15 sierpnia/ Bitwa Warszawska,18. bitwa decydująca o losach świata. 97. rocznica „Cudu nad Wisłą”, który uratował Europę

W 1920 r. ważyły się losy Europy. Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej zadecydowało o zachowaniu przez Polskę niepodległości oraz przekreśliło plany rozprzestrzenienia się pożogi rewolucyjnej na Zachód.

Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej jest wciąż niedoceniane zarówno w Polsce, jak i na zachodzie Europy. O znaczeniu tego starcia rozpisywał się ambasador brytyjski w II RP, lord  Edgar D’Abernon, który nazwał ją 18. decydującą o losach świata bitwą, umieszczając ją wśród takich starć zbrojnych, jak: bitwa pod Maratonem (490 r. p.n.e.), Poitiers (732 r.) czy Waterloo (1815 r.). Ubolewał nad brakiem uznania dla niej i apelował do pisarzy politycznych, aby wytłumaczyli „europejskiej opinii publicznej, że w 1920 r. Europę zbawiła Polska”.

Przełomowa dla losów świata a niedoceniana

Znaczenie Bitwy Warszawskiej jest wciąż obiektem badań historycznych. Lord Edgar Vincent D’Abernon w jednym z artykułów opublikowanych w sierpniu 1930 r. pisał:

„Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione… Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji”.

Francuski generał Louis Faury w jednym z artykułów w 1928 r. porównał Bitwę Warszawską do bitwy pod Wiedniem: „Przed dwustu laty Polska pod murami Wiednia uratowała świat chrześcijański od niebezpieczeństwa tureckiego; nad Wisłą i nad Niemnem szlachetny ten naród oddał ponownie światu cywilizowanemu usługę, którą nie dość doceniono”.

Z kolei brytyjski historyk J.F.C. Fuller napisał w książce „Bitwa pod Warszawą 1920”: „Osłaniając centralną Europę od zarazy marksistowskiej, Bitwa Warszawska cofnęła wskazówki bolszewickiego zegara (…), zatamowała potencjalny wybuch niezadowolenia społecznego na Zachodzie, niwecząc prawie eksperyment bolszewików”.

Rozwadowski czy Piłsudski?

Simon Goodough, znany popularyzator historii wojen i wojskowości, w wydanej w 1979 r. książce „Tactical Genius in Battle” w uznaniu talentów dowódczych Józefa Piłsudskiego postawił go w kręgu zwycięzców 27 największych bitew w dziejach świata. Wymienił go w szeregu takich strategów, jak Temistokles, Aleksander Wielki, Cezar, Gustaw Adolf czy Kondeusz.

Co prawda autorstwo genialnego manewru oskrzydlającego do tej pory budzi kontrowersje wśród historyków. Zresztą już w 1920 roku wybuchły spory  o autorstwo planu Bitwy Warszawskiej i miano zwycięzcy. Marszałek Piłsudski uważał siebie za konstruktora warszawskiego zwycięstwa. Istnieje jednak szereg dowodów potwierdzających fatalną kondycję psychiczną naczelnego wodza w decydujących chwilach bitwy.

Ponadto na wszystkich rozkazach operacyjnych od 12 do 16 sierpnia widnieje podpis gen. Rozwadowskiego, który przez część historyków uważany jest za głównego architekta zwycięstwa nad bolszewikami. Dodatkowo kontrowersje wzbudza fakt, że Piłsudski 12 sierpnia na ręce premiera Witosa złożył dymisję z piastowanych stanowisk i udał się do majątku Bobowa, do swoich córek i przyszłej żony Aleksandry.

Same rozkazy operacyjne, wykształcenie, umiejętność planowania przemawiają za Rozwadowskim, jednak list z 15 sierpnia wskazywałby na Piłsudskiego. Nie zmienia to faktu, że Polska odniosła zwycięstwo dzięki zgodnej współpracy naczelnego dowództwa, które w czasie krytycznym dla kraju potrafiło schować urazy i osobiste niechęci.

W historii sztuki wojennej Bitwa Warszawska jest jednak przykładem rozstrzygającego manewru, którego efekt końcowy osiągnięty został myślą przewodnią dowódcy, rzetelną pracą sztabu oraz wysokimi umiejętnościami oficerów i żołnierzy na polu walki.

Sowieci Bitwę Warszawską rozliczyli „wielką czystką” 1937 r.

Po stronie rosyjskiej już zaraz po klęsce Tuchaczewski wraz z innymi oficerami obarczył winą nie kogo innego, jak Stalina. Natomiast oficerowie: Szaposznikow, Budionny, Tuleniew, Golikow, Timoszenko, Woroszyłow, twierdzili,  że osobista odpowiedzialność spada na Tuchaczewskiego, który źle zorganizował operację zdobycia Warszawy.

Znamiennym jest, że wszyscy ci oficerowie przeżyli rok 1937, dosłużyli się wysokich stopni i dożyli długich lat. Ci zaś, którzy wskazywali, że winien jest Stalin, zakończyli swój żywot wraz z marszałkiem Tuchaczewskim w 1937 r., w ramach tzw. wielkiej czystki, podczas której zginęły setki tysięcy Polaków.

Opracowała Monika Rotulska

Zmarł profesor Bogusław Wolniewicz, patriota o niezłomnym charakterze, który dążył do prawdy

W wieku 89 lat zmarł prof. Bogusław Wolniewicz, wybitny filozof i logik, publicysta, republikanin, jeden z najwybitniejszych umysłów polskiej prawicy, barwna postać debaty publicznej, krytyk UE.

Niezłomny charakter i dążenie do prawdy, które przeważało nad wszystkim – tak o profesorze Wolniewiczu mówi jego uczeń dr Paweł Okołowski z Instytutu Filozofii UW. To, co wyróżniało profesora, to dążenie do prawdy, niezłomny charakter i patriotyzm.

Prof. Wolniewicz urodził się 22 września 1927 r. w Toruniu. Był synem działacza narodowego zamordowanego przez Niemców. W 1951 roku obronił tytuł magistra filozofii, w ’62 – docenta, a w ’90 – profesora. Przez większość zawodowego życia był związany z Instytutem Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Profesor Wolniewicz był twórcą ontologii sytuacji, tłumaczem i komentatorem dzieł Ludwiga Wittgensteina. Ceniony na świecie, już od lat 60. prowadził gościnne wykłady między innymi w USA i Wielkiej Brytanii.

Od 1956 roku do 1981 roku był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Był krytyczny wobec wejścia Polski do Unii Europejskiej. Szczególnie dbał o obronę zagrożonych wartości europejskich. W ostatnich latach związany z Radiem Maryja, gościł w TV Trwam, gdzie komentował wydarzenia społeczne i polityczne, znany z radykalnej krytyki Unii Europejskiej. Publikował teksty m.in. w „Naszym Dzienniku”. Był również gościem Radia Wnet, gdzie komentował aktualne wydarzenia, i wykładowcą Akademii Wnet.

Choć w wielu kwestiach identyfikował się z konserwatywnym sposobem myślenia, to istniały zagadnienia, w sprawie których prof. Wolniewicz zajmował stanowisko, które nie było kojarzone z prawicowym paradygmatem. Tak było np. w przypadku eutanazji, której filozof był zwolennikiem, czy kwestii istnienia Boga, w której prof. Wolniewicz zajmował stanowisko agnostyczne, równocześnie negując możliwość ludzkiego życia po śmierci.

[related id=”33628″]Wśród ekspertów uchodził za jednego z najwybitniejszych specjalistów od filozofii tzw. pierwszego Ludwiga Wittgensteina, czyli tej opisanej przez austriackiego filozofa w „Traktacie logiczno-filozoficznym”.

„Mówiąc za Platonem, że dusza ludzka zmierza do prawdy, to w przypadku profesora Wolniewicza ja bym powiedział, że jego dusza zmierzała do prawdy. Był to człowiek, który kochał przede wszystkim prawdę, a prawda jest wielką wartością naszej cywilizacji. Są też inne wartości równie wielkie i czasem wchodzą one ze sobą w konflikt. Jest także tak, że prawda może kłócić się z dobrem i tutaj Wolniewicz był rozdarty. Miał jednak taką konstrukcję, że dążenie do prawdy przeważało nad wszystkim. Był zdania, że we wszystkich sferach życia prawda najlepiej służy” – powiedział dr Paweł Okołowski.
Dodał, że prof. Wolniewicz wskazywał na to np. w kontekście relacji polsko-ukraińskich, które – według niego – powinny być oparte właśnie na prawdzie, na ujawnieniu wszystkiego i rozliczeniu z historią.

Jak podkreślił, właśnie to dążenie do prawdy profesora, które miało wręcz „absolutystyczny charakter”, powodowało, że wielu ludzi do siebie zrażał. „W tym dążeniu profesor przypominał filozofów ze starożytności czy średniowiecza’.

Jako drugą cechę charakterystyczną dla prof. Wolniewicza dr Okołowski wymienił niezłomny charakter.
– Zadaliśmy mu pytanie o zdrowie, wyrażając przy tym zdziwienie, że on cały czas pracuje, ale on powiedział, że tym, co go trzyma przy życiu, bo wszystko ma chore, to jest walka. Niezłomny charakter i walka to są dwa czynniki, które, jak myślę, są wystarczające do tego, by wielu ludzi do siebie zrazić – jednej strony relatywistów, a drugiej konformistów – powiedział.

Dr Okołowski zwrócił uwagę, że prof. Wolniewiczowi zarzucano konformizm, że krytykowano go za przeszłość, czyli przynależność do PZPR, za wypowiedzi, których udzielał np. w Radiu Maryja.
– To nie był konformizm, tylko realizm. Profesor atarał się wybierać takie platformy, które pozwalałyby mu nagłośnić sprawy, które tego wymagają, trafić do ludzi. Nie chodziło mu o poklask czy sławę. Starał się tak ustawiać, by jego głos był słyszalny. Był społecznikiem, patriotą, nie zamykał się w wieży z kości słoniowej. On rozumiał interes narodu, dobro Polski i starał się w tych sprawach zabierać publicznie głos – podkreślił.

Paweł Okołowski przyznał, że czynił starania, by dodatkowo uhonorować odznaczeniem państwowym prof. Wolniewicza. Jak relacjonował, gdy Wolniewicz się o tym dowiedział, stwierdził, że „będzie z tego więcej kłopotów niż radości” i że jemu nie jest to potrzebne”.

Monika Rotulska/PAP

Chcesz wysłuchać wykładów profesora Wolniewicza w Akademii Wnet, kliknij tutaj

Wywiad z prof. Wolniewiczem, który przeprowadził Krzysztof Skowroński:”Boli mnie Polska, ranią Rodacy”, kliknij tutaj

Wywiad z profesorem Bogusławem Wolniewiczem w Radiu Wnet:” Demokracja bez Boga”. Chcesz posłuchać kliknij tutaj

 

 

Oprawa kibiców Legii: W czasie powstania warszawskiego Niemcy zabili 160 000 ludzi. Tysiące z nich to były dzieci

Znani z efektownych opraw kibice Legii przygotowali coś specjalnego, aby uczcić 73. rocznicę powstania warszawskiego. Obraz ten odnosi się do niemieckich zbrodni dokonanych na ludności, w tym dzieci.

Przed meczem z kazachską Astaną w eliminacjach Ligi Mistrzów kibice Legii zademonstrowali nie tylko efektowną, ale również ważną oprawę – odnosiła się ona do niemieckich zbrodni podczas Powstania Warszawskiego.

Widzimy niemieckiego żołnierza strzelającego w głowę małemu powstańcowi. Pod obrazem baner z napisanym po angielsku hasłem: W czasie Powstania Warszawskiego Niemcy zabili 160 000 ludzi. Tysiące z nich to były dzieci.

Wczoraj w Warszawie odbyły się uroczystości w związku z 73. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, w trakcie którego Niemcy dopuszczali się szeregu zbrodni wojennych, w tym wymordowania 40 tysięcy cywilów na warszawskiej Woli, co nosi wszelkie znamiona planowego ludobójstwa.

Niemieckie zbrodnie wojenne w Warszawie miały masowy charakter. Mordy na ludności cywilnej i jeńcach wojennych, ataki na niebronione obiekty cywilne, gwałty, wysiedlenia, grabieże, niszczenie mienia oraz inne poważne naruszenia prawa wojennego, których dopuszczały się niemieckie oddziały policyjne i wojskowe biorące udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego.

Historycy oceniają, że w sierpniu i wrześniu 1944 śmierć poniosło od 150 tys. do 180 tys. cywilnych mieszkańców Warszawy, z czego co najmniej 63 tys. poza działaniami bojowymi.

