Brukselski odlot eurokratów. Jaskrawo naruszono traktaty i kolejny raz pokazano, że w UE obowiązują podwójne miary

Zamykanie katalońskich polityków w kryminale to konieczna obrona demokracji, zaś uchwalona przez polski Sejm ustawa zmieniająca organizację sądów to niedopuszczalne naruszenie europejskich standardów.

Henryk Krzyżanowski

Brukselski odlot eurokratów, czyli uruchomienie wobec Polski surowego artykułu 7, postawił w głupiej sytuacji krajową opozycję. Choć z jednej strony opozycjoniści zapewne się cieszą, że „zagranica” wreszcie się ruszyła i szturchnęła rządzących, to z drugiej nie mogą nie odczuwać zakłopotania wobec stylu, w jakim to poszturchiwanie się odbywa. Bowiem jaskrawo naruszono przy tym traktaty (ustrój sądownictwa to sprawa wewnętrzna krajów członkowskich) oraz pokazano, nie po raz pierwszy przecież, że w UE obowiązują podwójne miary. Zamykanie katalońskich polityków w kryminale stanowi konieczną obronę demokracji, zaś uchwalona przez polski Sejm ustawa zmieniająca organizację sądów to niedopuszczalne naruszenie europejskich standardów. Pięknie, nie ma co. Nie dziwi więc, że krajowi zwolennicy dyscyplinowania Polski przez KE wolą nie chwalić tej ingerencji wprost, a uciekają się do metafor.

W telewizyjnej dyskusji jeden z czołowych polityków PO użył więc porównania do piłki nożnej, mówiąc, że Polska słusznie dostała żółtą kartkę za faule i niestosowanie się do reguł gry. Niestety, politycy polemizujący z nim w studio tę fałszywą metaforę podjęli i dyskusja potoczyła się dalej wokół zasad na piłkarskim boisku. Niepotrzebnie, bowiem polityka jest czymś kompletnie innym od sportu, choćby przez to, że nie obowiązują w niej sztuczne reguły, uzgodnione z góry (i przestrzegane) przez zawodników, którzy w grze uczestniczą w sposób całkowicie dobrowolny. A udział w międzynarodowej polityce dla narodów i państw dobrowolny przecież nie jest.

Drugą przenośnią zaciemniającą widzenie jest obraz szkoły. Publicysta opozycyjnej gazety pisze o przeniesieniu się na własne życzenie z europejskiego mainstreamu do „oślej ławki”. To jest jeszcze bardziej dziwaczne – jeśli UE to szkoła, to kto jest nauczycielką i kiedy będzie rozdanie świadectw? A czy będą promocje?

Znamienne, że opozycyjni inteligenci z uporem odwołują się do pedagogiki zawstydzania Polaków, mimo iż ta od dawna wykazuje swą nieskuteczność. Owszem, podatna na nią jest część profesury z państwowych uniwersytetów oraz artyści-performerzy i dziennikarze opozycyjnych mediów. Ale przeciętnego wyborcę skłania ona raczej do głosowania na PiS lub, w przypadku zwolenników PO, do pozostania w domu. Czyżby więc obsesjonat Leo Timmermans był ukrytym agentem PiS-u?

Co ważne, u podstaw sporu polskich władz z unijną wierchuszką nie leży wcale praworządność. Chodzi o fundamentalnie odmienne podejście do przyszłości Europy – my chcemy Unii niezależnych państw narodowych, a eurokraci dążą do stworzenia jednego państwa rządzonego z Brukseli. To jest konflikt ideologiczny, który musimy podjąć i w którym nie wolno nam ustąpić ani o krok.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O szaleństwie eurokratów” znajduje się na s. 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O szaleństwie eurokratów” na s. 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

2017 – rok ważnych niespodzianek w Wielkopolsce i w całej Polsce / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 43/2017

W pierwszych dniach Nowego Roku przypomnieć chcę tylko najważniejsze i najpiękniejsze wydarzenia związane z naszym miastem i regionem, takie, które w pamięci powinny nam zostać na wiele, wiele lat.

Jolanta Hajdasz

Z Łodzi do Krakowa

Zdecydowanie jednym z najważniejszych, historycznych wydarzeń minionego roku jest objęcie przez poznaniaka funkcji metropolity krakowskiego, jednej z najważniejszych w Kościele nie tylko polskim, ale także powszechnym. (…) poznaniacy cały czas traktują go jak swojego współmieszkańca, interesują się tym, co głosi i jak mu się wiedzie w Krakowie. Zdają sobie bowiem sprawę, że dla środowisk niechętnych Kościołowi ta nominacja była zaskakująca. Wystarczyło przejrzeć tytuły w internecie i prasie drukowanej. Nowego arcybiskupa krakowskiego regularnie atakował i „Newsweek”, i „Gazeta Wyborcza” pisząc, że słynie on z „kontrowersyjnych wypowiedzi”, choć w zasadzie może mu zarzucić tylko to, że hierarcha w trakcie swojej dotychczasowej posługi jest wierny nauczaniu Kościoła.(…)

Po raz piąty w Pile

Jeszcze kilka lat temu leżąca w północnej części Wielkopolski Piła była symbolem postkomunizmu, mówiło się o tym mieście „czerwona Piła”, bo tu wpływy komunistycznego aparatu partyjnego były wyjątkowo silne. Piła była przecież jedynym miastem w Polsce, gdzie Komitet Obywatelski „Solidarności” w 1989 r. przegrał rywalizację o mandat senatora…. A teraz to właśnie w Pile odbywają się największe i najbardziej widowiskowe w Wielkopolsce marsze upamiętniające Żołnierzy Wyklętych, a liczba imprez organizowanych już od pięciu lat w ramach Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest imponująca.

Wielka w tym zasługa charyzmatycznego salezjanina, ks. Jarosława Wąsowicza z Piły, który jest nieformalnym kapelanem środowisk kibicowskich. W inicjowanych przez niego marszach idą razem chłopcy i dziewczęta, młodzi ojcowie i matki z dziećmi, a obok nich ludzie starsi, nierzadko potomkowie tych, którzy siedzieli w więzieniach, których mordowano. (…)

Przełom w sprawie abpa Baraniaka

(…) W minionym roku w czerwcu, po 6 latach od decyzji urągającej pamięci prześladowanego kapłana, nowy prezes IPN Jarosław Szarek i dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prok. Andrzej Pozorski wznowili śledztwo dotyczące prześladowania przez komunistów w latach 50. arcybiskupa Antoniego Baraniaka. (…)

We wrześniu nastąpiła jeszcze uchwała Sejmu RP oddająca cześć abpowi Baraniakowi w 40 rocznicę śmierci, a w październiku – sesja naukowa o nim w Belwederze, z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Na tej sesji abp Stanisław Gądecki zapowiedział wszczęcie procesu beatyfikacyjnego abpa Baraniaka.

Odznaczenie prof. Stanisława Mikołajczaka

W grudniu 2017 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak, założyciel i przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego oraz prezes Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu. Order ten to drugie pod względem starszeństwa polskie państwowe odznaczenie cywilne (po Orderze Orła Białego) nadawane za wybitne osiągnięcia na polu m.in. oświaty, nauki, działalności społecznej i służby państwowej.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Rok ważnych niespodzianek” znajduje się na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Rok ważnych niespodzianek” na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Chrześcijaństwo to fascynująca przygoda / Antoni Opaliński rozmawia z Irakijką dr Amal Marogy. „Kurier WNET” 43/2017

Każdy z nas został osobiście wybrany. Oczywiście, jeśli mieszkasz w Iraku, łatwiej sobie uświadomić, że to nie jest automatyczne. Bo wystarczyło urodzić się w następnym domu i mogło być inaczej

Chrześcijaństwo to fascynująca przygoda

Doktor Amal Marogy pochodzi z Iraku i jest chrześcijanką wyznania rzymskokatolickiego. Obecnie wykłada na wydziale Studiów Azjatyckich i Bliskowschodnich Uniwersytetu w Cambridge. Zajmuje się m.in. językiem aramejskim. Jest założycielką i kieruje pracami Aradin Charitable Trust – fundacji, która pomaga chrześcijanom na Bliskim Wschodzie zachować języki i dziedzictwo kultury, a także dba o ich edukację. Rozmowa odbyła się w Krakowie, podczas III Europejskiego Kongresu w Obronie Chrześcijan, 17 listopada 2017 roku.

Powiedziałaś, że chrześcijanie są dziećmi zmartwychwstania i nie znikną z Bliskiego Wschodu i z Iraku. Czy to możliwe?

Jeżeli mielibyśmy uwierzyć, że prześladowania doprowadzą to końca chrześcijaństwa, to ja nie chciałabym wierzyć w takie chrześcijaństwo. Zmartwychwstanie oznacza, że przedtem była droga krzyżowa i śmierć. Dlatego zmartwychwstanie jest takie ważne. Nie chodzi o to, że mamy akceptować prześladowania jako coś normalnego. Chodzi o przesłanie: Jezus jest nie z tego świata. Jako chrześcijanie nie możemy dostosować się do świata i za to świat nas nienawidzi i prześladuje. Nie odkrywam tu niczego nowego, o tym mówi już Biblia

 Mamy więc okresy pokoju, bo Bóg jest dla nas dobry. A z drugiej strony nie możemy być zaskoczeni i nie możemy się załamywać, kiedy nadchodzą prześladowania. Być może to oznacza, że musimy cierpieć, bo jest tyle cierpienia gdzie indziej, a Bóg oczekuje, że będziemy razem z Nim dźwigać ten krzyż. Przecież zawsze w ten właśnie sposób traktowaliśmy prześladowania, a nie po prostu jak karę od Boga.

Może czasem to jest kara za grzechy, ale to na pewno nie jest jedyny powód. Dla nas prześladowania zawsze były dowodem na to, że Bóg wierzy w nas i oczekuje, że pomożemy Mu dźwigać krzyż. Dlatego mamy nadzieję i nie dajemy się załamać. Jeżeli spojrzymy na historię Kościoła, to prześladowania zaczęły się od samego początku, w czasach Imperium Rzymskiego. Przecież Rzym mógł całkowicie zlikwidować chrześcijan, tymczasem było ich coraz więcej. Jak to się stało, że 12 rybaków, że 72 ludzi potrafiło rzucić wielkie imperium na kolana przed Bogiem?

Czytałam książkę Grahama Greene’a Moc i chwała. To jest opowieść o czasach prześladowań w Meksyku. Ta książka daje do myślenia, bo pokazuje, jak słabi i bezradni jesteśmy wobec grzechu. A równocześnie – jak wiele w nas nadziei i miłości do ludzi, nawet w obliczu represji.

Znam niezwykle poruszającą historię pewnego Libańczyka, który został porwany jako zakładnik i był torturowany. On cały czas uśmiechał się podczas tortur. W końcu jeden z prześladowców zapytał: czy ty w ogóle jesteś człowiekiem, nie czujesz bólu? Czemu ty się do mnie uśmiechasz? Wtedy ten libański chrześcijanin odpowiedział: posłuchaj, bracie, skoro twoim obowiązkiem jest torturowanie mnie, to moim jest wybaczenie ci i uśmiech. Dwa lata później ten prześladowca został ochrzczony.

Kiedy ludzie krzywdzą i torturują innych ludzi, to znaczy, że nienawidzą sami siebie. My, chrześcijanie w Iraku, jesteśmy znani jako ludzie, którzy wybaczają. Kiedy ktoś idzie w jakiejś sprawie do sądu, muzułmański sędzia mówi: wy, chrześcijanie, jesteście szczęśliwi, potraficie wybaczać i kończyć spory. Problem jest z nami, muzułmanami, bo zawsze chcemy się mścić.

Szczerze mówiąc, jestem absolutnie za prawem państwa do karania przestępców, ale nie chciałabym, żeby ktokolwiek był prześladowany w moim imieniu. Gdybym spotkała kogoś z ISIS, to oczywiście uważam, że państwo ma prawo karać za zbrodnię, ale sama, jako chrześcijanka, chciałabym wybaczyć i przez modlitwę zmienić taką osobę. Przecież widziałam, że przez modlitwę tyle się może zmienić, może na przykład upaść komunizm. Może inni uważają modlitwę za coś abstrakcyjnego, ale ja myślę, że ona bywa potężniejsza od niejednego ustroju.

Nie chciałabym myśleć o prześladowaniach jako o czymś jednoznacznie negatywnym, czymś, co może nas zniszczyć. Czy odbudujemy nasze domy? Oczywiście, że powinniśmy odbudować domy, ale nie to jest najważniejsze. Chrześcijaństwo to nie jest religia terytorialna. Jezus powiedział bardzo jasno: jeżeli prześladują Cię w jednym miejscu, idź gdzie indziej. Nie powiedział do swoich uczniów: zostańcie w Jerozolimie, bo to jest święte miasto. Nie, jest na odwrót: kochamy Jerozolimę, kochamy Rzym i kochamy naszą wioskę. Ale wiara jest najważniejszym kryterium, potem rodzina, wreszcie edukacja.

Jeżeli pobyt w jakimś miejscu jest ważny dla wiary, to trzeba oddać za to życie, jeżeli nie – trzeba iść dalej. Kochamy nasz kraj, ale wiara jest ważniejsza. Jestem rzymską katoliczką, moje serce jest uniwersalne. Kocham wszystkie kraje, bo Bóg stworzył te wszystkie kraje dla mnie. Jestem tak samo szczęśliwa w Polsce, w Anglii i w mojej wiosce w Iraku, wszędzie, gdzie Bóg mnie oczekuje. Jeżeli oczekuje, że mam być w Zjednoczonym Królestwie, to jestem tam szczęśliwa. Może za dziesięć lat będzie chciał, żebym wróciła do mojej wioski. Wystarczy podążać za wolą Boga.

Jaka jest teraz sytuacja w Iraku? Czy rzeczywiście – jak słyszeliśmy na kongresie – chrześcijanie wracają?

Nie jest tak dramatycznie, jak się czasem przedstawia. Byłam w latem w Tel Eskof [miejscowość w północnym Iraku, ok 30 km od Mosulu, zamieszkana przez chrześcijan Asyryjczyków – red.] Tel Eskof było jednym z mniej zniszczonych miast, ISIS przebywało tam dość krótko. Zburzyli kilka budynków, ale nie jest tak, że ludzie wracają do całkowitej ruiny. Natomiast wracają do całkowitej pustki, bo wszystko zostało złupione. Wracają, ponieważ chcą wracać. Największa pomoc, jakiej potrzebują, to edukacja i szkolenia, żeby mogli pracować. Potrzebują narzędzi do pracy, a nie pieniędzy.

Rozmawiałam z pewnym rolnikiem. On nie potrzebuje milionowej pomocy, tylko traktora. Traktor to jest coś, co może uratować życie tej wioski, bo wielu ludzi będzie mogło z niego korzystać. Potrzebują minibusa dla uczniów, bo ich rodzice nie mają możliwości dowożenia swoich dzieci do szkoły. Oni nie proszą o miliony. Jak to możliwe, że żadna z tych licznych organizacji nie może im dostarczyć jednego autobusu?

Może dlatego, że myślą w kategoriach wielkich przedsięwzięć. Tymczasem, kiedy zbliżysz się do codziennego życia tych ludzi, zobaczysz, czego naprawdę potrzebują. Nasza fundacja rozpoczęła teraz uczenie ludzi w Iraku zakładania firm i prowadzenia interesów. Z niewielką ilością pieniędzy – nie przychodzimy tam z milionami – można naprawdę pomóc. Najważniejsza jest praca. Praca to podstawowe pojęcie w chrześcijaństwie. Nie można być zależnym i żebrzącym chrześcijaninem na Bliskim Wschodzie.

Oczywiście, że młodzi ludzie wyjeżdżają – bo nie ma przyszłości i rośnie kolejne pokolenie ludzi bezwolnych i zależnych. Przyczyny ucieczki z Iraku to nie tylko ISIS, ale też korupcja, brak pracy i jakiegokolwiek wsparcia. Pomoc wymaga dotarcia do właściwych ludzi, wybrania odpowiednich liderów. Trzeba wyrwać się z kręgu korupcji, który sprawia, że międzynarodowa pomoc nie dociera tam, gdzie powinna, tylko jest przechwytywana przez tych, którzy mają kontakty w ambasadach lub administracji. Mamona nie jest naszym zbawieniem, zbawieniem jest krzyż, wiara, a pieniądze są tylko narzędziem, nie celem.

Nie możemy myśleć, że chrześcijanie znikną, bo nie damy im pieniędzy i wszystkiego nie odbudujemy – to jest niezgodne z tym, jak zostałam wychowana jako chrześcijanka z Bliskiego Wschodu. To jest po prostu obraźliwe i smutne, nawet jeśli wynika z dobrych intencji. Gdyby chrześcijaństwo miało zniknąć bez pomocy finansowej, bardzo bym się o taką religię obawiała.

Zajmujesz się również zanikającymi językami na Bliskim Wschodzie.

W tym momencie koncentrujemy się na aramejskim i koptyjskim. Koptowie są oczywiście pod wielkim naciskiem, są prześladowani. Ich język został ograniczony do liturgii w Kościele. Chcielibyśmy, aby koptyjski przetrwał, aby rozwijały się nad nim badania naukowe. Nie mamy takiego wsparcia, jak studia nad językiem arabskim. Podobnie jest z aramejskim. Chcemy założyć Instytut Studiów nad Chrześcijańskim Dziedzictwem Bliskiego Wschodu. Zbieramy środki na stypendia dla młodych naukowców, żeby podejmowali studia na miejscu. Mamy takie holistyczne podejście, żeby nasi studenci zostawali nie tylko naukowcami, ale też jechali tam i pomagali na miejscu odbudowywać wspólnoty, dbać o język i dziedzictwo.

Czy wiadomo, jak wielu ludzi mówi dziś po aramejsku?

Po tych wszystkich wojnach i migracjach to bardzo trudno określić. Chrześcijan mówiących w języku aramejskim mamy w Iraku, w Syrii, są też w Turcji i w Iranie. Nie znam niestety żadnych aktualnych statystyk. To jedno z naszych zadań, bo jako akademik lubię opierać się na faktach, a nie emocjach. Dlatego kiedy jeżdżę do miejscowości zamieszkanych przez chrześcijan, staram się uzyskać aktualne dane. To bardzo ważne.

Pamiętasz czasy Saddama Husajna? Jak się wtedy żyło?

Oczywiście, bardzo dobrze pamiętam. Było lepiej, ale i gorzej równocześnie. Było na pewno bezpiecznie, bo nie istniało ISIS. Ale były też złe strony. Ludzie czasem myślą, że kiedy masz co jeść, pić i możesz czuć się bezpiecznie, to już wystarczy. Tymczasem wtedy nie było wolności myślenia, wolności słowa, gromadzenia się… żadnej wolności. Jako chrześcijanie mieliśmy prawo pójść do kościoła, tam, w środku, robić, co nam się podoba, i wyjść z kościoła. To było jak w komunizmie. Przecież komuniści też nie zamknęli wam od razu wszystkich kościołów. Mogliście pójść do kościoła, uczestniczyć we mszy, a po wyjściu siedzieć cicho.

Jeżeli ludzie dziś uważają, że to był niezwykły czas, to powiem: tak, to było niezwykłe, bo czuliśmy się bezpiecznie i mieliśmy szkoły. Ale Saddam Husajn korzystał z tego, co było przed nim. To nie była jego zasługa. Kiedy Saddam Husajn odziedziczył władzę, Irak był bogatym państwem. To Husajn zredukował Irak do obecnego stanu. Musimy patrzeć na historię, a nie zaczynać od jakiegoś szczególnego punktu, bo tak nam pasuje. Na historię Polski też trzeba patrzeć w całości, a nie zaczynać np. od lat 60., jeżeli chce się zrozumieć dzisiejszą Polskę. Podobnie jest z Irakiem; jeżeli chcemy wiedzieć, co naprawdę doprowadziło do powstania Al-Kaidy, ISIS…

Co doprowadziło do powstania Al-Kaidy i ISIS?

Saddam Husajn, oczywiście także rządy partii BAAS w Syrii. Nie da się prześladować ludzi po cichu, nie można bezkarnie pozbawiać ich danego przez Boga prawa do wolności. Nie było wolnej prasy, nie było wolności religijnej. Za to było bezpiecznie. Jeżeli pracowałeś dla partii BAAS, to mogłeś czuć się bezpiecznie. Czyli najważniejsza stawała się wierność wobec partii.

To jak w komunizmie.

Bo to był komunizm, tylko w wersji bliskowschodniej. Był silny przywódca, jak Stalin. I trzeba było zapewnić sobie przetrwanie. Jestem zdumiona, jak wielu ludzi wspomina czasy Saddama Husajna i zapomina, że on zniszczył Irak, pozbawił Irakijczyków godności, wzajemnego zaufania i kultury, którą kiedyś mieli. Co się dziś stało z kulturą Iraku? Stała się bardzo lewicowa, antyzachodnia, materialistyczna, pozbawiona ducha. W latach 50. czy 60. można było nawet z taksówkarzem rozmawiać na poważne, intelektualne tematy. Po latach rządów partii BAAS to wszystko znikło. Otrzymali wolność i nie wiedzą, co z nią zrobić. Nie ma przywódców z wizją, którzy rozumieliby współczesny świat. Nauczyłam się modlić: Panie, strzeż nas od idiotów u władzy. Jeżeli ma się idiotów u władzy, to osiąga się taki stan, w jakim obecnie jest Irak.

Co się będzie działo po upadku ISIS?

Nie wiem, jak inne organizacje, ale ja myślę o wychowaniu nowego pokolenia przywódców, którzy będą mieli szerokie horyzonty, nie będą się bali i którzy uwolnią się od myślenia o przeszłości. ISIS już prawie nie ma. Nie możemy ciągle rozmyślać o tym, że nas prześladują. Tak, jesteśmy prześladowani, ale pomyślmy o tym, jak pozbyć się tego strachu i pójść do innych. Muzułmanie nas potrzebują. Potrzebują naszej nadziei, naszego przebaczenia, naszej inicjatywy. Może nas odrzucą; spróbujemy drugi raz.

Chciałabym rozmawiać z nimi o edukacji, o kulturze. Religia to oddzielna sprawa. Nie sądzę, żeby możliwy był dialog religijny z islamem, to jest inna religia. Za to wierzę w dialog kultur. Wszystkie kultury są równe, we wszystkich można rozmawiać językiem dobra i piękna. Tą drogą można dojść do transcendencji. Tak widzę zadania fundacji Aradin. Chcemy być miejscem spotkania, gdzie będzie się mówić prawdę i przekonywać, że tyrania i nienawiść mogą zniknąć. Dlatego szukam przywódców, którzy nie będą więźniami przeszłości.

Jesteś chrześcijanką; kiedy mówisz o Bogu, masz blask oczach. Jak się czujesz, mieszkając w zachodnim społeczeństwie, gdzie kościoły są puste, a religia staje się czymś coraz bardziej niepoprawnym?

Myślę, że musimy rozpocząć wszystko od nowa. Nie możemy traktować chrześcijaństwa jako fait accompli i uznać, że w jakimś kraju będzie wieczne. Życie to jest walka i zarazem spotkanie. Problem polega na tym, że Europa nienawidzi dziś samej siebie. Nie należy mówić, że Europa jest zła, muszę raczej zastanowić się, jak mogę jej pomóc w odkryciu własnej tożsamości, jaka jest moja misja, czemu znalazłam się tutaj akurat w tym czasie? Nie jest tak źle, jak za czasów pierwszych chrześcijan, jest dużo lepiej, jeszcze nawet nie zaczęli rzucać nas lwom na pożarcie. Zatem musimy zrozumieć, skąd się wzięła obecna sytuacja, nie możemy być przerażeni, żyć w kłamstwie ani w półprawdach, musimy być miłosierni i nie tracić nadziei. Krótko mówiąc, trzeba na nowo rozpocząć ewangelizację, o czym zresztą mówili Jan Paweł II.

To jest niezwykły czas, pełen nowych wyzwań. Nie chcę żyć przeszłością i czasami Konstantyna, kiedy chrześcijaństwo wygrało. To było wspaniałe, ale poszukajmy teraz nowego Konstantyna i rozpocznijmy na nowo tę fascynującą misję nawracania świata.

Mamy Jezusa Chrystusa, najbardziej niezwykłego człowieka na świecie i najbardziej niezwykłego Boga. I musimy o Nim opowiedzieć ludziom. Jeśli Go zaakceptują, to świetnie, jeśli nie… Szczerze? To będzie ich prawdziwy pech, jeśli nie poznają Chrystusa. To nie znaczy, że mamy ich od razu zrzucać z most

u jako grzeszników. Ale ja naprawdę jestem szczęśliwa. Każdego ranka myślę o tym, jaka to ekscytująca sprawa, że jestem chrześcijanką.

Nie można myśleć, że to normalne: urodziłem się w Polsce, moi rodzice byli katolikami, więc ja też. Każdy z nas został osobiście wybrany. Oczywiście, jeśli mieszkasz w Iraku, łatwiej sobie uświadomić, że to nie jest automatyczne, to jest wybór. Bo wystarczyło urodzić się w następnym domu i mogło być inaczej. Nie można przyzwyczaić się do bycia chrześcijaninem.

Rozmawiał Antoni Opaliński

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Amal Marogy pt. „Chrześcijaństwo to fascynująca przygoda” znajduje się na s. 1 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Amal Marogy pt. „Chrześcijaństwo to fascynująca przygoda” znajduje się na s. 1 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Telegraf 2017: Jakie wydarzenia godne uwagi nastąpiły w ubiegłym roku? Czy coś z tego będziemy wspominać po latach?

W styczniu 2017 roku Polska przestała być krajem NATO drugiej kategorii. Okupacja sali obrad Sejmu zakończyła się totalną kompromitacją totalnej opozycji. Ujawniono, że Bolek jest Bolkiem.

Maciej Drzazga

„Dlaczego nie informowałem? A o czym tu było informować? Trochę oleju w głowie wystarczyło, by człowiek spojrzał i stwierdził, że to gruby przekręt.” – wyjaśnił w lutym b. prezes NBP Marek Belka, dlaczego nie interweniował w okresie budowania piramidy finansowej Amber Gold.

W marcu MSZ zapowiedziało usunięcie z dyplomacji współpracowników aparatu bezpieczeństwa PRL oraz dalsze zatrudnianie w resorcie absolwentów sowieckich akademii, których z woli KGB Służbie Bezpieczeństwa nie wolno było werbować.

W kwietniu poinformowano, że w ujęciu rok do roku dochody z PIT wzrosły o 5%, z CIT o 15%, a z podatku VAT o 41%.

W maju wśród pierwszej dziesiątki największych sieci handlowych operujących w Polsce jedna okazała się polską.

W czerwcu na odsiecz krajom okrążanym rosyjsko-niemiecką rurą przypłynął amerykański LNG.

„Silna Polska to błogosławieństwo dla krajów Europy i one dobrze o tym wiedzą” – przekazał Polakom przybyły w lipcu zza wielkiego morza na szczyt Trójmorza Donald Trump.

W sierpniu nad Polską zadęły trąby powietrzne.

We wrześniu poinformowano, że więcej niż co drugie nowo utworzone w ubiegłym roku w UE miejsce pracy w przemyśle powstało w Polsce.

W październiku UB-ecy i SB-ecy utracili emerytalne przywileje.

Pod hasłem „My chcemy Boga” 11 listopada ulicami Warszawy przemaszerowało 60 tysięcy Polaków oraz gości z ponad 20 krajów świata.

W grudniu Beata Szydło stała się wiceprezesem, a Mateusz Mazowiecki prezesem Rady Ministrów.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” Macieja Drzazgi na s. 2 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Telegraf Macieja Drzazgi na s. 2 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów / Krzysztof Jabłonka, styczniowy „Kurier WNET” 43/2017

Stulecie może być uczczone spotkaniem w Warszawie w dniu 11 XI 2018 r. przedstawicieli rządów tych państw, które kultywują swe powstanie od 1918 roku i czczą je świętem państwowym czy narodowym.

Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów

Krzysztof Jabłonka

Rok 1918, trwający od grudnia 1917 do stycznia 1919, charakteryzował się erupcją niepodległości osiemnastu narodów, obecnych państw Europy. Spośród nich osiem zdołało utrzymać niepodległość przez cały okres międzywojenny, pięć weszło w mniej lub bardziej równoprawne unie z sąsiednimi, najczęściej pokrewnymi im językowo narodami, tak jak Czesi ze Słowakami, Mołdawianie z Rumunami, wreszcie Słoweńcy, Chorwaci i Bośniacy z Serbami i Czarnogórcami, tworząc (od 1929 r.) Jugosławię. Pięć kolejnych narodów podbiła Rosja Sowiecka, tworząc z nich fikcyjne republiki sowieckie pod swoją dominacją. Były to Białoruś i Ukraina nad Dnieprem oraz Azerbejdżan, Armenia i Gruzja na Zakaukaziu, zrzeszone od grudnia 1922 r., włączone w jeden Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.

Mapa Europy z 1923 r. | Fot. domena publiczna, Wikipedia

W 1940 r. straciły suwerenność, a zarazem niepodległość państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia oraz oderwana od Rumunii Mołdawia. W 1944 i 1945 odebrano również suwerenność państwom środkowej Europy: Polsce, Czechosłowacji i Węgrom.

W częściową zależność popadły: okresowo Jugosławia i nieco dłużej Finlandia, ulegając procesowi tzw. „finlandyzacji”, czyli zewnętrznemu zniewoleniu handlem i przymusową neutralnością, choć bez zmiany ustroju. Jedyne wolne, Islandia w 1944 oraz Irlandia w 1947 r. stały się republikami, zrywając resztki uzależnień od swych dawnych metropolii duńskiej i brytyjskiej.

Rok 1991 przyniósł nowy powiew wolności, rozpad i zanik ZSRS, zbrojny rozpad Jugosławii, a 1 I 1993 r. – pokojowe rozdzielenie się Czech i Słowacji. Od dominacji sowieckiej, tak politycznej jak i gospodarczej, uwolniły się zarówno kraje sfinlandyzowane, jak i dyskretnie okupowane, jak Polska, Węgry Czechosłowacja czy NRD. Wszystkie w swej historii i tradycji powróciły do święta niepodległości z lat 1917–1919, zwłaszcza z 1918 roku.

Pierwszym państwem, które ogłosiło swą niepodległość już 25 XI 1917 r., była Demokratyczna Republika Krymu. Autonomiczny dotąd Krym z czasów demokratycznej Republiki Rosyjskiej przygotowywał się do federacji z Rosją, gdy nadeszła wiadomość o bolszewickim przewrocie w Piotrogrodzie i obaleniu legalnych władz republiki. Zebrani właśnie na swym pierwszym Kurułtaju – Sejmie Tatarzy Krymscy nie czekali na dalszy rozwój wypadków. Mając pełne prawo do samostanowienia, potwierdzone przez samych bolszewików, postanowili jako pierwsi z niego skorzystać i ogłosili niepodległość wszystkich narodów zamieszkujących Krym. Zdołali ją, mimo przejściowej okupacji niemieckiej, utrzymać do połowy 1919 r., gdy najpierw biali, a w 1920 r. czerwoni pozbawili ich wszelkiej wolności, zamieniając w Autonomiczna Republikę Sowiecką Krymu w składzie Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej. Skutecznie wyzwoliła się za to Finlandia, pozostająca w Rosji od 1809 roku i posiadająca oddzielny parlament Eduskuntę, która już 6 XII 1917 r. proklamowała niepodległość Finlandii, początkowo jako Wielkiego Księstwa, a następnie, od 1918 r., Królestwa Finlandii, Karelii, Laponii i Alandii, by w 1919 r. stać się Republiką Fińską: Suomen Tavasaltą.

Rozbrajanie Niemców w Warszawie w 1918 roku | Fot. Wikipedia

22 I (9 starego stylu) 1918 r. ogłosiła niepodległość Centralna Rada Ukraińska w Kijowie, a 24 I – Mołdawska Republika Demokratyczna w Kiszyniowie. O ile Ukraińska Republika Ludowa przetrwała do 1921 r., nim uległa bolszewikom, o tyle Republika Mołdawii już 27 VI 1918 r połączyła się z Królestwem Rumunii. Mimo trwającej okupacji niemieckiej, 16 II Taryba, tj. Litewska Rada Narodowa ogłosiła w Wilnie niepodległość Królestwa Litwy z Mendogiem II jako jej królem. Litwini do końca pobytu okupacyjnych wojsk niemieckich byli z nimi ścisłym kontakcie, a ich dowódca Maxim von Katche stał się wodzem wojska litewskiego.

Korzystając z chwili przerwy między okupacjami, po wycofaniu się Rosjan, a przed nadejściem Niemców, 24 II 1918 r. niepodległość ogłosili Estończycy w Tallinie (dawnym Rewlu), utrzymując ją, mimo okupacji niemieckiej, aż do wycofania się Niemców w początku 1919 r. i broniąc bohatersko kraju przed kolejną agresją, sowiecką, aż do pokoju w Dorpacie w 1920 r.

Z kolei Białorusini ogłosili w Mieńsku (czyli dawnym Mińsku Litewskim) niepodległość 25 III 1918 r. (do dziś dla niepodległościowych Białorusinów jest to Dzień Niezależności) i mimo pobytu w mieście Niemców, utrzymali ją do podboju ich kraju przez sowieckich bolszewików w styczniu 1919 r. Powtórnie, w 1920 r., ogłosili niepodległość tzw. Republiki Słuckiej, w której wojska Stanisława Bułak-Bałachowicza, po wojnie polsko-bolszewickiej i rozejmie z 18 X 1920 r. wspierane przez Polskę, broniły się w błotach Polesia aż do wiosny 1921 r.

W kwietniu 1918 r. ogłosiła niepodległość Zakaukaska Republika Demokratyczna, aby w obliczu dwóch agresji: bolszewików na wolny Azerbejdżan i Turków na Armenię rozpaść się 26 V 1918 r. na trzy niepodległe państwa. W Tbilisi rozwiązał się Sejm Zakaukaski, aby natychmiast ogłosić 26 V 1918 r. niepodległą Republikę Gruzji, w której władzę przejęli miejscowi socjaliści, stąd stała się ona pierwszym w świecie krajem prawdziwie socjalistycznym. Podobnie postąpili dasznacy – socjaliści ormiańscy – i ogłosili 28 V 1918 r. w Erewaniu niepodległą Republikę Armenii, która w kilku bitwach, w tym pod Sardarapatem, obroniła się przed Turkami. Z kolei zebrani w Gandży musawatyści azerscy też 28 V 1918 r. ogłosili niepodległość Demokratycznej Republiki Azerbejdżanu. Ponowili tę proklamację 1 VII 1918 r. w wyzwolonym już Baku. Utrzymali niepodległość do kwietnia 1920 r., kiedy to ulegli najazdowi Armii Czerwonej i stali się sowiecką republiką.

28 X 1920 r. padła Republika Armenii, a broniąc się w górach Zangezur jako Górska Republika Ararat, garstka Ormian dotrwała aż do lipca 1921 r. Za karę ormiański w 90% Arcach przekazany został Azerom jako ich Górski Karabach.

Ostatnia padła 15 III 1921 r. Republika Gruzji, napadnięta zarówno przez sowiecką Rosję od północy, jak i od południa przez kemalistowską Turcję, która chciała Gruzinom wyrwać Batumi. Z chwilą powstania Związku Sowieckiego uczyniono z tych trzech republik jedną, znów Zakaukaską Federacyjną Republikę Sowiecką, istniejącą do 1936 r., kiedy to przywrócono trzy oddzielne republiki.

Afisz z okazji Odzyskania Niepodległości | Fot. Archiwum Państwowe w Poznaniu

W czasie rozpadu Rosji niepodległość ogłosiła jeszcze Federacja Górskich Narodów Północnego Kaukazu zw. Kaukazją oraz Emirat Północnokaukaski złożony z Czeczenii i Dagestanu, Republiki Kozackie Donu i Kubania, Kałmucja, Idel-Ural jako Federacja Republik Tatarstanu i Baszkortostanu, Republika Komi, a na pograniczu fińskim Republiki Uchtua-Karelia i Inkeri-Ingria. W Azji zaś Turkiestan, złożony z Republik Buchary i Chorezmu. Wszystkie te narody, z wyjątkiem Armenii i Białorusi, z dodatkiem Tatarów Krymskich zawiązały na emigracji Ruch 12 narodów Prometejskich wspieranych przez niepodległą Polskę m. in. poprzez Instytut Wschodni w Warszawie i pismo „Prometeusz”, wydawane po francusku w Paryżu.

1 VII 1918 r. przygotowywała się do niepodległości Islandia, oddzielając się od Danii z zachowaniem wspólnego z nią władcy, który 1 XII 1918 r uznał jej niepodległość.

Nową grupę niepodległych państw 1918 roku stanowią te, które powstały, niemal dzień po dniu, w wyniku gwałtownego rozpadu Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Dniem niepodległości Czechów jest 28 X 1918 r., w którym to Austria przyjęła warunki zakończenia I wojny. Niemal natychmiast Sejm i gazety czeskie proklamowały wolne Czechy i Morawy, a tłum opanował zamek Hradczany, symbol niepodległych Czech. Następnego dnia, 29 X 1918 r., Sabor Chorwacji ogłosił w Zagrzebiu rozwiązanie unii z Węgrami, proklamując niepodległość Chorwacji i przyłączenie do niej królestwa Dalmacji.

30 X 1918 r. w Svatym Martinie Turczańskim niepodległość ogłosili Słowacy. Niemal natychmiast, w myśl ugody z Pittsburga, już 5 XI 1918 r. zawarto podległościową unię z Czechami, dając początek Czechosłowacji. Zrealizowano ją dopiero w grudniu 1918 r., wypierając ze Słowacji wojska węgierskie, a ze Spisza i Orawy – polskie. Tego samego dnia co Słowacja wyzwolił się Kraków-Płaszów na krakowskim Podgórzu, a nazajutrz, 31 X 1918 r., cała Galicja.

Na Węgrzech nastąpiła „rewolucja astrów”, która obaliła unię Węgrów z Austriakami. Węgry odzyskali suwerenność, aby 16 listopada ogłosić się republiką. Potraktowane jako oddzielne i przegrane państwo centralne, musieli zapłacić za klęskę Austrii połową swojego terytorium. Stąd dzień zerwania unii z Austrią nie jest dla Węgrów dniem niepodległości ani żadnym świętem. Jest nim dzień 15 III 1848 r. – wybuch powstania Węgrów w czasie Wiosny Ludów.

1 XI 1918 r. wyzwoliła się spod dominacji Austrii Słowenia i jej stolica Lublana, aby utworzyć z Chorwatami wspólne Państwo Słoweńców, Chorwatów i Serbów (bośniackich), zw. SHS. 3 XI 1918 r. polscy żołnierze wracający z frontu albańskiego wyzwolili Sarajewo, dając wolność Bośniakom i Hercegowinianom.

Republika Polska w połowie listopada 1918 roku | Fot. M. Szczepańczyk (CC A-S 4.0, Wikipedia)

11 XI 1918 r. zaś, na dwie godziny przed zawarciem rozejmu na froncie zachodnim o godz. 11.00, około godz. 9.00 rano zawarł rozejm z Niemcami zgrupowanymi w Warszawie Józef Piłsudski, dawny brygadier rozwiązanych w 1917 Legionów Polskich, którego ludzie z Polskiej Organizacji Wojskowej od 10 listopada, w walce, rozbrajali niemiecki garnizon. Zawarty 11 XI 1918 roku rozejm przerywał „Małe Powstanie Warszawskie”, otwartą walkę z Niemcami o stolicę Królestwa Polskiego, które od 14 XI stało się Republiką Polską, a następnie Rzecząpospolitą.

Podobnie do Polski postąpiła Rumunia, wypowiadając Niemcom wojnę ponownie 10 XI po to, by 11 XI zawrzeć z nimi rozejm, razem z całą Ententą. W ten sposób, za cenę jednego dnia wojny tak Polska, jak i Rumunia znalazły się we wspólnym gronie zwycięskich w I wojnie światowej państw i mocarstw. Tydzień później, 18 XI 1918 r. również przeciw Niemcom wystąpili Łotysze, proklamując jednocześnie niepodległość i zjednoczenie swych ziem z trzech krain. W styczniu 1920 r. w wyzwoleniu ostatniej krainy, Łatgalii, dopomogą Łotyszom Polacy.

1 XII 1918 r. niepodległość uzyskała formalnie Islandia jako oddzielne królestwo w unii z Danią, po akceptacji aktu niepodległości z 1 lipca przez króla Christiana X. Ostatecznie świętem dla Islandii stał się dzień 17 VI 1944 – proklamowania Republiki Islandzkiej z jej pełną suwerennością.

Ostatnim narodem wolnym w 1918 r. jest Irlandia, która po krwawo stłumionym wiosną 1916 r. Powstaniu Wielkanocnym zawarła układ z Brytyjczykami, że sprawę jej niepodległości rozstrzygnie wolny Sejm, zwołany od razu po zakończeniu wojny. Tak też się stało i 21 I 1919 r. irlandzki Deal ogłosił niepodległość Republiki Irlandii jako Poblacht na hÉireann. Niestety prowokacje brytyjskie i długa wojna domowa doprowadziły do podziału wyspy i wyodrębnienia tzw. Irlandii Północnej, zwanej odtąd Ulsterem, jako 4. części Zjednoczonego Królestwa. Resztę jako Wolne Państwo Irlandzkie w unii personalnej z Wielką Brytanią ponownie proklamowano suwerennym państwem od 6 grudnia 1922 roku. Dopiero w 1947 r. Irlandia stała się Republiką, zrywając wszelkie więzi z Brytyjczykami. Spór o jej część północną z przerwami trwa do dziś.

Ostatecznie od 6 XII 1917 r. do 6 XII 1922 r. odzyskało niepodległość w Europie w sumie 18 narodów, które łączą podobne okoliczności roku 1918.

Wspólne obchodzenie tak wielkiego dla każdego z tych narodów święta stulecia ma pełne szanse być wydarzeniem w pełni europejskim, zwłaszcza że wielkie rocznice mają to do siebie, że niosą ładunek bezinteresowności i można je albo uczcić i odpowiednio uszanować lub upamiętnić, albo przemilczeć. Są bowiem one w swej istocie niezależne od bieżącej polityki. Z naszej, polskiej strony stulecie może być uczczone i upamiętnione spotkaniem w Warszawie w dniu 11 XI 2018 r. przedstawicieli rządów tych państw, które kultywują swe powstanie od 1918 roku i czczą je świętem państwowym czy narodowym.

Uroczyste obchody mogą mieć miejsce z udziałem tychże przedstawicieli w takich wydarzeniach, jak uroczysta sesja w Sejmie Rzeczypospolitej czy przed grobem Nieznanego Żołnierza na placu J. Piłsudskiego. Wspólne święto można by uczcić uroczystym odsłonięciem miejsc na placach Warszawy, poświęconych upamiętnieniu daty niepodległości tych państw, ozdobionych godłem, herbem lub flagą oraz nazwą każdego państwa w jego języku.

Na każdym takim placu czy skwerze powinna zostać wyeksponowana wystawa czasowa ukazująca drogę każdego z narodów do niepodległości, jak i walkę podjętą dla jej utrzymania. Zostaną w ten sposób uwidocznione zarówno podobieństwa, jak i znaczne różnice, choćby w ilości pokonanych zaborców. W takim zestawieniu polska droga do niepodległości „przez siedem powstań” (od 1794 po rok 1918) nie wypada najgorzej, a rok 1920 pokazuje konieczność wspólnego bronienia wspólnie uzyskanej tak wtedy, jak i dziś niepodległości, zwłaszcza że grupuje ona prawie wszystkie państwa tzw. Międzymorza, od Finlandii po Bośnię.

W sytuacji zagrożenia decyzjami Unii Europejskiej wspólne okazanie sobie szacunku i zainteresowania niepodległością może wytworzyć ze wszech miar pozytywny klimat dla Polski jako państwa rówieśniczego z większością państw Międzymorza, zwłaszcza tych o tradycjach prometejskich. Dziesięć z nich należy do Unii (od Chorwacji po Finlandię).

Wytworzona wspólnota 1918 roku może zaowocować na wielu polach wzajemnego zainteresowania kulturą, etnografią i tradycją patriotyczną każdego z tych narodów, zwłaszcza, że może tym obchodom towarzyszyć festiwal pieśni patriotycznych z okresu walki o niepodległość, jak i udział, choćby w symbolicznym wymiarze, grup rekonstrukcyjnych z tych państw, podobnych do naszych strzelców czy peowiaków. Gotowość już zgłosili Ormianie i Finowie.

Fot. M. Szczepańczyk, Wikipedia

Istnieje historycznie uzasadniona okazja zaproszenia do wspólnych obchodów naszej niepodległości również Francji, ale dzień wcześniej, gdyż 10 listopada 1918 roku proklamowała swą niepodległość Społeczna Republika Alzacji, odrywając się od II Rzeszy, a istniejąc do 22 XI 1918 r. W Warszawie zaś nastąpił tego właśnie dnia powszechny bunt Alzatczyków służących w armii niemieckiej, którzy masowo przeszli na naszą stronę, pomagając naszym przodkom rozbroić Niemców, za co po stu latach należy im się nasza wdzięczność i stosowny pomnik u zbiegu ulic Alzacji i Lotaryngii na Saskiej Kępie, na przedłużeniu ulic Francuskiej i Paryskiej.

W przygotowaniach do wspólnego święta mógłby uczestniczyć „wolontariat niepodległości” młodych ludzi, poznających historię innych, niepodległych jak my państw, i przekazujących ją dalej. W nagrodę powinni mieć możliwość odwiedzenia tych państw, o których niepodległości by się już czegoś dowiedzieli przez spotkania z rówieśnikami z tych krajów.

Trwałą pamiątką tak rozszerzonego święta mogłyby być tzw. „punkty kultury”, które z jednej strony strzegłyby bezpieczeństwa i godnego zachowania placów i skwerów poświęconych niepodległości poszczególnych państw i narodów, z drugiej zaś propagowałyby folklor i kulturę danego kraju w postaci harmonijnego połączenia trzech funkcji: pierwszej – niewielkiego sklepu z książkami i pamiątkami, w tym symbolami narodowymi danych krajów, drugiej – jako sali konferencyjno-wystawowej dla imprez okresowych, takich jak pokazy filmów czy wystawy sztuki oraz trzeciej funkcji – stylowego lokalu, oferującego potrawy i napoje regionalne danego kraju. Czwarta część takiego obiektu byłaby ruchoma, raz kinowa i konferencyjna, raz kawiarniana.

Punkty, obsługiwane przez młodzież ze wszystkich tych krajów, mieszkającą w górnej części takiego obiektu, pozwoliłyby utworzyć zgraną grupę osób, która poznałaby z autopsji zarówno ludzi, jak i obyczaje w miarę możliwości wszystkich tych krajów. Dwuletni wolontariat, dający możliwość zarobienia pracą na swoje utrzymanie, z zachowaniem wszystkich praw socjalnych, połączoną z poznaniem podobnych do siebie narodów czy państw, zdecydowanie trwalej zbliżyłby nasze narody niż najbardziej huczne obchody. Podobieństwo losów wytworzyłoby wzajemną solidarność młodych ludzi, promując szacunek i patriotyzm ich postaw.

Uroczystym obchodom i wizycie premierów, a być może głów tych państw, mogłoby towarzyszyć przygotowanie i wspólne podpisanie „Międzynarodowej konwencji o wzajemnej ochronie dobrego imienia”, z projektem której to Konwencji zwróciła się do nas patriotyczna część społeczeństwa Armenii, nawzajem zainteresowana obroną pamięci ofiar Genocydu z 1915 r., nazwanego w Armenii „Wielkim Złem” – „Jedz Megern”.

Polski rząd 1918 | Fot. Wikipedia

Odbiorcą tych propozycji w Polsce jest Krąg Pamięci Narodowej, założony niegdyś przez Stefana Melaka i ks. Kasprowicza do obrony pamięci ofiar Katynia, a których dzieło kontynuuje do dziś brat Stefana, poseł na Sejm RP Andrzej Melak. Przykład Konwencji, zawierającej zaledwie dwa zdania o wyrzeczeniu się przez jej sygnatariuszy obojętności wobec fałszu w historii i wzajemnym powiadamianiu o jego zaistnieniu gdziekolwiek na świecie, wytworzyłby w sercu Europy strefę „wolną od kłamstwa”, w której nie pojawiałyby się już nigdy bezkarnie „polskie obozy śmierci” czy „polscy faszyści”.

Państwa poza tą strefą siłą rzeczy tworzyłyby „strefę kłamstwa”, czy też jego bezkarnej tolerancji, co już byłoby ujmą. Może to niewiele, ale nastąpiłoby trwałe zespolenie działań dla wzajemnej obrony godności narodowej przed bezkarnością i zorganizowanemu oraz notorycznemu kłamstwu i jego inspiratorom.

„Państwa ‘18 roku” posiadają ogromny potencjał nie tylko patriotyzmu i odwagi wobec oskarżeń o „niepoprawność polityczną”, ale i ukrytą siłę wspólnego bronienia tych wartości, które dały im przed stu laty tę właśnie niepodległość, a które my w Polsce nazywamy – za Marszałkiem – imponderabiliami.

Wspólne obchody, zrealizowane choćby tylko w jednej przedstawionej tu dziedzinie, zademonstrują całej Europie, że wszystkie jej narody w którymś momencie swych dziejów też wybijały się na niepodległość i że Europa 1918 roku to prawie połowa jej państw; że są narody, które nadal jeszcze oczekują swojego dnia niepodległości; że nie zakończył się ostatecznie, mimo licznych proklamacji, proces upodmiotowienia się wszystkich narodów, zapoczątkowany Wiosną Ludów 1848 r. Ważne jest, aby Polska była wśród młodszej jej połowy, tej z 1918 r.

UZYSKANIE NIEPODLEGŁOŚCI PRZEZ NARODY 1918 ROKU

12 XI/25 XI 1917 KRYM
6 XII 1917 FINLANDIA
9 I/22 I 1918 UKRAINA
11 I/24 I 1918 MOŁDAWIA
16 II 1918 LITWA
24 II 1918 ESTONIA
25 III 1918 BIAŁORUŚ
26 V 1918 GRUZJA
28 V 1918 ARMENIA
28 V 1918 AZERBEJDŻAN
1 VII 1918 druga niepodległość
28 X 1918 CZECHY
29 X 1918 CHORWACJA
30 X 1918 SŁOWACJA
31 X 1918 WĘGRY – suwerenność
1 XI 1918 SŁOWENIA
3 XI 1918 BOŚNIA i HERCEGOWINA
11 XI 1918 POLSKA
18 XI 1918 ŁOTWA
1 XII 1918 ISLANDIA
21 I 1919 IRLANDIA
6 XII 1922 WOLNE PAŃSTWO IRLANDZKIE

Artykuł Krzysztofa Jabłonki pt. „Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów” znajduje się na s. 1, 4 i 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Jabłonki pt. „Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów na s. 1 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Znaczące wydarzenia roku ubiegłego – na pewno nie pedałowanie na rowerze i zacieśnianie współpracy ze Słupskiem

Wielkie zadania na rok 2018 – zrozumienie istoty niepodległości, zrozumienie, że polskość to absolutna normalność, odróżnienie niepodległości od wasalstwa wobec Brukseli, ugruntowanie patriotyzmu.

Paweł Bortkiewicz TChr

Nie ukrywam, że mam sporą trudność we wskazaniu znaczących wydarzeń w Wielkopolsce i Poznaniu w 2017 r. Za takie bowiem trudno mi uznać na przykład promowanie Poznania jako „miasta otwartego i tolerancyjnego”, czego wyrazem był udział urzędnika państwowego, jakim jest prezydent miasta, w hucpach pod tytułem Marsz Równości czy Kongres Kobiet. Pedałowanie na rowerze i zacieśnianie współpracy ze Słupskiem czy p. Biedroniem jest być może wzruszające w pewnych kręgach, ale niekoniecznie ociera się o sens.

W tej sytuacji wydarzeniem poznańskim realnej rangi jest w moim odczuciu wydobycie i ocalenie pamięci o postaci abpa Antoniego Baraniaka, męczennika doby komunistycznej. Wyrazem tego były podpisy zebrane w sprawie wszczęcia procesu beatyfikacyjnego, ogromna promocja tej postaci za sprawą m.in. filmu p. Jolanty Hajdasz i wreszcie ogłoszenie 7 października przez obecnego Metropolitę Poznańskiego wszczęcia procesu beatyfikacyjnego.

Wydarzeniem bardzo znaczącym jest oczywiście celebracja 99 rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Ona w sposób naturalny otwiera na nadzieje roku 2018 – roku 100-lecia odzyskania Niepodległości.

Polonia Restituta… Dziś takie rozumienie Polski jest chyba równie aktualne, co przed laty, choć z innych powodów. Potrzeba odrodzenia Polski, zrozumienie istoty niepodległości, zrozumienie, że polskość to absolutna normalność, odróżnienie niepodległości od uległości wasalskiej wobec Brukseli, ugruntowanie patriotyzmu – historycznego, gospodarczego, ekonomicznego, politycznego – to wielkie zadania na rok 2018. I nadzieje, które niech się spełnią.

Felieton Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Z nadzieją w 2018” znajduje się na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Z nadzieją w 2018” na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Stary zegar wygląda dostojnie. Brzmi elegancko. Nastraja magicznie. Tworzy specyficzne misterium upływającego czasu

Zegar jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale także przywiązania do niezmiennych wartości. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy. Wzbudza refleksję nad tym, że kiedyś ziemski byt się skończy.

Barbara Maria Czernecka

Wisi na ścianie, obudowany w oszkloną szafkę. Działa po nakręceniu go specjalnym kluczykiem. Zza witrażowych szybek wte i wewte porusza mosiężnym wahadłem, co słyszalne jest jako charakterystyczne tykanie: tik-tak, tik-tak… Na srebrnej tarczy duża wskazówka co minuta przesuwa się o jeden punkt. Mała zmienia cyfrę co godzina. Wybija też jej liczbę majestatycznym dźwiękiem. On prawdziwie żyje. (…)

Fot. ze zbiorów autorki

W czasach średniowiecznych czas upodobano sobie odmierzać odmawianymi pacierzami. Około roku tysięcznego po Narodzeniu Chrystusa w Magdeburgu mnich Gerbert z Aurillac, czyli późniejszy papież Sylwester II, zbudował nowatorski w historii czasomierz mechaniczny. Trzy wieki później w Mediolanie ponad tym miastem pojawił się pierwszy zegar wieżowy. Zminiaturyzowanie czasomierzy nastąpiło w XVI wieku we Francji. Wprawdzie renesansowe precjoza, które już można było schować do kieszeni, wskazywały tylko godziny, ale stawały się coraz bardziej nieodzowne do egzystencji. Wkrótce też policzono nawet sekundy.

W XVII wieku wymyślono zegary wahadłowe, napędzane siłą grawitacji, sprężyną lub elektromagnesem. Nowożytne mechanizmy służące do odmierzania czasu dodatkowo były misternie przyozdabiane figuralnymi scenami oraz wyposażane w pozytywki. Takie prawdziwe dzieła sztuki, wydające z siebie przyjemne melodie; stawały się pięknymi ozdobami pałaców, salonów i kominków. W wieku XIX zegarki zawieszone na łańcuszku elegancko wypełniały kieszenie dżentelmeńskich surdutów oraz zdobiły damskie bluzki, wpięte na wysokości piersi. Wreszcie bardzo popularne stały się zegarki kwarcowe. Z upodobaniem noszono je na przegubach rąk. Bywały także wkomponowywane w sygnety.

Swojego czasu zegarki były najwartościowszym prezentem z okazji najdonioślejszych uroczystości rodzinnych, zwłaszcza Pierwszej Komunii Świętej. Niezadługo zapanowały zegary elektromagnetyczne. Dzisiaj najczęściej służą nam czasomierze elektroniczne. Te widoczne są już nieomal wszędzie, szczególnie przy pracy, w mediach i telefonach. Są jeszcze zegary bazujące na drganiach atomów cezu oraz masery wodorowe. Naukowcy intensywnie pracują nad wymyśleniem wzorców laserowych. Najdokładniejsze zaś zegary pulsarowe odmierzają upływ czasu w oparciu o źródła sygnałów spoza Ziemi. I tak, dotąd czas wcale się jeszcze nie skończył, lecz ubogacił nowymi projektami.

Zegary stają się coraz bardziej precyzyjne, dokładniejsze i bezgłośne. Jednak zależne są od zasilania prądem, baterią lub jakimś innym impulsem. Nie trzeba ich, jak niegdyś, od czasu do czasu nakręcać. Jednak przy braku dostępu do źródła energii na ich ekranikach nikną wszystkie cyfry.

Dlaczego uciszamy czas, dzielimy go na coraz mniejsze jednostki i uzależniamy od najnowszego postępu? Czyżby życie stawało się drobnostkowe? (…)

A przecież czas nadal jest darem! Darem od samego Pana Boga! Dany tylko Ziemianom. Po drugiej stronie życia czasu się nie zaznaje. Tam jeden dzień trwa jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień (por. 2P 3,8).

Zegar, zwłaszcza tradycyjny, jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale także przywiązania do niezmiennych wartości. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy. W swoim działaniu skutecznie przypomina o „nastaniu pełni czasów”, kiedy to boska nieskończoność zetknęła się z ludzką ograniczonością. Budzi z uśpienia. I jednocześnie wzbudza refleksję nad tym, że kiedyś wreszcie ziemski byt także się skończy. Potem będzie tylko wieczność.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stary zegar” znajduje się na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stary zegar” na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Bożonarodzeniowe szczęście z lipowego klocka wystrugane. Góralska szopka, która przywraca ciepło rodzinnego domu

Rano kupiłem choinkę i obowiązkowo umieściłem pod nią moją czarodziejską szopkę, której nie oddałbym za żadne skarby świata, bo ilekroć na nią patrzę, znów jestem z Mamą i Tatą w naszym starym domu.

Krzysztof Pasierbiewicz

– Pora ubrać drzewko – pomyślałem i przystawiłem krzesło do pawlacza, skąd wyjąłem przedwojenne pudło po butach od Baty, przewiązane wstążką. Usiadłem w fotelu, rozwiązałem kokardkę i delikatnie uniosłem tekturowe wieczko. Czegóż tam nie było?! Na wierzchu leżał szpic, który Tata co roku uroczyście nabijał na czubek jodłowej choinki. Był też kolorowy łańcuch, który kiedyś własnoręcznie babcia posklejała. Ozdobny krzyżyk ze szklanych paciorków nanizanych na jedwabną nitkę, przechowywany w rodzinie od kilku pokoleń. Porcelanowe krasnale w czerwonych czapeczkach, koszyczki z poziomkami i kiście winogron. A także niezdarnie sklejone aniołki, które przed laty wycięliśmy z bratem z celofanu, i pająki, srebrzysto-złote warkocze anielskich włosów, wyleniały pajac od wuja, co zginął w Katyniu, i kilka barwnych bombek polukrowanych obficie błyszczącym brokatem…

Długo się wpatrywałem w rodzinne pamiątki, biorąc każdą z osobna do ręki, delikatnie jak ksiądz hostię w czasie podniesienia, bo sobie uświadomiłem, że największym moim skarbem jest to pożółkłe pudełko, w którym zamknęło się moje szczęśliwe dzieciństwo, ów szczęsny czas, kiedy byliśmy szczęśliwi jak już nigdy potem, gdy w roku 1952 tatę za AK wykończyła ubecja.

Kiedy kończyłem ubierać choinkę, przypomniałem sobie o szopce, którą w lecie od starego górala kupiłem. Wygrzebałem ją tedy z pawlacza, rozpakowałem i postawiłem pod choinką po omacku, bo w międzyczasie zapadł ciemny, grudniowy wieczór. A jak zapaliłem choinkowe lampki, stał się cud grudniowej nocy przedświątecznej, bowiem w blasku kolorowych kinkiecików zobaczyłem, jakie cacko kupiłem od starego gazdy.

Od rozświetlonej szopki biło ciepło, jakie zapamiętałem z dzieciństwa, gdy w naszym starym domu co rano Mama rozpalała piec. I zdało mi się, że ją widzę, jak zagląda w ciemnawą czeluść paleniska, gdzie pod warstwą popiołu tli się jeszcze kilka bladopomarańczowych węgielków, a ona wygrzebuje z dna wiadra wyszczerbioną szuflą bryłki węgla, układając je ostrożnie na wystygłym ruszcie i przymyka żeliwne żebrowane drzwiczki, dmuchając wprawnie w palenisko, aż wygasłe ogarki ożyją i rozbłyśnie pierwszy nieśmiały płomyk. I raptem piec złapał cug i jęzory złotawych płomieni wystrzeliły w górę, oblizując szamotowe cegły. Wydawało mi się, że znów się przytulam do fajansowych kafli, wsłuchując się w melodię buzującego ognia. Uwielbiałem ten odgłos, bo dawał mi poczucie bezpiecznego domu i beztroskiego dzieciństwa. Zdało mi się, że znów czuję dziś już zapomniane atłasowe ciepło kaflowego pieca.

(…) I znów, wpatrując się w to góralskie arcydzieło, znalazłem się w naszym rodzinnym domu, w którym przed Świętami pachniało cynamonem i rodzinnym szczęściem, a przed Wigilią na rozgrzanej do czerwoności blasze kuchennego pieca dochodził postny barszcz na suszonych borowikach, w szabaśniku skwierczał świąteczny indor, starszy brat mełł mak, Tata w ucierał masę na tort, którą mu ukradkiem podkradałem paluchem z makutry, a Mama skrobała w pośpiechu karpie, dając każdemu z domowników po łusce na szczęście.

Znów powrócił rok 1951. Po wigilijnej kolacji Mama z Tatą wstali od świątecznego stołu, zasiedli do naszego Steinwaya i podgrywając cichutko na cztery ręce, zaintonowali kolędę, która mi się wryła w duszę: Lulajże Jezuniu, moja Perełko, lulaj ulubione me Pieścidełko. Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj, a Ty go, Matulu, w płaczu utulaj. Nie wiedzieliśmy wtedy, iż była to nasza ostatnia Wigilia z Tatą. Mama odeszła kilka lat później, bo pękło jest serce. Tak kochała Tatę.

Dziś rano kupiłem choinkę i obowiązkowo umieściłem pod nią moją czarodziejską szopkę, której nie oddałbym za żadne skarby świata, bo ilekroć na nią patrzę, znów jestem z Mamą i Tatą w naszym starym domu wypełnionym rodzinnym szczęściem.

Cały artykuł Krzysztofa Pasierbiewicza pt. „Bożonarodzeniowe szczęście z lipowego klocka wystrugane” znajduje się na s. 8 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Pasierbiewicza pt. „Bożonarodzeniowe szczęście z lipowego klocka wystrugane” na s. 8 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Każdy kraj ma własne obyczaje i sposoby organizacji życia społecznego / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 43/2017

Wierzę, że w tym światowym zawirowaniu Polska znajdzie swój bezpieczny port, a premier Morawiecki będzie mądrze prowadził nasz statek. Byle tylko nie przesadził z kontrolą własnych obywateli.

Krzysztof Skowroński

Nie jestem miłośnikiem budowania Jedwabnego Szlaku. Nie uwodzi mnie myśl czerwonych mandarynów o bezkrwawej ekonomicznej inwazji i podboju świata.

Pamiętam ten czas, kiedy po pacyfikacji protestu studentów na placu Niebiańskiego Spokoju każdy szanujący się polityk, mówiąc o Chinach, wspominał o prawach człowieka, później bohaterem salonów politycznych był Dalaj Lama, a świat żądał autonomii dla Tybetu.

Chińscy komuniści wcale się tym nie przejmowali. Inwestowali w infrastrukturę. Zbudowali kolej i świat zapomniał o Tybecie. Liczą się tylko interesy. Politycy zachodni i co bardziej żądni zysku właściciele wielkich korporacji zapomnieli o jakichkolwiek zasadach. Przestała im przeszkadzać autorytarna władza odwołująca się do zbrodniczej ideologii. Dla wielkich amerykańskich korporacji obecność na terenie ich zakładów pracy podstawowej organizacji partyjnej nie jest żadnym problemem, a fakt pobierania przez władze kodów DNA do pełnego kontrolowania obywateli nie budzi niepokoju. W końcu Pekin jest, póki co, daleko, a każdy kraj ma swoje własne obyczaje i sposoby organizacji życia społecznego.

I właśnie te obyczaje napawają mnie trwogą. Tym bardziej, że jestem po lekturze książki chińskiego noblisty Mo Yana. Wprawdzie jego proza została nazwana realizmem magicznym i porównana z dziełami Marqueza, ale wystarczyła mi jako dowód potwierdzający intuicję: nie ma takich mostów, które można wybudować między ich i naszą kulturą. My dla nich pewno jesteśmy barbarzyńcami, ale oni dla nas też.

Można by tego wszystkiego nie pisać, gdyby nie fakt wielkiego zachwytu elit nad możliwościami, które ma dać kapitał chiński. W krótkiej perspektywie to się oczywiście opłaci, ale później może się okazać trucizną dla tego, co najbardziej cenimy – wolności.

A może nie należy przejmować się tak daleką perspektywą? W końcu zagrożeń dla wolności jest więcej i są znacznie bliżej. Przykładem jest decyzja Komisji Europejskiej o zastosowaniu art. 7 wobec Polski i nachalna propaganda w mediach zachodniej Europy, mająca na celu odebranie legitymacji do rządzenia naszemu demokratycznie wybranemu rządowi. A gdy popatrzymy na wschód? Prezydent Rosji będzie kontynuował politykę odbudowywania imperium carów.

Ale dość już czarnych barw, bo przecież wierzę, że w tym światowym zawirowaniu Polska znajdzie swój bezpieczny port, a premier Morawiecki, świadom zagrożeń, będzie mądrze prowadził nasz statek.

Byle tylko nie przesadził z kontrolą własnych obywateli, byle nie wprowadzał różnego typu jednolitych plików kontrolnych, obowiązkowych bezgotówkowych transakcji i tym podobnych rozwiązań, w przekonaniu, że takie postępowanie nie kłóci się z zachowaniem wolności.

Społeczeństwa wolnych ludzi buduje się na zaufaniu. Tego i mądrości życzę rządzącym w roku stulecia odzyskania niepodległości, a Czytelnikom „Kuriera WNET” dobrej lektury naszej gazety, która z nadmiaru ciekawych tekstów jest w tym miesiącu o cztery strony grubsza. Dziękuję Autorom za tę możliwość.

Szczęśliwego Nowego Roku!

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego znajduje się na s. 1 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego na s.1 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Patriotyzm, dyskrecja, lojalność. Wielka klasa Beaty Szydło / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 43/2017

Możliwe, że odejście Beaty Szydło zostało wymuszone przez czynniki znajdujące się poza jej ugrupowaniem politycznym, a nawet poza naszym krajem, o czym może świadczyć brak uzasadnienia tego kroku.

Jolanta Hajdasz

Podsumowując 2017 rok, nie sposób nie wrócić do wymuszonej rezygnacji Beaty Szydło z funkcji premiera. Cofnijmy się na moment w czasie i zamiast prognozować najbliższe 12 miesięcy, na chłodno i bez emocji spróbujmy sobie odpowiedzieć na proste pytanie – czy misja Beaty Szydło została przerwana? W mojej ocenie takie zagrożenie istnieje, szczególnie jeśli rozumiemy „misję Beaty Szydło” jako naprawę i przebudowę państwa polskiego po błędach i celowych działaniach różnych grup interesów zarówno w okresie tzw. transformacji ustrojowej lat dziewięćdziesiątych, jak i w latach późniejszych, określanych symbolicznym mianem III RP.

Wiele wskazuje bowiem na to, że odejście Beaty Szydło zostało wymuszone przez czynniki znajdujące się poza jej ugrupowaniem politycznym, a nawet poza naszym krajem, o czym świadczyć może styl jej odwołania i tak naprawdę brak racjonalnego uzasadnienia tego kroku. Widocznie planowała ona działania, które tym zewnętrznym czynnikom bardzo przeszkadzały. Na przykład to, czego nie udało się do tej pory wprowadzić rządowi „dobrej zmiany”, a więc likwidację aborcji eugenicznej, znalezienie wyjścia dla setek tysięcy osób uwikłanych w kredyty frankowe czy dekoncentrację mediów.

Najtrudniejsze w pełnieniu przez nią funkcji premiera były kontakty międzynarodowe, szczególnie te z politykami UE. Ataki na Polskę powtarzały się przecież tak często, rozmowy i negocjacje z Niemcami czy Francuzami stawały się wyjątkowo trudne i mało przyjemne, gdy Beata Szydło, broniąc interesów Polski, publicznie mówiła to, czego oni nie chcieli słuchać nawet w kuluarach.

Wypowiedziane przez nią w Parlamencie Europejskim słowa „Europo, dokąd zmierzasz? Powstań i obudź się ze snu, albo będziesz płakać nad swoimi dziećmi codziennie!” cytowano chyba na całym świecie, a my mieliśmy wrażenie, że po raz pierwszy od lat słuchamy wystąpienia polskiego polityka, który nie stara się za wszelką cenę pozyskać przychylności polityków zachodnich, tylko racjonalnie i odważnie prezentuje polską rację stanu.

Niełatwe dla niej były zapewne także relacje z niektórymi politykami z jej obozu politycznego, Zjednoczonej Prawicy. Widać czasem było aż nazbyt wyraźnie ogromne, niezaspokojone ambicje jej współpracowników i ich zawodową zazdrość o jej popularność i autorytet.

Ale to już historia. I znajdzie ona w niej swoje miejsce także z powodu stylu, w jakim zeszła ze sceny politycznej. U szczytu popularności, zarówno jej, jak i kierowanego przez nią gabinetu, przy bardzo dobrych wskaźnikach ekonomicznych – kogo chciała wymienić w swoim rządzie, że sama musiała odejść, gdy jej się to nie udało?

Dyskrecja, pokora, lojalność w stosunku do partii, której jest reprezentantką, budzą szacunek i podziw. Beata Szydło publicznie mówiła tylko o tym, że najważniejsza jest Polska i służba dla niej. A przecież po ludzku rzecz biorąc, mogłaby się czuć rozczarowana i oszukana, tak jak rozczarowani i oszukani poczuli się jej wyborcy, którzy zauważyli przecież, że choć teoretycznie odchodziła sama, z własnej woli, to w praktyce została po prostu usunięta.

W tym trudnym dla siebie momencie Beata Szydło pokazała klasę wielkiego polityka i wyznaczyła nowy styl odejścia z funkcji, który może stać się wzorem postawy politycznej tak odmiennej od dotychczasowego standardu odchodzenia od polityki, z hasłem „po mnie choćby potop”. Wielka klasa.

Możemy tylko życzyć sobie, by w 2018 r. zwyciężyła odpowiedzialność i rozsądek polityczny, a rządzący kontynuowali misję premier Beaty Szydło. Z szacunku dla niej i z pożytkiem dla nas wszystkich.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz znajduje się na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl