Dobra zmiana nie dotarła do najmniejszych zakątków Polski / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 42/2017

Społeczeństwo jest nadal podzielone. Często nieufność do rządu wynika nie z konkretnych przekonań, ale negatywnej oceny znanych im bezpośrednio polityków, czasem niskiego szczebla.

Jadwiga Chmielowska

Zima. Koniec roku skłania do podsumowań. Dobra zmiana nie dotarła, jak tego oczekiwało społeczeństwo, do najmniejszych zakątków Polski. W przyszłym roku czekają nas wybory samorządowe. Czy uda się namówić uczciwych, mądrych ludzi do kandydowania na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast? Czy stare układy znowu zwyciężą? Czy lokalni baronowie namaszczą miernych, ale wiernych lizusów? Czy dziennikarze znajdą w sobie tyle odwagi, aby informować, a nie chodzić w zaprzęgu lokalnych sitw? Niezależna prasa lokalna nie jest lubiana przez władzę, więc dziennikarze, zastraszani przez wójtów i burmistrzów, ledwo mają środki na przetrwanie.

Totalna opozycja na szczęście traci poparcie, jednak brak merytorycznej opozycji sprawia, że dyskurs polityczny kuleje.

Społeczeństwo jest nadal podzielone. Często nieufność do rządu wynika nie z konkretnych przekonań, ale negatywnej oceny znanych im bezpośrednio polityków, czasem niskiego szczebla.

Niepokoi przedłużający się konflikt na linii BBN i MON. Cierpi na tym obronność kraju, a Polska kompromituje się w oczach sojuszników NATO. Czyżby decydenci nie zdawali sobie sprawy z tego, że słaba, podzielona Polska jest na rękę wrogom? Że za wschodnią granicą toczy się wojna? Że trwa wojna dezinformacyjna?

Ilość portali pracujących dla Rosji wzrasta. Kreml zatrudnia przeszło 45 tysięcy trolli, którzy na portalach społecznościowych i poważnych stronach internetowych w różnych językach usiłują skłócać narody i budować pozytywny wizerunek Rosji. Wielu daje się na to nabrać.

Musimy pamiętać, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze. O sile i bezpieczeństwie państwa decyduje gospodarka i wojsko. O przetrwaniu narodu – jego morale. Uprawiana od niemal 30 lat pedagogika wstydu ma dezintegrować Polaków i wpędzać ich w kompleksy.

Polityczna poprawność stała się na zachodzie nową ideologią, która zamyka usta dziennikarzom, sprawia, że coraz trudniej jest im głosić prawdę. Społeczeństwa zaczynają widzieć oszustwa polityków, jednak brak dostępu do wiarygodnych informacji powoduje, że nie mogą podejmować racjonalnych decyzji i stają się łatwym łupem rosyjskiej propagandy.

Idea Trójmorza – rozbudowy związków ekonomicznych i sojuszy militarnych państw położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym – rozwścieczyła nie tylko Rosję, ale i Niemcy, bo oznacza koniec ich dominacji w Europie. Współpraca narodów Międzymorza ustabilizuje Europę, a narodom da bogactwo i bezpieczeństwo.

Znajomość zarówno historii, jak i bieżących faktów jest nieodzowna, by w wolnych i niesfałszowanych wyborach dać mandaty ludziom godnym zaufania – nie opowiadaczom, ale tym, którzy coś w życiu osiągnęli i udowodnili, że potrafią działać rozumnie dla dobra wspólnego. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach zatrudniłby w szpitalu chirurga (albo chciałby być przez takiego operowany) bez dyplomu lekarskiego, wierząc jedynie opowieściom o jego sukcesach? Dlaczego więc wierzymy marketingowym chwytom, promującym niezguły i pożytecznych idiotów na polityków? Czy zawsze zły pieniądz musi wypierać dobry?

Przy żłóbku Bożej Dzieciny módlmy się, by nie zmarnować talentów, które dał nam Bóg, abyśmy je pomnażali.

Oby Nowy Rok – 100 lat po odzyskaniu niepodległości – był przełomowy w zjednoczeniu Narodu, a Polacy, dumni ze swojej historii, mogli z ufnością patrzeć w przyszłość.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej znajduje się na s. 1 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej na s. 1 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wydarzenia polityczne, politycznie poprawne, niepoprawne i w ogóle niepolityczne – w telegraficznym skrócie Kuriera WNET

W Livermore w Kalifornii zepsuła się już trzecia w ciągu ostatniej dekady z kamer, za pomocą której można było nieprzerwanie w internecie śledzić światło żarówki wkręconej w gwint jeszcze w 1901 roku.

Maciej Drzazga

Uczestnicy Marszu Niepodległości z Polski i z ponad 20 krajów świata, którzy przeszli w pokojowym marszu ulicami Warszawy 11 listopada pod hasłem: My chcemy Boga, usłyszeli pod swoim adresem zarzuty: „braku szacunku do innych kultur i języków” (rzecznik episkopatu ks. Rytel-Adrianik); „tępego antysemityzmu” (Radosław Sikorski); „propagowania faszyzmu” (Grzegorz Schetyna).

Europosłowie: Michał Boni, Danuta Hübner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Róża Thun – wszyscy z Platformy Obywatelskiej – zagłosowali za rezolucją przewidującą nałożenie sankcji na Polskę; ich partyjni koledzy w Warszawie wystąpili o odwołanie gabinetu Beaty Szydło; honorowy przewodniczący partii Donald Tusk zaatakował PiS za rusofilstwo z równym zaangażowaniem, jak wcześniej zarzucając mu rusofobię.

Poprzez podpisanie kontraktu z Amerykanami na wieloletnie dostawy LNG, Polska zaczęła przykręcać Rosji kurek z gazem.

