad Sekwaną.

Zbigniew Stefanik komentuje sytuację na francuskiej scenie politycznej. Po pierwszej turze wyborów do parlamentu najwięcej głosów zdobyła koalicja rządząca, z której wywodzi się Emmanuel Macron. Dobry wynik uzyskała także francuska lewica.

Partia Jean-Luc Mélenchon’a będzie pierwszą siłą opozycyjną w parlamencie. Wszystko wskazuje też na to, że ugrupowaniu Marine Le Pen uda się utworzyć klub  parlamentarny.

Wybory nie cieszyły się jednak dużym zainteresowaniem Francuzów. Udział w głosowaniu wzięło ok. 48% uprawnionych do tego osób, co stanowi wynik o kilka punktów procentowych gorszy w porównaniu z poprzednimi wyborami.

Frekwencja spada z wyborów na wybory. Francuzi mają coraz większe poczucie, że parlament nie do końca reprezentuje obywateli. Nad Sekwaną będzie musiała dokonać się ewolucja parlamentaryzmu.

Jak zmieni się koalicja rządząca po wyborach? Czy Eric Zemmour ma szansę jeszcze zaistnieć w polityce? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z naszym gościem!

K.B.

Studio Dublin – 10 czerwca 2022 – Paweł Soloch, Bogdan Feręc i Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość specjalny:

  • Paweł Soloch – szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmowa z Bukaresztu (Projekt „Bukaresztańska Dziewiątka” Radia Wnet)

W gronie gości także:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway,
  • Jakub Grabiasz –  sportowy korespondent Studia Dublin.

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin), Miłosz Duda (Warszawa)

Podczas Studia Dublin przenieśliśmy się do Bukaresztu, gdzie Krzysztof Skowroński przeprowadził rozmowę z Pawłem Solochem . Stolica Rumunii jest jednym z miast odwiedzanych przez Radio Wnet w ramach projektu „Bukaresztańska Dziewiątka”.

Paweł Soloch, fot.: Piotr Mateusz Bobołowicz, Radio WNET

Paweł Soloch szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego –  mówi o oczekiwaniach, jakie wobec NATO mają kraje Bukaresztańskiej Dziewiątki. Kraje B9 szykują się do swojego szczytu, na którym przedstawią owe propozycje.

Paweł Soloch mówi także o stanowisku Budapesztu.

Węgierska postawa jest odmienna, jednak nie na tyle, żeby Budapeszt nie zgodził się na deklarację państw B9, która będzie ogłoszona już dzisiaj. W sprawach takich jak potępienie agresji rosyjskiej na Ukrainę, czy oczekiwania wobec NATO, by organizacja ta miała większe zdolności do odstraszania Rosji, jest zgoda Budapesztu.

Krzysztof Skowroński zapytał swojego rozmówcę o cele, jakie Bukaresztańska Dziewiątka stawia sobie przed zbliżającym się szczytem NATO.

Chcemy, by po szczycie w Madrycie doktryna NATO nie dopuszczała jakiejkolwiek tymczasowej okupacji rosyjskiej na terenie kraju członkowskiego.

Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego komentuje tegoroczne działania rządu i docenia pomoc, jaką uchodźcom z Ukrainy oferują obywatele naszego kraju.

Przyjęliśmy Ukraińców. Rząd pomaga Ukrainie. Wzmocniono obecności wojsk sojuszniczych w Polsce. Jesteśmy państwem zdecydowanym, sprawnym. Przyjęcie Ukraińców przez Polskę budzi podziw. U nas nie ma obozów dla uchodźców. To wszystko sprawia, że bardzo wzmocniliśmy naszą pozycję na arenie międzynarodowej.

Wysłuchaj całe rozmowy z Pawłem Solochem już teraz!

 

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego i najbardziej poczytnego portalu irlandzkiej Polonii  – Polska – IE.com.

Parlament Europejski chce zniesienia prawa weta. Doprowadziłoby to do zmarginalizowania stanowiska poszczególnych państw sojuszu, które sprzeciwiają się głównemu nurtowi unijnej polityki. Te dążenia Brukseli komentuje Bogdan Feręc.

Unia Europejska w obecnym kształcie przestała mi się podobać. Odeszliśmy od tych ideałów, które przyświecały jej ojcom-założycielom. Takie postępowanie może doprowadzić do podziałów w UE, a w końcu – do jej rozpadu.

Redaktor Feręc przyszłość Unii Europejskiej o takim kształcie widzi w ciemnych barwach.

Jeżeli nadal będzie szła w tę stronę, to z całą pewnością nie przetrwa. Jej koniec nastałby może w przeciągu dziesięciu lat.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego zauważa, że temat omawianych dążeń polityków UE w wielu mediach nie jest obecny. Bogdan Feręc tłumaczy to zjawisko.

Media nie są zainteresowane nagłośnieniem tej sprawy, bo działają rękę w rękę z Brukselą.

Mamy Europę, która narzuciła pewien sposób narracji. Większość mediów hołduje jej w tym.

Dzisiaj jestem fanem tego, by UE pozostała taką jaką jest oraz tego, by powróciła do idei przyświecającej jej przy powstawaniu sojuszu.

 

W sportowej części Studia Dublin, Jakub Grabiasz mówi o zmaganiach reprezentacji Irlandii w Lidze Narodów. Komentuje spotkania z Armenią i Ukrainą – przegrane przez drużynę ze Szmaragdowej Wyspy.

Mecz z Armenią od początku się nie układał. Mieliśmy nadzieję, że spotkanie z Ukrainą będzie wyglądał lepiej, ale niestety im Irlandczycy także ulegli.

Mimo tego, że zespół ukraiński nie występował w najlepszym składzie, to był w stanie pokonać Irlandię.

Teraz przed reprezentacją Irlandii starcie ze Szkocją. Jakub Grabiasz raczej nie spodziewa się tryumfu piłkarzy spod znaku koniczyny.

Na papierze Szkocja wygląda wyraźnie lepiej.

Piłkarze Irlandii starają się, jednak mają braki techniczne, braki w wyszkoleniu.

Sportowy korespondent Studia Dublin podejmuje także temat rozgrywek rugby. Tłumaczy, czym są rozgrywki United Rugby Championship. W ich półfinałach drużyny z Irlandii powalczą z ekipami z RPA.

Jakub Grabiasz opowiada także o powstaniu nowego podmiotu, który ma stanowić konkurencję dla Międzynarodowej Federacji Golfa.

Zawrzało w świecie światowego golfa. Saudowie ściągają kilka ważnych sportowych nazwisk. Już wiemy, że jednym z tych golfistów jest Dustin Johnson.

Wysłuchaj całej rozmowy z Jakubem Grabiaszem już teraz!

K.K.

Bogdan Feręc: źle się stało dla Republiki Irlandii, że Boris Johnson dalej będzie premierem Wielkiej Brytanii

Boris Johnson / Fot. Annika Haas (CC 2.0)

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com o głosowaniu nad wotum nieufności dla Borisa Johnsona, negocjacjach Londynu z Brukselą ws. protokołu irlandzkiego i ambicjach Jeremy’ego Hunta.

Bogdan Feręc komentuje głosowanie nad wotum nieufności dla premiera Borisa Johnsona. Choć szef rządu JKM utrzymał się na stanowisku, to nie ma powodów do zadowolenia. Uwidoczniło się, ilu ma przeciwników we własnej partii. Pretendentem do nowego lidera rządu i  Partii Konserwatywno-Unionistycznej jest Jeremy Hunt.

Jeremy Hunt będzie chyba o to zabiegał, żeby te ponowne wybory, czy ponowne wotum nieufności które prawdopodobnie zostanie wkrótce postawione mogło być zrealizowane na jego korzyść.

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com stwierdza, że od początku był przeciwnikiem Borisa Johnsona.

Ma dosyć dziwne poglądy na sprawy europejskie, a w dodatku jest twardym brexitowcem.

Czytaj także:

Studio Dublin – 3 czerwca 2022 – Bogdan Feręc i Jakub Grabiasz

Jak mówi, premier UK chciał w negocjacjach z Unią Europejską „zjeść ciastko i mieć ciastko”.

Źle się stało dla Republiki Irlandii, że Boris Johnson dalej będzie premierem Wielkiej Brytanii.

Problemem jest irlandzki protokół. Jest on częścią umowy brexitowej. W jej wyniku powstała granica celna na morzu między Irlandią a Wielką Brytanią.

Można rozpocząć rozmowy z Unią Europejską, ale nie w taki sposób w jaki robi to Boris Johnson- stawiając sprawę na ostrzu noża.

Zerwanie negocjacji grozi powstaniem twardej granicy między Wyspami Brytyjskimi. Rozmówca Tomasza Wybranowskiego sądzi, że lepiej z negocjacjami mógłby poradzić sobie bardziej koncyliacyjnie nastawiony Jeremy Hunt.

A.P.

 

Studio Dublin – 3 czerwca 2022 – Bogdan Feręc i Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway,
  • Jakub Grabiasz –  sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Realizacja:  Tomasz Wybranowski (Dublin) – Joanna Rejner (Warszawa)

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego i najbardziej pocytnego portalu irlandzkiej Polonii  – Polska – IE.com.

Tutaj do wysłuchania cały program:

 

Bogdan Feręc komentuje znaczenie czwartkowych słów unijnej komisarz ds. energii Kadri Simson, zdaniem której, Irlandia, jako kraj nieuzależniony od rosyjskiego gazu, powinna kierować się całkiem innym priorytetami niż kontynent europejski.

Słowa te wpisują się w kontrowersyjną politykę energetyczną ministra Eamona Ryana.

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com zauważa, że Irlandczycy zużywają niewiele gazu, jednak jest zdania, że jeżeli terminali przyjmujących ciekły gaz nie będzie więcej, to zimą na Szmaragdowej Wyspie może wystąpić problem z ogrzewaniem domów.

Bogdan Feręc i Tomasz Wybranowski przypomnieli, że rok temu minister Ryan zakazał budowy kolejnego takiego terminalu. Rozmówca Tomasza Wybranowskiego zwraca uwagę na znaczenie słów unijnej komisarz – stanowią one poparcie dla dążeń ministra.

Rząd zadecydował, że chciałby jednak rozbudowywać porty gazowe. Jednak jeśli pani Simson tak powiedziała, to Ryan może rozwinąć swoje skrzydła.

Bogdan Feręc odnosi się także m.in. do pomysłu stworzenia unijnej armii. Ten temat pojawił się w irlandzkiej polityce. Lider Aontú Peadar Tóibín potępił komentarze Táiniste Leo Varadkara sugerujące większe zaangażowanie Irlandii w tworzenie sił obronnych UE.

Przemawiając w parlamencie lider Aontú stwierdził:

Irlandia jest krajem borykającym się z wieloma kryzysami pod kierownictwem tego rządu. Koszty życia rosną w zawrotnym tempie. Rosną koszty artykułów spożywczych, nawozów, elektryczności. Obserwujemy rekordowy poziom bezdomności. /…/ Tymczasem Tánaiste bawi się w żołnierza. Irlandzka neutralność wojskowa jest czymś, z czego Irlandczycy są dumni i co należy chronić.

Poparcie irlandzkiej opinii publicznej dla neutralności jest czymś, co konsekwentnie znajduje odzwierciedlenie w opiniach i sondażach. Osoby proponujące armię UE powinny być pierwszymi w kolejce, aby do niej dołączyć. Zdecydowana wiekszość mieszkańcó Republiki Irlandii chce wojskowej neutralności kraju.

Zaprosiliśmy także na drugą odsłonę festiwalu „Oczytani”, który w dniach 3 – 4 czerwca odbywa się w Dublinie.

 

 

W sportowej części Studia Dublin, Jakub Grabiasz mówi o zmaganiach reprezentacji Irlandii w Lidze Narodów, finale Heineken Champions Cup i sobotnim starciu Igi Świątek z Coco Gauff.

 

Piłkarze Republiki Irlandii nie rozpoczęli jeszcze gry w Lidze Narodów. W sobotę (4 czerwca), w pierwszym meczu zmierzą się z Armenią.

Zapowiadane jest 30 stopni i ma być bardzo duszno.

Redaktor Jakub Grabiasz przyznaje, że nie jest w stanie wymienić głównych nazwisk reprezentacji Irlandii, gdyż jest to wciąż budowany, młody zespół. Korespondent docenia jednak odwagę tej nowej ekipy.

Kolejny mecz Irlandia rozegra z Ukrainą – 8 czerwca. Rewanżowe spotkanie odbędzie się w Łodzi. Zapraszamy polskich kibiców, by przyszli wesprzeć piłkarzy z Ukrainy.

W finale rozgrywek rugby – Heineken Champions Cup – zespół z Dublina przegrał z francuskim La Rochelle.

Mecz układał się po myśli dublińczyków. Jednak rywale przygotowali atak na ostanie minuty i pod sam koniec udało im się pokonać drużynę z Irlandii.

K.K.

Tutaj do wysłuchania cały program:

 

Produkcja i realizacja: Radio Wnet Studio 37 Dublin – czerwiec 2022

 

 

Tribute Festival i jego partnerzy. Muzyczne drogi w czerwcu prowadzą z Radiem Wnet do Świnoujścia. Muzyczna Tygodniówka

Świnoujście to jedno z najpiękniejszych nadmorskich miejsc nie tylko na terenie Polski, ale i Europy. Do miasta, gdzie Świna uchodzi do morza zjeżdżają turyści z całego świata, których fascynuje moc atrakcji, zabytki oraz równie niezwykle ciekawostki. W tym roku Świnoujście kusi kolejną atrkacją, tym razem muzyczną. Mowa oczywiście o Tribute Festival, który 17 i 18 czerwca odbędzie się pod głównym patronatem medialnym sieci Radia Wnet.

Świnoujście kulturą stoi od dziesiątek lat. O tym opowiadłem w poprzedniej Muzycznej Polskiej Tygodniówce w związku nowym muzycznym świętem nad Świną, który ściągnie żądnych rockowych wrażeń turystów! Mowa o Tribute Festival.  Jak mawiają turyści, którzy co roku odwiedzają Śwonujście W tym mieście mamy wszystko to, czego poszukuje się w czasie kanikuły i miłego zapomnienia od codziennych obowiązków. Urlop nad Bałtykiem w Świnoujściu przynosi prawdziwy relaks związany z aktywnością na świeżym powietrzu z mozaiką […]

Świnoujście kulturą stoi od dziesiątek lat. O tym opowiadłem w poprzedniej Muzycznej Polskiej Tygodniówce w związku nowym muzycznym świętem nad Świną, który ściągnie żądnych rockowych wrażeń turystów! Mowa o Tribute Festival. 

Jak mawiają turyści, którzy co roku odwiedzają Śwonujście

W tym mieście mamy wszystko to, czego poszukuje się w czasie kanikuły i miłego zapomnienia od codziennych obowiązków.

Urlop nad Bałtykiem w Świnoujściu przynosi prawdziwy relaks związany z aktywnością na świeżym powietrzu z mozaiką nadmorskich rozrywek. Przykłady? Choćby pierwszy z brzegu

wyjątkowe położenie i szerokość świnoujskiej plaży, która liczy sobie 200 metrów!

Tutaj do wysłuchania cały program z udziałem Michała Japtoka, Artura Zbyszewskiego i Łukasza Winiarskiego:

Z tej oto przyczyny, ta część Morza Bałtyckiego uważana jest po prostu za najpiękniejszy fragment wybrzeża.  Bliskość Zalewu SzczecińskiegoWolińskiego Parku Narodowego są gwarantem pięknych widoków i znalezienia miejsc do aktywnego spędzanie czasu.

I o tym m.in. rozmawiałem z Michałem Japtokiem, jednym z właścicieli firmy Baltic Home , która oferuje luksusowe apartamenty w dwóch nadmorskich miejscowościach, w Świnoujściu oraz w Międzyzdrojach. Baltic Home Apartamenty jest jednym z festiwalowych partnerów Tribute Festival.

Hotel Baltic Home mieści się na terenie kompleksu Trzy Korony. 

Michałem Japtokiem rozmawiałem o rozlicznych atrakcjach Świnoujścia i okolic. Zastanawialiśmy się, która z trzech największych wysp – Uznam, Wolin, Karsibór – jest najpiękniejsza.

Trzeba też odnotować fakt, że Świnoujście należy do miast uzdrowiskowych, choć początkowo, bowiem w 1824, było ono jednak kurortem. Status uzdrowiska uzyskało w 1859 roku, kiedy odkryto tutaj solankę i borowinę.

Świnoujście znane jest również z tego, że posiada niezwykły Park Zdrojowy, który ma powierzchnię 40 ha. Park powstał w latach 1826- 1827 i możemy tam spotkać niezwykle rzadkie okazy drzew śródziemnomorskich. Inną ciekawostką jest znajdujący się na wyspie Wolin Skansen Wikingów i Słowian. To miejsce, gdzie co roku organizowany jest festiwal Słowian i wikingów, na który przybywają ludzie z całego kraju.

Na fotografii jedna z najbardziej znanych restauracji w Świnoujściu. Restauracja i pub Neptun od wielu lat zaskakuje swoim wystrojem i bogatą historią, która sięga XIX wieku. Ale przede wszystkim zachwyca gamą niezwykłych smaków z przebogatej karty dań, które oferuje. Neptun, król mórz i oceanów zawitał również do tego miejsca, gdzie króluje bogactwo smaków i aromatów. Artur Zbyszewski i restauracje jego i wspólników to także partnerzy Tribute Festival.

Świnoujście to również tajemnica pewnej latarni morskiej, która jest najwyższą na polskim wybrzeżu! Jej wysokość to 68 metrów. Aby dostać się na jej szczyt trzeba pokonać 300 schodów.

Latarnia w Świnoujściu jest pierwszą na morskim szlaku latarni polskiego wybrzeża, który kończy się w Krynicy Morskiej.

Ale najbardziej znanym obiektem miasta są „Stawa Młyny”. To Jeden z najwazniejszych elementów dawnej nawigacji.

Dzięki tego typu urządzeniom ułatwiano pływanie statków po wyznaczonych drogach wodnych. Stawa Młyny ma kształt wiatraka i znajduje się na końcu Falochronu Zachodniego u ujściu Świny do morza.

Restauracja i pub Neptun nocą.

Arturem Zbyszewskim, jednym z szefów i współwłaścicieli restauracji i pubu Neptun, Bistro CAMP i Cafe Bistro, rozmawiałem o najważniejszych kulinarnych przybytkach grodu nad Świną, oraz o upodobaniach turystów, którzy pojawiają się w mieście.

Zdecydowana większość turystów lubi poznawać polskie lokalne i regionalne potrawy. Ledwie niespełna 5 % turystów nie zwraca na to uwagi.  Rośnie rola patriotyzmu konsumenckiego.

Artur Zbyszewski jest zdania, że każda nacja ma swoje specyficzne upodobania. Aby im sprostać każda restauracja musi być uniwersalna i oferować niemal wszystko.

Wciąż nie mamy jeszcze typowego, kojarzonego ze Śwonoujściem dania, ale może nadchodzi czas, aby nad tym zastanowić się i zaskoczyć rzesze turystów. – powiedział Artur Zbyszewski. 

Turyści pytają o dania z ryb, ale i o… pizzę i makarony. Pan Artur podkreśla, że kuchnia polska kuchnia zachwyca prostotą, różnorodnością i bogatym smakiem.

Każdy region ma swoje nie tylko pyszne i charakterystyczne, ale też ciekawe i nietypowe dania. To nasze kulturowe skarby, który warto odkrywać. W naszych restauracjach znajdą Państwo ich co niemiara. – podkreśla. 

 

W tym roku do Świnoujścia zjadą jedne z najlepszych w Europie „Cover” i „Tribute” bandy. Zespoły wystąpią w Świnoujskim Amfiteatrze im. Marka Grechuty 17 i 18 czerwca 2022 roku. Patronem medialnym wydarzenia Radio Wnet.

Partnerami i sponsorami „Tribute Festival” są nasi rozmówcy – Michał Japtok i forma Baltic Home Apartamenty, oraz Artur Zbyszewski i restauracje Neptun, Bistro CAMP i Cafe Bistro.

 

Program „TRIBUTE FESTIVAL” zapowiada się bardziej niż ciekawie.

Oto szczegółowy harmonogram dwóch festiwalowych dni

17 czerwca 2022 (piątek) – „HARD & HEAVY DAY”

  •  18:00 – 19:15   MADE IN WARSAW (Deep Purple)
  •  19:30 – 21:00  ALCOHOLICA (Metallica)
  •  21:30 – 23:00  ORGASMATRON (Motörhead)
  •  23:30 – 01:00  4 SZMERY (AC/DC)

18 czerwca 2022 (sobota) – „SOFT DAY”

  • 18:00 – 19:15   BLUES STATION (Dżem)
  • 19:30 – 21:00   LYNYRD SKYNYRD TRIBUTE
  • 21:30 – 23:00   ZZ TOP REVIVAL
  • 23:30 – 01:00   QUEEN MAY ROCK

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Muzyczna Polska Tygodniówka” z udziałem Łukasza Winiarskiego, Bartka Wutke i wiceprezydenta miasta Świnoujścia Pawła Sujki:

 

 

On był zawsze po prostu… Dwa lata temu odszedł Jerzy Pilch…

Dużo czytam. To zapewnia mi wewnętrzny spokój i swoiste poczucie spełnienia. Jak pisał Ryszard Kapuściński, „aby napisać jedna stronę, trzeba przeczytać sto innych stron.” Dziś odszedł…

JERZY PILCH…

W gronie współczesnych polskich pisarzy zawsze wyróżniałem dwóch. Andrzej Stasiuka za debiutanckie „Mury Hebronu” i pachnące prozą Marquzea „Opowieści galicyjskie”. U Stasiuka cenię nazywanie rzeczy po imieniu, odszyfrowywanie świata, ciekawość drugiego człowieka i pasję zaklinania na stronicach blednących zakątków Europy (jeden z jego esejów w zbiorze „Znikająca Europa”). Ów drugi to Jerzy Pilch, który dzisiaj odszedł… Jego cenię za tak zwany całokształt i twórcy, i Jego dzieł.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania program o tożsamości jednostki i narodu z dala od kraju urodzenia. Muzyka i metafory irlandzkiej grupy Fontaines D.C. mają dla mnie osobiście wiele z klimatu lektur Jerzego Pilcha:

 

Pierwszy raz o Jerzym Pilchu usłyszałem przy okazji uroczystej premiery filmu Jerzego Stuhra „Spis cudzołożnic”. Jego scenariusz powstał w oparciu o powieść Pilcha pod tym samym tytułem, a dokładnie „Spis cudzołożnic. Proza podróżna”. Było to wielkie wydarzenie.

Wówczas Jerzy Pilch stał się znany, głośny i cytowany. Boję się to napisać, ale muszę. Bowiem dzięki temu obrazowi on stał się … modny. Opowieść o „dwójce protestantów spacerujących w sercu katolickiego miasta – Krakowa” zmuszała do refleksji.

O życiu, o miłości i o tym, co pozostanie po nas. Banał, cholerny banał! – powie ktoś z Czytelników. Tak, banał stary jak świat, ale nie w przypadku Jerzego Pilcha i Jego prozy.

Jak nikt inny ze znanych mi polskich współczesnych pisarzy Pilch tnie duszę na kawałki. Odrzuca patos, heroizm, dumę, naszą czasami przeterminowaną i zbutwiałą polskość (tylko na sprzedaż), zaś skupia się na tych małych okruszkach szarej, choć niełatwej codzienności. Dusza boli. Dusza nie daje o sobie zapomnieć. W swojej prozie Pilch starał się diagnozować ów ból egzystencjalny i, na swój sposób,  rozłozyć go ma czynniki pierwsze.

Tak jest w przypadku bohatera „Spisu cudzołożnic”, profesora akademickiego, który w ciagu jednej nocy odbywa ze swoim szwedzkim przyjacielem podróż sentymentalną do czasów młodości szlakiem adresów swoich sympatii i miłości ze starego notesu z czasu studiów. Tęskni do tego co minione, przeszłe i na poły zapomniane. Z tęsknotą przychodzi refleksja, że to co mogło się wydarzyć na pewno nie wydarzy się „tu i teraz”.

Nie inaczej jest z bohaterem – narratorem powieści „Pod Mocnym Aniołem”. Jerzy Pilch opisał po prostu siebie podczas zmagań z nałogiem alkoholowym. To – moim zdaniem – najbardziej spektakularna spowiedź człowieka, która szuka… sam siebie.

Bohaterowie powieści pisarza z Wisły, wyrosłego w tradycji luterańskiej, nie szukają usprawiedliwienia, nie dobierają argumentów, aby udowodnić tezę, iż „to co się dzieje ze mną, to nie moja wina. To czas, moment, środowisko, etc.”

Wyjazd z kraju jest przecież jednym z podstawowych scenariuszy w naszej rzeczywistości. Oczywiście, że należy to spisać, kwestia tylko w tym, kiedy to się stanie? Czy ktoś weźmie się za to teraz, czy napisze to właśnie ten 35-letni emigrant, czy jego syn, czy jego prawnuk – tego nikt nie wie. Niemniej jednak uważam, że nadszedł już czas na taką książkę. Moim zdaniem to spojrzenie jest niezwykle cenne, szczególnie jeśli w chwili obecnej na Wyspach znajduje się ok. 1,5 miliona osób. – Jerzy Pilch

Powód cierpienia, które tożsamy jest często z trwaniem, prawie zawsze tkwi w bohaterze. To jego decyzje i wybory doprowadzają go do tego konkretnego miejsca na mapie życia. I – co nie jest nagminne nie tylko w literaturze, ale i życiu – przyznają sie do tego. Czasami ta magiczna i ciężka do wymówienia „mea culpa” jest zawaluowana ironią, ale nigdy cynizmem. Tu raz jeszcze cytat Ryszarda Kapuścińskiego, który napisał kiedyś, że „cynik nie może być dobrym dziennikarzem.”.

A proza Pilcha, dla mnie osobiście, ma wymiar dziennikarstwa pamietnikarskiego. Ze szczegółami potrafi oddać stan duszy swoich bohaterów, ale też czasoprzestrzeń w której dzieje się i plącze on sam i jego życie – „Pod Mocnym Aniołem” i „Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym”.

Pamiętam dobrze ten dreszcz emocji jaki towarzyszył mi podczas czytania „Pod Mocnym Aniołem”. W moim niewielkim pokoju na nowohuckim osiedlu przeżywałem z bohaterem Jerzym ból duszy, nieznośną ciężkość bytu i próby na nowo zdefiniowania siebie. Nawet alkohol miał inny smak podczas pokonywania kolejnych stron.

To dobra książka, ponieważ sprawiala mi trudność w czytaniu, w objęciu jej i pełnym ogarnięciu. Ale, właśnie dlatego to bardzo dobra książka. Zostawiła ślad na długo… Może i na zawsze. A potem te ciarki na ciele, kiedy z powieścia w dłoni odnajdywałem w chmurno – jesiennym przestworze Krakowa i okolic, te miejsca, które Jerzy Pilch opisał. A pisał ironicznie, z patyną filozofii i humorem. Jego użytkowy język polski jest przeczysty, a przez to taki piękny. Mój kolega, fololog polski, powiedział kiedyś , że z prozą Pilcha jest jak z poezją Zbigniewa Herberta

Od pierwszej frazy, pierwszego wersu po prostu wiesz kto to napisał.

Ostatni raz spotkaliśmy się przypadkiem pod koniec października 2013 roku w Warszawie. Wręczyłem Jerzemu zbiorek „Nocnego Czuwania” i powoli szliśmy w kierunku Dworca Centralnego. Nie pamiętam już nawet o czym rozmawialiśmy. To nie jest ważne, szczególnie dzisiaj, w dniu Jego odejścia. 

Żegnając Jerzego Pilcha i wspominając go, gorąco polecam wywiad moich kolegów Marcina Korczyca i Macieja Aronowicza. Rozmowa z Jerzym Pilchem ukazała się w miesięczniku „Wyspa” (10/2007). 

 

Jerzy Pilch (1952 – 2020). W 1988 roku zadebiutował tomem opowiadań „Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej”, nagrodzonym Nagrodą Fundacji im. Kościelskich (1989).

Ta popularność często bywa źródłem zawiści w środowisku literackim, ponieważ nie od dziś wiadomo, że w Polsce nie wybacza się sukcesu. Dodatkowo pisarz, który staje się popularny, często bywa automatycznie mieszany z błotem, ponieważ powszechnie się uważa, że literatura wysoka nie może być popularna. – Jerzy Pilch.

 

                                                      MYŚLĘ OBRZEM – JERZY PILCH 

Autorzy: Marcin Korczyc i Maciej Aronowicz

 

Codzienność często bywa przytłaczająca. Praca, obowiązki, zakupy i nieustanny pośpiech zazwyczaj nie pozwalają głębiej zastanawiać się nad tym co dla nas naprawdę istotne. Ludzka duchowość została ściągnięta na daleki plan i tylko czasem zwraca się na nią uwagę. W przeżywaniu takich momentów bardzo pomaga literatura, która często potrafi nas wznieść na wyższy poziom odczuwania. O podejściu do odbiorcy, haniebnych notatkach pisarzy i potrzebie opisywania współczesności, specjalnie dla miesięcznika Wyspa i metoo.ie opowiedział Jerzy Pilch.

Marcin Korczyc: W irlandzkiej sieci sklepów Eason, coś w stylu naszego Empiku, pojawiło się ostatnio stoisko z polskimi książkami. Jako pierwsze pojawiły się pozycje autorstwa Pana oraz Katarzyny Grocholi. Co prawda to zdecydowanie inny typ literatury, ale towarzystwo nie najgorsze. Te książki są po polski, ciekawi mnie jednak, czy był Pan kiedyś tłumaczony na obce języki?

Jerzy Pilch: Tak, jedną z moich książek, a konkretnie „Inne rozkosze”, przetłumaczono na język amerykański. Co prawda amerykańska wersja książki wyszła pod dość niefortunnie zmienionym tytułem i nie był to jakiś ogromny nakład, ale wydało ją bardzo prestiżowe wydawnictwo North West University. Poza łaciną naszej współczesności, książki moje tłumaczono również na wiele innych języków, jednak w żadnym z państw nie odniosły one jakiegoś znaczącego sukcesu. Pomimo tego samych przekładów było dość sporo.

Oczywiście, samo wydanie nie jest problemem, ważne natomiast, aby książka się sprzedała. Największy sukces za granicą odniosłem w Hiszpanii, w której przetłumaczono dwie z moich książek. Dodatkowo co jakiś czas pojawiają się fragmenty poszczególnych pozycji w anglojęzycznej prasie. To akurat zdarza się dość cyklicznie.

– A czy Pan lubi tłumaczenia?

Jerzy Pilch: Niekoniecznie. To znaczy lubię to, co tłumaczenia moich książek za sobą niosą. Weźmy pod uwagę Pod mocnym aniołem. Dzięki przekładowi książki na język włoski mogłem zwiedzić Rzym, do którego zostałem zaproszony. To jeśli chodzi o to, to tak, bardzo lubię. Natomiast kwestie pozostałe są jakby poza moim zasięgiem. Wywodzę się z tego pokolenia Polaków, którzy niestety nie władają językami obcymi. Oczywiście radzę sobie z angielskim, jednak jest to raczej rodzaj angielszczyzny turystycznej. Potrafię się więc porozumieć w tym języku, spytać o drogę, zrobić zakupy czy porozmawiać z kimś przy kawie. Niestety wykładu już nie wygłoszę. Szczerze mogę stwierdzić, że jest to bardzo przykre, szczególnie dla człowieka, który na co dzień pracuje właśnie językiem. Świadomość nieznajomości języków obcych bardzo mnie upokarza. Często wręcz wiem co chcę powiedzieć, wręcz rwę się do tego. Niestety, w takich chwilach zdaję sobie sprawę, że same chęci nie wystarczą. Po prostu brakuje warsztatu.

Maciej Aronowicz: Niestety, to chyba wymiar tamtych czasów. Wtedy w Polsce raczej nie uczono żadnego języka, poza rosyjskim.

– Z jednej strony można to tak tłumaczyć. Z drugiej natomiast to żaden argument. Mam znajomych, którzy wtedy potrafili nauczyć się niemieckiego, czy angielskiego. Na to wygląda, że po prostu trzeba było chcieć. Ten upór bywał nagradzany właśnie tym, że jako nieliczni wtedy mogli porozumiewać się właśnie w językach zachodnich. Cóż, mi się chyba nie chciało i z tego powodu często teraz cierpię.

– Twierdzi Pan, że na zachodzie odniósł jedynie śladowy sukces. Może i tak. Pamiętajmy jednak, że zachód obecnie jest również wypełniony Polakami. Nasi czytelnicy znają pańskie książki, chcą Pana czytać i wymagają od nas, abyśmy coś na ich temat pisali. Polacy, szczególnie młodzi, mieszkający na Wyspach Brytyjskich lubią Jerzego Pilcha i często go szukają. Tak więc śmiało można stwierdzić, że istnieje coś takiego, jak głód na pańskie książki. Czy odczuwa Pan to również w Polsce?

Tak, bardzo często zauważam żywe zainteresowanie moją twórczością. Nie będę ukrywał, że jest dla mnie źródło radosnego zdumienia. Ja bardzo powoli wkraczałem w szeregi ludzi piszących, debiutowałem stosunkowo późno. Oczywiście marzyłem przy tym o literaturze, ale wtedy nawet do głowy mi nie przychodziło, że będę pisarzem popularnym. Raczej wręcz na odwrót, nie sądziłem, aby jakieś szersze grono zainteresowało się proponowanymi przeze mnie historiami. Natomiast fakt, że odzew przeszedł moje najszczersze oczekiwania, że mam stałe grono odbiorców, które pojawia się na przeróżnych spotkaniach ze mną jest źródłem prywatnej satysfakcji. Okazuje się, że potrafiłem zainteresować czytelnika na tyle, żeby ten poświęcił mi sporo swojej uwagi, a to jest bardzo satysfakcjonujące. Oczywiście jest też druga strona medalu.

Ta popularność często bywa źródłem zawiści w środowisku literackim, ponieważ nie od dziś wiadomo, że w Polsce nie wybacza się sukcesu. Dodatkowo pisarz, który staje się popularny, często bywa automatycznie mieszany z błotem, ponieważ powszechnie się uważa, że literatura wysoka nie może być popularna. Jeśli nie wiadomo o co w książce chodzi, kiedy przedstawiona historia jest podana w taki sposób, że nikt nie potrafi jej zrozumieć, wtedy z reguły się uważa, że pisarz stanął na wysokości zadania. Natomiast jeśli historia jest w jakiś sposób pisana przez życie, to za chwilę się twierdzi, że pisarz się sprzedał. A przecież żyjemy w czasach, w których absolutnie nie warto pisać czegokolwiek do szuflady, ponieważ nic to za sobą nie niesie. Moim zdaniem pisze się po to, żeby ludzie czytali.

– Czy może Pan powiedzieć, że wciąż pisze dla siebie? Czy już jednak typowo pod kątem odbiorcy?

– Kiedy odbywam cykl spotkań, na których zawsze mam po kilkaset osób, kiedy dodać do tego listy, których dostaję naprawdę sporo to zaczynam o tym w jakiś sposób myśleć. Oczywiście jestem pod tym względem bardzo spokojny, ponieważ wszystkie te ruchy odbywają się niezmiennie w kategoriach przyjemności. Sądzę, że mi nie grozi zaszczucie przez media, jakie spotkało chociażby księżną Dianę. Ale tak, myślę na ten temat i czasem rozważam w jakim stopniu piszę coś pod kontem własnym, a ile jest w tym myśli o potencjalnym odbiorcy. Zawsze jednak uważałem, że należy w jakimś stopniu brać pod uwagę odbiorcę. Co więcej, trzeba próbować wychodzić z czegoś, co określiłbym mianem literackiego getta, do którego żaden niezrzeszony nie ma wstępu. Już od bardzo dawna uczestniczę w życiu literackim, znacznie dłużej niż w życiu samej literatury.

Co prawda zadebiutowałem dopiero przed 40, ale studia polonistyczne, następnie recenzje, których napisałem dość dużo oraz wszelkiego rodzaju spotkania sprawiły, że przez ostatnie 30 lat zdążyłem się napatrzyć na towarzystwa literackie, które przypominają właśnie wyżej wspomniane getta. Pisanie tylko dla kolegów, a przede wszystkim dla kolegów, z których każdy również pisze, jest nieco bezsensowne. Przecież pisze się przede wszystkim dla niepiszących. Niestety, żyjemy w czasach, w których chyba więcej jest piszących, niż zwykłych odbiorców, dlatego to właśnie każdy inteligentny czytelnik jest najważniejszy. Nie jest to oczywiście tak, że pisząc dogłębnie zastanawiam się, jak mnie chcą odebrać. Sam fakt jednak ilości odbiorców i książek popularnych, które co chwila pojawiają się na rynku świadczy o tym, że grupa ta istnieje i nie widzę powodu, żeby o nią nie dbać. Po prostu trzeba opowiadać im ciekawe historie.

– A jak jest z tymi historiami w przypadku Pana? Gdzie Pan ich szuka i na jakiej podstawie weryfikuje? Przez książki przewija się wiele motywów autobiograficznych…

– Sądzę, że wynika to z faktu iż jestem wręcz przyciśnięty intensywnością mojego doświadczenia biograficznego. Oczywiście w jakiś sposób jest to dziwne, ale moje dzieciństwo odcisnęło na mnie trwałe piętno. Dorastałem w rodzinie ewangelickiej, niby w Polsce, ale w zasadzie można powiedzieć, że myśmy bardziej graniczyli z Polską, niż w niej mieszkali.

Tworzyliśmy własną, specyficzną, luterańską społeczność, śladów której raczej nigdy się nie wyzbędę. Po latach wraca to we mnie i często staje się fabułą, a jeśli nie konkretną fabułą, to jakimś jej zaczątkiem, obrazem. Następnie tak długo chodzi mi to po głowie, że wreszcie finał tego ma miejsce na kartce.

– No właśnie. Czy pisząc posługuje się Pan jedynie pewnymi motywami, na kanwie których powstaje historia, czy raczej z góry myśli Pan całościowo – historią?

Jerzy Pilch: Myślę obrazem. Pierwszy zawsze jest obraz.

Zgodzi się Pan jednak, że pisarze współcześni nie mają łatwo. Kiedy ich książki odzwierciedlają codzienność przy pomocy dość prostych chwytów, a dzięki temu są chętnie czytane, zarzuca się im komercjalizację. Taki człowiek automatycznie staje się zdrajcą, sprzedawczykiem, na którym krytyka nie pozostawia suchej nitki porównując co rusz do literatury wysokiej, niekoniecznie uwielbianej przez tłumy. Natomiast Pan jest swoistym ewenementem na rynku, ponieważ to właśnie Panu udało się chyba połączyć te dwa światy. Nie pisze Pan przecież jak Joyce czy Mann, z drugiej natomiast strony nie pisze Pan w żadnym wypadku literatury chodnikowej. Czy zastanawiał się Pan kiedyś nad tym?

Jerzy Pilch: Szczerze powiem, że nie bardzo. Niewykluczone, że mam coś takiego w podświadomości, ale jakoś nie rozmyślam na ten temat. Ja piszę, bo mam coś do napisania. Opowiadam niniejszą historię najlepiej jak to potrafię zrobić. Staram się przy tym, aby wszystko było jasne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że posługuję się w tym wszystkim rodzajem własnego języka. Swoistym kodem, który wytworzyłem na przestrzeni lat, a który jest dość często rozpoznawalny, a często wręcz krytykowany.

Ta, jak to nazwano „fraza Pilcha” jest wykorzystywana przeze mnie z czystą premedytacją. Często ma to charakter pewnej maniery, te niekończące się zdania, liczne powtórzenia czy wreszcie nawiązania są dla mnie typowe. Często staram się też to upraszczać, żeby czytelnik nie miał problemu z przebrnięciem przez tekst. Cóż, słowa które Pan mówi są bardzo miłe. Ale jest w tym jakiś cień prawdy. Przecież jestem popularnym pisarzem nie tworząc literatury typowo popularnej – w końcu nie zajmuję się pisaniem Harlequeen’nów czy czegoś w tym stylu. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że piszę po prostu swoje rzeczy.

– A czy od czasów nagrody Nike zmieniło się coś w stylu pańskiej pracy, pisania? Czy brzemię tego wyróżnienia miało jakiś istotny wpływ na pańskie pisanie? Kiedyś oglądałem wywiad z Wisławą Szymborską, która stwierdziła, że Nobel nie miał najmniejszego wpływu na jej poezję. Kiedy siada przed kartką, w żadnym wypadku nie myśli przez pryzmat nagrody i nie ma obaw związanych z tym czy obecne wiersze będą równie dobre, jak poprzednie. Jak Pan do tego podchodzi? Czy po tym, jak doceniono „Pod Mocnym Aniołem”, miał Pan obawy podczas prac nad kolejnymi książkami?

– Nie ukrywajmy, że nagrody są bardzo miłe, ponieważ utwierdzają w przekonaniu, że warto robić to, co się robi. Ważne jednak, aby nie zachłysnąć się tymi osiągnięciami. Nagrody to rzecz chwilowa, o której często odbiorca zapomina. On chce dostać książkę, a nie przechwałki na temat osiągnięć. Uważam więc, że otrzymując jakieś wyróżnienie, należy szybko się z niego otrząsnąć.

Po trzech dniach zmartwychwstać i tworzyć dalej, bez skupiania się na przeszłości, która przecież już minęła. Mnie Nike przyznano w okolicach 50 urodzin, więc trochę już zdążyłem przeżyć i doświadczyć, w związku z czym sądzę, że sama nagroda niewiele w moim życiu, zarówno prywatnym, jak i zawodowym zmieniła. Oczywiście, zyskałem większą sławę, jednak na pisanie wpływu nie miała. Nie ukrywajmy, że istnieją również pisarze, którzy zmieniają się pod wpływem nagród.

Najciekawsze, że zmiany te zachodzą w dwie strony. Niektórych wyróżnienia blokują i odbierają pewność siebie w przyszłości, innych natomiast, czego przykładem może być Czesław Miłosz, w jakiś sposób potrafią zmotywować do fantastycznego rozwoju własnej twórczości. Chociaż to nie dla osiągnięć się pisze, Kto to robi dla nagród, powinien czym prędzej zmienić zawód.

– Oczywiście, ale są również tacy, których sukces wręcz przeraża. Ci boją się stworzyć następcę, ponieważ uważają, że ten nie będzie na tyle dobry. Jak jest z Panem? Sukces nie powoduje blokad i obaw?

– Trzeba ryzykować. Trzeba pisać kolejne, nowe rzeczy. Nie można się zatrzymywać. Oczywiście w przypadku nagrody niebezpieczeństwo się zwiększa, jednak należy złapać dysans, podjąć walkę i najlepiej ją wygrać.

 

Jerzy Pilch. Zdjęcie z roku 2007. Fot. Maciej Aronowicz dla miesięcznika WYSPA (Irlandia).

– A czy dużo jest rzeczy, które Pan po napisaniu wyrzucił, tudzież schował głęboko w szufladzie i nigdy do tego nie wrócił?

Jerzy Pilch: Każdy pisarz ma pewną ilość haniebnych notatek, ja również. To, co człowiek jest w stanie napsuć, przechodzi wszelkie pojęcie. W moim przypadku najczęściej zdarza się to w chwili pierwszych szkiców. Uważam również, że część winy za tego typu anty-dokonania ponosi również rozwój cywilizacji, a konkretnie praca na komputerze. Ja tego urządzenia zacząłem używać naprawdę późno, nigdy jednak nie było w tym fascynacji. Szczerze powiem, że nawet internetu używam strasznie rzadko. Wcześniej najczęściej pisałem ręcznie. Maszyny używałem z reguły do przepisywania.

Nawet felietony do „Polityki” faksowałem z rękopisu. Obecnie głównie korzystam z komputera. Większość ze swoich książek napisałem jednak ręcznie. Wróćmy jednak do tematu. Komputer daje możliwość nanoszenia szybkich poprawek, co potrafi niesamowicie wciągać. Niestety, jest w tym pewne zagrożenie. Pisarz, który jest nałogowcem poprawiania, nigdy nie skończy swojej książki. Jego zapiski nigdy nie będą go do końca satysfakcjonować, ponieważ w każdej chwili może coś poprawić i nieskończenie o tym myśli. Ja również odczuwam w sobie coraz większy lęk w trakcie pisania. Co prawda wiem, że za pierwszym razem niemal nigdy nie napiszę niczego dobrego. Jednak chciałbym mieć w sobie pewność, że stanie się to już za razem drugim. Nieuniknioność przyszłych poprawek bywa paraliżująca, a jednocześnie bardzo nęcąca. Komputer zmienia więc świadomość pisarza. Wyobraźcie sobie co było, gdyby dać komputer takiemu Kraszewskiemu. Przecież do dziś by jeszcze jego prace nie były przeczytane do końca.

– A zdarza się Panu czytać własne książki?

– Tylko do momentu wydania. Po ukazaniu się książki, staram się o niej zapomnieć, myślę o czymś nowym. Oczywiście przejrzę ją, ale nie czytam, za bardzo się stresuję i staram się jak najszybciej zająć pracę przy czymś innym.

– A co sądzi Pan na temat o emigracji? Z jednej strony mieszkamy w pięknych miejscach na całym świecie, które są tak inne od Polski. Z drugiej natomiast wciąż łapiemy się na tym, że czujemy nierozerwalny związek z pozostawioną ojczyzną. W końcu jak Pan sam stwierdził: nie da się wykorzenić czegoś, co tkwi w nas bardzo głęboko, można tylko to na chwilę zagłuszyć. Czy pańskim zdaniem nadszedł już czas i potrzeba na spisanie historii kogoś takiego jak my? Stworzenie książki o obecnym emigrancie, który zdecydował się na życie gdzieś w świecie, pozostawiając najczęściej rodzinę w Polsce?

Prawdopodobnie naszkicował Pan właśnie elementarną historię czasów obecnych. Wyjazd z kraju jest przecież jednym z podstawowych scenariuszy w naszej rzeczywistości. Oczywiście, że należy to spisać, kwestia tylko w tym, kiedy to się stanie? Czy ktoś weźmie się za to teraz, czy napisze to właśnie ten 35-letni emigrant, czy jego syn, czy jego prawnuk – tego nikt nie wie. Nie mniej jednak uważam, że nadszedł już czas na taką książkę. Moim zdaniem to spojrzenie jest niezwykle cenne, szczególnie jeśli w chwili obecnej na Wyspach znajduje się ok. 1,5 miliona osób. Przecież w tej grupie na pewno jest całe gros szalenie utalentowanych ludzi. Talent w połączeniu ze zderzeniem kultur, języków i uczuć może spowodować powstanie niezwykle ciekawej pozycji. Pamiętajmy natomiast, że literatur nie bierze się z utalentowanych biografii, ponieważ masa ludzi miała arcyciekawe życiorysy. Na literaturę przede wszystkim składa się dar języka, a dopiero potem wydarzenia, które za pomocą tego daru są opisywane. Natomiast grupa, którą Panowie reprezentujecie jest szalenie ciekawa. Wielu z Was ma dar języka, która w tym przypadku jest potęgowany zderzeniem z językiem innym. Ta mieszanka musi mieć swój finał na kartach książki.

Z Jerzym Pilchem rozmawiali Marcin Korczyc i Maciej Aronowicz

Muzyka jest najsilniejszym dostarczycielem tlenu. Przemawia wprost do twojej duszy. – o Vangelisie w Cieniach W Jaskini

W twórczości muzycznej Vangelisa nie brakuje polskich wątków. W roku 1983 napisał, wraz z Jonem Andersonem, poruszającą kompozycję „Polonaise”, która trafiła na album „Private Collection”. Została zadedykowana Polakom, których wówczas spowijał mrok stanu wojennego. Vangelis na swoim koncie ma także skomponowanie trzech utwory do polskiego filmu dokumentalnego „Świadectwo”, który opowiadają o Janie Pawle II.

Miał 79 lat. Jego muzykę zna niemal każdy. W programie „Cienie w jaskini” w ubiegły piątek złożyłem hołd Vangelisowi. Szczególnie zapamiętałem jego słowa na temat sukcesu i tego, co w życiu jest ważne: Sukces działa w dwie strony. Dla mnie to wciąż bardzo trudne. Nie mogę gonić za sukcesem, bo on nie jest dla mnie najważniejszy. Nie chcę stać się niewolnikiem sukcesu i czuć się przymuszanym do tworzenia wciąż tego samego. Dlatego […]

Miał 79 lat. Jego muzykę zna niemal każdy. W programie „Cienie w jaskini” w ubiegły piątek złożyłem hołd Vangelisowi. Szczególnie zapamiętałem jego słowa na temat sukcesu i tego, co w życiu jest ważne:

Sukces działa w dwie strony. Dla mnie to wciąż bardzo trudne. Nie mogę gonić za sukcesem, bo on nie jest dla mnie najważniejszy. Nie chcę stać się niewolnikiem sukcesu i czuć się przymuszanym do tworzenia wciąż tego samego. Dlatego odwracam się od takich pokus. To, że coś zrobiłem, nie znaczy, że muszę i będę to robić dalej.

Tutaj do wysłuchania program „Cienie w jaskini” poświęcony Vangelisowi:

 

Cała twórczość Vangelisa jest mi bliska, trafia na przełęcz tkliwości i przeżywanego piękna z powodu jego niezwykłej delikatności. Rzekłbym i napisał nawet kruchości. Każda fraza, każdy dźwięk i pauza między nimi masuje subtelnie uszy a za chwilę duszę, która mawia słowami Cypriana Kamila Norwida:

„Piękno jest po to, aby zachwycało do życia”.

Co tu dużo pisać, Vangelis jest po prostu mistrzem świata w tym co robił. Nie znając nut, ani teoretycznych historii i definicji o kompozycji i komponowaniu, wreszcie samemu ucząc się grać na instrumentach, aby samotnie osiągnąć muzyczny Olimp, to absolutnie niezwykłe.

Wiem to na pewno, że za sto, dwieście i pięćset lat – jeśli przetrwamy jako gatunek (bo co do cywilizacyjnych odniesień mam już od pewnego czasu wielkie wątpliwości), to będą o nim kolejne pokolenia mówiły tak jak my teraz o Mozarcie, Bachu czy Chopinie . I nie ważne czy to mój ukochany album „Spiral”, z niezwykłym nagraniem tytułowym i zamykającym „3+3” i też bliski sercu „El Greco” z 1998 roku z udziałem nadświetlnej sopranistki Montserrat Caballé (niestety nie doceniony przez słuchaczy i krytyków).

Vangelis i jego opowieści muzyczne do filmów, czy to ścieżka dźwiękowa do „Chariots of Fire” (Oscara dostał Vangelis smacznie śpiąc w swoim łóżku i nie oglądając ceremonii Oskarów), czy to fanfarowe „1492 Concquest of Paradise” to arcytwórca, arcykompozytor.

A niezwykłe kolaboracje? Oczywiście od razu na myśl przychodzi Ian Anderson, najważniejszy głos grupy Yes i On – Vangelis.

„Łowca Androidów”, tak film jak i ścieżka dźwiękowa Vangelisa, są urzekająco monumentalne. To absolutnie piękny film o głodzie miłości, poczuciu wolności, które niejednakowo przez różnorakich rozumiane jest. „Blade Runner” to także obraz o granicach człowieczeństwa, czego dzisiaj doświadczamy widząc kolejne „milowe kroki” czynione ze sztuczną inteligencją.

Ale to również film opowiadający o tym, że serce i pragnienie ziszczone w działaniu przenosi góry, niczym w „Hymnie do miłości” Pawła z Tarsu.


“Blade Runner”, podobnie jak moje ukochane „Siódmą pieczęć”, „Arizonę Dream”„Popiół i diament” oglądałem już chyba kilka setek razy. Co najmniej paręset. Pamiętam też mój pierwszy raz z tym filmem.

Piracka kopia VHS, jesień 1986 roku i garstka rówieśników, gdzieś pod niebem Cukrowni Wożuczyn. Rozpętała się za oknem wielka burza, ale my wciąż oglądaliśmy film. Nie obawialiśmy się niczego. I trudno mi w to uwierzyć, bo miałem wówczas niecałe 15 lat, ale mógłbym odtworzyć tamte chwile i emocje.

Bowiem to nieodgadnione połączenie burzy, ciężkich kropel dudniących o szyby z mistyczną muzyką Vangelisa i nadzwyczajnym finałem obrazu, w którym premówił Roy Batty, tkwi na przełęczy serca i duszy na zawsze!

 

Rutger Hauer jako Roy Batty. To rola jego życia.

W roli Roya Batty’ego nadzwyczajny, bo przyćmił nawet Harrisona Forda – Rutger Hauer. A słowa w tej najważniejszej, bo finalnej scenie filmu tkanej deszczem zaczarowanym i trzepotem skrzydeł białego gołębia, brzmią dokładnie tak:

Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary. Statki szturmowe w ogniu sunące nieopodal ramion Oriona. Oglądałem promieniowanie skrzące się w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Wszystkie te chwile zostaną stracone w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierać.

Klimat w „Blade Runner” dla mnie naznacza jego tłoczność. Od pierwszej sceny mamy w sobie przeczucie tego, że za chwilę stanie się coś złego w tej smogowej kąpieli w chmurach, na skrzyżowaniach podniebnych trakcji komunikacyjnych metropolii.

Na myśl przychodzi mi Dante i wymieszanie kręgów piekielnych, tyle że nie ma tutaj  drzewa w centrum. I jeszcze jedno ważne pytanie, kto jest Judaszem, a kto morderczym tandemem z Kasjuszem i Brutusem. To ci, co spoczywają w „Boskiej Komedii” Danta w zmrożonym pysku Lucyfera.

W „Blade Runner” doświadczamy jako widzowie tłoku i brudu, kurzu i pyłu.  Sama fabuła filmu przesadnie nie zachwyca. Narracyjnie pooplatana jest wokół czegoś, co i niemodne, ani nie zaciekawi mas.

 

„Staram się dopasować zachowanie postaci, którą gram, do nastroju opowiadanej historii. Jedno musi wpływać na drugie; musi zachodzić pomiędzy nimi korelacja. Nie może dochodzić do zgrzytów.” – Harisson Ford.

Pewien detektyw leciwy nieco, który lata świetności ma już za sobą, ma odnaleźć grupę androidów, o których nie wiadomo wiele. Ów detektyw nie przypomina herosów z klasyków gatunków. Nie ma oszałamiającej broni ani wsparcia grupy śledczo – dochodzeniowej a policja raczej traktuje niechętnie. Są w filmie takie momenty, że jego poczynania wydają się być kuriozalne i niepojęte, ale wciągają minuta po minucie widza.

Deckard jawi nam się, jak każdy z nas. To zwykły człowiek z krwiobiegiem i kośćcem, i całą serią małych lub wielkich dramatów ćmiących wciąż w głowie. Ale najczęściej jednak w sercu.

Bijąc się z androidami dostaje totalny omłot, że uratować go może tylko pistolet i łut szczęścia. Pomijam dyskusje, a propos origamicznego (od sztuki origami) snu z jednorożcem w roli głównej, co ma zwiastować, że Deckard – Harrison jest człowiekiem.

Nie jest! I nawet oświadczenie reżysera Ridleya Scotta z 2000 roku, że Deckard jest androidem, mnie nie przekonuje! Dość powiedzieć, że sam Harrison Ford ma do dziś też inne zdanie.

W jednym z wywiadów powiedział:

Ustaliliśmy z reżyserem, że Deckard na pewno nie jest replikantem. Koniec, kropka.  

Ale deklaracją Scotta zawiedziony był także Rutger Hauer, który w swojej książkowej biografii stwierdził, że to co powiedział reżyser

Zredukowało to finałowe starcie między Deckardem a Battym, z symbolicznego pojedynku człowieka z maszyną, do walki dwóch replikantów.

Ale to wszystko płynie jako opowieść tylko dzięki maestrii Vangelisa i Jego muzyce. To ona jest tą muzyką i śpiewem gwiazd, o których mówił Pitagoras do uczniów. I jeszcze jedno.

„Blade Runner” to ekranizacja, która z perspektywy 40 lat zajmuje ludzi bardziej niż by się wydawało z początku (i pozoru) pierwszym widzom.

Bowiem wyartykułujmy to sobie szczerze i wprost! Ile filmów fantastycznych, które nakręcono w latach 80. XX wieku, a nawet wcześniej jak i później (ale przez litość o kontynuacji litościwie nie wspomnę, pomimo ról Forda i Goslinga), można nazwać arcydziełem kinematografii?

„Łowca androidów” to arcydzieło. Totalne! Ale owa totalność, jak fala nagłej emocji i poryw serca, to zasługa muzyki Vangelisa!

25 czerwca, w piątkowych „Cieniach W Jaskini” specjalny program poświęcony filmowi „Blade Runner”, interpretacjami i nawiązaniami w sztuce i kulturze, i oczywiście muzyce Vangelisa. Będę miał bowiem wiele niespodzianek właśnie muzycznych. Tego dnia bowiem przypadnie 40.rocznica światowej premiery „Blade Runner” – Łowcy androidów” w reżyserii Ridleya Scotta. – Tomasz Wybranowski

Studio Dublin – 27 maja 2022 r. – ambasador Polski na Litwie Urszula Doroszewska; Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość specjalny:

  • Urszula Doroszewska – ambasador Polski na Litwie

W gronie gości:

  • Jakub Grabiasz – sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Gościem specjalnym dzisiejszej audycji jest pani ambasador Polski na Litwie. W Wilnie, z Urszulą Doroszewską, rozmawia Krzysztof Skowroński.

Polska dyplomatka odnosi się do tematu działań, jakie Litwa podejmuje wobec wojny na Ukrainie. Mówi także o współpracy z Polską oraz o ważnym kroku podjętym jeszcze na długo przed inwazją rosyjską – o polskiej inwestycji w rafinerię w Możejkach.

Ambasador Polski opowiada o sytuacji Ukraińców, którzy schronienie przed wojną znaleźli na Litwie.

Dostają możliwość zatrudnienia. Dzieci idą do tutejszych szkół. Jednak mają problemy językowe – to jest pewna bariera.

Trasa Radia Wnet obejmuje stolice państw Bukaresztańskiej Dziewiątki, w których Krzysztof Skowroński pyta o poczucie bezpieczeństwa wobec dramatycznych wydarzeń na Ukrainie. Na ten temat wypowiada się również pani ambasador Urszula Doroszewska.

Jednak Litwa jest krajem niewielkim. Sprawa przesmyku suwalskiego wzbudza duże emocje. Litwini są patriotyczni i przygotowują na trudniejsze czasy.

Zapytana o swoje odczucia podczas słuchania orędzia prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie, pani ambasador odpowiada jasno:

Byłam dumna, że tak to wyglądało.

W drugiej części Studia Dublin, Jakub Grabiasz dzieli się swoim komentarzem do najważniejszych wydarzeń ze świata sportu.

Jakub Grabiasz opowiada o rozgrywkach rugby Heineken Champions Cup. Zapowiada finał, w którym, w Marsylii, Leinster Rugby zmierzy się ze Stade Rochelais. Ten mecz przewidziano na najbliższą sobotę – 29 maja.

Gość Studia Dublin mówi także o finale piłkarskiego Pucharu Konfederacji, wygranym przez drużynę z Rzymu.

Trenerem AS Romy jest José Mourinho, znamy go z ligi angielskiej. To wielkie wydarzenie dla tego klubu – pierwszy triumf od 2008 roku, kiedy to Roma zdobyła Puchar Włoch.

K.K.

Świnoujska Muzyczna Polska Tygodniówka. Muzyka QUEEN, ZZ TOP i AC/DC podczas „TRIBUTE FESTIVAL”.

Orgasmatron, grupa hołdująca twórczości Lemmiego Kilmistera będzie jedną z gwiazd "Tribute Festival" w Świnoujściu. W składzie Orgasmatron złożonym jest ze znakomitości polskiej sceny rockowo-metalowej Tomasz "Titus" Pukacki (m.in. Acid Drinkers, HOD) - bas, vocal, Maciej Jahnz (Flapjack, Gomor) - gitara, Wojciech Hoffmann (m.in. Turbo) - gitara i Piotr Szpalik - pałker (Ceti i Cannonball).

Do Świnoujścia zjadą jedne z najlepszych w Europie „Cover” i „Tribute” bandy. Zespoły wystąpią w Świnoujskim Amfiteatrze im. Marka Grechuty 17 i 18 czerwca 2022 roku. Patronem wydarzenia Radio Wnet.

Łukasz Winiarski, duch sprawczy „Tribute Festival”, dumny członek Klubu Motocyklowego NINE SIX MC POLAND.

Świnoujście kulturą stoi od dziesiątek lat. Kto bowiem z nas nie słyszał o Festiwalu Artystycznym Młodzieży Akademickiej – FAMA! W tym roku 52. Festiwal FAMA odbędzie się w Świnoujściu w dniach 22 – 27 sierpnia 2022 roku.

Ale Świnoujście to nie tylko FAMA! To również „Markowy Festival Świnoujście” (dawniej „Grechuta Festiwal”), „Sail Świnoujście” oraz Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak”.

Ale z wiceprezydentem miasta Pawłem Sujką, Bartkiem Wutke z MDK w Śwonoujściu i Łukaszem Winiarskim mamy nadzwyczajną wieść!

Jako sieć Radia Wnet anonsujemy kolejne muzyczne święto pod niebem grodu nad Świną, który ściągnie żądnych rockowych wrażeń turystów!

Od roku 2022 Świnoujście będzie gospodarzem „Tribute Festival” – mówi z dumą Łukasz Winiarski. 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z ŁukaszemWiniarskim, Klub Motocyklowy NINE SIX MC POLAND:

 

O kulturalnej specyfice miasta nad Świną, radiowych przygodach z Łukaszem Winiarskim, miłości do hard rocka i heavy metalu, i oczywiście o „TRIBUTE FESTIVAL” opowiadał w Muzycznej Polskiej Tygodniówce pan Bartek Wutke z Miejskiego Domu Kultury w Świnouśjciu.

Rozmowa z Bartkiem Wutke do wysłuchania tutaj:

 

 

Program „TRIBUTE FESTIVAL” zapowiada się bardziej niż ciekawie. Oto szczegółowy harmonogram dwóch festiwalowych dni

17 czerwca 2022 (piątek) – „HARD & HEAVY DAY”

  •  18:00 – 19:15   MADE IN WARSAW (Deep Purple)
  •  19:30 – 21:00  ALCOHOLICA (Metallica)
  •  21:30 – 23:00  ORGASMATRON (Motörhead)
  •  23:30 – 01:00  4 SZMERY (AC/DC)

18 czerwca 2022 (sobota) – „SOFT DAY”

  • 18:00 – 19:15   BLUES STATION (Dżem)
  • 19:30 – 21:00   LYNYRD SKYNYRD TRIBUTE
  • 21:30 – 23:00   ZZ TOP REVIVAL
  • 23:30 – 01:00   QUEEN MAY ROCK

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Muzyczna Polska Tygodniówka” z udziałem Łukasza Winiarskiego, Bartka Wutke i wiceprezydenta miasta Świnoujścia Pawła Sujki:

 

O Świnoujściu turystycznie, muzycznie i inwestycyjnie. Zapraszam na Majorkę Północy! – Paweł Sujka, wiceprezydent miasta

Już wkrótce pod niebem Świnoujścia niezwykłe wydarzenie muzyczne „TRIBUTE FESTIWAL”. Uczestnicy wydarzenia będą mogli usłyszeć utwory takich legend jak DŻEM, ZZ TOP, AC/DC, Motorhead czy Queen. Do Świnoujścia zjadą jedne z najlepszych w Europie „Cover” i „Tribute” bandy. Zespoły wystąpią w Świnoujskim Amfiteatrze im. Marka Grechuty już 17 i 18 czerwca 2022 roku. Bilety będzie można już kupować w kasie Miejskiego Domu Kultury oraz przed koncertem. Na imprezę […]

Już wkrótce pod niebem Świnoujścia niezwykłe wydarzenie muzyczne „TRIBUTE FESTIWAL”. Uczestnicy wydarzenia będą mogli usłyszeć utwory takich legend jak DŻEM, ZZ TOP, AC/DC, Motorhead czy Queen.

Do Świnoujścia zjadą jedne z najlepszych w Europie „Cover” i „Tribute” bandy. Zespoły wystąpią w Świnoujskim Amfiteatrze im. Marka Grechuty już 17 i 18 czerwca 2022 roku. Bilety będzie można już kupować w kasie Miejskiego Domu Kultury oraz przed koncertem.

Na imprezę zapraszają Klub Motocyklowy NINE SIX MC POLANDMiasto Swinoujście. Patronem medialnym jest Radio Wnet. Więcej informacji na stronie FB Tribute Festiwal

Wydarzenie, którego jesteśmy patronem medialnym jest przyczynkiem naszych rozmów z włodarzami tego pięknego miasta Świnoujścia, które niczym Wenecja majestatycznie góruje ponad morską tonią i 44 malowniczymi wyspami, gdzie siedliska swoje ma orzeł bielik.

Tutaj do wysłuchani cały program z udziałem Pana Wiceprezydenta Pawła Sujki:

 

Wiceprezydent miasta Świnoujścia Paweł Sujka.

Z panem wiceprezydentem Pawłem Sujką w pierwszej części rozmawialiśmy o inwestycjach świnoujskich. Miasto już może się poszczycić oddaniem do użytku nowej obwodnicy, która (ku radości turystów i mieszkańców) połączyła już przeprawę promową Centrum z centrum Świnoujścia.

To także znaczne odciążenie ruchu dla ulicy Grunwaldzkiej i ważne połączenie drogowe ze Strefą Inwestycyjną Mulnik. 

W roku 2023 w Świnoujściu oddny zostanie do użytku najdłuższy podwodny tunel w Polsce. Budowana przeprawa ma w sumie 3,2 kilometra, z czego niemal 1,5 kilometra to tunel wydrążony przez maszynę TBM, przy czym razem z odcinkami wykonanymi metodami stropowymi cały tunel będzie miał prawie 1,8 km. W najgłębszym miejscu znajduje się około 24 metrów pod lustrem wody cieśniny Świny i 10 metrów pod jej dnem. Fot. BIK UM Świnoujście

Z wiceprezydentem Pawłem Sujką romawialiśmy także o jednej z najgłośniejszych inwestycji Rzeczpospolitej Polskiej ostatnich lat. Świnoujście, a właściciwe jego zachodnia część położona na wyspie Uznam, nie miała drogowego połączenia z resztą Polski. Na wyspie mieszka prawie 80 proc. populacji Świnoujścia. To tam znajduje się centrum miasta.

Z kolei po wschodniej części cieśniny zlokalizowany jest między innymi dworzec PKP. Pomiędzy wyspami Uznam i Wolin funkcjonują dwie przeprawy promowe WarszówCentrum. Promy kursują co 20 minut. Przepłynięcie cieśniny zajmuje połowę krócej.

Termin ukończenia tunelu między wyspami Uznam i Wolin został przesunięty na styczeń 2023 roku. Główny wykonawca PORR-Gülermak jako główny powód tej sytuacji podał pandemię Covid-19. Pandemia znacząco opóźniła produkcję maszyny drążącej TBM, jej dowóz do Świnoujścia i rozpoczęcie montażu już na placu działań budowlnych.

Najnowszą inwestycją Świnoujściu będzie stacja pomiarowa do monitoringu jakości powietrza. Stanie w Dzielnicy Nadmorskiej.

Co prawda Świnoujście góruje na 44 wyspami a jakość powietrza jest bardziej niż dobra (tak jak w Irlandii) ipomiary nigdy nie wskazywały, aby dochodziło do przekroczeń norm określonych przez obowiązujące przepisy, to

Prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz wielokrotnie interweniował w Inspektoracie Ochrony Środowiska w sprawie instalacji stacji pomiarowej w strefie uzdrowiskowej. 

Tutaj do wysłuchania cała rozmowa z wiceprezydentem Pawłem Sujką:

 

Plaża w Świnoujściu/ Foto. Pati99 / Creative Commons

Ale Świnoujście kulturą stoi od dziesiątek lat. Bowiem kto nie słyszał o Festiwalu Artystycznym Młodzieży Akademickiej – FAMA!

W ubiegłym roku w pracach jury konkursowego brał udział m.in. znakomity muzyk i przyjaciel Radia Wnet Piotr Banach. 28 sierpnia 2021 roku w Świnoujściu wysokie jury z Piotrem w skłądzie, a także z Pawłem Niczewskim, Alicją Sawicką, Moniką Stopczyk, Michałem Taciakiem i dyrektorem programowym FAMY Sławomirem Przybyłem nagrodzili:

The White Panda, zespoły RóżaDobre Sobie w kategorii „muzyka”, zaś  Magdalenę Klytę w kategorii sztuki wizualne. 

W tym roku 52. Festiwal FAMA odbędzie się w Świnoujściu w dniach 22 – 27 sierpnia 2022 roku.

Ale Świnoujście to nie tylko FAMA! To również „Markowy Festival Świnoujście” (niegdyś „Grechuta Festiwal”), „Sail Świnoujście” oraz Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak”.  Od roku 2022 Świnoujście będzie gospodarzem „Tribute Festival”, o którym pisałem we wstępie artykułu.

Jest to festiwal dla ludzi lubiących Rocka i Blusa w wykonaniu zespołów typu „Cover” i „Tribute”. – mówi Łukasz Winiarski, Klub NINE SIX MC POLAND

Tutaj Łukasz Winiarski przedstawia zespoły „Tribute Festival”:

 

Program „TRIBUTE FESTIVAL” zapowiada się bardziej niż ciekawie. Oto szczegółowy harmonogram dwóch festiwalowych dni

17 czerwca 2022 (piątek) – „HARD & HEAVY DAY”

  •  18:00 – 19:15   MADE IN WARSAW (Deep Purple)
  •  19:30 – 21:00  ALCOHOLICA (Metallica)
  •  21:30 – 23:00  ORGASMATRON (Motörhead)
  •  23:30 – 01:00  4 SZMERY (AC/DC)

18 czerwca 2022 (sobota) – „SOFT DAY”

  • 18:00 – 19:15   BLUES STATION (Dżem)
  • 19:30 – 21:00   LYNYRD SKYNYRD TRIBUTE
  • 21:30 – 23:00   ZZ TOP REVIVAL
  • 23:30 – 01:00   QUEEN MAY ROCK
Koncerty odbędą się w tym niezwykłym Amfiteatrze w Świnoujściu im. Marka Grechuty.
Tomasz Wybranowski 
Amfiteatr im. Marka Grechuty w Świnoujściu. Fot. BIK UM Świnoujście