W rozmowie z Wirtualną Polską wirusolog prof. Włodzimierz Gut stwierdził, że „jeżeli dojdziemy do 38 tys. zakażeń koronawirusem w skali kraju, powrót do obostrzeń będzie koniecznością”. Dodał, że w tej sytuacji niezbędne może okazać się „przymusowe zamykanie ludzi w izolatoriach”.
Trudno tej wypowiedzi nie skomentować jako próbę zastraszenia. Pytanie w jakim celu? Bowiem wirusolog powinien wiedzieć, że koronawirus zaraża nas najczęściej bezobjawowo i możemy teraz w Polsce mieć już nawet milion osób zarażonych.
Aby dokładnie sprawdzić, ile jest dzisiaj w kraju osób zarażonych koronawirusem trzeba dokonać badań statystycznych podobnych jakie dokonali naukowcy z UJ przy współpracy z firmą Diagnostyka. Przeprowadzili oni w Krakowie badania obecności u osób zdrowych przeciwciał IgG specyficznych dla koronawirusa SARS-CoV-2.
Wyniki pokazały, że około 2% z całej populacji było zarażonych nie odczuwając żadnych objawów choroby. Biorąc pod uwagę, że populacja Krakowa wynosi 779 tys. osób, daje nam to 15 tys. zarażonych w jednym mieście.
Dokładne badania na obecność przeciwciał przeprowadzono na terenie całej Hiszpanii, gdzie osób zarażonych koronawirusem jest już około 5%, w tym około 10-15 % w Madrycie. Daje nam to liczbę około 2,5 miliona zarażonych koronawirusem Hiszpanów, a więc prawie dziesięciokrotnie większą niż 290 tysięcy jaką podają oficjalne statystyki. Podobny wynik 10-15% w skali całego kraju uzyskano w Wielkiej Brytanii, co przy populacji 66 milionów daje nam około 6-9 milionów zarażeń.
W Polsce mamy oficjalnie ponad trzydzieści tysięcy przypadków choroby. Zakładając, że osoby bez objawów stanowią u nas faktycznie 2-5% ogółu ludności, bowiem od czasu badań w Krakowie minęło kilka tygodni, osób zarażonych w naszym kraju może być już ponad milion.
Dlaczego więc nie podaje się do powszechnej wiadomości, że odsetek zarażonych bez objawów w Polsce i innych krajach jest znacznie większy niż dotychczas sądzono? Zbadanie stanu faktycznego i dokonanie w całym kraju statystycznych badań przesiewowych powinno być główną troską Ministerstwa Zdrowia. Pozwoliłoby to bowiem monitorować rozprzestrzenienie wirusa w poszczególnych regionach Polski oraz pokazałoby, jaka jest skala rozwoju epidemii i jakie faktycznie związane są z nią niebezpieczeństwa. Badania mogły by jednocześnie udowodnić, że koronawirus nie jest bardziej groźny niż zwykła grypa i nie ma, żadnych racjonalnych podstaw dla paraliżu życia społecznego, teraz czy w przyszłości.
Chociaż koronawirus SARS-CoV-2 jest niewątpliwie zaraźliwy i wiele osób może zostać zarażonych, aktualne dane pokazują, że prawdopodobieństwo zgonu osób bez dodatkowych komplikacji zdrowotnych jest niewielkie, kształtujące się na poziomie 0,1-0,3% i porównywalne ze zwykłą grypą.
Wiadomo już, że koronawirus jest groźny przede wszystkim dla osób starszych, chorych już na inne choroby i innych osób mających słaby układ odpornościowy. Dlatego wcześniejsze hasło „Zostań w domu” i obecne nawoływanie do zamykania ludzi w „izolatoriach” są pomyłką. Przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach i brak ruchu na świeżym powietrzu osłabiają naszą odporność, a społeczna izolacja powoduje wielkie koszty społeczne i nie pozwala nam wyrobić odporności stadnej.
Jak można się o tym przekonać na podstawie statystyk choroby, dzieci i ludzie młodzi faktycznie nie chorują na COVID-19. Z niewielkimi wyjątkami osób, które są chore na cukrzycę i inne choroby obniżających odporność, zarażeni przechodzą to bezobjawowo. Dlatego powinniśmy wrócić do pełnej normalności.
Szkoły powinny być otwarte, firmy i usługi powinny działać normalnie, działać powinny instytucje kultury, a jedynie powinniśmy chronić osoby starsze i chore, szczególnie te, które przebywają w szpitalach i domach opieki.
Zdaniem wielu naukowców, aby poradzić sobie z problemem koronawirusa całe społeczeństwo musi przejść przez proces nabywania odporności „stada”, a więc dojść do sytuacji, w której znaczna liczba osób będzie zarażonych, z tym, że zdecydowana większość tego nawet nie odczuje.
O ile wcześniej zakładano, że dla wytworzenia tych zbiorowych mechanizmów odpornościowych potrzeba aż 50-60% osób zarażonych, najnowsze badania pokazują, że uzyskać ją można już wtedy, kiedy zarażonych w danej populacji jest 7-25%.
Tymczasem, kiedy izolujemy się od innych, zamykamy ludzi w „izolatoriach” i ograniczamy kontakty międzyludzkie, nie możemy wytworzyć odporności stadnej. Takie działania są nieproduktywne. Mamy wówczas do czynienia z czymś co można określić jako „epidemią pełzającą”. Tkwimy w nienormalności dalej. Okres epidemii się przedłuża.
Prof. W. Julian Korab-Karpowicz
……………
Autor jest profesorem w Instytucie Politologii Uniwersytetu Opolskiego, autorem „Harmonii społecznej” i innych książek przetłumaczonych na kilka języków.