Oranżadowe „psychodelicje” ze szczyptą mroku. „Karma Tango” – polski album marca sieci Radia Wnet. Tomasz Wybranowski

Bukiet Oranżady tworzą: Michał Krysztofiak – gitara i śpiew, Robert Derlatka – gitara basowa i śpiew, Maciej Łabudzki – pianino elektryczne, perkusja, flety i Artur Rzempołuch – perkusja.

Otwocka Oranżada to muzyczna zjawiskowość na polskim rynku muzycznym. Ich dozgonnym fanem stałem się od pierwszego przesłuchania krążka „Once Upon A Train”, niemal filmową ścieżką dźwiękową do odwiedzanych stacji kolejowych relacji Warszawa – Otwock. Po dekadzie fonograficznej ciszy wydali jeden z najważniejszych krążków 2023 roku. Piszę to z pełną stanowczością, mimo że dopiero zaczyna się kwiecień. Tomasz Wybranowski   Tutaj do wysłuchania rozmowa z Michałem Krysztofiakiem:   […]

Otwocka Oranżada to muzyczna zjawiskowość na polskim rynku muzycznym. Ich dozgonnym fanem stałem się od pierwszego przesłuchania krążka „Once Upon A Train”, niemal filmową ścieżką dźwiękową do odwiedzanych stacji kolejowych relacji Warszawa – Otwock.

Po dekadzie fonograficznej ciszy wydali jeden z najważniejszych krążków 2023 roku. Piszę to z pełną stanowczością, mimo że dopiero zaczyna się kwiecień.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Michałem Krysztofiakiem:

 

 

Oranżada, bywalcy Klangbad Festival i ulubieńcy Joahima Immlera, muzyka legendarnej formacji Faust, próbę ognia życia przeżyli w ciągu ostatnich siedmiu lat. Po premierze wspomnianej „Once Upon A Train” (2012) Przemysław Guryn i Maciej Łabudzki odstawili „Oranżadę”.

Przyszedł rok 2015 przyniósł wielki cios. 16 listopada 2015 umiera Przemysław Guryn, o którym muzycy mówią „przyjaciel, muzyk, ważny członek zespołu i przede wszystkim wspaniały człowiek.”

Po kilku miesiącach głębiej do cysterny dźwięków zaczęło powracać trio: Robert Derlatka, Artur Rzempołuch i Michał Krysztofiak. W takim składzie grupa kontynuowała działalność do pewnego zlecenia, które do dziś dzień jest owiane mgiełką tajemnicy. Oto pojawił się ktoś, kto zapragnął ich zobaczyć i usłyszeć tylko dla siebie. On – publiczność postawił jednak warunek: grupa musi zagrać jako kwartet.

Była wiosna 2018 rok. Trio nie szukało czwartego muzyka. Robert Derlatka poprosił o wsparcie Macieja Łabudzkiego. Ten od słowa przeszedł do czynu i na powrót rozsmakował się w oranżadowej aurze. Wtedy znaleźli muzyczny port w siedzibie Muzeum Ziemi Otwockiej. Tam odbywały się próby i rozmowy muzyków o życiu, ulotności chwil i wszechogarniającej aurze pośpiechu.

O tym, że nic nie trwa wiecznie przekonali się już w tym przeklętym roku 2020. U progu pandemii pożar strawił niemal wszystko: instrumenty muzyczne, partytury i nuty, wreszcie szkice tekstów i inne zapiski. Zostali z absolutnie niczym. I to było zapalnikiem nadejścia „nowego”.

W jednym z wywiadów Robert Derlatka powiedział nawet:

Był to dla nas taki moment oczyszczający, bo chyba za długo tam tkwiliśmy. Przenieśliśmy się do nowego miejsca, a pomogli nam w tym koledzy z zespołu Świdermajer. W nowym miejscu złapaliśmy nową energię. Mieliśmy nowy sprzęt, który musieliśmy kupić. Dostęp do tej sali prób też jest łatwiejszy niż w przypadku Muzeum Ziemi Otwockiej.

Magia nowego miejsca zadziałała. Każdy z muzyków częściej i w pogodnych nastrojach wstępował, aby pomuzykować. Fundamentem nowego albumu formacji „Karma Tango” były spotkania i wymiana muzycznych formuł Michała KrysztofiakaRoberta Derlatki.

Okazało się, że ten pierwszy stworzył sporo nowego materiału. Michał Krzysztofiak myślał nawet o wydaniu solowego krążka, ale widząc zapał kolegi z zespołu dostrzegającego w nim „Oranżadowy” potencjał i moc, machnął ręką i stwierdził:

Przearanżujmy te utwory i nagrajmy je pod flagą Oranżady.

Dodam od siebie, że nagrania zespołu Oranżada mają w sobie wielki ładunek filmowości i baśniowej wręcz ilustracyjności. Słuchając nagrania z „Karma Tango” wnikam w konglomerat smaków, zapachów, widoków i kliszy wspomnień.

Obok Czerwi Maćka Kudłacika, Oranżada to absolutny parnas grup tworzących muzyczne motywy do filmów, które (w przypadku muzyki otwockiej grupy), powstać powinny! Zachęcam do wniknięcia w ich muzykę. Pochłonie Was bez reszty.

 

Karma Tango – jeden z albumów najważniejszych (już) A.D. 2023

Zanim objawił nam się krążek „Karma Tango” zespół obdarował wytrawnych fanów płytami: „Oranżada” album (2005), „Drzewa w sadzie zdzikły” (2009), „Samsara” (2009 – edycja winylowa) i „Once upon a train” (2012 – album wydany także na winylu).

Bukiet Oranżady tworzą: Michał Krysztofiak – gitara śpiew, Robert Derlatka – gitara basowa i śpiew, Maciej Łabudzki – pianino elektryczne, perkusja, flety i Artur Rzempołuch – perkusja.

Kiedy postanowicie odsłuchać materiał z płyty „Karma Tango”, to ostrzegam: nie będzie już odwrotu!

PsychoProgDeliczna karuzela raz obróci Was z stronę zmierzchu dekadencji z jej poetyckością i wampirycznym księżycem, innym razem wyniesie w okolice big bitu i acid pop z przełomu lat 60. i 70. XX wieku.

Nie braknie też gitariad i riffów jędrnych i zawiesistych, partii klawiszy, których nie powstydziłby się nasz rodak krwi Rajmund Manzarek i uderzeń w naciągi bębnów, których echo wynosi hen! za horyzont i poza pola najśmielszych,  najpiękniejszych marzeń. Oranżada to nie kopalnia skarbów, a wszechświat dźwięków.

Impresje o 10 nagraniach – podróżach z tego albumu:

  1. „Ty, ja, on i my” – dzięki partii gitary basowej znajdujemy magiczne przejście od muzyki nowej fali, surowej i lekko doprawionej post – rockiem w klimat przełomu lat 60. i 70. To nagranie zrobiłoby wówczas wrażenie na słuchaczach Morrisona z kapitalnego „L.A. Woman”. Melodia, która prowadzi do małej kanciapy prób w latach 60. XX wieku. Spotykamy tam Micky’ego Dolenza, Georga Harrisona (z czasów sierżanta Pieprza) i Syda Barreta próbujących muzycznie stworzyć coś na wzór naszej Oranżady.
  2. „Get Your Head Around Be Busy” – wzorcowy muzyczny motyw przewodni do filmu (który jeszcze nie powstał) na podstawie prozy Aldousa Huxleya „Niebo i piekło”. Okazuje się, że aby zgłębić „za horyzontalność” odmiennych stanów świadomości nie trzeba psychodelików. Owo utopijne miejsce piękna, spokoju i wiedzy o nas samych otwiera się za sprawą Oranżady. Gitary po raz pierwszy dają do zrozumienia, że melodyczność można łączyć z przesterowanym buczeniem, post – riffowymi warknięciami i zgiełkiem całej faktury aranżacyjnej. Głos wnikający w dźwięki jest kolejnym instrumentem, która jednoczy się z dźwiękami fletu Heleny Perek. Emily Bones (Tekla Goldman) niemal wieńczy dzieło piękna nie-do-wypowiedzenia (choć każdy słuchacz je czuje). W finale ściana dźwięku grzebie nas prowadząc wąską szczeliną, w której pulsuje malachitowe światełko, do utworu
  3. „Lay Down” – wzorcowego rocka południowego US z naddaniem stonerowej mocy i matematycznej precyzji. Zawiesisty riff oplatają basowe i perkusyjne serpentyny. Refren to mistrzostwo świata. Michał Krysztofiak nie jest gorszy od Josha Homme’a. A gdyby tak zagrać wolniej, to wyszedłby z tego cudny teksański blues i jam sessions z Z.Z. Top. Cudowne nagranie! Chciałbym je usłyszeć na żywo.
  4. „My 1000” – przynosi ukojenie. Akustyczności i folkowe ornamentacje zamykają na chwilę psychodeliczne i rockowe granie z pasją w innej komnacie świadomości. Flet Heleny Perek wchodzi w dialog z gitarą, która niby to tylko prowadzi melodię, ale co chwila (nie wiem czy to tylko moje wrażenie) delikatnie zbacza tonalnie dając wyzłocić się z świetle księżyca sekcji rytmicznej. Sekcja funkująco (perkusja) – bluesowa (bas) eksponuje wszechobecne piano Macieja Łabudzkiego, z którym jest jak z przypowieścią o Pitagorasie, który opowiada o śpiewających gwizdach… Całość wieńczy akustyczny funk – rockowy finał, którego nie powstydziły się „Papryczki” z czasów „Mother Milk”. Ale to moje subiektywne i klimatyczne odczucia. Krótki tekst „My 1000” staje się heroldem prawdziwych marzeń współczesnych ludzi pogubionych w zachwycie użycia cyberświata, technologii, wszech(nie)wiedzy o wszystkim.

A życie umyka, a życie nie oddaje kredytów z minut i dni, a życie nigdy nie wybaczy grzechów zaniedbania. By świat był lepszy wystarczy tak naprawdę 1000 sprawiedliwych na całym świecie. Amen!  – tak to zinterpretuję.

  1. „Shady House” – post – rockowa konwencja z obowiązkową riifapadą (neologizm mój: riff plus galopada – przyp. T.W) z dotknięciem progresywnego rocka (od 1 minuty i 24 sekundy). Kolorowankę melodii Oranżady wypełniam teraz takimi barwami. No i jeszcze gotycki ornament gitary, który przenosi mnie do połowy lat. 80 XX wieku i pewnej płyty ©kultowej (nie od Kazika) „Love”. Finał szalony z kaskadą świateł rozpraszanych bolidem napędzanym endorfinami!
  2. „Totalizator” – singlowa petarda zwiastująca wydanie płytę, o której powiedziałem już (chyba) wszystko na antenie Radia Wnet, mówiąc o albumie „Karma Tango”

Album marca sieci Radia Wnet i żelazny kandydat do złotej XX. Najważniejszych albumów roku!

  1. „4 Horsemen” – mój absolutny faworyt. Od teraz odtwarzam go sobie w towarzystwie imiennika z roku 1972 z krążka Aphrodite’s Child. Najpierw delikatną sieć tka gitara i flet. Partie basu przenoszą nas znowu pod niebo kalifornijskiej psychodelii przed świtem. Błogo, pięknie i świeżo.

Ale od 2 minuty 18 sekundy zaczyna się muzyczna wspinaczka ze zmianami tempa, która kończy się znalezieniem iście łąki Leśmiana w stylu prog/art./space – rocka z odrobiną oczyszczającej dekadencji. Po szczypice zgiełku i zmierzchu przychodzi ukojenie i spełnienie tożsame z pogodzeniem się ze sobą i I to jest dla mnie przeslaniem tego nagrania, które dla mnie jest fundamentem tego albumu.

I ten głos Emily Bones. Ech Emily…

Solo gitary Michała Krysztofiaka absolutnie mistrzowskie! Odnajduję tam wszystko co najlepsze z gitarowych popisów twórców światowej klasyki. Charakterystyczny, od razu rozpoznawalny bas Roberta Derlatki, spowity w wiatrach elektroniki, wiedzie nas ku wschodniej baśniowości. Bowiem z tego nagrania wyłania się dwie niezwykłe kompozycje

 

 

  1. „Here and Now”
  2. „Tyle dróg” – w nich baśniowość ambientu i psychodeliczny woal wtulają w progresywne senne pasaże. Znakomity bas i rytmy perkusji na których Helena Perek rozciąga niczym delikatną pajęczą sieć nocnego pająka, na którą nocne wokalizy rosy zawiesi Emily.

Oto przed nami w pełnej krasie ukazuje się przepiękna mantra teraźniejszości, którą przesypiamy i unieważniamy śniąc o przyszłości, albo tracimy marnując czas ma mitologizowanie przeszłości. A kiedy teraźniejszość przecieka nam przez palce, to zniewalana nas właśnie „Karma Tango”. Piosenka jest nie tylko wyjątkowej urody perłą z tej płyty, ale i jednym z najjaśniejszych, przepięknych momentów całej twórczości Oranżady:

Tyle dróg, tyle miejsc, każdy chce je odnaleźć. Nie płacz.

Kiedy zgubisz się, to rozstaju dróg, na Ciebie będę czekał.

Tyle rzek, tyle przejść, każdy z nas je znajdzie

  1. „Dzień 2020” – I finał tej znakomitego albumu, który przynosi oczyszczenie. Kamienie osuwają się na korytarze wspomnień, a kotary szczelnie i światłoczule wyciszają wszelkie myśli o jutrze.

Jutro budujemy dzisiaj, dlatego przestańmy o nim myśleć. Czas tworzyć, być, kochać i żyć dziś! Teraz! Polecam bardziej niż bardzo. Takie albumy powstają (niestey!) coraz rzadziej.

 

 

Oranżada i koncert, który trzeba zobaczyć!!!

Od kilku tygodni zapowiadam na antenie sieci Radia Wnet to koncertowe wydarzenie! W sobotę 22 kwietnia 2023 roku Oranżada zagra na scenie Teatru Miejskiego im. Stefana Jaracza w Otwocku. Bilety można zakupić tutaj: https://biletyna.pl/koncert/Koncerty-ORANZADA

 

Tomasz Wybranowski

 

Komentarze