W Polsce jest więcej ludzi, którzy słuchają tylko tego, co podają media. Z grupą Over The Under rozmawia Sławek Orwat

Odbudowywanie polskiej sceny okazało się trudniejszym wyzwaniem, bo praktycznie nie ma już czego odbudowywać.

– Zespół Over The Under powstał na przełomie 2012/2013 roku. Jak i dlaczego narodził się w waszych głowach pomysł, aby w Polsce grać southern metal, skoro pomimo ogromnej pracy takich ludzi jak Paweł Freebird Michaliszyn southernowe brzmienia wciąż nie zdobyły jeszcze u nas aż tylu wyznawców jak grunge, nu metal czy przeróżne odłamy rocka brytyjskiego?

Krystian Borowski: Bo lubimy wyzwania!

Karol Korniluk: Nie szufladkujemy naszej muzyki. To, że ma ona jakiś tam southernowy klimat jest wypadkową tego, czego słuchamy i czym się inspirujemy. Gramy to, co czujemy. Nie uprawiamy kalkulacji.

Krzysztof Wyszomirski: Nasz gust muzyczny jest bardzo szeroki. Nie zamykamy się na jeden określony gatunek. Jeżeli ludzie słyszą w naszej muzyce southern, to bardzo dobrze. Nowy materiał który powstawał na trasie jest na pewno bardziej eklektyczny, choć dalej jest to OTU.

– Muzyka jaką wykonujecie, najlepiej – jak sądzę – przyjmowana jest w środowiskach motocyklowych i z definicji przez wszystkich zakochanych w kulturze amerykańskiego południa. Jak liczną grupę fanów przyciągają wasze koncerty i stylistycznie pokrewnych wam kapel?

Karol: Zacznijmy od tego ze w dzisiejszych czasach ciężko o subkultury.

Krystian: Dziś człowiek z ramoneską lata na koncerty Zenka M, a punkowcy żyjący na squocie chodzą do pracy. Na trasie widzieliśmy to na własne oczy.

Krzysztof: Na pewno mamy dobre doświadczenia z klubami motocyklowymi, zawsze wszystko idzie sprawnie i jest dobra atmosfera. Jeśli chodzi o subkultury, to zgadzam się z chłopakami. W dzisiejszych czasach to wszystko stało się bardzo rozmyte.

– Bezkompromisowość w tekstach, riffy inspirowane brzmieniem klasyków z NOLA oraz szczerość przekazu, to składowe waszego debiutanckiego LP, którego premiera odbyła się z początkiem 2016 roku w Bydgoszczy. Jak porównujecie wasz debiutancki krążek z materiałem, który będzie zawierało kolejne wydawnictwo i o czym tak naprawdę traktują teksty waszych utworów? 

Krystian: Jak już mówiliśmy, muzyka będzie bardziej różnorodna. Większość tego materiału powstało na trasie. W takich warunkach jest inaczej niż w przypadku tworzenia w studiu czy na sali prób. Klimat miejsca, ludzie, samopoczucie… to wszystko na trasie jest zmienne i ma bardzo duży wpływ na tworzoną muzykę.

Karol: Teksty na nowym materiale są o wiele bardziej osobiste. Zwyczajnie nie było czasu. To wszystko było jak jeden wielki strumień świadomości. Można powiedzieć, że teksty pisały się same.

– Misja odbudowania polskiej sceny muzycznej spowodowała, że przed paroma laty postanowiliście ruszyć w trasę „100%tour” – czyli 100 koncertów w 100 dni. Domyślam się, że taka idea wymagała od was nie tylko solidnego przygotowania logistycznego, ale przede wszystkim finansowego. Były jakieś momenty kryzysowe?

Karol: Całe przygotowanie trasy zajęło nam 7 miesięcy. Booking, pieniądze, reklama, logistyka – to wszystko zrobiliśmy sami. Absolutne DIY

Krzysztof: Jeśli chodzi o sprawy finansowe, to na pewno nalezą się wielkie podziękowania dla sponsorów, którzy uwierzyli w ten projekt i bez których ciężko byłoby o jego realizację. Jest ich zbyt wielu, aby wymienić. Niektórzy z nich stali się nawet naszymi przyjaciółmi.

– Idea trasy „100% tour” – jak głosicie – to budowanie polskiej sceny muzycznej. Czy rzeczywiście bicie rekordów w koncertowaniu wyzwoli w innych kapelach podobne porywy serc? „Teraz, gdy wszyscy siedzą wpatrzeni w ekrany telefonów zamiast na podwórku i słuchają wystukanych przez komputer bitów, zanikają subkultury. Wszyscy są podobni, nudni, bezbarwni, bez pasji i pomysłu na siebie” – to wasze słowa. 

Krzysztof: To odbudowywanie polskiej sceny okazało się trudniejszym wyzwaniem, bo praktycznie nie ma już czego odbudowywać. Poznaliśmy kilka zespołów, których nasze działania zainspirowały do wzmożonej pracy, ale ze smutkiem należny stwierdzić, że było ich niewielu. Większość to zespoły hobbistyczne z podejściem typu: „jest tak chujowo, że nic z tym nie da się zrobić”. Wielu muzyków jest bardziej zainteresowanych kupnem nowego efektu do gitary niż rozwojem swojego zespołu. Przez takich „zapychaczy sceny” – jak zwykliśmy ich nazywać – jest jeszcze trudniej dotrzeć do ludzi. Trzeba przebijać się ze swoją muzyką przez gąszcz zespołów założonych, żeby mieć fajną „profilówkę” z gitarką na Facebooku.

– Jak reagowała na wasze granie publiczność, która w dużym stopniu widziała was przecież po raz pierwszy?

Karol: Jeśli chodzi o ludzi uczęszczających na nasze koncerty budujące jest to, że nie spotkaliśmy się z głosem niezadowolenia. To daje ogromnego kopa. Grasz 100 koncertów w różnych miejscach dla bardzo rożnych ludzi i wszyscy są jak to mawiamy “podpaleni” od młodego death metalowca aż po przysłowiowego „Janusza”.

– Coraz więcej młodych ludzi spędza czas na grach komputerowych, a jeśli już oglądają jakieś koncerty, to najczęściej te na… YouTube. Co musi waszym zdaniem nastąpić, aby ludzie choć na moment odłożyli swoje fantastyczne telefony i skupili uwagę na przeżywaniu muzyki w realnej rzeczywistości?

Karol: Musi nastąpić przesyt. Przesyt zachwytu nad substytutami rzeczywistości.

Krzysztof: Głęboko wierzymy, że już wkrótce cala ta cyfrowa papka i polerowanie rzeczywistości zwyczajnie ludziom się znudzi i nastąpi przełom podobny do tego z początku lat 90-tych. Historia kołem się toczy.

– Piszecie w swoim credo: „Koncertów jest coraz mniej, za to pojawia się coraz więcej dyskotek w stylu disco polo. Młodzież powoli zapomina jak brzmi żywy instrument. Jeśli ta tendencja się utrzyma, to nasza kultura muzyczna sięgnie dna”. Co waszym zdaniem można realnie zrobić, aby do minimum zniwelować rozprzestrzenianie się muzycznej tandety wśród młodych ludzi. Kiedyś disco polo to były wioski i małe miasteczka. Dziś z przerażeniem patrzę, jak ten niskich lotów nurt jest zapraszany na salony wielkich aglomeracji i do mediów publicznych. Jak z tym zjawiskiem walczyć i jak zmusić włodarzy wielkich mediów i miast do ratowania szczerej sztuki w powodzi wszechobecnego chłamu?

Krystian: Pamiętam, jak w czasach podstawówki słuchanie disco polo było po prostu wstydliwym tematem. Była to muzyka na wesela i potańcówki i tak powinno być dziś.

Krzysztof: Najbardziej zaraźliwa i niebezpieczna w Internecie i telewizji jest głupota. Zaczynamy wszystko z automatu wyśmiewać i trywializować. Ludzie zamiast szukać refleksji, buntu przeciw systemowi, zaczynają z wszystkiego robić komedie, zamydlając sobie w ten sposób obraz świata. Obecnie potrafimy robić memy i śmiać się z naprawdę okrutnych rzeczy. Z tą znieczulicą trzeba po prostu walczyć.

– Lansowane przez większość wiodących stacji radiowych w naszym kraju zespoły nie odnotowały żadnego spektakularnego sukcesu poza granicami Polski, natomiast jakże często grupy znane jedynie w bardzo wąskich kręgach odbiorców zostały zauważone w takich krajach jak Stany Zjednoczone czy Kanada. Przypomnijmy sobie chociażby przypadek warszawskiej grupy Pustki, która w roku 2011 zagrała kilka entuzjastycznie odebranych koncertów podczas festiwalu Canadian Music Fest w Toronto oraz South by Southwest w amerykańskim Austin. Poczytny dziennik The Austin Chronicle określił nawet ich piosenkę „Lugola” mianem arcydzieła, a Toronto Star wybierając jedynie kilka koncertów z całego festiwalowego dorobku, zaproponował swoim czytelnikom właśnie nasze Pustki.

Karol: Zauważ, że końcówka naszej trasy to właśnie granie poza granicami kraju. Zostaliśmy tam cudownie przyjęci i już 6 stycznia wracamy do Holandii na tydzień koncertowania.

Krzysztof: Zdecydowanie naszą przyszłość koncertową upatrujemy zagranicą. Końcówka trasy nam to udowodniła. Kto wie? Może za jakiś czas pościmy się na Stany.

Krystian: Za granicą ludzie są bardziej różnorodni. Istnieje tam także moda na tandetę, jednakże nadal jest tam sporo ludzi zainteresowanych szukaniem muzyki dla siebie. U nas w Polsce jest więcej ludzi, którzy słuchają tylko tego, co podają media, a media w większości zapodają totalny syf.

– Największe polskie media od dawna nie grają już tego, co w muzyce jest najbardziej wartościowe, a w zamian sprzedają cenny czas antenowy niczym bazarową „pietruszkę” lub inny nie mający nic wspólnego z kulturotwórczą misją mediów towar, przez co najlepsza polska muzyka trafia głównie do niezależnych programów internetowych i Radia WNET. Co należy zrobić, aby dużym nadawcom opłacało się grać rocka i metal podobnie, jak w latach 90-tych opłacało się to telewizji publicznej, a nawet takim gigantom jak MTV?

Krystian: Należy promować muzykę alternatywną wśród młodych ludzi, pokazać im, że to jest po prostu fajne. Spychając ją na peryferia mediów zwyczajnie dajemy sygnał młodym, że to nic nie jest warte.

Karol: Muzycy powinni ze sobą współpracować i przestać odwracać się od siebie nawzajem jak i od publiczności (zarówno niszowi jak i gwiazdeczki). Należy brać przykład ze sceny hip hopowej, gdzie jeden drugiego wspiera, a nie zwalcza i wszyscy na tym wychodzą na plus.

Krzysztof: Problemem są też te wszystkie darmowe koncerty, gdzie nawet zespoły wartościowe odwalają pańszczyznę, ucząc ludzi tego, że muzyka powinna być darmowa i w końcowym efekcie więcej na tym tracą niż zyskują.

– Zagraliście w UK, poznaliście Bad Solution. Co po tak krótkiej i szybkiej akcji możecie powiedzieć o polskim środowisku muzycznym na Wyspach, którego tak naprawdę poznaliście jedynie wierzchołek góry lodowej. Czy możemy spodziewać się częściej waszych występów na terenie Zjednoczonego Królestwa?

Karol: Zdecydowanie! Już planujemy inwazję koncertową na Londyn!

Krystian: Za mało czasu spędziliśmy z tymi zespołami, żeby coś więcej powiedzieć. Wszyscy byli bardzo sympatyczni i mieli coś fajnego do zaprezentowania. Przykro to stwierdzić, ale zdystansowanie do polskiej rzeczywistości muzycznej służy!(śmiech)

– Wasza wygrana na Liście Polisz Czart wydarzyła się 1 grudnia 2017, czyli dokładnie wtedy, kiedy graliście swój koncert w Londynie. Czyż nie mają racji ci, którzy twierdzą, że życie pisze najlepsze scenariusze? Pamiętam, że zadzwoniłem do was z tą wiadomością w godzinach przedpołudniowych, kiedy to byliście w drodze na koncert. Jak odebraliście tę wieść i ile ta wygrana znaczy dla was jako artystów?

Krystian: Bardzo nas to ucieszyło i podbudowało morale.

Karol: Wygrana dala nam to samo co pozytywne opinie ludzi po koncertach, przeświadczenie, żeby jeszcze mocniej z tym zapier… Jeżeli ludzie chcą naszej muzy, to warto.

– O czym traktuje nasz ówczesny nr 1 „If you pay”?

Karol: „Jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz” (śmiech). Jest też o tym, że w życiu możesz wiele kupić i jednocześnie stracić. Konsumpcjonizm może zniszczyć człowieka, to jest jak hazard.

Komentarze