Kłamcy dokonują zbrodni na pamięci ofiar i kręcą bicz na siebie / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 44/2017

Hannah Arendt pisała: „akt oskarżenia [Eichmanna] oparty był na tym, co przecierpieli Żydzi, nie zaś na tym, co popełnił Eichmann”. Czyżby przestrzegała przed instrumentalnym traktowaniem Holokaustu?

Jadwiga Chmielowska

Rodzi się kolejny totalitaryzm. Wykorzystanie haseł poprawności politycznej i zamykanie dyskusji jest kolejną próbą wprowadzenia władzy absolutnej. Świadczy o tym także etykietowanie. Przykleić łatkę i traktować schematycznie. Znamienita filozofka XX w. Hannah Arendt twierdziła, że do totalitaryzmu prowadzi „Przymierze motłochu (wykorzenionych mas) z kapitałem oraz plemiennym nacjonalizmem i rasizmem”. Totalitaryzmy z kolei, próbując narzucić bezwzględne posłuszeństwo, przyczyniały się do złamania podstawowej zasady polityki – rozumnego działania dla dobra wspólnego.

Arendt głosiła, że „nie ma czegoś takiego, jak posłuszeństwo w sprawach moralnych i politycznych”. Twierdziła również, że „z punktu widzenia polityki prawda ma charakter despotyczny. Jest zatem znienawidzona przez despotów, słusznie obawiających się konkurencji ze strony siły przymusu, której nie mogą sobie podporządkować”. Dlatego tak ważna jest wiedza i sprawdzanie informacji.

Każdy człowiek pragnie prawdy i sprawiedliwości. Dla Hanny Arendt prawda, jej poszukiwanie, dochodzenie do niej jest podstawowym prawem człowieka. Pisała nawet, że dążenie do prawdy jest podstawową cechą stanowiącą o człowieczeństwie. Uważała, że „prawda była największym wrogiem totalitaryzmów, a człowiek samodzielnie myślący był największym zagrożeniem”.

Twierdziła, że reżim komunistyczny jest tak samo zbrodniczy jak nazizm, a wraz z totalitaryzmem nastąpiło zerwanie ciągłości tradycji.

Człowiek staje się wyalienowany, znikają więzi rodzinne i przyjacielskie. A zatarcie więzi międzyludzkich powoduje, że ludzie mogą być łatwo manipulowani przez rządzących, a w szczególności media, które są w końcu środkami masowego przekazu. Zdaniem Arendt „manipulacja ta odbywa się na dwa sposoby: pochlebianie i uwodzenie”.

Najłatwiej wprowadzić totalitaryzm w społeczeństwach, w których zanikły wspólne normy zbiorowe. Hannah Arendt twierdzi, że główną cechą „człowieka masowego” jest całkowite, dobrowolne wyalienowanie, które, jej zdaniem, charakteryzuje społeczeństwo nowoczesne.

Hannah Arendt była Niemką żydowskiego pochodzenia. Dla niej rok 1933 (wybór Hitlera), „to nie tylko błąd Niemiec, to samobójstwo Niemiec. Samobójstwo intelektualne i moralne, odpowiedzialne za zbrodnie”. Dlatego nigdy nie chciała wrócić do Niemiec. Twierdziła, że „naród niemiecki skończył się”.

Hannah Arendt była obserwatorką procesu Adolfa Eichmanna. W 1963 r. wydała książkę Eichmann w Jerozolimie. Napisała, że „akt oskarżenia oparty był (…) na tym, co przecierpieli Żydzi, nie zaś na tym, co popełnił Eichmann”. Czyżby przestrzegała przed instrumentalnym traktowaniem Holokaustu? Wspomniała również o roli, jaką w zagładzie Żydów odegrała część elit żydowskich zasiadająca w Judenratach. Do czasu procesu Eichmanna w Izraelu ostrożnie podchodzono do „ocalałych z Holokaustu”. Sprawdzano okoliczności, w jakich przetrwali. Czy to ocalenie nie wiązało się z wydawaniem innych na śmierć…

H. Arendt pisała: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”; „O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano”. Do obozów.

Arendt, podobnie jak John Sack, amerykański Żyd piszący o komunistycznych zbrodniach dokonywanych przez Żydów, była krytykowana przez środowiska żydowskie. Twierdziła zawsze, że „prawdy nie można instrumentalizować i upolityczniać”. Pozostała wierna swoim ideałom.

Wszyscy, którzy kłamią, dokonują zbrodni wobec pamięci milionów ofiar i sami kręcą bicz na siebie.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej znajduje się na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Nowelizując ustawę o IPN przestaliśmy chować głowę w piasek / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 44/2017

Burza dowiodła, że istnieje wola, nie tylko w Polsce, udowodnienia tezy, że czai się w Polsce i Polakach neonazistowski bydlak, gotowy, tak jak pewien Austriak, do mordowania wszystkiego co obce.

Krzysztof Skowroński

Przez chwilę wydawało się, że wraz z nowym rządem Mateusza Morawieckiego te wszystkie wielkie spory, które elektryzowały nie tylko polską, ale i część europejskiej opinii publicznej, są za nami. Uśmiech premiera, ze swobodą odpowiadającego na najbardziej podstępne pytania zadawane przez dziennikarzy globalnych stacji telewizyjnych, zdawał się dowodzić, że Dobra Zmiana przekroczyła granice i ruszyła, by odnaleźć miejsce na salonach europejskich. Wyglądało na to, że za chwilę dojdziemy do punktu, w którym uznane zostanie nasze prawo do reformowania własnego państwa.

Ale to było złudzenie. Od kwietnia 2017 roku dziennikarze stacji związanej z opozycją rozpracowywali temat wielkiego zagrożenia Polski ideologią neonazistowską.

Przypadek zdarzył, że materiał ten ujrzał światło dzienne w tym samym czasie, gdy senat amerykański pracował nad ustawą 447, a do Polski z wizytą przyjechał amerykański sekretarz stanu. Sprawa neonazimu w Polsce (odbita w tysiącach medialnych luster) urosła do rozmiaru wieloryba, aż musiał się z nią zmierzyć w wystąpieniu sejmowym nowy minister spraw wewnętrznych. Powiedział, co powiedział, a opozycyjna telewizja pokazała jego wizerunek na tle nazistowskich znaków.

„Neonazistowska” burza dowiodła, że istnieje wola, nie tylko w Polsce, udowodnienia tezy, że w cieniu i za przyzwoleniem władzy czai się w Polsce i Polakach neonazistowski bydlak, gotowy, tak jak pewien Austriak, który został kanclerzem Niemiec, do mordowania wszystkiego, co obce.

Nagle za sprawą „logiki węża”, opisanej przez ojca św. Franciszka, miało się okazać, że w krzakach pod Wodzisławiem urodziny Hitlera świętowały miliony Polaków.

Ta logika (która w tle ma geopolitykę) została przerwana nagłą zmianą ustawy o IPN. Ustawa była przygotowywana przez wiele miesięcy i gdyby nie burza medialna, leżałaby jeszcze jakiś czas w słynnej szufladzie Marszałka Sejmu.

Szybkie procedowanie parlamentarne ustawy o IPN zatamowało strumień, ale zerwało tamę.

Usłyszeliśmy, co o naszej roli podczas II wojny światowej myśli premier Netaniahu i niektórzy posłowie do Knesetu. Do naszych uszu dobiegł głos z Kongresu amerykańskiego i złowróżbne słowa prezydenta Putina o tym, że „trzeba położyć kres fałszowaniu historii”.

Te reakcje zmusiły premiera Morawieckiego do wygłoszenia po polsku i angielsku oświadczenia dotyczącego historii Polski. To początek bitwy. Uchwalając nowelizację ustawy o IPN, przestaliśmy jak struś chować głowę w piasek i ruszyliśmy na wojnę. Bez strategii, bez wojska i bez przygotowania, za to z wielką wolą zwycięstwa.

W tym „Kurierze” kolejny dodatek specjalny. Tym razem o stosunkach polsko-żydowskich. Po prostu prawda!

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Bezwzględni żołnierze ISIS są czyimiś synami, mężami, ojcami. Co sprawiło, że porzucili swoje dotychczasowe życie?

Doświadczenie bezrobocia, biedy, nudy, lekceważenia i braku widoków na poprawę losu popycha wielu młodych w sidła islamskich radykałów obiecujących pełne przygód życie, z jasno wytyczonym celem.

Tomasz Szustek

Oglądając w środkach przekazu zatrważające sceny walk z wojny w Syrii, trzeba mieć świadomość, że oprócz Syryjczyków i Irakijczyków jest w tym piekle na ziemi znaczna liczba dżihadystów z wielu innych krajów świata. Zdesperowani, bezwzględni żołnierze tzw. Państwa Islamskiego (ISIS), są czyimiś synami, mężami, ojcami. Spotykali się ze swoimi rówieśnikami, żartowali, pili kawę w kawiarni. Co sprawiło, że porzucili swoje dotychczasowe życie, a w ich umysły zaczynał sączyć się jad źle pojmowanej „świętej wojny”? Gdzie zaczyna się ten straceńczy pochód po równi pochyłej? Ile życiorysów, tyle historii. To pewne. Inne zjawiska określają radykalizację młodych Arabów w Europie, inne zaś w ich krajach macierzystych. Jednak niektóre schematy powtarzają się zastanawiająco często.

Na początek warto odnotować, że w niespełna 11-milionowej Tunezji zrekrutowano najwięcej spośród państw regionu młodych wojowników, którzy następnie wyjechali do Syrii walczyć z rządowymi wojskami Baszara al-Asada w szeregach różnych islamskich organizacji fundamentalistycznych. Dopływ nowych muzułmańskich radykałów nie ustał, gdy na arenę walk wkroczyło tzw. Państwo Islamskie (ISIS). Statystyki mówią o około 5–10 tysiącach młodych ochotników z Tunezji przeszmuglowanych, głównie przez Libię, na tereny walk w Syrii i Iraku.

Protest bezrobotnych absolwentów w Tunisie

Rekrutacją zajmowali się najpierw radykalni imamowie, którzy po rewolucji Arabskiej Wiosny objawili się w znacznej liczbie w tunezyjskich meczetach, a następnie profesjonalni rekruterzy organizacji islamistycznych. Ale zanim ten proces nastąpił, musiało istnieć zaplecze potencjalnych wojowników i zamachowców-samobójców. W młodym człowieku musiało coś pęknąć, musiało zdarzyć się coś, co popchnęło go w ciemną stronę radykalnego islamu. Takiej wewnętrznej przemiany doświadczyło wielu mężczyzn z proletariackich środowisk z przedmieść miast i zapomnianych prowincjonalnych miasteczek.

Rewolucja 2011 roku, która zakończyła rządy wieloletniego dyktatora Zajn Al-Abidin Ben Alego, wyniosła na piedestał hasła wolności, demokracji i godności (wszechobecne podczas rewolucyjnych dni słowo karama – z arab. ‘godność’). Rozbuchane nadzieje zostały szybko wystudzone przez wydarzenia kolejnych miesięcy, które przyniosły zjawiska i procesy burzące stabilny rozwój kraju, między innymi: wzrost znaczenia fundamentalistycznych ruchów islamistycznych (salafitów) i przejęcie przez ich polityczne skrzydło władzy w wyniku wolnych wyborów, chaos w sąsiedniej Libii, zamknięcie granicy tunezyjsko-libijskiej oraz rosnące wciąż bezrobocie.

Nowa, postrewolucyjna administracja stanęła wobec zadania radykalnego zreformowania gospodarki kraju. Nie było to zadanie łatwe, zważywszy na makroekonomiczne problemy związane z niedawną recesją w Europie, która jest głównym partnerem ekonomicznym Tunezji. Do tego doszedł kryzys w sektorze turystycznym – jednej z głównych gałęzi gospodarki. Odpływ turystów był spowodowany najpierw rewolucyjnym zamieszaniem, a potem obawą przed atakami terrorystycznymi, takimi jak w muzeum Bardo w Tunisie i na plaży w Susie w 2015 roku.

Tarek

Większość aktywności gospodarczej w Tunezji koncentruje się wokół trzech największych miast kraju, położonych na wybrzeżu Morza Śródziemnego: Tunisu, Susy i Sfaxu. Już od czasów starożytności dostęp do morza umożliwiał intensywne kontakty międzyludzkie, wymianę towarów i idei, co przyczyniło się do znacznego rozwoju gospodarki i infrastruktury tych regionów. Skupienie ośrodków rozwoju gospodarczego w regionie przymorskim kontrastowało z zastojem obszarów położonych w głębi kraju. Proces marginalizacji terenów prowincji pogłębił się jeszcze po rewolucji Arabskiej Wiosny na przełomie 2010/2011.

Mieszkańcy terenów środkowej, wschodniej i południowej Tunezji narzekają na dyskryminację z powodu nieproporcjonalnej dystrybucji dóbr narodowych, ograniczonego dostępu do służby zdrowia, edukacji i infrastruktury. Jednak tym, co najbardziej negatywnie wpływa na jakość życia w tych regionach i rozrywa tkankę społeczną, jest strukturalne bezrobocie, szczególnie wśród młodego pokolenia.

Rozczarowanie rewolucją jest powszechne, a tysiące młodych, często dobrze wykształconych ludzi jest pozbawionych jakiejkolwiek pomocy państwa. Po zakończeniu procesu edukacji w większych miastach, większość z tych, którym nie powiodło się w znalezieniu pracy, wraca do rodzinnych domów na prowincję, gdzie przynajmniej mają dach nad głową. Wynajem pokoju w dużych centrach miejskich jest wydatkiem znacznie przekraczającym możliwości wielu rodzin. Powrót do domu rodzinnego bywa dla tych 20-latków rozwiązaniem problemu, jeśli chodzi o zakwaterowanie, ale jest też pułapką, bo znalezienie zatrudnienia w małych miasteczkach i na wsiach okazuje się niemożliwe. Znaczna część obecnego młodego pokolenia zmuszona jest zatem, aby jakoś przeżyć, akceptować wykonywanie prac dorywczych lub wybierać zajęcia znacznie poniżej swoich umiejętności. Marnują się ich zawodowe kompetencje, a oni sami są powoli spychani w rejony społecznego i ekonomicznego wykluczenia.

Kadri

Wśród wielu rozmów przeprowadzonych podczas realizacji fotoreportażu, najbardziej zapadła mi rozmowa z 37-letnim Tarekiem. Ten były nauczyciel matematyki stracił pracę w szkole prawie 10 lat temu. Od tamtego czasu próbuje na wszelkie sposoby utrzymać rodzinę. Postanowił założyć własne gospodarstwo rolnicze, ale po kilku latach interes wciąż przynosił straty i ostatecznie zbankrutował. Potem Tarek pracował już dla innych, przy zbiorze warzyw i owoców, a ostatnio jest sprzedawcą w sklepie z nasionami. Urzeka jego dobra francuszczyzna, doskonałe maniery przy rozmowie, obeznanie w sprawach międzynarodowych i smutek w oczach, kiedy opowiada o sobie jako o przedstawicielu straconego pokolenia:

– Prawie całe moje najlepsze lata poszły na marne, jestem przed czterdziestką i nie mam nic. Cała moja edukacja – wszystko jest teraz nic niewarte, a co gorsza – wykształcenie dawało mi przez długi czas poczucie ułudy, ckliwej nadziei, że jestem coś wart i uda mi się coś w życiu osiągnąć.

Podczas rozmów z innymi Tunezyjczykami, szczególnie w średnim wieku 35–45 lat, powraca jak bumerang kwestia założenia rodziny. W tradycyjnym społeczeństwie muzułmańskim, a takim jest – szczególnie na prowincji – społeczeństwo tunezyjskie, dopiero żonaty mężczyzna zasługuje na szacunek i uznanie. Wydatki, jakie wiążą się z ożenkiem, stanowią nieosiągalną barierę dla wielu młodych mężczyzn, stąd znaczna liczba z nich skazana jest na starokawalerstwo i niski status już nie tylko materialny, ale i społeczny.

Ajmen

Dla młodszych, takich jak 26-latkowie: Kadri, inżynier IT, i Ajmen, dyplomowany chemik, najważniejszym marzeniem jest wyjechać z Tunezji do Europy, gdzie mogliby, w ich mniemaniu, rozwijać się dalej w dziedzinach, które studiowali w swoim kraju. Znalezienie pracy w wyuczonym zawodzie jest niezwykle trudne nawet w dużych miastach, rządzących się często korupcyjnymi prawami – kolejną przeszkodą w normalizacji życia społeczno-ekonomicznego w Tunezji.

– W dużym mieście, gdzie mógłbym znaleźć pracę zgodną z moim wykształceniem, nikt mnie nie zna i nie chce za mnie poręczyć, a to kluczowa sprawa przy rozdziale posad – mówi 35-letni Walid, bezskutecznie poszukujący pracy w zawodzie.

Na prowincji rytm prac sezonowych wybijany jest okresami zbioru poszczególnych płodów rolnych: oliwek, cytrusów, marchwi, pomidorów, zbóż, papryki. Latem prace rolne zamierają z powodu wysokich temperatur. Wiele młodych osób zatrudnia się przy zbiorach, aby w jakikolwiek sposób zarobić choć trochę pieniędzy. Nie jest to jednak rozwiązanie, na którym można oprzeć swoje dalekosiężne plany na przyszłość. Taka sama niestabilność i przypadkowość dotyczy prac w budownictwie, w którym czasowe zatrudnienie znajduje wielu mężczyzn, nawet tych, którzy mają znacznie wyższe kompetencje zawodowe. Kolejna grupa bezrobotnych próbuje jakoś związać koniec z końcem, uprawiając handel uliczny – tak jak Mohamed Bouazizi, tunezyjski bohater narodowy, którego desperacki akt samospalenia był impulsem wciągającym Afrykę Północną i Bliski Wschód w wir rewolucji Arabskiej Wiosny 2011 roku.

Wszystkie badania naukowe i specjalistyczne analizy pokazują, że religijna radykalizacja młodego pokolenia w krajach arabskich jest blisko skorelowana z gospodarczą zapaścią, wysokim bezrobociem i brakiem szans na zaspokojenie aspiracji.

Walid

Dogłębne doświadczenia bezrobocia, biedy, nudy, lekceważenia i braku widoków na poprawę losu popycha wielu młodych w sidła islamskich radykałów obiecujących ekscytujące, pełne przygód życie, z jasno wytyczonym celem.

Rozważając przyczyny popularności ruchów dżihadystycznych wśród młodzieży z krajów arabskich, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niejedna decyzja o porzuceniu dotychczasowego, napiętnowanego brakiem pracy i niemożnością założenia rodziny życia została podjęta w jednej z niezliczonych kafejek, w których młodzi mężczyźni spędzają całe dnie. Popijając kawę z małych filiżanek ze znajomymi, z którymi przeprowadzili już wszystkie możliwe rozmowy na wszystkie tematy, i wpatrując się w ekrany swoich smartfonów, na których oglądają przebłyski z innego, lepszego świata, dochodzą do wniosku, że nie mają wiele do stracenia, zaciągając się na wojnę nawet w imię obcej im formy islamu.

Sytuacja, w której znalazły się osoby sportretowane w tym reportażu, jest typowa dla dziesiątków tysięcy innych młodych ludzi w Tunezji. Rokrocznie szkoły średnie i wyższe opuszczają kolejne tysiące i u progu dorosłego życia nie widzą dla siebie żadnych możliwości, aby twórczo wykorzystać swój potencjał i ambicje.

Fotoreportaż skupia się bezrobotnych mężczyznach, na których tradycyjnie spoczywa obowiązek dostarczania rodzinie środków do życia, ale problem braku pracy dla dobrze wykształconych młodych osób dotyczy również kobiet. Po skończonych studiach rzadko mogą one podążać życiową ścieżką, którą same wybiorą. Często muszą, tak jak ich rówieśnicy, wracać na prowincję i wieść życie inne niż to, o którym marzyły podczas studiów.

Bezrobotny mężczyzna siedzący samotnie w kawiarni

Ulice większych i mniejszych miast są świadkami częstych marszów protestacyjnych bezrobotnych absolwentów szkół wyższych. Łączą się oni w różne stowarzyszenia, które wspólnie starają się naciskać na władze lokalne i centralne, aby rozbudowały programy ułatwiające start w dorosłe życie dobrze wykształconej młodzieży.

Zdjęcia były robione na przełomie 2016 i 2017 roku w okolicach miejscowości Regueb, w centralnej Tunezji, gdzie stopa bezrobocia waha się wg różnych źródeł od 25 do 40%. Wśród osób młodych te wskaźniki są jeszcze wyższe.

Fotografie: Tomasz Szustek/Uspecto Images

Tomasz Szustek – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 2003 roku mieszka w Irlandii. Pracował jako dziennikarz i fotograf w tamtejszych mediach polonijnych.

Reportaż Tomasza Szustka pt. „Bezrobocie jako jedna ze przyczyn radykalizacji islamskiej. Kilka refleksji z Tunezji” znajduje się na s. 2 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Reportaż Tomasza Szustka pt. „Bezrobocie jako jedna ze przyczyn radykalizacji islamskiej. Kilka refleksji z Tunezji” na s. 2 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Spotkanie z działaczem Solidarności Walczącej Adamem Borowskim na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej w Tarnowskich Górach

Tematem spotkania była Polska. Nasz Gość nazywa siebie piłsudczykiem. – Propagowanie postaw i zachowań patriotyzmu, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, to najlepsze, co możemy zrobić dla Polski – mówi.

Maria Wandzik

Adam Borowski to legendarny opozycjonista, działacz podziemnej „Solidarności Walczącej”, obecnie szef warszawskiego Klubu Gazety Polskiej oraz honorowy konsul czeczeńskiej Republiki Iczkierii. Działacz społeczny, wydawca Oficyny „Volumen”, odznaczony m.in medalem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (1993 r.) i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2006 r.). (…)

Nasza Ojczyzna, jest priorytetem. My, Polacy, „zwykli ludzie” niepodzieleni konfliktami, dla których suwerenność kraju „jest” i „będzie” najważniejsza, powinniśmy być dumni z naszego narodu, jego dziedzictwa, historii, kultury. Trzeba „wiedzieć, skąd wyszyliśmy i dokąd zmierzamy”. Wspólnota międzynarodowa powinna pamiętać, że jesteśmy świadomi swojej tożsamości, a stabilna gospodarka tylko nas umacnia. Poruszone zostały także kwestie: zmiany premiera Polski, realizacji planów przez rząd PiS, ogólny wizerunek Polski na arenie międzynarodowej oraz budząca wiele emocji reforma wymiaru sprawiedliwości.

Gość opowiadał, jak walczył o niepodległą, sprawiedliwą i wolną Polskę – przypomniał swój pobyt w więzieniu (w roku 1983 skazany na 6 lat, zwolniony warunkowo w 1984). Później, w 1985 roku, dołączył do podziemia jako członek „Solidarności Walczącej”.

Razem z żoną w 1989 r. stworzyli Oficynę Wydawniczą „Volumen”, w którym opublikował wiele książek dotyczących historii Polski. Są to m.in: „Łupaszka”, „Młot”, „Huzar”, „Solidarność. XX lat historii”, „Solidarność. Droga do niepodległości”, „Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.” (album, w którym po raz pierwszy zaprezentowano kilkaset zdjęć żołnierzy podziemia).

W podziękowaniu za interesujące spotkanie przewodniczący tarnogórskiej sekcji terenowej NSZZ „Solidarność” Jan Jelonek wręczył Adamowi Borowskiemu książkę: „Tarnogórska Solidarność” (red. Krzysztof Gwóźdź, Sebastian Rosenbaum, przy współpracy Roberta Ciupy, IPN 1980–1990). Natomiast w imieniu grupy oratoryjnej Marek Klementowski wręczył bohaterowi spotkania płyty: „Jan Paweł II Oratorium Pielgrzym” (J. Drechsler, Michał T. Malicki, Marek Klementowski) oraz „Misterium muzyczne Droga Krzyżowa” (J. Drechsler, Michał T. Malicki, M. Klementowski). (…)

Postać Adama Borowskiego i właściwe wybory, jakich dokonał w swoim życiu, przywracają nam wiarę w Polskę silną, wolną i bezpieczną.

Cały artykuł Marii Wandzik pt. „Spotkanie z Adamem Borowskim w Tarnowskich Górach” znajduje się na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Spotkanie z Adamem Borowskim w Tarnowskich Górach” na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Wartość Powstania i jego uczestników mamy okazję wyrażać w corocznych uroczystościach. Niech to będą uroczystości godne

List do Redakcji „Wielkopolskiego Kuriera Wnet”. Czytelniczka jest zbulwersowana niegodną organizacją obchodów stulecia wybuchu Powstania Wielkopolskiego, w tym prześmiewczą dekoracją hydrantów.

Iwona Janina Łakucewicz

List do Redakcji „Wielkopolskiego Kuriera Wnet”

Poznań, 12.12.17

Wielce Szanowna Pani Redaktor!

W dniu 11 XII 2017 roku w pod koniec emisji programu TVP „Teleexpress” ujrzałam uśmiechniętą, radosną Panią reprezentującą moje miasto Poznań, komunikującą telewidzom, jak w Poznaniu będziemy czcić uroczystości rocznicowe Powstania Wielkopolskiego. To, co usłyszałam i ujrzałam na ekranie telewizora podczas tej relacji, przeszło moje wyobrażenie o tym, jak obecni włodarze miasta pozwolili profanować nie tylko tę uroczystość, ale również polskie barwy narodowe. Okazało się bowiem, że z okazji tegorocznej 99 rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego „ozdobiono” hydranty w robione na szydełku biało-czerwone ubranka z wełny. Pani komentatorka z Poznania uznała, że to świetny pomysł, uzasadniając ten tragikomiczny koszmar stwierdzeniem, że „ludzie biorący udział w Powstaniu byli bardzo różni” i możemy ich upamiętnić „z przymrużeniem oka”. Tym samym dała do zrozumienia, że Powstańcy Wielkopolscy, szli bić się o swoją wymarzoną Polskę, jakby szli na jarmarczne przedstawienie. Ten obrzydliwy sposób pokazania Polaków idących do Powstania, jest dla mnie szokujący i nie do przyjęcia.

Jestem wnuczką poznaniaka Ludwika Nowaczewskiego, którego 18-letni wówczas brat Adam Nowaczewski zginął w tym Powstaniu. Powstańcy Wielkopolscy to nasi bohaterowie narodowi, dzięki którym w ogromnej mierze powstała II Rzeczpospolita.

Wartość Powstania i jego uczestników mamy okazję wyrażać w corocznych uroczystościach. Niech to będą uroczystości godne ich bohaterów i nie pozwólmy robić z nich jarmarcznego widowiska. Żyję w Poznaniu od urodzenia, pielęgnuję pamięć mojego wujka, dziadka i jego kolegów i zależy mi na tym, by jej nie profanowano.

Proszę, by moja i wielu Wielkopolan gazeta „Kurier WNET” również przyłączyła się do mojego protestu z wiarą i nadzieją, że takie sytuacje w przyszłości nie będą miały miejsca. Musimy dbać o szacunek i godną pamięć o tych, którzy ponieśli największą ofiarę dla mojej Ojczyzny, oddając dla niej życie.

Z wyrazami głębokiego szacunku

Iwona Janina Łakucewicz

Od Redakcji :

Zgadzamy się z Panią całkowicie. Ozdabianie hydrantów w barwy narodowe nie ma nic wspólnego z upamiętnianiem bohaterstwa ludzi, którzy oddawali swe życie w walce o niepodległość. Ich losy były tragiczne, byli wielkimi, bohaterskimi patriotami, walczyli z odwagą i determinacją o powrót Wielkopolski do odradzającej się po latach niewoli Ojczyzny.

Tak wielu ich wówczas zginęło, tak wielu odniosło rany. Miasto Poznań nie powinno pozwolić na deprecjonowanie i infantylizowanie zarówno swoich bohaterów, jak i narodowych symboli, jakimi są barwy naszej flagi.

List do Redakcji Iwony Janiny Łakucewicz domagający się powagi i godności w oddawaniu czci poległym uczestnikom powstania wielkopolskiego znajduje się na s. 8 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List do Redakcji Iwony Janiny Łakucewicz domagający się powagi i godności w oddawaniu czci poległym uczestnikom powstania wielkopolskiego na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Dajcie ostatecznie domknąć się trumnie komunizmu! Nie warto promować postkomunistów, aby nimi okładać totalną opozycję

Niektórzy członkowie „grupy trzymającej władzę” pojawiają się stale na rozmaitych antenach TVP, Polskiego Radia, portalach internetowych i w gazetach, jakby moralnie zostali rozgrzeszeni za PRL.

Paweł Czyż

Od miesięcy niektóre media „prawicowe” odnajdują na swoich łamach miejsce dla takich osób, jak Kazimierz Kik, Leszek Miller, Włodzimierz Czarzasty czy Aleksandra Jakubowska.

Z tą byłą poseł SLD wywiad przeprowadziła 11 grudnia telewizja wPolsce.pl. Redaktor naczelna wPolsce.pl Agata Rowińska tak zachwala swoją telewizję: Teraz telewizja wPolsce.pl dołączyła do mediów, które pilnują Polski. Ludzie tworzący dziś wPolsce.pl wyrastali właśnie z tej wolnościowej idei, przestrzeni niezależnej myśli i bezkompromisowej odwagi w głoszeniu prawdy. Tylko niezależne media są w stanie tworzyć rzeczywistość, a nie jedynie ją komentować. Chcemy być też odpowiedzią na propagandę i informacyjną papkę. (…)

Kazimierz Kik – tytułowany „profesorem” po Akademii Nauk Społecznych przy PZPR, Leszek Miller – „magister” Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, Włodzimierz Czarzasty – szef SLD (nowej „poczwarki” PZPR), czy właśnie Aleksandra Jakubowska… stali się dla niektórych tzw. prawicowych mediów najwidoczniej poważnymi komentatorami rzeczywistości politycznej AD 2017.

Wielu oburza kara finansowa dla TVN-u, ale już nie – jawne promowanie postkomunistów, czasem też w „nowej” telewizji publicznej, utrzymywanej częściowo również z pieniędzy podatników pokrzywdzonych bezpośrednio oraz pośrednio działalnością PPR/PZPR/SdRP/SLD.

Kończy taki „magister” Leszek Miller czy Włodzimierz Czarzasty swoje „bajki” w tzw. prawicowych mediach i idzie pod Sejm RP protestować z byłymi SB-kami przeciwko obniżeniu im świadczeń. Zatem gdzie sens promowania postkomunistów? Efekty tej niefrasobliwości niektórych mediów widać już w sondażach, bo SLD regularnie uzyskuje obecnie 5% poparcia. Czasem nawet 8%…

Zatem warto zaapelować do tzw. prawicowych mediów. Dajcie ostatecznie domknąć się trumnie komunizmu! Nie warto promować postkomunistów, aby nimi okładać tzw. totalną opozycję.

Lepiej miłośników PRL z SLD mieć pod gmachem Sejmu RP niż ponownie w ławach poselskich.

Po co dobrej zmianie nowy sejmowy front sporu, „nowe” ugrupowanie totalsów? Ponadto – tak jak nie było „dobrych nazistów”, tak i nie ma „dobrych komunistów”. To chyba powinno być oczywiste…

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Dajmy się domknąć trumnie komunizmu!” znajduje się na s. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Dajmy się domknąć trumnie komunizmu!” na s. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Dziękujmy za to, co dokonało się w czasie chronologicznym, ale jeszcze bardziej za chwile, które odmieniły nas duchowo

Podczas dziękczynnej Eucharystii na zakończenie Roku Pańskiego 2017 bardziej niż kiedykolwiek zastanawiamy się nad czasem przeszłym, który już minął, i czasem przyszłym, jaki nas, być może, oczekuje.

Abp Stanisław Gądecki

Podczas dzisiejszej Mszy świętej dobrze jest spojrzeć na miniony w tym roku 2017 czas, zastanawiając się tak nad jego chronologicznym, jak i zbawczym wymiarem. Najprościej spojrzeć na miniony rok z perspektywy trzech głównych nurtów życia Kościoła: dzieła nauczania, uświęcania i służby.

W nurcie nauczania w mijającym roku po raz pierwszy obchodziliśmy Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego (30.04). Wierni w niektórych parafiach otrzymali „Chleb życia”, czyli pojedyncze fragmenty Listu do Galatów na karteczkach, aby mogli je zabrać do domu, odszukać zaznaczony tekst w swoim Piśmie Świętym, uważnie przeczytać i rozważyć w kontekście swego powołania i aktualnej sytuacji życiowej. (…)

Począwszy od 26 listopada, na Jasnej Górze obradował IV Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji na temat przygotowania do bierzmowania. Zastanawiano się tam, jak skuteczniej wychodzić na spotkanie młodym ludziom. Z badań przeprowadzonych na ten temat w Krakowie wynika, że pokolenie gimnazjalistów w dużej liczbie pragnie się angażować w Kościół, ale na ogół nie widzą dla siebie miejsca w Kościele. Nie widzą konkretnego zaproszenia. (…)

W dokumencie – przygotowanym przez Radę ds. Społecznych KEP – biskupi apelują o dobrze znany z historii Polski „patriotyzm otwarty na solidarną współpracę z innymi narodami i oparty na szacunku dla innych kultur i języków”. Podczas prezentacji tego dokumentu podkreśliłem, że patriotyzm to nic innego jak rozumna miłość ojczyzny. Przestrzegałem też przed stawianiem miłości do ojczyzny ponad miłością do Boga. Ostatnio wydana książka biskupa stanisławowskiego, błogosławionego Grzegorza Chomyszyna, Dwa królestwa, jest świetną ilustracją, ile kosztowała tego człowieka walka przeciwko niezdrowemu nacjonalizmowi o zachowanie właściwych relacji w tym względzie. (…)

Dnia 13 grudnia – w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego – wystosowałem Apel o wzajemny szacunek i kulturę w debacie publicznej: „Zawsze, kiedy brat występował przeciw bratu, a Polak przeciw Polakowi, cierpiała na tym nasza jedność i nasza niepodległość”.

Prezydium KEP wydało list z okazji 75. rocznicy śmierci Edyty Stein. „Europa chce zapomnieć o chrześcijańskich korzeniach; głosi się prawo do eutanazji czy też prawo kobiet do zabijania własnych nienarodzonych dzieci, podważa się instytucję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, promuje się ideologię gender. Tragiczny staje się świat, który odrzuca Boga” – czytamy w tym dokumencie.

6 października w Belwederze miała miejsce konferencja naukowa upamiętniająca osobę księdza arcybiskupa Antoniego Baraniaka, który należy do panteonu żołnierzy niezłomnych Kościoła. Po konferencji zaprezentowano najnowszy album IPN o torturowanym przez komunistów arcybiskupie. (…)

Drugi nurt życia Kościoła to dzieło uświęcenia, mocno związane z liturgią. W tym nurcie – od 25 grudnia 2016 do 25 grudnia 2017 roku – trwał w Kościele katolickim w Polsce Rok Świętego Brata Alberta. Wielkość Brata Alberta wyraziła się w tym, że potrafił on poruszyć innych, aby nie pozostawali obojętni na los najbardziej opuszczonych, potrafił wyzwolić ludzką solidarność i dobroczynność. Brat Albert jest dla naszych współczesnych świadkiem niesienia Ewangelii ubogim. Potrzeba nam wciąż takich świadków, aby nasze serca były ciągle wrażliwe na niezliczone ludzkie biedy. Abyśmy w naszym postępowaniu byli nieustannie inspirowani „wyobraźnią miłosierdzia”. (…)

2 września odbyły się uroczystości 140. rocznicy objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Matka Boża objawiła się tam dwóm dziewczynkom, przemawiając do nich po polsku i polecając odmawianie modlitwy różańcowej 40 lat przed objawieniami fatimskimi. Objawienia gietrzwałdzkie stały się początkiem przebudzenia świadomości narodowej miejscowych Warmiaków w zaborze pruskim. Objawienia te – jako jedyne w Polsce – zostały uznane przez Kościół katolicki. (…)

Trzeci nurt życia Kościoła to służba. Tutaj należy najpierw wymienić inicjatywę ustawodawczą Komitetu Obywatelskiego „Zatrzymaj aborcję”. Przedstawiciele tego komitetu złożyli w biurze podawczym Sejmu RP obywatelski projekt ustawy wykreślającej dotychczasową przesłankę eugeniczną, która umożliwiała zabicie dziecka ze względu na podejrzenie go o niepełnosprawności bądź choroby (30.11). (…)

Od 2020 – dzięki inicjatywie „Solidarności” – ma obowiązywać zakaz handlu w niedziele. Sejm zadecydował, że do tego czasu będą obowiązywać stopniowe ograniczenia: od 1 marca 2018 roku będą dwie niedziele handlowe w miesiącu; a w 2019 r. handlowa będzie ostatnia niedziela każdego miesiąca. Stworzone zostały przesłanki ku temu, aby Polacy mieli świąteczny czas na budowanie lepszych relacji między sobą. (…)

24 września Mszą świętą dziękczynną w archikatedrze warszawskiej zakończył się Narodowy Kongresy Trzeźwości. Jedynie ludzie trzeźwi mogą realizować swoje najpiękniejsze marzenia o miłości i radości, o życiu w harmonii z Bogiem i ludźmi, o założeniu trwałej i szczęśliwej rodziny, czy też o życiu kapłańskim lub zakonnym. Jedynie ludzie trzeźwi są w stanie żyć w wolności dzieci Bożych, w wolności do dobra i do stawania się świętymi. (…)

Gdy idzie o pomoc ofiarom konfliktów wojennych poza granicami naszej ojczyzny, to Caritas Polska – dzięki programowi „Rodzina Rodzinie” – objęła opieką ok. 9 tys. syryjskich rodzin na łączną sumę ponad 30 mln zł. Osobiście przekazałem w Budapeszcie na rzecz Caritas Libanu 100 tys. euro poszkodowanym. Jest to wspólna inicjatywa Episkopatu Polski i czterech innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które łącznie przeznaczyły na ten cel 450 tys. euro.

Dnia 21 października franciszkanka misjonarka Maryi, siostra Urszula Brzonkalik pracująca w Alepppo w Syrii, otrzymała nagrodę „Ubi Caritas”. Jej zgromadzenie niesie wsparcie mieszkańcom Aleppo, prowadząc m.in. kuchnie żywiące dziennie ok. 8 tys. osób i angażując się w realizację programu „Rodzina Rodzinie”. jest to osobiste świadectwo służby, które bardziej przekonuje niż pieniądze.

Tak więc tym, którzy są przekonani zupełnie niesłusznie, iż Kościół nic nie robi, radzę najpierw spojrzeć na podstawową, codzienną pracę duszpasterską Kościoła w Polsce, następnie na wymienione tutaj niektóre z ważniejszych wydarzeń roku 2017 w Kościele, wreszcie – zachęcam do włączenia się przynajmniej w jedno z dzieł z nurtu nauczania, uświęcania albo służby.

Na zakończenie roku kalendarzowego dziękujmy Bogu za „chronos” i „kairos”, w którym Bóg pozwolił nam uczestniczyć w tym roku. Jest za co dziękować, za to, co dokonało się w minionym czasie chronologicznym, ale jeszcze bardziej za chwile łaski, które odmieniły nasze życie duchowe.

Cała homilia abpa Stanisława Gądeckiego podsumowująca ubiegły rok w Kościele znajduje się na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Homilia abpa Stanisława Gądeckiego podsumowująca ubiegły rok w Kościele na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

W 1917 roku powstał organizm polityczny niewidzianego dotychczas typu – który zaciążył nad historią całego świata

3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotrogrodzie zjawił się szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy”.

Mirosław Grudzień

Bolszewicki przewrót przypadł na ważny moment I wojny światowej. W 1917 r. początkowy rozmach pierwszych ofensyw państw sojuszu militarnego, tzw. centralnych (Cesarstwo Niemieckie, Monarchia Austro-Węgierska, Imperium Tureckie, Carstwo Bułgarii), utknął w okopach. Morska blokada gospodarcza stosowana przez marynarkę brytyjską odcinała dowóz wszystkiego. Wyniszczała państwa centralne (głównie Niemcy) gospodarczo. Głód i brak wszelkich artykułów pierwszej potrzeby doprowadzały ludność tych państw do nędzy i głodu. Zajęcie w 1916 r. Rumunii, zagarnięcie jej zasobów żywnościowych i ropy naftowej osłabiło tylko na krótko koszmar „blokady głodowej”, wyczerpania się surowców i środków technicznych prowadzenia wojny. A właśnie Anglicy zaczęli wprowadzać na froncie zachodnim się nowy rodzaj broni − czołgi. Gospodarczy organizm Niemiec zaczął wtedy wykazywać cechy zawałowe.

Niemcy starały się na to mściwie i niemądrze odpowiedzieć totalną wojną prowadzoną przez łodzie podwodne, także przeciwko statkom pasażerskim i handlowym. Doprowadziło to jednak tylko do drastycznej, niekorzystnej dla państw centralnych zmiany w układzie sił walczących. Oto bowiem 6 kwietnia dotychczas neutralne Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny po stronie Ententy − która była sojuszem przeciwników państw centralnych, a jej trzon stanowiły Wielka Brytania, Francja i Imperium Rosyjskie. (…)

Właśnie wtedy, 9 kwietnia o godzinie 15.10 z Zurichu wyjechało 32 rosyjskich emigrantów-rewolucjonistów. Asystowali im dwaj oficerowie niemieckiego Sztabu Generalnego – rotmistrz rezerwy von Planitz i podporucznik von Buhring jako tłumacz.

Dotarli do pogranicznej niemieckiej stacji Gottmandingen i przesiedli się do wagonu pociągu, który przewiózł ich bezpiecznie i bez kontroli przez terytorium Cesarstwa Niemieckiego do portu Sassnitz na bałtyckiej wyspie Rugia, skąd po podróży szwedzkim promem kolejowym Drottning Victoria wylądowali w Szwecji, w porcie Trelleborg, i udali się do miasta Haparanda przy granicy z Wielkim Księstwem Finlandii, stanowiącym wówczas część Imperium Rosyjskiego.

3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotrogrodzie zjawił się najważniejszy z tych ludzi, szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy”.

Człowiek ten jako nowy szef państwa rosyjskiego oddalił od państw centralnych ostateczną klęskę o rok i 5 miesięcy. (…)

Latem 1912 r. w Krakowie pojawia się dwóch ludzi. Jeden z nich to JAKUB „HANECKI” (właściwe nazwisko Fürstenberg), działacz Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, a zarazem członek wierchuszki bolszewickiej – leninowskiego odłamu Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Pochodził z zamożnej rodziny kupieckiej, spolszczonej, o korzeniach niemieckich bądź żydowskich, studiował w Berlinie, Heidelbergu, Zurichu… Drugi z tych jegomościów – niewysoki, o nieco mongolskich rysach − to przybysz z Paryża, szlachcic rosyjski WŁADIMIR ULJANOW, szef bolszewickiej frakcji rosyjskich socjaldemokratów. Pochodzenie bardzo mieszane: po ojcu kałmuckie, po matce żydowsko-szwedzko-niemieckie. „Rosyjskimi idiotami” pogardza jako zbyt miękkimi do robienia skutecznej rewolucji, dlatego od dawna otacza się inoplemiennikami – ludźmi nierosyjskiego pochodzenia.

Uljanow zasłynął już w środowiskach socjalistycznych Europy pod pseudonimem Lenin. Zostanie przywódcą państwa „robotników i chłopów”. Na razie jednak na emigracji zagłębia się w dyskusje teoretyczne z kolegami-rewolucjonistami po kawiarniach, pozuje na głębokiego marksistowskiego myśliciela. Jest przy tym mocno oderwany od życia swojego kraju, obce mu jest wyczucie tego, co nurtuje jego macierzyste społeczeństwo, a zwłaszcza tzw. lud – no, robotnicy to jeszcze pół biedy, ale np. od chłopów dzieli go ściana obcości. (…)

J. Felsztyński twierdzi, że Hanecki już wcześniej był „kontaktem operacyjnym” wywiadu austro-węgierskiego w ramach wielkiej operacji wywiadowczo-dywersyjnej wykorzystania Polaków z rosyjskiej Kongresówki do celów wywiadowczo-dywersyjnych przeciwko Rosji − w obliczu zbliżającej się wojny, z którą c.k. tajne służby liczyły się bardzo realnie. Dotyczyło to także innych poddanych rosyjskich, o ile byli mocno skonfliktowani z swoim państwem, a tacy byli właśnie rewolucjoniści-emigranci z różnych odłamów rosyjskiej socjaldemokracji oraz spośród wyznających idee terroru eserowców. (…)

Lenin liczył na wojnę Rosji z Austro-Węgrami, chociaż nie bardzo w nią wierzył. Wojna między Rosją a Austrią byłaby dla rewolucji rzeczą niesłychanie pożyteczną − powiedział Gorkiemu w 1913 r. − ale szanse, że (…) sprawią nam taką przyjemność, są nikłe. Sądził, że będzie to wojna ograniczona i zlokalizowana, podobnie jak niedawna wojna rosyjsko-japońska. Rzekomo genialny Lenin nie przewidział wojny Rosji z Niemcami ani tym bardziej wojny światowej, kiedy to Rosja zmuszona byłaby do walki z armiami Niemiec, Austro-Węgier i Turcji.

Gdy już Rosja walczyła z trzema wrogami, Lenin utrzymywał wśród swoich, że porażka Rosji byłaby „mniejszym złem” niż porażka lepiej rozwiniętych Niemiec… W dysputach z Trockim i Aleksandrą Kołłontaj dowodził, że uruchomiłaby ona wybuchowy potencjał ludów ujarzmionych i tym samym pogrążyłaby w upadku znienawidzone carskie imperium. Musiał zdawać sobie sprawę, że w warunkach zwycięskiej dla Niemiec wojny te zbuntowane ludy nie miałby innego wyjścia, jak schronić się pod skrzydła „wyzwolicielskiej” armii Cesarstwa Niemieckiego. Niebawem rozwinie się z tego myśl o oddaniu Niemcom – przynajmniej tymczasowo – peryferyjnych narodowości Imperium, stęsknionych za wolnością i nienawidzących rosyjskiej niewoli. (…) Co ciekawe, bardzo podobny plan opracował wtedy sztab wojskowo-polityczny cesarskich Niemiec. Nazwano go Planem „Mitteleuropa” − przewidywał on dominację Niemiec od czubka Danii po Zatokę Perską… i wieniec państw wasalnych od południa i od wschodu. (…)

Równoległe w polu działania wywiadu niemieckiego pojawia się inna postać. To doktor ALEKSANDER PARVUS, emigrant z Rosji, wtedy już obywatel Niemiec i socjaldemokrata, a do tego biznesmen, milioner z rodziny rosyjskich Żydów. Właściwe nazwisko: Izrael Helphand i pod takim pojawił się początkowo w dokumentach niemieckiego wywiadu. W styczniu 1915 r. Parvus spotyka się z niemieckim ambasadorem w Istambule Hansem von Wangenheimem. Wykłada mu swoją autorską koncepcję wywołania w Rosji rewolucji.

Ambasador informował swoje MSZ, że znany rosyjski socjalista, dr Helphand, jeden z liderów ostatniej rosyjskiej rewolucji [1905 r.], od początku wojny zajmuje stanowisko jawnie proniemieckie. I oto ten „lider” przekonuje niemieckiego posła o zbieżności interesów Cesarstwa Niemieckiego i rosyjskich rewolucjonistów. Dodaje też ciekawą myśl, że rewolucjoniści mogą osiągnąć swoje cele pod warunkiem… podziału rosyjskiego Imperium na mniejsze państwa, według szwów etnicznych.

Na prośbę von Wangenheima w marcu tegoż roku Parvus skierował do rządu niemieckiego szczegółowy plan zorganizowania w Rosji rewolucji, znany jako Memorandum dra Helphanda. Wtedy też przedstawił sekretarzowi stanu w niemieckim MSZ von Jagowowi projekt „przygotowania masowego strajku politycznego w Rosji”.

W maju 1915 r. Helphand-Parvus spotkał się z Leninem. Jak wspomina, powiedział wodzowi bolszewików: Teraz rewolucja jest możliwa tylko w Rosji, gdzie może wybuchnąć… jako skutek zwycięstwa Niemiec. (…)

Z raportów ówczesnego niemieckiego ambasadora w Kopenhadze Ulricha von Brockdorff-Rantzau wynika, że w 1915 r. doszło do kolejnych kontaktów z Parvusem, który „postawił kwestię niezbędności doprowadzenia Rosji do stanu chaosu poprzez wsparcie najradykalniejszych elementów”. W memorandum na temat rozmów z Parvusem poseł von Brockdorff-Rantzau pisał: Uważam, że z naszego punktu widzenia to sprawa priorytetowa − wesprzeć ekstremistów i w ten sposób najszybciej doprowadzi to nas do określonych rezultatów. Jego zdaniem, w przeciągu najwyżej trzech miesięcy można liczyć na tak daleko posuniętą dezintegrację, że będziemy mogli złamać Rosję siłą wojskową. (…)

3 kwietnia kanclerz złożył w Skarbie Rzeszy zapotrzebowanie na 2 miliony marek na „propagandę w Rosji”. Wtedy też upełnomocnił niemieckiego ambasadora w Bernie do zaproponowania rosyjskim emigrantom przejazdu do Rosji przez Cesarstwo Niemieckie.

Cały artykuł Mirosława Grudnia pt. „Bolszewicki »bakcyl dżumy«” część I znajduje się na s. 16 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Grudnia pt. „Bolszewicki »bakcyl dżumy«” na s. 16 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Kazik Staszewski: Nigdy nie odwalaliśmy fuszerki. Nie miałem ciśnienia na to, żeby zaistnieć w radiu czy w telewizji

Jesteśmy jak dojrzały oddział wojskowy, który niejedną bitwę wygrał, niejedną przegrał, i wiemy, że możemy na siebie liczyć. Nie wyobrażam sobie, abyśmy mogli funkcjonować bez tych ludzi, jakich mamy.

Sławomir Orwat
Kazik Staszewski

Co chciałeś nam przekazać w utworze Kwartetu ProForma „Kalifat”?

Stoimy, moim zdaniem, u progu konfrontacji z islamem, z tym islamem wojującym. Spróbowałem stanąć w tym utworze jakby po drugiej stronie. Pomysł na ten tekst powstał jesienią ubiegłego roku, podczas poprzedniej wizyty Kultu w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Był koniec września. Przywieziono nas z lotniska w takie miejsce w Dublinie, gdzie studenci przygotowywali się poprzez zabawę do rozpoczęcia roku akademickiego. Ja, który sporo rzeczy w życiu widziałem, byłem kompletnie zszokowany. Dla mnie, 51-latka, były to niemalże dzieci, które zatracały się w narkotykowo-alkoholowo-seksualnej zabawie. Z tego, co widziałem, chodziło głównie o to, aby znietrzeźwić się alkoholem, skatować jakimiś dragami i zaliczyć szybki seks.

Wyobraziłem sobie sytuację, co by było, gdyby na tej ulicy pojawił się prosto z Bagdadu jakiś pobożny muzułmanin i miał okazję to zaobserwować. Byłoby to dla niego ewidentnie wcielone piekło na ziemi, które należy zniszczyć, i myślę, że dekadencka kultura cywilizacji zachodniej zbliża się do nieuchronnej konfrontacji, ponieważ macie tu takich muzułmanów coraz więcej i oni, widząc upadek tego, co biały człowiek proponuje, z dominującą energią – podejrzewam – w końcu do takiej konfrontacji doprowadzą.

Powstanie Państwa Islamskiego, które przedstawiło ostatnio swoją mapę planowanych zdobyczy terytorialnych do 2020 roku, pokazuje nam, że za naszymi drzwiami stoi możliwość, a nawet przymus konfrontacji z kimś, kto jeńców nie bierze.

Dawno temu śpiewałeś: „Na wschodzie anarchia, na zachodzie anarchia, system się pali i wali, system pali się, system pali się, system pali i wali się!” Nie uważasz, że historia zakręciła koło i świat stanął obecnie na skraju jeszcze większego rozgardiaszu niż wtedy, gdy powstał ten tekst?

Trochę tak. Wtedy wszystko było dosyć czytelne. Świat był podzielony na dwa obozy – komunistyczny i zachodni. Wydawało mi się wtedy, że sczeznę w komunie do końca życia i nic się nie wydarzy, a jednocześnie czułem się zakleszczony w niemożności rozwiązań ostatecznych. Okazuje się jednak, że historia świata potrafi przebiegać bardzo szybko. Obecnie wytworzyła się sytuacja bardzo nieciekawa. Z jednej strony czeka nas, moim zdaniem, nieuchronny konflikt z islamem, z drugiej strony – bardzo irracjonalny i nieobliczalny Władimir Putin, którego nie mogę rozgryźć i który w sprawie Ukrainy zachowuje się bardzo dziwnie.

Na przykład jego reakcja na wydarzenia z Majdanu, jaką była aneksja Krymu, pokazuje, moim zdaniem, że nie zachował się wtedy jak zawodowy czekista, tylko trochę jak głupek. Ukraina w swojej strukturze była takim półpaństwem aż do momentu wydarzeń na Majdanie i aneksji Krymu, kiedy to stała się państwem, które nagle poczuło niezwykle silną tożsamość i to waśnie agresja Putina na Ukrainę stworzyła pełnoprawne państwo w Europie.

Poza tym szereg drobnych konfliktów w nieogarniętej w jakikolwiek sposób Afryce, gdzie z jednej strony widać coraz większe wpływy muzułmańskie, a z drugiej – wchodzą Chińczycy ze swoją siłą ekonomiczną i wojskową. Ponadto cały system ekonomiczny i to, co się robi z zadłużeniem Grecji i kolejnych państw. Jak Andrzej Lepper powiedział kiedyś, żeby dodrukować pieniądze na pokrycie długu publicznego, to wszyscy go uznali za ignoranta i debila, a potem okazało się, że decyzje Baracka Obamy, Banku Centralnego w Ameryce i wielu banków europejskich były dokładnie takie same. W niedługim czasie może więc coś pierdolnąć w systemie bankowo-finansowo-ekonomicznym i wtedy może okazać się, że wszyscy działamy, posiadając jakieś pieniądze, których tak naprawdę nie ma.

Na początku lat 90. był taki filozof amerykański Francis Fukuyama, swego czasu bardzo modny, który obwieścił światu, że oto system demokratyczny zwyciężył i jest koniec historii. W związku z tym, że tak światły na pierwszy rzut oka umysł tak drastycznie się pomylił, można by stworzyć przysłowie i wrzucić je do mowy potocznej: „Mylisz się jak Francis Fukuyama”.

Czyli można by zaryzykować stwierdzenie, że cywilizacja zachodnia, podobnie jak kiedyś Cesarstwo Rzymskie, może zakończyć swoje istnienie i czy nam się to podoba, czy nie, wejdziemy w całkowicie nowy rozdział w historii ludzkości? Może jednak się obronimy?

Nie wiem, czy się obronimy. Ja oczywiście chciałbym, aby to wszystko się obroniło, ale moja wiedza jest zbyt ułomna, bo jak widzisz, pomylił się nawet dużo bardziej światły człowiek. Podano kiedyś taki przykład, który dotyczy, co prawda, zasobów bogactw naturalnych, ale myślę, że można go przytoczyć także na potrzeby pokazania sytuacji politycznej, wojskowej czy ekonomicznej. Mówi on, że być może świat znalazł się obecnie w dokładnie takiej samej sytuacji.

Wyobraź sobie jezioro, które przez 30 dni zarasta wodorostami i po tych 30 dniach zamienia się w bagno. Pierwszego dnia trochę się tych wodorostów pojawia, drugiego dnia pojawia się ich dwa razy tyle, trzeciego dnia jest ich znowu dwa razy tyle ile było w dniu poprzednim, czwartego dnia jest ich dwa razy tyle, ile było trzeciego dnia. Każdego dnia ilość wodorostów zwiększa się dwukrotnie wobec stanu z dnia poprzedniego i jeśli przyjmiemy, że to jezioro zarasta w 30 dni, to ile będzie zarośniętego jeziora dwudziestego dziewiątego dnia? Otóż będzie dokładnie połowa, bo trzydziestego dnia zarośnie znowu dwa razy tyle.

Myślę, że w takiej właśnie sytuacji jest obecnie świat. Jeszcze wszystko na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka poprawnie gra, natomiast obawiam się, że na koniec będzie jakieś nagłe wydarzenie, które odmieni obecną formułę istnienia ludzkości w stopniu zasadniczym.

Kolejny cytat: „Cieszy mnie to, że ten zespół cały czas ma poparcie ludzi, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że oni po prostu robią swoje. Mój tata nigdy się nie sprzedał. Robi swoje i ciągle ma coś do powiedzenia. Myślę, że w tym tkwi cała tajemnica”. Czy Janek faktycznie trafił w sedno tą wypowiedzią?

Widocznie jest w tym trochę racji. Robimy swoje, a czy nie sprzedaliśmy się? Wiesz… w internecie, co druga opinia jest, że się sprzedałem. Myślę, że bardzo dobrą szkołą dla mnie było to, że myśmy działali te pierwsze 10, 12 lat na zasadach zupełnie amatorsko-hobbystycznych. Do 1990 roku nie przypuszczałem, że będzie to jakieś moje konkretne zajęcie, wobec czego nie miałem żadnego ciśnienia na to, żeby zaistnieć gdzieś w radiu czy w telewizji. (…)

Nigdy nie odwalaliśmy tak zwanej fuszerki albo źle pojętej klezmerki. Trzeba tutaj przyjąć jakąś skalę. Jesteśmy jakimś tam robaczkiem, a Rolling Stones są przy tym robaczku Pałacem Kultury, ale myślę, że pewna analogia w naszym działaniu jest czytelna. Po nich też nikt nie spodziewa się, że jeszcze napiszą rock operę.

Cały wywiad Sławomira Orwata z Kazikiem Staszewskim pt. „Nigdy nie odwalaliśmy fuszerki” znajduje się na s. 19 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Sławomira Orwata z Kazikiem Staszewskim pt. „Nigdy nie odwalaliśmy fuszerki” na s. 19 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Jak w majestacie prawa ograbiać z kapitału słabych, hamując ich rozwój / Florian St. Piasecki, „Kurier WNET” 43/2017

Prawo handlowe w międzynarodowej wymianie handlowej, opartej na koncepcji wolnego rynku, można uznać za bezprawie, szczególnie że naturalny proces globalizacji także sprzyja firmom wielkim i bogatym.

Prawda was wyzwoli (J 8,32)

Florian Stanisław Piasecki

Raport o błędach prawa gospodarczego Unii Europejskiej

Jak wiadomo ustrój kapitalistyczny opiera się na założeniu: istota ludzka dąży do polepszenia swojego bytu. Zaś głównym postulatem jest: prawo „świętej” własności posiadanych dóbr (majątku). Przy narastającej liczbie ludzi i ograniczonej ziemskich zasobów łatwe zdobywanie dóbr skończyło się.

Wtedy, aby powiększyć swój majątek, trzeba było unicestwić dotychczasowego właściciela w celu przejęcia jego majątku. Powstało nowe prawo wojenne – walki o byt. Zwycięzca prawem silniejszego zabierał majątek pokonanego. Brutalność tego prawa spowodowała uzupełnienie o przepisy mające chronić słabszych; nastąpiła (w Europie) chrystianizacja prawa.

Nie zahamowało to procesu zmian własnościowych, które zachodziły za zgodą ich właścicieli. Tak narodziła się dobrowolna, pokojowa wymiana dóbr. Później tę działalność, po wynalezieniu pieniądza, nazwano handlem. W istocie, pieniądz jest (umownym) dobrem uniwersalnym, które można wymienić na każde inne (kupić) i każde dobro wymienić (sprzedać) na dobro uniwersalne. Za tym powstało pojęcie kapitału, wyrażanego w jednostkach pieniężnych. Powstało w ten sposób wiele dóbr uniwersalnych – walut. Powstały giełdy walutowe, przeliczające stosunek (kurs) ich wartości. Obecnie jesteśmy świadkami narodzin wspólnej waluty ogólnoświatowej.

Teraz każdą wymianę dóbr z udziałem pieniędzy nazywamy handlem, a bez ich udziału – barterem. Wymiana handlowa zastąpiła potrzebę zmian własnościowych bez konieczności wywoływania wojen, przy zachowaniu istniejącego „świętego” prawa własności.

W rezultacie powstało prawo handlowe. O ile prawo dla krajowych transakcji handlowych okazało się wystarczające, to zastosowane do transakcji międzynarodowej wymiany handlowej, opartej na koncepcji wolnego rynku, jest stronnicze (dla wielkich i bogatych) i można uznać je za bezprawie, szczególnie że naturalny proces globalizacji także sprzyja firmom wielkim i bogatym.

Na naszych oczach ujawniają się wielkie afery i oszustwa, najczęściej związane ze sferą handlu i obrotem finansowym. Są to jednak „zwykłe” przestępstwa związane z łamaniem prawa. Ograniczają się do okradania skarbu państwa przez osoby fizyczne i osoby prawne, czasem także przez urzędników.

Treść przedstawionego tu raportu dotyczy innego rodzaju oszustw, dokonywanych w świetle prawa i z punktu obecnego prawa handlowego legalnych. Są to szczególnie obrzydliwe oszustwa, gdyż działają na korzyść państw bogatych kosztem państw biednych. W pracy dowodzę, że są one niesprawiedliwe. Widzimy to także na przykładzie Unii Europejskiej.

„PRAWO” WYKORZYSTYWANIA SŁABSZEGO

Wielkim problemem, nie tylko Unii Europejskiej, są zasady opodatkowania (podatkiem dochodowym) zagranicznych osób fizycznych i osób prawnych. Mianowicie pracownicy cudzoziemscy płacą taki podatek w kraju, w którym pracują, zaś filie zagranicznych firm – osoby prawne – płacą w swoich zagranicznych centralach (w krajach, w którym są zarejestrowane). Często rejestrują się w „rajach podatkowych”.

Jeżeli korporacja posiada wiele filii w wielu krajach, to finansowe wyniki są sumowane w kraju macierzystym, jednocześnie wykazując zerowe zyski w pozostałych krajach. Taką manipulację umożliwia przyjęcie specjalnie wyznaczanych wewnętrznych cen rozliczeniowych. Wyznaczenie takich cen jest zadaniem matematycznym (programowania liniowego), rozwiązywanym przy pomocy komputerów. Najprostszym przykładem manipulacji cenowych jest wymiana jednego dobra między dwoma „marketami”, np. ziemniaków. Market A działa na terenie państwa I (np. Polski), a Market B na terenie państwa II (np. Niemiec). Zakładając, że państwo I jest biedniejsze, a państwo II o wiele bogatsze, przyjmiemy, iż kurs giełdowy jest 1:4; taki jak np. przykład: zł:$.

Założymy następnie, że jednostką miary ziemniaków jest tona, a jej cena 1000 zł/t w kraju I, zaś w kraju II (gdzie wynagrodzenia są średnio czterokrotnie wyższe), 500 $/t. W kraju II ziemniaki są więc stosunkowo tańsze. Jednocześnie rolnik szwajcarski uzyskuje 500 $/t, dwa razy więcej aniżeli polski.

Pomijając koszty i zwroty VAT, uzyskujemy zysk 1000 zł (lub 250) z każdej wyeksportowanej tony ziemniaków. Teraz więc za wszystkie sprzedane, na przykład we Włoszech, ziemniaki z Polski, możemy zaimportować z Włoch pomarańcze po 500 $, czyli po 2000 zł za t. Policzmy, ile można zyskać na takiej operacji handlowej. Zakupując 10 ton ziemniaków, co nas kosztowało 10 000 zł, po ich sprzedaży uzyskamy 20 000 zł. Za tę kwotę (5 000 $) zakupimy 10 ton pomarańczy w celu ich sprzedaży w Polsce po cenie 16 000 zł/t, inkasując kwotę 160 000 zł (4 000 $).

Teraz wyobraźmy sobie, że te operacje wykona któryś „market” sieci niemieckiej w Polsce i market tej samej sieci we Włoszech. Wynik finansowy tych operacji pojawi się w Polsce. Zostanie on zaliczony jako zysk całej niemieckiej sieci zarejestrowanej w Berlinie, w którym zapłaci ona podatek dochodowy. Podatek ten zasili budżet niemiecki.

Jak więc łatwo zauważyć, handel międzynarodowy Polski i Włoch znalazł się poza kontrolą tych dwóch państw, a zyski osiąga inne państwo. Wszystkie operacje są wewnętrznymi operacjami jednego, prywatnego przedsiębiorstwa niemieckiego.

Stosowanie transakcyjnych cen wewnętrznych sieci handlowych w obrocie międzynarodowym umożliwia dowolne manipulacje miejscami powstawania kosztów i w konsekwencji miejscem powstawania sumarycznego zysku. „Optymalizacja” tych cen umożliwia niepłacenie podatku, gdyż markety korporacji przynoszą straty, z wyjątkiem jednego, wybranego w państwie, w którym podatek dochodowy jest najmniejszy.

Ponadto urzędy skarbowe państw nie mogą skontrolować wyników ekonomicznych marketów, gdyż są one ustalane poza granicami państw na terenie innych, dowolnie wybranych państw. Nietrudno odgadnąć, dla których państw taki system podatkowy jest korzystny, a dla których niekorzystny.

Jednocześnie biedniejsze kraje, cierpiące na bezrobocie, wysyłają swych obywateli do pracy w krajach bogatszych, tracąc wpływy budżetowe z podatku dochodowego, który muszą oni płacić w miejscu pracy, a nie w państwie, w którym są zarejestrowani jako obywatele.

Rozpatrzmy inny przykład:

Ceny jabłek i pomarańczy na tych rynkach są następujące: w Polsce jabłka 1 zł, pomarańcze 8 zł za kilogram. W Niemczech i Norwegii 0,5 euro za 1 kg jabłek. Natomiast we Włoszech pomarańcze są w cenie 1 euro za kilogram. Oczywiście wszystkie ceny są przykładowe.

Wyznaczmy następnie, kto i jakie osiągnie korzyści ze wszystkich transakcji. I tak pierwsza transakcja to sprzedaż do Niemiec 1000 kg jabłek. Właściciel sieci z każdego tysiąca zł (kredyt z banku) zainwestowanego w tę transakcję uzyska 2000 zł (500 euro), biorąc pod uwagę kurs giełdowy 4 zł za 1 euro. Za tę kwotę we Włoszech zakupuje 500 kg pomarańczy, uzyskując za nie w Polsce 4000 zł. Po zwrocie zainwestowanych (pożyczonych z banku) 1000 zł uzyskuje zysk 3000 zł! W rzeczywistości będzie nieco mniejszy, gdyż pominęliśmy koszty transportu i kredytu.

Sprawdźmy, jaką korzyść z tych transakcji uzyskała Polska – nic! I to w sytuacji, gdy eksportowała jabłka i importowała pomarańcze. A co uzyskały Niemcy? Podatek dochodowy od zysku zarejestrowanej w nich sieci. Jeżeli podatek byłby 10%, to budżet niemiecki otrzymywałby 300 zł (ponad 70 euro) – niedużo, ale bez pracy. Biorąc pod uwagę skalę obrotów handlowych, może to zapewnić znaczące podwyższenie np. emerytur obywatelom.

Zauważmy, że znacznie możemy powiększyć zysk, gdybyśmy jabłka wysłali do Norwegii. Mianowicie dostalibyśmy zwrot podatku VAT, gdyż Norwegia nie należy do Unii. Następnie otrzymaną sumę przesyłając do Włoch, możemy tam zakupić pomarańcze i przesłać je do Polski. Ten wariant nasuwa myśl, aby przesłać jabłka do Niemiec przez Norwegię, inkasując zwrot VAT, i te same jabłka przesłać z powrotem do Polski. Przy takiej operacji poniesiemy koszty transportu. Operacja może być nieopłacalna. Ale od czego mamy „głowę do interesów”: operację możemy wykonać „na papierze”. Jabłka mogą cały czas leżeć w magazynie.

TYPOWY PRZYKŁAD OSZUSTWA SŁABSZYCH

Rozpatrzmy następujący przykład. Obcy kapitał proponuje nam pomoc w wybudowaniu fabryki produkującej części samochodowe, która pozwoli zmniejszyć bezrobocie w kraju. Wyprodukowane części będą odbierane przez znaną obcą firmę produkującą samochody, dysponującą własną siecią sprzedaży. Oczywiście obcy kapitał także skorzysta, gdyż zmniejszy koszt produkcji samochodu (wskutek tańszej robocizny), a więc powiększy zysk.

Załóżmy, że taką umowę zawarto i fabryka została wybudowana. Dostarcza ona części (np. silniki) na zamówienie obcej firmy samochodowej, która jest jej właścicielem, chociaż działa na terytorium naszego państwa. Firma staje się firmą międzynarodową. Można więc uważać, że posiada strukturę sieciową. Przykładami takich firm są np. Fiat, Mercedes, itp.

Teraz obca firma zamawia w swojej filii zagranicznej potrzebne części, otrzymuje je po cenie własnej (bez zysku), gdyż nie jest to produkt do sprzedaży. Sprzedawany jest dopiero cały samochód. Wydaje się więc, że wszystko jest w porządku, obie strony są zadowolone.

Czy jednak na pewno?

Posłużę się przykładem liczbowym. Mianowicie niech koszt własny naszego silnika stanowi połowę kosztów własnych produkcji całego samochodu, a zysk jest równy połowie kosztu własnego produkcji samochodu. Na przykład: cena sprzedaży samochodu: 90 000 zł, koszt własny 60 000 zł, w tym koszt silnika 30 000 zł.

Załóżmy, że w ciągu roku sprzedano 100 000 samochodów. Stąd wynika, że firma „samochodowa” zgłosi do urzędu skarbowego swego kraju zysk do opodatkowania 3 mld. zł. Jednocześnie filia tej firmy działająca w naszym kraju nie osiąga jakiegokolwiek zysku, a przecież, proporcjonalnie do kosztu, połowę zysku osiągnięto kosztem pracy załogi w Polsce. Sprawiedliwość wymaga więc, aby połowa zysku była opodatkowana w polskim urzędzie skarbowym. Zasiliłoby to nasz państwowy budżet setkami milionów zł.

PAŃSTWO ZAKŁADNIKIEM MIĘDZYNARODOWEJ SIECI HANDLOWEJ

Z punktu widzenia prawa sieć jest to zbiór punktów handlowych (tzw. marketów – sklepów) rozproszonych na obszarze wielu państw, a należących do jednego właściciela. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to firma nastawiona na maksymalizację zysku, rozciągnięta na obszarze geograficznym wielu państw.

Z punktu widzenia funkcji gospodarczych sieć handlowa jest przedsiębiorstwem logistycznym, pośrednikiem między wytwórcami dóbr a konsumentami, umożliwiając usunięcie niedogodności wynikających z istniejących różnic między chwilami wytwarzania dóbr i ich konsumpcji oraz miejscem ich wytworzenia a miejscem ich konsumpcji.

Zastanówmy się, do czego taka sieć dąży.

  • Do obniżki cen kupowanych towarów, aby drogo je sprzedać (po cenie maksymalizującej sumę zysków);
  • Do minimalizacji podatków;
  • Do minimalizacji kosztów transportu i przechowywania;
  • Do unifikacji prawa handlowego na terenie państw objętych siecią.

W rezultacie sieci handlowe będą faworyzować masowych dostawców, wymuszając najniższe ceny zakupu, utrzymując ich na skraju bankructwa. Zauważmy, że odmowa sprzedaży po tak niskich cenach skutkuje natychmiastowym bankructwem tych dostawców. Sprzedając następnie te towary po cenie maksymalnej, sieć drenuje ludność (rynek) z pieniędzy.

Zyski te można jeszcze znacznie zwiększyć, przesyłając towar poza granicę Unii, aby następnie ten sam towar sprowadzić na rynek innego państwa w Unii, gdzie ten towar jest poszukiwany. Oczywiście przesyłanie towaru poza granicę Unii powoduje zwrot podatku VAT, zwiększając zysk sieci. Zauważmy, że operacja transportu towaru może być operacją czysto papierkową. Jest to klasyczny przykład wyłudzania VAT.

W sieci nie można opodatkować zysków z każdej transakcji, gdyż są to wewnętrzne obroty firmy. Można tylko opodatkować zysk roczny punktów handlowych. Ale w tym przypadku ma zastosowanie „podatkowa optymalizacja”. Polega ona na wykorzystaniu aparatu tzw. cen rozliczeniowych wewnątrz przedsiębiorstwa.

Ceny wewnętrzne towarów można tak ukształtować, aby na przykład wszystkie punkty handlowe nie miały zysku – z wyjątkiem jednego, który będzie opodatkowany podatkiem dochodowym od zysku całej sieci. Teraz przedsiębiorstwo, a faktycznie właściciel sieci decyduje, czy poczuwając się do bycia obywatelem jakiegoś państwa, wybierze punkt handlowy na obszarze tego kraju, czy jest obywatelem świata i wybierze punkt, w którym wykaże zysk całej sieci na obszarze państwa, w którym podatki są najmniejsze. Np. Cypr, Luksemburg, Kajmany itp.

Narasta fala rozwoju sieci ponadnarodowych (globalnych). Wzmaga to uczucie bezsilności wobec wzrostu nierówności. W efekcie nasila się ruch terrorystyczny.

CUDOWNY ROZWÓJ PORTÓW I ŻEGLUGI

Rozpatrzmy przykład wymiany dóbr między dwoma państwami. Załóżmy, że wytwórcę dobra A w państwie A łączą z konsumentem w państwie B następujące przedsiębiorstwa: firma A (handlowa), firma T (transportowa) i firma B (handlowa).

Założymy, że firmy handlowe A i B należą do tej samej sieci (np. LAND państwa A) lub firma B jest przedstawicielem zagranicznym firmy A.

W obydwu przypadkach zysk z transakcji wynikający z różnicy cen (zakupu u wytwórcy A i sprzedaży konsumentom B) zgarnie firma A (po odliczeniu kosztów transportu). Następnie firma A część zysku wpłaci do budżetu państwa A w postaci podatku dochodowego od osób prawnych.

Z punktu widzenia państwa A taką transakcję można nazwać EKSPORTEM. Z punktu widzenia państwa B – jest to przywóz towarów konkurencyjnych na teren państwa B.

Rozpatrzmy teraz odwrotną sytuację własnościową – to firma A jest przedstawicielem firmy B, która (przez swoje przedstawicielstwo) kupuje jakiś towar u wytwórcy A. W tej sytuacji cały zysk z transakcji zgarnie firma B.

Z punktu widzenia firmy B jest to IMPORT celowy, który dla budżetu państwa jest korzystny, gdyż powiększa dochody budżetu państwa B.

W tej sytuacji, z punktu widzenia państwa A, jest to wywóz towarów, być może potrzebnych krajowi A. Taki wywóz towarów jest niekorzystny dla państwa A. Nie można takich transakcji nazywać EKSPORTEM państwa A, gdyż nie przynoszą korzyści – jest to zwyczajny wywóz towarów.

A co będzie, gdy firmy (handlowe) A i B należą do tego samego właściciela, np. państwa C? Ma ono szansę opanować całość obrotów handlowych państwa A, a nawet grupy państw. Tak właśnie powstały i rozwijały się faktorie handlowe w świeżo odkrytych krajach zamorskich. Tak rozwinęły się np. Kampania Wschodnioindyjska, Hanza itp. Rozpoczęła się era „kolonialna”. Jak dziś wiemy, nie przyniosło to korzyści kolonizowanym krajom. Natomiast wzbogacili się kolonizatorzy, właściciele faktorii.

Na marginesie zauważmy: dla handlu międzykontynentalnego zasadniczą rolę odgrywa flota morska. Nie przypadkiem np. porty tak się rozrosły (np. Hamburg).

Reasumując, zyski (budżetu) z EKSPORTU można osiągnąć, gdy jest on realizowany przez własne firmy, a koszty IMPORTU maleją.

WNIOSKI KOŃCOWE

Najważniejszym „oszustwem prawnym” jest zróżnicowanie – dla osób prawnych i oddzielnie dla osób fizycznych – przepisów dotyczących miejsca płacenia podatku dochodowego. Osoby fizyczne płacą w kraju, w którym pracują, a osoby prawne (międzynarodowe sieci!) w kraju, w którym zarejestrowana została „centrala firmy”. Takie zróżnicowanie przepisów podatkowych jest wyraźnie korzystne dla krajów posiadających kapitał i wyraźnie niekorzystne dla krajów biedniejszych.

W obecnej sytuacji mamy trzy wyjścia.

W pierwszym przypadku musielibyśmy znaleźć jakieś państwo – własną kolonię, aby uzyskany tam zysk przesyłać do Polski. Niestety wydaje się, że w obecnej sytuacji jest to niemożliwe – spóźniliśmy się.

W drugim przypadku – politycznej walki o zmianę przepisu o podatku dochodowym – prowadziłoby to do „wojny” z najbogatszymi państwami świata. Tym bardziej, że objęłaby cały świat, zyskując poparcie kilkudziesięciu okradanych (z kapitału) biedniejszych państw. Aby uniknąć światowej rewolucji, proces zmiany zasad płacenia podatku dochodowego winna przeprowadzi ONZ, kończąc „erę kolonialną”.

Jest jeszcze trzecie wyjście – nic nie robić i dać się dalej wykorzystywać przez bogatszych. To grozi krwawą rewolucją, niekontrolowaną – żywiołową. Już dziś taką przyszłość sygnalizuje szerzący się terroryzm, szczególnie w państwach kolonialnych.

Rozumnym działaniem w tej sytuacji jest podjęcie czynności opisanych w drugim przypadku.

Nietrudno zauważyć, że takie zmiany radykalnie zlikwidowałyby „wędrówki ludów” w pogoni za lepszym życiem. Lepsze życie można by osiągnąć we własnym kraju, zabierając część zysków osiąganych przez firmy zagraniczne. Zatrzymana część zysku byłaby dalej w dyspozycji firmy, pod warunkiem zainwestowania tych zysków w kraju, w którym ten zysk osiągnięto.

Ogólnie można stwierdzić, że decydenci – także naszej gospodarki – nie doceniają szkodliwości zasad handlu międzynarodowego stosowanych przez ponadnarodowe sieci handlowe, produkcyjne i logistyczne. Przykładem jest oszukańcze nazywanie ruchu towarów opuszczających nasz kraj – eksportem. A przecież wywóz towarów z Polski przez firmy zagraniczne nie wzbogaca nas. Eksportem jest dostawa towaru do odbiorcy przez polskie przedsiębiorstwo, z zyskiem wynikającym z różnicy cen zakupu i zbytu towarów. Wtedy podatek od zysku zasilałby nasz budżet. Stąd zdziwienie sfer rządowych, że „eksport” rośnie, a wpływy z „eksportu” – maleją.

Wszystkie przykłady przytoczone w tym artykule dotyczą tego, jak w pełni legalnie ograbiać z kapitału słabych, skutecznie hamując ich rozwój. Tylko jeden przypadek jest zwykłym oszustwem – „papierowa transakcja”. Reszta wynika z fałszywej zasady płacenia podatku dochodowego w miejscu zarejestrowania przedsiębiorstwa. Ta błędna zasada powstała automatycznie w okresie odkryć geograficznych, gdy państwa kolonialne dostarczały np. noże za wiele drogocennych futer lub złotych wyrobów. Ta zasada przetrwała do dziś. Skutki tej zasady są widoczne współcześnie na przykładzie Afryki i trwającego „najazdu” na Europę uciekinierów z Afryki.

Przyjęcie zasady: płacisz podatki tam, gdzie osiągnąłeś zysk, umożliwiłoby powrót uciekinierów do miejsc zamieszkania i rozwijania własnego kraju, wykorzystując własny rosnący kapitał. Tak jak 100 lat temu postąpiła odrodzona Polska. Dziś znaleźliśmy się w sieci zagranicznych sieci.

Florian Stanisław Piasecki jest emerytowanym prof. nadzwyczajnym nauk technicznych i zwyczajnym PAN.

Artykuł prof. Floriana S. Piaseckiego pt. „Raport o błędach prawa gospodarczego Unii Europejskiej” znajduje się na s. 12 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł prof. Floriana S. Piaseckiego pt. „Raport o błędach prawa gospodarczego Unii Europejskiej” na s. 12 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl