Rodziny ukraińskich zakładników apelują do Polski o wsparcie / Paweł Bobołowicz w Radiu WNET

Ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło spotkał się z rodzinami ukraińskich zakładników i więźniów przetrzymywanych w samozwańczych republikach i Rosji. Tzw. separatyści wciąż przetrzymują około 100 osób.

W wyniku operacji wymiany jeńców i zakładników pomiędzy Ukrainą a tzw. Ługańską i Doniecką Republika Ludową, czyli prorosyjskimi separatystami na Ukrainę powróciło 73 żołnierzy i działaczy społecznych. W zamian Ukraina wypuściła 233 osoby.

To pierwsza wymiana jeńców od 15 miesięcy, jednak nie wszyscy przetrzymywani przez tzw. separatystów powrócili do domów. Zapowiadana wymiana „wszystkich za wszystkich” nie w pełni doszła do skutku. Na Ukrainę powróciły 73 osoby, ale w niewoli przebywa jeszcze około 100 osób, a dokładna liczba jest ciężka do ustalenia ze względu na brak lub ograniczony kontakt z uwięzionymi.

4 stycznia w ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Kijowie odbyło się spotkanie z rodzinami ukraińskich wojskowych i cywili przetrzymywanych na terenie tzw. Republik Ludowych i Federacji Rosyjskiej. Inicjatorem spotkania była polska korespondentka na Ukrainie Monika Andruszewska, która regularnie współpracuje z rodzinami zakładników i organizuje dla nich pomoc – między innymi wypoczynek w Polsce dla dzieci ukraińskich wojskowych.

Wczoraj rodziny ukraińskich zakładników opowiedziały polskim dyplomatom i mediom, jak w rzeczywistości wygląda walka o uwolnienie ich bliskich.

Przede wszystkim istnieją dwie grupy przetrzymywanych Ukraińców: jedną stanowią ci, którzy są uwięzieni na terenie Federacji Rosyjskiej – wczoraj na spotkaniu tę grupę reprezentował Ihor Hryb, którego 19-letni syn podstępem został najpierw zwabiony na Białoruś, a tam zatrzymany przez rosyjskie służby i przewieziony na teren Rosji. Obecnie chłopak przebywa w areszcie w Krasnodarze. FSB miało go aresztować za jego antyrosyjską działalność polegającą na wpisach w mediach społecznościowych. Ojciec jest oficerem rezerwy sił ukraińskich i nie wykluczone, że to on mógł być celem operacji rosyjskich służb. Chłopaka porwano w sierpniu 2017 roku.

Kolejną grupę stanowią ci, którzy są przetrzymywani w więzieniach tzw. ługańskiej i donieckiej republiki ludowej. Wczoraj na spotkaniu z ambasadorem o losach swojego męża opowiadała między innymi Wiktoria Iwańczuk. Jej mąż Serhij, major ukraińskich wojsk trafił do niewoli prawie rok temu. Od tamtej pory żona nie ma z nim bezpośredniego kontaktu. Mąż przetrzymywany jest w tzw. ługańskiej Republice Ludowej. Żona widzi go tylko na filmach z przesłuchań, które wrzucają do sieci tzw. separatyści. Pani Wiktoria opowiada, że jej mąż ma wyraźne ślady bicia, torturowania i możliwego stosowania środków odurzających.

Julia Kurinkowa nie widziała swojego męża od trzech lat – jej mąż jest przetrzymywany na terenie tzw. donieckiej republiki ludowej, a do niewoli trafił pod Debalcewem. Czasem żonie udaje się otrzymać i przekazać listy przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Podobnie jak i inne osoby, pani Julia nie wie, dlaczego jej mąż nie trafił na listę osób, które zostały zwolnione w grudniu ubiegłego już roku.

Mąż Kateryny Hlondar trafił do niewoli w lutym 2015 i jest przetrzymywany kolonii karnej. W tym samym miejscu przebywa też czterech innych ukraińskich zakładników. Z listy wymiany mąż pani Kateryny, z nieznanych powodów, został wykreślony przez tzw. separatystów. W domu na tatę czekają dwie córeczki. Młodsza nawet nie widziała swojego ojca- gdy Serhij trafił do niewoli, jego żona była w ciąży.

Rodziny ukraińskich zakładników apelowały do Polski, by wszelkimi sposobami nasz kraj wywierał nacisk na Rosję i tzw. Republiki Ludowe w celu uwolnienia przetrzymywanych zakładników.

Zwracano uwagę, że istotny jest też nacisk na organizacje międzynarodowe ONZ, OBWE i Czerwony Krzyż, które według bliskich zakładników często po prostu nie realizują swoich zadań. Opowiadano między innymi o częstych odmowach wsparcia ze strony Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, którego przedstawiciele twierdzą, że nie mogą w tej sprawie działać, bo nie jest to wojna, w związku z tym nie ma zastosowania konwencja genewska i nie można mówić o jeńcach, tylko o zakładnikach, a to jest poza kompetencjami Czerwonego Krzyża. Pomimo tego, że właśnie to ta struktura ma swoje biura na terenach tzw separatystów i jej przedstawiciele mogą w miarę swobodnie przekraczać umowną granicę. Rodziny również krytykują działalność OBWE, jednocześnie wskazując, ze właściwie to od obserwatorów tej organizacji pochodzą szczątkowe informacje o ich bliskich. W procesie poszukiwania zakładników uczestniczy też cerkiew prawosławna, pomoc deklarował również nuncjusz apostolski.

Nieoficjalnie część z przedstawicieli rodzin zakładników krytycznie odnosi się również do działań władz Ukrainy i uważa, że ich bliscy są zakładnikami także działań politycznych.

Polski ambasador Jan Piekło zadeklarował pomoc ze strony naszego kraju także w organizacji spotkań rodzin z przedstawicielami Unii Europejskiej w Brukseli. Ambasador również podkreślił skomplikowanie sytuacji właśnie ze względu na to, że obydwie strony nie traktują zatrzymanych jak jeńców, lecz zakładników, podkreślił również że ewidentnie dochodzi ze strony tzw. republik ludowych do łamania praw człowieka, i tego dopuszcza się również Rosja. Ambasador również mówił o konieczności większej determinacji w działaniach organizacji międzynarodowych w tej sprawie. Według Jana Piekło jest to przerażające, że taka sytuacja może mieć miejsce w Europie XXI wieku i jest to po prostu wstyd, a duża część Europy nie chce tego dostrzegać, bo tak jest po prostu wygodniej.

Jutro na Ukrainie większość społeczeństwa będzie obchodzić, według kalendarza juliańskiego, Wigilię Bożego Narodzenia. Niestety razem z rodzinami nie spędzi ich wielu ukraińskich żołnierzy i działaczy politycznych przetrzymywanych w katowaniach terrorystów i reżimu Putina. Nie spędzi ich razem z rodziną wspomniany nastolatek Pawło Hryb porwany z Białorusi przez rosyjskie służby. Przypomnę, że przetrzymywany tylko za to, że krytykował Putina w sieciach społecznościowych.

Tymczasem na wschodzie Ukrainy teoretycznie obowiązuje rozejm, ale w praktyce nie cichną strzały. Wczoraj wieczorem w pobliżu miejscowości Ługańskie spadło dziesięć pocisków moździerzowych. Jeden ukraiński żołnierz został ranny.

Ten rok przyniósł już też informacje pierwszych ofiarach śmiertelnych rosyjskiej agresji.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

JN

Komentarze