Obalenie IV przykazania – podstawowa przyczyna upadku naszej cywilizacji/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Zagłada naszej cywilizacji wydaje się nie mieć alternatywy. Bo w policzalnym interesie władców tego świata jest stworzenie niewolników konsumpcji i mody, wyzwolonych z archaicznego IV przykazania.

Dawno nie miałem tak złej pogody w trakcie urlopu. Dwa pełne dni bez deszczu (na 14) i temperatura 18 stopni Celsjusza. Co było robić? Zamiast beztrosko wygrzewać stare kości, oddałem się 20-kilometrowym spacerom. Rozmyślaniu i rozmowom. Poważnym rozmowom. Stąd tytuł bieżącego felietonu.

Czcij ojca swego i matkę swoją. Każdy z nas, ludzi ochrzczonych, komunikowanych i bierzmowanych, zna treść 4. z 10 Przykazań Bożych. Formułki znamy wszyscy, a co ze zrozumieniem treści? I dlaczego systemowe zniszczenie tego właśnie przykazania uważam za kluczowe? O tym poniżej.

Najpierw szczegóły.

  1. 50-letnia kobieta czuje do swojej matki najwyżej niechęć. Tylko tyle jest w stanie wykrzesać. Gdy była nastolatką, jej matka sprowadzała do domu facetów, którzy nie trzymali łap przy sobie („jeśli wiesz, co chcę powiedzieć”). A kiedyś, pijana, oznajmiła, że powinna jej dziękować, bo żyje, a mogła ją wyskrobać, jak pozostałe. Patologia, tak to określiła 50-latka.
  2. 40-letnia kobieta czuje niechęć do swojej matki z powodu jej ograniczenia intelektualnego. Z wysokiego IQ ojca i niskiego matki – gospodyni domowej – zrodziła się urodziwa i inteligentna córka. Z brakiem szacunku i miłości do własnej matki.
  3. 65-letni rodzice. Kontakt z dziećmi (33 lata) podtrzymywany tylko przez matkę, bo dzieci nie chcą znać ojca. Bo są niewierzące, jak określiły się, dorastając, a ojciec nie potrafi tego uszanować(!).
  4. Mój przypadek. Najmłodsza, 26-letnia córka. Jedyna szansa na odbudowę relacji (nie wiem, co to znaczy), to moja akceptacja dla jej wyborów – „jak czynią wszyscy rodzice w stosunku do swoich dorosłych dzieci”.

I co? Dalej myślicie, że wszystko jest OK z naszą cywilizacją? Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło na ziemi – to coś więcej niż szacunek. Ale nie rozpędzajmy się zanadto. Wystarczyłby szacunek. I może odrobina miłości.

Za życie, za trud włożony w wychowanie. Za wyrzeczenia, których nie chcemy zauważać, bo żyjemy tu i teraz, a nie wczoraj. Dla siebie. A żyjąc dla siebie, jak moglibyśmy zauważyć zmagania życiowe naszych rodziców i ich rodziców? I jak moglibyśmy przeczuwać problemy z naszymi dziećmi, które już się narodziły lub za chwilę się narodzą? Problemy, które za chwilę zwalą się na nasze, wyzwolone z więzi pokoleń, głowy. Myślicie, że pomoże Facebook lub Instagram?

Uporaliśmy się cywilizacyjnie z większością społecznych Bożych Przykazań.

Nie zabijaj – kara śmierci lub więzienie.

Nie kradnij – więzienie.

Nie cudzołóż – kodeks cywilny. Można by się sprzeczać, kto mądrzej to rozwiązał. My czy protestanci.

W starożytnym Rzymie syn (o córkach jeszcze nikt nie myślał) był niewolnikiem swojego ojca. Dopiero po jego śmierci nabywał pełnię praw obywatelskich i własnościowych. Pojęcie spadkobiercy przetrwało do naszych czasów. Ale co oznacza dziś, w roku 2020?

W czasach rewolucji informatycznej ostatnich dekad możemy się bezkarnie naśmiewać ze swoich rodziców. Tak samo bezkarnie, jak czyniły to młode roczniki rewolucji bolszewickiej.

I tak doszliśmy do Systemu. Do dominującej władzy, która może więcej zaoferować młodemu pokoleniu niż rodzice. Może więcej zaoferować materialnie i kulturowo. Zatem, po co szanować swoich ciemnych rodziców, skoro niczego nie mogą nam zaproponować. Niczego nie kumają i nie czają bazy (sorki, nie wiem jak teraz się mówi).

Natężam swój umysł, aby znaleźć jakąś pozytywną konkluzję. I poddaję się. Od kiedy światowe korporacje przejęły rząd finansowy nad młodymi duszami i sfinansowały rząd kulturalny nad nimi, zagłada naszej cywilizacji wydaje się nie mieć alternatywy. Bo w policzalnym interesie władców tego świata jest stworzenie niewolników konsumpcji i mody. Niewolników wyzwolonych z archaicznego przykazania.

Patologia istnieje od zawsze. Ale patologia oznacza odstępstwo od normy, uznawanej przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Za bolszewikami poszła awangarda młodzieży, ale terror tylko wzmocnił rodzinę i tym samym IV przykazanie. Obecna, systemowa emancypacja dzieci i młodzieży, to zjawisko, jakiego jeszcze ludzkość nie przeżyła. Bo normą stała się niepostrzeżenie bezwarunkowa akceptacja postępowania naszych dzieci.

Jedyne, co może nas ocalić, to nawrócenie. Ponowne uznanie IV przykazania za obowiązujące nas samych w sumieniu. Ale żeby tak się stało, to my, rodzice, musimy na nowo uznać Dekalog za prawo nas obowiązujące. Za znaki wyznaczające naszą życiową drogę ku zbawieniu. Musimy znowu uwierzyć w Boga i uwierzyć Bogu, który dwa tysiące lat temu objawił się nam w postaci Jezusa z Nazaretu. Uznać za swoje również pierwsze trzy Przykazania Boże. I dopiero wtedy wymagać od naszych dzieci (i od siebie) przestrzegania przykazania IV i wszystkich pozostałych.

Jan A. Kowalski

100 miliardów złotych deficytu budżetowego – dawno się tak nie pomyliłem/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny.

Minister Marlena Maląg, poinformowana o tym fakcie przez Krzysztofa Skowrońskiego w czwartkowym Poranku WNET, zapewniła, że to dzięki doskonałej kondycji finansów państwa. I oznajmiła, że w ministerstwie zawsze świeci słońce 😂 Pani Minister, gratuluję świetnego samopoczucia.

Dawno się tak nie pomyliłem. Pod koniec marca, gdy Covid-19 dopiero się rozkręcał, wyszło mi na kalkulatorze, że pierwszy bez deficytu budżet zakończy się 50-miliardowym niedoborem. Jednak rozdmuchana fikcja pandemii, w wyniku której zmarło w Polsce o kilka tysięcy mniej ludzi niż przed rokiem, zwiększyła deficyt w dwójnasób.

Ani myślę znęcać się nad wyraźnie zadowoloną ze swojej pracy Marleną Maląg.

Nie zapytam nawet o sens 13., a może nawet 14. emerytury w sytuacji, gdy każda comiesięczna emerytura jest obciążona podatkiem. Wiem. Dzięki temu więcej Polaków ma pracę… w biurokracji. A każdy obywatel-emeryt jest coraz bardziej świadomy własnej zależności od gestu Władzy.

Nie mogę się znęcać nad zapracowaną urzędniczką w czasie, gdy cały scovidiociały świat zasypuje nas pieniędzmi. Pustymi pieniędzmi. A rządy wszystkich naszych scovidiociałych państw przekonują, że nie ma innego sposobu. Co to oznacza dla obywateli świata i Polski?

Po pierwsze, ma to przekonać zwykłych ludzi, że pieniądz jest jedynie sposobem na zarządzanie społeczeństwem, który jest w dyspozycji władzy politycznej.

Po drugie, pieniądz jest mało bezpiecznym środkiem oszczędzania i dorabiania się. I zwykłemu Janowi Kowalskiemu niczego nie gwarantuje.

Po trzecie (jak zawsze), niezwykły nacisk położony na bezpieczne korzystanie z plastikowych kart w opozycji do monet i papierków – siedlisk wirusa – ma nam uświadomić rzekomo wyższą konieczność rezygnacji z pieniądza.

To celowe niszczenie pieniądza, jakie się dokonuje za dymną zasłoną pandemii, ma jeden główny cel – obalenie obecnego systemu finansowego świata. (O innych celach rzekomych i spiskowych nie będę się wypowiadał; twórcy fantastyki już wszystko opowiedzieli). Zgoda, obecny system finansowy jest chory. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A poszczególne państwa od 40 lat toczą nieustanną wojnę o podporządkowanie go swoim interesom.

Ten obecny system podyktowały całemu światu Stany Zjednoczone – jedyne zwycięskie mocarstwo II wojny światowej. I to Stany Zjednoczone niszczą go na niespotykaną skalę. Szalonym dodrukiem pieniądza finansując swoją wadliwą strukturę gospodarczą, społeczną i militarne panowanie. Militarne panowanie nad światem, tak potrzebne również Polsce.

System z Bretton Woods, o którym mowa, a który dogorywa na naszych oczach, przerósł możliwości Stanów Zjednoczonych. I chyba nie mogło być inaczej.

Straszne jest to, że Stany Zjednoczone przeżywają ogromne problemy wewnętrzne. Mają nieidentyfikujące się z państwem ogromne rzesze marginesu społecznego, finansowane z zewnątrz grupy terrorystów i warstwę magnaterii (korporacje) również nieidentyfikującą się z interesem własnego państwa.

I już nie mają takiej pozycji, żeby nowy ład finansowy światu bezdyskusyjnie zaproponować.

Martwienie się o rzeczy, na które nie mamy wpływu, jest absurdalne. Stany Zjednoczone czy Chiny? Nie martwmy się o to. W wyniku wojny zimnej lub gorącej ten konflikt zostanie rozstrzygnięty. Dla nas, zwykłych ludzi, może to oznaczać cierpienia i biedę na miarę poprzednich wielkich wojen. Zadaniem polskich władz, włączając w to ministerstwo, nad którym zawsze świeci słońce, jest stworzenie nam takich warunków, żebyśmy nadchodzące zmiany przeszli przy minimalnych stratach własnych.

Czego potrzebujemy?

  1. Drastycznego obniżenia kosztów zatrudnienia pracownika i przedsiębiorcy z 48 do najwyżej 12%.
  2. Zmiany, dzięki temu, fatalnej struktury zatrudnienia, bo efektywnie pracuje 15 mln Polaków, a powinno – 21.
  3. Likwidacji ZUS na rzecz nowego systemu powiązania oszczędności obywateli z gospodarką narodową obsługującą potrzeby każdego Polaka.
  4. Zmiany sposobu zarządzania państwem z centralnego, biurokratyczno-kolesiowskiego, na wolnościowe i oddolne.

Dopiero dzięki tym zmianom odzyskamy, jako państwo i naród, wystarczający potencjał. Jego składowe to pracowitość poparta dobrym wynagrodzeniem, oszczędność indywidualna, zaradność, odbudowa tkanki społecznej poprzez zagęszczenie wymiany towar-usługa w najbliższym otoczeniu. Jeżeli uda nam się to odbudować, to przeżyjemy w dobrej formie nadchodzące światowe zmiany. Przeżyjemy jako ludzie wolni, a nie niewolnicy kolejnego światowego systemu. Nawet tego bez pieniądza.

Jan A. Kowalski

PS. A najbardziej po pierwsze, Moi Drodzy Prepersi, inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny 😊

Przepis: jak stracić poparcie najwierniejszego elektoratu w 7 dni po wyborach/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Skutecznie odwrócił prawo Goebbelsa, twierdzące, że wielokrotnie powtórzone kłamstwo staje się prawdą. Jacek Kurski spowodował to, że w powtarzaną od 5 lat prawdę już prawie nikt nie wierzy.

Składniki: Jacek Kurski, jego narzeczona, Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, ksiądz.

Sposób przygotowania:

Wybieramy najbardziej eksponowane miejsce kultu religijnego w Polsce. Wprowadzamy tam Jacka Kurskiego, ojca 3 dzieci, po stwierdzeniu nieważności małżeństwa, i jego narzeczoną, również z odzysku. Następnie udzielamy im ślubu kościelnego. I że cię nie opuszczę aż do śmierci. Amen.

Tłum zacnych gości, najważniejszych osób zwycięskiego obozu, gratuluje nowożeńcom i życzy im kolejnego udanego małżeństwa. Wszystko to na oczach zdumionego elektoratu, który dopiero co zagłosował za obroną tradycyjnych wartości. Niech widzi ciemny lud, jak władza się bawi. Naprawdę, palce lizać!

I dobrze się stało. Ten pokaz hucpy i hipokryzji może wreszcie ukaże nam wszystkim, kościółkowym prostaczkom, prawdziwy obraz naszej politycznej elity. Obraz, który został zafałszowany po sojuszu libertyńskiego obyczajowo Prawa i Sprawiedliwości z ojcem dyrektorem Rydzykiem – największym strażnikiem naszej wiary. Sojusz, który okazał się korzystny dla PiS (poparcie katolickiego elektoratu) i ojca dyrektora (finansowo).

Jacek Kurski – nieoceniony bulterier Jarosława Kaczyńskiego – widocznie musiał być tak uroczyście doceniony. Hipokryzja, która do niedawna była hołdem oddawanym cnocie przez występek, zyskała nowy medialny wymiar. Mnie, wieloletniemu rozwodnikowi, któremu udało się uzyskać stan wolny dopiero po śmierci żony, nie wypada oceniać. Widocznie powtórne małżeństwo kościelne należało się według wszelkich praw kanonicznych. A młodemu małżonkowi należałoby, oprócz gratulacji, złożyć przede wszystkim wyrazy współczucia za mękę wieloletniego pożycia w nieważnym związku.

To, co mnie zdumiało, to nie pudelkowe newsy, ale niezwykłe uhonorowanie Jacka Kurskiego przez zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość. Bo to była nagroda. Czyżby nagroda za całokształt pracy dla zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy, jakiego dokonał on w TVP? Jeżeli tak, to następne będą tylko klęski. Z powodu odklejenia się obozu władzy od społeczeństwa, a zwłaszcza od własnych wyborców.

Już wyjaśniam. Jacek Kurski zniszczył Telewizję Polską.

Programy informacyjne, od Wiadomości po TVP Info, sprowadził na niespotykane wcześniej dno. Nie można się dowiedzieć w nich niczego o Polsce i o świecie. Służą one wyłącznie gimnastyce naszej pamięci, przypominając, co złego PO i PSL zrobiły w ciągu 8 lat poprzedzających zdobycie władzy przez PiS.

Nazwijmy je seansami pamięci. Ale to są seanse pamięci dla emerytów. Od roku 2007 minęło właśnie 13 lat. Pierwszy raz głosujący Polacy mieli w roku 2007 lat 7 i nie interesowali się polityką, tylko rodzajami dostępnych żelków. Jak mogą cokolwiek zrozumieć z przekazu TVP?

Dlatego to nie postawa Jacka Kurskiego zdumiewa. Zdumiewająca jest postawa władz Prawa i Sprawiedliwości, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, które dziękują rzekomemu twórcy swoich sukcesów. Swojemu najwybitniejszemu specjaliście od propagandy. To fakt, Jacek Kurski dokonał rzeczy wręcz niemożliwej przez te ostatnie lata. Skutecznie odwrócił prawo Goebbelsa, twierdzące, że wielokrotnie powtórzone kłamstwo staje się prawdą. Jacek Kurski spowodował to, że w powtarzaną od 5 lat prawdę już prawie nikt nie wierzy.

Jeżeli twórca jest genialny, jego przekaz dociera do wszystkich odbiorców, niezależnie od posiadanego przez nich ilorazu inteligencji. Najniższy przekaz cieszy gusty najmniej wyrobione. Najwyższy dopieszcza najbardziej wyrafinowane. Genialny przekaz jest wertykalny, wielopoziomowy. Dlatego zachwyca wszystkich. Przekaz telewizji pod wodzą Jacka Kurskiego jest płaski jak ciasto na pizzę.

Z takim mylnym wyobrażeniem źródeł własnych sukcesów wyborczych, Prawo i Sprawiedliwość przegra kolejne wybory. Bo cierpliwość i wyrozumiałość najwierniejszego elektoratu właśnie się wyczerpała – rozmawiałem z ludźmi.

Jan A. Kowalski

PS. Udowodniłem przed tygodniem, że to strażacy wygrali dla Andrzeja Dudy ostatnie wybory. Jeżeli Jacek Kurski był autorem pomysłu z wozami strażackimi, to zwracam honor 🙂

Dzięki druhom z Ochotniczej Straży Pożarnej prezydent Andrzej Duda wygrał wybory/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Autor tego pomysłu, sfinansowanego przez MSWiA, powinien zostać uhonorowany etykietą największego spin-doktora kampanii Andrzeja Dudy. Ale obóz Dobrej Zmiany dobrnął do ściany swoich możliwości.

Jak na prawdziwego felietonistę przystało, najpierw muszę się pochwalić: wygrałem! Mój cenny głos, głos Jana Kowalskiego, plus głos Jadwigi, Magdaleny, Macieja, Joanny, Piotra i pozostałych 10 mln 440 tysięcy i 648 wyborców zdecydował o niepodważalnym zwycięstwie Andrzeja Dudy przewagą 422 385 głosów.

Mój głos, oddany na naszego prezydenta, był szczególnie cenny. Kosztował mnie prawie 1000 złotych. Co nie wypada zbyt drogo po policzeniu 1400 km drogi w obie strony, 3 noclegów i wielu posiłków w nadmorskiej miejscowości.

(Wszystkich uprzedzam: 25% wzrost cen w stosunku do ubiegłego roku). Pod jaki adres mam przesłać rachunek? 🙂

Ale gdy popatrzymy na statystyki, to obraz stanu rzeczy nas zadziwia. Andrzej Duda przegrał we wszystkich grupach wiekowych do 50 roku życia. Nawet w grupie do 29 lat, w której wygrał przed 5 laty. Przegrał w większości województw. Przegrał w największych, w dużych, średnich i małych miastach. Dlaczego zatem nie przegrał, i to z kretesem? Bo zwyciężył w zaawansowanych wiekowo grupach wyborców. I co najważniejsze, wygrał w gminach do 20 000 osób. Wygrał tam przy bardzo wysokiej frekwencji, sięgającej nierzadko 80% uprawnionych. I to przeważyło. Stąd taka wściekłość na wieś i małe gminy nie tylko ze strony PO, ale też prominentnego do niedawna polityka PSL, chwilowo niedysponowanego zdrowotnie (psychika).

To rywalizacja o wozy strażackie zdecydowała o tym znakomitym zwycięstwie. Z filozoficznym zaciekawieniem przyjrzałem się zjawisku już w trakcie pierwszej tury, podczas której gminy do 20 000 mieszkańców, o największej frekwencji wyborczej, wygrały dla siebie 16 wozów strażackich. Jak się okazało, to był jedynie eksperyment na żywej tkance. Chyba udany dla obozu rządowego i Andrzeja Dudy, bo przed II turą wzmocniony o kolejne 49 nowiutkich wozów. Po 1 dla najlepszej gminy z 49 byłych województw. To zdecydowało o nadzwyczajnej mobilizacji ochotniczych strażaków. Jeździli po wsiach i wyłapywali strudzonych maruderów, uczestników filozoficznych pogawędek, zacnych obywateli bez własnego transportu. W imię dobrze pojętego interesu własnego strażacy przyczynili się do zdecydowanego wzrostu frekwencji na własnym gminnym terenie. I do zwycięstwa Andrzeja Dudy.

Autor tego pomysłu, sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, powinien zostać uhonorowany etykietą największego spin-doktora kampanii Andrzeja Dudy.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że zwycięski obóz Dobrej Zmiany dobrnął do ściany swoich możliwości. I każde kolejne wybory to pokażą w postaci kolejnych porażek. Te wszystkie 500+, które (jak już od paru lat obliczam) są tak naprawdę 500- dla pracowników i dla pracodawców, straciły swój powab. Straciły dla ludzi, którzy wiedzę o życiu i świecie czerpią już nie tylko z TVP Info, ale z własnych doświadczeń. Nie jesteśmy Koreą Północną. Globus z mapą Polski, przeniesiony z kabaretu Roberta Górskiego do studia TVP, jest obecnie reliktem. W jego moc wierzy już tylko Jacek Kurski i Danuta Holecka. A i to zapewne jedynie w godzinach urzędowania.

Polacy jeżdżą za granicę za chlebem, zakładają tam firmy. Widzą i wiedzą, że rządowa narracja o przyjaznym systemie podatkowym, niskich kosztach pracy, udogodnieniach i wsparciu dla przedsiębiorców, jakie oferuje nasze państwo, jest fikcją.

Fikcją z TVP Info. A króluje u nas biurokracja i wyzysk fiskalny, udaremniający założenie i rozwój małego przedsiębiorstwa. Kłody pod nogi, wymyślone kiedyś dla powstrzymania procesu powstawania nowych firm w interesie uwłaszczonych komunistów.

Młodzi ludzie (do 50-ki 🙂 ) nie chcą rozdawnictwa pieniędzy. Chcą mieć możliwość uczciwego dorabiania się. Bez darmowych 500+ dla siebie, które kosztuje ich co najmniej 1000 złotych z własnej kieszeni. A ląduje po równo w kieszeniach leni, darmozjadów i biurokratycznego aparatu obsługującego szczytne socjalne programy. To nie jest spór między Polską solidarną a liberalną, między Polską tradycyjną a Polską lgbt+. To jest spór między Polską gospodarną a patologią socjalną, Polską dobrze zarządzaną a marnotrawną. Pomiędzy wolnością a niewolą.

Mam nadzieję, że do następnych wyborów wyzwolimy się z fałszywych podziałów, którymi nas zwodzą obie wielkie partie we własnym, a nie naszym, ogólnopolskim i ogólnonarodowym interesie.

Jan A. Kowalski

Tylko wybierając Andrzeja Dudę, mamy szansę na niepodległość i reformę polskiego państwa/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Jeśli wygra R. Trzaskowski, nasi sąsiedzi zrobią z nas wariatów, zaściankowych warchołów i narodowych faszystów. Zdelegalizują i zmarginalizują. Po załamaniu się sojuszu z USA nic ich nie powstrzyma.

Najpierw, żeby Was przestraszyć, napiszę co oznacza wybór Rafała Trzaskowskiego. Oby nie! ☹

Po pierwsze, w interesie Niemiec i Rosji (i Chin) osłabiony zostanie sojusz z USA. Wbrew obecnym okrągłym słówkom Rafała Trzaskowskiego, musimy przypomnieć sobie dotychczasową praktykę tej formacji. Na czele z deklaracją wieczystego poddaństwa złożoną Niemcom przez Donalda Tuska i jego ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego. I nigdzie nie zapisaną, ale faktyczną obietnicą dalszej eksploatacji naszego kraju z potencjału i taniej siły roboczej. W rewanżu za ogromny wysiłek niemieckiego żołnierza modernizującego nas w latach 1939–1945. Możemy jedynie mieć nadzieję, że nasi zachodni sąsiedzi nie zażądają za to reparacji.

Po drugie, zablokowana zostanie możliwość wzmocnienia pozycji Polski w środkowo-wschodniej Europie. A ta może zaistnieć jedynie w wyniku amerykańskiej i polskiej inwestycji w projekt Trójmorza.

Projekt wymierzony przeciwko rosnącym ambicjom Niemiec do zdominowania całej Eurazji, we współpracy chwilowej z Rosją, a docelowej z Chinami. Na nowo ukształtowany kontynent europejski nie będzie już oazą wolności, ale strefą niemieckiego ordnungu i chińskiego systemu punktacji obywatelskiej. Czy w tej konstelacji utrzyma się niezależna Rosja, nie pora teraz dociekać. Dla Polski i Polaków wycofanie się Amerykanów z projektu Trójmorza, a co gorsza – z Europy, będzie oznaczać utratę samostanowienia w wymiarze państwowym i osobistym. I proszę wszystkich zwolenników Jacka Bartosiaka, żeby o tym pomyśleli, zamiast wypisywania pod moim tekstem napuszonych dyrdymałów.

Po trzecie, co najistotniejsze dla wszystkich wolnych Polaków, przeciwników socjalizmu, populizmu i biurokracji – zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego i całego obozu proniemieckiego odsunie w niebyt możliwość reformy polskiego państwa. Nasi sąsiedzi z zachodu i ze wschodu na to nie pozwolą. We własnym interesie nie pozwolą. Jak nie pozwalają od trzystu lat, z przerwą na lata 1921–1939. Jak nie pozwalają obecnie: groźbą, prośbą (finansową) i medialną propagandą oraz działaniem agentury. Po załamaniu się sojuszu z USA już nic ich nie powstrzyma. Z nas, wolnościowych patriotów, zrobią nieodpowiedzialnych wariatów, zaściankowych warchołów, nawet narodowych faszystów. Zdelegalizują i zmarginalizują.

To dlatego w II turze zagłosuję przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu, nie żałując ani jednego z 700 przejechanych kilometrów (w jedną stronę).

A co nam daje wybór Andrzeja Dudy na II kadencję? Wbrew wrzaskom rzekomo prawicowych patriotów, w których pisemkach nawet karykatura Żyda rysowana jest rosyjską kreską (sami sprawdźcie), daje nam dwie najbardziej deficytowe rzeczy w życiu każdego człowieka. Daje nam czas i spokój. 4 lata na spokojne przygotowanie ruchu społecznego, zdolnego przeforsować swoją wizję państwa. Państwa wolnych i odpowiedzialnych obywateli, wyzwolonego z jarzma biurokracji i fiskalizmu.

I nie będę już więcej pisał, bo mało jest w dzisiejszej Polsce ludzi, którzy mają tyle czasu i wolności od doktrynerskich zniewoleń, żeby tekst dłuższy niż strona A-4 przeczytać i zrozumieć. Zwłaszcza teraz, w przedwyborczej gorączce.

Zatem, podsumowując: 12 lipca 2020 roku w lokalu wyborczym gminy Krokowa zakreślę kwadracik przy nazwisku Andrzeja Dudy. Niech prezydentuje nam miłościwie przez kolejne pięć lat. Amen.

Jan A. Kowalski

 

 

O tym, dlaczego nie będąc lekarzem, napisałem tekst o szczepionkach / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Ukochane dziecko rodziców miałoby umrzeć? Możemy je uratować, wykorzystując abortowane płody. Dorosłego też, dzięki organowi pobranemu z chińskich zasobów naturalnych. Chyba, że nie ma pieniędzy.

Najpierw się wytłumaczę. Napisałem go, ponieważ odmówiło mi trzech lekarzy będących przeciwnikami szczepień. Dlaczego, skoro nie szczepią swoich dzieci, nie zgodzili się nie tylko na napisanie tekstu, ale nawet na ujawnienie nazwisk? Z jednego, zrozumiałego powodu – nie chcą stracić możliwości wykonywania zawodu. I to nie jest żadna teoria spiskowa, tylko polska (i nie tylko polska) praktyka świata medycznego. Lecznictwa całkowicie podporządkowanego wielkim światowym koncernom farmaceutycznym.

Ponieważ nie jestem lekarzem, korzystając z udostępnionych materiałów, mogłem ten temat opisać bez obawy o utratę grantów lub pracy.

I zdaję sobie sprawę, że nie jest to tekst doskonały. Nie będąc naukowcem, nie siliłem się na naukowość i posługiwanie się terminologią, którą musiałem tłumaczyć z języka medycznego na polski. Dlatego wszystkich urażonych prostotą mojego tekstu mogę tylko przeprosić. Co niniejszym czynię.

Jednak żaden dziennikarz, a tym bardziej felietonista-amator, przedstawiciel czwartej władzy, kontroli społecznej, nie jest po to, żeby wyrażać zdanie i interesy jakiejkolwiek grupy zawodowej. Nie jest też (przynajmniej nie powinien być) reprezentantem jakiejkolwiek branży. Choćby generowała niebotyczne zyski i oferowała luksusowe wczasy. Powinien jedynie, w interesie całego społeczeństwa, naświetlić problem w zrozumiały sposób. Tak, żeby zwykły Jan Kowalski mógł podjąć najlepszą dla siebie decyzję. W tym przypadku decyzję mającą bezpośredni wpływ na jego zdrowie i życie. Na zdrowie i życie jego dzieci. Oczywiście po konsultacjach z panią Kowalską 🙂

Nawet wbrew tej paskudnej, ale obowiązującej konstytucji, którą dwa lata temu wyrzuciłem do kosza, zmusza się Polaków do szczepień. Bezprawnie. Strasząc sanepidem i karami finansowymi. A teraz sam minister zdrowia (chyba choroby), Maciej Szumowski, ogłasza zamiar poddania całego polskiego narodu eksperymentowi medycznemu. Wprowadzenia do naszych organizmów szczepionki, bez co najmniej pięcioletniego okresu testowania jej skuteczności i braku szkodliwości. Przypomnę zatem: zgodnie z konstytucją żaden obywatel nie może być zmuszony do uczestnictwa w eksperymencie medycznym.

Wiecie, dlaczego w społeczności amiszów, żyjących w USA, nie odnotowano żadnego przypadku autyzmu? Bo żyjący tradycyjnie amisze nie szczepią swoich dzieci? Odpowiedzcie sobie sami.

Nie namawiam, żebyśmy z naszych szybkich samochodów przesiedli się z powrotem na furmanki lub zrezygnowali z prądu. Ale musimy zrozumieć, że bezmyślna akceptacja nowości, wciskanych nam jako niezbędniki do życia, może nieść bardzo poważne skutki uboczne. Na tyle poważne, że przewyższą przewidywane korzyści, a zakończą się degeneracją ludzkości. I to było główne przesłanie mojego ubiegłotygodniowego felietonu.

Minister Szumowski nawet przed kamerą nie chciał paradować w maseczce. I to w czasie, gdy za brak maseczki zwykłemu obywatelowi groził mandat w wysokości 500 zł. Gdy będzie namawiał do przyjęcia eksperymentalnej szczepionki na covid-19 mnie albo Edytę Górniak, zaproponuję, żeby dał się zaszczepić jako pierwszy. Bo przecież słowa tylko uczą, a przykłady pociągają.

A teraz napiszę, o co chodzi w szczepionkowym szumie medialnym, w którym uczestniczą również osoby nazywane dziennikarzami. Słusznie się domyślacie, chodzi o pieniądze. O wielkie pieniądze, ale nie tylko. Głównym celem jest zastąpienie Bożego Dzieła dziełem ludzkim. Szczepionki są tylko jednym z elementów składowych większego planu.

Boża tajemnica życia – zastąpimy ją sztucznym zapłodnieniem (przy okazji zabijemy cztery embriony). Bezpłodni muszą mieć prawo do posiadania dzieci za wszelką cenę, a płodni muszą mieć prawo je zabijać. Przecież to podstawowe prawo człowieka!

Śmierć – to okrutnie niesprawiedliwe, co z nami Bóg wyprawia. Przecież lepiej wiemy, kto powinien żyć, a kto umrzeć. Ukochane dziecko rodziców miałoby umrzeć? O nie, jakim niesprawiedliwym prawem? Przecież możemy je uratować, wykorzystując abortowane płody (taki eufemizm na zabite dzieci). Dorosłego i starca też możemy uratować dzięki świeżutkiemu organowi pobranemu z chińskich zasobów naturalnych. Chyba, że nie ma pieniędzy.

Miłość jako uczucie wyższe – sprowadzimy ją do samego czucia, do fizycznego wykorzystywania swojego ciała i ciał innych ludzi, bez względu na płeć i średniowieczne ograniczenia. Powiedzmy love is love, pokazując całemu światu własne genitalia. Dlaczego „love” miałaby mieć jakikolwiek związek z przychodzeniem dzieci na świat?

Choroby. Bóg je zesłał na nas – co za brak empatii. Wyeliminujemy je wszystkie, tworząc fantastyczne szczepionki.

Naturalne choroby dziecięce nie mają miejsca w naszym świecie. Nasze maleństwa miałyby mieć jakieś krostki? A te nowe, nieznane dotychczas choroby, które pojawiają się jako skutek uboczny? Na pewno za chwilę i na nie odkryjemy cudowny lek.

Tak właśnie, po ludzku(?), tworzymy nowy, wspaniały świat. Tylko w jakiś dziwny sposób ratując życie, zarazem zabijamy je. Propagując miłość, niszczymy ją. Likwidując jedne choroby, tworzymy inne. Wreszcie, wyzwalając się z bożej niewoli, zamieniamy się w niewolników.

Tak właśnie wygląda bezczelność współczesnego człowieka wyzwolonego z pęt bożego stworzenia i Dekalogu. Ta bezczelność nie ma swoich źródeł w bożym planie. Nie ma ich też w jakichkolwiek niezależnych zasobach ludzkości, bo takie po prostu nie istnieją. Rezygnując z Bożych Praw, lekceważąc prawdę, jaką nam przekazał Jezus Chrystus o życiu, śmierci doczesnej i życiu wiecznym, nie stajemy się bardziej wolnymi ludźmi. Stajemy się w mniej lub bardziej świadomy sposób sługami szatana.

A jeżeli Pan Jezus mówił prawdę, a Pan Bóg istnieje?

Jan A. Kowalski

Zanim ustawicie się w kolejce po cudowną szczepionkę przeciwko chorobie covid-19/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Wprowadźmy do organizmu parę szczepów. Może zaatakują nas te same szczepy wirusa i dzięki wcześniejszemu uodpornieniu się nie zachorujemy. Tylko dlaczego miałyby nas zaatakować te same szczepy?

Najpierw postawię śmiałą tezę: wirusy i bakterie też chcą żyć! Wysnułem ją po lekturze dwóch książek o szczepieniach i kilku rozmowach z przeciwnikami i zwolennikami szczepień. Obrona tej tezy, dla mnie niepodważalnej, pozwoli nam zrozumieć, czym są szczepionki. Szczepić czy nie szczepić siebie i swoich dzieci. A przede wszystkim pozwoli zrozumieć, kim my jesteśmy. Zatem…

Dla wirusów, bakterii i innych mikrobów jesteśmy całym światem, jaki został im dany. Jesteśmy dla nich kosmosem. Naturalnym środowiskiem życia i rozwoju. Terenem walki i wzajemnego blokowania wpływów. Hasają po naszej skórze, wdychamy je z każdym haustem powietrza. Znajdują się w naszych płucach, jelitach i wszystkich innych organach wewnętrznych. Bez nich nie moglibyśmy żyć, bo odpowiadają za podstawowe funkcje życiowe człowieka. Są w równym stopniu potrzebne nam, jak my im.

Ważą łącznie prawie 1,5 kg. Tyle samo, co mózg człowieka. Ktoś z Was chciałby nagle pozbawić się 0,5 kg mózgu? Nie sądzę. To chyba nie byłoby zbyt mądre posunięcie. Dlaczego zatem bez większej refleksji chcemy się pozbawić 0,5 kg mikrobów zamieszkujących nasz organizm? Bo uważamy, że tak będzie dla nas lepiej. A dlaczego tak uważamy? Bo przekonują nas do tego lekarze i przekonują nas do tego politycy wszelkich opcji. Jedni i drudzy usilnie nam wmawiają, że wszelkiego rodzaju medykamenty, a zwłaszcza szczepionki, produkowane przez pięć światowych koncernów farmaceutycznych, zwolnią nas od myślenia i dbania o własny organizm. O własne zdrowie.

Namnożyło się w naszym organizmie za dużo bakterii, które szkodzą naszemu zdrowiu? – zabijmy je specjalną trucizną na bakterie. Namnożyło się za dużo wirusów, osłabiających chwilowo nasz organizm i wywołujących przymusowy pobyt w łóżku? – wytrujmy je specjalną trucizną na wirusy. A najlepiej wprowadźmy do organizmu parę szczepów. Może zaatakują nas te same szczepy wirusa i dzięki wcześniejszemu uodpornieniu się nie zachorujemy. Tylko dlaczego miałyby nas zaatakować te same szczepy? Nie traktujmy wirusów jak idiotów.

Słuchając lekarzy i polityków, opłacanych przez te same koncerny farmaceutyczne, przestajemy rozumieć nie tylko świat, ale też własny organizm. I bezmyślnie, choć zwykle w dobrej wierze, pozwalamy niszczyć swój system odpornościowy. Przecież żaden producent leków i realizujący jego plan lekarz nie mówi nam, że lekarstwo (=trucizna na mikroby) zabije także dobre mikroby.

Żaden lekarz oficjalnego lecznictwa nie powie nam, że większość dolegliwości możemy usunąć, stosując odpowiednią higienę życia i dobrą dietę. Że trzeba dobrą dietą, witaminami i mikroelementami wspomóc nasze dobre bakterie. I to im wystarczy, żeby zniwelowały zbyt duży wpływ złych bakterii i przywróciły do stanu równowagi, do zdrowia, nasz organizm.

Zajmijmy się na chwilę naszymi dziećmi, bo to one najczęściej padają ofiarą koncernów farmaceutycznych oraz polityków i lekarzy będących na ich liście płac. Noworodki nie potrafią się jeszcze same obronić. Dlatego już pierwszego dnia po przyjściu na świat szprycuje się je dwiema szczepionkami. Na gruźlicę i zapalenie wątroby typu B. Nie mając przebadanego organizmu nowo narodzonego dziecka, wykrytych przeciwwskazań i zagrożeń dla życia i prawidłowego rozwoju. A potem obowiązkowo szczepi się je jeszcze 19 razy (w sumie 31 szczepionek) przed ukończeniem 18 miesiąca. Żeby nie chorowało na odrę, różyczkę, świnkę, ospę wietrzną, koklusz, błonicę, polio, tężec, pneumokoki. Zespolonymi, obciążającymi szczepionkami, zawierającymi dodatkowo truciznę w postaci rtęci lub aluminium.

Szczepi się je w momencie, gdy mają jeszcze naturalną odporność z łona matki i mogą wzmacniać ją, karmiąc się jej mlekiem. Szczepi się je po to, żeby w wieku lat 2, 5, 8, 12 nie zachorowały. Ale tym samym nasze dzieci nie nabędą naturalnej odporności, chroniącej je przez całe życie. Do 19 roku życia szczepi się je jeszcze 5 razy (9 szczepionek). Potem, już jako rodzice, nie przekażą tej odporności swoim dzieciom. Ponieważ zarazem szczepionki nie działają dłużej niż kilka lat, zachorowanie na chorobę dziecięcą w okresie dojrzewania lub w wieku dojrzałym może skończyć się tragicznie.

Zwiększając liczbę niepotrzebnych szczepień o dodatkowe, nieobowiązkowe, ale często wmuszane 5 lub 6 w 1, nie zwiększamy, ale zmniejszamy odporność całej populacji, w tym przyszłych pokoleń.

Zamiast wzmacniać dobrą dietą, odpowiednią suplementacją i higieną nasze pożyteczne mikroby, zabijamy je. Niszczymy wojska obronne naszego organizmu. A próbując zabić złe mikroorganizmy, zmuszamy je do większej agresji, do ewoluowania w kierunku coraz bardziej dla nas groźnym. Co oczywiście finalnie może zakończyć się zwycięstwem farmacji… i naszą śmiercią.

Reasumując:

1. To choroby wieku dziecięcego wywołane przez wirusy lub bakterie wzmacniają nasz organizm, naszą odporność.
2. Szczepionki, wbrew gołosłownej obietnicy, niszczą naszą naturalną odporność zbiorową i osłabiają przyszłe pokolenia.
3. Konserwanty szczepionek, jak rtęć, i wzmacniacze, jak aluminium, są prawdopodobną przyczyną tragicznych skutków ubocznych. Takich, jak autyzm i inne zaburzenia neurologiczne i immunologiczne.

4. Jest absolutnie wbrew logice szczepienie zdrowych organizmów. Szczepić, jeżeli już, powinniśmy jednostki słabe, z grupy ryzyka lub podróżujące w rejony epidemiczne.
5. Chyba, że mamy żyć jedynie dla coraz większych zysków koncernów farmaceutycznych.

A teraz zmierzmy się z ostatnim mitem, jakim próbuje się nas mamić przy okazji wirusa covid-19: Dla dobra społecznego musimy zaszczepić wszystkich. A niezaszczepieni będą stanowić zagrożenie publiczne. Mit jest forsowany wbrew dotychczasowemu kanonowi branży medycznej, że osiągamy odporność stadną, gdy większa część populacji staje się odporna na infekcję. To znaczy przechoruje ją.

Cóż, wygląda na to, że lawinowo rosnące w ostatnich dziesięcioleciach zyski koncernów farmaceutycznych przekładają się na tę drastyczną zmianę w myśleniu lekarzy i polityków. Ale chyba nie chodzi tylko o zyski koncernów. Przecież te 10% populacji, które nie da się po dobroci zaszczepić (pochwalę się: jestem tu ja, Jan Kowalski, i Edyta Górniak 🙂 ), nie jest istotne ze względu na zysk.

Czas na konkluzję. To wrogowie naszej wolności i naszej cywilizacji opartej na Bożych Przykazaniach, w postaci Billa Gatesa, Georga Sorosa i innych, WHO i Chin, chcą z nas wszystkich zrobić swoich niewolników. To dlatego zmuszani jesteśmy do noszenia tych durnych maseczek, które mogą jedynie wykończyć nasze zdrowie. To dlatego jesteśmy zamykani w swoich mieszkaniach, ale możemy pójść na zakupy. Ale już nie do kościoła. To dlatego zmuszani jesteśmy do postrzegania wczorajszych bliźnich jako dzisiejszych wrogów zagrażających naszemu życiu. 10% margines wolności w zniewolonym świecie to zbyt duże ryzyko buntu chwilowo zniewolonych. I ryzyko upadku totalnego systemu właśnie wprowadzanego w życie.

Czy mamy jakąś szansę? Jako realista, który wierzy w Boga, w śmierć doczesną i życie wieczne, odpowiem: mamy! Potęga globalnych koncernów farmaceutycznych i WHO, globalnych spekulantów i Chin, zagrażających wspólnie naszemu światu wolności, może jeszcze zostać powstrzymana i złamana.

Ale dokonać się to może jedynie pod przywództwem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Imperium Wolności, które jeszcze dysponuje potencjałem ekonomicznym, militarnym i moralnym, może tę wojnę wydaną naszej cywilizacji wygrać. Musi jedynie wykorzystać ostatni niezbędny składnik – potencjał wolnych ludzi.

Jan A. Kowalski

PS Przyznam się. To był 4 odcinek cyklu: Powody, dla których Imperium Wolności może upaść, ale bałem się, że nie przeczytacie 🙂

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść. Wrogowie wśród nas (3)/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Nie pozwalamy na zabicie kota, psa. Nawet na znęcanie się nad nimi. I za każdy czyn tego rodzaju możemy trafić do więzienia. Za to BEZKARNIE możemy zabić nasze jeszcze nienarodzone dziecko.

Miałem dziś pisać o pieniądzach, spekulacji i tym podobnych przyziemnych sprawkach. O dolarach i bitcoinach. Już je widziałem oczami wyobraźni na czystym niebie nad Bałtykiem, nad którym pozyskiwałem ze słońca tak ważną dla funkcjonowania naszego organizmu witaminę D3. I wtedy wydarzyła się seria nieplanowanych zdarzeń. Dlatego dziś nie będzie o pieniądzach, ale o podstawowych wartościach.

Wrogowie naszej cywilizacji żyją wśród nas. Nie różnią się od nas fizycznie. Nawet mówią tym samym językiem. Ale ich słowa, choć brzmią jak nasze, są zaprzeczeniem ich sensu historycznego i cywilizacyjnego.

Na przykład wolność, którą „kocham i rozumiem”. Według klasycznej definicji nasza wolność, nieważne: od czy do, kończy się zawsze na wolności drugiego człowieka. Zatem jeżeli nasza wolność ogranicza wolność drugiego człowieka, to z wolności zmienia się w przymus. (Wybaczcie, Filozofowie, musiałem tak napisać).

Moja wolność nie może oznaczać nieszczęścia drugiego człowieka. Nie mam prawa go prześladować, więzić i zabijać. Pod warunkiem, że nie nastaje na moje życie, zdrowie i wolność. Wolny człowiek ma prawo do obrony własnej (siebie, swojej rodziny, wsi, miasta, państwa). Ojcowie Kościoła zdefiniowali to kilkanaście wieków temu. A potem przejęły to przekonanie społeczeństwa i narody tworzące naszą łacińską cywilizację. Przejęły wraz z Dekalogiem i całą nauką Jezusa Chrystusa. My, ludzie słabi, grzeszni i głupi, nieraz schodziliśmy na manowce. Ale zawsze wiedzieliśmy, gdzie wracać. Dzięki Kościołowi głoszącemu odważnie Słowo Boże.

Tylko i wyłącznie dzięki interwencji Boga, który objawił się nam dwa tysiące lat temu w Jezusie Chrystusie, nasza łacińska cywilizacja jest wyjątkowa i lepsza niż jakakolwiek inna.

Tak, Pani Ewo Maloney, moja fejsbukowa polemistko. A zadaniem naszym, wyznaczonym przez Pana Jezusa, jest ewangelizacja całego świata. Pokazanie mu prawdy i pomoc w nawróceniu. Taki jest sens trwania naszej cywilizacji. A ludzie wszędzie są tacy sami. Chcą dorabiać się (również nieuczciwie), rabować, gwałcić. Chrześcijański, katolicki ksiądz nie gwałcił, nie rabował, ale zapobiegał niegodziwym czynom dokonywanym przez nieokrzesanych konkwistadorów na pogańskich ludach. Dokonywał czynów heroicznych, w rozumieniu naszej chrześcijańskiej religii. I to nie jest bajka. Wystarczy poczytać trochę historyków spośród przyjaciół, a nie wrogów naszej cywilizacji.

Jedno bez litości nasz Kościół tępił – zabijanie niewinnych. Dorosłych i dzieci. Rozprawiał się bezwzględnie z wszelkimi pogańskimi kultami oddającymi hołd bożkom śmierci. I wszystkimi cywilizacjami (kulturami), które w hołdzie przebłagalnym składały bóstwu ofiary z niewinnych współplemieńców. Bo, nie zawaham się tego powiedzieć, był to hołd składany demonom skrytym pod wizerunkiem gniewnego i kapryśnego bożka. W naszej religii nazywamy go szatanem.

Ktoś, kto tego nie rozumie, jest szalony. Albo już nie jest wolnym dzieckiem bożym, tylko pomiotem szatana, jego niewolnikiem. Jedynie w tym kontekście możemy zrozumieć proceder zabijania nienarodzonych, niewinnych dzieci. Dzieci poczętych w naszym chrześcijańskim świecie, w Polsce. W świecie współczesnym, gdzie żadna kobieta, niezależnie od wieku, nie jest stygmatyzowana i wykluczana ze społeczeństwa za urodzenie nieślubnego dziecka. Dopuszczamy nawet to, że go nie chce. Bo ma za małe mieszkanie i musiałaby zrezygnować z psa. I każdy inny powód.

Może to dziecko oddać do okna życia albo jednemu z licznych małżeństw nie mogących doczekać się maleństwa. Albo nawet zostawić w szpitalu. Nie musi go zabijać.

Dla morderstwa na niewinnym, poczętym dziecku nie ma żadnego logicznego i prawnego wytłumaczenia. Poza jednym – oddaniem czci szatanowi.

A nasze obecne cywilizacyjne manowce? Nie pozwalamy na zabijanie ludzi już narodzonych. Nie pozwalamy na uśmiercanie staruszków i niepełnosprawnych. Nie możemy zabić sąsiada, chociaż słucha beznadziejnej muzyki. Nie pozwalamy na zabicie kota, psa. Nawet na znęcanie się nad nimi. I za każdy czyn tego rodzaju możemy trafić do więzienia. Za to BEZKARNIE możemy zabić nasze jeszcze nienarodzone dziecko.

W Polsce obowiązuje ustawa i tak zwany kompromis aborcyjny. Toczymy bitwy o taki czy inny zapis. Ale jaki to ma sens, skoro nawet obowiązujące prawo nie jest stosowane? Bezkarnie i bezczelnie działają w Polsce gangi czerpiące korzyści finansowe z zabijania dzieci nienarodzonych, wbrew obowiązującemu prawu. Wbrew szczegółowym zapisom i konstytucji. Nie interesuje się tym policja, prokuratura i sędziowie.

Dotarcie do osób namawiających do przestępstwa i uczestniczących w nim nie jest trudne. Ogłaszają się w Internecie, mają swoje strony i konta na FB. Reklamują się w dodatku „Gazety Wyborczej” – „Wysokich Obcasach”. Bez masek, pod własnymi nazwiskami. Jedna z nich przytula się do kandydata na prezydenta Polski z ramienia Patologii Obywatelskiej, Rafała Trzaskowskiego.

Instruują online niedoszłe matki, a teraźniejsze dzieciobójczynie, jak zabić swoje dziecko, jak pozbyć się ciała. Jak przetkać zlew. I brylują na salonach, zamiast gnić w więzieniu.

A co więcej, organizują nagonki na ludzi, którzy prawa każdego człowieka do życia bronią. Także człowieka jeszcze nienarodzonego. Bo żaden człowiek, również nienarodzony, nie jest własnością drugiego człowieka. Jest dzieckiem bożym stworzonym do wolności, którą „kocham i rozumiem”.

Jeżeli natychmiast nie wytępimy procederu składania ofiary z niewinnych dzieci na ołtarzu szatana, dla trwania naszej cywilizacji nie będzie już żadnego uzasadnienia.

Jan A. Kowalski

PS Pragnę podziękować Joannie, Tomkowi, Wiewiórowi i Magdalenie – dzielnym reprezentantom naszej łacińskiej cywilizacji, cywilizacji życia.

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść i jak temu zaradzić (2)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Za czystą mamonę sprzedaliśmy swoje przekonania. Ostatecznie zaakceptowaliśmy to, że nasze kobiety noszą błyskotki wykonane przez chińskich więźniów, czekających na transplantologa.

W poprzednim odcinku opisałem powód 1., wynikający wprost z globalizacji, czyli coraz bardziej zwichniętą strukturę społeczną w USA, gdzie jedynym wygranym po stronie amerykańskiej są wielkie korporacje, a najbardziej poszkodowane – klasa średnia i niższa.

Są jeszcze dwa podstawowe powody do obawy, które dotyczą Ameryki, a zatem całego chrześcijańskiego świata:

1)     kurczenie się cywilizacyjnej przewagi na świecie i uleganie dominacji obcych na własnym terenie, czyli upadek ducha;
2)     zasypywanie amerykańskiego deficytu handlowego pustym pieniądzem i spekulacja.

Dziś zajmę się upadkiem dominacji naszej łacińskiej cywilizacji. (Nie będę się wymądrzał i wszystkich, których bardziej interesuje temat, zapraszam do lektury książki Feliksa Konecznego pod tym samym tytułem). W obecnym czasie to Stany Zjednoczone przewodzą naszej cywilizacji w świecie. Jak kiedyś Portugalia, Hiszpania, Niderlandy, Francja czy Anglia. Dlatego, opisując dzisiejszy świat, piszę głównie o Stanach.

Postawię tezę jedynie słuszną: gdyby jakiekolwiek interesy gospodarcze prowadzone przez USA i inne państwa naszego kręgu cywilizacyjnego wymagały respektowania naszych zasad w państwach-partnerach handlowych spoza naszej cywilizacji, świat byłby dziś dwa razy bardziej wolny i dwa razy bardziej bezpieczny.

W ostatnią niedzielę obchodziliśmy kolejny światowy dzień modlitwy za prześladowany Kościół katolicki w Chinach. Dlaczego modlitwy powtarzać będziemy za rok i w latach kolejnych? Bo pozwoliliśmy rozjechać komunistycznym czołgom chińskie marzenia o naszej zachodniej (= chrześcijańskiej) wolności. Łatwo powiedzieć. Komunistycznej zbrodni na placu Niebiańskiego Spokoju nie mogliśmy zapobiec jako Wolny Świat. Ale już wtedy mogliśmy przestać z nimi prowadzić interesy. Interesy, które utuczyły amerykańskie korporacje i struktury chińskich komunistów kosztem zwykłych Amerykanów i zwykłych Chińczyków. I kosztem osłabienia potencjałów naszych zachodnich państw.

Zapomnieliśmy o jednym, o najważniejszym czynniku, który z wielu barbarzyńskich plemion zasiedlających ruiny po Imperium Romanum uczynił odkrywcę i zdobywcę całego świata. Ten czynnik to chrześcijaństwo. Jednak wskazanie „czyńcie sobie ziemię poddaną” jest nierozerwalnie związane z Dekalogiem i wolnością osobistą daną każdemu przez Boga-Stwórcę.

Jest jeszcze jeden składnik tego ogólnego kontekstu – odwaga. Odwaga wynikająca z wiary w nieśmiertelność duszy i ograniczana w swej zuchwałości perspektywą Sądu Bożego.

Dopiero to wszystko doprowadziło do rozkwitu naszą łacińską cywilizację, którą nazywamy najczęściej zachodnią. I tak my, chrześcijanie, uczyniliśmy sobie ziemię poddaną. Obie Ameryki, Australię, dużą część Afryki.

A potem dopłynęliśmy do Azji i zaczęliśmy chodzić na bardzo zgniłe kompromisy. Dla wygody i pieniędzy zaczęliśmy zapominać o tym lub innym niezbędnym dla trwania całości składniku, wypaczając tym samym sens istnienia naszej cywilizacji. Najpierw pozwoliliśmy przetrwać kastom w Indiach. Temu nieludzkiemu systemowi determinującemu życie człowieka od kołyski po grób z racji urodzenia. Zakładającemu nierówność ludzi względem siebie; wbrew temu, co głosił nasz Zbawiciel.

Potem przestaliśmy nawracać nowo odkrywane ludy (narody), głosić im ewangelię, aby w końcu zaakceptować prześladowania naszych braci w wierze z tych ludów się wywodzących. Za czystą mamonę sprzedaliśmy swoje przekonania. Ostatecznie zaakceptowaliśmy to, że nasze kobiety noszą błyskotki wykonane przez chińskich więźniów, czekających na transplantologa.

Pozwoliliśmy wreszcie, w fałszywym rozumieniu tolerancji, na osiedlanie się w naszych granicach ludzi nie tylko obcych cywilizacji, ale wręcz nam wrogich (nie dotyczy polskich Tatarów J). Co rozkłada naszą cywilizację od środka.

Recepta? Nie, nie namawiam do rzezi wszystkich niewiernych i wywołania kolejnej wojny światowej. Musimy jedynie(!) wymóc akceptację naszych zasad w państwach innych cywilizacji. Tak, jak my pozwalamy na funkcjonowanie ludzi o odmiennych wartościach w naszych państwach. Nie możemy zgadzać się na prześladowanie chrześcijan w państwach islamu, hinduizmu i chińskiego komunistycznego konfucjanizmu. Nasz świat chrześcijański jest na tyle duży i zróżnicowany klimatycznie i dochodowo, że możemy przeżyć i rozwijać się bez choćby jednej chińskiej błyskotki.

To chińscy komuniści powinni się bać, ponieważ Chińska Republika Ludowa jest uzależniona od eksportu.

W roku 2019 eksport Chin wyniósł ponad 2 biliony USD, a import tylko 1,5 biliona. Przy czym nadwyżka do Stanów Zjednoczonych wyniosła aż 300 mld. I te dane chyba wystarczą, żeby zrozumieć, że to nie my od Chin, ale Chiny od nas są uzależnione.

Oczywiście nasza ręka powinna być stale wyciągnięta do zgody. Pod jednym warunkiem: uznania wolności wyznawania naszej cywilizacji i naszej wiary na terenach państw, które chcą z nami handlować. Jeśli nie zechcą, niech handlują sami ze sobą. Cofnięcie prześladowania chrześcijan i zniesienie zakazu działalności Kościoła to warunek sine qua non.

Doprowadzenie do równości chrześcijaństwa względem innych religii, w miejsce obecnych prześladowań, po tylu wiekach panowania nad lądami i oceanami, to chyba nie jest oszałamiające żądanie. Może przy okazji sami się nawrócimy?

Jan A. Kowalski

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść i jak temu zaradzić (1)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Pominięcie wartości w myśleniu o gospodarce i świecie zaowocowało właśnie tym, co dziś obserwujemy – stworzeniem  chińskiego komunistycznego giganta zagrażającego naszej cywilizacji.

Bez amerykańskiego parasola bezpieczeństwa nawet te nie w pełni udane i przemyślane reformy państwa, jakie wdraża Prawo i Sprawiedliwość, nie byłyby możliwe. Dlatego nie żartujmy nawet o wielu wektorach i możliwościach wyboru różnych opcji (w domyśle: chińskiej, rosyjskiej, niemieckiej) w dziedzinie współpracy zagranicznej dotyczącej obronności Polski.

Ale oprócz bezwarunkowego poparcia dla światowej dominacji Ameryki (i naprawy Rzeczpospolitej), musimy dostrzegać również niebezpieczeństwa, jakie naszemu protektorowi grożą. Bo jego niepowodzenia odbiją się bezpośrednio na naszej pozycji międzynarodowej. Do utraty państwa włącznie.

Nie miejmy zarazem pretensji do Amerykanów, że ich firmy inwestujące w naszym kraju i w nasze bezpieczeństwo chcą zarabiać. To naprawdę niedorzeczność, którą podnieść mogą tylko chińscy, rosyjscy lub niemieccy agenci (jeżeli kogoś pominąłem, niech się dopisze).

A podniecić się nią mogą jedynie idioci. Piszę te słowa z pełnym przekonaniem, sam będąc przedsiębiorcą. Musimy się zatem nauczyć targować z Amerykanami i wynosić ze współpracy z nimi własne korzyści. Napisałbym „win-win”, ale nie chcę zaśmiecać naszego pięknego języka. Języka Reya, Kochanowskiego, Słowackiego i Mickiewicza 😊.

I tak doszliśmy do powodu nr 1. Stany Zjednoczone mogą upaść, bo zamiast rozwijać ekonomicznie państwa sojusznicze, finansują fortuny swoich wrogów. A dzieje się tak w wyniku podwójnie błędnego rozumowania. Po pierwsze uznano, że bogactwo uczyni z drapieżnych chińskich kotów tłuste europejskie kocury; co się nie stało, bo Partia rządzi całą chińską gospodarką. Po drugie założono, że współpraca z wrogiem jednak przyniesie korzyść własnemu państwu, niezależnie od stopnia realizacji punktu pierwszego.

Tymczasem drapieżne chińskie koty dalej chcą harcować, rozbudowując swoją armię lądową, morską i cybernetyczną. I wraz z nowym przywódcą, jakim od 2012 roku jest Xi Jinping, podejmują walkę o władzę nad światem. Jedyną korzyść, jeżeli chodzi o obywateli amerykańskich, odnieśli właściciele korporacji kiedyś amerykańskich, a teraz światowych. Odpływ produkcji amerykańskiej do Chin – najpierw prostej, a potem zaawansowanej – zdewastował drobną i średnią wytwórczość amerykańską. Tym samym wpłynął negatywnie na najniższą warstwę robotników przemysłowych. Została wypłukana podstawowa tkanka społeczna, w każdych czasach stanowiąca o sile narodu i państwa.

Kryzys roku 2008, o którym wspomniałem w mojej Wojnie, którą właśnie przegraliśmy, niestety nie odbił się żadną refleksją w sferach rządowych Ameryki. A sposób jego zażegnania, jedynie poprzez dodruk pustego pieniądza, stał się zalążkiem kolejnego kryzysu. Tego, z którym dziś mamy do czynienia. I który wybuchłby niezależnie od pandemii. Bo nie została zlikwidowana żadna z nierównowag, które rozwierają nożyce dochodowe społeczeństwa, zamiast je domykać. Nie skończono z kreacją pieniądza oderwanego od rzeczywistości, ale zjawisko to wzmocniono. Wzmocniono też sferę gospodarki zabawy (usług, rekreacji i wypoczynku) w miejsce gospodarki rzeczywistej. I nic dziwnego, skoro wszystko, co pożyteczne, miały za Amerykanów robić małe chińskie rączki.

Można przenieść na drugi koniec świata każdy biznes. Zgoda, ale nie można tam przenieść 20, 30, 40% swojego narodu.

Korporacje stanowią ułamek procenta społeczeństwa amerykańskiego, ich zarządy i zespoły kierownicze niewiele więcej. One wszystkie mogą się przenieść nawet w kosmos. Wykluczenie ogromnej części społeczeństwa z efektywnego i rzeczywistego gospodarowania, a tym samym uczestniczenia w tworzeniu wewnętrznego bogactwa, odbiera sens życiu zwykłych ludzi. Poszerza się margines społeczny i patologie z nim związane, co osłabia państwo. Bo zamiast czerpać korzyści finansowe z aktywności własnego społeczeństwa, trzeba je wziąć na utrzymanie. Nie z kieszeni korporacji, rzecz jasna, bo te mają tysiące sposobów na unikanie podatków, ale z dodruku pustego pieniądza. W konsekwencji każde Imperium stosujące takie panaceum upada.

Nie jest, rzecz jasna, nieszczęściem przenieść za granicę nadwyżkę swojego zapotrzebowania produkcyjnego. Jednak inwestycja taka ma sens tylko wtedy, gdy wzmacnia nasze państwo i poszerza nasz system wolności. System oparty na wspólnych chrześcijańskich zasadach. Pominięcie wartości w myśleniu o gospodarce i świecie zaowocowało właśnie tym, co dziś obserwujemy – stworzeniem  chińskiego komunistycznego giganta zagrażającego naszej cywilizacji.

To już ostatni moment, żeby to błędne myślenie i działanie zrewidować. I o tym napiszę następnym razem.

Jan A. Kowalski

PS Po ostatnich doświadczeniach: nawet z ludźmi wyznającymi te same wartości i posługującymi się nominalnie tym samym językiem trudno się dogadać, jeżeli nie założymy dobrych intencji rozmówcy (przynajmniej do pierwszego oszustwa) 🙁