Dekomunizacja w Nowym Sączu. Józef Piłsudski stanie w miejscu pomnika wdzięczności Armii Czerwonej

Budowa pomnika Józefa Piłsudskiego to bezspornie sukces lokalnych patriotów. Dali oni doskonały przykład skuteczności w oczyszczaniu przestrzeni publicznej ze stempli komunistycznego zniewolenia.

Józef Wieczorek

Przez 70 lat w centrum Nowego Sącza, w prestiżowym miejscu stał pomnik wdzięczności Armii Czerwonej zbudowany pod przymusem okupanta sowieckiego. Pierwszy pomnik, postawiony w grudniu 1945 r., już w styczniu 1946 r. został wysadzony w powietrze przez podziemie niepodległościowe, silne po wojnie w Beskidzie Sądeckim. Kolejny pomnik, mimo pewnych modyfikacji – już bez gwiazdy czerwonej, ale z sowieckimi napisami – przetrwał aż do roku 2015, bo władze Nowego Sącza nie zdołały przez lata, już w wolnej Polsce, wykonać uchwały rady miasta z 1992 roku (!) o usunięciu tej pozostałości sowietyzacji Polski. Po rozbiciu podziemia niepodległościowego w pierwszych latach po wojnie dążenia niepodległościowe w Nowym Sączu wyraźnie opadły. Nowy Sącz tak naprawdę w czasach III RP żył nadal w stanie zniewolenia z jego symbolem w reprezentacyjnym centrum miasta. (…)

Prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak (PiS) do końca stał twardo na straży pomnika chwały Armii Czerwonej, za co zbierał pochwały od konsula rosyjskiego.

Siły policyjne broniły nielegalnie stojącego pomnika, który dawno już winien być usunięty w ramach prawa o dekomunizacji przestrzeni publicznej, a sądy przez lata „grillowały”

Pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego w budowie | Fot. J. Wieczorek

uczestników manifestacji za ich patriotyczną, niezłomną postawę. Co prawda sprawy – także młodocianych uczestników manifestacji – umorzono, ale skarb państwa został uszczuplony z powodu tępienia antykomunistycznych demonstrantów i wykazano, że patriotyzm w III RP jest bardzo źle widziany. (…)

Ale jak to bywa przed kolejnymi wyborami, mamy jednak pomnikową „dobrą zmianę”. Po rozbiórce pomnika chwały Armii Czerwonej na jego miejscu ma być postawiony pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego na Kasztance. Powstał Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego, który zbiera fundusze, i prace budowlane już ruszyły. Pomnik ma być odsłonięty 11 listopada na 100-lecie niepodległości Polski, którą i Nowy Sącz po latach okupacji powoli ponownie odzyskuje.

Prezydent Miasta Ryszard Nowak, tak zasłużony dla pomnika Armii Czerwonej, został członkiem honorowym tego komitetu, uznanym za osobę, która poprzez swój autorytet obrońcy „zasług” Armii Czerwonej może wnieść wybitny wkład w budowę pomnika pogromcy Armii Czerwonej [sic!]. (…)

Nikt z nas – działających na rzecz likwidacji pomnika chwały Armii Czerwonej – nie został zaproszony do komitetu budowy pomnika Marszałka.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Pomnikowa dobra zmiana w Nowym Sączu” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Pomnikowa dobra zmiana w Nowym Sączu” na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Osiągnięcia II Rzeczpospolitej w budowie sieci komunikacyjnej na terenie kraju. Magistrala kolejowa Śląsk-Gdynia

Port i magistrala kolejowa miały ogromne znaczenie propagandowe, gdyż strona niemiecka twierdziła, że należąca do Polski część Śląska upada gospodarczo, a Gdynia jest sztucznym tworem.

Adam Frużyński

Ponieważ istniejąca w II Rzeczypospolitej sieć kolejowa powstała ze scalenia trzech różnych systemów kolejowych dawnych państw zaborczych, brakowało linii kolejowych łączących poszczególne dzielnice. Produkowane w województwie śląskim towary i wydobywane surowce można było wywozić za pośrednictwem przeciążonej linii warszawsko-wiedeńskiej. Brakowało także połączeń między województwem śląskim a Pomorzem i Wielkopolską, gdyż nowa linia graniczna przecinała istniejące szlaki kolejowego, a pociągi musiały wjeżdżać na teren Niemiec. Początkowo wyroby przemysłowe z województwa śląskiego były przewożone w kierunku północnym liczącą 666 km długości trasą Katowice – Częstochowa – Koluszki – Skierniewice – Kutno – Toruń – Bydgoszcz – Tczew – Gdańsk – Gdynia. Z linii tej korzystało do 40 par pociągów towarowych na dobę. Wykorzystywano również krótszą, mającą tylko 567 km trasę Lubliniec – Ostrów Wielkopolski – Jarocin – Gniezno – Inowrocław – Bydgoszcz –Tczew – Gdańsk – Gdynia. Kursujące po niej pociągi musiały jednak przejeżdżać przez terytorium Niemiec, tzw. korytarz kluczborski, a to wiązało się z wysokimi opłatami tranzytowymi. Podobna sytuacja panowała na południu, gdzie koleje czechosłowackie stosowały bardzo wysokie taryfy tranzytowe. (…)

Prace rozpoczęło w 1925 roku od budowy odcinka Czersk – Kościerzyna. Była to linia okrężna, o długości 597 km do Gdańska i 618 km do Gdyni. Odciążyła ona znacznie trasę przez Częstochowę i Koluszki, na której liczba pociągów węglowych dochodziła poprzednio do 40 na dobę. W 1928 roku z nowej linii korzystało już 27 par pociągów towarowych.

(…) W tym samym czasie kontynuowano rozbudowę portu w Gdyni, na terenie którego górnośląskie koncerny wydzierżawiły nabrzeża portowe. W ten sposób powstawały trwałe więzi ekonomiczne między Górnym Śląskiem i Gdynią, a jednym z inicjatorów i wykonawców tego projektu był minister przemysłu i handlu Eugeniusz Kwiatkowski. Własne nabrzeża posiadały firmy „Robur”, „Progres”, „Giesche” SA, Polskie Kopalnie Skarbowe „Skarboferm” i „Fulmen”. W 1929 roku przewozy węgla koleją były tak wysokie, że PKP ponownie zabrakło taboru kolejowego. Wpływy z eksportu pozwoliły na umocnienie kursu złotówki, a kontakty gospodarcze Śląska z gospodarką morską uległy zacieśnieniu. (…)

W dniu 1 marca 1933 roku nastąpiło uroczyste otwarcie odcinka Karsznice – Inowrocław o długości 153 km. Cała trasa Śląsk – Gdynia miała 552 km długości. Była to linia jednotorowa, a jedynie na odcinku długości 73 km położono dwa tory. Trasa została jednak pomyślana w taki sposób, aby w przyszłości można było wybudować drugi tor. W ten sposób wykonano torowiska, mosty i wiadukty. Powstało też kilka bocznic umożliwiających połączone z innymi ważnymi liniami. Na całej trasie wybudowano 33 stacje kolejowe. (…)

Od 1 stycznia 1938 roku linia kolejowa Śląsk – Gdynia była zarządzana przez Francusko-Polskie Towarzystwo Kolejowe. W dniu 24 września 1938 roku ukończona została linia kolejowa Siemkowice – Częstochowa, a drugi tor położono na trasie Siemkowice – Karsznica. W ten sposób zakłady przemysłowe Zagłębia Częstochowskiego uzyskały połączenie z Wybrzeżem. Ponad 60% towarów przewiezionych magistralą stanowił węgiel kamienny, 20% przewozy innych towarów, a 20% transport towarów importowanych.

