Kardynał Zenon Grocholewski w swoim herbie umieścił słowa Jana Chrzciciela: „Potrzeba, aby On wzrastał” (J 3,30)

Te same słowa widnieją również na wszystkich okolicznościowych obrazkach związanych z kolejnymi rocznicami jego kapłaństwa i biskupstwa. Przejawiała się w tym jego niezwykła stałość i wierność.

Jolanta Hajdasz

Niezłomny w służbie Prawdzie

Uroczystości pogrzebowe śp. kardynała Zenona Grocholewskiego odbyły się w sobotę, 25 lipca w Katedrze Poznańskiej. Przewodniczył im delegat Ojca Świętego, jałmużnik papieski kard. Konrad Krajewski. Homilię w czasie uroczystości pogrzebowej wygłosił abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski. W Eucharystii żałobnej uczestniczyli przedstawiciele polskiego Episkopatu, władz państwowych i samorządowych z terenu Wielkopolski oraz z Ciechocinka, którego honorowym obywatelem był zmarły, oraz liczna rodzina Kardynała.

Arcybiskup Marek Jędraszewski w homilii przedstawił życie zmarłego kardynała i podkreślił, że „wszyscy, którzy mieli możność spotkać się z księdzem doktorem Zenonem Grocholewskim, później zaś profesorem, biskupem, arcybiskupem, a na koniec kardynałem, musieli być pod wrażeniem jego jednoznaczności i bezkompromisowości”. Podczas wygłaszania homilii przez abp Marka Jędraszewskiego wyczuwało się jego wzruszenie, gdy przytaczał swoje wspomnienia o kard. Zenonie Grocholewskim, z którym przyjaźnił się ponad 45 lat. Wspomniał także, że zmarły był orędownikiem procesów beatyfikacyjnych, znacząco się przyczyniając do ich szczęśliwego zakończenia, dwóch wybitnych Wielkopolan, bł. Edmunda Bojanowskiego, o którym przypomniał św. Janowi Pawłowi II, że będąc jeszcze biskupem, sam był orędownikiem tego procesu, i bł. Siostry Sancji Szymkowiak.

Uroczystości 50-lecia kapłaństwa kard. Grocholewskiego w Nowym Tomyślu | Fot. A. Tabaczyńska

Przed zakończeniem liturgii odczytane zostały listy pożegnalne. Papież Franciszek w swoim liście dziękował Bogu za życie i apostolską posługę tego wiernego świadka Ewangelii, z wdzięcznością wspominał jego zaangażowanie akademickie jako wybitnego znawcy prawa kanonicznego oraz autora licznych publikacji naukowych, a na koniec prosił: „Niech Chrystus miłosierny, któremu kardynał Zenon poświęcił swe życie, przyjmie Go w swoich ramionach” i udzielił błogosławieństwa.

Następnie został odczytany list od Prezydenta Polski Andrzeja Dudy, w którym prezydent podkreślił dorobek naukowy hierarchy oraz fakt, że zmarły kardynał był orędownikiem dialogu, a jego słowa wiele znaczyły w całym świecie. „Żegnamy dziś wybitnego Polaka, postać ważną nie tylko w życiu Kościoła, ale także człowieka, którego głos liczył się we współczesnym świecie” – napisał Andrzej Duda.

Po Mszy św. trumna z ciałem purpurata została złożona w podziemiach katedry, w krypcie biskupów poznańskich, a obrzędom przewodniczył ks. arcybiskup Stanisław Gądecki. W swoim testamencie kard. Zenon Grocholewski napisał: „Bogu w Trójcy Przenajświętszej pragnę wyrazić wdzięczność i uwielbienie za dar życia i kapłaństwa oraz wszystkie otrzymane łaski. Niech Bóg będzie uwielbiony. Głęboko przekonany, że jedyną słuszną drogą życia na ziemi i jedyną prawdziwą wielkością człowieka jest świętość, ale jednocześnie świadom moich małości, słabości i grzechów, uniżam się wobec Bożego majestatu, ufając w Jego nieskończone miłosierdzie. Panie, zmiłuj się nade mną grzesznikiem. Wszystkich proszę o modlitwę w mojej intencji. Do zobaczenia w Domu Ojca”.

Homilia abp. Marka Jędraszewskiego

„Bogu w Trójcy Przenajświętszej pragnę wyrazić wdzięczność i uwielbienie za dar życia i kapłaństwa oraz wszystkie otrzymane łaski. Niech Bóg będzie uwielbiony” – pisał w Poniedziałek Wielkanocny 2 kwietnia 2018 roku, dokładnie w 13. rocznicę śmierci św. Jana Pawła II Wielkiego, w swym duchowym testamencie śp. Zenon Kardynał Grocholewski. Dwa zatem były dla niego największe dary, które od Boga otrzymał i za które pragnął Go nieustannie wielbić – życie i kapłaństwo. W urzeczywistnianiu i w ewangelijnym pomnażaniu tych darów towarzyszyli mu dwaj święci Patronowie. Pierwszym z nich był św. Zenon, męczennik rzymski, którego imię otrzymał na chrzcie świętym; drugim – wybrany na całą kapłańską drogę i posługiwanie w Kościele św. Jan Chrzciciel.

Trudno dzisiaj powiedzieć, dlaczego urodzony prawie 81 lat temu, dnia 11 października 1939 roku, w wielkopolskich Bródkach chłopiec otrzymał imię rzymskiego męczennika. Dzień urodzin śp. Kardynała przypadł na pierwsze dni II wojny światowej. Wobec jego Mamy, Józefy, w dużej mierze spełniły się słowa Pana Jezusa o matkach przeżywających swe macierzyństwo w czasach wojennych: „Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni” (Mk 13,17). Przed wojną państwo Grocholewscy mieszkali w Sępolnie, tuż przy ówczesnej granicy polsko-niemieckiej, gdzie pan Stanisław jako kupiec cieszył się wielkim szacunkiem nie tylko ze strony Polaków, ale także i Niemców. Najazd hitlerowskich wojsk niemieckich na Polskę dnia 1 września 1939 roku sprawił, że wielu mieszkańców Wielkopolski uchodziło przed wrogiem w głąb Kraju. Wśród nich była także rodzina państwa Grocholewskich. Pani Józefa była wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Nieludzko zmęczona i wyczerpana, wraz z najbliższymi zatrzymała się w Bródkach. Tam właśnie w bardzo trudnych warunkach wydała na świat synka, którego życie od samego początku było zagrożone. W tej sytuacji ochrzczono go dwa dni później, nadając imię Zenon.

Pamiętam, jak w pierwszych miesiącach mego pobytu w Rzymie, jesienią 1975 roku, pracujący już w Sygnaturze Apostolskiej młody ks. Zenon Grocholewski zawiózł mnie do rzymskiego opactwa trapistów Tre Fontane i wskazał na znajdujący się tam, obok dwóch jeszcze innych świątyń, pochodzący z XVI wieku kościół Santa Maria Scala Coeli (Matki Bożej Schodów do Nieba). Według antycznej chrześcijańskiej tradycji, został on wzniesiony na miejscu męczeństwa św. Zenona i innych rzymskich żołnierzy. O tych wspaniałych świadkach Chrystusa Martyrologium Rzymskie wspomina bardzo lakonicznie: „Dnia 22 grudnia w Rzymie przy Via Lavicana między dwoma drzewami laurowymi dzień zgonu 30 Męczenników, którzy podczas prześladowania Dioklecjańskiego w jednym dniu przelali krew swoją dla wiary”. „Tutaj znajdują się relikwie mojego Patrona i jego Towarzyszy” – powiedział ks. Grocholewski i zaraz potem pogrążył się w zadumie. Nigdy nie miałem odwagi zapytać go, czy jego milczenie było związane z tym, że św. Zenon i jego Towarzysze byli dla niego wzorem, jak trzeba zachować się w chwilach próby, w których chrześcijanin powinien dać jednoznaczne świadectwo o swym Mistrzu i Panu, zgodnie z Jego własnymi słowami: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37). Być może w swych myślach łączył wtedy św. Zenona także z Matką Najświętszą, Królową męczenników, czczoną właśnie w tym kościele jako Ta, która swe dzieci prowadzi do Nieba.

W każdym razie ci wszyscy, którzy mieli możność spotkać się z księdzem doktorem Zenonem Grocholewskim, później zaś profesorem, biskupem, arcybiskupem, a na koniec kardynałem, musieli być pod wrażeniem jego jednoznaczności i bezkompromisowości: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie”.

Z całą pewnością można o nim powiedzieć: był niezłomnym żołnierzem w służbie prawdzie – i to niezależnie od areopagu, na którym przychodziło mu występować i dawać o niej świadectwo: czy były to zacisza Sygnatury Apostolskiej, gdzie rozstrzygał wiele skomplikowanych spraw sądowych, przesyłanych do tego Urzędu z całego świata; czy były to aule Uniwersytetów Gregoriańskiego i Laterańskiego, których był niezwykle cenionym profesorem prawa kanonicznego; czy były to biura Kongregacji Wychowania Katolickiego, której urząd prefekta pełnił przez szesnaście lat: od 1999 roku do przejścia na zasłużoną emeryturę w 2015 roku. To właśnie z tej Kongregacji wychodziło wiele bardzo cennych impulsów i jasno zarysowanych programów dla katolickich szkół, dla wyższych uczelni katolickich i kościelnych, które często stawały się ewangelicznym „zaczynem” dla świata nie znającego jeszcze Chrystusa bądź z różnych powodów odrzucającego Jego naukę. W wykładach budzących podziw ze względu na ich jasność, przejrzystość i wewnętrzną logikę, głoszonych w wielu prestiżowych miejscach na wszystkich kontynentach, Ksiądz Kardynał był prawdziwym i przekonującym świadkiem chrześcijańskiego humanizmu.

Msza św. podczas uroczystości pogrzebowych śp. kardynała Zenona Grocholewskiego w katedrze poznańskiej | Fot. A. Karczmarczyk

Podobna czytelność i jednoznaczność odznaczały kardynała Zenona Grocholewskiego w odniesieniu do Polski, do jej historii, jej chrześcijańskiej tradycji, jej przyszłości. Był w jakiejś mierze dzieckiem wojny, ale kto wie, czy jako dziecko najbardziej nie cierpiał wtedy, gdy po wojnie rządy w naszym kraju objęła tzw. władza ludowa. W czasach stalinowskich jego ojca Stanisława, powszechnie szanowanego i poważanego ze względu na wyjątkową rzetelność, uczciwość i wewnętrzną prawość, uznano za wroga ludu i osadzono w więzieniu, a jego rodzina, pozbawiona środków do życia, została skazana na biedę. Przetrwali ten trudny czas dzięki pomocy życzliwych ludzi.

Po latach młody Zenon, odpowiadając na Chrystusowe powołanie, postanowił zostać księdzem. Uczył się więc najpierw w Niższym Seminarium Duchownym w Wolsztynie, a następnie w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. Znalazł się zatem w środowisku, które ukazywało mu żywe jeszcze postaci prawdziwych świadków wiary, niekiedy wręcz męczenników: bardzo licznych księży poznańskich, ofiar neopogańskiego niemieckiego systemu nazistowskiego, którzy znaleźli się w Dachau i w innych obozach koncentracyjnych, a także tych, którzy później, już po wojnie, byli prześladowani i więzieni przez system komunistyczny. Wśród nich prawdziwie wybitną postacią był abp Antoni Baraniak, metropolita poznański, który w latach 1953–1955 był więziony w areszcie śledczym na warszawskim Mokotowie, gdzie poddawany torturom, wykazał rzadko spotykany hart ducha i budzącą powszechny szacunek niezłomność. Z jego to rąk alumn Zenon Grocholewski przyjął kolejno święcenia subdiakonatu, diakonatu i w 1963 roku prezbiteratu.

Ten fakt stanowił dla niego prawdziwe zobowiązanie na przyszłość. Równocześnie uświadamiał mu konieczność zachowania i tworzenia wyrazistej ciągłości, historycznej i zarazem duchowej, między kolejnymi pokoleniami świadków wiary. W polskiej tradycji, sięgającej jeszcze 966 roku i początków chrześcijaństwa, narodu i państwowości polskiej, znaczyło to: służyć Polsce poprzez wierną kapłańską posługę rodakom. Znaczyło to, w konsekwencji: przyczyniać się do tego, aby Polska nieustannie, z pokolenia na pokolenie, zasługiwała na miano Polonia semper fidelis – zawsze wiernej Chrystusowi, Krzyżowi i Ewangelii. Dla księdza, biskupa i kardynała Zenona Grocholewskiego było to najgłębszym i najbardziej autentycznym wymiarem jego patriotyzmu – aż do końca jego dni. Jak wspominają jego domownicy i bliscy współpracownicy, w swojej prywatnej kaplicy w Rzymie wielokrotnie sprawował Msze święte w intencji Ojczyzny i Pana Prezydenta.

Szczególnie wymownym przejawem umiłowania Ojczyzny był jego kardynalski herb, w którym w lewym górnym polu widnieje polski orzeł. Przemawiał on nie tylko do mieszkańców Wiecznego Miasta, ale i do turystów z całego świata, którzy znajdując się u stóp Kapitolu, przy tytularnym kościele kardynała Grocholewskiego, tzn. przy bazylice San Nicola in Carcere – św. Mikołaja w Więzieniu, nieoczekiwanie spotykali się z symbolem Polski dumnej ze swych chrześcijańskich korzeni.

Kiedy wiosną 1963 roku diakon Zenon Grocholewski przygotowywał się do przyjęcia święceń prezbiteratu, za swego drugiego patrona wybrał św. Jana Chrzciciela. Na prymicyjnym obrazku umieścił jego słowa, które słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Potrzeba, by On wzrastał” (J 3,30). Te same słowa, tym razem w języku łacińskim – Illum oportet crescere – znalazły się w jego herbie, najpierw biskupim, a następnie kardynalskim. Te same słowa widnieją również na wszystkich okolicznościowych obrazkach związanych z obchodzonymi przez niego kolejnymi rocznicami przyjęcia kapłaństwa i biskupstwa. Przejawiała się w tym niezwykła stałość prezbitera, biskupa i kardynała Zenona Grocholewskiego w wiernym kroczeniu drogą wyznaczoną przed wiekami przez św. Jana Chrzciciela. Była to droga treściowo bogatsza niż same tylko jego słowa: „Potrzeba, by On wzrastał”. Gdy czytamy je w Ewangelii św. Jana, odkrywamy szczególny kontekst, w jakim się one pojawiły. Na kontekst ten składa się najpierw postawa Żydów, którzy wyraźnie chcieli poróżnić Jana Chrzciciela z Jezusem z Nazaretu, mówiąc: „Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego” (J 3,26b). Tymczasem Jan Chrzciciel oparł się tej prowokacji, mówiąc o swoim realnym miejscu w odniesieniu do Chrystusa i o związanych z tym swoich osobistych przeżyciach. Przyrównując się do przyjaciela Oblubieńca, powiedział: „Przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,29b–30). Na koniec Jan wyznał swą wiarę w Boże Synostwo Jezusa Chrystusa, niejako przedłużając Jego nocną rozmowę z Nikodemem: „Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że Bóg jest prawdomówny. Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże. (…) Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży” (J 3,33–34a. 35–36).

Nie dać się oderwać od Chrystusa, ulegając głosom tego świata i osobistym słabościom; wręcz przeciwnie, cieszyć się i radować z czci i chwały, jaką On odbiera od ludzi; znajdować, na koniec, fundament dla tej wierności i dla tej radości w żarliwej wierze w Jezusa Chrystusa Syna Bożego – oto postawa św. Jana Chrzciciela. Oto postawa, którą u progu swego kapłańskiego życia obrał diakon Zenon Grocholewski i którą starał się wiernie urzeczywistniać poprzez 57 lat wiernej służby Kościołowi.

W ciągu tych lat ksiądz, a następnie biskup, arcybiskup i kardynał Zenon Grocholewski zaznaczył się jako: wybitny student na Wydziale Prawa Kanonicznego Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie;

Fot. A. Karczmarczyk

ceniony profesor tegoż Uniwersytetu, a także Uniwersytetu Laterańskiego; znakomity uczony i autor kilkuset artykułów naukowych, zapraszany z wykładami na wiele prestiżowych uczelni całego świata; obdarzony przez nie 25 tytułami doktora honoris causa, w tym w Polsce: Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (1998), Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (1999), Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (2004), Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach (2010), Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (2018), a niecały rok temu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie; członek specjalnej, zaledwie siedmioosobowej komisji, powołanej wiosną 1982 roku przez Ojca Świętego Jana Pawła II w celu ostatecznego przygotowania i opublikowania nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego; kanclerz, sekretarz i prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej, prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego; członek i przewodniczący wielu Rad, Komisji i Komitetów Kurii Rzymskiej; obywatel honorowy kilku miast w Polsce, w tym Poznania, a także we Włoszech, na Słowacji i w Stanach Zjednoczonych; odznaczony krzyżami i medalami przez przywódców wielu państw; laureat wielu nagród. Wszystkimi tymi wyróżnieniami i zaszczytami można by obdarzyć wiele osób, a tymczasem stały się one udziałem jednego tylko człowieka. Przyjmował je z osobistą radością, ale równocześnie z pewnym dość łatwo wyczuwalnym dystansem, zgodnie z zasadą św. Pawła Apostoła: „Kto się chlubi, niech się w Panu chlubi” (2 Kor 10,17).

Księdzu profesorowi, biskupowi i kardynałowi Zenonowi Grocholewskiemu najbardziej bowiem zależało na tym, aby poprzez uznanie, jakim niewątpliwie się cieszył w wielu miejscach i gremiach tego świata, rósł szacunek dla Kościoła katolickiego, który on reprezentował i któremu wiernie służył.

W ten sposób pojmował realizację słów św. Jana Chrzciciela, aby przede wszystkim „Chrystus wzrastał” w ludzkich sercach i aby, z drugiej strony, on, cieszący się wielkim poważaniem ze strony papieży Jana Pawła II Wielkiego, Benedykta XVI i Franciszka, należący do najbardziej znaczących postaci Kościoła katolickiego na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, nieustannie „się umniejszał”.

Jest rzeczą znamienną, że w prywatnych rozmowach chętniej wracał wspomnieniami do swojej pracy wikariuszowskiej w parafii Chrystusa Odkupiciela na Osiedlu Warszawskim w Poznaniu i do młodych ludzi, których tam katechizował, lub do sióstr i staruszek z domu opieki społecznej niedaleko rzymskiego Ciampino, gdzie przez kilka lat był kapelanem, niż do tytułów, zaszczytów i medali, jakie w ciągu swego życia otrzymał. Do końca swych dni pozostał człowiekiem pełnym wewnętrznego ciepła, pogodnym i pełnym humoru, skromnym i otwartym na innych. Takim był zawsze dla swojej najbliższej rodziny, do której bardzo tęsknił w czasie swych rzymskich studiów, nie mogąc wtedy przyjechać do Polski, i z którą zawsze utrzymywał serdeczne relacje. Takim też utrwalił się w pamięci tych wszystkich, którzy mieli szczęście kiedyś spotkać się z nim osobiście, którym dane było z nim współpracować czy to w Sygnaturze Apostolskiej, czy w Kongregacji Wychowania Katolickiego i którzy dzisiaj żegnają go pełni żalu i smutku. Równocześnie jednak są oni przepełnieni nadzieją, że kiedyś – zgodnie z końcowymi słowami Testamentu Księdza Kardynała – spotkają się z nim ponownie, i to na wieczność całą, w Domu Ojca, bogatego w miłosierdzie.

Są oni przepełnieni tą właśnie nadzieją, przekraczającą wymiar doczesności, ponieważ nieprzerwanie, od prawie dwóch tysięcy już lat, głosi ją zapatrzony w Zmartwychwstałego Chrystusa święty, apostolski i katolicki Kościół. Są przepełnieni tą nadzieją, ponieważ głosił ją i nią na co dzień żył kardynał Zenon Grocholewski. Był jej szczególnie przejmującym świadkiem. Mimo że jak mało kto znał wiele problemów, które niekiedy boleśnie dotykają współczesny Kościół, starał się przede wszystkim dostrzegać – i innym ukazywać – to autentyczne dobro, które naprawdę w nim jest i na co dzień się dokonuje, a które dla niego było zapowiedzią ostatecznego zwycięstwa Chrystusa. Gdy dowiadywał się, że gdzieś rodzi się jakieś dobro, modlił się za jego rozwój, a gdy było trzeba, dyskretnie wspierał je materialnie. Można by o nim powiedzieć słowami św. Pawła, że już tu, na ziemi, był spe salvus, „zbawiony w nadziei” (por. Rz 8,24), ponieważ właśnie nadzieja przenikała i umacniała jego żarliwą wiarę, którą pragnął przekazywać innym. To także w imię tej nadziei zaangażował się osobiście w procesy beatyfikacyjne dwóch wybitnych Wielkopolan: bł. Edmunda Bojanowskiego i bł. Siostry Sancji Szymkowiak, znacząco przyczyniając się do ich pomyślnego zakończenia.

„Głęboko przekonany, że jedyną słuszną drogą życia na ziemi i jedyną prawdziwą wielkością człowieka jest świętość – pisał w swym Testamencie kardynał Zenon Grocholewski – ale jednocześnie świadom moich małości, słabości i grzechów, uniżam się wobec Bożego majestatu, ufając w Jego nieskończone miłosierdzie. Panie, zmiłuj się nade mną grzesznikiem. Wszystkich proszę o modlitwę w mojej intencji”.

Właśnie w tej modlitewnej intencji zebraliśmy się dzisiaj w Poznańskiej Archikatedrze, która jest prima sedes episcoporum Poloniae – pierwszą stolicą biskupów Polski. Przed prawie sześćdziesięciu laty na jej posadzce w czasie obrzędów święceń diakonatu i rok później prezbiteratu dwukrotnie leżał krzyżem subdiakon, a następnie diakon Zenon Grocholewski. Podczas śpiewu Litanii do Wszystkich Świętych upraszano dla niego i dla jego kursowych kolegów łaskę wytrwania w kapłańskim powołaniu. Dzisiaj, kiedy dobiegł kresu czas jego kapłańskiej posługi, w tej samej Poznańskiej Katedrze będziemy śpiewali: „Niech aniołowie zawiodą cię do raju,/ A gdy tam przybędziesz,/ niech przyjmą cię męczennicy/ I wprowadzą cię do krainy życia wiecznego./ Chóry anielskie niechaj cię podejmą/ I z Chrystusem zmartwychwstałym/ Miej radość wieczną”.

Tak, niech Cię przyjmą, Kochany i Drogi Księże Kardynale Zenonie, Najświętsza Maryja Panna, Królowa Polski i Matka Kościoła, wraz z Twoimi świętymi Patronami Zenonem i Janem Chrzcicielem; niech uraduje Cię swoją obecnością św. Mikołaj, który był patronem Twego kościoła tytularnego w Rzymie; niech Cię przywita św. Jan Paweł II Wielki, którego darzyłeś prawdziwie synowską miłością; niech pełni wdzięczności wyjdą Ci na spotkanie bł. Edmund Bojanowski i bł. Siostra Sancja. Miej radość wieczną z Chrystusem Zmartwychwstałym, dla którego zawsze chciałeś się uniżać, aby tylko On – Alfa i Omega, Początek i Koniec wszystkiego – w Twoim kapłańskim życiu był nieustannie wywyższany. Amen.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Niezłomny w służbie Prawdzie”, wraz z homilią abp. Marka Jędraszewskiego, znajduje się na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Niezłomny w służbie Prawdzie”, wraz z homilią abp. Marka Jędraszewskiego, na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co wymaga repolonizacji? Może prócz mediów, sądownictwa, gospodarki – jeszcze instytucje naukowe? A co z kulturą?

Media w Polsce są opanowane co najmniej w osiemdziesięciu procentach przez obcy kapitał. Ich szmatławce mają ambicję przewracać Polakom w głowach, co poniekąd im się niestety udaje.

Małgorzata Todd

Wygraliśmy o włos z IV Rzeszą i nie chodzi tu niestety o żaden mecz sportowy, tylko o zachowanie resztek suwerenności. Niemiecka buta rozpanoszyła się od Bałtyku po Tatry, uzurpuje sobie prawo dyktowania nam, jak mamy żyć i kto ma być głową naszego państwa.

Niemiecki pismak śmiał wzywać na dywanik Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Media w Polsce są opanowane co najmniej w osiemdziesięciu procentach przez obcy kapitał. Ich szmatławce mają ambicję przewracać Polakom w głowach, co poniekąd im się niestety udaje.

Brak lustracji sędziów owocuje takimi kwiatkami, jak ten z gdańska. Sąd Apelacyjny we „Freie Stadt Danzig” uniewinnił hitlerowca obrażającego Polaków i ukarał Polkę za to, że śmiała nagrać obelgi Niemca!

W Warszawie niemiecka firma komunikacji miejskiej zatrudnia ćpunów jako kierowców autobusów miejskich i każe sobie za to płacić miliony. Tu też nie chodzi wyłącznie o pieniądze, ale przy okazji i o ideologię.

Jeden z kierowców-ćpunów okazał się homoseksualistą. Jakby można kogoś takiego nie zatrudnić!? Przecież to najwyższe z możliwych kwalifikacje!

A zatem, co wymaga repolonizacji? Może prócz mediów, sądownictwa, gospodarki – jeszcze instytucje naukowe? A co z kulturą? Czy wystarczą nam milczące muzea i pomniki?

Czy jest nam potrzebna również repolonizacja teatrów? Jeśli tak, to w jaki sposób jej dokonać? To nie jest pytanie retoryczne. Liczę na konkretne odpowiedzi.

Małgorzata Todd jest autorką Internetowego Kabaretu.

Felieton Małgorzaty Todd „Repolonizacja” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Małgorzaty Todd „Repolonizacja” na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przegrał Trzaskowski – nowoczesny produkt marketingowy. Niepotrafiący powiedzieć nic sensownego, choć zna 5 języków

Andrzej Duda otrzymał zdecydowaną większość głosów elektoratu socjalnego, emerytów i mieszkańców wsi. I mniejszościowe poparcie świadomych zagrożeń wyborców z innych grup społecznych. Moje również.

Jan A. Kowalski

Euforia ze zwycięstwa Andrzeja Dudy powoli przemija. Zatem możemy na spokojnie dokonać analizy powyborczej. Dokonać jej nie ze względu na interesy poszczególnych ugrupowań, ale ze względu na dobro Polski.

Dla Andrzeja Dudy to było wielkie zwycięstwo. Dla Prawa i Sprawiedliwości również. 420 tysięcy głosów przewagi to wystarczająco dużo, żeby nie można było go zakwestionować. Brawo. Jednak gdy popatrzymy na zjawisko spoza partyjnych stołków i układów, zobaczymy jak niewiele zabrakło do całkowitego zablokowania sprawnego funkcjonowania państwa.

I co najważniejsze, do zakwestionowania rozwoju Polski w oparciu o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi na rzecz powrotu do poddaństwa Niemieckiej Europie współpracującej z Rosją. Jest to rzecz tym bardziej niepokojąca, że jakikolwiek czający się za rogiem przyszłości kryzys gospodarczy może diametralnie wyniki polskich wyborów zmienić, staczając nas w odmęt chaosu wewnętrznego, podsycanego przez naszych przemożnych sąsiadów. W chaos uniemożliwiający sprawne zarządzanie państwem i jakiekolwiek jego usprawnienie. Dlatego to pod tym kątem przyjrzę się teraz polskiej scenie politycznej.

Zwyciężył Andrzej Duda z poparciem zaplecza partyjnego: patriotycznego, socjalistycznego i biurokratycznego… i w dużej mierze nieudolnego.

Budującego swoje kariery bardziej w oparciu o posłuszeństwo partyjnej górze niż o kompetencje zawodowe. Otrzymał zdecydowaną większość głosów elektoratu socjalnego, emerytów i mieszkańców wsi. I mniejszościowe poparcie świadomych zagrożeń wyborców z innych grup społecznych. Moje również.

Przegrał Rafał Trzaskowski, produkt marketingowy na miarę naszych nowoczesnych czasów. Niepotrafiący niczego sensownego powiedzieć w żadnym z pięciu znanych sobie języków. Zaplecze, które go stworzyło, jest kosmopolityczne, lewacko-postępowe i dla powrotu do obracania naszymi pieniędzmi gotowe zrezygnować z niezależności państwowej. Rafał Trzaskowski zwyciężył w grupach wiekowych do 50 roku życia, w dużych, średnich i małych miastach. Zagłosowali na niego ludzie uważający się za światłych, postępowych i tolerancyjnych. Aspirujący do bycia elitą Polski w zgodzie z najnowszymi trendami europejskiej mody.

W kontekście tego zwycięstwa i porażki przyjrzyjmy się rzekomo prawicowej Konfederacji, bo to jej obecni i potencjalni zwolennicy mogą decydować w nadchodzących latach o losie naszej ojczyzny. Kogo poparli? Już wiemy: po równo obu kandydatów. Mniejszym złem okazał się dla połowy wyborców Krzysztofa Bosaka Andrzej Duda, a dla drugiej połowy – Rafał Trzaskowski.

Zgromadzenie obywateli żądnych wolnorynkowych zmian, o nastawieniu bez wątpliwości patriotycznym i konserwatywnym, w 50% popiera socjalistów z PiS, bo nie akceptuje lgbt i uznania prymatu Niemiec w Europie i Polsce. Drugie zaś 50% do tego stopnia jest przeciwko socjalistom z PiS, że gotowe jest nie widzieć promocji lgbt, kosmopolityzmu i zagrożenia państwowości, jakie sprowadza na Polskę formacja Rafała Trzaskowskiego.

Strach się bać, bo nie wiemy, co będzie podczas kolejnych wyborów. Nie wiemy tylko w wypadku, gdy nie przyjdzie kryzys. Jeżeli kryzys gospodarczy nadejdzie, szala przeważy się na stronę quasi-wolnorynkowych kosmopolitów, których największym marzeniem jest podrapanie za uchem przez samą Angelę Merkel. Czy tego chcemy?

Konfederacja, co wynika z tradycji I Rzeczypospolitej, nie jest organizacją trwałą. Powołuje się ją dla przeprowadzenia konkretnej sprawy (przekonania władcy do swojej wizji dobra Polski), a rozwiązuje się samoczynnie, gdy zamysł uda się przeprowadzić lub władca nie da się przekonać. W innym przypadku konfederacja wyradza się w rokosz, bunt przeciwko legalnej władzy państwowej.

Swoją  postawą za nikim Konfederacja Wolność i Niepodległość nikogo nie przekonała. Dlatego powinna jak najszybciej się rozwiązać dla dobra Polski. W to miejsce powinna powstać patriotyczna, świadoma szansy, jaką niesie dla Polski współpraca ze Stanami Zjednoczonymi, konserwatywna światopoglądowo, wolnorynkowa i antybiurokratyczna Konfederacja Wolnych Polaków. Ruch społeczny na rzecz gruntownej przebudowy państwa polskiego z państwa biurokratycznego według modły niemiecko-francuskiej, z silnym akcentem rosyjskim, z jakim mamy do czynienia obecnie, na państwo wolnych obywateli według najlepszych tradycji I Rzeczypospolitej. Wolnościowych i obywatelskich tradycji twórczo rozwiniętych i ugruntowanych w Szwajcarii i USA, które jako największe mocarstwo świata może naszą wolność i niepodległość gwarantować przez najbliższych kilkadziesiąt lat. Obstawiam minimum dwadzieścia. Czas wystarczający dla uzdrowienia naszego państwa.

Konfederacja Wolnych Polaków – ruch społeczny wolnych i odpowiedzialnych obywateli – musi mieć jeden cel: zmianę sposobu zarządzania Polską, zmianę gospodarowania naszym wspólnym dobrem. Musimy odrzucić nieudolne rządy partyjne, które potrafią tylko szabrować polskie mienie pod hasłami patriotyzmu (patrz: kopalnia Krupiński lub z ostatnich dni Orlen/Lotos), a głupiej ustawy medialnej, przywracającej polskim odbiorcom polskie media, nie potrafią przeprowadzić. Co usłyszeliśmy ostatnio z ust samego Prezesa? Że PiS złoży projekt ustawy jeszcze w tej kadencji. Brawo!

Tak, byłem zwolennikiem sprawowania przez dwie kadencje niepodzielnej władzy, rządowej i prezydenckiej, przez obóz Zjednoczonej Prawicy. W jednym jedynym celu o takiej sytuacji marzyłem: bo taka sytuacja oznacza doprowadzenie do biologicznego zaniku niejawnego systemu zarządzania państwem przez oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych. Systemu stworzonego przez generała Kiszczaka.

Nigdy jednak nie byłem i nie będę zwolennikiem etatystyczno-biurokratycznego systemu, który rozpanoszył się nad Polską pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Systemu drogiego i nieudolnego. Systemu opartego na powiązaniach partyjno-rodzinno-koleżeńskich. I dziwnym trafem bezwzględnie usuwającego ze służby państwu ludzi inteligentnych, wykształconych i kompetentnych. Za to uzurpującego sobie monopol na patriotyzm, prawicowość i obronę wiary.

Konkludując: dla niezagrożonego trwania i rozwoju naszej ojczyzny Konfederacja Wolnych Polaków jest niezbędna. Musi jednoczyć chrześcijańskich konserwatywnych liberałów, wolnościowych narodowców, wszystkich dumnych Polaków maszerujących w Marszu Niepodległości pod sztandarem „Bóg, Honor, Ojczyzna” oraz, przede wszystkim, polskich przedsiębiorców – ludzi, którzy pomnażają nasze wspólne dobro w dobrze rozumianym interesie własnym. Jej zadania są oczywiste.

Po pierwsze, nie może dopuścić do przejęcia władzy w wyniku kolejnych wyborów przez siły kosmopolityczne i antypaństwowe, mogące zanegować sojusz z naszym jedynym naturalnym sojusznikiem, jakim są Stany Zjednoczone.

Po drugie, musi stworzyć siłę zdolną zmienić nieudolny, biurokratyczny sposób zarządzania państwem na system oddolny, premiujący wolność, odpowiedzialność i uczciwe bogacenie się obywateli, przedsiębiorców i pracowników. Nas wszystkich.

Nikogo nie chciałbym popędzać, ale zegar już tyka.

Felieton Jana A. Kowalskiego „Wybory, wybory… i co teraz?” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana A. Kowalskiego „Wybory, wybory… i co teraz?” na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O ile alianci chcieli, ale nie mogli pomóc powstańcom warszawskim, o tyle Sowieci i nie chcieli im pomóc, i nie mogli

Co doprowadziło do nagłej zmiany planów operacyjnych dowództwa radzieckiego, które siłami LWP podjęło próbę zdobycia Warszawy we wrześniu ʼ44 r. i udzieliło pomocy materiałowej powstańcom warszawskim?

Maciej Szczepańczyk

Czy Stalin mógł uratować powstanie warszawskie?

Co doprowadziło do nagłej zmiany planów operacyjnych dowództwa radzieckiego, które siłami oddziałów Ludowego Wojska Polskiego podjęło próbę zdobycia Warszawy we wrześniu 1944 roku i udzieliło pomocy materiałowej powstańcom warszawskim?

Usiłując odpowiedzieć na to pytanie, w dużym stopniu trzeba polegać na dedukcji, źródła bowiem, które mogłyby wyjaśnić ten zwrot, są utajnione w aktach wywiadu brytyjskiego i organów ZSRR.

27 lipca 1944 roku wojska radzieckie zainstalowały w Chełmie samozwańczy Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który zyskał uznanie ze strony ZSRR. W obliczu faktów dokonanych stawiało to rząd londyński na przegranej pozycji, gdyż z powodu zerwania z nim stosunków dyplomatycznych przez ZSRR w kwietniu 1943 roku, władze polskie uznawane były przez organa radzieckie za nielegalne. Stalinowi zależało jednak na włączeniu części środowisk związanych z legalnymi władzami polskimi do systemu władzy budowanego pod osłoną wojsk radzieckich w Polsce; dlatego PKWN formalnie nie był rządem.

Już rozmowy sondażowe z ambasadorem radzieckim w Londynie Lebiediewem w czerwcu 1944 roku wykazały, że ZSRR był gotów przywrócić stosunki dyplomatyczne z rządem londyńskim za cenę ustąpienia m.in. prezydenta Raczkiewicza oraz wodza naczelnego, gen. Kazimierza Sosnkowskiego.

Negocjacje władz RP na uchodźstwie rozpoczął premier Stanisław Mikołajczyk 30 lipca w Moskwie pod wyraźnym naciskiem dyplomacji Wielkiej Brytanii i USA. Państwa te chciały zmusić Polaków do zaakceptowania wszystkich radzieckich żądań terytorialnych, organizacyjnych i personalnych, co spowodowałoby w istocie likwidację polskich władz na uchodźstwie. Nalegały nawet na uznanie za prawdziwą radzieckiej wersji mordu dokonanego na oficerach polskich w Katyniu.

Churchill w liście do Stalina przekonywał, że „byłoby bardzo pożałowania godne, a nawet byłoby nieszczęściem, gdyby zachodnie demokracje uznały jeden organ władzy Polaków, a Wy uznalibyście inny”. Sam Mikołajczyk gotów był po wyzwoleniu Warszawy przez AK dokonać tam rekonstrukcji rządu, uzupełniając go o przedstawicieli PPR.

Dlatego rozpoczęte 1 sierpnia 1944 roku powstanie warszawskie miało przede wszystkim znaczenie polityczne. Chodziło o ujawnienie z chwilą wejścia do stolicy wojsk radzieckich przedstawicieli legalnych władz polskich, podległych rządowi londyńskiemu.

3 sierpnia prezydent RP Władysław Raczkiewicz zwrócił się do Churchilla z prośbą o dokonanie natychmiastowych zrzutów broni i amunicji w Warszawie. Z podobnym apelem do brytyjskich władz wojskowych wystąpili generałowie Kukiel i Kopański. Trzy dni później Jan Ciechanowski, ambasador RP w Waszyngtonie, przedłożył amerykańskiemu Kolegium Połączonych Szefów Sztabów formalną prośbę polskiego rządu o zorganizowanie pomocy dla powstania. Akcja dyplomatyczna, mająca na celu zorganizowanie efektywnego wsparcia dla powstańców była odtąd intensywnie prowadzona przez wszystkie agendy rządu RP na uchodźstwie.

Stalin na początku konsekwentnie ignorował zryw AK i opierał się prośbom aliantów zachodnich o udostępnienie lotnisk radzieckich dla ich samolotów wykonujących zrzuty nad Warszawą. Prawdopodobnie jeszcze wówczas liczył na szybkie zdobycie miasta. Jednak pancerne kontruderzenie niemieckie pod Radzyminem i Wołominem (25 lipca–5 sierpnia 1944 roku) zakończyło się klęską wojsk radzieckich i przerwało operację brzesko-lubelską, uniemożliwiając tym samym zajęcie przez Rosjan z marszu prawobrzeżnej części Warszawy. Oddziały polskie i radzieckie musiały wkrótce stawić czoła niemieckiej próbie likwidacji przyczółka warecko-magnuszewskiego po lewej stronie Wisły w zwycięskiej bitwie pod Studziankami (9–16 sierpnia). Jednak utrata inicjatywy strategicznej na głównym polskim kierunku radzieckiego natarcia operacji „Bagration” spowodowała, że 20 sierpnia Stalin podjął decyzję o rozpoczęciu operacji jassko-kiszyniowskiej, mającej na celu opanowanie Rumunii, a 8 września Armia Czerwona rozpoczęła operację wschodniokarpacką, której celem było przebicie się na Nizinę Węgierską. 29 sierpnia wszystkie trzy Fronty Białoruskie oraz 1. i 4. Fronty Ukraińskie otrzymały polecenie przejścia do obrony. Ten rozkaz Stawki można uznać za zakończenie operacji „Bagration”.