Pentagon zwrócił się do Kongresu o zgodę na sprzedaż polskiej armii najnowocześniejszej wersji najnowocześniejszego na świecie systemu antyrakietowego Patriot. (…)

Litewski Sejmas w specjalnej uchwale wyraził podziw dla prorodzinnych reform przegłosowanych przez Sejm.

Rozpoczęły się prace nad ustawami wprowadzającymi europejskie standardy w ordynacji wyborczej do organów samorządowych oraz do ustaw regulujących funkcjonowanie Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego.

Decyzją wojewody mazowieckiego Warszawa wzbogaciła się o Aleję Lecha Kaczyńskiego oraz ulice imienia Zbigniewa Romaszewskiego, Zbigniewa Herberta, Grzegorza Przemyka, Danuty Siedzikówny „Inki”, Marka Edelmana.

„Jak się spotkasz z bratem, to brat napluje ci w twarz!” – oznajmił pod adresem Jarosława Kaczyńskiego na antenie amerykańskiej telewizji TVN ubiegłoroczny kawaler francuskiej Legii Honorowej Władysław Frasyniuk.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 grudniowego „Kuriera Wnet” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Telegraf Macieja Drzazgi na s. 2 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W którym momencie należy powiedzieć swoje „non possumus”? / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 42/2017

Mój ciasny umysł białej kobiety buntuje się w duchu na samą myśl o tym, iż w XXI wieku można odmawiać ludziom tego jednego wspólnego dla wszystkich, wolnego od pracy, szefów i zawodowego stresu dnia.

Jolanta Hajdasz

Gdzie są granice kompromisu? W którym momencie należy powiedzieć swoje „non possumus”? Muszę przyznać, że w ostatnim czasie miałam wiele okazji do tego typu refleksji, ale szczególnie natarczywie cisnęły mi się one do głowy, gdy obserwowałam „wypracowywanie” politycznego kompromisu w sprawie wolnej od pracy niedzieli.

Mój ciasny umysł białej kobiety buntuje się w duchu na samą myśl o tym, iż w XXI wieku można odmawiać ludziom tego jednego wspólnego dla wszystkich, wolnego od pracy dnia. Dnia wolnego od szefa, grafików, dyżurów, klientów i zawodowego stresu. Wszelkie statystyki, także ekonomiczne, wskazują na to, że gospodarka na tym nie traci, bo konsument i tak wyda tyle, ile może.

Dlaczego więc „dochodzenie” do czterech wolnych od pracy niedziel ma zająć aż dwa lata? Przepracowanej niedzieli nie odda nikomu wolny od pracy poniedziałek, dzieci wtedy są w szkole, a współmałżonek w pracy itp., itd.

Jako zwyczajny reporter serwisów informacyjnych przez lata miałam dyżury w niedzielę i do dziś pamiętam smutne buzie moich córek, gdy w niedzielę one zostawały w domu, a ja wychodziłam do pracy. Mój zawód – mój problem można podsumować, ale chcę tylko powiedzieć, że nowoczesna gospodarka jest w stanie funkcjonować bez niedzielnej pracy Kasi i Anki „siedzących na kasie” czy „stojących na serze”.

Nie rozumiem, dlaczego oszukano „Solidarność”, która zaangażowała się w kampanię wyborczą 2015 m.in. dlatego, że obiecano wolne od handlu niedziele. Zapewne nikt ze związkowców nie przypuszczał wówczas, że ich wprowadzanie zajmie zwycięskiemu obozowi aż 4 lata…

Ale związkowcy powinni być cicho i się nie buntować, mają udawać, że to im nie przeszkadza, bo przecież trzeba zrozumieć, jak wiele wysiłku i czasu wymaga odbudowa i przebudowa państwa po latach oszukiwania i wykorzystywania naszego kraju przez zagranicznych czy miejscowych zdrajców.

Tylko, że w ten sam sposób tłumaczono „Solidarności” wszystko, co budziło niepokój po ‘89 roku; odbudowa państwa po latach funkcjonowania w komunizmie musiała być długa i trudna, i wymagać od wszystkich akceptacji wyrzeczeń…

Dziś wiemy, że za fasadą wzniosłych słów o bolesnej transformacji było działanie przeciwko naszej gospodarczej suwerenności, którego skutki nadal odczuwamy. Pytanie jest więc proste – kto teraz narzuca rządzącym zasady, na których muszą zawierać takie żałosne kompromisy, takie jak ten w sprawie niedziel? Bo że nie jest to suwerenna decyzja obecnego obozu rządzącego, to widać na pierwszy rzut oka.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz znajduje się na s. 1 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz na s. 1 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Członek straży pożarnej z Przyszowic szkolił przyszłych strażaków w Etiopii ramach projektu pomocowo-rozwojowego

Przekazanie swojej wiedzy to nasz obowiązek, ale też uczymy odpowiedniego spojrzenia na człowieka, a to także bardzo istotne, bo tam słowo ‘człowiek’ do niedawna znaczyło bardzo niewiele.

Tadeusz Puchałka

Dr hab. inż. Witold Nocoń – pracownik naukowo-dydaktyczny Politechniki Śląskiej w Gliwicach, na co dzień przyszowianin i członek miejscowej straży pożarnej. Był on jednym z członków grupy wysłanej do tego afrykańskiego kraju, by tam szkolić przyszłych strażaków w ramach projektu pomocowo-rozwojowego realizowanego przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM). Celem tego projektu jest między innymi doposażanie i szkolenie służb ratunkowych Etiopii (…)

Kraj ten, targany wieloma konfliktami, małymi kroczkami stara się na swój sposób dogonić świat. Nie jest to proste, bowiem, co podkreślał wielokrotnie dr Nocoń, sprawą nadrzędną na całym świecie jest „człowiek”, a co za tym idzie, jego bezpieczeństwo. Słowo to w Etiopii jest jednak specyficznie rozumiane. Trudno sobie wyobrazić normalne działanie służb ratowniczych w państwie, w którego języku nie ma określenia ‘straż pożarna’, a numer alarmowy można porównać z naszymi numerami kont bankowych, tak jest długi i skomplikowany. (…)

Tamtejsze wozy bojowe i sprzęt często dorównują temu, czym dysponujemy w jednostkach OSP w Polsce, jednak w Etiopii nie ma zupełnie zaplecza technicznego. Brak serwisów naprawczych powoduje, że pojazdy bojowe eksploatuje się tam do zajechania. Punkty dowodzenia, podobnie jak cała infrastruktura, łącznie z pomieszczeniami dla strażaków, wyglądają skrajnie źle.

(…) Dla Europejczyka wszystko, z czym się spotka w Afryce, jest swego rodzaju zaskoczeniem. Można odnieść wrażenie, że nie zwraca się tam uwagi na konserwację czegokolwiek. Całkiem niezłe hotele, raz wybudowane, stoją i widać, że będą stały, dopóki dach nie spadnie komuś na głowę. Uderza zupełnie inne spojrzenie na świat i życie. (…)

Fundacja, którą reprezentuje dr Nocoń, pomaga tamtejszej ludności na wielu płaszczyznach. Polska jest tam postrzegana bardzo pozytywnie, bo staramy się sprostać powierzonemu zadaniu. Szacunek do służby ludziom, do munduru, przekazanie swojej wiedzy to nasz obowiązek, ale też uczymy odpowiedniego spojrzenia na człowieka, a to także bardzo istotne, bo tam słowo ‘człowiek’ do niedawna znaczyło bardzo niewiele. Z pewnością biało-czerwone barwy są tam bardzo dobrze odbierane.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Polscy strażacy w Etiopii” znajduje się na s. 12 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Polscy strażacy w Etiopii” na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Państwo nie zdoła przymusić nas do miłości społecznej, więc też wśród zasad konstytucyjnych znaleźć się ona nie może

Instytucja może zasady prawne (w tym konstytucję) i własną odpowiedzialność za dobro kształtować, by miłość panowała – na ile to możliwe – wszędzie. Ale między ludźmi. Nie: między instytucjami.

Andrzej Jarczewski

Pragniemy, by nasza nowa konstytucja opierała się na zasadzie sprawiedliwości i miłości społecznej. Niestety – to pragnienie jest nierealne. Konstytucja musi być pisana czasownikami, a miejscem rzeczowników abstrakcyjnych jest tylko preambuła. Rozpatrzmy to na pewnym przykładzie.

Zasad wiary nie da się przełożyć wprost na zasady ustrojowe. Chrześcijaństwo wyraźnie stawia sprawiedliwość za miłością (Arystoteles – za przyjaźnią). W religii celem jest Bóg, w polityce – wspólnota. W religii podmiotem jest osoba, w polityce – instytucja. Instytucja może być przedmiotem różnych rodzajów miłości (klub→ki­bic→doping; państwo→obywatel→patriotyzm; teatr→widz→uwielbienie), ale instytucja nie może być podmiotem miłości! Instytucja powinna być podmiotem zasady sprawiedliwości zarówno w relacjach z innymi instytucjami, jak i w relacji instytucja→osoba. Instytucja może też zasady prawne (w tym konstytucję) i własną odpowiedzialność za dobro tak wielowiekowym, nieustannym wysiłkiem kształtować, by miłość panowała – na ile to możliwe – wszędzie. Ale między ludźmi. Nie: między instytucjami.

A w ogóle z miłością to sprawa nieprosta, bo prawie nigdy miłości nie definiujemy czasownikowo. Zazwyczaj rzeczownikiem abstrakcyjnym miłość nazywamy jakieś szczególnie wysokie, szlachetne (tu następuje szereg przewspaniałych przymiotników) uczucie. Tak rozumiana miłość często naprawdę uszlachetnia tego, który miłuje, ale ze społecznego punktu widzenia ma raczej wartość niewielką, a z ustrojowego – zerową. Dla osoby miłowanej uczucia innych osób nie mają znaczenia, jeśli nie liczyć zaspokojenia jej własnej próżności i uzyskania (złudnego) poczucia adoracji.

W życiu społecznym liczą się prawa bierne osób i czyny dokonane lub możliwe. Rzecz jasna – czyny, powodowane górnymi uczuciami, będą na ogół szlachetniejsze od czynów motywowanych zawiścią czy jakimiś innymi emocjami z dolnej półki.

Dla mnie – moje uczucia są bardzo ważne, ale dla ciebie – liczy się tylko to, czy efekty moich działań powiększają twoje dobro, czy je niweczą. Nie obchodzą cię moje uczucia, ale to, czy dzięki moim czynom, zaniechaniom i zezwoleniom będziesz żył dłużej, cierpiał mniej i zyskiwał większe możliwości samorealizacji. Gdy zdobędziesz to bez mojej miłości – też dobrze.

Zbadajmy w tym duchu, co tak naprawdę przysięgają sobie państwo młodzi, mówiąc przed ołtarzem: ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

Czasownikowe zakończenie jest jednoznaczne. Gdy mówię, że nie opuszczę, wiem, co mówię i do czego się zobowiązuję, choć gdyby ‘nieopuszczanie’ rozłożyć na czasowniki pierwsze, zobaczymy rozmaite zachowania. Mimo wszystko jest to konkret, do którego – pod względem precyzji – nie zbliżają się inne składniki ślubowania. Ale i wśród nich dostrzeżemy głębokie różnice kategorialne, o czym dalej. Poza tym – kobieta, ślubując te same rzeczowniki abstrakcyjne, przekłada je w myślach na inne czasowniki konkretne niż mężczyzna. Myśli mają płeć! Mężczyzna w ogóle nie rozpatruje opcji, że kobieta się zmieni, a ona właśnie układa harmonogram radykalnych zmian. Nie w sobie. W nim. A później oboje się dziwią, że zmiany poszły nie tak. (…)

Zasady ustrojowe od zasad religijnych różni możliwość, czy raczej obowiązek ustanowienia instytucji strzegących, a nawet wymuszających przestrzeganie tych (tzn. ustrojowych) zasad. Wprawdzie nadal w niektórych zapóźnionych pod tym względem religiach, np. w islamie, instytucjonalnie wymusza się posłuszeństwo zasadom religijnym, ale tam już mamy jesień średniowiecza (r. 1439). Zbliża się reformacja, oświecenie, ewolucja i autonomizacja religii względem władz politycznych, a także uniezależnianie się tych władz od przywódców religijnych.

Przymus pozostanie sposobem funkcjonowania państwa. Nie – kościoła ani meczetu. Państwo nie zdoła jednak przymusić nas do miłości społecznej, więc też zasada miłości społecznej wśród zasad konstytucyjnych znaleźć się nie może. A konstytucja, poza preambułą, powinna składać się z postanowień sprawdzalnych, w tym również i takich, które ustanawiają instytucje sprawdzające, czy dane postanowienia są realizowane.

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „O miłości dobrej” znajduje się na s. 10 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „O miłości dobrej” na s. 10 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy rzeczywiście taka impreza uszczęśliwia wielu, czy tylko nielicznych? Statystki nie sprzyjają uczestnikom biegów

Dlaczego nie można biegać po lesie, nad samą Maltą, Rusałką czy nad Jeziorem Strzeszyńskim? Nikt mnie nie przekona, że bieganie po ulicach i tak na co dzień sparaliżowanego miasta jest „fajne”.

Małgorzata Szewczyk

Jedni biegają, bo lubią rywalizację sportową, innych przekonuje sparafrazowany slogan, że bieg to zdrowie. Jeszcze inni stają na starcie, bo koledzy z korporacji biegają i można pochwalić się wynikiem i fotką na Facebooku… (…)

Wielogodzinny paraliż ulic, także dla pieszych, dla 6,5 tysiąca uczestników, w ponadpółmilionowym mieście, jakim jest Poznań, wywołuje niezadowolenie i irytację nie tylko mieszkańców, ale też tych, którzy akurat tego dnia chcieliby z różnych, nawet najbardziej przyziemnych powodów, lub po prostu muszą, odwiedzić stolicę Wielkopolski. (…)

Tegoroczny 18. PKO Poznań Maraton nie zapisał się jako impreza udana. Jeszcze przed startem biegaczy, podczas objazdu trasy ujawniono szereg nieprawidłowości i uchybień w oznakowaniu i zabezpieczeniu personalnym biegu, dlatego wydarzenie rozpoczęło się z ponad 40-minutowym opóźnieniem.

Braki w oznakowaniu, nietrzeźwi i niewładający językiem polskim pracownicy ochrony, punkt żywnościowy usytuowany na osi jezdni, braki w zabezpieczeniu osobowym czy źle rozstawione słupki, brak konsultacji z policją ws. umiejscowienia zespołów muzycznych w rejonie skrzyżowań o dużym natężeniu ruchu – to wszystko odnotowano w policyjnym raporcie na temat zabezpieczenia trasy maratonu, przygotowanym na zlecenie wojewody wielkopolskiego.

Inne uwagi policji dotyczyły m.in. braków osobowych w ekipach sprzątających po maratonie, co wpłynęło na opóźnienie w przywróceniu organizacji ruchu w mieście, zresztą, co trzeba zauważyć sparaliżowanego od wczesnych godzin porannych. Organizacja jednej z największych imprez biegowych w Polsce pozostawiała więc wiele do życzenia.

Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Dyktat mniejszości” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Dyktat mniejszości” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rocznica kaźni 160 żołnierzy oddziału NSZ Henryka Flamego „Bartka”, zdradzonych przez Henryka Wendrowskiego

W nocy z 25 na 26 września 1946 roku funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w bestialski sposób zamordowali – wysadzili w powietrze podczas snu lub rozstrzelali – 160-osobowy oddział NSZ.

Wiesław Nowakowski

W nocy z 25 na 26 września 1946 roku funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego poprzez agenta „Lawinę”,

czyli Henryka Wendrowskiego, późniejszego

Uroczystość w Barucie | Fot. W. Nowakowski

ambasadora PRL w Danii, zwabili podstępem ze Śląska Cieszyńskiego ok. 160 żołnierzy oddziału Henryka Flamego ps. Bartek.

Według zapewnień „Lawiny”, żołnierze mieli być przewiezieni najpierw pod Jelenią Górę, a potem na Zachód. W rzeczywistości trafili na Opolszczyznę – na polanę Hubertus pod Barutem oraz w okolice Grodkowa i Łambinowic, gdzie w bestialski sposób zostali zamordowani: wysadzeni w powietrze podczas snu lub rozstrzelani.

Stowarzyszenie Pamięci Armii Krajowej Oddział Gliwice i Wójt Gminy Wielowieś co roku oddają hołd pomordowanym żołnierzom Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału „Bartka”. Prezentujemy zdjęcia z Baruty, z tegorocznych obchodów – 71 rocznicy – tych tragicznych wydarzeń.

Informacja Wiesława Nowakowskiego o uroczystościach w Barucie pt. „Rocznica kaźni 160 żołnierzy NSZ” znajduje się na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja Wiesława Nowakowskiego o uroczystościach w Barucie pt. „Rocznica kaźni 160 żołnierzy NSZ” na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rajd motocyklowy im. arcybiskupa Antoniego Baraniaka do miejsca jego urodzenia i pochówku szczątków doczesnych

Mam wrażenie, że to, co się działo tej soboty, nie jest zgodne z rachunkiem prawdopodobieństwa. Warto się modlić o jak najszybsze przyjęcie Arcybiskupa Antoniego Baraniaka w poczet Błogosławionych.

Rafał Lusina

Rajd im. abpa Antoniego Baraniaka za nami. Był niezwykły. Atmosfera panowała podobna, jak na rajdach za naszą wschodnią granicą. Gościnność mieszkańców Mchów i Sebastianowa przekroczyła wyobrażenia nas wszystkich. Przypomniały mi się miejsca na naszych kochanych Kresach, gdzie taka gościnność jest normą.

A szkoła podstawowa im. arcybiskupa Antoniego Baraniaka to kolejna miła niespodzianka. Tu znowu skojarzenie z patriotyzmem kresowym. Nauczyciele, gdy dowiedzieli się o naszym przyjeździe, odwołali już przygotowaną wycieczkę nad Bałtyk z okazji Dnia Nauczyciela. Pani dyrektor Barbara Kapturek powiedziała mi, że nikogo nie musiała namawiać na przyjście do szkoły w wolną sobotę.

Przyszli wszyscy nauczyciele i kilkoro dzieci. Kolejne miłe zaskoczenie (i lekkie moje zakłopotanie) przeżyłem, gdy zaproponowałem, abyśmy wspólnie odśpiewali pod portretem Patrona Antoniego Baraniaka jedną zwrotkę „Jeszcze Polska nie zginęła”. Usłyszałem wtedy „My zawsze śpiewamy cztery zwrotki”. (…)

Dziękuję wszystkim, którzy nas gościli, i uczestnikom rajdu za postawę i wspólne przyjemne chwile potrzebne do ładowania naszych akumulatorów.

Mam wrażenie, że to, co się działo tej soboty, nie jest zgodne z rachunkiem prawdopodobieństwa. To, co napisałem, to tylko część sprzyjających okoliczności. Wiem, że warto się modlić o jak najszybsze przyjęcie Arcybiskupa Antoniego Baraniaka w poczet Błogosławionych.

Rajd motocyklowy im. arcybiskupa Antoniego Baraniaka do miejsca jego urodzenia i pochówku szczątków doczesnych odbył się w dniach 13–15.10.17 na trasie Drużyń (koło Granowa Wielkopolskiego) – Sebastianowo – Poznań – Drużyń. W sumie było to ok. 200 km. Jego organizatorem było Motocyklowe Stowarzyszenie Pomocy Polakom za Granicą WSCHÓD-ZACHÓD im. rtm. Witolda Pileckiego, www.wschod-zachod.org.pl.

Cały artykuł Rafała Lusiny pt. „Rajd motocyklowy im. abpa Antoniego Baraniaka” znajduje się na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Lusiny pt. „Rajd motocyklowy im. abpa Antoniego Baraniaka” na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wycinkę drzew mogą planować tylko ludzie dzicy. Bowiem wycięcie drzewa jest czynem nagannym – tak jak pobicie człowieka

Takie rozumowanie stawia człowieka na równi z drzewem, co kończy racjonalną dyskusję. O ile pobicie człowieka jest złem moralnym, to nie sposób racjonalnie udowodnić moralnego zła wycięcia drzewa.

Henryk Krzyżanowski

Inteligent postępowy AD 2017 uważa się za osobę racjonalną. Nie jest to ścisłe, bowiem często miotają nim żywiołowe emocje, polityczne i inne, wszczepione mu przez media i pojawiające się w nich tzw. autorytety, na ogół dość podejrzane. Jedną z takich emocji jest miłość do drzew, którą można z grecka nazwać dendromanią. O jej sile przekonałem się ostatnio, dyskutując z pewnym inżynierem, skądinąd posiadającym dużą wiedzę i cieszącym się sporym autorytetem. Ale przy drzewach – odlot totalny.

Dyskusja dotyczyła wycinki jakichś osiedlowych topoli. Szybko usłyszałem od niego, że wycinkę drzew mogą planować tylko ludzie dzicy. Bowiem wycięcie drzewa jest domyślnie czynem nagannym – tak jak pobicie człowieka. Da się je uzasadnić tylko w wyjątkowych przypadkach, analogicznie do użycia przemocy w obronie koniecznej.

Zauważmy, że takie rozumowanie stawia człowieka na równi z drzewem, co kończy racjonalną dyskusję. O ile bowiem pobicie człowieka jest złem moralnym dla każdego, czy to jako naruszenie V przykazania, czy kantowskiego imperatywu, to nie sposób racjonalnie udowodnić moralnego zła wycięcia drzewa. No, ale tam, gdzie w grę wchodzą uczucia, o racjach się nie dyskutuje.

W świecie dzisiejszym dendromania stwarza wiele problemów. Spróbujcie na przykład przekonać dendromaniaków, że drzewa, które kiedyś zasadzono zbyt blisko bloku, trzeba teraz wyciąć, gdyż odbierają światło mieszkańcom.

Paradoksalnie, dendromania szkodzi także krajobrazowi. Nie zawsze bowiem drzewa upiększają. Dwa przykłady z Wielkopolski. W Kruszwicy jest wspaniała romańska kolegiata – jedna z niewielu zachowanych w Polsce. Jednak widok na nią z pobliskiej Mysiej Wieży zasłaniają rosnące wokół drzewa. Praktycznie widać tylko sam hełm wieży. Czy nie należałoby zatem wyciąć owych zasłaniających drzew? Dla mnie to pytanie retoryczne – drzew mamy miliony, a romański tum nad Gopłem jest jeden.

I przykład drugi – w Santoku, gdzie Noteć wpada do Warty, jest zbudowana jeszcze przez Niemców wieża, pomyślana jako punkt widokowy. Gdyby wyciąć niewielki zagajnik, który dokładnie zasłania ujście Noteci, zyskalibyśmy wspaniałą panoramę spotkania dwu rzek. A tak mamy tylko banalną zieleń.

Antyczni Grecy, którzy byli bardziej racjonalni niż miotany tanimi emocjami inteligent, stworzyli mit o Dafne. Pięknej nimfie, która chroniąc się przed napastowaniem Apollina, zmieniła się w drzewo. Koniec niechcianych amorów. Dziś ta zmiana nic by jej nie pomogła. Bo przecież drzewa kochamy mocniej niż ludzi.

Podsumujmy to fraszką:

Dendromaniak rzekł do dendrofoba:
„Do topoli niechęć to choroba.
Zamiast biegać z mechaniczną piłą,
do jej pnia się przytul – będzie miło”.
Tamten na to: „Dewiacją, mój panie,
drzewnej kory nazwę obłapianie.
Bo gdy w drzewo zmieniła się Dafne,
z obłapiania nici – wolę Kachnę”.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Szkodliwa miłość do drzew” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Szkodliwa miłość do drzew” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Atlantyk już zawsze sennie będą przemierzać statki handlowe? / Tomasz Nałęcz, „Wielkopolski Kurier WNET” 41/2017

Dla Europejczyków i Amerykanów Atlantyk to duże morze. Nikt nie pamięta, że niespełna 80 lat temu na tym akwenie toczyła się dramatyczna bitwa – jeden z punktów zwrotnych w II wojnie światowej.

Tomasz Nałęcz

Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy?

Obecnie większość Europejczyków i Amerykanów traktuje Atlantyk jako duże morze, które czasami trzeba przebyć w celach bezpośrednich spotkań biznesowych czy też turystycznych. W czasach pokoju szybko przyzwyczajamy się do dobrobytu i traktujemy zdobycze cywilizacji jako rzeczy naturalne, które się nam należą.

Trudno się dziwić, bo taka jest natura człowieka, szybko przyzwyczaja się do dobrego. Szybko też zapomina, że często te naturalne dziś dobra wymagały ogromnego wysiłku, aby je zdobyć.

W dzisiejszych czasach, w dobie rozwiniętych form telekomunikacji, coraz częściej bezpośrednie kontakty zastępują telekonferencje i praktycznie Atlantyk znika w ogóle z naszego pola widzenia. Sama podróż samolotem, jeżeli już musimy się przemieścić między kontynentami, zajmuje kilka godzin i generalnie nikt nie przejmuje się ogromną połacią wody, jaką przemierzamy. Podobnie jak w przypadku transportu pasażerskiego, wiele towarów przewożonych jest drogą powietrzną, lecz ciągle najtańszą formą przewozową jest transport morski i w skali globalnej obsługuje ponad 80% światowego handlu towarami. Odbywa się on na Atlantyku bezproblemowo i stanowi podstawę wymiany gospodarczej między obiema Amerykami i Europą.

Już nikt nie pamięta, że niespełna 80 lat temu na tym akwenie rozgrywała się dramatyczna bitwa, która była jednym z punktów zwrotnych w II wojnie światowej i zadecydowała o wygranej aliantów nad niemieckim faszyzmem.

Historyczna wojna o Atlantyk

Obydwie strony konfliktu w czasie II wojny światowej zdawały sobie sprawę, że panowanie na Atlantyku będzie miało kluczowe znaczenie dla wyników konfrontacji. Wycieńczeni walką z niemieckim najeźdźcą Europejczycy mieli świadomość, że droga morska pozwoli na zaopatrzenie przemysłu brytyjskiego w niezbędne surowce i urządzenia, a ludności w żywność i produkty niezbędne do normalnego życia. Na szczęcie dla aliantów, pomimo zmasowanych ataków U-bootów na konwoje zaopatrujące Wyspy Brytyjskie, żegluga między portami angielskimi a Ameryką i koloniami brytyjskimi nie została przerwana.

Walka na Atlantyku trwała praktycznie prze całą II wojnę światową, od 1939 do 1945 r. Epizodem, który de facto rozpoczął „Bitwę o Atlantyk”, było zatopienie brytyjskiego statku pasażerskiego „Athenia” przez niemiecki okręt podwodny U-30. „Wilcze stada”, jak nazywano niemieckie U-Booty, były szczególnie niebezpieczne i w początkowej fazie walk dziesiątkowały płynące z zaopatrzeniem konwoje. Okresem największych sukcesów niemieckich był rok 1942, w którym jednostki Kriegsmarine zatopiły 1172 statki o łącznym tonażu 6150340 BRT, tracąc przy tym zaledwie 87 okrętów podwodnych.

Na szczęście szala zwycięstwa przechyliła się na stronę aliantów i ostatecznie okręty bojowe ochraniające konwoje zniszczyły główne siły Kriegsmarine, w czym znacząco pomógł polski akcent w tej długotrwałej i wycieńczającej batalii. A mianowicie tajemnica budowy niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma” została złamana przez polskich naukowców, co znacząco przyczyniło się do wypracowania metody ustalania pozycji niemieckich łodzi podwodnych i ich niszczenia. W trakcie całej wojny zniszczono razem 784 niemieckie okręty podwodne. Niemcy oraz ich sojusznicy stracili w kampanii na Atlantyku ponad 1,8 tys. statków i okrętów, natomiast dysponujący większym potencjałem morskim alianci – ponad 4 tys.

Handel morski to też rozgrywka strategiczna

Dziś Bitwa o Atlantyk jest tylko koszmarnym wspomnieniem i ocean stanowi głównie międzykontynentalną arterię handlową. Droga morska jest podstawą przewozu surowców, które w czasach rosnącego uprzemysłowienia są niezbędne dla wyspecjalizowanych gospodarek europejskich. Miało to szczególne znaczenie w procesie odbudowy ze zgliszcz wojennych, ale także jest kluczowym elementem dzisiejszego dynamicznego rozwoju państw UE.

Jak ważny jest to fragment gospodarki światowej, wskazują wartości określające ten segment handlu. Całkowity poziom handlu towarami (obejmującego wywóz i przywóz) odnotowany w 2015 r. w odniesieniu do UE-28, Chin i Stanów Zjednoczonych był prawie jednakowy, przy czym w Stanach Zjednoczonych wyniósł 3 633 mld EUR, o 61 mld EUR więcej niż w Chinach i o 115 mld EUR powyżej poziomu zanotowanego dla UE-28 (uwaga: ostatnia wielkość nie obejmuje handlu wewnątrzunijnego).

Należy podkreślić, że w ciągu ostatniego wieku udział handlu morskiego w całkowitej wartości handlu światowego stale rósł. Łączna wartość towarowej wymiany EU – USA wyniosła w 2016 r. 609 979 mln EUR (Szwajcaria – USA 264 123 mln EUR). Ruch na trasie Ameryka – EU w 2007 r. wynosił 7,1 TEU (Twenty-foot Equivalent Unit), w tym 4,4 TEU z UE na kontynent amerykański.

Choć jasno widać, że transport na Atlantyku nie ma obecnie takiego znaczenia jak przed laty i jest prawie czterokrotnie mniejszy od najważniejszego szlaku kontenerowego na świecie, jakim jest trasa Azja-Europa (27,7 mln TEU), to jest istotnym elementem światowego krwiobiegu wymiany dóbr i towarów. W wymianie handlowej Unii Europejskiej 90% całkowitej masy przeładunków odbywa się przez porty morskie, z czego 40% dotyczy wymiany wewnętrznej UE. Wg danych z 2013 r. 74% sprzedawanych w EU towarów trafia do Azji, Afryki oraz obu Ameryk drogą morską. Wśród 20 największych portów świata w drugiej dziesiątce znajdują się trzy porty europejskie: Rotterdam, Hamburg, Antwerpia i jeden amerykański – Los Angeles. Generalnie towary z Europy trafiają do 340 portów Ameryki Płn. i 629 Ameryki Płd.

Czy dziś Atlantyk jest bezpieczny? Jakie są uwarunkowania geopolityczne tego oceanu, przez który przebiegają istotne dla gospodarki europejskiej i amerykańskiej szlaki komunikacyjne? Senna atmosfera nad Atlantykiem przemierzanym głównie przez tysiące statków handlowych może się zmienić.

Handel kwitnie. Nikt już nie myśli o Atlantyku jako o teatrze wojennym. Świadczy o tym zmniejszające się zainteresowanie tym akwenem ze strony wojska. Wystarczy spojrzeć na niewielką liczbę baz wojskowych USA rozlokowanych do nadzoru nad wodami tego oceanu:

  • Keflavik (Islandia) – główny węzeł dla NATO podczas zimnej wojny. Opuszczona w 2006 r.
  • Lajes (Azory) – portugalska baza utworzona w latach 30. XX w. W czasie II wojny światowej, w grudniu 1943 r., zawarto umowy określające warunki korzystania z bazy również przez inne kraje; została udostępniona m.in. wojskom brytyjskim i amerykańskim (ułatwienie przelotów między Afryką i Brazylią). Obecnie znajduje się tu nadal baza amerykańska, w której stacjonuje kilkuset żołnierzy United States Air Forces in Europe, wspomaganych przez portugalski personel cywilny.
  • Naval Station Norfolk (NAVSTA Norfolk) (NS Norfolk) – największa amerykańska, i prawdopodobnie na świecie, baza marynarki wojennej; położona na północny zachód od Norfolk w stanie Wirginia przy Zatoce Chesapeake.
  • Guantanamo Naval Station Guantanamo Bay (Kuba) – baza marynarki wojennej USA na terytorium dzierżawionym od rządu kubańskiego. Strategicznie położenie tego obiektu pozwala kontrolować obszar Morza Karaibskiego.
  • Naval Station Rota (Hiszpania) – baza marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych w hiszpańskiej Rocie, współużytkowana wraz z hiszpańską marynarką wojenną. W czasach zimnej wojny najbardziej strategiczna baza amerykańskiej marynarki wojennej – port macierzysty 16 Eskadry Okrętów Podwodnych, trzonu strategicznych sił jądrowych Floty Atlantyku.
  • Fort Allen (Puerto Rico) – baza pełniąca tylko rolę treningową.

Jak widać, ochrona tak dużego obszaru opiera się na zaledwie kilku bazach wojskowych. Patrząc na mapę i analizując ich położenie, na pierwszy rzut widzi się, że ochronie podlega głownie północna część Oceanu Atlantyckiego. Notabene słusznie, gdyż tamtędy odbywa się główna wymiana handlowa między Europą i Ameryką. Jednocześnie nietrudno wywnioskować, że w obecnej doktrynie wojskowej Atlantyk nie jest planowany jako teatr działań wojennych. Ale czy na pewno jest to podejście słuszne i nie zmieni się w ciągu najbliższej dekady?

Istnieją symptomy zachodzących powoli zmian. W opublikowanym w 2016 r. raporcie przygotowanym przez Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) pojawiają się sugestie, aby wojska amerykańskie wróciły do Keflavik i aby baza ta stała się domem dla samolotów rozpoznawczych Boeing P-8 Poseidon, tropiących rosyjskie łodzie podwodne. W tym samym dokumencie rozważa się wznowienie działania bazy wojskowej w Olafsvern w Norwegii. Co spowodowało zmianę strategii?

Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?

Aktualnie główną sceną geopolityczną jest Pacyfik, gdzie Stanom Zjednoczonym wyrósł, bo raczej należy tu użyć czasu przeszłego niż teraźniejszego, potężny rywal. Już dziś jak na dłoni widać rosnące napięcie między USA i Chinami oraz nabierającą tempa walkę o wpływy. Amerykański zwrot w stronę Pacyfiku jest bezsprzecznym sygnałem rosnącego napięcia, ale także świadczy to o zmianie całej dotychczasowej doktryny militarno-handlowej.

Kwestią czasu jest zderzenie potęg i trudno dziś jednoznacznie prognozować, czy zakończy się ono konfliktem zbrojnym, czy też wystarczą środki pokojowe. Na dzień dzisiejszy rozgrywka ma charakter polityczno-dyplomatyczny. Każda ze stron wzmacnia swoją pozycję wyjściową. Amerykanie niedawno zawarli Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) jako odpowiedź na chińską inicjatywę CAFTA. W tle oczywiście trwają zbrojenia i przygotowania nowych strategii wojskowych na wypadek konfliktu.

Teoretycznie zaangażowanie wielkich mocarstw na Pacyfiku powinno dalej wzmacniać senną sytuację na Atlantyku z przemierzającymi go statkami handlowymi. Jednakże skupienie oczu całego świata na teatrze azjatyckim może, wbrew pozorom, mieć istotny wpływ na przyszłość Atlantyku. Świadczy o tym kilka wydarzeń, które może nie są przedmiotem tytułów prasowych, lecz połączone razem wydarzenia drugoplanowe mogą stworzyć masę krytyczną.

Należy tu zwrócić uwagę na działania podjęte przez Chińczyków w Nikaragui, gdzie powstaje nowy kanał łączący Pacyfik i Atlantyk. To wydarzenie może istotnie wpłynąć na równowagę na spokojnym do tej pory Atlantyku, będącym od dawien dawna terytorium przyporządkowanym do wpływów amerykańskich.

Kolejny incydent, który może przewartościować geopolitykę Atlantyku, to powołanie kilka lat temu organizacji BRICS, skupiającej Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA. Jest to jawne rzucenie rękawicy dotychczasowemu układowi sił na świecie. Szczególnie znaczące jest powołanie Banku Rozwoju BRICS z siedzibą w Szanghaju, którego celem jest finansowanie przedsięwzięć podejmowanych przez te kraje. Z punktu widzenia BRICS teatrem działań jest zarówno Pacyfik, jak i Atlantyk, co w przypadku tego drugiego szczególnie leży w interesie Brazylii i RPA. Współpraca w ramach BRICS może w najbliższej dekadzie znacząco zmienić układ sił na Atlantyku, gdyż destabilizacja lub też choćby zmiana obecnego status quo może też być na rękę Rosji, pozostającej od lat w defensywie. Czy zatem powrót na Islandię amerykańskich samolotów wojskowych należy traktować jako przypadek?

Atlantyk a sprawa polska

Pozornie kompletnie abstrakcyjna kwestia. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Polska nigdy nie była i, ze względu na swoje położenie geopolityczne, raczej nie będzie potęgą morską. Nie powiodła się polska rewolucja łupkowa i pewnie nie staniemy się drugim Kuwejtem, jak obiecywał kilka lat temu premier Tusk. Oznacza to, że nie będziemy na wielką skalę eksportować surowców.

Jednakże rozwijająca się gospodarka polska będzie potrzebować coraz więcej towarów importowanych, w tym surowców. Przez Atlantyk zmierzają do nas tankowce z gazem LNG, który ma stanowić jeden z priorytetów dywersyfikacji dostaw tego strategicznego paliwa. Patrząc w dłuższej perspektywie, sytuacja geopolityczna na Atlantyku powinna być bacznie obserwowana przez włodarzy w Warszawie i rozważana w planach długofalowej polityki.

Polski rząd, kupując działki na wydobycie surowców z głębin oceanów, zlokalizowane na środku Oceanu Atlantyckiego niedaleko równika, musi rozpatrywać nie tylko możliwości technologiczne wydobycia kopalin, ale także, a może przede wszystkim – bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo rozumiane jako ochrona sprzętu i ludzi, ale także transportu morskiego cennych minerałów. Czy kilka baz wojskowych ulokowanych wokół bezkresnego obszaru oceanicznego jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo przy zmianie układów geopolitycznych? Czy za kilka, kilkanaście lat Atlantyk ciągle będzie miejscem, które sennie przemierzają statki handlowe? Czy przypadkiem już dziś nie powstają koncepcje „powrotu” na Atlantyk?

Jest jeszcze jeden element, jaki decydenci powinni rozważyć, podejmując kosztowne kroki. Mocarstwowe zapędy zawsze wymagają skrupulatnego przygotowania. W przeciwnym razie brak znajomości uwarunkowań geopolitycznych, zarówno tych na poziomie globalnym, jak i lokalnym, może się skończyć spektakularną porażką, jak miliony dolarów utopione przez KGHM w złoża w Kongo.

Historia uczy i podaje przykłady. Należy o tym pamiętać, bo nawet ogromne koncerny amerykańskie poszukujące gazu łupkowego w Polsce rozbiły się o niewydolną machinę urzędniczą i niewiedzę… Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy” znajduje się na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Nałęcza pt. „Atlantyk – zapomniane pole walki o wpływy” na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego