Konferencja GITD: Potrzeba zmian w fotoradarach. Właściciele pojazdów powinni być karani z automatu

Jak podaje portal BRD 24.pl, coraz głośniej słychać głosy wzywające do zmian w prawie dot. działania systemu CANARD. Miałby on zacząć wystawiać mandaty automatycznie, bez ustalania kierowcy pojazdu.

W środę miała miejsce konferencja Głównego Inspektoratu Zarządu Drogowego na której jego szef Alvin Gajadhur, wskazywał jakie trudności wiążę się przy obecnym systemie z egzekucją mandatu z urządzeń rejestrujących. Kierowcy kluczą, wskazują innych jako sprawców rozciągając całą procedurę do nawet kilku miesięcy. Na dodatek, jak odkrył portal BRD 24.pl, żeby nie zapłacić takiego mandatu wystarczy tak naprawdę nie odpowiedzieć na wezwanie, co wynika z luki w prawie. W związku z tym Gajadhur zwrócił się z apelem do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka o wprowadzenie zmian w prawie, które czyniłyby system faktycznie automatycznym. Zamiast dochodzić tego, kto kierował samochodem, należy jego zdaniem, karać w trybie administracyjnym właściciela pojazdu. Model taki jak informuje BRD 24.pl, funkcjonuje m.in. w Niemczech, gdzie:

 Kara z fotoradaru nakładana jest na właściciela pojazdu – dostaje on zawiadomienie o zarejestrowanym wykroczeniu. Może wskazać sprawcę, ale nie musi. Jeśli nie zrobi tego w wyznaczonym terminie, sam płaci karę (a z tym, kto jeździł jego samochodem, jeśli to nie było on, musi rozliczyć się za to już sam).

Przygotowania do takiej nowelizacji w Polsce Ministerstwo Transportu podjęło już w 2013 r. Zakładano, że w trybie administracyjnym CANARD będzie przesyłać zawiadomienie o fakcie naruszenia przepisów i decyzję administracyjną o ukaraniu. Po pierwszej wiadomości właściciel pojazdu miał mieć trzy tygodnie na wskazanie sprawcy lub przyznanie się do winy i opłacenie kary (dostawałby wówczas punkty karne, ale też 20-procentowy rabat w wysokości kary).  Jeśli na nią by nie  odpowiedział to 21 dnia otrzymywałby decyzję. Wtedy musiałby już bezwzględnie zapłacić wyższą karę (choć bez punktów karnych).

A.P.

TSUE: odsprzedawanie e-booków wymaga zgody wydawcy

Wyrok Trybunału ma związek z działalnością klubu czytelniczego w Hadze, zakwestionowaną przez stowarzyszenia niderlandzkich wydawców.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok, zgodnie z którym handel wtórny  cyfrowymi wersjami książek wymaga uzyskania zgody.  Decyzję Trybunału wyjaśnia radca prawny dr Zbigniew Okoń:

Wyczerpanie prawa odgrywa istotną rolę w obrocie fizycznymi nośnikami (drukowanymi książkami, muzyką zapisaną na płytach CD, filmami na DVD itp.), pozwalając na swobodny obrót nośnikami, które zostały sprzedane przez uprawnionego lub za jego zezwoleniem. Dlatego odsprzedaż drukowanej książki w serwisie aukcyjnym nie wymaga niczyjego zezwolenia. W tej sprawie TSUE uznał, że prawo dystrybucji utworów, które ulega wyczerpaniu w wyniku pierwszej sprzedaży, dotyczy utworów zapisanych na fizycznym (materialnym) nośniku. Do wyczerpania nie dochodzi zaś w przypadku usług, w szczególności świadczonych przez internet. Po drugie, jeżeli udostępnienie plików do pobrania w internecie nie stanowi ich dystrybucji, musi być kwalifikowane jako ich publiczne udostępnianie, co wyraźnie wyklucza wyczerpanie prawa.

Wyrok dotyczy niderlandzkiej spółki Tom Kabinet, która za pośrednictwem swej strony internetowej zorganizowała klub czytelniczy, umożliwiający odsprzedaż i kupno przeczytanych już e-booków.  Działalność tę zakwestionowały dwa stowarzyszenia działające na rzecz interesów niderlandzkich wydawców: Nederlands Uitgeversverbond i Groep Algemene Uitgevers. Zwróciły się one do sądu w Hadze o zakazanie funkcjonowania klubu czytelniczego, uznając, że wielokrotna odsprzedaż książek jest  piractwem. Sąd, nie bedąc pewnym, jak rozstrzygnąć sprawę, zwrócił się do TSUE.  Uznał on, że sprzedaż książki elektronicznej nie oznacza jej publicznego rozpowszechniania, lecz publiczne jej udostępnianie. W świetle unijnej dyrektywy w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym jest to zasadnicza różnica.  Sprawę skomentował Olgierd Rudak, redaktor naczelny czasopisma „Lege Artis”:

Dyrektywa jaka jest, każdy widzi i nie znajduję raczej podstaw do polemiki z poglądami TSUE. Prawo rzeczywiście rozróżnia uprawnienia klienta, który kupił książkę wydrukowaną na papierze od tego, który zapłacił za plik zawierający tę samą treść . Nie zgadzam się, że skoro egzemplarze ulegają zużyciu, to interes wydawcy polega na tym, by ograniczyć możliwość dalszej odsprzedaży plików. Może i jest to prawdą, ale wzmianki o takiej podstawie zróżnicowania w dyrektywie nie znalazłem. Skoro zaś mówimy o racjonalnej działalności biznesowej, kwestię „niezniszczalności” e-utworów każdy wydawca powinien brać pod uwagę w momencie podejmowania decyzji o wejściu na rynek. Prawo powinno nadążać za zmieniającym się światem. Trudno zrozumieć, dlaczego kupując egzemplarz w księgarni, staję się jego właścicielem, ale kupując egzemplarz cyfrowy, jestem tylko licencjobiorcą, zaś zakres moich uprawnień reguluje umowa zawarta z wydawcą, której zwykle zresztą na oczy nie widzę.

Dr Zbigniew Okoń zwraca uwagę, że wyrok TSUE nie rozwiązuje wszystkich zawiłości omawianego zagadnienia:

Kwestią nierozstrzygniętą pozostaje natomiast problem odsprzedaży urządzeń, np. czytnika książek albo smartfona z zapisanymi na nim e-bookami. Mimo wyroku TSUE w sprawie Tom Kabinet, nadal istnieją argumenty pozwalające uznać taką odsprzedaż za dopuszczalną.

A.W.K.

 

Biegły: Felieton prof. Nalaskowskiego to „subiektywne stanowisko autora”. Toruńska uczelnia umorzyła postępowanie

Biegły uznał, że felieton „Wędrowni gwałciciele” nauczyciela akademickiego z UKM nie zawiera wypowiedzi znieważających wyodrębnione grupy.

We wrześniu 2019 r. prof. Aleksander Nalaskowski został we wrześniu 2019 r. zawieszony w obowiązkach nauczyciela akademickiego za swój felieton opublikowany w numerze 34/2019 tygodnika „Sieci”. Pedagog w dosadnych słowach skrytykował w nim środowiska LGBT  i organizowane przez nie Marsze Równości. Użyte w tekście sformułowania jak „tęczowa zaraza”, czy „obleśne, grube, wytatuowane baby” dały asumpt do wystąpienia przez Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita” i działającą na rzecz środowiska LGBT „Pracowni Różnorodności” do władz Uniwersytetu Mikołaja Kopernika o wyciągnięcie konsekwencji wobec ich autora.

Obecnie jak poinformował rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika ds. nauczycieli akademickich:

Trzeba zgodzić się z opinią biegłego, że wybór felietonu jako gatunku wypowiedzi i zaprezentowania w nich swoich poglądów sprawia, że Autor miał prawo posługiwać się w nim ostrymi sformułowaniami. Pogląd taki ma wsparcie w orzecznictwie sądowym.

Co za tym idzie nie poniesienie on żadnych dalszych konsekwencji. W listopadzie 2019 r. w wywiadzie dla Radia WNET Nalaskowski stwierdził o swoim tekście:

Postąpiłem w zgodzie ze swoim sumieniem.

Mówił także o zagrożeniu wolności słowa w środowisku akademickich, bez której upada sens uniwersytetu i skarżył się na plagę plagiatów.

A.P.

NASA: Sonda TESS odkryła swoją pierwszą zamieszkiwalną planetę

TOI 700 d jest o 20 proc. większa od Ziemi, obiega gwiazdę w ciągu 37 dni, jej powierzchnia otrzymuje około 86 proc. energii, jaka pada na Ziemię ze strony Słońca.

Astronomowie z agencji NASA odkryli skalistą planetę rozmiarami zbliżonymi do Ziemi krążąca w ekosferze – czyli tzw. strefie zamieszkiwalnej, gdzie istnieją  warunki sprzyjające występowaniu wody, co jest warunkiem niezbędnym, by mogły funkcjonować organizmy żywe. Planeta została oznaczona jako TOI 700 d (TESS Object of Interest 700 d). Odkrycia dokonano za pomocą teleskopu TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite). Poinformowano o nim na 235. zjeździe American Astronomical Society w Honolulu. Zostało potwierdzone poprzez obserwacje dokonane przy użyciu Kosmicznego Teleskopu Spitzer.  Jak powiedział przedstawiciel NASA, Paul Hertz:

 TESS został zaprojektowany i wyniesiony w przestrzeń kosmiczną specjalnie w celu znalezienia planet wielkości Ziemi krążących wokół pobliskich gwiazd. Planety wokół pobliskich gwiazd są najłatwiejsze do śledzenia przy pomocy naszych teleskopów w kosmosie i na Ziemi. Znalezienie TOI 700 d jest kluczowym odkryciem naukowym dla TESS.

Kamery zamontowane na teleskopie TESS monitorują rozległe obszary nieba w poszukiwaniu sytuacji, gdy planeta przechodzi na tle tarczy swojej gwiazdy, patrząc z perspektywy satelity (tranzytów).

Gwiazda TOI 700 jest chłodnym karłem typu M. Znajduje się nieco ponad 100 lat świetlnych od Układu Słonecznego w gwiazdozbiorze nieba południowego zwanym Złotą Rybą. Gwiazda ma masę około 40 proc. masy naszego Słońca.

Początkowo została błędnie sklasyfikowana w bazie danych TESS jako bardziej podobna do naszego Słońca, co oznaczało, że planety krążące wokół niej wydawały się większe i gorętsze niż w rzeczywistości. Zmianę skomentowała Emily Gilbert z University of Chicago:

Kiedy skorygowaliśmy parametry gwiazdy, rozmiary jej planet spadły i zdaliśmy sobie sprawę, że najbardziej oddalona planeta jest wielkości Ziemi i znajduje się w strefie zamieszkiwalnej.

Gwiazdy karłowate typu M nie należą do spokojnych gwiazd. Częste rozbłyski mogą skutecznie sterylizować powierzchnie krążących wokół nich planet. Jak powiedziała jednak Emily Gilbert:

W danych zebranych w ciągu 11 miesięcy nie zaobserwowaliśmy żadnych rozbłysków gwiazdy, co zwiększa szanse, że TOI 700 d nadaje się do zamieszkania. Ułatwia to także modelowanie warunków atmosferycznych i powierzchniowych obiecującej planety.

TOI 700 d jest o około 20 proc. większa od Ziemi. Okrąża gwiazdę macierzystą co 37 dni. Badacze oszacowali, że planeta otrzymuje około 86 proc. energii otrzymywanej przez Ziemię ze strony Słońca.

Wcześniejsze misje NASA, Kepler i K2, pozwoliły znaleźć do tej pory zaledwie 12 planet, okrążających podwójne układy gwiazd. Ogółem, poza Układem Słonecznym odkryto ponad 4 tys. planet.

A.W.K.

Ambasador Iranu w Polsce: Armia USA przeprowadziła akcję terrorystyczną na gen. Sulejmanim. Muszą się wycofać z regionu

„Generał był bohaterem narodowym walki z ISIS i terroryzmem w ogóle”. Tak na środowej konferencji mówił ambasador Islamskiej Republiki Iranu w Polsce Masud Edrisi Kermanszahi.

Przedstawiciel Islamskiej Republiki podkreślał, że Stany Zjednoczone próbują oczernić wizerunek gen. Kasema Sulejmaniego. Tymczasem, jak stwierdził:

Była to osoba która poprzez swoje działania walki z ISIS uratowała życie wieku ludzi na całym świecie. Uwolniła ludzi z zagrożenia ze strony ISIS. Co by było gdyby ISIS nadal działało? Jak wyglądałby nasz region?

Stwierdził, że to Donald Trump zlecając morderstwo generała dokonał aktu terroru, dodając, że USA przyczyniły się do wzmożenia napięć na bliskim wschodzie i nie są zainteresowane pokojem.

Oni mienia się być kłamliwie przywódcami koalicji zwalczającej terroryzm. To oni sami przeprowadzili zbrodnicza akcje terrorystyczną i to  na terenie państwa trzeciego. Ta akcja była pogwałceniem prawa międzynarodowego i deklaracji założycielskiej ONZ.

Podkreśla, że „Iran nie ma z nikim żadnych problemów, z nikim nie mamy konfliktu” i nie chce wojować z żadnym krajem. Apeluje, aby państwa trzecie nie stawały po stronie Stanów Zjednoczonych i ich „spraw wyborczych”. Zaznaczał, że:

Jesteśmy na własnym terytorium i we własnym regionie. To USA przybywa z innego regionu, po to by dążyć do własnych korzyści i wywołuje wojnę.

Masud Kermanszahi zauważył, że Polskę i Iran łączą od wieków przyjazne stosunki:

Nie muszę wspominać o wieloletniej przyjaźni  z Polską. Polska od 500 lat jest naszym przyjacielem.

M.U.G./A.P.

Australia: Prawie 200 osób podejrzanych o wywoływanie pożarów

1/5 osób oskarżonych o podpalanie lasów stanowią nieletni. Za celowe podpalenie grozi w Australii 25 lat więzienia.

Jak poinformowała część polskich mediów, australijskie służby zatrzymały do tej pory 183 osoby podejrzane o działania prowadzące do szybszego rozprzestrzeniania się pożarów  od kilku miesięcy trawiących kraj. Władze stanu Nowa Południowa Walia podały, że spośród zatrzymanych 24 osoby podejrzewa się o celowe podpalenie, 53 o rozpalenie ognia w miejscach objętych zakazem, a 47 o wywołanie pożarów poprzez wyrzucenie niedopałka papierosa lub niezgaszonej zapałki. Niektórym z nich grozi kara 25 lat pozbawienia wolności. Do zatrzymań doszło w pięciu stanach: Queensland, Tasmanii, Nowej Południowej Walii, Wiktorii i Australii Południowej. Okazało się, że aż 40 podejrzanych to osoby niepełnoletnie. Niektórzy komentatorzy stwierdzają, że w takiej sytuacji jednoznaczne wiązanie pożarów ze „zmianami klimatu” nie jest oczywiste, bo za katastrofę mogą odpowiadać konkretni ludzie. Za lekkomyślne podpalenie i doprowadzenie do rozprzestrzeniania się ognia australijskie prawo przewiduje karę do 21 lat więzienia. Za celowe podpalenie grozi kara 25 lat więzienia.

Radio Zet podaje, że jednym z oskarżonych o wywołanie pożaru osób jest 19-letni wolontariusz. Chłopak miał doprowadzić do 7 pożarów w stanie Nowa Południowa Walia. Według świadków był w miejscu, w którym wybuchł ogień, a później wrócił z innym wolontariuszem, by go ugasić. 19-latek nie przyznał się do winy. Inną osobą oskarżoną o wywołanie pożaru była 19-letnia wolontariuszka. Blake Banner miała doprowadzić do 7 pożarów, również w stanie Nowa Południowa Walia. Świadkowie widzieli, jak opuszczała miejsce, w którym wybuchł ogień, a potem wróciła z innymi ochotnikami, by go ugasić. 19-latka nie przyznaje się do winy i została zwolniona za kaucją.

Tegoroczna fala pożarów w Australii rozpoczęła się bardzo wcześnie i zbiera tragiczne żniwo w skali niespotykanej w ubiegłych latach.  Temperatury w niektórych miejscach, w tym wzdłuż południowego wybrzeża Australii, przekraczały 40 stopni C. W wyniku pożarów zginęły bardzo duże ilości zwierząt. Ponad 50 tys. ludzi jest pozbawionych prądu, w części miast nie ma dostępu do wody pitnej.

W gaszeniu ognia pomagają strażacy ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Nowej Zelandii.  O gotowości pomocy zapewnił premier Mateusz Morawiecki. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik powiedział:

Stu polskich strażaków w ciągu 48 godzin będzie gotowych wyruszyć do Australii, aby walczyć z gwałtownymi pożarami lasów, jeśli ze strony australijskiej padnie sygnał o takiej potrzebie.

Chęć pomocy zadeklarowały też m.in. Francja i Rumunia.

W pożarach buszu w Australii zginęło co najmniej 25 osób, a ponad 2 tys. domów zostało zniszczonych. Według Agencji Reutera łącznie spłonęło ponad 10 milionów hektarów ziemi.

A.W.K.