Wypędzonych zostało około 550 tys. mieszkańców stolicy oraz 100 tys. osób z miejscowości podwarszawskich, spośród których blisko 150 tys. wywieziono na roboty przymusowe lub do obozów koncentracyjnych. W wyniku walk prowadzonych w sierpniu i wrześniu 1944, jak również na skutek systematycznego wyburzania i palenia miasta prowadzonych w następnych miesiącach przez niemieckie oddziały niszczycielskie zagładzie uległo 55 procent przedwojennej zabudowy Warszawy.

MoRo

Przedwyborczy koszmar Angeli Merkel: Polska będzie domagać się reparacji wojennych od Niemiec?

600-850 mld USD reparacji wojennych powinna dostać Polska od Niemiec, jak wyliczono to w 2004 roku. Nikogo zatem nie powinny dziwić niemieckie uniki i próby przedstawienia żądań jako bezpodstawnych.

Według materiałów przedstawionych na Międzynarodowej Konferencji Reparacyjnej w Paryżu w roku 1946 straty rzeczowe w Polsce były szacowane na 16,9 mld dolarów, straty z tytułu ukradzionych lub zniszczonych dzieł kultury to kolejne niemal 12 miliardów dolarów, a straty samej Warszawy to 45 miliardów dolarów.

W 2004 roku, kiedy to słynne były żądania Powiernictwa Pruskiego (organizacji Niemców wysiedlonych), które od Polski domagało się wypłaty rekompensat za mienie pozostawione, oszacowano polskie straty materialne. Wyceniono pobieżnie je wówczas na 600-700 miliardów dolarów. Nie ma zatem wątpliwości, że słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego wypowiedziane w ubiegłym tygodniu w Radiu Maryja, a jeszcze wcześniej na Kongresie Zjednoczonej Prawicy musiały zmrozić do kości Berlin.

[related id=”33407″]– To wielkie przedsięwzięcie obarczone pewnością ogromnego przeciwdziałania. Tu chodzi o gigantyczne sumy, a także o to, że Niemcy przez wiele lat zrzucają z siebie odpowiedzialność za II wojnę światową – powiedział Jarosław Kaczyński, tłumacząc pod koniec ubiegłego tygodnia w wywiadzie dla Radia Maryja, że „polski rząd przygotowuje się do historycznej kontrofensywy”. Kaczyński w audycji „Rozmowy niedokończone” zapowiedział, że na jesieni trafi do Sejmu ustawa pozwalająca na zbudowanie „sprawnej i lojalnej wobec państwa dyplomacji”, która zajmie się również sprawą odszkodowań.

Niemcy jednak negocjacji z Polską podejmować nie zamierzają, jak dzisiaj oświadczyła – ze zrozumiałych względów – rzeczniczka rządu Angeli Merkel, będącej właśnie w trakcie kampanii wyborczej przed wyborami do Bundestagu, które odbędą się 24 września tego roku.

Greckie żądania

Dwa lata temu, gdy Grecy upomnieli się o swoje reparacje wojenne, scenariusz przebiegał w podobny sposób. Przypomnijmy, że kolosalnych, bo  sięgających aż 269,5 mld euro, odszkodowań od Niemców za II wojnę światową domagał się rząd Aleksisa Ciprasa. Szef greckiego rządu przedstawił pomysł podczas obchodów rocznicy masakry w Kommeno w północno-zachodniej części kraju, gdzie 16 sierpnia 1943 roku Niemcy zabili 317 cywilów.

Pracami nad szacunkami odszkodowań w Grecji zajęła się parlamentarna komisja, która wyliczyła reparacje wojenne na kwotę 269,5 mld euro. Rząd dodał do nich jeszcze kwotę pożyczki – według współczesnych szacunków 10 mld euro – którą niemiecki okupant wymusił na rządzie Grecji w 1942 roku. Sprawa niemieckich reparacji powróciła ze zdwojoną siłą po kryzysie gospodarczym, w jakim Grecja pogrążyła się w 2010 roku. Narzucone w jego wyniku przez niemieckich pożyczkodawców restrykcje finansowe są boleśnie odczuwane przez społeczeństwo. Kanclerz Angela Merkel była wówczas w greckich mediach wprost porównywana do Hitlera.

Wówczas  Niemcy odmawiały podjęcia na nowo rozmów w tej sprawie, powołując się na podpisaną w 1960 roku dwustronną umowę, na mocy której władze RFN wypłaciły Grecji tytułem zadośćuczynienia 115 mln ówczesnych marek niemieckich. W dodatku Berlin propozycje Aten nazwał po prostu głupimi i w tym kierunku zaczyna zmierzać narracja w stosunku do polskich żądań.

Niemieckie oświadczenia

– Władze w Berlinie poczuwają się do politycznej, moralnej i finansowej odpowiedzialności za II wojnę światową, kwestię niemieckich reparacji dla Polski uważają jednak za ostatecznie uregulowaną – oświadczyła na konferencji prasowej zastępczyni rzecznika rządu Niemiec Ulrike Demmer, mimo że polska strona do tej pory w żaden oficjalny sposób nie odniosła się do tej kwestii.

Zdaniem Niemiec Polska zrzekła się prawa do odszkodowań kilkakrotnie. Jak dowodziła rzeczniczka niemieckiego rządu po raz pierwszy było to w 1953 r., później w 1970 r., przy okazji zawarcia umowy o uznaniu przez Niemcy Zachodnie granicy na Odrze i Nysie. Berlin uważa, że Polska zrezygnowała z reparacji także przy okazji potwierdzenia granicy polsko-niemieckiej już przez zjednoczone Niemcy na przełomie lat 1989/90. I wreszcie w 2004 r., gdy sprawa została raz jeszcze podniesiona przez Sejm w odpowiedzi na żądanie rekompensat od Polski przez Powiernictwo Pruskie, organizację powołaną przez środowiska niemieckich wysiedlonych.

Niemcy mogą jedynie próbować zadośćuczynić

– Nie jest prawdą, że państwo polskie zrzekło się reparacji należnych nam ze strony Niemiec. To sowiecka kolonia, zwana PRL, zrzekła się tej części reparacji, które związane były z obszarem państwa też marionetkowego, sowieckiego NRD. W tym zakresie miało miejsce zrzeczenie, zresztą nigdy formalnoprawnie nieprzeprowadzone, tylko mające charakter pewnego aktu publicystyczno-politycznego – mówił szef MON Antoni Macierewicz w TVP Info w 73. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.

– Reparacji zrzekliśmy się od Niemieckiej Republiki Demokratycznej, którą wtedy Polska uważała za właściwe państwo niemieckie, natomiast nigdy nie zrzekliśmy się reparacji od całych zjednoczonych Niemiec – powiedział PAP prof. Wojciech Polak, historyk i członek Kolegium IPN.

Zaniepokojenie jest w Niemczech tym większe, że w wywiadzie dla Radia Maryja Jarosław Kaczyński podniósł także inny temat, który jego zdaniem dzieli nasz kraj z zachodnim sąsiadem: Muzeum II Wojny Światowej.
Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze jest instancją, która mogłaby rozstrzygnąć, czy Niemcy powinny wypłacić Polsce odszkodowania za II wojnę światową. Niektóre ekspertyzy prawne, chociażby ta przygotowana przez obecnego sędziego Trybunału Konstytucyjnego Mariusza Muszyńskiego, dowodzą, że Polska może dochodzić swoich racji w tej sprawie. Zdaniem Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, politologa z WAT, uchwała z 1953 r. jest nieważna, bo nie została zarejestrowana w ONZ. W jego głośnym artykule z 2014 roku Kostrzewa -Zorbas dowodził:

„Łączną wartość strat materialnych, które poniosła Polska z powodu III Rzeszy, oszacowano na 258 mld zł z sierpnia 1939 r. – równowartość 49 mld ówczesnych dolarów amerykańskich. Według Zarządu Rezerw Federalnych USA kwota 49 mld dol. z sierpnia 1939 r. odpowiadała w sierpniu 2014 r. kwocie 845 mld dolarów.”

– Niemcy w tej sprawie jedyne, co mogą zrobić, to próbować zadośćuczynić i spłacać straszliwy dług, jaki zaciągnęli wobec narodu polskiego i wobec ludzkości swoim zachowaniem – mówił szef MON we wspomnianym wcześniej programie TVP Info.

Do 11 sierpnia ma powstać analiza Biura Analiz Sejmowych na ten temat. Dziś wiadomo jedynie, że prawnicy parlamentu zlecili jej sporządzenie firmie zewnętrznej.

Monika Rotulska

 

Po prezydenckim wecie: Gaszenie ulicy i zagranicy rozpaliło Zjednoczoną Prawicę. OCHŁOŃCIE!!!

Niektórzy mówią, że weta prezydenta inaugurują jego start w wyborach. Chyba falstart? Obóz władzy monolitem już nie jest, a rozbicie może tylko skutkować spadkiem społecznego poparcia.

Prezydent wyciągnął korek i wypuścił paliwo zasilające rozparzelisko pod Sądem Najwyższym, Sejmem i Pałacem Prezydenckim. To akurat nie ulega wątpliwości. Platforma Obywatelska, jak i Nowoczesna zostały z niczym i politycy z tych formacji dokładnie zdają sobie z tego sprawę. Wywody, jakoby miała tu miejsce jakaś ustawka między prezesem PiS i prezydentem są po prostu żałosne, bo czy się to komuś podoba czy nie obóz rządzący przestał być monolitem.

Czy będziemy tu mieli kolejny popis z „szorstkiej przyjaźni”, jak to miało miejsce w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera, miejmy nadzieję, że nie, bo to wszystko może się skończyć tym – i niech to będzie przestrogą – czym się skończyło dla obu wspomnianych panów i formacji, która w tej kadencji Sejmu nie jest już reprezentowana w izbie niższej naszego parlamentu.

Prezydenckie weta przyczyniły się co prawda do wygaszania nastrojów politycznych w Polsce, ale bez wątpienia rozbuchały emocje w obozie władzy. Miejmy nadzieję, że ta rewolucja nie pożre własnych dzieci, bo o stopniu frustracji świadczą ukryte między wierszami w orędziu pani premier połajanki pod adresem prezydenta, czy zawoalowane oskarżenia o dyletanctwo w słowie do Narodu wygłoszonym przez prezydenta. Miejmy tylko nadzieję, że nie przejdzie to nigdy do fazy taplania się w kisielu.

Trudno jednak nie zauważyć, że postępowanie prezydenta zostało niejako sprowokowane przez rząd Zjednoczonej Prawicy, bowiem rola petenta, jaką wyznaczono Andrzejowi Dudzie była zupełnie nie do przyjęcia. Ignorowanie prezydenta przy konstruowaniu przepisów reformy sądownictwa zapewne nie wpłynęło na ocieplenie klimatu między Pałacem i Nowogrodzką.

W końcu Andrzej Duda, którego wystawiono w wyborach prezydenckich w 2015 roku był mało znanym politykiem, a jednak jego praca, determinacja, a także umiejętności sprawiły, że pokonał Bronisława Komorowskiego w przysłowiowych cuglach. Być może to zasługa jego szefowej kampanii, a dzisiejszej oponentki i premier Beaty Szydło, ale fakt pozostaje faktem, że Andrzej Duda został prezydentem, który ma swoje prerogatywy i liczyć się z nim trzeba, czy się tego chce czy nie. Ani on, ani ludzie którzy go wybrali nie mają ochoty na powtórkę z Bronisława Komorowskiego.

Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie się wsłuchiwał w głos Małgorzaty „10 tysięcy” Gersdorf, bo ona sama nie za bardzo wie co mówi. Jej, prezydenckie weto i łańcuchy światła kojarzą się ze światełkiem w tunelu wymiaru sprawiedliwości, chciałabym tylko wierzyć, że owo światełko w tunelu w rzeczywistości okaże się pociągiem sprawiedliwości dziejowej.

Monika Rotulska

Reforma sądownictwa, czyli batalia o Polskę. Hybrydowa inżynieria społeczna kontra reformy Prawa i Sprawiedliwości

To był weekend! Opozycja wyprowadziła ludzi na ulice, trollowanie w sieci, nagonka mediów. PiS: to atak hybrydowy, astroturfing, by obalić rząd. Co zrobi prezydent,który jutro spotyka się z prezes SN?

[related id=”31738″]Sytuacja w Polsce w obliczu reformy sądownictwa jest bardzo napięta. Opozycja mówi o końcu demokracji, a występujący na jej demonstracjach Lech Wałęsa apeluje o powstrzymanie „zmiany układu”, który od ponad ćwierćwiecza rządzi w Polsce. W dodatku na zaproszenie i z powodu licznych donosów polityków z Polski do burzy wokół sądownictwa włączają się zagraniczni politycy.  Partia rządząca z kolei twierdzi, że reforma jest niezbędna i przypomina, że była jednym z punktów jej programu. Jej zdaniem zmiany doprowadzą do ostatecznego końca postkomunizmu. PiS mówi wprost, że „wymiar sprawiedliwości funkcjonuje bez oczyszczenia, w tym kształcie przekazywany z ojca na syna od 1944 roku”.

Prezydent siłą rozstrzygającą

W sytuacji, która może doprowadzić do swego rodzaju przesilenia, prezydent Andrzej Duda, jak dowiedział się portal wPolityce, chce odesłać ustawę o Sądzie Najwyższym do Trybunału Konstytucyjnego. [related id=”31393″]

Jednocześnie głowa państwa chce podpisać dwie pozostałe ustawy, w tym o Krajowej Radzie Sądownictwa i sądach powszechnych. Ponoć decyzja została już właściwie podjęta, bowiem, jak donosi wPolityce, „w tej sprawie na prezydenta naciskała nie tylko opozycja, ale także niektóre środowiska związane z obecnym obozem rządzącym”. Z mediów możemy się dowiedzieć, że  na taki sposób rozstrzygnięcia namawiał prezydenta wicepremier Jarosław Gowin.

Prezydent Andrzej Duda, który w poniedziałek ma spotkać się z I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzatą Gersdorf i przewodniczącym KRS Dariuszem Zawistowskim, jest bez wątpienia w bardzo trudnej sytuacji, bowiem protesty opozycji wskazują go jako osobę rozstrzygającą w kwestii reformy sądownictwa w Polsce.

ASTROTURFING

Trudno oprzeć się wrażeniu, że fala protestów, którą obserwowaliśmy w miniony weekend, jest w jakiś sposób organizowana.  W centrum Warszawy na stacjach metra pojawiły się billboardy z napisem KONSTYTUCJA, tak samo wyglądające, jak te które trzymał spontaniczny ponoć tłum  przed Pałacem Prezydenckim i pod budynkiem SN.

Dlatego trudno nie zdać pytania : „Kto zapłacił za billboardy wyświetlane na stacjach metra w centrum Warszawy? Kto dostarcza całe palety zgrzewek z wkładami do zniczy na demonstracje? Czyżby spontanicznie zebrany tłum?”

„Niech państwo stanie: wyłączmy rząd!”. Pod takim hasłem w Internecie pojawiła się instrukcja, co robić, aby obalić polski rząd. Jej autorem jest Bartosz Kramek związany z Fundacją Otwarty Dialog, która m.in. czynnie wspierała kijowski Majdan. Jeśli dołoży się do tego dziwne trollowanie polskiego rządu pochodzące od nastolatków z całej Europy i świata…

– Polska jest dziś obiektem zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony środowisk opozycyjnych – powiedział w niedzielę Jacek Sasin z PiS. Szeroko pojęty obóz rządzący używa pojęcia „astroturfing”. Co to jest? To termin ze slangu amerykańskiej polityki, zaczerpnięty od amerykańskiej marki sztucznej trawy.

Astroturfing to symbol działań, które wyglądają jak oddolne, a tak naprawdę są organizowane i zarządzane przez firmy, korporacje lub siły polityczne, w kontraście do prawdziwych ruchów oddolnych.

– Te mechanizmy były już stosowane na Węgrzech. Trudno udowodnić związane z tym przepływy finansowe. Wystarczy jednak odpowiedzieć sobie, na czyją korzyść są podejmowane, wtedy będziemy wiedzieć, kto za tym stoi – stwierdził poseł Sasin. „Pilnie trzeba przygotować regulacje prawne dotyczące działania i finansowania w Polsce »niezależnych« NGS-ów” – zaproponował w sobotę poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.

Według Sasina, Polska jest dziś obiektem zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony środowisk opozycyjnych. „Przykładem jest analiza opublikowana przez Fundację Inicjatyw Obywatelskich, organizację pozarządową, według której PiS przygotował ustawę dotyczącą Państwowej Komisji Wyborczej, mającą na celu jej upolitycznienie. Spowodowało to zaniepokojenie na świecie, że w Polsce próbuje się stworzyć mechanizm do nierzetelnych wyborów parlamentarnych i jest to kolejny w naszym kraju zamach na demokrację”.

Zagranica grozi, troszczy się, przygląda, broni przed inkwizytorami z UE

[related id=”31654″]„Polski rząd dąży do stanowienia prawa, które zdaje się zmniejszać niezależność sądownictwa i osłabiać rządy prawa w Polsce” – to fragment piątkowego oświadczenia Departamentu Stanu USA. Polskie MSZ wyraziło „zaskoczenie” tym stanowiskiem, którego pojawienie się było szeroko komentowane wśród polityków obozu rządzącego. Krytycznie o reformie wypowiedział się też senator John McCain.

Wreszcie na polsko-europejskim gruncie do gry wszedł Donald Tusk. Przewodniczący Rady Europejskiej komplementował uliczne demonstracje. – Oni wyszli po to, żeby bronić wolności i niezawisłości sądów – powiedział w „Faktach po Faktach” TVN 24. W nadchodzącym tygodniu – zgodnie z zapowiedzią Fransa Timmermansa – KE może uruchomić art. 7 traktatu, chociaż, jak to przyznał sam Timmermans, nie ma żadnych opracowań, które wskazywałyby ma konkretne zapisy stojące w sprzeczności z traktatami UE.

W niedzielę minister sprawiedliwości Niemiec Heiko Maas powiedział lewicowemu „Bildowi”, że jest zaniepokojony sytuacją wymiaru sprawiedliwości w Polsce i ostrzegł, że brak poszanowania dla praworządności może doprowadzić do politycznej izolacji kraju w UE.
„Unia Europejska nie może się temu bezczynnie przyglądać. Praworządność i demokracja stanowią fundament UE” – zaznaczył polityk współrządzącej SPD. Maas wyraził zadowolenie z faktu, że KE rozważa podjęcie wobec Polski konkretnych sankcji. „Kto wykazuje tak mało poszanowania dla państwa prawa, ten godzi się na polityczną izolację (kraju)” – powiedział Maas.

Po stronie Polski stanęły szybko Węgry. Viktor Orbán stwierdził, że jego kraj będzie stał po stronie Polski przeciwko „inkwizycyjnej” kampanii.

Co zawetuje prezydent?

[related id=”31715″]Chcemy weta! Chcemy weta! – tego domaga się opozycja niemal od samego początku kryzysu. A przynajmniej od chwili, gdy stało się jasne, że PiS nie zamierza zwolnić prac nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Nie tylko politycy PO i Nowoczesnej, ale i Kukiz’15 domagają się zawetowania ustawy o SN. O tym, że prezydent powinien przedstawić własną propozycję reform, mówił w niedzielę wicemarszałek Stanisław Tyszka z Kukiz’15. Nacisk ma wzmocnić planowana na poniedziałek na godz. 19 demonstracja przed Pałacem Prezydenckim.

Po sejmowym maratonie większość polityków opozycji rozjechała się po Polsce, uczestnicząc w manifestacjach i protestach w mniejszych miastach. – Jeżeli decyzja prezydenta będzie niekorzystna, trzeba będzie natychmiast reagować i skala protestów będzie kluczowa – powiedział w sobotę w Jeleniej Górze Grzegorz Schetyna.

Przypomnijmy, ze pierwsze czytanie projektu ustawy o SN odbyło się w miniony wtorek; w czwartek po południu Sejm ustawę przyjął, wprowadzając do niej poprawki wniesione przez PiS (w tym m.in. konsumującą propozycję zgłoszoną przez prezydenta Andrzeja Dudę, by Sejm wybierał sędziów-członków KRS większością 3/5 głosów – PAP) i odrzucając ponad 1000 poprawek opozycji: PO, Nowoczesnej, PSL i Kukiz’15. W nocy z piątku na sobotę ustawę bez poprawek przyjął Senat. Przez sobotę i niedzielę ukazywały się wiadomości przewidujące, co zrobi prezydent, bowiem ustawy właśnie trafiły do jego podpisu. Z ostatnich informacji wynika, że ustawy o KRS i sądach powszechnych wejdą niebawem w życie, bo zostaną podpisane, a procedowana w wielkim pośpiechu ustawa o Sądzie Najwyższym wyląduje w Trybunale Konstytucyjnym.

Monika Rotulska/ PAP, w Polityce, TVP

The Times: Włochy planują „opcję nuklearną”, aby rozwiązać u siebie coraz poważniejszy kryzys imigracyjny

Włochy mają zamiar dać wizy UE 200 000 mężczyzn. Planują tak rozwiązać kryzys spowodowany coraz bardziej rosnącą liczbą imigrantów ich kraju. Może to doprowadzić do likwidacji strefy Schengen.

Włochy zmagają się z coraz większymi problemami z powodu wciąż napływających imigrantów, przypominając  „zatkany lejek”, jak to ujęła gazeta „Corriere della Sera”.[related id=” 29358″]

Jak informuje włoski dziennik, na Półwysep Apeniński w tym roku ma trafić jeszcze 220-250 tysięcy imigrantów. Tymczasem nie wszystkie włoskie gminy są entuzjastycznie nastawione do przyjmowania kolejnych przybyszy. Szczególnie, że nie są to uchodźcy, tylko imigranci zarobkowi, przemycani do Włoch w nielegalny sposób najczęściej z Libii.

Włosi chcą w tym celu wykorzystać dyrektywę Rady Europejskiej 2001/55, która została opracowana po konfliktach na Bałkanach, aby dać czasowe europejskie pozwolenia na wjazd możliwie dużej liczbie przesiedleńców. Urzędnicy włoscy chcą na tej podstawie wydawać wizy dla okupujących ich kraj migrantów z Afryki Północnej, bowiem już w tym roku ponad 86 tys. imigrantów przebyło Morze Śródziemne i wylądowało we Włoszech.

Jak donosi „The Times” na ten krok zdecydowały się niektóre władze samorządowe ze względu na brak odzewu na liczne apele Włochów, którzy wielokrotnie prosili o wsparcie w tej kwestii kraje ościenne.

Jeśli Włosi rzeczywiście wyposażą 200 tys. uchodźców w tymczasowe wizy, może dojść do sytuacji, w której utrzymanie strefy Schengen stanie się nierealne – twierdzi ekspert Mattia Toaldo, starszy analityk z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych, wypowiadający się dla „The Times” w tej sprawie.

The Times/ Monika Rotulska

 

607. rocznica Bitwy pod Grunwaldem. Zwycięstwo znane Polakom dzięki artystom – Matejce i Sienkiewiczowi

Dzisiaj mija 607. rocznica bitwy pod Grunwaldem. Do symboli popkultury przeszły dwa nagie miecze i nie ma chyba Polaka, który nie wiedziałby nic o tym wspaniałym zwycięstwie, a  nie zawsze tak było.

Grunwald to jedna z największych bitew średniowiecza, wymieniana przez historyków tuż obok Poitiers i Hastings. Zakończona błyskotliwym i całkowitym zwycięstwem, wprowadziła państwo Jagiellonów do grona mocarstw.

Po klęsce krzyżackiej Europa oniemiała: oto armia, którą zasilił kwiat europejskiego rycerstwa, przegrała z państwem funkcjonującym dotychczas na obrzeżach Starego Kontynentu.

Zwycięstwo na polach Grunwaldu, mimo że nie zostało w pełni wykorzystane, to jednak złamało potęgę Zakonu Krzyżackiego. Ustalona kontrybucja wojenna wpędziła Zakon w nie lada tarapaty finansowe, z których Krzyżacy nie podnieśli się aż do momentu złożenia hołdu pruskiego w 1525 roku. Ponadto sukces ten utwierdził polskie rycerstwo i możnowładców w przekonaniu o konieczności utrzymywania aliansu z rozsądku, jakim była Unia z Litwą.

Bitwa ta miała również kolosalne znaczenie dla losów polskiego oręża. Gdy Władysław Jagiełło obejmował tron, dyplomatyczny grunt do walnej rozprawy z Krzyżakami był przygotowany. Zakon dysponował najlepszym wojskiem w ówczesnej Europie, natomiast polska armia nie miała doświadczenia i dopiero była formowana. Król Władysław stworzył z niej prawdziwą potęgę.

Bitwa pod Grunwaldem jest jednym z najlepiej znanych wydarzeń z dziejów Polski. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze 200 lat temu wiedziały o niej jedynie osoby, które zajmowały się historią. Najczęściej, mówiąc o starciach polskiego oręża z zakonem krzyżackim, wymieniano bitwę pod Płowcami, notabene tak naprawdę nierozstrzygniętą.

Polacy poznali historię bitwy dopiero za sprawą Jana Matejki w 1878 roku. Pierwszy właściciel obrazu Dawid Rosenblum zakochał się w tym dziele życia największego polskiego batalisty, gdy było ono jeszcze na sztalugach. Zapłacił za nie zawrotną sumę 45 tysięcy złotych reńskich. „Bitwa” zjeździła pół Europy i ukształtowała wyobrażenia o tym zwycięstwie całych pokoleń Polaków, dla których stała się swego rodzaju ikoną.

Arcydzieło to było przedmiotem rokowań i znalazło się jako jeden z zapisów traktatu ryskiego po wojnie polsko-bolszewickiej. Gdy Niemcy weszli do Warszawy w 1939 roku, szaleli w poszukiwaniu płótna. Nawet milion marek nagrody za informację nie pomogło.

 W 490. rocznicę Bitwy pod Grunwaldem Henryk Sienkiewicz przed wciąż jeszcze wiszącym w Sukiennicach obrazem Jana Matejki publicznie odczytał ostatni rozdział opublikowanych dopiero co „Krzyżaków”. Powieść sprawiła, że Bitwa pod Grunwaldem zapadła nie tylko w pamięć, ale i serca zgnębionego latami niewoli narodu, który 18 lat później zdołał się wybić na niepodległość.

Dziś dzieło to możemy podziwiać w całej krasie w Muzeum Narodowym w Warszawie, bowiem kilka lat temu przeszło gruntowną renowację. Na polach Grunwaldu, jak co roku już od 20 lat, odbyła się kolejna XX już inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem. Jak za każdym razem i 21 raz wygrali Polacy.

Monika Rotulska

Chorwaci nakręcili klip promujący ideę Trójmorza – inicjatywy dla rozwoju regionu Europy Środkowej i Wschodniej

Dwanaście państw, trzy morza i jeden cel: rozwój regionu. Tego możemy się dowiedzieć z przygotowanego przez Chorwatów klipu, który obrazuje korzyści dla regionu, jakie daje inicjatywa Trójmorza.

Trójmorze to platforma współpracy prezydentów 12 państw położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Zacieśnia współpracę infrastrukturalną, energetyczną i gospodarczą państw Europy Środkowej.

Członkami Inicjatywy Trójmorza mają być: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry.

– Stoimy ramię w ramię z krajami Trójmorza, cieszymy się z historycznej możliwości pogłębiania naszego partnerstwa gospodarczego z waszym regionem – mówił prezydent USA Donald Trump na inauguracji Szczytu Inicjatywy Trójmorza w Warszawie podczas odwiedzin w naszym kraju.[related id=”28235″]

Prezydent Andrzej Duda zapowiedział wtedy: „Chcemy stworzyć gazowy korytarz północ-południe pomiędzy gazoportem w Świnoujściu a przyszłym gazoportem na wyspie Krk w Chorwacji”.

Z kolei prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarović powiedziała, że na ostatnie spotkanie przygotowano katalog ponad 150 projektów o łącznej wartości prawie 50 mld euro i jest to dopiero początek.

Wśród priorytetów inicjatywy we wnioskach końcowych Szczytu w Warszawie wymieniono poprawę połączeń transportowych w regionie i dalszego integrowania ich z Transeuropejską Siecią Transportową, realizację postulatów unijnej polityki energetycznej, promowanie biznesowego charakteru wspólnych projektów gospodarczych oraz osiągnięcie pełnej synergii z politykami UE.

Według Andrzeja Dudy Trójmorze ma dać Europie impuls modernizacyjny, integracyjny i zjednoczeniowy.

MoRo

Teatr Polski w Poznaniu pod kierownictwem Macieja Nowaka robi sztuki pod tezę: Polak ksenofob, homofob i antysemita

Na fasadzie Teatru Polskiego, wybudowanego wysiłkiem Wielkopolan, widnieje napis „Naród Sobie”. – W tej chwili to trzeba by ten napis zmienić na „Nowak swoim” – powiedziała Barbara Miczko-Malcher.

– Próbowałam podsumować sezon w Teatrze Polskim i ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie za bardzo na co mają chodzić poznaniacy – powiedziała  Barbara Miczko-Malcher, szefowa Wielkopolskiego Oddziału SDP w Poznaniu.

Kierownictwo artystyczne tego teatru objął w 2015 roku Marcin Kowalski, ale najbardziej kojarzony przez poznaniaków jest jego dyrektor artystyczny Maciej Nowak, znany szerszej publiczności jako krytyk kulinarny z programów w Polsacie. Nowak jest synem Alfreda Nowaka, byłego członka PZPR i konsula w Leningradzie. Przed laty na łamach „Gazety Wyborczej” zadeklarował się jako gej. Współprowadził radiowy program „Homolobby”, jest krytykiem teatralnym, stałym publicystą działu kulturalnego i kulinarnego „Gazety Wyborczej”.

– To człowiek sympatyczny, taki brat łata, tylko niekoniecznie musiał być dyrektorem naszej sceny, bo repertuar, który przygotował, jest podporządkowany jednej tezie – Polacy są ksenofobiczni, homofobiczni i  antysemiccy – powiedziała Miczko-Malcher. Jej zdaniem każde kolejne przedstawienie jest po to, żeby powyższą tezę udowodnić.

Komuna/Warszawa wystawia „Myśli nowoczesnego Polaka”

– Na 11 listopada dostaliśmy przedstawienie „Myśli nowoczesnego Polaka”, przedstawienie odnoszące się do Romana Dmowskiego, którego może dyrektor Nowak nie cenić, nie szanować, ale który się wpisał w historię Polski, a tego nie można zmieniać – powiedziała Miczko-Malcher. Jej zdaniem reżyser, który „został wypożyczony z teatru Komuna/Warszawa”, pierwszy raz się spotkał z pracami Dmowskiego.

– Finał był taki, że dostaliśmy musical, który był skandalizujący – zauważyła rozmówczyni WNET.FM.

Spektakl o pełnym tytule „Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (biografia nieautoryzowana)”, w reżyserii Grzegorza Laszuka, był szeroko komentowany przez media w Polsce na jesieni ubiegłego roku. Nawet Joanna Ostrowska, wielbicielka twórczości Laszuka, na portalu teatralia.pl w recenzji przedstawienia cytuje słowa właśnie Dmowskiego, nazywając dzieło Laszuka „obstrukcją słowną”. Nie szczędzi mu gorzkich słów, mimo – jak sama to pisze – wspaniałych prowokacyjnych spektakli, które robił w ramach projektu Komuna/Otwock.

– Nieważne, co się myśli o Romanie Dmowskim, jednak załatwił on dla nas w Wersalu nasze polskie sprawy, więc z uwagi na ten jeden mały punkcik, który jest wpisany w jego życiorys, należy się mu odrobina szacunku, a przynajmniej rozwagi przy tworzeniu takiego przedstawienia – mówi Miczko-Malcher. Jej zdaniem autor tego spektaklu stawia znak równości między polską prawicą a Breivikiem.

– To było fatalne, skandaliczne przedstawienie i nie wiem, ile było ono grane, trzy, może cztery razy, nie śledziłam tego, ale sądzę, że nie będzie się do niego wracało – oceniła rozmówczyni WNET.FM.

Kultura lewicowo-liberalna

– Grażyna Kania reżyserowała „Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii”, to tekst bardzo poważanego w latach 60. ubiegłego wieku Martina Sperra, który próbował opisać zachowania ksenofobiczne właśnie w owej tytułowej Dolnej Bawarii – powiedziała Miczko-Malcher, przypominając, że reżyserka sama mieszka w Niemczech i gdy została zaproszona do reżyserskiej pracy w Teatrze Polskim, stwierdziła, że ten tekst w Niemczech „jest démodé, ale w Polsce jak najbardziej na czasie”.

– Zawsze, przy okazji każdego przedstawienia, jesteśmy obrażani, bowiem są to sądy generalizujące. Oczywiście zachowania ksenofobiczne czy homofobiczne mogą się zdarzyć w Dolnej Bawarii czy w Polsce – powiedziała szefowa wielkopolskiego SPD, podkreślając, że „nie ma szansy na uczciwą rozmowę w tym teatrze”.

Sprawa Joanny Siedleckiej otwiera oczy

Barbara Miczko-Malcher poinformowała, że gdy ostatnio mieli premierę „Malowanego ptaka” wg Jerzego Kosińskiego, z Gołdą Tencer, który to spektakl reżyserowała Maja Kleczewska w koprodukcji z Teatrem Żydowskim, to znów zrobiono z tego przedstawienie mające pokazać „antysemickim poznaniakom, gdzie tkwi źródło zła”.

Przypomnijmy, że „Malowany ptak” Kosińskiego miał być utworem autobiograficznym i uchodzi na świecie za świadectwo i dokument zagłady Żydów. Było to pierwsze w literaturze oskarżenie Polaków o okrucieństwo wobec Żydów, a tym samym o współudział w Holokauscie.  W 1993 roku Joanna Siedlecka zdemistyfikowała okupacyjny życiorys Jerzego Kosińskiego w książce „Czarny Ptasior”. Jej reporterska wędrówka, podczas której rozmawiała z wieloma świadkami, udowodniła, że mały Jurek nie błąkał się samotnie po polskich wsiach, narażony na bestialstwa półdzikich zwyrodnialców. Przeciwnie, przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki odważnym mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka w województwie tarnobrzeskim.

Podczas konferencji prasowej, na której przedstawiano repertuar Teatru Polskiego, pani Miczko-Malcher chciała się dowiedzieć, dlaczego wystawiają właśnie „Malowanego ptaka”, skoro prawdziwość scen w tymże utworze została już dawno podważona.

– Tutaj usłyszałam odpowiedź od dyrektora Nowaka, że Polacy są antysemitami, bo mają pływalnię – powiedziała Miczko-Malcher. Przypomnijmy – synagoga przy Wronieckiej w Poznaniu, bo o niej mowa, była przed wojną miejscem modlitw poznańskich Żydów. W latach okupacji naziści niemieccy sprofanowali bożnicę, zrzucając z jej kopuły gwiazdę Dawida i przebudowując świątynię na basen. Pływalnia pozostała w niej do 2011 roku, mimo że już w 2002 roku odzyskali ją poznańscy Żydzi. Aktualnie, jak donosi „Gazeta Wyborcza”, wokół sprawy toczy się spór, bowiem część wspólnoty chce przebudować synagogę i stworzyć hotel. Inni dążą do powstania tam Centrum Dialogu Judaizmu.

Miczko-Malcher, opowiadając o sztuce Kleczewskiej, mówiła, że w pierwszej części autorzy skompilowali teksty publicystyczne, m.in. mocne teksty Jana Tomasza Grossa, a w drugiej zamieścili fragmenty „Malowanego ptaka”.

– Ponieważ pojawiało się pytanie, a co z Joanną Siedlecką, to wprowadzili do przedstawienia Joannę Siedlecką i zrobili z niej słodką idiotkę, ośmieszając jako postać – powiedziała rozmówczyni WNET.FM, zaznaczając przy tym, że mimo iż w trakcie przedstawienia nie pada nazwisko Siedleckiej, to dla wszystkich jest czytelne, że to ona. Miczko-Malcher rozmawiała z reportażystką na ten temat i ona, demaskatorka Kosińskiego, była oburzona, gdyż twórcy tego spektaklu wstępnie kontaktowali się z nią i sondowali, a „potem ubrali ją w garnitur niedorozwiniętej osoby”.

– Ta sytuacja przekonała mnie, że nieuczciwe są założenia przy tworzeniu tych przedstawień – stwierdziła Miczko-Malcher.

Teatr Polski daleko od literatury

„Jak teatr nie wróci do literatury, to tak będzie” – powiedział naszej rozmówczyni Wojciech Majcherek, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, który prowadzi blog „Nie tylko o teatrze”, zapytany o ratunek dla Teatru Polskiego.

Jej zdaniem z wystawianymi na poznańskiej scenie, robionymi pod tezę spektaklami nawet nie można dyskutować, bowiem jest to „taki przechył, że właściwie człowiekowi ręce opadają i zadaje sobie pytanie, dokąd ten facet prowadzi ten teatr”.

– Na fasadzie Teatru Polskiego, wybudowanego w czasach rozbiorów wysiłkiem Wielkopolan, napisano „Naród Sobie”, a w tej chwili to trzeba by ten napis zmienić na „Nowak swoim” – skonkludowała Miczko-Malcher.