Znaczenie polskiego słowa ‘solidarność’ a pojęcie ‘kultura solidarności’/ Teresa Grabińska, „Kurier WNET” nr 74/2020

Jedni wskazują na Jana Pawła II jako na duchowego inicjatora przemian sierpniowych, inni na to, że encyklika „Laborem exercens” miała być ideową podstawą programową ruchu „Solidarność”.

Teresa Grabińska

Kultura solidarności w nauczaniu Jana Pawła II a tradycja solidarności

„Powołany do pracy” w solidarnym wysiłku wspólnoty

Pierwsza encyklika społeczna Jana Pawła II Laborem exercens (Powołany do pracy) była gotowa do ogłoszenia w maju 1981 r., w 90. rocznicę ukazania się pierwszej w ogóle w historii Kościoła encykliki społecznej, tj. o kwestii robotniczej, Leona XIII Rerum novarum (O rzeczach nowych) z 15 maja 1891 r.

Sam ten zamiar miał już tradycję, ponieważ w kilka kolejnych okrągłych rocznic ukazania się Leonowej encykliki jego następcy na Stolicy Piotrowej przedstawiali światu encykliki rozwijające naukę społeczną Kościoła.

Encyklice „Laborem exercens” towarzyszyły jednak niezwykłe wydarzenia.

Oto na przełomie sierpnia i września 1980 r. rząd PRL zawarł ze strajkującymi robotnikami cztery porozumienia: w Szczecinie (Stocznia Szczecińska), Gdańsku (Stocznia Gdańska), Jastrzębiu Zdroju (Kopalnia Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy”) i Dąbrowie Górniczej (Huta Katowice). W wyniku porozumień powstał Niezależny Wolny Związek Zawodowy Solidarność, którego najogólniej sformułowanym celem było przywrócenie Polakom godziwych warunków pracy i egzystencji. Od sierpnia 1980 r., a jeśli uwzględnić wcześniejsze lipcowe protesty na Lubelszczyźnie, to od lipca tego roku do 13 grudnia 1981 r. trwała trudna walka polskiego świata pracy, przy czym od września – o realizację punktów porozumień podpisanych z rządem PRL. Zakończyła się wprowadzeniem stanu wojennego i internowaniem ok. 10 tysięcy działaczy nowego związku.

Drugim, tragicznym wydarzeniem – 13 maja 1981 r. – był zamach na życie Jana Pawła II podczas środowej audiencji na placu św. Piotra w Rzymie. Krytyczny stan zdrowia Ojca Świętego nie pozwolił na ogłoszenie encykliki o pracy ludzkiej, która została ostatecznie ogłoszona cztery miesiące później – 14 września 1981 r. w Castel Gandolfo, po wyjściu Jana Pawła II ze szpitala.

W perspektywie tego, co się działo w latach 1980 i 1981 w Polsce rządzonej przez komunistów, i ówczesnych losów Jana Pawła II oraz jego encykliki, nieraz sobie stawiano pytanie o związek tych dwóch sekwencji wydarzeń. Jedni wskazują na Jana Pawła II jako na duchowego inicjatora przemian sierpniowych, który już na samym początku pontyfikatu (Warszawa, czerwiec 1979 r.) wzywał Polaków do mężnego podjęcia trudu walki o godność osoby ludzkiej. Inni wskazują na to, że encyklika Laborem exercens miała być ideową podstawą programową ruchu „Solidarność” i dlatego miała się nie ukazać.

Pisząca te słowa bierze poważnie pod uwagę obie hipotezy o związku wydarzeń Sierpnia 1980 r. w Polsce z zamachem na Jana Pawła II w Rzymie. Nie będąc jednak historykiem, postawiła sobie w latach 90. pytanie, na które odpowiedź bardziej leżała w jej kompetencjach, tj. o związek znaczenia polskiego słowa ‘solidarność’ z pojęciem ‘kultura solidarności’, ufundowanym na chrześcijańskich zrębach encykliki Laborem exercens.

Profesjonalny znaczeniowy rozbiór polskiego słowa ‘solidarny’ wykonała Janina Puzynina w książce „Język wartości”, w 1992 r. Był on jednak niekompletny, bo mimo podania etymologii terminu i jemu pokrewnych oraz rozwiniętej analizy pojęciowej, nie zawierał miarodajnego odniesienia do jego chrześcijańskiego (zwłaszcza katolickiego) zabarwienia znaczeniowego.

W podstawowym rozumieniu solidarny to ten, kto:

– zgodnie z innymi działa oraz kieruje się podobnymi celami i wartościami w działaniu;
– kto dotrzymuje przyrzeczenia wspierania kogoś innego;
– kto jest odpowiedzialny za skutki wspólnego działania.

Grupa połączona więzami solidarności charakteryzuje się zaś:

– wspólnym działaniem w celu realizacji uzgodnionego pozytywnego celu lub w przypadku usuwania skutków katastrofy (w celu przywrócenia stanu normalności);
– podporządkowaniem się poszczególnych jej członków celowi wspólnego działania nawet wtedy, gdy nie wszyscy w każdym szczególe tego działania zgadzają się ze sobą;
– relacją braterstwa członków grupy.

Co zatem szczególnego występuje w warstwie znaczeniowej polskiego słowa ‘solidarny’? Jak się okaże, jest to sprawa siły akcentu położonego na wybranych wymienionych cechach, jak i całego obrazu świata stowarzyszonego z warstwą znaczeniową języka polskiego, mocno naznaczoną uniwersalizmem katolickim.

W języku angielskim w znaczeniu słowa ‘solidarność’ wybija się na plan pierwszy ‘wspólnota interesów’ i ‘aktywna lojalność’ względem grupy (np. w Webster’s Encyclopedic Dictionary). Wspólnota interesów nie jest wszak tym samym, co wspólnota celu urzeczywistniania określonego dobra. Interes wiąże się z doraźnością i w dużym stopniu z interwencyjnością działania (jak w przypadku przeciwdziałania skutkom kataklizmu). Jakaś grupa tu i teraz ma interes, który jej członków łączy w działaniu. Po „solidarnie” wykonanym zadaniu kończy się owa lojalność, gdyż członkowie grupy (poszczególne indywidua) już nie muszą być niczym powiązani lub wzajemnie odpowiedzialni za siebie. Nie są to ustalenia wyłącznie teoretyczne. Wymownym przykładem jest nagłe zapomnienie o zasługach polskich żołnierzy w służbie aliantów podczas II wojnie światowej, pozostałych na Wyspach Brytyjskich, bo nie mogących wrócić do na nowo zniewolonej Ojczyzny.

W języku polskim w znaczeniu słowa ‘solidarność’ mocno natomiast zaznaczona jest więź emocjonalna (miłości bliźniego) między osobami, które, niezależnie od kolei losu, poczuwają się do odpowiedzialności za drugiego człowieka także wtedy, gdy nie są bezpośrednio członkami tej samej „grupy interesów”. I znów nie są to czcze dywagacje.

W czasie II wojny światowej duża część Polaków (choć niektórzy uważają, że zbyt mała) włączyła się (choćby cząstkowo, ale każdy udział w tym śmiertelnie niebezpiecznym przedsięwzięciu był ważny) w ratowanie Żydów w obliczu zbiorowej ich eksterminacji przez Niemców. Nie chodziło tu o interes, bo on w okupowanej Polsce był w buchalteryjnej analizie ze wszech miar „nieopłacalny”. Chodziło o drugiego człowieka – o osobę ludzką, niesprawiedliwie prześladowaną i skazaną na śmierć za pochodzenie i wyznanie.

Do tej cechy solidarności, która nie ma związku z egoistycznym interesem, odniosła się Janina Puzynina, wskazawszy na rozumienie solidarności w języku polskim także jako poświęcenia się drugiemu człowiekowi nawet wtedy, gdy akt solidarności jednej osoby wobec drugiej jest przez tę drugą nieodwzajemniony. Poszukiwała też podstawy religijnego uzasadnienia tak pojętej solidarności. Nie sięgnęła jednak po trudniejszą wykładnię Wojtyłową i Jano-Pawłową lecz, niezbyt fortunnie, do publicystycznej lub literackiej, więc nieuporządkowanej pojęciowo popularnej książeczki ks. Józefa Tischnera Etyka solidarności. A przecież jest jeszcze w polskiej tradycji w ogóle nieużywający pojęcia ‘solidarność’ (bo go wtedy w języku polskim w obecnym znaczeniu nie było) Cyprian Kamil Norwid, którego szczególnie sobie cenił Karol Wojtyła, a który obowiązek solidarności tak oto określił w Memoriale o nowej emigracji: „Obywatele Ojczyznę składający dzielą się samą naturą rzeczy – bez żadnego prawa nałożonego z góry (bo tego być nie może) – na (1) służących Ojczyźnie przez Siebie przez człowieka Swoiego… i na (2) służących człowiekowi przez Ojczyznę, bo taki organizm – w naturze rzeczy jest – i nie są to kasty – ani stopnie sztuczne – ale prawo wrodzone – natura = rerum”.

Gdyby dotychczasowe rozważania podsumować w następujący sposób: „Być solidarnym z bliźnim w czynieniu dobra wspólnoty to najważniejszy i pozytywny sens przymiotnika ‘solidarny’ w języku polskim”, to nawet w tej krótkiej i zbyt lakonicznej definicji relacji bycia solidarnym kluczowe jest słowo ‘dobro’.

W poprzednim eseju („Kurier WNET”, nr 73, lipiec 2020, s. 10) został naszkicowany złożony proces rozpoznawania dobra i podejmowania czynu zgodnie z wypadkową współuzupełniania się woli i rozumu – tak jak jest to przyjęte w filozofii św. Tomasza z Akwinu i w personalizmie Karola Wojtyły. W nauczaniu papieskim Tego Drugiego ma on przełożenie m.in. na postulowaną przez Jana Pawła II ‘kulturę solidarności’. Ten przekład jest jedną z ilustracji wyraźnej obecności w nauczaniu papieskim jego trudnej w odbiorze filozofii (zob. esej w „Kurier WNET”, nr 72, czerwiec 2020, s. 17), a także dociekań francuskiego personalisty Gabriela Marcela.

Program kultury solidarności Jan Paweł II rozwinął w II połowie lat osiemdziesiątych (m.in. w następnych społecznych encyklikach – Sollicitudo rei socialis w 1987 r. i w Centesimus annus w 1991 r.) i głosił go na całym świecie (m.in. w Kalkucie w 1986 r. i Santiago w 1987 r.). Dotykając zjawiska kultury, zwrócił uwagę na to, że jest ona dorobkiem ludzkości – tym, co się ma. A chodzi o to, aby to, co się ma, przekładało się zawsze na wzmocnienie konstytucji osoby ludzkiej – na to, w jakim stanie osoba jest. Odpowiednie proporcje między ‘być’ i ‘mieć’ oraz funkcję ‘mieć’ określa ‘kultura solidarności’, w której „‘mieć’ pełni względem ‘być’ i ‘działać’ rolę służebną”, tj. pozostaje w służbie całej ludzkiej wspólnoty, z zachowaniem cennych różnic kulturowych poszczególnych zbiorowości.

Na koniec warto by się choć przez chwilę zastanowić, na ile współczesne polskie społeczeństwo po 30 latach transformacji ustrojowej wyznaje wartości kultury solidarności.

W encyklice Sollicitudo rei socialis (Troska społeczna) Jan Paweł II napisał;

„[W] świetle wiary solidarność zmierza do przekroczenia samej siebie, do nabrania wymiarów specyficznie chrześcijańskich całkowitej bezinteresowności, przebaczenia i pojednania. Wówczas bliźni jest nie tylko istotą ludzką, ale staje się żywym obrazem Boga Ojca, odkupionym krwią Jezusa Chrystusa i poddanym stałemu działaniu Ducha Świętego. (…) Poza więzami ludzkimi i naturalnymi, tak już mocnymi i ścisłymi, zarysowuje się w świetle wiary nowy wzór jedności rodzaju ludzkiego, z którego solidarność winna w ostatecznym odniesieniu czerpać swą inspirację”.

Treść tej głęboko religijnej i teologicznej wypowiedzi, porównana z wiedzą o wzajemnych relacjach współczesnych Polaków, żyjących w III RP, nie wykazuje wyraźnie dodatnich korelacji z kondycją polskiego społeczeństwa. Oto najbardziej widoczne niezgodności.

1. Silny polityczny podział polskich obywateli zaprzecza warunkowi jedności.
2. Postępująca laicyzacja (szybsza i trwalsza niż w czasach PRL) czyni całe nauczanie papieskie „anachronicznym” i „niepotrzebnym”.
3. Brutalny atak na instytucje Kościoła Powszechnego odbiera mu rangę autorytetu nie tylko w sprawach kształtowania duchowości, ale i w ocenianiu niebezpiecznych społecznych trendów.
4. Egoistyczne dążenie do przede wszystkim ‘mieć’ zaprzecza kulturze solidarności.
5. Programowa chaotyzacja hierarchii wartości wśród dużej części tzw. elit (akademickich, artystycznych i medialnych) w imię negatywnie pojmowanej wolności wpływa demoralizująco na nowe pokolenia.

W poszukiwaniu przyczyn unieważniania Jano-Pawłowej kultury solidarności można się odwoływać do zewnętrznych nurtów postmodernistycznych i zwalczających (nie od dziś) Kościół katolicki, do politycznych interesów osłabiania narodu polskiego, do wymagań ciągłej rywalizacji w kapitalistycznym porządku ekonomicznym itp. Poleganie jednak tylko na takich diagnozach uniemożliwia resolidaryzację narodu polskiego, która jest warunkiem sine qua non jego prawdziwego odrodzenia. Konieczny jest powrót do źródeł tradycji solidarnościowej – zarówno tej zapisanej na pięknych kartach historii (także całkiem niedawnej), jak i tej, której duchową i racjonalną wykładnię krzewił w nauczaniu Jan Paweł II.

Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Kultura solidarności w nauczaniu Jana Pawła II a tradycja solidarności” znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Kultura solidarności w nauczaniu Jana Pawła II a tradycja solidarności” na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dwie twarze wyborów prezydenckich: Bosak – sympatyczniejsza twarz ideologii – i o Trzaskowskim pół żartem, całkiem serio

Konfederaci przyciągają najbardziej ideowych młodych, by zepchnąć ich na manowce ideologii – i ten trend powinien zostać wyhamowany. Omal nie obudziliśmy się pod obyczajowo liberalnym Trzaskowskim.

Sławomir Zatwardnicki

Bosak – sympatyczniejsza twarz ideologii

Żurnaliści prawicowi, a więc ideowi, oceniają decyzje liderów Konfederacji jako pragmatyczną „grę na siebie”. Konfederacja miałaby działać we własnym interesie partyjnym, górującym nad pożytkiem Polski. Otóż śpieszę donieść, że nie jest to trafiona perspektywa i z innej należy diagnozować rozstrzygnięcia Konfederacji. Właściwy punkt widzenia, w moim głębokim przekonaniu, to uznanie, że mamy do czynienia z czymś na kształt ideologii, z wnętrza której wypływają motywacje Konfederatów.

(…) Ideologiczna sztywność w teorii – w praktyce sprawiła, że niemal połowa zwolenników Konfederatów, którzy jednak nie posłuchali Brauna, oddała głos na Trzaskowskiego. Tak to się musi kończyć: wąskie myślenie niechybnie prowadzi w ślepą uliczkę. (…)

Sam mam wśród znajomych ludzi niezideologizowanych, którzy głosowali na niego a to ze względu na wolnorynkowość, a to z powodu bardziej wyraźnego akcentowania konserwatywnych wartości, a to w końcu, aby dać „prztyczka” PiS-owi za politykę przegięć czy niezrealizowane obietnice obrony życia.

Sądzę, że po tych wyborach przynajmniej kilka procent tych, którzy dali Bosakowi kredyt zaufania, zostało zrażonych do Konfederacji, jeśli w wyborze między Dudą a Trzaskowskim jej liderzy nie byli w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu w stronę prezydenta, w mojej opinii dowodząc tym utraty zdolności do trzeźwego osądu sytuacji. (…) Konfederaci przyciągają najbardziej ideowych młodych, by w końcu zepchnąć ich na manowce ideologii – i właśnie ten trend powinien zostać wyhamowany. Omal nie obudziliśmy się pod obyczajowo liberalnym Trzaskowskim.

Zdaje się, że jedyną alternatywą dla Polski jawi się Konfederacji wygrana Konfederacji. Zamknięci w swoim świecie, całkiem chyba na poważnie muszą oczekiwać „pobudki” większej części społeczeństwa. Ale to oczywiście gruszki na wierzbie, trudno bowiem uznać, że 40 czy 50% Polaków zagłosuje na program Konfederacji, a przede wszystkim na takich liderów jak Braun czy raz po raz kompromitujący się Janusz Korwin-Mikke. Wolne żarty.

Skoro w tak a nie inaczej urządzonym lewicowo-liberalnym medialnym świecie nietrudno obrzydzić PiS czy zaatakować PAD-a, to co dopiero można by zrobić ze światem Konfederacji? Na razie toleruje się milszą twarz Bosaka, ale i to jedynie do czasu.

(…) Konfederaci przypominają mi gnostyków, o których papież Franciszek w nieco innym oczywiście kontekście pisał, że zamykają się w określonym zbiorze idei, które ostatecznie więżą ich we własnej immanencji rozumu. Absolutyzują swoje teorie i oczekują, że inni podporządkują się ich rozumowaniu. Zaprawdę, „ideologia ta karmi samą siebie i staje się jeszcze bardziej ślepą”. Ojciec święty piętnował też ciągotki zauważalne u tych, którzy „stawiają siebie wyżej od innych, ponieważ zachowują określone normy albo ponieważ są niewzruszenie wierni wobec pewnego katolickiego stylu z przeszłości”. Zdaniem Franciszka prowadzi to do „narcystycznego i autorytarnego elitaryzmu” i trudno sobie wyobrazić, „żeby z tych zredukowanych form chrześcijaństwa mógł się narodzić autentyczny dynamizm ewangelizacyjny”. Słowa te nie wydają się od rzeczy, skoro przywiązanie do Kościoła w przypadku Konfederacji, a zwłaszcza Brauna jako jednego z jej liderów, oznacza właśnie konserwatyzm tradycjonalistyczny.

To właśnie wydaje mi się najtragiczniejsze. Konfederacja jako propozycja dla co bardziej ideowych młodych prowadzi ich ku bezdrożom katolicyzmu. Oczywiście, że twórca filmu Luter i rewolucja protestancka nie pójdzie drogą Lutra, ale jednocześnie zamyka siebie i innych w wyimaginowanym Kościele, którego zwyczajnie nie ma; to taki „katolicki protestantyzm”.

Tak często hołubiony w środowiskach tradycjonalistycznych Joseph Ratzinger pozostawał jak najdalszy od wszelkich postaci konserwatyzmu religijnego; owszem, przyszły papież Benedykt XVI nigdy nie wykazywał nostalgii za bezpowrotnie minionym „wczoraj” czy tęsknoty za „jutrem”, lecz starał się w oparciu o bogactwo Tradycji otwierać drzwi Kościoła na „dzisiaj”.

 O Trzaskowskim pół żartem, całkiem serio

Jak między ludźmi trzeba postawić wyraźną granicę między „ja” i „ty”, bo dopiero dzięki temu jest możliwa budowa nietoksycznego związku, tak Stwórca musiał objawić się jako całkowicie Inny od stworzenia, żeby następnie zaproponować zdrową z nim relację. Można powiedzieć za kardynałem Schönbornem, że „Biblia jest pierwszą oświecicielką”, która „odmitologizowuje świat, pozbawia go boskiej czci”. Krok w tył będzie więc powrotem do bałwochwalstwa. Nie trzeba wywoływać ducha Spinozy, by troszczyć się o środowisko, lepiej odwołać się do encykliki Laudato si’ papieża Franciszka, za którego państwo Trzaskowscy ponoć trzymają kciuki.

Twierdzono, że prezydent w drugiej kadencji odpowiada jedynie przed Bogiem i historią, ale już nie przed własną partią czy „komendantem” Kaczyńskim. Pretendent na urząd prezydenta w takim razie musiałby odpowiadać w ewentualnej pierwszej kadencji, prócz historii i macierzystego ugrupowania, z którego się wywodzi, przed Bogiem Spinozy.

I tutaj pojawia się problem, a jednocześnie właśnie ucieczka przegranego kandydata wyborów prezydenckich przed problemem: Bóg siedemnastowiecznego filozofa nie jest Bogiem osobowym, nie można zatem mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności przed Nim.

Trudno sobie wyobrazić, żeby po złożeniu przez Trzaskowskiego przysięgi na prezydenta stolicy miały paść słowa: „Tak mi dopomóż Bóg Spinozy”. Już w tym jednym fakcie ukazuje się, jak bardzo przyjmowana wizja Boga wpływać będzie na czyny polityka – jeśli nawet niepoważnie potraktuje swoją wiarę w Boga Spinozy, to całkiem na poważnie odrzuca odpowiedzialność za swoje czyny przed Bogiem Objawienia. Ewentualnie może zdać sprawę ze swojej aktywności przed samym sobą jako emanacją jednej boskiej substancji, choć mam nadzieję, że pływający w płytkiej wodzie Trzaskowski nie wyciąga aż tak głębokich konsekwencji z dziedzictwa Spinozy.

Z myślą filozofa związany jest również determinizm. Spinoza uznał, że własności świata wywodzą się z natury Boga, a cokolwiek się wydarza, jako poddane wiecznym prawom – jest konieczne. Również namiętności i czyny ludzkie są produktem konieczności – i, konsekwentnie, nie należy ich piętnować czy wyśmiewać, lecz jedynie starać się zrozumieć. Odpada zatem przypadek oraz wolność i związane z nią możliwości powiedzenia „nie” Bogu czy nawet stworzonej naturze ludzkiej. Rzekomo właśnie w poznaniu tej prawdziwej wiedzy człowiek porzuca przesądy i odkrywa prawdę, a razem z nią nabywa tego, co dziś nazywamy tolerancją: nikogo nie potępia, do nikogo nie żywi urazy, odnajduje „święty” spokój. Mówiąc językiem kampanii przedwyborczej: wychodzi z okopów i dostrzega, że świeci słońce, a Niemców nie ma. To dobrze tłumaczyłoby stosunek Trzaskowskiego do poglądów reprezentowanych przez środowiska LGBT.

W tym błędnym systemie myślowym Spinozy zreformowanym przez prezydenta Warszawy nie sposób odróżnić prawdy od błędu, a abstrakcyjna spinozjańska konieczność przybiera bardzo praktyczny wymiar: koniecznością staje się tutaj realizacja założeń ideologicznych, dla których nie ma już miary oceny, i które idą pod prąd naturze ludzkiej.

Jeśli Spinoza oceniał jako słuszne to postępowanie, które pozostaje zgodne z naturą, a prawdziwą naturę ludzką widział w rozumie, to trzeba powiedzieć, że obecna rewolucja seksualno-kulturowa przeczy nie tylko wierze, ale i rozumowi. A przy okazji okazuje się, że tą koniecznością ktoś steruje.

Cały artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Dwie twarze wyborów prezydenckich” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Dwie twarze wyborów prezydenckich” na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W tej chwili każdy obywatel z polskim paszportem ma prawo urządzać Polskę niezależnie od swojego wkładu w jej rozwój

Wielu polskich emigrantów nie ma rozeznania w sytuacji politycznej i gospodarczej kraju,z braku głębszego zainteresowania, czy też ulegania antyrządowym manipulacjom potężnych sił antypolskich.

Celina Martini

Polonia wciąż kojarzy nam się z amerykańskimi emigrantami ubranymi w stroje góralskie i witającymi papieża Polaka. Ci ludzie, zakorzenieni w polskiej tradycji, powinni wspierać rząd o konserwatywnym profilu, na co prawdopodobnie liczyli rządzący, zwiększając już podczas ostatnich wyborów parlamentarnych ilość lokali wyborczych za granicą, aby jak największej liczbie rodaków umożliwić identyfikację z ojczyzną i udział w jej życiu politycznym. Wyniki wyborów obaliły te złudzenia. Polacy głosujący za granicą wybierali w większości ugrupowania lewicowe i liberalne. Ich dziełem było pozyskanie do Sejmu tak wartościowej osoby, jak posłanka Klaudia Jachira, która w Polsce uzyskała 1000 głosów, za to w UK 4000.

Skąd czerpią wiedzę o kraju ci, którzy w nim nie mieszkają? W znacznym stopniu z mediów: bądź kraju zamieszkania, bądź z polskich portali internetowych. Wszyscy wiemy, w jak jednostronny sposób opisywana jest sytuacja w Polsce w zachodnich mediach.

Źródłem zamieszczanych tam informacji są w większości polscy dziennikarze „Gazety Wyborczej” czy innych, jawnie wrogich rządowi mediów, nie wahający się przed agresywnym oczernianiem własnego kraju. Polityczna poprawność zatruwająca umysły i kneblująca usta zachodnich dziennikarzy z pewnością wpływa na ogólny tenor poglądów wyznawanych przez zachodnie społeczeństwa oraz mieszkających tam naszych rodaków.

Śmiem zaryzykować tezę, że wielu polskich emigrantów nie ma rozeznania w faktycznej sytuacji politycznej i gospodarczej kraju, czy wskutek braku głębszego zainteresowania, czy też ulegania antyrządowym manipulacjom potężnych sił antypolskich ukrywających się pod maskami różnych organizacji politycznych i społecznych. Brak tego rozeznania nie przeszkadza im wpływać na rządy w Polsce i urządzać Polakom życie według swojej miary. Są wprawdzie za granicą wspaniali rodacy zaangażowani w sprawy polskie, zwalczający fałszywe stereotypy o naszym kraju, dzielnie walczący o polskie sprawy, jednak nie jest to częste zjawisko. (…)

Za granicą poznałam obywateli państwa Izrael, którzy nie mieli obecnie nic wspólnego z Polską (oprócz, prawdopodobnie, odległych przodków), oczywiście niemówiących słowa po polsku i niemających pojęcia o Polsce ani o żadnych związanych z Polską sprawach. Chwalili się oni posiadaniem polskich paszportów. Ambasada Polska w Izraelu wydała ponad 28 tysięcy paszportów obywatelom tego państwa. Mają oni zatem prawo, by wybierać nam rząd i prezydenta. (…)

W tej chwili każdy obywatel z polskim paszportem ma prawo urządzać Polskę niezależnie od swojego wkładu w jej rozwój. Np. ludzie, którzy ukończyli polskie uczelnie państwowe, a więc opłacane z naszych podatków, wyjeżdżają za granicę, by pracować na rzecz obcych obywateli i płacić podatki, wzbogacając obce budżety narodowe. Jaka jest troska tych ludzi o dobro wspólne? Jakie ciężary ponoszą na rzecz ojczyzny? O obronie ojczyzny też nie ma mowy, gdy mieszka się tysiące kilometrów od kraju. (…)

Uważam, że można by zatem wprowadzić na podstawie art. 31 pkt. 3 Konstytucji możliwość ograniczenia prawa uczestnictwach w wyborach przez osoby długotrwale zamieszkujące za granicą i w żaden sposób nie pracujące dla Polski, gdyż udział w wyborach ludzi nie wypełniających swoich obowiązków wobec kraju jest zagrożeniem dla wolności i praw innych osób uczestniczących w pracy na rzecz ojczyzny.

Obecny trend przyznawania praw wszystkim do wszystkiego (z wyjątkiem prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci) nie sprzyja odpowiedzialnemu podejściu do prawa wyborczego. A przecież jest to wielki przywilej obywatelski wpływania na kształt państwa, na który powinno się w jakiś sposób zasłużyć swoim życiem we wspólnocie.

Cały artykuł Celiny Martini pt. „Prawo głosu” znajduje się na s. 6 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Celiny Martini pt. „Prawo głosu” na s. 6 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Obecny główny przywódca KPCh Xi Jinping, należy do osób, które przeżyły rewolucję kulturalną – faktycznie do jej ofiar

Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, czy rewolucja kulturalna naprawdę się skończyła, to niech po prostu sprawdzi, czy portret Mao został zdjęty z Bramy Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen), czy nie.

Peter Zhang

Jeśli mieszkasz w Chinach wystarczająco długo, prawdopodobnie jesteś świadkiem, jak KPCh okresowo rewiduje swoją historię, w zależności od politycznych potrzeb lub zmian nastroju jej przywódców.

Począwszy od semestru wiosennego 2019 r. w szkołach obowiązuje nowy, poprawiony podręcznik. Chińskich ósmoklasistów uczy się teraz nowej narracji o Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej (znanej również jako rewolucja kulturalna), którą zapoczątkował przewodniczący Mao Zedong i dodawał jej mocy w latach 1966–1976. Jest to znacząco odmienna treść od tego, czego uczyli się ósmoklasiści w poprzednich latach. (…)

W treści nowego podręcznika szkolnego wprowadzono trzy główne poprawki. W poprzednim wydaniu istniała pięciostronicowa sekcja zatytułowana 10-letnia rewolucja kulturalna, ale z nowego wydania usunięto ją i połączono opis rewolucji kulturalnej z inną sekcją, jednocześnie zmniejszając połączony tekst do jedynie trzech stron. [W] nowej edycji usunięto słowo ‘błędnie’, próbując uzasadnić motyw Mao zainicjowania rewolucji kulturalnej. Stwierdzono w niej: „W połowie lat 60. Mao Zedong uważał, że partia i kraj stoją w obliczu niebezpieczeństwa odbudowy kapitalistycznej. Zatem podkreślając ideę ‘stosowania walki klas jako zasady’, chciał zapobiec powrotowi kapitalizmu poprzez zainicjowanie Wielkiej Rewolucji Kulturalnej. Latem 1966 roku Wielka Rewolucja Kulturalna została w pełni zainicjowana”.

W nowym wydaniu podręcznika dodano również stwierdzenie: „Historia świata zawsze postępuje naprzód pośród wzlotów i upadków”. Tym samym umniejszono okrucieństwa rewolucji kulturalnej, które były jakoby częścią naturalnego rozwoju historii.

Jaki jest zatem cel zmiany tych podręczników i dlaczego dzieje się to teraz? Wielu członków KPCh, w tym obecny główny przywódca KPCh Xi Jinping, należy do osób, które przeżyły rewolucję kulturalną – faktycznie do jej ofiar.

Jednak w 2013 roku Xi poczynił kilka niezwykłych uwag: „Mao jest wspaniałą postacią, która zmieniła oblicze narodu i poprowadziła Chińczyków ku nowemu przeznaczeniu. […] Sztandaru Myśli Mao Zedonga nie można upuścić, a jego utrata oznacza negację chwalebnej historii partii. Zasada trzymania wysoko sztandaru Myśli Mao Zedonga nie powinna być nigdy podważana i będziemy wysoko trzymać ten sztandar, aby zawsze robić postępy”.

Wielu obserwatorów Chin podejrzewa, że zmieniając rolę Mao w rewolucji kulturalnej, Xi sam próbuje osiągnąć najwyższy status, jaki posiadał Mao. Szczególnie to widać w świetle niedawnego dążenia Xi do zniesienia limitu prezydenckich kadencji, co utorowało mu drogę do pozostania u władzy do końca życia. (…)

Większość chińskich przywódców, na wszystkich szczeblach władz, w tym Xi i Bo, należy do tak zwanego pokolenia rewolucji kulturalnej, znanego również jako „stracone pokolenie”. Możliwe, że doświadczyli jeszcze gorszych rzeczy niż te, które opisał George Orwell w Roku 1984, a ich światopogląd od dzieciństwa kształtowała głównie mała czerwona książeczka Cytaty z przewodniczącego Mao Zedonga.

Pomimo dzisiejszej reformy gospodarczej i globalizacji, w ich umysłach i duszach głęboko zakorzenione są doktryny maoistyczne, które nadal mają znaczenie w epoce cyfrowej. Wydaje się, że tak jest w przypadku wielu ludzi z pokolenia rewolucji kulturalnej. Trudnym zadaniem byłoby myśleć nieszablonowo, szczególnie w zamkniętym społeczeństwie. Jak zauważył kiedyś Carl Jung: „Wino młodości nie zawsze się oczyszcza z upływem lat, czasami mętnieje”. (…)

Od 1949 roku, czyli po tym, jak KPCh przejęła Chiny kontynentalne, tym, którzy żyją poza zasięgiem rządów komunistów, np. na Tajwanie, w Hongkongu i Makao, oszczędzono komunistycznego prania mózgu oraz różnych politycznych kampanii.

W wyniku tego ci Chińczycy, często określani przez mieszkańców Chin kontynentalnych jako „Chińczycy zamorscy”, nadal używają tradycyjnych chińskich znaków i podtrzymują chińskie tradycje liczące 5000 lat, podczas gdy w Chinach kontynentalnych przez ostatnie 69 lat podążano niemal odwrotną ścieżką.

Nie tak jak w otwartych społeczeństwach, gdzie dostępnych jest wiele wersji podręczników, w Chinach istnieje tylko jedna wersja książek szkolnych, a KPCh kontroluje ich zawartość.

Jak zauważył Song Yongyi w artykule w „The New York Times”: „Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, czy rewolucja kulturalna naprawdę się skończyła, to niech po prostu sprawdzi, czy portret Mao został zdjęty z Bramy Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen), czy nie”.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Powracający upiór rewolucji kulturalnej” znajduje się na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Petera Zhanga pt. „Powracający upiór rewolucji kulturalnej” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rezerwowy Platformy nie wygrał meczu, osiągnął jednak pewien sukces. Uchronił drużynę przed pogromem i degradacją

Robił, co mógł, wykorzystał świeże siły i efekt zaskoczenia. Jednak z upływem czasu para zaczęła uchodzić. Na szczęście mecz się skończył, bo przy dłuższej grze poszedłby w ślady tej, którą zmienił.

Zbigniew Kopczyński

Są takie mecze, które na długo pozostają w pamięci. Takim był finał Ligi Mistrzów w sezonie 1998/1999. Na stadionie Camp Nou w Barcelonie spotkali się Bayern Monachium i Manchester United. Faworytem byli Anglicy; pod ręką legendarnego Alexa Fergusona byli istną maszyną do wygrywania.

Już w 6 minucie rzut wolny dla Bayernu i Mario Basler uzyskuje prowadzenie. Szok. Czas mija, a Manchester nie może znaleźć sposobu na utrzymujących prowadzenie Bawarczyków. Niespełna pół godziny przed końcem gry Alex Ferguson decyduje się na zmiany. W 67 minucie wchodzi do gry Teddy Sheringham, lecz sytuacja się nie poprawia. 81 minuta i kolejny ruch Fergusona: za Andy’ego Cole’a wchodzi Ole Solskjær. 90. minuta gry, niemieccy kibice świętują, lecz sędzia przedłuża mecz o trzy minuty i chwilę potem Teddy Sheringham wyrównuje. Jeszcze stadion nie ochłonął z wrażenia, a Ole Solskjær strzela kolejną bramkę. Jest to ostatnia minuta meczu.

Szok! I to jaki! Tym razem dla Niemców. Prowadzili przez prawie cały mecz, a w ostatnich trzech minutach stracili wszystko. I to za sprawą dwóch rezerwowych.

(…) Mecz, którym pasjonowaliśmy się przez ostatnie miesiące w Polsce, miał inne zakończenie. I nie było to specjalnym zaskoczeniem. Ani Rafał Trzaskowski nie jest Ole’em Solskjærem, ani Platforma Manchesterem, ani Borys Budka Alexem Fergusonem. Rezerwowy Platformy nie wygrał tego meczu, osiągnął jednak pewien sukces. Uchronił drużynę przed pogromem i degradacją do drugiej ligi, co czekało ją niechybnie wskutek katastrofalnej gry jego poprzedniczki. (…)

Zastanawiając się nad tym fenomenem, zauważyłem, że trener Budka dokonał tylko jednej zmiany, a Alex Ferguson dwóch. Czyżby więc Rafał Trzaskowski nie był Ole’em Solskjærem Platformy, a Borys Budka ma jeszcze lepszego asa w rękawie? Któż więc może być rezerwowym, który zmieni wynik? (…)

Szukam – i więcej orłów w Platformie nie znajduję. Trudno o nich także w popierających PO elitach, stanowiących tak zwane zaplecze intelektualne Platformy.

(…) Po raz kolejny okazuje się, że największa partia opozycyjna blisko czterdziestomilionowego narodu nie potrafi wygenerować lepszego kandydata od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Borysa Budki czy Rafała Trzaskowskiego.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Co może rezerwowy?” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Co może rezerwowy?” na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wspólna akcja młodzieży polskiej i ukraińskiej porządkowania grobów bohaterów wojny 1920 roku na Wołyniu

Tego rodzaju działania pozwalają młodym ludziom poznać historię swoich narodów, które 100 lat temu wspólnie broniły swoich krajów przed bolszewicką inwazją. Ochroniliśmy Europę przed bolszewizmem.

Siergiej Porowczuk

Fot. Siergiej Porowczuk

Młodzież z rówieńskiego „Płastu” i harcerze uporządkowali teren w pobliżu mogiły żołnierzy z 1920 roku w Tarakanowie na Wołyniu.

7 lipca 2020 r. członkowie Płastuńskiego Ośrodka nr 33 im. Samczuka pod opieką duchowego opiekuna „płastunów: o. Witalija Porowczuka oraz harcerze z Łodzi wraz z szefem harcerskiego hufca „Wołyń” Aleksandrem Radicą Zdołbunowem i dyrektorem Centrum Dialogu Kostiuchiwka – Jarkiem Góreckim wzięli udział porządkowaniu terenu w pobliżu mogiły żołnierzy mjra Wiktora Matczyńskiego, którzy polegli w walce z konnicą Budionnego w czasie obrony fortu Zahorce w dniach 7–21 lipca 1920 roku przed bolszewikami, w związku z setną rocznicą tych wydarzeń.

Fot. Siergiej Porowczuk

Wspólnym wysiłkiem uporządkowano teren w pobliżu odrestaurowanego grobu na terenie polskich pochówków. Duchowy przewodnik „płastunów” – historyk o. Witalij Porowczuk – poprowadził modlitwę w intencji bohaterów Polski oraz Ukrainy, którzy oddali życie w imię miłości ojczyzny. Na krzyżu zawiązano również czerwono-białą wstążkę.

Tego rodzaju wspólne działania pozwalają młodym ludziom poznać historię swoich narodów, które 100 lat temu wspólnie broniły swoich krajów przed bolszewicką inwazją. Dzięki naszemu sojuszowi wojskowemu ochroniliśmy Europę przed bolszewizmem.

Takie spotkania młodzieży polskiej i ukraińskiej są elementem polsko-ukraińskiego pojednania i zjednoczenia naszych braterskich narodów.

Notatka Siergieja Porowczuka pt. „Wspólna akcja młodzieży polskiej i ukraińskiej” znajduje się na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Notatka Siergieja Porowczuka pt. „Wspólna akcja młodzieży polskiej i ukraińskiej” na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Często mam wrażenie, czytając w niemieckiej prasie o sytuacji w Polsce, że przeglądam gazety z lat 30. ubiegłego wieku

A tu nagle – tytuł na łamach gazety „Deutschland Kurier”: „Patrioci wygrywają pełną napięcia bitwę wyborczą w Warszawie – Jeszcze Polska nie zginęła!” Nie cała prasa niemiecka jest lewacka!

Jan Bogatko

W Niemczech reakcje na wynik wyborów w Polsce w noc wyborczą były oszczędne. Rozczarowanie było powszechne. Po I turze wyborów prezydenckich za Odrą i Nysą mówiono, że Rafał Trzaskowski nie ma szans, nie będzie bowiem w stanie skupić przy sobie zwolenników skrajnej lewicy i skrajnej prawicy, jako że w I turze uzyskał zaledwie nieco ponad 30% głosów wobec ponad 43% prezydenta ubiegającego się o reelekcję, co przesądza o snach o zwycięstwie burmistrza Warszawy.

Niemieccy dziennikarze nie przewidzieli jednakże „elastyczności” Rafała Trzaskowskiego, który prezentował się i jako zwolennik lewicy (nie wymieniając skrótu LGBT), i zauważający „wiele wspólnego” z Konfederacją. W Niemczech taki slalom przyniósłby odmienne skutki od wywołanych w Polsce: kandydat, jako niewiarygodny, przepadłby z kretesem.

Kurtuazyjnie niemieccy komentatorzy pomijają ten zagadkowy „efekt Trzaska”, co tylko dowodzi nieznajomości mechanizmów politycznych niemieckich obserwatorów sceny politycznej w sąsiedzkiej Polsce.

To wcale nie nowość. Przypominam sobie reakcje niemieckich mediów na wybuch Solidarności czy stan wojenny: zawsze spóźnione, zawsze błędne. Potem zaczęły pojawiać się sondaże, wskazujące na wzrost poparcia dla kandydata Platformy Obywatelskiej i wraz z nimi wzrosła nadzieja na zmiany nad Wisłą (schemat: najpierw zmiana w fotelu prezydenckim, potem przedterminowe – a jakże, zwycięskie dla lewicowej koalicji – wybory do Sejmu i potem zwycięstwo socjalizmu (nowomowa: liberalizmu). Hulaj dusza, piekła nie ma!

Ultralewicowa, monachijska gazeta „Süddeutsche Zeitung” nazajutrz po wyborach (13 lipca) krzyczy: Zwycięstwo Dudy odzwierciedla rozdarcie Polski!. Oczywiście gdyby identyczną, a nawet mniejszą różnicą głosów zwyciężył Trzaskowski – idę o zakład – tytuł agitki Viktorii Großmann brzmiałby: Zwycięstwo Trzaskowskiego odzwierciedla jedność Polski. Ach, gdzie te czasy, kiedy nawet w monachijskiej „Süddeutsche Zeitung” można było znaleźć informacje, a nie propagandę! Były. Minęły… (…)

Czasem mam wrażenie, czytając o relacjach polsko-niemieckich i o sytuacji w Polsce, że przeglądam w bibliotece stare numery niemieckich gazet z lat 30. ubiegłego wieku. A tu nagle: przecieram oczy ze zdziwienia – brutalnie razi mnie tytuł na łamach gazety „Deutschland Kurier”: Patrioci wygrywają pełną napięcia bitwę wyborczą w Warszawie – Jeszcze Polska nie zginęła! Tak, wiem – „Deutschland Kurier” to nie „Bild Zeitung” i swym zasięgiem nie ogarnia całej Republiki. Otóż okazuje się, że muszę połknąć żabę: nieprawdziwe jest moje stwierdzenie, że cała niemiecka prasa jest lewacka! Otóż jest (na szczęście) „Deutschland Kurier!”

Polska prawica medialna też (w większości!) nie rozumie niemieckiej prawicy i dokleja jej lewackie łatki w rodzaju „prawicowy populizm” (konserwatywna AfD), tak samo, jak lewacka „Süddeutsche Zeitung” stara się ośmieszyć chrześcijańsko-socjalny PiS!

Tomasz M. Froelich, autor artykułu o wynikach wyborów w Polsce, zasługuje na zacytowanie: „Prezydent Trzaskowski to byłby horror, ponieważ był on kandydatem elit lewicowo-globalistycznych. Elity te przez dziesięciolecia pozbawiły całe połacie Zachodu instynktu samozachowawczego wskutek pogardy wobec tego, co jest dla niego podstawowym warunkiem: wiary chrześcijańskiej, tradycji, miłości ojczyzny, tożsamości, gospodarki rynkowej, rodziny. Ten program o uniwersalnym roszczeniu nie miał się zatrzymać u granic Polski. Ale na szczęście zatrzymał się. Na razie. Na Zachodzie wielu nie jest w stanie zrozumieć rozumowania Polaków, z których większość wybrała Dudę. Ale to raczej problem Zachodu, a nie Polski. W Polsce nadal idzie się raczej na niedzielną Mszę Świętą, niż na Christopher Street Day (Paradę LGBT). I to chyba dobrze”.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „Po wyborach, przed wyborami” znajduje się na s. 3 sierpniowego „Kuriera WNET” numer 74/2020.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Bogatki pt. „Po wyborach, przed wyborami” na s. 3 „Wolna Europa” sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dość powszechnie opisuje się wybory prezydenckie jako „starcie gigantów”, które nieznacznie wygrał jeden z nich

Bardziej prawdziwe byłoby porównanie do symultanicznego meczu szachowego, w którym prezydent Duda grał przeciw 10 innym kandydatom, którzy w większości mieli cechę wspólną – byli „antypisem”.

Jan Martini

Rafał Trzaskowski uratował Platformę Obywatelską przed stoczeniem się w otchłań niebytu – czyli podzieleniem losu jej poprzedniczki, Unii Wolności, ale całkiem możliwe, że przyczynił się też w pewien sposób do zachowania przez PiS wpływu na państwo. Niejeden mógłby sądzić, że to Duch Święty zadziałał przy decyzji PO o podmianie „prawdziwej prezydent” na nowego kandydata.

Prezydent Warszawy miał bowiem ogromny elektorat negatywny, składający się ze wszystkich tych, którym nie podobało się „lotnisko w Berlinie”, Klub Bilderberg, forsowanie skrajnych form „postępowości”, „sukcesy” w zarządzaniu Warszawą czy zwykłe kłamstwa („nie byłem wówczas posłem”). Niewykluczone, że gdyby w finale znalazł się „kandydat niezależny” czy „antysystemowy”, miałby szanse na pokonanie prezydenta Dudy, bo w pierwszej turze „antypis” łącznie uzyskał 57% głosów. Może języczkiem u wagi była ta część wyborców Konfederacji, która nie chciała wybierać między (ich zdaniem) „dżumą a cholerą” i nie zagłosowała w drugiej turze? Może nie mieliby oporów w głosowaniu na Hołownię czy Kosiniaka-Kamysza? (…)

Wpływ czynników zewnętrznych na polską politykę nie ulega wątpliwości, bo Polska jest szalenie ważnym obszarem Europy, którego żadna z potężnych sił tu działających nie może sobie „odpuścić”.

To dlatego zawsze szefem rosyjskiej rezydentury wywiadu w Polsce jest oficer w randze generała, ambasadorem Niemiec w Warszawie – z reguły wysoki funkcjonariusz BND, a Polska jest jednym z 5 krajów świata, gdzie istnieje placówka żydowskiej Ligi Przeciw Zniesławieniu. Ta organizacja jest oficjalnie uznana jako jeden z rodzajów sił zbrojnych Izraela, mających na celu wychwytywanie zagrożeń dla interesów tego państwa i diaspory żydowskiej. W tych warunkach rządzenie Polską i dbanie o interesy Polaków jest sztuką iście karkołomną. (…)

W wyniku ustaleń Okrągłego Stołu pracę wychowawczą nad Polakami powierzono bardzo sprawnym fachowcom, których 30-letnia działalność przyniosła przerażająco skuteczne rezultaty. W 1992 roku na komunistów głosowało 20 procent Polaków – dziś „internacjonaliści proletariaccy” cieszą się poparciem niemal połowy elektoratu…

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Czy Trzaskowski uratował Dobrą Zmianę?” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Czy Trzaskowski uratował Dobrą Zmianę?” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co covid-19 zabrał studentom uczestniczącym w wymianie zagranicznej Erasmus plus. Refleksje wolontariuszki

W roku akademickim 2019/20 światowa pandemia nie tylko zabrała studentom sposobność wyjazdu w ramach programu Erasmus plus, ale tym, którzy w nim uczestniczyli, przysporzyła wielu kłopotów.

Anna Maria Tabaczyńska

Nie ma żadnych wątpliwości, jak fajne i bogate w doświadczenia są tak zwane wymiany zagraniczne studentów, czyli Erasmus plus. Większość studentów marzy o semestrze spędzonym w innym kraju. Jest to podyktowane ciekawością świata, możliwością poznania języka, a także chęcią porównania poziomu nauczania i życia. Z tych porównań, szczególnie jeśli chodzi o poziom umiejętności, student Akademii Muzycznej w Poznaniu wychodzi, mówiąc skromnie, zupełnie bez kompleksów.

Niestety w roku akademickim 2019/20 światowa pandemia nie tylko zabrała studentom tę sposobność, ale tym, którzy już brali udział w programie, przysporzyła wielu kłopotów. Obserwację obu sytuacji umożliwił mi wolontariat w biurze Erasmusa, które działa w poznańskiej Akademii Muzycznej. W ramach swojej pracy przyjęłam pod opiekę studentów z Włoch, Hiszpanii oraz Węgier.

„Zaraza” dosięgła ich w kraju zupełnie dla nich obcym, egzotycznym chociażby za sprawą języka i przede wszystkim bez rodziny czy bliskich, na których mogliby liczyć.

Tłumaczenie przeze mnie komunikatów Ministerstwa Zdrowia czy wszelakich obowiązujących nowych przepisów było najprostszym zadaniem. Musiałam pośredniczyć telefonicznie w przyjęciu do szpitala jednego ze studentów, co w czasie pandemii było okupione solidną nerwówką. Dużo bardziej wymagające jednak były odpowiedzi na trudne pytania dotyczące terminów, możliwości poruszania się po mieście, a także sposobu studiowania.

Studenci Akademii Muzycznych w swojej uczelni nie tylko przychodzą na wykłady, ale ćwiczą wiele godzin na instrumencie. Zamknięcie uczelni to dla nas ogromny kłopot, zwyczajnie nie mamy jak przygotować się do egzaminów i dyplomów, koncerty odwołano. Ile godzin można grać na flecie, skrzypcach itp. w wynajętym mieszkaniu, gdzie wszyscy sąsiedzi tuż za ścianą siedzą w swoich domach. Moja koleżanka i ja zwróciłyśmy się do proboszcza parafii, na terenie której mieszkamy, by użyczył nam miejsca.

Miałyśmy szczęście, bo dobry proboszcz dał nam klucze od salki katechetycznej i mogłyśmy grać. Jednak nie wybrnie z takich kłopotów grający przykładowo na trąbce czy puzonie student z Włoch, Hiszpanii czy Węgier, bo nawet na to nie wpadnie.

Covid-19 spowodował, że niektórzy studenci zdecydowali o powrocie do swoich ojczyzn. Niestety taka decyzja wiązała się z dużymi kosztami i zwrotem stypendium. Ci, co zostali w Polsce, siedzieli sami w wynajętych mieszkaniach i bali się nawet wyjść po zakupy. Tuż przed Wielkanocą przygotowałam kilka tradycyjnych potraw świątecznych, które im wysłałam. Cieszyli się nimi wzruszająco, obfotografowali kolorowe jajka czy mazurki i umieszczali zdjęcia w mediach społecznościowych. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że w niewielu miejscach w Europie można znaleźć tak przyjazną i wręcz opiekuńczą atmosferę, jak w polskim biurze Erasmusa. Wielu naszych studentów także pozostawało poza Polską. Wiem, że są studenci, którzy wciąż mają niewyjaśnioną sytuację finansową związaną ze stypendium i kosztami wynajęcia mieszkania. Liczę na to, że osoby oraz urzędy, od których zależą decyzje, głównie dotyczące zwrotów stypendiów, wezmą pod uwagę nadzwyczajną okoliczność, jaką jest pandemia covid-19.

Artykuł Anny Marii Tabaczyńskiej pt. „Co covid-19 zabrał studentom Erasmusa plus” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Anny Marii Tabaczyńskiej pt. „Co covid-19 zabrał studentom Erasmusa plus” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„O ksenofobii mrówek”. Nie dajmy się zwariować absurdalnej ideologii i poprawności politycznej. Brońmy się śmiechem

Kiedy Konstanty Ildefons Gałczyński napisał „Balladę o mrówkojadzie”, uniwersytety były jeszcze ostoją racjonalności, z którą dziś tak bezwzględnie walczą. O tym morał fraszki Henryka Krzyżanowskiego.

Henryk Krzyżanowski

O ksenofobii mrówek

W roku 1946, kiedy Gałczyński napisał „Balladę o mrówkojadzie”, nikomu nie śniła się polityczna poprawność w postaci, z jaką przychodzi nam walczyć obecnie. Owszem, była coraz ostrzejsza cenzura, był terror polityczny, na Kremlu planowano już zapewne etapy wprowadzania w Polszy socrealizmu. Jednak, inaczej niż dziś, uniwersytety były jeszcze ostoją racjonalności, z którą dziś tak bezwzględnie walczą. O czym morał mojego wierszyka.

Ze sfer postępu fama niesie,
że ma być multikulti w lesie.
Tu pumę, a tam barracudę
wpuści się w swojskiej fauny nudę.

Mrówki straszone mrówkojadem
ksenofobicznym plują jadem.
„Mrówkojad!!?? Takiej imigracji
nam nie potrzeba! Nie bez racji
mądry Ildefons opowiadał
o nędznym końcu mrówkojada”.

A dziś od Chałup aż do Jasła
Ciemnobór ciasne wznosi hasła:
Łąka dla żuczka! Las dla mrówki!
Balkon dla mszyc i bożej krówki!
Pupa dla kleszcza! Sad dla szpaka!
Staw dla okonia, żab i raka!
Etc., etc.
Szto diełat’? Wnioski oczywiste:
Czas faunę słać na studia wyższe.

Fraszka Henryka Krzyżanowskiego pt. „O ksenofobii mrówek” znajduje się na s. 8 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Fraszka Henryka Krzyżanowskiego pt. „O ksenofobii mrówek” na s. 8 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego