Kto chce skłócić państwa Międzymorza? Powszechna chęć współpracy jest pozorna / Felieton Mariusza Cysewskiego

Stoi przed nami pytanie: czy państwa położone między Rosją a Niemcami mają występować wspólnie i korzystać z efektu synergii, czy nie, przez co będą dalej słabe, skłócone, rządzone przez agentury?

Moim zdaniem to, jakie ideologie będą głoszone w państwach Międzymorza, znaczenie ma wtórne (powiedzmy). Pomińmy też na razie o wiele wszak ważniejszą instytucjonalną formę integracji: czy będzie to konfederacja państw, bardziej lub mniej luźna, czy też jakiś formalny sojusz. Stoi bowiem przed nami pytanie najprostsze z prostych: czy państwa położone między Rosją a Niemcami mają (a) występować wspólnie i korzystać z efektu synergii, czy (b) nie występować i nie korzystać, przez co będą dalej słabe, skłócone, rządzone przez agentury, rozgrywane każde oddzielnie. Przez co dalej będą zapalnikiem Europy, o który stoczono dwie, jak dotąd, wojny światowe.

Wszyscy deklarują przywiązanie do opcji pierwszej. Ale akurat w Polsce to tylko pozór. Zaraz pojawi się jeden, który powie, że z taką Ukrainą owszem, chce współpracy, byle nie było tam nacjonalistów/banderowców/faszystów. Drugi i trzeci systematycznie, cały dzień będą kolportować propagandę i dezinformację rosyjską. Czwarty powie, że z Litwą i owszem, tylko niech się przyzna, że nie jest Litwą a Żmudzią, a swą nazwę ukradła. Znam pana, który taki właśnie pogląd pozoruje; nie da się ukryć, że przez to na Litwie pan popularny nie jest, a „dzięki” niemu i Polska – bo ówże stroi się tam w kradzione piórka a to polskiego ambasadora, a to szefa tamecznej Polonii.

To nie są programy ani postulaty polityczne, a co najwyżej taktyki retoryczne. I choć głupota jest starsza od Moskwy, to Moskwa akurat doskonale zna różnicę między czczą (pustą) deklaracją a nieuniknionym skutkiem.

Dlatego trudno uwierzyć, by ktoś z tych pozerów choć chwilę wierzył w to, co mówi. Ich preteksty i wymówki mają ukryć to, że w rzeczywistości mamy do czynienia z orientacją (b) – wrogów Międzymorza, zwolenników zapełnienia Europy Wschodniej państwami słabymi, skłóconymi, rządzonymi przez agentów. Tylko taki może być realny skutek niedorzecznych na pozór taktyk retorycznych; taki też więc jest realny i nieunikniony cel ich działania. A czy ktoś to robi za jurgielt, czy też jest autentycznie głupi, znaczenia większego nie ma – skoro skutek w jednym i drugim wypadku jest ten sam.

Dla Polski priorytetem jest odzyskanie niepodległości nie tylko formalnej, ale i faktycznej, wynikającej z potencjału i przestrzeni; a więc odtworzenie Rzeczpospolitej; nazwa ma znaczenie drugorzędne, ja akurat z powodów zrozumiałych przywiązany jestem do tej.

Mamy prosty wybór: Neoksięstwo Warszawskie podporządkowane Moskwie, a rządzone przez agentów i aferzystów, co właściwie jest programem historycznym Narodowej Demokracji, dziś doprowadzonym do farsy przez tzw. Ruch Narodowy, albo Wielka Rzeczpospolita, która jest zwyczajnie zaawansowaną formą wspomnianego na wstępie „wspólnego występowania” państw Europy Wschodniej i „korzystania z efektu synergii”. Formą sprawdzoną w historii. Jej odtworzenie nie jest możliwe wbrew albo z pominięciem pozostałych państw Rzeczpospolitej – tedy sianie niezgody między nimi, niezależnie czy przez jurgielt, czy głupotę, uważam za antypatriotyczne i antypolskie.

Polska ma swoje interesy, konkretne i ściśle zdefiniowane, i tych interesów winna bronić. Te konkrety to widoczne teraz energia, klimat, ale w perspektywie czekają: polityka przemysłowa, koszty pracy itd. Konkrety. Eurorealizm. Konsekwentny eurorealizm to w konsekwencji silna i nowoczesna Europa. Odwrotność interesów Moskwy, bo Moskwa chce albo likwidacji UE, albo jej zgnicia, bezwładu, uwiądu, dechrystianizacji – dokładnie tego, co widzimy teraz.

O Wielkiej Rzeczpospolitej Sześciu Narodów, od morza do morza, niekoniecznie trzeba marzyć. Ale jeśli nawet ktoś w zamian widzi Polskę jako coś w rodzaju małego Księstwa Warszawskiego, to i tak będzie popierał Ukrainę: jak nie z prometeizmu, to z egoizmu. Jeśli nie jako jedno z państw Rzeczpospolitej, to jako bufor.

I przeciwnie: ktoś, kto atakuje Ukrainę, jest kompletnie poza polską racją stanu. Dla Polaków nic nie ma ważniejszego niż wolność i niepodległość. Polska może być wielka tylko w Wielkiej Rzeczpospolitej. Jeśli nie odtworzymy Wielkiej Rzeczpospolitej, z czasem będziemy zgnieceni. O to i o nic innego nie chodziło przez ostatnie 250 lat historii Polski.

Dylematy tych dwu z górą wieków ciągle są nierozwiązane i są jak najbardziej nasze, współczesne. Nie doczekaliśmy się upragnionego końca historii i wygląda na to, że się nie doczekamy. Ale jeśli nawet mamy na koniec historii czekać, to lepiej i bezpieczniej czekać w grupie; wspólnie.

Mariusz Cysewski

Komentarze