Piloci wojskowi po premierze filmu „Dywizjon 303. Prawdziwa historia”: Twórcy nie zawiedli. Oczekiwania są spełnione

– Na ten film czekałem od dziecka – mówi pułkownik Piotr „Kuman” Iwaszko, dowódca 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Baza ta dziedziczy tradycje kościuszkowskie, w tym Dywizjonu 303.

W stulecie polskiego lotnictwa wojskowego i stulecie brytyjskich sił powietrznych doczekaliśmy się dwóch filmów o najsłynniejszym polskim dywizjonie. Jeden z nich to brytyjsko-polska produkcja w reżyserii Davida Blaira. Być może do powstania tego filmu przyczynił się plebiscyt Muzeum RAF i „The Telegraph” na bohatera wystawy na stulecie RAF w 2018 roku. Wygrał w nim Franciszek Kornicki,żyjący jeszcze  wówczas ostatni dowódca Dywizjonu. Zdobył szesnaście razy więcej głosów niż wszyscy pozostali rywale łącznie. W plebiscycie głosowało wielu Polaków, a jak wiadomo na brytyjskich wyspach mieszka ich nie mało.

W tym też czasie zaczynało już być głośno o polskiej, choć tak naprawdę międzynarodowej produkcji filmu o

Denis Delić/Fot. Daniel Dubicki

Dywizjonie 303, rozpoczętej przez Jacka Samojłowicza. Zaczynało się „jak po gruzach” – problemy z dystrybutorem, dwukrotna zmiana reżysera, niski budżet. A oczekiwania podobnie jak i obawy widzów były duże.

Premiera filmu przesuwana była kilkakrotnie, by zagościć na dużym ekranie z końcem sierpnia 2018 roku. Czy udało się temu wszystkiemu sprostać, ekranizując tę legendarną historię polskich lotników, walczących w Bitwie o Anglię? Pytałam twórców czy są zadowoleni ze swojego dzieła.

– Nie wstydzimy się – jasno stwierdza reżyser filmu Denis Delić – Jesteśmy zadowoleni, że zrobiliśmy ten film.

 

Zadowoleni zdają się być również pierwsi widzowie filmu i to nie byle jacy, bo na premierze pojawili się dowódcy oraz

Płk pil. Piotr Iwaszko/Fot. Luiza Komorowska

piloci polskich baz lotniczych. Film nie zawiódł pułkownika Piotra Iwaszki, chociaż ubolewał, że całkowicie pominięto tzw. szare korzenie lotnictwa, mechaników, którzy swoją pracą niewątpliwie przyczynili się do zwycięstwa. – O nich zapomina się także dzisiaj. (…) Przed projekcją byłem pełen obaw, czy przy takim budżecie da się stworzyć coś, co będzie miało jakąś wartość. Mi i moim kolegom zależy na tym, by to było dobrze zrobione, ponieważ utożsamiamy się z tą historią. (…) Walki powietrzne w większości są dobre – ocenia pułkownik.

 

 

Mjr Mariusz Szymla, instruktor w 41. Bazie Lotnictwa Szkolnego i pilot zespołu akrobacyjnego „Biało – Czerwone Iskry” oraz jego uczniowie również wolą oglądać film okiem widza, gdyż z perspektywy pilota zapewne można dostrzec pewne szczegóły techniczne, takie jak zbyt mocne machanie drążkiem czy szarpanie samolotem. Może też filmowym pilotom brakowało ikry – Mogliby czasem zakląć. Byli zbyt grzeczni – stwierdził major. Jednak moi rozmówcy nie przywiązują do tych szczegółów wielkiej wagi. Ich zdaniem nie to akurat w tym obrazie jest najważniejsze.

 

Artur Borowiec/Fot. Luiza Komorowska

Efekty specjalne i mały budżet – tego wszyscy się baliśmy. Miałam wrażenie, że po projekcji wielu westchnęło z ulgą, bowiem ku miłemu zaskoczeniu okazało się, że mały budżet wcale nie musi oznaczać tandety.  Odpowiedzialny za tę sferę filmu Artur Borowiec nie ukrywa satysfakcji , że jego praca spotkała się z uznaniem, także wśród pilotów. Zdradził, że nad efektami specjalnymi pracowało „trochę więcej niż dwudziestu ludzi”, ale dało się osiągnąć dobry poziom. Cieszy się, że mógł być jednym z twórców tego obrazu filmowego , a przez cały czas produkcji towarzyszyła mu pasja.

 

 

„Dywizjon 303. Prawdziwa historia” w reżyserii Denisa Delića na polskie ekrany wchodzi 31 sierpnia 2018 roku. W głównych rolach Piotr Adamczyk i Maciej Zakościelny oraz brytyjska aktorka Cara Theobold.

Zobacz więcej:

https://wnet.fm/2017/10/05/dywizjon-303-zakonczyly-sie-zdjecia-dlugo-oczekiwanego-filmu-bylismy-planie-rozmawialismy-tworcami/

https://wnet.fm/2017/04/11/film-dywizjon-303-przedstawi-bohaterow-krwi-kosci-pomniki-ze-spizu-dawny-dowodca-dywizjonu-wspoltworzy-film/

https://wnet.fm/2017/03/09/bedziemy-dumni-polskich-lotnikow-rozmowa-jackiem-samojlowiczem-producentem-filmu-dywizjon-303/

https://wnet.fm/2017/07/01/slawny-dywizjon-303-zapomniany-bohater-czyli-historia-ktora-chciala-sie-opowiedziec/

Tygrys to taki latający kot, czyli NATO Tiger Meet Poland 2018 i 100-lecie polskiego lotnictwa wojskowego

Przez ostatnie dwa tygodnie maja nad północną Polską tygrysy w postaci myśliwców różnej maści toczyły symulowane walki oraz realizowały różne zadania i misje. Czy możemy czuć się bezpieczniejsi?

Narodowości zleciało się aż kilkanaście, ale wciąż ze Starego Kontynentu, choć początek tych zlotów wziął się również zza oceanu jeszcze w czasach zimnej wojny, bo z początkiem lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Wtedy to jedna z amerykańskich eskadr z logiem tygrysa, czyli 79 Tactical Fighter Squadron wraz z brytyjską eskadrą z podobnym logiem (74 Squadron) zainicjowały wspólne szkolenie. To był początek zawiązania się NATO Tiger Association, które rozrastało się z biegiem lat. Do stowarzyszenia należą jednostki natowskiego sojuszu, jak i jednostki partnerskie z różnych kontynentów, przy czym członkostwo tych ostatnich ma charakter honorowy. Wszystkie nadal łączy logo nawiązujące do drapieżności i siły tygrysa oraz chęć pogłębiania wiedzy, wymiany doświadczeń czy doskonalenia współpracy.

 

 

Mjr Carlos Sola Hidalogo. Tłumaczył por. Szymaon Pereira-Brodnicki

 

 

Zimna wojna się skończyła, ale w ostatnich latach można zaobserwować transformację i destabilizację ładu światowego. Dotychczasowy układ sił i relacji między państwami ulega zmianie. Pojawiają się kraje, które kwestionują amerykańską dominację, przede wszystkim są to Chiny. Natomiast wewnątrz samego sojuszu północnoatlantyckiego pojawiają się sprzeczne dążenia. USA i jego wypowiedzenie porozumienia nuklearnego nie jest w interesie krajów Zachodniej Europy, szczególnie Francji. Ponadto Turcja jako znaczący sojusznik posiada swoje własne aspiracje, które nie zawsze idą w parze z polityką NATO.

Jednak Sojusz Północnoatlantycki nadal trwa i nie zaprzestaje ćwiczeń sztuki operacyjnej. Jednym z takich ćwiczeń jest właśnie NATO Tiger Meet. W 2018 roku NATO Tiger Meet odbyło się w Polsce, która miała zaszczyt zorganizować to prestiżowe szkolenie po raz pierwszy. Sojusznicze, jak i partnerskie eskadry z całej Europy (Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Czech, Holandii, Belgii, Węgier, Grecji, Francji, Wielkiej Brytanii oraz Austrii i Szwajcarii) zleciały do 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w poznańskich Krzesinach, największej bojowej jednostki Sił Powietrznych RP. Przedstawiciele lotnictwa wojskowego  Turcji i Francji uczestniczyli w ćwiczeniach jako obserwatorzy. Za przebieg przedsięwzięcia odpowiedzialne było 2. skrzydło Lotnictwa Taktycznego. Gospodarzem była 6 Eskadra Lotnicza, która nie tak dawno, bo dopiero w 2011 roku, pierwszy raz wzięła udział w szkoleniu. Trzy lata później okazała się najlepszą eskadrą podczas tygrysiego treningu za co zdobyła nagrodę, stając się jednocześnie pełnoprawnym członkiem stowarzyszenia latających tygrysów. W tym roku najlepsza była 313 Eskadra z Holandii. Jak wielokrotnie podkreślano było to największe i najbardziej wymagające pod względem logistycznym wydarzenie dla polskich sił powietrznych w tym roku. A jest to rok jubileuszowy, bo polskie lotnictwo wojskowe obchodzi setną rocznicę.

 

Gen. Jan Śliwka, 18 maj 2018

 

To, co jest kluczowym wyróżnikiem dla tego szkolenia to wcale nie symbol tygrysa w logo, ale duża liczba krajów sojuszu NATO, a także liczba eskadr i statków powietrznych wzbijających się w niebo – były wśród nich przeważnie myśliwce, ale również śmigłowce oraz natowski samolot wczesnego ostrzegania AWACS. Piloci od 14 do 25 maja wykonywali bardziej skomplikowane misje COMAO (Composite Air Operation) i typowo treningowe Shadow Wave.

 

 

Płk pil. Rafał Zadencki, 18 maj 2018

 

Jak mówi znany polski ekspert do spraw geopolityki i strategii oraz nowoczesnej sztuki wojennej, Jacek Bartosiak, dla Rosji fakt, że takie szkolenie odbywa się we wschodniej flance NATO, a Polska jest tu kluczowym partnerem, ma duże znaczenie. Ekspert wskazuje też, że potencjalna wojna na Wschodniej Flance NATO jest realną groźbą. – Jak się ktoś przygotowuje, to widać jakie ma zdolności. Jest to ciągłe ocenianie się. Patrzy się jakie kto ma siły i w jaki sposób może oddziaływać na otoczenie. (…) W przypadku lotnictwa podział na zagrożenia konwencjonalne i hybrydowe nie ma większego znaczenia, gdyż i tak musi operować w środowisku anty dostępowym, które nawet zabezpiecza działania hybrydowe. Rosjanie roztaczają swój parasol dostępowy A2/AD (Anti-Access/Area Denial) i trzeba umieć go pokonywać a to jest duże wyzwanie.

 

 

„Za daleki Bliski Wschód”. Książka polskiego jezuity o losach Kościoła w Syrii i o dramacie bliskowschodniej wojny

Jeżeli chcemy pomagać, to musimy przede wszystkim nauczyć się słuchać. Nasza obecna wiedza jest jakimś konstruktem opartym na wybiórczych informacjach medialnych – mówi ksiądz Zygmunt Kwiatkowski.

 

Jeżeli obecnie chce się szczerze pomagać Syryjczykom lub jakiejkolwiek innej społeczności bliskowschodniej, to przede wszystkim należy usunąć przyczyny wojny. Została ona wywołana jako świadoma misja zaprowadzenia na świecie „nowego porządku” (…) Ważnym etapem była też tzw. arabska wiosna, która zyskała poparcie opinii światowej i zmieniła się w straszliwy wojenny chaos – pisze ksiądz Zygmunt Kwiatkowski, jezuita, który przez trzydzieści lat pracował na Bliskim Wschodzie.

 Ojciec Zygmunt Kwiatkowski, który był gościem Witolda Gadowskiego w Poranku Wnet, jest autorem książki „Za daleki Bliski Wschód”. Książka pokazuje wciąż zbyt mało znaną w Polsce rzeczywistość Kościoła w Syrii, Libanie, Egipcie – czyli tam, gdzie chrześcijaństwo istnieje od czasów apostolskich. Jest to właściwie reportaż pokazujący wyznaniową mozaikę Bliskiego Wschodu. W pierwszej części autor opisuje względną wolność, jaką cieszyli się tam chrześcijanie przed inwazją na Irak i przed powstaniem Państwa Islamskiego.[related id=41518]

Druga część książki pokazuje dramatyczną sytuację, która panuje obecnie w tamtym rejonie – od symbolicznego początku, czyli wojny w Iraku, poprzez arabską wiosnę, aż po wojnę w Syrii. Jezuita nazywa ją najgorszą od pierwszych lat trwania chrześcijan na tych ziemiach. Możemy śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z ludobójstwem i wielkim exodusem chrześcijaństwa z jego macierzystych stron. Grozi niebezpieczeństwo, że Kościół całkiem zniknie z ziem, które stanowiły jego kolebkę.

Misjonarz stawia tezę, że Zachód ponosi dużą współodpowiedzialność za to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie.

– Dla mnie to obowiązek moralny, żeby o tym mówić – deklaruje o. Zygmunt Kwiatkowski. – To są konkretni ludzie, wobec których mam obowiązek być tutaj świadkiem.

Autor publikacji zwraca uwagę na to, że nieznajomość człowieka, jego kultury i regionu stanowi przeszkodę w skutecznej pomocy ofiarom wojny w Syrii. – Jesteśmy pod presją tego, że tam dzieje się źle i że trzeba szybko reagować. Jednak bez poznania tamtej kultury nasze wychodzenie im naprzeciw nie jest wychodzeniem naprzeciw. Jest raczej mijaniem się.

Wypowiedzi ojca Zygmunta Kwiatkowskiego wysłuchaliśmy podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez Katolicką Agencję Informacyjną.


Książka księdza Zygmunta Kwiatkowskiego SJ Za daleki Bliski Wschódjest kolejną publikacją w serii reportaży wydawanych przez poznańskie wydawnictwo Święty Wojciech.

„Dywizjon 303” – zakończyły się zdjęcia do długo oczekiwanego filmu. Byliśmy na planie i rozmawialiśmy z twórcami

Premiera filmu o legendarnym dywizjonie zbiegnie się ostatecznie ze stuleciem odzyskania przez Polskę niepodległości, stuleciem polskiego lotnictwa i stuleciem RAF-u. Czy to przypadek?

Premiera filmu „Dywizjon 303”, opowieści o polskich lotnikach biorących udział w Bitwie o Anglię, światło dzienne ujrzy po przeszło 70 latach od tych wydarzeń. Polscy piloci w wygranej walce w przestworzach mieli niewątpliwie wielki udział. Zdobyli uznanie zarówno angielskich kolegów po fachu, jak i angielskich dam. W owym czasie stali się wręcz pupilami Wielkiej Brytanii. Jednak po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Polska dostała się pod sowiecką okupację, a żołnierze polskiej armii nie zostali zaproszeni do udziału w zwycięskiej defiladzie w Londynie, lotnicy polskich sił powietrznych odmówili udziału w pochodzie.

Maciej Cymorek. Pochodzi z Zaolzia, w filmie „Dywizjon 303” wciela się w rolę czeskiego pilota Josefa Františka

Szybko o nich zapomniano. Rozproszyli się po świecie, imając się przeróżnych zajęć. Nawet do tej pory nie wiemy o nich zbyt wiele, zwłaszcza jakie były ich dalsze losy. O tych żyjących dowiadujemy się przy okazji, np. plebiscytu na twarz wystawy o RAF, która odbędzie się z okazji jej stulecia.

W Polsce, która wolnością cieszy się podobno od ponad dwudziestu kilku lat, nie udało się przenieść legendy dzielnego dywizjonu i jego pilotów na wielki ekran. Czesi, choć ich udział w Bitwie o Anglię był znacznie mniejszy, już w 2001 roku wyprodukowali pełnometrażowy film o czeskich lotnikach („Ciemnoniebieski świat” w reżyserii Jan Svěráka).

Wreszcie powstał scenariusz do polskiej, chociaż właściwie już międzynarodowej produkcji filmowej o słynnym dywizjonie. Punktem wyjścia była powieść Arkadego Fiedlera. Jednak wraz z rozwojem scenariusza jego drogi rozeszły się z książką znaną starszym pokoleniom ze szkoły podstawowej (od jakiegoś czasu „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera nie widnieje w spisie lektur). Droga do realizacji filmu nie była łatwa. W trakcie pracy zmieniała się też obsada reżyserska.  Twórcy borykali się z zarzutami rozmaitych specjalistów o niewierność historii. W trakcie prac nad produkcją zmienił się dystrybutor, a także reżyser, którym ostatecznie został Denis Delić.

W Pubie Orchard Inn…

W przedostatni dzień zdjęciowy odwiedziliśmy Pub Orchard Inn na przedmieściach Londynu. Niedawno zmarły Alex Herbst żartował, że była to druga siedziba polskich lotników. Tam opijali swoje sukcesy, flirtowali z dziewczynami i przeżywali tragiczne chwile po śmierci kolegów. To tak naprawdę warszawski Tarchomin, ale do historycznego pubu mogliśmy przenieść się dzięki scenografii, skrupulatnie przygotowywanej już od ponad roku. Ten historyczny pub nadal stoi na przedmieściach Londynu, w mieście Ruislip. W międzyczasie oczywiście przebudowywany i remontowany, zmienił swoją nazwę na „The Orchard”.

– W filmie co jakiś czas powracamy do tego miejsca, to istotne miejsce dla szkieletu dramaturgicznego opowieści – powiedział nam Sławomir Ciok, drugi reżyser. – Dziś był już przedostatni dzień zdjęciowy, zostaje postprodukcja, ewentualnie małe poprawki.

Izabela Jarosińska w roli pielęgniarki „podrywanej przez polskich pilotów”.

– A kobiety w filmach kostiumowych fotografują się pięknie. Po prostu wyglądają bardzo kobieco. Widać, że nie jest to jakiś unisex – stwierdził operator Waldemar Szmidt. To oczywiście spostrzeżenie czynione przy okazji. Praca dla operatora przy tej produkcji ze względu na swoją specyfikę stanowi duże wyzwanie. – Nie jest to komedia romantyczna, a pewien epos filmowy, który należy dobrze sfotografować, żeby dobrze odtworzyć atmosferę tamtych lat. Będąc na planie filmowym, rzeczywiście można przenieść się do Londynu lat 40. ubiegłego wieku.

Waldemar Szmidt, operator. Pracował m.in. przy opartym na książce Bogusława Wołoszańskiego słynnym serialu „Tajemnica twierdzy szyfrów” (reż. Adek Drabiński)

Przy barze siedzą żołnierze, piloci w mundurach z tamtych czasów, panie w stylowych sukienkach, z upiętymi włosami. Tylko że twarze jakby dobrze znane z telewizji ostatnich lat. Tu i ówdzie można zobaczyć Piotra Adamczyka (odtwórca roli Witolda Urbanowicza), przechadzającego się w oczekiwaniu na swoją scenę, czy Antoniego Królikowskiego (w filmie występującego jako Witold „Tolo” Łokuciewski), odpoczywającego na angielskiej kanapie.

Prace nad wystrojem i rekwizytami trwały od roku. Scenografowie i architekci przeszukiwali archiwa, docierali też do zdjęć z prywatnych zasobów. Maria Golasowska dziękowała m.in. Instytutowi Sikorskiego w Londynie za pomoc przy odtwarzaniu materialnej rzeczywistości lat 40. w Londynie.

 

Premiera filmowego obrazu o Dywizjonie 303 przypadnie w roku stulecia niepodległości. Niezależnie od wagi historycznych rocznic, sam temat filmu stawia jego twórców wobec ogromnych oczekiwań. Historię o polskich lotnikach w Wielkiej Brytanii, jedną z najważniejszych opowieści XX-wiecznej historii Polski, trzeba przedstawić w języku nowoczesnego filmu. Czy film spełni te nadzieje? Przekonamy się o tym już na wiosnę przyszłego roku.


Zdjęcia: Luiza Komorowska

 

GALERIA „W 80 dni dookoła Polski – powrót do źródeł” z redakcją Wnet. W krainie góralskiej ślebody i Lachów Sądeckich

Media Wnet w ubiegłym tygodniu były na Podhalu odwiedzając: Żywiec, Wadowice, Nowy Targ, zimową stolicę Polski Zakopane, a także lacki Nowy Sącz. Odwiedziny te uwieczniła w obiektywie Luiza Komorowska

Żywiec – miasto browarników i polskich Habsburgów

fot. Luiza Komorowska
Rynek w Żywcu

Żywiec – miejsce piękne i czarowne, z bogatą historią i kulturą, piękną przyrodą i własnymi górami, „spokojniejszymi”, jak zaznaczają mieszkańcy. Mimo że dziś przypisany administracyjnie do województwa śląskiego, nigdy Śląskiem nie był. Od wieków związany z ziemią krakowską jest najdalej na zachód położoną częścią Małopolski.

Występ podczas ostatniego koncertu zespołów folklorystycznych w ramach trwającego dziewięć dni Tygodnia
Kultury Beskidzkiej w Żywcu. Wspaniały występ gruzińskich górali z Borjomi – miasta partnerskiego Żywca – ponoć porwał zgromadzoną publiczność.

Renesansowe krużganki Starego Zamku w Żywcu powstały nieco później niż te na Wawelu, ale są równie piękne i stylowe. Siedziba polskich Habsburgów, ostatnich pretendentów do polskiej korony, swoją świetność odzyskała dopiero w 1989 roku.

– Stary Zamek w Żywcu z naszą Małą Kaplicą Zygmuntowską przy kościele farnym jest zwany Małym Wawelem – powiedziała Dorota Firlej (na zdjęciu poniżej), kustosz, historyk sztuki Muzeum Miejskiego w Żywcu, gość Witolda Gadowskiego w Poranku Wnet.

– Najbardziej znani właściciele Starego Zamku to rodzina Habsburgów, polskich Habsburgów – powiedziała pani kustosz. Przypomniała, że w Pałacu Habsburgów jeszcze do niedawna mieszkała Maria Krystyna Habsburg, „wnuczka pretendenta do polskiego tronu Karola Stefana Habsburga.

 

Na tarasie wadowickich franciszkanów. W głębi nasz realizator dźwięku Karol Smyk.
Redaktor Witold Gadowski z ojcem Ryszardem Stolarczykiem z miejscowego klasztoru oo. franciszkanów.
Na Rynku w Nowym Targu

Redaktor Witold Gadowski na Rynku w Nowym Targu podczas Poranka Wnet.

Ratusz w Nowym Targu i nasza ekipa z mobilnym studiem za kurtyną wody miejscowej fontanny.

Baca Jan Kubik w tradycyjnym stroju górali pienińskich, m.in. w charakterystycznej dla niego niebieskiej kamizelce.

Na uliczkach Nowego Sącza – miasta św. Kingi, wielu milionerów, największej liczby bentleyów (kupionych za gotówkę) przypadających na jednego mieszkańca, a także jednego z najstarszych miast Małopolski.

Nowy Sącz – przed Ratuszem nasze mobilne studio w trakcie audycji.

 

 

Na Krupówkach w Zakopanem

„Bez smreki wyziero słońce, a ja se patrze na góre, na której wyziero krzyż…” – tymi słowami rozpoczął piątkowy Poranek Wnet redaktor Witold Gadowski, z pochodzenia góral z Zakopanego, patrząc na Giewont. Zakopane to miejsce szczególne, zimowa stolicy Polski położona w kotlinie u stóp Tatr.

Górale w strojach góralskich w Zakopanem.

Oprac. MoRo

Sławny Dywizjon 303 i jego zapomniany bohater Aleksander Herbst, czyli historia, która sama chciała się opowiedzieć

Zawsze szukałem ludzi, którzy niosą ze sobą nieopowiedziane historie – mówi Sławomir Ciok, reżyser, który zdążył w kadrach uchwycić życie Aleksa Herbsta tuż przed jego śmiercią.

25 maja 2017 roku w wieku 99 zmarł kapitan Witold Aleksander Herbst, pilot dywizjonów 303 i 308. Po wojnie pozostał  na emigracji w Wielkiej Brytanii, by potem, już na stałe, przenieść się do Stanów Zjednoczonych. Kiedy Sławomir Ciok poszukiwał ciekawego materiału na film, okazało się, że „istnieje taki człowiek i bardzo chce opowiedzieć swoją historię”.
– Był to człowiek o fascynującej osobowości – wspomina reżyser. – Aby urzeczywistnić ten film, musiałem przypomnieć o nim wszystkim mniej lub bardziej ważnym ludziom w naszym kraju. Było tak, że przez długie lata w Polsce zupełnie nikt nie był zainteresowany pomaganiem mi w tym projekcie. Lecz niezależnie od tego, ile osób się z niego wycofało bądź stawiało mi jakieś przeszkody, wierzyłem, że ma to sens.

Pytaliśmy o przyczyny, dla których tak niewielu ludzi pamiętało, że w USA wciąż żyje jeden z pokolenia wielkich polskich lotników – bohaterów II wojny światowej.

[related id=”9450″]- W trakcie wojny stracił całą rodzinę, więc nie za bardzo miał do czego wracać. Poza tym wiedział, czym groził powrót do Polski pod koniec lat czterdziestych. Nie miał ochoty iść do więzienia czy ryzykować nawet wyrok śmierci. Poza tym niewiedza o wciąż żyjącym bohaterze może wynikać z tzw. patriotyzmu deklaratywnego – wyjaśniał Sławomir Ciok. Bardzo wielu ludzi wykrzykuje patriotyczne hasła, lecz kiedy przychodzi moment działania, nic się nie dzieje. […] Natomiast ludzie tamtych czasów nie szastali słowem „patriotyzm”. To w pewnym sensie było słowo tabu. Oni to czuli, ale głośno o tym nie mówili. Oczywiście byli wychowani na literaturze romantycznej – mówił reżyser.

Piloci myśliwców stanowili wtedy elitę nawet w samym środowisku lotniczym, byli solidnie i wszechstronnie wykształceni. Czy dzisiejsi lotnicy poradziliby sobie tak samo dobrze? – Gdyby posadzić współczesnego pilota do ówczesnego Spitfire’a, to prawdopodobnie nie byłby w stanie określić nawet pasa, na którym siedzi – żartował Herbst.

Jednakże w filmowym dokumencie „Alex Herbst. Na zawsze pilot” twórca i jego bohater nie skupiają się tylko historii wojennej. – Opowiadamy o wojnie kilkadziesiąt lat później i robimy to z dzisiejszej perspektywy, dla dzisiejszych zwykłych ludzi, nie dla historyków – mówił dokumentalista.

Sławomir Ciok opowiada zarówno o samym bohaterze, jak i o przyjaźni między nimi. Z relacji reżysera wyłania się obraz człowieka, który cenił sobie dystans i z ironią podchodził do nadmiernej fascynacji wojną. Mimo ciężaru historycznych przeżyć potrafił odbudować życie na obczyźnie i do końca zachować pogodę ducha.


Sławomir Ciok – reżyser, dokumentalista i scenarzysta, absolwent UW i PWSFTviT w Łodzi. Obecnie pracuje przy produkcji filmu fabularnego o Dywizjonie 303.
Film dokumentalny „Alex Herbst: na zawsze pilot” był pokazywany m.in. na towarzyszącym festiwalowi filmowemu w Cannes Doc Corner. Obecnie czeka na dystrybucję w Polsce.


Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

LK/AO

 

Południe Wnet 21 czerwca 2017

Uroczystości z okazji 35. rocznicy powstania Solidarności Walczącej i sytuacja Tatarów oraz całego społeczeństwa na Krymie były dziś tematami południowej audycji Radia Wnet.

Gośćmi byli:

Jadwiga Chmielowska – redaktor naczelny Śląskiego Kuriera Wnet;

Wojciech Jankowski – dziennikarz Radia Wnet;


Prowadzący: Luiza Komorowska

Realizator: Karol Zieliński


Jadwiga Chmielowska z Pałacu Prezydenckiego mówiła o uroczystościach związanych z 35. rocznicą powstania Solidarności Walczącej, które rozpoczęły się 20 czerwca w różnych miastach Polski. W poniedziałek natomiast odbyła się konferencja, podczas której przyjęto oświadczenie wzywające Rosję do odstąpienia od agresji wobec Krymu i Ukrainy.

W drugiej części audycji z Krymu Wojciech Jankowski relacjonował realia życia Tatarów w tym kraju.

29 maja Międzynarodowym Dniem Uczestników Misji Pokojowych ONZ – w Radiu Wnet rozmowy z żołnierzami

Zawodowi żołnierze całe życie uczą się używać broni. Jadąc na misje, muszą radzić sobie bez uzbrojenia. Ich narzędziem pracy są opanowanie i psychologia, których uczą się na specjalnych kursach.

Moim rozmówcą był mjr Andrzej Skubisz, który jako obserwator wojskowy uczestniczył w misji pokojowej na Wybrzeży Kości Słoniowej. Misja ta została zakończona, kiedy po kilkunastu latach ONZ ogłosiło sukces. Jak ważną rolę odgrywa obserwator wojskowy w procesie pokojowym?

– Realizujemy wiele różnych patroli, począwszy od rutynowych, codziennych patroli po długie patrole, w czasie których odwiedzamy różne miejscowości w rejonie odpowiedzialności; patrole powietrzne i specjalne – to jest ok. 160 patroli w ciągu miesiąca. Obserwator wykonuje dokumentację fotograficzną, rozmawia z lokalną ludnością, spotyka się z szefami wiosek. Głównym celem jest zbadanie tego, jak wygląda sytuacja bezpieczeństwa.

Te wszystkie działania odbywają się bez broni, co jest dużym obciążeniem psychicznym dla obserwatora, który de facto jest żołnierzem.

Pod koniec misji na Wybrzeżu Kości Słoniowej majora Skubisza i jego współuczestników zaskoczył wybuch rewolty podczas wykonywania rutynowych działań. Chociaż obserwatorzy wojskowi nie dysponują bronią, są odpowiednio szkoleni, by nie podejmować pochopnych decyzji i pozostać opanowanym.

Jedynym ośrodkiem w Polsce, który organizuje takie szkolenia jest Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach. 26 maja właśnie zakończył się XXXV Międzynarodowy Kurs Obserwatorów Wojskowych, gdzie przez trzy tygodnie uczestnicy z Polski, Słowacji, Białorusi i Brazylii zdobywali umiejętności w zakresie m.in negocjacji, weryfikacji obiektu, patrolu powietrznego i wodnego czy zachowania się w przypadku porwania. Scenariusze do ćwiczeń zostały napisane tak, aby w jak największym stopniu stworzyć realne warunki działań w rejonie zagrożeń.

O kursie, jego celach i przebiegu opowiadali Komendant Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach płk Wiesław Mitkowski i dyrektor MKOW mjr Mechał Bech.

 


–  CPdMZ jako jedyna jednostka Wojska Polskiego została uprawniona do wydawania zaświadczeń, które honorowane są na całym świecie. To, że jesteśmy elitarną jednostką pod tym względem, nakłada na nas olbrzymi obowiązek i olbrzymią odpowiedzialność. Przygotowujemy ludzi do tego, by w każdych warunkach mogli wykonać powierzoną im misję, czyli przede zachowali swoje życie, a następnie osiągnęli zamierzony cel – podkreślił Komendant.

 


Major Bech wyjaśnił, że jedynym uzbrojeniem obserwatora wojskowego jest przede wszystkim ołówek, radio i lornetka oraz umiejętność prowadzenia negocjacji, znajomość procedur, ale też historii, tradycji czy sytuacji geopolitycznej danego rejonu – To jest bardzo istotne. Jest takie powiedzenie, że obserwator wojskowy jest oczami i uszami ONZ – dodał.

Zapraszamy do wysłuchania.

Fot. Luiza Komorowska

Film „Dywizjon 303” przedstawi bohaterów z krwi i kości, nie pomniki ze spiżu. Dawny dowódca Dywizjonu współtworzy film

W Anglii podobał się stosunek polskich lotników do kobiet; byli szarmanccy, dobrze wychowani, potrafili się bawić. Jednak przede wszystkim byli to ludzie honoru – tamtejszym kobietom się to podobało.

 

Gośćmi Popołudnia Radia WNET byli: producent filmu „Dywizjon 303” Jacek Samojłowicz i aktor Aleksander Wróbel, który wcielił się w postać jednego z pilotów Dywizjonu 303, Jana Kazimierza Daszewskiego.

Jacek Samojłowicz opowiadał o tym, jak powstaje film oraz o tym, jak odbywa się samo jego powstawanie. Scenariusz jest zgodny z prawdą historyczną, jednak wciąż jakby się tworzy poprzez wprowadzanie szczegółowych poprawek. Jest nowy dystrybutor, Dystrybucja Mówi Serwis Sp. z o.o., i zainteresowanie dużych wytwórni, jak Miramax.

– Jednym z opiekunów filmu, a zarazem konsultantem, jest jeszcze żyjący, były dowódca Dywizjonu 303, który mieszka w Seattle. Ma już ponad 90 lat i pamięta rzeczy, które nie są wiadome nawet historykom, a o których może powiedzieć on jako jeden z dwóch ostatnich żyjących dowódców dywizjonu. W ten sposób współuczestniczy w tworzeniu i poprawianiu scenariusza.

[related id=”6372″ side=”left”]

– W Seattle jest też Messerschmitt 109, czyli jeden z tych samolotów, które walczyły z naszymi Hurricane’ami. Chcemy nakręcić ten samolot, więc organizujemy tam plan filmowy.

Aleksander Wróbel, pracując nad rolą, przeczytał dużo literatury zarówno na temat swojego bohatera, jak i Bitwy o Anglię. Co więcej, w ostatnim czasie wraz z producentem aktor odwiedził rodzinę Daszewskich w Wielkiej Brytanii, która przyjęła gości serdecznie, nie kryjąc wzruszenia.

Dla aktora jest to debiut fabularny. – Jest to dla mnie duże wyzwanie i chętnie je przyjmę. Staram się zdobywać jak najwięcej informacji o mojej postaci, aby odegrać tę rolę najlepiej, jak potrafię.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

Oglądając film, będziemy dumni z polskich lotników – rozmowa z Jackiem Samojłowiczem, producentem filmu „Dywizjon 303”

To będzie historia nie tylko o walce, ale i o życiu polskich lotników. Akcja zaczyna się jeszcze przed wojną. Mimo zmiany reżysera i dystrybutora, prace nad filmem „Dywizjon 303” dobiegają końca.

Gościem audycji Radia WNET był Jacek Samojłowicz, producent i scenarzysta. Jego ostatnia produkcja to długo wyczekiwany „Dywizjon 303” – film o polskich bohaterach Bitwy o Anglię. Tego formatu produkcja wiąże się ogromnymi oczekiwaniami i niespodziewanymi przeszkodami. Twórcy mają świadomość, że wielu widzów będzie oczekiwać nie tylko dobrze zrobionego filmu, ale wręcz realizacji narodowej misji.

W rozmowie z Antonim Opalińskim Jacek Samojłowicz opowiadał o procesie powstawania filmu. Dużo uwagi poświęcił relacji między historią II wojny światowej a literacką fikcją.

– Nastąpiła zmiana dystrybutora, ale to jest normalne podczas takich produkcji. Film jest przygotowywany od pięciu lat, więc mamy już kolejnego dystrybutora. Film ma się dobrze, a scenariusz ulega niewielkim zmianom, i to też jest normalne, że reżyserzy i scenarzyści tych zmian dokonują, ponieważ cały czas poznajemy tę historię coraz głębiej. Nasi wysłannicy na bieżąco pracują w Anglii z Brytyjczykami, i nie tylko z dystrybutorem, ale również z tamtejszymi historykami, zdobywają nowe, interesujące informacje, które umieszczamy w scenariuszu.

Producent wyjaśnił kwestie związane ze scenariuszem powstającego filmu. Początkowo „Dywizjon 303” miał być oparty na słynnej powieści Arkadego Fiedlera. Jednak ostatecznie synowie autora wycofali się ze współpracy…

– Filmu na powieści Arkadego Fiedlera nie da się oprzeć, można się jedynie nią inspirować, dlatego że książka ta jest opowiadaniem o walkach powietrznych. Mamy te same dane, którymi dysponował Fiedler, to są kroniki Mirosława Fericia. W książce te walki są fantastycznie opisane, natomiast na ekranie musi to wyglądać zupełnie inaczej.

– Scenariusz jest bardzo historyczny i bardzo patriotyczny. Reżyserem jest Denis Delić, który w Polsce miał kilka sukcesów filmowych i kasowych, np. „Ja wam pokażę”, „Dublerów”,  a w ostatnim czasie pracował w Niemczech przy kinie akcji.

Jacek Samojłowicz  zaznaczył, że film będzie czymś więcej niż tylko relacją z działań wojennych, dlatego początek akcji sięga czasów przedwojennych:

– Sięgamy do czasów przed wybuchem wojny, dlatego że trzeba było pokazać losy naszych lotników i w jaki sposób dotarli oni do Wielkiej Brytanii. Film, jeśli chodzi o polską stronę, opiera się głównie na dwóch bohaterach – Urbanowiczu i Zumbachu. Ich drogi do walki o Polskę pod niebem Wielkiej Brytanii były zupełnie różne.

– Nasza historia jest przede wszystkim o lotnikach i ich życiu, nie tylko o walce. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ten film będzie pokazany w Wielkiej Brytanii i że będziemy mogli być dumni, że wspólnie z Anglikami walczyliśmy, żeby Anglia była wolna i nie stała się jednym z okupowanych krajów, i że mamy wspólną historię.

Producent zapowiada, że „Dywizjon 303” prawdopodobnie będzie skończony już w marcu. Premiera kinowa nastąpi nieco później, ze względu na konieczność pracy nad efektami specjalnymi.

AO/lk