Każdy chciał dodać do naszej muzyki coś, co kocha najbardziej. Z Filipem „FiFo” Tarnowskim rozmawia Sławek Orwat

Jako reprezentant sceny sound systemowej w Polsce mogę powiedzieć, że jesteśmy silni. Mamy kilka znanych na całą Europę sound systemów.

 

Mówicie o sobie, że jesteście wokalno-instrumentalnym projektem z pogranicza reggae, ska i rocksteady, którego szeroka różnorodność stylistyczna sięga do jazzu, bluesa a nawet rocka. Dla mnie natomiast jesteście nadzieją, że polskie reggae nareszcie wychodzi ze spowodowanego medialnym sukcesem Kamila Bednarka 10-letniego komercyjnego marazmu, a ty masz niepowtarzalną szansę szturmem wejść do ścisłej czołówki nadwiślańskich piewców Rasta. 

Stereotyp z jakim aktualnie boryka się branża muzyki reggae w Polsce sprawia, że ludzie zaczęli podchodzić ze sceptycyzmem do wszystkiego, co ma słowo 'reggae’ w nazwie. Na samym początku zespół bardzo się zmieniał i ewoluował, powstawały nowe pomysły, myśleliśmy również nad zmianą nazwy. Mimo wielu propozycji, nasi dotychczasowi fani, znajomi i rodziny namawiali by pozostawić tę, pod której szyldem gramy do dziś – Positive REGGAE Rockers. Nie baliśmy się tego – stwierdziliśmy, że to nie nazwa świadczy o zespole, lecz jego muzyka, dlatego skupiliśmy się na jej tworzeniu, a nie nad ewentualną zmianą „barw”. Po kilku latach dostrzegliśmy dzięki temu nową możliwość – grając różnorodną muzykę mającą w podstawach reggae, możemy postarać się obalić ten stereotyp.

Czy wymyślając nazwę inspirowaliście się zasłużonym dla polskiego reggae bandem Darka Malejonka, czy to zupełny przypadek?

Nasz zespół istnieje od 6 lat, jednak ja, jak i większość aktualnych jego muzyków piszemy jego historię od około 3 lat. Nie wiem jak było z założycielami zespołu 6 lat temu, ja prędzej szedłbym w stronę East West Rockers niż Maleo Reggae Rockers (śmiech).  Zresztą Cheeba Fly z wymienionego zespołu jest moim dobrym znajomym, z którym często współdzieliliśmy mikrofon na imprezach Warsaw Jungle Massive. Przez ostatnie lata bardzo dużo się działo, zespół ewaluował i dojrzewał. To takie nasze dziecko, o które codziennie dbamy, gdzie codziennie uczymy się czegoś nowego z jednej strony muzycznego a z drugiej zdobywamy wiedzę o sobie samych, sztuce chodzenia na kompromisy i współpracy w dużej bo 11 osobowej grupie.

No właśnie, dziewięcioro muzyków plus realizator dźwięku i urocza pani manager to – przyznacie sami – niezła wycieczka (śmiech). Jak rozwiązujecie logistykę koncertową i czy tworząc jedną wielką rodzinę, macie przypisane jakieś role, czy też panuje jeden wielki chaos (czytaj demokracja) haha?

O logistykę dba nasza – jak to powiedziałeś – urocza pani manager, która nie ma z nami lekko (śmiech). Jak już wcześniej wspomniałem, w zespole każdy ma swoją rolę, każdy zajmuje się inną częścią pracy, a kiedy trzeba, wszyscy się jednoczymy i działamy wspólnie. Zorganizowanie transportu, noclegu czy ogólnie szeroko rozumianej logistyki koncertowej dla tak dużej grupy ludzi nie jest proste, jednak tworzymy pewnego rodzaju społeczność, która w decydujących momentach zawsze się wspiera.

Dzięki tej ilości muzyków posiadacie bardzo bogate instrumentarium. Sekcja gitarowa, perkusja, perkusjonalia, elektronika, bas, a przede wszystkim mająca niebagatelny wpływ na wizerunek i brzmienie zespołu solidna sekcja dęta. To wszystko niewątpliwie posiada ogromne plusy, ale to bogactwo sprzętowo-ludzkie może też niekiedy utrudniać organizatorom koncertów zapewnienie scenicznej przestrzeni lub choćby wypłacalność. Jak sobie radzicie z tym nadmiarem szczęścia (śmiech).

Gdybyśmy mieli polegać jedynie na organizatorach w sprawach sprzętowych czy logistycznych, to myślę że 90% naszych koncertów brzmiałaby co najmniej dużo gorzej, lub mogłaby się po prostu nie odbyć. Na szczęście nasz zespół to nie tylko muzycy, ale także i nasz akustyk, który zawsze dba o sprzęt, i późniejsze brzmienie na scenie – jest zawodowcem i profesjonalistą. Oprócz niego jest również nasza niezawodna Kasia – menedżerka, dzięki której nie musimy myśleć o papierach, dokumentach, logistyce a możemy skupić się na graniu. Każdy ma swoja rolę w zespole, każdy zajmuje się inną częścią pracy, a wszyscy razem idealnie się uzupełniamy i tworzymy funkcjonującą całość. Staramy się współpracować z organizatorami i jeśli trzeba iść na kompromisy albo ich wspierać, wszystkim zależy na jak najlepszym efekcie koncertu czy danego eventu. Chyba nie jest z nami jeszcze tak źle (śmiech), jeśli udało nam się (mam tutaj na myśli współpracę organizatora, naszej managerski, akustyka oraz wszystkich muzyków) wspólnie zorganizować wyjazd do Amsterdamu i dwa koncerty w Holandii na początku tego roku. Zdecydowanie było to jedno z najwiekszych przedsięwzięć wymagających współpracy wszystkich członków zespołu.

Jesteś już od około 5 lat rozpoznawalnym w stolicy beatboxerem, DJ-em i obdarzonym znakomitym głosem wokalistą. Przypominasz mi brzmieniem i sposobom modulacji głosu takie osobowości gatunku jak Dawid Portasz czy Junior Stress. Dlaczego mając do wyboru ogrom muzyki, uwiodły cię akurat brzmienia karaibskie? 

Beatboxerem jestem tak naprawdę od 15 lat, i wtedy też mniej więcej zaczynałem pierwsze przygody z wokalem, próbując swoich sił w rapie. Śpiewam od około 12 lat, na scenie za to – jako że pod skrzydła wziął mnie Rastamaniek, znany wtedy z takich projektów jak zespół Raggamoova, Jasna Liryka czy Sounds of Freedom – i od tamtego czasu czasem zdarza mi się usłyszeć „O, tu brzmisz jak Maniek!”. Z Juniorem Stressem natomiast łączy mnie m.in. wspomnienie jednego konkursu nawijaczy Reggae, gdzie jednym byłem ja – 'dziecko Rastamańka’, Olaf Bressa 'dziecko KaCeZeta’ oraz jeszcze jeden wokalista którego mentorem muzycznym był Ras Luta. Uwielbiam być porównywany do Juniora Stressa, bo oznacza to, że moja nawijka na danej imprezie była solidna, mocna i zrobiła „robotę” (śmiech).
Czemu muzyka karaibska? Myślę że obok wszechobecnego bassu jaki uwielbiam w muzyce a muzyka jamajska ma go najwięcej, główną iskierką w głowie był mój ojciec, który od zawsze powtarzał, że uwielbia Boba Marleya i nieraz razem go słuchaliśmy, czy to w podróży na wakacje czy na zwykłej działce siedząc na słońcu.

Reprezentujecie różne, często wręcz skrajne gatunki muzyczne. Wszyscy od początku wiedzieliście, że chcecie grać reggae?

Kiedy dołączałem, to dołączałem do zespołu reggae szukającego wokalisty. Dopiero później, gdy dotarło kilka nowych osób, każda z zupełnie innym pojęciem o muzyce, zaczęliśmy robić burzę mózgów na próbach – każdy chciał dodać do naszej muzyki coś, co kocha najbardziej, a finalnie zaowocowało to tym, co już sami możecie usłyszeć na antenie radia czy w internecie.

Co jest waszą inspiracją muzyczną?

Naszą inspiracją muzyczną… nazwałbym całą muzykę. Każdy rodzaj muzyki ma w sobie coś niepowtarzalnego, co my staramy się ściągnąć do siebie. Wynika to z tego, że każdy członek zespołu wywodzi się z innego nurtu muzycznego, każdego interesuję inny rodzaj muzyki, a razem staramy się to łączyć. Nie chcemy być nudni – chcemy by każdy audiofil mógł znaleźć w naszej muzyce coś dla siebie. Ba, ostatnio nawet tworząc coś nowego idealnie wkomponował się nawet jeden motyw przewodni z bardzo znanego utworu z kierunku techno (śmiech)

Przedstaw pokrótce siebie i swoich kolegów z zespołu.

Filip „FiFo” Tarnowski – wokal prowadzący, beatbox od 15 lat i wokalista od 12 lat oraz od stosunkowo niedawna selektor/DJ. Pochodzę z Pruszkowa, jestem nigdy nie pobierającym lekcji ani z wokalu, ani z beatboxu, ani z pisania tekstów, ani z zachowania na scenie samoukiem. Współtworzyłem z Rastamańkiem, DJ Cienkim Cinem, Du3 normalem (HU), Sir Tapem, a także z takimi kolektywami jak Jah Love Soundsystem, Warsaw Jungle Massive, Subroot czy WbijTube. Jestem zwycięzcą pierwszego w Polsce konkursu na nawijaczy reggae – Sting Challenge (2015)

Marcin Mikołajczuk – gitara prowadząca. Jest muzykiem samoukiem, który od thrash metalu doszedł do Pop-Reggae. Ostatnio większość czasu z instrumentem przychodzi mu spędzać w kabinie swojego tira.

Szymon Sielski – gitara basowa, człowiek renesansu. Spełnia się jako kucharz / dźwiękowiec / pasjonat produkcji filmowej, ale przede wszystkim basista PRR, chociaż gitara basowa nie jest jedynym instrumentem z którego potrafi wydobyć soczyste dźwięki. Jest wulkanem energii nie tylko w życiu ale i na scenie. Ma na swoim koncie kilka zespołów rockowych/punkowych jak i reggae.

Emilia Pikora – saksofon altowy. Z PRR związana jest od czerwca 2019. Zagrała zastępstwo na koncercie podczas Święta Lnu w Żyrardowie i… została do dzisiaj. Jest absolwentką PSM I st. im. Ignacego Jana Paderewskiego w Żyrardowie.

Błażej Zawadzki – multiinstrumentalista. Brał udział w projektach orkiestrowych jak i w małych składach, w PRR gram na saksofonie tenorowym.

Marceli Kuran – instrumenty klawiszowe/aranżacje. Jest multiinstrumentalistą, absolwentem żyrardowskiej PSM I i II st. im Ignacego Jana Paderewskiego oraz twórcą audiowizualnym, rozdartym emocjonalnie pomiędzy wiecznie niezaspokojonym popędem muzycznym, a miłością do filmu.

Tymon Lange – perkusjonalia. Interesuje się przede wszystkim muzyką i literaturą. Od kilku lat występuje z grupa perkusyjną Comparsa.

Marcin Fifielski – trębacz, absolwent Akademii Muzycznych w Poznaniu i w Gdańsku. Pasję do muzyki łączy z pracą elektryka. Prywatnie jest miłośnikiem astronomii, szachistą i badaczem starożytnych wierzeń.

Jarosław Zajkowski – perkusista. Jego ulubione zajęcia to granie na bębnach, jazda na rowerze i uprawa roślin ozdobnych.

Robert Radkiewicz – realizator dźwięku. Już od 2 lat związany jest z zespołem Positive Reggae Rockers. Dba o stronę techniczną koncertów. Jako technik i realizator współpracował z największymi firmami oraz gwiazdami polskiej sceny muzycznej. Od kilku lat systematycznie pracuje przy obsłudze festiwali muzycznych.(PolandRock, Opener, Suwałki Blues festiwal)

W Waszym repertuarze koncertowym nie znajdziemy żadnych coverów. Wykonujecie tylko materiał autorski, co nie jest często spotykane wśród młodych kapel bez obfitego repertuaru. Ile utworów zawiera wasza lista koncertowa i ile z nich posiadacie w wersjach studyjnych?

Nasza lista koncertowa na razie obejmuje 9 utworów, a w wersjach studyjnych na ten moment jeszcze mamy 3, ale w chwili w której rozmawiamy część zespołu siedzi w studio i nagrywa dwa kolejne, po których nastąpią 2 kolejne i tak już do końca świata (śmiech). Wspólnie zdecydowaliśmy, że jako zespól będziemy grali jedynie materiał autorski, oczywiście na początku były pewne obawy i strach, bo w końcu nasza muzyka nie jest jeszcze szeroko rozpoznawalna. Jednak pojawia się pewien trend na koncertach, że ludzie rozpoznają utwory i śpiewają z nami. To jest niesamowite uczucie, kiedy cala publika śpiewa refren razem z tobą i myślę,że dla takich chwil warto tworzyć.

Jesteście finalistą Czwórka Reggae Contest podczas Ostróda Reggae Festiwal-u 2019. Wsparliście również finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 2020 dając dwa koncerty w Holandii dla Sztabu Amsterdam oraz dla Sztabu Horst. Czujecie się „koncertowymi zwierzakami” (śmiech)?

Koncerty to zdecydowanie to co artyści kochają najbardziej! Kontakt z publicznością, emocja, adrenalina – to jest to,  co nas napędza i daje energię na pozostałe działania. Zdarzają się koncerty, które musimy zagrać „na spontanie” – dowiadujemy się tego samego dnia 2h przed wydarzeniem, że jest możliwy koncert do zagrania niedaleko, a my zdążymy się zebrać, zagrać i jeszcze się okaże, że to jeden z lepszych występów (śmiech). W dobie pandemii korona wirusa i całej sytuacji, w jakiej znalazła się aktualnie branża muzyczna, koncerty to zdecydowanie coś, czego brakuje nam najbardziej. Jednak nie marnujemy czasu i skoro nie możemy grać dla ludzi, to zamieniamy to na czas w studio, nagrywanie nowych kawałków czy pisanie nowych otworów.

Jaki wpływ na wasze działania ma pandemia? Czy odczuwacie dotkliwie brak koncertów i kontaktu z publicznością?

Aktualnie robimy to, co powinien robić każdy zespół – niezależnie od tego czy jest pandemia, wojna światów czy zwyczajny wtorek – TWORZYMY I ĆWICZYMY. I to też zalecam każdemu muzykowi w dzisiejszej sytuacji – poświęć ten czas na ćwiczenia, a wrócisz dużą mądrzejszy i bogatszy o doświadczenie i co znacznie wpłynie na twoją przyszłość (śmiech). Staramy się też dać naszym fanom jakieś nowości, np nagraliśmy w domowych warunkach korona-video do jednego z naszych utworów pt. “Pieniądze”. Piękny kawałek o pomaganiu idealnie wpasowujący się w obecną sytuację takie małe “dziękuję” dla wszystkich ludzi na pierwszej linii frontu.

Kiedy można spodziewać się nowych nagrań i czy będzie to zapis na setkę, cy mozolnie dopracowywany ze szczegółami?

Chwilowo nagrywamy szczegółowo, by każdy mógł usłyszeć potencjał każdego z instrumentalistów słysząc każdy z dźwięków perfekcyjnie i czysto. Planujemy jednak nagrywać na setkę jak tylko znajdziemy dobre studio które nas pomieści (śmiech).

Co jest waszym największym osiągnięciem?

Największym? Spotykanie się cyklicznie co tydzień w takim dużym składzie na próbach (śmiech). A tak na poważnie to myślę, że finał konkursu “Czwórka Reggae Contest” koncert na Red Stage Ostróda Reggae Festivalu i samo zakwalifikowanie się do ścisłej finałowej czwórki konkursu. Koncert podczas największego festiwalu muzyki reggae na głównej scenie to zdecydowanie coś, czego nie zapomnimy do końca życia.

Jakie są Wasze plany/marzenia?

Chcielibyśmy, żeby ta pandemia się już skończyła, by ludzie którzy teraz siedzą zamknięci mogli wyjść i na świeżym powietrzu – tfu, W PEŁNYCH KLUBACH I SALACH KONCERTOWYCH – posłuchać naszej muzyki i świetnie się do niej bawić. Mamy w planach również nagranie EP-ki, tak jak już wspominałem, aktualnie część muzyków znajduje się w studio nagraniowym i nagrywa swoje partie do nowych kawałków, których premiera już niedługo! A największym naszym marzeniem jest wydanie własnej płyty długogrającej i międzynarodowa trasa koncertowa.

Muzyka reggae w Polsce wraz z całą otoczką ideologiczną Rastafari pojawiła się na początku lat 80-tych dzięki nieodżałowanemu Sławkowi Gołaszewskiemu i początkowo istniała dzięki nowofalowcom z Brygady Kryzys, Tiltu, a potem już zdeklarowanym reggae’owo legendom jak Izrael, Bakszysz czy DAAB. Po latach ogromny wkład w rozwój tego gatunku mieli raperzy i DJ-e jak Junior Stress, Ras Luta czy Grubson. Jak obecnie ewoluuje ta muzyka i czy jest szansa na jej szczere odrodzenie i przywrócenie jej ideowej korzenności i tym samym zminimalizowaniu jej komercjalizacji, która w mojej opinii jest największym ciosem jaki Ludowi Jah zadał panoszący się niemal w każdej dziedzinie życia zmaterializowany i hedonistyczny Babilon?

Jako reprezentant sceny sound systemowej w Polsce mogę powiedzieć, że jesteśmy silni. Mamy kilka znanych na całą Europę sound systemów, czyli własnoręcznie zbudowanych ścian głośników, więc jeżeli miałbym komentować ten dział muzyki Reggae w Polsce, to jesteśmy na wysokim poziomie. Jeżeli chodzi o kulturę i ideologię Rasta to mam nadzieję, że tendencje spadkowe jakie zaobserwowałem chociażby na festiwalach muzyki Reggae to właśnie odejście od komercji – wierni fani zostają, ludzie tej kultury zostają, i wiem że zostaną do końca.

Komentarze