Cały artykuł Adama Frużyńskiego pt. „Magistrala węglowa Śląsk-Gdynia” znajduje się na s. 10 i 11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Frużyńskiego pt. „Magistrala węglowa Śląsk-Gdynia” na s. 10 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Historia Dni Gwarków 1957-1988 w plakatach. Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej wydało prace znanych plastyków

Dni Gwarków nawiązują do przywileju nadanego Tarnowskim Górom w roku 1599, na mocy którego gród gwarków miał prawo do urządzania „zabaw i komedyj” podczas jarmarku w niedzielę po świętym Idzim.

Maria Wandzik

H. Lis, W. Lubos (1973) | Fot. SMZT

Organizatorem Dni Gwarków w latach 1957–1988 było Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej. SMZT zasługuje na uznanie za wydanie profesjonalnych plakatów gwarkowskich na wszystkie Dni Gwarków, z lat 1957–1988.

Ich autorami często byli twórcy miejscowi, ale też uznani artyści z całej Polski. Podziw budzi konsekwencja, z jaką zlecano te zadania dobrym, a nawet wybitnym twórcom. (…) „Dokumentują one szmat tarnogórskiej historii. Można powiedzieć, że to prawdziwe dzieła sztuki” – powiedział o plakatach Mariusz Gąsior, członek zarządu Stowarzyszenia.

SMZT promuje sprzedaż swoich plakatów w formie spotu filmowego, któremu nadano tytuł „Gwarek opróżnia skrzynie”. Obok Mariusza Gąsiora wystąpił w nim Sławomir Ziemianek, także członek zarządu organizacji. Plakaty można nabyć w siedzibie Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej przy ul. Gliwickiej 2 w Tarnowskich Górach. Wykaz plakatów przeznaczonych do sprzedaży znajduje się na stronie Stowarzyszenia. Wkrótce będzie je można nabyć również drogą elektroniczną.

Marian Piwko, plakat z 1987 r. | Fot. SMZT

Wszystkie te dzieła sztuki podsumowują trzy dekady artystycznej działalności polskich artystów, w których życiu miasto Tarnowskie Góry zawsze odgrywało ważną rolę. Wydarzenia historyczne i kulturalne przeplatały się na plakatach, ukazując ich piękno. Warto nabyć te unikatowe dzieła.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Gwarek opróżnia skrzynie” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Gwarek opróżnia skrzynie” na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polak – Węgier dwa bratanki… także pod względem kultu maryjnego. Miejsca poświęcone Matce Bożej na Węgrzech

Maryjna pobożność Węgrów przez wieki miała wielki wpływ na religijność Polaków. A czciciele Królowej Korony Polskiej zupełnie nie są świadomi, ile w tej wierze zawdzięczają przyjaznym „bratankom”.

Barbara Maria Czernecka

Państwo węgierskie u zarania swoich historycznych czasów zostało nazwane Regnum Marianum – Królestwem Maryi. Stało się to 15 sierpnia 1038 roku w Esztergom (Ostrzyhomiu), kiedy to umierający Święty Król Stefan Arpad zawierzył swoje państwo Matce Boga. Ten dzień był przez wieki uznawany za narodowe święto Węgier. (…)

Prawdziwą kolebką maryjnego kultu naszych południowych „bratanków” jest Esztergom – węgierskie „tysiącletnie miasto prymasów”, z największą w tym kraju bazyliką. Świątynia miała pierwotnie wezwanie Świętego Wojciecha, głównego patrona Polski, który ochrzcił Vajka, syna węgierskiego księcia Gejzy, późniejszego słynnego władcę, Świętego Stefana. Bazylika jest pierwszym istotnym łącznikiem Polaków z Madziarami.

Nad jej wschodnim wejściem widnieje łaciński napis: „Caput, mater et magistra ecclesiarum Hungariae” – „Głowa, matka i nauczycielka Kościoła węgierskiego”. Główny ołtarz katedry w Esztergom zdobi scena Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny namalowana przez Michelangela Grigolettiego na największym w świecie płótnie utkanym z jednego kawałka materiału. (…)

Maryjna pobożność Węgrów przez długie wieki miała także wielki wpływ na religijność Polaków. A czciciele Królowej Korony Polskiej zupełnie nie są świadomi, ile w tej wierze zawdzięczają przyjaznym „bratankom”.

Przy okazji nadmieńmy, że według tradycji to Święty Wojciech uchodzi za autora pierwszych zwrotek Bogurodzicy. Ciekawe, czy jest w niej ukryty jakiś madziarski ślad? Najstarszy jej zapis pochodzi z czasu panowania w Krakowie świętej księżnej Kingi Arpadówny. Według legendy miała ona rozmawiać z obrazem Matki Bożej.

Madonna Łokietkowa z Wiślicy | Fot. Wikipedia

Rzeźba Madonny Uśmiechniętej, zwana także Łokietkową, znajdująca się w kolegiacie wiślickiej, została sprowadzona do Polski przez Świętego Andrzeja Świerada właśnie z Węgier, więc może dać wyobrażenie tamtejszej ówczesnej sztuki sakralnej.

Król Węgier i Polski Ludwik Andegaweński, wielbiciel Maryi, w miejscowości zwanej Marianosztra posadowił Zakonników Świętego Pawła Pustelnika. Na krótko przed swoją śmiercią szesnastu z ich grona przeniósł do Częstochowy, gdzie na Jasnej Górze również ufundował dla nich klasztor. Jego zaufany, książę Władysław Opolczyk, jadąc tam wypełnić królewskie polecenia, pozostawił drewnianą figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem w Żarkach koło Leśniowa. Na ten czas datuje się również umieszczenie cudownej ikony w kaplicy klasztoru paulinów, co dało początek naszemu narodowemu sanktuarium. Częstochowscy zakonnicy do Mszy Świętej używają wina pochodzącego z węgierskiego Egeru, a konkretnie ze starożytnej winnicy zwanej Doliną Pięknej Pani.

Królowa Jadwiga, kiedy z Węgier przyjechała do odziedziczonej po ojcu Polski, w katedrze na Wawelu ufundowała ołtarz pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP; Kościół Mariacki w Krakowie obdarowała zdobnym w klejnoty obrazem, którego wartość wtedy szacowano na 100 florenów, co w przeliczeniu na dzisiejsze złotówki równałoby się cenie nowego samochodu. Ona też pozostawiła swój trwały ślad na kamieniu węgielnym kościoła pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Piasku w Krakowie i przyczyniła się do osiedlenia tam karmelitów.

Matka Boska Ludźmierska, zwana Gaździną Podhala, około 600 lat temu została ufundowana przez węgierskiego kupca, który jadąc do Nowego Targu, byłby się utopił w bagnie, gdyby nie interwencja świetlistej Pani. Staszków, gdzie już bardzo dawno temu zasłynął cudami obraz Matki Boskiej, znajduje się na starym szlaku prowadzącym z Węgier do Krakowa. Słynna Pieta w Limanowej także została w 1545 roku przywieziona z Węgier. Kościół pw. Matki Boskiej Raciborskiej, gdzie czczona jest kopia ikony jasnogórskiej, ponoć powstał jako wotum dziękczynne po wyzdrowieniu ciężko chorej żony węgierskiego hrabiego. Od XVII wielu liczne pielgrzymki zza południowej granicy przybywały do Tuchowa, sanktuarium rycerzy małopolskich. Z Węgier lub Słowacji, podczas wzmożenia się ruchu protestacyjnego, do Beskidu Niskiego został przywieziony Obraz Matki Boskiej Jaśliskiej, Królowej Nieba i Ziemi. W XVIII i XIX wieku zaś wierni wyznania greckokatolickiego i prawosławnego z terenów Bieszczad, Rusi, Słowacji i Węgier ochoczo pielgrzymowali do Łopieńki, gdzie kwitł kult ikony Matki Boskiej współcześnie zwanej Królową Polski z Polańczyka.

Węgrów i Polaków w pobożności maryjnej najściślej łączy Matka Boska z Jasnej Góry. Cudowna ikona w XIV wieku została odnaleziona w Bełzie, ówczesnej stolicy Rusi Czerwonej, przez księcia Władysława z Opola. Był on wcześniej palatynem węgierskim, czyli zastępcą króla. Możliwe, że „Świętą Tablicę” przywiózł do Polski w czasie, kiedy z Węgier do Krakowa przybyła królowa Jadwiga.

W liliach na płaszczu Maryi dopatruje się elementów z herbu dynastii andegaweńskiej. Za czasów jagiellońskich obraz stawał się coraz sławniejszy. W skarbcu jasnogórskim do dziś przechowywane są dary fundowane przez wiernych z Węgier, a wśród nich szczególnie cenne szaty liturgiczne. Jedna z jubilerskich ozdób na rubinowej sukience Madonny jest zawieszką z postacią Patronki Węgier. W szesnastowiecznej księdze Liber Confraternitatis zachowało się najwięcej wpisów właśnie węgierskich członków Bractwa Matki Boskiej Częstochowskiej. Pochodzący z Siedmiogrodu król Polski Stefan Batory Madonnie Jasnogórskiej oddał swój bogato zdobiony miecz oraz różaniec.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Wielka Pani Błogosławiona, patronka Węgier” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Wielka Pani Błogosławiona, patronka Węgier” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Woldenberg w Dobiegniewie – miejsce polskiej pamięci. W latach wojny był tu oflag dla ponad 6 tys. polskich żołnierzy

Dobra Zmiano, na stulecie niepodległości obiecałaś trochę grosza na muzea w Polsce. W przypadku muzeum w Dobiegniewie wymaga tego sprawiedliwość. Woldenberczycy są dziedzictwem nas wszystkich.

Henryk Krzyżanowski

Warto odwiedzić Dobiegniew. Położone wśród jezior miasteczko, które w czasach niemieckich nazywało się Woldenberg, jest szczególnym miejscem w naszej zbiorowej pamięci. Między rokiem 1940 a 1945 mieścił się tu Oflag II C, czyli obóz jeniecki, w którym przetrzymywano ponad 6 tys. polskich oficerów i podchorążych wziętych do niewoli we wrześniu 1939 roku, a wraz z nimi kilkuset szeregowców. Znaczną część jeńców stanowili oficerowie rezerwy, którzy w cywilu wykonywali rozmaite zawody inteligenckie; byli ziemianami bądź prawnikami, nauczycielami, artystami i naukowcami – słowem, należeli do elity II Rzeczypospolitej. Nie mogąc w oflagu walczyć fizycznie, kontynuowali walkę o niepodległość duchową, co było jednocześnie ich samoobroną przed depresją, zwaną tutaj „chorobą drutów kolczastych”. Różne wchodziły w to działania, ale bodaj najważniejszym stała się edukacja.

Oprócz regularnych, choć zakonspirowanych kursów akademickich (z dyplomami uznawanymi po wojnie przez uczelnie wyższe), popularnością cieszyły się odczyty specjalistów rozmaitych dziedzin, kursy zawodowe czy nauka języków. O masowości oflagowej edukacji świadczy fakt, że w samych tylko zajęciach akademickich uczestniczyło ok. 1500 jeńców, zaś obozowa biblioteka dochodziła do 30 tys. tomów.

Niejako wbrew maksymie Inter arma silent musae, w obozie powstało wiele dzieł literackich i plastycznych. Oflagowy teatr wystawiał oprócz klasyki także spektakle tu napisane. O tym teatrze ppor. Andrzej Siła-Nowicki taką napisał fraszkę: Dziwny to teatr, teatr to jedyny,/ A drugi taki nie wiem gdzie./ Chłopcy w tym teatrze grają za dziewczyny,/ Ale na odwrót – niestety nie.

Osobną dziedziną były imprezy sportowe, z olimpiadą zorganizowaną, jak kazał olimpijski kalendarz, w roku 1944. Na tym poprzestańmy, bowiem nie da się w krótkim felietonie przedstawić całej aktywności jeńców. Ciekawych odsyłam do wydanej w 2017 i dostępnej w internecie książki pod redakcją Wiesława Dembka Oflag II C Woldenberg – to brzmi jak tajemnica.

Lata powojenne nie były dla woldenberczyków łaskawe, choć przecież, będąc częścią pięknego pierwszego pokolenia Polski niepodległej, nie przestali być elitą duchową i intelektualną. Po odwilży roku 1956 stworzyli stowarzyszenie, którego fizyczne ślady obecne są do dziś w Dobiegniewie. To m.in. szkoła zbudowana na początku lat sześćdziesiątych, piękny pomnik jeńca na placu przed kościołem, upamiętnienie dramatu koszmarnej ewakuacji w styczniu 1945 roku i odzyskania wolności w odległych o kilkadziesiąt kilometrów Dziedzicach. Przede wszystkim jednak to Muzeum Woldenberczyków, powstałe ponad trzydzieści lat temu i świetnie dokumentujące fenomen, jakim był Woldenberg.

Na koniec taki apel: Dobra Zmiano, na stulecie niepodległości obiecałaś wysupłać trochę grosza na muzea w Polsce. W przypadku muzeum w Dobiegniewie wymaga tego elementarna sprawiedliwość. Woldenberczycy nie są tylko częścią lokalnej historii miasteczka, które zresztą rzetelnie dba o ich pamięć. Woldenberczycy są dziedzictwem nas wszystkich.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wodenberczycy należą do nas wszystkich” znajduje się na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wodenberczycy należą do nas wszystkich” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przemyt broni koleją podczas powstania styczniowego. Co na ten temat pisała współczesna wydarzeniom prasa na Śląsku?

Następne pokolenie, pielęgnując tradycje przodków, korzystało z doświadczeń 1863 r. i tych samych punktów przerzutowych. Jednak w latach 1919–1921 broń przemycano z Polski dla walczącego Śląska.

Zdzisław Janeczek

Broń ze Śląska napływała do Królestwa od pierwszych dni powstania. Świadczy o tym m.in. zatrzymany od strony śląskiej granicy w nocy z 22 na 23 I 1863 r. ładunek przewożony na dwóch furmankach. Również miejscowa prasa zamieszczała informacje o udaremnieniu prób przemytu broni i amunicji.

Pruski koszmar (karykatura współczesna) | Fot. Wikipedia

Według relacji „Breslauer Zeitung”, w lutym 1863 r. policja aresztowała w pociągu agenta fabryki broni, którego celem podróży była Warszawa. „Schlesische Zeitung” donosiła z Wrocławia m.in. o konfiskacie nocą z 12 na 13 III 1863 r. wozu z bronią (50 sztuk broni palnej zaopatrzonej w bagnety). Po upływie dwóch tygodni (30 III) policja pruska zarekwirowała na dworcu w Gliwicach 21 cetnarów ołowiu, formy do lania kul i 600 karabinów. W kwietniu na dworcu w Katowicach czekało na przewiezienie do Sosnowca, a stamtąd na Lubelszczyznę, 270 sztuk broni. Z kolei w Mysłowicach, u piekarza Kluski, przechowywano skrzynki z prochem. Nie udało się niczego znaleźć podczas rewizji u piekarza Ferdynanda Zipsa, bliskiego współpracownika Stanisława Maciejewskiego, za to, jak donosiła „Breslauer Zeitung”, na katowickim dworcu znaleziono pistolety ukryte w beczce. Kolejnym niepowodzeniem było wykrycie (29 V 1863 r.) na stacji katowickiej, w wagonie w składzie do Sosnowca, podwójnego dna, które skrywało 42 szable kawaleryjskie i 3 paczki prochu. Z powodu pośpiechu, podczas załadunku w Gliwicach konspiratorzy nie dopilnowali zasmarowania nowych gwoździ, co zwróciło uwagę kontrolujących. (…)

Agenci, aby uchronić transporty broni i amunicji przed pruską konfiskatą, stosowali różne systemy zabezpieczeń. Zmieniali szlaki transportowe, tworzyli coraz nowe kantory i magazyny, fałszowali opakowania i napisy.

Broń pakowali jako cukier, wino, mąkę, oliwę, płótno, cygara, wyroby żelazne, ziarno itp., chowali ją w kasach ogniotrwałych między podwójnymi ściankami, w skrzynkach z szufladami, w walizach z ubraniami i bielizną oraz w szafach i kołyskach; wykorzystywali również podwójne dna skrzyń, wagonów, powozów i wozów. Rapiery i broń krótką ukrywano w laskach i pejczach, lufy karabinów deklarowano jako części maszyn.

Ludwik Ohnstein z synem wozili materiały wojenne z Legnicy i Głogowa w pudłach, których zawartość zgłaszano jako porcelanę. W październiku 1863 r. urzędnicy pruskiej komory celnej w Katowicach zatrzymali paczkę z laskami i szpicrutami, w których były ukryte sztylety. (…)

Broń i materiały wojenne były również transportowane przez tzw. zieloną granicę pomiędzy Bytomiem, Czeladzią a Siemianowicami, w rejonie nadgranicznej Brynicy. Ustalone były stawki opłat w zależności od rodzaju ładunku: 50–60 rs. od cetnara prochu, 3 rs. (w polskiej walucie 3 zł) od karabinu, 1 rs. od rewolweru lub szabli. Organizacją akcji przerzutowej w tej strefie zajmowali się Hoffman, Fiedler, Adam Gruman i Adam Kościuch z Będzina. Istotną rolę w organizowaniu zaopatrzenia w broń i środki do prowadzenia walki odgrywał także powiat pszczyński i Pszczyna, skąd sprowadzony z Wrocławia sprzęt wojenny transportowano nad Przemszę, gdzie w Jaździe, w okolicy Imielina, przerzucano go do położonego już po austriackiej stronie Jelenia. Dalsze punkty przerzutowe znajdowały się w rejonie Nowego Bierunia, Dziećkowic i innych nadgranicznych osad.

Dworzec Główny Wrocław | Fot. Wikipedia

W takich przypadkach wykorzystywano najczęściej miejscowych przemytników, tzw. szwarcowników lub „defraudantów” (zamieszkujących miejscowości po obu stronach granicy) oraz chłopskie łodzie i podwody. Ładunki z bronią transportowano na Górny Śląsk także Odrą i Kanałem Kłodnickim do Gliwic. Zwracała uwagę na ten proceder „Breslauer Zeitung”, cytując uwagi swojego korespondenta z Bodzanowic z 27 III 1863 r.: „powstańcy obsadzili las […] i licznymi forpocztami dobrze go zabezpieczyli. 40 przemytników spotkało się z forpocztami, straże zaprowadziły ich do dowódcy, który sprawdziwszy o ile można było, ich zeznania, polecił im postarać się o proch, obiecując dobrą zapłatę”.

W tej sytuacji, współpracujący z naczelnym prezesem prowincji śląskiej, Johannem Hansem Eduardem Schleinitzem (1798–1869), naczelny prezes Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Karl Horn, był niezadowolony z małej skuteczności policji i władz wojskowych, ścigających emisariuszy i przemytników broni. Jego zdaniem, konfiskaty, do jakich dochodziło na granicy rosyjsko-pruskiej od Śląska po Wielkopolskę, „w większości wypadków zawdzięczać należało tylko przypadkowym, szczęśliwym okolicznościom, rzadko poprzedniemu donosowi. Polacy wielokrotnie stosowali tę metodę, że dostawcy, którzy dany sprzęt wojenny oddali w oznaczonym miejscu, oprócz ceny otrzymywali jeszcze pewne premie”. Działający w Legnicy Mrowiński płacił za zrealizowany kontrakt 50 talarów. Taką cenę dostał m.in. puszkarz Adolf Hoffman. (…)

25 VIII 1863 r. przytrzymano w Ostrawie inny transport prochu ukrytego w mące. Odkrycie to pociągnęło za sobą zwłokę w przesyłce następnego transportu; tymczasem postarano się o odpowiednią ilość starych sprzętów, np. skrzynek, szaf, nawet kolebek itp., które posłużyły do ukrycia nie tylko prochu, lecz nadto różnych przedmiotów uzbrojenia, które tym razem wysłano równocześnie z transportem prochu 5 XI 1863 r.”. (…)

Jednym z ważniejszych agentów na austriackim Śląsku był inżynier architekt Jan Gering (Gerink), naczelnik stacji kolei północnej w Hruszowie (Gruszowie) pod Ostrawą, należącej do powiatu bogumińskiego. (…) 5 II 1864 r. Gering i jego towarzysze zostali aresztowani, a 238 powstańców internowanych w Ołomuńcu przeniesiono do Hradec Kralove. Austriacy, aby zdemaskować konspiratorów, posłużyli się prowokacją, której plan przygotował inspektor policji w Brnie, a jego wykonawcami zostali: kancelista dyrekcji policji Walazza i strażnik cywilny Neslany. Udali się oni do stacji w Hruszowie w towarzystwie prowokatora – internowanego powstańca Clementa de Monts – i Walazza przebranego za kupca mającego nakaz rewizji i aresztowania osoby wskazanej przez Neslanego, przyodzianego „w polskie futro”. Podając się za zbiegów, Neslany i de Monts nakłonili Geringa w domku Stoklaska, aby dał im fałszywe karty legitymacyjne. Gdy ten się zgodził, Walazza przystąpił bezzwłocznie „z asystencją wojskową” do rewizji w kancelarii Geringa, gdzie znaleziono pakiet, w którym znajdowały się m.in. sfałszowane formularze legitymacyjne oraz listy „pod adresem dwóch dam do Paryża przesyłane, a w nich rozporządzenia i cyrkularze Rządu Narodowego, dalej spis Polaków internowanych w Morawie, wskazówki adresów, wreszcie propozycja dotycząca obsadzenia stopni oficerskich”. Dodatkowym dokumentem obciążającym był notes Stoklaska.

Dworzec kolejowy w Boguminie. Fot. Wikipedia

Proces zatrzymanych rozpoczął się po długim śledztwie 11 X 1864 r. w Brnie. W roli obrońcy wystąpił znany ze swych liberalnych przekonań wiedeński adwokat dr Mühlfeldt. Prokurator Maluska oskarżył Geringa „o zbrodnię naruszenia porządku publicznego” i zażądał dla niego kary 3 lat, dla Wrany i Janeckiego 2 lat (dla tego ostatniego jako poddanego pruskiego dodatkowo wydalenia z kraju po odbyciu kary), dla Stoklaska – 8 miesięcy. Dzięki znakomitej mowie obrończej dr. Mülfeldta sąd ostatecznie ukarał oskarżonych tylko za przemyt. Gering otrzymał wyrok 6 miesięcy, Janecki i Wrana 4 miesięcy, a Stoklasek – 2 miesięcy więzienia. „Skazani zgłosili natychmiast rekurs przeciw wyrokowi”. Ostatnia rozprawa odbyła się przed Sądem Najwyższym w Wiedniu, gdzie wyrok podtrzymano. (…)

Na dawniejszych przedpolach gminy Siemianowice, już po rosyjskiej stronie granicy znajdowała się kopalnia „Saturn”, której załoga w latach 1905–1914 odegrała rolę w polskim ruchu niepodległościowym. Tutaj najczęściej znajdowali schronienie ścigani przez carską ochranę emisariusze i bojowcy Polskiej Partii Socjalistycznej, których przerzucano za pruski kordon. Zdarzało się, że mężczyzn przemycano w ubraniu kobiecym, a kobiety w męskim, w zależności od posiadanych papierów.

Człowiekiem, który wyekspediował w ten sposób dziesiątki ludzi, był sztygar Paweł Piotr Dehnel, zwany „Strychniną”. Pseudonim zawdzięczał kapsułce trucizny, z którą się nigdy nie rozstawał; nosił ją zawsze w kieszonce kamizelki. Dehnel wielokrotnie przez komorę bańgowską przeprowadzał towarzysza „Ziuka”, tj. Józefa Piłsudskiego, a także Walerego Sławka, Aleksandrę Piłsudską jako „Wandę”; tędy ekspediował do Siemianowic Piotra Nasiłkowskiego i wielu innych, którzy dokonywali zakupów broni w Katowicach.

„Polonia” korfantowska (nr 2817 z 11 VIII 1932) w skonfiskowanym artykule pt. Sanacyjne poprawki historyczne w naszej propagandzie zagranicznej tak skomentowała te wydarzenia: „O ile wiemy, styczność pana Piłsudskiego ze Śląskiem ograniczyła się do tego, że około roku 1905 zamawiał rewolwery dla partii i jej akcji na terenie byłej dzielnicy rosyjskiej i że w owych czasach, przebywając na kopalni „Saturn” w Czeladzi u swojego przyjaciela sztygara […], czasem przechodził przez zieloną granicę, udając się do Siemianowic na wódkę”.

Pomijając kąśliwy ton relacji, należy wspomnieć, że Paweł Dehnel nie tylko doczekał wolnej Polski, ale symbolicznego przeprowadzenia Naczelnika Państwa i Pierwszego Marszałka przez dawną granicę, które odbyło się w następujących okolicznościach:

Józef Piłsudski w 1922 r., bawiąc na Górnym Śląsku, postanowił odwiedzić dawnego towarzysza i przyjaciela na „Saturnie”. Zjechawszy do niego, po krótkim pobycie miał powiedzieć: „Paweł, teraz powieziesz mnie na granicę, tam, gdzieś mnie dawniej przeprowadzał jako „Ziuka”.

Prośbie stało się zadość. Pojechano autami na dawną komorę graniczną pod Bańgowem, gdzie Dehnel, wyciągnąwszy z kieszeni kawałek papieru, wręczył go Józefowi Piłsudskiemu, mówiąc: „Masz tu, „Ziuk”, paszport, z którym możesz jeździć o całym świecie”. Po tej ceremonii Marszałek pojechał do stolicy, a Dehnel powrócił na „Saturn”. Bohater naszej opowieści zmarł 14 II 1939 r. w wieku 70 lat.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku nt. kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” znajduje się na s. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Anonse prasowe na Śląsku nt. kolei w Królestwie Polskim na tle powstania 1863–1864” na s. 6-7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Lwów. Miasto jest piękne, bardzo europejskie i jednocześnie bardzo swojskie. Jednak jest to miasto ukraińskie

We Lwowie są ukraińskie nazwy ulic i wiele ukraińskich pomników, lecz miasto wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. W centrum nie ma nowych budynków. Wszystko pamięta dawne czasy.

Joanna Pyryt

Na lwowskich ulicach widzi się plakaty z napisem „Armija, mova, vira (wojsko, język, wiara) – Ukraina – Poroszenko”. To w związku z zabiegami o autokefalię dla kościoła ukraińskiego. We Lwowie są też ukraińskie nazwy ulic i wiele ukraińskich pomników, lecz miasto wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. W centrum nie ma nowych budynków. Układ ulic, kamienice, bruki – wszystko pamięta dawne czasy.

Lwów, gmach opery. Fot. J. Pyryt

Głównym budynkiem jest opera – Teatr Wielki. Przed jego frontem tryska fontanna, od której zaczyna się ciąg spacerowy – aleja kasztanowa o nazwie Bulvar Svobody (d. Wały Hetmańskie), prowadząca aż do placu Mickiewicza z pięknym pomnikiem wieszcza. Po bokach są ruchliwe ulice ozdobione wspaniałymi secesyjnymi kamienicami. Zza ich dachów wyglądają wieże kościołów i niektóre z siedmiu lwowskich wzgórz. Miasto jest gwarne, tętni życiem. Chodniki pełne przemieszczających się ludzi – mnóstwo młodych – choć w centrum nie widać wielu dzieci. Liczne są sklepy, kawiarnie, restauracje.

Bazar na Łyczakowie. Fot. J. Pyryt

Miło widzieć już zapomniane w Warszawie bazary – oby Jarmark WNET miał kiedyś taką obfitość towarów jak bazar obok katolickiego kościoła św. Antoniego w dzielnicy Łyczakowskiej – od mięsa, wędlin, nabiału po stosy warzyw i owoców. W centrum niedaleko opery znajduje się codzienny bazar rękodzieła z haftami, kilimami i innymi lokalnymi wyrobami. (…)

Katolikom służy cerkiew łacińska, kościół św. Antoniego na Łyczakowie i jeszcze jeden, nowy kościół wybudowany po wizycie Jana Pawła II we Lwowie. Koniecznie trzeba odwiedzić kościół ormiański z zachowanymi freskami Jana Rosena, lwowianina z żydowskiej rodziny nawróconego na katolicyzm, u którego papież Pius XI zamówił freski do swojej prywatnej kaplicy w Castelgandolfo – przedstawiające księdza Augustyna Kordeckiego broniącego Jasnej Góry w 1655 roku i księdza Ignacego Skorupkę na czele żołnierzy polskich podczas walk z Armią Czerwoną w 1920 r.

Ulica lwowska. Fot. J. Pyryt

 

Na ulicach słychać język polski, głównie dzięki licznym turystom. I choć koło katedry widuje się lwowskich Polaków, to jednak jest to miasto ukraińskie.

Na niektórych domach zachowały się polskie napisy, jak na przykład na budynku Galicyjskiej Kasy Oszczędnościowej, ale już budynki Ossolineum – odnowione i zadbane – noszą imię ich ukraińskiego powojennego dyrektora, a jego pomnik ustawiono przed wejściem.

Miasto jest piękne, bardzo europejskie i jednocześnie bardzo swojskie – kto chce poznać klimat dawnej Rzeczpospolitej, powinien koniecznie odwiedzić Lwów.

Joanna Pyryt jest sekretarzem Akademii WNET.

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Lwów – miasto zaklęte w czasie” znajduje się na s. 14 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Joanny Peryt pt. „Lwów – miasto zaklęte w czasie” na stronie 14 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Karta się odwróciła. Wyśmiewana i wyszydzana Polska B to dziś część zachodnia, a nie wschodnia naszego kraju

Każde miasto czy miasteczko stara się przyciągnąć turystów. I tutaj nasuwa się smutna refleksja o Poznaniu. Cóż ma do zaoferowania stolica Wielkopolski? Nikt nie ma pomysłu na to miasto.

Małgorzata Szewczyk

Latem miałam okazję odwiedzić północ i południe Polski, a także jej część południowo-wschodnią. Trzeba uczciwie przyznać, że nie mamy się czego wstydzić. Wprost przeciwnie – większe i mniejsze miejscowości i wsie bardzo wypiękniały, widać, że lokalne społeczności z reguły dbają o ich wygląd i rozwój infrastruktury, co pewnie jest możliwe dzięki rządowym i unijnym pieniądzom. Nie przeczę, że każda mała ojczyzna ma swoje problemy, ale ogólny obraz jest nader pozytywny.

O zainteresowaniu Polską na pewno świadczą rzesze obcokrajowców (nie tylko Ukraińców, przyjeżdżających do nas za pracą), których można było spotkać w wielotysięcznych miastach, ale także w małych, odległych od głównych dróg miejscowościach. Położone na południu Polski Łapczyca, Gdów, Dobczyce, Myślenice – nie należą do miast z pierwszych stron gazet, ale i tam było słychać nie tylko język angielski czy niemiecki, ale także włoski czy języki skandynawskie. W niewielkim, malowniczym Nałęczowie napotkałam całe rodziny Japończyków… A okolice Puław dzięki budowie trasy S12 były prawdziwym placem budowy.

Każde miasto czy miasteczko stara się przyciągnąć turystów, bo wraz z nimi do miejskiej, gminnej czy powiatowej kasy po prostu wpływają pieniądze. I tutaj nasuwa się smutna refleksja o Poznaniu, który niebawem będzie obchodzić 100. rocznicę wybuchu jednego z nielicznych zwycięskich powstań.

Cóż ma do zaoferowania stolica Wielkopolski? Bardzo to przykre, ale niemal nic, chyba że wśród atutów wskażemy galerie i drogi rowerowe (pisałam już o tym na tych łamach). Brakuje poważnych propozycji kulturalnych (koncerty nad Maltą nie są żadną propozycją), atrakcji dla dzieci (jeden czy dwa place zabaw to dla dzisiejszych maluchów zdecydowanie za mało, a oglądanie koziołków na Starym Rynku zajmuje ok. 10 minut).

Nie ma infrastruktury kulturalnej (dopiero kilkanaście dni temu ogłoszono konkurs na koncepcję architektoniczną nowej siedziby Teatru Muzycznego w Poznaniu; oczywiście to przypadek, że tuż przed wyborami…), sportowej i tej najpilniejszej – drogowej. Coraz częściej też wystawcy wybierają Kielce, a nie MTP… Nikt nawet nie wspomni o budowie kolejnego mostu.

Czy tego chcemy, czy nie, Polska północna, południowa czy wschodnio-południowa dawno nam już „uciekła” z horyzontu. Najsmutniejsze jest to, że nikt nie ma pomysłu na to miasto. Bo propozycji prezydenta Jaśkowiaka na odkorkowanie Poznania nie można brać poważnie. Przypomnijmy: „Dzieci będą dochodzić, a nie będą dowożone do szkoły samochodami przez rodziców. Mają się uczyć samodzielności, żeby rodzice nie tracili czasu i nie generowali w ten sposób korków”. Władze Poznania niby dostrzegają odpływ jego mieszkańców – w najlepszym razie do sąsiednich gmin – ale niewiele czynią, by to zmienić. I nie ma co liczyć na studentów, bo ci wybierają dziś oprócz Warszawy czy Krakowa Gdańsk i Wrocław.

Karta się odwróciła. Wyśmiewana i wyszydzana Polska „B” to dziś jej część zachodnia, a nie wschodnia.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Karta się odwróciła” znajduje się na s. 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Karta się odwróciła” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Konkurs dla dzieci i młodzieży pt. Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta – Najświętszemu Sercu – Polska Odrodzona 2018

Wzorem lat ubiegłych Stowarzyszenie Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu organizuje konkurs plastyczny. Do udziału w nim zaprasza dzieci i młodzież z całej Polski.

Pragniemy przypomnieć dzieciom i młodzieży jeden z najbardziej zapomnianych faktów z najnowszych dziejów Poznania – historię budowy i zniszczenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, zwanego Pomnikiem Wdzięczności. Był to jeden z trzech najważniejszych Pomników w Polsce, symboli naszej niepodległości, obok Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie i Pomnika Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Wszystkie te pomniki zostały zburzone przez Niemców w czasie II wojny światowej. Po jej zakończeniu – dwa pozostałe, poza Pomnikiem Wdzięczności w Poznaniu, zostały odbudowane.

W konkursie tym pragniemy przybliżyć jego uczestnikom idee, jakie przyświecały budowniczym Pomnika – połączenie patriotyzmu i wiary katolickiej wyrażających się we wdzięczności Bogu za zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, dzięki któremu Wielkopolska znalazła się w granicach odradzającej się Ojczyzny.

Pomnik Wdzięczności, którego odbudową zajmuje się organizator Konkursu, powstał w 1932 r. i był największym i najbardziej rozpoznawalnym monumentem przedwojennego Poznania. Jesienią 1939 r. zburzyli go Niemcy. W czasie dwóch wizyt w Poznaniu (w 1983 i 1997 r.) Jan Paweł II za każdym razem mówił o nim w homiliach. Wierzymy, że wspólnym wysiłkiem sprawimy, iż Pomnik ten wróci po latach nieobecności na ulice Poznania. Gorąco pragniemy go odbudować na 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę w 2018 r.

W 2016 r. Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika wykonał odlew 5-metrowej figury Chrystusa – centralny element monumentu. Stoi ona obecnie przy Kościele pw. Najświętszego Serca Jezusa przy ul. Kościelnej w Poznaniu.

Regulamin Konkursu

I. Organizator: Stowarzyszenie Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności

II. Patronat Konkursu
Arcybiskup Metropolita Poznański
Kuratorium Oświaty w Poznaniu
Poznański Oddział Akcji Katolickiej
NSZZ „Solidarność” Region Wielkopolska

III. Cele konkursu

Konkurs ma na celu przybliżenie najmłodszym mieszkańcom naszego miasta historii naszej Ojczyzny – Polski i naszej „małej Ojczyzny” – Wielkopolski. Pragniemy wspierać nauczycieli i wychowawców w ich pracy, by w aktywny i nowoczesny sposób wspólnie wśród młodego pokolenia kształtować poczucie dumy z bycia Polakami i Wielkopolanami i upowszechniać w zbiorowej świadomości godne i wyjątkowe fakty z naszych dziejów.

IV. Informacje organizacyjne
1. Temat konkursu:

Co roku temat jest zmieniany. Temat proponowany na rok 2018 to „Pomnik Wdzięczności w naszych sercach i umysłach. Dziękujemy za 100 lat niepodległości naszej Ojczyzny”.

2. Konkurs prowadzony będzie w czterech grupach wiekowych:
· Poziom A – uczniowie szkół podstawowych, klasy 1–3
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy – rysunku na podany temat (dowolne skojarzenia), kredkami na formacie A3 lub A4.
· Poziom B – uczniowie szkół podstawowych, klasy 4–6
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy indywidualnej w dowolnej technice plastycznej płaskiej (kredka, ołówek, tempera, akwarela, olej, mozaika, witraż itp.), przedstawiającej Pomnik Wdzięczności w kontekście zaproponowanego tematu (dowolne skojarzenia), na formacie A3 lub A4.
· Poziom C – uczniowie szkół gimnazjalnych i klasy 7–8
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej prezentacji multimedialnej (indywidualnej lub grupowej) w dowolnym programie komputerowym na zaproponowany temat (interpretacje i skojarzenia historyczne z wykorzystaniem wiedzy zdobywanej na lekcjach historii, religii czy języka polskiego).
· Poziom D – uczniowie szkół ponadgimnazjalnych
Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy pisemnej – dziennikarskiej, literackiej lub historycznej na ww. temat. Może to być wiersz, rozprawka, wypowiedź, opowiadanie itp. lub świadectwo, czyli zapisana wypowiedź (monolog) lub wywiad z osobą, która pamięta Pomnik Wdzięczności (objętość do 7 tys. znaków).

3. Realizacja zadań będzie przebiegać według następującego harmonogramu:

· do 27 października 2018 – przygotowanie i nadsyłanie prac do organizatorów;
· do 31 października 2018 – obrady jury;
· 5 listopada 2018 – ogłoszenie wyników konkursu w internecie;
· 10 listopada 2018 – wręczenie nagród laureatom konkursu podczas uroczystego Koncertu w Auli UAM z okazji Święta Niepodległości (godzina zostanie podane na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl).

4. Szkoły, których uczniowie zostaną nagrodzeni lub wyróżnieni, laureaci i ich katecheci (lub inni nauczyciele – opiekunowie konkursu) zostaną powiadomieni w formie pisemnej o wynikach konkursu (mail lub sms do każdego opiekuna).

5. Konkurs ma charakter otwarty, może wziąć w nim udział dowolna liczba uczniów z każdej szkoły. Uczniowie mogą także zgłaszać się indywidualnie bezpośrednio do organizatorów.

6. Szkolny organizator konkursu (katecheta lub dowolny nauczyciel, lub rodzice w przypadku zgłoszeń indywidualnych) zobowiązany jest dostarczyć organizatorowi prace do 27 października 2018 r. na adres Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, Poznań 60-479, ul. Strzeszyńska 197. Prace pisemne i prezentacje multimedialne można także przesłać mailem na adres: j.hajdasz@post. W mailu powinny się także znaleźć informacje, o które prosimy w pkt. 7.

7. Każda praca powinna na odwrocie zawierać:

· Nazwę konkursu z zaznaczeniem kategorii wiekowej,
· Tytuł pracy,
· Imię, nazwisko i wiek autora,
· Adres szkoły,
· Imię i nazwisko katechety (lub właściwego nauczyciela lub rodzica) – opiekuna konkursu, jego dane kontaktowe tel. i e-mail.

8. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikację swoich prac, swojego wizerunku, imion i nazwisk do publicznej wiadomości. Prawa autorskie przechodzą na organizatora.

V. Nagrody i jury

Prace konkursowe oceniać będzie jury powołane przez Organizatora.

Przewiduje się nagrody rzeczowe i dyplomy dla zdobywców I, II i III miejsca w każdej kategorii oraz nagrodę rzeczową i dyplom dla katechety (lub innego nauczyciela – opiekuna konkursu) przygotowującego do konkursu zdobywców I nagrody. Wszyscy uczestnicy Konkursu otrzymują pamiątkowe dyplomy.

VI. Dodatkowe informacje na temat konkursu:
na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl
oraz:
Jolanta Hajdasz tel. +48 607 270507, [email protected]
Stanisław Mikołajczak, tel. +48 666073884, [email protected].

Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności we współpracy z Wydziałem Katechetycznym Kurii Arcybiskupiej w Poznaniu przygotował dla katechetów konspekty lekcji religii (oraz materiały pomocnicze – film i zdjęcia archiwalne) na temat kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa i historii Pomnika Wdzięczności dla wszystkich szkolnych poziomów wiekowych.

Są one do pobrania na stronie www.pomnikwdziecznosci.pl i Wydziału Katechetycznego. W razie problemów z ich pobraniem prosimy o kontakt na w/w telefony lub adresy mailowe.

Zamieszczone wyżej prace pochodzą z poprzednich edycji konkursu. Fot. J. Hajdasz.

Zaproszenie Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu do udziału w konkursie dla dzieci i młodzieży „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” 2018 znajduje się na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Zaproszenie Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu do udziału w konkursie plastycznym dla dzieci i młodzieży „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” 2018” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kraków – kiedyś postrzegany jako miasto kultury i nauki, dziś jest największym parkiem rozrywki dla dorosłych w Polsce

W roku 2017 Kraków odwiedziło w celach turystycznych 12 milionów 900 tys. osób, przy zameldowanych w Krakowie 767 tysiącach mieszkańców, i – według szacunków – realnie mieszkającym milionie.

Tomasz Szczerbina

Linia A–B to północna pierzeja kamienic krakowskiego Rynku Głównego pomiędzy ulicami Floriańską i Sławkowską. W wydanym w 1997 roku Przewodniku po zabytkach i kulturze Krakowa historyk sztuki profesor Michał Rożek pisał, że to „miejsce spacerów, spotkań, swoista oficjalna promenada miasta”. Dziś opis ten jest już w zasadzie nieaktualny. Trudno spacerować wśród tłumu po niewielkiej szerokości chodniku, którego większa część została zastawiona stolikami z parasolami, nie wiadomo dlaczego nazwanymi „kawiarnianymi ogródkami”. Nie są one najczęściej ani przedłużeniem kawiarni, bo tych wbrew pozorom w Krakowie jest niewiele, ani też nie są ogrodami. Oblepiają dość szczelnie cztery pierzeje Rynku Głównego i Sukiennice. Kilka lat temu, w lutym i marcu – czyli już po zakończeniu bożonarodzeniowego targu, a jeszcze przed wiosennym początkiem szczytu turystycznego – można było oglądać główny plac Krakowa w całej okazałości. Obecnie jest to niemożliwe, bo część „ogródków” posiada ogrzewanie i nie jest likwidowana nawet zimą.

W roku 2017 Kraków odwiedziło w celach turystycznych 12 milionów 900 tys. osób, w tym 9 milionów 850 tys. z Polski i 3 miliony 50 tys. z zagranicy.

– O której godzinie zamykają Wenecję? Takie pytanie usłyszał od turysty wenecjanin Matteo Secchi. Wenecja stała się atrapą, makietą i chyba jakoś tę sztuczność zauważył pytający turysta. Jej upadek, spowodowany masową turystyką, widać po stale zmniejszającej się liczbie mieszkańców. W 1990 roku liczyła ona 76 tysięcy, w 2001 – 65 tysięcy, a dziś niewiele ponad 50 tysięcy osób. (…)

Niedawno w Amsterdamie ogłoszono, że dzielnica „czerwonych latarni” nie jest już „pod rządową kontrolą w weekendy”. Oznacza to, że przestępcy działają tam bezkarnie, policja nie chroni mieszkańców, a karetki pogotowia nie docierają na czas do ofiar przestępstw. Miejscowi policjanci alarmują, że Holandia zaczyna przypominać „państwo narkotykowe” (ang. narco-state) z równoległą gospodarką kryminalną, której oni nie potrafią zwalczyć. W tej sytuacji trudno się dziwić, że z Amsterdamu uciekają ludzie. Tylko w ostatnich pięciu latach 40% par, po przyjściu na świat ich pierwszego dziecka, wyprowadziło się do mniejszych miast.

Wenecja, Amsterdam i Kraków padły ofiarą procesu nazwanego „turystyfikacją” (ang. turistification), czyli zniszczenia spowodowanego nadmierną liczbą turystów. I chociaż w Krakowie proces ten nie zaszedł aż tak daleko jak w Wenecji, to jest on dobrze widoczny. Spada liczba zameldowanych mieszkańców w ścisłym centrum miasta. Według statystyk w Dzielnicy Pierwszej, obejmującej głównie Stare Miasto i Kazimierz, w 2004 roku zameldowanych było prawie 49 tysięcy mieszkańców, a w 2018 niewiele ponad 32 tysiące. W obrębie Plant, czyli obszarze Rynku Głównego i najbliższych ulic, ma mieszkać zaledwie tysiąc osób.

Cały artykuł Tomasza Szczerbiny pt. „Park rozrywki Kraków” znajduje się na s. 20 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Szczerbiny pt. „Park rozrywki Kraków” na stronie 20 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego