Robert Biedroń zakłada partię Wiosna. Na warszawskiej konwencji założycielskiej partii przedstawił program

Wiosna, partia Roberta Biedronia, chce do 2035 r zamknąć wszystkie kopalnie w Polsce , opodatkować „tacę” kościoła katolickiego, uchwalić prawo do aborcji i powołać rzecznika przyrody. Między innymi.

Hala Torwar w Warszawie, która nie po raz pierwszy widziała kongres, czy konwencję nowej partii politycznej w Polsce, tym razem gościła w niedzielę (3 lutego) zwolenników i członków założycieli nowej partii politycznej, której liderem ma być Robert Biedroń, były prezydent Słupska, gej (co podkreślał od początku swojej politycznej kariery), związany dotychczas z SdRP, SLD i Ruchem Palikota.

Biedroń przedstawił 14 liderów partii, która będzie budować listy kandydatów do najbliższych wyborów do Europarlamentu.

W przedstawionym programie Wiosny główne akcenty położono na walkę z dotychczasowymi rozwiązaniami. I tak, do 2035 roku partia chce zamknąć wszystkie polskie kopalnie węgla, renegcjować konkordar, opodatkować „tacę” oraz z likwidować fundusz kościelny, umożliwić aborcję do 12 tygodnia ciąży, podnieść płacę minimalną (do wartości 60 proc. średniego wynagrodzenia w Polsce), rozszerzyć program 500+ oraz powołać Komisję Prawdy i Pojednania, której zadaniem będzie doprowadzenie przed Trybunał Stanu „wszystkich, którzy łamali i łamią Konstytucję”, czyli polityków Zjednoczonej Prawicy z Jarosławem Kaczyńskim na czele.

– Ostatnie lata były zimne i ponure, dostawaliśmy nieustanny konflikt, a zamiast dobra wspólnego – interes partyjny, potrzebujemy wiosny, która odnowi ten ponury krajobraz – mówił Biedroń. – Program mojej partii będzie oparty na trzech fundamentach: człowiek, wspólnota, państwo któremu ufam.

Przyszli politycy Wiosny mają w planach utworzenie Rzecznika Praw Przyrody, którego uprawnienia byłyby podobne do uprawnień Rzecznika Praw Obywatelskich, oraz przywrócenie transportu kolejowego (dotowanego z budżetu państwa) do wszystkich miejscowości, w których PKP zlikwidowało połączenia. Mają także zamiar zlikwidować Radę Mediów Narodowych. Oczywiście wprowadzenie związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych jest warunkiem koniecznym.

Lider partii „Wiosna” oświadczył, że w pierwszych miesiącach nowej kadencji Sejmu jego ugrupowanie przedstawi 13 projektów ustaw.

Będą to m.in. projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, projekt ustawy o prawie kobiet, w tym prawie do przerywania ciąży oraz projekt ustawy o wieloletniej polityce kształtowania płacy minimalnej.

I choć chwilę wcześniej groził Trybunałem Stanu politykom z drugiej strony sceny politycznej, na zakończenie dodał: „naszą najważniejszą wartością jest wspólnota, nie chcemy już więcej wojny polsko-polskiej, chcemy wzajemnego szacunku, chcemy dialogu, dlatego tutaj jesteśmy, żeby wszyscy nas usłyszeli”.

Sejm zajmie się immunitetem posła Stefana Niesiołowskiego, którego Prokuratura Krajowa chce oskarżyć o korupcję

Do Sejmu wpłynął wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu Stefanowi Niesiołowskiemu, posłowi PSL-UED wcześniej posłowi Platformy Obywatelskiej. Za pomoc miał przyjmować usługi prostytutek

Jak informuje Prokuratura Krajowa, „Łódzki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej zamierza postawić posłowi na Sejm RP Stefanowi Niesiołowskiemu zarzuty popełnienia przestępstwa o charakterze korupcyjnym. Dlatego na wniosek prowadzącego śledztwo Łódzkiego Wydziału, Prokurator Generalny przesłał do Marszałka Sejmu wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej”.

Według prokuratorów „obszerny i skrupulatnie zgromadzony materiał dowodowy, uzyskany m.in. w wyniku kontroli operacyjnej”, wskazuje na to, że Stefan Niesiołowski w związku ze sprawowaną funkcją posła w okresie od stycznia 2013 roku do końca 2015 roku wielokrotnie przyjmował korzyści osobiste w postaci usług seksualnych w zamian za działania na rzecz spółek należących do zaprzyjaźnionych z nim biznesmenów. W efekcie starań Stefana Niesiołowskiego spółki, operujące dotąd w branży restauracyjno-hotelarskiej, uzyskały intratne kontrakty na dostawy miału węglowego i fosforytów dla Grupy Azoty Zakłady Chemiczne Police S.A.

W związku z tą sprawą na polecenie Łódzkiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji zostali wczoraj (31 stycznia) zatrzymani biznesmeni Bogdan W., Wojciech K., Krzysztof  K.  Mają  oni usłyszeć zarzuty o charakterze korupcyjnym i dotyczące stręczycielstwa.

– Działania operacyjne były prowadzone w tej sprawie  od 2013 r. W ich wyniku ustalono, że Bogdan W. i Wojciech K. regularnie udzielali Stefanowi Niesiołowskiemu korzyści osobistych. Polegały one na organizowaniu i opłacaniu usług seksualnych świadczonych przez kobiety trudniące się zawodowo lub okazjonalnie prostytucją – informuje prokuratura. – Bogdan W. i Wojciech K. umawiali kobiety na spotkania ze Stefanem Niesiołowskim, organizowali miejsca, w których dochodziło do zbliżeń, organizowali transport dla kobiet i wypłacali im wynagrodzenie za usługi seksualne na rzecz posła. Do takich zdarzeń doszło co najmniej trzydziestokrotnie.

W zamian Stefan Niesiołowski miał podejmować działania na rzecz spółek należących do zaprzyjaźnionych z nim biznesmenów. Rezultatem było zawarcie przez te spółki korzystnych dla nich umów handlowych z Grupą Azoty Zakłady Chemiczne Police S.A.: w lutym 2014 roku, w sierpniu 2015 roku i we wrześniu 2015 roku. Ich łączna wartość sięgała 13 milionów złotych.

Z ustaleń śledztwa wynika, że zawarcie umów było możliwe z uwagi na fakt, iż ówczesny prezes Grupy, będąc protegowanym posła, czuł się wobec niego zobowiązany. Dlatego osobiście podejmował starania w interesie spółek należących do biznesmenów zaprzyjaźnionych ze Stefanem Niesiołowskim.

Poseł Niesiołowski miał ponadto podjąć starania, by w Urzędzie Miasta Łodzi została zatrudniona osoba  wskazana przez jego znajomego biznesmena Wojciecha K.

Niesiołowski od wczoraj wielokrotnie zaprzeczał i propozycjom korupcyjnym i intensywnym zabawom w towarzystwie pań lekkich obyczajów.

Stefan Niesiołowski zasłynął tym, że w czasie kryzysu finansowego, który przełożył się na trudną sytuację ekonomiczną Polaków, poradził tym najmniej zamożnym, aby jedli szczaw i mirabelki.

Gospodarka. Magazyny rosną na Górnym Śląsku, w Polsce Centralnej i Wschodniej. W budowie jest prawie 2 mln metrów kw.

Prawie pół miliona metrów kw. powierzchni magazynowej powstaje na Górnym Śląsku, po 200-300 tys. w Polsce Centralnej, Wschodniej i w rejonie Wrocławia. Wzrost powierzchni magazynowej jest rekordowy

Łącznie w całej Polsce w budowie jest prawie 2 mln metrów kw. – wynika z najnowszego raportu CBRE „Market  View:  Polski  rynek  logistyczny po  IV  kw.  2018”. Na koniec minionego roku wzrost powierzchni magazynowej zbliżył się do rekordowego poziomu z 2017 r. W Polsce przybyło niemal 2,2 mln metrów kw. powierzchni, łącznie magazyny zajmują już 15,7 mln metrów kw. Wszystko wskazuje na to, że takie tempo wzrostu utrzyma się w najbliższych miesiącach.

– Rynek magazynowy nie przestaje rozwijać się w stabilnym, ale szybkim tempie. W minionym roku w utrzymaniu tego tempa nie przeszkodziły nawet wyższe koszty budowy i siły roboczej. Widzimy, że deweloperzy magazynowi są mocno zainteresowani nawet działkami w mniejszych miejscowościach, takich z 100-200 tys. mieszkańcami, na przykład na północy kraju czy w rejonie Poznania. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie rynek będzie rozwijał się w podobnym tempie. Konkurencyjność polskiego rynku przemysłowo-logistycznego na tle innych państw europejskich, w szczególności w CEE, nadal jest wysoka. Rynek napędzać będzie wzmacniająca się branża e-commerce – zauważymy to w transakcjach dla sektora logistyki i sieci handlowych – mówi Beata Hryniewska, szef Działu Powierzchni Magazynowych i Logistyki CBRE.

Jest dużo, a będzie jeszcze więcej

Obecnie w całej Polsce w budowie jest prawie 2 mln metrów kw. powierzchni magazynowej. Najwięcej na Górnym Śląsku – 488 tys. metrów kw., 295 tys. metrów kw. w Polsce Centralnej, 258 tys. metrów kw. we Wschodniej i 215 tys. metrów kw. w rejonie Wrocławia. Większość jest już objęta umowami najmu, tylko jedna trzecia jest budowana spekulacyjnie – bez umów najmu. Analizy rynku wskazują, że większość z tej powierzchni zostanie zajęta przez wspomniane już wcześniej branże handlu elektronicznego, logistykę, ale również firmy z sektora automotive.

Mimo dużej ilości nowej przestrzeni zapotrzebowanie nie zmniejsza się, poziom pustostanów utrzymuje się na niskim, stałym poziomie, ok. 5 proc. Największy jest w Warszawie, w której niewynajętych pozostaje ok. 9 proc. magazynów. Kolejny sezon z rzędu wolnej przestrzeni logistycznej brakuje w Polsce Zachodniej – jej dostępność tam jest bliska zeru.

Centrum urosło najbardziej

Łączna ilość powierzchni magazynowej na koniec IV kw. 2018 r. wyniosła 15,7 mln metrów kw. – mamy jej dwa razy więcej niż Czechy i sześć razy tyle, co Słowacja. W 2018 r. roku do użytku najemcom zostało oddane prawie 2,2 mln metrów kw. Do tak wysokiego wyniku przyczyniło się oddanie takich inwestycji jak m.in. Hillwood BTS Zalando Głuchów i Panattoni Park Stryków III, kolejnych etapów Central European Logistics Hub oraz pierwszej części centrum dystrybucyjnego dedykowanego Leroy Merlin w Piątku.

Rynek rozwijał się w szybkim tempie we wszystkich regionach, jednak najbardziej wyróżniła się Polska Centralna, gdzie deweloperzy oddali do użytku ponad 730 tys. metrów kw. nowoczesnej powierzchni magazynowej – to aż jedna trzecia całej powierzchni oddanej w 2018 r. Najmniej aktywnym regionem była Warszawa Miasto, którego zasoby powiększyły się tylko o 25 tys. metrów kw. W tym regionie oddany został City Logistics Warsaw I, wpisujący się w obecne trendy magazynów “logistyki miejskiej”. To sektor, który od jakiegoś czasu intensywnie się rozwija, odpowiadając na zapotrzebowanie sektora handlu elektronicznego. Projekty tego typu powstały lub powstają w centrach największych ośrodków magazynowych w Polsce – Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Gdańsku i Szczecinie.

Badania: Chcemy zamienić Ukrainę na Polskę bardziej, niż zarobić – przyznaje tak 8 na 10 Ukraińców pracujących w Polsce

Aż 80 proc. Ukraińców przyjeżdżających do Polski jako najważniejszą motywację wskazuje zmianę kraju zamieszkania – mówią badania Personnel Service, przeprowadzone na Ukraińcach pracujących w Polsce

Ten aspekt wyprzedza nawet pobudki typowo finansowe czy polityczne, związane z brakiem pracy na Ukrainie czy niestabilną sytuacją w kraju.

– Ukraińcy chętnie przyjeżdżają do Polski, bo nasz kraj ma zdecydowanie wyższy poziom życia, lepsze perspektywy, możliwości rozwoju dla nich i ich rodzin – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, ekspert rynku pracy. –  Są nam bliscy kulturowo i dobrze się czują w naszym kraju. Zachęcanie ich do pozostawania u nas dłużej jest korzystne także z perspektywy polskiego rynku pracy, który coraz bardziej konkuruje o kadrę z Ukrainy z gospodarkami Czech, Węgier, Słowaków czy Niemców. Prawie 100 proc. rodzimych przedsiębiorców lubi pracowników ze Wschodu, większość zatrudnia ich równie chętnie, co Polaków. Dlatego interesy obu stron są spójne, a o ich realizację powinniśmy lepiej zadbać wprowadzając kolejne zmiany w prawie

W kolejce po nowe życie

Dla większości przyjeżdżających do nas Ukraińców cel zarobkowy jest celem pośrednim – tak naprawdę ruszają do Polski, aby zmienić swoje życie zmieniając kraj zamieszkania. Wskazuje na to aż 80 proc. naszych sąsiadów ze Wschodu pracujących w Polsce, pytanych przez Personnel Service. Na brak normalnej pracy, czy niskie zarobki jako bezpośredni powód przyjazdu wskazuje jedynie 7 proc.. Trzeba pamiętać, że w wyniku konfliktu na wschodzie Ukrainy wiele miejsc pracy zniknęło, zostawiając bez źródła utrzymania od kilku do nawet kilkunastu tysięcy pracowników.

Około 5 proc. Ukraińców liczy przede wszystkim na to, że przyjazd do Polski pomoże rozwiązać ich problemy finansowe i rodzin. Kolejne 5 proc. wskazuje na względy polityczne – niestabilną sytuację gospodarczą i społeczną w kraju – wielu naszych wschodnich sąsiadów nie chce budować swojego życia i inwestować w miejscu, które nie zapewnia długofalowego poczucia bezpieczeństwa.

Chcą rozwijać biznes

Jak przyznają eksperci Personnel Service, część przyjeżdżających do nas Ukraińców myśli o tym, by w przyszłości założyć w Polsce nawet mały biznes, taki jak np. kawiarnia, restauracja. Z Ukrainy często wyjeżdżają ci najbardziej przedsiębiorczy, którzy mieli już do czynienia z biznesem. Zamiast inwestować siły, czas i pieniądze w rozwój firmy na Ukrainie, często woleliby zostać u nas i tu wykorzystywać swój potencjał, korzystając z większego spokoju gospodarczo-społecznego.

– Powinniśmy zachęcać Ukraińców do osiedlania się w Polsce. Pozostając w naszym kraju na dłużej, przyczyniliby się jeszcze bardziej do wzrostu naszego PKB – mówi Krzysztof Inglot. – Dobrze się czujemy w swoim towarzystwie, język którym mówimy jest zbliżony. Ukraińcy uczą się go bardzo szybko. Powinniśmy to wykorzystać by lepiej integrować pracujących w Polsce Ukraińców.

InfoDOK: Rekordowa liczba zastrzeżeń dokumentów tożsamości – ponad 150 tys. dowodów, paszportów i praw jazdy

W 2018 r. zastrzeżono aż 150,7 tys. dowodów osobistych, paszportów i praw jazdy. To – jak informuje najnowszy raport InfoDOK – rekord w dotychczasowej historii bazy dokumentów zastrzeżonych

W 2018 r. w międzybankowej bazie danych dokumentów tożsamości, które zostały utracone przez ich właścicieli i mogące być wykorzystane np. do wyłudzenia kredytu zastrzeżono aż 150,7 tys. dowodów osobistych, paszportów i praw jazdy. To rekordowa liczba w całej historii Systemu DOKUMENTY ZASTRZEŻONE. W tym samym okresie z banków próbowano wyłudzić 5,4 tys. kredytów na łączną kwotę ponad 361 milionów złotych – wynika z najnowszego Raportu o dokumentach infoDOK.

Tylko w IV kwartale 2018 r. baza Systemu DZ wzrosła dokładnie o 32 866 szt. i zawierała na koniec grudnia 1.704.839 szt. dokumentów zastrzeżonych z powodu ich zagubienia lub kradzieży. Z drugiej strony przestępcy próbowali wyłudzić 1.624 kredyty o łącznej wartości 51,7 mln złotych.

– Rośnie świadomość potrzeby ochrony własnej tożsamości oraz znajomość narzędzi, które służą zabezpieczeniu się przed wykorzystaniem naszych danych do celów przestępczych – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. – Wśród nich jednym z najważniejszych jest System Dokumenty Zastrzeżone. Wystarczy zgłosić utracony dokument w jednym banku, aby w ciągu kilku minut informacja o tym trafiła do wszystkich uczestników Systemu – a nie są to tylko banki, ale także firmy pożyczkowe, operatorzy telefonii komórkowych i wiele innych. Taki dokument po zastrzeżeniu staje się dla przestępców praktycznie bezużyteczny.

W czasie ostatnich 11-tu lat prowadzenia tego projektu zablokowano łącznie prawie 80 tys. prób wyłudzeń kredytów o łącznej kwocie przekraczającej 4,4 miliarda złotych. Statystycznie codziennie banki blokują 20 prób, w których przestępcy chcą ukraść 1,1 miliona złotych.

– Dlatego tak istotne jest to, żebyśmy wszyscy zgłaszali w bankach fakt utraty dokumentu – nawet, jeżeli nie mamy konta, są banki, które przyjmują zastrzeżenia także od osób, które nie są ich klientami. Lista takich banków jest dostępna na stronie www.DokumentyZastrzezone.pl – dodaje Dariusz Kozłowski, wiceprezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji.

Banki bronią się przed przygotowywanym w Kancelarii Prezydenta RP projektem ustawy dot. pomocy frankowiczom

Ta liberalizacja poszła za daleko. Przeistacza się w swoiste rozdawnictwo cudzych pieniędzy. Mówimy o automatycznym umarzaniu dużych kwot, które są i tak już nie oprocentowane – mówi Jerzy Bańka z ZBP

Związek Banków Polskich, który w dyskusji o zmianach dotyczących obszaru bankowości w Polsce, przygotowany właśnie projekt ustawy dotyczący kredytów frankowych uważa za „niesprawiedliwy i niebezpieczny”. Co więcej – w ocenie ZBP prezydencki projekt ustawy jest zbyt liberalny. Pomoc, zdaniem bankowców, powinna dotyczyć tylko osób, które mają trudności ze spłatą kredytu.

Ustawa, która tak przeraża działające nad Wisłą banki zakłada zmiany polegające m.in. na liberalizacji zapisów w części dotyczących funduszów wsparcia, poprzez rozszerzenie możliwości pomocy, wydłużenie okresu i zwiększenie kwot wsparcia dla osób, które albo utraciły pracę albo posiadają  niskie dochody z różnych przyczyn, także losowych. ZBP wskazywał w swoich oświadczeniach, że wspiera takie działania jako, że w przypadku wieloletnich kredytów mieszkaniowych mogą  występować takie sytuacje.

– Jednakże co do samego projektu w części dotyczącej wsparcia, w naszej ocenie, ta liberalizacja poszła za daleko. Tak na prawdę przeistacza się w swoiste rozdawnictwo cudzych pieniędzy, bowiem należy tak nazwać te przepisy, które odnoszą się do automatycznego umarzania dużych kwot pożyczek, które są i tak już nie oprocentowane, wieloletnie, co samo w sobie stanowi daleko idące wsparcie – mówi Jerzy Bańka, wiceprezes ZBP.

Zdaniem Krzysztofa Pietraszkiewicza, szefa związku, projektowana ustawa nie może być niesprawiedliwa, przywilejująca  jedną grupę kredytobiorców. Z pośród prawie 2,4 mln kredytobiorców mieszkaniowych, więcej kłopotów ze spłatą kredytów mają ci co zaciągnęli je w złotówkach niż ci we frankach szwajcarskich.

– Jeśli mamy dokonywać zmian, opowiadamy się za mechanizmem wsparcia, ale trzeba najpierw dokonać analizy, jaka jest sytuacja klientów banków, bo w ostateczności to oni zapłacą za tę pomoc w postaci np. droższych usług bankowych – uważa Pietraszkiewicz. – Prezydencki projekt jest niebezpieczny dla stabilności sektora bankowego i dla finansowania rozwoju polskiej gospodarki.

Szacunki bankierów mówią, że pomoc frankowiczom będzie dla nich obciążeniem na poziomie 2,5-3,2 mld zł rocznie.

Problem kredytów frankowych dotyczy niemal kilkuset tys. rodzin w Polsce, które wzięły kredyty mieszkaniowe w niekorzystnym momencie. Większość z nich brała kredyty w obcej walucie, bo pracownicy banków mówili im, że w innym wypadku kredytu nie otrzymają. Z czasem okazało się, że interes w tym miały wyłącznie banki.

Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało m.in. Bartłomieja M., byłego rzecznika prasowego MON. W tle korupcja w PGZ

Jak informuje CBA w śledztwie dotyczącym korupcji a związanym z polskim przemysłem zbrojeniowym służby zatrzymały sześć osób, w tym b. polityków i członków zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali sześć osób w śledztwie dotyczącym doprowadzenia Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej. Wśród zatrzymanych jest m.in. Bartłomiej M., były szef gabinetu politycznego resortu obrony w czasach Antoniego Macierewicza.

– Wśród zatrzymanych jest były szef gabinetu politycznego MON Bartłomiej M., były członek zarządu spółki PGZ S.A. Radosław O., były parlamentarzysta Mariusz Antoni K., a także trzej byli pracownicy MON oraz spółki PGZ. Wszyscy zatrzymani zostaną przewiezieni do Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu, gdzie usłyszą zarzuty. W związku z zatrzymaniami funkcjonariusze CBA prowadzą przeszukania ponad 30 lokalizacji – informuje komunikat służb prasowych CBA.

Śledztwo, prowadzone na podstawie materiałów własnych CBA, dotyczy niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez spółkę PGZ S.A. W ocenie śledczych doszło do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej.

Trump podpisał porozumienie z demokratami i ustawę zapewniającą finansowanie rządu federalnego. Ale muru nie odpuszcza

Najdłuższy w historii USA „shutdown” zakończył się, ale jeżeli Biały Dom nie dostanie pieniędzy na budowę muru na granicy z Meksykiem, częściowe zawieszenie rządu może wrócić po 15 lutego.

W piątek Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych podpisał ustawę, która umożliwia funkcjonowanie rządu federalnego. Stało się tak po negocjacjach Białego Domu z Kongresem. Ustawę jednogłośnie przegłosowały Senat i Izba Reprezentantów w USA.

„Shutdown” – najdłuższy w historii USA – trwał 35 dni i wynikał z braku porozumienia między Donaldem Trumpem a demokratami, którzy nie chcą zgodzić się na to, aby w budżecie centralnym znalazły się pieniądze na budowę muru na granicy między USA a Meksykiem. Obecne porozumienie jest podpisane do 15 lutego. Jeżeli do tego czasu Trump i obie izby parlamentu nie dogadają się w sprawie muru, działalność rządu federalnego znów zostanie zawieszona.

Trump domaga się od Kongresu 5,7 mld dolarów na realizację tego projektu. Był w końcu sztandarową obietnicą prezydenta w kampanii wyborczej w 2016 roku.

– Jestem bardzo dumny, że ogłaszam dziś, iż osiągnęliśmy porozumienie, by zakończyć shutdown i wznowić działania rządu federalnego – ogłosił prezydent w Białym Domu. Dodał, że z muru nie zrezygnuje, nawet jeżeli będzie musiał w tej sprawie wprowadzić stan wyjątkowy w kraju.

Budowa spornego muru jest – jak informuje Donald Trump – częścią ostatecznego planu bezpieczeństwa. Jego celem będzie trzymanie narkotyków i przestępców z dala od USA.

W związku z „shutdownem” funduszy na bieżącą działalność nie otrzymywało 9 z 15 departamentów reprezentowanych w gabinecie, m.in. Departament Stanu, rolnictwa, bezpieczeństwa wewnętrznego, transportu i sprawiedliwości.

800 tys. amerykańskich urzędników zostało wysłanych na urlopy, lub musiało pracować bez wynagrodzenia.

Deutsche Bank nieprecyzyjnie określa wysokość kursów walut obcych i możliwości ich zmiany. Teraz za to słono zapłaci

Siedem milionów złotych kary zapłaci Deutsche Bank Polska za klauzule niedozwolone we wzorcach umów kredytów we franku szwajcarskim lub euro. Kary możliwe dla innych banków w Polsce

Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydał decyzję, w której uznał za niedozwolone trzy klauzule stosowane przez Deutsche Bank Polska. Zakazał też ich wykorzystywania. Postępowanie przeciwko bankowi urząd wszczął w maju 2017 r. Klauzule, które kwestionuje UOKiK, znajdują się we wzorcach umów, aneksach, regulaminach kredytów denominowanych do CHF lub EUR. Postanowienia kwestionowane przez prezesa UOKiK dotyczą wyliczania wysokości kursów walut i zasad wykonywania umów kredytu przez konsumentów.

Pierwsza klauzula dotyczy nieprecyzyjnych i niejednoznacznych zasad ustalania kursów walut obcych. Np. bank określał je w oparciu o średni kurs walutowy z rynku forex, najpóźniej do godz. 09:30. Nie wiadomo jednak, co rozumie pod tym pojęciem, na jakiej stronie konsument może znaleźć dane z rynku forex, kursy z której godziny bank będzie brać pod uwagę.

– Takie klauzule są ważne dla osób, które mają kredyty hipoteczne w walutach obcych. Jeżeli byłyby jasne, precyzyjne, konkretne, to klient banku wiedziałby w odpowiednim momencie, ratę w jakiej wysokości zapłaci. W tym przypadku nie mógł sam zweryfikować, jak Deutsche Bank Polska oszacował wysokość kursu waluty obcej – uważa Marek Niechciał, prezes UOKiK.

Urząd uznał za niedozwolone również dwie klauzule dotyczące zmiany kursów walut obcych. Przykładowo, na podstawie jednej z nich bank mógł zmieniać wysokość spreadu walutowego raz w miesiącu i gdy wystąpią określone czynniki. Nie określał jednak do jakiej wysokości, więc mógł go podwyższać dowolnie oraz w wybranym przez siebie czasie. Poza tym konsumentowi byłoby bardzo trudno zweryfikować, czy rzeczywiście zmieniły się określone przez bank parametry, byłoby to wręcz niemożliwe.

Klauzule, które prezes UOKiK uznał za niedozwolone, są wymienione w decyzji. Na Deutsche Bank Polska urząd nałożył prawie 7 mln zł kary (6 982 145 zł). Prezes UOKiK nakazał bankowi wysłanie konsumentom listów, w których ma poinformować o decyzji. Rozstrzygniecie urzędu nie jest prawomocne, ponieważ Deutsche Bank Polska może się odwołać do sądu.

Prawomocne decyzje UOKiK mają charakter prejudykatu w postępowaniu sądowym. Oznacza to, że ustalenia urzędu co do tego, że postanowienie jest abuzywne, są dla sądu wiążące. Rozstrzygając sprawy indywidualne, sąd nie powinien ponownie oceniać tych samych postanowień pod kątem ich niedozwolonego charakteru. Konsumenci, którzy zawarli umowy z Deutsche Bank Polska, będą mogli się powołać na prawomocną decyzję UOKiK, gdy będą chcieli dochodzić swoich praw w sądzie.

Prezes UOKiK sprawdza sposób ustalania kursów walut jeszcze w 8 bankach. Postępowania zostały wszczęte po skargach konsumentów. Działania UOKiK dotyczą jeszcze: Getin Noble Bank, Raiffeisen Bank International AG (wcześniej: Raiffeisen Bank Polska), BGŻ BNP Paribas, Santander Bank Polska (wcześniej: BZ WBK), Bank Millennium, PKO BP, BPH, Pekao S.A.

Czy zabójstwo Pawła Adamowicza ujawniło słabość państwa? – Raczej słabość wymiaru sprawiedliwości – mówią eksperci

Niski wyrok skazujący za napady z bronią w ręku na banki, który dostał zabójca Pawła Adamowicza jest ewenementem w skali europejskiej. I – pośrednio – powodem tragedii, która wydarzyła się w styczniu.

Stefan W., który 13 stycznia zabił prezydenta Gdańska podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy popełnił zbrodnię niedługo po wyjściu z więzienia. Spędził w nim wyrok 5,5 roku pozbawienia wolności za cztery napady na banki i SKOK-i w Trójmieście. Napadów zawsze dokonywał w ten sam sposób – pracowników terroryzował bronią. I choć nie była to broń ostra (pistolety gazowe i wiatrówka), były to napady z bronią w ręku – również zdaniem sędziów. W więzieniu zdiagnozowano u niego schizofrenię. Mimo jego deklaracji, że po wyjściu zamierza popełnić jakieś spektakularne przestępstwo, mógł przygotować się do morderstwa i zabić.

Na tapecie polityków opozycji pojawiła się teza, że winę za to ponosi Służba Więzienna, która dostała od policji informację o jego niesprecyzowanych przestępczych planach. Problem w tym, że Służba Więzienna nie mogła zrobić nic. Policja, która otrzymała informację od więzienników, na temat wyjścia przestępcy oraz informacje dotyczące jego stanu psychicznego także nic nie zrobiła.

To nie wina więzienia, i nie policji

– Trzeba wszystko uporządkować – mówi Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa, polski policjant, pisarz, publicysta, komentator medialny, nauczyciel akademicki, czołowy negocjator policyjny w III RP. – Przede wszystkim należy pamiętać, że Służba Więzienna może trzymać w więzieniu do końca wyroku. To nie jest instytucja, która może zrobić więcej, niż realizować wyroki sądów. Kiedy wyrok się kończy, kończy się również rola Służby Więziennej. Człowiek wychodzi na wolność i jest wolny – również w zakresie podejmowania decyzji.

Zdaniem Lorantego pięcioipółletni pobyt Stefana W. w więzieniu świadczy o tym, że nie tylko odbywał karę pozbawienia wolności, ale był również diagnozowany lekarsko i przechodził resocjalizację.

– Dopiero badania w więzieniu ujawniły jego chorobę. Był leczony. Ale skończył się wyrok i wyszedł na wolność – opowiada Dariusz Loranty. – Policja też niewiele mogła zrobić. Miała związane ręce, praktycznie żadnej możliwości działania. W PRL-u walczyliśmy wszyscy o to, żeby policja nie miała takich uprawnień, które będą w sprzeczności z wolnościami obywatelskimi. Dotyczy to również wolności osób, które właśnie wyszły z więzienia.

Stefana W. nie można było skierować na przymusowe leczenie – o tym zawsze decyduje sąd. Nie spełniał również warunków, do umieszczenia go w ośrodku dla „bestii” w Gostyninie.

Czy morderca Pawła Adamowicza wyszedłby inny, gdyby za napady na banki spędził w więzieniu więcej czasu? Paradoksalnie właśnie tak.

Zaskakująco niskie wyroki

Wyrok, który otrzymał pięć lat temu był – jak za takie przestępstwa – niewysoki (maksymalna kara za napaść z bronią w ręku to 15 lat więzienia). Takie wyroki nie zdarzają się nigdzie indziej w Unii Europejskiej, szczególnie za napady na banki. Napad na zwykły sklep kończy się zwykle wyrokiem nie mniejszym niż 10 lat. Banki? Tu zdarzają się nawet wyroki bezwzględnego dożywocia.

Oto za napad z nożem w ręku na polski sklep w Wielkiej Brytanii brytyjski Sąd skazał na początku 2015 roku dwóch Arabów na kilkanaście lat więzienia.

W ubiegłym roku do brytyjskiego więzienia trafiło dwoje Polaków za napad z bronią w ręku ma studio nagraniowe w Birmingham. 36-letnia Anna S. i 32-letni Paweł S. sterroryzowali bronią dwie osoby. Polka została skazana na 9 lat więzienia, natomiast jej wspólnik spędzi za kratami 11 lat.

Za napad na pociąg pocztowy w latach 60. XX wieku, którego dopuścił się gang Ronalda Biggsa brytyjski Sąd skazał wszystkich członków napadu łącznie na 307 lat więzienia. Proces Biggsa trwal siedem dni i skończył sie dla niego wyrokiem bezwzględnego więzienia na okres 30 lat. Najniższy wyrok, jaki otrzymał jeden z napastników to 20 lat więzienia.

Zachód radzi sobie również z przestępcami odwołującymi się do polityki. Niedoszły zabójca Theresy May (złapany na planowaniu zamachu) został skazany na bezwzględne dożywocie. Sędzia uznał go za osobę „bardzo niebezpieczną i niezdolną do resocjalizacji”.

Jak wielu bandytów po niskich wyrokach chodzi po polskich ulicach? To ma zostać zbadane. Sędziowie pilnując swojej niezależności nie pozwalają nie tylko na sprawdzanie ich orzeczeń i wyroków, ale – przede wszystkim – na krytykowanie ich. Jest, jak tłumaczą, elementem sędziowskiej niezawisłości zagwarantowanej Konstytucją.