Zbigniew Stefanik: Pracownik prezydenta Emmanuela Macrona uzurpował status policjanta i pobił dwie osoby

Policyjna technologia, awans z sierżanta na podpułkownika, dostęp do wszystkich parlamentarnych pomieszczeń – to bezpodstawne przywileje Alexandra Benalla, pracownika i „Rambo” prezydenta Francji.

 

Pierwszego maja tego roku Alexandre Benalla u boku policji (na czyje polecenie, tego nie wiadomo) bierze udział w manifestacji, podczas której dochodzi do zamieszek. Kiedy policjanci z oddziału prewencji CRS zatrzymują jednego manifestanta i prowadzą z nim rozmowę. Benalla podchodzi do zatrzymanego z tylu i napada na niego. Wiadomo również, że kilka minut wcześniej napadł na kobietę biorąca udział w tej manifestacji. W tym zdarzeniu brał udział również Vincent Crase, kolejny współpracownika Emmanuela Macrona. Korzystał on również w sposób nieuprawniony z szeregu przywilejów. W sprawie zostało aresztowanych również trzech policjantów. Zostali oskarżeni o udzielanie pomocy Alexantdrowi Benalla w uzurpacji statusu policjanta. Benalla był już wcześniej znany z agresji. Jeszcze podczas kampanii wyborczej, gdy pełnił funkcję ochroniarza Emmanuela Macrona, zaatakował dziennikarza, który filmował spotkanie z kandydatem. Z powodu agresywnych zachowań nawet członkowie prezydenckiej partii mówili o nim jako Rambo.

 

Francuscy dziennikarze pytają jakie relacje łączą Benalla z prezydentem, skoro jedyną karą, która go spotkała przed ujawnieniem afery, było zawieszenie go na piętnaście dni.

Alexandre Benalla korzystał ze służbowego policyjnego samochodu z policyjnym wyposażeniem high-tech, został awansowany ze stopnia sierżanta na stopień podpułkownika w Obywatelskiej Rezerwie Żandarmerii Narodowej oraz miał dostęp do wszystkich parlamentarnych pomieszczeń. Wydawał również polecenia policjantom. Do zbadania tej sprawy została utworzona komisja śledcza, jednak immunitet zarówno premiera jak i prezydenta pozwala politykom uniknąć obowiązku składania zeznań. Ta  sytuacja doprowadziła do kolejnego kryzysu systemu prezydenckiego we Francji.

 

Zbigniew Stefanik/WJB

Komentarze