O zaciętości walk na kierunku warszawskim świadczą straty poniesione przez obie strony: wojska 1. Frontu Białoruskiego utraciły 166 808 żołnierzy (poległych i rannych), a armie niemieckie 91 595 (poległych, rannych i zaginionych). Tym samym musi upaść hipoteza, że Stalin celowo, z przyczyn politycznych wstrzymał ofensywę w kierunku Warszawy, w której wybuchło powstanie. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że o ile alianci zachodni chcieli, ale nie byli w stanie udzielić pomocy powstańcom warszawskim w sierpniu 1944 roku, o tyle ZSRR nie chciał, a nawet nie był w stanie tego zrobić.

Alianci zachodni nie zrezygnowali jednak z wywierania wpływu na ZSRR, by pomógł powstańcom. 20 sierpnia Churchill i Roosevelt wysłali wspólny list do Stalina, w którym znalazły się słowa: „zastanawiamy się, jaka będzie reakcja światowej opinii publicznej, jeśli antyfaszyści w Warszawie zostaną rzeczywiście opuszczeni. Uważamy, że my wszyscy trzej powinniśmy uczynić wszystko, co tylko możemy, aby ocalić możliwie najwięcej znajdujących się tam patriotów”.

Po niezwykle brutalnej odpowiedzi Stalina (22 sierpnia) Roosevelt przyjął wyraźny kurs na unikanie konfrontacji. 29 sierpnia w Izbie Gmin minister Eden odczytał deklarację uznającą żołnierzy AK za stronę, której przysługują takie same prawa jak żołnierzom regularnych armii przestrzegających konwencji międzynarodowych. USA uczyniły to samo 30 sierpnia.

Tymczasem miał miejsce głęboki kryzys władz RP na uchodźstwie. Premier Mikołajczyk podjął zagadnienie rekonstrukcji rządu w kontekście stosunków polsko-radzieckich. Zgodnie z jego propozycją, przedstawioną 18 sierpnia na posiedzeniu Rady Ministrów, miał on się udać do Warszawy natychmiast po uwolnieniu jej od Niemców, aby tam dokonać przebudowy rządu w porozumieniu z Radą Jedności Narodowej i kierowaną przez komunistów KRN. W skład rządu, obok przedstawicieli czterech stronnictw (SN, SL, SP i PPS), weszliby także reprezentanci komunistów (PPR). Zasadniczym zadaniem nowego rządu byłoby przygotowanie wyborów do sejmu, który miał uchwalić nową konstytucję i wybrać prezydenta. 29 sierpnia w depeszy do Naczelnego Wodza plan Mikołajczyka bardzo ostro skrytykował dowódca AK, gen. Tadeusz Bór-Komorowski, określając go jako całkowicie kapitulacyjny, uznał, że jest to „zejście z platformy niepodległościowej” oraz wezwał rząd do bezkompromisowej postawy wobec Sowietów.

30 sierpnia gen. Kazimierz Sosnkowski, od początku przeciwny wybuchowi powstania, próbował wywołać bunt II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, stacjonującego we Włoszech. Jego stanowisko przekazał emisariusz płk dypl. Józef Smoleński: „Naczelny Wódz powiedział mi, że w sytuacji obecnej, tak ciężkiej dla Polski, zdecydowany jest wypowiedzieć na ręce ministra wojska posłuszeństwo Rządowi, który idzie na kapitulację wobec Rosji i doprowadza do utraty niepodległości Polski. Wychodząc z założenia historycznego, politycznego i moralnego, Naczelny Wódz i Wojsko nie mogą dopuścić do tej kapitulacji, na którą Polska nie zasłużyła jako Państwo współwalczące z Niemcami i jako Naród pełen wartości państwowotwórczych. Polska nie może wyjść z tej wojny okrojona, i w dodatku utracić niepodległości na rzecz Rosji, której osławiony komitet Osóbki-Morawskiego jest tylko agenturą”.

Ostatecznie gen. Kazimierz Sosnkowski zdecydował się na publiczną demonstrację swojego stanowiska. 1 września 1944 roku, miesiąc po wybuchu powstania w Warszawie i w 5 rocznicę kampanii wrześniowej, w „Dzienniku Żołnierza” został opublikowany rozkaz nr 19 Naczelnego Wodza, skierowany do żołnierzy Armii Krajowej, odwołujący się do sumienia aliantów:

„Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką. Kampania wrześniowa dała Sprzymierzonym osiem miesięcy bezcennego czasu […]. Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. […] Lud Warszawy, pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami, oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odszyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi Sprzymierzonych u schyłku piątego roku wojny. […]

Brak pomocy materialnej dla Warszawy tłumaczyć nam pragną rzeczoznawcy racjami natury technicznej. Wysuwane są argumenty strat i zysków. Skoro jednak obliczać trzeba, to przypomnieć musimy, że lotnicy polscy w bitwie powietrznej o Londyn ponieśli ponad 40% strat, 15% samolotów i załóg zginęło podczas prób dopomożenia Warszawie. Strata dwudziestu siedmiu maszyn nad Warszawą, poniesiona w ciągu miesiąca, jest niczym dla dowództwa Sprzymierzonych, które posiada obecnie kilkadziesiąt tysięcy samolotów wszelkiego rodzaju i typów. […]

Warszawa czeka. […] Czeka na broń i amunicję. Nie prosi ona niby ubogi krewny o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze. […] Bohaterskiego waszego dowódcę oskarża się o to, że nie przewidział nagłego zatrzymania ofensywy sowieckiej u bram Warszawy. Nie żadne trybunały, jeno trybunał historii osądzi tę sprawę. O wyrok jesteśmy spokojni. Zarzuca się Polakom brak koordynacji ich zrywu z całokształtem planów operacyjnych na wschodzie Europy. Gdy trzeba będzie, udowodnimy, ile naszych prób osiągnięcia tej koordynacji spełzło na niczym. Od lat pięciu zarzuca się systematycznie Armii Krajowej bierność i pozorowanie walki z Niemcami. Dzisiaj oskarża się ją o to, że bije się za wiele i za dobrze”.

Rozkaz ten stał się dla przeciwników gen. Sosnkowskiego znakomitym pretekstem do podjęcia intensywnych działań, które miały doprowadzić do usunięcia go ze stanowiska Naczelnego Wodza. 7 września gen. Anders w liście przesłanym przełożonemu poddał ostrej krytyce treść rozkazu, jakoby uderzającą w stosunki sojusznicze z Wielką Brytanią. 12 września Mikołajczyk zażądał od prezydenta Raczkiewicza usunięcia gen. Sosnkowskiego ze stanowiska Naczelnego Wodza, co prezydent uczynił 30 września. Tym samym od kierowania Polskimi Siłami Zbrojnymi został odsunięty jeden z najzagorzalszych przeciwników Stalina.

Stalinowi udało się zatem podzielić władze RP na uchodźstwie, nie wiemy jednak, na ile jego nagły zwrot wrześniowy podyktowany był naciskami mocarstw anglosaskich, a na ile wynikał z jego własnej kalkulacji.

9 września Stalin wyraził wreszcie zgodę na wahadłowe loty amerykańskich samolotów do Warszawy. Było to z jego strony wyraźnie ustępstwo, gdyż zgodnie z porozumieniem w Teheranie z 1943 roku, ziemie polskie miały się znaleźć w wyłącznej strefie operacyjnej Armii Czerwonej. 18 września wystartowało 110 bombowców strategicznych B-17, chronionych przez 157 samolotów myśliwskich typu Mustang P-51 i 1 typu Mosquito. Lądowały później w bazie radzieckiej w Połtawie, co propaganda radziecka uznała za „jedno z największych lądowań w dziejach Rosji”. Loty wahadłowe do Warszawy planowano jeszcze na 28 września i 2 października, ale ZSRR ponownie odmówił zgody na lądowanie samolotów amerykańskich na swoim terenie.

Regularną jednostką Polskich Sił Zbrojnych przeznaczoną do udziału w powstaniu powszechnym w kraju, a w której przygotowanie włożono najwięcej wysiłku, była 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego. 27 lipca 1944 r. ambasador RP w Londynie Edward Raczyński spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Anthonym Edenem, którego poinformował wstępnie o planach powstania w Warszawie. Jednocześnie w imieniu polskiego rządu poprosił Brytyjczyków o: 1) skierowanie do stolicy polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, 2) oddanie do dyspozycji AK czterech polskich dywizjonów lotniczych w Wielkiej Brytanii, 3) zbombardowanie niemieckich lotnisk koło Warszawy, 4) uznanie praw kombatanckich żołnierzy AK. Już jednak następnego dnia Foreign Office oficjalnie poinformowało Raczyńskiego, że spełnienie polskich postulatów jest niemożliwe.

12 września 1944 roku odbyła się odprawa 1. Brytyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej, gdzie podano zadanie dla brygady Sosabowskiego: zamiast zrzutu na pomoc powstaniu warszawskiemu, miała wziąć udział w operacji powietrzno-desantowej Market-Garden w Holandii. Spowodowało to ostry kryzy w jednostce. Żołnierze polscy odmówili na znak protestu zjedzenia śniadania.

Niemal jednocześnie zmieniło się położenie operacyjne wojsk radzieckich i LWP. 15 września została zajęta prawobrzeżna część Warszawy. Rano 15 września marszałek Rokossowski rozkazał dowódcy 1. Armii WP, gen. Berlingowi, wyjść do końca dnia na wschodni brzeg Wisły na odcinku Pragi i przeprowadzić rozpoznanie brzegu Wisły w celu uchwycenia przyczółków na jej zachodnim brzegu.

Nie możemy wykluczyć, że za decyzją Stalina opanowania przyczółków lewobrzeżnej Warszawy poza naciskami mocarstw anglosaskich stała groźba zrzutu brygady gen. Sosabowskiego do walczącej stolicy, co skomplikowałoby sytuację polityczną ZSRR.

Zrzuty radzieckie dla powstania warszawskiego, zapoczątkowane 13/14 września 1944 roku, kontynuowane były przez następne noce do 18 września, a po przerwie 18–21 września trwały nadal do nocy 28/29 września. Oddziały powstańcze podjęły 5 ckm i 10 tys. sztuk amunicji do nich, 700 pm z 60 tys. amunicji, 143 kbppanc z 4290 szt. amunicji, 48 granatników i 1729 granatów, 160 kb z 10 tys. amunicji, ok. 4000 granatów ręcznych. Sowieci zrzucili też powstańcom inne zaopatrzenie o wadze 50–55 ton, w tym 15 ton żywności. W dniach 17–19 września 1944 lotnictwo radzieckie bombardowało Cytadelę Warszawską, z której Niemcy przypuszczali zmasowane ataki na okoliczne ulice opanowane przez powstańców.

Walki o przyczółki warszawskie były z punktu widzenia taktycznego klęską. Za cenę poległych 2834 żołnierzy LWP i kilkuset powstańców zyskano jedynie chwilowe powodzenie na tym odcinku. Jednak w świetle tego, że brygada Sosabowskiego została zrzucona w Holandii dopiero 17 września, ten ruch Stalina może nie wydawać się tak nielogiczny. ZSRR potrzebował jakiegoś gestu, by poprawić swój wizerunek w opinii międzynarodowej jako aktywny członek koalicji antyhitlerowskiej.

PKWN przyjął jawnie wrogą postawę wobec powstania. Na posiedzeniu Komitetu, które odbyło się w Lublinie 15 września 1944 r. z udziałem Bolesława Bieruta, Romana Zambrowskiego, Jakuba Bermana, Michała Roli-Żymierskiego i Stanisława Radkiewicza, zdecydowano o stworzeniu wojsk wewnętrznych, które w przypadku klęski Niemców miały wkroczyć do Warszawy i rozbić zwycięską Armię Krajową.

Jak widzimy, obie strony traktowały wybuch powstania warszawskiego jako element walki politycznej o władzę w powojennej Polsce. Mocarstwa zachodnie, związane z ZSRR ustaleniami konferencji teherańskiej 1943 roku, miały już bardzo nikłą swobodę manewru w sprawie polskiej. Niewątpliwym sukcesem ZSRR było natomiast zrównanie na pozycji negocjacyjnej powołanych przez niego bytów samozwańczych PKWN i KRN z legalnymi władzami RP na uchodźstwie. Do symbolu urasta fakt, że premier Mikołajczyk, jeden z głównych zwolenników wybuchu powstania warszawskiego, dowiedział się o tych ustaleniach w czasie konferencji moskiewskiej w październiku 1944 roku.

Artykuł Macieja Szczepańczyka „Czy Stalin mógł uratować powstanie warszawskie?” znajduje się na s. 1 i 4 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Macieja Szczepańczyka „Czy Stalin mógł uratować powstanie warszawskie?” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W kraju PiS wygrał z niewielką przewagą, choć zrobił bardzo wiele, żeby przegrać. Nie będę się nad tym rozwodził

Wyborcy Trzaskowskiego głosowali ujęci tym, co ich kandydat obiecywał; wyborcy Dudy oceniali to, czego ich kandydat dokonał. Łatwiej sformułować urzekające obietnice, niż zdać rachunek z czynów.

Piotr Witt

Trzaskowskiego poparli ludzie młodzi, najbardziej skłonni do ryzyka i obdarzeni najkrótszą pamięcią. Programy szkolne, z których eliminuje się naukę historii, stwarzają doskonałe warunki dla kandydatów na wysokie urzędy.

Dla większości przedstawicieli pokolenia smartfonitów porozumienia okrągłostołowe, układy w Magdalence to są odległe wydarzenia historyczne, mało znane i rozmaicie interpretowane, nie mówiąc już o stanie wojennym sprzed czterdziestu lat. Polska jest krajem ludzi młodych, rezerwuarem wyborczym Trzaskowskiego.

Ponad 80% obywateli nie przekroczyło 64 roku życia, w tym 62% liczy mniej niż 34 lata.

Dochodzi do tego czynnik psychologiczny zmiany, lekceważony przez politologów, gdyż trudno uchwytny. Już co najmniej od czterech lat marynarka męska musi być krótka, o wąskich ramionach, jeżeli nie chcecie narazić się na śmieszność. Młody człowiek nie może więc zaakceptować zeszłorocznego Dudy, skoro nawet jego ubiegłoroczny model smartfona przynosi mu wstyd wśród kolegów.

Tylko dinozaury pamiętają dobrze, czym była Polska Ludowa, okradana w najbardziej bezczelny sposób przez Sowiety. Obywateli powyżej 65 roku życia jest zaledwie 18%. Dinozaury nie uległy namowom T(W) Mazowieckiego, aby zapomnieć i wszystko, co było, oddzielić grubą kreską. Najstarsi z nich pamiętają nawet powojenną zagładę polskiej elity – te ćwierć miliona wymordowanych patriotów. I nie mogą pogodzić się z myślą, że ich kaci dożywali i nadal dożywają późnej starości, obsypani zaszczytami i nagrodzeni sowitą emeryturą specjalną.

Rachunek za pięć lat działalności to jest miecz obosieczny i odnosi się także do Polonii.

W regionie paryskim dwie trzecie Polaków głosowało na Trzaskowskiego. Ale też PiS zapracował sobie na ten wynik sumiennie. Po pięciu latach rządów Instytut Polski w Paryżu wciąż jest zamknięty. Uroczyście obiecanego remontu, niewielkiego, nawet nie rozpoczęto. Nie ma więc polskich wystaw, nie ma filmów, nie ma biblioteki. Co dano w zamian? Niezrozumiałą politykę historyczną.

Dwie sesje opluwania Polski zorganizowane przez PAN, z udziałem prof. Grossa, Anny Bikont, noblistki i innych podobnych. Jeszcze trochę wysiłku w tym kierunku, panowie, i za chwilę przejdziecie do historii, czyli do przeszłości.

W kraju PiS wygrał z niewielką przewagą, choć zrobił bardzo wiele, żeby przegrać. Nie będę się nad tym rozwodził.

(…) Mieliśmy w tym roku prawo nie do jednej, ale do dwóch defilad. Prezydent pragnął, aby z okazji zwycięstwa nad koronawirusem personel szpitalny defilował wspólnie z wojskiem. Personel podjął wyzwanie i defilował, ale sam. Ci, których poświęcenie oklaskiwaliśmy z okien i balkonów przez trzy miesiące, manifestowali 14 lipca od placu Bastylii do placu Republiki przeciwko przywilejom, jeszcze dzisiaj do obalenia. Była to jednocześnie demonstracja przeciwko ugodzie podpisanej z rządem przez część związków zawodowych służby zdrowia.

Uroczystość wieczorem w Grand Palais, zorganizowana przez ministra zdrowia Verana; spektakl w Operze Paryskiej dla wybranych; dekoracje orderami, hołd oddany podczas defilady, podwyżka 183 euro netto. Dlaczego więc nie minęło ich oburzenie? Mieli trzy wymagania: jedno odnośnie do zarobków, drugie – łóżek szpitalnych i trzecie – naboru nowych pracowników. We wszystkich trzech przypadkach rezultat oczekiwań jest opłakany. Obiecano im podczas epidemii 300 euro podwyżki. Potem przeliczono ponownie: dostaną sto osiemdziesiąt. Właściwie dostaną dziewięćdziesiąt, ale teoretycznie, praktycznie ani centyma w tym roku. W przyszłym mają otrzymać dziewięćdziesiąt euro i w następnym też dziewięćdziesiąt. Ponieważ tyle wynosi różnica stwierdzona przez Komisję Europejską między średnią płacą w Europie i we Francji; Francja płaci najmniej. Będą zatem wciąż opłacani gorzej niż reszta Francuzów.

Trzeba w Polsce dobrze zdać sobie sprawę, że euro we Francji warte jest mniej niż złotówka w Polsce. Mówię o sile nabywczej. Problem szpitali francuskich to więcej pracowników administracyjnych, jak medycznych.

Od roku 2000 było 71 tysięcy lekarzy i 30 tysięcy urzędników. W ciągu 10 lat odebrano 11,3 mld z budżetu na szpitale. I tę politykę się kontynuuje, nadal zmniejszając ilość łóżek. Rząd jakby nic nie zrozumiał z pandemii covid. Dzisiaj, w lipcu, jest mniej łóżek szpitalnych niż było w styczniu. Kontynuuje się zamykanie. Zlikwidowano czternaście łóżek reanimacyjnych w Strasburgu. Zamknięto oddział reanimacyjny w szpitalu Celestin w Alzacji, gdzie łóżek najbardziej brakowało.

To nie jest tylko sprawa personelu medycznego, który wychodzi na ulice i strajkuje, i nie chodzi tylko o pracę – mówi rzecznik pielęgniarzy Thirerry Amouroux. Stawką jest życie i zdrowie Francuzów. Francja na 1000 osób ma 1, 9 łóżka reanimacyjnego; Niemcy mają osiem. Niemcy mają pięć razy więcej łóżek reanimacyjnych niż Francja, a jednocześnie cztery razy mniej ofiar koronawirusa.

Dzisiaj, kiedy rysuje się groźba drugiej fali epidemii, francuska służba zdrowia wciąż czeka na sprzęt. Nie ma dostatecznej ilości masek specjalistycznych. Brak personelu. Minister Zdrowia obiecał nabór 15 tysięcy nowych pracowników. Wśród tych 15 tysięcy jest siedem i pół tysiąca nowych etatów i tyleż etatów wakujących z braku kandydatów. Pielęgniarze francuscy nie chcą pracować za proponowaną płacę i uciekają za granicę albo zmieniają zawód.

W szpitalach wszyscy są źle opłacani. Ale salowa, która naraża życie ubrana w plastikowy worek do śmieci z braku bluz ochronnych, uważa, że zasługuje na więcej. Dzisiaj są wściekli, ponieważ dali z siebie wszystko, a rząd targuje się z nimi jak szmaciarz.

Nie chcą medali, hołdów, uroczystości i wyrazów uznania. Chcą, aby ich pracodawca płacił im przyzwoicie, odpowiednio do ich kompetencji, kwalifikacji, odpowiedzialności i zaangażowania.

Wieczorem z parteru wieży Eiffla i z trzeciego piętra strzelano sztucznymi ogniami. Kanonada trwała pół godziny. Wielkie kule, które zwykle kojarzą się z dmuchawcami, obecnie kojarzyły się z ogromnym koronawirusem.

Cały artykuł „Wygrana mimo wszystko i fajerwerk w kształcie koronawirusa” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w sierpniowym „Kurierze WNET” nr 74/2020, s. 1 i 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Witta pt. „Wygrana mimo wszystko i fajerwerk w kształcie koronawirusa” na s. 1 „Wolna Europa” sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pożegnalny list śp. Magdaleny Szafron – wzruszające świadectwo jej wiary, godności w cierpieniu i  miłości do życia

Idę do Tego, który mnie stworzył. Was, którzy jeszcze w drodze, proszę: – Bądźcie dobrzy dla siebie! Cieszcie się każdą chwilą i nie myślcie o śmierci. Ona przyjdzie sama, według wyroków Bożych.

Magdalena Szafron

Odchodzę. Choroba nie ma litości. Medycyna bezradna. Czas się żegnać. Czas dziękować Panu Bogu za dar życia i miejsce urodzenia – moje umiłowane Bojszowy.
Dziękuję za jasne słońce, za radosną pieśń wiatru, deszcz, zapachy kwiatów i ziół. I za białe brzozy na polach, za świerki strzeliste w lesie. I za Beskidy, które widzę z okna.
Za ciszę w kościele, czyjś tam szept, kolorowy promyk z witrażu Św. Trójcy.
Dziękuję za wspaniałych rodziców, dobrotliwość ojca, mądrość matki, za szczęśliwe dzieciństwo wśród sióstr i braci, za chrzest i komunię świętą, niezapomniane wesele w gronie kochanych ludzi.
Dziękuję za dom wzniesiony przez męża, wszystkie jego troski i starania, za szczęście zakochania, zdrowe i szczęśliwe córki, za każdą kromkę zapracowanego chleba.
Za dźwięk pięknego słowa, za melodię śląskich pieśniczek, wzniosłe symfonie Beethovena, ulubione „Wołanie miłości” Martiniego, za moje niezaśpiewane a wymarzone arie. I za wzruszenia przy lekturze książek mojego ojca.
Dziękuję za szumiące łany zbóż, wszystkie zielone wiosny i złote jesienie, za czar zimowej nocy, tajemną mowę gwiazd, nuty kolęd przy choince. Za każdy przeżyty rok.
Dziękuję za czystość oczu dobrych ludzi, za wszelką dobroć, jaką od nich zaznałam, za wszystkie radości, smutki i cierpienia.
Dziękuję za wiarę i tęsknotę do błękitu. Teraz tam podążam. Muszę się rozstać z ziemskim światem. Idę na spotkanie z tymi, którzy żyli przede mną. Idę do Tego, który mnie stworzył.
Odchodzę, a was, którzy jeszcze w drodze, proszę: – Bądźcie dobrzy dla siebie! Cieszcie się każdą chwilą i nie myślcie o śmierci. Ona przyjdzie sama według wyroków Bożych.

Magdalena Szafron z d. Lysko

17 czerwca 2020 r. po długotrwałej chorobie nowotworowej zmarła Magdalena Szafron, córka Alojzego Lyski, znanego regionalisty i pisarza z Bojszów. Miała 48 lat. Była przez wiele lat naczelnikiem Wydziału Kultury i Sportu starostwa bieruńsko-lędzińskiego. Pozostawiła męża i dwie córki. Wcześniej była dziennikarką – najpierw w pszczyńskim Radiu Mega FM, a potem  w rybnickim oddziale telewizji Polsat. 19 czerwca br. Magdalenę Szafron żegnały tłumy bojszowian, rodzina, koleżanki i koledzy z pracy, przyjaciele i znajomi.

Zostawiła pożegnalny list – wzruszające świadectwo jej wiary, godności w cierpieniu i  miłości do życia. Publikujemy go za zgodą ojca śp. Magdaleny Alojzego Lyski (za portalem noweinfo.pl)

Pożegnanie ze światem śp. Magdaleny Szafron znajduje się na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Pożegnanie ze światem śp. Magdaleny Szafron na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„AquaPoznań”. Zalania po burzy, jakie dotknęły Warszawę w ostatni dzień czerwca, trzy tygodnie później spotkały Poznań

Duże obszary miasta pod wodą. Kaskady wody, podtopienia, wybijające studzienki, potoki na ulicach i kałuże wielkości stawów, zalane garaże i piwnice, powalone drzewa, problemy z komunikacją miejską…

Małgorzata Szewczyk

Tak było m.in. na osiedlach Polan, Bohaterów II Wojny Światowej, Armii Krajowej, Rzeczypospolitej, ul. Kobylepole i na Górnej Wildzie. Warto zaznaczyć, że burza, jaka przeszła nad stolicą Wielkopolski i w jej okolicach, trwała zaledwie ok. 20 minut. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby padało nieco dłużej.

Amatorskie filmiki krążące po internecie dokumentowały sceny niczym z powodzi stulecia. Ludzie po kolana brodzący w przejściach podziemnych, samochody zalane do wysokości opon, nieprzejezdne torowiska tramwajowe i… aquapark Rataje, bo chyba tylko takim mianem trzeba by określić park Rataje.

Park, który powstał zaledwie w grudniu 2018 r., od samego początku budzi emocje. Umiejscowiony między osiedlami Bohaterów II Wojny światowej, Polan, Rzeczypospolitej i Powstańców Narodowych, należy do największych tego typu miejsc w Polsce, wybudowanych po 1989 r. Jego powierzchnia zajmuje ok. 16 hektarów, a koszt wyniósł niebagatelne 20 mln złotych.

Zaledwie miesiąc po otwarciu, w styczniu 2019 r., zasłynął z tego, że po roztopach niewielkich pokładów śniegu zamienił się w bajoro. Co jakiś czas czytelnicy poznańskich mediów alarmują też o regularnych dewastacjach zabytkowej lokomotywy i wagonu Wars, stojących na tyłach kościoła pw. Nawiedzenia NMP. Należą one do skansenu Średzkiej Kolei Powiatowej. Przed wojną właśnie tędy biegła linia kolejowa o tej nazwie, dlatego w parku urządzono m.in. nibyperon. Ale wróćmy do tego, co wydarzyło się 20 lipca na Ratajach. Otóż oddzielająca osiedla Bohaterów i Rzeczypospolitej ulica o wdzięcznej nazwie Krucza, i prostopadła do niej, a przylegająca do parku Rataje ul. Wyzwolenia, zamieniły się w potężnych rozmiarów rozlewisko. Pokonanie tych przestrzeni samochodem w czasie tej ulewy groziło zalaniem silnika. A warto dodać, że tak przy jednej, jak i przy drugiej ulicy znajdują się parkingi samochodowe.

Takie sytuacje nie miały miejsca jeszcze do połowy 2018 r. Wówczas bowiem tereny wokół pierwszej z tych ulic były polaną, z której chętnie korzystali właściciele psów, wyprowadzający swych pupili. Z kolei przy ul. Wyzwolenia mieścił się spory parking strzeżony, ze żwirową nawierzchnią. Kiedy jednak miejscy urzędnicy zajęli się rewitalizacją tych przestrzeni, parking został zlikwidowany, a tereny, przynajmniej od tej strony, zabetonowano. Zresztą betonu w owym 16-hektarowym parku jest co niemiara.

Nieprzepuszczalne grunty, brak odpowiedniego drenażu – co do tego wątpliwości nie mają nawet architekci krajobrazu, ale władze Poznania nic sobie z tego nie zrobiły i nadal nie robią. Konsekwencje przecież ponoszą „tylko” mieszkańcy okolicznych bloków mieszkalnych.

Jeden z internautów skomentował internetową poburzową dokumentację: „Poznańskie Rataje zalane do kolan. Jak widać, Jacek Jaśkowiak nie chciał być gorszy od swojego kolegi z Warszawy i prowadzi stolicę Wielkopolski do tej samej katastrofy, co Trzaskowski Warszawę”. Nic dodać, nic ująć.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „AquaPoznań” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „AquaPoznań” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Telegrafie „Kuriera WNET” wiadomości z ostatniego miesiąca, które można zapamiętać, nie tracąc równowagi wewnętrznej

Według GUS „śmiertelność w pierwszych 5 miesiącach br. utrzymywała się na podobnym poziomie, jak w tym samym okresie ub. roku. Liczba zakażeń covid-19 w lipcu nie wzrosła w stosunku do wiosny.

Maciej Drzazga

  • Zwycięstwem zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze wyborów prezydenckich Andrzej Sebastian Duda ponownie stał się primus inter pares.
  • W projekcie budżetu na 2021 rok rząd założył +4% wzrost PKB, 7,5% stopę bezrobocia oraz minimalne wynagrodzenie za pracę w wysokości 2,8 tysiąca złotych brutto.
  • Ministerstwo Finansów zapowiedziało wystąpienie do Komisji Europejskiej o zgodę na obniżenie podatku VAT na gazety, czasopisma i książki do 0%.
  • Śladem Węgier, także w Rumunii wprowadzono zakaz szerzenia ideologii gender na wszystkich stopniach edukacji – włącznie z uniwersytetami.
  • Zaprezentowano Izerę, prototyp pierwszego polskiego samochodu elektrycznego.
  • Związkowcy odrzucili rządowy plan restrukturalizacji Polskiej Grupy Górniczej.
  • Z zarzutem przyjmowanie łapówek na Ukrainie do aresztu w Polsce trafił b. minister Sławomir „To nie mój zegarek” Nowak.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
„Telegraf” Macieja Drzazgi na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarł jeden z najwybitniejszych Polaków naszych czasów / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 74/2020

17 lipca zmarł kard. Zenon Grocholewski, Wielkopolanin. Niewielu z nas miało świadomość, jak wybitny był to umysł i nieprzeciętny człowiek. Długo można by opisywać jego zasługi i osiągnięcia.

Jolanta Hajdasz

„Dziennikarstwo to mówienie ludziom o zasługach zmarłego, podczas gdy oni najczęściej nie wiedzą, że on w ogóle żył”. Ta cyniczna definicja przykleiła się do mnie już dawno i wraca w najmniej spodziewanych okolicznościach, gdy przychodzi mi przekonywać kolegów po fachu, dlaczego „koniecznie musimy” coś opublikować, dlaczego to jest „naprawdę ważne” i dlaczego „wszyscy powinni się o tym dowiedzieć”. Najpierw trzeba przekonać tych, z którymi pracujemy w swojej redakcji, a potem całą resztę…

No to zaczynam, ale już całkiem serio i na poważnie. W ostatnich dniach zmarł bowiem jeden z najwybitniejszych Polaków naszych czasów, a śmiem twierdzić, że niewielu z nas miało świadomość, jak wybitny był to umysł i nieprzeciętny człowiek.

W pewnym momencie swojej – jak byśmy to powiedzieli – kariery był jednym z najważniejszych prawników Państwa Watykańskiego, w innym – podlegały my wszystkie katolickie uczelnie na świecie, ponad 200 tysięcy katolickich szkół i 1500 uczelni kształcących ponad 50 milionów uczniów i studentów. Samych doktoratów honoris causa miał aż 25 (słownie: dwadzieścia pięć!).

Przyznały mu je nie tylko uczelnie z Europy, ale także z najdalszych zakątków świata, np. w Chile, Wenezueli, Brazylii, Argentynie czy na Tajwanie. Na osobistą prośbę i decyzję Jana Pawła II brał udział w pracach grupy opracowującej Prawo Fundamentalne Państwa Watykańskiego, czyli po prostu konstytucję Watykanu. Została ona ogłoszona przez Jana Pawła II w Roku Jubileuszowym 2000 i zastąpiła poprzednie Prawo Fundamentalne z 1929 r. Także Jan Paweł II powołał go do zaledwie siedmioosobowego grona specjalistów odpowiedzialnych za ostateczne przygotowanie nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego, który obowiązuje do dzisiaj od 1983 roku. I tak dalej, i tak więcej… i tak można jeszcze długo opisywać jego zasługi i osiągnięcia.

Zmarł 17 lipca. Kardynał Zenon Grocholewski, pochodzący z wielkopolskiej wioski, którego na studia do Rzymu wysłał abp Antoni Baraniak. Śp. Kardynał opowiadał mi, że przez długi czas władze komunistyczne nie chciały dać mu paszportu, następowała odmowa za odmową i gdy w końcu doczekał się tego upragnionego dokumentu, przyszło mu wyjechać w Wielki Czwartek, tuż przed Wielkanocą. Mama błagała – mówił Kardynał – zostań chociaż na święta, ale abp Baraniak nalegał: jedź, bo ci ten paszport zabiorą… Pojechał, choć nie znał włoskiego i jak sam się śmiał, nawet kawy w pociągu nie potrafił zamówić. Każdą wolną chwilę w Rzymie wykorzystywał na zwiedzanie, wycieczki, robienie zdjęć, bo myślał, że jak wróci do Polski, to te zdjęcia przydadzą mu się, gdy będzie uczył dzieci religii, pokaże im imponujące osiągnięcia kultury i wiary chrześcijańskiej. Ale do Polski nie było jak wrócić, bo by mu ten paszport zabrali albo kazali współpracować. Wspominał, jak bardzo zazdrościł swoim kolegom z innych krajów, z tego wolnego świata, że mogą jechać do domu na wakacje, na święta, a on może tylko tęsknić.

Nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego tak rzadko słyszeliśmy jego głos w ważnych dla nas wszystkich sprawach, dlaczego tak rzadko cytowały go media, a przecież był człowiekiem otwartym i szczerym. Wymownym przejawem jego stosunku do Ojczyzny był kardynalski herb, który wybrał i w którego lewym górnym polu widnieje polski orzeł.

Bliscy i przyjaciele wiedzieli, że codziennie w swojej prywatnej kaplicy modli się za Polskę, że w intencji Ojczyzny odprawia Msze św. Wprowadzając uniwersytety katolickie w krajach radykalnie niekatolickich szerzył Wiarę i Ewangelię. I zawsze, wszędzie podkreślał, że jest Polakiem, był z tego tak dumny.

Koniecznie, ale to koniecznie przeczytajcie w „Kurierze WNET” homilię abpa Marka Jędraszewskiego, którą wygłosił podczas pogrzebu. Kardynał pochowany jest w Katedrze Poznańskiej, ale pamięć o nim winna przetrwać nie tylko w Poznaniu.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie podzielam zadowolenia rządu RP z rozmów w Brukseli / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 74/2020

Niemcy bez żenady współpracują z Moskwą i Pekinem, i przystąpiły do całkowitej deindustrializacji Polski. Ideologia klimatyczna i poprawność polityczna będą podstawą do oceny naszej „praworządności”.

Jadwiga Chmielowska

W sierpniu kombajny, czyli nowoczesne sierpy, idą w ruch. Kończą się żniwa i wakacje. To miesiąc, w którym pamiętamy o powstańcach – tych z Warszawy i śląskich. II powstanie śląskie wybuchło, gdy 100 lat temu w końcu sierpnia 1920 r. Niemcy w Katowicach zaatakowali wojska rozjemcze – Francuzów. Polacy ruszyli na pomoc garnizonowi francuskiemu.

W tym roku obchodzimy też 100 rocznicę odparcia bolszewików spod Warszawy. 15 sierpnia uratowaliśmy przed sowiecką komunistyczną zarazą – my, Polacy – nie tylko naszą świeżo odzyskaną po 123 latach niepodległość, ale i całą Europę. Warto pamiętać o sojusznikach, którzy pomogli nam w tym trudnym czasie – o Ukraińcach pod wodzą Semena Petlury, Białorusinach z gen. Józefem Bułak-Bałachowiczem na czele, Węgrach, którzy posłali nam amunicję, i amerykańskich lotnikach. Przestrogą powinno być zachowanie Niemiec i Czechosłowacji, które nie przepuściły do Polski wsparcia wojskowego, oraz strajk angielskich dokerów-komunistów, odmawiających załadunku statków z pomocą dla walczącej Polski.

W świetle dokumentów ujawnionych przez francuskiego historyka Stephane’a Courtois okazuje się, że powstanie warszawskie w sierpniu 1944 r. przeszkodziło w przygotowanej i szczegółowo zaplanowanej operacji Armii Czerwonej, która w „pościgu za Niemcami” miała ruszyć przez Europę, aby dokonać podboju Francji we współpracy z tamtejszymi komunistami. Już Lenin planował po pokonaniu Polski w 1920 r. marsz na Lizbonę.

Niestety marksistowski marsz przez instytucje nauki i kultury w świecie zachodnim powiódł się. Już w latach 20. i 30. XX w. Moskwa wspierała finansowo i ideologicznie agenturę w USA i ruchy pacyfistyczne w Zachodniej Europie. Otoczony szczelnie przez moskiewską agenturę F.D. Roosevelt mówił: „Naszym celem nie jest ratowanie czegokolwiek w Europie przed Sowietami. Najlepiej byłoby, gdyby Stalin zajął Europę do kanału La Manche, to wtedy będzie tam nareszcie spokój”.

Do dziś USA zmagają się u siebie z czerwoną zarazą. Rozruchy w amerykańskich miastach nie są przypadkowe. Niektóre tropy wskazują, że przywódczynie Black Lives Matter odbyły szkolenie w komunistycznej Wenezueli. Aktywna na ulicach amerykańskich miast Antifa od wielu lat działa w Niemczech, wspierana z Moskwy. Kilka lat temu jej aktywiści zasłynęli z organizacji burd ulicznych w Warszawie.

Motłoch niszczy pomniki, zrywa tabliczki z nazwami ulic – dostało się nawet Wiktorowi Hugo. Trwa kolejna faza wojny, jaką komunistyczny świat wydał zachodniej cywilizacji.

Ostatnio do USA trafiły niezamawiane paczki nasion z Chin. Nieznane nasiona mogą być inwazyjnymi gatunkami roślin i powodować choroby lokalnych siedlisk i zwierząt gospodarskich. Chiny już bezprawnie zniszczyły autonomię Hongkongu i grożą Tajwanowi. Kradną na potęgę technologie.

Nie przeszkadza to Niemcom, które współpracują nie tylko z Moskwą, ale i Pekinem, i przystąpiły do całkowitej deindustrializacji Polski. Ideologia klimatyczna i genderowa poprawność polityczna będą podstawą do oceny „praworządności” nad Wisłą. Nie podzielam zadowolenia rządu RP z rozmów w Brukseli. Utylizacja zużytych wiatraków i paneli fotowoltaicznych jest bardzo szkodliwa dla środowiska i kosztowna. Odchodzenie w energetyce od paliw kopalnych, tzn. nie tylko od węgla, ale też gazu i ropy, sprawi, że będziemy kupować większość energii elektrycznej z Niemiec, które właśnie rozbudowują energetykę opartą na kopalniach węgla brunatnego. Elektrownie atomowe też będą nieekologiczne?! Mam nadzieję, że górnicy uzmysłowią władzom, że brak długofalowej polityki energetycznej to samobójstwo dla państwa.

Naszą szansą jest Międzymorze i ścisła współpraca z USA. Wlk. Brytania już się ewakuowała spod dyktatu IV Rzeszy! My także powinniśmy twardo stawiać swoje warunki współpracy.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego